I've never seen a decent person among those who say they're going to save the world while forsaking the people around them. Those types of men are always so intoxicated by thier own hollow dreams that they call every little thing in front of them trivial.
FAIRY TAIL PATH MAGICIAN
Szpital psychiatryczny im. Michaela Cherrisha - Page 2
Położony daleko od cywilizacji budynek, w którym mieści się szpital dla obłąkanych, szaleńców, dziwaków i innego rodzaju ludzi o dość przetrąconym kręgosłupie moralnym i zdrowiu psychicznym nie jest wcale żadnym imponującym czy pięknym budynkiem. Właściwie niewiele jest wiadomo na jego temat, poza tym, że faktycznie istnieje i tym, że ma wątpliwą przyjemność zajmowania się szeregiem bandytów i kryminalistów, których stan wskazywałby na wszelkiego rodzaju mentalnego kłopoty i problemy zdrowotne. Wszystkie okna w budynku są zakratowane, większość drzwi posiada po kilka zamków, w tym także tych magicznego pochodzenia, a o jakimkolwiek złamaniu zabezpieczeń jakie posiada szpital nie ma praktycznie mowy. Plotki mówią, że swego czasu, w chwili próby, miejsce to wykorzystywane było niemal jako twierdza i oparło się niejednemu atakowi bandytów czy innych problematycznych istot. Mówi się też, że panuje to dość specyficzna atmosfera, którą ciężko jest dokładnie określić i zdefiniować, choć niemal każdy psycholog i psychiatra określa to miejsce jako "raj dla swoich badań". Więcej informacji o tym miejscu jest ściśle skrywana przed wścibskimi oczętami zainteresowanych cywilów, nic więcej więc nie wiadomo poza tym, że miejsce to jest całkiem sporym budynkiem, który mimo swych rozmiarów... nie rzuca się w oczy.
MG:
...i co do szczegółów tego miejsca, zabawna sprawa, ale nawet przetrzymywany tutaj pacjent numer 161 znany też pod imieniem Pheam, nie byłby w stanie sformułować żadnego konkretnego opisu dotyczącego tego budynku. Dlaczego? Powód prozaiczny. W czasie gdy odbywało się jego przeniesienie ze zwykłego więzienia do tejże placówki środki uspokajające podane Pheamowi były tak mocne, że obłąkany chłopaczyna zwyczajnie zasnął sobie snem sprawiedliwych (och, słodka ironia w tej sytuacji), a budzić zaczął się dopiero we własnym pokoju. Pobudka natomiast do najprzyjemniejszych wcale nie należała. Pomijając to, że chłopak odczuwał dziwne problemy ze swoim prawym okiem, wyraźnie czuł, że zwyczajnie nie jest w stanie podnieść powieki, ból brzucha jaki pojawił się w momencie odzyskania przytomności był nieludzki. Jego stan fizyczny był idealny - żadnych ran, żadnych urazów, żadnych problemów, brzuch jednak bolał go tak bardzo, jak gdyby dopiero co dostał butem od nieprzyjaciela w splot słoneczny i to z całą siłą. Skutek uboczny środków uspokajających? ...i czy w ogóle były to takie właśnie środki? Ciężko było dokładnie określić. Łatwo było za to określić, że chłopak w tym momencie nie posiadał na sobie żadnych ubrań. Poza bielizną.
Pokój w którym znajdował się Pheam był pokojem przypominającym pokoje rodem z filmów opowiadających o szpitalach dla ludzi nie w pełni władz umysłowych. Wyłożony był miękkim materiałem, nie tylko na podłodze, ale też na ścianach i na suficie, utrzymanym w kolorze delikatnego, ledwie widocznego błękitu. Pheam leżał na łóżku, które stało tuż obok ściany, z której wychodziło jedno, jedyne niewielkie okienko na świat, całkowicie zakratowane i otoczone dziwnym szklanym materiałem, okropnie chłodnym w dotyku i nieprzyjemnym. Powietrze wtłaczane było tu przez specjalny szyb wentylacyjny umiejscowiony tuż nad łóżkiem chłopaka. W pokoju nie widać było żadnych drzwi, które mogłyby prowadzić na zewnątrz ani żadnej klamki. Znalazło się tu za to kilka rzeczy - po pierwsze malutki stół (kwadratowy, wykonany z jakiegoś miękkiego materiału) z jedną miękką pufą dostawioną do niego. Na pufie leżały niebieskie spodnie i niebieska koszula. Oprócz tego na ziemi pozostawione były 4 książki, ustawione tuż w rogu pokoju. O ile wschodnia ściana była tą od łóżka, zachodnia tą od stolika, to północna była tą, która posiadała coś na kształt łazienki - była tam kabina prysznicowa, jednak nie posiadająca kurków i toaleta. I właściwie... to było wszystko. Ach, byłbym zapomniał. Wysoko w rogu, tym samym w którym ustawione były książki widać było coś na kształt głośnika.
