I've never seen a decent person among those who say they're going to save the world while forsaking the people around them. Those types of men are always so intoxicated by thier own hollow dreams that they call every little thing in front of them trivial.
Temat: Gabinet głównego zarządcy Artail Pią Cze 26 2015, 14:43
Najwyżej umiejscowiony punkt miasta, który to znajduje się na szczycie kilkunastopiętrowego budynku, znajdującego się w centrum miasta. Jak można się domyślić - z pomieszczenia wychodzą okna na wszystkie strony świata, co umożliwia obserwacje znacznej części miasta bez opuszczania budynku. Poza tym znajdują się tutaj różnorodne księgozbiory, zaś na ścianach wywieszone są przeróżne skomplikowane plany, bądź szkice wynalazków i prototypów, które to rozmieszczone są gdzie nie gdzie w pomieszczeniu. Głównym jednak elementem pozostaje biurko z wygodnym czarnym fotelem tuż za nim i dwiema, sporymi lacrymami świetlnymi po bokach.
No i stało się. Białowłosy przeczytał list i odetchnął z ulgą. Jednak nie wyrzucają go z gildii, chyba. Jednak sprawa wydała mu się ciekawa, tylko co to za świadkowie? Gonzales poczuł się obserwowany. Rozglądnął się szybko. Jak widać, nikomu już nie można ufać. Wrócił do domu po czarne wdzianko, nabyte na misji i ubrał je. Oni śledzą każdy jego ruch… wiedzą o nim wszystko… Białowłosy dostał chwilowej manii prześladowczej, która minęła po zakupieniu soczku wiśniowego i paru lizaków na drogę. Wskoczył do dorożki jadącej do Altair, no bo kto bogatemu zabroni?! I pojechał na spotkanie z przeznaczeniem. --- -Łaaaaaaaał… – wydał z siebie znany dźwięk oznaczający w jego przypadku zachwyt. No, bo było się czym zachwycać. Gonzek po raz pierwszy trafił do miasta technologii i niemałe sprawiły na nim wrażenie wysokie budowle, fabryki i liczne nieznane mu wynalazki. Odruchowo sięgnął po futerkowy portfelik, ale przybył tu w innym celu. Stanął w końcu przed najwyższym z budynków, który miał być siedzibą głównego zarządcy w Artail. Gonzek stał z rozwartą z zachwytu gębą, próbując dostrzec sam szczyt budowli. -Aleeeee super! – powiedział ściskając w rączkach list. Wyciągnął z kieszeni czarne okulary, przetarł je, schował z powrotem, zrobił w miejscu dwa kroczki, żeby zostawić połyskujący na różowo ślad, a następnie wyjął lizaka o smaku jabłuszkowym i wsadził go do ust. – No to lecim… Gonzales przekroczył próg budynku. No udało się! To co teraz? Chyba wypadałoby się o coś kogoś zapytać. Białowłosy wzruszył ramionami i poszukał jakiegoś randoma wewnątrz, co by tak do niego zagadać. Oczywiście zostawiał po sobie śliczne, różowe ślady, na które jak spojrzał, od razu chciało mu się śmiać. -Eeetto… Ja w sprawie… - no właśnie, w sprawie czego? – no w sprawie tej intrygującej sprawy. Co taki ładny list dostałem, że mam się tu stawić… I w sumie nie wiem co dalej…
Nad wyraz eleganckie wnętrze było pierwszym, co rzuciło się w oczy Gonzalesowi, kiedy ten przekroczył progi budynku. Pokaźnych rozmiarów pomieszczenie, w którego skład wchodziła nie tylko recepcja, a także poczekalnia i korytarze, które prowadziły do pomieszczeń pracowniczych i łazienek. Całość utrzymana w monochromatycznej kolorystyce - zarówno czarne, skórzane fotele i kanapy, czy szklane stoliczki usytuowane koło nich, a także ściany oraz biała lada, za którą znajdywał się nikt inny, jak doręczyciel listu, czy też może - doręczycielka? Zadbany, czarny garnitur, któremu akompaniował ciemno-różowy krawat. Przydługie czarne włosy sięgały do ramion, zaś w chwili kiedy osobnik spojrzał na pytającego o coś białowłosego, nastolatek mógł poczuć, jak chłodne tęczówki w odcieniu z pogranicza różu i fioletu wpatrują się w niego, a może i... przez niego. Mimo że spojrzenie osóbki z recepcji zdawało się nieobecne, to członek wróżek nie musiał czekać długo na odpowiedź, bo odziana w garnitur persona ruszyła w bliżej sobie znanym kierunku, rzucając tylko: - Jak mniemam - pan Gick? Proszę za mną...
