I've never seen a decent person among those who say they're going to save the world while forsaking the people around them. Those types of men are always so intoxicated by thier own hollow dreams that they call every little thing in front of them trivial.
Podążając za wskazówkami Araty i posługując się zyskaną od niego mapą, Marcelowi oraz Mikoto udało się trafić na prawdopodobnie prawidłowy szlak prowadzący do docelowego miejsca. Przez cała tę podróż Mikoto pozostawała niesamowicie cicha, nie odzywając się praktycznie ani razu, nawet jeśli Marcel próbowałby ją o cokolwiek zapytać - w takich momentach jedynie kręcą głową ni to na "tak", ni na "nie". Podróż była więc stosunkowo nudna i nieciekawa. Nic nietypowego nie przydarzało się naszym podróżnym poza okazjonalną manifestacją macek z brzucha Marcela, które jednak po pewnym czasie zwyczajnie przechodziły. Za każdym razem chłopak nie odczuwał żadnego bólu ani zniesmaczania, od macki się pojawiały, a potem znikały.
Teraz nasza dwójka znajdowała się na ostatniej części trasy wiodącej do miejsca, które Arata wyznaczył jako docelowe. Wyglądało na to, że żeby dostać się do tego miejsca trzeba było przejść przez niewielki lecz niesamowicie gęsto zarośnięty las, dokładnie po środku którego znajdował się niewielki cmentarzyk. Obejście go z boku było niemal niemożliwe, tak samo przedarcie się przez las, Marcel szybko zresztą zauważył, że drzewa rosły nienaturalnie blisko i bardziej przypominały palisadę niż naturalny lasek. Tam gdzie zaś kończył się las zaczynały się góry, mapa zaś dobitnie sugerowała przejście właśnie przez cmentarzyk, a potem trochę jeszcze dalej za niego.
Mikoto nie zdawała się kompletnie tym przejmować.
Marcel
Liczba postów : 257
Dołączył/a : 25/03/2016
Temat: Re: Świątynia Sherl Nie Lis 19 2017, 20:34
Niby wszystko było w porządku, nie było się czym przejmować. Może nawet dałoby się przywyknąć do takich nagłych wyrostów macek. Jak się odwróciło od nich wzrok, to nawet trochę tak, jakby ich wcale nie było. Marcelek mógłby jakoś się przyzwyczaić. Społeczeństwo może także. W świecie magii pełno było przeróżnych dziwactw. Komu zresztą miałoby przeszkadzać, że rozmawiając z takim Marcelkiem temu nagle wyrastają macki. Wystarczyłoby powiedzieć, że to nic groźnego, zaraz znikną. I życie jakoś by się ułożyło. Tylko, że Marcelino tak nie chciał... Skoro mógł cokolwiek z nimi zrobić, to wolał to uczynić, aniżeli udawać, że wszystko jest w porządku. Poza tym, mamusi niewątpliwe by się to nie spodobało, jakby ją odwiedził. Niby tyle miał osiągnąć w wielkim świecie, a wyhodował sobie jedynie jakiegoś pasożyta. Wiele zatem miał Marcelek powodów, aby ruszyć i odnaleźć świątynię. Lecz co prawda, nie czynił tego z dużym entuzjazmem. Na drogę przygotował sobie plecaczek pełen kanapek, mapę i ruszył wraz z kotkiem zwiedzać piękny świat. No tak wyszło, że podróż nie minęła w przyjemnym nastroju. Było wręcz w cholerę ponuro, tak jak ponury był Marcelino. Już nawet nie miał ochoty na to, by narzekać. Po prostu milczał. Aż dotarli przed cmentarzyk. Bardzo zachęcająca wydawała się ta okolica. Być może ów cmentarzyk pełnił tylko funkcję ozdobno-odstraszającą, aby do świątyni nie zbliżali się ludzie niepowołani. Albo i może rzeczywiście kogoś tam chowano. Na przykład niechcianych przybyszów... Marcelino stojąc przed tym cmentarzem, wyjął mapę, przyjrzał się jej, po czym zerknął na cmentarz, na mapę, okoliczne lasy, na cmentarz, z powrotem na mapę, a potem zerknął na niebo. Wolał nie przechodzić w nocy przez cmentarzysko, dlatego wolał się upewnić, że jest jeszcze w miarę jasno. Co prawda nie był Marcelek na tyle przesądny, żeby się zombiaków jakichś obawiać, upiorów i tym podobnych stworzeń. Problemem było to, że w ciemności mógłby się zgubić, a tego akurat nie chciał. Zwłaszcza na cmentarzu. Gdyby zatem się bardzo ściemniało, to by sobie darował przeprawę na ten dzień. Zebrałby z okolicznej roślinności trochę drewienka i w odpowiedniej odległości od lasu rozpaliłby ognisko, zjadłby ze dwie kanapeczki i tak by sobie przy tym ognisku wyczekiwał lepszej pory do ruszenia w dalszą drogę. Jeśliby jednak było na tyle jasno, że raczej nie byłoby się co obawiać nagłego zapadnięcia mroku, to wkroczyłby na cmentarz, trzymając się wyznaczonej drogi przez mapę. A jakby jednak coś miało mu wejść w drogę, to nawet by się z tego faktu ucieszył. Obicie jakiegoś pyska całkiem pozytywnie wpłynęłoby na jego ponury nastrój i może zapewniłoby mu chwilowe rozluźnienie.
