I've never seen a decent person among those who say they're going to save the world while forsaking the people around them. Those types of men are always so intoxicated by thier own hollow dreams that they call every little thing in front of them trivial.
Arata Tsuchimikado faktycznie mówił niewiele na temat tej konkretnej historii. Kiedy dwójka pretendentów do miana magów klasy S słuchała jego słów na świeżym powietrzu, niedaleko przygotowanego do podróży powozu, łatwo można było odnieść wrażenie, że mistrz kolejne słowa bardziej wypluwa z obrzydzeniem niż wypowiada na głos. Nie wyglądał jednak na zdenerwowanego, a na jego obliczu malował się łagodny uśmiech, silnie kontrastując z tym, w jaki sposób w tamtej chwili obchodził z kolejnymi słowami. Ten świat pełen był tego rodzaju kontrastów, magowie musieli o tym wiedzieć nie od dziś.
Sama odprawa przedmisyjna też nie była długa. Arata kilkakrotnie podkreślił w trakcie jej trwania, że bijące serce pani Zamku Millenium jest najważniejszym celem misji i ma mieć priorytet przed wszystkim innym. Tsuchimikado zdawkowo wspomniał też, że ich zadanie ma o wiele większe znaczenie niż mogą sobie to wyobrażać. Zaznaczył także, że od momentu, w którym magowie postawią pierwszy krok na terenie zamku powinni spodziewać się *dosłownie* wszystkiego. Dziwnie musiał też wyglądać mistrz akurat tej gildii, który motywował swoich ludzi zdaniem "cokolwiek będzie się działo, nie możecie stracić nadziei". Tuż przed ostatnimi słowami pożegnania mistrz wręczył także obu magom po jednym niewielkim pojemniku o kształcie kwadratu z pojedynczym zatrzaskiem. Ponoć właśnie w nim mieli oni przetransportować serce z powrotem do siedziby gildii. Dodatkowo otrzymali oni też po sztuce czegoś co wyglądało... jak listek gumy do żucia. "Gdyby jednak zabrakło wam opcji, weźcie to. Tylko myślcie, kiedy tego użyjecie". Po tych słowach mistrz opuścił członków własnej gildii nie tłumacząc niczego więcej.
I tak oto Goomonryong i Nanaya, w tym momencie zaledwie para magów klasy 0, wyruszyli w drogę powozem o zasłoniętych szybach, w którym panował przyjemny rodzaj półmroku. Podróż nie była krótka, więc trochę czasu mieli na to, by porozmawiać ze sobą o misji i wszystkim, o czym tylko chcieli. Dodatkowo w powozie oprócz nich znajdowała się jedna zakapturzona postać w czarnym płaszczu, której twarzy nie dało się dojrzeć. Ale przecież magowie GH tego typu osoby na pewno kojarzyli, prawda? Tak czy siak, powóz co pewien czas podskakiwał, gdy natrafił na nieprzyjemny wzgórek czy samotny kamień, oprócz tego podróż przebiegała w spokoju, a postać, która z magami podróżowała nie odzywała się ani słowem.
Czas odpisu: 10.06
Autor
Wiadomość
Kirino
Liczba postów : 3064
Dołączył/a : 14/11/2012
Temat: Re: Kamienny las Pon Gru 08 2014, 09:51
MG:
Nanaya postanowiła więc przyjąć postawę pasywną, aczkolwiek nie była ona bezmyślna, co się chwaliło. Tak, w tej sytuacji ciężko było cokolwiek kreatywnego wymyślić i zrobić, a obserwacja wydarzeń zdawała się być całkiem sensownym ruchem - bo a to dziewczyna dowie się czegoś nowego, a to zauważy coś ciekawego, a to ustrzeże się jakiegoś delikatnego uchybienia czy błędu i uratuje sobie w ten sposób skórę... czy inne organy, które mogłyby zostać utracone. Nanaya obserwowała i w ten sposób się uczyła. I nie było w tym niczego złego. Ba, było to być może najlepsze rozwiązanie.
Rosnąca wcześniej gwiazda kompletnie utraciła już swój blask. Teraz zamiast miłego dla oczu i dającego nadziei błysku, niosła ze sobą tylko szarość i mrok, razem zmieszane ze sobą. Kształt gwiazdy też nie przypominał gwiazdek z opowieści dla dzieci, a raczej wykrzywiony we wszystkie strony bardzo nieregularny wielokąt, który Nanayi z czymś mógł się kojarzyć, jeśli tylko pogrzebałaby we własnej pamięci. To mogło zaskakiwać, ale z drugiej ten zamek działał na tyle dziwnie, że Byakushitsune musiała już nabyć dodatkowych umiejętności radzenia sobie ze zwrotami akcjami i niespodziewanymi sytuacjami. Tyle, że to nie był koniec. Z "gwiazdy" bowiem wyłoniła się najpierw noga, potem ręka, a za nimi reszta ciała czarnowłosego młodzieńca o bladoniebieskich oczach, którego z nikim innym nie dało się pomylić. Przynajmniej żaden członek Grimoire Heart nie był w stanie pomylić tego osobnika z nikim innym, ten bowiem znany był dokładnie wszystkim członkom GH. Arata Tsuchimikado przybył do wieży, wyłaniając się z czarnej gwiazdy i spoglądając z ledwie widocznym uśmiechem na blond dziewczę, które nie ukrywało nawet drżenia własnego ciała, widocznego także dla Nanayi, gdy tylko zobaczyło kto się właśnie pojawił. Z resztą Nanaya mogła drżeć również, choć raczej ze zdziwienia. - ...co za głupota. - westchnęła cicho Brune, a gdy Nanaya obróciła głowę w kierunku pomniejszonej towarzyszki, zobaczyła, że ta intensywnie wpatrzona jest w scenę, która właśnie miała miejsce przed jej oczyma. Mężczyzna stanął obok dziewczyny i zmierzył ją spokojnie wzrokiem, niewiele przejmując się jej zachowaniem i dziecięcym wręcz oczekiwaniem widocznym choćby w wierceniu nogą w tę i we w tę. Najpierw zlustrował dokładnie okolicę, obejrzał się za siebie i zerknął w głębie gwiazdy, z której przybył. - Nie podoba mi się. Nie uważasz, że tego typu wejście jest zbyt ograne? Sam portal byłby lepszy. Przemyśl to sobie jeszcze, a nuż wpadniesz na coś bardziej ciekawego i pasującego do moich zainteresowań. - nie wyglądało na to, żeby Arata był zadowolony w tym momencie, ale jego głos nie brzmiał też nazbyt agresywnie czy nieprzyjemnie. Ot, wyglądało to tak, jak gdyby reżyser wypowiadał swoją opinię na temat efektów specjalnych. Praca, nie uczucie. Po drugiej stronie uczucia było jednak aż za wiele, bo po pierwszych słowach dziewczyna całkiem zamarła, ale po kolejnych odżyła i bez słowa pokiwała głową, wyraźnie sugerując, że bardziej się postara następnym razem. - Pochwalę cię za chęci. - rzucił jeszcze chłopak przyglądając się teraz swojej dłoni. - Co dla mnie dzisiaj przygotowałaś? Ach, możesz mówić, masz tego świadomość? - nie do końca było jasne czy było to autentyczne pytanie powodowane troską o ciszę jaką zachowywała dziewczyna, czy też swego rodzaju pozwolenie. Żeby było śmieszniej dziewczyna w odpowiedzi pokiwała tylko głową, a gdy próbowała się odezwać o niemal się nie zakrztusiła. Dopiero po sekundzie kaszlenia, przy którym Arata odwrócił wzrok w bok, dziewczyna odezwała się znowu. Jej głos... ponownie brzmiał znajomo, ale tym razem Nanaya nie mogła skojarzyć już dlaczego. I choć brzmiał znajomo to jednak był inny. - O-oczywiście! Na pewno ci się spodoba! - spanikowana dziewczyna klasnęła w dłoni, a w tym momencie Nanaya poczuła, że leżanka na której siedzi obwiązana została pasami. Tak, Byakushitsune również została nimi obwiązana. Po chwili leżanka podniosła się w powietrze i podfrunęła bliżej dwójki. - Pomyślałam, że przebijanie serc może czasami być nużące. A gdyby tak ciało potraktować jako opakowanie dla serca, serce jako prezent właściwy i spróbować je wyjąć z pudełka? Czy to nie brzmi ciekawie? - podekscytowana blondynka, z twarzą wciąż niewidoczną wpatrzona była w Aratę, ten z kolei patrzył w tym momencie na Nanayę, wyraźnie oceniając ją, choć na jakiej podstawie trudno było powiedzieć. Kolejna sztuczka lewitacyjna i przed oczami Araty zawisł skalpel chirurgiczny. - Co myślisz? - o dziwo jednak Arata nie wyglądał na specjalnie zainteresowanego w tym momencie. Z lekkim westchnięciem pochwycił skalpel w dłoń. - Gdy mówiłem, że morderstwo to dzieło sztuki, nie chodziło mi o coś takiego. - odpowiedział w końcu, a blondynka aż delikatnie skurczyła się w sobie na te słowa, wyraźnie zawiedziona. Arata patrzył jednak dalej na Byakushitsune i choć jego słowa brzmiały negatywnie, to skalpel w jego dłoni zdawał się wskazywać na coś przeciwnego.