No ładne wnętrze, nie ma co zaprzeczać. Nie ma to jak upiększyć je za pomocą połyskujących na różowo śladów. Jak zwykle trafił na jakąś dziwnie ponurą osobę z przeszywającym spojrzeniem. Brrr… Aż lizaczek z ust mu wypadł, na szczęście białowłosy zdążył go złapać. Będą z tym problemy… I w dodatku bardzo ponura persona. Nawet się nie przedstawi, chociaż Gonzek sam też nie pałał do tej pory uprzejmością. Poczłapał za osobą bardzo szybkimi, ale małymi kroczkami, żeby zostawiać po sobie jak najwięcej śladów. -Tak. Gick to ja, a dokładniej to Gonzales Gick, ale dla znajomych po prostu Gonzo, lub Gonzek, jak kto woli. Mag z dumnej gildii, Fairy Tail. Miło mi poznać. Oczywiście postaram się pomóc jak najlepiej… chociaż nie do końca wiem o co chodzi, ale… Bardzo ładny wystrój. Miasto też bardzo ładne. Pierwszy raz jestem w Artail – powiedział wkładając lizaka z powrotem do ust. – Naprawdę mi się tu podoba! Są tu jeszcze jakieś ciekawe miejsca? Aaa… właściwie to jeśli mógłbym spytać, to co to za sprawa z powodu której zostałem wezwany? No i też… kim są ci świadkowie, którzy zeznawali przeciwko mnie? Czy oni cały czas mnie obserwują? I od jak dawna? I kim jest główny zarządca Artail? To jakaś miła osóbka, czy może już powinienem stąd czmychać? Może wiśniowego soczku? – zaproponował ostatecznie Gonzales odkręcając butelkę. Trochę się stresował, a jak wiadomo na stres najlepsza jest rozmowa. No i musiał jeszcze dodać… - Fajne mam cichobiegi, prawda?
Finn
Liczba postów : 4279
Dołączył/a : 17/11/2012
Temat: Re: Gabinet głównego zarządcy Artail Sob Cze 27 2015, 00:26
~~MG~~
- Nie pozwolono mi na udzielenie tych informacji - odparł tylko dość obojętny głos, który pozbawiony był jakiś specyficznych wyznaczników płciowości w chwili, gdy wszelkie pytania Gonzalesa znalazły swój upust, zaś młody wróżek w towarzystwie bodyguard'a przebywał przed jakimiś mosiężnymi drzwiami, które rozsunęły się po krótkiej chwili ukazując swoją zawartość, czy też jej kompletny brak. Czym było zaś pomieszczenie za drzwiami? Niczym innym - jak najzwyklejszą w świecie windą, która to okazała się nie być aż tak zwyczajną, bo nie minęła nawet minuta, kiedy to Gonzales wraz z osobą towarzyszącą znaleźli się na przedostatnim piętrze budynku - tuż przed schodami, prowadzącymi wyżej! - Panna van Luveen czeka na pana - dopowiedział tylko obojętnym tonem w dalszym ciągu pozostając w windzie, zaś gestem ręki wskazując na schody, które znajdywały się pośrodku korytarza utrzymanego w odcieniach brązu i czerwieni, a i przyozdobionego różnymi dziełami sztuki od mniej do bardziej znanych. Chociaż była jednak najistotniejsza kwestia, a mianowicie - nikt nie skomentował cichobiegów Gicka!
