I've never seen a decent person among those who say they're going to save the world while forsaking the people around them. Those types of men are always so intoxicated by thier own hollow dreams that they call every little thing in front of them trivial.
Arata Tsuchimikado faktycznie mówił niewiele na temat tej konkretnej historii. Kiedy dwójka pretendentów do miana magów klasy S słuchała jego słów na świeżym powietrzu, niedaleko przygotowanego do podróży powozu, łatwo można było odnieść wrażenie, że mistrz kolejne słowa bardziej wypluwa z obrzydzeniem niż wypowiada na głos. Nie wyglądał jednak na zdenerwowanego, a na jego obliczu malował się łagodny uśmiech, silnie kontrastując z tym, w jaki sposób w tamtej chwili obchodził z kolejnymi słowami. Ten świat pełen był tego rodzaju kontrastów, magowie musieli o tym wiedzieć nie od dziś.
Sama odprawa przedmisyjna też nie była długa. Arata kilkakrotnie podkreślił w trakcie jej trwania, że bijące serce pani Zamku Millenium jest najważniejszym celem misji i ma mieć priorytet przed wszystkim innym. Tsuchimikado zdawkowo wspomniał też, że ich zadanie ma o wiele większe znaczenie niż mogą sobie to wyobrażać. Zaznaczył także, że od momentu, w którym magowie postawią pierwszy krok na terenie zamku powinni spodziewać się *dosłownie* wszystkiego. Dziwnie musiał też wyglądać mistrz akurat tej gildii, który motywował swoich ludzi zdaniem "cokolwiek będzie się działo, nie możecie stracić nadziei". Tuż przed ostatnimi słowami pożegnania mistrz wręczył także obu magom po jednym niewielkim pojemniku o kształcie kwadratu z pojedynczym zatrzaskiem. Ponoć właśnie w nim mieli oni przetransportować serce z powrotem do siedziby gildii. Dodatkowo otrzymali oni też po sztuce czegoś co wyglądało... jak listek gumy do żucia. "Gdyby jednak zabrakło wam opcji, weźcie to. Tylko myślcie, kiedy tego użyjecie". Po tych słowach mistrz opuścił członków własnej gildii nie tłumacząc niczego więcej.
I tak oto Goomonryong i Nanaya, w tym momencie zaledwie para magów klasy 0, wyruszyli w drogę powozem o zasłoniętych szybach, w którym panował przyjemny rodzaj półmroku. Podróż nie była krótka, więc trochę czasu mieli na to, by porozmawiać ze sobą o misji i wszystkim, o czym tylko chcieli. Dodatkowo w powozie oprócz nich znajdowała się jedna zakapturzona postać w czarnym płaszczu, której twarzy nie dało się dojrzeć. Ale przecież magowie GH tego typu osoby na pewno kojarzyli, prawda? Tak czy siak, powóz co pewien czas podskakiwał, gdy natrafił na nieprzyjemny wzgórek czy samotny kamień, oprócz tego podróż przebiegała w spokoju, a postać, która z magami podróżowała nie odzywała się ani słowem.
Czas odpisu: 10.06
Autor
Wiadomość
Kirino
Liczba postów : 3064
Dołączył/a : 14/11/2012
Temat: Re: Kamienny las Nie Sie 17 2014, 16:44
MG:
Wędrówka się rozpoczęła a alpiniści... milleniści (?) rozpoczęli niezgrabną wspinaczkę na szczyt góry, na którym znajdowały się kolejne drzwi i Brune, teraz umiejscowiona na siedząco, z nogą założoną za nogę, przyglądając się ich podróży. Sposób podróży Hana nie był zły, to też przynosił mu konkretne efekty - nieco wolniej niż Nanaya wspinał się on w górę, za to był bardzo stabilny i ciężko było w tym momencie mówić o tym, że mógłby się zsunąć w dół. Grunt pod jego ciałem był cały czas stosunkowo chropowaty, a także nie był pokryty lodem czy śniegiem, jak najwyższe partie tej góry. Dodatkowo chłopaka motywowało coś jeszcze - majtki (czy co ona tam miała) swojej obrażonej koleżanki z gildii, która wyprzedzając chłopaka, w naturalny sposób umożliwiła mu podziwianie tego widoku. Tuż przed tym jak zaczął mówić ponownie pojawiła się okazja do tego by tam zerknąć, ten więc to uczynił, chwilę później otwierając usta, tyle że nie do końca jeszcze zabierając swój wzrok z jej tyłka. Głowa Nanayi odwróciła się do niego, dość odruchowo, akurat na tyle, by zobaczyć jak ten szybko podnosi wzrok na jej twarz. Han jednak nie wiedział, że ona widziała jego ruch, dlatego mówił bez przeszkód i oporów, nie czując żadnej krępacji, a Byakushitsune mogła myśleć co tylko chciała.
Tak czy siak, wędrówka trwała. Wyglądało na to, że jeszcze trochę potrwa, ale póki co stok nie wydawał się być aż tak zabójczo trudny, jak mógł wyglądać z jego podnóża. Zarówno Nanaya jak i Goomoonryong, może nie najzgrabniej, ale utrzymywali spokojnie równowagę. W pewnym momencie jednak Nanaya zauważyła, że po górze toczą się niewielkie kamyczki, który przeturlały się na dół, zaraz obok jej stóp. Han za to poczuł, że teren pod nim nieznacznie wibruje. Tylko troszeczkę. Ale jednak wibruje. Dystans pomiędzy Nanayą a Hanem wynosił jakieś 30-40 metrów w tym momencie. Dodatkowo wspinaczka połączona z jednoczesnym mówieniem, nawet mimo przerw na oddech, sprawiła, że Han zaniósł się potężnym kaszlem, który przez chwilę go spowolnił. I zapewne zmartwił.
