Szpital

First topic message reminder :

MG:

Laen był w śpiączce. Ile czasu minęło? Nie wiedział. Nie miał świadomości by była ona zaprzątnięta takimi rozmyślaniami. Po prostu sobie leżał. Po jakimś czasie jego ciało zaczęło dawać znaki. Po prostu jego ręka drgnęła. Dokładniej to dłoń, a jeszcze bardziej uściślając - mały palec prawej dłoni. Raz. I potem długo... długo nic.

Potem nastąpiło drgnięcie lewej powieki. A mag prędkości odzyskiwał powoli świadomość. Gdy otworzył oko, dostrzegł nad sobą jakąś kobietę. Delikatna, niemalże wątła z wyglądu o jasnoniebieskich włosach. Ze skupieniem spoglądała na ciało maga, najwyraźniej używając jakiejś magii.
-Obudziłeś się? - spytała spokojnie, acz bez większych emocji. Była ubrana elegancko. Zupełnie nie jak lekarz. -Jesteś najemnikiem i zająłeś miejsce w szpitalu publicznym obcego kraju. Jesteś świadom tego, że w wyniku tych działań, musisz opłacić swój pobyt tutaj, prawda? - poinformowała go spokojnie, po czym dodała -Normalnie pewnie nie opłacilibyśmy twoich usług najemniczych, ale możesz odwdzięczyć się przysługą. Zlecenie, równoznaczne z opłatą za pobyt w publicznym szpitalu obcego kraju. - poinformowała go spokojnie, czekając na reakcję. Niestety... jego stan nadal nie pozwalał Magowi Prędkości na jakikolwiek większy ruch. A to był już problem.

Słysząc, że mógłby się zatrudnić jako ochroniarz kiwnął parę razy głową. Zdecydowanie wolał tą opcję, chociaż pewnie da mu ona mniej swoboda. Zawsze mógł zabić kupców których miał ochraniać... ale to także nie było zapewnienie większej wolności, więc krwistiooki planował się od tego powstrzymać.
- Dzięki za słownik. Będę miał co robić w trakcie podróży, gdy skończę rozmyślać nad planem w pełni. - powiedział do kobiety. W końcu, w pewnym sensie, dosłownie ratowała ona mu życie? A może dawała szansę na odwdzięczenie się? Kto wie. Nie obchodziło do szermierza, dlatego nie rozmyślał nad tym zbytnio.
- Khalaman brzmi dobrze, jak dla mnie. Macie stąd jakiś transport do tamtego miejsca, czy sam powinienem nim się zająć? - dopytał, ustawiając swój cel podróży. Khalaman brzmiało jak jego rodzinne strony. No prawie. Tam gdzie się wychował nie było handlu. No, i zamek był mniejszy od miasta. Mimo wszystko, podobne klimaty.
- Tak swoją drogą, czy w Midi i Dessertio jest wielu magów? Czy powinienem raczej się spodziewać zwykłych ludzi wytrenowanych w boju? - zapytał, bardziej z ciekawości. Ta druga opcja pewnie byłaby prostsza. Łatwiej skontrować czyjeś umiejętności, niż nieznaną mu magię.

Kobieta spokojnie słuchała słów Laena. Jej zadaniem było mu pomóc. A jego zadaniem, zadać cios Midi i przechylić szalę wojny poza frontem. Na pytanie o transport odpowiedziała:
-Udaj się wzdłuż Kuiny. Nie opłaca się płynąć rzeką, ma zbyt wiele zakrętów. Jest wiele transportów i karawan z Erendel do Isen. Stamtąd powinieneś z łatwością załapać transport do Khalaman. Cała ta podróż zajmie pewnie około tygodnia do 10 dni. Włącznie z dotarciem do Midi. Zostanie ci trochę ponad trzy tygodnie na wykonanie zadania. - poinstruowała go, jednocześnie pokazując w jaki sposób najwygodniej dostać się do Khalaman. Na pytanie o magów westchnęła. -W Dessertio zdarzają się magowie, jednak nie ma tam tak rozbudowanego systemu gildii jak w Fiore czy Bosco, ale są. Co do Midi trudno mi powiedzieć, pewnie magowie się znajdą. Tym bardziej wśród niewolników. Jednak nie wiemy jak wielu. - niestety, Minstrel z Midi nie należą do najszczęśliwszych krajów darzących siebie wielką sympatią i udzielającymi sobie nawzajem własnej wiedzy.

