I've never seen a decent person among those who say they're going to save the world while forsaking the people around them. Those types of men are always so intoxicated by thier own hollow dreams that they call every little thing in front of them trivial.
Arata Tsuchimikado faktycznie mówił niewiele na temat tej konkretnej historii. Kiedy dwójka pretendentów do miana magów klasy S słuchała jego słów na świeżym powietrzu, niedaleko przygotowanego do podróży powozu, łatwo można było odnieść wrażenie, że mistrz kolejne słowa bardziej wypluwa z obrzydzeniem niż wypowiada na głos. Nie wyglądał jednak na zdenerwowanego, a na jego obliczu malował się łagodny uśmiech, silnie kontrastując z tym, w jaki sposób w tamtej chwili obchodził z kolejnymi słowami. Ten świat pełen był tego rodzaju kontrastów, magowie musieli o tym wiedzieć nie od dziś.
Sama odprawa przedmisyjna też nie była długa. Arata kilkakrotnie podkreślił w trakcie jej trwania, że bijące serce pani Zamku Millenium jest najważniejszym celem misji i ma mieć priorytet przed wszystkim innym. Tsuchimikado zdawkowo wspomniał też, że ich zadanie ma o wiele większe znaczenie niż mogą sobie to wyobrażać. Zaznaczył także, że od momentu, w którym magowie postawią pierwszy krok na terenie zamku powinni spodziewać się *dosłownie* wszystkiego. Dziwnie musiał też wyglądać mistrz akurat tej gildii, który motywował swoich ludzi zdaniem "cokolwiek będzie się działo, nie możecie stracić nadziei". Tuż przed ostatnimi słowami pożegnania mistrz wręczył także obu magom po jednym niewielkim pojemniku o kształcie kwadratu z pojedynczym zatrzaskiem. Ponoć właśnie w nim mieli oni przetransportować serce z powrotem do siedziby gildii. Dodatkowo otrzymali oni też po sztuce czegoś co wyglądało... jak listek gumy do żucia. "Gdyby jednak zabrakło wam opcji, weźcie to. Tylko myślcie, kiedy tego użyjecie". Po tych słowach mistrz opuścił członków własnej gildii nie tłumacząc niczego więcej.
I tak oto Goomonryong i Nanaya, w tym momencie zaledwie para magów klasy 0, wyruszyli w drogę powozem o zasłoniętych szybach, w którym panował przyjemny rodzaj półmroku. Podróż nie była krótka, więc trochę czasu mieli na to, by porozmawiać ze sobą o misji i wszystkim, o czym tylko chcieli. Dodatkowo w powozie oprócz nich znajdowała się jedna zakapturzona postać w czarnym płaszczu, której twarzy nie dało się dojrzeć. Ale przecież magowie GH tego typu osoby na pewno kojarzyli, prawda? Tak czy siak, powóz co pewien czas podskakiwał, gdy natrafił na nieprzyjemny wzgórek czy samotny kamień, oprócz tego podróż przebiegała w spokoju, a postać, która z magami podróżowała nie odzywała się ani słowem.
Taka własnie, dosłownie taka, muzyka przywitała dwójkę magów z Grimoire Heart niemal u celu ich podróży. Grać rozpoczęła już w momencie gdy otwarte zostały drzwi do ostatniej komnaty i powoli przybierała na sile, do momentu w którym nawet gdyby magowie chcieli to i tak nie byliby w stanie jej zignorować. Czy miała ona jakiekolwiek znaczenie dla zmęczonych przeżyciami w zamku wędrowcami? Być może marginalne. Być może też nie niosła ona w sobie żadnego konkretnego przesłania, a grała bo po prostu tak. Być może jednak coś w sobie miała. I coś znaczyła. Próbowała coś wybrzmieć. Trudno było jednak oczekiwać po naszych zmęczonych bohaterach, że w jakikolwiek sposób przysłuchają się słowom utworu. Nawet jeśli miały one coś zmienić w ich myśleniu, to przecież nie mogły niczego zmienić w czynach, prawda? Wszystko zmierzało ku zamyślonemu odgórnie końcu, ku celowi, który wskazany im został przez Aratę Tsuchimikado. Mieli rozprawić się z jego byłą kochanką lub partnerką, którą on swego czasu nie był w stanie wykończyć własnoręcznie. Dlaczego zataił przed nimi tak wiele informacji? Być może nie chciał obarczać ich kolejnymi powodami do przemyśleń. Może uznawał, że nie powinno mieć dla nich jako magów GH żadnego znaczenia kim mieli się zająć. Co by zmieniło to, gdyby powiedział, że mieli zająć się jego byłą kobietą? Czy uznaliby misję za niewartą uwagi? Czy Goomoonryong wiedziony swoim dziwnym poczuciem honoru stwierdziłby, że nie jest w stanie tego zrobić? Czy Byakushitsune odmówiłaby pomocy w przedsięwzięciu, które uważała za bezsensowne, a być może za "prywatę"? Tsuchimikado nie był głupi i myślał nad wieloma kwestiami nim decyzje zostawały przez niego podjęte. Nie był nieomylny. Ale nie był też osobą zdolną łatwo popełnić głupie pomyłki. Jeśli im czegoś nie mówił na pewno stało za tym jakieś rozumowanie. Ale nawet to nie miało w tej chwili żadnego znaczenia dla dwójki magów.
Pokój w którym się znaleźli tym razem był zaskakująco... brzydki. Brzydki było jednym słowem, które można było użyć, innym natomiast było słowo "ruina". Gdy tylko przeszli przez drzwi te momentalnie zdematerializowały się za ich plecami, pozostawiając ich w kamiennym pokoju o gołych ścianach, gdzie dokładnie policzyć można było ilość kamiennych bloków, które potrzebne były na wybudowanie jednej ściany. Z sufitu zwisały łańcuchy, zaś podtrzymywały go cztery kolumny umiejscowione w rogach pokoju - dwie z nich były niedaleko Goomoonryonga i Nanayi, obie po ich bokach. Sufit wyglądał jakby miał się zaraz zawalić, lecz z niewiadomych powodów to się jeszcze nie stało. Zimna posadzka była praktycznie odsłonięta, jedynie skrawek jej pokryty był krwisto-czerwonym dywanem, który zatrzymywał się przed wielkim, kamiennym tronem, na którym siedziała kobieta. O długich, blond włosach. Ubrana w białą, bardzo piękną i widocznie wykonaną z drogich materiałów suknie. Wpatrywała się w ziemię, nie zaszczycając przybyłych nawet jednym spojrzeniem. Gdy tylko podniosła rękę i pstryknęła palcami muzyka przestała grać, a łańcuchy poruszyły się złowieszczo, zupełnie jakby jakiś powiew wiatru nimi ruszył, lecz nic takiego nie wyczuli członkowie Grimoire Heart.
- Zajmij się nimi... - głos wydawał się należeć do kobiety siedzącej na kamiennym tronie, lecz nie pochodził bezpośrednio od niej. Rozchodził się jakby w powietrzu, zupełnie jakby cały zamek to mówił, a nie tylko jedna osoba. Dopiero też w tym momencie zza tronu wyczołgała się Brune. W jej kompletnie białych, zwiewnych szatach, bardziej przypominających podomkę do spania, ziała czerwona plama krwi umiejscowiona dokładnie tam, gdzie wcześniej raniona została przez "Aratę". Brune uśmiechnęła się tylko do przybyłych, koślawo, boleśnie, nieznośnie. W jej rękach zmaterializował się łańcuch, zwykły, prosty łańcuch. Dopiero teraz też magowie mogli zauważyć, że na kostkach dziewczyny i na rękach, a nawet na szyi spoczywały łańcuchy, lekko prześwitujące, takie które nie wiadomo dokąd prowadziły, bo znikały zaledwie po kilkudziesięciu centymetrach. Nie znikały jednak bo się kończyły, a po prostu magowie nie wiedzieli, gdzie dalej prowadzą. Od jak dawna te łańcuchy się tam znajdowały? I znowu - czy miało to jakiekolwiek znaczenie? Brune spróbowała wstać na równe nogi i nawet się jej to udało. Następnie dziewczyna zaczęła zataczać młynki łańcuchem, który musiał być całkiem ciężki.
- Zakończmy to. -
Powiedziała żałośnie szarżując wprost na dwójkę. I ten głos już jasno należał do konkretnej osoby. Brune.
Muzyka w tle nieszczególnie ruszała Gumisia. Znaczy w zasadzie utwór był bardzo przyjemny i wpadał w ucho. Zapewne gdyby nie obecna sytuacja i przeżyte niedawno zdarzenia to może nawet enjoyowałby słuchanie tego, niestety tak fajnie być nie mogło. W każdym razie Pani zamku siedząca na swym miejscu zdawała się wyglądać nieco inaczej niż Brune, ale to w zassadzie nie miało większego znaczenia. Chyba. Kiedy jednak zza tronu wyszła Brune to... no cóż, nie mozna ukryć że Gumiś po małym zaskoczeniu, westchnął. Były smoczy zabójca wyparł z umysłu wszystko co było mu teraz niepotrzebne. Zwłaszcza rozmyślanie nad tym dlaczego były dwie kobiety. Teraz ważne było że na przeciwko niego stała... osłabiona kobieta? Zombie? Wspomnienie? Nie ważne, ważne że był to przeciwnik. Gumiś nie czekał aż kobieta do niego dobiegnie i sam wyszedł jej naprzeciw.
