I've never seen a decent person among those who say they're going to save the world while forsaking the people around them. Those types of men are always so intoxicated by thier own hollow dreams that they call every little thing in front of them trivial.
Porywisty i zimny wiatr targał gołymi już i słabymi drzewkami na wszystkie strony. Nieliczne stojące jeszcze jebane tybetańskie drzewka iglaste, kołysały się w takt muzyki, którą grał wiatr razem z drewnianymi okiennicami klasztoru. W każdym oknie paliło się światło, była to bowiem pora modłów i przy samotnym blasku świecy, mnisi odbywali medytacji. W jednym z okien klasztoru, jednak świeczka się nie paliła. I tylko naprawdę bystry obserwator mógł dostrzec na tle ciemnej szyby, oświetlanej jedynie blaskiem księżyca, pomarszczoną twarz mężczyzny. Wpatrywał się on w księżyc, stojący teraz w pełni i widocznie nad czymś rozmyślał. Przejechał dłonią po swojej łysej głowie i spuścił wzrok na dól, patrząc na wewnętrzny dziedziniec klasztoru, wzdychając powoli. To jego potomkowie stworzyli to miejsce, przed trzema stuleciami. Było idealne, na szczycie wielkiego, trudno dostępnego płaskowyżu. Z prawej i lewej strony, a także na tyłach klasztoru, znajdowała się jedynie pustka, bowiem tu stroma skarpa kończyła się. Gdyby ktoś próbował zaś wejść tamtędy do klasztoru, musiałby pokonać 250m oblodzony odcinek, prawie całkowicie płaskiej ściany. Nieliczne kamienie mogły służyć za podpórkę dla ręki czy nogi, ale nigdzie nie było miejsca na to by usiąść. A lód pokrywający ścianę płaskowyżu, tylko utrudniał wspinaczkę, czyniąc klasztor niezdobytym z właściwie trzech stron świata. Jedynie zachód, przednia strona klasztoru, była dostępna dla ludzi. Mimo to i ta droga była rzadko używana. Niebezpieczna i zawiła wiodła przez las i stromą ścieżką wzdłuż bocznej ściany, sąsiedniej góry. Dróżka prowadziła do małej wioski u podnóża góry. Jedynego kontaktu między światem zewnętrznym a mnichami. Tak więc klasztor który tu zbudowano, był prawdziwą twierdzą. Na dodatek owa ścieżka była tak wąska, że mieściła ino dwóch mnichów naraz. Sam klasztor, otoczony był murem kamiennym wysokości 3m, brama zaś całkowicie drewniana, otwarta była tylko między 06:00 a 18:00. Kto znalazł się na terenie klasztoru po tej godzinie, do rana wyjść nie mógł i na odwrót. Jeśli mnichowie nie wrócili przed 18:00 to noc, spędzali na dworze. Główny budynek znajdował się na malutkim wzniesieniu, był to jedno piętrowy budynek, o planie kwadratu, zajmujący 3/4 powierzchni klasztoru, leżący w samym jego centrum. A w centrum głównego budynku, znajdowała się 17m wieża. Dookoła głównego budynku były poustawiane budynki takie jak kapliczka, stajnia, kuchnia, stołówka czy malutki szpitalik. Budynków było znacznie więcej i rozsiane były oczywiście po całym terenie klasztoru. Na to wszystko dumnie patrzyła postać z okna, w wieży. Dumnie a zarazem z dozą zmartwienia i nostalgii. Według proroctwa już dziś mają potoczyć się losy klasztoru. Starzec nie wiedział nic więcej, tylko tyle że zdarzy się coś wyjątkowego. Czy to będzie zbawienie? A może przekleństwo? Przeżegnał się i pomodlił do buddy o łaskawość, po czym udał na spoczynek, po raz ostatni obrzucając czujnym wzrokiem, dzieło swych przodków.
Na temat misji dostaliście nie wiele informacji. Ot udać się do wioski na dalekiej północy. Do karczmy pod płetwą Narwala. To też nie mając zresztą większego wyboru, uczyniliście. Karczma nie była zbyt gustowna, ba wydawała się nieco... niechlujna. Ale co się dziwić, na tak dalekiej północy goście inni niż mnichowie z pobliskiego klasztoru, byli dość dziwnym i niecodziennym widokiem, a karczma nie była przystosowana do takich rzeczy. Karczmarz modlił się tylko w duchu, byście nie zabawili tu długo. Bowiem skromne zaopatrzenie jego piwnicy, może bardzo szybko stopnieć z szóstką nowych wędrowców. Siedzieliście więc w karczmie, przysłuchując się miarowemu dźwiękowi, jaki wydawała z siebie polerowana przez karczmarza szklanka i czekaliście. Nie trwało to długo, po około godzinie od przybycia ostatniego z was, pojawiła się siódma osoba, dość mizernej postury starzec, odziany w czarnego koloru togę, jakby zimno panujące na zewnątrz, nic dla niego nie znaczyło. Posiadał tylko jedno oko, drugi oczodół ział pustką a staruszek wcale tego nie ukrywał, ba pokazywał to jak gdyby chełpiąc się odniesioną niegdyś raną. Obrzucił on waszą szóstkę, notabene jedynych ludzi w karczmie, nie licząc samego karczmarza, po czym zajął miejsce przy największym stoliku, opierając laskę obok krzesła. Nawet karczmarz na chwilę przestał polerować szklankę, przypatrując się jegomościowi, który wyjął zza pazuchy fajkę i zapalił, używając zapewne magii, gdyż nie zauważyliście by wyciągnął cokolwiek co by mu ów fajkę zapalić pozwoliło. Karczmarz widząc to przeżegnał się szybko i wrócił do polerowania szklanki, jak widać magia w tych stronach nie była widokiem codziennym. Staruszek zaś zaciągnął się dymem z fajki i powoli, bez pośpiechu wypuścił dym z ust. -Usiądźcie dzieci... nie mam wiele czasu więc streszczajmy się.- Powiedział spokojnie i oparł ramiona na stole, patrząc na was wszystkich uważnie-Każdy z was zapoznał się z tematem misji, inaczej by was tu nie było. Mam to gdzieś czy będziecie współpracować, konkurować czy co tam jeszcze wymyślicie. Ja chce informacji, wy pieniędzy. Prosty interes, lecz jeśli macie jakiekolwiek pytania, to tylko po to tutaj jestem. Jeśli będę mógł...- Tu na chwilę zawiesił, patrząc na każdego z was po kolei, przy czym na dłużej wzrok zawiesił na Makbecie-I oczywiście chciał, to wam odpowiedzi udzielę. Klasztor znajduje się na płaskowyżu leżącym 400m za górą Lup leżącą oczywiście obok wioski. Możecie pójść szlakiem, albo zrobić co tam chcecie, jak mówiłem nie obchodzi mnie to.- Powiedział co miał powiedzieć i skończył milknąc na chwilę, by znów zaciągnąć się dymem z fajki-Więc, macie jakieś pytania?- Spytał już spokojnie, patrząc teraz tylko na Nanayę.