Kiedy kobieta mówiła Laenowi drogą jaką ma przebyć, ten starał się ją jak najlepiej zapamiętać. Trzy tygodnie na wykonanie zadania brzmiały dobrze. Chłopak myślał że grafik będzie tak napięty, że w ciągu trzech dni będzie musiał wykonać to zadanie. Na ten moment, brzmiało to lepiej niż planował. W końcu, dopóki nie zaatakuje portów, tak długo będzie tylko gościem w Midi. A takiego chyba nie zabiją od razu, nawet jak będzie miał broń. Na informację o magach kiwnął tylko głową. Czyli mógł się ich spodziewać, ale mniej zorganizowanych. Dobre jest i to.
- Dziękuję za informacje. Z pewnością się przydadzą. - powiedział kobiecie, i nie mając więcej pytań, opuścił pokój. A następnie zamierzał opuścić budynek, i z zgodnie z radami kobiety, dostać się do Khalaman. Czeka go dłuuuga podróż, na to wyglądało. Może nawet coś dorobi jako ochroniarz karawany. W końcu jakiś tam dług musiał spłacić.

Laen posiadając komplet potrzebnych mu informacji mógł udać się wreszcie w podróż. A ta go czekała. Nie ma co ukrywać. Szybko znalazł drogę do karawan i transportów, choć większość osób mówiła w Sinya. Widział jednak ceny. 6000 Sieb kosztował transport do Isen. Może w karawanach mógłby się nająć. Tylko z tego co widział, to raczej najmowali osoby z kuszami, łukami, a jak już był ktoś w zwarciu to rosły chłop dwa na dwa z toporem dwuręcznym. Ach, problemy, problemy.

Krwistooki szczerze powiedziawszy nie widział problemu z ceną transportu. Nie było to tak wiele jak na jego oko. Był w stanie poświęcić trochę ponad 1000 kryształów na to, by dostać się do swojego celu. Spróbował w takim wypadku znaleźć karawanę, która zabrałby go do Isen. No, i przyjmowałaby klejnoty. Niektórzy może tylko te... Sieb'y przyjmowali. Wątpił, biorąc pod uwagę że są to handlarze, ale nigdy nie wiadomo. Dopiero jeżeli to by nie zadziałało, spróbowałby poszukać na miejscu jakiejś karawany, której właściciel potrafił posługiwać się w wspólnej mowie. I zmierzał do jego celu. I złożyły ofertę ochrony karawany, bo innego wyjścia pewnie nie było w takim wypadku.
- Oferuję ochronę karawany za transport do Isen. Jeżeli chcesz, możesz przetestować moje umiejętności. - powiedziałby tak prosto, osobie która by go zrozumiała i byłaby w stanie załatwić mu miejsce na karawanie. Co za różnica czy będzie spokojnie siedział i czytał książeczkę, czy będzie rozlewać krew wrogów. Poza taką, że to drugie fajniejsze.

