I've never seen a decent person among those who say they're going to save the world while forsaking the people around them. Those types of men are always so intoxicated by thier own hollow dreams that they call every little thing in front of them trivial.
Hen głęboko w lesie, tam, gdzie urywają się wszystkie ścieżki i nawet zwierzęta się nie zapuszczają, jest polana, a na niej kilka chat otoczonych drewnianym murem. Mało kto wie o tej osadzie, a jeszcze mniej osób tam było, czy kiedykolwiek widziało jej mieszkańców. Krążą o niej różne legendy i podania, każdy jednak woli trzymać się z dala od tego miejsca ~~
MG
Colette i Laveth siedzieli w kawiarni przy stoliku, czekając na przybycie jednego z radnych, który trzymał piecze nad tym zadaniem. Podobno była to jedna z "Szych". To zresztą było widać po czasie oczekiwania, bo zeszło z dobre czterdzieści minut, nim w końcu do ich stolika dosiadł się pewien facet, drugi zaś stanął za jego krzesłem. Mężczyzna siedzący na krześle, ubrany był w żółty garnitur, rzadkie, mysie włosy miał zaczesane do tyłu, a na pulchnej, zarumienionej twarzy, dało się dostrzec pokaźny wąs. Oczy w kolorze piwnym, przeskakiwały z Lava na Col i z powrotem. Mimo że mężczyzna do najchudszych nie należał, dało się w nim wyczuć poczucie wyższości i władzy. Mężczyzna za nim, był zaś chudy i wysoki, posiadał długie do ramion białe włosy i okulary, zza których świeciły żółte oczy, bacznie obserwujące punkt między Colcią a Lavem. Ubrany był w szary garnitur i w zasadzie tylko sobie stał.-No, świetnie że jesteście.-Zaczął grubas wysokim i szorstkim głosem. Widać nie miał zamiaru przepraszać za spóźnienie.-Nazywam się Szars Ozborn, a ten pan za mną to Steve. Radziłbym zapamiętać...-Mruknął i wyciągnął z kieszeni plik kartek, który nie miał prawa się tam zmieścić. Jedną część rzucił Colci, drugą Lavowi.-To są materiały z którymi macie się zapoznać, znajdziecie tam wszystkie potrzebne informacje, a jak jakichś tam nie ma to macie jakieś 30 minut na pytania. Mam napięty grafik, sami rozumiecie.-Wzruszył bezradnie ramionami.-Ta misja ma wysokie priorytet, rada na was liczy. Osobiście, nie ukrywając, nie chciałem cię na tej misji Carter.-Rzucił z nieskrywaną niechęcią do Colette.-Tylko ten idiota E-Przerwało mu kaszlnięcie Steva-Panie, to mimo wszystko człowiek równej rangi. Powinieneś uważać na język.-Zwrócił mu uwagę, co spowodowało że mężczyzna spojrzał na niego spode łba, ale szybo się poprawił.-Tak, oczywiście. Więc może E poparł waszą kandydaturę, ale ja dogłębnie się wam przyjrzałem. I Carter... Ja nie jestem jak ta tępa cipa Sever. Ona nie żyje Steve!-Powiedział głośniej do Steva, gdy ten znów odkaszlnął.-W każdym razie, nie będę tolerował czegoś takiego jak przy "Zgubieniu" Golden Heart.-Tu prychnął z pogardą.-Zresztą i tak nie wierzę w jej śmierć czy coś innego i wierz mi Carter. Daj mi jeden powód... a pozbędziemy się ciebie.-Wysyczał nachylając się nad stołem w kierunku Colci. Potem przerzucił spojrzenie na Lavetha.-Co do ciebie... nie chciałbyś pracować dla mnie? Wiele o tobie słyszałem i powiem szczerze że mi się podobasz... pracując dla mnie, zarobisz więcej, nawet od tej-Wskazał głową na Carter, widocznie nie wysilając się nawet na jakiś komentarz czy wypowiedzenie jej imienia/nazwiska. W każdym razie co miał zrobić zrobił.-Czytać mi te papiery bo nie zdążycie zadać pytań.-Machnął na odlew ręką, w tym czasie podszedł kelner, a Szars zamówił kawę i bezę.