Ostatnio zmieniony przez Don Vito Ferliczkoni dnia Wto Lis 20 2012, 17:29, w całości zmieniany 1 raz
Autor
Wiadomość
Mor
Liczba postów : 2920
Dołączył/a : 20/08/2012
Temat: Re: Klasztor Zori Nie Wrz 29 2013, 04:03
Jej obawy się potwierdził. Zresztą, sam Baltazar w swoich notatkach ze skarbca obwieścił, że zniszczyli kilka światów. Ale ponieważ nie było żadnego efektu na ich rzeczywistość, nie dotyczyło to tego świata. Jak widać namieszali dostatecznie, by utworzyć też inne przyszłości, niż ta, którą widziała przed sobą. Może... Westchnęła cicho. Nawet cieszyła się z tego, że Aren traktował ją protekcjonalnie. Do pewnego momentu było to użyteczne, choć tak bardzo bodło w jej dumę. Tak bardzo, że z całych sił powstrzymywała swoje kąśliwe komentarze, które cisnęły się na jej język niemalże po każdej odpowiedzi mężczyzny. Nie przyniosłyby nic dobrego. Ani jej, ani dziewczynom. Uśmiechnęła się ponuro, słysząc wątpliwy komplement. - Jeżeli chcesz widzieć rozryczaną kobietę, mogę powtórzyć ze wszystkimi emocjami. Aczkolwiek pewnie zdenerwuje cię to jeszcze bardziej, więc nie widzę sensu. Gdybym chciała cię zdenerwować z pewnością wyglądałoby to inaczej - odpowiedziała nieco zmęczonym głosem, lekko gestykulując jedną dłonią. Nie ruszała się z niezwykle wygodnego kącika, który sobie znalazła. Choć, musiała przyznać, kolejne słowa wampira niezwykle ją rozbawiły. Litość? Czy kiedyś oczekiwała czegoś takiego z jego strony? Gorzki uśmiech zagościł na jej ustach, ale nie skomentowała, lekko uderzając głową w ścianę i zamykając oczy. Och tak, już widziała tą litość... Z drugiej strony, Janos postarał się chyba aż za dobrze, skoro Aren znajdował się w takim stanie. Nagle zdała sobie sprawę z własnego błędu i westchnęła długo i ciężko. - Nie powinnam była o to pytać... - mruknęła, wbijając spojrzenie przymrużonych oczu w wampira. Wtedy też ten się szarpnął i wbił spojrzenie w Wild. Cokolwiek zrobiła, było chyba głupsze od tego, co ona uskuteczniała już od dłuższego czasu. Sprawy przybierały coraz gorszy obrót z każdą kolejną chwilą. jeszcze trochę i będzie musiała przełknąć kolejną lekcję tłamszenia własnej dumy. Tak samo jak i jej towarzyszki. Przygryzła wargę, słuchając słów Rosalie. Och, gdyby to było takie łatwe... Rikkudo mówił, że ma swoje sposoby, by dopilnować dotrzymania zobowiązania. Więc była pewna, że i Aren miał takie sposoby. W dodatku te braki... Jak to mówią, miliony nieznanych nie zmienią historii... to śmierć jednostki rusza miliony... To było nazbyt prawdziwe. Spochmurniała. Już nawet miała pomysł. Właściwie, to co ją trzymało z tymi ludźmi? Uśmiechnęła się krzywo. Już nawet miała coś mówić, gdy do pokoju weszła... Przełknęła głośniej ślinę, wpatrując się jak zaklęta w kobietę, która weszła do środka. A więc... to tak... Potrzebowała chwili, by otrząsnąć się z szoku, jaki wywołała wampirzyca. Otarła twarz dłońmi. Musiała się przespać. Odpocząć. Poukładać myśli. Powoli podniosła się z podłogi. Cały ekwipunek zaklekotał. Wbiła spojrzenie w Arena. - W takim razie do zobaczenia jutro, Lordzie Smoku - rzuciła swoim pożegnaniem, zmęczonym tonem, nawet nie oglądając się na towarzyszki. Ruszyła za niewolnicą, starając się na nią nie patrzeć. Z drugiej strony w każdej chwili była gotowa się bronić.