Chłopak miał tu spędzić 4,5 miesiąca... ciekawe jak będzie to wyglądać?
Małe info od MG: To, że Fem spędzać tu będzie tyle czasu nie oznacza, że mam zamiar faktycznie symulować 4,5-miesięczny pobyt Fema w tym miejscu. Zapewne dni będą upływać, ale nawet jeśli w temacie tym upłynie fabularnie choćby i tylko 1 dzień, po 4,5 miesiąca Fem zostanie poddany badaniu psychicznego zgodnie z wyrokiem sądu (nie wiem czy poprowadzę to ja, czy ktoś inny).
Autor
Wiadomość
Pheam
Liczba postów : 2200
Dołączył/a : 15/08/2012
Temat: Re: Szpital psychiatryczny im. Michaela Cherrisha Nie Gru 29 2013, 19:13
-No chyba sobie, kurwa, jaja robisz.-powiedział Fem, łapiąc pobliską książkę z zamiarem ciśnięcia nią w kąt pokoju, ale w porę się opamiętał i po prostu mocniej zacisnął na niej dłoń. Usiadł na pufie i spojrzał na królika... Wiedział, że ów zwierzak nie był normalny, bo co za królik nie połakomiłby się na tak wielką i smaczna marchewkę? NO JAKI? Całkowicie zignorował fakt, że futrzak coś do niego powiedział, bo kurde, to przecież całkiem normalne. Nie mniej, nie wiedział co teraz robić. Po prostu patrzył na sprawcę całego zamieszania i starał się coś wymyślić. Skoro udawanie marchewki już raczej nie wyjdzie, teraz musiał spróbować jakiejś innej metody... Jak się łapie króliki?... Nie wiedział. Nie znał się na tym, tak samo zresztą jak na uspokajaniu się. Właśnie - on nie potrafił uspokoić samego siebie, a co dopiero królika... Westchnął cicho. -Choodź do mnie króliczku... chodź chodź... taś, taś króliczku. Nic Ci nie zrobię... Taś taś.-zaczął do niego mówić.
Kirino
Liczba postów : 3064
Dołączył/a : 14/11/2012
Temat: Re: Szpital psychiatryczny im. Michaela Cherrisha Nie Gru 29 2013, 22:26
MG:
I sytuacja się znów powtórzyła, Pheam poszedł też po rozum do głowy przed ciśnięciem w królika czy w głośnik kolejną książką, to mogłoby bowiem przekreślić całkowicie jego szanse na jakikolwiek sukces. Brawo dla samoopanowania tego pana, bukiet dla niego! Wracając jednak do kwestii królika - ten ponownie zaczął się uspokajać i nawet po chwili wystawił głowę nieco dalej spod złożonego łóżka, tak że ponownie przypatrywał się mężczyźnie z zaciekawieniem. Następnie zaś kicnął raz... i kicnął drugi raz w jego kierunku, po czym zatrzymał się z niepewnością, kładąc po sobie uszy, najwyraźniej nie będąc pewnym tego czy powinien ruszać gdzieś dalej czy nie. Tym razem wszystko wyglądało całkiem ładnie dla Pheama, więc kto wie, czyżby wreszcie udało się mu wypełnić zadanie?!
W tym momencie, zaraz obok głośnika, z cichym kliknięciem wyłonił się wbudowany w ścianę elektryczny zegar wskazujący w tym momencie "05:00". Już po chwili natomiast widać było na nim "04:59", "04:58"... wyglądało na to, że zegar zaczął odliczać czas... Ciekawe do czego?
