I've never seen a decent person among those who say they're going to save the world while forsaking the people around them. Those types of men are always so intoxicated by thier own hollow dreams that they call every little thing in front of them trivial.
Prostokątny plac, który trzeba pokonać, aby dostać się do głównego budynku. Po środku tego terenu znajduje się... kamienny stół. Miejsce składania ofiar? Może... Dodatkowo wejścia na plac strzegą dwie zniszczone rzeźby, przypominające masywnego wojownika i kapłankę, aczkolwiek... Zdają się nie posiadać niektórych elementów. Arena zaś otoczona jest od południa głównym budynkiem, a po bokach mniejszymi, jakby kamiennymi chatkami, nieprzekraczającymi 5x5 metra.
Autor
Wiadomość
Kyouma
Liczba postów : 303
Dołączył/a : 03/04/2015
Skąd : Wałbrzych/Warszawa
Temat: Re: Plac świątynny Pią Paź 23 2015, 12:45
- W takim razie koniec z -sama. - Odrzekł stanowczo i dalej wysłuchiwał się w słowa rogacza. Przez chwilę zastanawiał się, czy gdzieś by nie usiąść, ale ostatecznie stwierdził, że wygodnie mu się tak stoi z kotwicą w świetle księżyca. Poza tym z boku musiało to wyglądać ciekawie. Kiedy już usłyszał prośbę swojego rozmówcy, Kyouma zupełnie tak jak on, zmarszczył brwi i zaczął drapać się w zastanowieniu po podbródku. - Moja historia... no dobrze, w takim razie usiądź wygodnie, podczas kiedy będę opowiadał moją historię. - Powiedział ukazując zapraszający gestem by usiadł, lub zawisł w powietrzu wygodnie, jak mu wygodnie. Następnie odłożył delikatnie kotwicę pod ścianę i z lekkim uśmiechem na ustach zaczął opowiadać, co jakiś czas żywo gestykulując i wczuwając się samemu w moją historię. - Urodziłem się 2 Stycznia x806 roku w Magnolii. Tak, nie przesłyszałeś się. Urodziłem się w przyszłości, ale to wyjaśnię za chwilę. Moją matką jest... i będzie Kamishirosawa Takara, a ojcem Byakuton Torashiro. Obaj są dumnymi i potężnymi magami Fairy Tail. Fairy Tail jest, było i będzie moim domem od zawsze. Wychowałem się tam. Dlatego można domyślić się, że wychowany wśród magów, zawsze chciałem jednym być! Moja rodzina zawsze była dla mnie inspiracją i dlatego ciężko pracował psychicznie i fizycznie by kiedyś być pełnoprawnym członkiem gildii, ale będąc mały nie rozumiałem jeszcze wielu rzeczy. Mama była mistrzynią gildii, a ojciec świętym magiem Fiore. Mimo że byli zajęci zawsze starali się jakoś poświęcić mi czas na różne sposoby. Widać było ich starania. W wieku 10 lat zacząłem pisać bardzo ważny dla mnie pamiętnik. W nim zapisywałem wszystko co dla mnie najważniejsze. I potem stał niezrównaną pamiątką. Mijały lata, a ja dorastałem coraz większy i silniejszy. Niestety bez ojca. W czasie pewnej misji zaginął i nie widziałem go do... w sumie widziałem go tydzień temu, czyli dopiero w tych czasach. Niezwykle się martwiłem i widziałem, jak najpierw wszyscy chcą odnaleźć go, a potem stopniowo zaprzestają poszukiwań. Ale ja nigdy nie przestałem szukać i to stało się moim życiowym celem jak się okazało. W wieku 16, a może 18? Nieważne. Kiedy już dorosłem dowiedziałem się, że nie mam w sobie zbiornika magicznego i nie mogę zostać magiem. Z bólem serca i z nowym celem przy duszy opuściłem gildie wiedziony instynktem mówiącym mi: "On gdzieś tam jest". Chciałem wstąpić do marynarki wojennej. Morze zawsze było czymś co było dla mnie kuszące, a krzepy nigdy mi nie brakowało. Niestety nie dostałem się, więc zostałem rybakiem. Nie trwało to zbyt długo, bo podczas jednego rejsu dopadł nas sztrom. Wszyscy utonęli lub zaginęli... oprócz mnie. Życie uratowała mi ta kotwica, w której jak mnie mam spoczywa dusza Nautiliusa. Dzięki niej dotarłem na ląd i... poczułem jak moja siła nieludzko rośnie, a w środku, jakby mojej duszy wypełnia się pustka. Tak też zyskałem i moją siłę, i magię. Tak, właśnie tak zbiornik magiczny zyskałem dzięki kotwicy. Przez kilka lat podróżowałem po świecie, korzystając z magii i ucząc sie życia maga nim wróciłem