Hermiona
Liczba postów : 265
Dołączył/a : 28/11/2012
Temat: Re: Klasztor Zori Nie Wrz 29 2013, 14:09
Dziewczyna siedziała nic nie mówiąc. Nie miała tego w zwyczaju. Siedzieć i po prostu słuchać. Jakby się odezwała coś mogłoby się stać, a tak.. Przynajmniej dwie z nich się odzywają. Nie usłyszała podczas tej rozmowy w ogóle głosu Wild. Nie dziwiła się w sumie Carocia jej. Ona po tym wszystkim też nie była w stanie się odzywać. W głowie huczało jej od tego wszystkiego. Dziwnym trafem wszystko, co nie jest normalne zdarzało się ostatnio jej. Dlatego może mogła przyjąć, że wampiry są wśród nas, a sama postać Arena utwierdziła ją w tym wszystkim. Miała ochotę z kimkolwiek teraz o czymś porozmawiać. Cały natłok wydarzeń, który spotkał ją tutaj trochę zmieszał dziewczynę. Czasami każdy ma takie dni, zwłaszcza kobiety. Właściwie nie wiedziała o czym teraz ów wampir mówi. Jednak dobrze wiedziała, że Nanaya jest bardziej w temacie i jako jedyna ma odwagę się wypowiadać.. No jeszcze Rosalie. Caroline zacisnęła mocniej piąstki, gdy tylko się wypowiadała. Czyżby, tylko ona nie miała jako takiej odwagi by coś tutaj powiedzieć? Cały czas mówił robaki, robaki... Może i dziewczyna nie miała odwagi, ale sama nim nie była. To, że wampiry są silniejsze bardzo dobrze rozumie. Wątpi w to za to, że te "cudowne" stworzenia też nimi nie były. Wyglądali taki samo. Różnili się, tylko siłą i tym co potrafili. Ludzie istoty dnia, zaś wampiry istoty nocy. Tak bardzo miała odmienne zdanie od tego całego lorda. Był podobny do bardzo dużej grupy robaków, którymi gardził. Z zamyśleń wyrwały dziewczynę otwierające się drzwi. Szybko się obróciła w ich stronę. Na sam widok zadrżała. Taki los miałby ją czekać? O nie.. Tym razem musiała się wziąć w garść. Wstała na równe nogi i lekko chwiejnym krokiem ruszyła za wampirzycą. Spoglądała na swoje towarzyszki, szukając jakiegokolwiek uśmiechu. Sama lekko uniosła kąciki ust i ruszyła.
Rosalie
Liczba postów : 395
Dołączył/a : 20/09/2012
Skąd : Twoje sny~?
Temat: Re: Klasztor Zori Wto Paź 01 2013, 00:35
Pokręciła głową przecząco, kiedy jeszcze mężczyzna przemawiał. - Wybacz, ale obawiam się, że nie zrozumiałeś, co mam na myśli... Lordzie von Arenie. - Tu skrzywiła się wyraźnie, gdy ostatnie słowa przechodziły jej przez gardło. - Owszem, jestem żmiją, skoro chcę zrobić cokolwiek dla ciebie. Ale jeszcze wyżej cenie sobie swoją wolność. - Odparła twardo, bez cienia zawahania. - I mogę być silna, przynajmniej tak sądzę, a na pewno nie jestem w stanie niszczyć miast i wiosek. Nawet moja magia by mi na to nie pozwalała. Więc jeśli chęć destrukcji jest twoim jedynym pragnieniem, to jestem zawdziona. No i oczywiście nie jestem w stanie... pomóc. - Mówiła spokojnie, starając się klarownie tłumaczyć. Nie za bardzo, aby Aren nie miał wrażenia, że robi z niego idiote. To było chyba ostatnim, czego chciała. - Zresztą, powinieneś sam najlepiej wiedzieć, że wielkim idiotyzmem byłaby taka próba ucieczki, a próba zdradzenia cie zapewne bezcelowa. - Rozłożyła ręce. - Nawet bez tego, mam swoją dumę i dotrzymuje słowa. Jednakże, jeśli nie, to nie. Nie widzę sensu w naciskaniu... Panie. - Tu uśmiechnęła się. Tylko w głębi miała nadzieję, że to nie rozwścieczy istoty, choć w sumie nie robiła nic złego. Tylko poprawiała mężczyzne, co do swego zdania. - Oh, i cieszę się, że dostarczamy jako takiej rozrywki. Lepsza taka, niż inna, nieprawdaż? - Spytała bardziej siebie i dziewczyn niż samego Arena, mimo że wciąż na niego patrzyła. Wtem drzwi do pomieszczenia otwarły się, a sama Roza odruchowo, z naturalnej ciekawości obróciła sie ku nim. I momentalnie zamarła. Szok, który wstrząsnął jej umysłem, ledwo pozwolił na rozpoznanie słów "Taki los was czeka", co wcale nie pomagało. Wstała jak w letargu, razem z grupą kierując się w nakazanym kierunku. Ciężko było stwierdzić, co było silniejsze: szok, obrzydzenie, przerażenie czy też niedowierzanie. Czym to było? Jakże musiała cierpieć, w czym tak zawiniła? Wśród tych wszystkich uczuć, które lazurowooka tak silnie tłumiła, wykształcała się jedna myśl. Tak natrętna, że nawet odrzucana powracała ze zdwojoną siłą, budząc dodatkowo gniew. Wole umrzeć niż tak skończyć. Zatrzymała się tuż przy wyjściu, spuszczając głowę. To będzie głupie, powtarzała. Nic ci to nie da, myślała. W końcu zebrała się w sobie i obróciła na pięcie w kierunku Arena. Jej twarz, nie wyrażała już wcześniejszych emocji. Była pełna determinacji, woli walki... Woli przeżycia, ale życia godnego. O ile na początku widok służki pogrążał ją w zwątpieniu, w pewnym momencie zmienił drastycznie kierunek, gwałtownie przeistaczając jej uczucia. - Jak śmiesz... - Wycedziła w kierunku Arena, a jej ton był mieszanką złości i wyraźnego obrzydzenia, obrzydzenia względem mężczyzny. - Jak śmiesz się tak do nas zwracać. Tak żałośnie pewny siebie... Myślisz, że którakolwiek z nas ci na to pozwoli? Nie myśl sobie. - Zacisnęła dłoń w pięść, lecz po chwili rozluźniła uścisk. Nie, nie powinna. Nie teraz, to zbyt oczywiste. - Nazywasz nas robakami, poniżasz, na każdyk kroku z nas szydzisz i próbujesz zastraszyć. Ciężko mi pojąć, jak słabym trzeba być, aby ubiegać się do takich sztuczek. - Pogarda. Kontynuowała mowe. - Wiedz, że nie jesteśmy robakami. Niedocenianie nas może być wielkim