I've never seen a decent person among those who say they're going to save the world while forsaking the people around them. Those types of men are always so intoxicated by thier own hollow dreams that they call every little thing in front of them trivial.
Sala Balowa w nowej, odbudowanej placówce Głównej Komendy Policji Magicznej. Odbywają się tutaj największe imprezy i uroczystości związane z nie tylko PM, ale wyjątkowo, jako miejsce asekuracyjne dla Rady Magii. W wyposażeniu ma dwa bary, scenę dla orkiestr i zespołów, feerię świateł jak i ogromny parkiet. Po bokach sali znajdują się schody prowadzące na balkony i tarasy.
________________________________
Dzisiejszego dnia grającą muzykę można było usłyszeć już z daleka, a światła pięknie oświetlały cały budynek. Przy otwartych wrotach stali zatrudnieni pracownicy, witający gości w drzwiach i prowadzący ich na swoje miejsca. Na stołach cateringowych ustawione były liczne smakołyki, fontanny czekoladą płynące, szwedzki bufet itp. Na stoły za godzinę miało wejść danie główne, lecz póki co, każdy mógł sączyć wino lub szampana. Spokojna muzyka wyznaczała rytm do rozmów.
Trudne w obyciu osoby były... trudne. Nieszczęśliwie, blondyn miał okazję zetknąć się z kilkoma takimi okazami, co z pewnością odmalowało się na jego wszelkiej motywacji do dalszych działań, czy też niezbyt radosnym nastroju. Mimo wszystko - informacja o bankiecie nieco rozchmurzyła policjanta, który to mógł wykorzystać ów zdarzenie jako swego rodzaju odskocznię od nieprzyjemnych wydarzeń. Westchnął tylko, wciągając na siebie wieczorową wersję swojego munduru, aby po ostatnich poprawkach udać się pod wskazany adres. Samo przybycie Finna pozbawione jednak było jakiś wielkich wejść, czy fenomenalnej zapowiedzi, która zapadłaby w pamięć każdej obecnej osoby. Z tego też powodu młody Jerome skierowałby się pierw w stronę poczęstunku, aby to mimowolnie skosztować czekolady zaczerpniętej z fontanny, czy wziąć kilka przystawek, bądź... lampkę wina. W końcu nie codziennie zdarza się takie przyjęcie! Z tego też powodu, wraz ze swoim asortymentem, udał się do odpowiedniego sektora, aby to przysiąść, licząc, że nie spotka dziś żadnej, nad wyraz szkodliwej dla egzystencji osóbki. W dodatku poddał się dość nietypowemu, acz ostatnio nieco częstszemu procesowi, a dokładniej - myśleniu. O treningu, niedawnej chorobie, Nanayi, innych sprawach, zaginięciu Meliora, czy nawet o tym, iż dawno nie miał żadnego kontaktu z Suri - aż chciałoby się odliczać sekundy, kiedy to tylko rozboli go z tego wszystkiego głowa!
Wild
Liczba postów : 114
Dołączył/a : 10/12/2012
Skąd : Wschodnie Lasy, lokalizacja bliżej nieokreślona
Wild bardzo się denerwowała. Nie przepadała za ludźmi, a jednak zdecydowała pojawić się na policyjnym przyjęciu. Z jakiegoś powodu chciała czuć się częścią tej społeczności... Poznać kogoś, z kim nie tyle będzie mogła porozmawiać, co w spokoju pomilczeć. Stała przez chwilę przed budynkiem ściskając w dłoniach swoją kopertówkę i wahała się. W końcu uniosła nieco poły swojej długiej sukni i udała się do sali głównej. Pierwszy raz się tak wystroiła. Miała na sobie długą do ziemi, wąską, czarną suknię, która po lewej stronie była rozcięta aż po biodro i odsłaniała smukłą nogę policjantki obutą w zamszową szpilkę o trójkątnym, ostrym czubku i zapięciu wokół kostki, którego sprzączka ozdobiona była lśniącymi cykoriami. Góra sukni, w przeciwieństwie do lejącego się dołu, była dopasowana, z sercowym, głęboko wciętym dekoltem i odsłoniętymi plecami. Brak ramiączek był zrekompensowany obecnością długich do połowy ramion dziewczyny, eleganckich rękawiczek. Jej włosy były upięte fantazyjnie; pierwszy raz w życiu nosiła również makijaż. Kiedy weszła do sali balowej, oszołomiło ją jej piękno i niezwykły luksus. Inuyasha bezwiednie przyjęła od jednego z kelnerów kieliszek szampana i zaczęła go sączyć. Jej ogon był uniesiony ku górze i poruszał się niespokojnie, choć dziewczyna z całej siły próbowała się odprężyć. Natychmiast również ruszyła w kierunku jednej z czekoladowych fontann i zaczęła rozkoszować się niezwykłym smakiem oblanych gorącą czekoladą owoców. Miała nadzieję, że chwila spędzona przy fontannie, tudzież dwie lub trzy lampki szampana, wystarczająco ośmielą ją i zdecyduje się z kimś porozmawiać.
