I've never seen a decent person among those who say they're going to save the world while forsaking the people around them. Those types of men are always so intoxicated by thier own hollow dreams that they call every little thing in front of them trivial.
Północne tereny Pergrande zdecydowanie były malownicze i piękne. Ogromne ośnieżone szyty gór, otoczone iglastymi lasami w których zdawałoby się że na wieczność zapanowała wiosna. Rozległe jeziora, gorące źródła i strumienie, nadawały tym terenom uroku. Niektórzy pokusili by się nawet o stwierdzenie że więcej tu letnich dworów szlachty pergrandzkiej i świątyń, niż wiosek ludności biednej. Świątynia Zambali wznosiła się na jednej z mniejszych gór, z trzech stron otoczona iglastym lasem i innymi górami, frontem zaś skierowana ku polnej drodze która prowadziła w dół, do doliny w której znajdowała się piękne jezioro. Zbocza góry pokrywały liczne nagrobki zmarłych mnichów czy okolicznej ludności która mogła pozwolić sobie na pochówek w tym miejscu. Na szczycie zaś, otoczona kamiennym murem znajdowała się sama świątynia. Środek wypełniał rozległy plac, na którym służba świątynna mogła wspólnie się modlić, ćwiczyć czy organizować różnego rodzaju święta. Pod murem naprzeciw wejścia znajdował się największy budynek, będący główną świątynią z ołtarzem Zambali. Na lewo od wejścia pod murem stała mała kanciapa wypełniona różnego rodzaju sprzętem oraz wychodek. Na prawo zaś wspólny budynek mieszkalny wraz z stołówką i kuchnią. W odróżnieniu od typowego w Pergrande budownictwa drewnianego, budynki w tym miejscu wzniesiono z kamienia.
~~
MG
Co sprowadziło tutaj trójkę wędrowców? Ciężko powiedzieć. Zapewne przeczytane w Pergrandzkim zlecenie. I tak się jakoś złożyło że nadeszli razem. Frederica, Aff-chan, oraz kobieta w złotym kimono. Miała twarz okropnie przypominającą tą, porcelanowej lalki. Biała od pudru, z różowymi policzkami, mocno podkreślonymi oczami i czerwonymi od szminki ustami. Skłoniła się lekko, gdy tylko Aff i Frederica, dotarli do świątyni.-Również by pomóc w zadaniu?-Zapytała w Pergrandzkim, czekając na dwójkę i dopiero potem przekraczając bramę świątyni. Należało spotkać kapłankę. Jednak nikt nie wiedział o jednym. Ciche, może nieco żałosne Mlem, wydobyło się spod ziemi. Nikt nie mógł go słyszeć. Mlemnięcie bowiem dobywało się z drugiej strony góry. Właśnie trwały tu przygotowania do pochówku pewnego ważnego szlachcica, który miał się odbyć za dwa dni. Dziura w ziemi, dwa metry, już wykopana. Miała być fundamentem dla małej kapliczki w której stanąć miała urna z prochami. Fundamentem, w którym była Mlemya. W połowie zakopana w ziemi. Pieprzone wrota między wymiarowe. Zapewne w tym momencie rozległo się kolejne ciche i nieco żałosne Mlem. I choć pozycja Mlemyi była nieco uwłaczająca i brudna, to jednak Owca wiedziała że nie jest tutaj przypadkiem. Oj nie. Wszystkie komórki jej milenialnego owczego ciała mówiły jej, że coś się tutaj zaraz odmlemyi i to wcale nie z jej winy!
Frederica: 217MM
Autor
Wiadomość
Mlemya
Liczba postów : 27
Dołączył/a : 13/06/2017
Temat: Re: Świątynia Zambali Pon Lut 05 2018, 02:00
Mlemyukacja! O tak, edukowanie mnichów było na pewne ważne. Co jeśli jednym z jej celów w tym miejscu było nauczenie ich tego jak być dobrymi owcami? Miała tyle roboty do wykonania! Mlemka wodna! A planowała być zwykła owcą, zwykła, prostą owcą, która poruszałaby się po tej ziemi i pomagała tamtym czy innym. Chciała się poczuć jak kiedyś, gdy jeszcze losy całego mlemyświata nie spoczywały na jej wątłych owczych ramioneczkach, jednak wyglądało na to, że będzie musiała ten plan odłożyć jeszcze na trochę na bok. Nie rezygnowała jednak z niego! Nie ma to mlemto! Po prostu pomoże tym mnichom ile tylko będzie w stanie, a potem ruszy swoją drogą życząc im szczęścia, dobra i radości. To był dobry plan.