błędem. Jak sam wcześniej zauważyłeś, jestem żmiją. Mogę wić się po podłodze w porównaniu z innymi zwierzętami, ale nie należy zapominać, iż posiadam jad. - Praktycznie zakończyła, nie spuszczając wzroku z Arena, wciąż z podniesioną głową. - Zaatakuj mnie, zabij, czy zrób coś jeszcze gorszego... A tylko pokażesz, jak bardzo moje słowa są prawdą. Wszak sama twoja długowieczność powinna pokazać ci, że tylko głupcy dadzą się sprowokować... Chyba nie chcesz pokazywać poddanym, jakim głupcem jesteś, Arenie? Oh i to nie tak, że wraz z tymi słowami pogodziłam się z śmiercią. Uspokaja mnie raczej świadomość tego, że cokolwiek mi nie zrobisz twoja desperacja wzmocni moje towarzyszki. Pokaże, że nie jesteś nieosiągalny, da się dotknąć ciebie choćby słowami. Karanie też nic nie da. W moim przypadku zadziała jak teraz odwrotnie. Liczę na to samo u pozostałej trójki. Nie uda ci się nas złamać. W każdej chwili była gotowa na jego ruch. Niech tylko ją zaatakuje, a wyłączy [C] jego zmysł równowagi. Jeśli była w stanie, to miała zamiar wykonywać uniki, zważając na położenie sług i ewentualnych mebli. Jeśli zdąży, wyjmie broń, odda strzał, jeśli trafi, użyje przeciążenia [B] na odczucie bólu. Tak samo, jeśli zauważy atak w kogokolwiek światłem (zapewne pochodzącego od Nanayi), przeciąży [B] wzrok danego celu. Jeśli jednak Aren nie zaatakuje, ona sama nie drgnie. Chyba, że uzna, że wampir jest na tyle spokojny, aby pozwolić im udać się na spoczynek. Wtedy grzecznie podąży z grupą. Lecz jak bardzo ten scenariusz graniczył z cudem?
Wild
Liczba postów : 114
Dołączył/a : 10/12/2012
Skąd : Wschodnie Lasy, lokalizacja bliżej nieokreślona
Temat: Re: Klasztor Zori Wto Paź 01 2013, 21:59
Nadal milczała, tylko tępo wbijając w Arena wyzute z emocji spojrzenie. Jednak w głowie kłębiły jej się myśli i wszelkiego rodzaju scenariusze. Żaden z nich jednak nie był dobry. Zignorowała słowa wampirzego lorda, kontemplując jego 'wnętrze'. Coś tam było... Tylko co? Nie miała pojęcia. Nigdy się z czymś takim nie spotkała. Ale miała nadzieję, że zaraz znajdzie się jak najdalej. Nie mogła już go znieść. Była zdenerwowana. Jej zmysły szalały. Czuła się zagrożona. Jak zwierzyna w potrzasku. Ani trochę się jej to nie podobało. To ona zwykle była drapieżnikiem. Z resztą nie przywykła również do sytuacji, w jakiej była kompletnie odsłonięta. Kiedy nie miała gdzie się skryć. Zerknęła na Rosalie, wymownym spojrzeniem dając jej znak, by zaprzestała. Kotka nie miała specjalnie ofensywnych zdolności, nie było mowy, by pomogła w walce. Była tylko zwiadowcą. Śledziła, zbierała informacje i ścigała. Ale bezpośrednie starcie nie było jej domeną. Miała nadzieję, że Aren nie zaatakuje. Jeśli tak by się stało, robi wszystko, by uniknąć ataków. Jednak nie zamierza wdawać się w bezpośrednią walkę. Jak i również nie ma zamiaru opuszczać pola bitwy, mimo wszystko. Gdyby jednak ten nie wykonał żadnych agresywnych ruchów, nie podjąłby się czynów mających na celu ukaranie ich, pyta cicho: - Co rozumiesz przez interesującego? Po uzyskaniu odpowiedzi lub nie, powlokłaby się za wampirzycą i poczekała aż oddalą się nieco od Arena, by tą samą sztuczkę co wcześniej na nim, wypróbować na jego podwładnej.
Jo
Liczba postów : 5542
Dołączył/a : 29/08/2012
Skąd : Poznań
Temat: Re: Klasztor Zori Sro Paź 02 2013, 18:47
MG
Rozmowa widocznie zmierzała ku końcowi, padały już ostatnie kwestia i zdawało się że wszystko będzie dobrze... no dla wampira. Ale czy na pewno? Tak, tak, Rosalie pyskowała. Aczkolwiek to aż tak Arena nie ruszyło, nawet się uśmiechnął.-Doprawdy wdawać się ze mną w dyskusję słowną... Moja droga, nie zamierzam niszczyć. Zamierzam tworzyć. A to że samą magią nikogo nie zabijesz, to jak nazwiesz wystawienie setek ludzi na spotkanie ze mną? Ludzi których czeka los znacznie gorszy od śmierci? Nie tylko zdradzisz własny gatunek, będziesz miała na sumieniu ich wszystkich więc... czym różnisz się od mordercy?-Prychnął, widocznie rozbawiony próbą przegadania go.-Doprawdy przerastam cię pod każdym względem, prócz uczuć których nie posiadam. Ale nie jestem wszechmocny. Nawet mnie zajęło by chwilę powstrzymanie cię. A głos twój, sączący jad, mógłby zamiast pomóc - namieszać. Jedynie uczynienie cię mą niewolnicą, uchroniłoby mnie przed tym, ale czy tego właśnie chcesz? To mi oferujesz?-Zapytał spokojnie, przechylając się w stronę Rosalie. Potem jednak wszystko potoczyło się w złą, a przynajmniej gorszą stronę. Ale z początku zignorował Ros, chodź widocznie zatrzymał dziewczyny w miejscu.-Co mam na myśli przez interesujące? Coś co sprawi mi przyjemność i rozproszy nudę. Jak to...-Wysyczał. Chodź szukał czegoś interesującego, to czy prowokowanie wampira było mądre? Kto wie...-Głupia dziewczyno, sprowokujesz? Nie, to nie jest prowokacja, to jest wyzwanie. A jak mam udowodnić ci mą wyższość jak nie podnosząc rękawicy? Posiadasz jad tak... więc ukąś, żmijo. Znaj łaskawość swego gospodarza, masz trzy sekundy, trzy sekundy by mnie zaatakować, bądź błagać o litość. Bo po tych trzech sekundach, zareaguję i będziesz błagać o śmierć-Rzekł wstając. Jego twarz przestała wyrażać jakiekolwiek emocje, usta zacisnęły się a oczy czujnie obserwowały Rosę. Tak... to w sumie był pojedynek. Jeden na jeden, bo reszty dziewczyn on nie dotyczył.
