I've never seen a decent person among those who say they're going to save the world while forsaking the people around them. Those types of men are always so intoxicated by thier own hollow dreams that they call every little thing in front of them trivial.
Arata Tsuchimikado faktycznie mówił niewiele na temat tej konkretnej historii. Kiedy dwójka pretendentów do miana magów klasy S słuchała jego słów na świeżym powietrzu, niedaleko przygotowanego do podróży powozu, łatwo można było odnieść wrażenie, że mistrz kolejne słowa bardziej wypluwa z obrzydzeniem niż wypowiada na głos. Nie wyglądał jednak na zdenerwowanego, a na jego obliczu malował się łagodny uśmiech, silnie kontrastując z tym, w jaki sposób w tamtej chwili obchodził z kolejnymi słowami. Ten świat pełen był tego rodzaju kontrastów, magowie musieli o tym wiedzieć nie od dziś.
Sama odprawa przedmisyjna też nie była długa. Arata kilkakrotnie podkreślił w trakcie jej trwania, że bijące serce pani Zamku Millenium jest najważniejszym celem misji i ma mieć priorytet przed wszystkim innym. Tsuchimikado zdawkowo wspomniał też, że ich zadanie ma o wiele większe znaczenie niż mogą sobie to wyobrażać. Zaznaczył także, że od momentu, w którym magowie postawią pierwszy krok na terenie zamku powinni spodziewać się *dosłownie* wszystkiego. Dziwnie musiał też wyglądać mistrz akurat tej gildii, który motywował swoich ludzi zdaniem "cokolwiek będzie się działo, nie możecie stracić nadziei". Tuż przed ostatnimi słowami pożegnania mistrz wręczył także obu magom po jednym niewielkim pojemniku o kształcie kwadratu z pojedynczym zatrzaskiem. Ponoć właśnie w nim mieli oni przetransportować serce z powrotem do siedziby gildii. Dodatkowo otrzymali oni też po sztuce czegoś co wyglądało... jak listek gumy do żucia. "Gdyby jednak zabrakło wam opcji, weźcie to. Tylko myślcie, kiedy tego użyjecie". Po tych słowach mistrz opuścił członków własnej gildii nie tłumacząc niczego więcej.
I tak oto Goomonryong i Nanaya, w tym momencie zaledwie para magów klasy 0, wyruszyli w drogę powozem o zasłoniętych szybach, w którym panował przyjemny rodzaj półmroku. Podróż nie była krótka, więc trochę czasu mieli na to, by porozmawiać ze sobą o misji i wszystkim, o czym tylko chcieli. Dodatkowo w powozie oprócz nich znajdowała się jedna zakapturzona postać w czarnym płaszczu, której twarzy nie dało się dojrzeć. Ale przecież magowie GH tego typu osoby na pewno kojarzyli, prawda? Tak czy siak, powóz co pewien czas podskakiwał, gdy natrafił na nieprzyjemny wzgórek czy samotny kamień, oprócz tego podróż przebiegała w spokoju, a postać, która z magami podróżowała nie odzywała się ani słowem.
Czas odpisu: 10.06
Autor
Wiadomość
Kirino
Liczba postów : 3064
Dołączył/a : 14/11/2012
Temat: Re: Kamienny las Pią Lip 18 2014, 18:24
MG:
Atmosfera, która zmusiła magów do zatrzymania się wcale nie ustępowała. Wciąż była nieznośnie ciężka, a w pewnych momentach można ją było uznać nawet za bolesną, ale była ona stabilna. Nie narastała ani nie malała, tak długo jak magowie znajdowali się w tym miejscu wciąż poddawani byli jej efektowi psychicznie męcząc się bez wyraźnego powodu. Kamienne drzewa otaczające dwójkę nawet nie drgały w tym miejscu - być może i one odczuwały na swojej kamiennej korze klimat tego miejsca, a ten zmuszał je do trwania w bezruchu i nie próbowania podobnych sztuczek, jak wtedy z powozem. Kilka słów wymienionych przez magów pomogło im jednak odzyskać nieco odwagi w piersi. A nawet w piersiach. Można było ruszyć dalej, choć stawiane kroki wcale nie były łatwe. W pewnym momencie wydawać się mogło nawet, że Nanaya i Han brodzą przez jakieś bagno, a nie, jak było naprawdę, że przemieszczają się przez zwykłą (do pewnego stopnia) leśną ścieżkę.
W jednym miejscu las nagle zaczął się przerzedzać. Łatwo było to zauważyć po tym, że nagle magowie mieli więcej miejsca wokół siebie, a sama ścieżka się poszerzyła, drzew było mniej, a cały świat otaczający magów zdawał się jakiś pusty. W pewnym momencie drzewa zniknęły. Nie dosłownie rzecz jasna, bo obracając się za siebie magowie mogli je zobaczyć. Także po lewej i po prawej, a zaraz dalej, dalej naprzód przed nimi wciąż widać było drzewa. Znaleźli się w miejscu, które określić można było jako niewielką polankę pośrodku lasu. Całkowicie skamieniałą polankę, bez śladu życia, a niektórzy mogliby przysiąc, że i powietrze było tu jakieś martwe, nieswoje. Wcześniej doskwierający magom problem z męczącą atmosferę teraz osiągnął swoje apogeum, dokładnie w momencie w którym zauważyli co znajdowało się pośrodku tej dziwnej kamiennej polany. Tam natomiast znajdowała się wyrwana z tego świata przestrzeń. Eliptyczny krąg, portalem można byłoby go określić, który unosił się kilka centymetrów nad ziemią. Niezależnie z której strony magowie spojrzeliby w to miejsce, wciąż wyglądało ono tak samo - otwarty portal o nieregularnych krawędziach, poszarpanych we wszystkie strony, wypełniony czarną energią, spokojną masą czegoś, co trudno było nawet nazwać po ludzku. Wystarczyło powiedzieć, że patrzenie w tę przestrzeń powodowało zawroty głowy. Jeżeli coś miało być źródłem "niepokoju" jaki ogarnął magów wcześniej, to chyba można było zaryzykować stwierdzenie, że było to właśnie to miejsce. Miejsce, którego unikały nawet drzewa. O ile rzecz jasna zdążyły uniknąć. To Nanaya pierwsza, wbrew swej woli odwróciła głowę i spojrzenie od tego tworu, Goomoonryong natomiast twardo wpatrywał się jeszcze przez chwilę w to coś, nie wiedząc do końca jak powinien zareagować. W tym momencie każdy krok, który magowie chcieliby postawić był nieznośnie ciężki i męczący. Nanaya zauważyła natomiast, że krew, która wciąż ściekała z jej przedramienia jakby zaczęła wyciekać intensywniej, co stać się mogło niedługo problemem.
SP: Goomonryong - 90%MM, bardzo płytkie rozcięcie lewego ramienia, Nanaya - ubrudzone ubranie, kawałek z tyłu spłonął i odsłania nieco za dużo; płytkie mocno krwawiące rozcięcie prawego przedramienia, oparzona lewa dłoń boli, ma na sobie płaszcz Hana
Czas odpisu: 21.07
Mor
Liczba postów : 2920
Dołączył/a : 20/08/2012
Temat: Re: Kamienny las Sro Lip 23 2014, 17:25
Odpowiedź na pytanie, które zadała zdawała się być ryzykowna. Atmosfera ciężka, nieprzyjazna, zdecydowanie nie skłaniająca do śmiechu czy żartów. Odpowiedź z kolei jasno wskazywała, że Gumiś myśli tylko o jednym przez całą dobę, co mogło tylko pogorszyć jego wizerunek w oczach dziewczyny. Ta jednak, wbrew wszystkiemu i zupełnie przecząc swojej "normalnej" reakcji na takie teksty, zaśmiała się. Cicho bo cicho, próbując wydobyć przez ściśnięte gardło pokłady wesołości, które wywołały te dwa słowa. Może i tak było lepiej? Jednak fakt faktem, on tez nie wyglądał za dobrze. Odetchnęła. Trzeba było ruszać dalej... przez to piekło. Krok za krokiem, westchnięcie za westchnięciem, w pocie czoła, walcząc z własnymi potworami, a nie drogą, lasem, czy bóg wie czym. Ot, teraz powietrze, którym oddychali było ich największym wrogiem.