SP: Goomonryong - 70MM, płaszcz na wózku, brak prawej nogi, brak nosa, znaczący problem ze strunami głosowymi uniemożliwiający normalne mówienie, problem z płynnym łapaniem oddechu, ból prawego ucha, rana o głębokości 2-3 centymetrów na lewej ręce tuż nad dłonią, jak po przejechaniu dwóch pazurów po skórze, podobna, ale płytsza rana na wysokości zewnętrznej strony lewego uda, nie krwawią (tyle potrafisz wywnioskować w tym momencie o swoim stanie) Nanaya - 90MM, ubrudzone ubranie, kawałek z tyłu spłonął i odsłania nieco za dużo; nie ma prawego ramienia od łokcia po dłoń, dziwny "X" wymalowany jakąś substancją na czole, czarny, spalony kawał skóry na prawym barku dziewczyny, mocno wychudzona (tyle potrafisz wywnioskować w tym momencie o swoim stanie)
Czas odpisu: 20.08
Mor
Liczba postów : 2920
Dołączył/a : 20/08/2012
Temat: Re: Kamienny las Sro Sie 20 2014, 18:48
Komu w górę, temu czas. Powoli i mozolnie, ale zawsze do przodu. A że nie było widoków do podziwiania mogła się bardziej skupić na przemyśleniu wszystkiego, co się do tej pory wydarzyło i co ewentualnie się wydarzy. A skoro to zamek, to może uda im się odpocząć? Gdziekolwiek. Teraz nie pogardziłaby nawet tą słomą z Zori, byle mogła się położyć i odpocząć. Nie czuła się zmęczona w sensie fizycznym, to było bardziej zużycie psychiczne, wymagające odpoczynku. A w najgorszym wypadku położy się na podłodze i powinno być w porządku. Trochę szkoda płaszcza, który mógłby być okryciem lub poduszką, ale nie narzekała, bo mogło być gorzej. Dużo gorzej. Westchnęła, usłyszawszy głos Gumisia i odwróciła głowę. Ah... tak... Jej mina w tym momencie wyrażała tyle, co przed rozpoczęciem wędrówki - obojętność, może tylko troszkę bardziej zmęczoną wysiłkiem. Gumiś mówił i mówił, a ona, choć słuchała, niespecjalnie przywiązywała uwagę do tych słów. Mimo to nie przerwała mu, a gdy skończył, odwróciła się w stronę stoku, by podjąć przerwany marsz. - Nie przemęczaj głosu tylko idź dalej... Choć w twoim wypadku ciężko nazwać to chodzeniem - rzuciła przed siebie, nie zastanawiając się, czy ją usłyszał, czy nie. Zresztą, w chwili obecnej nie było to ważne. Wszak miał to, co chciał - mógł do woli patrzeć na jej majtki~! Przyspieszyła kroku. Pieprzeni mężczyźni. Chciał ją chronić? Ha! Dobre sobie! Tak samo jak chciał chronić Kaję? Ile osób jeszcze chciał chronić w taki sposób, bo czuł się... lepszy? Niezbędny do takiego poświęcenia? Mniej wartościowy od innych? Bo przecież ona potrzebowała wtedy pomocy i wręcz WYMAGAŁA, by rzucił się przed nią niczym rycerz w lśniącej zbroi i uratował ją przed niebezpieczeństwem! I bardzo chciała, by się dla niej poświęcał, nawet jeżeli sprawiało, że miał mniejsze szanse na przeżycie. Cholerne, pieprzone traktowanie jej jak kobietę! Owszem, była jedną, ale w chwili obecnej była magiem na misji i partnerem, bez którego on nie przeżyje, a nie pieprzoną dziewczynką potrzebująca obrony przed złem. Zrozumie to? W życiu! Jasne było to po tym, jak potraktował Kaję. Tak więc mógł wrzucić sobie w rzyć swoje zasady moralne, bo uniemożliwiały mu logiczny osąd. Lepszy nie będzie, jeśli będzie przestrzegał tych zasad. I tak w świetle prawa jest kanalią. Ale wróć, przecież jest mu to potrzebne~! Do wyrywania pieprzonych kurew, na przykład. Dobrze, że Gumiś nie wiedział, co się działo w głowie Nanaś, bo prawdopodobnie zmobilizowałby się do tego, by wrzucić i swoje trzy grosze na temat sprawiedliwości tych oskarżeń, tylko dolewając oliwy do ognia. Spostrzegła kamienie, jednak niezbyt się przejęła, bo równie dobrze mogły to być kamienie, które obsunęły się w wyniku ich rozmowy czy kroków. W chwili obecnej rudowłosa była wściekła i ta złość mogła ją zgubić. Tylko, jak to mówią, mądry Polak po szkodzie i zrozumie swój błąd, jak stanie się coś nieprzyjemnego.
Goomoonryong
Liczba postów : 4046
Dołączył/a : 22/10/2012
Temat: Re: Kamienny las Czw Sie 21 2014, 16:25
Kaszelek dobry nie był. To był znak - w połączeniu ze słowami Nanayi - że czas zamilknąć. Cóż dziewczyna była zła, a on musiał poczekać aż jej przejdzie. Zwłaszcza że pokrętny los wybral idealny moment na to by się odwróciła, cóż. Mimo tego dalej równie zmotywowany się wspinał, nie patrząc już na bieliznę Nanayi. W gruncie rzeczy przeszedł do dość mechanicznych ruchów. Uważne i w miarowym tempie "Czołganie się" pod górkę i uważanie na ewentualny upadek towarzyszki. Z kamieni starał się nie dostać po oczach. Nie myślał też o niczym konkretnym. No i zdecydowanie lepiej że nie słyszał myśli Byakushitsune bo kto wie, jak by na nie zareagował? W przypadku potencjalnej "Lawiny" przylgnie tułowiem do góry, acz dalej będzie uważał na Nanayę, by w miarę możliwości ją złapać. Oczywiście wszelkie na niego lecące kamienie w miarę możliwości próbuje wyminąć.