Stan postaci: Rosalie: Prawa kostka boli Wild: Przeziębiona, nie masz co liczyć na węch. Nanaya: 94%MM
Czas na odpis: 05.10 godzina 19:00
Mor
Liczba postów : 2920
Dołączył/a : 20/08/2012
Temat: Re: Klasztor Zori Sro Paź 02 2013, 21:55
Nanaya nie miała nic do dodania. Czy też z chęcią by coś od siebie dorzuciła, ale już nauczyła się (choć trochę) że ani nic tym nie wskóra, ani nie polepszy swojej sytuacji. Co najwyżej mogła próbować "zabawić" taką postawą Arena. Jak to własnie robiła Rosalie, próbując wytłumaczyć swoje rozumowanie. Och tak, ona też mogła się bawić takie farsy, zupełnie jak z Rikkudo. Tak, właściwie jak przysłuchiwała się słowom jasnowłosej kobiety widziała siebie podczas kolacji w Os Kelebrin. Uśmiechnęła się pod nosem, kręcąc głową. Jakże ironiczne było to, że i Aren się uśmiechną. Choć jego pobudki były pewnie inne. Tworzyć? Uśmiech nieznacznie się poszerzył, choć coraz bardziej stawał się zmęczony. Co takiego chciał tworzyć? Przekrzywiła lekko głowę. Co chciał tworzyć, do czego potrzebował całych wiosek? Robiło się to coraz ciekawsze i pewnie takie by było, gdyby nie to, że znalazły się w więzieniu idealnym. - Hmm... czyli Rikkudo chciał nas zniewolić, byśmy wzięli udział w wojnie między wami? - rzuciła luźną uwagą, nie oczekując nawet odpowiedzi. W końcu Rikkudo tez nie powiedział, co mu chodzi po głowie, a nie oczekiwała, że Aren, nawet jeśli posiadałby takową wiedzę, tak łatwo jej odpowie. Może coś się zmieniło. A później... Tak, sprawy bardzo lubią się sypać w takich momentach. Sama tez była w szoku, ale... Słuchała wybuchu Rosalie z niejakim znużeniem i rezygnacją. Była zmęczona. Nie chciała się wtrącać między ich spór wiedząc, że nic nie zdziała, a co najwyżej będzie musiała później poskładać kobietę do kupy. Śmierć? Ona naprawdę myślała, że Aren ją od tak zabije? Co to za przyjemność? Może sama rozumiała to trochę lepiej przez spaczone otoczenie, ale jezeli ma się władzę, to czemu szybko kończyć zabawę? To tak jak zabawa w kotka i myszkę. Wiedząc, że mysz i tak nie ucieknie można jej pozwolić zaznać wolności, by po chwili... znów ją złapać. Nanaya nie wiedziała, czy ma wzdychać, wychodzić czy patrzeć na całą farsę. - Naprawdę myślisz, że twoja śmierć cokolwiek dla nas zmieni? - westchnęła cicho, stojąc przy drzwiach i obserwując Rosalię i Arena. W myślach liczyła sekundy. Trzy sekundy? Ludzka reakcja zwykle wynosiła jedną piątą tejże sekundy... Jeżeli się postara, to może cokolwiek zrobi... Choć po tej przemowie wątpię, by padła na klęczki... Zupełnie jak ja... Skomentowała w myślach. Tak bardzo chciało jej się spać.
Hermiona
Liczba postów : 265
Dołączył/a : 28/11/2012
Temat: Re: Klasztor Zori Pią Paź 04 2013, 10:21
Cała ta farsa zaczynała nudzić już blondynkę. Właściwie zaczęło jej to wszystko przypominać zabawę kotka w myszkę. Wiadome było, że któreś z nich wygra. Albo Aren, albo Rosalie. W sumie trzeba będzie dokładnie pomyśleć nad tym, co można by w tym momencie zrobić. Co mu zaproponować~ A może po prostu lepiej uciec? To i tak nic nie da. Po prostu trzeba czekać, aż do kolejnego spotkanie z lordem Arenem, raczej nic nie zdziałają. W tej chwili myślała, tylko jakby to ona rozproszyła nudę jakiegoś chłopaka. Wyłączając całkowicie wszystkie opcje cielesne związane z nią. Westchnęła cicho i zacisnęła pięści. A więc trzy sekundy? Dużo Ros nie zdąży zrobić. W sumie ciekawiło ją jak to się potoczy. Czy się ugnie, a może nie? Z chęcią by jej pomogła. Ale na razie w ciszy odliczy te trzy sekundy i poczeka aż cała ta sytuacja się rozwinie. Dziać się mogą w końcu dziwne rzeczy.
Rosalie
Liczba postów : 395
Dołączył/a : 20/09/2012
Skąd : Twoje sny~?