Chciał się uśmiechnąć, albo chociaż westchnąć, ale bał się, że i to spłoszy królika... bo w końcu to nie był normalny królik, tylko taki... terapeutyczny królik. Siedział i patrzył na niego, starając się go nie przestraszyć i nie robić żadnych gwałtownych ruchów, jednocześnie powoli pochylając się do przodu i wyciągając dłoń ku podłodze... Ale robiąc to powoli i mozolnie, żeby go nie przestraszyć. -Dobry króliczek, dobry króliczek... Taś taś, nic Ci nie zrobię... Chce Cię tylko pogłaskać... Taś, taś... grzeczny króliczek... chodź do mnie, spokojnie... chce Cię tylko pogłaskać...-dalej mówił do niego, patrząc mu w królicze oczy, aby upewnić go w tym, że jest spokojny. Nawet wcześniej odłożył książę na swoje miejsce! Oczywiście też powoli i ostrożnie, żeby króliczka nie spłoszyć. Co prawda zdenerwował się lekko, widząc zegar odliczający czas, ale miał nadzieję, że tego po sobie nie pokazał. W każdym razie... Pierdolony psychiatryk, jezscze tego nie było, żebym musiał siedzieć i uspokajać królika... Ale czego się nie robi dla jedzenia. I świętego spokoju.-myślał. Jeśli królik podejdzie do jego ręki, to próbuje go pogłaskać. A co! Może mu się uda...
04:10 - Pheam odkłada książkę na bok 04:01 - Pheam pochyla się do przodu wyciągając rękę do króliczka 03:04 - Pheam przemawia królikowi do rozsądku 02:23 - Królik wciąż patrzy z zaciekawieniem w kierunku mężczyzny 01:34 - Królik powolutku zbliża się do Pheama 01:05 - Królik obwąchuje rękę Pheama 00:37 - Pheam delikatnie głaska królika
...i mniej więcej w ten sposób nasz "bohater" spędził ostatnie 5 minut swojego życia. Czy były to najważniejsze minuty jego żywota do tego momentu? W tej kwestii oczywiście można by dyskutować i się zastanawiać, faktem pozostaje jednak informacja, że zegar osiągnął magiczny czas 00:00 i po chwili zniknął za ścianą, zupełnie tak samo jak wcześniej gdy się wynurzał. Głaskany królik wpatrywał się natomiast w oczy Pheama. - Nie było takie trudne nie, kataniarzu? - rzuciło zwierzątko, a po chwili Pheam zauważył, że tuż pod szyją króliczka znajdował się jakiś kolejny zegar, również odliczający do 0, a także maleńki głośniczek. Dodatkowo królik dziwnie tykał. Tik. Tak. Tik. Tak. Zegar wskazywał tym razem 00:40.
Tymczasem za Pheamem otwarły się drzwi prowadzące na korytarz z jego pokoju. Ale czy chłopak miał teraz czas by podziwiać ten fakt?
-...Było.-odpowiedział cicho, patrząc na królika zdziwiony. Bo jakby nie patrzeć, dla nowego Fem'a było to naprawdę bardzo trudno. Wolałby po prostu zabić tego królika, ale zadanie brzmiało uspokój, a nie zabij, a że był w takim miejscu, że mniej więcej musiał się słuchać... To się słuchał. Bo chciał wyjść stąd. Może i był szalony i chciał zabijać, ale tutaj nie było kogo. I czym. Nie miał jak ścinać głów. Co najmniej. No tak, czyli to nie był gadający królik terapeutyczny, a jakiś... Chwila. Dlaczego on tykał? ... I dlaczego pod jego szyją był zegarek? I dlaczego odliczał on do zera?... To było dziwne. Czy ten królik... Czy on miał wybuchnąć?! Tak jak w filmach - to nagranie ulegnie samozniszczeniu?! Czy ten królik też miał ulec samozniczeniu? Czyli to nie był normalny królik, ha! Miał racje! ... Może ten królik był mechaniczny? Taaa... to by wyjaśnia-- Chociaż nie koniecznie. W każdym razie Fem nie mógł tracić czasu. Skoro już nie musiał dbać o to, czy królik jest spokojny, wstał z miejsca i oddalił się od niego... Rozejrzał się po pomieszczeniu. Nie mógł tutaj siedzieć, kiedy ten królik wybuchnie. Gdzie mógł się schować... łazienka? Łóżko? O. Dostrzegł, że otworzyły się jakieś drzwi prowadzące na korytarz. Nie wiele myśląc, po prostu pobiegł w ich stronę i w miarę możliwości wyszedł z pokoju.
