I've never seen a decent person among those who say they're going to save the world while forsaking the people around them. Those types of men are always so intoxicated by thier own hollow dreams that they call every little thing in front of them trivial.
Porywisty i zimny wiatr targał gołymi już i słabymi drzewkami na wszystkie strony. Nieliczne stojące jeszcze jebane tybetańskie drzewka iglaste, kołysały się w takt muzyki, którą grał wiatr razem z drewnianymi okiennicami klasztoru. W każdym oknie paliło się światło, była to bowiem pora modłów i przy samotnym blasku świecy, mnisi odbywali medytacji. W jednym z okien klasztoru, jednak świeczka się nie paliła. I tylko naprawdę bystry obserwator mógł dostrzec na tle ciemnej szyby, oświetlanej jedynie blaskiem księżyca, pomarszczoną twarz mężczyzny. Wpatrywał się on w księżyc, stojący teraz w pełni i widocznie nad czymś rozmyślał. Przejechał dłonią po swojej łysej głowie i spuścił wzrok na dól, patrząc na wewnętrzny dziedziniec klasztoru, wzdychając powoli. To jego potomkowie stworzyli to miejsce, przed trzema stuleciami. Było idealne, na szczycie wielkiego, trudno dostępnego płaskowyżu. Z prawej i lewej strony, a także na tyłach klasztoru, znajdowała się jedynie pustka, bowiem tu stroma skarpa kończyła się. Gdyby ktoś próbował zaś wejść tamtędy do klasztoru, musiałby pokonać 250m oblodzony odcinek, prawie całkowicie płaskiej ściany. Nieliczne kamienie mogły służyć za podpórkę dla ręki czy nogi, ale nigdzie nie było miejsca na to by usiąść. A lód pokrywający ścianę płaskowyżu, tylko utrudniał wspinaczkę, czyniąc klasztor niezdobytym z właściwie trzech stron świata. Jedynie zachód, przednia strona klasztoru, była dostępna dla ludzi. Mimo to i ta droga była rzadko używana. Niebezpieczna i zawiła wiodła przez las i stromą ścieżką wzdłuż bocznej ściany, sąsiedniej góry. Dróżka prowadziła do małej wioski u podnóża góry. Jedynego kontaktu między światem zewnętrznym a mnichami. Tak więc klasztor który tu zbudowano, był prawdziwą twierdzą. Na dodatek owa ścieżka była tak wąska, że mieściła ino dwóch mnichów naraz. Sam klasztor, otoczony był murem kamiennym wysokości 3m, brama zaś całkowicie drewniana, otwarta była tylko między 06:00 a 18:00. Kto znalazł się na terenie klasztoru po tej godzinie, do rana wyjść nie mógł i na odwrót. Jeśli mnichowie nie wrócili przed 18:00 to noc, spędzali na dworze. Główny budynek znajdował się na malutkim wzniesieniu, był to jedno piętrowy budynek, o planie kwadratu, zajmujący 3/4 powierzchni klasztoru, leżący w samym jego centrum. A w centrum głównego budynku, znajdowała się 17m wieża. Dookoła głównego budynku były poustawiane budynki takie jak kapliczka, stajnia, kuchnia, stołówka czy malutki szpitalik. Budynków było znacznie więcej i rozsiane były oczywiście po całym terenie klasztoru. Na to wszystko dumnie patrzyła postać z okna, w wieży. Dumnie a zarazem z dozą zmartwienia i nostalgii. Według proroctwa już dziś mają potoczyć się losy klasztoru. Starzec nie wiedział nic więcej, tylko tyle że zdarzy się coś wyjątkowego. Czy to będzie zbawienie? A może przekleństwo? Przeżegnał się i pomodlił do buddy o łaskawość, po czym udał na spoczynek, po raz ostatni obrzucając czujnym wzrokiem, dzieło swych przodków.