Władca Kasztanów
Liczba postów : 480
Dołączył/a : 28/01/2015
Temat: Re: Gabinet głównego zarządcy Artail Sob Cze 27 2015, 02:11
Białowłosy oczywiście zachwycał się wszystkimi drobnymi szczegółami. Od koloru ścian, po zdobienia na klamkach. Po wejściu do małego pomieszczonka, całą minutę drogi spędził na stawianiu coraz to nowszych różowych śladów. Co prawda nie uzyskał satysfakcjonującej go odpowiedzi, ale cóż… no trudno. Westchnął tylko głęboko stojąc przed schodami. Głośno przełknął ślinę, nieświadom co może go dalej czekać. No wiedział, że panna… ale co dalej? Różowy krawat trzymał go w niepewności, mimo iż sam miał się wszystkiego wkrótce dowiedzieć, a przynajmniej tak myślał. -No cóż… w każdym razie jestem wdzięczny za podzielenie się tymi informacjami, albo też za ich nie udzielenie. Mniejsza z tym. Więc to tam mam iść? No dobrze. Gonzales westchnął, wziął trzy głębsze wdechy i odwrócił się w stronę osobnika, który go przyprowadził. Trzeba było jakoś rozładować atmosferę. -Coś tu masz… - białowłosy wskazał palcem miejsce pod szyją, a następnie, gdy osobnik spojrzy, albo też nie, w to miejsce, wtedy Gonzek tym palcem stuknie go w nos. Ależ to śmieszne! -Hahaha! – zaśmiał się i pobiegł, a raczej uciekł po schodkach do miejsca, w którym miała czekać na niego panna van Luveen, zostawiając za sobą różowiutkie, połyskujące ślady. Nie wiedział z jaką osobą przyjdzie mu rozmawiać, dlatego też po dotarciu na miejsce, rozglądnie się szybko i swój wzrok skupi na odpowiedniej osobie. -Dzień dobry. Jestem Gonzales Gonzo Gick i… zostałem wezwany w jakiejś sprawie… O co konkretnie chodzi?
Finn
Liczba postów : 4279
Dołączył/a : 17/11/2012
Temat: Re: Gabinet głównego zarządcy Artail Sob Cze 27 2015, 20:07
~~MG~~
- Proszę tak nie robić - zostało jedynie wypowiedziane nim drzwi ponownie się zamknęły, zaś nad wyraz obojętny osobnik zniknął wraz z windą, która ponownie zjechała na dół. Smutne było to, iż poczynania Gonzalesa nie uzyskały żadnej odezwy, jednak ten już po chwili ruszył przed siebie znacząc trasę różowiutkim szlakiem, aby znaleźć się w końcu tam - w gabinecie. Miejsce mogło nieco przytłaczać rozmiarami, bo spokojnie Gick mógł przyrównać ów pomieszczenie rozmiarami do nieco mniejszej, głównej sali siedziby jego gildii, zaś pierwszym co spostrzegł było ogromne biurko oraz stojące za nim - duże, czarne, skórzane krzesło, które pozostawało w dalszym ciągu odwrócone do białowłosego tyłem. Poza tym dookoła rozłożone były różne gadżety, akcesoria, czy rozwieszone plany, a biblioteczka, która znajdowała się na jednej z bocznych ścian spokojnie dorównywała, jeśli nie przebijała tę gildyjną. - Miło pana słyszeć, panie Gick. Jak zapewne pan wie - nazywam się Eve van Luveen - Minister Nauk Magicznych - odpowiedział mu całkiem formalny głos kobiety, która wydawała się być w sile wieku. Mimo wszystko później nastąpiły pytania młodego wróżka o różne kwestie, które między innymi tyczyły się jego bytności w pomieszczeniu, jednak to nawet nie spowodowało drgnięcia ów krzesła, które w dalszym ciągu zwrócone było w kierunku okien, czy balkonu za nimi. - Może pan usiąść. Jakiś czas temu zmarł przeor katedry w Onibus - po wstępnych oględzinach można wywnioskować, iż przyczyny tego nie były naturalne. Na dodatek zaginęły ważne dokumenty, które posiadał. Ma pan coś do powiedzenia w tej sprawie? - padły tylko stanowcze słowa, które zdawały się objaśniać główną przyczynę bytności Gonzalesa w tym pomieszczeniu, ale... czy to nie znaczyło, iż był potencjalnie podejrzany o kradzież, bądź nawet zabójstwo?! I czy przypadkiem pani radna nie ignorowała za bardzo egzystencji Gicka nawet na niego nie spoglądając, ani nie pokazując nic więcej, jak fotel?
