I've never seen a decent person among those who say they're going to save the world while forsaking the people around them. Those types of men are always so intoxicated by thier own hollow dreams that they call every little thing in front of them trivial.
Miasteczko położone w centrum wyspy, otoczone z trzech stron niewielkimi wzniesieniami. Prowadzi do niego jedna droga - główny szlak handlowy z portem, a więc i światem zewnętrznym. Piętrowe kamienice wybudowane wzdłuż jednej, kamiennej drogi, były najpowszechniejszym widokiem. Tuż przed kamienicami stały stragany pełne świeżych warzyw i owoców, egzotycznych materiałów, niezwykłych przedmiotów i broni. Droga zbudowana z kocich łbów prowadziła na okrągły rynek na samym końcu miasteczka, na którym stał ratusz oraz okrągła fontanna. Dokładnie na tym samym rynku w jednej z kamienic znajdowała się kawiarnia, do której Tsubame zaprosiła wszystkich uczestników misji. Mieli pytać o panienkę Mori uprzejmą i nieco pulchną sprzedawczynię, której uśmiech przypominał dom, ciasto i babcię.
Kolejny raz jest noszony... Jak dobrze, przynajmniej nie musi się martwić, że zostanie rzucony w Gumisia. Zawsze ma dobrze, ale co poradzić? Jest kotem. Co on może zrobić? W sumie to nic, będzie tylko niesiony przez ową Panią. Pomrukiwał od czasu do czasu, pokazując zadowolenie z swojej obecnej sytuacji. -Ja jestem Belfik- Powiedział spokojnie, aby nie przestraszyć tej panny, bo nie chce polecieć na łapki, gdyż ziemia pewnie zimna. -Będą czekać nas jakieś przesiadki?- Zapytał zaciekawiony, to pytanie było odnośnie transportu. Fajnie byłoby przejechać się pociągiem, lub popłynąć statkiem. Chociaż z drugiej strony Gumiś, nie będzie zadowolony jeśli odpowiedzią będzie tak. Nie było go w środku i nie wie na czym wszystko dokładniej polega, więc wolał się upewnić.
Belf i Gumiś Jaskółka lekko się zaśmiała, słysząc odpowiedź obu magów i tylko machnęła ręka, uważając, by nie puścić Belfa. - Tak długo, jak jest to bliżej prawdy, nie mam nic przeciwko - odpowiedziała z nieukrywanym rozbawieniem, po czym spojrzała na kota w ramionach. Którego coś mile przygniotło. - Nie, nie będzie przesiadek. Po prostu będziemy szli, aż dojdziemy~ I tak wspinali się coraz wyżej, miasto z kolei zaczynało niknąć w oczach. Ścieżka prowadziła dookoła jednego ze wzgórz, także też wkrótce stracili je kompletnie z widoku. Za to otworzył się widok na dzika i niezamieszkaną krainę gór, lasów, rzeki i doliny. Wytężając wzrok można było dostrzec chatkę na kolejnym wzniesieniu. Czyli... jeszcze jakieś dwie i pół godziny drogi.
Ringo Ringo wyszła z pokoiku a tu... Laury ani widu, ani słychu! Zapadła się pod ziemię! Albo wyleciała z kawiarni... Kto to wiedział. W każdym razie sprzedawczyni podeszła do blondynki i powiedziała, że wszyscy już wyszli i jak dojść do chatki pustelnika. Zupełnie sama.