Mlemya wbiegła w szeregi mnichów. Tak, wbiegła, może nie bezpośrednio w nich, nikogo nie zamierzala przecież tratować, ale wbiegła pomiędzy ludzi, a następnie wydała z siebie głośne "Mlem!". Tak. Musieli zrozumieć, że to było ważne. Że oni byli ważni. Że wszyscy wokół siebie byli równi. Że wszyscy byli tacy sami i powinni byli sobie pomagać. Że powinni być dla siebie! Dlatego Mlemya wbiegła pomiędzy tabuny mnichów, a następnie zaczęła przechadzać się pomiędzy nimi i każdego dotykała kopytkiem. W pewnym momencie zatrzymała się jednak dość nagle i spojrzała w górę. Tak. Koniunkcja. Wpatrywała się przez chwilę w niewyjaśnione miejsce z pełnym skupieniem, a w jej oczach zalśniły łzy.
- Mlem. - rzuciła, następnie podskakując i wracając na swoje pierwotne miejsce, jednym kopytkiem wskazując na zastępy mnichów. Ich kolej.
Goomoonryong
Liczba postów : 4046
Dołączył/a : 22/10/2012
Temat: Re: Świątynia Zambali Czw Lut 08 2018, 23:02
MG
Nabożeństwo Mlemyi trwało w najlepsze. Edukacja za pomocą gestów i jednego tylko słowa nie było jednak proste. Nie każdy był w końcu wszechgenialną owcą międzywymiarową jak różowofutra. Tak też mnisi nie bardzo wiedzieli co ze sobą począć, gdy między nich wstąpiło to Boskie stworzenie i zaczęło trącać kopytkiem. A jak jeszcze wróciło i wskazało na niebo to już w ogóle o la Boga, co oni mieli teraz zrobić? Co to mogło znaczyć? Gdzie kapłanka? A Kapłanka tuż, tuż. Nadeszła dość szybko wraz z Ahan, Affem i oczywiście Fredericą. Cała trójka mogła ujrzeć na własne oczy... owcę. Różową owcę. Na dwóch nogach. Mlem. Kapłanka jednak nie wyglądała na równie uradowaną co reszta mnichów, a na jej twarzy zagościło zaskoczenie. Przysunęła się bliżej Frederici i szepnęła tak, by ani Mlemya ani mnisi jej nie słyszeli.-Nie tak według naszych podań, wygląda Zambala...-Powiedziała cicho, mając na uwadze zwłaszcza słowa sprzed chwili. Kto powiedział że zagładę świątyni, przyniesie człowiek...?
Frederica: 193MM
Mlemya
Liczba postów : 27
Dołączył/a : 13/06/2017
Temat: Re: Świątynia Zambali Pią Lut 09 2018, 19:52
O mlem! Nowe osoby pojawiły się na miejscu, to super ciekawa sprawa była! Zwłaszcza, że chyba wyglądały nieco inaczej niż reszta mnichów, w jakiś dziwny, metafizyczny sposób (a nie że tylko fizyczny, mlem). To naturalnie sprawiło, że pobudzone do działania receptory ciekawościograbujace zaczęły domagać się od naszej międzygalaktycznej owcy natychmiastowego działania. Mlemya podskoczyła i upadła na cztery kopytka, następnie podniosła przednie prawe do góry i pomachała w kierunku kapłanki i jej świty. Czy Mlemya wiedziała, że kapłanka jest kapłanką? Kto wie?! Czasami wiedziała, czasami nie. Różowa owca czasami miała dziwne przeczucia, choć obecnie szczerze mówiąc w ogóle o to nie chodziło, a była ona po prostu zachwycona pojawieniem się nowych osób i to tyle!
Po pomachaniu, a więc też zasygnalizowaniu przyjaźni, miłości i radości, Mlemya popędziła w te pędy w kierunku nowych, a gdy stanęła tuż przed nimi wpatrzyła się w kapłankę wzrokiem wypełnionym gwiazdkami i galaktykami. Następnie, po 5 sekundach tę samą procedurę powtórzyła z resztą nowych osób, które się tu pojawiły. - Mlem? - zapytała w końcu oczekując od zebranych w tym miejscu jasnej odpowiedzi. Widać było jednak, że owca nie czuje się źle w ludzkim towarzystwie i była zadowolona z tego, że wszyscy byli tu tacy spokojni i uczynni. Biorąc pod uwagę, że w tym miejscu liczba ludzi zwiększała się co sekundę... może to była jakaś wylęgarnia? Tak mogło być. Mlemya się zastanawiała. Az przyłożyła kopytko do brody w geście jednoznacznie sugerującym Platonowską wręcz zadumę.
