I've never seen a decent person among those who say they're going to save the world while forsaking the people around them. Those types of men are always so intoxicated by thier own hollow dreams that they call every little thing in front of them trivial.
Temat: Pogańska kapliczka na lodowym wzgórzu. Wto Mar 12 2013, 18:08
First topic message reminder :
Piękne, pokryte śnieżnym puchem i grubą warstwą lodu wzgórze na mroźnej północy. Pokryte karłowatymi drzewkami iglastymi, które potradfią znieść takie spartańskie warunki. Na szczycie wzgórza wznosi się wysoka na 7 metrów kapliczka, o kopulastym dachu. W większości jednak przysypana śniegiem. Szczyt pagórka jest płaski i rozległy, można użyć do treningu zarówno wnętrze kaplicy, o ile się je odsłoni i otworzy, jak i miejsce dookoła niej.
-Szlaki… nie są dla mnie- sapnął Seth, wchodząc pod dość stromą górkę, pokrytą grubą warstwą śniegu i lodu. Wolał trudzić się tak jak teraz, niż iść na łatwiznę używając wyznaczonych szlaków. Podróżniczy plecak trochę ciążył mu na plecach, jednak był on niezbędny na takie wyprawy. Wypełniał go różnego rodzaju prowiant, to najważniejsze. Opady śniegu cały czas się nasilały, a miejsca do treningu jak nie było, tak nie ma. Tylko dzikie ostępy Terytoriów Północnych królestwa Fiore. Te okolice przypominały Sethorowi jego pierwszą misję… Pierwszą i zarazem jedyną. Patrząc po jej rezultatach, mag lodu musiał się wzmocnić, opracować nowe techniki. Póki co jednak groziło mu zamarznięcie gdzieś hen od cywilizacji, na stoku lodowego wzgórza. Jednak ku wielkiemu zadowoleniu chłopaka o kruczoczarnych włosach, na szczycie niewielkiego wzniesienia istniały ślady jakby… miejsca kultu. Strasznie przysypane przez śnieg, lecz mogło to być interesujące miejsce na trening. Była to jakby… kapliczka? Setha ciekawiło jej wnętrze, nie wyglądała na uczęszczaną, jednak może zachowało się wszystko, co było potrzebne do tych plugawych obrządków religijnych. Z racji tego, że mag Lamia Scale był tu pierwszy raz, rozpoczął swój trening od hartowania rąk, które już były dość odporne na odmrożenia, jako umiejętność pasywna jego magii. -Sprawdźmy więc co znajduje się pod tym śniegiem i czy warto tu pozostać na kilka dni- rzekł w myślach sam do siebie Seth, obserwując przez dobrą chwilę niebo. Było zachmurzone, choć kolor chmur wskazywał na wciąż porę, nazywaną dniem. Szaro, lecz szarzyzna nieba skłaniała się bardziej ku bieli niż czerni. Po dobrej minucie obserwacji otoczenia, mag zaczął, używając swoich pięści, a także katany rozkuwać lód pokrywający ściany kapliczki. Oczywiście Sethor ograniczył swoje starania do znalezienie wejścia i odsłonięcia go, nie próbował natomiast odkryć spod białego puchu całego budyneczku. Nie było to kompletnie potrzebne. Gdy po dobrej godzinie pracy w znoju i pocie czoła, całe wrota, bo tak wyglądało wejście do świątynki, były wolne od lodu i śniegu. -Wygląda na to, że ta kaplica była otwarta dla każdego, jednak lód sprawił, że brama ani drgnie- pomyślał Seth, chwytając pewnie w obie ręce katanę i unosząc ją nad głową. Bramy tej nie zabezpieczały żadne kłódki, zamki, czy inne podobne rzeczy. Po prostu wystarczyło przekuć lód, znajdujący się między skrzydłami drzwi i użyć trochę siły. Trzask! Srebrzysta katana Setha wbiła się głęboko w lód, skuwający wrota do kapliczki. Następnie chłopak postanowił ruszać swą bronią w górę i w dół, by lód ustępował coraz to bardziej. Kilka minut trwało siłowanie z bramą, jednak w końcu wydawała się możliwa do otwarcia. -No cóż, do pracy rodacy- westchnął mag lodu, chwytając lewe skrzydło drzwi i ciagnąc. Początkowo- bezskutecznie, jednak po lekkim usunięciu przeszkód spod wrót, drzwi z chrzęstem zaczęły odsłaniać wnętrze świątyni. Oczy Setha rozszerzyły się bardzo mocno, gdy mag ujrzał to, co skrywał w sobie budyneczek. Nie był to przytułek dla dzikich tubylców, tylko wysoce bogate w magię miejsce. Pochodnie na ścianach świeciły jasnym ogniem. Po tak długim czasie odcięcia od tlenu powinny były już dawno zgasnąć. Lub po prostu się wypalić… A podłoga i umeblowanie? W stanie prawie idealnym, czyste i zadbane. Cóż jednak, w środku panowała temperatura… można ją nazwać znośną, choć może ociepli się, gdy wrota zostaną zamknięte. Do treningu w sam raz. -Miejsce idealne znalezione, teraz tylko co by tu potrenować…- dumał Seth, przysiadłszy na kamiennej ławie pod ścianą. W sumie był już rozgrzany batalią z jego własnym żywiołem przed wejściem tu, więc teraz mógł się skupić w pełni na magii. Nagle go olśniło. -Bingo, spróbuję opracować kulę lodu, która może się odbijać! Niczym piłki do różnorakich gier zespołowych…- powiedział na głos Seth, wstając i rozciągając się. Pierwszy dzień treningu czas zacząć! Pierwsze, co mag postanowił zrobić to sprawdzenie jakości swojej magii. Był we wspaniałym miejscu, które sprzyjało tworzeniu