I've never seen a decent person among those who say they're going to save the world while forsaking the people around them. Those types of men are always so intoxicated by thier own hollow dreams that they call every little thing in front of them trivial.
Temat: Zachodnia część masywu Malark Czw Sty 02 2014, 20:32
First topic message reminder :
Najniższe szczyty mają tu około 750m wysokości, ale już nieco dalej zaczynają się 1.5-2 tysięczniki, by w środkowej części masywu góry osiągały wysokość 3-4 tys. m n.p.m. Góry pokryte są w większej części lasem, dopiero na wysokości ponad 2 tys. m, jest to naga skała, pokryta głównie nielicznymi krzaczkami. W górach tych żyją niebezpieczne zwierzęta a droga do nich wiedzie przez równie niebezpieczny las Gnolli. Jest to nie wątpliwie trudno dostępne miejsce.
MG
Mała karczma w Krug, brudna i zapyziała jak całe miasto. Właśnie w tym miejscu wylądowali Nanaya, Finn i Suri. Słońce było wysoko na niebie, grzejąc stalowe płyty z których zbudowany był barak i sprawiając że panował w nim okropny skwar. Sytuacji nie polecał swąd niemytego ciała oraz odchodów i uryny. Barman jednak zdawał się tym nie przejmować, pucując brudną szklankę, jeszcze brudniejszą ścierką, właściwie tylko bardziej ją brudząc. Prócz kilku stałych bywalców w karczmie był jeszcze jakiś bijący dla zabawy jakiegoś wychudzonego psa, kijem, oraz sam pan Walls, ubrany w łachmany, siedzący przy stoliku mniej więcej w środku pomieszczenia i z widocznym niesmakiem na twarzy pijący coś co chyba potencjalnie miało być wodą. Zobaczywszy przybyłych, w jego oczach zaskoczył błysk zaskoczenia i zrozumienia, nic jednak nie dał po sobie poznać, by nie wzbudzić niepotrzebnego zainteresowania. Zamiast tego upił kolejny łyk, mętnego płynu, krzywiąc przy tym twarz.
Czas na odpis: 05.01 godzina 21:00
Autor
Wiadomość
Finn
Liczba postów : 4279
Dołączył/a : 17/11/2012
Temat: Re: Zachodnia część masywu Malark Nie Kwi 20 2014, 21:56
Tchórzostwo jedna sprawą, a Janek... drugą. Ba! Tą najistotniejszą, a więc resztą nie musiał się przejmować, nie? Dlatego też będąc już w spokojnym miejscu bez większości tego pospólstwa, postanowił sobie odpocząć od całego tego zgiełku i zamieszania i... Najzwyczajniej w świecie, nieco pospiesznie przysiąść, opierając się dość nieostrożnie o drzewo, przy czym mógł nieco zbyt drastycznie zetknąć głowę z frakturą pnia, a co za tym idzie? Kuku? Auć? Możliwe, że uderzył się w ten sposób w głowę, a wtedy znikł? Stało się coś? Who knows~
Mor
Liczba postów : 2920
Dołączył/a : 20/08/2012
Temat: Re: Zachodnia część masywu Malark Nie Kwi 20 2014, 22:05
Za dużo się wydarzyło w jednej chwili, by mogła się skupić na tym, co ogarnęło ją chwilę później - bólu. Szczęśliwie udało jej się zrobić to, co planowała, choć niepokoiła ją biała substancja, tak żwawo uciekająca do lasu. Przytuliła lewą rękę do siebie, w myślach przeklinając na wszystkie możliwe sposoby chłopaczka, Fina, kota i świetliki niezwykle skoro do pomocy. No po prostu cudownie. Prawą ręką wyszarpnęła strzałę z głowy denatki, po czym założyła ją na cięciwę krótkiego łuku, nieustannie obserwując przeciwnika Zdawała sobie sprawę, że nie nadaje się do walki wręcz, a tym bardziej teraz, kiedy każde możliwe użycie magii mogło wiązać się z kolejnymi obrażeniami z powodu... czegoś? Sama nie wiedziała, czego. I miała żywą nadzieję, ze chodziło o użycie magii a nie o czas. Skrzywiła się kwaśno. Już sama nie wiedziała, co byłoby lepsze. A do tego wszystkiego Fin i kot postanowili się zmyć. Doprawdy, nie ma to jak współpraca... - To też, gówniarzu - odwarknęła, wciąż obserwując poczynania chłopaka, w każdej chwili gotowa do uniku lub odskoku. Nie było dobrze... Przygryzła wargę. Stara się unikać bezpośredniego starcia czy złapania, nie chcąc ryzykować poważniejszych obrażeń. - Miło