Frederica
Wytrwała Pierepałka
Liczba postów : 2947
Dołączył/a : 14/02/2014
Temat: Re: Świątynia Zambali Sob Lut 10 2018, 18:03
Czy Frederica była zaskoczona widokiem owcy-Zambali? Nie. Musiałaby na prawdę skłamać, gdyby stwierdziła coś podobnego. Ale tak to jest, jeśli zobaczy się w życiu za dużo rzeczy. Nie mniej prawdą było, że oczekiwała czegoś innego. Czegoś bardziej... ludzkiego. Paradoks z zachowaniem różowofutrej owcy polegał z kolei na tym, że wydawała się w oczach białowłosej bardziej ludzka, niż niektórzy pergrandczycy. Na przykład Ahan w towarzystwie Afuro. Mnisi zdawali się być zadowoleni. Kapłanka nieco zaniepokojona, zaś sama Frederica obserwowała owcę z uśmiechem na ustach. To było w rzeczy samej coś niesamowitego. Niesamowite było, jak taki kłębek wełny skakał na tych swoich kopytkach wśród mnichów, wykonywał jakieś enigmatyczne gesty i jednocześnie emanował tak bardzo optymizmem. Takich bogów mogłaby czcić. Dość szybko jednak rozwiały się wątpliwości co do reakcji kapłanki. Jeżeli Zambala nie była w rzeczy samej różową owcą... To całkiem sporo komplikowało. Zerknęła na kapłankę nie specjalnie wiedząc, jak może z tym problemem pomóc. Owca nie będąca Zambalą. Albo mylące się podania. Niecodzienna owca o nieznanym pochodzenia. - Czyli jest duże prawdopodobieństwo, że za pogłaskanie jej po wełnie nie spotka mnie kara boska...? - nie, nie była dobra w te sakralne cuda i to jedyna hipoteza w tym momencie, na jaką ją było stać. Zaraz po tym uśmiechnęła się jednak do kapłanki szerzej. - Ale musi kapłanka przyznać, że wygląda dość przyjaźnie. - i kochanie. I uroczo. Nie, zdecydowanie nie wyglądało na coś, co może postawić świątynię w ogniu. A może faktycznie to ona była zagrożeniem? Zdecydowanie nie dowiedzą się niczego jedynie stojąc i obserwując owieczkę, to też pchana w dużej mierze ciekawością ruszyła powoli w stronę zwierzątka. Nie, nie rozumiała kompletnie, co mówi. Albo czy w ogóle cokolwiek mówi, czy może jest to jakiś losowy dźwięk nieznaczący nic konkretnego. Nie znała owczego. Dlatego też zaraz po podejściu do niej bliżej na tyle, by zdobyć jej uwagę kucnęła przed nią z radosnym - Mlem! - obserwując dalej z uśmiechem i zaciekawieniem różową kulkę na czterech kopytkach. Dalej jednak brała pod uwagę fakt, że różowa owieczka może nie być taka urocza kiedy do niej podejdzie, to też gdyby nagle wyniuchała niebezpieczeństwo, postara się szybko wstać i odskoczyć w bezpiecznym kierunku.
Aff-chan
Liczba postów : 634
Dołączył/a : 12/08/2012
Temat: Re: Świątynia Zambali Pon Lut 12 2018, 16:56
Wampir zastanawiał się jak może wyglądać "boska istota" zdaniem tutejszych ludzi, musiał przyznać, iż interesowały go czym jest taka istota. W jego rodzinnych stronach, wszyscy czcili jedynie zmarłych przodków - głównie pierwszą wiedźmę, założycielkę całej kultury, zapisywali jej czyny, opiewali w sztuce jej potęgę i urodę, marzyli o równie wielkim sukcesie. To była jednak zamierzchła przeszłość, pijawka będąca teraz jego prawdziwym jestestwem, zatarła jego połączenie z rodzinną ziemią. Religia była śmieszną sprawą, zapewne gdyby udał się w jakieś odległe miejsce, pełne prostych ludzi i zakorzenił w nich ideę, jakby to on był boską istotą, pewnie mógłby wieść życie niczym król. Ciekawiło go - czy tutejsi bożkowie byli tym samym? Mimo wszystko ludźmi, tak łatwo można było manipulować.
Różowa owca. Oczom potworka okazała się jakaś przedziwna kreatura, która wyglądała jak ożywiona wata cukrowa. Czy to jakaś magiczna bestia? Wydawała się przyjazna, jednak równie dobrze mogły być to jedynie pozory. - Zgadzam się z kapłanką. Musimy zachować ostrożność, najlepiej będzie jeśli Panie Ahan i Kikuta, pozostaną w pewnej odległości. Odparł dość poważnym tonem jednak na jego ustach dalej znajdował się ten głupkowaty uśmiech, Sis jednak zdążyła w międzyczasie ruszyć już do przodu, Afuro widząc to wystawił swą rękę do przodu chcąc złapać siostrzyczkę za ramię i choć na moment zatrzymać. - Pozwól, że ja ruszę przodem. Plan był prosty porozmawiać z stworkiem jak różowowłosa istotka z drugą różowowłosą istotą. Wyprzedził Fredericę, kierując się lekkim krokiem ku nieznanej bestyjce z błogim uśmiechem na ustach, zatrzymując się zaraz przed owcą. Afciu nachylił się nad kosmicznym stworzonkiem i wystawił swą prawą rękę aby łagodnie pogłaskać zwierzątko, ot tak czule - w tym samym czasie jednak próbując zgłębić się w wspomnienia tego całego "Mlem".