Nie zamierzała w żaden sposób specjalnie stroić się z okazji tej uroczystości. Jako policjantka idealna uważała co następuje - uniform policyjny był jednym z najpiękniejszych strojów i rekomendowane powinno było być jego noszenie nawet podczas tego typu mniej formalnych okazji, w których członkowie Policji Magicznej mogli spotkać się bez widma wykonywania czynności służbowych. Hikari Keiko oczywiście pojawiła się na bankiecie, świadoma tego, że bez niej ten mógłby się kompletnie nie powieść, tak jak bowiem wszyscy spodziewali się ujrzeć gwiazdki na szczycie choinki bożonarodzeniowej, tak samo wszyscy zapewne oczekiwali jej pojawienia się pośród innych policjantów i policjantek. Poza tym - Keiko nie miała niczego przeciwko. W przeciwieństwie do motłochu świata zewnętrznego, ludzie tutaj zgromadzeni potrafili wykazać się co najmniej minimum wymaganych manier, a przy tym nie byli byle kim - byli ludźmi, którzy czuwali nad tym, by reszta świata mogła spać spokojnie i nie przejmować się własnymi problemami. Hikari Keiko doskonale rozumiała jaka spoczywała na nich odpowiedzialność. Musieli być wzorem i ideałem, a w ten sposób często poszczególni policjanci na pewno musieli odczuwać na swoich barkach duże pokłady stresu i zmęczenia. Choć sama Hikari tego nie potrzebowała, wiedziała, że tego typu okazja była świetnym sposobem na zredukowanie mentalnego wysiłku, dlatego pochwalała decyzję o wyprawieniu tego rodzaju bankietu.
Wiedziała też jeszcze jedno - jej obecność mogła denerwować innych. Nie irytować, ale wprawiać w zakłopotanie, wiadomo bowiem było, że tak jak przed bogiem należało zachować odpowiednią postawę i stopień szacunku, tak przed nią inni również mogli odczuwać tego rodzaju podenerwowanie, zupełnie niepotrzebnie, byli bowiem wszyscy z tej samej organizacji i powinni byli trzymać się razem. Hikari jednak nie zamierzał stresować innych swoją obecnością, więc zachowywała względnie niski problem, nie ingerując za bardzo w rozmowy innych, a jednie spacerując przy stołach i przyglądając się tylko zdawkowo zebranym tutaj ludziom. To na razie wystarczyło.
Wariantów strojów na dzisiejszy wieczór było co nie miara (ho. ho. ho. całe dwa), jedyni woleli postawić na tradycyjne suknie z dekoltami do ziemie (ku uciesze mężczyzn), ponadto wszelkiej maści marynarki, smokingi i inne fraki. Inni z kolei zostali przy tradycyjnym, ale rzecz jasna - upranym, wyprasowanym i wykrochmalonym - mundurze swojego oddziału. Miało to swoje plusy i minusy i rzecz jasna pasowało każdemu, gdyż nie było żadnych rygorystycznych zasad tyczących się odzienia - wystarczyło być eleganckim, tylko tyle. Tak więc co z Zenkiem? Jaki odzienek wybrał na zawitanie do paszczy lwa? Proste. Mundur galowy! Który zresztą łączył cechy obu wcześniej wymienionych okryć. Poza tym - za mundurem, panny sznurem, a że przyszedł tu tylko dla Sheyli, nie wspominając, że pamiętał, że ta jest bardzo pro służbowa, mundur galowy będzie na bank się wpasowywał w jej gust. Dzięki niemu zdobędzie jej serce! A więc... Za nim jednak wszedł, wypalił wypalił jedną z cygaretek przed wejściem, w które zaopatrzył się dnia dzisiejszego, a że był to dzień specjalny, mógł sobie pozwolić na małe burżujstwo. Na koniec wyjął z kieszeni munduru niewielkie, czarne pudełeczko, po czym sprawdził jego zawartość - wszystko było na miejscu, ok. Machnął jeszcze zaproszeniem gorylom przed wejściem i już był w środku. ...I trzeba powiedzieć, że sala robiła wrażenie, nawet na nim. Główne dowództwo nieźle się szarpnęło na taką imprezę. Gdyby nie fakt, że jego serce już do kogoś należało, miałby spore pole do popisu, no ale. I mimo, że był w samym środku policji, czuł się tu wyjątkowo swobodnie. Wszakże sam był policjantem! Udawanym, bo udawanym, ale zawsze. Poza tym jak się to mówi? Najciemniej jest pod latarnią? Na początek był szampan. Marny to napitek, ale jako starter powinien wystarczyć. Tak więc żłopnął sobie z kieliszka, a następnie zaczął krążyć dookoła w poszukiwaniu swojej wybranki. Jednocześnie uważając, by nie natrafić na kogoś jeszcze starszego rangą. Na przykład szefa wszystkich szefów. Choć jeśli miałby to być zastępca komendanta to nie stałoby się nic złego, wszakże rozmawiał z nim w początkowej fazie rekrutacji. O, jest i pokurcz z jego oddziału. Jak jej było? Keiko? Wypadałoby jej uniknąć, bo jeszcze się do niego odezwie. Tak więc zrobił 180 na pięcie i pomaszerował do zupełnie innego stolika.