Szli, szli, szli, szli, szli i szli. Aż w końcu, dotarli nieco dalej, by się okazać że to nawet nie połowa drogi. W międzyczasie Belf mógł dostrzec złe spojrzenie rzucane mu przez Gumisia, mówiące "uduszę cię, zabiję, przeciągnę twe flaki przez całe Fiore". Oczywiście to co raziło Gumisia to kontakt Belfa z cyckami Jaskółki. Dlatego posyłał mu wzrokiem jednoznaczne sygnały by zszedł i szedł samemu. Z dala od pięknego skarbu narodowego, na którym próbował położyć swoje łapska. Nie mniej droga pozostawała długa, więc Gumiś zrobił krótką przerwę i położył paczki na ziemi, po czym zdjął z siebie czarny płaszcz i odczepił woreczki z tetsubishi i to wszystko podał Danowi.-Ponieś to dla mnie młody.-Powiedział rozciągając ramiona i biorąc paczki jeszcze raz. Mimo wszystko płaszcz ciążył mu bardziej od nich, a słońce nieźle w czerni grzało. Za to dla chłopaka płaszcz który ma tylko nieść w dłoniach, nie powinien stanowić wyzwania. Jeśli odmówi, to Gumiś rzuci go na paczki. W każdym razie, po krótkiej chwili podejmuje dalszą wędrówkę, jednocześnie myśląc nad pytaniami do Jaskółki. Teraz jednak, zrównał się z nią.-Więc jeszcze raz. Będziemy tam Ja i moja drużyna, Ty, Dan, Alchemik i ktoś o kim nam nie mówisz. Mamy się tam utrzymać przez siedem dni... czy tak?-Przeanalizował szybko to czego już się do wiedział i pomyślał chwilę.-Co mamy w paczkach, jak wyglądają wasze umiejętności walki i czy znacie magię?-Zapytał Dana i Jaskółkę ale logicznie miał na myśli też pozostałą dwójkę. Szczerze mówiąc nie zamierzał dać się reszcie opierdalać przez te siedem dni. Oj nie... Potrzebował jeszcze wiedzy o samym terenie ale to gdy dotrą na miejsce.-No i dlaczego nie chcesz powiedzieć o czwartej osobie? Sądzę że to ważna kwestia.-Powiedział szczerze, bo bardzo nie podobał mu się ten fakt... wszak był z mrocznej gildii.
...została sama? Ble. Nie lubiła takiej zbitki wyrazów. Nie lubiła być sama. Bycie samemu oznaczało, że posiadało się mocno limitowane możliwości wpływania na to co działo się wokół i innych, między innymi dlatego, że niczego innego i nikogo innego blisko nie było. Co z tego, że mogły dziać się magiczne, niesamowite rzeczy, skoro ona była jedyną żyjącą osobą w pobliżu, która mogłaby je docenić? W takich chwilach naprawdę przydawał się ktoś, kto mógłby kiwnąć głową i powiedzieć "tak, to faktycznie jest bardzo fajne", nawet jeśli taka osoba była już ledwo na skraju przeżycia. Gdzie była Firi? Gdzie był Dyzio i kotek? Gdzie Jaskółka i ten ten... no ten jakoś mu tam? Wszyscy gdzieś się rozeszli, a jedynie jedna przemiła pani sprzedawczyni potrafiła udzielić dziewczynie informacji na temat tego gdzie grupka wyruszyła. Czyżby "całuśna" koleżanka dogoniła już resztę i razem z nimi udała się w kierunku celu misji? Jeśli tak, to a niech to, i Ringo powinna była zakasać kiecę i ruszać w te pędy za całą resztą. Przecież wisiała Dyziowi przysługę, a Firi... wydawało się jej, że po tym co przed chwilą stało się między nimi jej też coś wisiała, choć niekoniecznie była pewna czym to coś konkretnie miało być. Tak czy siak, Byakushitsune z pogodnym uśmiechem przyjęła informacje od pani sklepikarki, jako znak dobrej woli nie pozbawiła jej ani kropelki krwi (pewnie i tak by tego nie zrobiła, ale warto było czasem o sobie pozytywnie pomyśleć, prawda?!), a następnie ruszyła wskazaną przez kobietę drogą, jednocześnie bawiąc się w dumnego detektywa. Kroczyła szybko, jednak co jakiś czas przystawała na sekundkę i mruczała coś pod nosem, przyglądała się śladom, okolicy... - Hmmm, hmmm, tak, tak, to ma sens, to zdecydowanie ma rację bytu~! - rzucała nieco zbyt pogodnym jak na poważnego detektywa głosem blondynka, a następnie ruszała dalej. Fakt, faktem śpieszyła się, nawet jeśli mogło na to do końca nie wyglądać. Jeśli nie przysłuży się jakoś Dyziowi, to ten może to wykorzystać do kolejnej przysługi! ...głupek, wystarczyłoby, że znowu zaoferowałby jej swoją krew to znowu by mu pomogła, to było takie proste! Tak czy siak - musiała dogonić resztę! To było jej celem w tym momencie!