to tak męczyć zwierzątka? - zapytała, mając na myśli oczywiście Suri, ciągle w pogotowiu. Zupełnie nie wiedziała, czego się spodziewać, nie widziała też dokładnie, czemu Fin krzyczał. A krzyczał całkiem... głośno. - Może damy sobie spokój i pogadamy przy herbatce, co? A później pójdziemy w swoją stronę - zaproponowała całkiem spokojnie, z subtelną ironią w głosie. Jakoś przestała wierzyć w przypadki i było całkiem prawdopodobne, że szli w tym samym kierunku. W każdym razie zaatakowała ona pierwsze, on pierwszy? Nie miało znaczenia, bo Nanaya zamierza posłać wcześniej nałożoną strzałę w stronę torsu chłopaka nie licząc na jakiś oszałamiający efekt. Wcześniej tylko "zabolało", ale lepsze to, niż nic. Nie celuje zbyt dokładnie, nie mając też na to czasu, pomimo domyślnego celowania w tors chłopaczka. Po prostu chce wypuścić strzałę jak najszybciej, po czym spierdzielić w krzaki po prawej i oddalić się jak najbardziej od miejsca zdarzenia oraz przeciwnika. Potrzebowała dystansu, a nie chciała go stworzyć w obawie przed kolejnymi nieprzewidzianymi obrażeniami. Stara się obserwować chłopaczka, by przez przypadek samej nie zostać zagonionej jak bydło oraz otoczenie, by nie wpaść na drzewo.
W sumie to Suri nie chciała uciekać do krzaków. Jakoś tak po prostu wyszło, no! Oczywiście chciała pomóc Nanayi, jednakże w tym momencie liczył się Finn, który zachowywał się jakoś dziwnie i nie był sobą. Nawet kotki nie rozpoznawał, a jej się to bardzo nie podobało. Siedząc z chłopaczkiem w tych przeklętych krzakach myślała co zrobić.... Jedyne co przychodziło jej do głowy to potraktowanie twarzy chłopaka jak tamtego chuligana, co się tak na nią dziwnie patrzył... Kotka bała się jednak, że to nie pomoże... albo zostaną mu blizny. Przepraszam, Finn- pomyślała jedynie Surcia i prze teleportowała się za pomocą PWM na głowę i wyciągnęła swoją najcięższą, a zarazem jedyną broń- pazurki. Kotka potraktowała prawy policzek chłopaka z porządnego chlaśnięcia. A potem? - Opamiętaj się Finn! Pani Nana nas potrzebuje!- Powiedziała dość piskliwie. Uszy blondyna mogły zaboleć. W razie czego szybko zeskakuje na ziemię i nie czekając na to, aż Finnowi zechce się wstać biegnie do Nany. Była łucznikiem, nie mogła walczyć w dystansie, dlatego też postanowiła jej to ułatwić. Kiedy ta się oddalała, to kotka biegła ile sił w łapkach miała. Kiedy była te 5 metrów od chłopaka, z którym teraz walczyli, to używa teleportu na D i znów przenosi się na jego głowę. I znów drapie. Ale po oczach. Jej celem było wydrapanie mu oczu, a chociaż zasłonięcie mu widoku. No i w ten sposób zainteresowałby się Surcią (a taką miała nadzieję) i wtedy Nana mogłaby go zestrzelić. W razie niebezpieczeństwa zeskakuje na ziemię,lądując przy tym (daj boże!) na czterech łapkach.
Nanaya prowadziła ożywioną dyskusję z młodzieńcem, a raczej krótką wymianę zdań.-Ara, ara? Ale ty sama to sobie zrobiłaś.-Uśmiechnął się, wskazując na Nanayę.-Wcale nie męczeeeee, lubie zwierzątka!-I pokazał jej język. Chwilę potem Nanaś posłała w niego strzałę i poleciała w krzaki po prawej, tam gdzie czmychnął wcześniej srebrzysty kształt, czyli w górę stoku. Wspięła się około 10m by dostrzec, że przeciwnik zajęty jest czym innym...
W czasie tej rozmowy, Jan otarł się głową o pień drzewa, powinien bardziej uważać bo to się mogło źle skończyć. Następnie na jego głowę przeniosła się Suri i udrapnęła go w policzek na co Janek mógł zareagować jedynie złością. Suri jednak już nie było rzuciła się na przeciwnika i zaczęła drapać go po oczach, to jednak, nie przynosiło rezultatów. Czyżby ich przeciwnik, był niezniszczalny? Poirytowany chłopak złapał Suri za futerko i odsunął od twarzy.-Brzydki kotek. Uważaj, bo możesz umrzeć.-Pokiwał jej palcem przed twarzą. Gemini zaś, zniknęło, widocznie nie mając już tu nic do roboty.