Na temat misji dostaliście nie wiele informacji. Ot udać się do wioski na dalekiej północy. Do karczmy pod płetwą Narwala. To też nie mając zresztą większego wyboru, uczyniliście. Karczma nie była zbyt gustowna, ba wydawała się nieco... niechlujna. Ale co się dziwić, na tak dalekiej północy goście inni niż mnichowie z pobliskiego klasztoru, byli dość dziwnym i niecodziennym widokiem, a karczma nie była przystosowana do takich rzeczy. Karczmarz modlił się tylko w duchu, byście nie zabawili tu długo. Bowiem skromne zaopatrzenie jego piwnicy, może bardzo szybko stopnieć z szóstką nowych wędrowców. Siedzieliście więc w karczmie, przysłuchując się miarowemu dźwiękowi, jaki wydawała z siebie polerowana przez karczmarza szklanka i czekaliście. Nie trwało to długo, po około godzinie od przybycia ostatniego z was, pojawiła się siódma osoba, dość mizernej postury starzec, odziany w czarnego koloru togę, jakby zimno panujące na zewnątrz, nic dla niego nie znaczyło. Posiadał tylko jedno oko, drugi oczodół ział pustką a staruszek wcale tego nie ukrywał, ba pokazywał to jak gdyby chełpiąc się odniesioną niegdyś raną. Obrzucił on waszą szóstkę, notabene jedynych ludzi w karczmie, nie licząc samego karczmarza, po czym zajął miejsce przy największym stoliku, opierając laskę obok krzesła. Nawet karczmarz na chwilę przestał polerować szklankę, przypatrując się jegomościowi, który wyjął zza pazuchy fajkę i zapalił, używając zapewne magii, gdyż nie zauważyliście by wyciągnął cokolwiek co by mu ów fajkę zapalić pozwoliło. Karczmarz widząc to przeżegnał się szybko i wrócił do polerowania szklanki, jak widać magia w tych stronach nie była widokiem codziennym. Staruszek zaś zaciągnął się dymem z fajki i powoli, bez pośpiechu wypuścił dym z ust. -Usiądźcie dzieci... nie mam wiele czasu więc streszczajmy się.- Powiedział spokojnie i oparł ramiona na stole, patrząc na was wszystkich uważnie-Każdy z was zapoznał się z tematem misji, inaczej by was tu nie było. Mam to gdzieś czy będziecie współpracować, konkurować czy co tam jeszcze wymyślicie. Ja chce informacji, wy pieniędzy. Prosty interes, lecz jeśli macie jakiekolwiek pytania, to tylko po to tutaj jestem. Jeśli będę mógł...- Tu na chwilę zawiesił, patrząc na każdego z was po kolei, przy czym na dłużej wzrok zawiesił na Makbecie-I oczywiście chciał, to wam odpowiedzi udzielę. Klasztor znajduje się na płaskowyżu leżącym 400m za górą Lup leżącą oczywiście obok wioski. Możecie pójść szlakiem, albo zrobić co tam chcecie, jak mówiłem nie obchodzi mnie to.- Powiedział co miał powiedzieć i skończył milknąc na chwilę, by znów zaciągnąć się dymem z fajki-Więc, macie jakieś pytania?- Spytał już spokojnie, patrząc teraz tylko na Nanayę.
Ostatnio zmieniony przez Don Vito Ferliczkoni dnia Wto Lis 20 2012, 17:29, w całości zmieniany 1 raz
Autor
Wiadomość
Rosalie
Liczba postów : 395
Dołączył/a : 20/09/2012
Skąd : Twoje sny~?
Temat: Re: Klasztor Zori Pon Wrz 16 2013, 20:18
Nie ma jak urocze, prawie śmiercionośne spotkanie z przepaścią. A raczej zaglądnięcie jej do gardła. Dobrze, że została złapana... choć i tak to nie powstrzymało jej serca przed zbyt szybkim biciem. Cóż, gdyby pozwolił jej spaś, pewnie byłaby już martwa, ogarnięte paraliżem ciało nie zareagowałoby. Cały dorobek jej życia, cała ciężka praca, tyle wspomnień znikło by w jednej sekundzie... Sama świadomość tego sprawiła, że zbytnio nie kontaktowała z otoczeniem. Przecież powinna była mu coś odwarknąć. Zagrozić, jak śmiał ją tak traktować, ten zwykły zwierz! Jak