Tak, zdecydowanie Gumiś był zły... a może zazdrosny?! To by wszystko tłumaczyło, bo to Belf sobie siedzi przy cyckach, a nie on! Pewno mu zazdrości bo może sobie po dotykać łapką tu i ówdzie. A... on nawet nie musiał próbować się do nich dobrać, same to niego się kleiły! Buhahahahah. Wtedy oparł się na łapkach na jej barku, by powiedzieć jej coś do ucha: -To ja może pójdę sam? Gumiś posyła mi negatywne spojrzenia... chyba jest zazdrosny- wyszeptał, aby sobie nasz smoczek nie mógł dosłyszeć. O ile mu pozwoli to po prostu będzie szedł o własnych siłach, aby nie dawać Goomoonryongowi powodów do zazdrości. Ach te kobiety... Że kot ma o wiele większe rwanie niż prawie dwumetrowy typek z klatą i genialną dupą...
Gumiś i Belf Belf przeżywał miłe chwile pod presją spojrzeń Gumisia. O tak, smokowi bardzo się to nie podobało, a kocur postanowił to wykorzystać, rzucając odpowiednim komentarzem. Jaskółka zaczerwieniła się lekko i rzuciła krótkie spojrzenie w stronę mężczyzny, kota z klei zrzuciła na ziemię, bez zbędnych ceregieli. Założyła ręce i nic więcej nie powiedziała w tej kwestii. Dan wziął rzeczy od Gumisia i ruszyli dalej, po przerwanym marszu. - Nie nazwałabym tego utrzymaniem... w końcu nikt nie atakuje. Po prostu ja sama nie jestem w stanie nikogo obronić, o ile do jakiegoś ataku dojdzie. Nie potrafię czytać w gwiazdach, więc może jestem zbyt przezorna, ale dmucham na zimne, kiedy Arte wyjechał. I tak, będzie nas tylko tyle - odpowiedziała na pytanie czarnowłosego, dodając też coś od siebie. Chatka zbliżała się wolniej, niż można było przypuszczać. - Umiejętności... o to najlepiej będzie zapytać już na miejscu, nie uważasz? - mruknęła z uśmiechem, nawet odwracając się tak, by na niego spojrzeć. - A czwarta osoba... zobaczysz na miejscu... - burknęła, spuszczając głowę, a po chwili ją odwracając, niby podziwiając krajobraz. I szli. Bez żadnych problemów, szli sobie pod górkę. Chatka się przybliżała.
Ringo A cóż, Ringo nadganiała drogę, którą wcześniej szli jej towarzysze razem z Jaskółką i Danem. Nic szczególnego się nie działo. Po dłuższym i meczącym spacerze udało jej się nawet zobaczyć chatkę a w sporym oddaleniu od siebie, na drodze - ludzi idących w jej stronę. Nie była jednak w stanie dokładnie dostrzec, kto to.
