I've never seen a decent person among those who say they're going to save the world while forsaking the people around them. Those types of men are always so intoxicated by thier own hollow dreams that they call every little thing in front of them trivial.
Temat: Pałacyk rodu Noctingów Wto Maj 12 2015, 14:42
MG
Pączuś~! PĄCZUŚ WRÓCIŁ! Cały dom szykował się na powrót panicza do domu. Ledwie wczoraj pani Nocting otrzymała list od mistrza Lamii Scale potwierdzający przyjazd jej syna do Oshibany. W pałacowej kuchni roznosił się zapach pieczonego prosięcia, położono świeżo kupiony w Minstrelu dywan, wszystko pachniało jaśminem. Służba biegała we wszystkie strony, dwojąc się i trojąc, byle tylko zdążyć przed przyjazdem panicza. - No już, szybciej, szybciej! - wołała pani Semire, nadzorując pracę swoich podwładnych. Pan Dante miał wrócić za pół godziny ze spotkania w klubie brydżystów, więc wtedy też musiało być już wszystko gotowe. Pączuś wraca~!
Wynajęta przez rodzinę Pace'a dorożka przywiozła go na miejsce jeszcze przed zakończeniem wielkiej krzątaniny. Wjechała tuż przed wejście do pałacyku, skracając drogę o dobre ćwierć mili od bramy wjazdowej. Ogrody znajdowały się jeszcze w stanie wegetacji, czekając na dzień, w którym słońce zabłyśnie w swej pełnej krasie. Marzec dopiero się rozpoczynał, wiosna jeszcze nie nadeszła, a w niektórych regionach Fiore wciąż leżał śnieg (są też takie regiony, gdzie leżał on cały rok). Z pewnością to miejsce przywodziło Egregorisowi na myśl wiele wspomnień. Niekoniecznie ciepłych wspomnień. Te wszystkie bale i bankiety, na których musiał się pojawiać i witać gości nie należały z pewnością do jego ulubionych aktywności. Tym razem to on był witany po długiej nieobecności. Bagaże z dorożki ściągnął stary Dromer, rodzinny stajenny, zaś przywitał panicza Lorcan, lokaj, który mieszkał tu chyba od wieków. - Witamy panicza z powrotem. Pani matka może jeszcze krzątać się przy pracy, zaproszę więc panicza do jego pokoju, gdzie będzie się mógł panicz odświeżyć. Potem zadzwonię na obiad - powiedział staruszek, uśmiechając się tak, jak uśmiechał się zawsze. Pomarszczona twarz chyba rzeczywiście zdradzała radość z racji powrotu Pace'a do domu. Zaprowadził go tam, gdzie zaprowadzić miał, żegnając się z nim jeszcze ruchem głowy. - Gdyby czegoś panicz potrzebował, proszę dzwonić, jesteśmy do pańskich usług - powiedział na odchodne i zniknął za drzwiami. Pokój, stary, dobry pokój, a może raczej... komnata? Była w końcu ogromna, z podwójnym łóżkiem, dwiema kanapami, regałem pełnym książek, własnym biurkiem, ogromnym oknem wychodzącym na wewnętrzny ogród i... tajnym przejściem za biblioteczką do kuchni. Ktokolwiek to wymyślił, musiał być prawdziwym geniuszem! Na potężnej szafie stojącej przy drzwiach wisiały ubrania na zmianę - zielony sweter z ogromnym łbem słonia na środku (stuprocentowo dzieło maminej ręki i jej drutów), beżowe spodnie z materiału, czarne skarpetki, czarne półbuty i zielonkawe bokserki. Czy prysznic wciąż był na przeciwko? Chyba tak. Trzeba było się pospieszyć, bo z pokoju jadalnego już dobiegały donośne krzyki - to chyba pani mama rozstawiała wszystkich po kątach tuż przed obiadem. Ach, ta rodzinna atmosfera...
Termin: jak odpiszesz. Stan: Bez zmian.
Pace
Liczba postów : 685
Dołączył/a : 04/01/2013
Temat: Re: Pałacyk rodu Noctingów Wto Maj 12 2015, 16:01
Po długiej podróży, wysiadłem na stacji w Oshibanie. Spodziewałem się, że wrócę do domu ukradkiem, niezauważony, ale już na dworcu wiedziałem, że Klauth widoczne poinformował rodziców o moim przyjeździe i o dokładnej godzinie wjazdu pociągu na peron. Westchnąłem przeciągle i powitałem służącego, który czekał na dworcu, lekkim skinieniem głowy. -Sam wezmę bagaż... Nie mam zbyt wiele- To, co woziłem przy sobie spakowane było w jedną, niewielką torbę. Wszystko co posiadałem, to kilka ubrań i broń... Podróż przez dziką, mroźną krainę Północnego Pustkowia nie pozwalała na więcej. Dorożka z herbem Noctingów stała przed budynkiem dworca. Nie pozostało nic innego jak wsiąść do środka i czekać na armagedon, który zapewne w tym momencie szaleje w rodzinnej rezydencji.
Nie pomyliłem się za bardzo... Już od wejścia widziałem krzątającą się służbę. -Witaj Lorcan... Nie zostaję na długo...- Pozwoliłem się jednak zaprowadzić do pokoju. Z doświadczenia wiedziałem, że dopóki nie będę wyglądał jak człowiek, matka nie będzie chciała ze mną rozmawiać... W pokoju zrzuciłem gruby płaszcz na podłogę... Szalik rzuciłem w kąt. Był marzec, więc na dworze panowały jeszcze srogie temperatury. To jednak nic w porównaniu z warunkami na Pustkowiu. Rozpiąłem pas z nożami, no-dachi, katanę i wakizashi odstawiłem na biurko. Torbę na kunaie i shurikeny odpiąłem i rzuciłem na kanapę. Usiadłem na łóżku, a to co ujrzałem, wprawiło mnie w... niezrozumianą do końca radość... Mimo, iż tak usilnie próbowałem izolować się od tych wszystkich rzeczy, sweter, który wisiał na wieszaku... był taki sam, jak ten, który dostałem na piąte urodziny. Wstałem i przejechałem ręką po materiale... budziło to niejaki sentyment, ale... mam 26 lat... może dobrze wyglądałem w tym 20 lat temu ale teraz... Spojrzałem w lustro... Z pewnością trzeba było coś ze sobą zrobić. Pogładziłem zarost, który zdążył pojawić się w ostatnim okresie. Ciebie też będzie się trzeba pozbyć... Rozebrałem się do naga i znalazłem łazienkę... W wannie parowała już gorąca woda. Niewiele myśląc zamoczyłem się i rozluźniłem... Trzeba to przyznać, na pustkowiu nie ma wanien...
Pół godziny później byłem już ogolony, pachnący i świeży... Z łazienki wyszedłem owinięty ręcznikiem. Na torsie nadal skrzyły się kropelki wody. Położyłem się na łóżku, do obiadu nadal pozostawało trochę czasu. Jeśli dobrze pamiętam, posiłek zawsze jedliśmy o czwartej...
Przyszedł w końcu czas, by się ubrać. Komplet od mamy schowałem do szafy, przy okazji szukając innych rzeczy. Znalazłem zwykłe czarne spodnie, biały T-shirt i szary, rozpinany sweter... Kochałem swoich rodziców, ale kontrolowanie mojego życia w każdej sferze, nawet wybierając ubrania było grubym przegięciem. Do cholery, mam 26 lat... Mama przeżyje brak swetra ze słoniem.
Spojrzałem na zegarek. Do czwartej nadal zostało kilka chwil. Nie bardzo wiedząc co robić, postanowiłem odwiedzić kilka starych kątów. Wyszedłem z pokoju.... mimowolnie ruszyłem do gabinetu ojca... Wszedłem do jednego z największych pokoi w domu, nie licząc oczywiście jadalni i innych temu podobnych pomieszczeń... W środku nic się nie zmieniło. Podszedłem do fotela za biurkiem i usiadłem, zatapiając się w wygodnych poduszkach. Kiedy będą mnie szukać, kolejnym miejscem do którego zajrzą powinien być właśnie gabinet. To tutaj przesiadywałem najwięcej czasu, kiedy nie było ojca...
Abel
Liczba postów : 1137
Dołączył/a : 09/09/2012
Skąd : Dunno.
Temat: Re: Pałacyk rodu Noctingów Wto Maj 12 2015, 18:07
MG
Gabinet ojca rzeczywiście nic a nic się nie zmienił. Biurko wciąż stało w tym samym miejscu, otoczone ze wszystkich stron regałami. Przy wejściu stała spora szachownica - figury były rozłożone, jakby coś nagłego przerwało ojcowską rozgrywkę z Lorcanem lub samym sobą. Na biurku leżał stos otwartych listów - jakieś zaproszenia, jakieś listy, część porozwalana bez ładu i składu. Chyba papa musiał być w niezłym pośpiechu. Trudno było nie zwrócić uwagi na jedną z walających się kartek.