OSADA - Dane techniczne zebrane na przestrzeni lat. Rys historyczny: Osada została zbudowana około roku x354 przez znanego w tamtych czasach maga, Wędrowca Eleziaela. Z początku była to zwykła, mała osada gdzie osiadł Eleaziel na starość, wraz ze swoją rodziną. Żyli z pokolenia na pokolenie, powiększając osadę. Jednak jeden z potomków Eleziaela postanowił opuścić osadę około x623 roku, data nie jest pewna. Udał się on bardziej na zachód, gdzie brał udział w licznych wojażach i także zasłynął w świecie jako Złoty Ronald. Jednak wrócił do osady dość szybko, wraz z łupami wojennymi. Wtedy też odnotowano znaczący wzrost liczby mieszkańców osady, jej odgrodzenie się od świata a także powstanie jakiegoś tajemniczego kultu. Obecnie wioską włada potomek Elezaiela i Ronalda, Trevis. Stosunek do obcych: Obcy rzadko są wpuszczani za mury osady. Wyjątek stanowią zgubieni w lesie bezdomni, jeśli widać po nich słabość, zostaną przyjęci przez Trevisa. Ten zajmie się nimi przez maksymalnie siedem dni, jeśli ci się nie nawrócą, muszą opuścić wioskę. Kult: Udało nam się dotrzeć do jednej osoby, która co nieco o kulcie wie. Czczą oni starożytnego Boga ziemi, modląc się do czarnej kamiennej misy o niespotykanej mocy. Cała osada jest głęboko oddana swojej wierze. Która ma więcej zakazów, niż jakichkolwiek praw. Mieszkańcom bezwzględnie nie wolno opuszczać wioski, mają ograniczać kontakt z niewiernymi, pierworodnego i pierworodną oddawać na służbę Bogu i wiele innych restrykcji. Z domów nie wolno wychodzić po 18, należy zaś wstać o 5 i przez co najmniej 12h pracować dla dobra osady i Boga. Trevis: Według zebranych danych, Trevis nosi się w czerwono-złotej szacie, zasłaniającej całe jego ciało, oraz czarnych rękawiczkach, na twarzy zaś umieszcza złotą maskę. Otacza się tak zwaną świętą armią, czterema osobami w fioletowych płaszczach. Po osadzie krąży legenda, że kiedyś cała czwórka udała się na polowanie na schowanego w pobliskim lesie i zagrażającemu całej wiosce, Dzika olbrzymiego. Jeden z nich powalił go bez przeszkód, ale reszta wyrżnęła w pień większość wiwern zamieszkujących las, przy czym nawet się nie zmęczyli. Lokalizacja i ludność: By dotrzeć do osady należy udać się traktem północnym, zachodniego lasu przez około 2km, po czym odbić w lewo, przy dębie z wyrytym okiem. Łatwo go przeoczyć więc trzeba być uważnym. Po około kilometrze przedzierania się przez krzaki, natrafi się na polanę na której wznoszą się mury osady. W samej osadzie żyje obecnie około 70 wyznawców. Znajdują się tam 22 domki, otaczające dwór, domy świętej armii oraz świątynię. Czarne serce: Mimo licznych kontrowersji, rada doszła do wniosku że tajemniczym obiektem kultu, jest właśnie czarne serce, które dawno temu w czasie swych podróży odkrył Eleziael. Historia powtarzana z Ojca na syna dotarła aż do Ronalda, który po ów serce się udał i sprowadził do wioski. Serce należy odzyskać - wszelkimi możliwymi sposobami.
Czas na odpis: 04.12 godzina 12:00
Autor
Wiadomość
Colette
Liczba postów : 1788
Dołączył/a : 13/08/2012
Temat: Re: Osada Sob Mar 29 2014, 19:55
No żesz... czy można odpowiedzieć jeszcze bardziej tajemniczo?! Co prawda jakaś tam informacja znajdowała się w zdaniach podanych przez Trevisa, ale nic co by wiele mówiło. Dlaczego ciekawość musi cierpieć w tym miejscu?! Ilekroć coś takiego się działo, Carter musiała sobie notorycznie wbijać do głowy, że są tutaj na misji, po Black Heart, a nie żeby odkrywać tajemnice owej mieściny - co wcale nie było takie proste jakby się wydawało. Oczywiście nie miała zamiaru już 'męczyć' Trevisa, a i sam chłopak... mężczyzna... eee... to właściwie było dobre pytanie... pytanie, które od razu zostało dorzucone do mentalnej listy rzeczy, których dobrze byłoby się dowiedzieć. Nie żeby to było celem! Miała inny cel! Wraz z Lavem! Tak... trzeba to sobie ciągle powtarzać - zwłaszcza, że co krok były jakieś tajemnice! Ekhm... tak czy inaczej, 'szef' osady oddalił się, a Amelia ruszyła wraz z Aurelią do pracy. Swoją drogą co chwilę zastanawiała się co tam u Pietrka... Lee... Lava - ten to miał tych imion! Co z tego, że nie korzysta z pierwszego, skoro w główce panny radnej, dalej to