Goomoonryong
Liczba postów : 4046
Dołączył/a : 22/10/2012
Temat: Re: Świątynia Zambali Nie Lut 18 2018, 01:18
MG
No cóż, Mlemya to dobra międzywymiarowa owca. Dobre międzywymiarowe owce, nie robią ludziom krzywdy. Niektórzy to rozumieją, niektórzy nie. Frederica chciała owce pogłaskać, ale Aff, niczym dzielny braciszek, powstrzymał dziewczynę i sam dzielnie ruszył do przodu, w końcu głaszcząc owcę i przeprowadzając próbę przejrzenia wspomnień. Pewnie gdyby wampir lepiej kontrolował swoją moc, byłoby spoko. Ale był dzień, a za dnia wampiry były dużo słabsze niż w nocy. Tak też zwyczajnie "Wbił się" na przypał do głowy Mlemyi. A teraz, jeśli umysł osoby, nazwiemy szklanką, to co jeśli do szklanki spróbujemy wlać ocean? To nie była nawet sekunda, kiedy zebrani mogli oglądać jak Aff przewraca się pod wpływem wełny Mlemyi, tracąc przytomność. No i kto był tym złym? Mlemya czy barbarzyńca Aff? Ona zaatakowała jego bo był złolem i chciała ratować świątynię, czy zwyczajnie zabijała bo była złem? Jakkolwiek było, nieprzytomny Aff zalegał pod "Nogami" Mlemyi, Ahan była zszokowana, Mnisi zadziwieni a Kapłanka przerażona. Fantastycznie. Tak czy inaczej, Aff stracił przytomność.
//Aff nie piszesz w tej kolejce//
Frederica
Wytrwała Pierepałka
Liczba postów : 2947
Dołączył/a : 14/02/2014
Temat: Re: Świątynia Zambali Nie Lut 18 2018, 14:02
Frederica nie przewidziała wielu rzeczy. Wielu oczywistych rzeczy, trzeba dodać. Nie przewidziała, że ktoś przeszkodzi jej w nawiązaniu jakiegoś bardziej konkretnego kontaktu z różową owieczką. Widząc, jak Aff ją zatrzymuje, spojrzała na niego niezadowolona z nadętymi policzkami. Przecież tak nie można! To tylko owieczka! Czuła, że wampir chce zwyczajnie sam pogłaskać Mlemyę, a nie chronić którąkolwiek z nich przed zwodniczym działaniem różowej wełny. Nie przewidziała też, że ten dość prędko zostanie zwalony z nóg przez mistyczne, międzygalaktyczne siły, to też widok nagle nieprzytomnego Affa leżącego pod kopytkami owcy wprawił ją początkowo w drobne osłupienie i zdziwienie próbując dojść, jak do tej sytuacji doszło. Sytuacja z resztą wyglądała tak groteskowo, że nawet przez myśl jej nie przeszło, że ten mógłby właściwie równie dobrze być martwy, kompletnie abstrahując od kwestii wampiryzmu Lapiza i faktu, że zabicie go jest dość interesującym tematem omawianym szeroko w literaturze.
Właśnie... Wampiryzm Affa! Spojrzała w górę, dość szybko znajdując na niebie coś, co mogło spokojnie stanowić chociaż część odpowiedzi. Idąc dalej - mowa o Affie. - No tak! Rzeczywiście... - rzuciła bardziej do siebie dość szybko łącząc fakty. Nie wiedziała, co zrobił Aff, ale Aff bardzo często robił głupie rzeczy. I do tego to słońce... Ono mogło też mieć coś do rzeczy. Mógł też co prawda nic nie robić, ale to było w jakiś taki mistyczny sposób mniej prawdopodobne. Ruszyła przez tłum ludzi prędko w pierwszym odruchu chcąc sprawdzić, czy on na pewno żyje, ale dość szybko jakoś tak przypomniała sobie, jak go kiedyś przyszpilili dość solidnie wszelkiej maści broniami do drzewa i na prawdę nie miała pojęcia, czy ma to jakiś większy sens. Chociaż... czy to komukolwiek zaszkodzi? Postara się w miarę szybko ocenić, czy chociaż oddycha,mimo że bez względu na wynik kroki należało podjąć te same. - Zanieście go do środka, powinien zaraz dojść do siebie. Proszę... - rzuciła do najbliższych mnichów licząc na pomoc, nie zwracając początkowo uwagi na Mlemyę, która chcąc nie chcąc narobiła zamieszania. Zmysły jednak działały, to też w przypadku jeśli groziłoby jej niebezpieczeństwo, w pierwszym odruchu postarałaby się zasłonić ręką. Tylko teraz co z owcą...? Nawet, jeśli Aff to Aff, ciężko jej było tak zwyczajnie wykluczyć, że to na pewno nie sprawa owcy. Bo jeśli tak, to ta misja może być całkiem... Ciekawa. Jakieś akcje jednak było trzeba powziąć. Wyciągnęła delikatnie rękę w stronę owieczki, chociaż nieco niepewnie. - Mogę? - zapytała, nie specjalnie wiedząc, czy powinna oczekiwać od niej zgody czy może pogłaskanie jej byłoby czymś kompletnie normalnym i nie przeszkadzającym jej. Po tym, co się stało z Affem, nie bardzo wiedziała, czego sama powinna się spodziewać.