Wypić? Czy nie wypić? Oto jest pytanie pełne filozoficznych przemyśleń, wywołanych przez głupią lampkę wina. I co z tym zrobić? Ehh... Trochu tutaj sztywno... Muzyka trochę powolna. Czuję, że mógłbym w każdej chwili zasnąć. Sala niby całkiem ładna, ale to nie oznacza, że mogłaby być ładniejsza. -Rawr... - powarkuje elegancko uczesany Qilin, z zawiązaną muszką pod szyją. Jak już się prezentować, to w pełnej elegancji. Oczywiście nie mogąc być gorszym od rudej kulki futra, za strój wziąłem jeden z moich najlepszych letnich, białych garniturów ze złotymi guzikami. Pod nią koszulę, białą jak śnieg...Niech tylko jakiś debil spróbuje ją ubrudzić... Oprócz tego, podobnie jak Qilin, mam zawiązaną pod szyją czarną muszkę, która już po pierwszych pięciu minutach zaczyna cholernie uwierać... Przynajmniej dobrze wyglądam, prawda rudzielcu? -Zastanawiasz się pewnie maleńki po co tu jesteśmy, oraz co tutaj robimy? Widzisz, nie zawsze nadarza się okazja, by spotkać osoby z którymi się pracuje. Niestety ciężko o to, b w policji mogły pracować jakieś ładne panny... Jednak to wcale nie oznacza, że takich nie ma! -rozpoczynam konwersację z rudym stworzonkiem, które to w pełni swojej gracji, siedząc grzecznie na krzesełku zarezerwowanego specjalnie dla niego, zajada się pasztetami. -Tak więc mój drogi, mały przyjacielu. Nie ma co tak siedzieć bezczynnie wpatrując się w czerwień tego napoju. Powinniśmy się chyba przedstawić. Qinil wskakuje mi na ramię, gdy wstaję od stolika. Kulturalnie zasuwam za sobą krzesło i leniwym idę w stronę stołu z czekoladową fontanną, dostrzegając potencjalną ofiarę do rozmowy, dla znudzonego rudzielca. -Strasznie tutaj duszno... - zagaduję typowym, marnym tekstem, byleby tylko coś powiedzieć. My chyba się nie mieliśmy jeszcze okazji sobie przedstawić. Kiirobara Hoshino, oddział czerwono-pomarańczowy, posterunku w Erze, ale wszelkie tytuły raczej nie są istotne - wyciągam jeszcze rękę, by ucałować dłoń... ogoniastej? Ona ma ogon? Nieźle... -Rrawrr...
Kiedy dostał informację o bankiecie, nie chciał początkowo na niego iść. Już sobie wyobrażał smutną minę Simona w momencie, w którym opuszczałby dom na całą noc. No i wkurzoną opiekunkę. Nie chciał ryzykować ani tego, ani tego. Jeszcze... sam bankiet. Trzeba było się jakoś ubrać, brać udział w tym całym zamieszaniu. Pierre należał raczej do prostych ludzi. Nie lubił wystawnych przyjęć i tłumu ludzi. Nie lubił chodzić po krawatem. Wolałby napić się piwa z kolegami, a nie stukać się kieliszkiem szampana z gromadą ludzi, których kompletnie nie znał. Nie rajcowało go takie towarzystwo. Była pewna krzyna nadziei, że pojawi się również Arturia, ale Pierre nie mógł tego zakładać. W sensie... powinna się zjawić. W końcu to było spotkanie wszystkich oddziałów. Dla samego spotkania z nią i zamienienia kilku słów gotów był się jednak wcisnąć w garnitur i odwiedzić główną siedzibę swojego pracodawcy. Troszkę szkoda, że akurat tego dnia opiekunka Simona stwierdziła, że nie może się nim zająć. Pierre długo zastanawiał się, co ma z tym fantem zrobić, ale w końcu zdecydował - musi zabrać malca ze sobą, nie było innej rady. Zdawał sobie sprawę, że znowu zaczną się pytania, ale nie miał wyjścia. Przecież nie zostawi go tu samego. Z drugiej strony zawsze mógł zrobić to, na czym zależało mu najbardziej, czyli po prostu zostać w domu. Gorzej, że jego dowódca tak przekonująco przekonywał go do pójścia, że Lerdoun w końcu się zdecydował. No cóż. Simona też trzeba będzie ubrać. Tak też się stało. Pierre przygotowywał się, w międzyczasie pilnując, żeby młody zjadł gotowane na parze warzywa. Znowu wybrzydzał. Jeszcze upaprał się marchewką i zrzucił brokuła na podłogę. W czasie między ubieraniem koszuli i wiązaniem muszki trzeba było wmusić w dzieciaka żarcie. Samolociki i te sprawy. - No, już, za braciszka - Am! - Za Elis! Jakoś szło