God mod jest jak rak, na to się umiera.
Stan postaci: Finny: Łokieć prawej ręki poważnie uszkodzony, w zasadzie nie jesteś w stanie ruszać prawą ręką, okropny ból. Pali cię twarz, której prawy policzek znaczą trzy krwawe pręgi 84%MM Suri: 82%MM Nanaya: Około centymetrowej średnicy i głębokości rana na środku zewnętrznej części prawej dłoni, mniej więcej w połowie lewego przedramienia, części wewnętrznej oraz zewnętrznej części lewego przedramienia po lewej stronie nad nadgarstkiem. Nie masz opuszka małego palca lewej dłoni, cała część z paznokciem poszła w niepamięć. 61%MM, -1 oznaczona strzała i 2 zwykłe strzały
Wszystko wydawało się być przeciw Jankowi... Ludzkie pchły, te zwierzęce też... Wszystko. Aż chciało się mieć tego wszystkiego dość... Pójść w pizdu i zapomnieć. Zapomnieć. Gdyby chociaż tyle mógł, ale nie do kurwy nędzy... Musiało go wszystko boleć. Ręka... Twarz. Irytacja powoli mogła sięgać zenitu, a ten co? Pierwsze co zrobił, to spróbował jakoś zająć się ręką, by przynajmniej nieco mniej bolała i nie przeszkadzała aż tak w przemieszczaniu się, bo jednak co upierdliwe, to upierdliwe, a pozbyć się swojej ręki nie wypada... Nastawić, czy coś... Ot wykonać w miarę stosowną akcje, która jakoś unormuje względnie ten cholerny łokieć!
Dopiero potem można wziąć się za resztę upierdliwych rzeczy i ich utylizacje. Dlatego też samozwańczy wampir sięgnął lewą łapką po sztylet, aby chwycić go odpowiednio i przystosować ową kończynę do broni. Po co? Raz po razie... Krok po kroku, zaczynając od pierwszej rany. Przeklęty fioletowy bachor... To właśnie owa osoba stanowiła problem dla Janka w pierwszej kolejności! To właśnie od niego wkurw, który ogarniał powoli blondaska musiał znaleźć jakieś ujście i właściwie mogło do tego dojść z pomocą owego znajomego i hym... jego torsu! Dlatego też chłopaczek miał zamiar wykonać prosty teoretycznie zabieg, a dokładniej no - zadźgać przeciwnika? Nie bacząc na przeszkody po drodze, przesłaniając się w razie czego prawą stroną ciała, postanowił zaszarżować na oponenta, ot co! Frontalny atak, który miał na cel szybkie pchnięcie w tors osobnika, ażeby to ten poczuł sztylet w swoich trzewiach, bądź tam w innym elemencie jamy brzusznej, który niedługo przekona się, że nie zadziera się z mocami wyższymi. Jedno pchnięcie? Jedno dźgnięcie? Oj niestety dla potencjalnego przeciwnika nie... Blondasek potem spróbowałby powalić przeciwnika siłą kolejnych dźgnięć, które miałyby na celu zmasakrowanie karzełka, czy tam oponenta, jeśli na taki tytuł w ogóle zasługuje, i prawdopodobnie przyspieszenie procesu jego utylizacji, czy tam przemiany w nawóz.
Oczywiście nie wypada zapomnieć o potencjalnych atakach ze strony dziwnej pchły pod postacią chłopaczka. Oj ten na pewno w bezruchu nie będzie stać, a wtedy co? Jakby spróbował ponownie złapać Finnka, a raczej Janka za rękę, wtedy samozwańczy wampir spróbuje dźgnąć go sztyletem, uprzednio próbując przesłonić się ranną kończyną, ażeby w razie czego to ona ucierpiała, aniżeli ta zdatna do walki. Poza tym ciągle zachowuje czujność i gotowość do potencjalnego odskoku w... prawą stronę, powtarzając wersje z osłonięciem zdrowej, zdatnej w boju kończyny kosztem potencjalnych uszkodzeń na tej niezbyt sprawnej. To powinno dać wystarczająco czasu do pewnych manewrów u innych ot co... Oczywiście potencjalne odskoki i inne tego typu manewry tyczą się także potencjalnej sytuacji w wyniku której oponent uprzednio leżałby na ziemi. Odskoczenie od niego, bądź przeciwstawienie jego dłonią ostrej części sztyletu. W końcu wzrok chłopaczka nie jest najgorszy, a i ze zwinnością i sprawnością ruchową kłopotów raczej nie ma, ot co!