istniało? Trzeba przyznać, że ostatnimi czasy Carter miała czas nauki. Niby niewiele, ale jakiś czas temu nauczyła się szydełkować, a teraz zbierać jeżyny - co było na plus! Dobrze znać się na kilku rzeczach, prawda? Chociaż po tym jak zaczęły ją boleć plecy i kolana, to prędko doszła do wniosku, że woli szydełkować... nie mniej starała się dzielnie pracować! Wszak Amelia była wdzięczna za dach nad głową oraz opiekę, więc nie mogła nikogo zawieść! Wtem przyszła niespodzianka... a właściwie leżała sobie wśród 'roślinek'. Podeszła więc bliżej - po drodze oczywiście zbierając dalej jeżyny co by nie wyglądać podejrzanie i nie zdradzić córy Aurelii - i...no, Colette by zagadała otwarcie, ale będąc Amelią trzeba było się nieco powstrzymywać. - Um...śpisz? Zapytała niepewnie, ale i specjalnie nie zbyt głośno, kątem oka spoglądając na Aurelię i inne kobiety. Nie chciała sprowadzać na bezimienną córę gospodyni, jakiś kłopotów, więc specjalnie wciąż pracowała tak jakby nic się nie działo... A jeśli dziewczyna nie odpowie - czyt. będzie spała dalej - to jedna z jeżyn, niby to przypadkiem miała wylądować na twarzyczce/główce śpiącej osóbki... Naturalnie delikatnie! Delikatny rzut... czy też raczej po prostu upuszczenie. No co? Plecy ją przeca bolą to można upuścić jeżynę 'przypadkowo'! A przynajmniej taka byłaby oficjalna wersja. Jeśli coś z tego da efekt i dziewczę się odezwie - albo chociaż oczy otworzy - to Carter miała zamiar zadać wpierw, niezwykle pospolite, ale istotne pytanie... - Wczoraj nie było okazji... jak masz na imię? Nie można jej winić! Bo jak miała się do niej zwracać? Imię rzecz ważna - a nieładnie byłoby wymyślać pseudonimu. No dobra... jakoś by se dała radę, ale Amelia nie jest taka!
Laveth
Liczba postów : 180
Dołączył/a : 19/10/2012
Temat: Re: Osada Sro Kwi 02 2014, 18:09
Poszedł za przewodniczką, a co innego mógł zrobić. Ruszyli do lasu, coraz dalej oddalali się od wioski. Smoczy zabójca powoli błądził wzrokiem po okolicznych cudach natury, coby ścieżki powrotnej nie zgubić, gdyby przypadkowo przyszło mu wracać samemu. Bo nie wiadomo przecież do czego potrzebny jest dziewczynie. W końcu zatrzymali się na małej polance, a Lee od razu skoncentrował się na postaci dziewczyny. Która to wykonała zbyt dużo gwałtownych ruchów. Nie będzie to miła przechadzka... no cóż, wszystkiego w życiu mieć nie można. Oczywiście złapał owy przedmiot, który okazał się kataną. Obojętny wzrok tylko na chwilę został spuszczony z dziewczyny i powędrował na ostrze. Lekko wysunął je z sayi. Przejechał kciukiem po metalu i znów spojrzał na dziewczynę. - Umrę? - spytał uśmiechając się lekko i przekrzywiając głowę - Mogę znać powód? Chyba przysługuje mi ostatnie słowo nie? - zaśmiał się cicho - skoro chcecie mnie zabić... czemu nie zrobiliście mnie w wiosce hm? chyba, że to TY chcesz mnie zabić... - mówiąc to, zbliżał się do niej powolnym krokiem. Nie wyciągał ostrza - Myślisz, że to trochę niesprawiedliwe? Nie potrafię władać mieczem.... Co chciał osiągnąć? Pierwsze to musi sprawdzić broń dziewczyny, czy jest jakoś szczególnie magiczna... jeśli nie... to będzie miał nieco łatwiej, jeżeli jest, będzie musiał brać tą sytuację na poważnie. Przy okazji, w momencie kiedy to dotykał ostrza katany, przyjął jej właściwości w miejscach zakrytych przez odzież, tak by nie można było tego dostrzec.
Jo
Liczba postów : 5542
Dołączył/a : 29/08/2012
Skąd : Poznań
Temat: Re: Osada Sro Kwi 02 2014, 18:47
MG
Colette: na słowa Col, dziewczyna otwarła oczy i popatrzyła na nią.-I co, nakapujesz im?-Zapytała całkowicie spokojnie, ale mimo wszystko podniosła się do klęczek i zaczęła zbierać jeżyny.-A nazywam się Rossana-odpowiedziała, przedstawiając się. Przypatrywała się chwilę Colciu w milczeniu.-Lepiej zrobicie jak stąd odejdziecie.-Stwierdziła cicho.
Laveth: Chłopak stanął przed nie lada problemem, miał bowiem właśnie zawalczyć o swoje życie.-Chcę cię zabić, bo to może być zabawne... poza tym nie potrzebujemy cię.-Wzruszyła ramionami i ruszyła na Lava, nie czekając nawet aż ten się przygotuje, po prostu cięła oburącz znad głowy, zamierzając rozciąć żelaznego smoka na pół, nie mając zamiaru się hamować czy ustąpić.