Westchnął. Innej opcji nie było. Rozumiał co mówiła do niego Jaskółka, ale ona widocznie nie rozumiała kilku kluczowych dla niego rzeczy. Zresztą może to właśnie dlatego że on był tym złym magiem z mrocznej gildii a ona... badaczką historii alchemików? W sumie wciąż była bardzo młoda, mentalnie młodsza od niego w każdym razie a już na pewno, mniej zaprawiona w bojach.-Jaskółko.-Powiedział dość twardo, rzadko tak się do niej zwracał, ale ten jej dziecięcy upór, mheh.-Do Ilion wysłano mnie z ludźmi których nie znałem, na teren wroga bez żadnego rozpoznania. Uznałem że dam radę i poszedłem. Fakt, udało mi się ciebie sprowadzić, ale straciłem czterech ludzi. Tutaj, nie zamierzam zostawić już nikogo.-Powiedział dobitnie, bo chodź sam się do tego nie przyznawał i nigdy nawet nie był szefem ekspedycji w Ilion, to czuł się winny że ich nie uratował. Może to ta duma smoczego zabójcy?-W tej chwili jesteśmy odsłonięci na atak. Jesteś przezorna brawo, ale zakładasz jedynie atak kiedy tam dojdziemy. Ale teraz Alchemik jest sam, a my jesteśmy odsłonięci i narażeni na atak. W razie wypadku ani nie wiem, ile potraficie, ani ile potrafi sam alchemik. Nie wiedziałbym czy zostawić was i biec mu na pomoc, czy lepiej iść z wami bo on wytrzyma do mojego przybycia. A walka, przy was byłaby utrapieniem, zapewne skończyłoby się to tak, że broniłbym was własnym ciałem, nie wiedząc czy jesteście w stanie uskoczyć przed ciosem miecza.-Spojrzał na nią łagodniej, po czym przerzucił wzrok na Dana.-Odniosłem wrażenie że Dan ma słabą kondycję, ale jak słabą? Czy w razie czego da radę cię stąd zabrać i wraz z Belfem obronić? Nie pytałbym o to TERAZ gdyby to wszystko teraz, było bez znaczenia.-Zauważył miękko. Nie lubił pouczać innych. I kto wie, może był przewrażliwiony? Może się mylił? Ale nie przeżył tylu lat w mrocznej gildii, tylko dzięki szczęściu. Właśnie ta przezorność, pozwoliła mu przeżyć to, co przeżył. Bo samą siłą mięśni, można co najwyżej słoik ogórków otworzyć.-Pytania o tajemniczą osobę też nie są bez znaczenia. Wiesz że nie jestem hmm... z Fairy Tail i jej podobnych Gildii.-Rzucił luźno, z uwagi na Dana, ale by nie wzbudzać podejrzeń nawet na niego nie spojrzał.-I mimo że cię lubię, prowadzisz mnie teraz w niewiadome. Może mnie tam czekać wszystko, nawet grupka magów rady a ja nie wiem czy mogę ci ufać. Nie wiem jak ufać. I czy powinienem to robić. Więc jeśli naprawdę nie chcesz tego teraz zdradzić, podaj chociaż powód. A ja postaram się ci zaufać.-Był szczery. No i nie był nieufny wobec niej, z jakichś szczególnych przyczyn. Nie, po prostu był członkiem nielegalnej gildii, musiał uważać. Zawsze trzymać gardę uniesioną w górę, nawet jeśli to była dziewczyna, która zawdzięczała mu życie. Oczywiście Gumiś cały czas szedł za Jaskółką, kierując się ku chatce na wzgórzu. Miał też na dzieję, że dziewczyna nie będzie zła, ani nie zrobi się jej przykro przez to co powiedział... kurcze, kiedy zaczął się przejmować takimi pierdołami?
