I've never seen a decent person among those who say they're going to save the world while forsaking the people around them. Those types of men are always so intoxicated by thier own hollow dreams that they call every little thing in front of them trivial.
Arata Tsuchimikado faktycznie mówił niewiele na temat tej konkretnej historii. Kiedy dwójka pretendentów do miana magów klasy S słuchała jego słów na świeżym powietrzu, niedaleko przygotowanego do podróży powozu, łatwo można było odnieść wrażenie, że mistrz kolejne słowa bardziej wypluwa z obrzydzeniem niż wypowiada na głos. Nie wyglądał jednak na zdenerwowanego, a na jego obliczu malował się łagodny uśmiech, silnie kontrastując z tym, w jaki sposób w tamtej chwili obchodził z kolejnymi słowami. Ten świat pełen był tego rodzaju kontrastów, magowie musieli o tym wiedzieć nie od dziś.
Sama odprawa przedmisyjna też nie była długa. Arata kilkakrotnie podkreślił w trakcie jej trwania, że bijące serce pani Zamku Millenium jest najważniejszym celem misji i ma mieć priorytet przed wszystkim innym. Tsuchimikado zdawkowo wspomniał też, że ich zadanie ma o wiele większe znaczenie niż mogą sobie to wyobrażać. Zaznaczył także, że od momentu, w którym magowie postawią pierwszy krok na terenie zamku powinni spodziewać się *dosłownie* wszystkiego. Dziwnie musiał też wyglądać mistrz akurat tej gildii, który motywował swoich ludzi zdaniem "cokolwiek będzie się działo, nie możecie stracić nadziei". Tuż przed ostatnimi słowami pożegnania mistrz wręczył także obu magom po jednym niewielkim pojemniku o kształcie kwadratu z pojedynczym zatrzaskiem. Ponoć właśnie w nim mieli oni przetransportować serce z powrotem do siedziby gildii. Dodatkowo otrzymali oni też po sztuce czegoś co wyglądało... jak listek gumy do żucia. "Gdyby jednak zabrakło wam opcji, weźcie to. Tylko myślcie, kiedy tego użyjecie". Po tych słowach mistrz opuścił członków własnej gildii nie tłumacząc niczego więcej.
I tak oto Goomonryong i Nanaya, w tym momencie zaledwie para magów klasy 0, wyruszyli w drogę powozem o zasłoniętych szybach, w którym panował przyjemny rodzaj półmroku. Podróż nie była krótka, więc trochę czasu mieli na to, by porozmawiać ze sobą o misji i wszystkim, o czym tylko chcieli. Dodatkowo w powozie oprócz nich znajdowała się jedna zakapturzona postać w czarnym płaszczu, której twarzy nie dało się dojrzeć. Ale przecież magowie GH tego typu osoby na pewno kojarzyli, prawda? Tak czy siak, powóz co pewien czas podskakiwał, gdy natrafił na nieprzyjemny wzgórek czy samotny kamień, oprócz tego podróż przebiegała w spokoju, a postać, która z magami podróżowała nie odzywała się ani słowem.
Czas odpisu: 10.06
Autor
Wiadomość
Goomoonryong
Liczba postów : 4046
Dołączył/a : 22/10/2012
Temat: Re: Kamienny las Pią Kwi 17 2015, 14:38
Był w dupie, taka prawda. W swoim aktualnym stanie nie mógł za wiele. Nie chodziło tu już nawet o magię co o jego fizyczny stan który jasno wskazywał na obrażenia wewnętrzne. Może jaki krwotok? W każdym razie Gumiś aktualnie nie miał nawet czasu by się uleczyć. Niby pies się trochę z drzwiami szarpał, niby był wolniejszy, ale jak bardzo pozwala to Gumisiowi na podjęcie bardziej skomplikowanych działań? Zainteresowało go jednak to, co zrobił mężczyzna i był ciekaw czy zadziała to z krwią inną niż jego, tak więc spróbował chlapnąć psa swoją krwią, a potem przeczytać co napisał mężczyzna. Jeśli żadna z tych dwóch opcji nie przyniesie żadnej nadzieji na rozwiązanie problmu, Gumiś weźmie gumę o której tak świetnie pamiętał i zacznie ją żuć z nadzieją że ta rozwiąże jego aktualne problemy. Chociaż to guma od Araty, nie liczył na zbyt wiele.
Mor
Liczba postów : 2920
Dołączył/a : 20/08/2012
Temat: Re: Kamienny las Pią Kwi 17 2015, 16:29
Cokolwiek miałaby zrozumieć (lub nie zrozumieć) Nanaya, na pewno nie było to w gestii pani zamku, by oceniać zdolności umysłowe dziewczyny. Niejednokrotnie w bajkach i baśniach okazywało się, że główny bohater okazywał się znacznie sprytniejszy lub bardziej inteligentny, niż "ten zły" śmiał przypuszczać. Więc skoro już blondynka nawiązywała do bajek, to Nanaya chętnie zamierzała wcielić się w protagonistkę i poczekać z przechytrzeniem do odpowiedniego momentu. Teraz bardziej opłacało jej się nic nie mówić. Wszak to wspomnienie. Dzięki tym kilku zdaniom rudowłosej nieco się przejaśniło. Stąd ta góra, wzięta bóg wie skąd. Stąd ten dziwny motyw umierania powracający jak natrętna mucha w każdym pomieszczeniu, które odwiedzali magowie. Energia, energia, energia... nie lepiej było zainwestować w panele solarne na dach? Albo drzewa? W kamiennym lesie na pewno było dużo możliwości, by takie zamontować! Nanaya przewróciła oczami, słysząc to wytłumaczenie, ale nie było jej dane porozmyślać nad problemami pani zamku dłużej, bo ta przystąpiła do swojego destrukcyjnego dzieła, szybko zbliżając się do Byaku. Członkini GH, na szczęście lub nie, nie była w stanie wprowadzić w życie swojego genialnego planu bo przeszkodził jej nie kto inny, jak młody Arata. Nie była pewna, czy powinna się z tego tytułu cieszyć czy płakać, ale już po pierwszym poleceniu zwyczajnie zrobiła krok lub dwa w tył, by przekroczyć magiczną granicę miedzy dachem a powietrzem i spaść. Nie zastanawiała się przy tym zbyt długo, bo i nad czym? Wynik wydawał się być z góry przesądzony.
Kirino
Liczba postów : 3064
Dołączył/a : 14/11/2012
Temat: Re: Kamienny las Nie Kwi 19 2015, 14:11
MG:
Chlapnąć psa swoją krwią, łatwiej powiedzieć niż zrobić, bo przecież Han w tym momencie nie miał żadnej konkretnej krwawiącej rany na swoim ciele... poza być może krwawieniem z ust, skąd to faktycznie spore dawki czerwonej cieczy wydawały się opuszczać jego ciało. I właśnie w ten sposób Goomoonryong uraczył swojego psa, w procesie który wyglądał jednocześnie obrzydliwie i na swój sposób przerażająco, pozwolił on krwi wypływającej ze swoich ust przenieść się na ciało psa, który ponownie zawył, a nasz bohater mógł zauważyć, że pieskie kolce zaczęły się zmniejszać, cofać, zapadać w siebie, choć wciąż jeszcze wystawały z cielska zwierzęcia na kilka centymetrów. Ten, w swoim bólu szarpnął się raz na Hana, zawadzając trzymanymi na plecach drzwiami o bok chłopaka i przewracając go na plecy, po lewej stronie psiaka. A ten nie przejmując się wiele wdrapywał się teraz na Hana i dość ciężko mogło być mężczyźnie strącić go z siebie, pies bowiem położył już przednie łapy na klatce piersiowej Hana, a niedługo miał zamiar przemieścić na niego resztę ciała. Bolało i zapierało dech w piersiach.