Temat: Re: Klasztor Zori Sob Paź 05 2013, 21:33
- W takim razie, pewnie przerastasz mnie pod każdym względem. Uczucia są tylko obciążeniem - Westchnęła w odpowiedzi, dalej wsłuchując się w słowa Arena. - Cóż, jeśli gardzisz moimi zdolnościami retorycznymi oraz kontaktami w Shirotsume... to faktycznie, nic nie jestem w stanie zrobić. - Na ostatnie słowa skrzywiła się, ale chwilę potem uspokoiła wybryki na jej twarzy do normy. - Właśnie oferuję prawie wszystko, co mam, aby tego uniknąć. Nie zauważyłeś? I tyle było z tej wcześniejszej, bardziej miłej i spokojnej rozmowy. Przeskakując do dalszych w czasie rozmów, Aren wymyślił sobie nową rozrywkę. 3 sekundy? 3 sekundy to nawet za mało, aby cokolwiek zrobić. Przeanalizować to, co mówi, zareagować, wykonać jakąkolwiek czynność. Jeśli Aren mówił prawdę, to zanim cokolwiek zdążyłaby zrobić - pewnie byłaby martwa. - Już wcześniej, kiedy kazałeś zaatakować nam Nanayę, powiedziałam swą postawą, że nie zamierzam grać w twoje gry. - Odpowiedziała szybko, licząc na każdą sekundę więcej. Ile będzie miała prawo mówić? Jak długo będzie mogła to ciągnąć bez żadnego uszczerbku? Podczas gdy jej mózg pracował na najwyższych obrotach, a ciało przybierało postawę obronną - jakby coś to dało - usta mówiły dalej, rozpaczliwie absorbując uwagę wampira. - Będę walczyć o życie na własnych zasadach. Naprawdę pomyślałeś, że ja, z moją całą przed chwilą okazaną dumą, będę klęczeć na kolanach? Że zaatakuję Cię, będąc praktycznie pewną przegranej? Czy to nie było by zbyt nudne? - Nawet jeśli Aren w tym czasie zaatakuje, a ona jakimś cudem wykona unik - obrona jak w wcześniejszym poście - to będzie kontynuować. - Jestem pewna, że nawet nie pamiętasz twarzy swoich ofiar, czy sługusów klęczących przed tobą, Arenie. Jednak, jak wiele jest osób, które Ci się postawiło, mimo strachu? Jak na mój skromny gust, to o wiele bardziej dostarczająca rozrywki postawa. Tylko czy mężczyzna daruje jej za taki tok myślenia życie? Nanaya miała rację. Jej śmierć im nie pomoże. Może na chwilę zaspokoi żądze Arena, ale nic więcej. Nie, nie chciała teraz żyć z tą świadomością. Nie w takiej sytuacji, gdy broniła się tym, czym tylko mogła.
Wild
Liczba postów : 114
Dołączył/a : 10/12/2012
Skąd : Wschodnie Lasy, lokalizacja bliżej nieokreślona
Temat: Re: Klasztor Zori Sob Paź 05 2013, 22:10
Stała i przyglądała się tej całej scenie. Bawił się nią. Prychnęła cicho i machnęła ogonem. Na chwilę odwróciła wzrok. Ale tylko na moment. Zaraz potem wbiła go w Rosalie. Trzy sekundy. To nie jest wiele czasu. Moment na użycie wszystkich najlepszych czarów. Bo raczej już się nie ukorzy. Wild miała tylko nadzieję, że blondynka nie zginie. Niby nie była do niej w ogóle przywiązana, ale śmierć kompana wpływa na morale. Zwłaszcza, że policjantka nie miała magii, dzięki której mogłaby zrobić jakąkolwiek krzywdę Arenowi. Porażka kogoś o większych możliwościach w tym kierunku jeszcze bardziej by ją dobiła. Były w niezmiernie niekorzystnej sytuacji. Coś ciekawego... A co mogło być równie ciekawego, jak walka na śmierć i życie i wzajemne wypruwanie sobie flaków? Inuyasha mogłaby kazać walczyć swoim summonom, ale to wampira raczej by nie zainteresowało, a nie chciałaby krzywdzić swoich podopiecznych i zmuszać ich do takiego barbarzyństwa. A nic innego nie przychodziło jej do głowy. Z braku innej alternatywy. Obserwowała. Obserwowała, napięta jak sprężyna, gotowa do ucieczki. Bała się. Zwyczajnie się bała.
Jo
Liczba postów : 5542
Dołączył/a : 29/08/2012
Skąd : Poznań
Temat: Re: Klasztor Zori Nie Paź 06 2013, 14:52
MG
Sytuacja w wieży była jak napięta struna, gotowa pęknąć przy najlżejszym szarpnięciu. Rosa zaczęła mówić, bo to jedyne co w tej chwili mogła zrobić, a Aren lustrował ją bacznie swoimi oczami, zbliżając się powoli. Ros była jak zahipnotyzowana, a nogi miała jak z waty. Mogła tylko mówić i patrzeć jak mężczyzna łapie ją za gardło. Dziewczyny stojące nieco z boku, od razu się zorientowały że po prostu Aren nie daje jej uciec, zrobić uniku, od samego początku pokazywał wręcz że może zgnieść ją jak robaka, on... napawał się własną mocą. Jego dłoń powoli zaciskała się na gardle Rosalie, pozbawiając jej płuca powietrza, jednak nie zabił jej, puścił, a ta z łoskotem upadła na podłogę. A czar jakby prysł, chwilowa "Zamuła" dziewczyny minęła. Znów miała władzę w kończynach.-Coś jest w tym co mówisz... faktycznie, całkiem zabawnie jest kiedy ofiara stawia opór, co to za przyjemność bowiem zabić kukłę? Albo rozdeptać karalucha? Jednak nawet mając trzy sekundy, trzy sekundy w których w żaden sposób cię nie zaatakowałem, nie byłaś w stanie dostarczyć mi rozrywki. Zejdź mi z oczu, żmijo. Wyprowadź je.-Rzucił do niewolnicy, która szarpnięciem pomogła wstać Rosalie z ziemi, po czym wyprowadziła całą czwórkę z wieży i znów korytarzami Zori, pokierowała ich do czterech cel. Każda dziewczyna została wrzucona do własnej. Te zaś nie zmieniły się wiele. Wiązka siana na ziemi, magiczne "Okno" osadzone w ścianie, drewniane wiadro, by było gdzie załatwić swoje potrzeby.-Nie martwcie się, mistrz Aren na pewno pozwoli kilku chłopcom was odwiedzić.-Zachichotała niewolnica, strasząc dziewczyny przed odejściem. Widocznie cieszyło ją to, że nie tylko ona będzie tak cierpiała.
