I've never seen a decent person among those who say they're going to save the world while forsaking the people around them. Those types of men are always so intoxicated by thier own hollow dreams that they call every little thing in front of them trivial.
Porywisty i zimny wiatr targał gołymi już i słabymi drzewkami na wszystkie strony. Nieliczne stojące jeszcze jebane tybetańskie drzewka iglaste, kołysały się w takt muzyki, którą grał wiatr razem z drewnianymi okiennicami klasztoru. W każdym oknie paliło się światło, była to bowiem pora modłów i przy samotnym blasku świecy, mnisi odbywali medytacji. W jednym z okien klasztoru, jednak świeczka się nie paliła. I tylko naprawdę bystry obserwator mógł dostrzec na tle ciemnej szyby, oświetlanej jedynie blaskiem księżyca, pomarszczoną twarz mężczyzny. Wpatrywał się on w księżyc, stojący teraz w pełni i widocznie nad czymś rozmyślał. Przejechał dłonią po swojej łysej głowie i spuścił wzrok na dól, patrząc na wewnętrzny dziedziniec klasztoru, wzdychając powoli. To jego potomkowie stworzyli to miejsce, przed trzema stuleciami. Było idealne, na szczycie wielkiego, trudno dostępnego płaskowyżu. Z prawej i lewej strony, a także na tyłach klasztoru, znajdowała się jedynie pustka, bowiem tu stroma skarpa kończyła się. Gdyby ktoś próbował zaś wejść tamtędy do klasztoru, musiałby pokonać 250m oblodzony odcinek, prawie całkowicie płaskiej ściany. Nieliczne kamienie mogły służyć za podpórkę dla ręki czy nogi, ale nigdzie nie było miejsca na to by usiąść. A lód pokrywający ścianę płaskowyżu, tylko utrudniał wspinaczkę, czyniąc klasztor niezdobytym z właściwie trzech stron świata. Jedynie zachód, przednia strona klasztoru, była dostępna dla ludzi. Mimo to i ta droga była rzadko używana. Niebezpieczna i zawiła wiodła przez las i stromą ścieżką wzdłuż bocznej ściany, sąsiedniej góry. Dróżka prowadziła do małej wioski u podnóża góry. Jedynego kontaktu między światem zewnętrznym a mnichami. Tak więc klasztor który tu zbudowano, był prawdziwą twierdzą. Na dodatek owa ścieżka była tak wąska, że mieściła ino dwóch mnichów naraz. Sam klasztor, otoczony był murem kamiennym wysokości 3m, brama zaś całkowicie drewniana, otwarta była tylko między 06:00 a 18:00. Kto znalazł się na terenie klasztoru po tej godzinie, do rana wyjść nie mógł i na odwrót. Jeśli mnichowie nie wrócili przed 18:00 to noc, spędzali na dworze. Główny budynek znajdował się na malutkim wzniesieniu, był to jedno piętrowy budynek, o planie kwadratu, zajmujący 3/4 powierzchni klasztoru, leżący w samym jego centrum. A w centrum głównego budynku, znajdowała się 17m wieża. Dookoła głównego budynku były poustawiane budynki takie jak kapliczka, stajnia, kuchnia, stołówka czy malutki szpitalik. Budynków było znacznie więcej i rozsiane były oczywiście po całym terenie klasztoru. Na to wszystko dumnie patrzyła postać z okna, w wieży. Dumnie a zarazem z dozą zmartwienia i nostalgii. Według proroctwa już dziś mają potoczyć się losy klasztoru. Starzec nie wiedział nic więcej, tylko tyle że zdarzy się coś wyjątkowego. Czy to będzie zbawienie? A może przekleństwo? Przeżegnał się i pomodlił do buddy o łaskawość, po czym udał na spoczynek, po raz ostatni obrzucając czujnym wzrokiem, dzieło swych przodków.
Na temat misji dostaliście nie wiele informacji. Ot udać się do wioski na dalekiej północy. Do karczmy pod płetwą Narwala. To też nie mając zresztą większego wyboru, uczyniliście. Karczma nie była zbyt gustowna, ba wydawała się nieco... niechlujna. Ale co się dziwić, na tak dalekiej północy goście inni niż mnichowie z pobliskiego klasztoru, byli dość dziwnym i niecodziennym widokiem, a karczma nie była przystosowana do takich rzeczy. Karczmarz modlił się tylko w duchu, byście nie zabawili tu długo. Bowiem skromne zaopatrzenie jego piwnicy, może bardzo szybko stopnieć z szóstką nowych wędrowców. Siedzieliście więc w karczmie, przysłuchując się miarowemu dźwiękowi, jaki wydawała z siebie polerowana przez karczmarza szklanka i czekaliście. Nie trwało to długo, po około godzinie od przybycia ostatniego z was, pojawiła się siódma osoba, dość mizernej postury starzec, odziany w czarnego koloru togę, jakby zimno panujące na zewnątrz, nic dla niego nie znaczyło. Posiadał tylko jedno oko, drugi oczodół ział pustką a staruszek wcale tego nie ukrywał, ba pokazywał to jak gdyby chełpiąc się odniesioną niegdyś raną. Obrzucił on waszą szóstkę, notabene jedynych ludzi w karczmie, nie licząc samego karczmarza, po czym zajął miejsce przy największym stoliku, opierając laskę obok krzesła. Nawet karczmarz na chwilę przestał polerować szklankę, przypatrując się jegomościowi, który wyjął zza pazuchy fajkę i zapalił, używając zapewne magii, gdyż nie zauważyliście by wyciągnął cokolwiek co by mu ów fajkę zapalić pozwoliło. Karczmarz widząc to przeżegnał się szybko i wrócił do polerowania szklanki, jak widać magia w tych stronach nie była widokiem codziennym. Staruszek zaś zaciągnął się dymem z fajki i powoli, bez pośpiechu wypuścił dym z ust. -Usiądźcie dzieci... nie mam wiele czasu więc streszczajmy się.- Powiedział spokojnie i oparł ramiona na stole, patrząc na was wszystkich uważnie-Każdy z was zapoznał się z tematem misji, inaczej by was tu nie było. Mam to gdzieś czy będziecie współpracować, konkurować czy co tam jeszcze wymyślicie. Ja chce informacji, wy pieniędzy. Prosty interes, lecz jeśli macie jakiekolwiek pytania, to tylko po to tutaj jestem. Jeśli będę mógł...- Tu na chwilę zawiesił, patrząc na każdego z was po kolei, przy czym na dłużej wzrok zawiesił na Makbecie-I oczywiście chciał, to wam odpowiedzi udzielę. Klasztor znajduje się na płaskowyżu leżącym 400m za górą Lup leżącą oczywiście obok wioski. Możecie pójść szlakiem, albo zrobić co tam chcecie, jak mówiłem nie obchodzi mnie to.- Powiedział co miał powiedzieć i skończył milknąc na chwilę, by znów zaciągnąć się dymem z fajki-Więc, macie jakieś pytania?- Spytał już spokojnie, patrząc teraz tylko na Nanayę.