Przewaga Brune polegała na dystansie. Walka łańcuchem w zwarciu była dużo mniej skuteczna od walki łańcuchem na średni dystans, tak więc wniosek był prosty - przejść do zwarcia. Tym bardziej że bez magii Gumiś był nieskuteczny w dystansie. W radzeniu sobie z łańcuchami była jedna cholernie prosta metoda, rzecz w tym że łańcuch wyglądał na ciężki a Gumiś nie wiedział jak bardzo karwasze zredukowały by obrażenia więc narażanie kości przedramienia wolał sobie zostawić jako ostateczność w tym czasie skupiając się na kompletnie innych działaniach. Wszystko jednak zależalo od tego w jaki sposób zaatakować miała Brune. Jeśli z góry to odskok w bok, jednakże jeśli był to atak horyzntoalny na wysokości pasa lub wyżej to Gumiś przeturlałby się przez prawym bark, zaraz powstając i szarżując dalej. Jeżeli było to uderzenie horyzontalne na wysokości niższej niż wysokość pasa, to Han przeskoczyłby nad łańcuchem rękoma do przodu. Nie był zbyt zwinny więc pewnie przy tym manewrze po prostu uderzy w podłoże, ale coś takiego to było nic, więc szybko w kucki jeśli słyszy świst łańcucha to przewrót w tył a jak nie to wstać i znów podjąć się biegu na Brune i tak cały czas. Jeśli łańcuch gdzieś super nisko to go zwykle przeskoczy. Jeśli tylko przed dobiegnięciem nadaży się okazja by go nadepnąć i złapać to Gumiś to robi a następnie ciągnie łańcuch do siebie i nie puszczając dalej biegnie w kierunku Brune.
Jak tylko da radę zbliżyć się do dziewczyny to wyprowadza uderzenie prawą pięścią na jej twarz. Jeśli nie złapał wcześniej łańcucha teraz próbuje to zrobić lewą dłonią i ciągnąć za łańcuch uderza prawym łokciem w ranę dziewczyny a następnie lewą pięścią z łańcuchem w skroń. Potem stara się pochwycić dziewczynę za koszulkę i kładąc prawą stopę za jej nogami popchnąć ją. Kiedy się przewróci siada na niej i uderza, raz z prawej, raz z lewej pięści w twarz. Jeżeli dziewczynę zamroczy to sprawdza łańcuchy i próbuje je z niej zdjąć. Jeśli nie, to poddusza ją jej własnym łańcuchem. Gdyby doszło do sytuacji w której Han nie ma czasu na unik, to przyjmuje uderzenie na karwasz jednocześnie próbując złapać łańcuch i pomagając sobie przy tym drugą dłonią jeżeli przedramie pierwszej będzie zbyt słabe lub połamane po przyjęciu ciosu. Gumiś skrycie liczył też że karwasz nieco zredukuje siłę uderzenia. Cios będzie przyjmowany oczywiście na bliższe łańcuchowi przedramię.
Mor
Liczba postów : 2920
Dołączył/a : 20/08/2012
Temat: Re: Kamienny las Pią Lis 06 2015, 23:38
Goomoonryong otworzył drzwi prowadzące do "finału". Było to dość gorzkie słowo, przynajmniej dla Nanayi. Jasno wskazywało na to, że Pani Zamku wie, po co tu są i postanowiła po prostu zakończyć farsę, którą prowadzili już od momentu, w którym Arata wspomniał o zadaniu, jakie magowie mieli wykonać. Finał mógł być finałem tylko dla jednej strony. Dla drugiej oznaczało to kontynuowanie istnienia z dnia na dzień, z coraz większym bagażem emocjonalnym. Jakby na potwierdzenie jej własnych rozmyśleń usłyszała muzykę dobiegającą z pomieszczenia i przystanęła, wsłuchując się w to, co słyszała. Po prostu. W zamku nie było muzyki, czy to smutnej czy radosnej. W zasadzie nie było żadnych pozytywnych uczuć. Zostały wypatroszone i siłą wyrwane z piersi pani Zamku, rzucone niedbale w kąt. I tylko utwierdzało to Nanayę w przekonaniu, że Arata jest szują. ...There's nothing left to salvage, no-one left to blame...
Jej rozmyślania nie były podyktowane chęcią zrozumienia. Zmęczenie też grało tu marginalną rolę. W zasadzie to nie chodziło o to, czy jest zmęczona, czy nie, bo nie była. Jedyne, co było w niej zmęczone, to psychika, wyczerpana ciągłym biegiem o życie, a teraz... Teraz miała stać się oprawcą nie dlatego, że musi przeżyć, tylko dlatego, że takie było jej zadanie. Nie była zmęczona, po prostu ironia świata zabierała jej wszelkie chęci do działania, nie mówiąc już o okazywaniu pozytywnych emocji. Można byłoby nawet pokusić się o stwierdzenie, że Nanaya zaczęła przypominać sam zamek, wypruty z jakiejkolwiek dobrej rzeczy w wyniku wszystkiego, co przeszła. Czy to znaczyło, że powinna zrozumieć nienawiść Pani Zamku, bo przecież sama ją odczuwała? Czy to znaczyło, że stała się tak samo przygnębiająca i nie było jasnego sposobu, by to zmienić? ...Among the broken mirrors, I don't look the same...
Na zmianę sposobu myślenia Byaku było już stanowczo za późno. Może gdyby przedstawienie historii między specyficzną dwójką ludzi wyglądało zupełnie inaczej... Ale nie wyglądało. Nanaya z własnej woli została przeciągnięta przez piekło, byle tylko zdobyć wiedzę. Gdyby jednak twej wiedzy nie miała... kto wie? Może w chwili obecnej pozostawiłaby panią Zamku w jej samotni, a Aracie zaprezentowałaby jakąś sensowną wymówkę. Nawet jeżeli ich mistrz posłał ich z jasnym celem (pomijając całkiem ważne informacje), nie znaczyło to, że wrócą z sercem. Wszystko mogło się zdarzyć, a już na samym początku widać było, jak bardzo spojrzenie Hana różni się pod tego, czego od nich wymagano. Nie dziwnym byłoby, gdyby po prostu stwierdzili, że nie wykonają zadania. Gdyby tylko... Ah, gdyby tylko Nanaya posłuchała Brune, gdyby tylko zrozumiała, co ta miała na myśli, gdy pytała o ludzką chciwość wiedzy! Jednak aż do teraz nie mogła pojąć, o co jej chodziło. Może nieco tego żałowała, jednak słysząc słowa piosenki nie mogła się nie uśmiechnąć. Był to cierpki uśmiech osoby, która nie jest w stanie inaczej zareagować na ironię świata. Czy pani Zamku naprawdę chciała, by zmienili zdanie, czy może po prostu pokazywała swoje serce na dłoni? Tak czy siak, słowa mówiły same za siebie. ...I don't feel any pain, I don't feel any pain...
Postawiła nogę w pokoju nawet nie myśląc o tym, że może to być pułapka i ni z tego ni z owego wyskoczy na nich Pani Zamku. Było to coś więcej, jak przeczucie, ale mniej, jak pewność. Jeżeli mogłaby o coś siebie podejrzewać w tym momencie, to była to sympatia względem uczuć jasnowłosej kobiety na tronie. Jak długo musiała czekać na to, by Arata w końcu pokazał swoje prawdziwe kolory? Jak długo ją zwodził? Jak długo bawił się jej uczuciami, byle osiągnąć swój cel? Co prawda celu nie osiągnął, jednak zdążył narobić niewyobrażalnych szkód. Z tym Nanaya mogła się zgodzić. Te uczucia niewyobrażalnie zranionej kobiety Byaku mogła zrozumieć. Niewątpliwie jednak będąc na miejscu pani Zamku nie siedziałaby w tych czterech ścianach swojego świata. Z pewnością były jakieś ograniczenia, ale mając do wyboru zatapianie się w własnej nienawiści a wyszarpnięcie serca Aracie z pewnością zrobiłaby to drugie. ...And if... I'm the King of cowards, you're the Queen of pain...