Las się przerzedził. Nie była pewna, czy to dobrze, czy źle. Może dochodzili do zamku? Jednakże nie było widać żadnej budowli, która chyba powinna górować nad drzewami aniżeli się w nich kryć... Walcząc z własnym żołądkiem i czarnymi myślami, wspomnieniami i przeczuciami, dziewczyna parła naprzód, bo teraz, jeśli teraz by się zatrzymała nie była pewna, czy byłaby w stanie ruszyć ponownie. Jednak polanka oraz to, co się na niej znajdowało, spowodowały, że musiała się zatrzymać. Patrząc na portal z mieszaniną zdziwienia i odrazy, która szybko przemieniła się w niemal paniczny strach. Boże. Nie. Nie... Czym prędzej odwróciła głowę. Nie chciała tam wchodzić. Najchętniej po prostu cofnęłaby się, wróciła, zostawiła Gumisia samego i niech robi, co chce. Ona chciała wracać. Bardzo. Z drugiej strony, musiała. Czuła na sobie bezdyskusyjne spojrzenie obowiązku. Musiała doprowadzić to zadanie do końca. Rozdarta między młotem a kowadłem rudowłosa poczuła, jak pod powiekami zbierają się jej łzy, a niedługo później żłobią one w jej policzkach. Zakryła usta prawą dłonią, chcąc być jak najciszej, natomiast drugą przyłożyła do zranionego miejsca. Najpierw zdrowie, później... później cała reszta. Zamierzała użyć Heala działającego na zranienie. To krwawienie było dziwne i lepiej było, by zajęła się nim teraz. Póki jeszcze może...
Goomoonryong
Liczba postów : 4046
Dołączył/a : 22/10/2012
Temat: Re: Kamienny las Czw Lip 24 2014, 00:27
Wszystko od początku tej misji szło źle. Jak by powolnymi acz nieubłaganymi krokami zmierzając właśnie ku temu momentowi. Brakowało już tylko śmierci na swym rumaku siedzącego pod drzewem, stukającego kościstym palcem w zegarek i z niecierpliwą miną(Na tyle na ile niecierpliwa może być czaszka) mówiącego coś w stylu "DALEJ GUMIŚ, JESZCZE PARĘ KROCZKÓW". Kurwa, czy właśnie tak miało się to wszystko skończyć? Popełnił błąd?
Dziura w rzeczywistości która wyłoniła się zza drzew od razu skojarzyła się Gumisiowi ze śmiercią. Od razu lękliwie więc, rozejrzał się by sprawdzić czy nie zapeszył, jednak nikogo ciemniej ubranego niż Nanaya nie dostrzegł. Właśnie, Nanaya, Nanaya która krwawiła. Nanaya która płakała... biedacy... Dokonał złego wyboru? Powinien sprzeciwić się własnym zasadom? Biedacy... Umrą tutaj. Nanaya umrze, nie dlatego że tego chciała. Umrze bo on skazał ją na śmierć. Umrze tu bo wybrał życie osoby która go nie chciała, w zamian za życie osoby która wciąż chce żyć. On ich zabił. Złapał się za głowę i opadł na kolana.
-Odejdźmy, po prostu wracajmy. Wciąż możemy wrócić, jeszcze nie jest za późno... możemy wrócić...-Wpatrywał się w ziemię, uśmiechając głupio i pomrukując jeszcze przez chwilę. Spojrzał na swoje dłonie, drżały. Kurwa, cały drżał ze strachu. Ale... to nie był ten strach. Gumiś nie był tchórzem, ale nie był głupcem. Strach nie był mu obcy ale to NIE BYŁ strach. To było coś więcej panika? Biedacy...-Zamknij się kurwa...-Warknął, starając się walczyć z paniką i skupić myśli. Panika, nigdy wcześniej nie panikował. A na pewno nie tak. Nawet kiedy spotkał smoka. A teraz? Słowa, drzewa, uczucia... kurwa. Panikował bo? Bo atmosfera tak na niego wpływała.-Kurwa.-Cios pięścią w ziemię, a gniew rósł, próbując wyprzeć z siebie strach, próbując zmusić nogi do tego by wstały a potem całe ciało by z uporem czołgu ruszyło do przodu, wprost do wyrwy. Tu nawet nie chodziło o to by do niej podejść. Pokaże suce że zajdzie jak najdalej. Że się zbliży.-Jeszcze kurwa nie wygrałaś...-Wysyczał. Ręce wciąż mu drżały. Ciężko walczyć z własnymi koszmarami(Może Gniewny płomyk pomoże)...
Kirino
Liczba postów : 3064
Dołączył/a : 14/11/2012
Temat: Re: Kamienny las Czw Lip 24 2014, 16:06
MG:
Był to być może ostatni przystanek magów przed spotkaniem z ich przeznaczeniem. Duże to było słowo - przeznaczenie - ale w życiu ludzkim każda decyzja w jakiś sposób zbliżała wszelkie istoty do pewnych konkretnych punktów życiowych, które tak można było określić. Nie znaczyło to bynajmniej, że ten jeden punkt był punktem ostatecznym w życiu poszczególnych jednostek, och nie. Czasem jedno przeznaczenie pchało ludzi w ramiona drugiego. Czasem jednak jedno przeznaczenie było jednocześnie jedynym i ostatnim. Dlatego przerwy i chwile stopu między kolejnymi punktami bywały ważne. Rozumiała to Nanaya, która podświadomie czuła, że później może gorzej, że to jeden z nielicznych momentów, kiedy jeszcze nikt agresywnie niczego od niej nie wymaga. W tym momencie jedyny wróg jaki się przed nią znajdował był iście statyczny, nieruchomy, a jednak przytłaczający w swej rozpaczy jak żaden inny. Czy gdyby przed nią wyrosła osoba zamiast nieludzkiego tworu, czy wtedy Byakushitsune czułaby się lepiej? Nawet jeśli promieniowałaby z niej ta sama aura co w przypadku szlamowatego portalu - prawdopodobnie mogłoby być lżej. Ludzka istota stwarzałaby pierwiastek ludzkości w swym jestestwie, uzwyczajniałaby całą sytuację. Tutaj jednak nie było żadnego człowieka ponad dwójkę magów. Był tylko bolesny i ciemiężycielski otwór w przestrzeni, od którego zionął powiew przerażenia jednoznacznie dając znać wszystkim z jak wielkim niebezpieczeństwem mieli do czynienia.