Kirino
Liczba postów : 3064
Dołączył/a : 14/11/2012
Temat: Re: Świątynia Sherl Czw Lis 23 2017, 17:11
MG:
Faktycznie, nie było już zbyt jasno - noc powoli szykowała się do zapadnięcia na teren, na którym znajdował się Marcel, chłopak mógł więc mniemać, że bardzo niedługo zrobi się na tyle ciemno, by ciężko było komfortowo, zarówno dla ducha jak i ciała, przekraczać to miejsce. Spędzanie tu nocy bez konkretnego sprzętu też nie wydawało się zbyt ciekawe, ale może lepiej było ryzykować w tę konkretną stronę niż inną. Na szczęście chłopaka ognisko udało się zorganizować i także rozpalić je tak, by zachować choćby minimalną dawkę ciepła, potrzebną do nie przeziębienia się w pięć sekund. Warto dodać, że Mikoto przyglądała się chwilę Marcelowi, ale ostatecznie pomogła nawet nieco w jego działaniach, totalnie kopiując jego zachowanie i tak jak on zbierając materiały potrzebne do skonstruowania źródła ciepła.
Kanapki Marcel też miał, więc bać się o głód nie musiał. Noc faktycznie zapadła całkiem szybko i ostatecznie mogło się wydawać, że podjął chłopak dobry wybór. Siedząc przy ognisku wraz z Mikoto, czuł się względnie bezpiecznie, a nie wydawało się, że ze strony cmentarza cokolwiek złego miało go spotkać. Tamten obszar wydawał się być dziwnie martwy.
Marcel jednak, pośród ciszy nocy panującej w tym miejscu, w pewnym momencie usłyszał coś stosunkowo cichego co brzmiało jak ukradkowe kroki, jak odgłos łamania czegoś (gałązki?) pod czyimś butem lub czegoś podobnego. Ani on, ani Mikoto nawet o krok się nie poruszyli. Widoczność mieli jednak tylko w pobliżu ogniska, poza nim było stosunkowo ciemno. Przesłyszał się? Może. Może nie. Trzask ten nie dobiegał jednak z okolic cmentarza, gdzieś bliżej bocznego lasu, tego po prawej patrząc na wprost na cmentarz. Mikoto nie wyglądała jakby cokolwiek zauważyła. Ba, zasnęła na siedząco, przy ognisku.
Marcel
Liczba postów : 257
Dołączył/a : 25/03/2016
Temat: Re: Świątynia Sherl Wto Lis 28 2017, 20:06
Wśród nocnej ciszy, głos się rozchodzi! A Marcelek próbował sobie zasnąć. Raczej nie miał przy sobie zbyt cennych rzeczy, których żałowałby, jeśli by mu ukradli. No... Może poza kanapkami. To by było przykre, gdyby ktoś inny miał się nimi delektować. Ale nikt nie kradł, ani Marcelek nie zasnął, ponieważ coś się głośno zachowywało. I nie była to wcale Mikoto. Ta jednak z zaśnięciem nie miała większego problemu. Koty jednak z reguły mają lepszy wzrok w nocy, aniżeli ludzie i zazwyczaj potrafiły szybciej reagować. Zwierzynka mogłaby stanąć na warcie i popilnować Marcelego, gdyby tak szybko nie zasypiała. Mag pięści cicho westchnął. Czuł się trochę, jakby dostawał paranoi. Postanowił przynajmniej zachowywać się jak sprawnie myślący i po prostu przysunął się nieco bliżej ogniska i dołożył do niego patyczka, powoli się rozglądając. Mógł to być zaledwie jakiś dziki zwierzaczek, albo bardzo dziki wściekły niedźwiedź. W ciemności i z jednym i z drugim mogłoby być ciężko się mierzyć, a przy świetle i ognisku żadne upiory i niedźwiedzie niestraszne! Chyba, że miałyby bardzo długie łapska... Ale Marcelino liczył na to, że jeśli coś mu wyjdzie, to zdoła się z tym uporać w zasięgu ogniskowego światełka. Wolał nie tracić jednak czujności, nie wchodzić w ciemność i przeczekać do rana. Chociaż przydałoby się choć przez chwilę zasnąć, więc po pewnym czasie zbudziłby Mikoto, żeby ta popilnowała jego. Ale póki co, mogła sobie spać, dopóki on miał siły i jakieś trzaskające gałązki wzbudzały w nim zaniepokojenie. A gdyby trzeba było walczyć, no to by walczył! Ale tylko przy świetle!