Brune natomiast wręcz gotowała się ze złości, wciąż będąc w pobliżu spętanej Nanayi, która najwyraźniej, z jakiegoś powodu, była tutaj celem dwójki rozmawiających ze sobą ludzi. - Idiotyczne... godne pożałowana... dziecinne... dziwkarskie... - wyrzucała z siebie po kolei kolejne epitety. - ...dobra. Możesz się zrelaksować, nie umrzesz. Ale nie relaksuj się za bardzo, bo ten... człowiek może wyrządzić ci co najmniej sporo bólu jeśli teraz czegoś nie zrobisz. Powinnaś... cóż, musisz przekonać go do tego, by sobie odpuścił tę całą zabawę, jeśli chcesz tego nie odczuć za bardzo. - powiedziała Brune, która jednak bardziej skupiona była chyba na osobie Araty niż samej Nanayi.
SP: Goomonryong - no idea. Jakbyś chciał wrócić do gry - daj mi znać na PW. Nanaya - 65MM, trochę odpoczęła, płaszcz Hana na niej, ubrudzone ubranie, kawałek z tyłu spłonął i odsłania nieco za dużo; nie ma prawego ramienia od łokcia po dłoń, dziwny "X" wymalowany jakąś substancją na czole, czarny, spalony kawał skóry na prawym barku dziewczyny, mocno wychudzona
Mor
Liczba postów : 2920
Dołączył/a : 20/08/2012
Temat: Re: Kamienny las Pon Gru 08 2014, 15:49
//siedzę i płaczę <3 dziękuję
Czasami jest tak, że milczenie ratuje nam skórę. Czasami jest też tak, że lepiej się odezwać, niż zaprzepaścić pewne sprawy. Obserwując to, co się przed nią rozgrywa i nie wiedząc zupełnie nic, Nanaya wolała milczeć i słuchać, obserwować, dowiadywać się coraz to ciekawszych informacji. I powoli wszystko zaczynało się jakoś układać. Nie, to nie była całość, to bardziej skrawki i strzępki informacji, którymi ją do tej pory uraczono, które w końcu zaczęły układać się w jakąś spójną, całą informację. Dziwna gwiazda zbliżała się, traciła blask i zmieniała. Mroczna masa zaległa przy balkonie, kształtem przypominając... portal sprzed wejścia? Może. Jednak jakaś część Nanayi na to skojarzenie cieszyła się, że w powietrzu nie unosi się aura ogólnej boleści. Nie zdziwił jej też fakt, że z gwiazdy ktoś wyszedł (skoro już przyjęła, że to portal). Bardziej zdziwiła ją osoba, która się w nim pojawiła, skwitowana króciutkim "O". Niczym w przypadku góry. W takim razie, czy tak niegdyś wyglądał Zamek Millenium, czy może tak wyglądała jego część? Patrząc jednak na widocznie dużo przyjemniejszy sposób przedostania się do środka przyjęła pierwszą wersję. I zupełnie nie rozumiała, o co Aracie chodzi. Przecież to przejście nie powoduje bólu, nie ucina ci kończynek, a przede wszystkim zapewnia transport do bardziej normalnego (jak się zdaje) miejsca! Powinien być wdzięczny! Jednak to zostawiła dla siebie, była jedynie obserwatorem i nie jako podzielała zdanie Brune, która jednak odnosiła się do czegoś innego, niż Nanaya. Z drugiej strony prezentująca się przed nią scena zakrawała o komedię, i to nie romantyczną a tragiczną. Dziewczyna z takim wyczekiwaniem wpatrywała się w gwiazdę, niemalże wypadając z balkonu. I z takim samym wytęsknieniem czekała na cokolwiek ze strony mistrza, który stał niewzruszony niczym skała. Istna tragikomedia. Jak to możliwe, że tych dwoje się spotkało, a dziewczę zapłonęło takim uczuciem? Z drugiej strony co skłoniło Aratę do chociażby cienia zainteresowania? Dla Nanayi po prostu traktował jasnowłosa jak pieska, a Brune chyba kipiała od własnych uczuć i przemyśleń odnośnie zachowania czarnowłosego. No cóż. Rudowłosa przekrzywiła głowę, nasłuchując. Dźwięk głosu blondynki był całkiem znajomy. Tylko skąd? Nie poświęciła temu dużo uwagi, bo zaraz leżanka uniosła się w powietrze, a wraz z nią i związana Nananya, której reakcja na ten fakt ograniczyła się do zniesmaczenia. Przecież i tak nie miała gdzie uciec, była w książce! Do tego znacznie ciekawiej było obserwować to, co się tu działo. Zwłazcza, ze kolejne słowa były takie ciekawe. Opakowanie dla serca? Prezent? Hoho, Pani Zamku zdecydowanie miała romantyczną duszę, tylko czemu nie znalazła sobie kogoś lepszego? Byaku zmrużyła oczy, uśmiechając się delikatnie. Czy to właśnie stąd to całe zadanie? Czy może było za tym coś więcej niż tylko chęć zakończenia znajomości w taki sposób? Oczywiście, że było, nawet ona o tym wiedziała. Nie zmieniało to jednak faktu, że istnienie Pani Zamku nabrało w jej oczach bardzo smutny wyraz. Brune tymczasem gotowała się dalej. - Już, już, Brune. Nie denerwuj się. Czy ten chłopak tak bardzo zranił Panią Zamku? - zapytała cichutko i miękko, obserwując dwójkę ludzi. Gdyby mogła, pogłaskałaby miniaturkę po głowie, jednak nie za bardzo miała jak. Z kolei informacja, ze nie umrze jakoś jej nie pocieszyła, skoro ewidentnie drogi Mistrzunio chciał wyciąć jej serce na żywego. Nie ma to jak miłość okazywana w najczystszej formie swoim ukochanym podopiecznym. Westchnęła z lekką rezygnacją i spojrzała prosto na Aratę, całkowicie ignorując skalpel w jego dłoni. - Ja wiem, że skalpele są ostre i idealnie nadają się do rozcinania skóry, jednakże, skoro już tkwimy w tej całej romantycznej koncepcji wyciągania prezentu z pudełka, nie uważasz, że tak przesadna prostota jest niemal obrazą dla opakowania? - zaczęła całkiem spokojnie, niemalże z rozbawieniem. Czy to właśnie dzisiaj umrze? A później, gdy jakimś cudem znajdzie się poza książką, okaże się, że jej serce zniknęło? Kto wie, kto wie. Tak, to było niemalże jak "Haha, mamy cię!", wersja dla członków mrocznej gildii. - Z drugiej strony, czy nadmierną prostotą nie jest też związanie opakowania i pozwolenie mu na obserwowanie tej całej sceny ze stoickim spokojem, nie pozwalając mu na odczucie, że oto nadciąga koniec jego życia? Nie ciekawiej jest patrzeć, jak widząc swojego oprawcę, czuje strach aniżeli zwyczajną obojętność na fakt takiej zbrodni? "O, zaraz mnie przetną, poczuję ból, a po dłuższej chwili prawdopodobnie zobaczę swoje bijące jeszcze serce, by tylko bardziej strzaskać moją ulatującą świadomość." - Nanayo, zapędzasz się, nie tak to miało wyglądać. No cóż... Ostry język jak zawsze. Nie byłaby sobą, gdyby tego odpowiednio nie skomentowała, a jej ton raczej nie wskazywał na strach przed nieuniknionym. Może to kwestia znajomej sylwetki, a może przestała się przejmować bólem związanym ze śmiercią. Oczywiście nie chciała umierać i jeżeli faktycznie zamierzają ją tu teraz posiekać to na pewno będzie bolało i to bardzo, jednak stwierdzenie Brune, że nie umrze jakoś ją podnosiło na duchu. Czasami jednak życie jest gorsze od śmierci. - No, jednak to wasz show, więc co będę się wtrącać. Czekam~ Im szybciej to załatwimy, tym lepiej.