Czas na odpis: 05.04 godzina 19:00
Colette
Liczba postów : 1788
Dołączył/a : 13/08/2012
Temat: Re: Osada Sro Kwi 02 2014, 19:26
Na szczęście nie trzeba było posuwać się do radykalnych metod, gdyż dziewczę albo miała lekki sen albo tylko drzemało. Tak czy inaczej fart, że wystarczyły jeno słówka. Nie mniej pierwsze słowa rozmówczyni, wydawały się nieco wrogie. Właściwie... nawet mogła to zrozumieć. Jakby to brązowowłosa się wylegiwała w czasie pracy to też podeszłaby nieufnie do kogoś kto ją przyłapał. - Nie nakapuję - nie za bardzo używała tego słowa, ale skoro jego użyto to dobrze powtórzyć - Każdy ma prawo do odpoczynku, prawda? Uśmiechnęła się delikatnie oraz lekko - oczywiście nie przerywając swej pracy - by chociaż w jakimś małym stopniu pokazać, że nie ma zamiaru na nikogo donosić. Co prawda powód był zupełnie inny - chciała porozmawiać z córką Aurelii by czegoś konkretnego się dowiedzieć... a przynajmniej nieco zaspokoić swą ciekawość. Jak się okazało pierwsza ciekawostka została wyjaśniona - imię dziewczyny. Następnie przyszła kolej na o wiele ciekawszą kwestię... Trzeba przyznać, że nawet w duszy jej ulżyło, że to Rossana powtórzyła swe ostrzeżenie jako pierwsza - dzięki temu Amelia nie musiała wracać do tego z własnej woli, a pytanie o to nie powinno brzmieć jakoś podejrzanie. - Wczoraj też to mówiłaś - zauważyła równie cicho, wciąż pracując by nie zwracać na siebie uwagi - Możesz mi zdradzić... czemu? Jedno krótkie - ciche - pytanie, a jakże trafione. Bo cóż mogła więcej chcieć? No... więcej chciała, ale w tej sytuacji dobrze było skupić się na tej jednej, konkretnej rzeczy. Bo chyba istniał jakiś powód, dla którego Rossana chciała ich ostrzec? I o dziwo nawet bez wyjaśnienia, jakoś dziwnie w to wierzyła... obawiając się powodu... Problem polegał na tym, że miała misję i musieli ją wypełnić przed odejściem. Tylko... czy dotrwają do tego czasu? Jeśli dowiedziałaby się przed czym ostrzega ją rozmówczyni to przynajmniej może wiedziałaby na co uważać.
Laveth
Liczba postów : 180
Dołączył/a : 19/10/2012
Temat: Re: Osada Czw Kwi 03 2014, 10:16
Przewrócił oczyma słysząc odpowiedź dziewczyny. Więc taki błahy powód popchnął ją do czynu zagrażającego jej życiu? Odważnie, a może głupio. Uniósł katanę, nie wyciągając jej nawet z sayi, by sparować jej cios. Miecz ustawił pod lekkim kątem, by nawet w przypadku gdyby dziewczyna dysponowała jednak większą siłą niżby to na to wskazywało, miecz osunąłby się po ostrzu na bok. Miecz trzymał dalej w jednej ręce, dzięki swojej sile powinien wytrzymać cios dziewczyny, a drugą ręką po prostu uderzył w nią otwartą dłonią, by odepchnąć ją od siebie. Jeżeli cała akcja mu się uda, cofnie się o kilka kroków nie spuszczając przeciwniczki z oczu. - To naprawdę niesprawiedliwe ... - mruknął masując lekko kark. Mógł sobie pozwolić na takie słowa, w końcu teraz był Lee... a nie Lav'em prawda? - Chociaż dalej myślę, że to bezsensowna walka... Jak na chwilę obecną zamierza się tylko bronić, prowokować ją. Po co? Jeżeli naprawdę chce go zabić , będzie musiała odsłonić większość swoich kart, albo przynajmniej znaczącą część. On nie zamierzał tego robić więc użyje tego mieczyka jako przedłużenie ręki i po prostu będzie się bronił... Teraz w zależności od wydarzeń, na przykład nie da rady odpić ciosu dziewczyny, czy też może broń nie zda egzaminu, będzie musiał odskoczyć w tył. Mimo wszystko, wypowie tą samą kwestię.
Jo
Liczba postów : 5542
Dołączył/a : 29/08/2012
Skąd : Poznań
Temat: Re: Osada Czw Kwi 03 2014, 14:19
MG
Colette: Nowe źródło informacji zostało znalezione, teraz tylko go nie speszyć, dlatego też Colcia podjęła delikatną próbę rozmowy z dziewczyną.-Nie prawda. Mamy pracować od rana do wieczora. Zapomniałaś już jakie panują tu zasady?-Odpowiedziała jej Rossana, tym samym pokazując "Ciemniejszą" stronę wioski. Przynajmniej dla młodej dziewczyny, zwłaszcza leniwej.-Po prostu, to nie jest azyl... a raczej więzienie. Dużo zakazów, mało możliwości... bez obrazy ale nie chcę spędzić tu reszty życia, wolę błąkać się jako bezdomna po większym mieście.-Odpowiedziała, spuszczając wzrok, widocznie niezadowolona ze swojego aktualnego położenia.