Goomoonryong drżał, a nie była to typowa reakcja akurat dla tego człowieka. Drżenie ze strachu nie było dla niego czymś naturalnym, czymś zwyczajnym. Tego typu reakcje wyzwalane były zazwyczaj przez silną reakcję instynktów działających w podświadomości, mających na celu ostrzeżenie maga przed wszystkim złem czającym się w pobliżu. Czasami zło nie czuło się dobrze w obliczu innego rodzaju zła, takiego które nie rozróżniało pomiędzy nikim i niczym, takiego które działało zawieszone w przestrzeni i nawet na nikogo nie spoglądało. Nie można było powiedzieć, że spojrzało się w nienormalną przestrzeń, którą magowie widzieli na polance, a ona odwzajemniła to spojrzenie. Nie posiadając atrybutów ludzkich portal ten wydawał się rzeczą jednocześnie niezmiernie odrażającą, ohydną jak i zwyczajnie, co kolejny raz można było powtórzyć, przerażającą. Han nie był też jednak człowiekiem, który zwykł wycofywać się ot, tak. Miał zamiar pójść naprzód, zbliżyć się do portalu i udowodnić sobie, że jest w stanie walczyć z własną słabością. Słabością, który każdy człowiek posiadał. Ze strachem.
Byakushitsune zajęła się swoją raną nader szybko, pozbywając się płynącego problemu z krwią, zabezpieczając się w ten sposób przed ewentualnym wykrwawieniem lub cholera wie czym innym. Przy okazji jej zaklęcie podziałało też na jej bolącą dłoń, mogła więc dziewczyna mówić o szczęściu. Cóż jednak z tego, skoro znajdując się w tym miejscu Nanaya nawet nie zwróciła uwagi na to, że jej dłoń co pewien czas pulsowała bólem? Ten kompletnie był zagłuszony przez inne wrażenia umysłowe. Chwilę potem zobaczyła, że jej towarzysz zaczyna przesuwać się w kierunku portalu. Tak, Goomoonryong używając siły woli i własnego samozaparcia, mimo wszystkich znaków ostrzegawczych parł do przodu. Każdy krok który wykonywał był zachwiany, każdy ruch mięśni sprawiał fizyczny ból, ale ku być może zdziwieniu Hana, nie wyglądało na to, by wraz z zbliżaniem się do celu jego ruchy były coraz bardziej krępowane. Nieludzka regularność ogarnęła jego ciało - choć Han przebywał trochę w tym otoczeniu, wcale się do niego nie przyzwyczajał, ale też nie czuł się gorzej. Po policzku Goomoonryonga spłynęła jednak pojedyncza łza, której ten nawet nie zauważył. A Byakushitsune musiała się zastanowić nad tym, czy powinna dołączyć do niego, zostawić go, czy wykombinować coś kompletnie innego. I czy w ogóle da rady bez jego pomocy przemieścić się tak samo jak mężczyzna? A potem... jeśli już dotrą do niego... co dalej?
SP: Goomonryong - 90MM, bardzo płytkie rozcięcie lewego ramienia, Nanaya - 90MM, ubrudzone ubranie, kawałek z tyłu spłonął i odsłania nieco za dużo; ma na sobie płaszcz Hana
Czas odpisu: 27.07
Mor
Liczba postów : 2920
Dołączył/a : 20/08/2012
Temat: Re: Kamienny las Nie Lip 27 2014, 20:40
Cokolwiek się z nimi działo, działo się źle. Gumiś... Jezu, pierwszy raz widziała go w takim stanie. Sama... nie, dla niej nie była to jakaś nowinka, jednak natężenie beznadziei już dawno osiągnęło swoje apogeum i teraz ciągnęło ją za sobą, w dół, w otchłań. Czy nie było tak, że patrząc w otchłań, ona patrzy i w ciebie? Teraz było to aż nazbyt prawdziwe. Teraz czuła się tak, jakby faktycznie ktoś patrzył prosto w to, co siedziało w jej głowie i wydobywał wszelakie czarne myśli na powierzchnię, przyprawiając ją o paraliżujący strach. A może to po prostu były jej reakcje na śmierć, całkowicie naturalne, do przewidzenia...? Tym straszniejsze to było, bo "przeciwnikiem" zdawała się być wyrwa w rzeczywistości. Coś nierzeczywistego przyprawiało ją o tak silną rekreację... Tak, wolałaby by był to człowiek. Człowieka można zabić. Sprawić, że przestanie być tak straszny. Nadać mu mniej straszny kształt. Zasada ta jednak nie dotyczyła czegoś, czego się nie dało opisać. I nie był to strach przed nieznanym... To był pierwotny instynkt przetrwania, który mówił jej, by uciekała. Jeśli kiedykolwiek ponownie... Jeśli... Przełknęła swoje łzy i wytarła policzki. Nie było to w żadnym wypadku "raz kozie śmierć". Koza by stąd uciekła w objęcia jakiejkolwiek innej śmierci, tylko nie tej. Gumiś parł do przodu. Obserwowała go kątem oka, podczas gdy jej umysł ciągle rozważał ucieczkę. To był tylko jeden krok. Później kolejny. A uczucie powinno zmaleć. Tak niewiele potrzeba, by to zrobić, prawda? Krok za kroczkiem, Nanayo, tak niewiele potrzeba, być się uwolniła z tego koszmaru. Nawet nie zauważyła, jak powoli przemieszcza się w kierunku, z którego przyszli. Jej organizm zadecydował za nią. Nie. To był jeden z tych momentów, w których nie mogła uciec. Ostatnio uciekła. Skończyło się to tak, że droga jej osoba umrze... lub umrze próbując, jeśli nie podoła. I była to jej wina. Jeżeli teraz się wycofa, to czy nie będzie tak, ze Gumiś już nie wróci? Już teraz... Stanęła i całą swoją wolą odwróciła się w stronę przejścia. Nie patrzyła jednak w jego stronę tylko w ziemię. Swoje stopy, buty, nogi, oddalone od niej nogi Gumisia. Te same nogi, które ostatnio poniosły ja hen daleko, opuszczając potrzebującego jej Finna. Nie tym razem. Postąpiła krok do przodu, w stronę Gumisia i wyrwy, zagryzając zęby. Nie tym razem. Nie po to tu przyszła, by uciekać z podkulonym ogonem. Już raz wyrwała się śmierci. Zrobi to tyle razy, ile było trzeba. Ale nie pozwoli, by ponownie z jej powodu ktoś miał ginąć. Nie tym razem. Krok za krokiem. Nie podnosiła głowy, nie chciała patrzeć na dziurę. Wolała dotrzeć do mężczyzny i najnormalniej w świecie go przytulić. Czy wciąż był prawdziwy? Czy nic mu się nie stało? Mogła się wcześniej wściekać, ale teraz jak nigdy wcześniej potrzebowali siebie nawzajem. Tylko po to, by przeć naprzód i wspierać się nawzajem. Po to, by przejść przez ziejącą w materii wyrwę.
//Nie wiem, co zrobi Gumiś w następnym poście, więc załóżmy, że jeżeli zniknie (nie ważne co by się działo) Nanaś i tak wejdzie w to coś.
Goomoonryong
Liczba postów : 4046
Dołączył/a : 22/10/2012
Temat: Re: Kamienny las Pon Lip 28 2014, 12:12
Zatrzymał się. Musiał chwilę odpocząć. Wszystkie mięśnie jego ciała drżały, ale powoli zaczynało to odnosić pewien skutek. Strach dalej był. Dalej najchętniej podwinął by nogi i uciekł. Ale teraz pojawiło się coś jeszcze. Determinacja. Czasami determinacja była lepsza od odwagi. A Gumiś był bardzo zdeterminowany. Choć zasadniczo powód tej determinacji większości ludzi mógłby się wydawać co najmniej głupi i małostkowy, to dla Gumisia był naprawdę ważny. A głównym powodem jego determinacji była jego urażona, męska duma. Oczywiście dochodziła jeszcze chęć ochrona Nanayi i niezawalenia jak w przypadku Jaskółki. Nie mniej wciąż głównym czynnikiem który kazał mu przeć naprzód, było udowodnienie sobie, Nanayi, światu i temu pierdolonemu czemuś przed nim, że takie coś nie zatrzyma prawdziwego faceta.