lodowych zaklęć- na mroźnych Północnych Terytoriach! Bo czymże jest lód? To była tylko zamrożona woda, choć mogła ranić, i to dotkliwie. /// A magia, którą opanowywał Sethor polegała jedynie na manipulacją lodem w róznoraki sposób. Czy to tworzyć lodowe pociski, czy pokrywać swe ciało warstwami lodu. Magicznie stworzony lód był bardzo twardy, choć po pokonaniu jego wytrzymałości, stawał się kruchy i roztrzaskiwał się w drobne kawałeczki. Magia Lodowego Tworzenia po wyuczeniu się jej wszystkich tajników stanowić będzie bardzo silną broń. Zmienianie kształtów otaczającego lodu- jak na poprzedniej misji, gdy zostali wysłani na mroźną północ, zupełnie jak teraz, może być umiejętnością, która zmieni przebieg zadania, walki. To jednak wymagało długiego i żmudnego treningu. /// -Lodowy Kolec!-wykrzyknął Seth, odpalając pocisk w ścianę kapliczki. Ku zadowoleniu maga, udało mu się wytworzyć idealny pocisk, dokładnie taki, jaki chciał. Tylko nie wytworzenie kolejnego Lodowego Kolca było celem jego treningu, o nie. Miał zamiar stworzyć zupełnie nowe zaklęcie, Bouncing Freezer. To jednak musiało poczekać do dnia następnego, pierwszy dzień był jedynie rozgrzewką i w większości polegał na znalezieniu miejsca do treningu na jak najdłużej. Sethor podszedł więc do wrót i pociągnął odstające od podstawowej pozycji skrzydła drzwi, zamykając w miarę szczelnie kapliczkę. /// Przed położenie się spać, mag lodu pomyślał trochę o swojej magii. Lód był o tyle groźnym aspektem natury, że dawał się pięknie rzeźbić w różnorakie kształty. Seth mógłby więc utworzyć ostrza, kolczaste kule, pociski stożkowe. Wszystko... Oprócz tej cechy, zamrożona woda miała inną zaletę. Lód jest zimny. Co znaczy zimny... Jego temperatura musi być poniżej celsjuszowskiego zera. Lodem można więc wywołać hipotermię, lub po prostu odmrożenia jakichś części ciała. Można nim było wychłodzić organizm, dla którego, jak wszyscy wiedzą, odpowiednią temperaturę stanowi 36,6 stopnia Celsjusza. Koniec jednak dywagacji, teraz czas spać. /// -Oyasumi- powiedział sam sobie Seth, kładąc się na kamiennej ławie. Wolałby jakieś wygodne łóżku i ciepłą pościel, jednak nie mógł narzekać. Równie dobrze mógł właśnie dzielić jakąś jaskinię z niedźwiedziami albo straszniejszymi stworami. DZIEŃ DRUGI: Następnego dnia, mag lodu wstał wypoczęty, choć obolały. Do takich spartańskich warunków trzeba przywyknąć, bez dwóch zdań. Po skromnym śniadaniu, mag odemknął drzwi i spojrzał, jak wygląda świat zewnętrzny. Dzień, to pewne. Niestety Seth nie wykształcił zegara biologicznego co by mu wskazywał godzinę, lub chociaż porę dnia. Brak okien mocno dawał się we znaki. Jednak mag Lamia Scale nie przybył na północ by narzekać na takie nieważne rzeczy, on tu przybył by się wzmocnić przed kolejną misją. -Dobra, nie ma czasu do stracenia, żywności będzie mi jedynie ubywać, bo na polowania wolałbym się nie udawać dopóki nie będę do tego zmuszony- pomyślał nad ewentualnościami zbyt długiego pozostania w kapliczce Seth. Od czego powinien jednak zacząć? Może od stworzenia lodowej kulki? Tak, to jest dobra myśl. Mag stanął w lekkim rozkroku i spróbował za pomocą swojej magii wytworzyć kulę lodu. Skupiał się jak najmocniej na własnej dłoni, by zgromadzić w niej energię, potrzebną do stworzenia kulki z niczego. Nie miała być ona jakaś specjalnie gigantyczna, bagatela, jedynie 10 cm średnicy. Jakież było zadowolenie na twarzy młodziana, gdy po 20 minutach prób- i błędów- udało mu się wytworzyć idealną kulę… Dopieszczoną, bez żadnych niedoskonałości. Po prostu KULKĘ. Sethor nie miał z tym większych problemów, wytwarzanie takich rzeczy miał już dawno opanowane, jednak był on chociaż w minimalnym stopniu perfekcjonistą. Próbował tak długo, aż jego kulka nie osiągnęła idealnego kształtu. Drugim, i ostatnim na ten dzień elementem treningu nowego zaklęcia było sprawienie, by lodowa kulka się odbijała. To wydawało się proste, a przynajmniej prostsze niż sprawienie, by podążała zgodnie z wolą użytkownika. -Leć kulka, leć i wracaj!- zachęcał w myślach kulke do lotu Seth, rzucając nowo wytworzoną kulą lodu w ścianę kapliczki. Z nadzieją w oczach obserwował jej lot, lecz cała zebrana w nim nadzieja prysła niczym bańka mydlana, gdy kulka po prostu z trzaskiem się rozbiła i podłoga pokryła się odłamkami lodu. Co dziwne, podłoga ta wydawała się pożerać lód, przez co po chwili było już czysto i sucho. Była to zapewne jakaś magiczna właściwość, jednak Sethorowi to nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie. Nie musiał przynajmniej sprzątać. Do rzeczy jednak, mag nie poprzestał na jednej nieudanej próbie. W swej lewej dłoni wytwarzał raz po raz kulkę lodu, wciąż po trochu próbując zmieniać jej konsystencję i właściwości fizyczne. Druga kula podzieliła los pierwszej, została wsiąknięta w kawałkach przez podłogę. Trzecia już