do momentu, w którym młody postanowił się zbuntować i upaprać koszulę swojego starszego brata. Pierre starał się na razie nie reagować. Mógł o tym pomyśleć, ale mieli już mało czasu. - Nie chcem, błat - mówił młody buntownik, odsuwając w geście protestu miskę. Ta nieomal spadła na podłogę, ale karmiący w ostatnim momencie ją uratował. Otarł Simonowi usta chusteczką i westchnął. - No trudno. Ale nie będzie dziś żadnych słodyczy! - postawił warunek, patrząc na młodego. Ten naburmuszył się srogo, a jego oczy zaszły łzami. - Nie będzie słodyczy. Pierre wstał z klęczek. Wciąż miał na sobie spodnie dresowe, które też trzeba było zmienić. Ale najpierw koszula. Zdjął tę, którą miał na sobie i wrzucił do pralki. Następnie wrócił do młodego, chwycił go pod ręce i zdjął z wysokiego krzesła. Pomyślał wtedy o tym, że Simon powinien już sam z takich mebli schodzić i że będzie musiał o tym porozmawiać z opiekującą się nim Elis. Nie teraz. - Idziemy myć zęby - powiedział, udając się do łazienki. Młody popędził za nim. Starszy brat czekał, aż ten drugi się zjawi. Wycisnął odpowiednią ilość pasty na szczotkę, podał ją Simonowi, który nałożył sobie nieco za dużo, ale przynajmniej to zrobił. Wtedy przystąpili do wspólnego szczotkowania. - OSZTŁE - zawołał, czując mocny smak mięty młodzian. - Tak, tak - odparł Pierre, wypluwając resztki pasty i opłukując usta. Wytarł twarz w ręcznik. Simon po skończonej robocie zrobił to samo. - Chodź, idziemy się ubrać. Ile czasu im zajęły końcowe przygotowania? Może z pół godziny? Simon z otwartą buzią słuchał o tym, gdzie właśnie wspólnie idą i co będzie na miejscu. W ten sposób łatwiej było ubrać i jego i samego siebie. Kiedy Pierre poprawiał muszkę, mały Lerdoun zapytał: - A pani Ałtułia będzie? Policjant zamyślił się na moment, po czym odpowiedział: - Powinna być. - Co to znaczy: powinna? - Zobaczysz. Byli gotowi. Simon chyba się nie upaprze? Jeszcze przed wyjściem z domu, Pierre postanowił ustalić pewne zasady. - Trzymasz się mnie, zrozumiano? I uważasz na ubrania. Nie wycieraj w nie rąk, od tego masz chusteczkę w kieszeni, żeby wycierać w nią łapki, tak? I nie bój się, wszyscy, którzy będą na miejscu są dobrymi ludźmi. Jeśli ktoś będzie chciał się z tobą przywitać, to ładnie wyciągnij rękę... ale czystą. Jak jest brudna, wycieraj w chusteczkę. I nos też. No. Jasne? - Tak jest! - zawołał ochoczo młodzian. No, to przynajmniej w tej sprawie nie musiał się martwić. Wszystko miał zweryfikować sam bankiet. Byli nieco spóźnieni, bo bankiet zaczął się chyba z godzinę temu, ale już trudno. Pierre prowadził Simona za rękę, będąc jednak gotowym na moment, w którym będzie musiał zacząć nosić go na plecach lub kołysać do snu. To ostatnie zapewne będzie sygnałem do odwrotu. Wypatrywał tymczasem znajomych twarzy. Widział na pewno tego czerwonowłosego faceta z rekrutacji. Może do niego się zwróci? Mignął mu też gdzieś członek fioletowo-czarnych, całkiem sławny. Jak mu było? Jerome? Co ciekawe, nie było zbyt rozmownie. Może wszyscy czaili się gdzieś w kuluarach? Pierre wypatrzył również całkiem ciekawą, małą dziewczynkę z wyjątkowo odważnym wyrazem twarzy i dziewczę o kocich uszach. Ta akurat nie wydawała się zbyt rozmowna. Podszedł do niej jednak jakiś rudy chłopak. Hmm... Z kim by tu...? Wybór padł chwilowo na kocią pannicę i jej towarzysza z dziwnym zwierzaczkiem na ramieniu. Prowadząc Simona za rękę, podszedł do Wild i Kiirobary, po czym zagadał: - Można się przysiąść? Co prawda, w towarzystwie Simona nie pił alkoholu, bo musiał trzeźwo patrzeć na to, co wyprawiał jego młodszy brat, ale przynajmniej chętnie napiłby się soku. - Simon? Czego chcesz się napić? - zwrócił się do młodego. Dzieciak przez dłuższą chwilę przyglądał się stworkowi siedzącemu na ramieniu chłopaka. - BĄBELKÓW! - zawołał, wskazując na kieliszek Wild. No cóż. Taka już dziecięca natura.