Ostatnio zmieniony przez Don Vito Ferliczkoni dnia Wto Lis 20 2012, 17:29, w całości zmieniany 1 raz
Autor
Wiadomość
Mor
Liczba postów : 2920
Dołączył/a : 20/08/2012
Temat: Re: Klasztor Zori Wto Wrz 03 2013, 02:44
Blisko. A nawet za blisko, jak uważała. Do tego jakże przyjemny uśmiech... Uh, robiło się bardzo nieciekawie, do pierwszego pana przytarabaniła się trójka pozostałych. Ech, zapowiadała się burda, której za wszelką cenę chciała uniknąć. Ale ta zbliżała się nieubłaganie, kiedy tylko usłyszała i o tym, że chcą teraz zaprowadzić je do Zori oraz gdy mężczyzna zaczął się zachowywać jak na zwierze przystało. Lepiej było ich nie prowokować i Nanaya ze wszystkich sił starała się, by na język nie cisnął się trafny komentarz na temat tej sytuacji. Westchnęła ciężko i spojrzała na czwórkę przed nimi. Poza nimi była jeszcze piątka innych... Czwórka wyszła, ale czy to znaczyło, że sobie poszli? Jej spojrzenie stało się chłodniejsze. - Z tego co pamiętam do klaszotru prowadzi ciężka i długa droga, a bramy są nocą zamknięte. Zmieniło się coś przez pół roku, że mnisi przyjmują podróżnych po zmroku? - zapytała rzeczowo, uparcie wpatrując się w ich rozmówcę. - Poza tym upadek z tej wąskiej ścieżki w dodatku w nocy jest niezwykle łatwy. Nalegam, byśmy zostały w karczmie. Na pewno macie wolne pokoje - kontynuowała z uporem i niezłomną pewnością osoby, która dokładnie wiedziała, co się tu dzieje. Ugryzła się w język, słysząc, jak bardzo zwierzęcy jest mężczyzna. Już, już chciała powiedzieć coś ciętego, ale w obecnym momencie było to jak loteria - albo puszczą mimo uszu, w co wątpiła, albo będzie to tylko iskra zapalna. Sprawa wyglądałaby zupełnie inaczej, gdyby dziewczyny wiedziały, z czym się mierzą. Wtedy narażanie ich przez własną niewyparzoną gębę nie pociągało takiego ryzyka. Wstała i stanęła luźno przed warczącym mężczyzną. - Radziłabym, żeby się pan uspokoił. Nie chcemy przecież, by komukolwiek się coś stało, prawda? - zwróciła się do mężczyzny, gotowa praktycznie na wszystko. To nie były wampiry pokroju Arena. Mogli starać się ze wszystkich sił jako słudzy, ale pewnych rzeczy nie byli w stanie powstrzymać. Zwłaszcza tego. Tylko jakim cudem to się stało? Czy to było to samo, co z Celią? W takim razie nie było wątpliwości, że musiał istnieć inny sposób. Tylko... Nie było ani trochę wesoło, jej głos był bezbarwny. - Jeżeli nie ma wolnych pokoi, to ruszymy, a przynajmniej ja ruszę, do klasztoru jak odpowiecie na kilka moich pytań i oświetlicie drogę do Zori. Nie powinno być z tym żadnego problemu, prawda? W końcu nikt nie chce skończyć jako krwawa miazga. - Mówiąc to wszystko uważnie obserwowała całą czwórkę. Pierwszą rzeczą było to, że znała nazwę klasztoru. Drugą rzeczą były jej pytania, które nie koniecznie musiały być dla nich komfortowe. Trzecią było oświetlenie. Byli do tego zdolni? Stąpała po kruchym lodzie. Gdyby którykolwiek z nich próbował ją chwycić stara się wyrwać, a w przypadku zmniejszania i tak już mikrego dystansu stara się cofnąć tak, by się nie przewrócić, ewentualnie siada. Gdyby któryś z nich był wyjątkowo uparty lub agresywny nie waha się, tylko tworzy kulę światła (PWM) i posyła ją prosto w jego twarz. Z pewnością spowoduje to burdę, ale lepsze to niż użeranie się z nimi, myślącymi, że są bezsilne. Miała nadzieję, ze do tego nie dojdzie.