Władca Kasztanów
Liczba postów : 480
Dołączył/a : 28/01/2015
Temat: Re: Gabinet głównego zarządcy Artail Nie Cze 28 2015, 03:14
Poczuł się lekko przytłoczony. Wzrok swój skupiał na oparciu, przez jakiś czas. Uwaga chłopca nie mogła obejmować tylko jednego miejsca. Zaczął się rozglądać, powoli podchodząc do przeciwległego krzesełka. Zaciekawiło go również jak rozmówczyni wygląda, dlatego też najpierw wychylił się raz z prawej, potem z lewej strony, zależało mu na sprawdzeniu reakcji kobiety. Usiadł, ale tak energicznej osobie ciężko usiedzieć w miejscu, dlatego też wstał wziął do rączek jeden z gadżetów i przyglądał się takiemu, zastanawiając się do czego służy. Obejrzał się, czy rozmówczyni nie patrzy i po krótkich oględzinach, niby całkowicie przypadkiem schował go do kieszeni, gdy siadał z powrotem na krzesełku. Jednym uchem słuchał tego co miała do powiedzenia. Wystarczyło, żeby zrozumiał, ale nie wystarczyło, żeby od razu zareagował emocjonalnie. -Tak… Tak… Mnie również miło... - mruknął pod nosem. – Chwila… że co?! Staruszek zdychnął? Wykitował? Szczelił butem w kalendarium? A w sumie to o kogo chodzi? – Gonzales próbował sobie przypomnieć, no i przypomniał sobie... po części. – Nie, nie kojarzę typa. Ja z innej parafii. Tylko szkoda trochę, że umarł… w sumie to go nie znałem… ale szkoda, że zmarł… Chy-chyba nie jestem podejrzewany? A jeśli chodzi o dokumenty… no to ten… chodzi o plan budowy katedry, prawda? Ponieważ mam znajomego z dalekich krajów… typowy turysta… po prostu kolekcjonuje sobie mapy, tego typu sprawy. Możliwe, że coś przypadkiem podwędził… Ale wątpię, żeby to on był mordercą. Miałem go cały czas na oku. Białowłosy powiedział co wiedział, ale to jeszcze nie wszystko. Gadatliwy chłopak oczywiście musiał jeszcze zwrócić uwagę na inne rzeczy. -Poza tym, bardzo ładne pomieszczonko. Widzę tu dużo ładnych książek. Widok stąd też musi być ładny. Mogę podejść bliżej do okna?
- Zasnął na wieki - padło tylko podirytowane zdanie, które z całą pewnością nie oznaczało przyłączenia się do zabawy w to, kto potrafi wymienić więcej synonimów na śmierć drugiej osoby - nie. Na domiar złego białowłosy wróżek dostrzegł jedynie białe rękawy naukowego fartucha, co za wiele mu nie mogło powiedzieć o jego rozmówczyni, która to nieprzerwanie zdawała się go ignorować, aż do pewnego momentu... - Wydaje mi się, iż zostało to objaśnione wystarczająco na wejściu - stwierdziła tylko zarządczyni całego przybytku, a zaraz potem nastąpiło tylko ciężkie westchnienie, po którym to spory fotel począł się obracać, a Gonzales mógł dojrzeć kobietę, która wyglądała na nie więcej, jak trzydzieści lat, a i która posiadała ciemnobrązowe, niemalże czarne włosy, które układając się falami sięgały jej mniej więcej na wysokość łopatek, a wraz z zwiększającą się odległością od głowy - przyjmowały ciemnoczerwony odcień. - Ostatnimi czasy - Fairy Tail - ponownie walczy o miano soli w oku rady, popełniając coraz to brutalniejsze wykroczenia. Ponadto widziano pana w okolicy, a nie należę do ludzi, którzy wierzą w niefortunny zbieg zdarzeń. Na pana miejscu - jeśli oczywiście jest pan niewinny - wolałabym współpracować - wygłosiła tylko swój przydługi monolog, podczas którego jej wzrok uważnie lustrował posturę wróżka, zaś ten mógł śmiało stwierdzić, iż jeśli ludzie mogliby zabijać wzrokiem, to właśnie on teraz leżałby tutaj trupem. Baczne spojrzenie ciemnoczerwonych tęczówek uważnie śledziło każdy jego ruch, jakby przeszywając go na wylot, zaś sam chłopaczek mógł z pewnością odczuwać niemały dyskomfort. - Poza tym nie chodzi o żadne plany, a moje prywatne... materiały naukowe - objaśniła tylko, a białowłosy mógł stwierdzić, iż w tonie jej wypowiedzi zaczęło się pojawiać coś... innego? Irytacja? Zdenerwowanie? W dodatku zdawała się nie odpowiadać na tematy dotyczące wystroju, ale najwyraźniej sztywna atmosfera trzymała się tutaj wszystkich poza posiadaczem różowych bucików. - Radzę także odłożyć to, co pan wziął... rodzice nie nauczyli pana, iż nie rusza się cudzych rzeczy? Zwłaszcza jeśli mogą być niebezpieczne? - dodała już tylko nieprzerwanie zachowując surowy, a i formalny ton, mając zapewne na myśli coś, co przypominało czarną skrzyneczkę, a co wzbudziło ciekawość Gonza w takim stopniu, że ten zaczął bawić się w kleptomana. No cóż... reputacja gildii robi swoje, a może to wróżek robi coś z reputacją?
