I've never seen a decent person among those who say they're going to save the world while forsaking the people around them. Those types of men are always so intoxicated by thier own hollow dreams that they call every little thing in front of them trivial.
Temat: Siedziba gildii Poison Apple Pon Mar 03 2014, 09:00
First topic message reminder :
Siedziba tejże gildii znajduje się w statystycznie głębokiej części lasu, nie jest to jednak jego środek. Otaczają go o zgrozo drzewa, krzewy, trawa... zaskoczenie typowego miastowego gwarantowane. Nie mniej nie prowadzi do niej żadna ścieżka, a ta część lasu nazywana jest dzika. Ponoć żyją tu "Dziwne" gatunki zwierząt, takie jak np. Wiwerny, przez co duża część osób trzyma się stąd z daleka, a wszelkie kontakty z gildią, zawierane są poprzez łącznika. Sama gildia zbudowana jest z kamienia. Dwupiętrowy nie wielki budyneczek, oraz mała kamienna, okrągła wieża, połączona bezpośrednio z lewym bokiem budowli. Patrząc od frontu(front wychodzi na południe). W samej budowli jest też kilka okien. Ogólnie jest to surowy budynek, będący raczej siedzibą spotkań i malutką twierdzą, niż faktycznym ciepłym domem, jak yło w przypadku Fairy tail. ~~ MG
Takano rzekła im wprost - Ta zniewaga, krwi wymaga. Celem tego małego korpusu ekspedycyjnego było wykluczenie Poison apple z obiegu. Pokazanie im że zadzieranie z "Najsilniejszą" gildią Fiore, nie należy do optymalnych czynności. Z tego też powodu wysłano TYLKO trzech magów. Ale nie byle jakich magów, a pretendentów do tytułu maga rangi S. W tym celu każdy z nich miał na prawym ramieniu opaskę, której zdjęcie, tudzież zniszczenie, eliminowało w zasadzie z zadania, bowiem była to magiczna opaska, rejestrująca ich postępy w misji. Wizualnie przedstawiała się jako pomarańczowy kawałek płótna z czarnym logiem Fejry Tejl. Oczywiście w dowolnej chwili mogła stać się niewidoczna dla nie Fejry Tejlowego zjadacza chleba, dzięki czemu umożliwiała, a nie utrudniała, ataki z zaskoczenia. Sami magowie przedarli się przez pierwsze podwaliny lasu bez zbędnego problemu, docierając do tej części, uznawanej za "Nie fajną". Zła sława miejsca zdawała się pozbawiona jakiegokolwiek sensu, do czasu aż Alv natknęła się na trzy podłużne ślady w korze drzewa które aż krzyczały sobą "Zwierz". Trzeba dodać że był to całkiem spory i silny zwierz, patrząc na rozmiar i głębokość owych nacięć. A jeśli żyły tu takie stwory... to szukanie a potem eliminacja tej gildii, stawało się nieco trudniejszym zadaniem...
Czas na odpis: 06.03 godzina 09:00
Autor
Wiadomość
Alezja
Liczba postów : 1210
Dołączył/a : 12/08/2012
Skąd : świat Pomiędzy
Temat: Re: Siedziba gildii Poison Apple Pon Kwi 21 2014, 21:18
Jeśli było ryzyko, że dinozaur stratuje Takarę, a ta jeszcze nie zdążyłaby uciec, odskoczyć, Alv bezczelnie spycha ją z trasy biegu stwora, sama tracąc te sekundy, które inaczej poszłyby na działania, a przynajmniej próby. Natomiast jeśli Takara w międzyczasie sama zabrała się sprzed dino, Inu reaguje po psiemu. A pies na zagrożenie reaguje najczęściej działaniem. Jej podświadomość szybko przemieliła fakt, że vel to dość niebezpieczny drapieżnik i w porównaniu z nim spłoszony koń to szczenię Chow-Chow i impuls zadecydował, że odważyła się na coś, co miało bardzo niewielkie szanse powodzenia - na woltyżerkę. Bez kociej zwinności. Bez odcisków na tyłku od siodła, których nie miała od bardzo wielu lat (niby jeździectwo to jak jazda na rowerze - się nie zapomina, ale kto tam to wie). Z plecakiem na plecach. Ale za to z instynktowną potrzebą bezpieczeństwa, którego za cholerę by nie czuła, z wpienionym tego typu zwierzakiem biegającym gdzieś tu. To ten instynkt i determinacja posiadania tego przeciwnika przynajmniej neutralnego jak nie po swojej stronie pchnęły ją do próby pochwycenia [się] szarżującego teropoda i wskoczenia, albo przynajmniej bardzo szybkiego wdrapania mu się na grzbiet (siodło, jeśli ma), po czym pochwycenie wodzy i trzymanie się stwora kurczowo nogami. Jeśli to się udało, to dopiero będzie się kminić uspokajanie zwierzęcia. Jej instynkty nie zapomniały też, ze to też zwierz z instynktami, i co gorsza, paskudnym garniturem zębów i jeszcze paskudniejszym naciskiem szczęk. Ale wszystko ma swoje słabe strony i gady też. Dlatego gdyby velociraptor chciał ją chapnąć, ta z całej siły zasadza mu pięścią w podgardle - obszar wrażliwy, jak nie obezwładniający dla gadów i [części?] płazów. A jakby było za daleko, to po prostu serwuje mu specjalność Wioski Galów, czyli: cios w nos. Dosłownie. Niektóre zwierzaki nozdrza mają wyczulone. Może velociraptory też? Dobrze by było. Jednocześnie ściąga do pomocy Ingacego. Tamci i tak się jeszcze chwilę poduszą, więc nie ma co się nimi przejmować. Natomiast tu urna miała zwierzakowi sypnąć w nozdrza i pysk. No velek też musi oddychać jakoś. Jeśli by to osłabiło zwierzę, Alv stara się ściągnąć je do ziemi/"parteru" i tak się na nie wpakować. Gdyby udało jej się to, łapie za wodze i tak za nie ciągnie, by vel nie mógł odwrócić w jej stronę łba, by ugryźć. Nie jeździła konno od dawna. Teraz miała okazję sobie przypomnieć. I to szybko... Górnych łap stara się unikać. Nie mogła pozwolić, by ten zwierzak zrobił krzywdę Daxowi lub Takarze. Musiała się więc nim zająć...