Kirino
Liczba postów : 3064
Dołączył/a : 14/11/2012
Temat: Re: Świątynia Sherl Sob Gru 09 2017, 15:40
MG:
Trzask, trzask, trzask.
Kolejne trzaski nie dawały Marcelowi zasnąć. Chłopak wciąż niczego nie widział w ciemnościach, czuł jednak już w tym momencie niemal pewność, że sam tutaj nie jest, a ktoś jest w pobliżu. I biorąc pod uwagę jak trzaski przybierały na sile... ten ktoś się zbliżał. Adrenalina poczęła coraz szybciej buzować w żyłach chłopakach, ostatecznie ludzie najbardziej boją się nieznanego, a przynajmniej może ich to stresować, zwłaszcza gdy wie się, że jednak coś się zbliża.
I to dokładnie w tym momencie z brzucha Marcela wystrzeliła macka, która porwała jedną z płonących gałęzi w ognisku i rzuciła w ciemną noc, zupełnie jakby i ona stresowała się tym co dziwnego się dzieje i miała ochotę zakończyć to najszybciej jak się da. Z miejsca w które gałąź została rzucona dało się słyszeć zduszony okrzyk zdziwienia, a Marcel mógł zobaczyć na chwilę sylwetki trzech osób, które przesuwały się podług lasu w kierunku cmentarza. Przez chwilę zdawały się być w całkiem sporej panice, następnie szybko zagasiły płonącą gałąź, byle tylko znowu znaleźć się w ciemnościach. Macka wciąż pozostawała na wierzchu, frywolnie skręcając się raz w jedną, raz w drugą stronę, a Marcel znalazł się w tej dziwnej sytuacji, w której nie do końca było jasne co robić.
[Mam wrażenie, że coś nie do końca jest jasne w Twoich odpisach, może ja coś dziwnie napisałem - kota z Wami nie ma, jest Mikoto, tak jakby co!]
Marcel
Liczba postów : 257
Dołączył/a : 25/03/2016
Temat: Re: Świątynia Sherl Sro Gru 13 2017, 19:52
//A to Mikoto nie jest kotem? @@
Niełatwo jest zasnąć, kiedy dookoła hałas i ktoś się krząta. Nawet w domu, a co dopiero gdzieś na dworze, przy lesie, niedaleko cmentarza, zwłaszcza gdy jakieś dziwne odgłosy z okolic dochodzą. Marcelek starał się je ignorować, ale tak na dłużej to ciężko. Jednak jego wewnętrzna istota nie mogła dłużej znieść tego napięcia i nieco je rozładowała, ukazując rzuconą gałęzią sylwetki postaci. Ich okrzyk i zadziwienie mogły świadczyć o tym, że są jak pająki. Niby groźne, ale boją się bardziej, aniżeli się ich trzeba bać, o ile można jakoś przyrównywać strach pająka do ludzkiego. Mniejsza jednak o te ośmionogie urocze stworzonka, gdyż nie one tu stanowiły problem. Były nim jakieś osóbki, które zbliżały się do cmentarza i chyba nie chciały być zauważone. Może to zwykli poszukiwacze skarbów? Co im Marcelino miałby przeszkadzać w ich pracy? Oni jednak przeszkadzali jemu... No nie było to miłe z ich strony... Zatem Marcelino postanowił, że coś z nimi zrobi. Wstał, przeciągnął się i westchnął. - Dobra... Królami dyskrecji, to wy nie jesteście! - rzekł donośnie i głośno w kierunku, w którym zobaczył owych jegomości, a Marcelek miał głos całkiem donośny. - Nie chcę was zabijać, ale jeśli będę musiał... Może się dogadamy? Usiądziemy razem przy ognisku i porozmawiamy, jak cywilizowani ludzie? Marcelino był trochę zmęczony. Nie miał zbytnio ochoty na walkę, choć zawsze był na nią gotów. Zresztą ciemności nie były dogodnymi warunkami do starć. Magia Marcelego jeszcze nie osiągnęła tego poziomu, by takim problemom zaradzić.