No mniejsza że już zatrzymało bo musiał odpocząć. Presja była ogromna. Zasadniczo czuł się w tej chwili tak że nie był pewien czy wylądowanie na powrót w powozie nie było by lepszą opcją. Każda jego komórka wyła na alarm mówiąc prosto "Szefie, spierdalamy". A trzymanie ich w ryzach nie było takie proste. Na dodatek mózg, który czuł że coś jest nie tak, reagował bólem. Dlatego zasadniczo bez żadnego powodu Gumisia bolały mięśnie, jeszcze bardziej gnębiąc zgnębionego. Tak, chwilowo był już w stanie tylko stać. Więc to był kres wędrówki? Spojrzał przez ramię na Nanayę. Na Nanayę która postanowiła go dogonić, brnąć za nim jak owca na rzeź. A potem znów spojrzał na dziurę i znów zadał sobie ważne pytanie - a co jeśli ona jest niebezpieczna?
I znów krok za krokiem. Mimo bólu i mimo strachu. Parł do przodu, by dotrzeć tam przed Nanayą. Nie chciał jej zostawiać tu samej, ale nie chciał też jej krzywdy. A jeśli owa dziura krzywdzi, to właśnie on musiał się tego dowiedzieć pierwszy. To może uratować Nanayę. Był to w zasadzie wyścig. Wyścig z Nanayą, ze śmiercią, z uciekającą determinacją i z własnym ciałem. Wyścig na szali którego tylko potencjalnie leżały bardzo ważne dla niego rzeczy. Tak czy inaczej parł naprzód niczym czołg. Cel był tylko jeden - dziura. Chociaż zmaca ją paluchem. Chociaż tyle. A może powinien powiedzieć, aż tyle?
Kirino
Liczba postów : 3064
Dołączył/a : 14/11/2012
Temat: Re: Kamienny las Pon Lip 28 2014, 15:11
MG:
To nie była prosta podróż. Zamiast podróży za jeden uśmiech była to raczej podróż za niezliczoną ilość trosk. W porównaniu do tego jaką swobodą cieszyli się jadąc nie tak dawno powozem, teraz magowie mogli tylko żałować tego, że powóz ten nie przetrwał, choćby po to, by blokował swym rozmiarem bezpośredni obrzydliwy widok pustki w przestrzeni. Niestety, choćby nawet próbowali na nią nie patrzeć, tak jak robiła to Nanaya, choćby robili sobie krótkie przerwy, jak zrobił to Goomoonryong... wzrok dało się oszukać. Ale własne serca były inną sprawą. Te szybko bijące narządy, zapewniające życiodajny przepływ krwi w organizmie człowieczym, w tym momencie być może pierwszy raz odczuwały właśnie to towarzyszące cały czas magom uczucie. Nie wiedziały nawet czy przyśpieszyć ze swym biciem, czy je spowolnić. Czy powinny się bać, czy mobilizować organizm do działania. Były w stanie kompletnego rozgardiaszu, ale nie chaotycznego czy nierównomiernego, a przerażająco stabilnego i metodycznego. Tak jakby coś zmuszało je do nieprzekraczania pewnych barier. Do trzymania się w miarę wytyczonego kursu.
Magowie świadomi byli jednak jednego - to co istniało przed nimi było cholernie niebezpieczne. Było zabójcze. Było mordercze. W sposób kompletnie nieludzki bo bezosobowy. Nie czuć tu było chęci zemsty ani nawet zwykłej chęci dokonania mordu. Broń palna, widziana ot tak, sama sobie, potrafiła w ludziach wywołać pewne przerażone myśli, choćby z poczucia tego, co można z nią zrobić. Tutaj tego nie było, a jednak świadomość zagrożenia wciąż trwała. Na przekór wszystkiemu, na przekór sobie, na przekór zdrowemu rozsądkowi magowie parli jednak do przodu. Nanaya nieco z tyłu, ale na wyciągnięcie ręki, dzięki przerwie chłopaka, zdołała go nieco dogonić. Goomoonryong z przodu.
A w końcu...
Dotarli do celu. W tej samej kolejności. To Han pierwszy znalazł się przy portalowej wyrwie z przestrzeni. Zaraz za nim była Nanaya, która przez kilka chwil, zanim sama postąpiła podobnie jak Goomooryong mogła widzieć co się z nim stało, zanim sama zdecydowała się na podobny krok. Gdy chłopak dotknął powierzchni wyrwy jego ciało zamarło. Nie ruszył on ani jednym mięśniem, gdy jego osoba powoli obdzierana była z poszczególnych warstw fizycznej cielesności. Ubranie. Naskórek. Tkanki. Mięśnie. Kości. Każda jedna powłoka, która okrywała ludzkie istnienie znane jako ten mężczyzna, wystawiona została na widok dla wszystkich znajdujących się w tym miejscu. Oprócz Nanayi widziała to jeszcze jedna osoba, ale mag światła tego nie wiedziała. W czasie gdy zachodziło to dziwne zjawisko dotknęła również portalu. I w tym momencie jej wzrok został wyłączony, jej zmysły zamarły, jej "ja" odłączone zostało od świata rzeczywistego. Rzecz jasna to samo działo się wcześniej z Goomoonryongiem. Po chwili przed portalem nie było już nikogo, a ten zaczął znikać.
- Biedacy... -
--------------------------------
Powitała ich ciemność i cholerny ból. Ciemność niespowodowana jednak późną porą, a brakiem wzroku. Z jakiegoś powodu magowie mogli to wyczuć. Rozumieli, że nie widzą, nie dlatego, że mają przesłonięte oczy, ale dlatego, że nie jest dane im widzieć. Gorzej było z bólem. Był on wręcz paraliżujący, był on z gatunku tych, które nawet najsilniejsze, najmocniejsze i najbardziej wytrenowane gardło potrafi zmusić do krzyku. I to właśnie robiła nasza dwójka. Krzyczała. Jeden słyszał drugą, druga słyszała pierwszego.
Żyli. Ale obecnie znajdowali się w piekle nie potrafiąc nawet zrozumieć co ich boli. I dlaczego boli.
Jedynym pocieszeniem był brak tamtej ciążącej ich duszy atmosfery.
SP: Goomonryong - 90MM, bardzo płytkie rozcięcie lewego ramienia, Nanaya - 90MM, ubrudzone ubranie, kawałek z tyłu spłonął i odsłania nieco za dużo; ma na sobie płaszcz Hana
Czas odpisu: 31.07
Mor
Liczba postów : 2920
Dołączył/a : 20/08/2012
Temat: Re: Kamienny las Pon Lip 28 2014, 16:10
Dotarła. Stała. Wpatrywała się. Nie było możliwości, by tego nie zobaczyła. Tego, co się działo z człowiekiem, który postanowi przejść. Czy ona... Również... Coś ją ścisnęło za gardło, gdy widziała, jak wszystkie tkanki ciała ulegają rozdzieleniu i... znikają? Sama nie wiedziała. Ale nie było odwrotu. Za późno. Można powiedzieć, że z samym przystąpieniem do tej misji podpisała na siebie wyrok. Jeżeli nie śmierci... Na pewno był to wyrok cierpienia.