Laveth: Ostrze uderzyło z trzaskiem w Sayę a zaraz potem Lav pchnął dziewczynę w pierś, odpychając od siebie.-Obmacywać niewiastę...-Uśmiechnęła się cierpko i znów zaatakowała, tym razem kręcąc piruet na prawej stopie wokół swojej lewej osi, zamierzała uderzyć w lewy bok Lava mieczem trzymanym w lewej ręce(Saya w prawej). Ruch był bardzo szybki i zwinny, w każdym razie dziewczyna nie zamierzała oszczędzać Lava i gówno ją obchodziło co ten myślał o sprawiedliwości tego pojedynku.
Czas na odpis: 06.04 godzina 14:00
Colette
Liczba postów : 1788
Dołączył/a : 13/08/2012
Temat: Re: Osada Czw Kwi 03 2014, 14:40
Oh... no tak, mieli pracować od rana do wieczora, ale tak bez przerw? W każdej pracy jest czas na odpoczynek - a przynajmniej powinien być, aby pracownicy nie padli z wycieńczenia, prawda? Tym bardziej Carter zastanawiała się czy faktycznie nie ma nawet odrobiny przerwy przez cały dzień. Cóż... dowie się zapewne na własnej skórze, więc akurat w to nie musiała za bardzo wnikać. - No tak... Skomentowała krótka, wspomnienie o zasadach. To chyba niedobrze, że już jej z głowy wyleciało? Starała się sprawiać wrażenie skruszonej osóbki bo powinna pamiętać o regułach jakie tutaj panują, a jakie narzucili inni. No cóż... nie wyglądało na to by córka Aurelii się z tym zgadzała, a to był nawet swego rodzaju plus. Hmmm... czy dałoby się to wykorzystać? Z drugiej strony powinna zachować ostrożność bo jakby nie patrzeć, nie znała jeszcze rozmówczyni zbyt dobrze. - Faktycznie nie brzmi to zbyt radośnie... - stwierdziła cicho, dalej pracując - Ale... um, nie możesz po prostu odejść jeśli byś chciała? Trevis powiedział, że zostać możemy tutaj tydzień... nie mogłabyś iść z nami jeśli byś chciała? Oczywiście wciąż nie mówiła za głośno i pracowała - bo trzeba pokazać, że się docenia to co dla niej robią, więc... no trzeba pracować mimo wszystko! Nawet jeśli to tylko gra... Ekhm... Jej ton dalej pozostawał 'Ameliowaty', więc spokojny i dećko niepewny. Wszak nie chciała by Rossana pomyślała, że do czegoś ją zmuszano, albo proponowano coś złego. Ot, tylko zwykłe pytanie - bo czemu miałaby nie odejść skoro chce? Swoją drogą jeśli dobrze by poszło to nawet mogliby ją ze sobą zabrać - oczywiście jeśli faktycznie to co mówi okaże się prawdą, a nie żadnym przedstawieniem. Acz... w domku wyglądało to dość prawdziwie. Hm... tak tak - jak będzie możliwość to wezmą ją ze sobą. Zależne jeszcze jak potoczy się misja.
Laveth
Liczba postów : 180
Dołączył/a : 19/10/2012
Temat: Re: Osada Czw Kwi 03 2014, 14:55
Słysząc komentarz dziewczyny usta Smoka wykrzywiły się w pewien sposób mający zapewne imitować zakłopotany uśmiech, jednak definitywnie można było to oczytać jako swoisty komentarz do tego wydarzenia "nie pierwsza, nie ostatnia" i to tyle na ile można było sobie pozwolić. W końcu walka dalej trwała i dziewczyna zaczęła atakować i raczej nie wyglądało na to, że zamierza dać mu jakieś szanse. Aczkolwiek dalej w duchu był rozczarowany jedną rzeczą. Jednak to pozostanie w głowie Lee i raczej nie ujrzy światła dziennego. - Naprawdę nie chce zrobić Ci krzywdy... - westchnął teatralnie i spokojnie obserwował ruchy dziewczyny i już szykował się do obrony. Nawet jeśli zablokuje miecz, to oberwie mu się sayą prawda? Patrząc po tym wszystkim, mógłby przyjąć uderzenie miecza na ciało i liczyć na to, że ostrze nie jest magiczne, a samym mieczem sparować saye. Chociaż sam fakt otrzymania obrażeń nie widział mu się zbytnio. Wiedział, że jego przeciwniczka jest szybsza, dlatego musiał wykorzystać swoje własne atuty, by utrudnić jej życie prawda? Ruszył do przodu wprost w jej "wir" ustawiając miecz w pozycji w którym mógłby odbić jej ostrze. Jednak to nie było jedynym celem. W momencie kiedy ta będzie wyprowadzać cięcie on również ruszy mieczem, by nie tylko sparować ale również potężnie odbić jej ostrze. Uderzając niemal od dołu w górę. Był dużo silniejszy od niej, to pewne. Dlatego też musiał użyć brutalnej siły, która może wytrącić dziewczynę z równowagi, a może nawet wybije jej broń. Przy tym ataku, ramieniem zamierza uderzyć w ciało dziewczyny. Coby na pewno strącić ją z nóg i uderzyć o ziemię. Następnie odchodzi kawałek mrucząc od niechcenia pod nosem, czeka aż wstanie.