Kirino
Liczba postów : 3064
Dołączył/a : 14/11/2012
Temat: Re: Świątynia Sherl Nie Gru 17 2017, 15:12
MG:
Na słowa Marcela, zwłaszcza na słowo "zabijać", niezapowiedziani goście wyraźnie się przestraszyli. Czuć to było głównie po tym, że na chwilę między obydwoma "obozami" zapanowała kompletna cisza, nieprzerywana absolutnie niczym, poza cichymi, acz słyszalnymi przyśpieszonymi oddechami, które nie należały jednak ani do Marcela, ani do Mikoto. Po dłuższej chwili przepełnionej ciszą, mężczyźnie w końcu dane było usłyszeć odpowiedź. - Jeśli nas zaatakujesz, to my ciebie zabijemy. - i być może nawet brzmiałoby to groźnie, gdyby głos osoby to mówiącej, kobiecy głos, jednocześnie nie drżał z przerażenia i nie był całkowicie pozbawiony jakiejkolwiek pewności siebie. - Podejdziemy bliżej. Nie atakuj. - tu, choć był to inny, już męski głos, to wciąż nie brzmiał zbyt pewnie, choć wyraźnie silił się na odwagę. Po chwili trzy osoby podeszły w zasięg wzroku Marcela, ale też w zasięg ogniska, a ogień oświetlił ich twarze, które wyłaniały się spod kapturów ich brązowych płaszczy. Jedna osoba miała na twarzy maskę, wyglądającą na porcelanową, kompletnie białą, tylko z wydrążonymi dziurami na oczy. Pozostałe dwie, kobieta i mężczyzna, wyglądali zaskakująco podobnie do siebie - kobiet miała dłuższe, a mężczyzna krótsze brązowe włosy, zielone oczy i zaskakująco łagodne, młode twarze.
- Czego od nas chcesz? Czemu nas zaatakowałeś? - zapytał ponownie mężczyzna, patrząc intensywnie na Marcela, przerzucając tylko na chwilę wzrok na Mikoto, jakby sprawdzając czy ona też może stanowić zagrożenie.
//Nie, Mikoto jest Mikoto :D.
Marcel
Liczba postów : 257
Dołączył/a : 25/03/2016
Temat: Re: Świątynia Sherl Czw Gru 21 2017, 20:30
Kiedy Marcelino zdał sobie sprawę, że sprawcy dziwnych odgłosów nie będą raczej sprawiać zagrożenia, cofnął się za ognisko i usiadł, tak jak wcześniej siedział. Pozwolił podejść trójeczce, bacznie ich obserwując. Nie wyglądali na niebezpiecznych, ani na takich, którzy mogliby stanowić problemy, gdyby jednak postanowił ich zaatakować. Na to jednak nie miał wyjątkowo ochoty. Nie o tej porze. - Chciałem sobie odpocząć, a wy strasznie hałasowaliście - odpowiedział niby spokojnie, ale wybrzmiał w tym odgłos lekkiej irytacji. Wolał nie tłumaczyć, że to nie był właściwie on, tylko przebywające w nim macki. - A wy co tu robicie o tak późnej porze? - dopytał, skupiając swój wzrok na osobniku w masce. Nie był pewien, czego mógł się po nich spodziewać, ale prawdę powiedziawszy to było mu trochę obojętne kim byli ci ludzie. Problem polegał na tym, że mu przeszkadzali spokojnie spędzić noc. Miał w końcu za sobą kilka ciężkich dni, a jak sobie jeszcze pomyślał o tym, jak ciężkie go czekają... Wcale nie był zadowolony z bieżącego obrotu spraw.