ona mogła teraz po prostu przestać reagować, spotulnieć.. bać się? Pierwotne skupienie wróciło, kiedy to potknęła się. Bezgłośnie zaklnęła pod nosem, na sekundę zatrzymując się, aby ją choć trochę rozmasować. Cóż, trzeba będzie pamiętać, aby jej nie nadwyrężać. - Wampirza pijawka.. nonsens.. - mruknęła już do siebie pod nosem, a kto to usłyszał mógł równie dobrze wziąć jej słowa za przesłyszenie. Mimo swojego sceptycyzmu, słuchała dokładnie Nanayi. - Zabicie czegoś takiego graniczy z cudem... - Spojrzała niepewnie na ich 'eskortę'. - ..a mimo wszystko nie są w stanie kłamać? Jakim cudem..? - Zapytała cicho. Nie było to pytanie najwyższej wagi, równie dobrze mogła mówić też do siebie. W końcu dotarły do klasztoru, o dziwo, całe i zdrowe (No, prawie. Ważne, że w jednym kawałku). Ha, mnisi. Ciekawe, czy Huang uwierzyłby w istnienie wampirów, szła o zakład, że nie. Zresztą, nie powinna teraz o nim myśleć, tylko o tym, że są na terenie wroga. Durne sentymenty. Potrząsnęła energicznie głową, potulnie idąc z grupą. Oh, teraz - na pewnym gruncie - z pewnością by odszczekała tym łajdakom, za tak bezceremonialne popychanie. Tylko, że miała teraz na głowie większe zmartwienia. Np. wampirzy lord, który mógłby je pozbawić życia w każdej sekundzie. Cóż, już nie negowała na siłę informacji o wampirach. Po prostu... ani nie zatwierdzała, ani nie odrzucała. Faktem było, że od tego mężczyzny biła nieludzka aura, przyprawiająca Rozę o gęsią skórkę i dreszcze. Czy była w stanie wyczuć cokolwiek swoim węchem? Ah, mimo strachu nie mogła oderwać wzroku od pleców Arena, sama jego unosząca się w powietrzu siła przyciągała. W końcu musiała się ocknąć z tego letargu, kiedy odwrócił się. Momentalnie czar prysł, a widok zgniłych(?) narządów zaczął drażnić śniadanie, aby czym szybciej opuściło żołądek. Zasłoniła ręką usta, z całej siły się powstrzymując. Odwróciła wzrok, nie mogąc na to patrzeć. Oddychała głęboko, aby uspokoić swój organizm. Czym on był? Kątem oka tylko zauważyła, jak siada na dywanie i spokojnie zaprasza je do tego samego. Bawił się nimi. Jak drapieżca z swoją ofiarą. Dziwne, że nie pozwolił im zginąć od razu. Czego od nich chciał? Sama ta myśl sprawiała, że się trzęsła. Reakcja Nanayi także nie była pocieszająca. Widząc to, Roza przez ułamek sekundy chciała położyć rękę na jej ramieniu, uspokoić ją. Może nawet jej ręka wykonała lekki ruch, zanim umysł Rozy nie cofnął ją na swoje miejsce. Skąd ten odruch... Nie powinna była, nie będzie miała z tego żadnych korzyści. Zresztą, miodowłosa wiedziała od nich więcej, była tutaj, znała Arena... Była tak silna w informacje, a mimo to tak się bała. Może niewiedza pozostałej trójki w tym przypadku działała na dobre? W takim razie, jak straszny był ten człow... nie - ta istota? Usiadła po drugiej stronie Nanayi, ciągle unikając spojrzeniem sylwetki Arena. Tak, wzór na dywanie zdecydowanie był interesujący. Oh, czy to ornament? - Chociaż udawajmy, że istotne są dobre maniery. - Samą kobietę zaskoczył chłód i bezbarwność jej głosu, zbyt spokojny do sytuacji. - Rosalie Dorothé Marie de la Ciel. Powiedzmy, że.. miło.. poznać. - Powiedziała to w ten sposób, aby nie było wątpliwości, czy jest jej miło. Zerknęła kątem oka na Caro. Dobre pytanie, co z kronikarzem? Jeśli nie było zleceniodawcy, to nie było zadania. Co i tak nie zwalniało je z siedzenia w tym klasztorze, w którym były pod przymusem. Skoro jednak zleceniodawcy nie było, ich priorytetem - nie, jej priorytetem było wydostanie się stąd. Jak najdalej stąd.
