I've never seen a decent person among those who say they're going to save the world while forsaking the people around them. Those types of men are always so intoxicated by thier own hollow dreams that they call every little thing in front of them trivial.
Temat: Gabinet głównego zarządcy Artail Pią Cze 26 2015, 14:43
First topic message reminder :
Najwyżej umiejscowiony punkt miasta, który to znajduje się na szczycie kilkunastopiętrowego budynku, znajdującego się w centrum miasta. Jak można się domyślić - z pomieszczenia wychodzą okna na wszystkie strony świata, co umożliwia obserwacje znacznej części miasta bez opuszczania budynku. Poza tym znajdują się tutaj różnorodne księgozbiory, zaś na ścianach wywieszone są przeróżne skomplikowane plany, bądź szkice wynalazków i prototypów, które to rozmieszczone są gdzie nie gdzie w pomieszczeniu. Głównym jednak elementem pozostaje biurko z wygodnym czarnym fotelem tuż za nim i dwiema, sporymi lacrymami świetlnymi po bokach.
Gonzaels: Białowłosy miał niemałe wyzwanie przed sobą. Ktoś niemalże natychmiast rozgryzł jego tożsamość, a przynajmniej pozwolił sobie na zaprzeczenie jego przykrywce. Skołowany wróżek postanowił więc zająć się tym, co lubił robić chyba najbardziej. Wyrzucił rolkę papieru toaletowego przez okno i chwilę później mógł podziwiać jak ta rozwija się i końcówka z pseudo tektury odczepia się przez pęd i opada na ziemię, a szaro-biała wstęga powiewa leniwie na wietrze. To samo oglądał teraz ciemnowłosy, a na jego twarzy widniał niewielki uśmiech. - Zabawniej by było, jakbyś owinął gabinet Eve, gdy ta pójdzie na kawę - rzucił tylko, jednak nie zaśmiał się z rezultatu nastolatka, acz w jego tonie pobrzmiewały rozbawione zgłoski. Pewnie na tym mogłoby się skończyć, jednak wróżek postanowił spytać się nieznajomego mężczyzny o dane personalne. - Ej! Pierw wypada przedstawić się samemu, ale niech ci będzie... - powiedział tylko z udawanym oburzeniem mężczyzna, przenosząc spojrzenie na karzełka, a przynajmniej malucha względem jego wzrostu i postury. - Silmarus Arde pierwszy z ENCI, dawny przyjaciel Lynn - odparł tylko spokojnie, wyciągając rękę niczym dystyngowana osoba w kierunku Gonzalesa, chociaż ubioru dalej mu brakło, jednak... pokonał płomienie białowłosego!
Kashima: Rozmowa przybrała zupełnie innego obrotu, a po mimice kobiety zdecydowanie dało się stwierdzić, że niezbyt interesują ją słowa łysego detektywa. Westchnęła jedynie ciężko, spoglądając na niego, jakby sobie kpił. Mimo wszystko wyrzuciła niedopałek papierosa przez okno, wracając w okolicę biurka. - Większość obywateli zginęła. Reszta praktycznie w całości wyjechała do innych miast lub nawet za granicę, jeśli pozwalały im na to fundusze. Pozostali pewnie osiedlili się na przedmieściach, czy slumsach, ale nie jestem chodzącym rejestrem ludności - rzuciła tylko ciut podirytowanym tonem i z pewnością nie miała zamiaru jakoś drążyć tematu. Nawet spojrzała na obrazki, ale aż taką alfą i omegą to ona nie była, aby poznawać wszystkich obywateli na pierwszy rzut oka. Czego jeszcze...