Okej, nie wszystko poszło tak jak chciała... ale może nie jest wcale tak źle. Suriś spoglądała na swojego przeciwnika i jakoś średnio podobało się jej to, że ten kiwał jej palcem przed nosem. Ale nie powstrzymała się i nawet zaczęła krążyć ślepkami za jego paluchem. Taki troszkę koci nawyk. No ale cóż... trzeba działać. Finn najwidoczniej nie przejął się jej słowami, dlatego musiała działać wraz z Nanaś. Miała nadzieję, że jakoś uda się im jakoś coś zdziałać. - P-przepraszam. Już nie będę, obiecuję!- powiedziała Suriś, patrząc się na niego cały czas.- Wiesz, kiedyś o mało nie umarłam, było mi zimno i w ogóle! Umieranie wcale nie jest fajne. Pewnie nie podobało ci się, jak cię tak drapałam, ne? Wybacz, nie zachowałam się jak na damę przystało.- Dlaczego Suri zaczęła z nim rozmawiać? Ano w planach miała utrzymanie z nieznajomym kontaktu fizycznego. A zajęcie go rozmową może być naprawdę dobrym sposobem na to.- Nazywam się Suri, a ty? Gdy tylko kotka zauważy, że Finn jednak się ruszył i postanowił zaatakować ich WSPÓLNEGO przeciwnika, Suriś ma zamiar użyć teleportu na randze D, ale nie przemieszcza ich ani dalej, ani w bok. Celem kotki było po prostu obrócenie ich o 180*. Jakby atak Finna się powiódł Suri miała nadzieję, że nieznajomy ją upuści, a dzięki temu, spadając, kotka stara się zerwać naszyjnik z kamieniem. Coś czuła, że to mógł być powód tego, że te dziwactwo było niezniszczalne. Po upadnięciu oby na cztery łapki Suriś ewakuuje się jak najdalej od blondyna. Używa teleportu na pwm a potem biegnie w stronę Nany. Gdyby jednak chłopak, znaczy się ten od świetlików, już wcześniej starałby się zrobić jej jakąś krzywdę, czymkolwiek, to nie czeka na to, aż zostanie okaleczona czy coś, tylko po prostu używa teleportu na D i biegnie w krzaki, ale w przeciwną stronę do wściekłego Finna. Wolała teraz nie mieć z nim nic do czynienia.
Lubił czy nie, nie obchodziło jej to. Była zła. Wściekła. Coś w niej kipiało, a śmierć kobiety ni poprawiła jej nastroju. Nie tak zachowują się ludzie po śmierci towarzysz, nie normalnym jest wychodzenie przez usta, nie normalne jest zostawianie towarzyszy na pastwę losu, nie tak to miało wyglądać do cholery! No co tu się kurwa działo! Ludzie powinni umierać jak ludzie, ba! powinni być ranieni jak ludzie, a tu dwójka dziwaków, którym nic nie można był zrobić! Jeden zamienia się w białą papkę, a drugi przepuszcza przez siebie wszystko. No powinszować. Z ustami zaciśniętymi w wąską linię szła przed siebie, niestrudzenie, mając już po dziurki w nosie Romerum. A przecież dopiero się zaczynało! Warknęła nieartykułowany dźwięk pod nosem, odwróciła się, wyciągnęła z sajdaka kolejną strzałę, nałożyła ją na cięciwę po czym wycelowała w głowę pieprzonego chłopaczka-ducha i naciągnęła cięciwę, przyciągając ją do policzka a ramię cofając i ustawiając na równi z barkiem. Pieprz się. Warknęła w myślach, wypuszczając strzałę wraz z wydechem, nie ruszając się przez chwilę po wypuszczeniu. Lub ruszając próbując zmienić trajektorię, gdyby nagle jakiś idiota postanowił wyskoczyć znienacka i stanąć między strzałą a celem. I dalej, wyklinając cały świat, rusza szybciej, jednak nie w stronę szczytu, tylko wzdłuż drogi, a później już samą drogą dookoła szczytu, biegnąc, a w razie potrzeby zrobić przerwę i się napić wody. Naprawdę. Chciała już to skończyć, widząc, jakie mają problemy. Więc zabrała się za szukanie jaskini, w której poniekąd miała znajdować się pijawka. Im szybciej opuszczą te góry i teren Wasilija, tym lepiej dla nich.