Kirino
Liczba postów : 3064
Dołączył/a : 14/11/2012
Temat: Re: Kamienny las Sro Gru 10 2014, 14:35
MG:
Czy zagadką było to, że mistrz w miejscu, w którym znajdowała się Nanaya wcale nie widział właśnie jej, a kogoś kompletnie innego? Jedno spojrzenie w oczy Araty pozwoliło dziewczynie dowiedzieć się, że dla niego wyglądała ona kompletnie inaczej - miała krótkie, rude włosy, spory nos i bardzo pełne policzki, usta zaś zaklejone taśmą klejącą, z fantazyjną i zwyczajnie głupią kokardką doklejoną do tejże. Fizycznie wyglądała kompletnie inaczej tutaj niż w rzeczywistości i nie było to nawet wielką tajemnicą, choć sama nigdy by na to nie wpadła, gdyby nie miała się w czym przejrzeć. Oczy mistrza zapewniły jej taką możliwość, choć w tym momencie nie przypominało to ani trochę romantycznej pogoni spragnionych swego spojrzenia źrenic. Nanaya była sobą, lecz w tej "opowieści" zaledwie znalazła się na miejscu kogoś innego i to nawet nie ciałem. Co oczywiście nasuwało naturalne pytanie - co działo się z jej faktycznym ciałem? Ciężko było jednak o tym rozmyślać, gdy z jednej strony miało się dąsającą się Brune, a z drugiej przygotowanego do rozpakowywania prezentów mistrza Grimoire Heart, nieświadomego, że duszą, istotą prezentu jest jego własna podkomendna. Brune zdążyła odpowiedzieć Byakushitsune jeszcze zanim ta wdała się w... konwersację z mistrzem. - Kłamliwy śmieć, a nie chłopak. Że też takie sceny w ogóle miały miejsce... co w ogóle wtedy myśla-- - zaczęła trajkotać miniaturka, lecz Nanaya musiała przestać jej słuchać i skupić się na pobliskiej rzeczywistości. Poza tym to co mówiła Brune brzmiało bardziej jak monolog, a nie odpowiedź na pytanie, jednak wnioski nasuwały się same.
Nanaya przemawiała do Araty, lecz dialog wyglądał dziwnie. Ach, może to z powodu zablokowanych ust? Ale przecież Brune słyszała ją całkiem dobrze? Wyglądało też na to, że choć Arata nie zauważył "faktu" rozmowy, to jego podświadomość jakoś wiadomość od Nanayi rozkodowała. Lekko problematycznym mógł być fakt, iż wyglądało na to, że słowa dziewczyny wpływają na rozmówcę w jakiś inny niż naturalny sposób. Gdy tylko zaczęła mówić ruchy Araty zwolniły, a on sam wydawał się patrzeć w jej oczy z jakąś większą intensywnością. Zupełnie jakby to z nich czytał słowa przez nią wypowiadane.
- Coś jest nie tak? - zapytała blondynka, widząc, że jej gość nie śpieszy się z rozpakowywaniem. Arata nie zaszczycił jej jednak nawet jednym spojrzeniem, a sięgnął w kierunku jednego z pasów blokujących Byakushitsune w miejscu i momentalnie go odpiął. Blondynka zdziwiona przypadła do jego ramienia. - Co... dlaczego, Ara? - zapytała, a mistrz spojrzał na nią w taki sposób, że nawet Nanayi zrobiło się nieprzyjemnie na duszy. Dziewczyna szybko odstąpiła dwa kroki w tył. Widać, że nie podobało mu się, że ktoś mu przeszkadzał w tym czym się zajmował, ale jednocześnie jakby zapomniał o tym, że rozmowa z nią miała miejsce, ot, wyglądał tylko na lekko zirytowanego obrotem sprawy, a ostrze noża zbliżyło się bardzo blisko w okolice pępka dziewczyny. Blondynka uśmiechnęła się tylko na taki obrót sprawy, tymczasem Brune o mało nie wystartowała do Araty z pięściami. Szkoda tylko, że ten jej w ogóle nie zauważał.
SP: Goomonryong - no idea. Jakbyś chciał wrócić do gry - daj mi znać na PW. Nanaya - 65MM, trochę odpoczęła, płaszcz Hana na niej, ubrudzone ubranie, kawałek z tyłu spłonął i odsłania nieco za dużo; nie ma prawego ramienia od łokcia po dłoń, dziwny "X" wymalowany jakąś substancją na czole, czarny, spalony kawał skóry na prawym barku dziewczyny, mocno wychudzona
Mor
Liczba postów : 2920
Dołączył/a : 20/08/2012
Temat: Re: Kamienny las Nie Gru 14 2014, 05:12
Kurczę. To przecież takie oczywiste. Widziała wspomnienie, więc w tym wspomnieniu musiała zająć czyjeś miejsce. Książka niestety zawsze miała ustalonych z góry aktorów, a ona... Tak. W tej scenie i spojrzeniach było tyle romantyzmu, ile w rozkładających się zwłokach porzuconych na pastwę losu, a członkini Grimoire Heart było jeszcze daleko do tego stanu. Kurczę. Miała cichą nadzieję, że z jej ciałem jest wszystko w porządku i jeśli uda jej się wrócić nie zastanie go w strzępkach, czy zwyczajnie się nie udusi, ściśle okryte kartkami. Co tylko przemawiało za tym, by postarać się jak najszybciej skończyć podchody. Niejako dziękowała za możliwość przejrzenia "się" w oczach mistrza, bo pozwalało to na więcej... Jednak, kurczę, czy ta kokardka była konieczna? Czuła się jak kretyn. Z drugiej strony co musiała czuć dziewczyna, której Nanaya teraz zajęła miejsce, kilka, kilkanaście lat temu? Z pewnością musiało brakować jej całkiem luźnego podejścia, jakie w chwili obecnej miała Byaku i ta kokardka mogła być niczym najgorsza możliwa zapowiedź nadchodzącej śmierci. A skoro już o śmierci mowa, to dobrze byłoby uniknąć losu biednego, rudowłosego dziewczęcia... I całkiem pocieszającym faktem było to, że słowa, które wypowiadała do Araty docierały, choć fizycznie nie była zdolna ich wypowiedzieć (z drugiej strony nie chciałaby usłyszeć obcego głosu wypowiadającego jej słowa... to zbyt przerażająca wizja, nawet dla niej). Nie była pewna, ile jeszcze takich prób jej zostało, wolała się streszczać. Nie mogła jednak ukryć nieco krzywego uśmiechu, widząc jak słowa działają, wpływają, manipulują. Na krótką chwilę przeniosła swój wzrok na blondwłosą piękność, która postanowiła wrzucić swoje trzy grosze. Aww, dziewczyno, następnym razem lepiej wybieraj wybranków serca... Pomyślała niemalże z rozczuleniem i żałością Nanaya, widząc spojrzenie, którym uraczył blondynkę Arata. Serce nie sługa, ale to było aż za smutne. - No, Brune, mam nadzieję, że wiesz, jak mnie stąd wyciągnąć - rzuciła beztrosko Nanaya, po czym skupiła swoją uwagę na przyszłym mistrzu gildii. - Ara, ara, wciąż myślisz o wyciągnięciu prezentu? Tak żałosnego prezentu? Z tą fikuśną kokardką na ustach wyglądam bardziej komicznie, jak należycie, psuje to tylko cały efekt. Cała idea jest całkiem urocza, przyznam, jednakże czy nie lepiej zachować takie ceremoniały dla prezentów, które faktycznie są na tyle ważne, by te ceremonie przeprowadzać, a nie dla całkiem przypadkowej osoby, która w zasadzie nie jest warta drugiego spojrzenia? Jaką wartość ma dla ciebie moje serce? A jaką ma moja śmierć? Skoro już chcesz mnie zabić, to po co męczyć się z tak skomplikowanym procesem, dla kogoś, kto nie jest tego wart? Dla sztuki? Wyższego celu? Bo ktoś rzucił ciekawym pomysłem? Wystarczy przeciąć tętnice, skręcić kark, wbić ostrze w skroń lub serce... przy czym to ostatnie uszkodzi organ, który może jeszcze bić po śmierci, jeśli jest się wystarczająco szybkim. Dużo mniej zachodu. I naprawdę myślisz, że człowiek, na którym przeprowadza się operację na żywca nie stara się uciec? Nawet te pasy nie są w stanie w pełni unieruchomić kogoś, kto walczy o swoje życie. Będzie się szarpał, wiercił, kręcił, wyginał, byle tylko uciec od ostrza. Zabijając go wpierw oszczędzisz sobie nerwów, uwierz - trajkotała w najlepsze Nanaya, starając się utrzymać spokojny i luźny ton wypowiedzi. Oczywiście, mogło zostać to utrudnione, jeżeli mistrz przystąpi do dzieła, ale nawet wtedy stara się utrzymać ton wypowiedzi i kontakt wzrokowy. Kurczę, że też nie wie, jak to ciało będzie się zachowywać. Dusza to jedno, ale odruchy tej dziewczyny mogły być przecież różne... Licząc jednak na to, że ma jako taką kontrolę, próbuje nie zmieniać swojej pozycji pomimo potencjalnego bólu. Przedłużanie wszystkiego nie działało na rękę Byaku. Choć całkiem ironicznie to brzmiało, chciała umrzeć jak najszybciej. Miała nadzieję, że Brune nie będzie się wściekać za bardzo.
