I've never seen a decent person among those who say they're going to save the world while forsaking the people around them. Those types of men are always so intoxicated by thier own hollow dreams that they call every little thing in front of them trivial.
Podążając za wskazówkami Araty i posługując się zyskaną od niego mapą, Marcelowi oraz Mikoto udało się trafić na prawdopodobnie prawidłowy szlak prowadzący do docelowego miejsca. Przez cała tę podróż Mikoto pozostawała niesamowicie cicha, nie odzywając się praktycznie ani razu, nawet jeśli Marcel próbowałby ją o cokolwiek zapytać - w takich momentach jedynie kręcą głową ni to na "tak", ni na "nie". Podróż była więc stosunkowo nudna i nieciekawa. Nic nietypowego nie przydarzało się naszym podróżnym poza okazjonalną manifestacją macek z brzucha Marcela, które jednak po pewnym czasie zwyczajnie przechodziły. Za każdym razem chłopak nie odczuwał żadnego bólu ani zniesmaczania, od macki się pojawiały, a potem znikały.
Teraz nasza dwójka znajdowała się na ostatniej części trasy wiodącej do miejsca, które Arata wyznaczył jako docelowe. Wyglądało na to, że żeby dostać się do tego miejsca trzeba było przejść przez niewielki lecz niesamowicie gęsto zarośnięty las, dokładnie po środku którego znajdował się niewielki cmentarzyk. Obejście go z boku było niemal niemożliwe, tak samo przedarcie się przez las, Marcel szybko zresztą zauważył, że drzewa rosły nienaturalnie blisko i bardziej przypominały palisadę niż naturalny lasek. Tam gdzie zaś kończył się las zaczynały się góry, mapa zaś dobitnie sugerowała przejście właśnie przez cmentarzyk, a potem trochę jeszcze dalej za niego.
Mikoto nie zdawała się kompletnie tym przejmować.
Autor
Wiadomość
Kirino
Liczba postów : 3064
Dołączył/a : 14/11/2012
Temat: Re: Świątynia Sherl Pon Mar 05 2018, 00:01
MG:
Faktycznie, to był tylko sen, a Marcel znajdował się teraz już poza nim i niestety trzeba było powoli przyzwyczajać się do tego, że kanapki wciąż istniały na ziemi, ale przynajmniej nie groziły ludzkości unicestwieniem jej, a jedynie... cóż, kiepskim smakiem od czasu do czasu.
Odchrząknięcie Marcela faktycznie wytrąciło kobietę z przyjemnej drzemki, być może również o kanapkach, a ta po chwili i delikatnym jęknięciu, jakie towarzyszyło jej wybudzaniu się, wyprostowała się do siadu prostego, spoglądając zaspanymi kompletnie oczami na Marcela. Przez chwilę patrzyła na niego bez większego zrozumienia. Jej zielone oczy wraz z czasem zyskiwały dopiero na zrozumieniu, na faktycznej inteligencji. Po chwili kobieta zaczerwieniła się lekko, a następnie dość niezręcznie odwróciła wzrok gdzieś na bok, bez słowa. Dopiero na dalsze pytanie miała dla chłopaka odpowiedź.
- ...trochę boli mnie kark. -
Po czym zapadła cisza. Awkward.
Marcel
Liczba postów : 257
Dołączył/a : 25/03/2016
Temat: Re: Świątynia Sherl Wto Mar 06 2018, 22:08
Gdyby Marcelino był złym i okrutnym człowiekiem, zrobiłby dziewczynce wykład o tym, że spanie w takiej pozycji jest niezdrowe, że sobie tego nie życzy i tak dalej. Gdyby Marcelino był dobry, może by się uśmiechnął i zaproponował masaż. Rzecz w tym, że Marcelek był takim Marcelkiem, który jakoś nie myślał zbytnio o moralnym postępowaniu, koniecznej życzliwości i tak dalej. Zamiast tego wszystkiego podrapał się po głowie, ponieważ go zaswędziała. Nie przejmował się zbytnio jej zawstydzonym zachowaniem. Sam by się dziwnie czuł, gdyby się obudził na czyichś nogach. Poniekąd ją rozumiał. Usta mu nawet lekko drgnęły, kształtując się w prawie uśmiech. - Byłoby lepiej, jakbyś się położyła - powiedział, po czym sam spróbował wstać. Może i był obolały, ale ból oznaczał rozwój. Problemem Marcelego nie była dziewczyna, problemem było to, że leżał. Nie wiedział ile, ale zdecydowanie za długo. Za długo nie ćwiczył, nie jadł, z nikim nie walczył. Jego energiczna mentalność domagała się działania. I tym działaniem miało być wstanie z łóżka. potem uderzyłby trzema prostymi w powietrze na rozruszanie rączek. Dopiero potem mógłby kontynuować rozmowę z dziewczyną. - Jak ci na imię? - zapytał, spoglądając na nią. W końcu walczyli razem, spali w jednym pokoju. Wypadałoby, żeby przynajmniej wiedzieli jak się nazywają.