I wszystko było w porządku, Pheam zdecydował jaką ścieżkę w swoim życiu, a raczej w tym momencie swego życia obrać i postanowił się jej trzymać - zwrócił się w kierunku drzwi prowadzących do wyjścia z pokoju i już zamierzał do nich podejść, gdy wtem poczuł, że coś przyczepiło się do jego nogi i mocno jej trzymało. Nie przeszkadzało mu to rzecz jasna w poruszaniu się, niemniej wyraźnie dało się odczuć, iż coś na jego nodze się znalazło, coś czego wcześniej tam nie było. I dodatkowo cały czas tykało. Nawet jednak mimo tego Pheam zdołał wyjść ze swojego pokoju i znaleźć się... w białym świecie. Okej, tak na pierwszy rzut oka to wyglądało, wszystko bowiem wokół niego było białe i nie do końca jasne było jakie rozmiary ma pokój/korytarz, w którym się znalazł. Gdzie były ściany? Gdzie sufit, gdzie podłoga? Oczywiście, podłoga była pod nogami chłopaka, ale naprawdę ciężko było ją rozróżnić od całej reszty pokoju. Wrażenie była na pewno dość niesamowite, do tego stopnia, że chłopak mógł się poczuć jakby właśnie znalazł się w próżni... tyle, że białej.
Niemniej po chwili w pewnym miejscu biel ustąpiła i Pheam zobaczył dwoje drzwi wyłaniających się z bieli, uzbrojonych w niewielką kartkę papieru na wysokości oczu samego chłopaka, na których wyrysowany był pojedynczy symbol. Na jednych był to królik. Na drugich zaś coś co przypominało... laskę dynamitu z palącym się końcem. Dokładnie tak. Dodatkowo znad narysowanego królika unosiły się jakby kłęby pary czy też dymu, a ogień narysowanej laski jakby faktycznie płonął, choć przecież był tylko rysunkiem. - I co teraz zrobisz głodomorku? - usłyszał Pheam znajomy głos, który wcześniej wydobywał się z królika - Czasem życie stawia przed nami niejasne wybory, mhm...! -
Coś przyczepiło mu się do nogi. Od razu do głowy przyszło mu, że to pewnie Abigail, ale potem zdał sobie sprawę z tego, że jest w szpitalu psychiatrycznym, więc nie było opcji, że to jego córka. To samo tyczyło się Takary i Nori, bo te dwie też przyszły mu do głowy... Chociaż żadna z tej trójki nie tykała. No cóż. W każdym razie... spojrzał w dół, aby upewnić się, że to na pewno nie mała blondyneczka. Chociaż swoją drogą... brakowało mu Abigail. WRÓĆ. WCALE TEGO NIE NAPISAŁEM. Fem był teraz bad assem, złym i ociekającym szaleństwem człowiekiem, i co, miało mu brakować jakiejś małej 9 letniej loli? A pffy. W każdym razie stał w jakimś pomieszczeniu. Było dziwne, ale już zdążył się przyzwyczaić do tego, że w tym szpitalu nie było nic normalnego. Ba, bardziej by się zdziwił, gdy w tej chwili natrafił na normalny korytarz. -Głodomorku... Swoją drogą, jak się nazywasz?-powiedział głośno, aby jego rozmówca go usłyszał, po czym dokładnie przyjrzał się drzwiom. Królik i laska dynamitu. O co mogło chodzić? Pewnie, jeśli wybierze laskę dynamitu, to królik wybuchnie... ale co, jeśli wybierze królika? Po za tym, byłoby to zbyt łatwe... Stał dłuższą chwile, machając w powietrzu nogą, do której przyczepione to coś, co zapewne było królikiem, lub głośniczkiem i zegarem, który wcześniej znajdował się na białym stworzonku. -... Czy w tym w ogóle jest jakaś logika?-zapytał pana X, podchodząc powoli najpierw do drzwi z królikiem, a potem do drzwi z materiałem wybuchowym. O co chodziło? Fem nie wiedział. Ale życie nauczyło go, że jeśli coś jest zbyt oczywiste, jak w tej chwili opcja z królikiem na drzwiach, to trzeba wybrać tą drugą, mniej realną opcję... Ale to był szpital, już raz się na tym przejechał, kiedy rzucił się w otchłań. Czyżby Fem odczuwał w tej chwili skołowanie z powodu zmiany MG, którym do tej pory zawszę był Don, a u niego takie akcje były na porządku dziennym?błędnych informacji? Czy jego mózg będzie w stanie przeanalizować taką wielką ilość danych?! Przekonamy się już w następnym od-... A właściwie już teraz. Fem powoli, podszedł do drzwi z królikiem i otworzył je... i w miarę możliwości przez nie przeszedł. Bo przecież nad królikiem unosił się dym... Zaraz zaraz! Nagle przystanął. Dym. Magia. Hm... Pokręcił jednak głową, podszedł do drzwi i szarpnął za klamkę.