Przeciwnicy których nie sposób zabić są naprawdę upierdliwi. Ale świat jest skonstruowany tak, że wszystko można zabić. Niektórzy po prostu... są upierdliwi w ubijaniu. Może przez to że w świecie magii, nie sposób zabić kogoś, kogo umieralności nie pojmujemy? Absurdalnym wtedy wydaje nam się żywot takiej jednostki a moc co najmniej o poziom za duża. A tak naprawdę czasem nawet mała i słaba sztuczka, może być czymś upierdliwym. W każdym razie Suri zagadała do nieznajomego na co ten się uśmiechnął.-Nikola, Nikola Vraghra.-Widocznie chłopak był zadowolony z konserwacji jaką prowadził z kotką. Ta niestety teleportowała chłopaka odwracając go i mimo że ten jej nie puścił, była na tyle blisko że machnięciem łapki zerwała ametyst z jego szyi. Ten zaś zdziwiony odprowadził go wzrokiem, patrząc jak z brzękiem upada na ziemię. Zaraz potem w jego czole utkwiła strzała, a chwilę później, nóż zatopił się w plecach. Zwycięstwo? -Ech... dlaczego nie możecie stać i w spokoju umrzeć?-Rzucił pytanie, właściwie w powietrze. Suri widziała jak strzała sama wysuwa się z jego czoła i upada na ziemię. Zaraz po tym upuścił kotkę.-Popilnuj proszę. Całkiem trudno znaleźć ametyst, a ten klejnot mi pasuje.-Obrócił się i kopnął prawą nogą w powietrze. Janek dał radę uskoczyć przed ciosem, skupiony w pełni na walce. Nawet sztylet miał w dłoni. Czyżby zapowiadała się walka jeden na jeden?
Chwilę wcześniej Jan próbował nastawić swoją rękę, niestety grzebanie przy kończynie wywołało dużą falę bólu, przyćmiewając na chwilę jego umysł, nie da rady, grzebać przy kończynie, niestety. Mimo to, ból nie mijał a już po chwili, Finn, zauważył że siedzi pod drzewem. Nie wiedział gdzie jest, dlaczego jest ranny, ani co się dzieje. Kiedy jednak zobaczył chłopaka, trzymającego JEGO kotkę, rzucił się na niego z nożem...
Oddany strzał, celny, mimo to, przeciwnik nie zdychał. Nikt nie zdychał. Wpierw wampiry, teraz to... może kiedyś dostanie przeciwnika który zdechnie? Kto wie... w każdym razie Nanaya biegła, teraz jej kolej by zostawić ich samych. Mknęła w kierunku w którym jak sądziła, ma szansę znaleźć jaskinię. Na razie jednak, mijała głównie drzewa...
Stan postaci: Finny: Łokieć prawej ręki poważnie uszkodzony, w zasadzie nie jesteś w stanie ruszać prawą ręką, okropny ból. Pali cię twarz, której prawy policzek znaczą trzy krwawe pręgi 84%MM Suri: 76%MM Nanaya: Około centymetrowej średnicy i głębokości rana na środku zewnętrznej części prawej dłoni, mniej więcej w połowie lewego przedramienia, części wewnętrznej oraz zewnętrznej części lewego przedramienia po lewej stronie nad nadgarstkiem. Nie masz opuszka małego palca lewej dłoni, cała część z paznokciem poszła w niepamięć. 61%MM, -1 oznaczona strzała i 3 zwykłe strzały
Czas na odpis: 27.04 godzina 12:00
Finn
Liczba postów : 4279
Dołączył/a : 17/11/2012
Temat: Re: Zachodnia część masywu Malark Sob Kwi 26 2014, 21:42
Złość, gniew, a może nawet i pogarda oraz wszelakie inne negatywne uczucia... Wszystko to kontrolujące bezsprzecznie zdezorientowaną personę w osobie Finna. Co tutaj robił? Co się działo? Dlaczego walczył? I chyba najważniejsze: - Gdzie... Jesteśmy? - wydusiłby tylko z siebie, próbując poruszyć prawą ręką co raczej zbyt skuteczne nie było, toteż zaprzestał owego czynu, zaciskając usta z bólu. - Kim jesteś? I gdzie Nanaya? Suri? - rzuciłby tylko Finnek, oczywiście spoglądając w kierunku potencjalnego przeciwnika, a przynajmniej osoby, która chyba ich atakowała, ale... Skąd? Nie mili ostatnio jakoś wyruszyć tutaj? W góry? Właściwie to czy właśnie tutaj nie byli? I dlaczego się rozdzielili? Wypadało wyjaśnić tą sprawę, jednak najpierw musiał się zająć ciut bliższymi konkretami, a mianowicie: - Open up, Gate of the Dragon, Draco... - rzuciłby tylko przelewając nieco mocy magicznej do kluczyka w celu przyzwania Smoka. Dlaczego? Przezorny zawsze ubezpieczony, a blondasek z ranną ręką raczej za wiele nie mógł zrobić, nie? Dlatego też liczył na potencjalne wsparcie w defensywie ze strony