Było trochę dziwną rzeczą, że czternastoletni chłopak rozmawiał z nagim facetem, który miał domalowanego, pedofilskiego wąsa. Niby coś nie tak, ale Gonzales niezbyt się przejmował. Chłopak jakoś nie przywiązywał zbytniej uwagi do ubrań, nie licząc oczywiście Epickich Samograji Biegu Po Tęczy, czy też epickich czarnych okularów, które wręcz ociekały epickością. Chociaż zwolennikiem ekshibicjonizmu nie był, to jednak nie przeszkadzał on mu wcale. Zresztą to właśnie mężczyzna był na straconej pozycji. Jeżeli ktokolwiek zauważyłby tę sytuację, to żodyn sędzia nie zostawiłby bez winy mężczyzny. Młody wróżek w pełni rozumiał swoją przewagę, dlatego też niczego się nie obawiał. Właściwie to niewiele rzeczy na świecie mogłoby przerazić młodego wróżka… Gdy mężczyzna zaproponował mu własną sugestię odnośnie papieru, Gonzales chwilę musiał się zastanowić, po czym pokiwał głową z aprobatą. I nawet się krótko zaśmiał. - To mogłoby się udać, ale papier już się skończył…- dopowiedział lekko zawiedzionym głosem. Może następnym razem, jak tylko zdobędzie legendarną nieskończoną rolkę papieru toaletowego, albo po prostu zwykły papier. Takiego w końcu też mógłby użyć. Na uwagę mężczyzny odnośnie przedstawiania się, Gonzales spojrzał na niego z wyraźnym zażenowaniem. Poczuł się iście zignorowany przez osobnika. - Przedstawiałem się już co najmniej dwa razy… - odpowiedział. Może i nie podał swojego prawdziwego imienia, ale nie można mu zarzucić tego, że się nie przedstawił. Wpierw wysłuchał tego co miał do powiedzenia Silmarus. Jego sposób prezentacji siebie był dość nietypowy. Białowłosy tylko kiwał głową udając, że rozumiał. – Aaa… ENCI… To są ci… No właśnie… Ci od tego ten… W każdym razie wiem o kogo chodzi. Szacun chłopie. Naprawdę musisz być kimś ważnym… - jednakże Gonzales nie mógł być gorszy w przedstawieniu się. – Zaś ja jestem Gonzales Gick Gonzo Gonzardo pierwszy swego imienia, rodu Gickensów, z domu Gicków. Znany również jako Pierwszy Płomień. Powierzyciel epickich cichobiegów. Niosący w sercu dumny płomień sławiennej, oraz dumnej gildii Fairy Tail! Dawny przyjaciel Edmunda… - kimkolwiek był Edmund, z pewnością był kimś na tyle ważnym, żeby Gonzales wykorzystał jego imię w przedstawieniu się. Potem zaś chłopak odskoczył gdzieś na bok i począł się rozglądać. Zastanawiał się, co robić dalej.
Finn
Liczba postów : 4279
Dołączył/a : 17/11/2012
Temat: Re: Gabinet głównego zarządcy Artail Nie Gru 27 2015, 00:01
~~MG~~
- Nah, wielka szkoda - na pewno byłoby zabawnie - zaśmiał się tylko półnagi mężczyzna, który najwyraźniej nie robił sobie nic z problematycznej sytuacji. Z pewnością też był bardziej rozmowny, aniżeli pan detektyw z zastojami. Przynajmniej odpowiadał na większość kwestii Gonzalesa i w jakiś sposób łapał z nim wspólny język lub przynajmniej tok rozumowania. Oczywiście zaraz potem pokiwał tylko głową, spoglądając w kierunku gabinetu radnej, gdzie coś nagle trzasnęło. - Naprawdę?Musiałem przeoczyć, ale... miło poznać - rzucił prawdziwie zaskoczonym głosem, początkowo drapiąc się po sztucznej brodzie z długopisu, a następnie wyciągając te samą dłoń ku nastolatkowi. Kto nie byłby zaszczycony poznając taką osobistość?! Mina ciemnowłosego nieco zrzedła, kiedy Gick powiedział pewne imię! - Znałeś Edmunda?! Przykra sprawa, nie? Wszystkie kości złamane... Przyjechałem sprawdzić, czy z Eve wszystko w porządku, ale jakoś tak zgubiłem po drodze ubrania. Wiesz jak to jest... idziesz ulicą i budzisz się bez nich! - dopowiedział jeszcze mężczyzna, podchodząc do windy, a ta niedługo potem podjechała na odpowiednie piętro, oznajmiając swoje przybycie cichutkim piknięciem. Ten zaś wszedł do windy, dając chwilę Gonzalesowi na dołączenie z pytaniami lub też i nie.