do Fairy Tail. Gdy to już uczyniłem zostałem jego oficjalnym członkiem. To były dobre czasy pełne przygód i przeżyć. Chodziłem na liczne misji i wydarzenia wraz z moją rodziną jako towarzysze. Ach... to było coś. Do czasu. Bo pewnego dnia wróciłem do domu, do gildii, ale już jej tam nie było. Zostały tylko ruiny. Prawie wszyscy byli martwi... martwi(mocno akcentuje). Nawet moja mama, która znana była ze swojej potęgi. Ona była na skraju kiedy ją spotkałem. Konała w moich dłoniach. Powiedziała do mnie słowa, które zapamiętam na zawsze nim odeszła. Nigdy nie zapomnę tej chwili(dłuuuga przerwa i powstrzymywanie łez). Zbłąkany, zagubiony nie wiedząc co dalej czynić ze swoim życiem, zdając się tylko na instynkt ruszyłem naprzód. Przed siebie. Podróżowałem tak tygodnie nim dotarłem do gór. Tam też odnalazłem jaskinie w której ktoś ewidentnie mieszkał. Był tam naszyjnik mojego ojca. Kiedy go założyłem, ujrzałem mojego ojca niczym ducha, po czym... pojawiłem sie tutaj. W tych czasach. To był dla mnie szok. Nie wiedziałem co teraz, więc pierwszą rzeczą jaką uczyniłem było pójście do gildii. Następnie Igrzyska Magiczne. I tam ich spotkałem wszystkich. Ojca też. Po igrzyskach postanowiłem z powrotem udać się w samotną podróż. Po tym jak zostałem "tutaj" przyjęty do gildii i zaakceptowany przez moją przeszłą rodzinę, musiałem z powrotem zostać magiem. Bo moja magia zniknęła, choć zbiornik magiczny nie. To tak jakby moja magia też cofnęła się w czasie, do zera. No. I tak to wyglądało w skrócie u mnie, Dziewiąty. Kiedy skończył opowieść westchnął głęboko i usiadł na kamiennym łóżku, bądź ławie. Mocno wczuł sie w opowieść, przytaczając do swojego ciała wiele przykrych wspomnień. Ciekawe co jego rozmówca na to?
Abel
Liczba postów : 1137
Dołączył/a : 09/09/2012
Skąd : Dunno.
Temat: Re: Plac świątynny Sro Lis 04 2015, 02:14
MG
Dziewiąty uważnie obserwował swojego rozmówcę i wyłapywał wszystko, co ten miał do powiedzenia. W momencie, w którym Kyouma na chwilę zwiesił głos, postanowił podlecieć bliżej niego i położyć mu dłoń na ramieniu. Jego oczy przypominały teraz bursztynowe jeziora albo ślepia sarny. W tym drugim znaczeniu można je było odnajdować jak tak samo głębokie i czułe. Gdy Wróżek skończył, rogacz zamyślił się na chwilę i w końcu rzekł: - Nie byłem z tobą do końca szczery, wybacz mi - Tu też na moment umilkł. - Widzisz, znamy się już od dawna, ale ty mogłeś o tym nie wiedzieć. Chciałem, żebyś opowiedział mi tę historię, bo potrzebowałem wiedzieć, kim jesteś według siebie i co cię tak naprawdę ukształtowało. Jeszcze raz przepraszam, że to przed tobą zataiłem. Rogacz znowu zwrócił spojrzenie ku księżycowi. - Hmm, obiecałem, że się odpłacę i tak też uczynię - powiedział, po czym zamyślił się na dłuższy moment. - Pojawiłem się na świecie w dość nieprzyjemnych okolicznościach. Zmarł mój starszy, ale młodszy od pozostałych brat. Nikt nie wiedział, jak to się stało, ale moja matka była prawdziwie załamana. Nie pamiętam wiele z czasu, gdy byłem dzieckiem, chociaż... była jakaś kołysanka, którą śpiewała mi moja mama. Potem długo nie widziałem się z moją rodziną do momentu, aż znalazł mnie mój najstarszy brat i zabrał z powrotem. Myślałem, że życie od teraz będzie łatwiejsze i wszystko się ułoży, tak się jednak nie stało. Najpierw doświadczyły mnie różne wypadki, a potem odkryłem coś, o czym moja matka nie chciała, by ktokolwiek się dowiedział. No i teraz jestem tutaj, razem z tobą. Zapadła cisza, a Dziewiąty zaczął cicho nucić znaną mu kołysankę. Kyouma usłyszał w głowie kobiecy głos. Śpij, mój maleńki, nie lękaj się, sza, smacznie w koszyczku swym śnij. Niech kołysanka prowadzi cię tam, o mamie swej śnij, słodko śnij. Rzeko, o rzeko, łagodnie dziś płyń, jak najtroskliwiej go nieś, by tam gdzieś daleko bez lęku żył, rzeko, daleko go nieś... Głos ucichł. Ucichł również rogacz, wciąż wpatrujący się w księżyc. Teraz wyglądał, jakby naprawdę był bardzo samotny.