Kirino
Liczba postów : 3064
Dołączył/a : 14/11/2012
Temat: Re: Świątynia Sherl Pią Mar 09 2018, 02:45
MG:
Słowa Marcela wywołały w dziewczynie niemal reakcję alergiczną, jako że zaczerwieniła się jeszcze bardziej niż wcześniej, ciekawe dlaczego? Gdy jednak Marcel próbował wstać z łóżka, a faktycznie spróbował, niemal o krok był od tego, by staranować dziewczynę, która przecież siedziała zaraz przy łóżku, a wszystko przez to, że szybko podnosząc się z łóżka delikatnie zakręciło mu się w głowie i musiał się za coś złapać, w ten sposób, prawie upadając na dziewczynę, a przynajmniej powodując, że ich ciała niebezpiecznie zbliżyły się do siebie, ostatecznie jednak się nie stykając. Niezrażony niczym Marcel przeszedł dalej do swoich pobudkowych czynności, kobieta jednak wydawała się, lekko mówiąc, nieco zaszokowana. Nie skomentowała jednak w żaden sposób ruchów chłopaka. Wciąż awkward.
- Maroon. - w końcu jednak się odezwała i obwieściła swoje imię. Po chwili w pokoju znowu zapadła jednak cisza, przerywana tylko odgłosami pięści chłopaka rozrywającymi powietrze. Dopiero trzeci świst uświadomił jej, że może warto coś powiedzieć. - A... ty? - to mogło jednak nie być najbardziej olśniewające i inteligentne pytanie. Dziewczyna nie patrzyła nawet na chłopaka, a raczej gdzieś w bok.
Różne to rzeczy w życiu Marcelego się przytrafiają. Największym jego problemem jest chyba jednak to, że zwykle nie potrafi się dostosować do danej sytuacji, o ile dana sytuacja nie jest walką. Takie uderzanie w powietrze może być niekiedy kontuzyjne, albo jakimś zbiegiem okoliczności, po prostu Marcelkowi w danej chwili musiała złamać się ręka. Marcelek to jednak chłopak wytrzymały i wytrwały! W obecności damy nie ośmieliłby się okazywać jakichkolwiek słabości! Ten cały ból, to zresztą i tak pewnie kwestia tego, że za długo leżał. Tak przynajmniej się Marcelkowi wydawało. Tak samo był przekonany, że jak rozrusza ten brak ruchu, to wszystko u niego wróci do normy. - Marcelino - odpowiedział dziewczynie. Nie rozumiał skąd się u niej brało tyle zaczerwienienia i wstydliwości. Marcelek pomyślał sobie wtedy, że nie sprawdził, czy był ubrany, ale nawet jeśliby nie był, to raczej należał do tego rodzaju ludzi, dla których brak odzienia nie musiał być aż tak krępujący. Nic się z niego nigdzie nie wylewało, wszystko miał na swoim miejscu. Powinien być raczej godny podziwu, a nie onieśmielania. Chociaż może onieśmielenia trochę też... Lecz jeśli był ubrany, to wtedy dalej nie mógłby pojąć zachowania Maroon. Nie był zbyt bystry, co do spraw dziewczyn dotyczących. - Co to za miejsce? - dopytał, podtrzymując tę żywą i pełną entuzjazmu konwersację. Aczkolwiek dla Marcelego nie było w takiej rozmowie nic dziwnego. Sam w końcu nie był zbyt rozmowny, o ile tylko nie miał na co narzekać.