przerośniętej jaszczurki, ot co! Oczywiście planował pozostać w pewnej odległości od nieznajomego, ale mimo wszystko jeśli ten nie wykazywałby pokojowych chęci... Finnkowi raczej nie pozostałoby nic innego, jak użyć na przeciwniku, bądź zbliżających się owadach zaklęcia Draco, a dokładniej - Etamin. Fala płomieni, skierowana tak, aby nie trafić ani Finniana, ani też Suri, bo ranni raczej nie potrzebni. Ogień dość silny żywioł, to może potencjalne ataki odeprze, a jak nie... Zostawało liczyć na potencjalne uniki, czy odskoki raczej w lewą stronę, ażeby przesłaniać się w razie co prawą ręką i amortyzować lewą potencjalny upadek, czy zderzenie. Tak samo dalej aktualne jest potencjalne dźgnięcie przeciwnika w kończynę chwytającą od razu, jakby ten spróbował pochwycić chłopaczka. Także Draco nie pozostałby dłużny, bo spróbowałby jakoś powalić, czy osaczyć przeciwnika swoim raczej dość gorącym cielskiem! A jeśli Finnek uzyska odpowiedzi? No to się okaże od ich treści, nie?
Suri
Liczba postów : 98
Dołączył/a : 18/08/2013
Skąd : Edolas~!
Temat: Re: Zachodnia część masywu Malark Nie Kwi 27 2014, 16:46
Nic nie poszło tak jak chciała. Niby naszyjnik został zerwany i w ogóle, ale mimo tego strzała od Nanayi go nie zabiła. Wbiła mu się w głowę i... nic! Tak bardzo się to Suri nie spodobało, że na jej pyszczku te niezadowolenie się pojawiło. No ale cóż. Trudny przeciwnik wymagał wiele myślenia. Jak zabić kogoś, kto jest nieśmiertelny, a chociaż tak się mogło wydawać. No cóż. Tyle dobrze, że ją puścił. I wtedy co postanowiła zrobić? Po prostu się wycofać i gdzieś skryć. Finnian wkroczył od akcji, ale jakoś średnio była przekonana do tego, czy był sobą dlatego pobiegła w stronę, gdzie jeszcze niedawno siedział chłopak pod drzewem. Pewnie zacznie robić się gorąco, a Suri podczas walki mogła być tylko ciężarem, który plątałby się pod nogami blondyna i by sprawiała same problemy. Kotka postanowiła wspiąć się na drzewo (była kotem, co to dla niej?) i obserwować niebo w poszukiwaniu tego całego dziwnego naszyjnika. Przydałoby się go zniszczyć... ale jak? Nie mieli do niego niestety dostępu. Kotka westchnęła ciężko i czekała na rozwój wydarzeń. Jakby ją coż zaatakowało to używa standardowo teleportu na pwm, by się przenieść gałąź w dół, a potem po prostu zeskoczyć na ziemię i biec przed siebie, ale w przeciwną stronę do Finnka oczywiście. Nie chciała mu sprawiać kolejnych kłopotów!
// Uwaga, szykuje się super długi, 5-linijkowy post
Szukanie na oślep miało taką wadę, że nie wiedziało się czy i kiedy się znajdzie to, czego się szuka. Jednak w obecnym stanie Nanaya ani myślała przerywać poszukiwań bo w końcu kiedyś musi natrafić na te jaskinie. A przynajmniej taką miała nadzieję. Rozglądała się, szukając czegoś, co mogłoby wskazać jej właściwy kierunek po obu stronach drogi. Z drugiej strony przez bieg pozbywała się natrętnych myśli i niechcianych emocji. Jeszcze trochę i może będzie myśleć nieco bardziej rozsądniej niż "Zabiję szczeniaka". Najpierw jednak wypadałoby znaleźć jaskinię.
Doko? Tylko to pojawiło się w głowie Finna, kiedy stał ze sztyletem całkiem blisko przeciwnika. Ale co to dla bohaterskiego policjanta Jerome'a? To był jeden z tych momentów kiedy miał wielką chęć przyzwać sobie ducha. I już otwierał paszczę by przyzwać małe co nieco, kiedy "przeciwnik" doskoczył do niego i złapał go dłonią za twarz. W tym momencie wydarzyły się dwie rzeczy. Coś w niego uderzyło dosłownie odrywając go od ziemi i posyłając kilka metrów do tyłu gdzie uderzył ciałem w ziemię i przetoczył się po niej, zdzierając sobie skórę tu i ówdzie. Drugą z rzeczy było to, że Finnek dosłownie czuł jak coś połyka. Tylko co?-Hmph. Umrzesz, już nie ma dla ciebie nadziei.-Powiedział chłopak patrząc na Finna z uśmiechem.-W każdym razie żegnam, mam tu coś do załatwienia.-I oddalił się zabierając swój ametyst, którego to Suri z drzewa, na niebie nie zobaczyła, bo amulety mają to do siebie że działa na nie grawitacja i odcięte - spadają na ziemię.