Krzyczała? Krzyczał? Może tylko jej się zdawało? Tak. Całkiem możliwe. Przecież to niemożliwe. Nie mogła krzyczeć. Przecież umarła. Więc czemu coś słyszała? Może już oszalała? Tak, to też całkiem możliwe. Nikt normalny nie słyszał takich krzyków, gdy umierał. Czy nie było tak, że ludzie od bólu potrafili oszaleć? Zaśmiała się. A może tylko wydawało jej się, że się śmieje? Jakie to zabawne. Haaaalo~! Panie krzykaczu~! Może się pan na chwilę zamknąć, bo nie słyszę własnych myśli? Haha, ale zabawne. Własnych myśli? Przecież i tak nie jesteś w stanie myśleć, bo umarłaś, głupia!
Czasami człowiek odczuwa tak nieludzki poziom bólu, że jego umysł całkowicie odłącza się od doznań uczuciowych i egzystuje "poza". W tym właśnie momencie ciało Nanayi doświadczało właśnie takiego bólu. Nie do opisania, nie do stłumienia. Cokolwiek się działo, działo się źle i jej umysł postanowił się wyłączyć, byle chociażby częściowo ocalić osobę, która znana była jako Byakushitsune Nanaya. Cokolwiek się działo, musiało się kiedyś skończyć - przed śmiercią jej cielesności, lub tuż po. Ale z pewnością się skończy. Tymczasem ból już dawno przestał być potwierdzeniem tego, że żyje. Był swego rodzaju stałością - najpierw psychiczny, teraz fizyczny. Po prostu był. Istniał. Wypełniał całą świadomość dziewczyny. Nie istniało nic, poza nim. A może istniało, tylko obecnie o tym całkowicie zapomniała? Może... Może było coś poza ciemnością i bólem? W końcu, tuż obok, a może całkiem daleko też ktoś krzyczał. Znała go? Może. Głos może podobny. Czemu krzyczał? Też go bolało? Czyli nie była tu sama? Nie tylko ona balansowała na cienkiej granicy świadomości a szaleństwa? Było w tym coś pocieszającego. Jeśli kiedykolwiek to się skończy... nie będzie sama.
Goomoonryong
Liczba postów : 4046
Dołączył/a : 22/10/2012
Temat: Re: Kamienny las Pon Lip 28 2014, 16:43
Dotarł do celu. Przeznaczeniu wyszedł na przeciw i nawet sięgnął do niego palcem. Trzeba przyznać że było to doznanie nie z tego świata. Każdy normalny człowiek w tym momencie pewnie wpadłby w panikę. Ale Gumiś już panikował. Więc teraz to osiągnęło zupełnie nowy poziom. Na chwilę umysł Gumisia jak by się wyłączył, a jedyne co gdzieś się tam w nim błąkało to jedna prosta myśl. "O ja się rozpadam". A potem nie było już nic.
Czerń i ból. Ból tak wielki jakiego nie czuł jeszcze nigdy w życiu. Mógł tylko wyć. Wyć i wrzeszczeć niczym ranione zwierzę. Osoba pozbawiona człowieczeństwa, osoba która gdzieś tam wgłębi cofnęła się do poziomu dzikiego ranionego zwierzęcia. Pewnie postradałby zmysły, ale Gumiś nie zamierzał upadać aż tak nisko. Łzy ściekały mu po policzkach kiedy darł się z całej siły. Ale wiedział jedno, żył. Bolało go więc musiał żyć. A na dodatek gdzieś obok wrzeszczała Nanaya...
Właśnie, Nanaya. A jak ona to zniesie kiedy już jemu, osobie nawykłej do bólu ciężko było to wytrzymać. Próbował zmusić umysł do jeszcze większego wysiłku, próbował zagryźć wargi, napiąć mięśnie... ale nie wyszło. Znów wrzasnął. Jakoś to trzeba przetrzymać. Jakoś trzeba sobie z tym poradzić. Cierpiąc nieopisane katusze próbował poruszyć choć palcem. Chociaż jednym małym paluszkiem. Od czegoś trzeba zacząć, jakąś musiał sobie poradzić. Jednak... czy nie powinien wpierw martwić się tym by ból minął? Może... ale jednak coś mu mówiło że podstawą do pozbycia się bólu było zmuszenie ciała do ruchu. Pewnie się mylił... no i cholera ciężko było się skupić jednocześnie na walce z bólem i z własnym ciałem...
Kirino
Liczba postów : 3064
Dołączył/a : 14/11/2012
Temat: Re: Kamienny las Pon Lip 28 2014, 19:33
MG:
Być może utrata wzroku wiązała się w jakiś sposób z traumatycznym doświadczeniem sprzed chwili. Ciężko było to komukolwiek ocenić, nawet samym zainteresowanym. Im może nawet bardziej niż innym - koniec końców w ich głowach nie było miejsca teraz na dywagacje na tego typu tematy, umysły mieli kompletnie wypełnione bólem, którego źródła nie dało się nawet zidentyfikować. Nie dało się? Na pewno nie od razu. Na pewno nie natychmiast. Na pewno nie wtedy, gdy ich zmysły były przytępione do tego stopnia, że nawet nie potrafili określić położenia swojego ciała. Leżeli? Stali? Wisieli w powietrzu? Unosili się? A może siedzieli o coś oparci? Żadna z takich informacji nie docierała do umysłów doświadczonych niesamowitym przeżyciem magów. Niesamowitym - niekoniecznie w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Dodatkowo psychika magów była na wyczerpaniu. To nie byli już ludzie, którzy narzekali na to, że muszą wykonać jakąś misje. Inaczej - narzekać wciąż mogli, dlaczego by nie. Tyle, że o ile wcześniej stanowić takie narzekanie mogło oś ich zainteresowania, o tyle teraz mogło ewentualnie przydać im odwagi w drodze, która na nich czekała. Gdyby tylko byli w nieco lepszej kondycji może dostrzegliby ironię tej sytuacji. Nic się jeszcze nie zaczęło, a kilkakrotnie mieli już wszystkiego dość. Nikt jednak nie mógł się im dziwić, nikt. Była to naturalna kolej rzeczy. Naturalny przykry fakt.
Pierwszy wzrok zaczął odzyskiwać Goomoonryong, ale czy faktycznie miało to jakiś związek z próbami poruszenia się? Tego nie mógł nie wiedzieć, przecież mógł to być zwykły zbieg okoliczności, że akurat on decydując się na swoje starania, pierwszy zaczął widzieć zamazane kształty. Chyba był o coś oparty, bo spoglądając przed siebie mógłby dojrzeć swoje nogi. Mógłby. Mógłby. Problemem było to, że widział nogę. Jedną. Jedyną. Drugiej zwyczajnie nie było. Nie było? Chyba nie było. Nawet z zamazanym spojrzeniem, widząc tylko ogólne kształty, nawet nie tyle zarysy, co tylko kształty, mag potrafił ocenić, że czegoś brakowało. Wciąż nie bardzo odczuwał powagę tej sytuacji i nie do końca rozumiał to, co widział. Nie czuł swych rąk. Nie czuł swych nóg. Jego ruchowe starania odnosiły jednak jakiś skutek. Palec drgnął. Problem w tym, że Goomoonryong nie potrafił nawet określić, który był to palec. Ból nie opuszczał smoczego zabójcy, ale lekko ustąpił. Nieco się ujednolicił. Był konkretny. Część niego na pewno pochodziła z miejsca, w którym kiedyś była jego noga. Bóle fantomowe? Pieron wie. Han potrafił jednak teraz zacisnąć zęby i przeżyć sytuację bez krzyku.