Kirino
Liczba postów : 3064
Dołączył/a : 14/11/2012
Temat: Re: Świątynia Sherl Sob Mar 17 2018, 00:24
MG:
Jakiegoż pecha trzeba mieć by złamać rękę w tak nietypowy sposób? Marcel musiał zdecydowanie urodzić się pod nieodpowiednią gwiazdą, bowiem ból, który pojawił się w jego ramieniu był niesamowity. Do tego stopnia niesamowity, że mimo wszelkich zabiegów, na jego twarzy pojawił się ten nieprzyjemny cień, który towarzyszył ludziom, gdy uporczywie próbowali coś przed innymi ukryć i średnio im to wychodziło. Marcel najlepszym aktorem na świecie nie był, niestety, dlatego bólu w pełni nie zamaskował, ale zdecydowanie powstrzymał się od wydania z siebie odgłosu bólu, co jakimś sukcesem było. Problem w tym, że już dojrzał, że dziewczyna wiedziała, że coś jest nie tak. - A więc, Marcelino... wszystko w porządku? - zapytała dziewczyna, której zainteresowanie stanem chłopaka spowodowało, że wszelka czerwień zniknęła z jej twarzy. Najwyraźniej były rzeczy ważne i ważniejsze, a ta przeważyła. Przyglądała się dalej uważnie chłopakowi, gdy odpowiadała na jego pytanie. - Pierwotnie nazywano to miejsce Opactwem Wybranym, lecz jakiś czas temu dawny Wielki Schimnik zdecydował się zmienić nazwę na nieco mniej... jakby to powiedzieć... - dziewczyna szukała przez chwilę odpowiedniego słowa, po pewnym czasie dopiero decydując się na jedno konkretne. - ...zarozumiałe. Teraz nazywamy to miejsce Świątynią Sherl, choć niektórzy zaczęli twierdzić, że jest znowu zbyt skromnie. Ostatecznie mieszka tu naprawdę dużo ludzi, to raczej osiedle niż jedna świątynia... - powiedziała Maroon, rozjaśniając Marcelowi jego obecne położenie. - Nie mogłam cię zostawić samego pod cmentarzem, więc pozwoliłam sobie na przywiezienie cię w to miejsce, byś mógł spokojnie odpocząć. Mam nadzieję, że nie jesteś z tego powodu zły? -
I w ten oto sposób okazało się, że Marcel dotarł do swojego celu. Dobra robota?
Marcel
Liczba postów : 257
Dołączył/a : 25/03/2016
Temat: Re: Świątynia Sherl Sob Mar 17 2018, 22:08
Użycie dwóch współistniejących ze sobą słów niewątpliwie przyniosłoby Marcelkowi przeogromną ulgę. Słowa te mogły w pełni wyrazić odczucia Marcelego, a także zmniejszyć jego ból. Te dwa słowa były jednak zbyt wulgarne, żeby ich użyć w towarzystwie dziewczyny. Marcelino z tego powodu nie przeklął na głos swojej ręki, ale w umyśle przeklął Maroon, że była dziewczyną, była w tym samym pokoju, no i po prostu Marcelkowi wypadało zachować pewne obyczaje. Te jednak nie dotyczyły myśli Marcelego, którymi mógł sobie spokojnie dysponować, z nadzieją, że Maroon ich nie rozczyta. Wszakże nie miał najmniejszego zamiaru jej w jakikolwiek sposób urazić. - To nic... Chyba tylko złamałem rękę... - powiedział przez zaciśnięte zęby, przyjmując taki grymas bólu, który mógłby kojarzyć się z przesadzonym uśmiechem. Biedny Marcelino nie osiągnął jeszcze tego poziomu mocy oraz wtajemniczenia w kontroli ciała, żeby coś samodzielnie móc poradzić na złamaną rękę. Po prostu postanowił jej nie ruszać i w miarę możliwości skupić się na tym, co dziewczyna miała do powiedzenia. Było to całkiem ważne, w końcu dotyczyło zadania Marcelego. Dotarł do świątyni i nawet nie musiał golić się na łyso, ani deklarować jakichś dziwacznych wyznań. Po prostu wprowadziła go tam dziewczyna, której postanowił bronić. Czasem rycerskie obyczaje bywają opłacalne. Gdyby tylko nie ta złamana ręka... - Raczej powinienem ci podziękować - spróbował powiedzieć w miarę wdzięcznie, po czym postanowił usiąść na łóżku, by móc nieco zapanować na bólem, uspokoić oddech i znieść jakoś swoje nieszczęście.