Wild
Liczba postów : 114
Dołączył/a : 10/12/2012
Skąd : Wschodnie Lasy, lokalizacja bliżej nieokreślona
Temat: Re: Klasztor Zori Czw Wrz 05 2013, 19:50
Policjantka nic nie mówiła. Siedziała cicho. Nic nie mówiła, bo i nie było po co. Sprawiała wrażenie, jakby nic wokół jej nie obchodziło. Po prostu cicho sączyła swoje mleko. Kiedy wszystkie kobiety się przedstawiły, ona również skorzystała z tego przywileju, ale to było wszystko. Nie wiedziała nic na temat misji, więc nie miała nic do powiedzenia. Nawet kiedy wszystko ucichło. Kotka to zauważyła, momentalnie. Wiedziała, że ci wszyscy wieśniacy w karczmie nie byli takimi do końca zwykłymi wieśniakami. Hm, mówi się trudno? Czyżby misja w takim razie już się rozpoczęła? Po prostu wszystko bacznie obserwowała. Kątem oka nieznajomych, wprost - siedzące wokół kobiety. I słuchała. Każdego słowa, żeby jej nie umknęło. Sama nie chciała się wtrącać, bo nie była w mówieniu najlepsza i wolała tego unikać. Ostrym, przeszywającym spojrzeniem mierzyła Nanayę. Kobieta zdawała się coś wiedzieć. Więcej niż one. Czyżby pracowała wcześniej z kronikarzem? Tak czy siak, Inuyasha postanowiła jej zaufać. Owszem, mogło być tak, że pracuje z tymi dziwacznymi ludźmi wokół, lub raczej nie-ludźmi, ale dziewczyna sądziła, że to zbyt mało prawdopodobne. Przecież tak dopracowana pułapka na trzy kobiety byłaby kompletnie pozbawiona sensu. No, chyba, że jedna z nich była księżniczką. Tsume odstawiła pusty już kubek i powoli wytarła sobie wargi z resztek mleka. Nadal nie patrzyła bezpośrednio na otaczające je dziwadła. Byli tacy... Dzicy, zwierzęcy. Z takim czymś kotka się jeszcze nie spotkała. Machnęła ogonem leniwie, słuchając słów blondynki. Czyżby podejrzewała, że w klasztorze znajdzie się kronikarz, skoro nie protestowała jakoś szczególnie przed pójściem tam? Albo sądziła, że ma się w nim odbywać misja? A może nie widziała szans na przetrwanie? Obojętnie, której opcji by nie brać pod uwagę, słowa te miały sens, a opcje wydawały się być prawdopodobne i uzasadnione. Nie miały więc szczególnego wyboru. Kotka więc rzuciła blondynce znaczące spojrzenie i kiwnęła delikatnie głową na zgodę.
Hermiona
Liczba postów : 265
Dołączył/a : 28/11/2012
Temat: Re: Klasztor Zori Czw Wrz 05 2013, 20:02
Carocia tym razem pozwoliła swojej koleżance zabrać głos. O dziwo, miała lepszy dryg do negocjacji. Tym bardziej, że jakoś nie miała zamiaru ruszać się do klasztoru. Było to podejrzane, ale w krótkiej chwili blondynka zorientowała się o co chodzi. Klasztor, ale to pewnie właśnie ten klasztor dziewczyny będą musiały obserwować. Nie rozumiała, dlaczego, ale w tym momencie nie chciała się tam zbytnio zbliżać.. Wstała powoli i stanęła blisko stolika, jednak jak najdalej od grupki mężczyzn. Na razie obserwowała.
Rosalie
Liczba postów : 395
Dołączył/a : 20/09/2012
Skąd : Twoje sny~?
Temat: Re: Klasztor Zori Czw Wrz 05 2013, 21:02
- Wyrzucać Bogu ducha winne kobiety z gospody, cóż za okropieństwo. - Westchnęła pod nosem kobieta, ciągle siedząc po stoliku. Co nie znaczy, że była wyluzowana - raczej w każdej chwili wstać i odskoczyć, choć raczej wątpiła w taką możliwość. Słuchała za to dokładnie słów Nanayi, przy tym przyglądając się uważnie ludziom w karczmie. Może był tu ktoś jeszcze, kto kontrolował zaklęcie powodujące to zwierzęce zachowanie? Tak, to musiało być zaklęcie, no, przynajmniej Rosalie tak myślała. Z drugiej strony, może mieszkanie na odludziu wywołało w nich jakieś zwierzęce instynkty? Jeśli tak, to czemu nie było o tym żadnej wzmianki w misji... Prawdziwa zagadka. Naprawdę chciałaby teraz usłyszeć, co ma do powiedzenia miodowowłosa. Znała drogę do klasztoru, czyli była tu wcześniej. Czyżby misja? Skoro teraz poszukują informacji, to wcześniejszy pobyt Nanayi na tym lodowym pustkowiu zakończył się niepowodzeniem? Przecież wcześniejszy pobyt w Zori powinien dostarczyć wystarczających informacji.. Co tam się kryje, skoro nawet Ci mężczyźni tak mówią o tym miejscu? Cóż... chyba nie było sensu nad tym gdybać bez większej ilości informacji...
Jo
Liczba postów : 5542
Dołączył/a : 29/08/2012
Skąd : Poznań
Temat: Re: Klasztor Zori Czw Wrz 05 2013, 21:44
MG
Z całej czwórki tylko Nanaya mówiła, w gruncie rzeczy ona była najlepiej poinformowana i zdawała się wiedzieć mniej więcej o co chodzi. Nie zmienia to jednak faktu że pozostałe samice pozostawały czujne i uważne.-Oh nie wiele, po prostu nasz pan zbudził się z bardzo długiego snu... ale więcej wyjaśni wam sam.-Uśmiechnął się, znów odsłaniając długie kły.-Oh, wybacz, zalęgły się w nich... pchły. Chyba że chcesz spać ze mną w ło-Nim dokończył jego towarzysz ostro go szturchnął.-Mistrz powiedział że bez powodu nie mamy ich ranić.-Powiedział ostrym tonem.-Oh daj spokój, powiemy że się opierały, są cztery... nas jest 8. To po jednej na dwóch. Nie chciałbyś spene-Cios lewej pięści nadszedł jak uderzenie pioruna powalając mężczyznę na ziemię. Widać że to ten drugi był "Szefem" gromady.-Chcesz żebyśmy wszyscy skończyli jak Henry? Jego nie da się okłamać.-Patrzył na towarzysza surowym wzrokiem, po czym spojrzał na dziewczyny bez krzty współczucia. W odróżnieniu od drugiego mężczyzny, ten był spokojny, opanowany i znacznie bardziej inteligentny.-Odpowiem po drodze, o ile będę mógł. I nie oświetlimy wam drogi, aczkolwiek gwarantuje wam że każdy z nas świetnie widzi w ciemnościach. Przytrzymamy was...-Bynajmniej nie brzmiało to jak prośba. Powalony mężczyzna wstał i zmieszany stanął z tyłu. Tymczasem ten wcześniej milczący wskazywał dziewczynom drzwi, co było chyba dość jasnym sygnałem.