A więc to właśnie te drzwi zdecydował się wybrać nasz chory psychicznie kolega, zaciekawiony też po trochu widokiem bardzo znajomego dymu unoszącego się nad rysunkiem królika. Cóż można rzec? Chłopak do wyboru miał zaledwie dwójkę drzwi, nawet przy kompletnie losowym doborze bez żadnego pomyślunku wciąż miał on 50% szans na wybranie właściwych drzwi, które mogłyby go powieść to przyjemnego rezultatu. To jest... miałby 50% przy założeniu, że któryś wybór faktycznie był lepszy od poprzedniego, ale czy tak faktycznie było?
Wybrane przez chłopaka drzwi otwarły się przed nim, a ten tuż przed postawieniem pierwszego kroku wewnątrz nowego terenu mógł zauważyć całkiem obszerną salą, dla odmiany jednak całkowicie skąpaną w mroku, z jednym jedynym stolikiem znajdującym się kilka metrów przed nim oświetlonym światłem przypominającym reflektory stadionowe, a więc dość dużą mocą. Na stole znajdował się talerz, widelec, nóż i szklanka wypełniona... chyba wodą. W momencie zaś gdy Pheam przekroczył drzwi, wszystko to obserwując na jego pytanie postanowił odpowiedzieć przyczepiony do nóżki królik. - Nazywam się... jedzenie i prawdopodobnie będziesz mnie jadł! Dokonałeś dobrego wyboru, chyba. Nie znam się do końca, a może tylko udaje? - dobiegł chłopaka głos z głośniczka umieszczonego na króliku, a ten po chwili oderwał się od nogi Pheama i pobiegł gdzieś w bok w ciemność. Chwilę później Pheam mógł zaobserwować, że stół zatrząsł się nieco, z wysokości na talerz upadła pokrywka, przypominająca te skrywające jedzenie w restauracjach, a powietrze przepełniło się wonią... pewną smaczną, wywołującą ślinkę w buzi, nie do odparcia wonią.
- Terapia numer 3, start! - dobiegł Pheama też głos doktora, który już wcześniej miał okazję słyszeć. Czyżby terapia druga została zakończona? Ach, drzwi za chłopakiem zamknęły się z głuchym trzaskiem. Terapia numer 3 najwyraźniej miała zostać przeprowadzona w tym i tylko w tym miejscu.
A więc to był królik. Można się było tego spodziewać. Bo kto inny? Był w tym szpitalu chyba sam... Nie było nawet z kim normalnie porozmawiać, bo zaraz wielki foch i poszedł się ugotować. O nie. Fem obejrzał dokładnie salę, w której się znalazł. Było ciemno, to na pewno... Oni mieli jakieś problemy ze sobą? Raz biała sala, za jasno oświetlona, zaraz pomieszczenie, które nie jest oświetlone prawie w ogóle... Chociaż z drugiej strony, te reflektory stadionowe... Nie wiedział już, o co tu chodziło. Ale był stół. Był widelce i nóż... tylko brakowało jedzenia. Ale ów problem zaraz się rozwiązał, bo królik pobiegł w ciemność z nieba spadła ... taca? Fem powoli podszedł do stolika, wabiony zapachem jedzenia. Od razu poczuł, jak bardzo jest głodny. Spojrzał w górę, w miejsce, z którego spadło jedzenie i przymrużył oczy, bo jedyne co zobaczył to światła reflektorów. Zmarszczył brwi i podniósł pokrywkę. Terapia numer 3? No cóż... Mogło być ciekawie.