Kyouma
Liczba postów : 303
Dołączył/a : 03/04/2015
Skąd : Wałbrzych/Warszawa
Temat: Re: Plac świątynny Sro Lis 11 2015, 14:57
Znamy się od dawna... tak powiedział. Powiedział, że od dawna, a jakkolwiek Kyouma się starał nie był w stanie sobie tego przypomnieć. Czyżby... czyżby on go szpiegował? Niczym ten nieprawdopodobnie niebezpieczny stalker o imieniu [CENZURA]? Nie... to chyba nie było to. Raczej on go obserwował. Z ukrycia. To wydawało mu się logiczniejsze, ale wciąż mu nie pasowało. No bo... miał naprawdę dziwne wrażenie, że on jakoś zawsze gdzieś mentalnie był. Raz bliżej raz dalej. To tym bardziej wzmacniało myśli o boskiej istocie Dziewiątego. Jednakże jego prezencja i atmosfera zaczęły się gwałtownie zmieniać. Spoważniał i otworzył się. W tej chwili wydawał się bardziej ludzki niż mógłby kiedykolwiek przypuszczać. Było mu go szkoda. Przejawiał przez siebie smutek, może nawet bliskie to było rozpaczy. Cierpiał i nie wiedział co może na to poradzić. Jego dłonie zacisnęły się w pięści z całej siły. Nie zgadzał się na to. Jakim prawem ktoś pozwolił, by jego życie tak się potoczyło!? Dlaczego nie mógł opanować swojego losu, złapać go, wygiąć mu kręgosłup i ruszyć dalej, tak jak on sam chciał? Może nie mógł... jeśli tak to tym bardziej się na to nie zgadzał! Miało tak nie być, bo on tak mówi, a żelazna logika nie zawodzi! Po chwili usłyszał śpiew. Kobieta, jak stwierdził fachowo, śpiewała kołysankę. Miłą, przyjemną dla ucha. Jednakże patrząc się na swojego rozmówce, olbrzym nie mógł cieszyć się z przyjemnych rymów i dźwięków jakie słyszał. Samotność, coś z czym żył przez większość życia, wymaga hartu ducha i ogromnej determinacji. Ale nawet on miał kogokolwiek kto mógł okazać się dla niego bliskim. Dziewiąty nie. On Się zatracał. W pustce samotności. On też kiedyś był tego bliski. Pustka samotności jest jak mały pokój. z którego nie wychodzi się bez pomocy z zewnątrz. Drzwi otwierają się tylko tym z zewnątrz. On wiele razy był już w progu drzwi do tego pokoju, ale nie poddał się. Dziewiąty za to był tam. Otoczy tylko przez przestwór samego siebie. Sam. Ręce czarnowłosego uniosły się w górę. Mimo, że miał na sobie bluzę, bez problemu widać było napięcie i drżenie jego potężnych mięśni. Jego głowa opadła nieco w dół, wyrażając jedynie wściekłość i natychmiastową potrzebę działania. Gwałtowne szarpnięcie ścięgien i ramiona opadły z całej siły w dół porządnie niszcząc łóżko na którym siedział, wstając jednocześnie na równe nogi, korzystając z impetu uderzenia. - Nie. Było to słowo, które w danej chwili wyrażało naprawdę wiele. To nie było tak, że zaprzeczył słowom rogacza, jak mogło by się wydawać. On zaprzeczył obecnemu stanowi rzeczy, zaprzeczył samotności. Zaprzeczył wszystkim niesprawiedliwością jakie napotkały jego... - Przyjaciel. Tak długo jak posiadasz przyjaciela nie będziesz samotny, a ja nim będę. I nie pozwolę Ci wrócić do tego pokoju. Obiecuje. - Powiedział pewny siebie i pewny swoich podglądów. Jego ręka spoczywała na ramieniu Dziewiątego. Patrzył się mu prosto w oczy.