Czas na odpis: 08.09 godzina 22:00
Mor
Liczba postów : 2920
Dołączył/a : 20/08/2012
Temat: Re: Klasztor Zori Czw Wrz 05 2013, 23:54
Przysłuchiwała się w uwadze wszystkiemu, co też panowie mówili, ale nawet nie drgnęła, gdy stoicy niemal przed nią mężczyzna oberwał a twarz. Pięknie. Nie zareagowała również na jednoznaczne ochłapy, które rzucał zwierzak. Bo czym innym był, jak nie zwierzęciem, które tylko kieruje się instynktami. Kiedy cała ta szarada się skończyła, westchnęła ciężko i zarzuciła płaszcz na siebie, ponownie zakładając cały rynsztunek. Nie spieszyła się. Mieli czas. Postanowiła w międzyczasie spróbować wytłumaczyć wszystko dziewczynom. - To niezwykłe, jak szybko przenoszą się tu informacje... Od jak dawna wiedział, że dziś przyjdziemy? - zapytała "szefa", patrząc wyczekująco, ale stwierdził, ze odpowie na pytania później. Podczas ponownej wędrówki do klasztoru. - Drogie panie, czeka nas spotkanie z wampirzym lordem. A to nasz uroczy komitet powitalny. Szykuje się niezbyt przyjemny spacer na tym mrozie, więc opatulcie się mocno. Jeśli macie jakies pytania, pytajcie, postaram się na nie odpowiedzieć - uśmiechała się w ich stronę chłodno. Choć nie chciała być niemiła, to obecnie jej umysł był zaprzątnięty innymi, ważniejszymi kwestiami. Skąd wiedział? Kiedy wydano rozkazy? Dlaczego na nie czekał? Jakoś wątpiła, by zaprosił je na ciastka i herbatę. Więc... dorwał Kronikarza? Jak na razie była to najbardziej racjonalna myśl. Skończyła się ubierać - Nie wątpię że doskonale widzicie w ciemności, ale nie każdy posiada takie umiejętności... - Westchnęła ciężko, po raz kolejny. Wyszła z karczmy, ponownie na ten mróz, okrywając się szczelniej płaszczem i jeszcze raz sprawdzając ekwipunek. Musiała przyzwyczaić oczy do ciemności. Raczej wątpiła, by spodobała im się jasna kula światła w jej rękach. Rozejrzała się po okolicy, chcąc chociaż trochę rozpoznać teren, ale nie liczyła na wiele. Mówił, że było ich ośmiu? Więc pewnie tamta czwórka też gdzieś tu była. - A więc odpowiedz mi na kilka pytań - poprosiła, kiedy "szef" też już wyszedł i pozostało niewiele czasu do wyruszenia w góry. Tyle wspomnień... Zmrużyła oczy. Tak, tyle wspomnień... - Co się stało z Kronikarzem? Miałyśmy się z nim dzisiaj spotkać. Do tego po co Aren każe nas ciągać przez góry, kiedy wygodniej dla niego pozbyć się nas tutaj? W sumie, gdyby po prostu chciał się posilić wystarczyłoby, gdybyście nas ogłuszyli i zanieśli wprost do Zori, a tymczasem prowadzicie nas do klasztoru i pilnujecie, by nic nam się nie stało. Dlaczego? - pytała spokojnie, nie spiesząc się. Mieli dużo czasu. Do klasztoru był kawał drogi. - No i chyba najważniejsze... - Uśmiechnęła się, odsłaniając zęby. Nie był to ładny uśmiech. - Od jak dawna jesteście na usługach Arena?
Hermiona
Liczba postów : 265
Dołączył/a : 28/11/2012
Temat: Re: Klasztor Zori Pią Wrz 06 2013, 16:59
Carocia jakoś nie wierzyła własnym uszom w to, co właśnie słyszała. Sen jakoś zrozumiała. Każdy może być raz na jakiś czas po długiej imprezie i mieć dużego kaca. Za to o wampirów się nie spodziewała. - Na serio? To nie jest żaden głupi żart zleceniodawcy, tak? - wolała się upewnić, chociaż z całej tej atmosfery odczytała, że nie był to w żadnym stopniu żaden, dziecinny, czy też głupi żarcik. Znając też życie i szczęście sytuacja dziewczyn będzie podobna do szczypiorku, w który trafił piorun. Do tego nie spodziewała się taryfy ulgowej dla śmiertelnych dziewczyn od wampirów. Same kły i w ogóle propozycja, którą złożyli Nanayi lekko przeraziło blondynkę, ale dodało jakąś pewność siebie. Skoro z jakimiś tam ludźmi ze slumsów sobie poradziła to i tutaj da radę. Nie znała ludzi i ich umiejętności, ale też ci ludzie nie znali jej za dobrze. To działało raczej na niekorzyść dziewczyn. - Nana.. Mogłabyś nam wdrążyć bardziej w temat wampirów i tego całego tematu podczas podróży? Bo na razie czuję się jak chomik.. Biorą mnie ludzie, gdzie chcą, ale i tak dużo nie powiedzą... A my nic nie wiemy na temat Arena i wampirków.. Więc mogłabyś nam łaskawie powiedzieć?- Nanaya dużo więcej wiedziała na temat krwiopijców i to już uznała Carocia, kiedy powoli zaczęła się ubierać w grube rzeczy. Dużo się działo musiała przyznać. Może to było dziwne dla Caroline, ale bała się tego, co się niedługo stanie. Chcąc, czy nie będzie musiała pójść razem ze zgrają powitalną najpewniej do tego całego Arena, co o nim Nanaś wspomniała. - Na serio na razie nie możecie nam nic zrobić? I dotrzemy w całym kawałku do tego klasztoru? - nie wiadomo, czemu tak nagle to powiedziała. Nagle jej katerynkowe zmysły ruszyły i po prostu chciała swoją frustrację wyrzucić z siebie gadaniem. Innego sposobu nie stosowała. Dobrze wiedziała, że dla niej rozmowa będzie najlepszym sposobem by się w jakikolwiek rozluźnić.