Nanayi mag nie widział. To znaczy inaczej - widział miejsce, z którego docierał do niego krzyk dziewczyny, ale ona sama znajdowała się chyba pod jakąś płachtą, może płaszczem Hana i ciężko było w ogóle ocenić co z nią. Nawet kolorów dobrze nie potrafił teraz ocenić, a poza tym samo to miejsce było bardzo oszczędne w światło. Nie na otoczeniu jednak skupiał się teraz Han. Nie na tym. Dziewczyna sama nie odczuła wielkiej zmiany w swoim otoczeniu i w swoim samopoczuciu. Ból wydawał się nie kończyć i nie przestawać doskwierać. Ani na chwilę nie zmieniał swojego natężenia, ale Nanaya uczyła się go, poznawała go, przyzwyczajała. Powoli, powoli, przestawał on być bólem śmiertelnie paraliżującym i uniemożliwiającym myślenie. Choć to chyba złe określenie. Ból był taki sam. To Nanaya powoli specjalizowała się w jego odczuwaniu. W przeciwieństwie jednak do swojego towarzysza pojedyncze krzyki wciąż opuszczały jej wargi, czasem przerywane przerażająco bolesnym łkaniem. Dla uszu Hana, które powoli też zaczynały funkcjonować lepiej było to okropnie przykre doświadczenie.
A potem do uszu Hana dotarł jeszcze jeden odgłos, którego Nanaya była nieświadoma. Odgłos kroków. Odległych, spokojnie zmierzających w kierunku magów. Krok. Krok. Krok. Goomoonryong nikogo nie widział i nie potrafił określić kierunku kroków, wiedział tylko, że słyszy je coraz lepiej, mimo nieregularnych krzyków Nanayi. I cholera wie co kroki te oznaczały.
SP: Goomonryong - 90MM, brak prawej nogi (tyle potrafisz wywnioskować w tym momencie o swoim stanie) Nanaya - 90MM, ubrudzone ubranie, kawałek z tyłu spłonął i odsłania nieco za dużo; ma na sobie płaszcz Hana, brak informacji o stanie postaci
Czas odpisu: 31.07
Mor
Liczba postów : 2920
Dołączył/a : 20/08/2012
Temat: Re: Kamienny las Pon Lip 28 2014, 23:13
Ból malał... nie, jednak nie malał, wciąż był. Nie czuła żadnej ulgi pod tym względem. To było bardziej nużące przyzwyczajenie i stępienie własnych zmysłów, aniżeli koniec tego, co czuła. Mimo to było jej nieco lżej. Nieco łatwiej przychodziło jej branie oddechu, nieco łatwiej przychodziło jej myślenie. Powoli uświadamiała sobie, że może jednak żyje i nie umarła, a szansa na to, że przeżyją to wszystko znacząco urosła. Taki nieduży promyk nadziei, który w końcu pchnął ją do tego, by coś zrobić. Poruszyć się. Sprawdzić, co się stało. Czy wszystko jest w porządku. I, co najważniejsze, sprawdzić, czy z Gumisiem wszystko w porządku. Dopiero teraz udało jej się skojarzyć fakty. To on krzyczał. Więc pewnie i jemu coś się stało. Bardzo ostrożnie więc zaczęła od prób ustalenia, co ją boli. Choć całe ciało było nim wypełnione, może jednak jakaś część była bardziej bolesna, niż inne. Tylko co było w stanie spowodować tak potworny ból? Wdziała... Ah, no tak. Widziała. Przecież dokładnie, tuz przed nią, Gumiś został odarty ze wszystkiego. Czy teraz, czując to wszystko, była składana z powrotem? Jeżeli tak... A jeżeli w drugą stronę (o ile będzie jeszcze jakaś druga strona), czeka ich to samo? Nie. Ona nie chciała już. Naprawdę. Załkała już nieco inaczej, mniej boleśnie, bardziej żałośnie, jęcząc z bólu, którego wciąż doświadczało jej ciało. Och, ile by teraz dała za spokojny i błogi sen. Chwilową ulgę. Jednakże w przeciwieństwie do tego, co chciała, musiała się ruszyć. Sprawdzić. Zacząć działać. Dlatego też spróbowała się poruszyć. Palcami dłoni, stóp... Głową. Całym ciałem. Chciała wstać. Podnieść się. Zrozumieć, gdzie się obecnie znajduje. Miała już dość tej ciemności. Nie chciała jednak korzystać z magii do czasu, aż nie uspokoi się bardziej. Starała się też powstrzymywać krzyki. Już starczy. Naprawdę.
Goomoonryong
Liczba postów : 4046
Dołączył/a : 22/10/2012
Temat: Re: Kamienny las Sro Lip 30 2014, 15:16
Powoli dochodził do siebie... ale czy na pewno? Czy mógł to tak... nazwać? Nie był tego pewien oj zdecydowanie nie. Kiedy patrzył przed siebie, to co widział na pewno nie było dochodzeniem do siebie. Z miejsca zbladł i zamknął oczy. Są rzeczy których nie chciał oglądać. Stracił nogę... milusio. Gdyby chociaż wiedział jak... gdyby miał jak jej bronić... ale nie. Stracił ją bo tak. Czy teraz w ogóle ma jeszcze co robić na misji tego kalibru? Bez nogi - do czego przyzwyczajony nie był - nie mógł walczyć. Mógł co najwyżej spamować czarami, ale to na nie wiele się zda. Właśnie został pozbawiony wszelkich możliwości. Otworzył oczy.
Tam leżało coś jeszcze, zapewne Nanaya, w być może gorszym stanie od niego. Mimo że w tej chwili ogarnęła go totalna beznadzieja i niechęć - bo wbrew pozorom ani się nie bał, ani nie był zły, był po prostu zrezygnowany - odczuł coś w stylu rosnącego pragnienia, by wydostać stąd chociaż Nanaś, nawet jeśli on tego nie przeżyje, to sprawi chociaż że dziewczyna da radę. Obroni ją, choćby kosztem drugiej nogi... tylko czy ona wciąż... nie, na pewno wszystko było dobrze. No, może nie wszystko ale raczej żyła.
Kroki, Nanaya, noga... na czym się skupić, czym się w tej chwili zająć co robić, co robić. Gumiś zagryzł wargę i zaczął myśleć dogłębniej co jakiś czas jęcząc lekko. Bolało, dalej bolało jak cholera, ale to nie miało teraz znaczenia. Ile to razy go bolało? Ból słabnął, kiedyś zniknie. A teraz, musiał zadbać o tę słabą dziewczynę. Kurwa. Mieli szturmować zamek. PIERDOLONY ZAMEK. Aracie będzie trzeba wytłumaczyć co to jest zamek. Najlepiej napierdalając jego twarzą w takowy. Kroki... Tak. Jak ktoś tu wejdzie i Gumis uzna że wygląda jak skurewsyn chcący ich pozabijać, to od razu zgarnie na twarz ognistą pułapkę. No... o ile Gumiś był w stanie by korzystać z magii. Jak nie to postara się chociaż skurwysyńsko wyglądać. Problemem było to czy da się wyglądac skurwysyńsko bez nogi.-Jesteś... w całości?-Spróbował zapytać. Bardzo spróbował. Próbował póki nie wyszło. Pytał cicho, wątpił coś, by dał radę głośno.