Jeśli zauważyła, że nadbiega pomoc innych jabłuszek, w ostatniej chwili odwołuje Ignacego, a "posiłki" traktuje Radłem. Ale głównie, głównie, bardzo głównie skupiona jest na dostaniu się na grzbiet zwierzęcia i próbie ujarzmienia go. Jeśli jej się to uda, oczywiście nawet w 1/1000 nie przypomina skoku Legolasa na Aroda. Ale choćby po prostu miała kurczowo chwycić się siodła, czy choćby popręgu i wisieć przez chwilę uczepiona go (czy nawet wodzy! walcząc z pyskiem i łapami vela), tak robi. Grunt to dostać się na grzbiet. Ten zwierz nie może zagrażać jej towarzyszom. To był teraz jej główny cel, a przynajmniej jego pierwszy etap: dostać się na grzbiet stwora i trzymając się go kurczowo zacząć "walkę" psychiczną ze zwierzęciem, by nie wygrało i by nie zrobiło krzywdy Takarze i Daksowi, jednocześnie nie zagryzając/odgryzając kończyn Alv...
//Zaraz uzupełnię opisy dodatkowe o "psowatość"...
Dax
Liczba postów : 1344
Dołączył/a : 20/10/2012
Skąd : Krakus
Temat: Re: Siedziba gildii Poison Apple Pon Kwi 21 2014, 22:01
Pierwszy ruch to od razu złapanie i założenie kastetów, co by przygotować się do walki. Mocne zaciśnięcie rąk w pięści z kastetami i jesteśmy uzbrojeni! Teraz trzeba się napierdzielać, co raczej nie należy do tych przyjemnych części, trzeba to załatwić stosunkowo szybko, by się nie zbiegło zaraz kilku murzynów. Od razu przyjął postawę do walki, którą przyjmuję się w Muay Thai, lekko ugięte kolana w niewielkim rozkroku, ręce blisko twarzy, co by ją osłaniać z czego prawa ręka delikatnie wysunięta do przodu, a głowa lekko pochylona, by zasłaniała grdykę. Czekał na opadnięcie dymu, a z racji, że dziewczyny zajmują się dinozaurem to jemu pozostało dorwać kogoś z nich. Przy odrobinie szczęścia murzyn nadział się na sopel po zrzuceniu, co byłoby mu w sumie bardzo na rękę, bo jeden mniej. Jednak dalej obserwował czy z dymu nie wyłania się żaden z tych pachołów, bo jak tak i będzie widoczny bez szansy na unik to Daxu do niego podbija i od razu mu wali z prawej ręki w prawą stronę klatki piersiowej coby zrobić mu małe kuku w postaci kilku dziur i może podziurawionego płuca i żeberek połamanych. Szybki cios z powrotem ręki do właściciela, co by go za nią nie złapali. dalej tylko szybkie nadepnięcie przeciwnikowi na stopę i wywalenie mu z lewej przy pomocy łokcia w twarz. Obojętne czy w nos czy gdzieś dalej, mniej więcej w okolicę twarzy, co by zrobić mu krzywdę. Uważał jednak na kolegów, którzy mogli teraz wyskoczyć dlatego od razu chciał się cofnąć i spróbować ewentualnych uników jeśli jakiś będzie starał się mu zrobić większą krzywdę przy pomocy jakiejś broni. Oczywiście jeśli będzie jakaś gorsza rana to liczy na ingerencję swojej PWMki lodowe ciało do ewentualnego "uniku" przez przepuszczenie ciosu przez śniegowe ciało.
Jo
Liczba postów : 5542
Dołączył/a : 29/08/2012
Skąd : Poznań
Temat: Re: Siedziba gildii Poison Apple Czw Kwi 24 2014, 16:33
MG
Widząc pędzącego Raptora Tasia natychmiast uskoczyła i pognała własną drogą. A co z Alv? Alv poświęciła chwilę by spojrzeć na Taś a chwila w walce, jak wiadomo, to całkiem dużo, przy tak krótkim dystansie. Dlatego też wróżka nie miała wiele czasu, mimo to wykręciła ciało i złapała za cugle odbijając się od cielska Velusia, przez chwilę przejechała ciałem po ziemi po czym jakoś, wdrapała się na gada. Tym czasem Takara zaczęła przeciwników oskrzydlać, a gdy znalazła się za nimi, ku jej "Szczęściu" z popiołu wyszedł mężczyzna z włócznią.-Ty!-Wrzasnął i pchnął bronią na wysokości brzucha Takary. W tym czasie Dax z kastetami na dłoniach czekał aż przeciwnicy wyjdą z dymu. Nim jednak ci wyszli, dym opuściły dwie ogniste kule. Jedna minęła Daxa kompletnie, druga trafiła w jego lewą rękę. Widać że wystrzelono je na ślepo. Mimo płonącej ręki Dax doskoczył do przeciwnika jak tylko ten wyszedł z popiołu. Pierwszy cios spadł prosto na pierś, a potem łokieć na żuchwę. Przeciwnik zdążył jeszcze tylko odmachnąć się raniąc Daxa w lewe udo. Potem padł na ziemię łapiąc się za pierś. Dax jednak nie miał czasu na reakcję, gdyż w tym momencie, z popiołu z buzdyganem nad głową wychynął kolejny przeciwnik. Był jakieś 3m na prawo od Daxa. W tym czasie Alezja uporała się z Velusiem, czując pieczenie prawej nogi.