Rosalie
Liczba postów : 395
Dołączył/a : 20/09/2012
Skąd : Twoje sny~?
Temat: Re: Klasztor Zori Nie Wrz 08 2013, 21:09
Było dziwnie. Pomijając jednoznaczne teksty bandy wieśniaków, zachowujących się jak rozdrażnione zwierzęta, mnóstwo dialogów o niejasnej dla Rozy treści, stoicki spokój Nanayi... tak, nadal było dziwnie. Choć starała się zrozumieć, o czym mówią i wyciągnąć z tego wszystkiego jakieś sensowne informacje, połowa tekstu wylatywała drugim uchem niezarejestrowana przez mózg. Jedyne, co jakoś zostało, to informacja o tym, że jednak będą musiały iść w całkowitej ciemności do klasztoru pełnego wrogich im osób na usługach.. kogoś tam - zapewne psychopaty- oraz, że... otaczają ich wampiry, idą do wampirzego pana, a pozostałe panie nic sobie z tego nie robią. No bez jaj. Dlaczego wszyscy przyjmowali to do wiadomości, ot tak? Albo nawet jeśli zakładali, że coś takiego istnieje, dlaczego godzili się na to bez większego 'ale'? Coraz bardziej wierzyła w obecność zaklęcia, które teraz opanowywało umysły jej kompanek. - Naprawdę? - Zapytała się z niedowierzaniem po wypowiedzi Caro, która rozmawiała z Nanayą o tym z takim spokojem i poczuciem normalności, jakby rozmawiały o tym, czy jutro będzie padać. - Serio wierzycie w bajeczkę o jakiś wampirach..? Jeśli macie zamiar jakoś na straszyć... nieee. Nie ma szans, abym w to uwierzyła. - Pokręciła stanowczo głową i spojrzała chłodno, może nawet z żalem i wyrzutem na Nanayę. - Jeśli to jakiś żart... jesteś kronikarzem i po prostu nas wrabiasz? No cóż, jej umysł nie przyjmował do wiadomości podanych informacji, po prostu nie. Zobaczy, to uwierzy. Ale wampiry? Nie, to bajeczki dla niegrzecznych dzieci, aby nie wychodziły po zmroku z domu. Tak czy siak nie chciała zostać sama i zdecydowanie z przymusu ubrała się i wyszła razem z grupą z karczmy.
Wild
Liczba postów : 114
Dołączył/a : 10/12/2012
Skąd : Wschodnie Lasy, lokalizacja bliżej nieokreślona
Temat: Re: Klasztor Zori Nie Wrz 08 2013, 23:00
Wild nie zaszczyciła owych mężczyzn ani jednym spojrzeniem. No, może dopiero, kiedy pierwszy oberwał w twarz. Mocno. Jej uszy drgnęły niespodziewanie, pod wpływem nagłego hałasu. Mimowolnie zerknęła w tamtą stronę. I nie oderwała już wzroku, dopóki Nanaya się nie odezwała. Wtedy spojrzeniem znów powróciła do jej twarzy. - Proszę? - zapytała w sposób, jakby nie dosłyszała fragmentu o wampirach, mrugając zaskoczona. Nie znała tego słowa. Nigdy się z czymś takim nie zetknęła. - Czym... Czym jest wampir? - zapytała kotka, przełykając przedtem swoją dumę. Bo... Nie wiedziała. Znała tylko te rzeczy, z którymi się zetknęła przed obudzeniem się na polanie, tamtego dnia. Tak przynajmniej wnioskowała, bo jakimś cudem bywało, że wiedziała o jakimś zjawisku czy przedmiocie, z którym od tamtego czasu się nie zetknęła. Sądziła więc, że musiało to być przed wydarzeniem, które pamiętała jako pierwsze. A słowo wampir, było dla niej tylko pustym słowem. Nic jej nie mówiło. Nie spuszczając wzroku z towarzyszek i słuchając uważnie tego, co miała do powiedzenia blondynka, Inuyasha niechętnie wstała i ubrała się. Powlokła się za wszystkimi na zimno. Znowu. Opatuliła się dokładnie tak, że tylko oczy było jej widać. Nie chciała przecież zamarznąć. Z widzeniem w ciemności nie miała żadnego problemu. Przynajmniej na tyle, by się o nic nie potykać. A tych... Tych ludzi się nie obawiała. Więcej mieli w sobie ze zwierzęcia, niż z człowieka. A przed nimi Policjantka nigdy nie odczuwała strachu.
Jo
Liczba postów : 5542
Dołączył/a : 29/08/2012
Skąd : Poznań
Temat: Re: Klasztor Zori Pon Wrz 09 2013, 01:26
MG
No i co pozostało dziewczynom? Wstały, ubrały się i wyszły. Obok każdej szedł jeden z mężczyzn, gotów złapać i podtrzymać dziewczęta. W międzyczasie dziewczyny prowadziły ożywioną konwersację a Nanaya zadawała pytania.-Nie wiedzieliśmy. Czekaliśmy tam od czterech dni aż ktoś przyjdzie. Odpowie na wezwanie.-Rzekł niewolnik bez cienia emocji-Nie wiem co stało się z kronikarzem, o to musisz spytać Mistrza. Ciągniemy was tam, bo on miał takie życzenie, myślisz że mówi nam, niewolnikom, dlaczego podejmuje takie a nie inne decyzje? Co do ostatniego... sam już nie wiem... 5 miesięcy?-Wzruszył ramionami i dalej szedł wraz z dziewczyną, wspinając się po niebezpiecznych szczytach. Słysząc uwagę Ros, ten najbardziej dziki niewolnik roześmiał się diabolicznie i popchnął Ros, gdy wchodzili po stromej skarpie. Dziewczyna pisnęła i na pewno spadłaby w dół góry, gdyby nie to że wampir złapał ją szybciej niż zadziałała grawitacja.-Nikt nie każe ci wierzyć.-Wysyczał jej do ucha, przyciągając ją do siebie.-Przestań...-Syknął jego towarzysz, tamten odwarknął coś w odpowiedzi i stanął obok Ros, znów pilnując by ta nie spadła. Po dłuższej wędrówce, w morderczym tempie niewolników, zmęczone i przemoczone dziewczyny dotarły do lasu, dzielącego je od Zori. Już na przywitanie z lasu wynurzyły się szkarłatnookie wilki, warcząc cicho. Niewolnicy jednak się nimi nie przejmowali, prowadząc dziewczyny ku zbliżającemu się klasztorowi.