Wild
Liczba postów : 114
Dołączył/a : 10/12/2012
Skąd : Wschodnie Lasy, lokalizacja bliżej nieokreślona
Ooooch... Wild rozpływała się wręcz w rozkoszy, kiedy pakowała sobie kolejne kawałki owoców oblane gorącą, gęstą czekoladą do ust. Jej kubki smakowe przeżywały czekoladowy orgazm. Było jej tak cudownie, że aż zaczęła cicho mruczeć! Może to i było trochę dziwne, ale w ogóle jej to nie obchodziło. Warto było dać się wystroić i przyjść, tylko po to, by móc rozkoszować się smakiem i zapachem potraw. "Strasznie tutaj duszno..." - usłyszała i natychmiast odwróciła się do chłopaka, który ją zaczepił. Natychmiast zorientowała się, że na twarzy ma czekoladę i zażenowana z niezwykłą prędkością porwała ze stolika chusteczkę, by wytrzeć sobie usta. Zarumieniła się lekko i podała nowo poznanemu dłoń, którą ten ucałował. Dziewczyna nie była biegła w sprawach dobrego wychowania i manier, toteż tego typu zachowanie niezwykle jej imponowało. I również ją onieśmielało. - Tsume Inuyasha. Duchy, oddział Shirotsume. Mówią mi Wild - odparła dosyć cicho, dalej się rumieniąc. - Przeciwnie, miło wiedzieć, gdzie dokładnie pracują koledzy po fachu - dodała uśmiechając się delikatnie. Ostatnio zaczęło jej zależeć na tym, by jednak kogoś poznać, chciała zrobić zatem jak najlepsze wrażenie. Byłoby miło, gdyby poznała bliżej kogoś z policji. Jej zdenerwowanie niestety zdradzały intensywne ruchy ogonem, których to absolutnie nie mogła kontrolować. Wtem zauważyła pomarańczowe stworzonko siedzące na ramieniu Kiirobary. - Ojej, jaki słodki~! - rzekła z nagłym błyskiem w oku. Wyciągnęła rękę do zwierzątka. Zreflektowała się jednak w porę, że to tak nie wypada, więc zapytała szybko, patrząc chłopakowi w oczy: - Mogę? Jeśli uzyskała pozwolenie, powoli dotknęła miękkiego futerka zwierzaczka i starała się pogłaskać go tak, jak najbardziej lubił (pwmKrólowa zwierząt). Miała nadzieję, że pupil policjanta ją polubi, jak wszelkie inne zwierzęta. - Jak ma na imię? - zapytała jeszcze, uśmiechając się uroczo do Kiirobary. Chwilę później kolejne osoby do nich dołączyły. Stres u dziewczyny wzrósł jeszcze bardziej, ale na pytanie, czy mogą się przysiąść, zdołała jakoś wykrztusić krótkie: - T-tak, oczywiście... Nie sądziła, że tak szybko pozna aż tylu (raptem dwóch, ale dla niej było to bardzo dużo) policjantów. Jej ogon wrócił do szybkiego kiwania się z jednej na drugą stronę. Kiedy dziecko zakrzyknęło, że również chce się napić szampana, Wild rzuciła przerażone spojrzenie jego opiekunowi. Co miała robić? W życiu nie podeszła do dziecka na mniej niż pięć metrów. Raczej chyba nie może mu dać swojego kieliszka, prawda? Co powinna powiedzieć? A jak się rozpłacze, to co? Tym sposobem przegapiła również swoją szansę, żeby się przedstawić. Kiedy się zorientowała, nie zadziałało to pozytywnie na jej nastrój i jej przejęcie wcale nie opadło. Zamiast tego czekała na rozwój wydarzeń, mając nadzieję, że któryś z panów zaraz wyciągnie ją z tej niezręcznej sytuacji.