Mlemya
Liczba postów : 27
Dołączył/a : 13/06/2017
Temat: Re: Świątynia Zambali Pon Lut 19 2018, 18:06
Niech to mlem! Tak w pierwszej chwili, przez pierwsze pięć sekund po upadku nieznanego mężczyzny wyglądała reakcja Mlemyi. Co mu się stało? Czy wszystko z nim w porządku? Czy był na coś chory? Czy mogła mu jakoś pomóc? W swej istocie Mlemya nigdy nie robiła nikomu krzywdy, o ile ta nie była absolutnie konieczna i o ile w dalszej perspektywie nie przynosiła osobie krzywdzonej "pożytku". Przemoc była głupim konceptem w całym swym jestestwie, a nasza owca zdecydowanie wiedziała, że zamiast kogoś bić, można przecież mu zaśpiewać kołysankę albo przemówić do rozsądku w prosty, acz treściwy sposób. Mlemy mogły lać się strumieniami, a przed mlemem przecież ciężko się bronić, zwłaszcza dosadnym, trafiającym prosto w duszę Mlemem. Tak czy siak, choć przeżyłą szybki, krótkotrwały, pięciosekundowy szok, to już po tym czasie przybrała swoją standardową minę, wystawiła na zewnątrz buzi język i w sekundę przeanalizowała sytuację. Następnie w opiekuńczym geście położyła kopytko na Affie, jeszcze zanim ktokolwiek zdążył cokolwiek z nim zrobić, a następnie przesmyrnęła nim po jego czole, delikatnie by nie zrobić mu krzywdy. W jej oczach widać było troskę, ale też optymizm. Wiedziała, że nic mu nie będzie. Że jest twardym "jakkolwiek-się-nazywa". Da radę. Rozejrzała się następnie szybko po sali, wskazała kopytkiem na leżącego i powiedziała tylko jedno, proste słowo, lecz z odczuwalnym uczuciem ponaglenia w głosie. - Mlem! - tak, powinni byli mu pomóc i zabrać stąd. Leżąc na ziemi jeszcze złapałby wilka. A chociaż była owcą, to wiedziała, że wielki nie takie złe jak je malują i nie ma co ich łapać, niech sobie hasają.
Gdy kolejna osoba podeszła do niej, Mlemyi nawet przez chwilę przez głowę nie przeszło to, że to co zdarzyło się przed chwilą może się powtórzyć. Gdy więc osoba, która pojawiła się przed nią zapytała czy "może", Mlemya wydała z siebie tylko cichy pisk, potem głośniejszy Mlem, a potem wystawiła język wpatrując się CAŁĄ GŁĘBIĄ SWOICH OCZU W OCZY GŁASKAJĄCEJ.
I jednocześnie gdy była głaskana, o ile była, to i ona głaskała tę osobę w podzięce. Może to takie przywitanie. Warto odwzajemnić. Głasku-mlem-głasku.
Goomoonryong
Liczba postów : 4046
Dołączył/a : 22/10/2012
Temat: Re: Świątynia Zambali Wto Lut 20 2018, 13:59
MG
Na prośbę Frederici, mnisi nie byli pewni co zrobić, więc spojrzeli na kapłankę która skinęła im głową. Dwóch mnichów podniosło wiec Affa i zaciągnęło do budynku. Co zmniejszyło nieznacznie ilość osób na placu. Frederica nie zrażając się jednak działaniami Affa, tak czy inaczej planowała pogłaskać owcę. Ahan chciała się szarpnąć do przodu i oczywiście zastąpić Frederice drogę, jednak przecież pani Kikuta chciała tu być incognito, więc Ahan się powstrzymała i jedynie złapała za własny nadgarstek. Tak też, Frederice w końcu udało się pogłaskać Mlemyę. A Mlemyi Fredericę. Kapłanka geste dłoni odprawiła mnichów, tylko co teraz zrobić z różową owcą?
Aff obudził się, gdy kładziono go na deskach świątyni. Słońce dalej denerwowało, ale znajdował się w cieniu, więc był to w stanie znieść. Jednak był słaby. Słaby i głodny. Tak bardzo głodny. Szyja mnicha która znalazła się niebezpiecznie blisko ust Affa, wyglądała tak kusząco. Aff widział wybrzuszenie jakim pod skórą mężczyzny była żyła. Słyszał szum płynącej krwi i niemal czuł ten niebywale pyszny żelazny smak w swoim gardle. Jeden łyczek. Nikomu nie zaszkodzi, a jak pomoże Affowi. Krew, była dosłownie na wyciągnięcie ręki. Nawet nie! Starczyło lekko unieść głowę i zacisnąć na niej zęby...