Kirino
Liczba postów : 3064
Dołączył/a : 14/11/2012
Temat: Re: Świątynia Sherl Nie Mar 25 2018, 15:04
MG:
Po nagłym i nietypowym wyznaniu dotyczącym ręki, Maroon zdecydowanie zbladła i spojrzała na niego z przerażeniem. Wyglądała na kompletnie wstrząśniętą rewelacją chłopaka i momentalnie stanęła na równe nogi spoglądając na rękę chłopaka z niedowierzaniem. - ...kiedy to się...? Wczoraj? - zapytała, a następnie ruszyła w kierunku drzwi. - Poczekaj tu chwilę! - krzyknęła wybiegając, jednocześnie ignorując dalsze słowa chłopaka. Najwyraźniej była zbyt zaaferowana by dalej go słuchać. Minęła ledwie chwilka, gdy wróciła do pokoju ze zwojem bandaży i bezpardonowo podeszła do mężczyzny, boleśnie łapiąc go za złamaną rękę. W kolejnym momencie Marcel mógł obserwować, jak bandaże rozświetlają się na niebiesko i same podnoszą z rąk dziewczyny, następnie zaciskając się na ręce chłopaka. Bolało mocno, ale tylko przez chwilę, w następnej zaś Marcel poczuł jak wszelki ból opuszcza jego ciało, a ręka, choć zabandażowana teraz (i to na ubraniu, nie bezpośrednio na skórze), wydawała się być całkowicie sprawna. Co ciekawe, podczas bandażowania, Marcel miał wrażenie, że maleńkie rączki zajmują się przykładaniem bandaży w odpowiednie miejsca, lecz wrażenie to trwało tylko chwilę. - ...uff. Okej. Mam nadzieję, że czujesz się teraz lepiej. Powiedz jeśli odczuwasz cokolwiek dziwnego. Ach, od razu muszę powiedzieć, nie jestem medykiem, ale dopóki jesteś na terenie świątyni to wszystko powinno być okej... -
Stan postaci:
Marcel - złamana ręka, obandażowana przez Maroon zachowuje się zupełnie jakby była w 100% sprawna
Marcel
Liczba postów : 257
Dołączył/a : 25/03/2016
Temat: Re: Świątynia Sherl Pon Mar 26 2018, 21:44
Wyglądało na to, że Maroon o wiele bardziej się od Marcelego przejęła złamaną ręką. Jej reakcja była lekkim zaskoczeniem dla chłopaka, który to posłusznie siedział, czekał i cierpliwie znosił ból. Okazało się, że warto. Ręka w magiczny sposób zaczęła mu z powrotem działać. Tym razem Marcelek już nie mógł powstrzymać wdzięcznego uśmiechu. - Dzięki. Jest chyba w porządku. Jesteś niezwykła - rzekł w pełni szczerze. Choć Maroon zdawała się łatwo popadać w panikę, to jednak była miła i pomocna. Aż się Marcelowi głupio zrobiło, że mógłby w ogóle śmieć o niej cokolwiek złego pomyśleć! - Możliwe, że trochę jeszcze tu zostanę. Tak się właściwie składa, że chciałem tu przyjść - nie miał co ukrywać swoich zamiarów. Przybył do świątyni z powodu misji i dziwactwa, które siedziało mu w brzuchu. Niewątpliwie musiał coś z tym w końcu zrobić, ale być może Maroon mogła mu jeszcze w tym wszystkim jakoś pomóc. Chociaż już i tak dość sporo dla niego zrobiła. Marcelek nie chciał jej się narzucać, ale gdyby czegoś od niego chciała, to raczej by jej nie odmówił.
Kirino
Liczba postów : 3064
Dołączył/a : 14/11/2012
Temat: Re: Świątynia Sherl Sro Mar 28 2018, 23:53
MG:
Pod wpływem komentarza Marcela, dziewczyna ponownie zapłonęła przyjemnym dla oka rumieńcem, jednocześnie wzrok kierując wszędzie byle nie w kierunku samego chłopaka. Nie zaczęła jednak szaleć ani wariować, a tylko dość niezręcznie przebierała nerwowo lewą nogą, jednocześnie słuchając dalszych słów chłopaka, które wydawały się być dla niej ciekawe, bo po ich wysłuchaniu Maroon szybko przeniosła wzrok już na niego, nawet pomimo widocznego zaczerwienienia na policzkach. - Och, tak? To faktycznie się nieźle składa, hehe... Mamy tutaj stosunkowo niewielu gości, ale zawsze miło przywitać nową osobę. A właściwie dlaczego nasza świątynia cię interesuje? - zapytała dziewczyna, jednocześnie ignorując dość mocno kwestię komplementu, który wcześniej udzielił jej Marcel, choć wciąż brzmiała na nieco podenerwowaną jego słowami. Tak czy siak, robiła co mogła by patrzeć mu prosto w oczy. - Jeśli chcesz mogę pomóc ci odnaleźć się w tym miejscu. Nie jest aż tak ogromne, ale... - dodala jeszcze przyjaźnie.