- Miło w końcu zobaczyć cię osobiście, a nie tylko czyimiś oczyma - powiedziała TYM tonem, który ociekał znanym wszystkim ludziom z otoczenia Nanayi sarkazmem. Można by było pokusić się o nadzieję, że powoi wracała do siebie, gdyby nie puste, obojętne spojrzenie, które zawisło na władczyni tego świata. Gdzie podziały się te uczucia żywej nienawiści, które płonęły tak gorliwie w labiryncie? W którym momencie przestało to mieć jakiekolwiek znaczenie? Czy może wciąż miało znaczenie, jednak zmieniła się forma, w jaki okazywała swoje uczucia? Mimo to dziewczyna westchnęła, nieco przymykając oczy. - Naprawdę nie powinnaś tyle czekać... - stwierdziła już całkiem beznamiętnym, cichym tonem. Jej wzrok akurat spoczął na szkarłatnym dywanie przy kamiennym tronie. Czy był to ten sam dywan, czy może jego paskudna pozostałość? Czymkolwiek był, mógł być jedynie jedynie ozdobą tego opuszczonego miejsca, ale o tym mogły wiedzieć tylko dwie osoby - pani Zamku i Brune. Która pojawiła się tuż po wezwaniu od pani. W zasadzie nie powinno Nanayi to dziwić, jednak widok zmarnowanego, podległego ciała kogoś, kto towarzyszył jej przez ten cały czas wywoływał w rudowłosej poczucie dyskomfortu. Nie była to nienawiść. To było obrzydzenie. Czy właśnie tak czuła się Brune, gdy patrzyła na Byakushitsune? Niewątpliwie te dwa uczucia były bardzo do siebie podobne. Nie chodziło o to, że Brune wykonywała polecenia ze strony Pani Zamku. Mogła się tego spodziewać, gdy dostrzegła ostatnie wspomnienie i jakby nie patrzeć wykonywanie poleceń było czymś, co ludzie robili od wieków, dla własnego czy czyjegoś dobra. Obrzydzenie brało się jednak z tego, jak wyglądała Brune, jak zachowywała się Brune, jak jej osoba była plugawiona przez, właściwie, tą silniejszą połówkę, którą była Pani. Było to bardzo nieznośne, ohydne uczycie, którego Nanaya nie mogła się pozbyć i nasilało się za każdym razem, gdy tylko spojrzała w stronę jasnowłosej. Może było w tym też jakieś współczucie? Nie, to jednak bardziej była litość, gdy widziała ją w takim żałosnym stanie. Słowa, które wypowiedziała chwilkę przed wyprowadzeniem szarży wywołały na ustach magini uśmiech. Ten sam, gorzki i krzywy uśmiech, który od czasu gościł na jej twarzy. - Najwyższa pora - stwierdziła cicho, wciąż z tym samym uśmiechem, choć ten nie sięgał oczu.
(I od tego momentu leci Percepcja i Taktyka) Co by nie mówić, Nanaya była magiem dystansowym. Posiadała kilka umiejętności, które pozwalały jej przetrwać walkę w zwarciu, jednak jej prawdziwa moc ujawniała się na zupełnie innym polu. I czarnowłosy jej to pole stworzył, gdy zdecydowanie zajął się problemem, jakim była Brune. Ciężko było walczyć z jedną osobą, gdy ktoś uniemożliwia oddanie czystego strzału, dlatego też Nanaya nawet od początku nie rozważała walki z blondynką. Jej cel był zgoła inny i całkowicie zgodny z tym, po co tu przybyli. Szybko zajęła odpowiednią pozycję, by widzieć siedzącą na tronie kobietę, a jednocześnie uniknąć przypadkowego trafienia w dwójkę walczących bliżej środka pomieszczenia, jeżeli się dało. A jeżeli nie, to by jak najmniej zminimalizować możliwość trafienia w Brune lub Gumisia. Przypadkowy ogień to nie było coś, czym powinna zaprzątać sobie głowę, jeżeli chciała zakończyć to szybko. A chciała zakończyć tą całą farsę tak szybko, jak tylko się dało. Zabawili w tym zamku zbyt długo, zbyt wiele się wydarzyło i zbyt wiele jeszcze czekało ich poza bramami zamku, by jeszcze mieli przechodzić przez kolejną przeszkodę, czekając, aż dotrą do celu. Nanaya po prostu nie miała już na to cierpliwości, choć nie było tego widać po jej minie. Pewnie chwyciła zwykły łuk refleksyjny w lewą rękę i umiejscowiła dłoń na majdanie, a następnie ustawiła się do strzału w siedzącą na tronie Panią Zamku. Nie zamierzała zamykać oczu przy strzale, byłoby to niebezpieczne w tej sytuacji. Przyzwała dwie strzały za pomocą zaklęcia Arrow i szybko nałożyła jedną na cięciwę. Wzięła głęboki oddech i ustawiła się w pozycji do strzału, lewą dłoń zaciskając jeszcze mocniej na majdanie. Spokojnie... Poluźniła nieco chwyt, wyprostowała całe ramię i naciągnęła łuk, prowadząc prawą rękę do swojego barku, patrząc prosto w głowę kobiety w pięknej sukni. Dłoń przy jej policzku i jasna strzała tuż obok działały na nią dziwnie kojąco. Zamierzała strzelić w głowę Pani Zamku, a następnie, już po bezpiecznym wypuszczeniu strzały i zatrzymaniu na ułamek chwili (wraz z oddechem), zamierzała wypuścić kolejną strzałę tej samej klasy, tym razem w gardło długowłosej, tą samą metodą, możliwie nie zmieniając swojej pozycji. Po czym posłałaby już normalną strzałę w prawe płuco kobiety (Medyk). Gorzej, jeśli ktoś lub coś się na nią rzuci, więc cały czas stara się kontrolować swoje otoczenie (Percepcja) i w przypadku zagrożenia bez zbędnego zastanawiania się zamierzała szybko zmienić pozycję, by się lepiej ustawić i wystrzelić przygotowaną strzałę w stronę zagrożenia, czy była by to Brune, czy cokolwiek innego. Następnie szybko próbuje wrócić do swojej pozycji lub zmienić ją tak, by ponownie oddać możliwie czysty strzał, nawet jeśli oznaczałoby to wyczarowanie kolejnych strzał. Gdyby strzały dotarły do celu, Nanaya nie zwleka i wyrzuca łuk z ręki, zastępując go sztyletem (do prawej ręki), a następnie używa Ray, by szybko pokonać dystans dzielący ją a Panią Zamku, planując bardziej wylądować obok niej, jak na niej. Nawet, jakby miała wpaść na kobietę całym swoim ciałem, w chwili obecnej było to mało ważne, zakotwiczyłaby się ostrzem w dłoni. Liczyło się to, że z takiego dystansu mogła zrobić dosłownie wszystko, nawet jeżeli nie była kimś, kto walczył w zwarciu. Na wszelki wypadek jednak odpaliła Blessing, gdyby kobieta miała w zanadrzu jakieś sztuczki (na pewno miała, Nanaya miała niewielką próbkę tego, co potrafiła). Nie potrzebowała też Emisji by wiedzieć, że Pani Zamku jest niebezpieczna i w zasadzie skracając dystans do tak niewielkich odległości wchodziła prosto w paszczę lwa. Mimo to zdecydowała się na taki desperacki, szalony krok. I tak nie miała niczego do stracenia, nawet łez do wylania czy uczuć, które mogłaby przekazać innej osobie. Na chwilę nawet spojrzała w oczy kobiety, która tyle przeszła i tyle wycierpiała, a z której ręki i Nanaya przebrnęła przez cierpienia. Czy odbijała się w jej oczach ona, czy może ktoś inny? Zapraszam cię. Cel Nanayi był prosty - wydobyć serce, które wciąż powinno bić. Z drugiej strony kogo to już obchodziło, czy pani zamku żyje, lub nie, skoro była potworem na miarę Araty i na pewno jedna czy dwie strzały nie mogły jej tak łatwo zabić. Mogły co najwyżej tymczasowo zatrzymać proces. Narzędziem, którym zamierzała przeprowadzić tak brutalną operację, był prosty sztylet w jej dłoni. Posiłkując się swoją podstawową wiedzą (Medyk) szybko rozważyła, co najlepiej zrobić. Zamierzała wykonać głębokie cięcie tuż pod mostkiem kobiety. Jako że ubrania mogłyby przeszkadzać, zamierzała rozciąć je razem z brzuchem kobiety, nie certoląc się i zrywając rozerwany materiał, a następnie włożyć lewą dłoń do wnętrza Pani Zamku, w poszukiwaniu serca kobiety. Gdyby je znalazła, wyczuła (a mniej więcej kojarzyła gdzie ono jest i gdzie go szukać z miejsca rozcięcia), zamierzała mocno je ścisnąć, a następnie sztyletem wbić się głębiej w ciało blondynki, powyżej miejsca, które ściskała dłonią, by przerwać naczynia krwionośne i wyciągnąć serce na wierzch, po czym bez pardonu włożyć je do przeznaczonego temu pojemnika. Dopiero po tym przyjrzałaby się sercu, całkowicie nie zwracając uwagi na krew na swoich dłoniach. Życie jednak nie jest takie cudowne i wszystkie przewidywania mogły zawieść. Dlatego w razie problemów z panią Zamku w pierwszej kolejności szły by strzały, wbijane w jej ciało już manualnie, lecz gdyby sytuacja okazała się być bardziej poważna i bezpośrednio zagrażała życiu Byaku, z pewnością użyłaby Burn, przykładając ręce do twarzy kobiety. Ostateczną ostatecznością był jednak Sunlight, który z tej odległości był w stanie zrobić porządne kuku każdemu, a przynajmniej tymczasowo wykluczyć go z walki. Gorzej, ze stawiałoby to Nanayę w kiepskiej pozycji, jednak nie ważne, co by się działo, zamierzała kontynuować, nawet gdyby dłoń pani zamku zamierzała ugrząźć w jej ciele z takim samym zamiarem. Powiedziało się A, należało też powiedzieć i B.