No i Nanaś szła i szła i szła, aż w końcu wyszła z lasu idąc po nagim zboczu góry dostrzegła jaskinie. Była wyżej, około 100m po zboczu góry. Spokojnie da radę tam wejść. Problemu nie było żadnego, Enjoy, starczyło wejść, zabrać/zabić/cokolwiek i wyjść. Czy mogło być coś trudnego?
Stan postaci: Finny: Łokieć prawej ręki poważnie uszkodzony, w zasadzie nie jesteś w stanie ruszać prawą ręką, okropny ból. Pali cię twarz, której prawy policzek znaczą trzy krwawe pręgi. Ból prawego boku, zdarta skóra na plecach, prawym ramieniu, prawym poliku i czole. Prawy polik brudny, grozi infekcją, prawe biodro strasznie rwie, coś połknąłeś. 84%MM Suri: 76%MM Nanaya: Około centymetrowej średnicy i głębokości rana na środku zewnętrznej części prawej dłoni, mniej więcej w połowie lewego przedramienia, części wewnętrznej oraz zewnętrznej części lewego przedramienia po lewej stronie nad nadgarstkiem. Nie masz opuszka małego palca lewej dłoni, cała część z paznokciem poszła w niepamięć. 61%MM, -1 oznaczona strzała i 3 zwykłe strzały
Ból? Tak... zdecydowanie to mogło stać się nieco przyjemniejszym bodźcem, aniżeli tym, czym było. Gdyby nie to wszystko, to jeszcze blondasek pomyślałby, że to jakaś forma rozrywki, czy coś. Te jednak zwykle nie były dość bolesne, a tym bardziej nie groziły takimi rzeczami! - Umrzesz... - przemknęło tylko echem w myślach chłopaczka, a ten mimowolnie wpatrywał się nieco pustym wzrokiem przed siebie, ażeby następnie spróbować wstać... ruszyć. Usiąść czy coś i: - Cze... Czek... - zaczął tylko próbując unieść głos, jednak nie było to chyba zbyt mądre, bo po niedawnym bodźcu zajął się raczej kaszlem, niż wykrzykiwaniem dalszej prośby, a może rozkazu za znikającym człowieczkiem. Właściwie... Nie wiedział, co to było, ale to mogło mu zagrażać, nieprawdaż? Dlatego też spróbował wsadzić palce w gardło, ażeby wywołać w pierwszym ruchu odruch wymiotny... Jeden... Może dwa... A może nawet aż do skutku, aż nic nie będzie i tyle? Najwyżej opróżni żołądek z całego śniadania, czy czegoś, ale... pozbędzie się też niezidentyfikowanej substancji? Jeśli będzie trzeba to nawet spróbuje wspomóc się samouderzeniem w brzuch, a nuż to zadziała! W końcu... Nie chciał umierać, prawda? A od czego innego by miał umrzeć? - S-Suri... - w międzyczasie wyrzuciłby tylko cicho, na tyle na ile głos by mu pozwolił, jak i warunki. Oczywistym było, że priorytety jednak niestety ważniejsze! Musiał też jakoś przemyć ranę... Zająć się tym... Zadbać o to, ale... Czy powinien? Czy da radę? Może...
Jakby próba zwrócenia substancji się powiodła, to wtedy Finnek może rozważyć kolejną opcje, a mianowicie przyzwanie Feniksa! Zdecydowanie musiał jakoś zająć się ranami, bo inaczej... Inaczej w sumie co? Nawet nie chciał myśleć! - Open up, Gate of the Phoenix, Phoenicia... - wydusiłby z siebie tylko resztkami sił po usilnych męczarniach, jakimi było wyrzucanie z siebie "wnętrzności", a raczej ich składu obecnego. Po co? Dość logicznym było, że aby zastosować medyczne właściwości łez Phoe, a dokładniej jej zdolności Ankaa. Czemu? Zagojenie ran... Przeczyszczenie ich łzami Feniksa... Regeneracja tkanek i ogólnie ciała Finnka. Może to było w stanie pomóc mu chociaż w takiej... Em... Krytycznej? - sytuacji... Oczywistym jest chyba, że za cel regeneracji zostanie obrane najbardziej dotkliwie zranione miejsce... Czy to brzuch... plecy... ręka... twarz?