Kirino
Liczba postów : 3064
Dołączył/a : 14/11/2012
Temat: Re: Świątynia Sherl Pon Gru 25 2017, 15:21
MG:
- ...wcale nie hałasowaliśmy. - znowu odezwał się kobiecy głos, podobnie jak wcześniej brzmiący mocno niepewnie. Jak na fakt, że była aż tak przerażona tym co sama mówiła, to jednak musiała być dość odważna by w ogóle się odezwać. Mężczyzna uniósł szybko jednak dłoń, a kobieta zamilkła, choć po jej twarzy widać było, że raczej jest z tego powodu zadowolona. - Zmierzamy w kierunku świątyni. Nie spodziewaliśmy się natknąć na kogokolwiek na cmentarzu o tej porze. Z góry chcę cię uprzedzić, kości tu leżące nie powinny być używane rytualnie. To się źle skończy... dla ciebie i dla innych. - najwidoczniej obecność Marcela w tym miejscu zakwalifikowana została stosunkowo nieopatrznie. Ale cóż, ostatecznie siedział on przy ognisku niedaleko cmentarza. Ludzie musieli sobie swoje o nim pomyśleć.
W tym momencie jednak to osoba z maską, ta która wcześnie nie odzywała się ani słowem postąpiła trzy potężne kroki w kierunku Marcela, zbliżając się do niego już na wyciągnięcie dłoni. Maska spoglądała teraz na niego bez słowa, a pozostałe dwie osoby wyglądały na kompletnie przerażone przebiegiem akcji. Co było dziwne, zbliżyły one też ręce w kierunku pasa, zupełnie jak w geście wyciągania miecza, choć jeszcze tego nie uczyniły. - Spokojnie. Spokojnie. - zamruczała cicho i melodyjnie kobieta. Wyglądało na to, że trzeci osobnik mógł być najbardziej problematyczny z wszystkich w tym miejscu. Zamaskowany nie wydawał z siebie jednak żadnych odgłosów, a Marcel nie mógł wyczytać żadnej złowrogości z jego aury. Ot, podszedł jedynie bardzo blisko.
Choć Marcel raczej skupiony był na ruchach trójki przybyłych, to mógł też zauważyć jedną dodatkową rzecz. Mikoto nie było już obok nich.
Marcel
Liczba postów : 257
Dołączył/a : 25/03/2016
Temat: Re: Świątynia Sherl Nie Gru 31 2017, 00:35
Marcelino nie miał ochoty się kłócić o to kto hałasował, a kto nie. Zdziwiły go za to słowa chłopaka, bo tak trochę Marcelek dziwnie się po nich poczuł. Czy on wyglądał na jakiegoś szamana, co by to rozkopywał groby dla jakichś rytuałów? Czy sprawiał wrażenie takiego, co dla relaksu odprawi sobie jakąś czarną mszę, ugotuje kota, po czym go zje? To było dla niego trochę oburzające. Wszakże nigdy nie ośmieliłby się dokonać czegoś takiego! Nawet przez myśl by mu to nie przyszło! Z tego powodu westchnął smutno i pokręcił głową zawiedziony. Chyba wyglądało na to, że trójeczce nocnych podróżników przyświecał podobny cel. Mieli dostać się do świątyni. Marcelino w sumie chyba też tam zmierzał. Tylko czy aby na pewno należało się tym chwalić? Zapewne i tak dane by im było spotkać się w świątyni, więc czemu miałby im tego nie powiedzieć? Nim jednak zdążył, to osobnik w masce wstał i podszedł. Trochę dziwnie niezręcznie się robiło w takich chwilach. Marcelino spojrzał na maskę złowrogim i zmęczonym spojrzeniem. Chłopak nie miał ochoty na żadne dziwne zabawy. - Możecie ruszać dalej, jeśli chcecie. Nie ma potrzeby wchodzić sobie w drogę - rzekł do dwójki, nie spuszczając wzroku z zamaskowanego. Skrzyżował przy tym ramiona na piersi, wyraźnie i mocno zaciskając swe epickie pięści, tak żeby tę epickość i wyrazistość każdy z obecnych wyraźnie poczuł. Może i zamaskowany nie miał złych zamiarów, ale Marcelek wolał pozostać czujny. I z tej czujności aż wychwycił zniknięcie Mikoto, co jednak było trochę niepokojące. Może tylko poszła za potrzebą, ale jak niby bez niej Marcelino miałby sobie poradzić w tej świątyni? Była mu potrzebna, dlatego wolał jej nigdzie nie stracić, ani nie zgubić. Ale była chyba przecież rozumną istotką, która to sama z siebie tak by się nie zgubiła i by go nie zostawiła.