Ringo Byakushitsune
Liczba postów : 104
Dołączył/a : 15/07/2013
Temat: Re: Miasteczko Ylesti Sob Paź 26 2013, 01:57
Dłuższe i męczące spacery nie były czymś miłym dla dziewczyny. To znaczy - przywykła w pewnym momencie do tego, że podróżując z miejsca na miejsce była sama, koniec końców całkiem sporo czasu spędziła w podróży, niekoniecznie z towarzystwem. Kiedy nie miała się do kogo odezwać zwyczajnie wymyślała sobie różne historie i pobudzała wyobraźnię do zwiększonego wysiłku, starając się zabić to nieprzyjemne uczucie nudy i braku zajęcia. No bo co można robić idąc i idąc, i idąc, i idąc? Nic specjalnego. Można za to w tym samym czasie wyobrażać sobie jak tu się zabawić, gdy wreszcie dotrze się do swojego celu, można pomarzyć o tym ile litrów ulubionego trunku się wypije i jakie ofiary się tym razem wybierze, jakie worki krwi zostaną pozbawione swojej zawartości. Czy na przykład dzisiaj dzień bardziej pasował na to, by skupić się na ludziach bardziej czerwonych na twarzy? Czy może zająć się tym bladymi i uczynić ich jeszcze bledszymi? A może zająć się krwią dzieci? Pomysłów było wiele, ale nie tylko o takich sprawach dziewczyna myślała. Jeszcze kiedy była w drodze i poszukiwała siostry zastanawiała się nad tym, jak to fajnie będzie gdy wreszcie się spotkają, będą się razem bawić i cieszyć, na zawsze już nic ich nie rozłączy. Siostrzyczkę odnalazła (na myśl o tym, idąca sobie drogą dziewczyna uniosła w górę rękę w geście zwycięstwa, jak gwiazdy zespołów rockowych, chwilę później powracając do swojego marszu, leciutko dysząc pod noskiem), spędziła z nią trochę czasu, ale ta na pewno miała masę trudnych i ważnych spraw na głowie, więc nie mogła jej przecież zatrzymywać, nieważne jak bardzo chciała się za nią udać, choćby po to, by podglądać ją zza płota. Właściwie, teraz nawet trochę tego żałowała... A im więcej o tym myślała tym żałowała bardziej i bardziej! Gdyby nie to, że faktycznie wisiała Dyziowi przysługę... To pewnie coś by zrobiła! Ale nic nie zrobiła, bo wisiała przysługę! Przysługi tak dziwnie działały, nie pozwalały robić jej tego co chciała, bo coś obiecała. Niby mogła zerwać obietnicę, ale wtedy... KOMPLETNIE NIC BY SIĘ NIE STAŁO. Magiczna prawda! ...marszu, marszu. Skoro już tu jest, to może równie dobrze doprowadzić tę sprawę do końca. A co jej tam~! Koniec końców musiała sobie coś wyjaśnić z Firi! Właśnie!
...huff, puff. Ktoś szedł w jej stronę. Ciekawe kto to? Dziewczyna uśmiechnęła się wesoło, oczywiście myśląc, że to cała kompania zawróciła po nią, chcąc powitać ją ponownie w swoich szeregach. Delikatnie przyśpieszyła kroku i ruszyła w kierunku ludzi, których jeszcze nawet nie rozpoznała. Ale co z tego, kto inny niby mógł iść drogą jak nie oni? Pomijając te setki innych ludzi, tysiące, miliony... Och, to dawało całkiem spore prawdopodobieństwo, że to właśnie jej partnerzy z zespołu! Mieli kota? Na pewno mieli! Musieli mieć! Więc ruch do nich to oczywistość! - Heeeeej, już jestem~! - krzyknęła w kierunku nadchodzących ludzi z uśmiechem na buzi, ręką szybko ocierając strużki potu z czoła. Cóż, podróż byłą męcząca. Huff.
Saulo
Liczba postów : 174
Dołączył/a : 14/08/2012
Skąd : Krk
Temat: Re: Miasteczko Ylesti Sob Paź 26 2013, 13:16
Spadnięcie na cztery łapy bez żadnego obrotu w powietrzu to nie jest sztuka, więc też Belf ją praktykował, gdy Jaskółka go puściła. Słowa Gumisia po prostu były piękne, aż łezka w oku się kręciła, ale to tylko stwierdzenie Belfa. Ujął go swoimi słowami za serce, normalnie to było coś! Jak na mrocznego maga to miał całkiem nieźle gadane. Belf mu nie przerywał, jedynie się uśmiechnął, gdy został wspomniany. Będzie miał się czym chwalić tym gnoją z ulicy! Niech wiedzą, że nie jest kotem człowieka, który był robiony miękkim chu... ale raczej tą kwestie pominiemy. Cóż, gdyby nagle zjawiła się Ringo... o mój Boże, tylko nie ona! pomyśl lekko przerażony kot... W teorii Belf się niczego nie boi...a może jednak? Cóż, jeśli nie wpadnie tutaj zaraz Laura z bazooką na koty, to przynajmniej kociak będzie bezpieczny...