Suri
Liczba postów : 98
Dołączył/a : 18/08/2013
Skąd : Edolas~!
Temat: Re: Zachodnia część masywu Malark Czw Maj 01 2014, 10:43
Ogólnie sytuacja wyglądała tak, że za ciekawie nie było. Patrzyła się na Finniana i... tak naprawdę walczyła sama z sobą, żeby tam nie pójść. Ale bała się, że będzie tylko problemem i będzie plątała się pod nogami chłopaka. Jednakże sytuacja była coraz to gorsza i nie pozostawało jej zrobić nic innego, niżeli zeskoczyć z drzewa i po prostu podbiec do Finna. Chłopaka nie było, z którym walczył, dlatego też nie musiała się martwić o bezpieczeństwo. Za pomocą Pochet, przywołuje ze swojej przestrzeni wodę i bandaże, które mogą się przydać. Suri miała wielką nadzieję, że zadziała Prophetie i będzie mogła się dowiedzieć, co się z Finnianem stanie i dodatkowo będzie mogła mu jakoś pomóc. Tak bardzo się o niego martwiła, ba! Ona wręcz umierała ze strachu, co z nim będzie. - Finn... Finn... jestem tutaj- powiedziała jedynie do chłopaka. Jakby Finnianowi nie udało się użyć zaklęcia... (albo okazałoby się, że użycie przez niego magii jest niebezpieczne dla jego zdrowia) Suri stara się to sama zrobić. Bierze jego w łapki i stara się naśladować chłopaka, jak przyzywa te swoje duchy. Nawet formułkę wypowiedziała. Klucz to w pewnym sensie magiczny przedmiot, może zadziała, kto wie~? Jakby udało się jej panią feniks przyzwać, to prosi ją o uleczenie chłopaka i oczywiście tamowanie ran... jak nie, to może pojawić się problem.
Mor
Liczba postów : 2920
Dołączył/a : 20/08/2012
Temat: Re: Zachodnia część masywu Malark Czw Maj 01 2014, 18:43
Opuściła las. Odetchnęła przystając i spojrzała na jaskinie powyżej. Czyli to niby tu znajdzie to, czego szuka? Jakoś wątpiła, by była to rzecz prosta i nieskomplikowana jak tylko wejść - zabić - wyjść. Problemem mogły być pora dnia jak i ona sama. Przygryzła wargę. Iść, nie iść? Najpierw może odpocznie chwilę. Wyciągnęła z tobołka wodę i ugasiła pragnienie, zastanawiając się, jak wejść do jaskiń i jak ewentualnie rozprawić się z pijawką. Najbezpieczniej było ją po prostu zabić... Początkowo myślała, że może uda jej się ją zabrać, jednak po starciu z tymi dziwnymi ludźmi i ostrzeżeniu Wallsa, że jego dziadek również poluje na pijawkę pozbycie się jej wydawało się jedynym rozsądnym wyjściem. Po tej chwili odpoczynku i przemyśleń, Nanaya zebrała siły i rozpoczęła wejście do jaskiń, uprzednio zabezpieczając swój ekwipunek. Nie spieszyła się. Powoli, w stałym rytmie zmierzała do jaskiń, by ostatecznie stanąć w wejściu. I pojawiało się pytanie, co dalej? - Raz kozie śmierć... - mruknęła pod nosem, patrząc na jaskinię przed sobą. Jak to było? W pobliżu? Westchnęła, zaczynając ostrożnie iść wgłąb jaskini, poruszając się przy ścianie. Dłonią wodziła po zimnych ścianach by wiedzieć, gdzie się znajduje natomiast gdyby zrobiło się zbyt ciemno oświetla sobie drogę malutką kulą światła. Uważnie też nasłuchiwała.
Poniżej znajdują się buttony for, z którymi obecnie prowadzimy wymianę. W celu nawiązania współpracy zachęca się do odwiedzenia pierw tematu z regulaminem wedle którego wymiany prowadzimy, a następnie do zgłoszenia się w tym temacie. Nasze buttony oraz bannery znajdują się zaś w tym miejscu.
Layout autorstwa Frederici. Forum czerpie z mangi "Fairy Tail" autorstwa Hiro Mashimy oraz kreatywności użytkowników. Wszystkie materiały umieszczone na forum stają się automatycznie własnością jego jak i autorów. Dla poszanowania Naszej pracy uprasza się o nie kopiowanie treści postów oraz kodów bez uprzedniej zgody właścicieli.