Transporty niekiedy nie gadały we Wspólnym (acz była to naprawdę rzadkość), ale znacznie mniej przyjmowało Fioryjską walutę. Mimo wszystko, był to transport wewnątrzkrajowy, nie potrzebna im tam była obca waluta. Ale koniec końców znalazł jakiś transport. Po uiszczeniu opłaty, w przeciągu dwóch godzin ruszyli w podróż. Szybko przekonał się czemu podróż rzeką była nieopłacalna. Zachowywała się, jakby jakieś dziecko wzięło kredkę i zaczęło nią bazgrać po mapie, tworząc jednocześnie jej koryto. W lewo, w prawo, pętla, spiralka. Taka dziwna, zakręcona ta rzeka. Często nawet po prostu była seria kilkunastu, jak nie kilkudziesięciu mostów, przez kilka różnych zakrętów Kuiny. No porypana ta rzeka. Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Przynajmniej powietrze było niezwykle rześkie, wilgotne, ale przyjemne, lekko chłodne, przez co nie dało się odczuć tak wielkiego upału, które mogło generować wysoko znajdujące się słońce. Podróż byłaby przyjemna, z pięknym, górzystym krajobrazem dla widoku. Nic, tylko się cieszyć, prawda? A mimo to, wciąż było tu kilkunastu strażników karawany z ciężkimi kuszami, którzy uważnie rozglądali się na boki, w niebo, oraz nieufnie spoglądali na góry.

Laen: -1023

Nawet udało mu się znaleźć odpowiednią osobę, która byłaby w stanie załatwić mu transport. Szczęście mu póki co sprzyjało, a to był z pewnością dobry znak. Patrząc na rzekę, zastanawiał się czy czasem ktoś potężny nie bawił się tutaj. Według niego, ciężko byłoby znaleźć tak dobrze wykonane wzroki rzeczne. Starał się jednak zbyt bardzo nad tym nie rozmyślać. Były to zbędne rzeczy w jego profesji. Widząc jednak zachowanie strażników, zaczął się zastanawiać czy czasem nie spodziewali się ataku. Nie pamiętał czy był to częste rzeczy w tych terenach. Pytał w ogóle o to? Nie wiedział. Z tego powodu jednak, trzymał jedną rękę na swoim zaufanym SR, a drugą wyciągnął słownik który dostał. Trzeba było jak najlepiej wykorzystać czas. A szansa na dogadanie się z "wrogami" była czymś czego nie mógł zaprzepaścić. Niestety, nie mógł tym razem po prostu wbiec to miasta i zrobić sieczki. Nie był na tyle silny, jak to już parę razy zauważył... nadal wolał słuchać instynktu, który kazał mu uważać podczas podróży. Spodziewał się bandytów z gór, patrząc na to gdzie patrzyli kusznicy. Póki jednak nic nie było złowrogiego widać, zajął się czytaniem słownika i opanowywaniem podstaw do dogadania się.

W podróży za bardzo nie przeszkadzano Laenowi. Podłapał kilka pierwszych zwrotów, może nawet potrafiłby się przywitać, przedstawić i pożegnać w Midi, tak by go zrozumieli. Mało też osób mu przeszkadzało. Może dlatego, że widząc jaki miał słownik w dłoniach traktowali go jak trędowatego? Wszak nikt tu nie lubił tego kraju. Gdyby się rozglądał dojrzałby całkiem przyjemne krajobrazy. Góry, lasy, rzeka. Choć na urwiskach coś się ruszało. Może kozice? Jednak kusznicy byli niezbyt usatysfakcjonowani tym widokiem. Choć... czy właśnie widział jakąś latającą jaszczurkę z... skrzydłami? I to z takiego dystansu. Mała więc raczej nie była, a i strażnicy ją dostrzegli będąc nieusatysfakcjonowani tym widokiem. Może nawet delikatny pomruk dało się słyszeć od strony góry.