Wild
Liczba postów : 114
Dołączył/a : 10/12/2012
Skąd : Wschodnie Lasy, lokalizacja bliżej nieokreślona
Temat: Re: Klasztor Zori Pon Wrz 16 2013, 20:24
W milczeniu przebyła całą drogę, słuchając tylko co inni mają do powiedzenia. Jednak jej płaszcz najwyraźniej się nie sprawdził, gdyż nagle poczuła się odrobinę gorzej i zaczęła pociągać nosem. No trudno. Wild kichnęła cicho. Skoro to lekkie przeziębienie od zimna, powinno przejść po jakimś czasie. Przynajmniej kiedy się ogrzeje i na tyle, by mogła pomóc sobie w razie czego swoim wyczulonym węchem. W końcu dotarli do monumentalnej budowli górującej na zaśnieżonych szczytach. Ciężkiej, z grubej cegły chroniącej przed wiatrem. Korytarzami zostały poprowadzone w jakieś nieznane im miejsce. A przynajmniej większości. Kotka starała się zapamiętać drogę. Ostatecznie cała ta plątanina przejść doprowadziła ich do komnaty w starej wieży. Inu rozejrzała się uważnie. Nie było to pomieszczenie należące do władcy. Bez żadnych luksusów, drogich malowideł i pięknie zdobionych żyrandoli, złotych pucharów. W komnacie znajdował się mężczyzna, który również nie wyglądał na żadnego króla. Czy naprawdę on przewodził wampirami? Stał pod oknem. Policjantka mierzyła go uważnym spojrzeniem. Dobrze zbudowany, jednak nie atleta. Bez koszuli, bez butów. Nie wiedziała, jak go ocenić, co o nim myśleć. Wtem odwrócił się ów dziwny twór i kotka mogła dostrzec go w pełnej krasie. Skrzywiła się mimowolnie. Nie było w nim nic królewskiego. Był tylko zwierzęciem. A już na pewno królewska nie była ziejąca mu z boku dziura, ani te dzikie oczy. Jednak nie zrobiło jej się słabo na ten widok. Nie raz patroszyła zwierzęta, w jej przeszłości zdarzyło się jej również wyrywać wnętrzności ludziom. Nie kryła odrazy i obrzydzenia, które wzbudzał w niej wampirzy lord, ale nie było jej słabo, ani nie miała odruchów wymiotnych. - Czy to miało nas przestraszyć? - zapytała, przechylając nieco głowę i mrużąc podejrzliwie oczy. Jednak nie oczekiwała odpowiedzi. Bo przecież gdyby nie chciał wzbudzić w swoich gościach strachu, założyłby przynajmniej koszulę, okryłby tą obrzydliwą ranę. Już wydał im polecenie. 'Usiądźcie'. Wild poszła śladem pozostałych. Nagle poczuła ogarniające ją ciepło. Zerkając po towarzyszkach, domyśliła się, że jest to zaklęcie pochodzące od Nanai. - Dziękuję - rzekła cicho, uśmiechając się ciepło do dziewczyny. Może i była beznamiętna, ale nie znaczyło to, że nie potrafiła podziękować w taki ładny sposób. Zwłaszcza, że uwielbiała ciepło i było to coś, czego w tej chwili pragnęła najbardziej na świecie. Pozwoliła innym mówić, chciała się bardziej zorientować w sytuacji. Z resztą, najważniejsze pytanie zostało już zadane: 'Po co?'. Teraz tylko należało oczekiwać odpowiedzi.
Jo
Liczba postów : 5542
Dołączył/a : 29/08/2012
Skąd : Poznań
Temat: Re: Klasztor Zori Sro Wrz 18 2013, 14:56
MG
Reakcje dziewczyn widocznie z początku nieco zaskoczyły a potem rozbawiły Arena, zwłaszcza ta, Wild. Nie ukrywał więc wielkiego rozbawionego, acz zarazem drapieżnego, uśmiechu.-Przestraszyć?-Przekrzywił nieco głowę i prychnął, a wszystkie cztery dziewczyny poczuły jak by jakieś niewidzialne imadło powoli zaciskało im się na mózgach, a niewidzialne haczyki ryły w umyśle tunele.-Uwierz mi że posiadam znacznie wygodniejsze metody, by was przestraszyć.-Wysyczał widocznie niezadowolony.-Doprawdy, zastanawiam się czy wy zdajecie sobie sprawę że mógłbym rozszarpać wam gardła... albo zmusić byście same to sobie zrobiły? Tak więc przypominam wam, kto jest panem tej twierdzy... Wybacz moja droga, że nie prezentuję się tak, jakbyś tego oczekiwała po wielkim władcy.-Zresztą, machnął dłonią i widocznie nieco się uspokoił. Przecież nie po to je tu ściągał, żeby zabić w byle napadzie złości.-Nietoperza co...-Spojrzał na Nanayę i westchnąwszy zaczął się zmieniać. Nos przybrał normalny, w miarę ludzki kształt. Uszy i wargi także, przez chwilę jego twarz wyglądała niemal ludzko. To jednak nie był koniec przemian. Oczy zrobiły się żółte niczym siarka, a pysk nieznacznie wydłużył. Kości policzkowe wyraźnie poruszyły się z niemiłym dla ucha zgrzytem, uwydatniając szczękę. Przemiana była dość krótka i dość obrzydliwa, po chwili jednak zamiast nietoperza, przed dziewczynami siedział dość przystojny z twarzy mężczyzna, o wydatnych kościach policzkowych i masywnej szczęce.-Teraz lepiej?-Zapytał Nanayę po czym zwrócił się do Caro-Dla was, Lordem Von Arenem.-Poprawił dziewczynę, a następnie klasnął w dłonie.- Koniec tej szopki, nim jednak przejdziemy do celu waszej wizyty tutaj... właśnie, co z kronikarzem? Zagrajmy w grę. Każda z was poda własną teorię. Osoba która wygra, będzie mogła zadać mi trzy pytania. Sądzę że to może być całkiem zabawne...-Uśmiechnął się, czekając na odpowiedzi dziewczyn.