natomiast rozbudziła nadzieje maga. W oku Setha błysnął zadziorny, choć chłodny jak zawsze płomyk. Spytać można: dlaczego? Odpowiedź jest prosta, mimo że mięśnie i ciało maga Lamia Scale zaczynały powolutku odczuwać zmęczenie (jednak było ono zbyt małe, by mogło w jakikolwiek sposób oddziaływać na siłę rzutu), to po rzucie w ścianę, kulka „wgniotła się” i dopiero później pękła. -Krok po kroczku, osiągnę swój cel- pomyślał Seth, motywując sam siebie do cięższej pracy. Potarł lekko dłońmi o siebie, by się lekko rozgrzać. W końcu tworzył i trzymał w ręku lodowe kulki. Pojedyncze krople potu zaczęły pojawiać się na czole maga, gdyż chwilowo trening zamarł w martwym punkcie. Jedna po drugiej, kulki wgniatały się w ścianę i pękały, kończąc wsiąknięte przez podłogę. Po czterech kolejnych próbach, Sethor usiadł na kamiennej ławie, będącej zarówno jego miejscem odpoczynku między częściami treningu, jak i miejsce do spania. Lodowy mag uderzył się z obu stron naraz otwartymi dłońmi w twarz. -Weź się w garść, takie łatwe zaklęcie nie może być trenowane w nieskończoność- próbował dodać sobie otuchy i sił na kolejne próby. Wstał i pewnym krokiem podszedł do miejsca, w którym uprzednio stał. -Teraz albo nigdy- powiedział na głos Seth, skupiając się maksymalnie na kulce, którą miał zamiar utworzyć. Ona MUSI się odbić od tej parszywej ściany… Mag wytworzył więc kulisty obiekt z lodu, a następnie cisnął nim mocno w ścianę. Jakież było jego zdziwienie, gdy kula wróciła na pełnej prędkości, uderzając go w głowę i nabijając mu lekkiego guza, a następnie poleciała w ścianę, odbiła się po raz drugi i przy trzecim odbiciu wlepiła się w sufit. Czym jednak był guz w porównaniu do efektów treningu? Był już prawie w połowie drogi do nauczenia się Bouncin’ Freezera, kulka odbijała się od ścian i innych przeszkód! -Pięknie wyszło!- przyklasnął w dłonie dumny z siebie Seth, podchodząc do bram kapliczki i sprawdzając stan pogodowy na zewnątrz. Było już ciemno, lepiej więc zrobić sobie jakiś skromny posiłek i pójść spać. DZIEŃ TRZECI: -Postaram się, by był to ostatni dzień- stwierdził w myślach mag gdy tylko otworzył oczy i się rozespał. Dwie minutki poleżał i wstał, by rozciągnąć swoje coraz bardziej obolałe ciało. Wczorajszego dnia wytworzył dość wiele kulek z lodu, więc dziś musi zrobić to efektywniej i przy mniejszej ilości prób. Cel na dzisiaj? Po pierwsze, by kulka po odbiciu zostawiała powłoczkę na wszystkim, co uderzy. Po drugie, by Sethor mógł ją kontrolować siłą swej woli. Jak zawsze mag postanowił rozpocząć od łatwiejszego, przynajmniej w zamyśle punktu lekcji. Skupił się mocno na swojej lewej dłoni i wytworzył na niej lodową kulkę o idealnych krawędziach i kształcie, a następnie rzucił nią w jedną ze ścian, jednocześnie unikając jej, gdy będzie wracać poprzez schylenie głowy. -Dobra, to jest opanowane i powtórzone, teraz ulepszmy tę technikę!- pomyślał Seth, obserwując drugie odbicie kulki i jej wsiąknięcie w ścianę. W trakcie tworzenia kolejnego lodowego pocisku, mag skupiał się na tym, by przy odbiciu część tej kulki pozostała na powierzchni, od której się odbiła… Było to możliwe jeśli zewnętrzna jej część będzie jakby tylko nakładką na twardszy rdzeń, kulka więc musiała mieć dodatkową warstewkę, która mogła by kawałek po kawałku, przy obu odbiciach pozostawać na ciele, czy po prostu ścianie. Kulka, gdy tylko przybrała kształt i rozmiar, zadowalający maga, została przez niego wyrzucona i z wielką prędkością odbiła się od ściany, zostawiając lekki szron na ścianie. Minimalnie lepiej, jednak wciąż źle. Każda następna próba kończyła się lekką poprawą rezultatów, jednak dopiero po kolejnych pięciu rzutach, nadeszła przełomowa chwila. Każde odbicie kulki pozostawiało wyraźną i dość grubą w porównaniu do poprzednich prób, warstewkę lodu. Było to o tyle konieczne, że mogło się pięknie łączyć z Lodową Ewolucją, która powodowałaby rany kłute prosto w ciało, jak i na zewnątrz trafionego. -Teraz ostatni element treningu… Siła woli i utrzymywanie kulki w powietrzu za pomocą mojego umysłu- pomyślał Seth, przewracając oczami. Ależ sobie wybrał cel na dziś… Niech to szlag trafi. -Kto nie ryzykuje i się nie trudzi, ten nie ma fajnych zaklęć- rzucił luźną myśl gdzieś hen, w ściany kapliczki, wytwarzając kolejny raz kulkę lodu na dłoni. Dyszał coraz ciężej, jednak nie mógł się poddać, nie miał zamiaru zostać na kolejną noc i kolejny dzień na tym mroźnym zadupiu. Sethor wytężył swój mózg, obserwując bacznie lodowy twór na swojej lewej dłoni. Pierwszym punktem do nauczenia się było sprawienie, by kulka za pomocą woli użytkownika chociaż się przetoczyła po jego dłoni. Od tego więc postanowił zacząć mag. Wyprostował palce swojej dłoni, by zrobić w miarę płaską powierzchnię dla kulki i skupił się na obiekcie na niej leżącym. Gapił się tak dobre kilka chwil, jednak nie