Mor
Liczba postów : 2920
Dołączył/a : 20/08/2012
Temat: Re: Miasteczko Ylesti Nie Paź 27 2013, 23:40
MG
Gumiś i Belf Jaskółka wydawała się być bardzo zaskoczona słowami Gumisia. Nie ufał jej? W sumie, nie dziwiła się temu, ale czemu zakładał atak na nich teraz.. czy tez jakikolwiek atak. A może to ona była przesadną optymistką? Westchnęła i podrapała się po szyi. - To nie tak, że ciągam cię w nieznane... Poza tym, to też nie tak, ze jesteśmy w stanie jakieś wojny czy pod atakiem... Po prostu jestem przezorna pod względem możliwych działań - mamrotała jakieś tłumaczenia pod nosem, nie patrząc na Gumisia, nieco zmieszana i czerwona na twarzy. - Agh, czemu w ogóle muszę ci to tłumaczyć na środku drogi?! - wykrzyknęła, unosząc głowę i wbijając w czarnowłosego mężczyznę nieco rozgniewane spojrzenie. - Do tego będę musiała powtarzać to po raz drugi w chacie Tytusa. Na cholerę muszę mówić o tym teraz, kiedy jedyną droga ataku jest ze strony chaty lub droga, którą przyszliśmy?! - krzyczała dalej, uderzając w pakunki, które niósł Smok. - Nic nam nie grozi! Tytus odpowiednio zabez- Zaczęła mówić, kiedy to też potknęła się i wylądowała na Gumisiu cała swoją osoba, miażdżąc przy okazji jeden z pakunków reszta rozsypała się po ścieżce. - Uh... A, p-przepraszam! - Zebrała się najszybciej jak mogła, pozbierała część paczek i ruszyła w dalszą drogę. Nawet nie oglądając się, czy idziecie za nią. Dan z kolei westchnął i zaczął zbierać niektóre paczki. - I tyle było z placków jagodowych... - mruknął, patrząc na zmiażdżoną paczuszkę. Faktycznie, coś fioletowego z niej wyciekało. - Czasami zachowuje się jak... kobieta - rzucił przepraszająco, nawiązując do Jaskółki. - Nie oczekuj po mnie nie wiadomo czego, nie jestem magiem, jak wy, ale chociaż uciekać potrafię. Co do Tsubame widziałem, że korzysta z ognia, ale więcej nie potrafię powiedzieć. Więc, lepiej chodźmy. Im szybciej będziemy na miejscu, tym lepiej.
Jeszcze trochę wędrowania i Gumiś, Belf i Dan dotarli do chatynki Tytusa. Staruszek siedział przed drzwiami na niewielkiej ławeczce i palił długą fajkę, od czasu do czasu pykając i wypuszczając kółeczka z dymu. Miał długa brodę, ubrany był w szarą koszulinę oraz proste brązowe spodnie. Na stopach miał chodaki. - O, jesteście już. Wspaniale - uśmiechnął się życzliwie w waszą stronę. - Dan, zajmij się sprzętem, trzeba go porządnie wyczyścić. Waz s kolei z przyjemnością uraczę herbatą i kawałkiem placka. - Oddelegował młodziutkiego chłopaka, którego niezadowolenie było bardzo wyraźne, natomiast do was skierował gościnne słowa.
Nagły atak Jaskółki na jego osobę był całkowicie niespodziewany, dlatego też Gumiś nie wypowiedział żadnego słowa, w czasie tyrady dziewczyny. W gruncie rzeczy zdawał sobie sprawę, z luk w jej rozumowaniu, ale postanowił obecnie się tym nie przejmować, jak chciała, to niech tak będzie. Kiedy na nim wylądowała, rozbawiło go to, chodź nie dał tego po sobie poznać. Urocza, tak, zdecydowanie była urocza. No i trochę jak dziecko. Patrząc na jej plecy, uśmiechnął się ciepło, cieszył się, że mimo straty 17 lat, była taka żywa. Chodź, rany pewnie nigdy się nie zagoją, alchemicy wywrócili całe jej życie do góry nogami. Co gdyby nie oni? Może miała by teraz dzieci z Arte, a on podrywał by ich córkę? Tak czy siak, wstał i pozbierał pakunki, słuchając tłumaczenia Dan'a, skinął głową i wstał. Ciasto jagodowe o ile miał wolną rękę, otworzył i zjadł, nie lubił marnować jedzenia. W razie czego podzieli się z Danem i Belfem. Do końca podróży milczał, rozmyślając nad Jaskółką i czekającym ich zadaniem. Kiedy dotarli na miejsce skinął głową na propozycję herbaty, odstawił pakunki i zabrał swój płaszcz wraz z tetsu bishi które znów przyodział. Czekał teraz już tylko aż gdzieś usiądą i rozpoczną dialog.