Stan postaci: Rosalie: Prawa kostka boli Wild: Przeziębiona, nie masz co liczyć na węch. Nanaya: 94%MM
Czas na odpis: 21.09 godzina 15:00
Mor
Liczba postów : 2920
Dołączył/a : 20/08/2012
Temat: Re: Klasztor Zori Czw Wrz 19 2013, 17:28
Przestraszyć... No to będzie źle. Pomyślała, widząc bardzo nieprzyjemny uśmiech. Taki uśmiech zwykle zwiastował jakiś problem, zwłaszcza dla osób, do których był on kierowany. Zaraz później poczuła, jak wielka siła miażdży jej osobę, a szpile ryły głęboko w jej umyśle. Przycisnęła ręce do głowy i skuliła się, choć wiedziała, że nic to nie da. Była zdana na łaskę lub tez nie łaskę Arena, licząc sekundy, które zdawały się być wiecznością. A kiedy w końcu przestał, była na tyle otumaniona, że nawet go nie słuchała uważnie, próbując wyprzeć ze świadomości nieprzyjemne odczucia. Ponownie chciało jej się wymiotować. - Czy ty naprawdę chcesz, żebym ci zapaskudziła dywan? - mruknęła słabo, wybitnie niezadowolona z całego przedstawienia, którego była świadkiem. Mógł sobie darować. Wiedziała, do czego był zdolny i naprawdę, naprawdę nigdy nie chciała poczuć tego na własnej skórze. A teraz czuła się tak, jakby jej ktoś poszatkował mózg i włożył nieskładnie z powrotem na miejsce. Przy poprzednich nudnościach oraz zmęczeniu nie było to dobre połączenie. - Z tego co pamiętam, to twoją twierdzą było Os Kelebrin... Choć wróć, teraz to też jest twoja twierdza. - Nie była w stanie poskładać myśli do końca i wewnętrznie się irytowała, ale nie była w stanie nic więcej zrobić. Pozostawało łapać się kawałków słów i próbować ułożyć logiczną całość jak najszybciej. No i na cholerę ci warzywo... Pomyślała z irytacją. Zaczynała rozumieć, jak źle mógł czuć się Finny tamtego pamiętnego dnia. Zastanawiała się, czy to dobrze, czy źle, że nie zemdlała... Jednak nie. Coś musiało spowodować, że jako tako trzeźwość umysłu jej wróciła. Jej komentarz plus moce Arena równa się nawet człowiek przed nimi stojący. Tylko, dlaczego to zrobił? PO CHOLERĘ TO ZROBIŁ, SKORO NIE BYŁO POWODU, BY SIĘ PRZEJĄŁ JEJ KOMENTARZEM?! Na jej ustach automatycznie pojawił się uśmiech, z początku blady, a z każdą chwilą poszerzający się. Już, już chciała coś powiedzieć, ale ugryzła się w język, domyślając się, że tylko wykopie sobie grób. Mimo to uśmiechała się do Arena jak głupia do sera, a on pewnie doskonale wiedział, co jej po głowie chodzi. Na szczęście żadna z dziewczyn nie wiedziała, jakiej to radości właśnie jej dostarczył wampir. Próbowała się jakoś pozbyć rogala, ale jakoś słabo jej to szło, nie była już w stanie utrzymać powagi. Ostatecznie zakryła usta dłonią, choć w oczach wciąż kryło rozbawienie. Nawet nieprzyjemny widok podczas przemiany nie był w stanie się go pozbyć. Aż sama nie wiedziała, jak odpowiedzieć i nie palnąć głupoty, za którą trafi do grobu. - Tak. - Zdecydowała się na krótką i zwięzłą odpowiedź, bo w tym tempie mogło to się źle skończyć. Tak bardzo próbowała brzmieć spokojnie... i tak bardzo jej nie wyszło. Odetchnęła kilka razy głośno, próbując powrócić do spokoju, grzejąc się w ciepełku własnego zaklęcia. - Wolałabym znać cel tej wizyty, niż wiedzieć co z kronikarzem, ale jak kto woli - odpowiedziała lekko, próbując mówić spokojnie, ale cóż... Pokręciła kilka razy głową i ponownie spojrzała na Arena. - Poczekam, aż moje koleżanki wymyślą teorie, któraś zada pytania, a później dowiemy się, po cholerę przeciągnięto nas przez góry, bo jakoś wątpię, by była to herbatka i ciastka. I wilk syty, i owca cała - rzuciła propozycją. I może brzmiała dość luźno, ale w tej sytuacji nie była w stanie być poważna i bać się o swoje życie. Choć wiedziała, że mógł ją zabić... - W każdym razie, moim zdaniem zginął. Nic więcej, nic mniej - zakończyła, wpatrując się w wampira. Nie zamierzała się wysilać dla trzech pytań. Tak bardzo nie chciała sobie wykopać grobu, a była w takim nastroju, jakby już w nim była jedną nogą.