Kirino
Liczba postów : 3064
Dołączył/a : 14/11/2012
Temat: Re: Kamienny las Pon Gru 15 2014, 16:02
//Tu był długi, piękny post dla Nanayi, który się skasował. Teraz jest tu tylko smutek i irytacja na cały świat. I drugi post, który już tak ładny nie będzie. Wybacz. //
MG:
Brune była tak zdenerwowana, że nawet nie dosłyszała tego, co mówiła do niej dziewczyna. Nanaya zaś mówiła, a słowa ponownie zaczęły działać na Mistrza Grimoire Heart w jakiś przedziwny sposób. Być może to co Byakushitsune mówił, odbijało się w jego głowie jako jego własne myśli, odległe cząstki przemyśleń, schowane gdzieś głęboko, teraz dopiero wychodzące na wierzch? Tak czy siak, po tym co powiedziała dziewczyna Arata znów zaniechał swojego działania. Spojrzał najpierw na obszar klatki piersiowej "prezentu", w którym spodziewać mógł się bijącego jeszcze serca, a następnie wprost w oczy uwięzionego dziewczęcia, ale jego wzrok nie był wzrokiem ani trochę w jakikolwiek sposób podekscytowanym tym, co właśnie się działo. Nanaya to widziała - była to obojętność najgorszego rodzaju, ta która pojawia się, gdy ktoś wręczy ci prezent, na który niekoniecznie czekałeś, a ty nie wiesz jak zareagować w pierwszej sekundzie, zanim przybierzesz na twarz odpowiednią maskę. Gdyby tylko dziewczę stojące za Aratą widziało to spojrzenie... pewnie byłoby bardzo mocno przybite. Ta jednak widziała tylko sylwetkę mężczyzny, który kolejny raz przestał się ruszać i działać, dla niech zaniechał rozpakowywania prezentu. Byakushitsune widziała, że blond dziewczę chciało coś powiedzieć, ale jednocześnie bało się znów zirytować mistrza i dlatego mimo wiercenia się, buzię miała zamkniętą na kłódkę. Gdy jednak bezruch Araty przedłużył się o kolejne sekundy - o nie, tego już nie wytrzymała. Podeszła bliżej niego, tak że stała tuż za nim, a następnie oplotła jego sylwetkę rękoma tak, że sięgały z obu jego boków dłoni, która trzymała ostrze. Kącik ust Araty drgnął nieznacznie, bynajmniej nie z przyjemności dotyku, a wręcz przeciwnie, grymas na jego twarzy był co najmniej nieprzyjemny. Następnie dziewczyna powiodła swoim dłońmi ostrze trzymane przez mężczyznę w kierunku twarzy uwięzionej kobiety, ale gdy tylko to znajdowało się nad klatką piersiową Arata momentalnie pociągnął dłoń w dół, łatwo przebijając skórę i wbijając się w pierś kobiety. Gest złości, można powiedzieć, gest irytacji wynikający z wielu czynników, wśród nich na pewno też słów rzuconych przez Nanayę. O dziwo jednak kobieta ugodzona orężem nie zareagowała w żaden spokój, pozostając w kompletnym bezruchu, za to Nanaya doskonale odczuła jak bolesne było przebicie nożem ciała w okolicach własnego serca. Bolało cholernie, ból zagłuszał własne myśli, ale jednocześnie z jakiegoś powodu wszystkie receptory zmysłowe, wzrok, słuch i tak dalej działały normalnie i była w pełni świadoma tego co się działo dalej.
A co się działo? Po tym jak Arata wbił ostrze w spętaną dziewczynę, blondynka zaczęła cofać się, krok za krokiem, powoli oddalając się od Araty. Przestraszyła się? Na jej twarzy widać było teraz duży ból, jej oddech bardzo przyśpieszył, a policzki się zaczerwieniły, a w tym wszystkim było coś brudnego, nieprzyzwoitego. Arata, przeciągnął swą bronię jeszcze raz wewnątrz dziewczyny, tak by dokładnie wykluczyć dalsze działanie serca, a następnie obrócił się w kierunku blondynki. To co nastąpiło dalej można było nazwać tylko rykiem. A ryk ten był na tyle przerażający, by Nanaya mogła go zapamiętać na całe życie. To było coś więcej niż tylko zwykła agresja czy złość. To była prawdziwa wściekłość, nieograniczona przez cokolwiek. Blondynka potknęła się, gdy spotkała się z tym krzykiem, leżąc na ziemi oddychała tylko ciężko.
- CO TO MIAŁO ZNACZYĆ?! -
Tym krzykiem Mistrz Grimoire Heart żegnał się z jaźnią Nanayi, która opuszczała już umierające ciało...
***
...tylko po to, by następnie obudzić się na ziemi w bibliotece, z trzema woluminami, które pozostały jeszcze do przeczytania, z Brune po swojej lewej stronie, wpatrzonej pustym wzrokiem w podłogę i nieodzywającej się ani jednym słowem i z pamięcią o bólu, który doświadczyła wcześniej. Za to bez spalonego kawałka skóry na plecach.
SP: Goomonryong - no idea. Jakbyś chciał wrócić do gry - daj mi znać na PW. Nanaya - 65MM, trochę odpoczęła, płaszcz Hana na niej, ubrudzone ubranie, kawałek z tyłu spłonął i odsłania nieco za dużo; nie ma prawego ramienia od łokcia po dłoń, dziwny "X" wymalowany jakąś substancją na czole, czarny, mocno wychudzona
Mor
Liczba postów : 2920
Dołączył/a : 20/08/2012
Temat: Re: Kamienny las Sro Gru 17 2014, 03:08
// zainwestuj we wtyczkę przywracającą tekst w przeglądarce, Kiriś. Ratuje to dużo nerwów.
Chyba jednak nie ma sensu już nic do niej mówić. W tym momencie jest tylko wściekła i cokolwiek powiem i tak do niej nie dotrze. Może inaczej by to wyglądało, gdybym mogła się ruszyć, a tak...Co tu się stało, w rzeczywistości, że powoduje u niej takie emocje? Jasne jest, że Arata specjalnie przemiły nie jest... a Pani Zamku powinna lepiej wybierać ukochanych... Z drugiej strony może nie miała wyjścia? Cokolwiek się stało... możliwe, że nie chcę wiedzieć... Hmm? Co to za spojrzenie? Chyba moje współczucie do Pani Zamku powiększy się o kolejne kilka miejsc. Gdyby tylko wiedziała, co siedzi w głowie tego mężczyzny... Z drugiej strony, gdybym ja wiedziała, pewnie nieco rozważniej wybierałabym zadania... Dokańczanie zadań człowieka, który nie był w stanie ich zakończyć jest okropnym doświadczeniem. Zwłaszcza, że istnieje coś takiego jak kobieca solidarność i jeżeli mi samej się uda, już czuję ten nieprzyjemny ciężar wyrzutów... Niektóre zadania są po prostu paskudne w swej naturze. O, nie, panienko, lepiej teraz... Mam wrażenie, że pomimo wszystkiego, co robi Arata, ona ma klapki na oczach...
Nie mając nic lepszego niż paplanie co tylko ślina przyniosła Nanayi na język dziewczyna myślała, analizowała i w odpowiednim sobie tonie komentowała to, co widziała przed swoimi oczami. A miała co komentować, bo reakcje mężczyzny i kobiety były tak różne, że gdyby po prostu siedziała z boku i przyglądała się, a nie ratowała swoje poczucie osobowości, uznałaby taki spektakl za... równie przygnębiający, jak z pozycji, w której się znalazła. Po prostu miała miejsca w pierwszym rzędzie. Prawdziwe doświadczenia, jakich nawet w magikinie nie doświadczysz. Tam się przecież nie zabija ludzi, by pokazać, jakie to doświadczenie. Inaczej przecież wszyscy byliby szaleni. Wszelkie jednak rozmyślania zostały przerwane przez nagły ból wywołany równie nagłym ruchem czarnowłosego. Był zły i jedno spojrzenie wystarczyło, by Nanaya o tym wiedziała. Jednak pochłonął ją ból, wszelkie myśli umknęły, pozostało jedyne rejestrowanie tego, co się przed nią rozgrywało. Przeszył ją jeszcze jeden spazm bólu, gdy mistrz po raz kolejny postanowił pogmerać ostrzem we wnętrzu obcego, ale jakoś tak nanasiowego, ciała. A później... Przestraszyła się. Bardziej niż tego, że czuje ulatujące życie i bardziej, niż kiedykolwiek przestraszyła się w obecności wampirów. Tamten strach jedynie motywował, ten całkowicie odbierał możliwość ruchu.