Drogi Dante, habybabayabyabyanapishahabay UROCZYSTY BAL Z OKAZJI 19 URODZIN MOJEJ CÓRKI, EMILII, habybabyhabybabyplaplablablatekstdużotekstu.
PS Weź Egregorisa, Emilia na pewno mu się spodoba!
Hoho, czyżby coś się dziś szykowało? Widocznie mieli zamiar powiedzieć o tym Pace'owi dopiero na kolacji. Albo jego ojciec nie miał zamiaru w ogóle go o tej sprawie informować - zapewne dostawał wiele takich listów. Byli w końcu bogaci, a każdy, kto znał Dantego Noctinga, zdawał sobie sprawę z sytuacji, w jakiej ten się znajduje - jedyny syn, kawaler, który ma odziedziczyć potężną fortunę, jest na wydaniu, a rodzice usilnie pragną wepchnąć go w czyjeś kochające ręce. Najlepiej oczywiście, żeby Pączuś był zadowolony, ale ten nagle wpadł w okres buntu. Sprawa nie była łatwa, ale może czyjaś córka będzie miała to szczęście i zawróci młodzieńcowi w głowie? Wszak już najwyższy czas! Od kilku chwil Pace'owi przyglądał się Lorcan, który ni stąd, ni zowąd, pojawił się w drzwiach biura. - Obiad podany - powiedział spokojnie, po czym odwrócił się i ruszył ku schodom. Pace wiedział, że jego rodzice nie będą chcieli długo czekać, oj nie. Gdy pojawił się w jadalni, mógł na sobie poczuć wyczekujące spojrzenie matki. Ta chyba jedynie cudem powstrzymywała się od wstania od stołu i objęcia swojego syna, którego nie widziała... długo. Tak, długo to odpowiednie określenie. Egregoris widział, jak zaciskała usta, powstrzymując się od płaczu. Jej mały chłopiec jest już taki duży! Jej kochany Pączuś tak bardzo urósł! I wygląda jak mężczyzna! W końcu udało jej się wypalić tylko: - Czemu nie masz na sobie swetra, który ci przygotowałam? Robiłam go całą zimę! Zbyt dużo emocji cisnęło się na mamine oblicze, więc w końcu coś musiało przerwać tę dziwną scenę. Lorcan zdążył zniknąć i ponownie pojawić się w jadalni. - Pan wrócił - rzekł z uśmiechem na starej twarzy. Rzeczywiście, Pace mógł usłyszeć ojcowski głos. Niski, przyjemny, ale jakby bardziej zmęczony, niż zwykle. Mężczyzna wszedł do pokoju jadalnego z uśmiechem, spodziewając się, że zobaczy swojego syna. Podszedł do niego i uścisnął go tak mocno, jak tylko mógł. - Egregorisie, chyba się zaciąłeś - zauważył, marszcząc brwi. Rzeczywiście, koszulka, którą miał na sobie Pace chyba trochę zaplamiła się krwią z jego brody. To był ten moment, w którym pani Nocting zaczęła pociągać nosem, aż wreszcie całkowicie się rozpłakała. Ze strasznym szurnięciem odsunęła krzesło, na którym dotychczas siedziała i rzuciła się pędem w kierunku swojego syna. Wielkie jak grochy łzy spływały po jej policzkach, gdy obejmowała rękami postać swojego syna. - Mój Pąąączuuuś! - powtarzała wciąż i wciąż, obejmując Pace'a coraz mocniej. W końcu zarówno ojciec, jak i matka stwierdzili, że chyba na chwilę dosyć tych czułości. Lorcan wspaniałomyślnie podał pani Semire chustkę do nosa, w którą ta, bez większych zahamowań wydmuchała się z charakterystycznym dla tej czynności odgłosem. To nie mogła być twarz surowej pani domu - czerwony nos, czerwone od płaczu oczy i mina, jakby Pączuś umierał na jej oczach. I jeszcze ten gest... Semire obśliniła jeden palec i sięgnęła ręką do miejsca, w którym znajdowała się ranka po zacięciu podczas golenia. Szybko przetarła i ucałowała jeszcze syna w policzek. - Mój mały Pączuś staje się mężczyzną... - pociągnęła nosem, po czym kichnęła z głośnym "AAA CIU!". Lorcan podał jej nową chusteczkę, w którą kobieta wytarła swój zakatarzony nos. - Semire, nie bądź niemądra. Egregoris jest już dorosły, nie zachowuj się, jakby miał pięć lat - westchnął Dante, spoglądając to na syna, to na żonę. - Może usiądziemy do stołu, co? Słyszałem, że kuchnia poda dzisiaj prawdziwe specjały. Twarz ojca też wydawała się zmęczona. Trochę poszarzał, usta mocno się zwęziły, oczy wydawały się dość podkrążone. Dante zajął miejsce u szczytu stołu, po lewej stronie od niego usiadła Semire, a po prawej przygotowano miejsce dla Pace'a. W końcu na stole stanęła waza z zupą - prawdziwy barszcz według przepisu kucharki z rodzinnego domu pani Nocting (wcześniej - Ceryne). Nalewaniem zajęła się Ilia, młode dziewczę, które zaczęło pracować w służbie, gdy Pace odchodził z domu. Burzę rudych włosów zawsze upinała z tyłu głowy, by przypadkiem nic nie wpadło do obiadu. Miała drobniutką twarz, drobniutkie dłonie i drobne usta, tylko oczy wydawały się nieproporcjonalnie wielkie. Pani Semire patrzyła na dziewczynę z pewną niechęcią, choć dziś nie było to widoczne tak bardzo. Wzrok ojca tym razem nie odrywał się zupełnie od synowskiej postury. - Egregorisie, musimy poważnie porozmawiać... - Oho! To oznaczało swego rodzaju kłopoty.
Stan: Bez zmian.
Pace
Liczba postów : 685
Dołączył/a : 04/01/2013
Temat: Re: Pałacyk rodu Noctingów Wto Maj 12 2015, 21:53
Wchodząc do pokoju nie spodziewałem się zobaczyć na biurku tylu listów. Czyżby Ojciec miał kłopoty? Nie wszystko dobrze się układało w interesach? Rzuciłem okiem na pierwszy z brzegu.
"UROCZYSTY BAL Z OKAZJI 19 URODZIN MOJEJ CÓRKI, EMILII PS Weź Egregorisa, Emilia na pewno mu się spodoba!"
Weź Egregorisa, na pewno mu się spodoba? 19 lat? Zaśmiałem się pod nosem. Mam nadzieję, że to nie był ten powód, dla którego mnie tutaj ściągnęli... Podniosłem wzrok znad kartki. Przy wejściu stał Lorcan. Nie przypominam sobie, żeby Lorcan kiedykolwiek tak cicho się poruszał... Ale cóż, nie było mnie w domu od dobrych... 7 lat... Skinąłem głową i ruszyłem za lokajem...
Gdy zobaczyłem matkę, ucieszyłem się. Odniosłem jednak wrażenie, że ona dostała za to palpitacji serca. Mimo, iż nie było mnie tutaj dobrych kilka lat, to przecież widzieliśmy się kilka miesięcy temu na bankiecie... A, nie... Mieliśmy się spotkać, tylko akurat COŚ im wypadło, więc odebrać mnie miała córka koleżanki... Dobrze, że tym razem nie widzę przy stole żadnej... protegowanej... -Wybacz Mamo... Pomyślałem, że to nie jest dobra okazja do założenia tego... swetra. Jeszcze by się pobrudził przy obiedzie- podrapałem się po głowie w zakłopotaniu -ale na pewno będzie mi dobrze służył na Północnych Pustkowiach... Od razu spakuję go do torby- Uśmiechnąłem się od ucha do ucha, nie przestając drapać się po głowie... Tym samym zakomunikowałem, że mam zamiar wrócić do Gildii... Nim zdążyłem usiąść, wrócił Lorcan... Po chwili dołączył do nas Ojciec... Uściskał mnie tak mocno, że aż zdziwiłem się, ile siły może posiadać mężczyzna w wieku pięćdziesięciu lat. Oczywiście odwzajemniłem uścisk, w końcu długo ich nie widziałem. Spojrzałem na koszulkę... -Faktycznie... musiałem przez przypadek użyć starej maszynki... Ale to nic, zdarzały się już gorsze rany- Chyba powiedziałem za dużo, ale co się stało, to się nie odstanie. Próbowałem zatuszować sprawę uśmiechem i machnięciem ręki. Nic to jednak nie dało, bo w odwecie przybiegła Matka. Wyglądało na to, że miała więcej krzepy niż Tatko. Teraz to już się roześmiałem -Mamo, mam 26 lat... prawie. Wiem, że dla ciebie zawsze będę Pączusiem, ale... no wiesz...- A ta nic, tylko płakała. Płakała tak długo i głośno, jakbym co najmniej się wykrwawiał... -Dokładnie Mamo, mę-żczy-zną- Uściskałem jeszcze raz rodzicielkę, była w końcu najważniejszą osobą w moim życiu. -Prawda, usiądźmy...- Odsunąłem krzesło mamie, po czym sam usiadłem. Chciałem od razu wyjaśnić sprawę i jak najszybciej wyjechać, jednak dobrze wiedziałem, że bez tego wszystkiego się nie obejdzie... No i zaczęło się... Służba, minstrelska porcelana, wszystko tak wystawne, że aż niedobrze się robiło. Nie powiem, było to całkiem wygodne, ale... nie czuje się do końca dobrze, kiedy ktoś mi usługuje... Zupą zajęła się... słodziutka, rudowłosa pomoc kuchenna. Była tak drobna, że bałbym się ją ścisnąć, by jej nie połamać. Nie zatrzymywałem jednak wzroku na Illi, ponieważ rodzice zaczerpnęliby z tego faktu za dużo... Pierwszy odezwał się Ojciec... -Owszem Tato... Nie odbieraj tego jako braku szacunku, ale pozwól że zacznę... Nigdy nie ukrywaliście swojej niechęci do mojego wyboru... Życie w Gildii nie jest proste, ale taką drogę wybrałem. Chciałbym prosić tylko o jedno... Przyrzeknijcie, że nigdy, przenigdy nie zrobicie niczego, co zaszkodziłoby, w sposób oczywisty, Lamii. Mamy problemy, to prawda. Ale nie chce, by z mojego powodu cierpieli bardziej...- Dobra, sprawa tego, że rodzice mogliby zaszkodzić w jakiś sposób gildii chyba załatwiona. -Teraz was wysłucham...-
Abel
Liczba postów : 1137
Dołączył/a : 09/09/2012
Skąd : Dunno.