dawało to zbyt wielu rezultatów. Mag więc tak dla zabawy rzucił sobie tą kulką w ścianę, obrywając w plecy po drugim odbiciu. Był wyczerpany i poirytowany samym sobą, jednak nie mógł się poddać trenował trzeci dzień… Nie mógł jednak mag wygrać ze swoim żołądkiem i organizmem, musiał odpocząć. Wyciągnął ze swojej torby resztki suchego prowiantu i zaczął szamać. Kilkudniowe pieczywo z pewnością nie było rarytasem, jednak lepszy rydz niż nic. Po napiciu się wody mineralnej z manierki, Seth położył się na kamiennej ławie. Może jeszcze był dzień, może już noc? Tu, wewnątrz kapliczki na mroźnym pustkowiu czas zdawał się płynąć inaczej niż zazwyczaj… DZIEŃ CZWARTY- OSTATNI: Poranek, a może i nie poranek? Pobudka- naturalna, niewymuszona żadnymi budzikami, dźwiękami zwierzyny. Seth i pogańska świątynia, sam na sam z własną magią. Dzisiaj musi być ten przełomowy dzień, bo jeśli nie uda się opanować Bouncin’ Freezera, to mag wróci do domu z pustymi rękoma. Nie może sobie pozwolić na kolejną noc, chyba, że pójdzie na polowanie. Tego jednak mag wolał uniknąć. Co więc pozostało magowi z legalnej gildii o dumnie brzmiącej nazwie Lamia Scale? Ano dokończyć tę jednostkę treningową! Sethor wytworzył na swej ręce lodową kulę, już po raz chyba trzydziesty albo i więcej, i skupił się maksymalnie, wytężając nawet wzrok na kuli. Na jego czole występować zaczęły pojedyncze żyły, jednak to dobrze świadczyło o jego koncentracji. Początkowo bryła lodu ani drgnęła, jednak pełne skoncentrowanie swojego umysłu na tworze z zamrożonej wody przyniosło rezultaty w postaci jakby… podskakiwania? Kulka unosiła się na chwilę ponad dłoń i od razu opadała. Dziwne, nie takie było początkowe zamierzenie Sethora, lecz w sumie był to jeden krok w przód. Teraz jedynie należało to opanować i ogarnąć, w jaki sposób sprawić, by kulka poruszała, gdzie tylko Seth sobie zażyczy. Mag Lamia Scale postanowił jednak nie rozpraszać swojej główki i pozostawać w pełni skupionym na tworze z lodu na rozłożonej dłoni. Chłopak o kruczoczarnych włosach nie miał już sił na dalszy trening, jednak wiedział, że nie powinien sobie odpuścić tej części treningu. Ta była całą kwintesencją zaklęcia Bouncin’ Freezer. -Kulko, odleć!- nakazał Seth w myślach własnemu magicznemu wytworowi. Ten jednak unosił się i opadał. Unosił i spadał. Mag lodu dyszał, już coraz mocniej zdenerwowany, lecz nie poddawał się. Pozostał mu ostatni kroczek i będzie w domku… Wtem właśnie, kulka uniosła się nad rękę maga, zgodnie z jego wolą i oczekiwała jakby na kolejne rozkazy. Sethor pomyślał, by udała się ociupinę w lewo i… twór lodowy zareagował! Trochę w dół i kulka to zrobiła. Genialne… Teraz jednak pozostawała kwestia tego, co się dzieje z kulką po odbiciu od ściany? Mag wydał polecenie, by kulka z maksymalną prędkością uderzyła w ścianę, lecz po zetknięciu się z płaską powierzchnią stracił nad nią kontrolę. Odbiła się jeszcze raz i wsiąknęła w podłogę. Czyli pozostawała tą samą odbijającą się kulką, tylko pierwsze odbicie było kontrolowane… Dość dobry wynik, choć oczywiście mógłby być lepszy. Po tym Seth wytworzył jeszcze jedną kulkę, sprawdził, czy rzeczywiście opanował już tę sztukę, a następnie wysłał kulką, by uderzyła we wrota. Wszystko zadziałało zgodnie z planem, a mag udał się po swój plecak i wyruszył w drogę powrotną do miejsca, z którego przybył. KONIEC.
Cass cały czas trzymając jajo w łapkach z ciekawością śledziła poczynania Feelana. Jak się okazało drzwi i pana Johna zainteresowały bardziej niż korytarz. Chociaż szczerze mówiąc czerwonowłosa uważała, że i Saki bardziej interesowały drzwi i to co jest po ich drugiej stronie niżeli tunel, a przyglądała mu się tylko dlatego że pozostali skupili się na drzwiach. Z tego co Cass zdążyła ją poznać po prostu wolała dmuchać na zimne i uważać czy aby coś na nich z tego korytarza nie wyskoczy. Wracając jednak do Feelana to podszedł on do badania bardzo ostrożnie. I słusznie jak się okazało, bo z drugiej strony coś przywaliło w drzwi. Na tyle nagle i niespodziewanie, że dziewczyna się wzdrygnęła. Było to coś ciężkiego i raczej mało przyjacielskiego sądząc po odgłosach. - Dobrze, że nie ja pierwsza zabrałam się do tych drzwi. - pomyślała na głos wyobrażając sobie jak coś wielkiego ją taranuje i jednocześnie odwiewając się nieco na bok. Prawdopodobnie gdyby to ona znalazła się pierwsza i jej przyszłoby sprawdzać drzwi to zaczęłaby od próby ich otworzenia co skończyłoby się dla niej kiepsko. Dla niej i pozostałych z resztą też. Dobrze się stało, że to Koei znalazł się przy nich pierwszy. - Chyba nie chcemy sprawdzać co tam siedzi, nie? - zapytała bardziej ich zleceniodawce niż Feelana przy drzwiach. Saki o to pytać nie musiała, bo była pewna co do jej odpowiedzi. Nie miała zamiaru wchodzić jej w drogę gdyby chciała panom wyperswadować dalsze zainteresowanie drzwiami.