A być może terapia numer 3 zawierała się de facto w procesie karmienia biednego chorego na główkę chłopaka? Może trochę zaufania do lekarzy i personelu całego szpitala, który robił co mógł byle tylko przywrócić chłopakowi jakieś logiczne tryby myślenia? Nie, gdzieżby, zawsze to oni byli źli, zawsze należało się przed nimi zabezpieczać i uważać na to co robi, nigdy nie ufać! Jak lekarz miał kogokolwiek wyleczyć, jeśli dane osoby kompletnie mu nie ufały?! ...niemniej, skupmy się na faktycznych zdarzeniach zamiast wywalać tu na publiczny ogląd smutki i fochy lekarzy, którzy zapewne tak właśnie by się czuli, gdyby dokładnie znali myśli Pheama. Ten jednak postanowił zrobić to, czego chyba od niego oczekiwano, czyli zasiąść za stołem i zająć się jedzeniem. Gdy podniósł pokrywkę zobaczył natomiast... mięso. Dokładnie opisując, to było to najpiękniejsze na świecie białe mięso, najbielsze jak tylko się dało zobaczyć, cudownie aromatycznie i świetnie pachnące. Uformowane było dodatkowo w kształt królika i leżało sobie na talerzu, a poza nim nie było niczego. Mięsa było jednak na tyle dużo, że nikt nie mógłby narzekać i czuć się głodnym po takiej dawce jedzenia. Nie pozostawało nic tylko jeść prawda?
...prawdopodobnie tak, tylko że w tym momencie zapaliły się kolejne reflektory, tym razem jednak wycelowane w obszar, który do teraz był spowity ciemnością, a ich światło ujawniło szeregi ławek otaczających ten pokój ze wszystkich stron. Dokładnie, Pheam znajdował się idealnie pośrodku pokoju, który bardziej przypominał w tym momencie wnętrze namiotu cyrkowego, zwłaszcza, że wszystkie miejsca były zajęte. A przez kogo? ...przez króliki. Wszystkich rodzajów. Duże (czyt. przewyższające chłopaka wzrostem i budową ciała), małe, białe, szare, czarne, nawet niebieskie i zielone, żywe, kicające, martwe, plastikowe, zabawkowe, pluszowe i niezliczone inne. Królików było mnóstwo wszystkie jednak posiadały jednakową cechę - wszystkie wpatrzone były w Pheama, a ich wzrok wyrażał tylko jedno - niesamowitą nienawiść i wrogość. I co tu zrobić z takim fantem?
Kirino
Liczba postów : 3064
Dołączył/a : 14/11/2012
Temat: Re: Szpital psychiatryczny im. Michaela Cherrisha Sob Kwi 12 2014, 17:46
MG:
Nic się w sumie nie stało. Pheam zrobił co miał zrobić w tym miejscu, a potem udał się do kolejnego pokoju, który okazał się być jego własnym pokojem. Przesiedział tam trochę czasu, a potem udał się na kolejne badania, dziwne badania, czasem bardziej bolesne, czasem mniej, czasem nieco upokarzające, czasem podnoszące go na duchu. Było ich tak sporo, że aż żadnego z nich tutaj nie wypisano, a sam Pheam ledwo pamiętał co właściwie się z nim stało. Miał w głowie kilka idei dotyczących pobytu w szpitalu, ale nie był pewien czy mu się przyśniły, czy nie, każde wyobrażenie mogło być spowodowane brakiem kontaktu z innymi normalnymi ludźmi. Tak czy siak - minął czas, który był przeznaczony na pobyt Pheama w szpitalu - kto by pomyślał, nie? Ten czas tak szybko leci, a wydawałoby się, że pacjent nie spędził tutaj nawet jednego dnia. A może jeden dzień trwał 4,5 miesiące? Trudno określić.
Tak czy siak pod szpital w końcu podjechał furgon, Pheama ponownie znarkotyzowano, wprowadzono w stan uśpienia, zakryto oczy opaską nieprzepuszczającą światła, do uszu wepchano stopery, w nos też coś wsadzono i de facto został pozbawiony całkowicie zmysłów. A następnie furgon ruszył w kierunku... normalnego więzienia. Tam Pheam miał spędzić trochę czasu zanim zostanie wezwany przed... prawdopodobnie oblicze sądu? A może kolejnych lekarzy? To już nie było kłopotem Szpitala Psychiatrycznego im. Michaela Cherrisha, którego tajemnice, nieodkryte przez Pheama, pozostawały póki co kompletną tajemnicą.