Temat: Re: Pałacyk rodu Noctingów Sro Maj 13 2015, 00:46
MG
Z początku pani matka postanowiła nie komentować uwag swojego syna dotyczących powrotu do gildii. Wolałaby, żeby syn jednak założył sweter, nad którym tak długo pracowała, ale wytłumaczył to prawie dobrze. Gdyby tylko nie ta wzmianka o Północnych Pustkowiach... I każda kolejna wzmianka zaczynała ranić ją coraz mocniej. Gorze rany? Pace mógł widzieć, jak w końcu pani Semire wgapiała się tępo w swój talerz z barszczem. Chyba powoli porządkowała sobie słowa syna. Pączuś powiedział, że jest mężczyzną... Sam to stwierdził! Czy to nie był kolejny akt buntu przeciwko kochanym rodzicom? Czemu to właśnie oni musieli być doświadczeni tak krnąbrnym synem?! Krótkiej przemowy Pace'a nie zakłócił nikt - ani matka, ani ojciec - zapadła po niej jednak głucha cisza. Ojciec w zamyśleniu zaczął drapać się palcem po brodzie, a matka początkowo jeszcze wgapiona w talerz, wydawała się coraz bardziej poirytowana. W końcu wypaliła: - Gildia to, gildia tamto, a czy pomyślałeś kiedyś o RODZINIE? - umilkła na moment, ale jeśli Pace zaczął cokolwiek mówić, od razu mu przerwała. - To rodzina jest najważniejsza! Gildię mogą rozwiązać i rozpędzić na cztery wiatry, ale rodziny nigdy nikt ci nie odbierze! W gildii mogą pojawić się źli ludzie, a w rodzinie wszyscy jesteśmy dla ciebie! Dlaczego, jako mężczyzna, jak sam się kilka chwil temu nazwałeś, nie potrafisz tego pojąć? Dziwisz się, że wciąż jesteś moim kochanym Pączusiem? Mogę powiedzieć, że urosłeś, ale wciąż zajmują cię inne sprawy, które nie są ważne! Szczerze mówiąc, sam papa Nocting nie spodziewał się takiej reakcji żony, więc przez dłuższy moment siedział w milczeniu, zastanawiając się, co na to wszystko odpowiedzieć. W końcu zwrócił się do syna: - Chyba ogólnikowo mama chce ci powiedzieć, żebyś dorósł. Tak zgaduję - stwierdził. - Najpierw musimy wyjaśnić sobie kilka spraw. Lorcanie! Lokaj szybko pojawił się przy stole, oczekując z uwagą na zadanie, które będzie musiał wykonać. - Przynieś mi ten list w czarnej kopercie. Powinien leżeć gdzieś... na stosie - mruknął pan Dante, wracając do swojego obiadu. - Jestem głodny, taki dobry barszcz nie może się znajdować, więc jedzmy i rozmawiajmy, póki zupa jest cieplutka. Ojciec naprawdę wydawał się bardzo zmęczony. Egregoris mógł dostrzec, jak trzęsą mu się ręce, gdy odbierał od lokaja czarną kopertę i wypakowywał z niej niewielki list. Odchrząknął, nim zaczął mówić: - To list powrotny od twojego mistrza, który otrzymaliśmy kilka dni temu. To odpowiedź na pierwszą wiadomość, którą do niego posłaliśmy. Wierz mi, że wtedy pragnęliśmy twojego rychłego powrotu i porzucenia gildii, ale twój przełożony zdołał nas przekonać, że chwilowo to nie jest najlepszy pomysł - powiedział spokojnie ojciec. - To nie jest tak, że mamy zamiar zatrzymać cię tu na zawsze i już nie puścić. Przecież ja też przeżywałem różne przygody, a byłem jedynakiem... I teraz mam mamę i ciebie i to jest dla mnie najważniejsze. Wszystko w porządku, ale pamiętaj, że masz już 26 lat. Jesteś mężczyzną, a mężczyzna musi ponosić też konsekwencje i brać na siebie odpowiedzialność za pewne sprawy. Pani Semire odetchnęła ciężko. Pace'owi mogło się zdawać, że gwałtownie pobladła, jakby przypomniała sobie o czymś istotnym. Z jednej strony w końcu Egregoris był jej Pączusiem, a z drugiej zbliżał się nieuchronnie ku granicy trzydziestu lat. Trudno było pogodzić te dwa stany w jedno, by jednocześnie nie zrobić dziecku psychicznej krzywdy. Nie, nie mogła zemdleć, kiedy świniak jeszcze nie pojawił się na stole - to nie jest dobry moment! Jeszcze zepsuje wszystkim ten obiad już doszczętnie! Prawda jest taka, że pani Nocting nie chciała poruszać TYCH spraw przy tak miłym, rodzinnym obiedzie. Jej marzenie legło w gruzach wraz z początkiem przemówienia jej męża, potem postanowił odezwać się syn i potem wszystko runęło jak domek z kart. O nie, dlaczego ci mężczyźni zawsze musieli psuć wszystkie ładne okazje w tym domu? Dlaczego Pączuś nie mógł zostać tym słodkim pięciolatkiem, który beczał, gdy tylko wywrócił się na dywanie? Tym, któremu dmuchała nos materiałową chusteczką? Dlaczego nagle musiał stwierdzić, że jest silny i niezależny? Dlaczego wracał do domu z kontuzjami, o których dane było słyszeć jej tylko w strasznych doniesieniach z gazet? Dlaczego znała wszystkie jego urazy, o których mogła wyciągnąć informację ze szpitala? I co z tym ostatnim? DLACZEGO JEJ CHŁOPIEC MÓGŁ ZOSTAĆ KALEKĄ I TO NA WŁASNE ŻYCZENIE? Tego chyba było za dużo. Może jednak postanowi zemdleć przed świniakiem. Jak pomyślała, tak też zrobiła. - Słabo mi - stwierdziła, przykładając dłoń do czoła. Dante od razu porwał się z krzesła, zaś Lorcan znalazł się jak najszybciej przy jej miejscu, zwilżając jej czoło mokrą chusteczką. - Lorcanie, pozwól mi wrócić do mojego pokoju. Muszę się koniecznie położyć. Lokaj odprowadził swoją pracodawczynię po schodach na górę i tak się stało, że ojciec i syn pozostali sami na placu boju. Pan Dante opadł z powrotem na swoje krzesło i spojrzał w prawie pełny talerz od zupy. - Chyba nie jestem już głodny... - mruknął pod nosem, powoli wstając od stołu. Cóż, tak się kończą rodzinne zjazdy. Dante ruszył chwiejnym krokiem ku schodom - chyba miał zamiar jeszcze popracować w swoim gabinecie. Ten dom od zawsze był trochę szalony...
Stan: Pacek jest trochę głodny, bo w końcu nie podano tego świniaka.