Kirino
Liczba postów : 3064
Dołączył/a : 14/11/2012
Temat: Re: Kamienny las Pon Lis 09 2015, 00:18
MG:
Brune zaatakowała Goomoonryonga, choć może lepiej byłoby powiedzieć, że to Han wyskoczył do niej z atakiem, a przynajmniej zmusił ją do obrania siebie za cel, praktycznie odgradzając ją od Nanayi. Uderzenie łańcuchem nadeszło jednak zdecydowanie szybciej niż mężczyzna mógłby się spodziewać, choć był on już w trakcie wykonywania swojego uniku, to ciężko było to dokładnie zaplanować, gdy jeszcze chwilę wcześniej posuwał się naprzód, a teraz musiał zmusić swoje ciało do nagłej zmiany kierunku. Łańcuch Brune zamierzony bezpośrednio na głowę chłopaka wylądował na jego szczęście na ramieniu, potężnie je obijając, jednak nie będąc atakiem fatalnym w skutkach. Han czuł jednak jak cholernie bolało go teraz ramię, mógł jednak na szczęście nim poruszać, starając się ignorować odczuwany ból. Unik powiódł więc się połowicznie, bo tylko dzięki niemu Han uniknął co najmniej zostania ogłuszonym. Następnie spróbował on zaatakować swoją przeciwniczkę i uderzyć ją, co nawet mu wyszło, lecz atak był nieco osłabiony z powodu otrzymania wcześniejszego ciosu. Brune po oberwaniu w twarz zatoczyła się nieco do tyłu, lecz stała twardo na nogach, gdy jednak mężczyzna spróbował pochwycić jej łańcuchy, ta bardzo mocno wyszarpnęła je z jego uścisku, nie pozwalając mu przejąć nad nimi kontroli nawet na chwilę. Zaraz po tym odepchnęła go mocno do tyłu - wyglądało na to, że dziewczyna miała parę w rękach, ale z drugiej strony Han zobaczyć mógł, że jej twarz stosunkowo mocno krwawi - wedle jego znajomości własnej siły dziewczynie krew nie powinna była po takim ciosie aż tak się lać, taki jednak był fakt. Ta lała się głownie z nosa, a jej lewe oko było mocno opuchnięte. Brune starała się to jednak ignorować, a przynajmniej tak wyglądała, gdy miała zaciśnięte z bólu usta, a z jej obolałego oka spływała pojedyncza łza.
Pani Zamku nie odpowiedziała w żaden sposób dziewczynie. Zignorowała ją czy nie słyszała słów dziewczyny? Może po prostu nie miała jej niczego do powiedzenia. Walka toczyła się obok Byakushitsune, a dziewczyna zamierzała właśnie rozpocząć swoją własną. I nikt jej w tym nie przeszkadzał. Spokojnie mogła ona się przyszykować do posłania strzały w kierunku właścicielki tej lokacji, Han zajmował się Brune, a kobieta na tronie nie wyglądała na specjalnie zainteresowaną jakimikolwiek zdarzeniami, które miały tutaj miejsce. Dziewczyna mogła spokojnie stworzyć swoje strzały i nabrać tyle potrzebnego jej oddechu ile chciała. Po chwili też wypuściła pierwszą ze swoich strzał i była pewna tego, że wycelowała idealnie i posłała ją dokładnie tam gdzie chciała. Problem tkwił tylko w tym, że zanim strzała dotarła do celu coś znalazło się na torze jej lotu. A tym czymś były... łańcuchy. Te same, które wcześniej słyszalne były przy wejściu do pokoju, te same, które unosiły się z sufitu i kołysały się bez wiatru. Nanaya szybko zrozumiała jedną rzecz. Jej strzały były szybkie, ale łańcuchy wcale nie były wolniejsze. Druga strzała, którą posłała w kierunku Pani Zamku, spotkała się z takim samym losem jak pierwsza. Strzały bardziej tradycyjnej Byakushitsune mogła już nie marnować, dlatego jej nie wystrzeliła. Pani Zamku dalej siedziała na swym tronie i nie wyglądało na to, by w jakikolwiek sposób zauważyła co właśnie miało miejsce. Nanaya za to zauważyć musiała, że teraz wokół jej prawej dłoni obwiązał się łańcuch, który momentalnie podciągnął się w górę, unosząc jej rękę wbrew woli w tym samym kierunku i w ten sposób ją blokując. Łańcuch ten nie wyglądał na specjalnie wytrzymały, był dość zaniedbany i zardzewiały, nieprzyjemnie też dotykał skóry dziewczyny w przegubie jej dłoni. Czyżby w ten sposób Byakushitsune pozbawiona miała być możliwości kontynuowania obstrzału?
Gumiś nie miał czasu by patrzeć na to co dzieje się u Nanaś. Musiał jej po prostu zaufać i skupić się na własnym pojedynku, ten jednak nie przebiegał tak dobrze jak się tego mężczyzna spodziewał. Przede wszystkim prędkość łańcucha totalnie Gumisia zaskoczyla. Co gorsza, siła dziewczyny także była nienormalnie wielka. Nie dość że była fizycznie gorzej zbudowana niż Han, to jeszcze była ranna a mimo to dysponowała większą siłą fizyczną niż on. Na tyle dużą by tak po prostu wyrwać mu łańcuch z dłoni. Cud że mu skóry nie pozrywało, co nie zmienia faktu że siła fizyczna kobiety była przerażająco spora. Dodatkowo zdołała go odepchnąć... natomiast jej wytrzymałość była do niczego. Znaczy, uderzenie Gumisia wyrządziło więcej szkód niż powinno. To był też moment chwilowego zawachania mężczyzny. Przez krótką chwilę zastanowił się czy to, co teraz robi jest słuszne? A potem prawy bark przypomniał mu, że jak tego nie zrobi to może tu umrzeć. Poza tym, to co robił, częściowo było dla dobra samej dziewczyny. By uwolnić ją z tej "egzystencji", którą ciężko było nazwać życiem. Mimo to, Gumiś brzydził się tego, co teraz robił i jakoś nie był przekonany by bicie kobiety kiedykolwiek przestało napawać go obrzydzeniem. W każdym razie Gumiś nie mógł jej teraz odpuścić. Musiał to jakoś dokończyć, chociaż walka ta na pewno do najprostszych nie należała.
Gdyby tylko Gumiś miał jakąś broń... niestety jego jedyną bronią była jego magia oraz ciało. To pierwsze jednak znikneło, miał nadzieję więc że drugie nie zawiedzie bo wtedy nie zostanie mu nic, czym mógłby zranić przeciwniczkę. W każdym razie Gumiś musiał zaatakować. Nic innego mu nie pozoswtało. Przeciwniczka była zbyt silna, jej ataki zbyt szybkie a zasięg zbyt duży. Tak naprawdę jedynym sposobem walki z Brune zdawało się być uderz i daj się uderzyć. Więc był to pojedynek na wytrzymałość i siłę. W jednym górował on w drugim ona, więc będzie to zwycięstwo siły czy może wytrzymałości? Ruszył raz jeszcze w kierunku dziewczyny, będąc gotów na kolejne nadchodzące uderzenie łańcucha. Tym razem Gumiś nie zamierzał jednak wykonywać uniku. Od samego początku miał tylko jedną intencję, przyjąć uderzenie raz jeszcze na prawą rękę. W duchu jednak modlił się, by zadziałało jego zaklęcie smoczych łusek. By miejsce w które ma uderzyć łańcuch pokryły twarde łuski i nieco zmniejszyły obrażenia. Jednakże da sobie radę nawet jeśli do tego nie dojdzie. W sumie to Gumiś wolał nie obrywać, ale czy doskoczy do Brune szybciej niż ta uderzy? Tego nie wiedział. Starał się tak pozycjonować by łańcuch mieć po prawej, co jednak jeżeli Brune zaatakuje od lewej? Wtedy Gumiś nie ma innego wyboru niż przyjąć uderzenie na lewe przedramię.
Jeśli Gumisiowi uda się dotrzeć do Brune to od razu wyprowadza uderzenie. Jeśli oberwał w prawą albo nie oberwał w żadną to priorytet bierze lewa ręka. Jeśli oberwał w lewą, to ciosy będą naprzemienne. Czyli uderzenie lewą pięścią, potem prawą(albo cofnięcie lewej i jeszcze raz), potem szybkie schylenie i lewą pięścią w ranę na torsie, na powrót wyprostowanie i złapanie za włosy by pociagnąć twarz Brune do swojej i uderzenie z główki, zaraz po nim uderzenie prawą stopą w tors kobiety i posłanie jej na ziemię. W atakach Gumiś skupia się bardziej na ich szybkości niż sile. Gdyby dziewczyna chciała go odepchnąć zapiera się i naciera do przodu. Gdyby odskakiwała, doskakje do niej, gdyby uciekała, biegnie za nią. Łańcuch na kirótkim dystansie był dużo mniej przerażającą bronią, dlatego Gumiś nie mógł dopuścić by dziewczyna jeszcze raz stworzyła między nimi dystans.