Saki
Liczba postów : 56
Dołączył/a : 27/10/2015
Temat: Re: Pogańska kapliczka na lodowym wzgórzu. Sob Kwi 14 2018, 21:04
- Zdecydowanie nie chcemy. - rzuciła głośno Saki, potwierdzając nieświadomie myśli Cassandry. Huknięcie w drzwi ona też usłyszała, nawet pomimo tego, że zajmowała się czymś kompletnie innym. Trudno było je zignorować, więc choć wciąż stała przy korytarzu, to wgapiona była teraz bezpośrednio w miejsce gdzie stały trzy osoby, jej towarzysze. Sam dźwięk był wystarczający by odpuścić, przynajmniej w tym momencie, i zająć się czymś innym, czyli choćby korytarzem, który znajdował się przed Aspen. Tyle tylko, że skoro za jednymi drzwiami czyhało coś niebezpiecznego, to równie dobrze za drugimi, bardziej metaforycznymi, czaić się mogło coś równie okropnego. Saki popatrzyła raz jeszcze w długi korytarz, latarką manewrując to tu, to tam, by oświetlić różne jego elementy, szukając jakichkolwiek szczelin lub przerw w ścianach, czegokolwiek co mogło sugerować, że czai się tu coś niebezpiecznego. Skierowała też latarkę po chwili na ziemię, by przypatrzeć się temu, czy jakichkolwiek drucików, żyłek lub innych wystających elementów nie ma na podłodze. Tak, mówiąc wprost obawiała się pułapki. Filmowym zagraniem w takich momentach było rzucenie kamieniem przed siebie i zobaczenie co się stanie, gdy jego waga opadnie na podłoże. I to też Saki zamierzał zrobić, tyle że wpierw oddaliła się nieco od korytarza, następnie wyczarowała sobie dwa kamyki za pomocą swojego PWM, a następnie rzuciła nimi w kierunku korytarza - jednym głębiej, dalej, drugim zaś tak by wylądował mniej więcej gdzieś przy wejściu do korytarza, oczywiście już po jego stronie. Czy coś się stanie? Możliwe. Ale Cassandra i cała reszta była obok, więc w razie realnego niebezpieczeństwa musieliby się po prostu szybko ewakuować stąd tak samo, jak się tu pojawili.
Jeśli ktoś kiedyś powie, że grzeczność jest bez sensu i nie jest nikomu potrzebna, będę miał solidny argument żeby temu zaprzeczyć. Odruchowo odskakuję od drzwi, głośno przełykając ślinkę. Cokolwiek za tymi drzwiami jest, raczej nie chciałoby, żeby temu przeszkadzano. - Może innym razem - odpowiadam dziewczynom, cofając się jeszcze dwa kroki. Nie odwracam się jednak od drzwi, na wypadek gdyby te miały się otworzyć i coś miało z nich wylecieć. Korytarz, który postanowiła sprawdzić Saki jest raczej lepszą alternatywą, niż sprawdzanie cóż takiego wywołuje takie hałasy. Zatem ruszyłbym za dziewczynami, ubezpieczając ich tyły.
Cokolwiek znajdowało się za drzwiami, wcale sobie nie odpuściło. Po chwili uderzyło w drzwi jeszcze raz, tworząc w nich niewielkie pęknięcie, ale pokazując jednocześnie magom, że nie są niezniszczalne. A to coś, chyba bardzo chciało wyjść. Saki w tym czasie badała korytarz, ten jednak wydawał się kompletnie normalny. Nawet dwa kamienie do niego wrzucone po prostu odbiły się od ziemi i chwilę potoczyły. Jak by nie spojrzeć, to wyglądało na całkiem normalny korytarz. Kolejne uderzenie w drzwi, sprawiło że te żałośnie zaskrzypiały. Jeszcze się skończy na tym że zawiasy puszczą przed samymi drzwiami.
Aspen obejrzała się za siebie i na coraz bardziej niebezpiecznie brzmiący hałas za jej plecami, dobiegający z miejsca, w którym znajdowały się drzwi. Robiło się coraz niebezpieczniej, a w porównaniu do tego co było za plecami, to korytarzy faktycznie zdawał się być dużo lepszą alternatywą. Tym bardziej, że gdy cokolwiek co jest za drzwiami wpadnie do pokoju, to wtedy i tak pewnie zmuszeni zostaną albo do walki, albo do ucieczki, przy czym obie wersje zakładały możliwość poruszenia się wgłąb korytarza. A skoro tak, logicznym ciągiem rozumowania było uznanie, że należy udać się w korytarz. Saki obejrzała się jeszcze na swoich kompanów, a następnie kiwnęła do nich tylko porozumiewawczo głową, na twarzy mając wyraz jednoznacznej determinacji. Trzeba było działać. Ruszyła więc wprost w korytarz, przygotowana mentalnie na możliwość pojawienia się tu zaraz pułapki, której wcześniej nie dojrzała, dlatego bacznie czuwała na wszelkie odgłosy, które odbiegałyby od tych, mających miejsce bytu (tupot, walenie w drzwi za plecami i tak dalej). Latarką świeciła sobie pod nogami, lecz zerkała także czasem na boki korytarza i na sufit. Ostatecznie jednak w tym momencie ruch był prosty - przemieszczać się korytarzem do przodu. Ostrożnie, lecz w miarę żwawo. I w tym momencie bezgłośnie. Nie było sensu czegokolwiek tu komentować, chyba że zauważyłaby coś niepokojącego wtedy dałaby znać innym podnosząc do góry rękę i mówiąc "stop", a potem wskazujący na dany niepokojący przedmiot/rzecz.