W teorii tylko szedł i szedł nie zadając zbędnych pytań. Nic ciekawego w sumie, jedynie kiedy się wywalili to zachichotał oraz pomyślał sobie jaka to z nich na prawdę piękna para. Serio, tak słodko to wyglądało, że aż rzygać się chciało. Przewrócili się nic ciekawego, zdarza się. Szkoda w sumie placka, na pewno był dobry, ale nie ma płakać nad rozlanym mlekiem. Gdy tylko weszli zapytana o herbatę to pokiwał ochoczo głową. Tak, zdecydowanie chciał spróbować placka i napić się herbatki bo droga na łapka troszkę była męcząca.
Tytus podniósł stare kości i odetchnął, po czym wszedł do chatynki, która z bliska wyglądała na znaczniej mniejsza, niż wyglądała z daleka. Jak mogło tu mieszkać tyle osób? Szybko się przekonaliście, gdy weszliście do środka. Przestronna jadalnia była prawdopodobnie centrum życia w tym drewnianym domku. Połączona z kuchnia, najwięcej miejsca zajmował stół na osiem osób, tuż obok była porządna biblioteczka i kominek. Gdzieś z boku były schody na piętro. W jadalni siedziała Jaskółka, żywo rozmawiająca z wysokim mężczyzną w okularach i rudych włosach. Uśmiechał się do niej przyjaźnie i wydawał się być nieco zmieszany jej energiczną wypowiedzią, ale odpowiadał na wszystko. - Tsubame, Simonie, idźcie porozmawiać gdzie indziej - powiedział miękkim tonem doświadczonego człowieka, a dwójka pospiesznie się zebrała, udając na piętro. Jeszcze tylko Gumiś odniósł dziwne wrażenie, że chłopak mu się przygląda. Tytus wstawił wodę na herbatę. - Usiądźcie. Mam nadzieje, że podróż minęła wam dobrze.
Tymczasem pod drzwi chatki zawędrowała Ringo, zmachana i zmęczona tempem, jakie sobie narzuciła.
-...huuufff! ...pufff! A to... heeeeh... ci dopiero... huuuuuuffff... przebieżka... dobrze zrobi... na coś... na pewno... - wysapała do siebie dziewczyna, opierając się obiema łapkami o drzwi, do których dotarła. Niech to szlag.Tempo wydawało się na początku dobre, czuła się fajnie i rześko, pojedynkując się sama z sobą, wierząc, że w ten sposób nadrobi stracone kilometry i dogoni zespół przed tym jak ci dotrą... gdzieś tam. No i nie udało się. Niestety. Czasem tak się zdarzało, niekoniecznie wszystko musiało iść po jej myśli. Gdyby tak było, pewnie gdzieś w połowie drogi wypiłaby jakiś niesamowity napój energetyczny i dostałaby skrzydeł, ale podjechałby po nią królewicz w karocy, zaprosił do środka, stracił nieco krwi, a następnie odstawił ją wprost przed Dyziem, Belfem i Firi. Ale nie, świat nie był dzisiaj tak fantastycznie wesoły i pomocny. Zmusił ją do długiej podróży, którą normalnie odbyłaby przecież bez większego problemu, gdyby nie to jej postanowienie, że na pewno dogoni swoich kolegów i koleżanki. No i przesadziła. Pewnie będzie mieć zakwasy, a zakwasy były tak okropne... Nie mogła się prawie wtedy ruszać ani nic robić, a nieporuszająca się młodsza Byakushitsune była bardzo smutna i często kapryśna. No bo jak to nie ruszać się i pozwalać wszystkim wokół przechadzać się, wszystkim ciekawym osobom pozostawiać ją bez zajęcia i w ogóle?! Niech... nie... ma... zakwasów! Proszę!