Z tym nieprzyjemnym uczuciem obudziła się na podłodze biblioteki. Zupełnie nie rozumiała, co się dzieje. Czuła ból, strach, pewnie gdyby nie leżała kręciłoby się jej w głowie. Skuliła się na podłodze, przyciskając dłonie do bolącego serca, próbując się uspokoić. Spokojnie, już dobrze, to było tylko wspomnienie a mi nic nie jest. To nie tak, że umarłam, że przez chwilę miałam kawałek żelastwa w ciele, to tylko wspomnienie. To nic, że właśnie zabiła mnie osoba, której w jakimś stopniu należy ufać... Tak, w GH to norma, a w zasadzie to nie ma nic wspólnego z GH, to tylko myśl, wspomnienie, pozostałość po przeszłości. Dzięki wielkie mistrzu, wisisz mi jedną przysługę... Nie pospieszała ani siebie, ani swojego serca, które choć mogło bić normalnie, w chwili obecnej było iście królicze. Gdyby ktokolwiek ją teraz dotknął, z pewnością zareagowałaby gwałtownie i całkiem zabawnie, dla obserwatora, natomiast samą Byaku doprowadzając na skraj załamania. Choć powierzchownie wszystko było z nią w porządku (no, prawie), tak wewnątrz powoli pękało i chyliło się ku roztrzaskaniu. Zaczynając od samego początku tej misji i wszystkich niepewności z nią związanych, ze zbliżającą się śmiercią Finniana, problemami w Zori i Hargeonie oraz groźbami ze strony Arena, idąc poprzez wszystkie momenty, w których zawiodła się na kolejnych ludziach, których uznawała za bliskich - matka, ojciec, brat... Sethor, a teraz nawet Goomoonryong, a na zamku Millenium kończąc, gdzie już nawet nie wiedziała kiedy i czy umrze na prawdę, a kiedy będzie to już tylko na niby. Czuła się niczym zranione i zaszczute zwierzątko, które musi utrzymywać dzielną postawę bo inaczej... Sama nie wiedziała, co by się stało, gdyby przestała. Czy po prostu to ledwie trzymające się istnienie, znane jako "Nanaya Byakushitsune", rozpadłoby się niczym kryształ, w który ktoś uderzył młotem? Czy może nic by się nie zmieniło? Czy w ogóle mogła pozwolić na to, by się rozpadło, a później zostało zastąpione czymś jeszcze bardziej pokracznym? Już po tym, jak dołączyła do gildii straciła część siebie. Z każdą kolejną śmiercią traciła kolejne fragmenty, czy w ogóle chciała, by powstało istnienie jeszcze bardziej kalekie? Powoli podniosła się z ziemi i potrząsnęła mocno ramieniem Brune. Chciała, by dziewczyna się obudziła. Ostatnio nie zadziałało, może teraz, gdy będzie bardziej natarczywa. Chciała znać odpowiedzi, skoro już nawet musiała doświadczyć śmierci. Co to było? Co tu robił Arata? Kim jest Pani Zamku? Kim jest Brune? Co właściwie się między nimi wydarzyło? Co WŁAŚCIWIE działo się z Panią Zamku, gdy ona umierała? - Brune, obudź się - powiedziała niesamowicie poważnie jak na stan, w którym była. - Brune, słyszysz mnie? Obudź się. Potrzebuję cię. - Potrząsnęła mocniej, bardziej natarczywie, po czym skrzywiła się. Dwoma rękami byłoby bardziej efektywnie... Gdy tylko dziewczyna się ocknie, Nanaya nie zamierza dać jej czasu wytchnienia. - Co tamten mężczyzna tu robił? Czemu Pani Zamku tak bardzo go... wiesz, o czym mówię. Co się z nią stało, gdy ja... gdy ona... gdy umierałam? I kim ty właściwie jesteś? - Niektóre słowa z trudem przechodził przez gardło Byaku, a samo dobranie pewnych z nich sprawiło jej problem. Mimo to nie spuszczała wzroku z blondynki, intensywnie wpatrując się w jej oczy, jakby chcąc odkryć tajemnicę, która się za nimi skrywała. Była poważna i bardzo nie chciała wymijających odpowiedzi. Tak samo jak bardzo nie chciała, by w ostatecznym rozrachunku musiało dojść do najgorszego, a na dłoniach rudowłosej miała jeszcze pojawić się krew dziewczyny.
Kirino
Liczba postów : 3064
Dołączył/a : 14/11/2012
Temat: Re: Kamienny las Sob Gru 20 2014, 11:49
MG:
Musiała minąć dobra chwila nim Nanaya pozbierała się w duchu i była w stanie dalej działać i funkcjonować jak człowiek w tym dziwnym, zakręconym i nienormalnym świecie. Czasem nie było nawet pewności czy wciąż jest to świat, czy może kompletnie inna przestrzeń, gdzie nie jeden a kilka światów stykało się naraz. Lub może było to coś kompletnie innego? Byakushitsune miała sporo do przemyślenia i to nie tylko na temat tego co się właśnie wydarzyło, ale także na temat tego co spotkało ją w przeszłości, tej bliższej i tej dalszej, tej ważniejszej i tej stanowiącej dla niej bardziej tło niż esencję swojego istnienia. Być może jednak to właśnie myśli te, bolesne tak bardzo jak były, powodowały, że zachowywała swoją jaźń i pamiętała o swoim własnym mianie i sensie istnienia? Jaki jednak był ten sens - to mogła wiedzieć tylko ona, a może nawet i to byłoby zbyt dużym wymaganiem.
Potrząśnięcie Brune okazało się być czynnością konieczną do zyskania jej uwagi, a Byakushitsune zdziwiła się lekko, gdy zaraz po tym jak to zrobiła, dziewczyna spojrzała na nią z taką nienawiścią w oczach, jak gdyby chciała zamordować ją tu na miejscu. Jedno mrugnięcie jednak wystarczyło, by spojrzenie blondynki zmieniło się w bardziej neutralne, a nawet smutne wejrzenie, choć Nanayi ciężko było zapomnieć o ekspresji, którą doświadczyła przed chwilą. - Wybacz Nanayo. - mruknęła tylko, chyba w odpowiedzi na pierwsze zdania członkini Grimoire Heart. Następnie całym ciałem przekręciła się tak, by teraz siedząc na ziemi patrzeć wprost na rozmówczynię. - Naprawdę myślę, że możesz się domyśleć co tutaj robił. Odwiedzał ukochaną, jak to w związkach bywa. Nawet w takim. Co się stało z Panią Zamku? - tutaj Brune uśmiechnęła się ponuro. - Została okrzyczana. To naprawdę wystarczyło. Później Arata się ulotnił. Miał swoje zajęcia. Zawsze je miał. A czemu go... czemu czuła co czuła? Bo się jej nigdy nie bał. Bo zawsze się pojawiał gdy go o to prosiła. Czy coś. Ciężko przypomnieć sobie akurat te kwestie. - niespodzianką to było lub nie, ale Brune znała imię mistrza Grimoire Heart i nie obawiała się go wypowiedzieć. - Ja natomiast... jestem częścią Zamku Millenium. Zawsze myślałam, że to jasne. Jestem tą, która doświadczyła wszystkiego i wszystko widziała, a jednocześnie tą, którą nie o wszystkim może mówić i nie wszystko jest w stanie wyjaśnić. W przeciwieństwie do pozostałych książek. - zaznaczyła Brune, wyraźnie dając do zrozumienia, że to wcale nie koniec zabawy z literaturą. Tylko... co mogły skrywać pozostały woluminy? Ten był zaledwie pierwszym.