Czego można było się spodziewać po czternastoletnim chłopaczku, w dodatku pochodzącego z gildii Fairy Tail? Dobrego wychowania? No cóż... u białowłosego łobuza trochę o to ciężko. Ponura i poważna atmosfera ani trochę mu się nie udzielała. Wręcz przeciwnie. Młody Gonzek poczuł się zoobowiązany, aby nieco rozluźnić klimat. Wstał z siedzonka, chcąc rozchodzić przeszywające spojrzenie... Ostatnio cały czas się na niego dziwnie patrzą. Czuł się trochę jak na dywaniku u dyrektora, mimo iż nigdy nie miał okazji doświadczyć takiego przeżycia, ale tak mu się skojarzyło. -Strasznie pani podchodzi poważnie do tej sprawy - powiedział chodząc wokół krzesełka, zostawiając za sobą różowiótkie ślady. - Przydałoby się pani nieco rozluźnić. Polecam gorące źródła. Naprawdę tam fajnie. Ale... - białowłosy opadł na krzesełko, odchylając się do tyłu, opierając nogi o biurko. - Wpierw trza się zająć pracą pani dyryktor! - Gonzales z tupnięciem opuścił nogi, prostując się. - Skoro sprawa jest bardzo ważna, to postaram się jak najlepiej pomóc i oczywiście można liczyć na moją współpracę! - ciężko stwierdzić czy chęć do współpracy od początku towarzyszyła białowłosemu, czy ukazała się dopiero, gdy chłopaczek poczuł na sobie przeszywajkący wzrok. - I się niech pani dyryktor nie złości. Nikogo nie zamordowałem, ale możliwe, że akurat byłem niedaleko. Wie pani... skoro się należy do gildii, to czasem dostaje się zlecenia. No i właśnie byłem w trakcie wykonywania takiego... zlecone przez uroczą parkę. Panią Anisię i pana Erasta... chyba tak się nazywali. Ale nie chodziło o żadne morderstwo, a jedynie o znalezienie podziemi, gdzie miała być jakaś szkatułka. Niby pamiątki plemienne... rodowe... jakieś tam. Czemu więc miałem nie pomóc? No i chciałem, ale zanim zaczęliśmy poszukiwania z kościółka wyszedł olbrzym, przegonił nas no i misja skończkona... ale przynajmniej pieniążki dostałem! No i chyba to wszystko... - podsumował Gonzales patrząc na panią z lekko pytającym wyrazem twarzy. Rodzice przecież nauczyli go pisać, czytać, ale po co uczyć o nie dotykaniu cudzych rzeczy? Po co? Przecież w życiu trzeba wszystkiego spróbować, dotknąć. Poza tym białowłosy nic nie zabrał! - Och... Skąd się to tu wzięło? - zapytał sięgając do kieszeni. Odłożył przedmiocik na biurko, bacznie mu się przyglądając. - Mniejsza z tym... chociaż nie wygląda na niebezpieczny. Do czego właściwie służy? Czy białowłosy miał jeszcze coś do powiedzenia? Oczywiście, że tak! Jednak przeszywający go wzrok oraz wzmianka o brutalności jego gildii sprawiły, iż postanowił przemilczeć parę uwag. Przynajmniej na chwilę...