Kirino
Liczba postów : 3064
Dołączył/a : 14/11/2012
Temat: Re: Kamienny las Czw Sie 21 2014, 21:39
MG:
Atmosfera rozmowy była chłodna, ale wraz ze wspinaczką również i temperatura powietrza zaczęła się powoli obniżać, co magowie rzecz jasna bardzo łatwo zauważali. Nanaya oczywiście zauważyła to pierwsza i dobitniej bo i wspinaczka szła jej nieco łatwiej. Dreszczy z zimna jeszcze nie miała, ale odruchowo mogła potrzeć własne dłonie czując, że niedługo wkroczą w bardziej zimowy klimat. Tuż przed jej oczami rozpościerał się już nieco bielszy widok - to śniegiem pokryte było wzniesienie i od tego momentu o podróżowanie w górę mogło być zdecydowanie trudniej. Zwłaszcza, że Nanaya zaczynała powoli odczuwać skutki tej wyprawy - zaczynała dyszeć, choć miała w sobie jeszcze tyle siły, że była w stanie kontrolować owo dyszenie i nie brzmieć jak zabiegany kundelek. Goomoonryong, choć z wiadomych powodów ciągnął się daleko za niej, o dziwo trud wspinaczki znosił łatwiej. Co prawda przez wcześniejsze gadanie na chwilę zapowietrzył się mocniej niż zazwyczaj, ale za to po chwili doprowadził się do normalnego stanu i wspinał się dalej, wiedząc, że jeszcze da radę. Aczkolwiek jemu do śniegowego etapu tej podróży pozostawało trochę więcej odległości (na oko jakieś 30-40 metrów, czyli tyle ile wynosiła odległość między mężczyzną, a kobietą). Być może różnica w ich stanie kondycyjnym tkwiła w tym, że Nanaya była fizycznie osłabiona i brakowało jej kilkunastu lub nawet więcej kilogramów. Trudno było jednak w tym miejscu o jakąś miejscówkę na odpoczynek, wszystko było pod kątem miało tendencję do turlania się w dół, ale niedaleko dziewczyny, gdyby ta tylko zeszła z obranej przez siebie ścieżki nieco w lewo i w dół (w kierunku Goomoonryonga), w odległości jakichś 15 kroków znajdowało się dziwne wypłaszczenie o kształcie koła, z dwunastoma dziurami wokół tego koła. Wewnątrz znajdował się jakiś plecak i coś co wyglądało jak kilof i sznur, a także garść szmat. Tylko Nanaya mogła podjąć decyzję czy warto się udać w tamto miejsce by odpocząć i na przykład poczekać na swojego ukochanego partnera.
Kamyczki na szczęście nie wyrządziły dużej krzywdy nikomu tym razem, po kolejnych słowach Nanayi posypały się jeszcze ze dwa mniejsze, ale potem góra się uspokoiła i wyglądało na to, że wszystko jest w porządku. Wyglądało tak... do momentu aż magowie zauważyli, że z góry coś biegnie w ich kierunku. I nie, nie było lawina, bo te nie biegają w taki radosny sposób jak ten stwór, który się zbliżał z góry. Wyglądał ogólnie jak pies, tyle że bardziej wyrośnięty, dwukrotnej wielkości bernardyna, na pierwszy rzut oka, choć był jeszcze daleko od magów i nie wydawało się, by dotarł do nich zaledwie w kilka chwil. Mniej więcej w tym samym czasie Han poczuł uścisk czyjejś dłoni na swojej zdrowej nodze. To z ziemi wyrastała ręka, która teraz trzymała się go mocno, choć sama nie wyglądała na specjalnie wytrzymałą, była mocno zzieleniała i nie posiadała sporych kawałków skóry. Wyglądało na to, że góra sama w sobie to było za mało.
SP: Goomonryong - 70MM, płaszcz na wózku, brak prawej nogi, brak nosa, znaczący problem ze strunami głosowymi uniemożliwiający normalne mówienie, problem z płynnym łapaniem oddechu, ból prawego ucha, rana o głębokości 2-3 centymetrów na lewej ręce tuż nad dłonią, jak po przejechaniu dwóch pazurów po skórze, podobna, ale płytsza rana na wysokości zewnętrznej strony lewego uda, nie krwawią (tyle potrafisz wywnioskować w tym momencie o swoim stanie) Nanaya - 90MM, ubrudzone ubranie, kawałek z tyłu spłonął i odsłania nieco za dużo; zmęczenie wspinaczką, nie ma prawego ramienia od łokcia po dłoń, dziwny "X" wymalowany jakąś substancją na czole, czarny, spalony kawał skóry na prawym barku dziewczyny, mocno wychudzona (tyle potrafisz wywnioskować w tym momencie o swoim stanie)
Czas odpisu: 24.08
Mor
Liczba postów : 2920
Dołączył/a : 20/08/2012
Temat: Re: Kamienny las Nie Sie 24 2014, 17:16
Robiło się coraz chłodniej, wraz ze wzrostem wysokości, co było dość normalnym zjawiskiem. Tylko ile jeszcze zostało do góry? Oby mniej, niż więcej, bo nie była pewna, czy dotrwa. Nawet półka, którą przyuważyła, wydawała się być kiepską opcją. Gdyby teraz usiadła, nie była pewna, czy by znalazła chęci do dalszego wspinania się. Było to dość upierdliwe, ale wolała nie ryzykować i jedynie zwolnić tempo marszu, od czasu do czasu robiąc sobie króciutkie postoje by złapać oddech. A później zrobiło się jeszcze dziwniej, bo coś biegło w jej stronę i raczej nie zamierzało się zatrzymywać. Odruchowo sięgnęła prawą ręką do pasa i dotarła do niej smutna prawda, że przecież nie ma prawej ręki, przez co zaklęła siarczyście pod nosem i tylko skupiła się na obserwowaniu nadbiegającego, dużego kształtu (Sokolooki), gotowa na ewentualny bieg w bok, uważając, by nic sobie przy okazji nie zrobić, choć jak to z losem bywa, ciężko przewidzieć, co się stanie, gdy zacznie biec. Jednakże już teraz na wszelki wypadek utworzyła przed sobą swoją kopię (Mirage) i ruszyła nią wprost na tajemniczy kształt, nieco szybszym tempem niż ten, w którym ona zaczynała przerwaną wędrówkę pod górę. Chciała wiedzieć, jak to coś zareaguje, zanim znajdzie się za blisko. Z drugiej strony zamierzała sprawiać, by złudzenie pojawiało się i znikało w pewnych odległościach od tego czegoś, gdyby jednak stwór przejawiał... dość agresywne zachowania. Zupełnie nie zdawała sobie sprawy z problemów, które miał Gumiś, ale może to i lepiej.