Jeżeli to się nie uda, zobaczymy który cios przyjmie i jaki będzie tego efekt.
Jo
Liczba postów : 5542
Dołączył/a : 29/08/2012
Skąd : Poznań
Temat: Re: Osada Pią Kwi 04 2014, 00:48
MG
Colette: Dziewczyna wrzucała dalej jeżyny do koszyka, kontynuując swoją rozmowę z radną. Oh jakże poranek radnej przebiegał spokojnie, w porównaniu do smoczego... ale kogo bolało bardziej? Czy aby na pewno walczącego smoka...? W każdym bądź razie dziewczyna nie do końca ufała Amelii, ale szczerze odpowiadała na jej pytania, bo dlaczego nie? Chwilowo nie pytała o nic złego.-Oszalałaś? Jeśli zostaniesz tu tydzień a potem zgodzisz się zostać, musisz przestrzegać zasad... wszystkich zasad.-A to odsyłało Colcie do treningu pamięci i przypomnienia sobie o zasadzie, która zabraniała by czegoś takiego.
Laveth: Smok był rozczarowany ową walką. Pewnie miał swoje powody i szczególnie się nie przykładał, ale walka to walka, a smoczek umrzeć nie chciał. Kiedy uderzenie w niego ruszyło, natarł nieco i spróbował z całą swoją siłą zbić uderzenie, nie mniej nie był szermierzem i nie wyszło mu do końca tak, jak chciał. ale ostrze dziewczyny lekko odbił! Ta jednak okazała się nie być tak krucha i słaba jak przypuszczał Lee, nie tylko utrzymała się na nogach, ale też puściła swą katanę, dokończyła obrót i pchnęła sayą wprost, w splot słoneczny smoka, posyłając go na ziemię.-Wstawaj.-powiedziała, nie podnosząc swojej katany z ziemi. Czyżby uważała, że Lava to i samą sayą zabije?
Czas na odpis: 06.04 godzina 23:00
Colette
Liczba postów : 1788
Dołączył/a : 13/08/2012
Temat: Re: Osada Pią Kwi 04 2014, 08:37
- I nie ma żadnego sposobu? Skoro wolałabyś wolne życie... - czyżby nie dokończyła? Ano nie... trudno nawet jej samej powiedzieć co takiego chciała rzeknąć. Wszak nie mogła powiedzieć 'idziesz z nami!' Oh, chciała, ale... jeśli to powie to nieco później. Dalej nie miała pełnego zaufania, a jakby się zdradziła za wcześnie to mogłaby tego pożałować - Huh... więc też tutaj przybyłaś z rodziną? - zapytała wciąż delikatnie i niepewnie. Po prostu wcześniej sądziła, że może Rossa się tutaj urodziła? - Od dawna tu mieszkasz? No dobra... należało chwilkę pomyśleć w ciszy i przypomnieć sobie dobitnie zasady jakie powiedział Trevis. Oczywiście pracy nie przerywała, ale fakt faktem potrzebowała kilku/kilkunastu sekund do lepszego przypomnienia sobie o regułach tutaj panujących. Hmmm... zakaz komunikowania się z światem zewnętrznym - no to było jasne do zrozumienia, chociaż nieco dziwne, że nie chciano mieć nic wspólnego z innymi miastami, wioskami czy czymkolwiek. Z drugiej strony jeśli wiodło im się dobrze to faktycznie nie dziwny był fakt takiego zakazu - po co sprowadzać na siebie nieszczęścia? Następnym był zakaz wychodzenia z domu po osiemnastej - i chociaż dalej to wczesna pora dla Carter to mogła to jakoś zrozumieć. A na pewno o wiele bardziej niż zakaz wchodzenia do centrum osady - o co w tym chodziło w ogóle? - Um... czemu nie można wchodzić do centrum osady... bez wyraźnego powodu? Jej ton pozostawał niepewny i cichy - żeby nie było wątpliwości, iż nie będzie naciskać jeśli Rossa nie zechce odpowiedzieć... Jakby nie patrzeć, dziewczyna była chyba pierwszą osobą, która normalnie i bez większych niespodzianek, rozmawiała z Amelią... która powoli się do niej przekonywała i chciałaby ją stąd zabrać. Przechodząc do kolejnych zasad... pracowanie na rzecz osady i uczestniczenie w nabożeństwie - przyjęta i nawet dość zwyczajne. Chociaż nie powinno się nikogo zmuszać do nabożeństwa, ale... skoro tyle misie zawdzięczają to nawet nie ma się co dziwić. No i kolejna zasada - słuchanie rozkazów Trevisa i strażników. Póki co nie było tutaj dla Amelii nic złego, ale też był to pierwszy dzień pobytu w tym miejscu... W dodatku nie wiedziała jak się ma Laveth, którego Vera sobie zabrała. Uh... oby jej opowiedział wszystko wieczorem!