Może i pukanie było lepszym rozwiązaniem, niż otwarcie od razu drzwi, ale chyba nie lepszym niż brak tego pukania. Cokolwiek tam jest, chyba próbuje się wydostać i pewnie też nie ma przyjaznych zamiarów. Ucieczka wydawałaby się całkiem sensowna, gdyby istniała pewność, że to coś nie będzie tak szybkie, jak jest silne. Zresztą świadomość, że ma się za plecami jakąś zatrważającą bestię, nie sprzyja ekspansji nieznanych terenów. - Bądźcie za mną. Postaram się to zatrzymać - oznajmiam do dziewczyn. Wyciągam miecz i chwytam go oburącz, ustawiając się przodem do drzwi. Powoli cofam się w głąb korytarza, przygotowując się na to, że drzwi zaraz trzasną i wyleci z nich coś wielkiego oraz agresywnego. Kieruję ostrze przed siebie, lekko uginając nogi. Jeśli to coś wyleci z ogromną prędkością, to powinno nadziać się na miecz, a ja ze swą siłą niemałą i wytrzymałością, upartością oraz koniecznością bronienia innych, powinienem to zatrzymać. Taki przynajmniej jest zamysł... Ponieważ sił i wytrzymałości może nie starczyć i trzeba będzie podjąć inne działania. Póki co jednak, lepiej przygotować się na zderzenie z czymś wielkim i powstrzymaniu tego choćby na tyle, by nie dopadło ani Saki, ani Cassandry, ani pana Johna.
Potworek po drugiej stronie wyraźnie nie dawał za wygraną i wszystko wskazywało na to, że za chwilę pokona przeszkodę w postaci drzwi. A wtedy grupa poszukiwaczy będzie musiała stanąć twarzą w twarz z niebezpieczeństwem. Drugą opcją była ucieczka i chyba ku tej opcji skłaniała się Aspen wyraźnie chcąc ruszyć wgłąb korytarza. - Saki, czekaj. - mówiąc to Cass złapała dziewczynę za przedramię. - Jeśli mamy stawić temu czoła to lepiej tu gdzie jest trochę miejsca niż w tym wąskim korytarzu, a jeśli uciekać to tędy. - przy ostatnim słowie łapką, którą chwyciła Aspen wskazała na portal. - Nie do korytarza na końcu którego może czekać ślepa uliczka, albo coś gorszego. - chyba nie trzeba było dodawać, że jeśli zdecydują się na odwrót przez portal to raczej nie będą mogli wrócić, aby zbadać to miejsce. Z jakimś potworem kręcącym się przy nim i mogącym zaatakować zaraz po przejściu przez tajemnicze magiczne przejście było to po prostu zbyt niebezpieczne zdaniem czerwonowłosej. Tylko czy przekona tym Saki? Jakoś wtedy właśnie odezwał się Feelan i Cass postanowiła go posłuchać licząc, że i Saki zostanie z nimi. Chyba, że szybko zarządzono by odwrót przez portal. Była by szkoda co prawda gdyby nie udało się im niczego dowiedzieć o tym miejscu, ale bezpieczeństwo przede wszystkim i jeśli pozostali chcieli się wycofać to i ona nie robiła z tym problemów. Jeśli jednak zostali to tak jak poprosił Feelan Cass stanęła za nim. W jednej łapce trzymała jajo, aby do drugiej przywołać dwa noże do rzucania (PWM: Alternatywna przestrzeń). W ten sposób mogła jakoś wspomóc chłopaka z dystansu, a jeśli nie było to możliwe to zawsze mogła zmienić rynsztunek. Po prostu podałaby jajko Saki bądź Johnowi i ruszyła pomóc Feelanowi.