Chłopak starał się w spokoju podłapać parę rzeczy na temat języka panującego w miejscu do którego zmierzał, ale zachowanie kuszników nie pozwalało mu się tak dobrze na tym skupić jakby chciał. Wiedział że taką mają pracę, ale bardziej chyba nie dało się pokazać że są czymś zdenerwowani. Krwistooki czytał słownik i nawet to widział, więc musieli być niezbyt mądrzy. Laen zauważył tą jaszczurkę ze skrzydłami, która latała. A przynajmniej tak to coś wyglądało. W tym samym momencie stwierdził jedną rzecz. Chciałby taką oswoić i używać jej jako transportu. Lepszego normalnie by nie znalazł. Na ten moment nie znał się na tych rzeczach, ani nie miał czasu by zdobyć takiego zwierzaczka. Wszystko jednak z czasem... jeszcze kiedyś zdobędzie takiego familiara. W końcu, jeżeli chce zostać władcą piekieł to musi mieć jakieś zwierzątko typu cerberus. Zatrzymał jednak te myśli i dalej trzymał jedną rękę na swoim ostrzu, a w drugiej słownik. Jednym okiem czytał jakieś słówka by się dogadać, a drugim zerkał co jakiś czas na zewnątrz. Obawiał się, że zaraz tutaj nadleci jakaś bomba i bardzo go rozzłości.

Nie mogąc w pełni skupić się na nauce języka, co chwila rozglądając się poza transport. Z tego co wywnioskował, właśnie ta latająca jaszczurka tak denerwowała kuszników. Najwidoczniej nie było to nic pozytywnego. A co dopiero mówić o udomowieniu. Mimo wszystko ta była w oddali. Strach pomyśleć co by było, gdyby była bliżej. Mimo wszystko powoli oddalali się od gór, a Laen mógł widzieć, że wraz z upływem czasu, kusznicy coraz bardziej się relaksowali. Chyba tylko początek podroży był najbardziej stresujący, dalsza podróż zapowiadała więc się całkiem spokojnie. Gdyby chciał, mógłby pewnie dopytać się o to, czym była tamta latająca jaszczurka. Tak oto po kilku godzinach, późnym wieczorem, będąc zmęczonym po podróży dotarł do Isen, jednego z wielkich miast Minstrelu, skąd miał szukać sobie dalszego transportu. Transportu do Dessertio. Jednak to miasto było kompletnie inne od Erendel. Było to miasto, które zdawało się, że wychodziło z góry, jednak wgłąb skał prowadziły tylko kopalnie, do których dostępu by nie miał. Było tu dużo klubów, kasyn, jednak równie potężnie rozbudowane były wszelkie cechy rzemieślnicze. Mógł pozwiedzać, poszukać, pokombinować, lub od razu zdecydować się na szukanie kolejnej karawany. Tym razem do Khalaman.

Laen częściowo posmutniał widząc, że nie będzie żadnej akcji. Nawet jeżeli miał teraz jasny cel, to nadal lubił trochę akcji. Co prawda, dopiero niedawno wrócił do pełnej formy ale i tak. Cóż... walka z jaszczurką i bandytami będzie musiała poczekać. Może nawet spotka ich ponownie na swojej drodze. Docierając do kolejnego celu, krwistooki był już trochę zmęczony. Mógł on dość długo działać aktywnie, ale wiedział też że jego biologiczne słabości mogą go kosztować życie. Z tego powodu, planował poszukać jakiejś karawany, która odjeżdżała by w stronę jego celu dopiero następnego dnia. Ponownie, skupiłby się na szukaniu osób z którymi dogadałby się chociaż trochę. Niby starał się podłapać język minstrelu przed pierwszą bitwą w jakiej brał udział, ale oczywiście nie było to nic genialnego i zbytnio użytecznego. Po tym jak już znalazłby karawanę, zacząłby szukać jakiegoś hotelu. Lub podobnego miejsca, wyglądającego na w miarę bezpieczne. Chciał się na spokojnie przespać, by wyruszyć w pełni sił. Jeżeli ktoś zaatakuje, to krwistooki wolał być tego świadom i w pełni gotowy na sieczkę. Będąc zmęczonym był łatwym celem. Taki był plan Laena. Znaleźć karawanę która wyjeżdża kolejnego dnia - najlepiej z rana -, a potem znaleźć jakiś bezpieczny nocleg, gdzie nie będzie musiał się martwić o nóż w plecy. Budżet maksymalny jaki sobie postawił na te dwie rzeczy to 8000 klejnotów. Przynajmniej taki miał plan. Nie znał cen podróży i hotelów. Może tym razem będzie się trzeba zatrudnić w karawanie.