Mor
Liczba postów : 2920
Dołączył/a : 20/08/2012
Temat: Re: Kamienny las Wto Lis 10 2015, 03:21
W zasadzie to mogła się spodziewać takiego obrotu spraw. Nie było to dla niej żadnym zdziwieniem, że kobieta posiadała jakąś formę obrony. Gorzej, że ta obrona nawet nie osłabła pod wpływem dość silnej siły. Co sprowadzało się do prostego wniosku, przynajmniej dla dziewczyny - strzelanie nie miało większego sensu. Zawsze jednak mogła strzelać do Brune, która zdawała się być całkowicie pochłonięta walką z Gumisiem. Czy powinna w ogóle się w to mieszać i zabić część jej osoby, czy może jednak po prostu obserwować rozwój sytuacji? Jeszcze dziwniejszy był łańcuch, który owinął się wokół ręki dziewczyny. Wydawał się być nieporównywalnie słabszy od tego, co zatrzymało wcześniejsze jej ataki. Gdyby doszukiwać się we wszystkich wydarzeniach z Kamiennego drugiego dna, to z pewnością by znaczyło, że, poza przerwaniem ostrzału, nikt nie zagrażał jej bardziej, niż Brune. W jej stronę mogły polecieć ciężkie łańcuchy. Z pewnością nie byłoby z tym większego problemu. A tymczasem... Ten ruch nieco zdziwił dziewczynę, więc rozluźniła się i spróbowała delikatnie opuścić rękę, jednocześnie wkładając łuk do sajdaka, tuż obok drugiego. Czy był to wyraźny sygnał, że nie zamierza kontynuować? Nie planowała również szarpać się z łańcuchem by uwolnić prawą rękę, przynajmniej nie w tym momencie. Po co, jeżeli nie wyrządzał jej większej szkody? Jeżeli mogłaby poruszać się wraz z łańcuchem, nawet z uniesioną ręką, nie stanowiło to dla niej większego problemu. Choć obecnie była łatwiejszym celem jak kurczak w zagrodzie skuszony sypniętą karmą, postanowiła zaryzykować i ruszyć w stronę niewzruszonej kobiety. Nie chodziło już o serce, bo co do tego zaczynała mieć własną teorię. Teraz chodziło o to, czy kobieta w ogóle "jest" tam, gdzie być powinna. Hej, głosie. Mówiłaś, że nie chcesz mojej śmierci, prawda? Czy jeśli bym umierała, dałabyś radę utrzymać mnie przy życiu? Całkiem kluczowe pytanie. Oczywiście, Nanaya nie zamierzała umierać. Wolała mieć jednak zabezpieczenie, gdyby jednak doszło do nieuniknionego szybciej, niż przypuszczała. Choć nawet jakby nie miała tego zabezpieczenia i tak zamierzała spokojnie podejść do tronu kobiety, na wszelki wypadek mając drugą dłoń też uniesioną w górę, gdyby jednak ktoś lub coś uznało, że zawsze może sięgnąć po sztylet. A szanse na wygryzienie serca sięgały zera. Gdyby udało jej się dotrzeć do tronu, chciała sprawdzić puls kobiety, wolną dłonią. - Pewnie wiesz, po co tu jesteśmy. Ciężko byłoby się nie domyślić. Pewnie nie często masz gości, a pewnie jeszcze mniej z nich w ogóle jest w stanie przeżyć powitanie. Nie mówiąc już o tym, że niewiele osób w ogóle wie o istnieniu tego świata... - powiedziała cicho do milczącej kobiety. W zasadzie było to smutne. Dla Nanayi było to już obojętne. - Dlaczego tak bardzo bezcześcisz samą siebie? - zapytała jedynie, patrząc już bardziej na walczącą Brune. Czy to, co z niej zostało. Wyglądało to bardziej na recykling śmieci, jak rzeczywista walka. Gdyby jednak coś stanęło jej na drodze, dobitnie świadczyło to o tym, że chyba jednak musi pomóc Gumisiowi, co nie napawało jej optymizmem. Mogła by tylko stać i patrzeć, jak mężczyzna oklepuje dziewczynę, której rozkazano zająć się problemem. Mogłaby też coś zrobić, by to zmienić. Mimo to nie zrobiła nic, po prostu stojąc i obserwując, jak toczy się walka między dwójką.
Kirino
Liczba postów : 3064
Dołączył/a : 14/11/2012
Temat: Re: Kamienny las Czw Lis 12 2015, 00:26
MG:
Brune zaatakowała Hana chwilę później, a ten miał przygotowaną na jej atak odpowiedź. Jego prawą rękę pokryły łuski, co mogło zdziwić jego samego, bo przecież świadomy był braku własnej magii. To jednak Coa Amae zadziałało dość niespodziewanie, donosząc mu o tym, że w istocie nie stracił on całkowicie magii, a jedynie została ona zmieniona w przedziwny sposób i teraz musiał ją chyba odkrywać na nowo. Gdyby nie one Han mógłby żegnać się ze sprawnością prawej ręki, bo gdy łańcuch dotarł w swym locie na jego ramię, łuski posypały się na lewo i prawo, padając na ziemię i momentalnie zmieniając się w popiół. Jego ramię wciąż było sprawne, choć ból sprawił, że mężczyzna miał wrażenie, że całkiem stracił w nim czucie. Nic to jednak, gdyż mężczyzna dalej ruszył do przodu, a Brune próbowała tylko odskoczyć od niego, gdy zauważyła, że ten zamierza przejść dalej do akcji. Nie powiodło się to jednak jej zbyt dobrze, mężczyzna był w miarę szybki i zwinny w swoich ruchach, a jego pięść wylądowała na jej buzi, posyłając ją jednocześnie na ziemię, ot tak, od razu. Przytomnie jednak, gdy padała uderzyła łańcuchem w nogi mężczyzny, a uderzenie było na tyle silne, że całkowicie ścięła go z nóg. Po tym, zaczęła się odczołgiwać od niego, byle dalej, a traf chciał, że zbliżała się w kierunku Byakushitsune.
Ta zajęta była czym innym - nie walczyła, a próbowała rozmawiać, dodatkowo na kilku frontach, wewnątrz siebie i na zewnątrz. - Twoje życie jest twoją własnością. W zależności jednak od mojego nastroju... - odpowiedział jej głos, ten sam co wcześniej, nic jednak więcej nie tłumacząc. Najwyraźniej w tej sytuacji Nanaya nie mogła do końca opierać się na tym, co od niedawno było wewnątrz niej, a czego dziewczyna nie miała jak wyeksmitować. Dziewczyna poruszać mogła się tylko w ograniczonym stopniu, a łańcuch nie pozwolił jej zbliżyć się za bardzo do tronu - Byakushitsune przeszła zaledwie trzy kroki nim opór jaki odczuła na ręce dał jej znać o tym, że dalej już pójść nie mogła. Pytania udało się jej jednak zadać mimo tego. Z początku w odpowiedzi słyszała jednak tylko ciszę, a dopiero po chwili odpowiedział jej zmęczony głos Pani Zamku, który brzmiał wyjątkowo paskudnie.
- Ja w ten sposób żyję. Odbierając życie tym, którym się ono mniej należy. Czemu do mnie mówisz? Niedługo i twojego głosu nastanie kres. -
SP: Goomoonryong - 90MM, płaszcz na nim, potężna chrypa, cholernie obolały prawy bark, prawa ręka mocno odrętwiała, mocno boli prawa goleń od uderzenia łańcuchem, może trochę kuleć przez krótki czas Nanaya - 90MM
Goomoonryong
Liczba postów : 4046
Dołączył/a : 22/10/2012
Temat: Re: Kamienny las Sro Lis 18 2015, 19:39
Gumiś tak szybko jak tylko się dało odwrócił się w kierunku Brune i wybił z lewej nogi w jej stronę, niemal skacząc na nią. Oczywiście rzecz biorąc odpowiednią połowę ciała pokrył łuskami, a przez odpowiednią połowę Gumiś miał na myśli tą połowę która znajdowała się po stronie łańcucha. Więc jak łańcuch był po prawej to prawa, a jak łańcuch był po lewej to lewa. Gumiś nawet przez chwilę się nie zastanawiał i nie wątpił w to co robił, bo wiedział że jeżeli odpuści Brune to ta ruszy na Nanaś, a Nanaś zapewne zginęłaby po ciosie takim łańcuchem. Wniosek był prosty, pania zamku musiał zostawić dziewczynie, musiał jej zaufać. Kiedy Gumiś dopadł do Brune to lewą ręką po raz kolejny uderza w twarz, następnie zaś uderza pięścią w ranę zadaną przez Aratę. 2-3 szybkie ciosy by zadać jak najwięcej bólu. Ogólnie wszystko skupiało się na zadaniu Brune jak największego bólu i to jak najszybciej. Grunt to pozbawić Brune przytomności, więc jak wciąż będzie "cała" to będzie napierdzielać pięścią w jej twarz tak długo aż ta nie straci przytomności. Grunt to pozbyć się przeciwnika, a najlepsze do tego konkretnego to czysta brutalna siła...