Kirino
Liczba postów : 3064
Dołączył/a : 14/11/2012
Temat: Re: Świątynia Sherl Nie Sty 07 2018, 16:34
MG:
- Tak, tak byłoby najlepiej... Problem w tym, że to może być teraz już niemożliwe. - odpowiedział mężczyzna, który zdecydowanym ruchem wyciągnął już swój oręż. Co ciekawe jednak jego wzrok nie był wcale skierowany w kierunku Marcela, a w kierunku tego ze swoich towarzyszy, który podszedł bliżej Marcela. - Nie ma teraz czasu na wyjaśnienia. Najmocniej cię przepraszamy, ale... postaraj się nie oberwać od niego. Uciekaj. Cokolwiek. Tylko nie daj się trafić. -
W tym momencie Marcel poczuł jak w jego kierunku zmierza pięść osoby, stojącej jeszcze chwilę temu w bezruchu przed nim. W dalszym ciągu nie wyczuwał on od niej żadnej negatywnej myśli, ale wyraźnie widać było, że raczej za wiele mu to nie pomoże i nie zmieni w obecnej sytuacji. Mężczyzna w masce, podobnej postury co Marcel, zdecydował się zadziałać i to tak szybko, że Marcel tylko fartowi zawdzięczał, że tym razem nie oberwał... a konkretnie to drugiemu z mężczyzn, który mieczem przyblokował pięść mężczyzny, zbijając ją w dół. Co ciekawe miecz został użyty z całą siłą, a wedle wszelkich prawideł ręka zamaskowanego powinna była zostać choć trochę uciachana - tak się jednak nie stało. Kobieta w dalszym ciągu starała się uspokoić mężczyznę szepcząc coś pod nosem, a mężczyzna najwyraźniej zamierzał chronić Marcela.
Ich przeciwnik zaś szykował się najwyraźniej do szarży na chłopaka, a jego pięści nabrzmiałe były od żył, pulsujących nerwowo w wyniku zaciskania ich ponad ludzką miarę.
Marcel
Liczba postów : 257
Dołączył/a : 25/03/2016
Temat: Re: Świątynia Sherl Pią Sty 12 2018, 20:56
Że co niby takiego?! Marcelino miałby uciekać?! Jego duma została po raz kolejny urażona, na tyle, że Marcelek aż gniewnie zmarszczył brwi. Może i osobnik w masce był niebezpieczny. Może i jego ręka nie reagowała w żaden sposób na miecz, ale Marcel nigdy nie ufał żadnej broni. O wiele mocniej wierzył w potęgę swoich epickich pięści. Te zaś na agresję reagowały zawsze agresją. Marcelino cofnął się dwa kroki, podnosząc pięści do gardy. Cofnął prawą nogę i lekko ugiął kolana, przyjmując bokserską postawę. Lewą rękę cofnął, szykując ją do uderzenia. Przygotowywał się na to, że napastnik w końcu się wyrwie, lecz takie gwałtowne wyrwanie zwykle wiązało się z chwilową utratą równowagi, którą to właśnie miał zamiar wykorzystać Marcelino do zadania ciosu. Paraliżującego Ciosu C, ściślej rzecz ujmując. Lewego podbródkowego, połączonego z szybkim zwodem w bok, aby jak to go ostrzegł chłopak z mieczem, nie dać się trafić. Takie uderzenie powinno choć trochę utrudnić działania zamaskowanemu, ale na wszelki wypadek Marcelino po pierwszym ciosie, uderzyłby jeszcze Odrzucającym Strzałem D, techniką prawego prostego w brzuch wymierzonego, aby to odrętwiałego napastnika odesłać w dal. Być może i nie był to najlepszy pomysł, żeby tak reagować. Mogło to jeszcze bardziej wzburzyć niebywałą postać, zamiast ją w specyficzny sposób ukoić. Jednakże Marcelino wolałby już zmierzyć si ze skutkami trafienia, aniżeli okazać słabość i tchórzliwość. Wytłumaczenia mógłby przyjąć, jakby było już po wszystkim i znowu bezpiecznie i spokojnie mógłby zasiąść przy ognisku. Póki co jednak był w stanie zwiększonej czujności i agresji, co zwykle trwało do unieszkodliwienia wszelkiego zagrożenia.