Uczestnicy mieli różne pomysły na poradzenie sobie z aktualną sytuacją. Saki znalazła się już w korytarzu, kiedy Cassandra ją zatrzymała, wykładając swój plan. John próbował się nie wtrącać i stanął obok wejścia do korytarza, obserwując plecy cofającego się Feelana. Cała czwórka miała zdecydowanie bliżej korytarz, niż portal, zwłaszcza gdy drzwi się otwarły, a między portalem a drzwiami, stanęła zawartość kamienia. Potwór ten miał czarną skórę. Wzrostem i wyglądem przypominał coś co mogło kiedyś być człowiekiem. Nogi jednak były nieco krótsze, ręce zaś dłuższe i masywniejsze. Stworzenie poruszało się w sposób podobny do goryla. Zamiast twarzy jednak, miało czerwony ptasi dziób który wyglądał na ostry i twardy. Tak samo czerwone były ptasie oczy które przyglądały się Feelanowi. Stwór zaklekotał i ruszył na blondyna
- Inaczej to sobie wyobrażałam. - stwierdziła czerwonowłosa kiedy zobaczyła jak wygląda coś co znajdowało się po drugiej stronie drzwi. W jej głowie potwór poruszał się na czterech łapach i wielki łeb uzbrojony miał w parę masywnych rogów. Najbardziej do tego wyobrażenia pasował jakiś byk czy bizon, ale jak się okazało potwór wyglądał całkowicie inaczej. Co ważniejsze jednak wyglądało na to, że ich odwrót przez portal był niemożliwy, a przynajmniej póki nie uporają się z tym czymś. Dlatego Cass zwątpiła czy zatrzymanie Saki było dobrym pomysłem. Dalej co prawda uważała, że jeśli mają stawić temu czemuś czoło to lepiej było to zrobić tutaj, ale Aspen chciała tego raczej uniknąć. Czy dalej myślała w ten sposób i wolała unikać konfrontacji? Jeśli tak to pewnie wciąż wolała zbadać korytarz, bo odwrót przez portal prowadził przez potwora. A potworek wyraźnie nie miał zamiaru czekać, aż drużyna podejmie jakąś decyzję i zaczął powoli zbliżać się do Feelana. Dusthert nie miała zamiaru się tymu tylko przyglądać, uznała że trzeba blondynowi pomóc. Dlatego wyciągnęła łapkę z jajkiem w kierunku Aspen. - Możesz się nim zaopiekować? Przynajmniej na chwilę? - zapytała i jeśli Saki wzięła od niej jajo to w łapce Cass zaraz w jego miejsce pojawił się zwyczajny, prosty miecz (PWM: Alternatywna przestrzeń). I tak w jednaj łapce trzymając miecz, a w drugiej dwa noże do rzucania zbliżyła się do Feelana, tak aby wciąż znajdować się za jego plecami i przynajmniej częściowo skryć się przed wzrokiem tej dziwacznej hybrydy. Gotowa cisnąć krótkimi ostrzami w każdej chwili gdyby potwór zrobił jakiś nagły zryw w ich kierunku nie celując przy tym specjalnie w jakiś punkt, po prostu tak aby go spowolnić czy powstrzymać. Oczywiście jednocześnie nie trafić przypadkiem blondyna. Jeśli zbliżenie się do Feelana sprawiłoby, że nie mogła cisnąć sztyletami albo jakoś chłopakowi by to przeszkadzało (bo na przykład znalazła się by zbyt blisko) to się nie zbliżała, po prostu ustawiła się tak aby potwór nie mógł dostrzec łapki uzbrojonej w noże.
Niech szlag trafi tych ludzi i ich zasrane bohaterstwo! Ból głowy, który uderzył Saki był tak potężny, że nieomal nie jęknęła z niego, gdy uświadomiła sobie, że "bohaterowie" zamierzają przyjąć wprost na twarz nieznane zagrożenie, które wyraźnie niczego się nie obawiało. Tak, cudowna decyzja. Saki była jednocześnie zirytowana i zmęczona, ale też wiedziała, że nie było tu miejsca na jej własnej problemy sampoczuciowe i strofowanie towarzyszy za lekkomyślność. Jak z tego wyjdą to na pewno usłyszą od niej co trzeba. Na słowa Cassandry i jej prośbę kiwnęła tylko głową i przyjęła jajo, jednocześnie jednak patrząc na kobietę wzrokiem tak zeźlonym jak gdyby sama zamierzała targnąć się na jego życie, a nie jakaś tam bestia. Mając już jajko w dłoniach, postanowiła też użyć swoich zdolności magicznych i użyć zaklęcia Bonds, gdy tylko przeciwnik będzie w zasięgu. Zawsze to mogło trochę pomóc w tej nierównej walce, ale szczerze mówiąc to nie to chciała osiągnąć tutaj Saki. - Odwrót! - krzyknęła tylko głośno, dając najprostszym sposobem wszystkim do zrozumienia co powinni zrobić. Sama wycofała się nieco do korytarza głębiej, ale gdyby zobaczyła, że walka jednak trwa... to z głośnym westchnieniem postarałaby się dorzucić jeszcze zaklęcie Needle Trap na przeciwnika. Gdyby jednak biegli albo teraz zaczęli biec, to Saki prowadziłaby tę ucieczkę, wiedząc, że tak samo ludzie z przodu, jak i z tyłu są narażeni na niebezpieczeństwo.
Aparycja potworka nie wygląda do najprzyjaźniej przyjemnych. Wydaje się ta bestia dość zirytowana z powodu lekkiego zapukania. Może spała i ją obudziłem, stąd jej ta cała złość? Cóż... Nie wygląda na to, żeby dało się tego potwora uspokoić. Może gdyby nie odpowiedzialność za towarzyszy, to może mógłbym spróbować, lecz teraz najważniejsze jest ich bezpieczeństwo. Uśmiecham się lekko, kiedy Cassandra staje za mną, gotowa do walki. Nic tak nie zaciska więzi przyjaźni, jak walka ramię w ramię! Wspólna odpowiedzialność, wzajemne wspieranie... To coś pięknego... - Celuj w oczy - mówię krótko do dziewczyny, robiąc krok na przód. Unoszę wyżej miecz, z nakierowanym na stwora ostrza. Spoglądam mu prosto w oczy, wyczekując aż ruszy. Zapieram się z całej siły nogami, czekając na jego uderzenie. Jeśli się zbliży, wtedy wymierzyłbym mu potężne pchnięcie w pierś, byleby go tylko zatrzymać. Jego łapy wyglądają na silne, lecz i ja silnym chłopcem jestem! Jeśli spróbuje stwór uderzyć, wtedy skrzyżowałbym ręce do bloku, żeby przyjąć cios na opancerzone przedramiona, po czym pochwyciłbym stwora, by szarpnąć nim do ziemi, aby go powalić i przy ziemi przytrzymać, wykazując dominację swej siły. Podobnież, jakby atakował dziobem zamiast łapami. Przyjąłbym cios na srebrzyste karwasze, po czym chwyciłbym oburącz dziób, puszczając miecz, żeby wielką siłą ten dziób mu zatknąć, a potem dociągnąć do ziemi i tam przytrzymać, dopóki potworek sam nie opadnie z sił. Gorzej jeśli będzie to naprawdę silny potwór... Wtedy jednak przynajmniej zapewniłbym towarzyszom trochę czasu, aby zdołali uciec. Jeśli ta bestia miałaby nas nieustannie gonić, wiele moglibyśmy stracić... Ktoś musi ją tutaj zatrzymać!