Hermiona
Liczba postów : 265
Dołączył/a : 28/11/2012
Temat: Re: Klasztor Zori Pią Wrz 20 2013, 15:11
Starała się większość zignorować i chociaż stworzyć pozory pewności siebie. Zacisnęła zęby, a pięści mocno ścisnęła. Uniosła głowę lekko do góry, a na wampirzego lorda patrzyła na wzrokiem, który nie był zbyt miły. Czy to było dobre? W sumie miała to gdzieś chciała pokazać, że nie jest słabą istotką. Wysłuchała za równo dziewczyn, jak i Lorda Arena z lekką powagą jak na nią. Chociaż dla niej mógłby to być głupi żart, w którym bierze udział. Zresztą na chwilę obecną była dosyć zagubiona. Nie rozumiała, czy mógłby być to sen, czy rzeczywistość. Czasami ludzie nie będą pewni tego, co czują. Wydaję się im to dosyć absurdalne. Trudno było patrzeć Caroline w oczy wampira. Pierwszy raz czuła się jak bezbronna owieczka, która stoi na przeciwko jedzenia. Niby chce je zjeść, ale jednak za daleko.. Podobnie jak z drogą do pilota. Ma ochotę się wypowiedzieć. Jednak czy byłoby to dobre posunięcie? - Istnieje też opcja, że go przetrzymujesz...- odpowiedziała na pytania wampira z naciąganym uśmiechem. Dobra reakcja, czy może zła? Co powinna powiedzieć? Czy może jej coś zrobi? W końcu po coś tu je przytargał. Nic się nigdy nie dzieje bez powód. Wszystko ma swoje przyczyny i wszystko w późniejszym stadium ma także skutki. Jedno z drugim się łączy. Obie rzeczy muszą istnieć, bo druga by nie istniała. Sama odpowiedź była dosyć pewna. Jednak w tonie dziewczyny dało się słyszeć pewnie ton złości. - Caroline ... Miło mi, a raczej niemiło w tych warunkach i sytuacji - warknęła dziewczyna, a swoją grzywkę zarzuciła na bok. Po czym ponownie wbiła wzrok w ziemię. Prawą dłoń położyła na lewej ręce w okolicy łokcia, po czym zaczęła jeździć odruchowo wzdłuż dłoni, nie wiedząc, co ze sobą zrobić.
/ przepraszam, jeżeli jest kupa, zamiast postu ;x
Wild
Liczba postów : 114
Dołączył/a : 10/12/2012
Skąd : Wschodnie Lasy, lokalizacja bliżej nieokreślona
Temat: Re: Klasztor Zori Sob Wrz 21 2013, 16:38
Czując nagły ból, Inuyasha zacisnęła powieki i położyła uszy po sobie. Dłonie jej drżały, miarowo uciskając krawędź płaszcza. Tak jak myślała. Aren wcale nie był na wpół umierający mimo tej ogromnej rany. Więc czemu jej nie uleczy? Czyżby to wykraczało poza jego kompetencje? Kiedy zaczął się zmieniać, policjantka patrzyła na to zaciekawiona. Skoro umie coś takiego, dlaczego ignoruje dziurę w swoim boku? Nie rozumiała. W ogóle już niczego nie rozumiała. Zwłaszcza tego, dlaczego ich nie zabił. Sama Wild nie miała koncepcji. Nie do niej należało główkowanie i walka. Ona była dobra w śledzeniu, skradaniu się, zwiadach i ucieczkach. W szukaniu, ściganiu i łapaniu. Polowała z ukrycia. Pytanie o kronikarza nieco zbiło ją z pantałyku. Nie żyje? Skąd ma wiedzieć? Jest przetrzymywany? Skąd ma wiedzieć? Bo po cholerę by atakowali jakiegoś tam mało znaczącego staruszka? Czy on właściwie był mało znaczący? Kotka nic o nim nie wiedziała. To wszystko było tak tajemnicze. Miały tak mało informacji. Ale trzeba było zagrać w grę. Tak to już jest, że instynkt przetrwania wygrywa z dumą. - Może właśnie twoi poddani wysysają z niego ostatnie kropelki krwi w jakichś ciemnych podziemiach - wzruszyła ramionami dziewczyna. - A może chcecie od niego jakichś informacji...? Jednak bardziej niż jego los obchodzi mnie nasz - to powiedziawszy delikatnym gestem dłoni wskazała siebie i swoje towarzyszki. Do czego one były mu potrzebne, że ich jeszcze nie zabił? Zwłaszcza, że był przecież tak potężny, mógłby wszystko zrobić sam. A czy jeśli coś wykraczało poza jego zdolności, czemu one? I czemu jakikolwiek śmiertelnik miałby sobie z tym poradzić? No nic, pozostawało czekać.