Goomoonryong
Liczba postów : 4046
Dołączył/a : 22/10/2012
Temat: Re: Kamienny las Wto Sie 26 2014, 00:07
Tak to dziwnie w tym "Lesie" było, że jak na razie wszystko focusowało jego. Duchy go focusowały, rączki i dziwne rzeczy z góry... z jednej strony to było ok, nawet bardzo ok, a z drugiej poczuł się dość niekochany. Czy ostatnimi czasy jego ścieżkę przebiegł czarny kot? W każdym razie to był moment w którym było trzeba zwalczyć większą liczbę problemów. Oczywiście to że robi się zimniej nie bardzo mu przeszkadzało, miał cieplejszą krew, więc co za tym idzie i termperatura jego ciała była nieco wyższa. Gorzej pewnie znosiła to Nanaya. Ale nie, głównym problemem był pędzący na nich stwór i że akurat teraz, coś złapała go za stopę. Świetnie.
W każdym razie Gumiś nie wyrywa się na siłę tylko zatrzymuje i próbuje odwrócić, tak by ową rękę widzieć, złapać w nadgarstku i wyciągnąć z ziemi! Bo potrzebującym się pomaga, nie? Jeśli rąsia nie bardzo chce wychodzić to jej Gumiś połamie/wyrwie palce i dopiero wtedy uwolni nogę. Potem jeśli Nanaya nie zatrzyma pędzącego czegoś, Gumiś odturla się na bok schodząc temu czemuś z drogi. W razie gdyby miał nie zdążyć/nie móc to oceni... co właściwie na niego mknie... i podejmie odpowiednie decyzje co do spella. Czy zniszczyć? (Ognista pułapka x3 na twarz) Czy może się bronić? (Łuski smoka żaru) Czy może oba?
Kirino
Liczba postów : 3064
Dołączył/a : 14/11/2012
Temat: Re: Kamienny las Wto Sie 26 2014, 13:54
MG:
Cokolwiek biegło na magów wciąż jednak było od nich w sporej odległości, więc nie musieli się oni tym aż tak przejmować, jakkolwiek pewne czynności warto było wykonać wcześniej. Dlatego Han postanowił, całkiem rozsądnie, zająć się rączką, która go ucapiła. Zaskakująco łatwo wyciągnął ją spod ziemi, nie zużywając przy tym nawet małej części swojej siły. Zupełnie jakby zebrał właśnie dorodnego borowika, tyle, że borowik na ogół nie miał palców i nie próbował zatrzymać przechodzącego grzybiarza za wszelką cenę. No i była to zaledwie ręka, dosłownie ręka i tylko ręka - reszty ciała nigdzie tutaj nie było i nie wyglądało na to, by Hanowi udało się ot, tak rozłączyć rękę od korpusu. To jednak nie zakończyło problemów Goomoonryonga, bo na miejsce jednej ręki trzymającej go wcześniej, pojawiły się kolejne rączki tym razem dwie, chwytające go ponownie za nogę. Dodatkowo łatwo mógł on wyczuć, że choć ręce wyciągało się z ziemi bez większego problemu, to nogi za cholerę wyszarpnąć nie mógł, niezależnie od tego jak bardzo by się nie szarpał.
Nanaya posiadała odpowiednie umiejętności obserwatorskie, więc próbowała przyjrzeć się nieco lepiej nadbiegającemu czemuś. To coś natomiast faktycznie wydawało się być bernardynem, psem, który akurat w górach nikogo aż tak bardzo dziwić nie powinien. No, może jego rozmiar zaskakiwał, bo ten wyglądał bardziej jak pies, na którym można było najzwyczajniej w świecie jeździć. Dziewczyna nie musiała jeszcze biec w bok, ale jej Mirage spokojnie mógł za to ruszyć w kierunku psa, wybiegając mu naprzeciw i spotykając się z nim w odległości 5 metrów. Pies zatrzymał się natomiast zaraz przed mirażem i siadł na własnym tyłku wpatrując się w miraż, który migał sobie co kilka chwil, po chwili jednak utrzymując swój wygląd, gdy tylko Nanaya zauważyła, że pies wcale nie zamierza kogokolwiek atakować. No, raz czy dwa szczeknął tylko, a potem przekrzywił łeb, jakby zadając nieme pytanie. Za psem natomiast toczyły się kamienie i śnieżne kulki, tym razem już większe, choć bez stresu - miały rozmiar maksymalnie do kolan Byakushitsune, więc nie nie były jej w stanie zagrozić. Postępu jednak magowie też za dużego nie uczynili i tkwili w tym samym punkcie, choć dla Nanayi było to dość zbawienne bo mogła trochę chociaż odpocząć. Do psa miała w tym momencie 5 metrów, co logiczne z uwagi na zasięg jej zaklęcia, odległość tę mogła jednak pokonać w zasadzie w chwilkę.