Stan postaci:
Marcel - złamana ręka, obandażowana przez Maroon zachowuje się zupełnie jakby była w 100% sprawna
Marcel
Liczba postów : 257
Dołączył/a : 25/03/2016
Temat: Re: Świątynia Sherl Czw Mar 29 2018, 21:55
Gdyby Marcelino brał udział w ulicznej ankiecie, w której zapytanoby go o to, co ludzie lubią, Marcelek bez wahania odpowiedziałby, że jeść. W takim to właśnie mniej więcej stopniu Marcelino rozumiał ludzi. Stąd też nie był w stanie zbytnio powiązać zaczerwienienia Maroon ze swoją szczerą pochwałą. Prędzej uznałby, że po prostu było gorąco, lub była zmęczona po tym, jak to przyszło jej spać w niewygodnym ułożeniu. Marcelino pozostawał dalej prawdomówny, gdyż nie widział powodu, dla którego miałby coś zatajać przed Maroon. Kiedy zapytała go o powód, uśmiechnął się ponuro i poklepał się po brzuchu. - Mam coś w brzuchu. Ale spokojnie, w ciąży nie jestem - powiedział niby żartobliwie, ale z drugiej strony takie rzeczy w świecie magii mogły się zdarzyć. Na wszelki wypadek Marcelino postanowił rozwiać wszelkie wątpliwości. - To coś, nie do końca wiem czym jest. Właściwie to nic, poza tym, że ma kształt macki i bywa, że ze mnie wychodzi. Nie brzmi to najlepiej. Chciałbym móc coś z tym zrobić i mam nadzieję, iż tutaj zdołam się czegokolwiek dowiedzieć. Wytłumaczył o co mu chodziło i odwrócił wzrok, czując lekką niezręczność. Właśnie przyznał się do tego, że miał w sobie niekontrolowaną mackę i najzwyczajniej było mu z tym nieco głupio. Nie był wszakże z jej powodu dumny. - Dzięki. Jesteś bardzo miła - powiedział, kiedy Maroon zaoferowała mu swoją pomoc. Z pewnością wiedziała więcej niż on. W jej towarzystwie mógłby się więcej dowiedzieć i prawdę powiedziawszy czułby się o wiele lepiej, niż gdyby miał być sam.
Kirino
Liczba postów : 3064
Dołączył/a : 14/11/2012
Temat: Re: Świątynia Sherl Sro Kwi 04 2018, 18:17
MG:
W istocie, gdy Marcel w pierwszej chwili napomknął o posiadaniu czegoś w brzuchu, jego rozmówczyni wyglądała na troszeczkę zaskoczoną, ale wraz z czasem i kolejnymi zdaniami tłumaczenia Marcela wyglądało na to, że zaczynała rozumieć go coraz lepiej, a pod koniec się już nawet uśmiechała z zadowoleniem, które często pojawiało się w parze wraz ze zrozumieniem. Marcel spokojnie mógł odnotować, że dziewczyna nie wyglądała na specjalnie zaskoczoną tym, że posiadał on wewnątrz siebie mackę, choć gdy odwrócił wzrok jej wyraz twarzy zniknął mu z pola widzenia. Nie widział tez więc i jej reakcji na podziękowania i komplement, mógł natomiast słyszeć jej kolejne słowa. - Trafiłeś w najlepsze możliwe miejsce w kwestii swojego... problemu. - powiedziała, a jej głos brzmiał zaskakująco miękko i ciepło, był także wypełniony dziwnym rodzajem zrozumienia, jak gdyby Maroon poznała wszystkie problemy trawiące chłopaka i jednocześnie promieniowała pewnością siebie w tej kwestii. - I nie ma za co. Ty pomogłeś nam wczoraj, ja z chęcią przydam ci się dzisiaj. Jest pewna osoba, z którą powinieneś porozmawiać względem swojego problemu, ale może najpierw zechciałbyś się przejść po terenie, na którym się znalazłeś. Z chęcią Cię oprowadzę... rzecz jasna o ile tego chcesz. Może wolisz jeszcze odpocząć? -