Spojrzenie pani van Luveen z pewnością ulegało stopniowej zmianie, a niemalże z każdym kolejnym słowem wypowiedzianym przez Gonzalesa zdawało się krzyczeć - 'Boże, to tacy debile naprawdę istnieją' wymieszane z czymś w stylu 'Za jakie grzechy mnie tym karzesz?!'. Ciemnowłosa przypatrywała się tylko nastolatkowi, ażeby ostatecznie po jego dłuższej wypowiedzi strzelić przysłowiowego face palm'a, który to raczej polegał na zwyczajnym przyłożeniu dłoni do czoła, jakby od ciemnoty rozbolała ją głowa. - Podsumujmy więc... Wykonywał pan zadanie polegające na włamaniu się do obiektu sakralnego, co wiązało się z kradzieżą planów miasta oraz zleceniodawcami pożądającymi czegoś z ów katedry. Ponadto zlecenie zostało przerwane przez olbrzyma niosącego ów pożądany przedmiot - stwierdziła tylko spokojnie, jakby chciała, ażeby to czternastolatek ruszył sam łepetyną i połączył w miarę logiczne fakty, jednak gdyby nie zaczął nic mówić, albo nie udzieliłby żadnych konkretnych informacji, wtedy posiłkuje się jeszcze pytaniami pokroju: - Czy mógłby pan opisać dokładniej ów zleceniodawców oraz wielkoluda? Poza tym jak myśli kto mógłby być odpowiedzialny za połamanie blisko pięćdziesięciu procent kości zmarłego oraz uszkodzenie większości stawów, jeśli nie ich wyrwanie? - zadałaby własne pytania, jakby ignorując słowa Gonzka o przedmiocie.
Władca Kasztanów
Liczba postów : 480
Dołączył/a : 28/01/2015
Temat: Re: Gabinet głównego zarządcy Artail Sob Lip 04 2015, 13:16
Chwila... białowłosy nic nie wspomniał o tym, że olbrzym niósł ze sobą szkatułkę... a rozmówczyni mimo wszystko to wiedziała... to z pewnością jakaś magia, chyba... Wyjaśniałby to zmęczenie, które zauważył u niej Gonzales. -Źle się pani czuje? - - zapytał troskliwie. - Zdecydowanie powinna pani odpocząć. Potem Gonzales zamilknął na chwilę oczekując na odpowiedź odnośnie przedmiociku, ale takiej nie było. No cóż... jego rączka mimowolnie zabrała go z powrotem. -Włamanie? - oburzył się białowłosy. Przecież on nie dopuściłby się takiej zbrodni! - Skądże?! Mieliśmy tylko grzecznie wejść i poszukać podziemi. Nawet ustaliliśmy, że będziemy udawać turystów, aby zachować większą wiarygodność. Poza tym... grzecznie zapukałem do drzwi, więc nie można już mówić o włamaniu! Potem Gonzek potrzebował chwili zastanowienia. Musiał sobie przypomnieć wygląd owych osób, a raczej wyrzucić z główki niepotrzebne w tej chwili myśli, aby zastąpić je potrzebnymi, zwłaszcza, że zaczął zastanawiać się nad jakimś żartem z ciemnowłosej. -Jakby tu ich opisać... No zleceniodawcy to parka. Pani Anisia miała jasne, chyba długie włosy i zielone oczka. A mężczyzna, pan Erast miał włosy czarne i złote oczy. Brrrr... miał takie niemiłe spojrzenie. Ale na szczęście szybko się od nas odłączył. Poszedł niby zajmować się drogą powrotną, czy czymś tam innym. A! I oboje mieli takie jakieś zdobione krzyżyki! Możliwe, że pełnili gdzieś jakąś duchowną posługę w swoim plemieniu... Za to olbrzym... no olbrzym... duży, wielki, szeroki... ledwo w drzwiach się mieścił. Jego twarzy nie pamiętam... ciemno było... I pani Anisia nazwała go Kostja, ale to chyba niezbyt istotne... To więc nie on był duchownym katedry? A ta szkatułka to były te pani dokumenty? Po tym jak odpowiedział na pierwsze pytanie, przyszła pora na drugie, nieco trudniejsze. Najpierw Gonzales musiał to sobie wszystko wyobrazić i zadać sobie pytanie, czy pięćdziesiąt procent złamanych kości to dużo czy mało, jak na człowieka... no i co mogło spowodować takie obrażenia. Białowłosy się zamyślił, podrapał po główce i nagle już wszystko wiedział! -To słoń! - krzyknął, unosząc palec wskazujący w górę. - Musiał zostać staranowany przez słonia! Tylko tak duże zwierzę jak słoń mogło połamać pisiont procent kości! Ale co w takim razie wyrywało mu stawy... Słoniowi byłoby ciężko... Możliwe, że miał wspólnika... Więc do gry wkracza kolejne stworzenie, a mianowicie... szalony wiewiór drapieżca... z ostrymi jak brzytwa pazurami. Śmiem twierdzić, iż zawarł pakt ze słoniem. Wtedy wszystko by się układało w jedną całość... Powinniśmy więc szukać zmutowanej wiewiórki dosiadającej słonia. Tylko gdzie mogą się ukrywać? Gonzales mówił o tym z takim przekonaniem, że można było stwierdzić, iż naprawdę w to wierzy. Jednak śmiał się w duchu ze swojej pomysłowości. Zdradzał go również delikatny uśmiech, który powoli zaczął się rozszerzać. Ani trochę nie czuł powagi sytuacji...