SP: Goomonryong - 70MM, płaszcz na wózku, brak prawej nogi, brak nosa, znaczący problem ze strunami głosowymi uniemożliwiający normalne mówienie, problem z płynnym łapaniem oddechu, ból prawego ucha, rana o głębokości 2-3 centymetrów na lewej ręce tuż nad dłonią, jak po przejechaniu dwóch pazurów po skórze, podobna, ale płytsza rana na wysokości zewnętrznej strony lewego uda, nie krwawią (tyle potrafisz wywnioskować w tym momencie o swoim stanie) Nanaya - 83MM, Mirage 1/3, ubrudzone ubranie, kawałek z tyłu spłonął i odsłania nieco za dużo; zmęczenie wspinaczką, nie ma prawego ramienia od łokcia po dłoń, dziwny "X" wymalowany jakąś substancją na czole, czarny, spalony kawał skóry na prawym barku dziewczyny, mocno wychudzona (tyle potrafisz wywnioskować w tym momencie o swoim stanie)
Czas odpisu: 31.08
Mor
Liczba postów : 2920
Dołączył/a : 20/08/2012
Temat: Re: Kamienny las Wto Wrz 02 2014, 22:37
Pies z pewnością nie był niczym niezwykłym w górach. Tylko ze oni znajdowali się w zamku. Do tego byli na górze, nie w górach. Jej logika za żadne skarby nie chciała przyjąć tego, co przecież widziała już od dłuższego czasu dookoła siebie. Czym właściwie było miejsce, do którego trafili i po co było to wszystko? Po co były takie wejścia, skoro można było po prostu nie mieć drzwi? Po co życia musiały trafić do pani zamku? Po co fragmenty dusz błąkały się po zamku? Z pewnością pozapomina połowę z nich, gdy już będzie miała okazję je zadać, ale teraz, gdy zobaczyła psa, była zupełnie wytrącona z równowagi i niemalże błagała o jakąś sensowną odpowiedź. Tej jednak mogło nigdzie nie być. Pokonała pięć metrów w stronę bernardyna, któremu towarzyszyły kolejne kule. Niepokoiło ją to. Wyglądało to jak zapowiedź lawiny. Przyjrzała się ogromnemu psu, uśmiechając się lekko w jego stronę i wyciągnęła dłoń w jego stronę, by mógł ja obwąchać. Na świecie były dwa rodzaje osób - ci, którzy na psią ślinę reagują obrzydzeniem i ci, którzy bardziej będą się śmiać jak rozpaczać z powodu odrobiny kleistej substancji. Nanaya czasami należała do jednej, a czasami do drugiej grupy, ale w chwili obecnej czuła wielką ulgę i nie przejmowała się aż takimi szczegółami. Była niemal pewna, że wejście na sam szczyt, obecnie, było niezwykłym wyzwaniem. Bernardyn mógł być nieocenioną pomocą. Rozmyła miraż i podeszła jeszcze bliżej, gładząc psa pod brodą. - Jak się nazywasz, wielkoludzie? - mruknęła cicho i nadzwyczaj ciepło, jednak nie liczyła na odpowiedź. Wtuliła się w ciepłe ciało psa, by choć na chwilę poczuć się bezpiecznie, po czym obejrzała się do tyłu, by zobaczyć, jak idzie Gumisiowi i wydało jej się, że nie porusza się do przodu a z czymś szarpie. - Pomożesz mi? - zapytała równie cicho, co przed chwilką, po czym widząc możliwości psa i jego wielkość spróbowała się na niego wdrapać i usiąść na jego grzbiecie, trzymając się najmocniej jak mgła lewą ręka oraz nogami na miejscu. - Do niego, trzeba mu pomóc - poprosiła, mając nadzieję, że bernardyn zrozumie jej cel. Pomimo swojej wielkiej niechęci względem mężczyzny jasne było, że większe szanse na przeżycie mają razem, niż osobno. Nawet gdyby byli w całości to przeświadczenie dziewczyny nie uległoby zmianie. Teraz musieli dotrzeć na szczyt, a zaczynało się robić niebezpiecznie.
Goomoonryong
Liczba postów : 4046
Dołączył/a : 22/10/2012
Temat: Re: Kamienny las Sro Wrz 03 2014, 00:26
Kiedy wyciągnał rękę, a ta wyszła bez najmniejszego problemu, doszedł do wniosku że ok, to było co najmniej dziwne. A kiedy na miejsce jednej wyrosly dwie kolejne, spojrzał na trzymaną rękę z nutką pogardy w spojrzeniu. Zapewne by jej odpyskował za to że się z niego śmiała, ale aktualnie jego głos nie był w formie. Może to była ręka Nanayi? Miały coś ze sobą wspólnego... Np. Podejście do Gumisia, zdecydowanie. W każdym razie obecna sytuacja była nader upierdliwa. Bo coś Gumiś czuł że to jak z Hydrą, wyciągnie 2, to pojawią się 4, a takiej matematyki to smok nie lubił. Kierując się więc niesamowitą logiką, wbil rękę z powrotem w ziemię, z nadzieją że dwie pozostałe znikną. Ciekawe czy działa to w tę stronę? Aktualnie wyglądało to w całkiem śmieszny sposób "Zostaw nogę i możesz iść dalej". Ale Gumiś już sie nóg nazostawiał i wolałby się z nowymi znajomymi dogadać jakoś inaczej. Jakiś haracz albo coś. Tylko co? Dodatkowo problemem pozostawało to za jego ple... szybkie spojrzenie na Nanaś i coś co potencjalnie było psem w praktyce jakąś niesmaczną krzyżówką niedźwiedzia i łowcy listonoszów, utwierdziło go w przekonaniu że nadal ma problem za plecami, tym razem jednak innej natury dzięki czemu mógł się skupić na problemie przy nogach... dość upierdliwym problemie... Zwastował już wszak wiele mocy i wolałby tę sprawę rozegrać jakoś dyplomatycznie. Zapowietrzenie. Skrzek.-Możecie puścić? Poproszę?-Skrzek. Zapowietrzenie. Zapytał dość niepewnie. Gadanie do kończyn było dziwne, ale kto wie, może zadziała? Rzadko używał czegoś innego niż pięści, ale cieżko wpierdolić przedramionom bez reszty ciała.