Gdyby Marcel jednak stwierdził, że ma ochotę się przejść, Maroon pierwsza podeszłaby do drzwi i otworzyła je przed nim. Wychodząc na zewnątrz chłopak mógłby zauważyć, że znalazł się w stosunkowo ciekawym miejscu. Przed nim znajdował się całkiem spory plac, po środku którego stało wysokie drzewo. Wewnątrz tego drzewa, dosłownie po jego środku, chłopak mógł zobaczyć dziurę, czarną dziurę, która mogła kojarzyć mu się z czymś, co sam miał okazję już spotkać na swojej drodze. Nikt jednak nie wydawał się przejmować istnienie tejże w tamtym miejscu, a po placu przechadzało się całkiem sporo osób - większość z nich ubrana w proste, przewiewne, białe szaty. Marcel mógł zobaczyć, że plac otoczony był z każdej strony, na planie kwadrata, budynkami identycznymi do tego, z którego teraz wyszedł chłopak. Budynki mieszkalne, o ile wszystkie do tego faktycznie służyły, otaczały więc wypełniony zielenią, krzewami i naturą plac, w centrum którego stało owo drzewo. Ludzie, którzy przechodzili obok Marcela patrzyli na niego z lekkim zaciekawieniem, ale też z sympatią. - ...szczerze mówiąc pierwszy raz robię coś takiego, więc nie wiem nawet od jakiego miejsca zacząć. Może najpierw pokażę ci miejsce, gdzie można coś zjeść? - zapytała dziewczyna, już ruszając przed siebie w kierunku jednego z identycznych budynków, otaczających plac. Wyglądało na to, że Maroon doskonale orientowała się w tym co gdzie jest.
Marcel
Liczba postów : 257
Dołączył/a : 25/03/2016
Temat: Re: Świątynia Sherl Sro Kwi 04 2018, 19:53
Są ludzie, którzy wdzięczność uważają za przejaw naiwności. Marcelino bynajmniej do takich nie należał. Nie uważał, że zrobił dla Maroon coś nadzwyczajnego poprzedniego dnia, po prostu tyle, ile do niego należało. Nie mógłby postąpić inaczej. Mimo to, poniekąd ucieszyło go, że dziewczyna potrafiła to docenić. Pokazywała, że była naprawdę w porządku. Wciąż jednak Marcelkowi było głupio z powodu tego, co miał w brzuchu. Nie oczekiwał w tej kwestii zrozumienia. Sam sobie zarzucał, że ktoś jego pokroju nie powinien pozwolić, aby coś takiego się w nim zalęgło. Wstydził się nie tyle przed samą Maroon, co przed samym sobą. Gdy jednak dziewczyna zmieniła temat na zwiedzenie okolicy, Marcelek nabrał z powrotem pewności i wrócił wzrokiem do Maroon. - Możemy iść. Postaram się bardziej przy tym nie połamać - oznajmił pogodnie, niby żartobliwie, machając połamaną, ale naprawioną ręką. Taki to już był z niego żartowniś. Następnie ruszył za Maroon zwiedzać świątynię. Okolica, jak i ludzie, wydawała się być całkiem miła i spokojna. Z jednej strony odpowiadało to Marcelkowi, z drugiej dręczyło go, że raczej nie będzie miał okazji w takim miejscu nikomu profilaktycznie obić pyska. Nie należał do typu tych, którzy lubią prowokować innych. Wolał sam być prowokowanym, ale wątpił, aby ktokolwiek chciał go prowokować. Trudno. Nie wszędzie można narobić sobie wrogów. Czasem i taki Marcelek może porobić dobre wrażenie. Jedynie w otoczeniu na widok dziury w drzewie lekko się wzdrygnął, ale skoro nikomu ona tu nie przeszkadzała, to jemu chyba też nie powinna. O tym, że Maroon była niezwykle miła, pomocna i dobra, zaświadczyło jeszcze to, że wiedziała, iż istnieją rzeczy ważne i ważniejsze i mądrze potrafiła je rozróżnić. Stwierdziła, iż Marcelino powinien z kimś porozmawiać, ale wpierw postanowiła mu pokazać miejsce gdzie jest jedzenie. Marcelkowi aż na chwilę zabiło mocniej serduszko pod wpływem tego zatroskania i przez moment zaniemówił. Posłusznie tylko kiwnął głową, ruszając za Maroon w miejsce gdzie było jedzonko. Przy okazji też mógł zadać parę pytań. - Co właściwie sprawia, że to miejsce jest takie wyjątkowe, w kwestii... No... Problemów? - zapytał nieco niepewnie, ponieważ nie wiedział jak inaczej mógł nazwać to, co miał w sobie. Pozwoliłby Maroon odpowiedzieć, po czym miałby jeszcze jedno pytanie do zadania. - Kim jest ten, z którym powinienem porozmawiać? - dopytał, po czym mógłby się delektować jedzonkiem, w oczekiwaniu na odpowiedzi. A jeśli owym jedzonkiem miały być kanapki, to jadłby je ze zdwojonym zapałem, żeby zmniejszyć ich światową populację, by nie miały szans w ewentualnej próbie podbicia świata.