Mor
Liczba postów : 2920
Dołączył/a : 20/08/2012
Temat: Re: Kamienny las Pon Lis 30 2015, 02:36
Życie bywało przewrotne. Życie Nanayi już w ogóle. Mimo to chyba nie było niczego, czego by w tym życiu żałowała. No, może poza tym przystojnym brunetem, którego spławiła dwa lata temu. Z pewnością też nie przyszło jej na myśl roztrwonić tych minut, które jej pozostały do śmierci. Bo, powiedzmy sobie szczerze, wojownikiem to ona nie była i ciężka wymiana ciosów między Goomoonryongiem a Brune jasno stawiała sprawę - najlepiej się w to nie mieszać, bo zrobi sobie większe kuku, niżby chciała. Dlatego też jako nie-wojownik stała sobie z boku i obserwowała, rozmawiała, wydawać by się mogło, że przyjęła uprzednią rolę Gumisia, który też wolał porozmawiać, zamiast działać. Ciężko było mu się dziwić. Z kolei łańcuch na ręce kiepsko rokował w kwestii przeżycia, więc najlepiej było się go pozbyć jak najszybciej. Cóż, dobrze wiedzieć, że chociaż tyle jest jeszcze mojego... - odpowiedziała na słowa głosu, który jej odpowiedział. Całkiem kapryśną duszyczkę przygarnęła, nie ma co. Trzeba było jednak działać, tak więc Nanaya spróbowała kilka rzeczy. Najpierw po prostu pociągnąć za łańcuch, uprzednio łapiąc go dłonią, by nie wyrwać sobie barku przez przypadek, by sprawdzić, jak bardzo jest wytrzymały. A nuż puści pod siłą jej ręki. Jeżeli nie puści pod naporem ręki, to może ciężar całego ciała podziała? Tak więc chwyciłaby łańcuch mocniej, po czym podniosłaby obie nogi do góry i tak zawisłaby, licząc, że może w ten sposób uwolni nie. Jeżeli nawet w tym wypadku by nie puściło... Cóż. Przynajmniej mogła próbować używać łańcucha do obrony... Co jeszcze dziwniejsze, Pani Zamku postanowiła się odezwać. Milczenie kobiety było łatwiejsze do złamania, niż Byaku pierwotnie przypuszczała. Nie dało się wiec ukryć bladego uśmiechu na twarzy rudowłosej, w którym mimo wszystko krył się triumf. - Och, na pewno nastanie. To nieuniknione. Nie uważasz jednak, że wypuściłaś z tego zamku kogoś, kto zasługuje na to życie mniej, niż ja? Czy może Arata jest tu wyjątkiem? - odparła całkowicie spokojnie, niewzruszona mroczna zapowiedzą. Jakby to był już pierwszy raz, gdy ten zamek groził jej śmiercią... Zdecydowania chciała powiedzieć coś więcej, jednak uznała, że oszczędność w słowach mogła zdziałać tu więcej, niż bardziej doprecyzowane pytania. Pozostawała jeszcze kwestia zbliżającej się Brune. Niewątpliwie na początek posłałaby w stronę zbliżającej się kulę z Brigntness, by nieco ją spowolnić. Jeżeli miała wolną rękę było by to dużo łatwiejsze, bo zamierzała wystrzelić z krótkiego łuku (Sokole Oko) w głowę jasnowłosej, wykorzystując przy okazji obie właściwości łuku. Stworzyłaby więc magiczną strzałę i posłała prosto w dziewczynę, a następnie ponowiła, tak dla pewności. Gorzej, gdyby nie udało jej się uwolnić ręki, bo oznaczałoby to obronę przed Brune w zwarciu. W takiej sytuacji po prostu by poczekała, aż dziewczyna wykonałaby jakiś ruch w jej stronę. Nanaya i tak nie była na pozycji, z której mogła coś zrobić, a rzucanie sztyletem to kiepski pomysł. Zawsze.
Saki
Liczba postów : 56
Dołączył/a : 27/10/2015
Temat: Re: Kamienny las Sro Gru 02 2015, 15:51
MG:
Twarz Pani Zamku nie drgnęła nawet pod ciężarem słów skierowanych w jej stronę przez Nanayę. Chwila milczenia zapadła jednak nim pojawiła się odpowiedź ze strony kobiety, odpowiedź podobnie zmęczona jak były wszystkie wcześniejsze jej słowa. W zasadzie jak wiele czasu spędziła ona przesiadując na swoim tronie? Czy pozostawała tu przez cały czas, nie drgając nawet na chwilę, nie odczuwając potrzeby ruszenia się, zobaczenia czegoś nowego? Być może wszystko to było nieznaczącymi dla niej niczego żądzami, którymi kierowali się zwykli ludzie. Czy Pani Zamku była w ogóle człowiekiem? Magowie mieli się o tym przekonać, nawet jeśli tylko pod kątem stricte anatomicznym i tylko jeśli ich misja się powiedzie. Wciąż trwał finał, a widzowie, jeśli jacyś się tu znajdowali mogli tylko przyglądać się działaniom całej czwórki aktorów. - Jest różnica między wypuszczeniem kogoś, a obserwowaniem jak wychodzi. - usłyszała Nanaya chłodną odpowiedź. Nie usłyszała jednak zdania Pani Zamku na temat zasługiwania na życie przez Aratę. Łańcuch natomiast był wytrzymały i wszelkie działania dziewczyny zmierzające do wyrwania się z niego spełzły na niczym. Udało się jej na nim zawisnąć, a po chwili opuściła się z powrotem na ziemię, by nie tracić energii. Najwyraźniej nie było szans na to, by wyrwać się z niego ani też wyrwać cały łańcuch.
Han mierzył się dalej z Brune i dość powiedzieć, że miał nad nią całkowitą przewagę w tym momencie. Gdy do niej dopadł już pierwszy cios wymierzony w twarz wyrządził jej bardzo dużo szkód, a krew polała się pięknym strumieniem z jej nosa i usta. Chwilę później kolejne ciosy wymierzone we wcześniej zadaną ranę wywołały u dziewczyny spazmatyczne okrzyki bólu, świdrującego w uszach chłopaka jęku, o którym trudno byłoby zapomnieć nawet po dłuższym czasie. Krzyki te mocno odbijały się wewnątrz jego czaszki, nie chcąc jej opuścić, Han dalej jednak zajmował się swoim działaniem. Jego pięści były zalane kompletną czerwienią, na jego policzkach widać było plamy krwi Brune, a jego ubranie również było całe pokryte szkarłatem niewątpliwie kojarzącym się z wyciekającym życiem. Brune straciła przytomność, a Han siedział na niej okrakiem, w takiej pozycji kończąc swoją brutalną działalność. Dziewczyna bardzo szybko traciła sporo krwi i mężczyzna mógł orzec, że jednoznacznie przyczynił się do jej prawdopodobnej śmierci za kilka minut. Pani Zamku nie interweniowała jednak w te zdarzenia. Sam Han natomiast odczuł wzmożony ból swojej prawej nogi, która zaczęła puchnąć, zapewne w wyniku szybkiego działania podjętego przez chłopaka.
SP: Goomoonryong - 90MM, płaszcz na nim, potężna chrypa, cholernie obolały prawy bark, prawa ręka mocno odrętwiała, mocno boli prawa goleń od uderzenia łańcuchem, trochę spuchnięta, kuleje. Nanaya - 90MM
Goomoonryong
Liczba postów : 4046
Dołączył/a : 22/10/2012
Temat: Re: Kamienny las Pią Gru 04 2015, 14:09
Szczerze powiedziawszy to ból w nodze był niczym z coraz bardziej rosnącym i rozdzierającym bólem w piersi. To nie tak że żywił do Brune jakiekolwiek uczucia. W sumie teraz po tym co przeżył w Kamiennym Lesie, nawet Gumiś zaczynał dostrzegać że jego poglądy są w pewnym sensie wypaczone. Gdyby w ten sposób urządził mężczyznę było by mu go co najwyżej szkoda. Gdyby to była osoba którą zna, to może nawet by się nieco przejął, aczkolwiek nie mając wyboru i narażając życie wciąż, ze smutkiem, zrobił by to. Ale to była kobieta. To nie powinno mieć żadnego znaczenia, dosłownie. Ale z jakiegoś chorego powodu miało. Z jakiegoś powodu patrzenie w zmasakrowaną twarz kobiety, napawało Gumisia dużo większym smutkiem i obrzydzeniem do samego siebie. Zwłaszcza kobiety która nie chciała z nim walczyć. Przynajmniej w to wierzył Gumiś. Jednak jedno Brune osiągnęła, niewątpliwie. Teraz był przynajmniej gotów zabić panią Zamku. W zasadzie, z przerażeniem stwierdził, że nawet sprawiłoby mu to przyjemność. Tak więc ocierając zakrwawionymi dłońmi łzy ściekające po policzkach uspokoił oddech i spróbował wstać. Nawet nie zdając sobie sprawy, popełniał kolejny duży błąd. Zamiast dobić Brune i oszczędzić jej bólu, pozwalał jej cierpieć. Jakby wierząc że coś jeszcze da się zrobić. Że coś może zdziałać. Że... być może, śmierć pani zamku pomoże. Chciał w to wierzyć, dlatego właśnie nie dobił Brune. By ratować własny honor, czy oczyścić się z tego "czynu"? A może chciał pomóc, po prostu pomóc Brune? Tego w zasadzie nie wiedział i gówno go to obchodziło.