Kirino
Liczba postów : 3064
Dołączył/a : 14/11/2012
Temat: Re: Kamienny las Sro Wrz 03 2014, 11:31
MG:
Pytań mogło być sporo, a kto wie czy ktokolwiek i kiedykolwiek zechce udzielić na nie odpowiedzi. Kto wie czy w ogóle zostaną zadane? Kto wie. Póki co jednak warto było się skupić na poczciwym psiaku (zdrobnienie nie mające sugerować wielkości fizycznej), którego procesem oswajania i zapoznawania z sobą zajęła Byakushitsune zbliżając się do niego już na konkretnie bliziutką odległość. Tak jak się spodziewała dziewczyna - pies zajął się obwąchiwaniem jej ręki, a po chwili szczeknął głośno i radośnie, leciutko merdając ogonem. Wydawał się też być całkiem zadowolony gładzeniem pod brodą, tego jednak już szczekaniem nie obwieścił. Oczywiście w tym momencie mirażu już tutaj nie było. Nie odezwał się też gdy dziewczę się w niego wtuliło ani gdy zadało pytania, ale nie czuć też było tutaj żadnej odmowy z jego strony. Imienia nie podał bo był psem. Czy wszystko dokładnie zrozumiał ciężko było ocenić, bo był psem. Pozwolił on chwilę później spokojnie wdrapać się na siebie dziewczynie, a następnie ruszył ochoczo w kierunku wspomniane mężczyzny w potrzebie.
Han tymczasem rozpoczął negocjacje z dłońmi, które próbowały go powstrzymać. Dłonie zasadniczo nie posiadają emocji i nie potrafią stroić min, ale po tym jak Goomoonryong wsadził wcześniej wyciągniętą dłoń w ziemie te wyglądały, jakby naprawdę nie wiedziały co zrobić i były kompletnie zaskoczone obrotem akcji. Przez chwilę zluzowały nawet uchwyt, tym bardziej potwierdzając swoje dziwnie ludzkie emocje, ale Han nie był głupi i wiedział co zrobić z taką sytuacją - momentalnie próbował się więc wyrwać z uchwytu rąk. Mniej więcej w tym czasie w pobliżu pojawił się wielki pies ze swoim jeźdźcem na grzbiecie, przy czym warto było wspomnieć, że wcale nie było łatwo się na zwierzęciu Nanayi utrzymać i czuła, że dłuższa podróż na grzbiecie jej wierzchowca może się źle skończyć. W tym momencie jednak ważniejsza była pomoc Hanowi, a zwierzak... cóż, zrobił to, o co się go poprosiło. Uwolnił smoczego zabójcę od rączek łapiąc go w pysk (nie wyrządzając przy tym Hanowi żadnej krzywdy) i unosząc go nad ziemię. A w tym momencie rączki złapały psa, ale ten wydawał się kompletnie tego nie zauważać. Tymczasem po górze zaczęły toczyć się już skały na tyle duże (wielkości ludzkiej głowy), by ich uderzenie w nogę czy ogólnie ciało zostawiło dużego guza i... nie wydawało się by spadających skał było coraz mniej.
SP: Goomonryong - 70MM, płaszcz na sobie, brak prawej nogi, brak nosa, znaczący problem ze strunami głosowymi uniemożliwiający normalne mówienie, problem z płynnym łapaniem oddechu, ból prawego ucha, rana o głębokości 2-3 centymetrów na lewej ręce tuż nad dłonią, jak po przejechaniu dwóch pazurów po skórze, podobna, ale płytsza rana na wysokości zewnętrznej strony lewego uda, nie krwawią (tyle potrafisz wywnioskować w tym momencie o swoim stanie) Nanaya - 83MM, ubrudzone ubranie, kawałek z tyłu spłonął i odsłania nieco za dużo; zmęczenie wspinaczką, nie ma prawego ramienia od łokcia po dłoń, dziwny "X" wymalowany jakąś substancją na czole, czarny, spalony kawał skóry na prawym barku dziewczyny, mocno wychudzona (tyle potrafisz wywnioskować w tym momencie o swoim stanie)
Czas odpisu: 06.09 (czas polski)
Mor
Liczba postów : 2920
Dołączył/a : 20/08/2012
Temat: Re: Kamienny las Pią Wrz 05 2014, 17:51
Mówienie do psa zawsze było absurdalnym pomysłem. Jednak czy właściciele psów nie rozmawiają zw swoimi pupilami? W tej sytuacji jednak ciężko było powiedzie, że Nanaya jest właścicielem poczciwego bernardyna, jako że "zapoznali się" niespełna kilka minut temu. Z drugiej znajdowała się w zamku, w którym znajdowała się góra, więc pora zaprzestać logicznemu spojrzeniu na sprawę i dojść do wniosku, że przecież ten pies może mówić. Ale nie mówił. Może to i lepiej. Ku uciesze wszystkich. Pewnym pocieszeniem było to, że pies zareagował tak, jak dziewczyna chciała. Może po prostu miał wpisane - weź pomóż tej dwójce idiotów, bo sami nie dadzą rady, ale kto by się przejmował. Pomoc to pomoc. I dzięki temu krótkiemu rajdowi w stronę mężczyzny dziewczyna doskonale wiedziała, że dalsza podróż będzie ciężka. W każdym razie musiała zaryzykować, bo czy było inne wyjście? Na piechotę. Tylko teraz piechota wydawała się być równie złym pomysłem przez spadające skały. - Wszystko w porządku? - krzyknęła do Gumisia zajmującego całkiem wygodną lokację, po czym chwyciła się sierści bernardyna jeszcze mocniej. - Do góry... - I była przygotowana niemalże na wszystko. Nie była w stanie przewidzieć kiedy i dlaczego, ale upadek z pewnością mógł być bardzo groźny. W swoim obecnym stanie śmiało mogła przypuszczać, że się nie podniesie tak szybko, jak powinna. Dlatego też gdyby tylko poczuła, że zaczyna spadać, używa Blessing, by jakoś zminimalizować szkody, a w przypadku faktycznego upadku stara się zakryć głowę rękami i zatrzymać nogami, by nie spaść na sam dół. Gdy tylko się zatrzyma i przy okazji nie oberwie niczym, stara się jak najszybciej wstać na nogi i nadrobić dystans jak najszybciej, od czasu do czasu wspomagając się zaklęciami (Ray) i unikać spadających kamieni w miarę własnych możliwości.