Pace
Liczba postów : 685
Dołączył/a : 04/01/2013
Temat: Re: Pałacyk rodu Noctingów Sro Maj 13 2015, 01:44
Wiedziałem, że Matka nie jest zadowolona. Nie chciała, bym wyjeżdżał. Tak samo jak nie chciała, bym się narażał. Najlepiej, to by wsadziła mnie w złotą klatkę i postawiła przy łóżku... Skoro nie chciała, bym kiedykolwiek opuścił posiadłość, to dlaczego robili to wszystko? Dlaczego nie próbowali mi wmówić, że poza tym miejscem, wszechświat nie istnieje? Dlaczego nauczyli mnie, jak manipulować i kontrolować wodę?... Dlaczego nie potrafią zaakceptować, że poza rodziną mam też inne obowiązki?... Kiedy w końcu skończyłem mówić, zapadła głucha cisza. Wiedziałem, że nie będzie dobrze... Wiedziałem, że zaraz rozpęta się piekło. Teraz pytanie: pierwsza wybuchnie Matka, czy Ojciec? Na odpowiedź długo nie czekałem. Wybuch Matki był oczywisty. Tatko potrafił mimo wszystko zachować kamienną twarz... Nie przerwałem Matce... Oni wysłuchali mnie, teraz ja będę słuchał ich... Z krzykiem zmierzyłem się odważnym i niewzruszonym spojrzeniem. Nie rozumiałem słów matki... Jestem mężczyzną i dlatego biorę na siebie odpowiedzialność. Dlatego muszę pozostać w gildii. Niepowodzenia, jakich doświadczyłem, nie przyniosły Gildii nic innego, jak tylko hańbę. I w moim planach jest odbudowanie tego, co ja i reszta towarzyszy utraciła... honor. Ojciec wezwał Lorcana. Gdy tylko wspomniał o czarnej kopercie, wiedziałem do kogo należy. Klauth już rozpoczął swoje działania. W oczekiwaniu na sługę, rodzice zajęli się barszczem. W tej chwili nie miałem ochoty na jedzenie. W głowie przygotowywałem plan ucieczki. Oczywiście nigdy nie przyjdzie mi go wdrożyć w życie, ale nic nie zaszkodzi... tak na wszelki wypadek. Oparłem się o oparcie krzesła i czekałem. Po chwili Lorcan wrócił w rękach ściskając kopertę od Mistrza. Gdy Ojciec sięgał po kopertę, zauważyłem, że chyba nie czuje się zbyt dobrze. W końcu postanowiłem mu się lepiej przyjrzeć. Cienie pod oczami, trzęsące się przy każdym geście ręce. Stanowczo coś było nie tak. Postanowiłem jednak pytania zostawić na później. Nastąpiły wyjaśnienia. Po ostatnich słowach ojca, zawrzał we mnie gniew. Wstałem i rzuciłem rodzicom ostre spojrzenie. -Właśnie dlatego, że jestem mężczyzną, mam zamiar ponieść konsekwencje moich czynów! Myślisz, że dlaczego musimy gnić na tej przeklętej Północy? Dlatego, że ostatnie moje misje to pasma niepowodzeń. To już nie jest przygoda. To jest życie Ojcze... A to nie zawsze musi być szczęśliwe... I sami dobrze o tym wiecie- Droga do fortuny, jaką teraz posiadali, nie była prosta. Okupili ją ciężką pracą i wysiłkiem. Dlaczego nie potrafili zaakceptować, że ja też chcę dojść do czegoś sam, nie czekając aż ktoś wszystko poda mi na tacy?... -Dla mnie też jesteście najważniejsi, jednak wszystko, czego ode mnie oczekujecie to to, że poślubię kogoś, kogo wyście mi wybrali. Nie chce takiego życia. Chce zakochać się sam, bez waszej pomocy. Chociaż raz w życiu mi zaufajcie. Raz...- Przerwałem, gdy zobaczyłem w jakim stanie jest Matka. Chciałem podejść, chciałem coś zrobić, ale Ojciec i służący byli już obok niej. Opadłem na krzesło. Chwilę później jadalnie opuścił też ojciec. Ja także nie miałem ochoty jeść. Nie po tym wszystkim. Miałem ochotę spakować się i wyjechać. Jednak oni nigdy by mi tego nie wybaczyli. Stałem przed trudnym wyborem. Czekała mnie rozmowa z Ojcem i Matką. Wolałem rozmawiać z nimi na osobności. Gdy są razem, wszystko to tylko czcze gadanie. Ruszyłem z wolna do gabinetu Ojca. Otworzyłem masywne drzwi. -Możemy teraz normalnie porozmawiać?- Nie czekając na jakikolwiek znak, wszedłem i rozsiadłem się w jednym z foteli stojących przed biurkiem. Wiem, że teraz rozmowa będzie wyglądała jak należy, rozsądnie, bez krzyków i wybuchów złości, po męsku. -Powiesz mi co się dzieje? Widzę, jak wyglądasz? Masz kłopoty?- Po otrzymaniu jakichkolwiek informacji, lub zbyciu pytań ręką, jak to Ojciec miał w zwyczaju, przechodzę do kolejnych spraw -Wiesz, że nie potrafię siedzieć w domu z założonymi rękami. I jestem pewien, że sam wiesz, dlaczego nie mogę opuścić gildii. Mama tego nie zrozumie, ale wiem, że ty potrafisz. I wiem też, że celem mojego powrotu tutaj było coś więcej, niż uświadomienie mnie, że jestem niedojrzały i "za młody"-
Abel
Liczba postów : 1137
Dołączył/a : 09/09/2012
Skąd : Dunno.
Temat: Re: Pałacyk rodu Noctingów Sro Maj 13 2015, 18:08
MG
Atmosfera miłego, spokojnego domu prysnęła jak bańka mydlana. Jakże miło było choć przez chwilę przebywać w tej atmosferze, która niestety zakończyła się dość gwałtownie. Pan Dante z bólem w sercu obserwował i słuchał słów swojej żony i swojego syna. Dlaczego to zawsze musiało wyglądać w ten sposób? Dlaczego nawet najmniejszy argument posłany w stronę syna kończył się wielką awanturą? Naprawdę, czuł się tak, jakby jego dziecko nie miało 25 lat, a jedynie 15. A może to on nie miał tylu, na ile wyglądał? Cóż, to na pewno, bo ostatnio an jego twarzy pojawiło się więcej zmarszczek, niż przypuszczał. Te ostatnie kilka tygodni doprowadziło go do naprawdę kiepskiego stanu. I teraz, gdy odechciało mu się nawet jeść najpyszniejszego barszczu, na jaki miał okazję w całym swoim życiu, czuł wewnętrzną pustkę. Nie ma przecież bardziej szczerej miłości niż miłość do jedzenia - często powtarzał to również swojemu synowi i dlatego z jego pokoju do kuchni prowadziło sekretne przejście, o którym wiedział on, kuchenni, Lorcan, no i oczywiście papa Dante. Pod jego nieobecność sam z przejścia korzystał, nie chcąc narażać się na oceniający wzrok pani żony. Tym razem sprawa miała się inaczej. Pan Dante ciężkim krokiem przedostał się po schodach do miejsca, w którym znajdował się jego gabinet. Słyszał, że Pace szedł za nim, ale miał nadzieję na razie się nie odwracać i nie musieć zaczynać tej ciężkiej poniekąd rozmowy. Zamknął za sobą drzwi do gabinetu i stanął przy oknie, chcąc poobserwować urocze obłoki, przepływające leniwie po niebie. O tak, tego mu było trzeba, lenistwa. Lenistwa, a nie słuchania pełnych wyrzutu słów syna. Pan Dante z nieukrywaną błogością oglądał ten śliczny obrazek, dopóki drzwi za nim nie otworzyły się, a do pomieszczenia nie wkroczył Egregoris. Mina natychmiast mu zrzedła. Kochał swojego syna i bardzo, ale to bardzo nie chciał z nim poruszać w tej chwili wszystkich tematów, które miał do omówienia. W końcu westchnął, wysłuchawszy wszystkiego, co miał do powiedzenia jego syn. Musiał się jakoś do tego ustosunkować. - Moim głównym problemem jesteś ty, Egregorisie - rzucił na początek, wciąż wpatrując się w okno. Służba już zaczynała pracować w ogrodzie, znosząc pierwsze kwiatowe rabatki i sprawdzając, czy krzewy jeszcze do niedawna okryte chochołami przeżyły zimę. - Ty i twoja upartość. Odwrócił się w końcu do swojego syna i porządkując papiery porozwalane na biurku, kontynuował: - To wspaniale, że świetnie czujesz się w swojej gildii, naprawdę. Mnie to cieszy, twoją matkę niezupełnie, ale nie poruszajmy teraz tego tematu. Sama ci to powie, jeśli będzie chciała. Nie po to uczyliśmy cię magii, byś z niej nie korzystał, jednak... oprócz twojego dobra, chodzi nam również o dobro rodziny - chrząknął ostentacyjnie, segregując listy od swoich przyjaciół. Jego mina sugerowała, że chyba bardziej w tym momencie skupiał się właśnie na segregacji, niż własnym synu, rzeczywistość była jednak zupełnie inna. - Tak się składa, że działasz dokładnie wbrew wszystkiemu, co można dobrem rodziny nazwać. Nie przygotowujesz się do przejęcia interesu, twoja matka i ja nie możemy czuć się spokojni, patrząc w przyszłość, a na domiar złego nie zostawiasz jeszcze po sobie nikogo, kto byłby dla nas pociechą na stare lata, a równocześnie nadzieją na przedłużenie linii. Stos listów uderzył o biurko z impetem. Pan Dante pochylił się nad biurkiem, rzucając synowi znaczące spojrzenie: - Chcesz wybrać tę, w której się zakochasz, bardzo dobrze, ale pomyśl też o tym, że miłość potrafi zranić do głębi. Pomyśl o tym, że ta, którą pokochasz, może okazać się mieszkać w najwyższej komnacie, w najwyższej wieży, chroniona przez bestię, której nie pokonasz. Pace mógł dostrzec żal w ojcowskich oczach. To wrażenie było jednak tylko chwilowe. Zaraz potem pan Dante wrócił do poprzedniej retoryki. Wyprostował się i ruszył w obchód po swoim gabinecie. - Bo widzisz, sprawa ma się tak, że szykuje się bankiet u mojego przyjaciela. Chcę, żebyś się na nim pojawił, skoro już tu jesteś. Kto wie, może tam poznasz jakąś dziewczynę, która wpadnie ci w oko? - rzekł nieco obojętnym tonem, nie patrząc nawet na swojego syna. - Potem znowu będziesz mógł sobie wrócić na te Północne Pustkowia... twoja matka będzie bardzo płakać, zobaczysz. Mnie czasem jest to już prawie obojętne. Myślę, że może po prostu musisz dorosnąć jako mężczyzna. Ostatnie słowo wypowiedział z ogromnym naciskiem. W głowie Pace'a mogły odbić się słowa ojca: Jesteś jeszcze tylko chłopcem. - A teraz... możesz odejść. Wychodzimy około osiemnastej, bądź gotów do tego czasu - powiedział chłodno, wracając do okna, by znów śledzić chmury smętnym spojrzeniem. Naprawdę oczekiwał tego, że jego syn opuści pomieszczenie. Pace mógł zauważyć stojącego w drzwiach Lorcana, który popędzał go wzrokiem.