Stan postaci: Alezja: Prawa łydka po zewnętrznej stronie rozcięta, krwawi. Wielkość rany nieznana ze względu na strój. 90%MM, Urna twarzowa 2/3 posty Dax: Pali ci się lewa ręka, lewe udo mniej więcej 2cm niżej niż jaja, posiada trzy, centymetrowej głębokości rany, lekko krwawiące. Bardziej upierdliwa, niż niebezpieczna rana. 90%MM
Czas na odpis: 27.04 godzina 17:00
Frederica
Wytrwała Pierepałka
Liczba postów : 2947
Dołączył/a : 14/02/2014
Temat: Re: Siedziba gildii Poison Apple Czw Kwi 24 2014, 17:37
No, wreszcie akcja! Leje się krew! No i ogólnie jest tak, jak być powinno. Acz lekkie straty na zdrowiu po bright side niezbyt jej się widziały. Nie mniej było dobrze. Na tyle, by móc stwierdzić, że miała rację. Jak nigdy, dobrze mówiła. Dadzą sobie radę. Oczywiście, o ile będzie tak dalej. Nie dane jej było jednak spacyfikować kogokolwiek z nich, bowiem została w tym popiele zauważona. Nie wiedziała jak, ale nie było to istotne. Właśnie w jej kierunku śmigała włócznia. Co to dużo mówić.. Nie widziało jej się to. W momencie, kiedy zauważyła grot broni, który naturalnie był wycelowany w Tasię, wiedziała, że to test. Egzamin z jej umiejętności słuchania. Już dwa razy zrąbała sprawę. Nie mniej... do trzech razy sztuka. Wiedziała dwie rzeczy. Pierwsza była taka, że parowanie takiej broni kończy się niepełnosprawną ręką. Drugie, co wyniosła - zbijanie włóczni wiąże się z późniejszymi bliznami pod barkiem. Została trzecia opcja. Nie zastanawiając się dłużej, powzięła próbę wykonania obrotu na lewej nodze (zdrowszej, co by nie było suprajsów) o 90*, co by zejść broni z drogi. Stara się obrócić tak, by mieć lewą rękę od strony przeciwnika. Prawą dłonią stara się pochwycić DRZEWIEC włóczni, jednocześnie ją odpychając od siebie (i zwiększyć szanse na trochę dłuższe pośmiganie w stanie nienaruszonym). Jeżeli jednak będzie lecieć na tyle szybko, że nie będzie to bezpieczne (chociażby dla jej paluszków bidnych), to sobie daruje tą akcję. Bez względu na to, czy dała radę w mniejszym lub większym stopniu wykonać unik i złapać drzewiec, wbija rękawicę w szyję. Jeżeli będzie to za wysoko, to po prostu celuje splot słoneczny. Zginie? Trudno, lwa się nie drażni. Jeżeli jednak niefortunnie włócznia by się w nią wbiła, a długość łapki nie pozwalałby na atakowanie tak odległych miejsc, to tnie po rękach, po czym wycofuje się w tył, próbując zejść z grota włóczni. Ewentualnie, jeżeli i to nie będzie możliwe, to po prostu się cofa.
A teraz z tych bardziej przyjemnych rzeczy, które nie mają się nijak do mordowani mężów i niewiast - gdyby jakiś łoś z buzdyganem na nią pognał, w momencie "bardzo nie konfliktowego rozwiązywania problemu z włócznikiem", nie wyciągając z niego rękawicy, robi sobie z niego tarczę na buzdygany. W razie, gdyby takie jednak operowanie nim było męczące, to wykonuje prawą nóżką kopnięcie w jego brzuch, wyciąga rękawicę i posyła go na drugiego przeciwnika. Jeżeli jednak nic się na nią nie rzuci, to po prostu pozwala mu sobie spocząć na trawce, wyciąga z niego oręż, a potem... a potem to się zobaczy, ilu z nich chce jeszcze walczyć, z kim i jak. Nie mniej w razie wszelakich nieprzewidzianych natarć, stara się uskoczyć z linii ataku. W bok, tył... Gdziekolwiek, byleby nie oberwać czymś, co na dłuższą metę na pewno będzie upierdliwe.
Alezja
Liczba postów : 1210
Dołączył/a : 12/08/2012
Skąd : świat Pomiędzy
Temat: Re: Siedziba gildii Poison Apple Pią Kwi 25 2014, 17:49
Gdy siadła na grzbiecie zwierzęcia, Alezja przez może trochę mniej niż sekundę (ale jednak!) poczuła ukłucie zadowolenia pomieszane z niedowierzaniem. Wewnętrzna rycerza szczerzyła się dziko i mimo stania spokojnie, wręcz emanowała euforią. W tym samym czasie wewnętrzna anielica stała jak słup, mieniąc się barwami od najszczerszej w świecie bladości, przez zieleń do czerwieni, w zależności od skoków "ciśnienia". I to jej uwadze nie uszła noga. Już miała coś powiedzieć, gdy czyjaś silna ręka zatkała jej usta... - Cicho. Trwa walka. Nie sabotuj. - tak, rycerza. W związku z tym Alv niby czuła, że coś jest z nogą nie tak, jednak zdarzenia wokoło odwracały od ów kończyny uwagę. Jeśli velociraptor wciąż szalał, ta stara się zastosować to, co lata temu: "spokój mój jest spokojem konia". A więc mimo tego, że jeszcze przed sekundą był ruch, ciśnienie, adrenalina, tak teraz Alv pokłada skupienie w uspokojeniu siebie. Miarowy oddech, rozluźnione ciało, dopasowanie się do ruchów zwierzęcia. Intruz na grzbiecie go nie uspokoi, natomiast coś, co z nim współgra - już szansę powinno mieć. Nie szarpie wodzami, jeśli nie musi (czyli jeśli zwierzak nie odwraca groźnie łba w jej stronę). A nawet jeśli zacznie odwracać, to Alezja stanowczo naciąga wodze tak, by jednak paszczą jej nie zgarną (czyli naciągnięcie z obu stron łba, więc nie odwróci gwałtownie łba w prawo przy naciągnięciu z lewej strony, i odwrotnie). Tak więc potencjalne napięcie wodzy jest stanowcze, ale i tak nie agresywne, by nie denerwować stwora bardziej. Ponadto w pierwszym odruchu zaczyna uspokajająco do niego mówić, gładząc po szyi i korpusie przed nią: - Juuuż... juuuuuuż... ciiiiiiiiii... spokoooojnie... havo dad... spoookóóój... no juuuż... już dooobrze... - oczywiście nie zastanawiała się w tym początkowo, czy na teropoda-wierzchowca takie coś w ogóle może podziałać. Na konie często działało. Jeśli nie działa, to Inu wpada na inny pomysł: nie miała pojęcia, jak takie zwierzę może odczuwać pieszczoty. Do tej pory jakoś nie miała zbyt wiele kontaktu z żywymi dinozaurami, nie licząc siebie samej. Więc wymyśliła, że sprawdzi takie coś: Traseologią [PWM] "bada" mu pazury i górnych łap i dolnych (oczywiście tyle, ile je widzi), po czym dopasowuje je do tym samym PWM to zadrapań na ciele stwora. Psy drapią się za uchem, jak nie ma kto ich podrapać. Może on też ma jakieś miejsce, którego drapanie sprawia mu przyjemność? A badanie pazurów po to, by wykluczyć podrapanie przez inne zwierzę, co może być wynikiem agresji między osobnikami. Wówczas podrażnienie takiego miejsca mogłoby być strasznym błędem. Jeśli Inu znajdzie takie miejsce na tej części stwora, którą ma przed sobą, to też tam drapie. No chyba, że jest to miejsce zmienione chorobowo - wtedy rezygnuje z pomysłu... Próbuje uspokoić stwora do skutku...