Kirino
Liczba postów : 3064
Dołączył/a : 14/11/2012
Temat: Re: Kamienny las Sro Lip 30 2014, 17:57
MG:
Na całą tę sytuację można chyba było spojrzeć nieco optymistyczniejszym spojrzeniem. Koniec końców udało się im. Chyba. Na pewno udało się im przez coś przejść. Goomoonryong dowiódł, że swoją męską dumą i zasadami jest w stanie skruszyć niemal każdy mur. Rezygnując z pomocy, którą zaoferowano mu na samym wstępie, rezygnując w pewien sposób z atutu, w który magów wyposażył mistrz ich gildii, Han pokazał, że jest nie byle kim i że nie da sobie w nogę kaszę dmuchać. Czy jednak miał w sobie na tyle spokoju, by zapytać samego siebie, czy być może nie został na samym początku zadania wyposażony w odpowiednie narzędzie? Z drugiej strony czego można było wymagać od umęczonego życiem i obecną sytuacją człowieka, który właśnie dowiedział się, że stracił nogę? Trzeba byłoby być bez serca, by wymagać od niego czegokolwiek.
Nanaya... miała problemy z opanowaniem swojego bólu, jednak choć nieco później niż Hanowi i jej powoli udawało się odzyskiwać świadomość własnego ciała i bytu. Do tej pory czuła tylko ból oderwany od rzeczywistości, którego nie potrafiła dostosować do jakichkolwiek zasad i własnego ciała, teraz jednak powoli się to zmieniało. Zaczynała rozumieć. Zaczynała odczuwać. Powoli i z delikatnym przerażeniem uświadamiała sobie, że jest z nią coś bardzo nie tak. Że coś tu nie gra. Jeden wcześniejszy ból rozdzielił się na kilka miejsc na jej własnym ciele. Na lewe oko. Na prawe ramię. Na czoło. Gdzieś jeszcze. Gdzieś jeszcze. Gdzieś jeszcze. Nie wszystko dała radę wyczuć od samego początku. Nie wszystko było idealnie jasne i przejrzyste, ale powoli do jej umysłu wracała przerażająca świadomość tego, że nie wszystko znajdowało się na swoim miejscu.
Hanowi uświadamianie sobie swojego pełnego stanu przychodziło dużo wolniej, głównie przez jego zniechęcenie i mniejszą koncentrację na sobie, a skupienie się w pewnym momencie na nadchodzących krokach i samej Nanayi. Poczuł on jednak coś wybitnie piekącego na własnym nosie, teraz gdy podobnie uświadamiał sobie stan swojego ciała. Gdy zaś próbował powiedzieć coś w kierunku Nanayi zrozumiał, że jego głos wydostał się z niego obrzydliwie zniekształcony, bardziej przypominając świst wydobywający się kamiennych szczelin niż faktyczny głos. Słowa dało się rozpoznać, choć bardzo ciężko. I mówienie cholernie męczyło. Nie było to zasługą jednak zachrypnięcia czy suchości gardła. Coś było bardzo nie tak z jego gardłem.
Nanaya zdołała podnieść się z ziemi, ale tylko do siadu, teraz plecami obrócona do Goomoonryonga, tak że ten dostrzec mógł tylko przepaloną skórę na jej prawym barku. Niemal czarną, chropowatą skórę, która jednak nie bolała dziewczyny. Po prostu w ogóle jej nie czuła. O dziwo jednak na braku czucia w samym barku się kończyło, cała ręka zdawała się pracować normalnie. Ubranie tylko w tym miejscu u dziewczyny było zniszczone (przepalone), cała reszta natomiast była normalna. Dziewczyna też w oczach Hana wyglądała na bardzo wychudzoną. Na pewno nie była taka wcześniej. Rozglądając się wokoło dostrzegła, że niedaleko od niej znajduje się duża brama, obecnie otwarta. Dziwne było to jednak, że wszystko widziała tak, jak gdyby jedno oko miała zamknięte. Han również skojarzył swój wzrok na bramie. Samej bramie, pośrodku ciemności. Pochodnie przytwierdzone po jej obu stronach rozświetlały nieznacznie to miejsce, stąd niewielkie źródło światła. I przez ową bramę przeszła właśnie jedna osoba. Była to blondynka, niewiele niższa od Nanayi, która znajdowała się teraz mniej więcej o kilka kroków od obu nieszczęśników, którzy pojawili się pod bramą. Nie wyglądała specjalnie groźnie ani też jej ruchy nie wskazywały na to, by miała wobec kogokolwiek złe zamiary, dlatego Han nie został zmuszony do użycia jakiegokolwiek zaklęcia i mógł tylko próbować groźnie wyglądać. Dziewczyna przykucnęła mniej więcej w równej odległości od dwójki magów.
- Ułaaa... - wydała z siebie odgłos. - Nieźle to wygląda. Zdecydowanie lepiej niż się można było spodziewać. Horoskop musiał przewidywać dla was naprawdę szczęśliwy dzień, że wyglądacie tak dobrze. Niesamowite, to chyba pierwszy raz, kiedy widzę ludzi w zaledwie takim stanie. - dziewczyna klasnęła w dłonie, jednocześnie wprawiając swoje złote włosy w delikatny ruch w powietrzu. - Ach, może tak wam będzie łatwiej. - dodała, sięgając do kieszeni swojej krótkiej spódniczki i wyciągając z niej jakąś flaszkę, którą zaraz odkorkowała, a magowie poczuli bardzo przyjemny zapach rosy i powietrza po burzy. O dziwo, w tym samym czasie ból zmalał do akceptowalnego poziomu - nie zniknął, wciąż był obecny, ale teraz był do wytrzymania bez jęczenia i krzyczenia. Nawet można było przy nim normalnie myśleć. I być może jeszcze lepiej się sobie przyjrzeć i sprawdzić czy wszystko jest... w porządku. Względnym. - Lepiej? - zapytała jeszcze blondynka, uśmiechając się promiennie do magów.