Komu zaufać jak nie przyszłemu mistrzowi własnej gildii, prawda Nanayo? Choć Arata tutaj wydawał się być młodszy, to jednak był on wciąż człowiekiem, który w przyszłości miał dowodzić ich gildią, a więc osobą... godną zaufania? Na pewno nie w tej sytuacji, dziewczyna zdecydowanie musiała mieć o tym pojęcie, ale też co mogła zrobić? Postępując dwa kroki do tyłu utraciła pod stopami grunt, Pani Zamku wybiła się w jej kierunku przeczuwając co się święci, lecz była o sekundę za późno i filmowo wręcz jej wyciągnięta w kierunku Byakushitsune ręka nie zdołała uchwycić dziewczyny, która zgodnie z prawami grawitacji zaczęła zwyczajnie opadać w dół. Ta ręka nie zdołała pomóc, inna jednak wybiła się z otwartego okna i pochwyciła Nanayę mocno za ramię, przyciągając ją do siebie brutalnie, nie zważając na to, że w tym momencie dziewczyna prawdopodobnie zwichnęła sobie ramię, a i zawdziała nogą o ramy okna, boleśnie ją sobie w ten sposób tłucząc. Kobieta była jednak teraz w ciemnym pokoju, gdy Arata szybko zasunął zasłonę okienną i przyjrzał się leżącej na ziemi dziewczynie. - Zaraz tu będzie. Postaraj się dać mi nieco więcej satysfakcji płynącej z odniesionego zwycięstwa i potowarzysz jej jeszcze trochę. Tam są drzwi, są otwarte. - rzucił wskazując dłonią Arata, a następnie usiadł w fotelu ustawionym dosłownie obok okna, tak że nie dało się go dojrzeć bezpośrednio przez nie spoglądając. Pokój w którym znajdowała się Nanaya był prostym pokoikiem, sypialnią praktycznie. Łóżko znajdowało się tuż obok leżącej dziewczyny, przy ścianie po lewej strony od ściany okiennej była szafa, oprócz tego jeszcze stolik i dwa krzesła. Drzwi były zaraz naprzeciw okna, zamknięte, lecz nie na klucz, jak zdawał się twierdzić Arata.
SP: Goomoonryong - 50MM, płaszcz przekazany Nanayi, wściekłość Hana wywołuje mocny ból głowy, krwawi z buzi, ból pleców, stłuczony lewy bok mężczyzny, brak nosa, znaczący problem ze strunami głosowymi uniemożliwiający normalne mówienie, DUŻE problemy z płynnym łapaniem oddechu, rana o głębokości 2-3 centymetrów na lewej ręce tuż nad dłonią, jak po przejechaniu dwóch pazurów po skórze, podobna, ale płytsza rana na wysokości zewnętrznej strony lewego uda, nie krwawią (tyle potrafisz wywnioskować w tym momencie o swoim stanie) Nanaya - 45MM, Sunlight płaszcz Hana na niej, ubrudzone ubranie, kawałek z tyłu spłonął i odsłania nieco za dużo; nie ma prawego ramienia od łokcia po dłoń, dziwny "X" wymalowany jakąś substancją na czole, czarny, mocno wychudzona
Goomoonryong
Liczba postów : 4046
Dołączył/a : 22/10/2012
Temat: Re: Kamienny las Wto Kwi 21 2015, 13:29
A co zrobił Gumiś? Nie pozostało mu wiele wbrew pozorom, a właściwie bardzo mało opcji. Już i tak był żywym trupem a jego nadzieje na opusczenie tego miejsca w dobrym stanie malały z każdą sekundą dlatego też jak to się mówi, żyje się raz. Gumiś złapał jedną z łap psiaka swoją lewą dłonią i ścisnął starając się zignorować ból. Stały dopływ krwi Gumisia powinien zadawać psu ból tak duży jak jemu, przynajmniej w teorii. Jeśli ból osłabi psiaka to Gumiś spróbuje się spod niego wydostać, lecz nie puści psa, dalej będzie go ściskał tak długo aż kundel się uspokoi. Jeśli puszczony znów będzie kozaczył, to Gumiś powtarza zabieg. Hardcorowa tresura. Jeśli jednak te czyny nic nie dadzą to Gumiś spróbuje wyjąć i przeżuć gumę. Nawet w papierku jeśli będzie trzeba.
Mor
Liczba postów : 2920
Dołączył/a : 20/08/2012
Temat: Re: Kamienny las Sro Kwi 22 2015, 03:24
Działania Nanayi bynajmniej nie były podyktowane zaufaniem w stronę młodego Araty. W tym szczególnym przypadku nie ufała mu nawet bardziej, niż można było się spodziewać. Wszak w chwili obecnej była tylko pionkiem w starciu dwóch sił, które w każdym możliwym przypadku nie poddawały się i wolały ukazać swoją wyższość, niż przerwać tak zabawną grę. W końcu nie ma nic zabawniejszego niż zabawa ludzkim życiem. I możliwe że właśnie dlatego Nanaya chciała z tym skończyć w możliwie najszybszy sposób, a pojawienie się Araty znacznie to ułatwiło. Już sam fakt, że jej śmierć nie przyniesie żadnych zysków pani zamku był całkiem kuszący... Jedna nie tym razem, nie w tym momencie. Gdy tylko skoczyła poczuła nieprzyjemnie szarpnięcie w bok, do środka ciemnego pokoiku, i od razu wiedziała, że dobrze nie jest. Bolało, a nawet taki samobójca, jak ona, doskonale wiedział, że ból jest oznaką urazu. Ramię wydawało z siebie obezwładniający, pulsujący ból, uniemożliwiając dziewczynie jakikolwiek ruch przez dłuższą chwilę. Nie potrafiła nad tym zapanować, ale wraz z upływam czasu zdołała się przyzwyczaić na tyle, by móc się ruszyć z miejsca. Mogła to być noga... Pomyślała cierpko. Tymczasem czarnowłosy powiedział, co wiedział, podnosząc Byakushitsune ciśnienie do tego stopnia, że nagle unieruchomione ramię oraz boląca noga przestały mieć jakiekolwiek znaczenie. Dać mu satysfakcji? Tam są drzwi? Dziewczyna wydała z siebie rozbawione parsknięcie, powoli zbierając się z ziemi, choć było jej bardzo daleko do jakiegokolwiek rozbawienia. Nawet towarzysząca jej nieustanie ironia nagle zniknęła, gdy stanęła przed młodym mężczyzna z twarzą wykrzywioną w złości. - Nie jestem twoją zabawką - rzuciła drżącym z gniewu i bólu głosem, ledwo panując nad emocjami. Szybko jednak spuściła wszystkie psy i złożyła dłoń zdrowej reki w pięść i szybko wyprowadziła cios w twarz Tsuchimikado. Och, jakże zadowalające byłoby trafienie w tą pewną siebie gębę, po tym wszystkim, co przeszła. I gdyby po tym była w stanie jeszcze mówić, zamierzała dorzucić swoje trzy grosze to tej farsy. - Więc pieprz się ze swoją wygraną... Hej, droga pani! Jeśli mnie słyszysz, to rusz tu swoje dupsko! Nie będę wiecznie czekać, a drugiego zaproszenia nie będzie! - Pierwsze słowa były skierowane oczywiście do Araty, kolejne natomiast wykrzyczała najgłośniej jak mogła w stronę sufitu. Najlepsze plany rodziły się w przypływie chwili, więc można powiedzieć, że Nanaya hardo improwizowała, czekając albo na śmierć ze strony Araty, albo ze strony pani zamku. Kto zgarnie główną nagrodę? Kto wie. Ona nie zamierzała nawet opuszczać pokoju inną drogą, niż oknem... lub w częściach.