Laveth
Liczba postów : 180
Dołączył/a : 19/10/2012
Temat: Re: Osada Pią Kwi 04 2014, 11:48
Plan częściowo poszedł po jego myśli i ku pozytywnemu zaskoczeniu, końcówki się nie spodziewał. Leżał na ziemi. Czemu więc był poniekąd zadowolony? Dziewczyna powoli zaczęła pokazywać na co ją stać. Przejechał dłonią po twarzy śmiejąc się cicho. Miał wstać? Oczywiście, że wstanie zrobi to nawet w tej chwili. Zaczął powoli się nakręcać... i to raczej dobrze nie wróżyło dla obu stron. On zapewne w końcu odsłoni swoje karty, a ona może umrzeć. Chociaż chyba na tym polegała ta rywalizacja co? Tylko jeden gladiator mógł zejść z areny prawda? Uśmiech nie schodził mu z twarzy, a oczy zabłysły niebezpiecznie. Uderzenie chociaż strąciło go z nóg, to jednak nie odebrało mu dechu prawda? Rozłożył ręce w zachęcającym geście. - Dziwi mnie, że dalej żyje... więc może zaczniesz brać to na poważnie? Bo po co masz się wstrzymywać... stracisz tylko cenny czas prawda? A po co masz go tracić na takiego przybłędę jak ja? - Wyciągnął przy okazji katanę i wbił ją w ziemię obok. Sayie odrzucił lekko na bok i czekał uśmiechając się lekko.
Jo
Liczba postów : 5542
Dołączył/a : 29/08/2012
Skąd : Poznań
Temat: Re: Osada Pią Kwi 04 2014, 17:23
MG
Colette: Inne panie nie zwracały uwagi na Colcie i Rossane, więc nie było większych problemów w prowadzeniu dyskusji. Dziewczyna powoli też otwierała się, w końcu mając możliwość wygadania.-Mogłabym próbować uciec... ale Vera pewnie by mnie złapała.-Wzruszyła ramionami.-Kiedy tu przybyliśmy miałam 10 lat, więc około 7-odpowiedziała Colci. Pozostała jeszcze kwestia wchodzenia do osady.-To miejsce w którym znajdują się domy strażników, Trevisa, świątynia... dlatego mamy tam przebywać tylko w czasie nabożeństwa.-Ile w tym dla Colci było sensu, nie wiadomo, ale było.
Laveth: Lav wstał, a jego twarz, grymas, ruchy... o tak, powoli się nakręcał no i Vera to do strzegła. Opuściła ręce, rozluźniła się i spojrzała na lava twardo.-Ty... kim ty jesteś?-Zapytała wprost, trzymając opuszczoną broń.-Do teraz nie byłam pewna... chciałam sprawdzić ile potrafisz, w sytuacji zagrożenia życia. Jednakże, ty nie jesteś, zwykłym bezdomnym.-Mówiła cicho, bacznie obserwując Lava.
Czas na odpis: 07.04 godzina 17:00
Colette
Liczba postów : 1788
Dołączył/a : 13/08/2012
Temat: Re: Osada Pią Kwi 04 2014, 18:13
Póki co wydawało się, że - na szczęście - mogą sobie swobodnie dalej rozmawiać. Oczywiście mimo wszystko, Carter postanowiła nie podnosić głosu za bardzo bo kto wie co się czai za jeżynami? Nie raz ją ktoś zaskoczył, więc... należało dalej mówić nie zbyt głośno. - Vera? - powtórzyła pytająco - Um... mogę zapytać czemu akurat ona? To było zastanawiające. Wszak Trevis miał kilku 'ochroniarzy' wioski, więc czemu akurat Ross wspomniała o Verze? To ona była odpowiedzialna za łapanie uciekinierów? Była najlepsza? A może najsłabsza, i dlatego została wytypowana? Strażnicy tajemnicą nie byli... pokazano ich na nabożeństwie - szkoda, że bez twarz, ale cóż... Oczywiście najchętniej zapytałaby o wszystkich, ale mogłoby to już wyglądać zbyt podejrzanie, a tak... tak chyba szło - powinno to iść - w miarę gładko i bez większych podejrzeń. Zwykła rozmowa, czyż nie? - Oh... siedem lat... długo... - odrzekła współczująco, pamiętając jak dziewczyna chce się stąd wyrwać - A gdybyś miała okazję... skorzystałabyś z niej? - było to wciąż niepewne - ciche - pytanie. Specjalnie nie wyszczególniła 'okazje do ucieczki' bo najlepiej oszczędzać słówka i wprost nie mówić - Aha, więc... można powiedzieć, że cenią sobie prywatność? Trudno powiedzieć czy było to pytanie ogólne czy same do siebie... nawet na twarzy Cole pojawił się wyraz niepewny - ale nie taki niepewny niepewny, raczej... po prostu sama w swym ostatnim pytaniu widziała 'dziwność' i wątpliwość. Na serio mogłoby chodzić jeno o prywatność? A może coś ukrywali? Lub... uważali się za lepszych od innych skoro nie chcieli by ludzie sobie tam spacerowali? A może obawiali się, że ktoś chciałby ukraść misę? No któż by śmiał! - A ta... misa... naprawdę jest taka... eem... święta? Wróciła do swej Ameliowatej niepewności, co świadczyło o tym, że cóż... chcąc nie chcąc nie naciskałaby na odpowiedź na owe pytanie. Nawet skoro do tej pory jakoś ładnie szło to kto wiedział ile to potrwa? Chociaż miała nadzieję, że albo jeszcze sobie trochę pogawędzi albo będzie mieć okazję później.