Stan: bez większych zmian.
Pace
Liczba postów : 685
Dołączył/a : 04/01/2013
Temat: Re: Pałacyk rodu Noctingów Czw Maj 14 2015, 00:45
Zawiodłem się... Jednym słowem zawiodłem się na rodzicach... Nie byli tacy, jakich ich zapamiętałem... Czasem mam wrażenie, że jedyną osobą, która zachowuje się tutaj dorośle, jestem ja... i ewentualnie Lorcan. Tak... Lorcan. Z nim także muszę porozmawiać, bo to chyba jedyna osoba, która odpowie na moje pytania, a nie zastąpi je innymi. Najpierw trzeba wyjaśnić sobie coś z ojcem. -Skoro jestem twoim problemem, to może lepiej byłoby się go pozbyć, nie sądzisz?- Nie było to łatwe. Usłyszeć takie słowa od rodzica, zaraz po powrocie do domu... Jeszcze trudniej było wypowiedzieć te dręczące mnie myśli. Stwierdzić, że było mi smutno, to mało powiedziane. Poczułem się, jakbym dostał lodowatym sztyletem w serce. Dobrze, że ojciec obrócony był tyłem, bo mógłby czytać mi teraz w twarzy, jak w otwartej księdze. Głośno przełknąłem ślinę i wyszeptałem -Ostatnim razem było inaczej. Mówiłeś mi, że mam wybrać drogę, którą chcę podążać. A co, jeśli nie chcę przejąć twojego interesu?- otrząsnąłem się i mówiłem już normalnie -Twoja praca cię wykańcza. Ale wybrałeś taką drogę i nie neguję tego. Możecie odebrać mi wszystko. Wszystko oprócz wolnej woli. I dobrze wiem, że możesz to zrobić w każdej chwili. Nie sprzeciwię się. Nie wypowiem żadnego złego słowa. Twój problem po prostu zniknie. A wszystko co pozostanie, to żal- Nie doczekałem się żadnych pozytywnych słów. Zamiast tego pojawiły się kolejne lodowe szpilki, nieubłaganie zbliżające się w stronę serca. Działam wbrew rodzinie. Działam wbrew interesom. Działam wbrew obowiązującym tutaj regułom. Wszystkiemu jestem winny ja. Nigdy nie ma "my". -Chcesz poznać prawdę? Nie jestem gotowy na dziecko. I tyle. Nie jestem w stanie dać mu tego, co wy daliście mi w dzieciństwie. Może macie rację... Może faktycznie nie dorosłem jeszcze do tej decyzji. Ale siedząc na tyłku w posiadłości nie sprawicie, że dorosnę- Taka była prawda. Nie ważne jak bardzo bolesna. Nie czuję się na siłach. Nie teraz. Nie byłbym w stanie zostawić żony i dziecka w niepewności, czy wrócę z kolejnej misji. Życie maga nie było proste, ale nie miałem zamiaru z tego rezygnować. -Takie jest życie. Człowiek najlepiej uczy się na własnych błędach. A jeśli zdarzy się, że ta, którą pokocham, będzie też tą, która zamknięta jest w najwyższej komnacie, w najwyższej wieży, to nie znajdzie się taka bestia, której nie byłbym w stanie pokonać, by do niej dotrzeć.- Wszystko wyglądało na to, że temat skończony... Gdy tylko usłyszałem o bankiecie, wiedziałem o co chodzi. Tajemnicza Emilia, która kończy 19 lat. Ach, co za materiał na żonę i matkę moich dzieci, cudownie. Wręcz przecudownie... Wstałem, ruszając do drzwi. Uświadamianie rodziców, że w tym domu tylko ja zachowuję się jak dorosły już dawno mi się znudziło. Kolejnym celem był Lorcan. Wychodząc, odwróciłem się jeszcze -Zmieniliście się... Nie zawsze tacy byliście..- Zamknąłem za sobą drzwi i ruszyłem na poszukiwanie lokaja. Nie chciałem krzyczeć, by rodzice nie wiedzieli, że go szukam. Poszukiwania rozpocząłem od miejsca, gdzie znajdował się pokój matki. To pierwsze miejsce, gdzie mam szansę go znaleźć... -Lorcanie, możesz pozwolić na sekundę?- Poszukałem miejsca, gdzie można usiąść i zaprosiłem Lorcana, by także usiadł. -Lorcanie. Jesteś tutaj od zawsze i z pewnością wiesz, co się dzieje. Przez całą tą sytuację z... sam wiesz czym, oboje nie powiedzą mi nic, by nie zawracać mi dodatkowo głowy. Zresztą dobrze wiesz w czym rzecz. Czy rodzice mają kłopoty?- Po skończonej rozmowie, udaję się do pokoju. Przed moim wyjazdem, spróbuję załagodzić całą sytuację, więc pójdę na ten przeklęty bankiet. Położyłem się na łóżku. Do osiemnastej jeszcze sporo czasu. Wstałem pół godziny przed wyjściem. Odświeżyłem się, ubrałem smoking i wyszedłem przed dom, czekając na dalszą część tego całego cyrku.
Abel
Liczba postów : 1137
Dołączył/a : 09/09/2012
Skąd : Dunno.