Rosalie
Liczba postów : 395
Dołączył/a : 20/09/2012
Skąd : Twoje sny~?
Temat: Re: Klasztor Zori Nie Wrz 22 2013, 12:34
/ Gumiś i Nana wiedzą, ale wypadało by przeprosić resztę: wybaczcie za to opóźnienie i za prawdopodobnie bardzo niską jakość posta... Coś mnie złapało, czuję się fatalnie, a pisanie czegokolwiek wykracza poza moje siły... Więc jeszcze raz przepraszam.
'Zagrajmy grę' i od razu człowiek jak w Pile się czuje. Może powinna od razu szukać pojemnika, gdzie ma wrzucić swoją odciętą rękę..? Na szczęście ta gra nie była tak masakryczna, cóż, JESZCZE nie. O ile Caro, Nanaya i kocia dziewczyna - bo ciągle nie wiedziała, jak ta się nazywała - przedstawiły swoje teorie, to Rose zrezygnowała z 'zabawy'. - Moje przypuszczenia i tak nie zmienią jego losu, więc po co zgadywać? Zresztą, jestem pewna, że dziewczyny znajdą o wiele lepsze pytania... Spokój, spokój. O ile część dziewczyn pokazywało swą determinację, upór, trzeźwość umysłu... Cokolwiek, aby pokazać jak bardzo się nie boją, czy są silne. A mimo to, pewnie każda się bała, o czym Aren zapewne bardzo dobrze wiedział... Więc sama de la Ciel nie widziała sensu w udawaniu twardej, dalej nie miała odwagi patrzeć wprost na niego. W zamian za to wolała zachować spokój, wmawiać sobie, że jest w zupełnej innej sytuacji. Uciec, uciec od tego przerażenia, jak najdalej stąd. - Rozumiem, że dla istoty wiecznej czas nie ma znaczenia... - Ni to zapytała, ni stwierdziła. Nawet nie było pewne, czy mówiła tylko do siebie. - ..a jedynie szuka rozrywki, która ma zabić związaną z nim nudą... Tym samym, zabiera go czworgu śmiertelniczek, nawet jeśli ten sam czas jest dla nich tak cenny... Rzuciła w eter, chyba nie do końca świadoma tego co mówi, ani niezbyt przejmując się tym, jak osoby obecne tu to zinterpretują. I musiała zgodzić się z kocią dziewczyną - ją też bardziej obchodził ich los (konkretnie jej), niż kronikarza... W końcu tylko na swój była w stanie wpłynąć.
/ Nie mogę przestać gapić się w cycki na avku Caro.
Jo
Liczba postów : 5542
Dołączył/a : 29/08/2012
Skąd : Poznań
Temat: Re: Klasztor Zori Nie Wrz 22 2013, 15:32
MG
Aren obrzucił nieprzyjemnym spojrzeniem wszystkie dziewczyny w pomieszczeniu. Najbardziej jednak nie spodobała mu się reakcja Caroline. O tak, bardzo mu się nie spodobała. Bo przecież robak, powinien znać swoje miejsce, prawda? Dlatego też Aren uniósł się nieznacznie znad podłogi i szybkim, płynnym ruchem doskoczył do Caroline którą złapał za twarz prawą dłonią, lewą zaś zbliżył do jej oka, tak, że jego palce znajdowały się milimetry od jej gałki ocznej.-Aż tak bardzo, chcesz stracić swe oczy?-Wysyczał, jednocześnie siedząca blisko niego Rosa wyczuła obrzydliwy smród rozkładu, który dopiero teraz dotarł do jej nozdrzy. Z drugiej strony, nikt poza nią, nie czuł tego zapachu. Grożenie Caroline znudziło się Arenowi bo puścił jej twarz i wstał, ponownie kierując się do okna, przy którym staną tyłem do dziewczyn, patrząc na świat za szybą.-Znajcie swoje miejsce robaki, to że wciąż żyjecie, to jak trafnie zauważyła Rosalie, chęć zabicia nudy. Łączę przyjemne, z pożytecznym. To jak długo pożyjecie zależy tylko od was.-Odwrócił się znowu, mierząc dziewczyny zimnym i bezlitosnym spojrzeniem.-Źle, źle i źle. Prawidłowa odpowiedź to: Ja jestem, waszym kronikarzem.-Uśmiechnął się drapieżnie.