Czas na odpis: 11.09 godzina 22:00
Mor
Liczba postów : 2920
Dołączył/a : 20/08/2012
Temat: Re: Klasztor Zori Sro Wrz 11 2013, 15:15
Pytania, pytania, pytania. Pytania, które może kiedyś też by miała, gdyby dano jej taką możliwość. Tymczasem od razu postawiono ją w sytuacji, w której nie mogła ani zaprzeczyć, ani zapytać. Spojrzała na dziewczyny. Od czego zacząć? - Wierz lub nie, niedługo sama się przekonasz, czy mam rację. A co do kronikarza... - Jej uśmiech stał się jakoś bardziej nieprzyjemny. - Nie jestem nawet w połowie tak wredna, jak on. Jeśli spotkamy go żywego, same go zapytacie, co to wszytko znaczy. Prawdopodobnie już siedzi w klasztorze. - O ile to dobre wyrażenie, zupełnie nie wiedząc, co mogło się z nim stać.Tak, spotkać go żywego. Było to niezwykle dziwne przeczucie, że coś się wydarzyło. Bo inaczej skąd by wiedzieli, że ktokolwiek przyjdzie do tego wygwizdowa, by później skierować się do Zori? Westchnęła ciężko, po raz kolejny. Za dużo niewiadomych... - Wampiry, z tego co mi wiadomo, powstają w wyniku przedostania się d organizmu człowieka lub zwierzęcia wampirycznej pijawki, która całkowicie zespaja się z organizmem tworząc niemalże nierozerwalną więź. Zabicie pijawki koczy się śmiercią jej nosiciela w ogromnej liczbie przypadków - mówiła spokojnie i powoli, próbując wyjaśnić, czym dokładnie jest wampir. Jak uchwycić całą złożoność istoty, która już nie jest człowiekiem. - W związku z posiadaniem pijawki, wampir przechodzi szereg zmian, które mają go przystosować do... nowego życia. - Dość ironiczne, nie sądzisz, Nanasiu? - Są nieśmiertelne, jeśli chodzi o upływ czasu, a większość ran, chorób czy trucizn nie ma na nie efektu. Oczywiście, można je zabić. Tylko że z powodu ich szybkości, siły i wytrzymałości graniczy to z cudem lub niezwykłym szczęściem... Nie kierują się emocjami. Coś takiego przestało istnieć w momencie, gdy się przemieniły. - To chyba w tym wszystkim jest najsmutniejsze... Co teraz Aren myśli o Mary Ann? Na swój sposób jest to ciekawe, ale... nie chciałabym znać odpowiedzi... - No i najważniejsze - nie kłamią. Ale nie znaczy to, że mówią prawdę. - Wydawało się, że skończyła. Co mogła więcej powiedzieć? O niewolnikach... tak, mogłaby tylko że jeszcze trochę i w ogóle nie będzie mogła mówić. Przez tempo narzucone przez nich i zimne powietrze czuła, jak ból w gardle robi się nie do zniesienia. Przełknęła ślinę. Tymczasem zbliżali się do klasztoru. Znów ten sam lasek, ta sama droga, te same wilki. A może nie? Wtedy też otoczyły ich wilki, choć nie warczały. To oni je zaatakowali... Westchnęła cichutko, idąc dalej, nie przejmując się potężnymi zwierzętami. Zori, Zori, Zori... Trzęsła się. Sama nie wiedziała, czy to z powodu zimna, strachu czy ekscytacji.