Finn
Liczba postów : 4279
Dołączył/a : 17/11/2012
Temat: Re: Gabinet głównego zarządcy Artail Nie Lip 05 2015, 01:43
~~MG~~
- Jeśli tak bardzo zależy panu na wzbogaceniu własnej kartoteki o kradzież - to proszę się nie krępować, jednak koszta pokryje pańska gildia, zaś w przypadku niewłaściwego stosowania w najlepszym wypadku straci pan rękę - napomknęła tylko radna, jakby miała zamiar ostatni raz upomnieć Gonzalesa, nie wspominając jednak o fakcie, iż ochrona, bądź policja zgarnęłaby chłopaczka nim ten opuściłby budynek - chyba że manualnie wypchnięty za okno. Mimo wszystko sama nawet nie ingerowała w poczynania wróżka, a po prostu wróciła do bacznego lustrowania jego poczynań, czy zachowań podczas gdy przysłuchiwała się kolejnym jego wyjaśnieniom i opisom. - Niemożliwe... - wymsknęło się jej tylko pod nosem, kiedy to słuchała opisu wyglądu danych osób, jednak poza tym krótkim i cichym słówkiem niczego więcej nie dodała, czekając na koniec i wielki punkt kulminacyjny dywagacji białowłosego. Wszystko tylko po to, aby ponownie odwrócić się na fotelu, czy też może po prostu wykonać na nim pełny obrót. - Pomijając, iż nawet dzieci w przedszkolu lepiej łączą fakty... pańskie informacje mogą okazać się przydatne, jednak jeśli to, co pan powiedział okaże się prawdą... - zaczęła tylko mówić, aby przerwać, przygryzając wargę, a i powstając z fotela - ...możemy mieć poważne kłopoty. W zaistniałych okolicznościach jestem zmuszona prosić pana o przysługę, a dokładniej o to - aby sprawdził pan, czy przypadkiem nie doszło do kolejnego incydentu, resztą zajmę się osobiście - dodała tylko po ów przerwie na chwilę zastanowienia, aby ostatecznie wbić swoje spojrzenie w nastolatka, jakby z góry chciała wymusić na nim współpracę, czy też po prostu sygnalizowała, że lepiej aby jej nie odmawiał.