Frederica: 187MM
Frederica
Wytrwała Pierepałka
Liczba postów : 2947
Dołączył/a : 14/02/2014
Temat: Re: Świątynia Zambali Wto Lut 20 2018, 15:06
Cała sytuacja miała jakieś pozytywy po za faktem głaskania owieczki. Przede wszystkim potwierdziła pewna przypuszczenia. Pierwsze - nie była agresywna. Przynajmniej nie zachowywała się agresywnie, nie chciała jej pogryźć ani zrobić innych złych rzeczy. Drugą był fakt, że to nie była owca w żaden sposób normalna. Jeżeli człowiek głaszcze owcę, to wszystko jest w porządku. Jeżeli to owca głaszcze człowieka, mamy pewien problem. Zdecydowanie nie jest to zachowanie, której od owcy się oczekuje, to też zaciekawienie dziewczyny względem niej rosło. A oprócz zaciekawienia - czuła się nieswojo, kiedy ta ciągle na nią patrzyła i patrzyła. Też nie - raczej wpatrywała. Tak, to chyba było lepsze określenie. Oczekiwała od niej czegoś? Powinna jeszcze coś zrobić? Póki co jedynie zaprzestała głaskania chociażby dla tego, by ona sama przestałą głaskać Fretkę. Jasne! Głaskanie po głowie było jak najbardziej mile, Frederica aprobowała bardzo, ale może nie kopytem...? Zaraz po tym też wstała nieco się jednak nad owieczką jeszcze nachylając. Co oni mają z nią zrobić? Mają bronić Zambali, a nie zajmować się zbłąkanym zwierzęciem. To nie była praca dla nich. - Chodź. - powiedziała patrząc na Mlemyę, ręką wskazując kierunek, w którym stała Ahan z kapłanką. W ich też kierunku ruszy za raz po tym. - Nie wydaje się być agresywna. Jednak zdecydowanie jest... dziwna. - ciężko jej było o inne słowo. Wygląd wyglądem, ponoć w Neverbeen mają takie fikuśne owieczki, ale raczej zachowują się jak owce. - Nie mniej nie jestem pewna... Jeżeli to nie jest Zambala, chyba trzeba by wezwać jakieś służby, które zajęłyby się... tym przypadkiem. - decyzję zostawiała kapłance, nic więcej nie mogła zrobić. Nie jej świątynia, nie jej owca. Co chciała zrobić, zrobiła. Nie była jako takim zagrożeniem... raczej. Zawsze jednak kapłanka mogła chcieć owcę przygarnąć, nie mniej jaką mogła dać gwarancję, że po jakimś czasie nie wyewoluuje w coś mniej uroczego i słodkiego? A jak już o mniej uroczych i słodkich rzeczach mowa, to wypadałoby zobaczyć, co z Affem po zetknięciu z "morderczą owcą". Może ta podróż tak na niego wpłynęła, że zwyczajnie w końcu siłą rzeczy zasłabł, a nie jakaś tam owca? I to było już bardziej prawdopodobne.
Mlemya
Liczba postów : 27
Dołączył/a : 13/06/2017
Temat: Re: Świątynia Zambali Czw Lut 22 2018, 02:28
Cała sytuacja miała jakieś pozytywy po za faktem głaskania tej drugiej istoty. Przede wszystkim potwierdziła pewna przypuszczenia. Po pierwsze - nie padła na ziemię jak tamten pierwszy. Przynajmniej nie zachowywała się podejrzanie, nie miała zaraz tu upaść na ziemię i ani odczuć żadnych przykrych rzeczy. Drugą był fakt, że to nie była istota w żaden sposób normalna. Jeżeli owca zostaje dotknięta przez kogoś i ten ktoś upada, to nie wszystko jest w porządku. Jeżeli potem drugi człowiek próbuje zrobić to samo to musi być nader odważny i mlemyasty. Zdecydowanie nie jest to zachowanie, które od zwykłych bogobojnych istot się oczekuje, to też zaciekawienie Mlemyi względem tej drugiej rosło. A oprócz zaciekawienia - czuła się fantastycznie, kiedy ta ciągle na nią patrzyła i patrzyła. Też nie - raczej wpatrywała. Tak, to chyba było lepsze określenie. Wyczuwała od niej nić porozumienia? Powinna była coś jeszcze zrobić i dać jej bardziej do zrozumienia swojej nastawienie? Póki co jedynie ta osoba zaprzestała głaskania, ale ona sama wcale nie przestałą głaskać Fretkę. Jasne! Głaskanie po głowie było jak najbardziej mile, Mlemya totalnie aprobowala, ale może ta druga poczuła się nieco zawstydzona...? Zaraz po tym też wstała na dwóch nogach by dalej móc dziewczynę głaskać. Co Mlemya miała zrobić z tym nietypowym istotem? Miała wieść życie normalnej, ciepłej owcy, a nie rozpatrywać pojedyncze przypadki istot... Może to jednak właśnie o to chodziło w normalnym życiu? - Mlem! - powiedziała patrząc na Fredericę, następnie wskazując na siebie i powtarzając Mlem raz jeszcze, a potem kierując swoje koptyko z powrotem na dziewczynę, jakby w ten sposób się przedstawiając i prosząc o odpowiedzenie tym samym. Ostatecznie istota ruszyła jednak w kierunku innych istot, więc Mlemya spokojnym truchcikiem ruszyła za nią. Mlemya nie wyczuwała od tej istoty żadnej agresywności. Jednak zdecydowanie była dziwna, ciężko tu było o inne słowo. Wygląd wyglądem, w wielu uniwersach i światach mieli tego typu fikuśne istotki, ale nie wszystkie zachowywały się tak otwarcie, choć to cieszyło akurat Mlemyę. - Mlem, mlem! - skrzyżowała kopytka "na piersi" owca, jednocześnie tupiąc jednym pozostałym w podłogę, domagając się atencji, nic więcej nie mogła zrobić. Nie jej świat, nie jej zasady. Co chciała zrobić, zrobiła. Mlemya nie była żadnym zagrożeniem i nie należało jej nigdzie odsyłać. Raczej.