Kirino
Liczba postów : 3064
Dołączył/a : 14/11/2012
Temat: Re: Kamienny las Sro Kwi 22 2015, 15:49
MG:
Młody Arata spojrzał na dziewczynę wejrzeniem, w którym tylko przez chwilę jarzyło się coś na kształt niezrozumienia jej decyzji, wystarczający czas na to, by otrzymać uderzenie w twarz, które jednak nie wywołało jakiegoś większego na nim wrażenia, ale może dało nieco radości kobiecie. Jak to? Człowiek, który nie ma ochoty walczyć o swoje życie do ostatniej chwili? Człowiek, który wolał oddać swoją duszę, byle tylko nie stracić czegoś co chyba zwało się honorem? Mogło to być nieco dla niego ciekawe, a może po prostu sekundę zajęło mu zrozumienie, że gra kończy się tu i tutaj. Mężczyzna westchnął raz, krótko, jakby ze znudzeniem a następnie uniósł swój miecz końcówką ostrza w kierunku piersi Byakushitsune. Odległość znacząca, ale co z tego, gdy ostrze nagle wydłużyło się niebotycznie sięgając jej serca i przebijając je zgrabnie, w jednym prostym ruchu, bez chwili zawahania. Gra była skończona, a Arata był zwycięzcą. Padające na ziemię ciało dziewczyny, w której jaźni zagościła Byakushitsune, pozwolił swojej rezydentce na to, by zobaczyć jeszcze jak przez okno wpada Pani Zamku, która szybko rozeznawszy się w sytuacji rzuciła się na Aratę. A ten wcale nie miał takiej szczęśliwej miny, gdy bezpośrednio konfrontował ją z sobą. Wyglądało nawet przez chwilę na to, że podczas gdy próbował blokować jej ciosy swoim ostrzem, wcześniej zmniejszając je do normalnego, przeciętnego rozmiaru... przegrywał i słabł. Ręce Pani Zamku były na tyle twarde, że blokowały ataki ostrzem. Przy jednym z takich ataków pojawiły się nawet iskry, jak przy szlifierce, a z iskier tych wydobyła się niewielka, wróżkowata postać Brune, która podleciała momentalnie do Nanayi. - Wystarczy tego bólu. - rzekła, gasząc świadomość dziewczyny poprzez przyłożenie swej niewielki dłoni do czoła kobiety.
Byakushitsune obudziła się w znajomej bibliotece. Tym razem nie doświadczyła stricte śmierci, była jedynie jej bardzo blisko. Brune siedziała obok na ziemi z dziwnie usatysfakcjonowaną miną, a Nanaya stała, wpatrzona w sufit, bez wyraźnego powodu. 2 wspomnienia za nią. - Ładne uderzenie. - powiedziała w końcu Brune, chyba bardziej żeby zakłócić ciszę.
Tymczasem wydawało się, że Han znalazł sposób na psa, bo łapa psa, wciąż najeżona kolcem, absorbowała jego krew, jednocześnie powodując, że z sekundy na sekundę kolce, które okalały psiaka zmniejszały się i zmniejszały, po chwili natomiast nie tylko kolce zaczynały się zmniejszać, ale sam pies zaczął chudnąć i tracić energię. Sam Han natomiast zaczął czuć się, jak gdyby wypił za dużo. Zawroty głowy i nagłe osłabienie organizmu uderzyło w niego pełną parą, natomiast irytacja zaczynała znikać. Właściwie nie miał siły się już denerwować. Wyglądało na to, że Han się wykrwawiał i kto wie co by się z nim stało, gdyby nie to, że mężczyzna bez twarzy w końcu odepchnął psa z Hana, a następnie "spojrzał" na umęczonego mężczyznę, nie bardzo wiedząc co zrobić w tej sytuacji. Po chwili zastanowienia wrócił do miejsca, w którym bazgrał coś na ziemi i chyba dopisał jeszcze kilka słów. W tym momencie przynajmniej z psem mężczyzna nie musiał się męczyć, a i upływ krwi z jakiegoś powodu został zahamowany. Pies leżał odrzucony na bok i łapał oddech jak tylko mógł, prychając mocno z zabiedzonego, wyglądającego teraz zupełnie jak niepsi nosa, który z jakiegoś powodu zwracał uwagę...
SP: Goomoonryong - 50MM, płaszcz przekazany Nanayi, osłabiony przez upływ krwi, ból pleców, stłuczony lewy bok mężczyzny, brak nosa, znaczący problem ze strunami głosowymi uniemożliwiający normalne mówienie, DUŻE problemy z płynnym łapaniem oddechu, rana o głębokości 2-3 centymetrów na lewej ręce tuż nad dłonią, jak po przejechaniu dwóch pazurów po skórze, podobna, ale płytsza rana na wysokości zewnętrznej strony lewego uda, nie krwawią (tyle potrafisz wywnioskować w tym momencie o swoim stanie) Nanaya - 45MM, Sunlight płaszcz Hana na niej, ubrudzone ubranie, kawałek z tyłu spłonął i odsłania nieco za dużo; nie ma prawego ramienia od łokcia po dłoń, dziwny "X" wymalowany jakąś substancją na czole, czarny, mocno wychudzona
Goomoonryong
Liczba postów : 4046
Dołączył/a : 22/10/2012
Temat: Re: Kamienny las Czw Kwi 23 2015, 00:36
Krew się polała, gęsto i obficie... tak pewnie chciałoby się rzecz, ale tak nie było. Gdy Gumiś zorientował się jak dokładnie działają kolce psa, było już nieco za późno. Czy podjął dobrą decyzję? Czy w ogóle powinien zastanawiać się nad takimi rzeczami? Nim zresztą zdążył pomyśleć oczymś więcej wszystko ustało a osłabiony mężczyzna z jeszcze większym niż wcześniej trudem łapał oddech. Mężczyzna po chwili odpoczynku przeturlał się w prawo tak by będąc na brzuchu spróbować się podnieść, albo doczołgać do psa i spróbować odczepić od niego nos. Coś mu mówiło, że to mógł być jego nos, tak samo jak wcześniej znaleźli na przykład oko Nanayi. Dopiero potym spojrzy co nabazagrał mężczyzna, jakoś się tam transportując, a jeśli nos odzyskał to spróbuje też powiedziec coś w stylu "Kombajn" żeby zobaczyć czy jest lepiej niż było. Całość akcji wykonuje maksymalnie oszczędzając energię, stracił wiele krwi i nie był pewien ile jeszcze uda mu się zachować przytomność.