SP: Goomonryong - 90MM, brak prawej nogi, pieczenie w miejscu nosa, znaczący problem ze strunami głosowymi uniemożliwiający normalne mówienie, problem z płynnym łapaniem oddechu (tyle potrafisz wywnioskować w tym momencie o swoim stanie) Nanaya - 90MM, ubrudzone ubranie, kawałek z tyłu spłonął i odsłania nieco za dużo; ma na sobie płaszcz Hana, problem z widzeniem (widzi na jedno oko), dziwny ból w okolicach lewego oka, prawego ramienia i czoła, czarny, spalony kawał skóry na prawym barku dziewczyny, mocno wychudzona (tyle potrafisz wywnioskować w tym momencie o swoim stanie)
Czas odpisu: 02.08
Mor
Liczba postów : 2920
Dołączył/a : 20/08/2012
Temat: Re: Kamienny las Sro Lip 30 2014, 19:56
Co się działo? Ból nie był jedynym czynnikiem, który sprawiał, że dziewczyna najchętniej by uciekła w objęcia nieświadomości. W chwili obecnej dochodziło do niego okropne uczucie świadomości, że stało się coś bardzo złego. Inne słowa nie były w stanie wyrazić tego, co działo się z jej ciałem. Stało się coś złego. Przyzwyczajenie się do bólu pomagało o tyle, że teraz czuła, co ją boli. Bardzo wyraźnie. Ramię. Czoło. Oko. Podniosła się i zaczęła sprawdzać, co się dzieje. Już wiedziała, że jej ciało, całe, uległo zmianie. Schudła. Nigdy, nawet w dzieciństwie, nie była tak wychudła, jak teraz. Przełknęła nieco głośniej ślinę... O ile mogła w ogóle coś takiego zrobić. Przyjrzała się swoim dłoniom i przedramionom w nikłym świetle, które dawała dziwna brama. Później barkowi, by przekonać się, że skóra na nim uległa... spaleniu? Tak to wyglądało. Oh. Czy to właśnie dlatego mnie boli? W tej chwili nie było jej stać na więcej niż zdziwieniem tym dziwnym fenomenem. Spojrzała na swoje nogi, próbując ustalić, czy one też są wychudzone. Choć nawet nie zamierzała wstawać. Czuła się zbyt słabo, by próbować. Na razie wystarczyło to, że siedzi. Co się tak właściwie stało...? O, Gumiś tu też był. Całkiem niedaleko, jednak jego głos brzmiał źle. Czy to dlatego, że krzyczał? Czy ciebie też bolało? Biedaku... Uniosła dłoń do własnej twarzy, by wiedzieć, dlaczego nie widzi na jedno oko, dlaczego ją boli. Miała ranę na czole? Czy to może jednak nie była rana? Ostrożnie, powoli, obchodząc się z sobą jak z jajkiem... Jednak wciąż czegoś brakowało... Czego? Nawet nie wiedziała. Było to niepokojące uczucie. Czy na pewno chciała wiedzieć? - ... Może... - odpowiedziała cicho i bardzo ostrożnie na zadane przez towarzysza pytanie. Czy była w całości? Nie była pewna. Czy brak pewności można uznać za całość? Rozważania na ten ważny temat przerwała jej obecność nowej osoby. Dziewczyny, która wyszła z bramy. Nanaya nie była w stanie nawet wykrzesać z sobie podejrzliwości lub ostrożności, więc jedynie słuchała, próbując się odwrócić tak, by spojrzeć na Goomoonryonga. A było to o tyle trudniejsze, że miała do dyspozycji tylko jedno oko. W takim stanie... czy byli w dobrym stanie? Na pewno kiedyś było lepiej, nie ulegało to wątpliwości. Nawet po szalonej podróży w czasie było lepiej. Teraz po prostu przebrnęli przez piekło, o którym nikt im nie powiedział. Tak, dziwny zapach ponownie uruchomił zmęczone trybiki. Rudowłosa pokiwała głową, rozglądając się uważniej. Było inaczej, niż mówiła Kaja. Pomimo ciemności, na pewno nie było to pomieszczenie. Nie mówiła też nic o bramie. Czyżby byli dopiero na początku drogi, po przejściu tego wszystkiego? Poczuła wzbierającą się w sobie beznadziejność, jednak zdusiła to chwytające za gardło uczucie i przeniosła uwagę na dziewczynę. - Gdzie... Nie. Co nam... się stało? - zapytała niepewnie. Od czego zacząć? Nic nie było dobrze. Chciała przyjrzeć się sobie raz jeszcze. Tym razem z dodatkowym oświetleniem własnej kuli światła (PWM). O ile wszystko było w porządku z tym aspektem jej osoby... powinno nie być problemu, czyż nie?
Goomoonryong
Liczba postów : 4046
Dołączył/a : 22/10/2012
Temat: Re: Kamienny las Sro Lip 30 2014, 20:12
Gumiś zamknął oczy. Myśl o czymś zabawnym, o czymś zabawnym, o czymś... kurwa. Na powrót otworzył oczy, patrząc na Nanayę i stwierdzając że jakoś oczy zaczęły go piec. To wina Araty. No i jego. Ale Araty. Głównie Araty. Za bycie pozbawionym mózgu kretynem. Jest różnica między misją trudną bo trudną a misją trudną bo jest się nadętym bucem nie udzielającym wskazówek. No i jeszcze wysłanie z nimi klucza-dziewczyny. Jak by nie wiedział o zasadach Gumisia... no i celem była kobieta. Zupełnie jak by nie chciał by wykonali egzamin - a po prostu się ich pozbyć. Pozbyć tak? Przez krótką chwilę Gumiś myślał że Arata będzie lepszym mistrzem od Tsukiko. Faktycznie jest lepszym mistrzem od Tsukiko ale... i tak kutasiarz zdechnie. Gumiś jak tylko przeżyje, dojdzie do siebie i zdobędzie więcej mocy, dokładnie pokarze mu, co tutaj przeszli. Dokładnie. Z najdrobniejszymi szczegółami. Szczegółami które teraz próbował wyryć w swojej głowie, widząc nową "Koleżankę" która trochę im "pomogła" ucieszył się, bo teraz, mógł dokładniej wyryć w swojej pamięci to w jakim stanie skonczyli. Bo lepiej widział. Wpierw zlustrował Nanaś, dopiero potem siebie. Uważnie. Nawet nie smyrał nosa, nie miał go, tak czuł.
Zapowietrzenie. Skrzek.-A horoskop przewidział dla nas opiekę lekarską i ciepły kącik do spania?-Skrzek. Zapowietrzenie. Jak by jakiś kurwa horoskop odpowiadał za jego stan. Horoskopy nie odcinają nóg. Horoskopy nie ratują żyć. Horoskopy to bz... zresztą. To był ten moment w którym Gumiś przypomniał sobie o magii. Skoro jest magia to dlaczego nie horoskop? Zapowietrzenie. Skrzek.-Lepiej?-Skrzek. Zapowietrzenie. Od razu pożałował tego powtórzenia. Po co mu to było? Już i tak się ciężko żyje. Zapowietrzenie. Skrzek.-Ależ oczywiście. Tylko nie mam nogi, chyba nosa, może czegoś jeszcze. Wszystko mnie boli. Moja towarzyszka wygląda źle. I za cholerę nie mam pojęcia dlaczego. Jest po prostu wybornie.-Ten moment w którym Gumiś uświadomił sobie że chyba powiedział za dużo naraz bez zapowietrzania i zaczął się krztusić, dusić i ogólnie walczyć o krtań
Kiedy już mu przeszło ponownie spojrzał na kobietę.-Mogłabyś jesz...-Zapomniał się zapowietrzyć, szlag. Zapowietrzenie. Skrzek.-...cze raz czary-mary i nam pomóc?-Skrzek. Zapowietrzenie. Dlaczego mówienie musiało być takie ciężkie? Nie miał nogi, nie miał krtai. Mógł co najwyżej groźnie wyglądać. Znaczy próbować, wyglądać na tyle groźnie na ile groźnie może wyglądać człowiek w jego stanie. Zapowietrzenie. Skrzek.-Proszę?-Skrzek. Zapowietrzenie. Tak, to należało dodać. A potem odpocząć. Za dużo pieprzenia jak na jeden raz. To nie na jego krtań. I pomyśleć że kiedyś, narzekał na chrypkę po libacji...
Poniżej znajdują się buttony for, z którymi obecnie prowadzimy wymianę. W celu nawiązania współpracy zachęca się do odwiedzenia pierw tematu z regulaminem wedle którego wymiany prowadzimy, a następnie do zgłoszenia się w tym temacie. Nasze buttony oraz bannery znajdują się zaś w tym miejscu.
Layout autorstwa Frederici. Forum czerpie z mangi "Fairy Tail" autorstwa Hiro Mashimy oraz kreatywności użytkowników. Wszystkie materiały umieszczone na forum stają się automatycznie własnością jego jak i autorów. Dla poszanowania Naszej pracy uprasza się o nie kopiowanie treści postów oraz kodów bez uprzedniej zgody właścicieli.