Patrzył raz w lewo, raz prawo, doszukiwał się wszędzie długich nóg i kakaowego koloru skóry, lecz na próżno. Sheyli jak nie było, tak nie ma w dalszym ciągu. Może źle szukał? Albo gdzieś się przed nim schowała...? Nie, nie, to na pewno nie to. Po prostu jeszcze nie przyszła. Właśnie tak! Chciała elegancko się spóźnić i wejść na bankiet niczym prawdziwa celebrytka. Z tą pokrzepiającą myśl opróżnił do końca kieliszek szampana, a następnie go gdzieś odstawił i wykombinował sobie niebieskiego drinka z oliwką. Następnie przysiadł sobie na randomowym krześle przy randomowym stole, po czym westchnął. Dopiero po chwili ogarnął, że przysiadł się do kogoś. Na szczęście w porę zorientował się, że to nikt ważny i swoje 'przeprosiny' wsadził szybko w kieszeń. Barwy na kubraku sugerowały tylko jedno. - Oh, myślałem, że mniej nas tu przylazło. - bąknął, wlewając drinka do gardła. - Bo wiesz, jest jeszcze ten pokurcz z tego samego miasta, co ja. - wskazał kciukiem na Keiko, którą miał cały czas na oku. Jak to mówią, wroga lepiej mieć cały czas w polu widzenia. Przynajmniej będzie wiadomo kiedy dać nogę. Drapnął się w swą rudą brodę. - Mam nadzieje, że nie jesteś oficerem, co? Nie znam jeszcze wszystkich z oddziału, a nie chciałbym podpaść. - przekrzywił głowę, zastanawiając się, czy spotkał Finna kiedykolwiek. Nie chodziło o rozmowę, tylko czy po prostu mu gdzieś nie mignął. Na przykład na Turnieju Magicznym? W końcu tam masa policji była... a przynajmniej jeden taki wsiur.
Bankiet trwał, a Finnian musiał zadowolić się własnymi myślami. Tak mogłoby się wydawać, jadnak jedno z pierwszych słów przybyłego jegomościa uswiadomiły blondyna, jak bardzo mylił się w tej kwestii. Jedno spojrzenie starczyło, aby to policjant zlustrował innego funkcjonariusza nieopodal niego. Westchnął tylko, by w końcu upić łyk wina, a następnie ponownie spojrzeć w kierunku rozmówcy. - Hm? Ah... Więc też przyszła... - bąknął tylko, a bankietowy nastrój, czy chwile poświęcone na spokojne rozważania diabli wzięli. Nim młody Jerome się zdarzył cokolwiek dodać, nieznajomy dopowiedział kolejne kwestie, a w międzyczasie mina nieco mu zrzedła. Jakby wcześniej była radośniejsza. - Nie... Jestem zwykłym pionkiem i nic więcej - odparł tylko, oszczędzając sobie nazywania się per popierdółka. Na dodatek wysilił się na nikły uśmiech, ktory to miał chyba potwierdzać słuszność jego słów. Mimo wszystko wypadało wyjasnic jedna rzecz: - ...ale kiedyś powiedziałem tamtej, że jestem porucznikiem... - dodalby jeszcze dość cicho, jakby to wspominał sam sobie dawna głupotę, aniżeli chwalil sie osiągnięciem. Wszystko po to, aby następnie ponownie upic łyczek wina i 'cieszyć' się rozmową...
Ten merdający ogonek jest całkiem śmieszny, podobnie jak i te uszka. Mimowolny uśmiech pojawia się na mojej twarzy, po dość uroczej reakcji ze strony Tsume. Jak to dobrze znaleźć tak miłą osobę, która nie spłoszyła się przez wzgląd na rudy kolor włosów. Wyczuwam jednak bijące niebezpieczeństwo od fontanny z czekoladą. Brąz nie wygląda najlepiej wygląda na bieli... Tak na wszelki wypadek robię mały krok w bok. I tak właśnie wszelka atencja z jej strony przechodzi szybko na rude stworzenie, siedzące na moim ramieniu. Aż wyszczerzają mi się ząbki, od tej nagłej reakcji na futerko... A jednak zachowała trochę uwagi również dla mnie... Przez krótką chwilę stoję wpatrując się w jej szaroniebieskie, dość niezwykłe oczy. Jest całkiem ładna... - Możesz -odpowiadam cicho, stając lekko bokiem, by miała lepszy dostęp do futrzaka. Ten wpierw obwąchuje szybko jej dłoń, po czym nastawia się na przygłaskanie, po szyi. Następnie unosi lekko główkę, aby dać się drapać pod bródką. Zaczyna cicho mruczeć, wyrażając swoje zadowolenie. Przymyka oczy, mrucząc coraz głośniej. Nadstawiając się coraz bardziej... bardziej... bardziej... Aż do chwili, w której to Wild przestaje go głaskać. Jest tak nachylony, że prawie spada mi z ramienia... Prawie. - Rrawr! - warczy, wyciągając prawą łapkę, jakby w ten sposób domagał się dalszych pieszczot. - Funkcjonariusz Qilin. - przedstawiam rudego stworka, poprawiając go nieco, żeby nie spadł. Acz wyraźnie ciągnie go do dziewczyny. - Mój wierny towarzysz, oraz wspólnik z oddziału... Chociaż jak będziesz go tak dalej głaskać, to pewnie nie za długo jeszcze ze mną pobędzie... Całą miłą atmosferę musi jednak zepsuć niemałych rozmiarów osobnik, przybywający wraz z dzieckiem... Nietrudno zauważyć jak zmienia to nastrój dziewczyny. Wygląda na lekko zestresowaną. Ehh... - Raczej tak - mówię do mężczyzny, patrząc na niego lekko z dołu. Zaś jeśli chodzi o dzieciaka... - Nie jesteś trochę za mały, aby pić takie rzeczy? Od bąbelków nie urośniesz i nie będziesz wysoki jak twój... - to jest właśnie ten niezręczny moment, kiedy nie wiesz jak nazwać wielkiego osobnika pracującego w policji. Patrzę na niego przez chwilę, żeby ostatecznie jeszcze posłać do Wild bezradny uśmiech.