Abel
Liczba postów : 1137
Dołączył/a : 09/09/2012
Skąd : Dunno.
Temat: Re: Plac świątynny Sro Lis 11 2015, 17:56
MG
Dziewiąty zdziwił się nieco słowami Kyoumy. Choć może nie powinien? Przecież rozumiał, że chłopak może się właśnie tak zachować. Nie różniło ich w końcu tak wiele. Rogacz uśmiechnął się ciepło do towarzysza, po czym odpowiedział: - To mogłoby być pewne rozwiązanie - uznał, lecz po chwili dodał - gdyby nie fakt, że nie chciałbym cię w ten sposób ranić. Trzeba w końcu dbać o przyjaciół. Ja nie będę już niedługo w stanie. Patrzył jeszcze przez dłuższą chwilę na Byakutona, po czym przeniósł się, lewitując, w jakieś inne miejsce. - No nic. Żebyś dostał to, czego chcesz, będziesz musiał się skupić i użyć wszystkiego, co masz, żeby wygrać. Przeciwko mnie i przeciwko samemu sobie - odparł. Uniósł lewy rękaw koszuli, ukazując spory, czarny ślad. - Chodź, dotknij go. W oczach Dziewiątego pojawiła się jakaś niepewność, ale jego słowa brzmiały pewnie, jakby nie miał absolutnie żadnych wątpliwości co do swojego postępowania. To była jedyna droga. Prawda?
Kyouma
Liczba postów : 303
Dołączył/a : 03/04/2015
Skąd : Wałbrzych/Warszawa
Temat: Re: Plac świątynny Sro Lis 11 2015, 19:12
- To nie jest pomysł. Od dziś jesteś moim przyjacielem i bez względu na to co powiesz, nie zmienisz tego. - Odparował chłopak, obserwując zachowania i słuchając co ma do powiedzenia rogacz. Nie do końca pojmował o czym on mówił. Słyszał go, ale nie mógł uwierzyć do końca w jego słowa. Miał walczyć z nim? Miał walczyć ze sobą? Widział u niego zawahanie i strach. Nie chciał by tak odczuwał emocje. Chciał by był szczęśliwy. To powinien realizować prawdziwy przyjaciel. - Nie chce cię zranić Dziewiąty... ale zaufam Ci. Bo jesteś moim przyjacielem. - Rzekł do niego uśmiechając się na tyle pokrzepiająco ile potrafił w tym nastroju, a nastrój stawał się coraz bardziej smutny. Przystąpił dwa ciężkie kroki naprzód i dotknął czarnej plamy. Miał złe przeczucia, ale... ale wierzył w rogacza. Całym sercem.
Abel
Liczba postów : 1137
Dołączył/a : 09/09/2012
Skąd : Dunno.
Temat: Re: Plac świątynny Sro Lis 11 2015, 19:48
MG
[SOUNDTRACK] Pokonać samego siebie. To z pewnością nie mogło być łatwe zadanie. Dziewiąty uśmiechnął się jedynie ciepło, słysząc te słowa. Kyouma dotknął czarnego znamienia i poczuł, jakby coś łapały go za dłoń. - Nie bój się, otwórz usta... - mówił rogacz, zdobywając się jedynie na obojętny ton. - Będziesz walczył w środku, jeśli chcesz osiągnąć to, po co tu przyszedłeś. Z ramienia wydobył się czarny duch, wyglądał kompletnie jak cień. Wdarł się do ust Kyoumy i chłopak stwierdził, że nie czuje już nic. Wybacz. Kiedy otworzył oczy, widział przed sobą rozległą pustynię z czarnym piaskiem, który jedynie cudem odbijał się od całkowicie czarnego nieba. On sam był czarny, ale wyglądał niczym płomień, mógł więc rozpoznać siebie od piachu i nieba nad swoją głową. Kiedy szedł, zostawiał za sobą srebrne ślady. W dali dojrzał obóz złożony z czarnych namiotów. Po środku obozowiska płonęło spore ognisko - ogień był srebrny, zupełnie jak odbicia stóp na piachu. Coś usilnie pchało Kyoumę w tamtą stronę. Sam nie rozumiał, czemu. Po prostu stopy niosły go same, a głowa mówiła, że tam właśnie powinien się zjawić. Im bliżej znajdował się obozowiska, tym wyraźniej mógł zobaczyć sylwetki podobne do jego własnej, które tańczyły wokół ognia. Słyszał też ich jednostajny śpiew i grzmiące