Hermiona
Liczba postów : 265
Dołączył/a : 28/11/2012
Temat: Re: Klasztor Zori Sro Wrz 11 2013, 19:36
Od otchłani do wampirów... No to naprawdę ładnie nasza młoda bohaterka. Czuła się w każdym razie z tym dziwnie. Dlaczego? Bo tam, gdzie ona tam musi się coś dziać złego. A to w szczurkach, a to tutaj kronikarza nie ma. No mówi się trudno! A co jej nie zabiję, może tylko wzmocnić. -Wilki nas nie zaatakują?- spytała lekko speszona. Sama nie wiedziała, jak w tym momencie się zachować. Bać się? Pewnie tak. Jednak takim typem osobowości nie jest Carocia.. - Słoooodkie~
Jo
Liczba postów : 5542
Dołączył/a : 29/08/2012
Skąd : Poznań
Temat: Re: Klasztor Zori Czw Wrz 12 2013, 16:52
MG
No i ruszyli, kontynuując nie przerwanie wędrówkę. W pewnym momencie Rosalie się potknęła, zaś Wild dość mocno zawiało. Mimo to procesja w miarę bezpiecznie dotarła pod drzwi klasztoru. Tam bez słowa otworzył im jeden z mnichów, wpuszczając ich do środka. Dziewczyny zostały poprowadzone prosto, do głównego budynku, a tam, plątaniną korytarzy, do schodów prowadzących ku wieży. Powoli i żmudnie docierali do celu, zatrzymując się przed drewnianymi drzwiami.-Wejść-Rozległ się głos nim zdążyli zapukać. Głos świetnie Nanayi znany, a jednak tak różny. Zachrypnięty głos demona z podziemi, którego Nanaya spotkała przy ostatniej wizycie tutaj, a jednocześnie znalazła w nim sporą nutę tego głosu, który tak często przyszło jej słuchać w Os Kelebrin. Drzwi otwarły się, a dziewczyny zostały siłą wepchnięte do starej wieży Bahry. Prócz nich do pomieszczenia wszedł jedynie szef grupy, ale Aren odgonił go ruchem dłoni, więc kłaniając się wyszedł. Tak... Aren. Najbardziej charakterystyczna rzecz w całym pokoju. Smukła, umięśniona sylwetka, wysokiego mężczyzny stojącego przy oknie od razu rzucała się w oczy. Tak samo jak niesamowicie blada cera. Miał na sobie jedynie skórzane spodnie, stopy zaś i tors były odsłonięte, z początku jednak stał do dziewczyn tyłem. Samo pomieszczenie nie było wielkie. Prócz dywanu pokrywającego całą podłogę i słabej świetlnej Lacrymy na suficie, nie było tu nic. Widać wielki lord wampirów nie potrzebował luksusów. No, albo tu nie mieszkał... Zaczerpnął powietrze w usta i odwrócił się do dziewczyn. Widok nie należał do przyjemnych oj nie. Powodem była wielka wyrwa ziejąca w lewym boku, odsłaniająca szaro-czarne narządy, powoli pracujące i wijące się, jakby żyły własnym życiem. Poza tym normalny człowiek nieco umięśniony i chudy, jednak twarz była prawie tak przerażająca jak dziura. Przeżółkłe białka oczu, czerwone oczy żarzące się jak węgielki i nos, spłaszczony i przypominający nozdrza nietoperza. Wargi miał wykrzywione w ponurym uśmiechu, były mięsiste i zdawały się sięgać od ucha do ucha, odsłaniając szereg ostrych zębów i długie kły. Uszy miał nieco szpiczaste, włosy zaś szare, schludnie zaczesane do tyłu. -Ahh, moje drogie, usiądźcie. Mam nadzieję że podróż miło wam minęła.-Kiedy mówił, nos mu delikatnie drgał. Sam też usiadł pod oknem, krzyżując nogi. Kiedy zginał tułów, z rany w boku wypłynęła ciemno-żółta ciecz, ściekając powoli na spodnie. Wild kichnęła, widocznie przeziębiona.
Stan postaci: Rosalie: Prawa kostka boli Wild: Przeziębiona, nie masz co liczyć na węch.
Czas na odpis: 16.09 godzina 17:00
Mor
Liczba postów : 2920
Dołączył/a : 20/08/2012
Temat: Re: Klasztor Zori Pią Wrz 13 2013, 00:09
Szare mury klasztoru zbliżały się z każdym krokiem, a wraz z nimi rósł niepokój Nanayi. Może nie było tego po niej widać, ale znała wnętrze Zori i gdyby tylko mogła, wolałaby tam nie wracać. Co było raczej oczywiste, po tym, co się tam wydarzyło, ale z drugiej strony, jeśli choć przez krótki czas miała tam zamieszkać, w tym całym towarzystwie, zdecydowanie bardziej wolała siedzieć na mrozie w jakieś jaskini... albo na drzewie... Tak, na drzewie, to dobry pomysł. Ochrona przed wiaterkiem, nieco niewygodnie, ale za to z dobrym widokiem... Tak, same plusy. Złapała się na tym, że myśli o głupotach. Bała się. Jak nic się bała, choć ze wszystkich sił starała się nie dopuścić do siebie tego uczucia. Podświadomość robiła swoje. Cała była spięta i uważna, dłonie samoistnie zacisnęły się w pięści. Czy coś się zmieniło? Próbowała dostrzec jakieś różnice w samym budynku klasztoru, by wiedzieć, gdzie zmierzają. Odpowiedź szybko się znalazła. Wieża. Ta sama, w której wtedy rozmawiali. Westchnęła cichutko, próbując pozbyć się z pamięci poprzednich wydarzeń z Zori, bezskutecznie. Kiedy tylko stanęli przed drzwiami i usłyszała głos Arena, jej samej serce podskoczyło do gardła i zostało ściśnięte przez falę żałości. Czemu... Oh, czemu miał taki sam głos, jak wtedy? Czemu nawet teraz musiał przypominać tego majestatycznego człowieka, którego spotkała w Os Kelebrin, choć człowiekiem już nie był? - Nie trzeba było popychać... Potrafię chodzić... - mruknęła z niezadowoleniem, patrząc na nieszczęśnika, który to zrobił. Mógł być szybki i silny, ale wszystko ma swoje granice. Rozejrzała się po niewielkim pomieszczeniu. Ten sam dywan, okienko, drzwi. Tylko ze zamiast mnicha przed nimi stał Aren, a świece zastąpiono chłodna lacrymą. Ale nie to było największą zmianą pośród wszystkich zgromadzonych w wieży. Największą był Aren. Zaczerpnęła głęboko powietrza i zamknęła oczy, gdy tylko się odwrócił. Za wszelką cenę starała się wyrzucić z pamięci to, co własnie zobaczyła. Do tego pojawił się odruch wymiotny. Tak, zrobiło jej się niedobrze. Bardzo niedobrze. Z trudem przełknęła to, co zebrało się w jej