Ostatecznie Mlemya podeszła ponownie do Frederici i capnęła mordką jej włosy, następnie wpatrując się w jej buźkę, dokładnie w ten sposób. Żadnego odsyłania. Może ktoś z innego świata powiedziałby, że Mlemyi takie zachowanie nie przystoi, ale jej to nie przeszkadzało. Mlemya była kulką dobra i kochania.
Aff-chan
Liczba postów : 634
Dołączył/a : 12/08/2012
Temat: Re: Świątynia Zambali Pią Lut 23 2018, 01:59
Ocean. Gdy Afuro odzyskał przytomność to właśnie to słowo tkwiło w jego głowie. Nie otwierał oczu tak od razu, czuł nieopisane pragnienie, jednak przed jakimkolwiek ruchem musiał przypomnieć sobie co właściwie się stało. Próbował wejrzeć w wspomnienia różowej owcy a potem... pustka. Problemem na pewno nie było słońce - z swoją odpornością parę minut na słoneczku nie powinno być jakimkolwiek problemem - w takim razie co nim było? Odpowiedź mogła być tylko jedna - wszystkiemu winna była owca z piekła rodem. Wampir raz jeszcze poczuł pragnienie, tym razem otworzył oczy i ujrzał ...przekąskę. Jakże przyjemnym było by skosztowanie choć odrobiny czerwonego nektaru, ot tak troszeczkę, może nikt nie miał by nic przeciw? Jednak nie, musiał się powstrzymać - nie był zwierzęciem, które dało by się kontrolować jedynie prostymi żądzami, musiał być ponad to. Prostym gestem dał znać mnichowi by się odsunął, po czym powoli zmienił pozycję na siedzącą, obracając się w stronę ściany aby nie musieć spoglądać na słońce. -...Dziękuję. Czy jest tu jakieś odizolowane miejsce gdzie mógłbym odzyskać siły? Odparł słabiutkim głosem skupiając się na osłabieniu swego głodu.
Goomoonryong
Liczba postów : 4046
Dołączył/a : 22/10/2012
Temat: Re: Świątynia Zambali Pon Lut 26 2018, 17:24
MG
Sytuacja posuwała się do przodu strasznie wolno, ale tak czasem musiało być. Aktualnie cała świątynia musiała radzić sobie z tą nietypową sytuacją. Bo pojawienie się różowej, zdecydowanie inteligentnej owcy, było bardzo dziwne. No a Mlemya też lekko nie miała, bo nie umiała w ten ich śmieszny język. Masz ci Mlem te zasady wszechświata! W każdym razie ani Ahan, ani Kapłanka, nie byli do Mlemyi przekonani. A i wyczyny Frederici uznawały za coś okropnie dziwnego. Tak więc nie bardzo wiedziały co zrobić, bo sprzeciwianie się Frederice mogło być słabym pomysłem, tak samo jak zajmowanie się owcą. I przebywanie w jej towarzystwie.-Mogę kazać mnichom, odprowadzić ją do lasów, dalej na północ stąd-Zaproponowała w końcu kapłanka, uznając że pozbycie się owcy sprzed oczu, będzie jednocześnie pozbyciem się problemu.
Mnich skinął głową Affowi, wskazując na jeden z budynków mieszkalnych, spojrzał też na Affa pytająco, a potem wskazał na miejsce w którym leżał i dalej patrzył. Nie możliwość odzywania się, była dość upierdliwa. A jeszcze bardziej upierdliwy, był dla Affa dźwięk krwi, przepływającej przez ciała mnichów. Dźwięk który nie cichł, a nasilał się, wypełniając uszy wampira. Aff jeszcze mógł nad sobą panować, ale głód i żądza krwi nie zmaleją. Będą rosły, nieustannie, póki Aff nie ugasi pragnienia. A że otaczało go sporo ludzi... łatwo było o "Wypadek" i czyjeś zęby w czyjejś szyi. Przypadkiem.