bębny. Tańczyli wciąż to samo, chwytając w ręce piach, podrzucając go do góry i klaszcząc. Obracali się w rytm, podskakiwali, wszystko tak samo, jednostajnie i rytmicznie. Coś kazało mu dojść tam jak najszybciej i dołączyć do tego powtarzalnego tańca. W momencie, w którym nogi przywiodły go do obozowiska, wpuszczono go do kręgu, a on sam wiedział już, co ma robić. Ile czasu minęło? Sekunda? Minuta? Godzina? Miesiąc? Rok? Trudno było mu to określić. Pieśni nie trudno było się nauczyć, choć nie rozumiał jej słów, zdawało mu się, że podobnie jak kroki, zna ją od zawsze, jakby po prostu się z tym urodził. Walcz. Usłyszał nagle w głowie znajomy głos. Zauważył jakiś ruch w kręgu. Pojawiła się nowa osoba. Czy ją znał? Wyglądała jak każdy inny z kręgu, ale zdawało mu się, że ją znał. Kto to mógł być? Z drugiej strony ciekawość w końcu zastąpiła totalna obojętność, zupełnie tak, jak wcześniej. Mógł po prostu tańczyć dalej albo... Walcz. Głos zdawał się być coraz bardziej rozpaczliwy, ale uczucie obojętności zwyciężało w głowie Kyoumy. Kim właściwie się stał?
Stan: totalna obojętność na wszystko, chce się tylko tańczyć i śpiewać tę pieśń (btw, to jedyna rzecz, którą Kyouma może wymówić), problemy z przedostaniem się do swoich normalnych myśli i ze sprzeciwem wobec tego, co się wokół dzieje.
Kyouma
Liczba postów : 303
Dołączył/a : 03/04/2015
Skąd : Wałbrzych/Warszawa
Temat: Re: Plac świątynny Pią Sty 01 2016, 17:42
Istnieje? Czy tak można to nazwać? Czy wolno mu cokolwiek nazywać, skoro zachwiano jego perspektywą istnienia? Spoglądając na obecny świat i na to czym był, bardziej egzystował niż istniał. W świecie przepełnionym ciemnością, był srebrem, rozświetlającym mrok. Czemu srebro? Któż to wie... Posuwał się do przodu z każdym krokiem oznaczając swoją drogą ścieżką srebra. Ujrzał ognisko wraz z innymi mu podobnymi. Płomień wyglądał niczym źródło srebra. Wszyscy wokół niego tańczyli, śpiewali niemalże czcząc go, jakby był źródłem egzystencji, sensem wszystkiego. Zbliżył się do nich.
Ile czasu minęło? Czy czas w ogóle przemijał? Nie obchodzi mnie to... Taniec wraz z innymi sprawiał mu tyle radości. Z naszych nie istniejących ust wydobywały się słowa pieśni, pieśni, która była dla nas wszystkim. Czym była ta pieśń? O czym śpiewaliśmy? Nie obchodzi mnie to... W jakim celu tu przybyłem? Otaczał mnie jedynie mrok. Mnie i moich braci. Wszyscy jesteśmy jego częścią, a ona chciała nas pochłonąć bez reszty. Ognisko. Ono sprawiało, że nie pochłonęło nas. Dlaczego? Nie obchodzi mnie to... Pamięć... co on pamiętał? Nie pamiętał. Pamięć nie istniała. Istniało ognisko, istniała pieśń, istniał taniec, istniał piasek, istniało niebo. A my? Czy też istnieliśmy? Czy może egzystujemy? Nie obchodzi mnie to... Przecież kimś był. Wiedział to, wiedział, że czymś był. Świat... inny. Jaki? Nie pamiętał. Myśl! Coś tam było, na pewno! Było inne niebo, tak? Chyba tak, ale czy istniało inne niż te? Może kolor, albo... Nie obchodzi mnie to...huh? Głos. Nie pieśń. Jak to? Dlaczego?! Dlaczego istniały inne słowa niż słowa pieśni?! Kto śmiał wytworzyć inny dźwięk!? Nie chce wiedzieć... Kolejny z braci? Czyżby pojawił się kolejny? Nie wiedział. Nie wiedział ile było wcześniej. Ale chyba jest nowy. Nowy? Jak to? To nie ma sensu. Nie ważne, ważna była pieśń. Ważny był taniec. Nic innego się nie... Walcz! Ból! Nie miłosierny ból! Kolejny raz usłyszał to złowieszcze słowo, nienależące do pieśni. Jego