(Plan awaryjno-sytuacyjny) Gdy już opanowała zwierzę, a Dax lub Takara byliby zagrożeni tak, że ewidentnie nie mają szans, czego by nie zrobili, Alv rzuca krótkie: - PADNIJ!... - po czym ciągnie za wodze tak, jakby chciała zawrócić wierzchowca w miejscu. Cel: zgarnięcie ogonem przeciwników. Przy czym w przypadku Takary w sumie zmiata jej przeciwnika tylko, jeśli Takara sama np. leży, albo jest w odległości, której ogon nie zagraża (inaczej w tej turze zgarnęłaby Takarę też, a to nie do końca o to chodzi). Czemu tak a nie inaczej? Bo: 1) stratowanie stworem mogłoby doprowadzić do ofiar śmiertelnych - wszak to drapieżnik. Pazury, fajny pysk i w ogóle... 2) miecz? za daleko... 3) łuk? musiałaby puścić wodze, a tego wolałaby nie ryzykować. Pomijając, że nie ryzykowałaby strzału z poruszającego się zwierzęcia (no chyba, że stwór by stał; chociaż wówczas i tak skupisko ludzi było za duże, by ryzykować nieumyślne postrzelenie Takary lub Daksa)...
Gdyby ją próbował ktoś zaatakować, nasyła na niego Ignacego, jednocześnie karząc mu uważać, by się nie rozbił... W przypadku "posiłków" przeciwników - odwołuje Ignacego a "posiłki" traktuje Radłem... W razie ataku z dystansu, stara się póki co uchylić i jednocześnie nie narażać zwierzaka na urazy. Tak podświadomie...
Dax
Liczba postów : 1344
Dołączył/a : 20/10/2012
Skąd : Krakus
Temat: Re: Siedziba gildii Poison Apple Nie Kwi 27 2014, 05:12
Cholera, cholera i jeszcze raz cholera! Napalił się chłopak jak widać, bo zaczęła mu się jarać lewa ręka! To nie dobrze, bardzo nie dobrze dlatego od razu stworzył 3 śnieżki przy pomocy PWMki Tworzenie Śniegu, by pokryć nimi płonące ramie i je ugasić. Oczywiście śnieżki sterowane były przy pomocy PWMki władca zimy, nie tracić czasu na przykładanie ich. Spojrzał w kierunku typka z buzdyganem, który chyba raczej nie był do niego przyjaźnie nastawiony. Rzucił okiem na typka na ziemi, po czym rzucił się w kierunku tego z bronią. Jednak nie zaatakował pierwszy, czekał na jego reakcję, podniesienie ręki czy coś, by znaleźć lukę w jego obronię i w nią zaatakować, by szybko powalić go na glebę. Może być to cokolwiek, nawet najmniejsza, moment w którym będzie brał zamach albo coś, bo szybko wyjedzie mu z prawego podbródkowego, aby go po prostu załatwić. Nie będzie się pieprzył w półśrodki z tymi ścierwami, które zaatakowały jego gildię. Pewnie zabili już niejednego człowieka, więc czemu on miałby być tym dobrym wróżkiem? Cóż... to już inna sprawa. Gdyby przeciwnik zaatakował swoim orężem pierwszy to Dax odskoczy do tyłu, by uniknąć ataku, a potem wyprowadzi kop w jego twarz z prawej nogi opierając cały ciężar na lewej, a potem wróci do pozycji z lekkim rozkrokiem. Oczywiście uważa czy ten leżący nic nie kombinuje, a nawet jeśli coś by zamierzał to bierze pod uwagę możliwość zrobienia uniku i szybkiego naskoczenia mu na brzuch, by go powstrzymać i kontynuować walkę (uważając, by nie dać się trafić czymkolwiek) A jeśli mu powiedzą dziewczyny, że ma uważać lub coś to oczywiście ich posłucha.
D.
Liczba postów : 26
Dołączył/a : 12/12/2013
Temat: Re: Siedziba gildii Poison Apple Wto Kwi 29 2014, 12:47
D. patrzył z kamienną twarzą na trwającą walkę. Widział rany, którzy otrzymali ich przeciwnicy, wiedział, że jeżeli już teraz są tak ranni to nie mają szans pokonać Poison Apple. Kolejne ofiary na koncie mrocznej gildii, jak głupim trzeba było być, żeby w tak małej grupce atakować tylu magów. Widocznie byli głupi, bo odwagą ciężko było to nazwać. Rozumiał, że można ryzykować w jakimś celu porywając się do szalonej walki, ale walcząc nie mogli niczego zyskać jedynie stracić życie, które mogli wykorzystać w lepszy sposób. Starał się obserwować ich oczy i ruchy. Nie widział w nich większych pobudek i motywacji. D. nie rozumiał jaki cel mieli w toczeniu tego boju. Czyżby chciwość i chęć zarobku. Naprawdę głupota.