Stała tak chwilę oparta o te drzwi, łapiąc oddech i próbując się wziąć w garść, tak by nie dyszeć co drugie słowo (a na przykład co trzecie, o!), a po chwilce podniosła się i odgarnęła włosy z czoła, chwilę pogmerała przy fryzurze, choć bez lustra ciężko było ustalić czy na pewno wszystko leży na jej głowie tak jak powinno. Najwyżej zaprezentuje się wszystkim tak jakby spędziła wesoły dzień wewnątrz pralki nastawionej na podwójne wirowanie. Ostatnie dwa leciutkie plaśnięcia dłońmi w twarz, próba uśmiechu, potem uśmiech na poważnie, trzy mocne puknięcia w drzwi i ich otwarcie, z energią i werwą (na jaką ją było w tym momencie stać)! - Heeeeeej, jestem już, mam nadzieję, że nic mnie nie ominęło i wszyscy jeszcze żyją! - zawołać miała od progu, a jeśli ujrzała kogoś znajomego to miała po prostu podejść do takiej osoby i stanąć obok niej, zupełnie jakby oczekiwała wtajemniczenia we wszystko co się stało bez konieczności dalszego mówienia. Może regenerowała swój oddech? To było możliwe.
Weszli za starcem do chatki tylko po to by zobaczyć. Co zobaczyć? Jakiegoś zasranego rudzielca który przystawiał się do jeg... do Jaskółki i jeszcze bezczelnie patrzącego na smoka ognia. No co za buc i głąb. Tacy zawsze są najgorsi, pewnie będzie miał wypadek i spadnie ze schodów już niedługo. Był rudy, oni nawet chodzić nie potrafią. Nim jednak coś zaczął robić, to do pomieszczenia weszła żywa jak zawsze Ringo, a staruszek pozwolił im usiąść, cóż za zaszczyt. Spokojnie Gumisiu, to nie jego wina, że jest tu jakiś rudy podrywacz. Dlatego też Gumiś usiadł i westchnął. Chciał wysłać Belfa na przeszpiegi ale to była zdradziecka świnia i łajza, więc wolał nie. Chciał tam wysłać Ringo, ale jeszcze staruszek by się wtrącił, więc też lepiej nie. Westchnął. No i gdzie do cholery była Laura!?-Ringo moja droga, powiedz mi z łaski swojej, gdzie jest Laura?-Zapytał bardzo miłym głosem. Po czym westchnął jeszcze raz i pochylił isę do staruszka z zamiarem uściśnięcia mu dłoni.-Goomoonryong, chyba zostałem twoim "Ochroniarzem" ale sam już nie wiem co tu robię więc mógłbyś mi powiedzieć na czym dokładnie stoję, Tytusie...?-Ostatnie dodał z lekką niepewnością, jak się do niego zwracać.-No i czy oni długo będą migdalić się na górze? Bo jak mam kogokolwiek tu chronić, to wypadałoby coś o was wiedzieć.-Dorzucił nieco kąśliwie na koniec, mając na myśli oczywiście Simona i Jaskółkę. I wcale nie był zazdrosny...
Poniżej znajdują się buttony for, z którymi obecnie prowadzimy wymianę. W celu nawiązania współpracy zachęca się do odwiedzenia pierw tematu z regulaminem wedle którego wymiany prowadzimy, a następnie do zgłoszenia się w tym temacie. Nasze buttony oraz bannery znajdują się zaś w tym miejscu.
Layout autorstwa Frederici. Forum czerpie z mangi "Fairy Tail" autorstwa Hiro Mashimy oraz kreatywności użytkowników. Wszystkie materiały umieszczone na forum stają się automatycznie własnością jego jak i autorów. Dla poszanowania Naszej pracy uprasza się o nie kopiowanie treści postów oraz kodów bez uprzedniej zgody właścicieli.