Kapitan oddziału fioletowo-czarnych nie ubrał się jakoś specjalnie na bankiet. Założył swój zwyczajowy mundur, a jedyne co odbiegało od normy w jego wyglądzie to fakt, że lekko przyczesał włosy. Nie sterczały aż tak we wszystkie strony. Odświętnie sterczały tylko trochę. Dla niego to i tak było dużo, a i tak przyszedł tutaj w jednym celu. Zastępca wyznaczył im honorowe miejsca, ale nie chciał siedzieć między kapitanami, bo wiedział, że nie będzie z nimi zabawy. Mógł się napić z Benem i Sheyla, ale... oni byli za nudni. Więc usiadł między ludźmi ze swojego oddziału. Z nimi to dopiero była zabawa! Robi co im powiedział, pili na umór (Spróbowali by nie pić to by się z nimi policzył!)... Może nawet udałoby mu się zorganizować jakiś mały konkursik! (Konkursiki Errego zwykle kończyły się na bijatyce.) Uśmiechnął się pod nosem. W drodze do stolika, zabrał ze sobą cała butelkę szampana, bo nie miał zamiaru bawić się w picia z kieliszków. Były nieekonomiczne. Usiadł między jakimiś magami ze swojego oddziału, postawił butelkę na stole i powiedział. -To co chłopaki?! Gotowi na zabawę z waszym kapitanem?! ... Nie znał tego blondyna, ani jego towarzysza, ale chyba byli w jego oddziale. No cóż, miał prawo nie znać wszystkich, prawda?
// Nie wiem czy dobrze ogarniam, że Fin i Zenek siedzą przy stole
- O, czyli ją znasz? - spytał, nie odwracając głowy, lecz zerkając kątem oka na blondynkę. Szybko jednak zaprzestał, bo przecież było bezpiecznie. Informację o niskiej randze rozmówcy przyjął z ulgą. Poczuł się nawet pewniej, choć już taki był od początku, czyż nie? W każdym razie, jeśli jest zwykłym szeregowym, tak jak Zenek to mieli wiele wspólnego. No dobra, nie mieli nic, bo się nie znali. Ale kto wie... kto wie. Westchnął, tym razem upijając mniejszą porcję alkoholowego płynu. Był całkiem niezły, choć wino z Sheylą byłoby o wiele lepsze. Nawet woda, by smakowała niczym nektar bogów, byle z nią. Westchnął znów i wtedy o mało, co się nie opluł. - Ha... haha... powiedziałeś jej coś takiego? Hooo ~ winszuje i życzę nie spotkania jej, tym bardziej w towarzystwie kogoś starszego rangą. Nie wiem jak to jest tu, ale w wojsku za podszywanie się pod starszego stopniem idzie się pod sąd wojskowy. - jego lico było uhahane jak nigdy. No, czyli jednak w tej całej policji nie jest wcale tak nudno. A zważywszy, że noc jeszcze młoda, to jeszcze tyle może wydarzy- Ktoś zasiadł między nimi. Nie był wysoki, ani nazbyt szeroki w ramionach, ale mimo to zmysły stały się ostre niczym brzytwa. Zaś ręka odruchowo powędrowała do rękojeści katany i zacisnęła się na niej z całej siły. Był również gotowy do rzucenia Irooni i Omu jednocześnie. Trwał tak krótką chwilę, gdy doszło do niego, że nie dzieje się nic niebezpiecznego, kapitan wcale nie wpadł tu, by go skuć, a by się 'zabawić' ze swoimi ludźmi. I mimo, że zdążył się nasłuchać o nietypowych uciechach Erre, nasz bohater uważał to za plus dla tego człowieka. No co? Potrafił się gość bawić, tak jak Zenko. - To dla mnie zaszczyt, że sam kapitan postanowił zasiąść obok swoich ludzi, Mathang Taichō. Nazywam się Arai Daiichi i zostałem przydzielony do oddziału trzy miesiące temu. - po tej małej prezentacji nie bardzo wiedział jak się ma zachować, więc wstał i się skłonił, by zaraz wrócić do pozycji wyjściowej. W drugiej chwili zerknął na Finna z miną pytającą, co dalej, bo on tu zielony.