Mor
Liczba postów : 2920
Dołączył/a : 20/08/2012
Temat: Re: Kamienny las Wto Kwi 28 2015, 18:22
Gdyby chodziło o Nanayę, to w tym momencie czuła się tak, jakby mogła przenosić góry. Nie wynikało to w żaden sposób z adrenaliny buzującej w jej krwi, chęci przetrwania czy nawet złości, która była chyba najsilniejszym uczuciem tkwiącym w Nanayi od momentu przekroczenia progu zamku. Niezwykła radość i zadowolenie rudowłosej wynikały z bardzo trywialnej rzeczy - uderzenia kogoś w pysk. Można by było rozwodzić się nad tym, ze to nie był byle ktoś, a ważna persona... Ale dla Nanayi nie było to ważne. Przed sobą widziała jedynie chłystka, który myślał, że ma prawo rozporządzać jej życiem ku swojej uciesze i pokazaniu, kto jest lepszy. Niedoczekanie jego. Nikogo. Nie pierwszy raz brała udział w grze sił, ale chyba po raz pierwszy była w stanie zrobić coś, co sprawiło jej tak niezmierną satysfakcję. Nawet dogadanie Rikkudo w Os czy dyskusje z Arenem nie sprawiły jej tak chorej satysfakcji z bycia górą, jak uderzenie mistrza własnej gildii, gdy ten zachowywał się jak pieprzony dupek. Czemu nie mogła mieć takich sytuacji więcej? To tak dobrze rozładowywało stres. I nawet gdy niedługo później przyszło jej spotkać się ze śmiercią po raz kolejny, gdzieś tam w serduszku pokazywała Aracie środkowy palec. Leżąc tak na ziemi niczym worek mięsa, odczuwając ból i powoli się wykrwawiając, miała kolejną chwilę satysfakcji, widząc, jak dwójka wrogów mierzy się ze sobą. Nie miała jednak siły na radowanie, bowiem serce przebite mieczem było raną tak samo bolącą, jak śmiertelną i z każdą kolejną sekundą dziewczyna była bliżej tego nieprzyjemnego uczucia umierania. Na szczęście (a może i nie), pojawiła się mała Brune, która wyciągnęła świadomość Nanayi z umierającego ciała, by ta pojawiła się ponownie w swoim właściwym ciele. Byaku stała, wpatrując się w sufit. O czym myślała? Co chciała zrobić następnie? Cisza, która zapadła w bibliotece nie należała do przyjemnych, przynajmniej dla niej. A mimo to rudowłosa nie zamierzała odezwać się i dopiero pochwała blondynki ją przerwała. Zielonooka powoli opuściła głowę i spojrzała w stronę małej namiastki pani zamku ni to z radością, ni to złością. Jak to mówią, obojętność jest gorsza od jakiegokolwiek afektu. Członkini Grimoire Heart nie skomentowała wspomnienia w żaden sposób i niespiesznie ruszyła do trzeciej książki. Jeszcze tylko ta oraz ostatnia. Nie był to jej sposób na motywację. Zwyczajnie stwierdzała fakt. Osiągnęła już ten poziom, gdy wszelkie emocje przestały mieć znaczenie i pozostał chłodny osąd sytuacji.
Kirino
Liczba postów : 3064
Dołączył/a : 14/11/2012
Temat: Re: Kamienny las Czw Kwi 30 2015, 15:50
MG:
Nanayi Byakushitsune pozostały jeszcze dwie książki do przeczytania - zielona i czerwona. Na upartego to był ten moment, gdy w kolorach książek dopatrywać by się można było jakiegoś sensu i znaczenia, metafory czy aluzji, ale wymagać tego od zmęczonej dziewczyny - to było chyba trochę za dużo. Byakushitsune podeszła do następnego woluminu, obserwowana jednocześnie bacznie przez Brune, która na twarzy miała w tym momencie tylko wyraz sporego zaniepokojenia, zupełnie jak matka, która spogląda ostatni raz na swoje dorosłe już dziecko, gdy to wyrusza na wojnę i niepewny jest jego los. Wyglądała też jak gdyby chciała coś powiedzieć, ale spuściła tylko głowę i poszła w ciszy za członkinią GH. Podróż niedługa, książka zielona, procedura zupełnie ta sama, tak jak wcześniej. Nanaya to wszystko już znała, więc darujmy sobie opisywanie tego tutaj po raz kolejny.
Tym razem jej pole widzenia było bardzo nieznaczne. Wyglądało to tak, jakby oglądała wszystko przez dziurkę od klucza i to z bardzo dziwnego kąta. Nad nią majaczyły twarze, dwie twarze, do których widzenia Byakushitsune już tak bardzo się przyzwyczaiła. Nie były zbyt wyraźne i były dziwnie zniekształcone, spoglądały jednak w jej stronę co chwilę, przyglądając się jej uważnie, jakby testując ją, jakby sprawdzając czy to na pewno to. Po chwili Nanaya została uniesiona w powietrze, a przynajmniej takie właśnie wrażenie miała. Pani Zamku uniosła ją spokojnie i bez wysiłku, za kark, w powietrze i to właśnie w tej chwili Nanaya zdała sobie sprawę ze stanu w którym się znalazła. Tym razem nie była nawet człowiekiem. Była ledwie duszą, zmarnowaną, wycieńczoną duszą, która nie powinna była znajdować się poza ciałem ludzkim. Była dosłownie duszą, jakkolwiek brzmiało to dziwnie, fizyczną duszą, która można było dotknąć.
- Sprawdźmy więc to o czym mówiłeś. Jeśli dotrze do ciała przeżyje. Jeśli nie... to będzie oznaczać, że to nie była ta dusza. Dobrze rozumiem? -
Arata kiwnął tylko głową w odpowiedzi na pytanie kobiety. Po chwili dusza Nanayi upuszczona została przez kobietę, a wprawiona w swobodny lot spadała nieśpiesznie w przestrzeń aż wylądowała w pustym pokoju o czterech korytarzach odchodzących od tegoż. Byakushitsune czuła pulsowanie życia w dwóch korytarzach z całej czwórki.
- Tym razem... postaraj się przeżyć... - usłyszała tylko szept Brune dochodzący właściwie nie wiadomo skąd. Dodatkowo był to szept zmęczony, bolesny i... wyraźnie strapiony. Co dotyczyło zaś fizjonomii duszy... w tym przypadku Byakushitsune założyć mogła, że poruszać mogła się jak kot. Niewielki kot.
Hanowi udało się doczołgać do psa, a ten nie oponował nawet specjalnie, gdy mężczyzna ujął jego nos w swoje dłonie. Nie musiał go nawet odczepiać, w tym momencie, gdy tylko dotknął tej części ciała, momentalnie poczuł, że ta należy do niego. W niewielkim rozbłysku miękkiego światła, które nie oślepiło Goomoonryonga, ale utrudniło mu dojrzenie tego co zaszło, jego nos powrócił na swoje miejsce. Wypowiedzenie słów "kombajn" jak najbardziej zadziałało, choć struny głosowe mężczyzny wciąż były w kiepskim stanie. Lepsze jednak coś niż nic, prawda? Han doczołgał się następnie do miejsca, w którym człowiek bez twarzy pisał coś używając do tego krwi. Bez większych problemów odczytał wiadomość przeznaczoną, a jakże, dla jego oczu.
"Wejdź w bezkolczą taflę. Zabierz mnie ze sobą. Odzyskajmy moją twarz. Pomogę."