Temat: Re: Pałacyk rodu Noctingów Pią Maj 15 2015, 18:43
MG
Pan Dante miał dość. Taaak, pozbycie się problemu. Dzieci po prostu zawsze są problematyczne - nikt nie potrafił jakoś tego od kilkunastu tysięcy lat zmienić. Ojciec słuchał odważnych odpowiedzi syna i starał się nie zdenerwować jeszcze bardziej. No tak, on zawsze chadzał własnymi drogami... była to dość uciążliwa sprawa. Postanowił już zignorować gadanie o dziecku i przejęciu interesu, ale chyba miał jakiś osobisty interes w tym, by wypowiedzieć się w temacie księżniczki z najwyższej komnaty i najwyższej wieży: - Nie życzę ci tego, synu. Są bestie, których nikt nie potrafi pokonać i granice, których nie da się przekroczyć - powiedział, a jego głos przybrał jakaś dziwną, nieobecną formę. To chyba naprawdę nie był najlepszy dzień na poważne rozmowy. Na ostatnie zdanie swojego syna, Dante nic nie odpowiedział. Gdy drzwi zostały zamknięte, syna i ojca dzieliła jeszcze większa przepaść, niż zaledwie wczoraj. Czas zasięgnąć rady i języka u kogoś innego. Lorcan patrzył na Pace'a zmęczonym wzrokiem - nie było to jednak zmęczenie jego obecnością czy zbyt dużą ilością obowiązków. Chodziło chyba raczej o zmęczenie sytuacją, która miała miejsce w tym domu. Staruszek patrzył smutnymi szarymi oczami w oczy Pace'a. Pamiętał go, gdy chłopak był jeszcze mały. Całkiem mały. Pamiętał czas, gdy pani Semire z uśmiechem na twarzy spoglądała na to, jak jej syn rósł, zdając sobie sprawę z tego, że będzie jej jedynym dzieckiem. Pace nie widział zmartwionego oblicza swojej matki, która wieczorami wylewała hektolitry łez, bojąc się o zdrowie swojego jedynego syna. Szczególnie, gdy ten zniknął z domu. Lorcan patrzył na panicza z pewną dozą zrozumienia, w końcu każdy był kiedyś młody i na pewno chciał wyjść na chwilę poza obręb rodzinnego azylu, rodzinnych skrzydeł. Tym bardziej, że nadopiekuńczość państwa Noctingów była widoczna na każdym kroku, a teraz jeszcze pojawiły się pewne zobowiązania... - Widzi panicz, pojawiły się pewne problemy - mruknął od niechcenia lokaj. Zdawało się, że sprawa była dość ciężka i być może bardzo stara. - To się zaczęło nie tak długo po wyjeździe panicza z domu i trwa do teraz. Miałem paniczowi nie mówić, ale jest panicz dorosły, więc wypadałoby, by miał wiedzę na ten temat. Proszę za mną. Po tych słowach, Lorcan ruszył do niewielkiego pokoiku oddalonego kilka salek dalej od ojcowskiego gabinetu. Pace poznawał to miejsce - to właśnie tutaj stary lokaj zajmował się jego obitymi kolanami albo podczas nieobecności rodziców dawał mu jeść. Tutaj też dawał bawić mu się swoimi starymi, drewnianymi zabawkami. Teraz to lokaj przypominał sam drewnianą zabawkę - stara, nieco ogorzała twarz, przypominała to drewno, z którego już wiele lat temu zlazła farba. Figurki rycerza, księżniczki i złej syreny siedzącej na kamieniu, oto niezwykła kolekcja. Staruszek pokazał Pace'owi zydel, na którym tamten mógł usiąść, a sam powoli odpinał guziki od koszulinych rękawów. - Widzi panicz, kłopoty finansowe na początku nie są widoczne. Przecież wszyscy mówią, że jest w porządku, że to chwilowe i zaraz minie. Gorzej, gdy coś takiego ciągnie się latami - mruknął lokaj. - Nie wiem dokładnie, co się stało. Jestem sługą twojego ojca, nie szpiegiem, nie muszę wiedzieć wszystkiego. Jednak z tego, co udało mi się wywnioskować, pan Nocting ma wiele zobowiązań u swoich przyjaciół. Interesy w Neverbeen nie idą zbyt dobrze, podobnie jak w Yalavarze i Minstrelu, nic więc dziwnego, że zadłuża się, by nie martwić twojej pani Semire. Ona na pewno nic nie wie. Tu pozwolił sobie na westchnięcie i spojrzał na drewniane figurki ustawione na stole. - Córki jego przyjaciół słyszały o tobie bardzo wiele i w tym momencie mariaż z chociaż jedną z nich poprawiłby lwią część sytuacji, dlatego twój ojciec tak nalega. Pani matka robi to jedynie z przekonania o twoim dobru. Tu na chwilę zwiesił głos, jakby zastanawiał się nad jakąś bardzo poważną kwestią. - Jest jeszcze jedna sprawa... Umilkł, wpatrując się uważnie w figurki. To, co miał do powiedzenia było chyba jednak ważniejsze. - ...tylko musi ona pozostać w tajemnicy między nami, paniczu.
Stan: zdziwienia.[/color]
Pace
Liczba postów : 685
Dołączył/a : 04/01/2013
Temat: Re: Pałacyk rodu Noctingów Wto Maj 26 2015, 23:04
Zamknąłem drzwi nie chcąc kontynuować już dalej tej bezsensownej rozmowy. Z Lorcanem poszło łatwiej niż myślałem. Wiedziałem, że coś mi powie, jednak nie sądziłem, że aż tyle. W końcu wiem na czym stoję. Dowiedziałem się więcej z tej krótkiej wymiany zdań, niż ze wszystkich dzisiejszych rozmów z rodzicielami. Na wzmiankę o problemach pokiwałem głową -Tak, jeśli chcieli je przede mną ukryć, to będę musiał ich zmartwić, bo widać to na pierwszy rzut oka...- Tak, problemy są, jak w każdej rodzinie. Tylko nie każda rodzina zmusza swoje dzieci do takich rzeczy... Ruszyłem za Lorcanem do jednego z wielu pokoi w tym "zamku". Z tą różnicą, że ten pokój kojarzył mi się najcieplej ze wszystkich. Stanąłem w drzwiach, niewidzialna łezka zakręciła się w oku. Kiedy lokaj wskazał mi krzesełko, usiadłem posłusznie, chcąc się dowiedzieć jak najwięcej. To, co powiedział Lorcan, nie do końca mnie zdziwiło. To było całkiem do przewidzenia. Nie rozumiem jednak, po co te wszystkie machlojstwa i czarne interesy. Po co zagraniczne transakcje i niepewne inwestycje. Czy było źle, kiedy ze spokojem zarabiali na życie tutaj? We Fiore? Westchnąłem w tym samym momencie co Lorcan i pokręciłem głową... -Tak, matka zdecydowanie nie byłaby zdolna do czegoś takiego. Wydawać swojego syna, by ratować swoje interesy... To nie jest czysta zagrywka...- Nie wiedziałem do końca co o tym myśleć. Bardzo, naprawdę bardzo chciałem pomóc rozwikłać tą sprawę. Byłbym w stanie nawet wyruszyć do Neverbeen, Minstrelu i miliona innych miejsc, by osobiście pozałatwiać sprawy, które dręczą ojca. Ale nie jestem gotowy, by się żenić do cholery... -Spokojnie Lorcanie. Poza tobą nie mam tutaj nikogo, z kim mógłbym podzielić się tymi sprawami. Sam widziałeś, nie mogę z nimi porozmawiać... Możesz mówić swobodnie, nic mnie już nie zdziwi- Powoli zaczynały mnie dręczyć wizje małżeństwa z różnymi kobietami. A gdyby tak znaleźć taką, której zależy tylko na pieniądzach? Możeby spłodzić jej potomka i uciec na Pustkowia? Pomysł stawał się coraz bardziej realny, jednak szybko odsunąłem od siebie te myśli. Tak nie postępują mężczyźni...
Abel
Liczba postów : 1137
Dołączył/a : 09/09/2012
Skąd : Dunno.
Temat: Re: Pałacyk rodu Noctingów Wto Maj 26 2015, 23:52
MG
Stary lokaj podwinął wreszcie rękawy i usiadł na swoim łóżku. To zajęło mu chwilkę czasu, więc mógł spokojnie w głowie rozważyć, co chce właściwie powiedzieć. W końcu chyba się zdecydował, bo przystąpił, z lekkim wahaniem, do dzielenia się swoimi przypuszczeniami: - Otóż, widzi panicz, ojciec panicza raz na jakiś czas wyrusza w okolice Hargeonu. Robi tak już od wielu lat i nie chodzi tu o przyjaciół, ani interesy - posłał Pace'owi znaczące spojrzenie. - Jest tam przez dwa dni, a potem wraca. Pani Semire sądzi, że to jednak chodzi o jakieś biznesy, ale myślę, że tylko ona ma jeszcze to w głowie. Na krótko zrezygnował z tych odwiedzin, gdy panicz się urodził. Długi czas przebywał wtedy w domu, a nawet, jeśli jechał, to nie tam. Kiedy panicz był starszy, wrócił do tego nawyku, nie mówiąc o tym nikomu, poza mną. Lorcan wbił wzrok w figurkę rycerza, spoglądając na nią niepewnie. - Słyszałem, że na wieczornym bankiecie ma się pojawić kilka osób z Hargeonu, które nie pojawiały się nigdy w tym domu. Może będą coś wiedzieć na ten temat, dlatego, proszę panicza, niech panicz idzie choćby nie wiem, co. Ta sprawa ciąży mi od dłuższego czasu, a nie chcę, by okazało się najgorsze. Jest panicz czarujący, z pewnością hargeońskie dziewczyny będą chciały powiedzieć kilka słów na ten temat. Nie sądzę, żeby pański ojciec pojawiał się tam zupełnie incognito - westchnął staruszek i wstał z łóżka. - Godzina już późna, przygotowałem ubrania dla panicza. Za trzy godziny trzeba będzie wyruszać, jeśli panicz oczywiście chce zdążyć. W razie czego zabiorę panicza stamtąd wcześniej, jeśli zajdzie taka potrzeba - mruknął lokaj, przemieszczając się w inne miejsce pokoju. Otworzył swoją szafę i zaczął czegoś w niej szukać, ale to raczej dla własnych celów. Chyba oczekiwał wyjścia Pace'a. W końcu większość spraw już sobie wyjaśnili, teraz przyszedł czas na działania.
Powóz, który miał ich powieźć na bankiet, stanął pod domem równo o godzinie szóstej wieczorem. Droga nie miała być długa, ale była to też ostatnia chwila, w której Egregoris mógł się zdecydować, czy chce wybrać się na bankiet, czy też wybiera inną formą spędzenia tego czasu.