W gabinecie z kolei miała miejsce inna scenka, bo podirytowana kobieta uderzyła po raz kolejny w biurko. Najwyraźniej coś jej się nie podobało i to bardzo. - Jeśli to wszystko, to wasza zapłata zostanie przesłana na konta, a w kwestii pomyłki lekarzy mogę jedynie zaoferować serię odpowiednich zabiegów - powiedziała jeszcze ciemnowłosa kobieta, a wszystko najwyraźniej zbliżało się do końca, a przynajmniej w przypadku tej misji.
Stan postaci: Gonzales - 11pd, 60.000 Kashima - 6pd, 40.000
Władca Kasztanów
Liczba postów : 480
Dołączył/a : 28/01/2015
Temat: Re: Gabinet głównego zarządcy Artail Nie Gru 27 2015, 15:39
Jak się okazało byli jeszcze na świecie dość śmieszne osoby, z którym Gonzales mógłby się niejako dogadać. Rozmowa z mężczyzną przebiegała Gonzalesowi dość dobrze. Białowłosy zaśmiał się z historyjki o znikających ubraniach. Jednakże jak się okazało Silmarus również znał Edmunda, albo po prostu udawał, że go znał. Mimo wszystko Gonzales nie chciał niczego po sobie poznać. Postanowił dalej kontynuować żartobliwą grę w to, kto ma większy autorytet. Choć mężczyzna powiedział, że niby zna Edmunda, to nie musiał znać tego samego Edmunda, co właśnie miał zamiar wykorzystać Gonzales. - Wszystkie kości złamane? Niemożliwe… Edmund, którego dawnym przyjacielem jestem nie mógł mieć złamanych kości, ponieważ… Eee… Jest drzewem! Tak! Sosną! A potem przyjechali drwale i reszty możesz się już tylko domyślać… - powiedział, po czym spuścił lekko głowę, przywołując smutek i żal. Uczcił żywot Edmunda półminutową minutą ciszy, a potem uśmiech znowu powrócił na jego twarzyczkę. To mogło aż wydawać się dziwne, że tak szybko dogadał się z mężczyzną. W sumie to nie krępował się wcale jego obecnością. Mogli nawet razem dokonać jakiegoś niezwykle śmiesznego niewinnego żartu, w ogromnym budynku. Problemem Gonzalesa było to, że nie znał go do końca i nie bardzo wiedział co, gdzie i w jaki sposób można by było urozmaicić drobnym żartem. - Ej! Często bywasz w tym wieży? Wiesz może czy są tutaj jakieś ciekawe miejsca? I czy poza epickimi widokami z góry jest tutaj coś jeszcze równie epickiego, wartego zobaczenia? – zapytał rozglądając się na boki. Chciał gdzieś pójść. W końcu korytarz przy łazience nie był chyba najlepszym miejscem na pogawędki.
- Ach, mój Edmund został księdzem! Rozumiesz to? Zrezygnował z kobiet, a kiedyś był z niego niezły gościu, a teraz... Eve napisała, że to pobicie, ale jak dla mnie takie obrażenia to przynajmniej przez szalone enty żołędziowe - powiedział całkiem spokojnie ciemnowłosy, pod koniec siląc się na urażony ton, jakby to radna skrytykowała jego pomysł z agresywnymi roślinkami. Chwilę później wzruszył ramionami tak, jakby zupełnie nic go to nie obchodziło. Westchnął jedynie, spoglądając na guziki, a następnie przenosząc spojrzenie na białowłosego wróżka. - Hm? Właściwie to jestem tu pierwszy raz... Ostatnim razem jak byłem w Fiore to ten budynek dopiero powstawał, ale znając Eve to wszystkie ciekawe miejsca są pod kluczem - odpowiedział na dość interesujące pytanie ze strony białowłosego. Nie trzeba było też długo czekać, aż mężczyzna wcisnął guzik z cyferką zero, a następnie winda powiozła go z nastolatkiem na parter, gdzie białowłosy został poinformowany, że pieniądze zostały wysłane na konto. Nie obyło się to bez pytającego spojrzenia mężczyzny, który ruszył w kierunku wyjścia, jednak tuż przy nim zatrzymał się, dodając krótkie: - Wiesz gdzie jest jakiś sklep z ubraniami? Albo hotel Złota Magnolia?