Gdy tylko Han skończył czytać, mężczyzna bez twarzy pomógł mu podnieść się na własne nogi, ramię Goomoonryonga zarzucając sobie wokół szyi. Nie poczynił jednak żadnego kroku naprzód, Han jednak czuł, że ten skieruje się tam, gdzie tylko członek GH będzie chciał. Był w tym momencie dla niego żywym wsparciem.
SP: Goomoonryong - 50MM, płaszcz przekazany Nanayi, osłabiony przez upływ krwi, ból pleców, stłuczony lewy bok mężczyzny, znaczący problem ze strunami głosowymi uniemożliwiający normalne mówienie, DUŻE problemy z płynnym łapaniem oddechu, rana o głębokości 2-3 centymetrów na lewej ręce tuż nad dłonią, jak po przejechaniu dwóch pazurów po skórze, podobna, ale płytsza rana na wysokości zewnętrznej strony lewego uda, nie krwawią Nanaya - 45MM, Sunlight płaszcz Hana na niej, ubrudzone ubranie, kawałek z tyłu spłonął i odsłania nieco za dużo; nie ma prawego ramienia od łokcia po dłoń, dziwny "X" wymalowany jakąś substancją na czole, czarny, mocno wychudzona
Goomoonryong
Liczba postów : 4046
Dołączył/a : 22/10/2012
Temat: Re: Kamienny las Pią Maj 01 2015, 21:23
Ahh... jak dobrze było odzyskać nos, niemniej kwestia strun głosowych była conajmniej martwiąca i zastanawiająca. Ale należało ją odłożyć na później/kiedy indziej/coś. Przynajmniej Gumisiowi udało się odszyfrować wiadomość nieznajomego, który to pomógł mu powstać. Mimo to rozgryzienie tego chwile Gumisiowi zajęło, zważywszy na swój daleki od idealnego stan zdrowia. Westchnął. Chwilowy sojusz nie zaszkodzi, tym bardziej że solo zbyt wiele w tej chwili nie zdziała. Zresztą nie był pewien czy zdziała jeszcze cokolwiek. W tej chwili potrzebował snu, odpoczynku. Niedane było mu jednak tego zaznać w najbliższej przyszłości, tak sądził. Dlatego tak jak tylko zdołał, postarał się pokierować ruchami człowieka bez twarzy kierując go do lustra w pokoju obok, które jak mniemał, było taflą bez szkła. Nie skupiał się, nie myślał zbyt wiele... na razie starał się regenerować własne siły, a pozostawanie wiecznie skupionym by mu nie pomogło. Gdyby człowiek bez twarzy chciał go zabić, już dawno by to zrobił, skoro jednak tego nie uczynił... no cóż. Gdyby tylko mógł coś poradzić na swoje rany i zmęczenie...
Mor
Liczba postów : 2920
Dołączył/a : 20/08/2012
Temat: Re: Kamienny las Pon Maj 04 2015, 00:11
Możliwe, że Brune postąpiła słusznie, nie odzywając się do Nanayi w tym konkretnym momencie. Gdyby to zrobiła, kto wie, jak zareagowałaby na to rudowłosa. Nie rzuciłaby się na nią, co to, to nie. Ale z pewnością padłoby wiele smutnych i złych słów, których można było uniknąć w tak prosty i jednocześnie bolesny sposób - ciszą. Kolejną dobrą rzeczą dla obu kobiet był fakt, że Byaku była zupełnie nieświadoma uczuć widocznych na twarzy Brune i nie mogła ich skomentować, nie mogła też powiedzieć, co tak właściwie czuje i co zaczęło ją zżerać od środka. Złość? Rozpacz? Radość? Obojętność? Takich rzeczy zapewne nie wiedziała sama zainteresowana, gdy niemalże bez emocji podchodziła do zielonej książki.
Już na początku zdziwiło ją to, co widziała. Czy raczej to, czego nie widziała. Czy odbiło się to jakoś na jej twarzy? raczej nie. Zdążyła już przywyknąć do pewnych dziwactw tego miejsca. Tuż nad nią znajdowała się dwójka osób, którą zaczęła szczerze nienawidzić. Tego uczucia była już pewna. Choć nie była to gwałtowna, paląca nienawiść, to było to uczucie, które jasno jej mówiło, że gdy tylko ich zabije, z jej pleców spadnie wielki, niechciany ciężar. Pozwoliła temu uczuciu zawładnąć nią na chwilkę, zamykając oczy, po czym opanowała się. Morderstwa mogły poczekać, teraz miała inne zadanie na głowie. Spojrzała znowu, w swoich możliwości, na Aratę i panią zamku, zastanawiając się, czym teraz się stała. Nie oponowała... albo też nie miała możliwości do tego, by oponować, gdy kobieta ją podniosła z tak dziwnym pytaniem na ustach. Trafić do ciała... Dusza... Co oni zrobili...? Co oni najlepszego zrobili? Gdyby miała ciało, na pewną trzęsłoby się ono z gniewu. Może i ta dusza to potrafiła, kto wiedział? Tymczasem powoli opadała w dół, wprawiona w ruch przeciwko swojej woli, by wylądować w pomieszczeniu prowadzącym do czterech innych. Odetchnęła głębiej. ... Nie umrzyj... Porada, w ustach Brune, brzmiała niemalże jak obelga. Wbrew pozorom cały czas próbowała przeżyć. Nawet wtedy, gdy siedziała w ciele tamtej dziewczyny, związanej, zdanej na łaskę Araty. Nawet wtedy, gdy uciekała przed panią zamku po dachach, mając do wyboru śmierć z jej lub Araty ręki albo zwyczajne samobójstwo. Nawet teraz, gdy była tylko duszą poza ciałem, usilnie próbując do niego dotrzeć. Postaraj się przeżyć? Czy ona sobie żartowała? Czy to nie to, co robiła od momentu postawienia swojej stopy w zamku? Nie, wróć, już nawet wcześniej, od momentu, w którym musiała iść przez Kamienny las do tego przeklętego portalu, który pozbawił ją oka, ręki i bóg wie, czego jeszcze. Czy jej wysiłki były naprawdę tak ciężkie do zauważenia? Do zrozumienia? Bezsilna złość była tym, co nakręcało biedną duszę dziewczyny do dalszego działania, choć jedyne, co chciała zrobić to usiąść i płakać nad swoimi bezsensownymi działaniami. Przecież, ostatecznie, umrze. Nie ważne, jak będzie się starać. Nie ważne, jakiej drogi by nie obrała na jej końcu ciągle czekała śmierć, ból, niezrozumienie. Bardzo powoli, niemalże smętnie, ruszyła w stronę korytarza, w którym nie czuła życia, a był najbliżej niej. I pomimo swojej ograniczonej możliwości widzenia, starała się dostrzec jak najwięcej. I pomimo swojej obolałej duszy i ciężkich uczuć, wciąż nie chciała umierać. Czy nie było to oczywiste?