Stan: bez zmian.
Pace
Liczba postów : 685
Dołączył/a : 04/01/2013
Temat: Re: Pałacyk rodu Noctingów Czw Maj 28 2015, 00:41
Sytuacja bardzo mnie zaciekawiła. Nie miałem pojęcia, dlaczego ojciec udaje się do Hargeonu. Problem mógł leżeć właśnie tam. Więc czas wybrać się na łowy. Łamacz Serc Pacuś rozwiąże tą sprawę. Co jak co, to co mówili rodzice było prawdą i dobrze o tym wiedziałem. Rodzina była najważniejsza. Wstałem z zydla. Na mojej twarzy zobaczyć można było zawziętość. -Nie martw się Lorcanie. Rozwiążę tą sprawę, nawet, jeśli miałbym poślubić ze trzy córki... Dziękuje za wszystko- Wyszedłem z pokoju i ruszyłem do własnej komnaty. Zamiast pójść od razu się odświeżyć, udałem się tajemnym przejściem do kuchni i zgarnąłem trochę jedzenia. W końcu z obiadu nic nie wyszło. Wróciłem do pokoju, zjadłem co sobie zgarnąłem i poszedłem przygotować się do łazienki. Kiedy wciągnąłem na siebie smoking, zegar pokazywał już 17:45. Udałem się przed wejście, gdzie czekała już dorożka. Czas ruszyć na obiecaną zabawę. Czas rozwiązać parę spraw.
Abel
Liczba postów : 1137
Dołączył/a : 09/09/2012
Skąd : Dunno.
Temat: Re: Pałacyk rodu Noctingów Pon Cze 08 2015, 19:12
MG
Lorcan położył dłoń na ramieniu chłopaka i uśmiechnął się, po czym wrócił do swoich zajęć. Pace wyszedł sam, więc staruszek nie musiał dawać mu znać, żeby ten sam opuścił pomieszczenie. Mieli jeszcze sporo rzeczy do zrobienia przed wyjazdem na bankiet. Przygotowany, odpowiednio ubrany i oczywiście pachnący Pace mógł wsiąść wreszcie do powozu. Jego rodzice siedzieli obok siebie, dla syna było przeznaczone miejsce na przeciwko. Ojciec chyba nie miał zamiaru w ogóle odzywać się do swojego dziedzica, natomiast matka zdążyła chyba zapomnieć o nieprzyjemnych zdarzeniach dzisiejszej pory obiadowej i szczebiotała cały czas. A to o tym, że Pączuś wrócił, a to o znajomych paniach i pannach, które pojawią się tego wieczoru, a to o rodzinnych historiach w roli głównej z małym Pace'em. Wysiedli tuż przed ogromną posiadłością znajomych ojca, rodziny Cerranerów. Pace mógł z pamięci wychwycić pewne informacje na ich temat - pamiętał, że senior rodu, Albert Cerraner to szanowana postać we Fiore, właściciel fabryki niedaleko Oshibany, jeden z najbardziej rozpoznawanych metalurgów. Pani Cerraner pochodziła z kupieckiej rodziny z Minstrelu, musiała wnieść do małżeństwa spory posag, co jednak nie zaprzeczało jej urodzie. Mieli dwóch synów i dwie córki. Emilia... Tak, to musiała być jedna z nich. Bankiet zorganizowano z powodu wprowadzania córy w towarzystwo. To nie mogła być dziewiętnastolatka z listu, widocznie dziś nastał czas dla młodszej. No dobrze, ale kto z Hargeonu mógł się tam pojawić? Będą musieli się poznawać, więc natychmiast dowie się, na kogo musi szczególnie zwrócić uwagę. Pace przypomniał sobie, że był tu już kiedyś. Gdy wprowadzali ich do sal, wiedział, gdzie znajdowała się sadzawka, przy której ćwiczył swoje umiejętności magiczne i chwalił się Laslo i Laurentowi Cerranerom tym, że potrafi takie cuda. Czy sadzawka się zmieniła? Musiało to być z pewnością romantyczne miejsce, więc być może łatwiej będzie stamtąd wyciągnąć informacje o ewentualnych wypadach jego ojca. W sali był już tłum ludzi. Wieczór zapadł całkowicie, więc rozświetlona tysiącami świateł posiadłość wyglądała bajkowo. W środku latały ogniki, tworząc magiczne wrażenie. Gospodarze stali na podwyższeniu i gdy tylko Albert Cerraner ujrzał twarz swojego przyjaciela, natychmiast zszedł, witając się najpierw z panią Semire, a następnie z Dantem. - Miło mi was dziś zobaczyć. Moja najmłodsza córka dziś zostanie wprowadzona do towarzystwa, więc tym bardziej cieszy mnie wasza obecność - powiedział. Był w wieku ojca, miał już szpakowate włosy, przystojną twarz, ciemne oczy. Wydawał się być wysoki, ale jednocześnie zgrabna sylwetka nie sprawiała, że wyglądał dziwnie. Pani Cerraner dołączyła do nich chwilę później, witając się też najpierw z państwem Nocting. W tym czasie Albert postanowił przypomnieć sobie również twarz Pace'a. - Egregorisie! - wykrzyknął, ściskając dłoń młodego mężczyzny. - Nie widzieliśmy cię naprawdę długo. Wyrosłeś! Coraz bardziej przypominasz swojego ojca, ale równocześnie udziela ci się matczyna uroda. Doprawdy, dawno cię nie widzieliśmy. Moi synowie wciąż cię pamiętają, a Emilia i Eveline z pewnością będą chciały dziś z zamienić z tobą parę słów. Wtedy podeszła również pani żona, Rosalia; skłoniła się, wystawiła dłoń do ucałowania, po czym z uśmiechem zagaiła: - Laslo i Laurent bardzo się ucieszyli, gdy usłyszeli o twojej obecności na dzisiejszym bankiecie. Jest nam niezmiernie miło. Rzeczywiście, teraz Pace przypomniał sobie twarz tej kobiety. Wyglądała jak anioł i nawet zmarszczki nie pozwoliły ukryć jej uroku. Jej oczy błyszczały, a uśmiech rozjaśniał pomieszczenie i sprawiał, że każdemu robiło się cieplej na sercu. Skłoniła się i ruszyła dalej w towarzystwo, by zabawić gości oraz przywitać wszystkich nowo przybyłych. Pan Cerraner zabrał rodziców Pace'a ze sobą, a tuż obok niego zjawiła się dziewczyna. Miała długie, sięgające do pasa ciemne włosy, bladą, twarz i niezwykle jasne oczy. Długie nogi chowała pod granatową sukienką, podkreślającą jej wąską talię. Emilia Cerraner bardzo przypominała swoją matkę. - Dobry wieczór, Egregorisie. Miło cię znów zobaczyć - powiedziała, uśmiechając się lekko. Kokietka. Pace wiedział to już teraz. - Jeśli chcesz, mogę zaprowadzić cię do moich braci, powiedzieć ci nieco o gościach, ale prawdę mówiąc wolałabym, gdybyśmy mieli szansę pobyć nieco sami, w końcu nie widzieliśmy się tak wiele lat! Była urocza. Sposób jej mówienia nie irytował. Miała dość wysoki głos, ale nie szczebiotliwy, raczej miły do ucha. Odgarnęła włosy z ramiona za plecy i z uśmiechem przyglądała się osobie Pace'a.
Stan: wsadzony w strój wieczorowy, w ręce lampka szampana.