Policjanci z trudem wyprowadzili szarpiącego się Makbeta z ich wozu i prowadzili tuż pod budynek. Jak on ich nienawidził. Tak z całego serca. Tak bardzo, choć sam nie do końca wiedział dlaczego. Może dlatego, że powstrzymali go przed tym wszystkim, co miał zamiar zrobić? Ostatnimi czasy nie miał nerwów do kobiet, a one właśnie teraz zaczęły stawać mu na drodze w mało przyjemny sposób. Całe szczęście, że wśród przewożących go tu policjantów nie było żadnego przedstawiciela płci pięknej. Chyba by babę rozszarpał... czymkolwiek. Być może Makbet nie był tego świadom, lecz jego zachowanie ewidentnie można było podpiąć pod ciężkie zaburzenia psychiczne. Jego nie za bardzo to obchodziło, ale prostych zjadaczy chleba przemieszczających się po tym samym chodniku co on, już tak. Policja zareagowała szybko, zgarniając podejrzanie zachowującego się jegomościa, wpakowała go najpierw na troszkę do aresztu, a potem, po krótkim przesłuchaniu (w którym brała udział funkcjonariuszka, lepiej trafić nie mogli) powieziono go radośnie przez bezdroża do najlepszego szpitala psychiatrycznego w całym Fiore! W czasie drogi wspominali nawet coś o tym, że siedział tam ten morderca z FT, chyba łatwo było dzięki temu odczytać sympatie gildijne kierowcy i jego pomagierów. Pheam Darksworth, tak? Coś mu się obiło o uszy... Kto to mógł być? Nie chciał myśleć o Kirino, ani o żadnej kobiecie. Miał wrażenie, że wszystkie w jakiś sposób go zawiodły. W ten jakiś nieznany mu sposób. Matka nigdy nie da mu ciastek. Ciotka nie rąbnie go po głowie zwiniętą gazetą i nie pośle precz. Nanaya już ani razu się do niego nie odezwie. Kirino... cóż. Oby sczezła.
Funkcjonariusze wprowadzili go jeszcze do szpitala, po czym odwrócili się i prędko opuścili to miejsce. Zdawało mu się, że słyszy jeszcze coś w rodzaju pisku opon, czy czegokolwiek, czego używała ta parszywa policja. Gdzieś im się spieszyło? Bali się? Cholerne tchórze. Makbet uśmiechnął się pod nosem. Miał szczęście, że swoje rzeczy zostawił sobie w mieszkaniu, nikt nie zabierze mu przynajmniej tej włóczni. Pytanie teraz tylko, jak się stąd najszybciej wydostać... I czy w ogóle się da.
Przynajmniej dostać się tutaj było na pewno łatwiej niż wydostać. I to wcale nie dlatego, że pierwszą rzeczą, której Makbet doświadczył, zaraz po tym jak zostawili go w tym miejscu policjanci, była grupka lekarzy, która szybko obezwładniła chłopaka i poraziła czymś na kształt paralizatora, dzięki któremu ten momentalnie odpłynął w lepszy świat władany przez Morfeusza. Przynajmniej nie musiał przez jakiś czas o niczym myśleć i z tego powodu cierpieć. Nic się mu też nie śniło... O ile ludzie śnią podczas bycia nieprzytomnymi. Ale pewnie śnią.
Cowdor-Glamis obudził się w sali bliźniaczo podobnej do tej, w której wcześniej znajdował się Pheam Darksworth (opis w pierwszym poście) i tak samo jak on znalazł się od razu na łóżku, przebrany w ładny biało-niebieski (paski pionowe) strój-piżamę. Ciekawe kto go przebierał? Czy była to kobieta? A może miała różowe włosy? Albo zielone? Nie żeby to były najczęściej spotykane kolory tychże... To i tak nie było ważne. Chłopaka bolała głowa, a wzrok miał nieco zamazany, na tyle jednak kontaktował ze światem, że zaraz po ich otwarciu, zorientował się, że leży na plecach na łóżku (bo miękko w miarę pod pleckami), a na jego brzuchu znajduje się niewielki lisek patrzący mu prosto w oczy krwisto-czerwonymi oczami. Nic nie mówił, nic nie robił, tylko przyglądał się chłopakowi podczas snu i teraz, w pierwszych chwilach po przebudzeniu. Co tu robił? A cholera to wie?