Frederica: 184MM
Frederica
Wytrwała Pierepałka
Liczba postów : 2947
Dołączył/a : 14/02/2014
Temat: Re: Świątynia Zambali Czw Mar 01 2018, 19:45
Z jednej strony bezpieczeństwo świątyni, a z drugiej różowa, urocza kuleczka, która to patrzyła na nią tak żałośnie, że Fretka na prawdę nie wiedziała, jakie działania będą właściwe. Spojrzała na Mlemię smutno będąc zdecydowanie rozdarta, ale praca to praca i nie mogła przecież przygarniać każdego uroczego zwierzątka. Z resztą jeszcze Cezar by się obraził, że zajmuje się innymi żyjątkami jak tego nie ma w pobliżu i strzeli ptasiego focha. To zdecydowanie był fakt warty rozważenia. - Chociaż... Może to nie Zambala, ale jakiś... Wysłannik Zambali? W każdym razie jeżeli kapłanka uważa, że odprowadzenie jej do lasu będzie słusznym posunięciem - niech i tak będzie. - w końcu to nie ona właściwie miała tutaj moce decyzyjne, a przynajmniej takich nie specjalnie chciała mieć. Nie jej świątynia. Jeśli kapłanka chce zrobić tak, a nie inaczej, to niech tak zrobi. Wróciła jednak wzrok z powrotem na owieczkę, raz jeszcze głaszcząc ją po wełnie. - Wybacz, ale nie damy rady się tobą zająć. - nie wiedziała, czy zrozumie, ale może zrozumie. Musi zrozumieć. To nie miejsce dla owieczki. - Jeśli temat... niespodziewanego gościa jest, tak jakby, zamknięty, to sądzę, że warto byłoby zobaczyć, co z panem Lapizem. Słońce chyba mu nie służy... - uśmiechnęła się przyjaźnie, próbując w tej jedyny, sensowny sposób wytłumaczyć dziwne runięcie Affa. No bo przecież nie przez owcę. Sprawdziła - owca nie omdlewa ludzi. Chyba że to jakaś Święta Owca i tak jakoś bycie "świętą" owcą jest jakąś kontrą na Affa-wampira. I to też by miało sens. Ale wtedy pozbywanie się Mlemyi mogłoby sensu nie mieć. Zdecydowanie ciężka sprawa. I to chyba nie ona chciała podejmować ostateczną decyzję.
Mlemya
Liczba postów : 27
Dołączył/a : 13/06/2017
Temat: Re: Świątynia Zambali Nie Mar 04 2018, 23:53
Mlemya na te słowa momentalnie pokiwała głową w lewo i prawo, jednoznacznie dając do zrozumienia, że totalnie rozumie co się tutaj dzieje i wcale nie zamierza tak łatwo pozwolić na to, by rozporządzano jej prawem do przebywania w miejscu A czy B. To nawet była ciekawa i miła odmiana od wcześniejszych zachwytów, ochów i achów w całym wszechświecie przez nią doświadczanych, ale tak czy siak nie zamierzała pozwolić sobą rozporządzać. Zamiast tego założyła kopytko za kopytko, prychnęła cicho, a następnie przywołała sobie na oczy ciemne okulary (Cool Sheep Glasses [D]). Niech wiedzą, że nie będzie łatwo zmusić jej do przemieszczenia się w jakimkolwiek innym kierunku. Ta owca miała potrzeby, które chciała realizować, do mlemu jasnego, a jedną z potrzeb było towarzyszenie Frederice. Kropka. Po chwili jednak opuściła nieco okulary z oczu, tak żeby widać było jej własne wejrzenie i spojrzała na Fredericę spojrzeniem pełnym zawodu, ale też rozczarowania. - Mlem mlem! - zakrzyknęła i dalej kręciła głową, że nie, że nie i kropka.
A potem w geście wielkiej furii i wściekłości, zdenerwowania na niesamowitą skalę, wnerwu nad wyraz, mega zniecierpliwienia i irytacji... schowała się za plecami Frederici, tak by kapłanka jej nie widziała, nawet pomimo tego, że jej futro i tak wystawało na boki i była kompletnie widoczna. - Mlem. - westchnęła. Niech po prostu pozwolą jej tu być. Przecież jest RÓZOWA! TO POWINNO WSZYSTKO USPRAWIEDLIWIAĆ! A poza tym chciała wiedzieć co z Lapizem. Też.
Poniżej znajdują się buttony for, z którymi obecnie prowadzimy wymianę. W celu nawiązania współpracy zachęca się do odwiedzenia pierw tematu z regulaminem wedle którego wymiany prowadzimy, a następnie do zgłoszenia się w tym temacie. Nasze buttony oraz bannery znajdują się zaś w tym miejscu.
Layout autorstwa Frederici. Forum czerpie z mangi "Fairy Tail" autorstwa Hiro Mashimy oraz kreatywności użytkowników. Wszystkie materiały umieszczone na forum stają się automatycznie własnością jego jak i autorów. Dla poszanowania Naszej pracy uprasza się o nie kopiowanie treści postów oraz kodów bez uprzedniej zgody właścicieli.