- Tak. Tak jakby... - odparł tylko, acz ewidentnie nie szczycił się tym faktem. Znajomość z Keiko raczej nie była źródłem dumy, czy radości blondyna. Zwłaszcza, że ich relacja polegała głównie na wymianie paru zdań, jednej misji, a i drobnym, niegroźnym kłamstewku. Nieco bardziej zrzedła mu mina, kiedy to rozmówca rzucił kolejną kwestię względem jego żarciku względem karzełka. Nie myślał, iż takie coś może mieć takie konsekwencje. W ogóle nie myślał. Zwłaszcza o tym! Wszystko wyglądałoby inaczej gdyby nie to małe, upierdliwe i zapatrzone w siebie coś! Aż Finn westchnął dość ciężko, aby wypić resztę dość drogiego wina niemalże na jeden łyk, dopowiadając tylko: - Nie będzie tak źle, chyba. Nic groźnego się nie stało. Los miał jednak nieco inne plany, a sytuacja ponownie przybrała nieciekawy dla policjanta obrót. W jednej chwili, w której to rozmawiał z nowym znajomym o dość niezręcznej i kłopotliwej sprawie, pojawił się on! Erre! Nie spodziewał się osoby tego kalibru w takim otoczeniu, a tym bardziej nie spodziewał się tego, iż mężczyzna jakkolwiek mógł przypadkiem dosłyszeć ich rozmowę. Stres jakby momentalnie wzrósł, a wszystko znalazło upust w jednej scence. - D-Dobry! Finnian Jerome z... z Magnolii! - rzuciłby tylko blondyn ciut nazbyt niepewne, prostując się przy tym mimowolnie, aby to chwilę później tylko sztywno skinąć głową. Jakoś nigdy wcześniej nie miał okazji go widzieć, ale był dość... nietypową osobą o nietypowym podejściu do życia. - Z-Zabawa? Ale chyba nie w ruletkę? - dopytał się tylko, przypominając sobie jedną z brutalniejszych plotek. Nie widziało mu się wracanie z bankietu z kulką w brzuchu, a ponoć to była jedna z ulubionych gier ich kapitana. Mimo wszystko wymienił pytające spojrzenie z Zenkiem, jakby to sam nie wiedział, co takiego powinien teraz zrobić.
Zaobserwował dwie różne reakcje na jego przybycie. Jedna z nich bardzo go zaciekawiła. Ten facet był gotowy do walki w każdej chwili! No no, nie wiedział że ma kogoś takiego pod sobą. Zainteresował go. -No no, spokojnie, jeszcze nie mam ochoty na bijatykę.-powiedział, uśmiechając się szeroko do Zenka. Potem spojrzał na blondyna. Finnian Jerome. Akurat o nim coś tam słyszał. Ale to pierwszy raz kiedy go zobaczył. Raczej nie był zbyt... okazały... Czy tam coś. Wziął większy łyk szampana i pomachał ręką Zenki, na znak żeby ten dał sobie spokój z formalnościami. -Daj spokój, nie kłaniaj mi się. Lepiej się ze mną napijcie.-rzekł i przysunął butelkę do Finna.-Oj chłopcze, w ruletkę już się nie bawię...-ściszył głos.-... Sheyla zrobiła mi o to niezła burę...-uśmiechnął się złowieszczo.-Ale znam inne, lepsze zabawy!-mrugnął do blondyna i walnął go przyjacielsko w plecy. Trochę za mocno. -No miło was poznać. Niby jestem kapitanem, ale wszystkich z oddziału nie znam... Tym bardziej nowych.- wziął kolejny porządny łyk. - Poznaliście już innych kapitanów? I naszego...-tutaj skrzywił się teatralnie-... zastępce komendanta?
Poniżej znajdują się buttony for, z którymi obecnie prowadzimy wymianę. W celu nawiązania współpracy zachęca się do odwiedzenia pierw tematu z regulaminem wedle którego wymiany prowadzimy, a następnie do zgłoszenia się w tym temacie. Nasze buttony oraz bannery znajdują się zaś w tym miejscu.
Layout autorstwa Frederici. Forum czerpie z mangi "Fairy Tail" autorstwa Hiro Mashimy oraz kreatywności użytkowników. Wszystkie materiały umieszczone na forum stają się automatycznie własnością jego jak i autorów. Dla poszanowania Naszej pracy uprasza się o nie kopiowanie treści postów oraz kodów bez uprzedniej zgody właścicieli.