- Walka chyba dobiega ku końcowi - powiedział w stronę towarzysza z gildii. - może to dobrze, że dostali takie manto, skoro nie potrafili spełnić należycie swojej funkcji. Poczekajmy, aż ten pył opadnie. Chyba nikomu z nas nie chce się walczyć wewnątrz niego. Jeszcze przez przypadek sami sobie zrobilibyśmy krzywdę walcząc w tłumie z ograniczoną widocznością. Jeżeli jeszcze raz spróbują użyć takiego zaklęcia rozproszę je swoją mocą.
Po czym nadal starał się obserwować walkę. Prawdą było, że nie zamierzał jeszcze pomagać fizycznie, ale zamierzał lekko utrudnić walkę przeciwnikowi. Kiedy zobaczył, że jeden z tamtejszych mężczyzn przywołuje kulki śnieżne wiedział ze swoich umiejętności [arcymag], że jest to jedynie PWM. Natychmiastowo spróbował rozproszyć je swoim PWM rozproszenie magii. Albo się uda, albo nie szansa wynosiła 75% [geniusz magiczny lv2]. Musiał jeszcze popracować nad precyzją swoich zaklęć.
W razie, gdyby część Poison Apple wsparła walczących, a Alezja postanowiła za pomocą Radła usunąć ich orientację używa z daleka zaklęcia rangi D rozproszenia magii, aby usunąć efekty zaklęcia pozostając w bezpiecznej odległości i dalej obserwując co się dzieje.
PS. Ponieważ jest wewnątrz gildii wyposażony jest tylko w Poniedziałek.
Jo
Liczba postów : 5542
Dołączył/a : 29/08/2012
Skąd : Poznań
Temat: Re: Siedziba gildii Poison Apple Sro Kwi 30 2014, 21:33
MG
W czasie w którym Alezja opanowywała gada - co szło jej nader sprawnie - reszta dzielnie walczyła. Takara widząc szarżującego na nią włócznika, okręciła się przepuszczając włócznię bokiem i właściwie nie robiąc sobie krzywdy. Ba nawet udało jej się dźgnąć przeciwnika ostrzem w gardziel, co spowodowało jego bulgoczące osunięcie się na ziemię. Tymczasem Dax przyzwał kulki śniegu do ugaszenia ramienia, które po chwili zniknęły. Na szczęście ramię zostało ugaszone. Przez pył i odległość, D. nie od razu zauważył co się dzieje. Niestety zajęcie się ramieniem spowolniło nieco reakcję Daxa, przeciwnik w końcu nie stał z buzdyganem nad głową dla ozdoby i od razu rzucił się na chłopaka, uderzając go we wcześniej zranione ramię, to jednak rozpadło się a po chwili znów połączyło. Cóż, było ze śniegu. Dax w ramach podziękowania, przeorał mu twarz kastetem, powalając go na ziemię. FT vs PA - 3:0. W tym czasie Ignacy zniknął.
Stan postaci: Alezja: Prawa łydka po zewnętrznej stronie rozcięta, krwawi. Wielkość rany nieznana ze względu na strój. 90%MM Dax: Lewa ręka lekko piecze, lewe udo mniej więcej 2cm niżej niż jaja, posiada trzy, centymetrowej głębokości rany, lekko krwawiące. Bardziej upierdliwa, niż niebezpieczna rana. 87%MM
Czas na odpis: 03.05 godzina 22:00
Alezja
Liczba postów : 1210
Dołączył/a : 12/08/2012
Skąd : świat Pomiędzy
Temat: Re: Siedziba gildii Poison Apple Pią Maj 02 2014, 16:30
Jeśli velociraptor już się uspokoił, dał się opanować i znów był posłusznym wierzchowcem, Inu może skupić się na otoczeniu. Coś zwróciło jej uwagę i przeraziło. Coś, co sprawiło, że zwróciła teropoda w tamtą stronę i... - HAJDA! ...spięła do skoku (lub biegu, jeśli poniósł ją kawałek od grupy). Gdy już był na miejscu, wstrzymała go, jednocześnie powstrzymując go przed schyleniem łba. I wiecie co? To nie było nie zadziałanie Radła. Zeskoczyła z wierzchowca tuż przy celu, jednocześnie przerzucając wodze nad jego łbem, by móc trzymać je, gdy będzie na ziemi. Jej noga w dalszym ciągu była na "dalszym planie". Oczywiście zabolała trochę mocniej przy zeskoczeniu, ale jak mawiają: "do pogrzebu się zagoi". A że nie wiadomo było co z nią jest, to może i goić się nie musi. Przecież na stypie tańczyć nie będzie... Rzuciła się na kolana tuż przy celu, szybko zdjęła plecak i zaczęła gorączkowo szukać apteczki, jednocześnie próbując domyślić się, jak uratować mężczyznę z rozwalonym gardłem. Tak, to on był jej celem. Nie była lekarzem. Znała kości i tkanki z tymi kośćmi pracujące. No i miała podstawową wiedzę ze szkoły, jak każdy (mógł mieć jeśli uważał na lekcjach biologii). Ale chirurgia a antropologia fizyczna to dwie różne rzeczy. Bo to, że ktoś zna budowę silnika ścigacza nie znaczy, że złoży od podstaw ów silnik tak, by działał. A to znaczy, że musiała działać z podstawową wiedzą i do tego na chłopski rozum. Nie! Nie! Nie! NienienienienienieNIE-NIE!... NIE UMIERAJ, DO JASNEJ CHOLERY!... Kasacja gildii to kasacja gildii, NIE JEJ CZŁONKÓW!... Trzymaj się, chłopie!... a rycerza z anielicą gorączkowo współpracowały nad ratunkiem. Wyjątkowo się zgadzały. Inu spojrzała na szyję szybko analizując: Tętnice są po... lewej... i prawej... Tak, na pewno... Po bokach... Z kolei środek to... tchawica?... Jak to było z pierwszej pomocy, Alvdebilu-MYŚL!.... Na szczęście myśli to milisekundy. Przypominała sobie też różne hardkorowe historie pierwszej pomocy w ekstremalnych warunkach. Miała tylko Nadzieję, że 1) są prawdą, 2) że nic nie pokręci. Tak czy inaczej: jeśli chlaśnięte miał z boku szyi, tryskająca krew pewnie jest z tętnicy, którą trzeba zatamować szybko i brutalnie. Inu wyjęła więc jałowy bandaż i chlasnęła jego rulon falkatą na pół. Jedną połowę wepchnęła w dziurę, blokując ujście krwi, natomiast drugą połową zaczęła obwiązywać szyję mężczyzny, by trzymać w miejscu ów specyficzny korek. Natomiast jeśli wylot rany był w przedniej części