Dax
Liczba postów : 1344
Dołączył/a : 20/10/2012
Skąd : Krakus
Temat: Re: Pogańska kapliczka na lodowym wzgórzu. Sob Kwi 28 2018, 17:47
Ow shit, bardzo nie dobrze, Dax leżał, a potwór był coraz bliżej, dlatego też szybciutko chciał wstać, a następnie postawić przed stworem lodową ściankę tworem (C), by trochę utrudnić mu przejście, ścianka tak może miała w 1,5m wysokości i 0,5m szerokości jakby ktoś pytał. Dlatego też chciał dalej uciekać, może stworek będzie chciał zabrać się nie za niego, a za samą ścinakę, byłoby to całkiem spoko i dodatkowo przyjemnie. Daxu będzie szukał jakiegoś zejścia w bok czy czegoś by mógł się ukryć przed potworem lub zejścia gdzie potwór będzie miał problem go dogonić. Ewentualnie jakiejś szczeliny, gdzie się potwór nie wciśnie, a Dax da radę.
Goomoonryong
Liczba postów : 4046
Dołączył/a : 22/10/2012
Temat: Re: Pogańska kapliczka na lodowym wzgórzu. Pią Maj 04 2018, 14:56
MG
Cass nie zdążyła przekazać jajka Saki, gdyż to rozbłysło złotym światłem i nagle wszyscy - łącznie z Daxem - ponownie znaleźli się przed wejściem do otchłani. John wzruszył ramionami i po stwierdzeniu że była to fantastyczna przygoda, ruszył w swoją stronę. Oczywiście poinformował też magów że pieniądze za wykonane zlecenie - mimo że nie dotarli do końca, wpłynął na ich konta. Tak więc tym faktem nikt nie musiał się przejmować i mimo przedwczesnego finiszu, wszyscy zarobili. Saki zaś, znalazła dziwnego rzygającego stworka, który za nią podążał
Wszyscy z/t
Dax: + 20.000 klejnotów + 7 PD + Szalik Ageona - Czarny szal który owinięty wokół czyjejś szyi zapewnia odporność na mentalne zaklęcia rangi PWM oraz D Cassandra: + 20.000 klejnotów + 15 PD + Złote jajko - Złote, misternie zdobione jajko. W otchłani posiadało zdolność przenoszenia do punktów teleportacyjnych, ale na powierzchni jego właściwości są nieco inne. Pozwala ono trzymającej je osobie wejść do swojego wnętrza. Wnętrze jajka to przytulny pokoik, z łóżkiem i w ogóle. Nie ma ograniczenia jak długo postać będzie siedzieć w jajku. Czas tam leci tak jak poza jajkiem. Samo jajko ma wytrzymałość rangi A+ i bardzo trudno je zniszczyć. Feelan: + 20.000 klejnotów + 15 PD + Krwawy miecz - Półtorak, im większą ilością krwi spłynie, tym bardziej zwiększa szybkość ataków użytkownika do maksymalnie +50%, jeśli całe ostrze wysmarowane jest krwią Saki: + 20.000 klejnotów + 15 PD + Rzygacz - Małe stworzonko spotkane przez Saki w otchłani. To konkretne, mieści się jej na dłoni. Seledynowy, ma czułki, małe łyse stópki i wielgachne końskie oczy. jest puchaty ale jego futerko jest mało przyjemne w dotyku. Rzygacz to przyjazny stworek wydający z siebie często charakterystyczne "Pczk". Jak nazwa wskazuje rzygacz często rzyga, zwłaszcza jak jest niezadowolony. Ciało rzygacza jest niczym nieograniczona torba, która pomieści w sobie wszystko bez ograniczeń. Nawet jeśli przedmiot jest zbyt duży by w rzygacza wejść, ten da radę go pożreć. Rzecz w tym że jak łatwo coś w rzygacza włożyć - to trudniej wyjąć. Trzeba wymacać odpowiedni przedmiot a że ich ciałka są nieograniczone to się można nieźle ręką namachać w futerku. Kolejnym problemem jest fakt, że rzygacz gardzi niemagicznymi przedmiotami i jedyne co pożera, to przedmioty magiczne. Rzygacze nie darzą ludzi miłością, a jedynie zainteresowaniem. Mimo że są przyjazne, to są też wredne. Ale za to wierne i nie zdradzają tych, którym towarzyszom. Ale chętnie rzygną na buty.
Poniżej znajdują się buttony for, z którymi obecnie prowadzimy wymianę. W celu nawiązania współpracy zachęca się do odwiedzenia pierw tematu z regulaminem wedle którego wymiany prowadzimy, a następnie do zgłoszenia się w tym temacie. Nasze buttony oraz bannery znajdują się zaś w tym miejscu.
Layout autorstwa Frederici. Forum czerpie z mangi "Fairy Tail" autorstwa Hiro Mashimy oraz kreatywności użytkowników. Wszystkie materiały umieszczone na forum stają się automatycznie własnością jego jak i autorów. Dla poszanowania Naszej pracy uprasza się o nie kopiowanie treści postów oraz kodów bez uprzedniej zgody właścicieli.