ustach i usiadła na skrawku dywanu po turecku, nagle pozbawiona sił. Niepewnie otworzyła oczy, patrząc na Arena, ale problem powrócił, więc doszła do wniosku, że jeszcze trochę posiedzi z zamkniętymi oczami. Splotła dłonie, podpierając na nich czoło. - Niezłe przywitanie... - mruknęła słabo. Pewnie była blada jak ściana. I po części zaczynała siebie nienawidzić. Dlaczego, mimo tego co zrobił, tego, co chciał zrobić i wszystkiego, czego się dopuścił w ciągu tych sześciu miesięcy chciała mu pomóc? Choć wiedziała, że wampiry miały niezwykłą zdolność regeneracji, ta rana, wyrwa w boku, wyglądała na poważną. Naprawdę mam coś z głową... Nie ma sensu go żałować czy współczuć. Sam, gdyby chciał, mógłby nas zabić ruchem ręki... Westchnęła ciężko i zmusiła się do tego, by podnieść wzrok i wbić go w Arena. Choć bardzo by chciała patrzeć prosto na niego, jej wzrok przyciągany był niczym magnes w stronę dziury w boku. Jak to mówią, najbardziej szokujące obrazy przyciągają najwięcej spojrzeń... Zmusiła się do spojrzenia na wampira i niemalże prychnęła niczym przestraszona kotka. - Nie sądziłam, że można się aż tak bardzo zmienić w przeciągu pół roku - wymamrotała. Wciąż pamiętała tego przebudzonego z długiego snu wampira... Czasami nawet odwiedzał ją w koszmarach. Nie mówiąc już o tym jak bardzo różnił się od mężczyzny, którym kiedyś był. Tak bardzo różni ludzie... - Teraz przypominasz bardziej nietoperza niż wilka. I w żadnym razie nie jest to komplement. Kiedyś przynajmniej choć trochę przypominałeś człowieka... - Odetchnęła głośniej, próbując przyzwyczaić się do ohydnego widoku czarnych wnętrzności i twarzy Arena. Bo inaczej nie można było jej opisać. Wild kichnęła głośniej. Hmm? Przeziębiła się? W sumie nie było w tym nic dziwnego. Tempo narzucone przez sługusów było niemal mordercze, a przecież ciepło nie było. Nie czekając, aż dziewczyna zacznie telepać się z zimna, rzuciła na nią Warm i przysiadła się bliżej. To się nazywa przyjemne z pożytecznym. - W każdym razie, po co kazałeś nas tu zawlec? - zapytała rzeczowo. W sumie była już bardziej znużona, niż przestraszona. Nie ujmowało to brzydoty, którą widziała przed sobą, ale skutecznie tłumiło wszelkie inne uczucia. Widziała właśnie kogoś z rozwalonym bokiem, którego wnętrzności pulsowały i miały czarny kolor, do tego z rany sączyła się żółtawa ciecz... A sam zainteresowany z twarzy przypominał chorego. Co mogło ją teraz spotkać? Krasnoludki? A może po prostu zrezygnowała, wiedząc, że niewiele wskóra.
Hermiona
Liczba postów : 265
Dołączył/a : 28/11/2012
Temat: Re: Klasztor Zori Pon Wrz 16 2013, 16:37
Lepsze atrakcje, niż w magnolskich slumsach. Co prawda topielców nie było, ale za to tyle śniegu! Zawsze dziewczynie podobały się śnieżne krainy. Fascynowały ją w pewnym sensie. Czasami zmiany krain, miast, a nawet krajów nie wychodzą ludziom za dobrze. Niektórzy wolą siedzieć przed kominkiem, niż kisić się na słońcu. Jednak z każdym krokiem zbliżały się do klasztoru. Coraz bliżej do budynku, w którym podobno istniał pan wampirów. Chociaż, kto wie? Wampiry? Może przed otchłanią myślałaby, żeby to było niemożliwe, ale różne istoty są na kuli ziemskiej, a po prostu skrywają swoje oblicza. W końcu jednak weszły. Zaraz przy drzwiach dziewczyna zadrżała z przerażenia. Sama nie myślała właściwie, dlatego to wszystko przerażała. Dlaczego, akurat ta misja, a nie jakaś normalna. Pierwszy raz dziewczyna w swoim życiu się, naprawdę bała. Cała atmosfera tego miejsca działała na nią wręcz źle. Nigdy nie czuła się tak nieswojo w jakimkolwiek miejscu. Teraz, jakoś nie potrafiła powiedzieć tego, co chciała. Nie mogła powiedzieć żartu. Nawet jeśli coś by się jej nasunęło na język nie potrafiłaby o tym powiedzieć. Żadnego sucharu. W końcu, jednak przekroczyły miejsce, gdzie akurat egzystował lord wampirów. Ledwo, co się na niego spojrzała już spuściła wzrok w podłogę i usiadła koło Nanayi. Nie śmiała myśleć, nawet o tym, co może ją tutaj spotkać. Wymazała to z pamięci, a zamiast tego wyobraziła sobie wielkiego z ajerkoniakiem pączka. Aż dziewczynie nazbierało się trochę śliny w ustach. Szybciutko ją połknęła i pokręciła głową. - W-witaj... Gdzie jest zleceniodawca - głos Caro lekko drżał. Myślała, że ta misja będzie łatwiejsza, a zamiast tego spotyka jakiegoś wampira. Wszystkie wątpliwości, jeżeli w ogóle jakieś miała z zobaczeniem lorda wampirów po prostu odpłynęły i nie chciała mówić już nic więcej. Nie wyobrażała sobie tego, co by się mogło stać, jeżeli nie zostałaby uprzedzona. Obrzydziło to Carocie, a na jej twarzy widniał dziwny grymas. - Ty jesteś .. Tym Arenem, tak?- - uniosła głowę by spojrzeć się na wampira. Swoje rączki schowała do kieszeni kurtki i zaczęła z nerwów miętolić chusteczkę. Zakaszlnęła. Szybko jeszcze rozejrzała się po całym pomieszczeniu, tylko po to by znów skierować swój wzrok w podłogę.
Poniżej znajdują się buttony for, z którymi obecnie prowadzimy wymianę. W celu nawiązania współpracy zachęca się do odwiedzenia pierw tematu z regulaminem wedle którego wymiany prowadzimy, a następnie do zgłoszenia się w tym temacie. Nasze buttony oraz bannery znajdują się zaś w tym miejscu.
Layout autorstwa Frederici. Forum czerpie z mangi "Fairy Tail" autorstwa Hiro Mashimy oraz kreatywności użytkowników. Wszystkie materiały umieszczone na forum stają się automatycznie własnością jego jak i autorów. Dla poszanowania Naszej pracy uprasza się o nie kopiowanie treści postów oraz kodów bez uprzedniej zgody właścicieli.