szyi, krtań, gardło czy coś, to powodem śmierci mogło być po prostu utopienie się, tylko we własnej krwi, bo nie było jak oddychać. W związku z tym Alv musiała przywrócić względnie czyste oddychanie. I to był zabieg, którego bała się bardziej, niż gdyby musiała tamować tętnicę. Ale do rzeczy: wyjęła długopis, rozkręciła go i część tworzącą rurkę wbiła w szyję mężczyzny poniżej rozcięcia, po czym wzięła się za tamowanie krwi z rany wyżej oraz ustabilizowanie i przywiązanie bandażem długopisu do szyi. Po tym przewróciła mężczyznę na bok, myśląc, że skoro próbuje kasłać krwią to znaczy, że płuca próbują pozbyć się tego, co w nich zalega, a jeśli mężczyzna leżałby na plecach, to nie ma jak wykasłać. W razie gdyby krew zapchała długopis, Inu łapie w usta wystającą końcówkę, wciąga do swoich ust krew, po czym wypluwa na bok, udrażniając na powrót "rurkę intubacyjną"... - No i na co ci była, człowieku, ta mroczna gildia... - desperacko wyrzuciła z siebie. Może i był przestępcą, może życzył Alezji śmierci, ale wciąż był istotą żywą, która życie ma tylko jedno, i z którym może coś zrobić tylko jeśli taką możliwość ma. Do tego podświadomie Alv miała Nadzieję, że gdzieś w tej gildii, najlepiej dość blisko jest ktoś, kto ma zaklęcia leczące i nie pozwoli koledze z gildii umrzeć. Wykluczony z walki i tak był... Jeśli velociraptor zacząłby wciskać zainteresowany pysk w stronę chlupiącego krwią mężczyzny, Alv ręką (jeśli nie ma od krwi) albo chociaż łokciem odpycha (ale nie bije) pysk teropoda: - ZOSTAW. BLE... - serwując mu karcące spojrzenie... Jako, że udało jej się uspokoić wcześniej zwierzę, nie czuje przed nim strachu. Odruchowo zaczęła go traktować jak (ciekawskiego i może upartego) konia, lata temu, z którym dane jej było przeżyć niejedną przygodę... Jeśli ciągle się interesował za bardzo, Inu wyciąga z plecaka kanapkę z kotletem i wciska mu w łapy, oczywiście zawiniętą... - Masz, rozwiń sobie... - czyli gdzieś tam pamięta, że ten koń ma chwytne łapy. Świadomość zachowana... Chyba... Jakoś... Oczywiście trupa nie opatruje, bo po co...
W razie gdyby velociraptor dalej szalał, to ona dalej go uspokaja. Jeśli wyczuje, że zwierzę znów jest posłuszne sygnałom jeźdźca, przejeżdża na nim kawałek, by się upewnić, po czym gładzi go po szyi w nagrodę za uspokojenie. Dopiero wtedy gna w stronę człowieka z dziurą w szyi i robi to, co w części wyżej...
Niestety w takim momencie skupia się na velu i na mężczyźnie, ignorując otoczenie. Wyczulona jest tylko na zagrożenie życia mężczyzny i dinozaura. Bo dinozaur niewinny, a mężczyzna... może i winny, ale głupio tak pozwolić mu zejść, nie robiąc nic...
Frederica
Wytrwała Pierepałka
Liczba postów : 2947
Dołączył/a : 14/02/2014
Temat: Re: Siedziba gildii Poison Apple Sob Maj 03 2014, 14:01
Ok, zrąbała. Znaczy się może od początku. Na początku była dumna. Strasznie dumna, bowiem po raz pierwszy, to Taśka górowała nad włócznią, a nie na odwrót. Zapewne by się uśmiechnęła sama do siebie, jednak była zajęta. Nawet bardzo. Wszelakie mechanizmy obronne, wyuczone odruchy oraz zły nastrój.... Tak, to chyba wszystko co złożyło się na to, że bez większych ceregieli przebiła komuś gardło. Ba, bardzo świadomie z resztą... Dopiero widok krwi, i to jeszcze nie swojej, przywrócił jej jako tako zdrowy rozsądek. Mimo wszystko właśnie chyba przyłożyła rękę do czyjejś śmierci i to bardzo dosłownie. A, mimo wszystko, gdzieś w podświadomości, chibi Taśka manifestowała przed zabijaniem kogokolwiek. Bo właściwie za co miał ginąć? Że broni własnej gildii? Bo trafił na Taśke? Złą Taśkę, żeby był dokładnym. Jeszcze długa droga przed tym, by już nawet sumienia nie miała. - Ejejej, nie moja wina, dobra? TY chciałeś mi zrobić dziurę w brzuchu, co też nie jest fajne! Ty wiesz, jaka upierdliwa jest włócznia i to w innym miejscu, niż z drzewcem w dłoniach i ostrzem zwróconym w przeciwną stronę?! - zaczęła mówić. Chyba do tego w bardzo złym momencie. Coś jej mówiło, że składanie zażaleń i robieniu wykładów komuś, kto jedną nogą jest po drugiej stronie, nie ma zbytnio sensu. Bez sensu też było ratowanie go przez Taśkę. Jej umiejętności w takich przypadkach sprowadziłyby się do tego, że skończyłby bardziej martwy, niż po uszkodzeniu. Tak też postanowiła odsunąć się Alezji. Miała nadzieje, że jest to właśnie ta osoba, która go nie dobije. Dajcie Taśce broń, taak... On już nie wstanie, raczej nie. Znaczy nie wiedziała tylko dlatego, że nie wstanie, bo nie będzie miał na tyle zdrowia, czy nie wstanie, bo nie będzie miał na tyle życia, by się z ziemi dźwignąć. W momencie, kiedy Alezja udziela pierwszej pomocy, stara się ją osłaniać. Jeżeli cokolwiek wyjdzie z budynku, daje Daxowi znak ręką, by poszedł z nią, po czym wychodzi im na przeciw. Przyczyna prosta - woli nie obijać ludzi obok osób pracujących. Właściwie to osoby. No i, oczywiście wszelakie ataki, jeżeli będą, stara się w pierwszym odruchu sparować rękawicą. Jednak jeśli będzie to niemożliwe (bo coś) to przynajmniej stara się zejść temu czemuś z drogi. Zwłaszcza spellom - wyjątek? Jeżeli uniknięcie tego, co nadleci będzie się wiązało z trafieniem Alezji. Wtedy czyni honoru czołgu i przyjmuje owe cudo na klatę. Ofc broń na rękawice. Bezpieczniej. Jeno spelle, których nie sparuje ostrzami. W razie potrzeby, cofa się lekko w tył.