Mój Edmund… Zrezygnował z kobiet… Ale to pedalsko zabrzmiało! Tak pomyślał Gonzales i zaśmiał się na głos. Nie dał rady tak po prostu tego zignorować. W każdym razie zjechał windą z mężczyzną, oczywiście biegając po całej windzie w celu zostawienia w niej jak największej ilości różowych śladów. A kiedy znaleźli się na dole, wcisnął jeszcze wszystkie guziki, by winda przejechała się po wszystkich piętrach, po czym znowu się zaśmiał. Wtem jakaś istota oznajmiła Gonzalesowi o przelaniu pieniędzy na jego konto. Zaś ich ilość… Była dość duża… Białowłosy w życiu nie widział chyba tylu klejnotów na oczy. Poczuł jak jego futerkowy portfel zrobił się niewyobrażalnie ciężki. Zdecydowanie to była zbyt duża ilość pieniędzy i należało je jak najszybciej wydać. Gdzie i na co, to Gonzales miał zaplanowane już od jakiegoś czasu. Tak więc trochę zaczęło mu się śpieszyć. Nie mógł się doczekać jak jego super epickie artiefekty będą wyglądały. Jednak został zaczepiony jeszcze przez mężczyznę. Spojrzał na niego, podrapał się po głowie i ręką wskazał prawą stronę. - Jestem pewien, że idąc cały czas w tę stronę, prędzej czy później trafisz na jakiś sklep z ubraniami – odpowiedział. No, ale mężczyzna potrzebował jeszcze dostać się do hotelu. Chłopak znowu się zaśmiał. W końcu nie zaszkodzi zrobić mu drobnego niewinnego żartu. – To podchwytliwe pytanie! Ten hotel jest w Hosence! A teraz znikam! Trzeba na coś wydać całą wypłatę! Bwahahahaha! Młody wróżek wybiegł z wieży, zostawiając za sobą liczne różowe, epickie, połyskujące ślady. W między czasie przetarł epickie, czarne okulary, założył je sobie na nos i kiedy już tylko wyszedł na świeże powietrze natychmiast odpalił Flash Fly C i poleciał z pełną prędkością w znanym sobie kierunku.
Wiadomym było to, że na świecie istniało wiele wrednych duszyczek. Na szczęście białowłosy taką nie był, a przynajmniej nie w oczach ciemnowłosego mężczyzny. Ten uradowany sięgnął w pewne miejsce, w które nie wypada sięgać przy ludziach, a następnie rzucił Gonzowi w podzięce drobne fundusze, które miały wynagrodzić mu trudy i szalone poświęcenie w dawaniu instrukcji. Następnie zaś osobnik ruszył. Ruszył do sklepu, a potem do Hosenki, jeśli takową jeszcze uda mu się znaleźć! Kto wie, kiedy przyjdzie im się ponownie spotkać..? Każdy z nich ruszył w swoją stronę.
-Rozumiem.- Odparłem, skłoniwszy głowę.- Gdyby jednak obiło się coś o Pani uszy prosiłbym o kontakt. Tak. Każda pomoc się przyda. Eeeeh... Odnalezienie rodziny mistrza jest trudniejsze niż się tego spodziewałem... Ale to w sumie jest przeszukiwanie całego kraju, więc czego w ogóle oczekiwałem? Że przyjadę, powiem, że jestem fajny a one znajdą się same? Eeeeeeh... - Będę wdzięczny za wszelką pomoc.- Dodałem szykując się do wyjścia.