Stan postaci: Rosalie: Prawa kostka boli, Ból szyi Wild: Przeziębiona, nie masz co liczyć na węch. Nanaya: 94%MM
Czas na odpis: 09.10 godzina 15:00
Mor
Liczba postów : 2920
Dołączył/a : 20/08/2012
Temat: Re: Klasztor Zori Nie Paź 06 2013, 18:01
Szczerze powiedziawszy spodziewała się czegoś... innego. Tak, to dobrze określenie. Słuchała słów Rosalie, która próbowała zyskać czas... Lub przegadać Arena. Sama nie wiedziała, które z tych dwóch. Jeśli zyskać czas, to na co? Nie zamierzała jej ratować, głównie dlatego, że nie zamierzała nadstawiać karku w tak wątpliwej sytuacji. Byłaby w stanie kupić dodatkową sekundę, może dwie, a co później? Będą biec korytarzami Zori w nadziei, że na nikogo nie wpadną? Że Aren ich nie dogoni? Wbrew pozorom samobójcą nie była. Śmierć Rosalie uszczupliłaby ich możliwości, byłaby to śmierć bezsensowna, ale wciąż Nanaya na tyle trzymała się własnego życia, by nie stawać miedzy nią a Arenem. Do tego dobitny pokaz siły. Ze zgrozą zauważyła, że udziela jej się przyjmowany przez wampira system klasyfikacji rzeczy "interesujących". Jeśli chciałaś zachować godność i mieć jakikolwiek wpływ na to, jak zginiesz, wystarczyło wyskoczyć przez okno... Pomyślała cierpko, ale nie powiedziała tego na głos. Rosalie właśnie poczuła na sobie absolutną władzę, jaką nad nią posiadał Aren, nie trzeba było bawić się w dobijające komentarze. Westchnęła po raz kolejny. Spojrzała przez okno. Był pewnie środek nocy. Ile zostało do świtu? Ile będą mogły spokojnie spać? O ile Aren nie postanowi im grzebać w głowach powinny wstać późnym popołudniem... Ale powinno być jeszcze jasno. Chciała się rozejrzeć po klasztorze. Tymczasem ponownie, w kompletnej ciemności przeprowadzono je przez korytarze klasztoru i wrzucono do pokoików. I pewnie zdzierżyłaby wszystko, spokojnie rozejrzałaby się po celi i poszła spać, gdyby nie niezwykle przemiły komentarz od czegoś, co nie powinno mieć prawa mówić i wypowiadać się na takie tematy. Uśmiechnęła się do wampirzycy, podchodząc bliżej drzwi. Nie będzie jej dziwka grozić. - Dobranoc. - I wyczarowała tuż przed twarzą kobiety świetlną kulę po czym trzasnęła drzwiami i zagrodziła je drewnianą michą tak, by otwierając drzwi ktokolwiek się o nią potknął. Marna to zapora, ale zawsze narobi wystarczająco hałasu i ewentualnie ją obudzi. Gdyby jednak kobieta była bardzo nachalna nie przebiera w środkach, tylko wyrzuca ją z pokoju Sunlightem (tym słabszym). Może i miała swoje powody, była silniejsza, szybsza i w ogóle, ale nie będzie jej ścierwo grozić i dyktować przyszłość. W końcu jej los był w jej rękach, nie ważne, co Aren sobie myślał. Po pozbyciu się problemu zapala sobie światełko i przeszukuje celę po ścianach i w kątach, tak jak za pierwszym razem. Może tu też znajdzie jakieś ciekawe napisy. Po tym nie czeka dłużej, tylko kładzie się i kuli dla ciepełka. Świetlna kulę zostawia zapaloną, choć kto wie co się z nią stanie, gdy zapadnie w sen. Gdyby tylko się obudziła w związku z przewróceniem michy lub czyjegoś dotyku używa Sunlighta i tym razem tego silniejszego. Nie będzie jej nikt budził w środku nocy.
Wild
Liczba postów : 114
Dołączył/a : 10/12/2012
Skąd : Wschodnie Lasy, lokalizacja bliżej nieokreślona
Temat: Re: Klasztor Zori Wto Paź 08 2013, 23:44
Nawet mięsień jej nie drgnął, kiedy przyglądała się temu całemu zdarzeniu. Cóż, spodziewała się, że taki będzie efekt. Choć prawdę powiedziawszy zakładała, że Rosalie straci przynajmniej rękę, a nic takiego się nie stało. Jednak nie odczuła w związku z tym ani ulgi, ani zawodu - zwyczajną obojętność. Bo taka przecież była. Cicha, obojętne i wycofana. Ale jakoś nie bardzo jej to przeszkadzało. I tak stroniła od ludzi, więc po co byłoby jej się zmieniać. Wild wzruszyła ramionami i powlokła się za wampirzycą. Starała się sprawiać wrażenie kompletnie zrezygnowanej, jakby już się poddała i nie zamierzała nic zrobić z tym całym kramem. Ale nie była to prawda. Kotka rzucała ukradkowe spojrzenia dookoła, chcąc jak najlepiej zapamiętać drogę, którą przemierzały i ułożenie korytarzy, by w razie czego nie ryzykować zgubieniem się. Ostrożnie, drepcząc na końcu, policjantka użyła figurki myszy [D] i wezwała trzy myszki - zielną, leśną i zaroślową, a te ukryły się w jej rękawie. Przemknęły jej nim do płaszcza, a potem w dół, a dwie z nich po nogach na posadzkę, podczas gdy ich właścicielka dalej kroczyła męczeńsko. Miała nadzieję, że nikt nie zauważy. Ale było ciemno, zwierzęta były drobne i bezszelestne. Jedna - leśna, została przy pasie dziewczyny. Z tych, którym udało się dostać na podłogę, zaroślowa biegła tuż przy ścianie, podążając razem z kobietami. w drugą stronę, chcąc rozejrzeć się po wieży. Inuyasha posłusznie dała się zamknąć w celi i zostawiła jedną z myszy na straży. Miała zacząć piszczeć, gdyby coś się działo, a dziewczyna jak gdyby nigdy nic położyła się na słomie, zwinęła w kłębek i zasnęła. Natomiast ostatnia z myszy, zielna, podążyła za wampirzycą, chcąc znaleźć miejsce, w którym ukryje lub już ukryła klucz do celi.