Dax
Liczba postów : 1344
Dołączył/a : 20/10/2012
Skąd : Krakus
Temat: Re: Siedziba gildii Poison Apple Sob Maj 03 2014, 21:50
Mag raczje szybko wziął się do roboty jesli chodzi o następne osoby. Spojrzał w kierunku tamtego drugiego człowieka, który dostał jako pierwszy. Wiedział, że musi go jakaś tutaj zatrzymać, bo inaczej może później sprawiać problemy. Mógł go unieszkodliwić lub też zabić z czego dwojga złego lepiej to pierwsze względem braku poruszania kończynami. Stanął więc obok tego człowieka na bezpieczną odległość wyciągnięcia ręki, by nie mógł go złapać, a jakby próbował to dostanie kopa na ryj. - Słuchaj albo teraz się wyniesiesz, albo będę musiał zrobić to samo co z twoim kolegą – powiedział krótko mag, po czym spojrzał w kierunku tego z pokiereszowaną twarzą od kastetu. - Więc jak? – spytał. Jakby jednak ktoś szedł z kierunku tamtej gildii i Taśka pokaże mu znak to za nią się przejdzie, by nie zostawiać jej samej. Oczywiście będzie próbował czegoś jak będzie nadlatywać.
D.
Liczba postów : 26
Dołączył/a : 12/12/2013
Temat: Re: Siedziba gildii Poison Apple Nie Maj 04 2014, 10:36
Czyli straż przednia gildii dostała już swoje zasłużone baty. Widać, było że od początku nie nadawali się na pełnienie swojej służby skoro grupka magów potrafiła pokonać ich nie wychodząc w zasadzie bez ran. Ich styl walki był ciekawy, ale dość chaotyczny. Próba okiełznania wierzchowca, pomoc jednemu z wrogów. Czy oni naprawdę myślą, że świat opiera się na superbohatera i jak komuś pomoże to ten ktoś stanie się jej wiernym kompanem i osłoni piersią? Prędzej wbije z zaskoczenia sztylet, aby pomścić swoją poprzednią porażkę, udowodnić swoją siłę i wypełnić wcześniejsze zadanie. - Mówiłem, że nie są godni naszej pomocy - rzucił w stronę osoby, z którą siedział przy stole - Chyba trzeba się osobiście pofatygować i zmiażdżyć tych magów. Ej ty - rzucił tutaj do jednego z mniej znaczących i słabszych członków gildii - poinformuj szefostwo o pojawieniu się kilku magów, którzy chyba mają ochotę zniszczyć naszą gildię. Na pewno z chęcią się zabawią. Jeżeli jednak liderzy byli w jednej izbie oczywiście nie widzi potrzeby, by kogoś po nich posyłać. Wtedy po prostu czeka na ich reakcje i znak do ataku lub pozostania na miejscu.
Jeżeli członkowie gildii wyjdą na zewnątrz wyjdzie razem z nimi. Trzyma się wtedy nieco z tyłu , w drugim szeregu z obnażonym mieczem. Jeżeli jednak nikt się nie ruszy, a to agresorzy wejdą wcześniej chwyci jedno z krzeseł stojących niedaleko i ciśnie nim we wchodzących zanim zorientują się co takiego się stało zaraz po wejściu. [dotyczy też kolejnego postu jakbym nie odpisał z atakiem pierwszy to chciałbym ich tak przywitać, o ile MG pozwoli jak nie to trudno]
Jo
Liczba postów : 5542
Dołączył/a : 29/08/2012
Skąd : Poznań
Temat: Re: Siedziba gildii Poison Apple Nie Maj 04 2014, 20:10
MG
Alezja zsiadła z swojego "wierzchowca" w celu opatrzenia ostatniego w przeciwników. Niestety wszelkie próby walki o jego życie spełzły na niczym. Mężczyzna odszedł, krztusząc się własną krwią. Drugi z mężczyzn dźgnięty w tors, jeszcze żył, ale też krwawił i dusił się na ziemi. Ten dźgnięty przez Taś, także odszedł. Banda morderców. W czasie kiedy Alezja zajmowała się drugą ofiarą Daxa, z gildii wyszło dwóch ludzi z mieczami oraz D. też z mieczem, ale nieco innym, na spotkanie, wyszła im Tasia wraz z Daxem. Grupkę dzieliło około 10m.