Opuszczając rodzinny dom Kleofas wyruszał, by dokonać czegoś niesamowitego, wielkiego, wyjątkowego. Nie wiedział tylko, co to miało być. Czasem się nad tym zastanawiał, ale częściej liczył na to, że samo wszystko przyjdzie. Pewnej nocy Kleofas nie mógł zasnąć i wtedy zrozumiał, że nic samo nie przychodzi. Samemu trzeba wyznaczyć sobie szlak i nim ruszyć, a nie czekać, aż ktoś jakiś wybuduje. Kleofas zerknął na księżyc i zrozumiał. Nawet walnął się w głowę, że wcześniej o tym nie pomyślał. Potem walnął się jeszcze raz, że nikt nie pomyślał o tym wcześniej niż on. Wiedział, że nie było czasu do stracenia, dlatego spakował pleczaczek i przeprowadził się do Artail, wynajmując tam niewielki pokoik w niewielkim bloku. Przez następne dwa tygodnie zbierał najróżniejsze książki, rysował najróżniejsze rysunki i obmyślał najróżniejsze plany, aż w końcu doszedł do takich wniosków i tak sobie wszystko zaplanował, że już nic nie powinno go być w stanie powstrzymać przed podróżą. Poza... Drobnymi problemami i komplikacjami... Kleofas stanął przed centralnym budynkiem w Artail, uznawanym podobno za najważniejszy w mieście nauki. Tam poczuł się trochę bezradnie, stojąc przed wejściem z teczką pełną notatek. Od czegoś jednak musiał zacząć, a jakież inne miejsce byłoby bardziej odpowiednie, jeśli nie miasto stawiające przede wszystkim na rozwój technologiczny? Wziął więc głęboki oddech, przeczesał dłonią włosy i wszedł do budynku, pewnym krokiem ruszając w stronę recepcji. - Dzień dobry. Nazywam się Kleofas Snog. Cz-czy mógłbym się spotkać z główno dowodzącym? - zapytał grzecznie, po czym się zastanowił, czy ten tytuł był, aby na pewno właściwy. Serce zabiło Kleofasowi mocniej, a jego pewność siebie odrobinę się zachwiała.
Budynek zdawał się ciut wymarły. W samej recepcji była ledwie jedna dziewczyna. Do tego nie miała na sobie stroju typowego dla recepcjonistki. Ubrana w białą bluzkę, kurtkę bez rękawów, czy krótkie, jeansowe spodenki, siedziała za ladą, czytając jakąś gazetkę. - Pani van Luveen nie ma aktualnie w biurze - powiedziała spokojnie blondynka, patrząc najpierw na chłopaka, a następnie na jego teczkę. W seledynowych oczach odmalowała się nawet odrobina rezygnacji, jednak ta niezrażona niczym, a zwłaszcza jego obecnością... wstawiła wodę w czajniku, czekając na dalszy rozwój sytuacji.
Takiej pustki to Kleofas się nie spodziewał. Podobną mógł znaleźć właściwie wszędzie. Po mieście technologii oczekiwał czegoś więcej. Powinni mieć choćby usługujące ludziom maszyny, proponujące kawę i ciastka. Najwidoczniej jednak miasto to było odrobinę zacofane, lub też nie było po prostu tak rozwinięte, jak myślał o tym do tej pory Kleofas. - Nic nie szkodzi. Mogę na nią zaczekać - odrzekł lekko zawiedziony Kleofas, po czym rozejrzał się za jakimś miejscem, gdzie mógłby sobie wygodnie usiąść i tam też usiadłby sobie, wyczekując w spokoju, aż będzie mógł przedstawić swoje plany.
Czy był to powód do zawodu? Możliwe, jednak samo miasto miało może ledwie rok od jego założenia. Czy mogli zrobić więcej? Pewnie tak, jednak pieniądze nie rosną na drzewach, chociaż i to próbowano już zmienić. Do tego zawirowania w samej radzie i kraju nie ułatwiały sprawy. - To może potrwać. Pani Evelynn dostała pilne wezwanie do Ery - dopowiedziała spokojnie i nieco beznamiętnie blondynka, wyciągając przy tym spod lady jakieś niewidziane na co dzień torebki z kawą i zasypując dwa kubki. Do tego dalej spoglądała na niego, a sam Kleofas mógłby dostrzec nawet dziwny, dosłowny błysk w jej oku. Co więcej, może nie było tu robotów, ale mieli też kilka automatów. Z napojami, czy nawet taki na kanapki, a jak wiadomo te są najważniejsze.