Goomoonryong
Liczba postów : 4046
Dołączył/a : 22/10/2012
Temat: Re: Kamienny las Pią Wrz 05 2014, 18:33
Ha, Deal with it. Nawet rączki nie spodziewały się tego że odda im kompana. To było całkowicie niespodziewane, nowatorskie i całkiem genialne posunięcie z którego Gumiś był całkiem dumnym. Niestety tak jak przewidział, kłopoty miały nadejść i zza pleców, bo co dobrego mogło przyjść z ogromnego niedźwiedzio-borsuka i kobiety? No właśnie. Skończyło się na tym że zawisnął nad ziemią i nim zakołysało. Z miejsca pozieleniał i jęknął. A zaraz potem udał się do krainy w której ślinka ciekła mu po brodzie a on postękiwał co jakiś czas. Bo życie DSa ciężkim życiem jest i co można poradzić kiedy jest się transportowanym środkiem lokomocji? Pojęczeć jeszcze trochę! Dlatego Gumiś starając się nie pogubić wlasnym wnętrzności, jęknął jeszcze raz, a nawet dwa. Może trochę więcej z lekkimi odstępami czasowymi. W każdym razie wszystko sprowadzało się do ślinienia i jęczenia.
Kirino
Liczba postów : 3064
Dołączył/a : 14/11/2012
Temat: Re: Kamienny las Sob Wrz 06 2014, 08:01
MG:
Do góry! Bernardyn wydawał się rozumieć i to polecenie, więc bez zwlekania ruszył do góry. Jego silne nogi pozwoliły mu na to, by wyrzucić ściskające go za łapy ręce w górę, gdzieś przed siebie, nieco pechowo jednak sprawiając, że jedna z rąk zacisnęła się na lewym barku Nanayi, ściskając go coraz mocniej i mocniej. Dziewczyna była jednak skupiona na próbie utrzymania się "w siodle", więc nie mogła od razu zareagować. Han został niemal kompletnie wyeliminowany z udziału w wycieczce na samą górę przez swoją chorobę lokomocyjną, a kamyki spadające z góry, wraz z kolejnymi krokami cięższego o dwie osoby psa, stawały się coraz liczniejsze i coraz większe.
Pies zdołał przetransportować dwójkę magów stosunkowo daleko - znajdowali się teraz bardzo blisko szczytu, a Brune przyglądała się ich poczynaniom z zaciekawieniem, nie odzywając się jednak ani słowem. Koniec podróży na nowym wierzchowcu nastąpił jednak dość zaskakująco i boleśnie. Pies unikał skał na tyle, ile tylko mógł ale w pewnym momencie stało się to już dla niego niemożliwe. Jedna ze skał uderzyła go niemal centralnie w czoło, a ten zawył, upuszczając na ziemię Hana, który szybko wyczuł pod sobą spore zimno i chłód - tak, znajdowali się już w bardzo zimnych rejonach góry, a pod sobą mieli zlodowaciałe podejście, nieco ostrzejsze niż wcześniej i zdecydowanie bardziej śliskie, choć nie będące przy tym taflą gładką jak lustro, a mającą pewne nierówności, które mogły zadecydować o bezpieczeństwie dwójki magów. Nanaya spadła z psa chwilę po Hanie, ale przecież oczekiwała tego, że może się to stać i dzięki swojemu zaklęciu jej obrażenia nie były aż tak poważne, jak mogłyby się stać i zarobiła zaledwie otarcie na swoim zdrowym ramieniu, dość bolesne i piekące, ale na pewno nie będące sygnałem żadnych złamań ani zmiażdżeń. Nie sturlała się też za bardzo w dół, a leżała na brzuchu o jakieś 3 kroki za Hanem (po jego lewej), , który teraz był na prowadzeniu... choć to przecież nie był wyścig.
Problemem pozostawały jednak skały i to, że właściwie ciężko było ocenić ich konkretną trajektorię, bo podczas spadania odbijały się od ziemi i często delikatnie zmieniały kierunek. Daleko do szczytu magowie już jednak nie mieli, musieli tylko jeszcze trochę powalczyć ze swoimi ciałami. Mieli jakąś chwilę na podjęcie działań, bo kolejna fala skał zbliżała się w ich kierunku. Pies natomiast powolutku sturlał się po zboczu w dół góry i chyba był nieprzytomny po wcześniejszym uderzeniu, tak czy siak był już daleko w dole za magami.