egzystencja przejawiła się bólem. Nie chciał bólu, nie chciał słyszeć dalej tego strasznego, zbereźnego, niewymownie obrzydliwego słowa! Nie zgadzał się! Tylko pieśń! Pieśń była celem egzystencji, była wszystkim! WAlcz! Dlaczego...DLACZEGO!? Przestań istnieć słowie, przepadnij, nie przepełniaj mnie cierpieniem. Czemu brzmisz tak boleśnie, czemu twoje znaczenie pozbawia mnie istnienia z braćmi! Zaprzestań! WALcz! "Arbamiyode'a Arbaaniyode'a Arbaimahot Shloshaavot Shneiluchothabrit Echa... WALCz! Przestań błagam! Nie pozbawiaj mnie wiekuistego szczęścia! Na wszystkie siły płomienia, ogniska, pieśni, tańca, piasku, czarnego nieba i srebra nakazuje Ci przestań! Już! Nie...Nie! NIE! NIEEEEEE!!!! WALCZ! ... ... .....Dziewiąty?
Oczy płomiennej istoty wokół ogniska otworzyły, zdając sobie sprawę ze swego bytu. Jestem... Kyouma. Kyouma z Fairy Tail! Tak, to było jego imię. Pamięć. Miał ją! Odzyskał ją! Pamiętał niebieskie niebo... góry... rodzinę i ruiny do których przybył. Poznał tam przyjaciela, bliskiego przyjaciela, który... Zaraz! On tu przybył z jego powodu. Dlaczego? Zaraz, zaraz sobie przypomnę. Jak to było? Ach, pamięć szwankuje i wszystko jest taki oporne. Ale nie może się poddać! No tak, ma on zyskać magię! Ale tutaj? W tym miejscu? Co to za magia? To nie istotne teraz, Kyouma. Istotnym jest by walczyć, tak jak Dziewiąty kazał! Dalej! Dasz radę, w końcu jesteś z Fairy Tail! Ku przekorze wszelkim uczuciom, ku przekorze obojętnym nastrojom, on, Kyouma Byakuton zamierzał się zatrzymać! Tak! Ku potędze swojej nieposkromionej siły mięśni, ale też przyjaźni! Zatrzyma się na Saa!
Abel
Liczba postów : 1137
Dołączył/a : 09/09/2012
Skąd : Dunno.
Temat: Re: Plac świątynny Sob Sty 23 2016, 03:29
MG
Pozbycie się grającej w uszach muzyki nie było łatwe tak samo, jak przełamanie uczucia obojętności, które przysłaniało większą część świata. Przez bardzo, bardzo długi czas Kyouma odczuwał brak przynależności do swojego ciała, nie potrafiłby również określić swojej tożsamości. Walka z tak silnym przeciwnikiem, jak coś, co odbiera ci samego siebie jest chyba walką nawet trudniejszą od tej samego ze sobą. Tu po prostu momentalnie przestajesz istnieć, a zastępuje cię bezmyślna masa, która jest po prostu... nikim. W przełamywaniu uporu pomógł tu jednak głos z zewnątrz. Śpiewy w głowie trwały dalej, a nieprzebrana chęć powrócenia do tańca i całej grupy wciąż uparcie dzwoniła w głowie Kyoumy. Dodatkowo uświadomienie sobie, kim się było, także nie należało do najprostszych zadań i musiało minąć kilka "Walcz", by młody Byakuton zorientował się, że jest sobą. Że żyje. Że ma świadomość, której przecież mógł być całkowicie pozbawiony. Zamiast mechanicznego odśpiewywania wersów, pojawiła się myśl. Istniejesz. Jesteś. Walcz! Znany mu cień zyskał twarz. To była Kirino. Była tak samo czarna, jak wszystkie zgromadzone tu cienie, jednakże sylwetka i twarz wskazywały jasne właśnie na nią. Wydawała się być ogromnie zagubiona, ale jedynie przez moment. Moment, w którym wbiegła do koło i rozpoczęła szalony taniec. Dokładnie te same ruchy, wszystko dokładnie tak samo. Usłyszał w głowie rozpaczliwe Walcz o nią. Dziewczyna zdawała się w ogóle nie reagować na jakiekolwiek wołanie. Pomogę ci, ale walcz o nią. Głos słabł, a potem zmieniał barwę. Brzmiało to zupełnie tak, jakby należał do coraz starszego człowieka. Łagodną nutę zastąpiły niższe tony, nieco chrapliwe. Ręka. Złap ją za rękę.