Hermiona
Liczba postów : 265
Dołączył/a : 28/11/2012
Temat: Re: Klasztor Zori Sro Paź 09 2013, 15:11
Była lekko.. Zdezorientowana? Powolutko oczami lustrowała całą są akcję, żaden mięsień się jej nie poruszył po prostu była poruszona tym wszystkim, co w obecnej chwili się działo. Szczerze, mówiąc nic jej nie obchodziło oprócz przetrwania tutaj. Jeżeli Rosa miała zginąć to nie będzie się w to wtrącać, ale na szczęście przeżyła. Szanse przeżycia szansami, jednak Caroline nie uśmiechała się jakakolwiek strata towarzysza. To głównie, dlatego że za szybko przywiązuje się do ludzi, choć pewnie i każda umiejętność Rosy może się jej przydać. Wszystko się rozwiązały i ruszyły przed siebie z niewolnicą na czele. Stanowczo blondynka jej nie polubi. Wydała się strasznie niegrzeczna. Wydawała się taka bezuczuciowa. To w pewien sposób przerażało Hoshii. Wszystkie były w osobnych celach. Caro nie przydało to do gustu, nie lubiła być sama. Nie no jej towarzyszki były blisko, ale jednak tak daleko. To ją przerażało. - Karaluchy pod poduchy - odpowiedziała Nanayi. Więcej już wolała nie dopowiadać, bo kto wie, co mogło się czaić pod tą słomą? Tylko Don wie. Dziewczyna postanowiła ożywić jedno źdźbło słomy na całą moc. Tak w razie, co mogła ją obudzić. Położyła ją zaraz koło swojego ucha i ułożyła się tak by być twarzą i źdźbłem być na przeciwko drzwi. Czasami trzeba się zabezpieczyć i to jest taka sytuacja, która właśnie tego wymaga.
Jo
Liczba postów : 5542
Dołączył/a : 29/08/2012
Skąd : Poznań
Temat: Re: Klasztor Zori Czw Paź 10 2013, 19:09
MG
No i dziewczęta wylądowały w celach. Wild posłała myszkę za wampirzycą, ta jednak za daleko nie zaszła, bo wampirzyca goniona przez światełko Nanayi z ogłuszającym krzykiem, zaczęła się rzucać, odbijając od ścian i nie tylko. Wbrew pozorom była dość głupia, bo zamiast uciec z ewentualnego zasięgu działania, to próbowała światełko ugasić. Po kilku chwilach, padła zwęglona. Myszka wysłana przez dziką dziewczynę do wieży, długo nie pożyła, gdy tylko bowiem przekroczyła drzwi pomieszczenia... zniknęła. Pewnie umarła. Tak czy siak wszystkie cztery dziewczyny po pewnym czasie zapadły w niespokojny sen. Sen, którego nikt im nie zakłócił. Ale żeby było śmiesznie, wszystkie obudziły się w tym samym momencie i wszystkie były głodne. Więc... no, minęło co najmniej 6h, ale bez zegarka ciężko stwierdzić ile dokładnie.
Czas na odpis: 13.10 godzina 19:00
Stan postaci: Rosalie: Prawa kostka boli, Ból szyi Wild: 94%MM Przeziębiona, nie masz co liczyć na węch. Nanaya: 94%MM
Hermiona
Liczba postów : 265
Dołączył/a : 28/11/2012
Temat: Re: Klasztor Zori Pią Paź 11 2013, 19:51
Dziewczyna powoli otworzyła swoje zielone oczy. Dalej była w dupie. Pewnie w najbliższym czasie jej sytuacja się nie zmieni. Z początku jak się budziła, myślała, że to był zwyczajny sen i to, co było nigdy się nie wydarzyło. Podniosła się do siadu, obarczona dosyć drastyczną rzeczywistością, którą zobaczyła. Nic się jej nie śniło. Nie obudziła się pod cieplutką kołderką w jej mięciutkim łóżeczku. Tak bardzo za tym zatęskniła w tym momencie. Ziewnęła cichutko dla samej siebie. I nagle zaburczało jej w brzuchu, no tak w sumie to dawno nic nie spożyła i była trochę tym zmartwiona, czy tutaj w ogóle coś dostaną, czy zostanie im tylko głód, halucynacje z niedożywienia i śmierć, zawsze też jest opcja byciem bankiem wampirzej spermy, ale to od razu blondynka wykluczyła. Wstała i wytrzepała się, poprawiła swoją czapeczkę i stanęła obok wyjścia. - Eeej, czy tylko ja jestem głoodna - zapytała tak, żeby dziewczyny ją usłyszały po prostu starała się podzielić swoim nieszczęściem, a pożalenie się komukolwiek innemu bardzo często jest jedną z lepszych decyzji, jaką w tym momencie można podjąć. - Ups, w ogóle nie obudziłam was, czy coś, nie? Jak tak to przepraszam - była leciutko zmartwiona, ale nie przejmowała się tym, czy by je obudziła, czy też nie. W końcu ona nie chciała, nawet zbyt długo tutaj spać. Te kilka godzin snu wystarczyło by dziewczyna się wyspała. Trochę to ją zasmuciło, bo śniło jej się coś pięknego.
Poniżej znajdują się buttony for, z którymi obecnie prowadzimy wymianę. W celu nawiązania współpracy zachęca się do odwiedzenia pierw tematu z regulaminem wedle którego wymiany prowadzimy, a następnie do zgłoszenia się w tym temacie. Nasze buttony oraz bannery znajdują się zaś w tym miejscu.
Layout autorstwa Frederici. Forum czerpie z mangi "Fairy Tail" autorstwa Hiro Mashimy oraz kreatywności użytkowników. Wszystkie materiały umieszczone na forum stają się automatycznie własnością jego jak i autorów. Dla poszanowania Naszej pracy uprasza się o nie kopiowanie treści postów oraz kodów bez uprzedniej zgody właścicieli.