Okazało się, że w Artail nie tylko było pusto, brakowało sporo rzeczy, to jeszcze... Było pusto. Kleofas rozumiał, że jakieś ważne sprawy mogły się dziać i główna zarządczyni była potrzebna gdzieś indziej. Era była jednak trochę daleko. Czekanie na powrót pani Evelyn byłoby trochę bez sensu. Chyba, że mieli tu teleporty, które szybko przenosiły z miasta do miasta... A jeśli nie, to powinni w najbliższej przyszłości się w nie zaopatrzyć. Może do tego udałoby się Kleofasowi, ściągnąć do Artail Terrenco, by zrobili z niego królika doświadczalnego w tym zakresie... Kleofas jednak szybko odgonił tę myśl, na spód swoich ambitnych planów. Nie potrafił jednak zrozumieć do końca tego, że miasto technologii, nawet jeśli istniejące od niedawna, mogło mieć tyle możliwości, dzięki magii, a ich nie realizowało. A nawet jeśli, to nikt chyba jeszcze nie wziął pod uwagę podbicia księżyca. I to akurat Kleofasowi nawet całkiem odpowiadało. Dzięki temu mógłby być tym pierwszym, który postawi na nim stopę! O ile tylko jakieś Pergrande, lub inne wredne państwo, wcześniej się tym nie zajmie... - To w takim razie, mógłbym się spytać, kiedy ewentualnie mógłbym tu wrócić, żeby się z nią zobaczyć? - zapytał grzecznie Kleofas, drapiąc się po głowie.
Chłopak nie wyglądał na zachwyconego, jednak nie obeszło to jego rozmówczyni w żaden sposób. Ta po chwili przeniosła wzrok na jakiś plik kartek za ladą, notując coś długopisem. Zaraz potem przejrzała kilka kartek, kiedy to dosłyszała jego pytania. - Nie mam pewności. Pani Evelynn ma strasznie napięty grafik i w najbliższych dniach może nie mieć czasu - dodała, kiedy to czajnik oznajmił zagotowanie wody, a ta zaczęła zalewać kubki z kawą. Dwa. Wszystko po to, aby podnieść tackę. - Przepraszam na moment - dodała jeszcze uprzejmą formułkę, po czym odeszła do pierwszego z zakrętów, uszła kilka metrów i dało się dosłyszeć odgłos otwieranych drzwi, które w sumie chyba nie zostały zamknięte. Do tego, jeśli chłopak spojrzałby na sam blat recepcji, czy też za niego, dojrzały egzemplarz tysiąca i jednego sudoku, które to pochłaniało uwagę jego rozmówczyni i najwyraźniej było też grafikiem radnej, w której ta sprawdzała terminy. Czyżby chciała go po prostu zbyć? I w sumie czemu nie wracała dłużej, aniżeli chwilka?
Biurokracja, to jednak wredne ścierwo. Nie zniechęcała jednak Kleofasa do jego celu, lecz zniechęcała go do tych, dzięki którym mógł go osiągnąć. Smutnym wzrokiem odprowadził dziewczynę do zakrętu, po czym z jeszcze większym smutkiem spojrzał na gazetkę z sudoku i lekko uniósł ku górze jedną brew. Z jednej strony rozumiał, że w tak pustym miejscu dziewczyna na recepcji mogła nie mieć żadnych lepszych zajęć, ale z drugiej to nie powinno tak być, że główna zarządczyni, miała rzekomo mnóstwo jakichś ważnych spraw, a jej podwładni rozpisywali sobie cyferki. Kleofas w żaden sposób tego nie skomentował. Nie było, co komentować. Na szczęście chłopak zawsze ze sobą miał coś na pocieszenie. Tym razem był to zwykły czekoladowy batonik z orzechami, którego to wyjął z kieszeni i stając opartym o blat, zaczął go jeść.
Poniżej znajdują się buttony for, z którymi obecnie prowadzimy wymianę. W celu nawiązania współpracy zachęca się do odwiedzenia pierw tematu z regulaminem wedle którego wymiany prowadzimy, a następnie do zgłoszenia się w tym temacie. Nasze buttony oraz bannery znajdują się zaś w tym miejscu.
Layout autorstwa Frederici. Forum czerpie z mangi "Fairy Tail" autorstwa Hiro Mashimy oraz kreatywności użytkowników. Wszystkie materiały umieszczone na forum stają się automatycznie własnością jego jak i autorów. Dla poszanowania Naszej pracy uprasza się o nie kopiowanie treści postów oraz kodów bez uprzedniej zgody właścicieli.