Kirino
Liczba postów : 3064
Dołączył/a : 14/11/2012
Temat: Re: Świątynia Sherl Sob Kwi 14 2018, 18:35
MG:
Maroon uśmiechnęła się delikatnie, gdy Marcelino zażartował na temat swojej ręki, ale jednocześnie widać było po jej uśmiechu, że zdecydowanie wolałaby, gdyby chłopak nie nabawił się już żadnej dodatkowej kontuzji. Czy wynikało to z jej osobistej troski, czy po prostu jej moc nie byłaby w stanie zająć się kolejnym urazem - to nie było jasne. Szła jednak z nim dalej, gdy Marcel zadał pytanie. Chwilę musiała się zastanowić nad swoimi słowami nim odpowiedziała. - Każde miejsce tworzą ludzie. Tak przynajmniej mówi nasz Wielki Schimnik, a ja się z nim zgadzam. W tym miejscu wiele osób ma podobne... problemy, co ty. - słychać było, że słowo "problemy" dziewczyna akcentowała tak, jak gdyby używała go tylko z braku lepszego zamiennika. - Wielu trafia tu przypadkiem, trochę tak jak ty. Wielu sami odnajdujemy. Choćby tej nocy, sam widziałeś, że niektórzy nie potrafią zapanować nad tym co im zostało dane. Staramy się im pomóc odnaleźć jakiś balans. - dziewczyna zaśmiała się krótko. - Mówię "my", ale sama nie jestem zbyt doświadczona. Ja i mój brat jesteśmy w tym miejscu od jakiegoś już czasu, ale wciąż przed nami daleka droga. Ach, ta osoba z którą najlepiej byłoby ci porozmawiać to właśnie Wielki Schimnik. On odpowie na twoje pytania, na twoje kłopoty i wątpliwości. I... ach... - Maroon wydawała się dziwnie zaniepokojona własnymi słowami. - Wiem, że to brzmi trochę dziwnie, ale nie jesteśmy złymi ludźmi. - powiedziała koślawo i niezgrabnie, sama wyraźnie niezadowolona swoimi słowami.
W międzyczasie dwójka weszła już do pomieszczenia wyglądającego trochę jak szkolna kafeteria. Maroon zamówiła coś co nazywało się zestawem śniadaniowym, a chwilę później już poprowadziła chłopaka do stolika. Chwilkę zajęło tylko przygotowanie dla Marcela zestawu śniadaniowego - jajecznicy z trzech jajek, 2 plastrów bekonu, kawałku sałaty polanej sosem i dwóch kanapek posmarowanych jakimś serkiem. Dostał także kubek herbaty. Chłopak mógł zajadać jeśli tylko chciał, Maroon była gotowa poczekać na niego. Sama niczego nie jadła. Uprzedzając jego pytanie, już przy zamawianiu powiedziała, że sama śniadanie już jadła.