Stan postaci: Alezja: Prawa łydka po zewnętrznej stronie rozcięta, krwawi. Wielkość rany nieznana ze względu na strój. 90%MM Dax: Lewa ręka lekko piecze, lewe udo mniej więcej 2cm niżej niż jaja, posiada trzy, centymetrowej głębokości rany, lekko krwawiące. Bardziej upierdliwa, niż niebezpieczna rana. 87%MM
Czas na odpis: 07.05 godzina 20:00
Frederica
Wytrwała Pierepałka
Liczba postów : 2947
Dołączył/a : 14/02/2014
Temat: Re: Siedziba gildii Poison Apple Pon Maj 05 2014, 19:30
No i mamy trupa. Oczywiście wiadomo, że zabijanie jest złe. Tasia to wiedziała, ukatrupić człeka ... no, czy chciała czy nie, to kwestia sporna, ale na chwilą obecną wolałaby, by był bardziej żywotny,. Bo sumienie. Ale sumienie mówiło też, że jakby ona nie zadźgała jego, to on by zadźgał ją, a wiadomo, Takara jest światu jeszcze potrzebna. Okoliczność łagodząca. Dobrze, ze jest, przynajmniej nie musi rozkminiać, jakim cudem ubiła kolejne żyjątko i jak jest jej z tym źle. Obecnie było jej właściwie nie najgorzej, szczególnie, że wszystko miała na swoim miejscu, zaś cała sytuacja miała się tak, że umarł sam. Ona go nie udusiła, tylko jego krew, nie? Mógł się na nią nie pchać z włócznią, jej wina? Mówi się trudno, żyje się dalej. Już mu nic nie pomoże... przemknęło jej tylko przez myśl, po czym zerknęła na nowo przybyłych. Jeden się wyróżniał. A przynajmniej wyróżniała się jego broń, a wiadomo, zawsze to może być coś silniejszego od reszty pachołków. Zacznie się zabawa...? - Oho, idą następni... - rzuciła do Daxa, na tyle głośno, by i tamci słyszeli. - No, to który pierwszy? - zapytała, chociaż i tak wiedziała, że to nieistotne i i tak ich ubiją. Kwestia czasu, nic po za tym. Ostrzy rękawicy z krwi nie miała zamiaru wycierać, jeżeli nie utrudnia ona jej utrzymaniu na łapie. W przeciwnym wypadku ją ona nie interesi. Zaczynać walki sama nie chciała, wolała dać im pierwszeństwo. Obrona jak wcześniej - przed zaklęciami zwykłe zejście z trasy odsuwając się w bok. Co do miecza sprawa również prosta. Jeżeli jest to cięcie z góry, przyjmuje je na ostrza, te przechylając (ostrzami w stronę ziemi), by zsunęła się klinga w dół, zaś te wbija w klatkę piersiową napastnika. Jeżeli cięcie horyzontalne lub na ukos, również paruje je rękawicą, jednak nie zsuwa, a stara się przenieść ciężar na lewą nogę, a prawą podeszwą kopnąć przeciwnika w brzuch (najlepiej, by stracił równowagę), dopiero później przebić. Jak nie da sparować lub coś pójdzie bardzo nie po jej myśli, stara się odsunąć na jakieś 3m tak szybko jak może, przy okazji będąc gotowa na uniki.
Alezja
Liczba postów : 1210
Dołączył/a : 12/08/2012
Skąd : świat Pomiędzy
Temat: Re: Siedziba gildii Poison Apple Sro Maj 07 2014, 05:17
/Post fabularny i do tego żałośnie krótki...
Nie udało się... Zmarł... W męczarniach... Nie mogłam go uratować... Nie umiałam go uratować... Mam krew na rękach... Znów... Przez chwilę zakapturzona postać wpatrywała się tępo w zwłoki mężczyzny, wzrokiem równie "obecnym", co oczy niewidomego. Nie zdążyła zrobić niemal nic. Długopis pozostał nietknięty. Przynajmniej nie przysporzyła człowiekowi dodatkowych cierpień przed śmiercią. Nawet nie przyszło jej jednak na myśl, by pocieszyć się podobną myślą. Zmarł, bo nie wiedziała. Zmarł, bo nie zdążyła. Kolejny kamień rzucony na szaniec... Wtem zdała sobie sprawę, że drugi mężczyzna potrzebuje pomocy. Rzuciła się w jego stronę (wciąż trzymając w ręku wodze), w rękach trzymając te same bandaże, co przed chwilą (czy od krwi, czy nie). Nie miała pojęcia jak mu pomóc. W przeciwieństwie do poprzedniego przypadku, gdzie był choć cień szans, tu nie miała bladego pojęcia co dalej. A skoro nie wiedziała, co zrobić dalej, to - z bezradności - wzięła się za robienie czegokolwiek: wzięła bandaż (ten sam, co wcześniej, czy go przecięła na pół, czy nie zdążyła) i falkatą pocięła go na kilka kawałków, po czy owe kawałki zaczęła przyciskać do co płytszych ran oraz wpychać w te głębsze. Wciąż miała Nadzieję, że ktoś wspomoże magią leczącą, albo przynajmniej leczącym zaklęciem. Ona takiego nie miała. Miała Vrigril, jednak w tym momencie nie pamiętała o nim kompletnie... Trwało to tak długo, aż się nie pojawił jakiś bodziec z zewnątrz (śmierć delikwenta, leczenie, etc.)...
Zachowania obronne względem i konającego, i zwierzęcia, i grupy - takie jak poprzednio...
Poniżej znajdują się buttony for, z którymi obecnie prowadzimy wymianę. W celu nawiązania współpracy zachęca się do odwiedzenia pierw tematu z regulaminem wedle którego wymiany prowadzimy, a następnie do zgłoszenia się w tym temacie. Nasze buttony oraz bannery znajdują się zaś w tym miejscu.
Layout autorstwa Frederici. Forum czerpie z mangi "Fairy Tail" autorstwa Hiro Mashimy oraz kreatywności użytkowników. Wszystkie materiały umieszczone na forum stają się automatycznie własnością jego jak i autorów. Dla poszanowania Naszej pracy uprasza się o nie kopiowanie treści postów oraz kodów bez uprzedniej zgody właścicieli.