Kirino
Liczba postów : 3064
Dołączył/a : 14/11/2012
Temat: Re: Świątynia Sherl Nie Sty 21 2018, 15:06
MG:
Nie do końca zgodnie z zaleceniami nieznajomych Marcel zdecydował się zaatakować i wykorzystać moment, w którym przeciwnik akurat musiał jeszcze zmierzyć się z mieczem, który blokował jego ramię. Marcel grzmotnął przeciwnika podbródkowym, dokładnie tak jak zamierzał, jego przeciwnik zareagował jednak stosunkowo nietypowo - problemy z koordynacją mężczyzny sprawiły, że ten obrócił się wokół własnej osi z nad wyraz dużą prędkością i grzmotnął swojego towarzysza w ramię, przewracając go przez to na ziemię. Ten wrzasnął z bólu, a Marcel mógł zobaczyć, jak dziwny złoty bluszcz pokrywa ramię chłopaka. Nie wydawało się też by mógł nim ruszyć, bo dość swobodnie zwisało ono teraz z jego ciała, bardziej jak przedmiot niż część ciała. I biorąc pod uwagę wrzaski mężczyzny to chyba go to mocno bolało. Dziewczyna, która wcześniej próbowała uspokoić twórcę całej tej sytuacji przypadła szybko do boku swojego towarzysza i zaczęła odciągać go od niebezpieczeństwa, jednocześnie posyłając Marcelowi spojrzenie jasno wskazujące na bezradność jej samej. Marcel bez problemu zaś wyprowadził kolejny cios odsyłając przeciwnika na 5 metrów do tyłu - nie wyglądało jednak na to by za bardzo zabolało go to co się stało.
Co dziwne... Marcel czuł, że ma trzecią kończynę górną. Nawet mógł sobie wyobrazić, że ją kontroluje, choć nie widział jej nigdzie. Jego przeciwnik zaś już zaczął szarżować na niego.
Stan Postaci: Marcel - 83MM
Marcel
Liczba postów : 257
Dołączył/a : 25/03/2016
Temat: Re: Świątynia Sherl Wto Sty 23 2018, 21:51
W walce Marcelino bardzo nie lubił jednej rzeczy, a konkretnie tego, jak mu w niej ktoś przeszkadzał. Nie był zbyt dobry w walkach zespołowych głównie z tego powodu, że wolał walczyć sam. Widząc jak chłopaczek z mieczem został odrzucony, Marcelek jeszcze bardziej się zirytował. Nie chciał nikomu robić większej krzywdy, niż to byłoby konieczne. Gdyby ci nocni podróżnicy pozabijaliby się nawzajem, Marcelino poczułby się trochę niezręcznie. Śmierć kogokolwiek nie była fajną sprawą, ale z drugiej strony, na cmentarz całkiem blisko... Pomijając jednak kwestie moralne, a skupiając się na przeciwniku, to ten okazał się nie byle jakim wrogiem. Z pewnością był wytrzymały, a i pewnie siłę też miał jakąś w sobie niemałą. Marcelino uznał, że nie musi się z tej racji zbytnio ograniczać. To go całkiem ucieszyło. Uśmiechnął się, robiąc krok w tył. Zacisnął mocniej pięści i przybrał postawę Zwinnego Niedźwiedzia PWM. W tym momencie ludzie dostrzegający aury, mogliby spostrzec, jak aura Marcelego zintensywniała, buchnęła i przybrała wściekle czerwony kolor, formując się kształtem w ryczącego niedźwiedzia z uniesionymi przednimi łapami. Takie widowisko można też by sobie bez problemu wyobrazić. Jak jednak by ono nie wyglądało, raczej nie miałoby wielkiego wpływu na sytuację. Marcelino poczuł... Coś. To było trochę dziwne, mieć trzecią kończynę. Wolał jednak zbytnio nie pokładać w niej nadziei, skupiając się na tych, do których kontrolowania był już przyzwyczajony. Te były już sprawdzone, im ufał, znał ich możliwości. Tej trzeciej, to już niezbyt. Skoro jednak mógł sobie wyobrazić, że ją kontroluje, to wyobraził sobie, że trzymał ją z tyłu, tak żeby mu nie przeszkadzała. Następnie zaś przeszedł do działań mających na celu unieszkodliwienie przeciwnika. Widząc, że ten szarżuje bez opamiętania, Marcelino szybko przykucnął, dotykając prawicą ziemi, by utworzyć na niej Bum Cyka C, po czym prędko odskoczył do tyłu, licząc na to, że wróg właduje się prosto w bombę. Gdyby tak było, to licząc, że siła wybuchu wyrzuci zamaskowanego w górę, Marcelino wystrzeliłby się w niego Ciosem Supermana C, pod lekkim ukosem, żeby jeszcze bardziej wybić przeciwnika w powietrze. Następnie zaś, ignorując wszelkie działania fizyki, Marcelino rozpocząłby agresywną ofensywę, wystrzeliwując w zamaskowanego niszczycielską serię Pięściowym Karabinem Maszynowym B, uderzając potężnymi ciosami prostymi, które miałyby wyrzucać zarówno wroga, jak i Marcelka coraz wyżej i wyżej. Wystarczyłoby chyba po prostu uderzać z siłą większą, niż działa grawitacja... Lub może inne działanie fizyczne lepiej określiłoby w jaki sposób Marcelek wzbijałby się coraz wyżej w powietrze z przeciwnikiem. W każdym razie, takie było założenie i pomysł Marcelego. A gdyby zaczął już tracić na wysokości, prędkości i sile, całą kombinację Marcelek zakończyłby uderzeniem od góry, splatając ze sobą dłonie i niczym młotem trzasnąłby swego przeciwnika, by wbić go w ziemię. I to by było piękne... Jednak na ewentualność, gdyby mina nie zadziałała i cały ten piękny plan poszedłby na marne, wtedy taktyka Marcelego wyglądałaby trochę inaczej. A konkretnie tak, żeby po prostu nie dać się złapać, zaś swego przeciwnika potraktowałby niczym torreador byka, przepuszczając rozpędzonego, obok siebie, przy okazji wymierzając mu solidnego sierpowego, po czym unik, zwód, ewentualny prosty i zwiększenie dystansu, żeby wprowadzić wroga w konkretny rytm walki. No i najważniejsze, cały czas nie dawać się trafić, złapać, dotknąć.