Uważając na panią zamku spróbował dokuśtykać do Nanaś by tam złapać za łańcuch i spróbować go zerwać, w razie potrzeby uwieszając się na nim całym ciężarem ciała. Jeżeli to nic nie dało spojrzał tylko na Nanaś, zastanawiając się czy ona ma jakiś lepszy pomysł. Jeżeli nie, to po prostu wzruszy ramionami i rozpocznie powolne kuśtykanie w kierunku osoby która była odpowiedzialna za czyn którego dokonał... nie, to on był odpowiedzialny za zabicie Brune. Nie mógł zrzucać winy na innych. Ale ona była odpowiedzialna za doprowadzenie do tej walki. Za zmuszenie do niej Brune. I za te grzechy Gumiś własnoręcznie rozerwie jej klatkę piersiową. Jak zwierzęciu, nie kobiecie, a już na pewno nie człowiekowi.
Mor
Liczba postów : 2920
Dołączył/a : 20/08/2012
Temat: Re: Kamienny las Nie Gru 06 2015, 22:47
Nanaya - Pani Zamku: 2:0. Naprawdę śmiesznym było, że rudzielec wciąż cieszył się z takich małostkowych rzeczy, jak zmuszenie kobiety na tronie do jakiejkolwiek reakcji, ale czara goryczy Byaku przelała się już dawno, więc możliwe, że jedynym, co jej pozostało z radości, to drobne zwycięstwa nad przeciwnikiem, który uważał się za wszechmogącego. Znowu otrzymała odpowiedź, choć kobieta nie wyglądała na taką, która kwapi się do jakiegokolwiek wysiłku. Rozmowa z Nanayą musiała być dla niej czymś zupełnie nowym od momentu, w którym postanowiła siedzieć na swoim tronie w tym nieprzyjaznym nikomu miejscu. Z drugiej strony nawet taki zardzewiały łańcuch, który wyglądał jak siódme nieszczęście, był całkiem wytrzymały. Brak ręki nie przeszkadzał jej tak bardzo, jak ograniczona możliwość ruchu, jednak skoro sama nie mogła się pozbyć łańcucha, nie było sensu marnować sił. - W zasadzie nie ma. W obu przypadkach tylko patrzysz, jak ktoś wychodzi, zostawiając cię w tym pustym świecie, zamiast wyjść z tą osobą- odparła argument pani zamku. Dla niej nie było różnicy pomiędzy otwarciem komuś drzwi a patrzeniem, jak wychodzi. Ostatecznie prowadziło to do jednego. - Wygodniej jest jednak czekać, prawda? - zapytała, patrząc na rozlew krwi przed sobą. Nie chodziło tylko o krew. Był tam również krzyk, który przepełniał bólem i jednoznacznie wskazywał, że Brune cierpi za każdym razem, gdy cios Hana lądował na jej ciele. Mogła odwrócić głowę i nie oglądać tego przerażającego spektaklu, który wywoływał nieprzyjemne dreszcze, a mimo to patrzyła do końca. Byś może była to forma szacunku dla kobiety, która towarzyszyła jej przez całą podróż, nawet jeżeli była dokładnie tym samym, co obojętna suka na tronie? A może po prostu wolała się upewnić, że to już koniec? Z pewnością pozostanie to tajemnicą Nanayi, jednak jej spojrzenie z pewnością nie było obojętne na to, co widziała. Była w tym spojrzeniu złość. Był również smutek i współczucie. Przez myśl przemknęło jej, że Gumiś powinien dobić biedną dziewczynę, dla pewności i spokoju, jednak gdy tylko zobaczyła jego usmarowaną krwią i łzami twarz, te uczucia zniknęły momentalnie. - Dlatego nie lubię walczyć twarzą w twarz... - wyszeptała, zdając sobie sprawę, że pomimo swojej złości na mężczyznę, skumulowanej przez wiele jego czynów, współczuje mu. Bycie łucznikiem było o tyle łatwiejsze, że nie czuło się śmierci na własnych rękach. Nie było krwi. Nie było wyrazu twarzy umierającego. Nie było wyrzutów, że oto tymi dłońmi dokonało się najgorszego. Był po prostu łuk, strzała i świadomość, że odda się najlepszy strzał z możliwych. Sprawdzian własnych umiejętności, a nie walka na śmierć i życie. Polowanie na bezbronną zwierzynę i uniemożliwienie jej ucieczki, jeden celny strzał kończący czerwoną linię, a nie katowanie w imię "wyższego dobra" i obserwowanie, jak to cudze życie zostaje na rękach. Nanaya z pewnością mogła być uznawana przez innych za tchórza, szukając najlepszej możliwej okazji do tego, by nie pobrudzić własnych rąk i unikając otwartej walki, nie żałowała jednak niczego. Nie w momencie, w którym widziała rosłego mężczyznę, którego zraniło odebranie cudzego życia. Złośliwości na bok. Nawet ona nie kopała leżącego. - Poczekaj chwilę - powiedziała cicho, gdy podszedł do niej. Powiedziała sobie, że już nie będzie nikomu pomagać, ale... Zawieszając się na swojej unieruchomionej ręce, schyliła się, by użyć Heala oraz Ukojenia na obtłuczonej nodze Goomoonryonga. Miała tylko jedną rękę, więc leczenie mogło nie być tak efektywne, jednak było to lepsze, jak nic. Nie mówiła nic więcej. Nie było potrzeby, by drążyć nieprzyjemny temat, skoro wyraźnie widziała, że dobrze nie jest. Zresztą, z kim było dobrze? Brune się wykrwawiała, Nanaya kompletnie straciła wiarę we własne człowieczeństwo, natomiast Gumiś miał serce jak na dłoni, niemalże rozszarpane tym, do czego zmusiła go sytuacja, Pani Zamku też nie była normalna, siedząc niewzruszenie na tronie. Z pewnością byłoby łatwiej, gdyby to Nanaya zabiła Brune. Nie miała takich zahamowani względem kobiet, czy innych ludzi. Wiedziała też, że przysporzą sobie problemów, jeżeli tego nie zrobią. Pomijając jednak logiczne rozumowanie, wolała to zrobić, nawet jeżeli blondynka czuła do niej obrzydzenie, może ze względu na dziwny sentyment, który czuła do tej promiennej osoby? A może dlatego, by w końcu wszystko wróciło do pewnego porządku, który został zniszczony zarówno przez dwójkę magów z GH, jak i Panią Zamku i Aratę? Gdyby udało jej się uwolnić rękę, zamierzała dać Gumisiowi swój sztylet. Zrobi z nim, co będzie chciał. Ona z kolei miała dwadzieścia trzy strzały i zamierzała zrobić z nich użytek. W pierwszej kolejności przerywając cierpienia Brune strzałem w głowę, a następnie strzelając w stronę Pani Zamku dwoma strzałami jednocześnie, bez konkretnego celowania i uważając, by nie trafić Hana. Byłoby głupio, gdyby główna siła ofensywna została bardziej pokiereszowana, niż jest obecnie. Strzały i tak mogły zostać zatrzymane przez łańcuchy, ale mogły dać Gumisiowi czas, by dostać się do osoby, której oboje nienawidzili. Gdyby jednak łańcuch pozostawał niewzruszony, należało użyć bardziej radykalnych metod. Pierwszą z nich byłoby użycie Raya, z zamiarem odskoku w tył. Może siłą zaklęcia przełamie więzy? Gorzej, jeżeli nie, jednak z całą świadomością wyrwania barku ze stawu, zamierzała to zrobić, krzycząc i przeklinając później. Mogła go nastawić (równie boleśnie, Medyk) i ponownie próbować ostrzału... albo pasywnie buffować Hana, który miał większe pole do popisu. Lepiej przeżyć, jak być upartym. Niezależnie od tego, co się stanie, na Gumisia zostaje rzucone Blessing.