Szczęśliwie, do Khalaman jechało naprawdę sporo karawan. Tańsze, droższe, all inclusive oraz "możesz pojechać, jak będziesz pracował". Ogólnie koszt w miarę spoko podróży wahał się od 1000 do 5000 , od najtańszych po droższe. Bo All Inclusive to niestety cena rządu 15000 , zaś za noc musiałby zapłacić 500 za najgorszą knajpę jakieś 1500 za średniej jakości hotel oraz 3000 za całkiem spoko knajpkę jeszcze ze śniadankiem rano. Wszystko do wyboru, do koloru.

Chłopak miał dość łatwy wybór kiedy zauważył ceny rzeczy. Poszukałby karawany za 2,5 tysiąca , chcąc mieć średnią klasę. Obawiał się, że tańsze karawany rozwaliłby się po drodze a to nie byłoby mile widziane. Bandytów mógł przepędzić, ale naprawienie karawany była poza jego możliwościami. A nie widział także powodów, by brać tą luksusową. Hotel natomiast chciał wziąć średniej jakości. Wygodna go niezbyt obchodziła, tylko spokój w trakcie nocy by mógł zebrać energię na wyprawę którą miał odbyć. Musiał być wypoczęty przed ewentualnymi bitwami. No, może nie musiał, ale było to mile widziane. Podejmujące decyzję, zamierzał dopytać się o której karawana odjeżdża następnego dnia, po czym poszedłby do swojego pokoju w hotelu. Tam by jeszcze przez godzinę poczytał sobie słownik który otrzymał w spokoju, a następnie udał się spać. Oczywiście, zamknąłby drzwi by nikogo nie kusiła "łatwa" ofiara. Z rana poszedłby zdobyć jakieś tanie śniadanie, a następnie udał się dalej w podróż. Przynajmniej, taki był plan.

W ten oto sposób, płacąc 4.000 , mag prędkości ogarnął sobie podróż do Khalaman. Mógł się wyspać, pospacerować po mieście, a także zwyczajnie coś przekąsić na spokojnie. Także poczytać rozmówki. Co chciał, to robił. Także mógł zakupić jakiś prowiant na drogę. Wszystko leżało w jego decyzjach.

Bo gdy już wyruszył następnego dnia, pierwsze kilka godzin minęło podobnie jak wczorajsza wędrówka do Isen. Ale potem... oj. Potem to się zaczęło. Pustynia. Gorunc, upał, żar. Pociło się niezwykle szybko, niewielkie podmuchy wiatru nie dawały orzeźwienia, gdy suche powietrze w połączeniu z piaskiem padało w twarz podróżnych. Pić się chciało, a sama temperatura sprawiała, że chciało się iść spać. Strach pomyśleć co by było, gdyby wędrować przez pustynię pieszo.

Laen: -4.000

Krwistooki nie skupiał się tak bardzo na prowiancie. Wziął tylko tyle ile było potrzebne by przetrwać podróż. Na sam gorąc nie mógł nic zdziałać. Zdjął tylko koszulę i przepasał się nią, mając nadzieję że trochę chłodniej będzie mu dzięki temu. Tak długo jak ktoś nie będzie go zaczepiał po zauważeniu jego blizn, tak długo był "szczęśliwy". Piłby tylko wtedy kiedy trzeba było i tak samo jadł. Atmosfera była niezbyt przyjemna do nauki słówek, ale próbował coś podłapać. Poza tym, nasłuchiwałby jednym uchem czy nic się nie dzieje w otoczeniu. Zawsze lepiej być gotowym do jakiejś akcji.