SP: Goomonryong - no idea. Jakbyś chciał wrócić do gry - daj mi znać na PW. Nanaya - 65MM, trochę odpoczęła, płaszcz Hana na niej, ubrudzone ubranie, kawałek z tyłu spłonął i odsłania nieco za dużo; nie ma prawego ramienia od łokcia po dłoń, dziwny "X" wymalowany jakąś substancją na czole, czarny, mocno wychudzona
Mor
Liczba postów : 2920
Dołączył/a : 20/08/2012
Temat: Re: Kamienny las Wto Sty 20 2015, 23:14
W chwili obecnej jedynym zadaniem, jakiego chciała się podjąć Nanaya, było ratowanie swojej osoby przed zagrożeniem, które napływało dosłownie zewsząd. Ze strony powietrza, którym oddychała, ze strony ziemi, po której stąpała, z książek, które w chwili obecnej też były dosłownie wszędzie. Gdyby ktokolwiek wcześniej jej powiedział, że przyjdzie dzień, w którym książki staną się rzeczywistością, a ona będzie doświadczać niemalże wszystkiego, co w nich zapisano, raczej by mu nie uwierzyła. Natomiast teraz, mając przed sobą jeszcze trzy takie tomiszcza, czuła narastającą obawę, co będzie dalej. Już raz umarła. Umrze po raz kolejny? Będzie zabijać dłońmi innej osoby? Czy może doświadczy czegoś, czego nigdy by nie chciała... są przecież gorsze rzeczy, niż śmierć i boleśnie zdawała sobie z tego sprawę. Wolałaby pozostać postronnym obserwatorem, biernie patrzeć, jak tragedia Zamku Millenium rozwija się w kolejnych rozdziałach, ale w tym miejscu nie było tak łatwo. Pomimo męczących czarnych scenariuszy, nie potrafiła przestać o nich myśleć i nawet podczas słuchania i rozmowy z Brune, gdzieś tam w jej podświadomości tkwiła szpila, zmuszająca ją do dalszego myślenia na temat trzech następnych tomów. Mocno zadziwił ją wzrok blondynki. Przecież... Przecież sama mówiła, by ją obudzić. Że tak byłoby lepiej... trybiki w jej mózgu przystopowały pod tym spojrzeniem, by po chwili wznowić działanie z poczuciem niezrozumienia, winy i żalu. Przypomniało to jej też o tym, że bardzo daleko im do czegokolwiek innego jak przewodnik i "turysta", który zabłądził w labiryncie korytarzy i pomieszczeń. Kiwnęła głową, nijako przyjmując przeprosiny, jednakże jej mina nie wyrażała już ulgi. Była raczej smutno obojętna. Bez zmiany tego wyrazu słuchała tłumaczeń Brune, przekładając to na swoją wiedzę. Nie do końca o to jej chodziło. Choć część z jej odpowiedzi pasowała, tak druga była bardziej przyznaniem "nie powiem ci, bo nie mogę" lub też" domyśl się sama". Z drugiej strony dziwiło ją, czemu Bruna uważała, że się nie domyśliła po... tym wszystkim. A przynajmniej Nanaya tak myślała. Czy było w tym coś dziwnego, że chciała się upewnić? Ludzi, nawet tak unikatowych jak Arata i Pani Zamku, mogły łączyć różnorakie relacje, niekoniecznie romantyczne, które wyglądały bardzo podobnie. Jak na razie widziała przykry syndrom Iceberski... Nanaya wstała z podłogi, sprawdzając swój stan motoryczny, przy okazji informując Brune kiwnięciem głowy, że jako tako rozumie to, co powiedziała. Która książka była najbliżej nich? - Gdy pytałam, co się działo z Panią Zamku, chodziło mi bardziej o "moment", w którym umierałam, zanim Arata wybuchnął gniewem. Jej twarz się zmieniła. Czy to życie trafiające do Serca Pani Zamku? - zapytała beznamiętnym tonem. I zdziwiła się, że przeszło to w ogóle przez jej gardło. Całkiem dziwnie było tak mówić o własnej śmierci. Owszem, wspomnienie bolało i naprawdę nie chciała powtarzać tego doświadczenia, jednak ta obojętność na to, co się wydarzyło, uderzyła w nią niezwykle mocno. - W dodatku... - odwróciła się w stronę blondynki, wyciągając dłoń w jej kierunku, by pomóc jej wstać. - Czy znaczy to, że jesteś częścią Pani Zamku? - spytała, przyglądając się jasnej buźce dziewczyny. Jeżeli odpowiedź była twierdząca, stawiało to Nanayę w ciężkim położeniu. Nawet gdy uzmysłowiła sobie relację, która powinna panować między nimi, to i ta polubiła Brune. Życie jest pełne ciężkich decyzji, prawda? - A, i jeszcze jedno. - Zatrzymała się w pół obrotu. - Czy i tym razem będę potrzebować twojej pomocy w powrocie? - Jeżeli tak, to dobrze by było, by Brune jej towarzyszyła. Jeżeli nie, Nanaya podeszła do najbliższej książki. Nie powinno być tak źle, jak za pierwszym razem. Wszak przeżyła już prawie wszystko.
Kirino
Liczba postów : 3064
Dołączył/a : 14/11/2012
Temat: Re: Kamienny las Pią Lut 06 2015, 00:55
MG:
Goomoonryong obudził się w miejscu, którego kompletnie nie kojarzył. Nie było to wielkim zaskoczeniem akurat podczas trwania tego zadania, niemniej wciąż mogło być to delikatnym szokiem dla jego receptorów wzrokowych. Nie był pewien jak znalazł się miejscu go otaczającym, ani dlaczego się tu znalazł. Obecnie wszystkie praktycznie myśli kołatały mu się w głowie próbując uszeregować się w jakimś logicznym porządku, tak by stworzyć wspólną całość. Kojarzył, że był tu wysłany przez Aratę z zadaniem do wykonania i że towarzyszyła mu Nanaya. Kojarzył, że nie miał nogi, ale teraz... już ją odzyskał. Tak, noga znajdowała się na swoim miejscu i był to jeden z nielicznych powodów do zadowolenia dla mężczyzny. Drugim mogło być to, że... żył. I tyle tego było na ten moment. Znajdował się w tym momencie na balkonie, delikatnie oświetlanym światłem księżyca. Leżał na leżance, takiej jak w antycznym Rzymie, było mu nawet dość wygodnie. Kształtem balkonu było półkole, a na środku cięciwy tego półkola znajdowały się drzwi - normalne, bez żadnego symbolu nad nimi. Natomiast obok Goomoonryonga, pod leżanką spał pies. Nie taki zaś zwykły był ten zwierzak, bo jego sierść cały czas była nastroszona oraz wyglądała na dość ostrą. Ostrą w stylu "dotknij, a na pewno poleje się krew". Był też on zdecydowanie bardziej wyrośnięty od zwykłego psa, choć nie był on na pewno olbrzymi. Ot, tak 1,5 raza większy od przeciętnego, dorodnego psa ochronnego. Zza drzwi dochodziły mężczyzny odgłosy krzątania się, a po drugiej stronie balkonu, symetrycznie do pierwszej, ułożona była droga leżanka, natomiast pomiędzy nimi znajdował się niewielki stolik z czerwonymi winogronami. I w takiej sytuacji odnalazł siebie członek Grimoire Heart, który jeszcze nie miał świadomości, że jego moc magiczna uległa lekkiej zmianie.
- I tak... i nie. - odpowiedziała Brune swoje rozmówczyni, ale nie poprzestała na tej ambiwalentnej odpowiedzi. - Życie faktycznie trafiło wtedy do Pani Zamku, więc nie jest kłamstwem powiedzieć, że to był ten moment. Plus czasami Pani Zamku różnie reagowała na przyjmowane życia. Tutaj jednak... nie lubię tego słowa, ale ono dobrze tłumaczy sytuację. A słowo to brzmi "perwersja". Proszę, nie proś o głębsze tłumaczenie. - a więc po części Byakushitsune miała rację, ale jednak było w tym wszystkim coś więcej, coś zdecydowanie bardziej ludzkiego, nawet jeśli nieczystego. - Tak. Można tak powiedzieć. - odpowiedziała zdecydowanie bardziej zdawkowo na kolejne pytanie dziewczyna, a zaraz potem Nanaya usłyszała kolejną odpowiedź. - Pomogę. - i tym razem krótko, ale jasno i przejrzyście. - Wszystko w porządku? - zapytała Brune, jeszcze chwilę przed tym jak Nanaya udała się do kolejnej książki, która tym razem była koloru żółtego. Znała już uczucie, które pojawiło się wcześniej przy poprzedniej, o tyle było jej łatwiej.
Zasady działania w przypadku tego woluminu chyba były takie same, a przynajmniej tak mogła odczuć dziewczyna. Tym razem pojawiła się na ruchliwej ulicy, którą przemierzała spokojnym krokiem, przyglądając się poszczególnym ludziom co chwilę. Ze swoistym zdziwieniem Byakushitsune odkryła, że jest w stanie wpłynąć na to co robi i jak robi - mogła poruszać się we własnym zakresie i nie była tylko obserwatorką zdarzeń. Ulica przypominała bardzo typową targową ulicę, gdzie pełno było przekupek, kramów z warzywami i owocami, a także oczywiście wszędzie było mnóstwo, ale to mnóstwo ludzi. I... w tym momencie to było tyle. Nic więcej dziewczyna nie zauważyła i mogła się zastanawiać co właściwie robi tu to wspomnienie?
SP: Goomonryong - Goomonryong - 60MM, płaszcz przekazany Nanayi, brak nosa, znaczący problem ze strunami głosowymi uniemożliwiający normalne mówienie, problem z płynnym łapaniem oddechu, rana o głębokości 2-3 centymetrów na lewej ręce tuż nad dłonią, jak po przejechaniu dwóch pazurów po skórze, podobna, ale płytsza rana na wysokości zewnętrznej strony lewego uda, nie krwawią (tyle potrafisz wywnioskować w tym momencie o swoim stanie) Nanaya - 65MM, płaszcz Hana na niej, ubrudzone ubranie, kawałek z tyłu spłonął i odsłania nieco za dużo; nie ma prawego ramienia od łokcia po dłoń, dziwny "X" wymalowany jakąś substancją na czole, czarny, mocno wychudzona
Goomoonryong
Liczba postów : 4046
Dołączył/a : 22/10/2012
Temat: Re: Kamienny las Pią Lut 06 2015, 12:12
Goomoonryong, dwa razy przez dwa o, ważna sprawa, otworzył oczy. W zasadzie czuł się jak na kacu. Może był? Jeśli tak to miał całkiem pojebany sen w którym działy się nie do końca fajne rzeczy. Niby widział bieliznę Nanaś ale ta była mało seksowna. Właśnie... więc to raczej był koszmar? Podniósł się nieco lekko i rozejrzał po nowym miejscu w myślach dochodząc do wniosku, że musiał co najmniej mocno zabalować. Przejechał dłonią po włosach i spojrzał na psa.-Jeśli twoja matka była jeżem to współczuje ojcu.-Próbował powiedzieć, niestety jedynym efektem było wymowne zapowietrzenie. Powolnym, wręcz niechętnym ruchem, Gumiś sięgnął ku swojemu nosowi, z żalem odkrywając że go tam nie ma i klnąc tak szpetnie że żadna cenzura by nie pomogła. Zapowietrzył się z żalem.