Laveth
Liczba postów : 180
Dołączył/a : 19/10/2012
Temat: Re: Osada Nie Kwi 06 2014, 15:13
Opuścił powoli ręce i zaśmiał się nieco wytrącony z równowagi i podszedł powoli do niej. Tak spuścił gardę i dał się podejść, ale nie da się tak łatwo podejść. Nachylił się lekko nad dziewczyną, a uśmiech nie schodził mu z twarzy. - Naprawdę chcesz wiedzieć jak utrzymywałem się przy życiu przez ten cały czas? he? - zaśmiał się cicho - chcesz wiedzieć, o tych wszystkich rzeczach, które musiałem robić by przeżyć? Nie było tam miejsca na uczciwe życie, ciągłe błądzenie i walka o każdy kawałek przestrzeni życiowej gdziekolwiek się pojawisz. Walcz by żyć - przegraj, a zginiesz. Proste prawda? Człowiek w końcu ma wszystkiego dość. I wtedy spotkałem tamtą dziewczynę, może to dzięki niej tutaj teraz jestem? - Wzruszył ramionami i cofnął się z lekkim grymasem na twarzy, chociaż oczy dalej mu dziwnie błyszczały. Jak zareaguje? To się okaże... - Coś jeszcze chcesz wiedzieć?
Jo
Liczba postów : 5542
Dołączył/a : 29/08/2012
Skąd : Poznań
Temat: Re: Osada Pon Kwi 07 2014, 13:02
MG
Colette: Dziewczyna wzruszyła lekko ramionami.-Vera najlepiej zna las. Poza tym lubi polować, zapewne to ją wyznaczono by do łapania uciekinierki.-odpowiedziała, widocznie nie będąc właściwie pewną tego, czy będzie to właśnie ona. Jeżyny wpadały do koszyka, w rytm rozmowy, by nikt nie nabrał podejrzeń, chociaż dziewczyna chyba praktykowała zasadę jedna dla mnie, jedna do kosza.-Oczywiście że tak-Zabłysły jej oczy, na samą wzmiankę o próbie ucieczki. Aż w końcu rozmowa zeszła na temat misy-Nie mam pojęcia. Oni uważają że tak... więc coś w tym musi być co nie?-Zapytała Colcie, widocznie sama nie będąc pewna, świętości misy.
Laveth: Vera dalej nieco podejrzliwie patrzyła na Lava, uśmiechnęła się jednak nieco drapieżnie pod koniec i minęła chłopaka.-Wracamy, resztę dnia będziesz sprzątał dziedziniec.-Była to kara? Kto wie, w każdym razie zebrała oba miecze i udała się na powrót do wioski, a Lav za nią, by przez resztę dnia zapierdzielać po placu z miotłą. Zapewne był też obserwowany, z któregoś z domostw.
I tak pierwszy dzień zleciał im na pracy, wrócili do domu koło 17, by tam zjeść kolację. No i ewentualnie nieco zabawić, umyć się... w każdym razie mieli chwilę dla siebie, pamiętać jednak trzeba, że o piątej znów pobudka.
Poniżej znajdują się buttony for, z którymi obecnie prowadzimy wymianę. W celu nawiązania współpracy zachęca się do odwiedzenia pierw tematu z regulaminem wedle którego wymiany prowadzimy, a następnie do zgłoszenia się w tym temacie. Nasze buttony oraz bannery znajdują się zaś w tym miejscu.
Layout autorstwa Frederici. Forum czerpie z mangi "Fairy Tail" autorstwa Hiro Mashimy oraz kreatywności użytkowników. Wszystkie materiały umieszczone na forum stają się automatycznie własnością jego jak i autorów. Dla poszanowania Naszej pracy uprasza się o nie kopiowanie treści postów oraz kodów bez uprzedniej zgody właścicieli.