Pace
Liczba postów : 685
Dołączył/a : 04/01/2013
Temat: Re: Pałacyk rodu Noctingów Nie Cze 14 2015, 22:55
Myślałem, że podróż do posiadłości Cerranerów spłynie na milczeniu. No i połowicznie miałem rację. Ojciec nie odezwał się ani słowem, ja też nie miałem zamiaru z nim rozmawiać... Nie po tym, co powiedzieliśmy sobie w jego gabinecie. Inaczej było w przypadku matki. Ta nie mogła przestać mówić. Uśmiechałem się do niej i przytakiwałem na każde zdanie, opowiedziałem jej nawet o kilku z moich przygód, oczywiście tych mniej niebezpiecznych, by nie przytrafiła się historia z popołudniowego obiadu. Wysiadając z powozu, przywdziałem na twarz maskę "dobrego syna". Nie byłem zachwycony całą tą sytuacją, tak jak i tym, że żeby wyciągnąć informację od kogokolwiek, muszę najpierw tej osobie się przypodobać. Na dzisiejszy wieczór postanowiłem zostać czarującym, słodkim dżentelmenem. Póki co, trzymałem się w pewnej odległości za rodzicami, pozwalając im przywitać się ze swoim przyjacielem. Dopiero, gdy mnie ujrzał, podszedłem i uścisnąłem mocno jego dłoń -Miło mi w końcu Pana spotkać, panie Cerraner. Pan za to w ogóle się nie zmienił- Uśmiechnąłem się i wtedy podeszła do mnie też żona pana Cerraner. Wystawiwszy dłoń do ucałowania, zrobiłem tak, jak nakazują maniery, za to w mojej głowie krzyczał głos "Po co to wszystko?". Skłoniłem się lekko, nachylając się, by złożyć pocałunek na dłoni pani Cerraner. -Pani za to cały czas pięknieje. Mnie także jest niezmiernie miło, że ponownie mogę się tutaj zjawić- A głos w głowie nadal krzyczał "Trzeba było zostać sobie na tym pustkowiu" Przez przypadek mruknąłem pod nosem odpowiedź na niesłyszalny dla innych głos... "Azaliż, trzeba było...", co mogło dość dziwnie zabrzmieć w stosunku do moich poprzednich słów, lecz miałem nadzieje, że było to na tyle cicho, że państwo Cerranerowie tego nie słyszeli. Cieszyłem się, że rodzice mnie już opuszczają... Jestem tylko ciekaw, po co tak naprawdę jestem im tutaj potrzebny. Tak jak zawsze, zapewne nie zobaczę ich do końca wieczoru. Zanim jednak nogi zdążyły mnie gdzieś ponieść, zjawiła się gwiazda wieczoru, Emilia. I znowu trzeba było robić dobrą minę do złej gry. -Witaj Emilio- uśmiechnąłem się lekko -I mnie jest miło móc znowu Cię spotkać- podałem jej ramię, byśmy razem mogli wejść do środka, bo nie umknęło to mi, że bardzo chciała, by tak się stało. Nie pamiętam kiedy w mojej ręce pojawił się kieliszek szampana. -To twoja noc, odłóżmy więc na bok Twoich braci, gości i cieszmy się sobą. Może opowiesz mi co się zmieniło u Ciebie podczas mojej siedmioletniej nieobecności? Bo to, że stałaś się piękniejsza nie ulega wątpliwości- No, nie mogę zaprzeczyć, że zawsze miałem słabość do pięknych kobiet, ale w tekstach na podryw nie szło mi za dobrze. Mogłem mieć tylko nadzieję, że Emilia łyknie te słodkie słówka, jakie ze mnie wychodziły. Dodatkowo starałem się być pewny siebie, uśmiechnięty i... cóż... dostojny. W końcu takie panny chyba na to lecą... Mam nadzieję, że gildyjne realia aż tak bardzo mnie nie zmieniły. -Skoro oboje mamy już szampana, to proponuję, żebyśmy wznieśli toast. Za Ciebie i za ten wieczór- Stuknąłem kieliszek Emilii swoim i wypiłem do dna, po czym oba odstawiłem na tackę przechodzącego obok kelnera. -Co powiesz na pierwszy taniec?- Tak, w tym byłem już trochę lepszy. W końcu dość długo obracałem się w tym towarzystwie. Pewnie trzymałem Emilię i starałem się dobrze prowadzić ją przez taniec. Jeśli gdzieś zobaczę matkę, która by mnie obserwowała, mrugnę do niej. Niech napawa wzrok i cieszy się tym, że jej Pączuś w końcu wziął się za dziewczyny. Drugi raz coś takiego może się nie zdarzyć. Gdy tylko rozwiążę zagadkę, wracam na Pustkowia. Gdy tylko skończy się utwór, postaram się wyciągnąć dziewczynę nad sadzawkę i tam zabiorę się za maglowanie. Po drodze oczywiście ponownie zgarnę szampana, albo wino. Alkohol rozwiązuje język... -Świetnie się z Tobą bawię... Powiedz mi, jest tu ktoś z Hargeonu? Mieszkałem tam przez jakiś czas, być może jest tutaj ktoś kogo znam.- Uśmiechnąłem się i ogólnie starałem się zrobić dobre wrażenie, tak by Emilia była skora powiedzieć mi jak najwięcej.
Abel
Liczba postów : 1137
Dołączył/a : 09/09/2012
Skąd : Dunno.
Temat: Re: Pałacyk rodu Noctingów Pon Cze 29 2015, 18:36
MG
Emilia patrzyła na Pace'a z dozą wyjątkowego zaciekawienia. Był dla niej niewątpliwą zagadką - nie dość, że to jedyny syn grubej ryby Fiore, to dodatkowo wydawał się być dość... zbuntowany? Tak, tak go zapamiętała. Pamiętała, gdy pokazywał im sztuczki, których nauczyła go matka, a potem... potem postanowił nagle zniknąć. Gdy usłyszała, że dołączył do gildii magów (takie informacje w takim środowisku nie mają szansy na pozostanie tajemnicą), poczuła, że to nawet do niego pasowało. Rodzice pewnie wcześniej podstawiali mu wszystko pod nos, podobnie jak jej i jej rodzeństwu, a on postanowił się usamodzielnić, porzucić wygodę i żyć na własną rękę. Tak, to Emilii imponowało. Wreszcie miała do czynienia z kimś, kto posmakował zupełnie innego świata niż ona. Z kimś, kto widział coś więcej niż wielkie pałace i wspaniałe sale pełne pięknych, wystrojonych ludzi. Uniosła kieliszek i stuknęła nim lekko w szkło trzymane przez młodego Noctinga. - Ja bym jeszcze wzniosła za ciebie i twój powrót do naszej małej społeczności - uśmiechnęła się, a Pace mógł z tegoż uśmiechu wyczytać coś w rodzaju żartu. Czuł, że nie miała na myśli tego, co mówiła. Zdawała sobie doskonale sprawę, że następnego dnia już równie dobrze mogłoby go tu nie być. - Nie widzieliśmy się już tyle lat, że wreszcie mogę powiedzieć, że się zmieniłeś. - Na chwilę zwiesiła głos. Wpatrywała się w chłopaka jakby szukała na jego twarzy słowa, którego mogłaby użyć do określenia tego, co chodziło jej po głowie. - Zmężniałeś. Właśnie tego szukała. Rzeczywiście, ostatnim razem mogli się jeszcze uważać za dzieci. Teraz nie było już o tym mowy. Ona zdawała się być już kobietą, a on mężczyzną. Tak to się zazwyczaj kończy. Gdy na niego patrzyła, spojrzenie nie należało już do tych niewinnych, które posyłała mu w dzieciństwie. - Tańce rozpoczną się dopiero po tym, jak ojciec zaprezentuje nowość w swojej kolekcji - odparła spokojnie. - Wtedy chętnie zatańczę. Jej odpowiedź w pewnym sensie mogła wydawać się enigmatyczna, ale Emilia nie robiła tego naumyślnie. Dziewczę z radością dało się jednak pociągnąć nad staw. Lampiony wiszące nad wodą sprawiały miłe wrażenie. Wieczór był chłodny, co nie przeszkadzało jednak w ich pobycie na dworze. Nikogo tu nie było. Głośne śmiechy i muzyka grana w tle nie przeszkadzały w rozmowie - grube ściany posiadłości nie przepuszczały zbyt wielu dźwięków. Gdzieś w tle śpiewały wieczorne ptaki, dodając uroku całemu miejscu. Emilia wzdrygnęła się, gdy od razu usłyszała o Hargeonie. Spojrzała na Pace'a z dużą dozą podejrzliwości, ale postanowiła odpowiedzieć: - Są państwo Yunnings, ale raczej nie utrzymują kontaktów z twoją rodziną - odrzekła, badawczo przypatrując się Egregorisowi. - Zdaje mi się, że nie widziałam nikogo innego na liście gości. Co robiłeś w Hargeonie? Czy wypełniałeś jakieś arcyważne zlecenie? Ponownie na jej twarzy zagościł uśmiech. Wydawało się, że bardzo pasuje jej rozmowa o nowym, ciekawym życiu Noctinga. Przy okazji go kokietowała, cóż innego miałaby robić. Niedługo potem zza drzwi wyjrzały ciekawskie oczy Laslo. - Tu jesteście! Wszędzie was szukamy! - zakrzyknął starszy brat Emilii. - Chodźcie, bo spóźnicie się na pokaz! Po tych słowach zniknął ponownie w budynku. Cerranerówna wstała i z zawadiackim uśmiechem spytała: - To co? Idziemy?
Poniżej znajdują się buttony for, z którymi obecnie prowadzimy wymianę. W celu nawiązania współpracy zachęca się do odwiedzenia pierw tematu z regulaminem wedle którego wymiany prowadzimy, a następnie do zgłoszenia się w tym temacie. Nasze buttony oraz bannery znajdują się zaś w tym miejscu.
Layout autorstwa Frederici. Forum czerpie z mangi "Fairy Tail" autorstwa Hiro Mashimy oraz kreatywności użytkowników. Wszystkie materiały umieszczone na forum stają się automatycznie własnością jego jak i autorów. Dla poszanowania Naszej pracy uprasza się o nie kopiowanie treści postów oraz kodów bez uprzedniej zgody właścicieli.