Kartoteka? To on ma jakąś kartotekę? Kolejny dowód na to, że białowłosy jest nieustannie śledzony, a ta kobieta chyba coś o tym wie… Gonzek nie chcąc dać satysfakcji swoim prześladowcom, wstał i wyrzucił przedmiocik gdzieś w kąt, a następnie schował się za fotelem i popatrzył dookoła, aby sprawdzić skąd go śledzą. Po krótkiej chwili ogarnął się i skierował siedzonko w stronę radnej, żeby tak to przed nią się tak trochę poukrywać. Słuchał kiwając głową, chociaż gdy padła wzmianka o przedszkolu, pokręcił nią, jakby chciał zaprzeczyć, a następnie dalej machał łebkiem z góry na dół, jak piesek z kiwającą głową. Potem uśmiechnął się, wyjął z kieszonki ciemne okulary i wytarł je o bluzę. -Cieszę się, że mogłem pomóc... Więc, od teraz mam dla was pracować? – Gonzales poczuł nagły przypływ euforii. Jego wyobrażenia o wszystkim zostały oczywiście wyolbrzymione, a białowłosy nie mógł się powstrzymać przed tym, aby postawić swoje warunki. – Czyli mam być tak jakby waszym agentem? Chyba rozumiem o co chodzi… Niech będzie! Zróbcie mi jakiś epicki opening, a zrobię dla was wszystko! Gonzales Gonzo Gick, znowu w akcji! Chociaż… Może powinienem używać pseudonimu, żeby nikt mnie z nikim nie kojarzył… Chyba ponownie muszę stać się Burczysławem Burkiem Burck… Tak… Poza tym, skoro mam się podjąć tego zadania, to potrzebuję również do tego odpowiedniego sprzętu… Co prawda moje Epickie Samograje Biegu Po Tęczy, co prawda są potężne, ale czasami nie wystarczą. Przede wszystkim potrzebna mi broń w walce z ewentualnymi napastnikami. Zaś najlepszą bronią dla agenta jest oczywiście długopis… Jednak wie pani… to nie może być taki zwykły długopis piszący na niebiesko, ale taki długopis, którym będę w stanie pokonać olbrzyma takiego jak Kostja. Do tego niezbędne mi są również okulary widzące przez ubrania, jakiś ładny, wielofunkcyjny sygnet, oraz przede wszystkim ubranko tajnego agenta i jeszcze odznaka, będąca przepustką do każdych drzwi. Dzięki której będę miał dostęp do najtajniejszych akt, jako zawodowy tajny agent… No i to chyba wszystko! Mam nadzieję, że miło będzie się nam współpracować. Białowłosy zakończył wypowiedź uśmiechem i wyciągnął rączkę w stronę radnej, na znak współpracy. Potem zaś usiadł, trochę się powiercił, rozglądnął się, a potem znów zawiesił wzrok na rozmówczyni. -Jeszcze jedno drobne pytanko… Gdzie i co właściwie mam robić?
Dłuższą chwilę ciszy skutecznie przerwał metaliczny brzdęk, który nastąpił zaraz po zetknięciu się przedmiociku z podłożem, który - na szczęście - nie rozpadł się? W każdym razie potem dało się usłyszeć, jak długopis stuka o kartki papieru, jakby ktoś coś notował, zaś po tym kobieta ponownie się odezwała: - Jeśli jakieś słowa są dla pana zbyt trudne lub coś nie rozumie pan tego, co do pana mówię - wystarczy powiedzieć - odparła tylko, jakby dając do wiadomości fakt, iż Gonzales dostał najpewniej nalepkę idioty, bądź edukacyjnego debila. W dodatku oczywistość pierwszego pytania postanowiła przemilczeć i zapewne dlatego też po prostu czekała, aż białowłosy skończy swoje durne wywody, aby podsumować je dość ciężkim westchnieniem. - Proszę - długopis - powiedziała tylko radna, jakby od niechcenia, a następnie po blacie poturlał się ciut grubawy długopis, który wydawał się być zwykłym długopisem! Na dodatek Eva nie miała zamiaru najwyraźniej podać dłoni Gickowi, jednak odpowiedziała jeszcze na jedno pytanie, a dokładniej: - Uda się pan do górskiej osady badawczej, aby sprawdzić, czy wszystko w porządku i zebrać informacje. Jeśli pan potrzebuje może znaleźć pan osoby towarzyszące - najważniejsze jest bezpieczeństwo wyników badań.
Poniżej znajdują się buttony for, z którymi obecnie prowadzimy wymianę. W celu nawiązania współpracy zachęca się do odwiedzenia pierw tematu z regulaminem wedle którego wymiany prowadzimy, a następnie do zgłoszenia się w tym temacie. Nasze buttony oraz bannery znajdują się zaś w tym miejscu.
Layout autorstwa Frederici. Forum czerpie z mangi "Fairy Tail" autorstwa Hiro Mashimy oraz kreatywności użytkowników. Wszystkie materiały umieszczone na forum stają się automatycznie własnością jego jak i autorów. Dla poszanowania Naszej pracy uprasza się o nie kopiowanie treści postów oraz kodów bez uprzedniej zgody właścicieli.