Marcel
Liczba postów : 257
Dołączył/a : 25/03/2016
Temat: Re: Świątynia Sherl Pon Kwi 16 2018, 22:29
Umysł Marcelego, nieskomplikowane narzędzie, działał trochę pod wpływem skojarzeń. Usłyszawszy o Schimniku, Marcelkowi pierwszy do głowy przyszedł jamnik i tak jakoś się Marcelek dłuższą chwilę głowił, co z tym wszystkim mogą mieć wspólnego jamniki. Przy tym ekspresja jego twarzy mogła wyglądać, jakby to Marcelek był bardzo zamyślony. Długo mógłby się tak jeszcze nad jamnikami zastanawiać, gdyby nie drobna uwaga Maroon, która wpierw zadziwiła Marcelego, gdyż trochę zabrzmiało to dziwnie, ale potem Marcelino się uśmiechnął. Nie rozróżniał ludzi na dobrych i złych, tylko na takich, których lubił i tych, których nie lubił. Faktem było, że mniejsze szanse na bycie polubianym przez Marcelego mają źli złoczyńcy, czyniący zło, ale to nie określenie ich jako źli sprawiało, że Marcelek ich nie lubił. Nawet gdyby jednak się okazało, że Maroon jest tą złą, że prowadzi jakąś działalność na rzecz zguby ludzkości, to zdążył ją trochę polubić. I dopóki nie zagrażała nikomu, kogo Marcelek lubił bardziej od niej, to nie miało znaczenia, czy jest dobra, czy też zła. Co do reszty ludzi, to Marcelek ich nie znał, więc nie oceniał. Z wielkim entuzjazmem Marcelino zjadł śniadanie, jakby nie jadł od co najmniej dwóch dni. Potem sobie odetchnął i grzecznie podziękował a posiłek, grzecznym ukłonem. - Chyba mogę już iść porozmawiać z tym jam... Schimnikiem. O ile w swej wielkości znajdzie dla mnie czas - oznajmił Marcuś, wyrażając swoją gotowość. Miło było spędzić czas z Maroon, ale trzeba było coś w końcu zrobić z tymi mackami.
Kirino
Liczba postów : 3064
Dołączył/a : 14/11/2012
Temat: Re: Świątynia Sherl Sro Kwi 18 2018, 14:56
MG:
- Jam...? - zdziwiła się przez chwilę Maroon słysząc lapsus językowy Marcela, po chwili jednak pozostawiając temat i przechodząc do konkretniejszych tematów. Zauważyła też, że chłopak już zjadł, więc wraz z mówieniem pozwoliła sobie wstać z miejsca i zacząć kierować się w stronę wyjścia z jadalni. - Oczywiście, na pewno znajdzie dla ciebie czas, jeśli się nie mylę powinien być teraz w Sali Myśli. - rzuciła dziewczyna jednocześnie poczynając kierować się w sobie znanym kierunku, zerkając tylko co chwila czy Marcel idzie za nią. Nie mówiła za dużo w tym momencie, więc zapadła taka trochę niezręczna cisza pomiędzy parką, ale sama podróż nie była długa. Po środku jednego z boków kwadratu, które tworzyły obrys placu, znajdowało się nie wielkie przejście, coś jakby brama wbudowana w budynki, przez nią właśnie dwójka przeszła. Zaraz po przejściu przez tę "bramkę" Marcel znalazł się na kolejnym placyku, otoczonym tym razem wysokim na 4 metry murkiem, a na przeciw bramy znajdował się budynek, trochę przywodzący na myśl pagodę. Przed tą pagodą znajdowała się teraz 5 ludzi, którzy dyskutowali ze sobą dość podniesionym tonem. Marcel zauważył, że gdy tylko Maroon ich ujrzała, momentalnie jej wyraz twarzy zmienił się na zatroskany. Po chwili mężczyzna mógł zauważyć, jak jedna z osób łapie rękoma drugą za ubranie i zaczyna szarpać. W tym momencie towarzyszka Marcela momentalnie ruszyła biegiem do tych osób. - Przestańcie! - usłyszał tylko Marcel, nieco być może zagubiony w obecnej sytuacji.
Poniżej znajdują się buttony for, z którymi obecnie prowadzimy wymianę. W celu nawiązania współpracy zachęca się do odwiedzenia pierw tematu z regulaminem wedle którego wymiany prowadzimy, a następnie do zgłoszenia się w tym temacie. Nasze buttony oraz bannery znajdują się zaś w tym miejscu.
Layout autorstwa Frederici. Forum czerpie z mangi "Fairy Tail" autorstwa Hiro Mashimy oraz kreatywności użytkowników. Wszystkie materiały umieszczone na forum stają się automatycznie własnością jego jak i autorów. Dla poszanowania Naszej pracy uprasza się o nie kopiowanie treści postów oraz kodów bez uprzedniej zgody właścicieli.