Więc to nie był sen a on był na misji i ucinał sobie drzemkę kiedy Nanaya pewnie walczyła o życie... Ej to było na swój sposób fajne! Ale do czasu bo jak się jej coś stanie to ON za to oberwie. No i jego duma. Sam do końca nie był pewien co gorsze, a pewnie już i tak się mu oberwie. Zapowietrzył się smutno i westchnął. Ale takie było życie nie? Przecież nie mógł się kłaść za każdym razem, jak na jego drodze pojawiło się zwalone drzewo. Spojrzał raz jeszcze na psa i zapowietrzył się pytająco. Bo, właściwie dlaczego spał i gdzie był i skąd do diabła miał nogę? Wszystko było jakieś takie dziwne i nieodpowiednie. No i trochę go muliło. Dopiero po chwili dostrzegł drugą leżankę a nawet winogronka, zaś za drzwiami słychać było że ktoś się krząta i chociaż serce prosiło o Nanaś mózg podpowiadał wróg. Może nawet ta... jak jej tam było, Brune? Nieważne, w każdym razie wszystko jasno wskazywało na fakt że w tej chwili był... no wieźniem na pewno nie. Gościem? Wbrew swojej woli ale chyba wciąż gościem bo inaczej byłby związany - a nie był. Zmarszczył brwi zastanawiając się co począć w tej zasadniczo nietypowej sytuacji. Ostatecznie doszedł do wniosku że najprostsze pomysły są tymi najlepszymi i idąc tym tropem chrząknął głośno i znacząco, dając znać że się obudził. Pora stanąc twarzą w twarz z porywaczem. Oby to była kobieta. Ładna. Wtedy może być nawet porywaczem-gwałcicielem. No chyba że ma jaja to wtedy nie.
Mor
Liczba postów : 2920
Dołączył/a : 20/08/2012
Temat: Re: Kamienny las Pią Lut 06 2015, 18:38
Cóż, Nanaya nie zamierzała prosić o głębsze wyjaśnienia. Słowo "perwersja" skutecznie ją od tego odwiodło. Brzmiało to tak, jakby zaraz miała zapędzić się w bardzo intymne sprawy Pani Zamku, a przecież nie o to jej chodziło i, na dobrą sprawę, wcale nie chciała o tym wiedzieć. Kto by chciał wiedzieć takie rzeczy o obcym człowieku?! Zaraz później pojawił się kolejny palący problem. Pani Zamku... Rudowłosa nie była w stanie inaczej odpowiedzieć, jak przeciągłym westchnięciem. Nie było to sto procent pewności, jednak... Odpowiedź Brune wystarczyła, by w sercu Nanayi pojawiły się wątpliwości i niechęć względem wykonywanego zadania. Czy była możliwość, by zwyczajnie w świecie zaprzestać i na końcu powiedzieć, że nie wyszło? W zasadzie tak, była. Tylko co dalej? Westchnęła raz jeszcze, już zmierzając iść w stronę biblioteczki. Dużej biblioteczki. Przystanęła jednak, słysząc zapytanie Brune. Czy wszystko w porządku? Oczywiście, że nic nie było w porządku! Wycierpiała już tyle, by stać teraz w tej bibliotece, że nie mogło być w prządku! Straciła jedyne źródło oparcia, jakie miała w tym strasznym miejscu, więc jak mogło być w porządku? Zupełnie nie wiedziała, jak ma jednocześnie spełnić cel misji i nie stracić Brune, więc jakim cudem mogła w ogóle myśleć, że jest w porządku? Uśmiechnęła się w stronę dziewczyny krzywo, ni to wesoło, nie smutno, bardziej na granicy płaczu. - Powiedzmy - powiedziała cicho i szybko odwróciła od niej, zmierzając w stronę książki. Coś wymyśli. Może.
Tym razem otoczenie było zupełnie inne. Żywa ulica, pełna przekrzykujących się ludzi, tak bardzo przypominająca jej dzieciństwo. Mimowolnie się uśmiechnęła, rozglądając za znajomymi widokami. Dziwiło ją to wspomnienie, jednak Brune sama powiedziała, że bywała poza zamkiem... tak wiec sam fakt innej przestrzeni nie był tak zadziwiający, co gwarność (słowotwórstwo ftw) miejsca, w którym się znalazła. Zupełnie inne otoczenie sprawiło też, że na chwilę zapomniała o swoich troskach. Gdzie pójść? Popatrzyła po uliczce i zdecydowała pójść z tłumem, uważając na przystających przy stoiskach ludzi. Gdzie była Brune?
Kirino
Liczba postów : 3064
Dołączył/a : 14/11/2012
Temat: Re: Kamienny las Nie Lut 08 2015, 17:49
MG:
Chrząknięcie Goomoonryonga może nie poruszyło skał, ale ktokolwiek był za drzwiami w tym momencie na pewno zorientował się, że śpiący do tej pory mężczyzna już nie śpi. I wszystko byłoby z tym okej, gdyby nie fakt, że nie tylko on przestał spać - z wydaniem z siebie dźwięku na nogi poderwał się też kolczasty pies, który przecież był bardzo blisko mężczyzny. Dosłownie chwilka minęła, gdy mężczyzna zmierzył się wzrokiem ze zwierzęciem i pojął jedną rzecz - zwierzak nie był do niego w tej chwili nastawiony zbyt przyjaźnie. Wręcz przeciwnie. Odsłonięte ostre zębiska, postawione do góry uszy i nastroszone jeszcze bardziej włosie jasno dawało do zrozumienia, że ten ma z Goomoonryongiem do pogadania. Kolejna akcja potoczyła się bardzo szybko, ale tylko dzięki doświadczeniu i instynktowi nabytemu w innych walkach, tuż przed tym jak pies rzucił się na leżankę, mężczyzna sturlał się na ziemię. Nie zrobił sobie niczego złego, a udało mu się tak uniknąć dodatkowych ran, bo leżanka wyglądała teraz dużo gorzej, zorana nie tylko pazurami zwierzęcia, ale też jego grzywą. Właściwie była o krok od złamania się w pół. Natomiast drzwi za którymi ktoś wcześniej się krzątał otworzyły się na oścież, a w nich ukazał się ktoś, ale... mężczyzna nie miał czasy by ocenić, czy przez tę osobę chce być zgwałcony, czy nie, leżał przecież tuż obok leżanki na które siedział wściekły pies.
Brune faktycznie nie było obok, ale przecież obiecała pomoc, więc... czy coś poszło nie tak, czy jednak wszystko było na swoim miejscu? W końcu nikt nie powiedział jak pomoc będzie wyglądać. Nanaya zmierzając razem z tłumem w uliczce, która choć trochę próbowała schłodzić jej emocje albo chociaż je ułagodnić nie widziała niczego ani nikogo konkretnego na kim mogłaby zawiesić wzrok. Po chwili jednak przechadzki zauważyła coś dziwnego - przed nią widać było taflę, zupełnie jakby jeziora, tyle że w tym przypadku w formie ściany przed nią. Taflowa ściana ta rozciągała się na teren wokół Nanayi, aczkolwiek nie potrafiła dojrzeć gdzie ta się kończyła. Ot, trochę przypominało to niewidzialne ściany w grach, które uniemożliwiały graczowi przekroczenie danej lokacji dalej. Cóż mogło to znaczyć? Na pewno to, że dziewczyna dalej tą drogą pójść nie mogła, tafla choć wyglądała jak woda, to nie chciała jej pozwolić "siebie" przekroczyć, jednocześnie delikatnie odpychając ją od siebie. Gdy przyglądała się sklepikarzom zauważyła jednak kilka ścieżek odchodzących od głównej uliczki. Były one ulokowane za straganami, tak że trzeba by użyć nieco dyplomacji by przeprosić panów sklepikarzy, tak by ci usunęli się z drogi na chwilę - ci siedzieli na krzesłach, pilnując swych kramów tak, że blokowali sobą przejście dalej. Ścieżek tych było tutaj kilka, ale większość z nich pokryta była podobnymi taflami "wody", tylko jedna wydawała się odsłonięta i niezablokowana.