SP: Goomonryong - 70MM, płaszcz na sobie, brak prawej nogi, brak nosa, znaczący problem ze strunami głosowymi uniemożliwiający normalne mówienie, problem z płynnym łapaniem oddechu, ból prawego ucha, rana o głębokości 2-3 centymetrów na lewej ręce tuż nad dłonią, jak po przejechaniu dwóch pazurów po skórze, podobna, ale płytsza rana na wysokości zewnętrznej strony lewego uda, nie krwawią (tyle potrafisz wywnioskować w tym momencie o swoim stanie) Nanaya - 76MM, ubrudzone ubranie, kawałek z tyłu spłonął i odsłania nieco za dużo; zmęczenie wspinaczką, nie ma prawego ramienia od łokcia po dłoń, dziwny "X" wymalowany jakąś substancją na czole, czarny, spalony kawał skóry na prawym barku dziewczyny, mocno wychudzona (tyle potrafisz wywnioskować w tym momencie o swoim stanie)
Czas odpisu: 09.09 (czas polski)
Mor
Liczba postów : 2920
Dołączył/a : 20/08/2012
Temat: Re: Kamienny las Pon Wrz 08 2014, 00:56
Nie usłyszała niczego, co mógłby powiedzieć Gumiś, więc przyjęła, że jednak dobrze nie jest. Komplikowało to nieco ich sytuację, ale był Smoczym Zabójcą więc powinien dać radę. Gorzej z nią. Ona nie posiadała tak wspaniałych umiejętności, a jedyne, co można potraktować jako utrapienie DSa to choroba lokomocyjna. Ale i to można zdzierżyć, mając taką siłę. I gdyby się nad tym zastanowić była dużo słabsza od Gumisia, więc co w ogóle robiła na tym egzaminie? Nie mogła nawet zrzucić z siebie dłoni, która miażdżyła jej bark. Zacisnęła zęby musząc wytrzymać. Dziwne myśli przelatywały jej przez głowę już od dłuższego czasu. Szybko jednak rozpierzchły pod wpływem sytuacji, która nie była ciekawa. Bernardyn został uderzony w głowę i jasne było, że to koniec ich podróży, gdy pies upadał a oni razem z nim. W jej umyśle pojawił się jedno nagłe "Nie!", ale nic ni mogła zrobić, teraz ledwo co mogła zadbać o siebie. Spojrzała szybko za upadającym psem, czując, jak serce jej się kraja, jednak szybko spojrzała przed siebie, nie chcąc otrzymać żadnym przypadkowym kamieniem lub śnieżną kulą, zwłaszcza, że do szczytu pozostało już niewiele. - Jakiś pomysł? - zapytała dość głośno, by jej towarzysz mógł usłyszeć, po czym zaczęła się zastanawiać, jak w ogóle dojdzie do góry. Wstawanie mijało się z celem i mogło sprawić więcej problemów, niż pożytku. Z drugiej strony miała tylko jedną rękę... Poszukała oparcia dla lewej dłoni, po czym prawą stopą zaczęła szukać oparcia nieco wyżej, by móc się podciągnąć i przemierzyć ten kawałeczek ku górze. Jak rozkraczona żaba. Szkoda było czasu na sentymenty. Uważała, w miarę swoich możliwości, by nic w nią nie uderzyło do czasu, kiedy będzie nieco bliżej mężczyzny. Miał ogniste kule i może one mogły im pomóc w dalszej wędrówce. I na pewno był w stanie poruszać się nieco szybciej, niż ona. Tymczasem ciężko było przewidzieć, co powinna zrobić. Tak niewiele zostało...
Goomoonryong
Liczba postów : 4046
Dołączył/a : 22/10/2012
Temat: Re: Kamienny las Pon Wrz 08 2014, 20:52
Aktualna sytuacja do lekkich nie należała. Właściwie była dość skomplikowana. Kiedy Gumiś upadł, a następnie już na trzeźwo przeanalizował sytuację doszedł do nader prostego wniosku - mieli przejebane. Teraz kwestią dość zasadniczo znaczącą było "Jak bardzo". Jak podczas całej msiji to znów on, musiał robić za tanka i zbierać wpierdziel, tak więc dość naturalnie pojął że to jemu przypadnie Tankowanie teraz kamieni. Poczekał więc na Nanaś. Skrzek bez zapowietrzeniowy, taki bardziej bolący.-Złap się mnie i czołgaj za mną. Musisz jeszcze chwilę wytrzymać. Proszę. Jeśli się podniosę, odturlaj się ode mnie.-Skrzek bez zapowietrzebiowy, taki bardziej bolący. Wiedział że musi być jej zimno. On był bardziej ciepłokrwisty a zaczął odczuwać termperaturę co świadczyło jasno jak bardzo musi się ona dawać we znaki dziewczynie. Jeśli miał okazję znowu przekazał jej swój płaszcz. Teraz powinno być jej cieplej. Oczywiście zrobi to jeśli pozwala mu na to czas. Następnie z dziewczyną uczepioną... w zasadzie czegokolwiek, zaczyna czołgać się dalej. Co jeżeli ruszy na nich kamień, wystarczająco duży by im poważnie zagrozić? Używa na nim ognistej pułapki, nieco z boku i przed nim, tak by go spowolnić a jednocześnie zepchnąć na bok. Powtórzy to tyle razy ile trzeba a kiedy niestety będzie już za późno to uniesie się na jednej nodze i spróbuje zatrzymać kamień. To było głupie, ale co innego mógł zrobić w tej sytuacji? Oczywiście o ile ogniste pułapki będą spowalniać kamień wystarczająco to spróbuje się wpierw unieść a potem odturlać, skoro Nanaś także to zrobi. Ale tylko jeśli czas na to pozwoli.
Poniżej znajdują się buttony for, z którymi obecnie prowadzimy wymianę. W celu nawiązania współpracy zachęca się do odwiedzenia pierw tematu z regulaminem wedle którego wymiany prowadzimy, a następnie do zgłoszenia się w tym temacie. Nasze buttony oraz bannery znajdują się zaś w tym miejscu.
Layout autorstwa Frederici. Forum czerpie z mangi "Fairy Tail" autorstwa Hiro Mashimy oraz kreatywności użytkowników. Wszystkie materiały umieszczone na forum stają się automatycznie własnością jego jak i autorów. Dla poszanowania Naszej pracy uprasza się o nie kopiowanie treści postów oraz kodów bez uprzedniej zgody właścicieli.