Saki
Liczba postów : 56
Dołączył/a : 27/10/2015
Temat: Re: Kamienny las Pon Gru 07 2015, 14:51
MG:
Nikt nie mógł spodziewać się tego, że ktokolwiek z dwójki magów będzie zadowolony z obrotu spraw. Nawet sam MG czuł, że cokolwiek dwójka by nie myślała i odczuwała w kontekście samego Zamku Millenium, Brune i Pani Zamku, tak brutalny proces odbierania życia akurat blondynce nie przyniesie im chluby czy radości. Nawet satysfakcja gdzieś umykała na bok. Nawet jeśli Han mógł nie lubić blondwłosej dziewczyny, nawet jeśli mógł jej nawet życzyć źle, to wszystko to musiało nieco zmienić swoje oblicze, gdy wziął jej los w swoje własne ręce. Dlatego Brune jeszcze oddychała, jeszcze boleśnie tkwiła na tym padole łez, może bez czucia we własnych członkach i akurat bez świadomości własnego losu, ale gdyby choć na chwilę się ocknęła to czekało na nią tylko morze bólu i wściekle buzujących połączeń nerwowych, których zadaniem było dać jej znać o tym, że coś jest nie tak z jej ciałem. Zaiste, coś było nie tak. Wszystko. Mimo tego jednak życie się w niej tliło.
Han podszedł do Byakushitsune, a ta zajęło się jego raną, na ile mogła. Opuchlizna zeszła z jego nogi, a mężczyzna choć czuł jeszcze ukłucia bólu, to przynajmniej wiedział, że praktyczna sprawność jego ciała została mu przywrócona, a to było istotne w kontekście przewidywalnej następnej walki, która musiała ich czekać. Koniec końców ostatni boss wciąż na nich czekał, Pani Zamku siedziała na tronie wydając się kompletnie nieporuszoną nadchodzącą szybko utratą swojego drugiego ja. Łańcuch w dalszym ciągu trzymał Nanayę potężnie, uniemożliwiając jej jakikolwiek strzał z łuku, za to sztylet udało się jej spokojnie przekazać drugą ręką. Niestety samo współczucie dziewczyny, znowu okazane mężczyźnie, było niewystarczające do pokonania łańcucha i uwolnienia Hana od ponurej konieczności zakończenia wszystkiego. Konieczności? A może takiej nie było? Może nie było trzeba nic robić. Brune i tak miała zaraz umrzeć, prawda? Prawda? W końcu normalny człowiek na jej miejscu by umarł. Prawda?
Ray się nie powiódł. To znaczy, samo zaklęcie kobiecie oczywiście udało się użyć, tyle że łańcuch nie pozwolił się jej wyrwać. Oczywiście jej bark srogo odczuł taką próbę stawiania oporu, ale poza dojmującym bólem, który aż zmusił Nanayę do wrzasku, nie wyglądało na to, by odniósł nieodwracalne szkody. Może to był akurat ten moment, gdy dziewczyna miała szczęście? Może wszystko mogło skończyć się po prostu oderwaniem ręki od reszty ciała, tym razem tak na poważnie? Na szczęście tak się nie stało. Pani Zamku tym razem nie odezwała się do Nanayi, nie odpowiedziała na jej słowa. Być może dlatego, że uznała swoją wcześniejszą odpowiedź za wystarczającą. Być może nie była w nastroju do kłócenia się z drugą kobietą.
(Jeśli cokolwiek pominąłem dajcie znać, trochę w szalony sposób pisałem tego posta)
SP: Goomoonryong - 90MM, płaszcz na nim, potężna chrypa, cholernie obolały prawy bark, prawa ręka mocno odrętwiała, jeszcze troszkę pobolewa prawa goleń Nanaya - 70MM, mocno boli bark przy ręce obwiązanej łańcuchem
Goomoonryong
Liczba postów : 4046
Dołączył/a : 22/10/2012
Temat: Re: Kamienny las Pon Gru 07 2015, 17:58
Wiele rzeczy się mogło Gumisiowi nie podobać - ale to nie miało teraz znaczenia. Nawet to że uwolnienie Nanayi się nie powiodło, nie miało większego znaczenia. Mimo to przyjął od niej sztylet, a za wyleczenie nogi niemrawo skinął w podzięce głową, nawet próbując się uśmiechnąć, ale zbolałemu grymasowi na twarzy było bardzo daleko do czegoś co można było nazwać uśmiechem. Han spojrzał na broń w swojej ręce i zastanowił się po co to, do czego? Żeby wyciąć serce pani zamku? Ale przecież on chciał je wyrwać. Rozerwać jej klatkę piersiową. Przecież ona... przecież... Wdech, wydech, rozcięcie prawej dłoni. Męzczyzna chciał, by ból rozjaśnił nieco jego myśli, teraz musiał wykonać misję. Potem porozpacza nad losem Brune, nad sobą samym i ogólnie nad wszystkim. Cokolwiek zrobiła pani zamku, nie zniży się do jej poziomu. Mimo że wykona tą misję z obrzydliwą satysfakcją, nie zniży się jeszcze bardziej i nie zachowa jak jakiś potwór. Mimo że już po części właśnie tak się zachował. Jak niewielka była granica człowieczeństwa. Jak niewiele było potrzeba by pchnąć człowieka do tego małego kroku przekraczajacego ów granicę. Jedni mówili że nie ma już powrotu, ale Gumiś tak nie uważał.
W zasadzie nie miał kompletnie pomysłu na to jak ma walczyć z głównym Bossem. Nie miał totalnie zielonego pojęcia co i jak, wiedział tylko że musi uważać na łańuchy a po ostatniej walce, miał serdecznie dość łańcuchów. Anyway, jeśli Nanaya, nie miała żadnego pomysłu na jej uwolnienie, ani żadnej rady czy czegoś, to Gumiś po prostu ruszył ku ich wspólnemu celowi misji, biegł, biegł tak szybko jak mógł, nieco slalomem, co by nie wpadać w łańcuchy, tych też stara się uniknąć jeśli jakieś się nagle pojawią. W ostateczności próbując je odepchnąć ręką czy cokolwiek. Kiedy dotrze do pani zamku, uderza prawą pięścią w jej twarz a potem wbija sztylet w jej bebechy i rozcina by potem włożyć tam lewą dłoń i łapiąc za serce wyrwać je. W razie zagrożenia stara się go za wszelką cenę uniknąć. Aktualnie bardziej skupiał się na obronie niż bezsensownym szarżowaniu.
Kirino
Liczba postów : 3064
Dołączył/a : 14/11/2012
Temat: Re: Kamienny las Czw Gru 10 2015, 16:24
MG:
Nanaya w swej trudnej pozycji nie była w stanie stosunkowo za wiele zdziałać. Uziemiona, przypięta łańcuchem do jednego konkretnego miejsca musiała zaakceptować w tym momencie swą rolę jako elementu dekoracyjnego bardziej niż faktycznej bohaterki zdarzeń. Czasami tak po prostu bywało i nie było sensu się nad tym bardziej rozwodzić.
Pytanie - czy Han naprawdę powinien był robić to czym właśnie próbował się zająć? Pytanie numer dwa - czy miał prawo znać prawidłową odpowiedź na pierwsze pytanie? Han ruszył w kierunku tronu zajmowanego przez Panią Zamku, ale nigdy nie osiągnął pozycji, która pozwalałby mu na jakiekolwiek zadanie jej obrażeń. Zwyczajnie nie było to możliwe. Gdy Han znalazł się na trzy krok od Pani Zamku niewidzialna siła zaczęła wypychać go z powrotem w kierunku, który wcześniej zajmował. Co się działo? Nic wiele poza tym. Pani Zamku nie przeprowadzała ataku na mężczyznę, nie został on też uwięziony przez kobietę. Po prostu wrócił na miejsce, które przed chwilą zajmował, stając ponownie obok Nanayi. Nie zrobił tego z własnej woli, ale tak się po prostu stało. W tym momencie nie wykonano nawet kroku naprzód. Brune za to jęknęła. Chyba się budziła... na swoje własne nieszczęście, bo ból który pewnie za chwilę zacznie odczuwać może być zbyt silny nawet dla niej.
SP: Goomoonryong - 90MM, płaszcz na nim, potężna chrypa, cholernie obolały prawy bark, prawa ręka mocno odrętwiała, jeszcze troszkę pobolewa prawa goleń, prawa dłoń rozcięta, może boleć bardziej przy zadawaniu ciosów i utrudniać trzymanie przedmiotów Nanaya - 70MM, mocno boli bark przy ręce obwiązanej łańcuchem
Poniżej znajdują się buttony for, z którymi obecnie prowadzimy wymianę. W celu nawiązania współpracy zachęca się do odwiedzenia pierw tematu z regulaminem wedle którego wymiany prowadzimy, a następnie do zgłoszenia się w tym temacie. Nasze buttony oraz bannery znajdują się zaś w tym miejscu.
Layout autorstwa Frederici. Forum czerpie z mangi "Fairy Tail" autorstwa Hiro Mashimy oraz kreatywności użytkowników. Wszystkie materiały umieszczone na forum stają się automatycznie własnością jego jak i autorów. Dla poszanowania Naszej pracy uprasza się o nie kopiowanie treści postów oraz kodów bez uprzedniej zgody właścicieli.