Kirino
Liczba postów : 3064
Dołączył/a : 14/11/2012
Temat: Re: Świątynia Sherl Pon Sty 29 2018, 02:50
MG:
Marcelek był superbohaterem, nie ma to tamto, a jego plan był nawet całkiem przemyślany. Superbohater, który polegał nie tylko na sile pięści i muskuł, ale także na mózgu? Toż to było nie do pomyślenia! Tak czy siak, plan Marcela w części faktycznie zadziałała - jego przeciwnik nadział się na minę, ta jednak specjalnie za wysoko go nie wyrzuciła, choć faktycznie wyglądało jakby nieco "podskoczył" w miejscu, w którym nastąpił impakt. Marcel rzucił się zaraz po tym na niego ze swoim supermaniastym ciosem, szybko dopadając do wroga i dalej posyłając go pod kątem względnie ostrym z dala od siebie i nieco wyżej powietrze, wciąż jednak nie na tyle wysoko by mówić, że facet leciał. I Marcel był bardzo blisko swojego wroga. Zanim jednak zdążył wprowadzić do boją swoją pięściową artylerię stało się coś nieoczekiwanego. Mimo swojego położenia, mimo lotu i otrzymanych obrażeń, mężczyzna zdołał Marcela chwycić swoimi łapami, które zamieścił na obu ramionach chłopaka, mniej więcej na wysokości klatki piersiowej. I w tym momencie Marcel poczuł coś dziwnego - w 1 sekundzie było to tylko mrowienie, ale już w drugiej i następnych w jego ramionach mrowienie przerodziło się w jak najbardziej odczuwalny ból pokroju tego przy porażeniu elektrycznym choć porażeniem żadnym to nie było. Dodatkowo Marcel stracił jakiekolwiek czucie w obydwu swoich dłoniach.
Szczęściem w nieszczęściu było to, że Marcel z przeciwnikiem się przemieszczali i w końcu upadli na ziemię, a upadli tak, że to przeciwnik zadziałał tu jak amortyzator, po upadku wypuszczając Marcela z dłoni. Ten jednak, choć teraz z mniej odczuwalnym bólem, dalej nie mógł poruszać dwiema ze swoich kończyn. Ani trochę. A przeciwnik choć leżał na ziemi, to powoli zbierał się znowu na równe nogi, niech go szlag.
Stan Postaci: Marcel - 63MM, obie ręce bez czucia, kąśliwy, pulsujący ból w obu ramionach
Poniżej znajdują się buttony for, z którymi obecnie prowadzimy wymianę. W celu nawiązania współpracy zachęca się do odwiedzenia pierw tematu z regulaminem wedle którego wymiany prowadzimy, a następnie do zgłoszenia się w tym temacie. Nasze buttony oraz bannery znajdują się zaś w tym miejscu.
Layout autorstwa Frederici. Forum czerpie z mangi "Fairy Tail" autorstwa Hiro Mashimy oraz kreatywności użytkowników. Wszystkie materiały umieszczone na forum stają się automatycznie własnością jego jak i autorów. Dla poszanowania Naszej pracy uprasza się o nie kopiowanie treści postów oraz kodów bez uprzedniej zgody właścicieli.