Stan: wciąż trzeba walczyć z obojętnością, Kyouma nie może wymówić żadnego słowa, a jeśli wróci do śpiewania pieśni, to pewnie nie skończy się to dla niego zbyt dobrze.
Kyouma
Liczba postów : 303
Dołączył/a : 03/04/2015
Skąd : Wałbrzych/Warszawa
Temat: Re: Plac świątynny Pon Mar 07 2016, 12:13
Niech to szlag. Walka z samym sobą to dopiero wyzwanie. Mimo iż coś chce, to tego nie chce. Mimo iż czegoś nie chce, to automatycznie mnie do tego ciągnie. Takiej walki nigdy olbrzym nie odbył i z pewnością musiał stwierdzić, że ta była najtrudniejszą walką z jaką przyszło mu się zmierzyć. Jego ciało, a nawet jego umysł wymykały mu się z pod kontroli za sprawą pieśni. Nie! Nie może nawet o niej myśleć, nie może nawet spróbować odezwać się słowem. Jeśli zacznie znów śpiewać, to będzie koniec. Nie wiadomym będzie, czy kiedykolwiek się z powrotem z tego wyrwie czy będzie w stanie zapamiętać kim jest. Musiał wytrzymać, nie mógł się dać tak łatwo! Dziewiąty gdzieś tam był i liczył na niego. Nie mógł go zawieść, tak samo jak nie mógł zawieść siebie.
Niespodziewanie jeden z cieni zdawał się przemienić w Kirino. To z pewnością była jej twarz, jej sylwetka. ~Do diaska! Kirino, co ty tu robisz?! ~ Słyszał ciągle głos Dziewiątego w głowie i gdyby nie on, to już dawno by się zapomniał kim jest, mimo, że się starał. Mówił, bym jej pomógł. Oczywiście, że jej pomogę? Za kogo mnie masz, bym nie ratował mojego Nakamy? Uratuje ją i siebie, a wówczas wszystko będzie dobrze. Tak też się stanie! Tylko... jak miał jej pomóc? Głos Dziewiątego zaczął się zmieniać. Stawał się jakby coraz starszy. To było przerażające. Czyżby słabł? Oby nie. Jego głos był jedyną podporą na jakiej mógł sie oprzeć w tej beznadziejnej sytuacji. Ale... jeżeli to prawda? Jeżeli rzeczywiście słabł? Wtedy oznaczało to, że nie zostało mu wiele czasu. O NIE! TYLKO NIE TO! Trzeba się pośpieszyć.
Kyouma z trudem zmuszał swoje "mięśnie" do wysiłku, sprawdzając czy może się nimi normalnie posługiwać. Następnie naprężając całą swoją wole starał się wyrwać z tego kręgu, przesuwając się w stronę Kirino. Starał się wyciągnąć swoją rękę do przodu i złapać jej dłoń, najmocniej jak umiał. Jeżeli by mu się to udało, zrobiłby wszystko by odciągnąć siebie i ją od ogniska. Nie możemy tu być, nie możemy! Tak bardzo mi ciężko... chce znów zaśpiewać... NIE! NIE możesz! Odejdź stąd! Ale tak będzie łatwiej. Nie mam siły się opierać... Idioto! Siła to twoje drugie imię, więc wywalaj stąd w try miga!
Jakkolwiek by burzliwa jego wewnętrzna walka by nie była, miał zamiar się przebić swoją wolą w czyn i uratować siebie oraz ją. Tak też uczyni. Musi.
Abel
Liczba postów : 1137
Dołączył/a : 09/09/2012
Skąd : Dunno.