Kirino
Liczba postów : 3064
Dołączył/a : 14/11/2012
Temat: Re: Kamienny las Pią Maj 08 2015, 00:53
MG:
- ...do kogo należy ta dusza? - męski głos, wciąż słyszany przez Nanayę, zdawał się zadawać pytanie. Wszystko to wyglądało tak, jak gdyby dwójka osób, do której dziewczyna żywiła niesamowitą nienawiść oglądała w tym momencie spektakl, zaciekawiona jego fabułą i niuansami dotyczącymi głównej bohaterki. Wiadome były, że Byakushitsune się to nie spodoba, już wystarczająco potężnie czuła się zmęczona i wykorzystana w tym labiryncie wspomnień i historii, które musiała przeżyć, wyglądało jednak na to, że kolejny powód do nienawiści mogła spokojnie dopisać do listy. Jednocześnie jednak nie mogła przestać słuchać. Nie widziała sufitu, nie mogła podnieść głowy, ale kto wie czy jej dwie ulubione osoby na świecie nie nachylały się teraz nad nią. Poruszając się z dala od źródeł życia, która wyczuwała, dziewczyna słyszała kolejne fragmenty rozmowy. - To w zasadzie dość ciekawe, jeśli tylko chciałbyś posłuchać... - odpowiedziała widocznie ucieszona ciekawością mężczyzny kobieta. - Jestem pewien, że potrafisz mi to opowiedzieć w kilku słowach, mam rację? - rzucił z lekką drwiną w głowie mężczyzna, a kobieta nie odpowiedziała, Byakushitsune słyszała tylko szybkie jej wciągnięcie powietrza. Po chwili ta zaczęła mówić, wyraźnie zestresowana tym faktem. - To nie jest dusza z tego czasu. Skacząc tu i tam po świecie zrozumiałam, że dla naszego celu nie ma odpowiedniej istoty w obecnym czasie, a przynajmniej... jeszcze taka się odpowiednio nie rozwinęła. Przyszłość to jednak inna melodia... - powiedziała kobieta, a ze strony mężczyzny usłyszeć można było tylko krótki śmiech. - Potrafisz podróżować w czasie...? Czegoś jeszcze się dowiem? - zapytał w końcu, na co kobieta zareagowała podobnym śmiechem, szybko jednak zamilkła, czy też urwała raczej. - Nie, nie potrafię... To nie tak zadziałało... To tylko iksowy znak, nic wielkiego... - powiedziała, a w jej głosie słychać było duży smutek.
Sama Nanaya przemierzyła natomiast spokojnym, wolnym krokiem pierwszy korytarz, jeden z tych, z których nie dochodziła jej żadna wibracja życia. Sam korytarz przypomniał podziemne lochy, wykonany był chyba z zimnego, połyskującego na niebiesko kamienia. Nie było w nim ciemno, ale nie dlatego, że korytarz oświetlony był przez pochodnie, a raczej dlatego, że Byakushitsune widziała pomimo mroku. Jedno źródło życia zmieniło swoje położenie i wydawało się być teraz w pokoju, który wcześniej opuściła dziewczyna. Ona natomiast weszła do sali, która... była ohydna. Ohydna, w ludzkim rozumieniu słowa "ohyda", obrzydliwa dla ludzkich oczu. Po bokach wejścia znajdowało się coś co wyglądało jak ciała... nie wyglądały na ludzkie, choć miały wygląd przypominający trochę rozrzucone w nieładzie mięso z rzeźni i delikatnie połyskiwały dla oczu Nanayi czerwienią. Wydawały przy tym z siebie, co dość ciekawe, przyjemny zapach. Pomijając kawałek miejsca od drzwi podłoga pokoju składała się z pięciu wielkich desek, a na końcu pokoju znajdował się kolejny korytarz. Na każdej z desek wypisane były liczby 1, 2, 3, 4 i 42. Ułożone one były tak, że by dostać się do kolejnego korytarza należało kolejno przejść przez deski w podanej wyżej kolejności.
Goomoonryong nie miał wielkiego problemu z tym, by zaprowadzić mężczyznę bez twarzy do lustra. Ba, ten był bardzo łatwy w obsłudze i posłusznie kierował się tak, jak Han nim manewrował, nie stawiając oporu i ufając swojemu przewodnikowi. Gdy znaleźli się przed lustrem nie pozostawało im wiele do zrobienia... Han nie był na tyle głupi by nie rozumieć tego co trzeba zrobić, a jego "niewidomy" towarzyszy wczepił się mocno w ramię swojego towarzysza, gdy ten sięgnął w kierunku lustra dłonią. Sensacja podobna jak ta przy wkładaniu rękę w galaretę pojawiła się w mózgu Hana, lecz po chwili pozwolił on sobie na kolejny krok naprzód. Wszystko było okej, gdy on sam przechodził przez lustro, ale gdy zaczął robić to jego towarzysz... ogarnęły go konwulsje, a uchwyt na ramieniu Hana się jeszcze wzmocnił, zupełnie jakby ten paznokciami chciał przebić jego skórę. Nie puścił on jednak byłego smoczego zabójcy i razem przeszli przez lustro...
...i znaleźli się w bibliotece, gdy tylko otworzył oczy. Tej samej bibliotece, w której była Nanaya, Han z resztą szybko zlokalizował swoją partnerkę wzrokiem, co jednak zamiast napawać go radością, sprawiło, że odczuł on znowu grozę i wyraźnie wyczuł niebezpieczeństwo. Nanaya stała po środku pokoju, Brune leżała na ziemię obok niej. X na czole dziewczyny błyszczał na żółto, a pokój wypełniał się wodą, póki co sięgała ona tylko do kostek dziewczyny. Han nie potrafił oszacować jednak tego, jak szybko tak przybywała i skąd właściwie się tu pojawiała. Rzucony w kolejną trudną sytuację musiał podjąć jakąś decyzję, a... zaraz obok niego, Han stał bowiem przy ścianie, znajdowały się kolejne drzwi z symbolem... ":)". I drzwi te dało się otworzyć. Han to wiedział.
Ach, jego "ślepy" towarzysz leżał na ziemi w tym momencie i dosłownie trzepało go z bólu. Nie wydawało się by mógł nawet wstać w tym momencie.
SP: Goomoonryong - 50MM, płaszcz przekazany Nanayi, osłabiony przez upływ krwi, ból pleców, stłuczony lewy bok mężczyzny, znaczący problem ze strunami głosowymi uniemożliwiający normalne mówienie, DUŻE problemy z płynnym łapaniem oddechu, rana o głębokości 2-3 centymetrów na lewej ręce tuż nad dłonią, jak po przejechaniu dwóch pazurów po skórze, podobna, ale płytsza rana na wysokości zewnętrznej strony lewego uda, nie krwawią Nanaya - 45MM, Sunlight płaszcz Hana na niej, ubrudzone ubranie, kawałek z tyłu spłonął i odsłania nieco za dużo; nie ma prawego ramienia od łokcia po dłoń, dziwny "X" wymalowany jakąś substancją na czole, czarny, mocno wychudzona
Goomoonryong
Liczba postów : 4046
Dołączył/a : 22/10/2012
Temat: Re: Kamienny las Pon Maj 11 2015, 13:46
Gumiś upadł na kolana, po prawdzie stanie było aktualnie dość wymagającym przedsięwzięciem więc skoro mógł go uniknąć to, no cóż, wolał go uniknąć. Nowe pomieszczenie w którym się znaleźli nie zapowiadało niczego fajniejszego od tego czego już doświadczył Gumiś. Rozejrzał się po pomieszczeniu i kiedy dostrzegł to co dostrzegł, wymsknęło mu się ciche.-Kurwa.-W sumie to lekko to wychrypiał, bo jego struny głosowe dalej prosiły o leczenie. Ale nie to było najważniejsze. Aktualna sytuacja była daleka od świetnej. Nanaya która wyglądała jak opętana, Brune i jeszcze facet bez twarzy w stanie agonalnym. A do tego ta pieprzona woda która zaraz ich wszystkich potopi a wśród tego jedyny przytomny - Gumiś, którego aktualny stan nie pozwalał na podjęcie szczególnie wymagających czynności. W każdym bądź razie Gumiś potrzebował odzyskać fizczyne siły, które aktualnie były potrzebne mu zdecydowanie bardziej niż wszystko inne. To jednak było aktualnie średnio możliwe i dlatego zaczął się rozglądać w poszukiwaniu źródła wody. Jak ktoś zostawił otwarty kran to wymagałoby go zamknąć.-Cholera.-Wycharczał chwilę potem dochodząc do wniosku że nie podoba mu się ta misja ani trochę. W każdym razie co sobie w wodzie poklęczał to sobie poklęczał, teraz zaś spróbował wstać i słaniając się na nogach, rozejrzeć za źródłem wody. Jeśli go nie widzi, postara się obudzić Brune i faceta bez twarzy, Nanaś z jakiegoś powodu wolał nie ruszać. Jeśli to nie pomoże, otworzy drzwi do drugiego pomieszczenia i się po nim rozejrzy. Jeśli wcześniej znalazł źródło wody to stara się coś zrobić z jej wypływaniem. Może starczy zakręcić.