Być może tym razem te słowa nie pasowały kompletnie do zaistniałej sytuacji. Sytuacji, w której Makbet nawet, gdyby bardzo chciał, to pewnie i tak o własnych siłach by się stąd nie wygramolił. Pewnie powstanie pytanie - gdzie ta wola walki? Wola walki skończyła się w momencie, w którym stracił przytomność po potraktowaniu tym dziwnym czymś (pewnie kolejny, cholerny magiczny przedmiot, niech je wszystkie szlag). Czy bolało? Nie był do końca pewien, w każdym razie nie mógł się ruszać, a potem zwyczajnie padł. Takie traktowanie pacjentów w nowoczesnej medycynie. Co prawda, pacjent był uznany za potencjalne zagrożenie, nic więc dziwnego, że dostał swego rodzaju nauczkę i ostrzeżenie na przyszłość.
Pierwszym, co zobaczył po otwarciu oczu, były małe, czerwone punkciki. Czerwone punkciki zlały mu się potem już w jedno ciało. Ciało... lisa? Co tu robił ten zwierzak? Głowa bolała niemiłosiernie, szczególnie, gdy Makbet próbował przejść do pozycji pół-siadu z opieraniem się na łokciach. Miał nadzieję, że zwierzak sam zejdzie, ale na wszelki wypadek użył "kszsz!", "apsik!" i "won!". Coś czuł, że to może nie zadziałać. Efektywne czary odpędzania zwierząt... Zaraz, co on miał na sobie? Wyglądał jak więzień. To dość ironiczna sytuacja, bo w pewnym sensie nim był. Nikt tego tak nie nazwie w papierach, ale każdy mógł się tak poczuć.
Nie było potrzeby używać żadnych dodatkowych werbalnych sygnałów, po to by zmusić liska do odejścia na bok. Nawet kiedy ten usłyszał już Makbetowe "akysze" nie przejął się nimi za bardzo - w czasie gdy chłopak podnosił się do zamierzonego pół-siadu, zwierzątko samo z siebie, z pełną gracją i uniesionym wysoko łebkiem, zeskoczyło na bok łóżka i wpatrywało się swoim pyszczkiem w twarz nieszczęsnego uwięzionego chłopaka, gdy ten się podnosił i oceniał swoją sytuację, zwłaszcza przyglądając się swojemu ubraniu, które na pewno nie było tym, jakie miał jeszcze przed pojawienie się w tym miejscu. Cóż, od czegoś trzeba było zacząć, a zajęcie się swoim ubraniem było naturalne - znajdowało się najbliżej chłopaka, właściwie pod jego ręką, a nawet nie tylko. Choć chyba sensowniej byłoby powiedzieć "na", mając na myśli ciało, niż "pod". Mniejsza z tym. Nie takie problemy językowe mieli tutejsi pacjenci.
Krwisto-czerwone oczka wciąż wpatrzone były w Makbeta, niezależnie od tego co ten zamierzał zrobić, a lis najwyraźniej przyzwyczajony był do ludzi, bo kompletnie nie przejmował się zwykłymi ruchami ciała mężczyzny. Po prostu siedział sobie i patrzył, kompletnie zapatrzony w osobę nieszczęsnego chłopaka, patrzył jak żywy wyrzut sumienia, patrzył jak patrzy ktoś kto wie o kimś więcej niźli można by się spodziewać, patrzył jak patrzy wszechwładny władca na niepokornego poddanego. I tylko patrzył. I czekał na kolejny ruch chłopaka.
W pokoju panowała cisza.
Sponsored content
Temat: Re: Szpital psychiatryczny im. Michaela Cherrisha
Poniżej znajdują się buttony for, z którymi obecnie prowadzimy wymianę. W celu nawiązania współpracy zachęca się do odwiedzenia pierw tematu z regulaminem wedle którego wymiany prowadzimy, a następnie do zgłoszenia się w tym temacie. Nasze buttony oraz bannery znajdują się zaś w tym miejscu.
Layout autorstwa Frederici. Forum czerpie z mangi "Fairy Tail" autorstwa Hiro Mashimy oraz kreatywności użytkowników. Wszystkie materiały umieszczone na forum stają się automatycznie własnością jego jak i autorów. Dla poszanowania Naszej pracy uprasza się o nie kopiowanie treści postów oraz kodów bez uprzedniej zgody właścicieli.