Temat: Re: Plac świątynny Sro Mar 23 2016, 14:43
MG
Potężny chwyt sprawił, że ta dziwna, duchowa wersja Kirino stała się jakby wyraźniejsza. Chyba przez moment nie rozumiała, co się działo. Stała i patrzyła na Kyoumę, który zdawał się być teraz o wiele niższy niż normalnie. Mamo, chodźmy do domu. Głos Dziewiątego odbijał się echem w głowie naszego bohatera. Mamo, chodźmy do domu. Zdawało się, że usta Kyoumy same się otwierają i wypowiadają to zdanie. Słyszał teraz głos dziecka. Po chwili jednak trzymana dłoń się zmieniła, a on sam wyrósł na jakieś... ojej, sporo centymetrów, choć czuł, że wciąż jest niższy nieco od siebie samego. Nie zostawiaj nas tu. Ponownie w głowie Kyoumy rozbrzmiał głos Dziewiątego. Kiedy powtórzył tę kwestię drugi raz, z większym naciskiem, usta Wróżki same ją wypowiedziały, jakby drżąc. Dłoń Kirino wysunęła się jednak z uścisku Byakutona. Widocznie dziewczyna pragnęła powrócić do kręgu. Szybko, złap ją! To działo się samo. Kyouma miał wrażenie, jakby Dziewiąty w jakiś dziwny sposób kierował jego ciałem. Wracaj. Tym razem wystarczył silny i zdecydowany głos rogacza, żeby słowa popłynęły z ust Kyoumy. Mimo tego Kirino strząsnęła dłoń i wróciła do korowodu. Czas uciekał, a Byakuton miał wrażenie, że Dziewiąty słabnie z każdą sekundą, choć na dobrą sprawę trudno było mu ocenić upływ czasu. Im słabszy jednak stawał się jego towarzysz w głowie, tym bardziej ciągnęło go do powrotu ku ognisku. W pewnym momencie kontakt kompletnie się urwał, a Kyouma czuł, że stracił całe oparcie. Jedynym, co go przyciągało, była muzyka i ognisko. Coraz trudniej było z tym walczyć. Huk. To nie był łomot bębnów. Kolejny huk. Kyouma mógł zdać sobie sprawę, że dźwięki dochodzą z nieba. A raczej sklepienia, bo trudno było to nazwać niebem. Wtedy rozległ się potężny wrzask, a w sklepieniu powstała spora dziura. Ogień i ślady stóp stały się czarne, zaś wszystko, co wcześniej odznaczało się kompletnym brakiem koloru zmieniło się w żywe srebro. Wszyscy patrzyli na wyłom, muzyka ustała. Świat wokół zaczął się rozpadać, a Kyouma wraz z nim.
Byakuton otworzył oczy. Trzymał zaciśnięte dłonie na szyi Dziewiątego, który zdawał się już nie kontaktować. Wcześniej był blady, teraz jednak na jego twarz wstąpiła siny odcień. Dłonie leżały jeszcze oparte na łokciach Kyoumy, a na twarzy gościł słabiuteńki uśmiech.
Stan: bardzo zmęczony
Frederica
Wytrwała Pierepałka
Liczba postów : 2947
Dołączył/a : 14/02/2014
Temat: Re: Plac świątynny Pon Maj 09 2016, 17:18
MG
Dziewiąty nagle rozpłynął się w powietrzu, zaś Kyouma został sam na placu. Tak całkiem sam bez jakichkolwiek wskazówek, co dalej. Co z Dziewiątym? Co z tamtymi dziwnymi obrazami? Co z muzyką? Co z Kirino? A no nie wiedział. Nie miał pojęcia. Gdzieś w oddali mógł zauważyć kobietę zamiatającą plac i nie zwracającą większej uwagi na chłopaka. Ostatecznie tez i ona zniknęła niedługo po tym, a Kyouma mógł ruszyć zająć się innymi rzeczami.
To ten, możesz zrobić z\t i wedle woli Maczka dopisać 70pd. //Edit bo ty ponoć jakoś magie miałeś z tego mieć, nie? Napisz na gg to się to ogarnie no i ty chyba tutaj jakoś większość maczkowej fabuły miałeś za sobą @@ To ten, daj znać jak będziesz na gg
Poniżej znajdują się buttony for, z którymi obecnie prowadzimy wymianę. W celu nawiązania współpracy zachęca się do odwiedzenia pierw tematu z regulaminem wedle którego wymiany prowadzimy, a następnie do zgłoszenia się w tym temacie. Nasze buttony oraz bannery znajdują się zaś w tym miejscu.
Layout autorstwa Frederici. Forum czerpie z mangi "Fairy Tail" autorstwa Hiro Mashimy oraz kreatywności użytkowników. Wszystkie materiały umieszczone na forum stają się automatycznie własnością jego jak i autorów. Dla poszanowania Naszej pracy uprasza się o nie kopiowanie treści postów oraz kodów bez uprzedniej zgody właścicieli.