Mor
Liczba postów : 2920
Dołączył/a : 20/08/2012
Temat: Re: Kamienny las Wto Maj 26 2015, 04:45
Bycie zmuszonym do słuchania rzeczy, których nie chce się słuchać może mieć różne skutki, w zależności od wypowiadanych słów jak i podsłuchanych rozmówców. W przypadku Nanayi rozmówcami były osoby, do których czuła głęboką niechęć i ich rozmowa obchodziła ją mniej, niż zeszłoroczny śnieg. Doskonale wiedziała, że ta rozmowa jest ważna, dawała informacje, których było jak na lekarstwo w całym zamku, a mimo to nie chciała jej słuchać. Odrzucała ją, nie chciała przyjąć do wiadomości tego, co słyszała... ale i tak rejestrowała każdy dźwięk, który padał z góry. Słowa były niczym ostrze kata, tępe i uderzające kilkukrotnie, nim w końcu obcięło głowę skazańca. ... znak? Była już w tym dziwnym pomieszczeniu, gdy zakodowała to, co powiedziała ta dwójka. Znak? Ten znak, który nosiła od momentu przybycia do zamku? Nagle zrobiło jej się słabo i nie chodziło wcale o poprzednie doświadczenia czy brak ciała. Było to uczucie czysto emocjonalne. Dusze raczej nie mdleją. Mimo to, gdyby ciało Nanayi było tam, gdzie powinno się znajdować (lub też odwrotnie, obecnie to rzecz bardzo względna), dziewczyna byłaby na granicy utraty przytomności. Jak to? Dlaczego? Nie rozumiała. Nie rozumiała. Nie rozumiałanierozumiałaNieRozumiała. Nie... Rozpacz, bezradność i bezsilność, które uderzyły w nią w tym momencie były tak wielkie, że nie była w stanie poruszyć się nawet o krok, przejęta swoim własnym losem. Jak to możliwe? Płakała. Drugi raz, odkąd znalazła się w ścianach zamczyskach płakała nad tym, co jej się przytrafiło. Dlaczego? Zabrali jej rękę, nie mogła już więcej posługiwać się łukiem. Zabrali jej oko, nie była w stanie normalnie się poruszać. Zabrali jej coś jeszcze, coś jeszcze cenniejszego niż to wszystko, a ona nawet tego nie zauważyła. Dlaczego? Co właściwie zrobiła, by musiała przez to przechodzić? Najbardziej ironiczne w tym wszystkim było chyba to, że doskonale wiedziała, co zrobiła i za co musiała kiedyś odpokutować, jedynie nie dopuszczała do siebie tej myśli. Ilu ludzi do tej pory zabiła, pracując na zlecenie Grimoire? Trzy lata to wystarczająco, by zapomnieć. Ona sama starała się do tego nie wracać, z każdą kolejną krwią na rękach zamykając pewną część siebie gdzieś głęboko, próbując przekonać samą siebie, że wciąż jest człowiekiem. Ludzie umierają, taka jest kolej rzeczy... A mimo to nie chciała umierać, nie chciała doświadczać śmierci, a chyba nade wszystko nie chciała, by zabierano jej to, co chciała chronić najbardziej przed całym światem - własne serce. Umarła. Umierała. Teraz istniała poza ciałem, brutalnie z niego wydarta. Na jak długo? Jak wiele czasu jej zostało? Płakała dalej, nie chcąc zrozumieć tej ironicznej sprawiedliwości świata. Dlaczego ktoś, komu ufała, robił jej takie rzeczy? Tego nie rozumiała przede wszystkim i to wywoływało tak wielki ból. Dlaczego kazano jej przechodzić przez to wszystko? Tego nie wiedziała. To również bolało, odbierało myślenie, powodowało błędne koło obwiniania siebie, Araty, pani Zamku, Brune... Dlaczego? Nie wiedziała nic. Nie mogła zrobić nic. Wciąż była jedynie kukiełką w rękach tych silniejszych, którzy wykorzystywali ją w każdy możliwy sposób, po czym zostawiali z bólem, smutkiem i lękami. Mogła jedynie stać i patrzeć, jak przed oczami przewijają się resztki pozostałego jej czasu, podczas gdy dwoje nad nią ze znudzeniem obserwuje jej beznadziejne wysiłki przeżycia. Dlaczego? Czy zawsze była taką kukiełką? Nie mogła nawet wybrać momentu swojej śmierci. Zraniona, niemalże strzaskana i pozbawiona jakiejkolwiek nadziei dusza Nanayi tonęła w mroku własnych myśli i nie sposób było ją wyciągnąć z tego stanu. Co mogła zrobić w tym momencie? CO! Dla niej pozostawała jeszcze jedna iskierka nadziei, że Arata rozpozna swoją podopieczną i przerwie to szaleństwo. Było to niczym łapanie się strzępiącej się liny, jednak nawet w takiej rozpaczy dusza dziewczyny chciała walczyć o to, kim była. Kim mogłaby się stać. Dopiero po dłuższej chwili dziewczyna ruszyła się ze swojego miejsca, stawiając krok na desce z numerem 1. To, co widziała przed sobą nie tworzyło dla niej sensu. Może gdyby była w innym stanie. Obecnie chciała zwyczajnie przejść przez pokój, błądząc dalej po labiryncie korytarzy w swojej bezsilnej nadziei. Mięso, które zawieszono na ścianach nie wydało jej się straszne, co najwyżej groteskowe. Pasowało do tego miejsca. Jeden. Powiedziała lub pomyślała Nanaya wraz z postawieniem kroku. Nie było dużego znaczenia w tym, co mówiła. Zwyczajnie liczyła, jak w grze w klasy, gdzie za każdym skokiem wykrzykiwało się numer. Było to miłe wspomnienie, więc postanowiła się go trzymać. Dlatego też gdy stanęła na drugim panelu, gdzieś z pewnością rozległo się słowo: Dwa. W zasadzie było jej już lekko obojętne, co się z nią dalej stanie. Chociaż Brune radziła jej, by przeżyła, chociaż sama początkowo zamierzała przeżyć, na przekór wszystkiemu, tak jedna wymiana zdań doszczętnie ją zniszczyła. Może mięso nagle ożyje albo sama zawiśnie na wolnym haku. Nie prowadziła jednak rozmyślań na ten temat, nie planowała nawet przyszłych posunięć. Zwyczajnie szła do przodu, uparcie, jak maszyna zaprogramowana na chodzenie, niezależnie od otoczenia. Trzy. Może sytuacja wyglądałaby inaczej, gdyby Goomoonryong przy niej był. Gdyby tak nagle nie zniknął na górze. Gdyby od początku był w bibliotece i mógł jej pomóc w tych ciężkich wydarzeniach lub wybił jej z głowy czytanie książek. Ukłucie żalu były równie bolesne, co rozpacz. Mogła być dla niego milsza. Przecież oboje przechodzili przez to piekło. Może on też już nie żył? W jakiś sposób było to pocieszające. Niedługo do niego dołączy. Nie będzie musiał samemu tkwić w tym zamczysku, jak strzępek duszy. Cztery. Dla Brune też mogła byś milsza, nawet jeżeli była blisko pani Zamku. Opiekowała się nimi, pomagała im. Może jednak powinna coś powiedzieć, nim otworzyła książkę? Teraz już za późno na takie rozmyślania. A więc i wszelkie gdybanie zostało ucięte przez zmęczoną duszę, skupioną jedynie na chodzeniu. Pięć. Sześć... Czterdzieści dwa? Niewątpliwie pod jej stopami znajdowała się deska z numerem 42. Nie pasowała do schematu. Dlatego też po chwili namysłu Nanaya całkowicie zignorowała tą nieregularność. Co mogła zrobić z czymś, na co nie miała wpływu? Ktoś się pomylił. Może ona, może pani Zamku, nie miało to najmniejszego znaczenia dla jej osoby. Dlatego po przekroczeniu ostatniej deski poszła dalej przed siebie. Nic gorszego nie mogło jej się przytrafić. Wszak umarła i umierała.