SP: Goomoonryong - 60MM, płaszcz przekazany Nanayi, brak nosa, znaczący problem ze strunami głosowymi uniemożliwiający normalne mówienie, problem z płynnym łapaniem oddechu, rana o głębokości 2-3 centymetrów na lewej ręce tuż nad dłonią, jak po przejechaniu dwóch pazurów po skórze, podobna, ale płytsza rana na wysokości zewnętrznej strony lewego uda, nie krwawią (tyle potrafisz wywnioskować w tym momencie o swoim stanie) Nanaya - 65MM, płaszcz Hana na niej, ubrudzone ubranie, kawałek z tyłu spłonął i odsłania nieco za dużo; nie ma prawego ramienia od łokcia po dłoń, dziwny "X" wymalowany jakąś substancją na czole, czarny, mocno wychudzona
Goomoonryong
Liczba postów : 4046
Dołączył/a : 22/10/2012
Temat: Re: Kamienny las Pon Lut 09 2015, 12:41
Co za upierdliwa sytuacja... Spodziewał się że chrząknięcie może obudzić też psa, w końcu ten miał lepszy słuch niż on. Ale kurcze, skoro nie zjadł go do teraz, to kto by przypuszczał że spróbuje tego później? No ale jak widać królewicz nie lubił być budzony... W każdym razie dzięki swoim niebywałym umiejętnościom no i łutowi szczęścia, udało mu się uniknąć kolczastego zagrożenia. Swoją drogą, jak bardzo żałował, że nie ma teraz przy sobie swojego płaszczu, sigh. W każdym bądź razie chwilowe uniknięcie zagrożenia jeszcze nic nie znaczyło, albowiem "Azor" mógł nie być leniwą bułą i chcieć się z nim pobawić jeszcze trochę, dlatego Gumiś w te pędy poprawił swoją pozycję podnosząc ciało do klęczek ale wciąż operając się palcami rąk o podłoże. W tej pozycji obserwował psa, tak samo skurwysyńskim spojrzeniem, jak on jego. Jeśli pies spróbuje zaatakowć, to Gumiś wybije się w wolny bok, ułożenie mebli w pomieszczeniu mniej więcej pamiętał więc w ten bardziej względnie bezpieczny bok. Nie mniej słyszał że ktoś wchodzi i miał nadzieję że Burka powstrzyma. On sam by się nie narażać i nie urazić... hmm... gospodarza. Postanowił jeszcze burka w płonącą kulkę eee.... kolcy, nie zmieniać. Tak więc aktualnie pozostawał czujny i bardziej niż osobą za plecami przejmował się tą na "jego" leżance. Nie mniej jak wyczuje ruch za plecami to spróbuje się jakoś obronić, może turlem w bok czy coś.
Mor
Liczba postów : 2920
Dołączył/a : 20/08/2012
Temat: Re: Kamienny las Pon Lut 09 2015, 12:59
Gdziekolwiek była Brune, może to i lepiej, że Nanaya jej nie widziała i nie miała z nią kontaktu. Pozwalało to na chwilę się oddzielić od natłoku myśli związanych z jej osóbką. Może faktycznie później mogło być ciężej, jednak taki stan rzeczy nie przeszkadzał jej zanadto w chwili obecnej. Rudowłosa szła, rozglądając się, w jakiś sposób czując radość z tego zwyczajnego tłumu ludzi, nawet jeśli było to wspomnienie. I trwało to do momentu, w którym nie natrafiła na taflę, oddzielającą ją od tego, co było poza. - Koniec podróży...? - mruknęła, nieco zawiedziona, po czym zaczęła szukać innej drogi. Wątpiła, by było tak cudownie i spokojnie. Ostatnim razem ją zabito. Tym razem zostanie napadnięta? Gdy jej wzrok natrafił na uliczki, aż żałowała, że w ogóle o tym pomyślała. Jak większość z nich blokowała ta sama bariera, tak jedna z nich wydawała się być wolna od tego ograniczenia. Raz Nanayi śmierć... Pomyślała cierpko, przechodząc do straganu, za którym znajdowała się uliczka. Wolała spokojnie przejść niż zyskać pogoń. Przy okazji spojrzała, co kupiec sprzedaje. - Przepraszam, mogłabym przejść do tamtej uliczki za panem? - zapytała uprzejmie pana ze stoiska, przy okazji zdając sobie sprawę, że może wyglądać lekko mówiąc niewyjściowo.
Kirino
Liczba postów : 3064
Dołączył/a : 14/11/2012
Temat: Re: Kamienny las Sro Lut 11 2015, 15:43
MG:
Kupiec sprzedawał zegarki i zegary. Wszelkiego właściwie rodzaju - były tutaj zegarki na rękę w bardzo dobrym guście, jak i tanie zegarki dla dzieci. Były tutaj zegarki kieszonkowe, zegarki na łańcuszku, a także zegary do powieszenia na ścianę. Uwagę zwracał dostojny, spory zegar z kukułką, wykonany w całości z drewna, wyglądający jak karmnik z czerwonym daszkiem. No ale nie to chyba było najważniejsze w tej sytuacji. Gdy Nanaya podeszła do kupca, szybko zauważyła jego powierzchowność - wyglądał stosunkowo młodo, miał czarne krótkie włosy, ale jego twarz przewiązana była szalikiem tak że mało co było widać, a on co chwilę kaszlał brzydko. Nie zignorował on pytania dziewczyny. - Mogłaby pani, ale właściwie dlaczego? Tam nic nie ma. Nikt tam nie chodzi. - odpowiedział dość kulturalnie, choć głos miał zachrypnięty mężczyzna. A potem zrobił jej nieco miejsca po swoim boku, tak że między nim, a jego stoiskiem Byakushitsune mogła się przepchnąć. Uliczka, w którą wchodziła wydawała się jednak długa, a co Nanaya spostrzegła od razu, to to, że okna okolicznych budynków nie wychodziły na nią... Czuła też na plecach czyjś wzrok, ale gdy obróciła się za siebie widziała tylko kramik z zegarkami i sklepikarza, który siedział do niej teraz plecami.
Osoba, która pojawiła się na balkonie chyba jednak nie miała zamiaru odwoływać psa, ba, nie odezwała się nawet jednym słowem w całej tej sytuacji. Goomoonryong zajęty psem i wpatrywaniem się w jego ślepia też nie miał okazji by na tę osobę zerknąć i dowiedzieć się o niej czegokolwiek więcej, choćby na temat wyglądu owej persony. Dobrze natomiast zrobił skupiając się na swoim zwierzęcym rywalu, ten bowiem faktycznie postanowił szybko zaatakować i to całkiem szybko, dlatego mężczyzna musiał reagować natychmiastowo. Dobrze, że miał już obie nogi, bo inaczej mogło być z nim krucho. Po odskoku pies zaatakował kolejny raz, od razu skacząc w miejsce, do którego uciekł Han, ten więc ponowił swój manewr - faktycznie kojarzył mniej więcej okolicę, więc nic sobie nie zrobił, ale miał wrażenie, że tym razem spóźnił się sekundę z odskokiem i pies dorwał się do jego nogi... dość dziwne jednak było to, że mimo tego "spóźnienia" mag znowu oddalił się od zwierzęcia na odległość skoku, a jego nodze, po szybkich oględzinach, kompletnie nic nie było, poza dziwnym wrażeniem, że została "gryźnięta".
SP: Goomoonryong - 60MM, płaszcz przekazany Nanayi, brak nosa, znaczący problem ze strunami głosowymi uniemożliwiający normalne mówienie, problem z płynnym łapaniem oddechu, rana o głębokości 2-3 centymetrów na lewej ręce tuż nad dłonią, jak po przejechaniu dwóch pazurów po skórze, podobna, ale płytsza rana na wysokości zewnętrznej strony lewego uda, nie krwawią (tyle potrafisz wywnioskować w tym momencie o swoim stanie) Nanaya - 65MM, płaszcz Hana na niej, ubrudzone ubranie, kawałek z tyłu spłonął i odsłania nieco za dużo; nie ma prawego ramienia od łokcia po dłoń, dziwny "X" wymalowany jakąś substancją na czole, czarny, mocno wychudzona
Poniżej znajdują się buttony for, z którymi obecnie prowadzimy wymianę. W celu nawiązania współpracy zachęca się do odwiedzenia pierw tematu z regulaminem wedle którego wymiany prowadzimy, a następnie do zgłoszenia się w tym temacie. Nasze buttony oraz bannery znajdują się zaś w tym miejscu.
Layout autorstwa Frederici. Forum czerpie z mangi "Fairy Tail" autorstwa Hiro Mashimy oraz kreatywności użytkowników. Wszystkie materiały umieszczone na forum stają się automatycznie własnością jego jak i autorów. Dla poszanowania Naszej pracy uprasza się o nie kopiowanie treści postów oraz kodów bez uprzedniej zgody właścicieli.