Kirino
Liczba postów : 3064
Dołączył/a : 14/11/2012
Temat: Re: Kamienny las Sob Cze 06 2015, 12:46
MG:
Goomoonryong rozpoczął swoje wodne igraszki w poszukiwaniu źródła wody i o dziwo... szybko je znalazł! Kto spodziewałby się tego, że ten jego plan wykonany zostanie tak banalnie szybko i bezproblemowo? Kierując się w stronę, z której dochodził dźwięk spienionej wody, Han odkrył za jedną z szaf z książkami dziurę w ścianie pokoju, dziurę wielką jak jego własna głowa, z której cały czas, bez chwili przerwy wylewała się woda. Tylko co mógł zrobić z taką dziurą Han? "Coś zrobić" to niezbyt dobry sposób, aczkolwiek na jego obronę - Han nie wiedział wcześniej gdzie dziura jest i jak wygląda. Obecnie więc po prostu przywarł do niej całym ciałem i co nieco spowolniło przypływ wody, ale miało dwie zasadnicze wady. Po pierwsze - człowiek bez twarzy i Brune leżeli w wodzie w taki sposób, że prawdopodobnie za chwilę sobie umrą... Albo i nie? W końcu facet nie miał twarzy? To było ciekawe, na swój chory sposób. Drugim problemem był fakt, że woda nacierała teraz mocno na ciało Goomoonryonga, a choć ciśnienie z jakiegoś powodu nie było tak silne, to odczuwał on wzmożony spadek sił spowodowany walką z niewybaczającym żywiołem. Był kompletnie świadomy tego, że długo tak nie wytrzyma.
Nanaya umęczona przez swoje myślenia musiała jednak mierzyć się z okrutną rzeczywistością, o ile ta w ogóle była jeszcze faktycznie jakimkolwiek światem realnym, bo to ciężko było określić. Prześladowana przez kolejne negatywne uczucia, zarówno w stosunku do innych, jak i do samej siebie, musiała zrozumieć, że Arata jednak jej nie rozpoznał. Kto wie w jakim momencie czasu dokładnie znajdowała się dziewczyna i czy mężczyzna w ogóle ją znał. Być może była ona dla niego w tej chwili tak samo nikim, jak były dla dziewczyny wszystkie wcześniejsze jej ofiary, o których wspominała w swoich myślach? A może znaczyła jeszcze mniej? Dłuższa chwila, którą dziewczyna spędziła na rozmyślaniach, w końcu minęła, a ona sama postąpiła kilka kroków do przodu, wiedząc, że jedyna droga jaka prowadzi do wyjścia z Zamku Millenium to droga naprzód, cały czas, bez emocji, ale też bez zatrzymywania się. Gdy postawiła nogę na pierwszej desce z napisem jeden momentalnie poczuła ból w całym swym duchowym ciele. Ból, który był znaczny, ale do przeżycia. Gdy weszła na belkę z numerem dwa ból stał się dużo bardziej dojmujący, a dziewczyna niemal nie upadła na ziemię. Jej duchowa forma cierpiała mocno, a mimo tego kobieta posuwała się na przód, na klęczkach. Jednak gdy dotknęła ręką belki numer trzy, wydała z siebie mimowolny krzyk. Cholerstwo bolało tak bardzo, jak gdyby ktoś włożył jej rękę w rozżarzony piec kowalski albo oblał wrzącym płynnym metalem. Nanaya odruchowo i nie myśląc na tym wycofała się z belek, odchodząc nawet od belki numer jeden, łatwo zauważając, że przebywanie na belce numer jeden zdecydowanie mniej bolało niż na belce numer trzy. Dziewczynie przez chwilę wydawało się, że groteskowe walające się wszędzie mięso patrzyło teraz na nią z ironicznym uśmiechem, jak gdyby zdawało się mówić "próbuj, próbuj, opowiedz nam o tym". Ale to pewnie z bólu tak się jej zdawało. Źródło życia, które wcześniej wyczuła Nanaya było niebezpiecznie blisko pokoju, w którym teraz dziewczyna się znajdowała. Wróżyło to kłopoty. Chyba.
SP: Goomoonryong - 50MM, płaszcz przekazany Nanayi, osłabiony przez upływ krwi, ból pleców, stłuczony lewy bok mężczyzny, znaczący problem ze strunami głosowymi uniemożliwiający normalne mówienie, DUŻE problemy z płynnym łapaniem oddechu, rana o głębokości 2-3 centymetrów na lewej ręce tuż nad dłonią, jak po przejechaniu dwóch pazurów po skórze, podobna, ale płytsza rana na wysokości zewnętrznej strony lewego uda, nie krwawią Nanaya - 45MM, Sunlight płaszcz Hana na niej, ubrudzone ubranie, kawałek z tyłu spłonął i odsłania nieco za dużo; nie ma prawego ramienia od łokcia po dłoń, dziwny "X" wymalowany jakąś substancją na czole, czarny, mocno wychudzona
Poniżej znajdują się buttony for, z którymi obecnie prowadzimy wymianę. W celu nawiązania współpracy zachęca się do odwiedzenia pierw tematu z regulaminem wedle którego wymiany prowadzimy, a następnie do zgłoszenia się w tym temacie. Nasze buttony oraz bannery znajdują się zaś w tym miejscu.
Layout autorstwa Frederici. Forum czerpie z mangi "Fairy Tail" autorstwa Hiro Mashimy oraz kreatywności użytkowników. Wszystkie materiały umieszczone na forum stają się automatycznie własnością jego jak i autorów. Dla poszanowania Naszej pracy uprasza się o nie kopiowanie treści postów oraz kodów bez uprzedniej zgody właścicieli.