-Kiedy dowiedziałem się co sprowadziło was tutaj, z początku mało mnie to obeszło. Potem jednak pojawiło się drugie zlecenie Kronikarza, postanowiłem więc to wykorzystać. Stworzyłem to zlecenie, podpisując się jak kronikarz i czekałem aż do Zori przybędzie ktoś, kto brał udział w poprzednich misjach tego starego dziada. A szczerze mówiąc nawet osoby z tym nie powiązane, mogły być przydatne. Prościej mówiąc to od początku do końca, była pułapka.-Widać był bardzo zadowolony ze swojego planu, co gorsze skoro nie było zleceniodawcy... to nie było też nagrody, prawda?-Zaś co się tyczy waszego losu... kto wie. Może was zabije? Może uczynię moimi służącymi, nałożnicami, pokarmem? A może widzicie, jakąś lepszą sytuację?-rozłożył ręce, pokazując tym samym że jest otwarty na propozycje.-Oh wiem! Żeby było zabawniej~! Puszczę jedno z was wolno, jeśli dowiem się co wydarzyło się w Os kelebrin. Jednak to trochę nie fair, bo o tym wie tylko Nanaya. Więc żeby było sprawiedliwie... informacje mogę wyciągnąć ze zwłok, możecie więc też zabić Nanayę! A ta która ją zabije wygrywa. Zwycięzca oczywiście nie musi wychodzić, to samo tyczy się Nanayi, może opowiedzieć a potem wybrać inną osobę, którą wolno puszczę do domu. Co wy na to?-Uśmiech na jego twarzy poszerzył się, a on sam usiadł na parapecie, czekając na decyzję dziewczyn. Jakkolwiek bawiły się dziewczyny, on przynajmniej nie mógł narzekać na nudę.
Stan postaci: Rosalie: Prawa kostka boli Wild: Przeziębiona, nie masz co liczyć na węch. Nanaya: 94%MM
Czas na odpis: 25.09 godzina 15:00
Mor
Liczba postów : 2920
Dołączył/a : 20/08/2012
Temat: Re: Klasztor Zori Nie Wrz 22 2013, 21:54
Och, chyba mu się nie podobało. A tak bardzo się starała, żeby nie palnąć czymś głupim. Przecież to, że nie odczuwał emocji nie znaczyło, że się nie złościł. W sumie... Jakby się nad tym zastanowić, wampiry czuły i nawet ciężko było to nazwać tylko instynktami. Instynktem nie jest pycha. Już otwierała usta, gdy ten wstawał, żeby chociaż spróbować załagodzić sytuację... Był tuż obok. Zamarła. Wszystko, byle tylko nie one... sztywna, odwróciła głowę w stronę Caro i jednocześnie Arena. Serce biło jej strasznie szybko. Nie chciała... byle nie... Jej całkiem całkiem humor prysł niczym bańka. Obrazy z podziemi Zori powróciły ze zdwojoną siłą. Tak bardzo nie chciała powtórki. Jednak nie słyszała krzyku... Tylko groźba... Mimo to przyspieszone tętno nie ustawało. - Gdyby to, ile pożyjemy, zależało od nas, prawdopodobnie nie stanowiłybyśmy rozrywki - zauważyła mdło, próbując się uspokoić. Nie była jednak w stanie ukryć drżenia w swoim głosie. Czy coś podobnego nie wydarzyło się wtedy? Tak, całkiem podobna sytuacja. Słuchała, czując się tak, jakby tonęła w lodowatej wodzie, z każdy słowem zanurzając się coraz głębiej. Ciemniało jej przed oczami. Trzy dni... Tak, jakby na to spojrzeć Kronikarz wcześniej nie określał, ile mają czasu... - Co się stanie po trzech dniach? - zapytała słabo, doskonale zdając sobie sprawę, że są jak mysz w potrzasku. A może faktycznie Kronikarz gdzieś tu był? Nie była w stanie określić, gdzie leży prawda. Więc co? Pozostawało błagać o litość, wziąć udział w jego grze i zapewnić rozrywkę, czy co? Zupełnie nie wiedziała. - I skąd wiesz, że Kronikarz jest starym dziadem? - Wbiła zielone oczęta wprost w sylwetkę mężczyzny, którego chciałaby nienawidzić. I możliwe, że byłaby zdolna do takich uczuć, gdyby nie Os Kelebrin. Teraz pozostawała jedynie żałość i nienawiść względem losu. - Gdy usłyszałam, że rozkazano nas zaprowadzić prosto do Zori tak myślałam, że chcesz zabić czas. Ale nie potrzebował byś do tego tych, którzy już tu byli. Wystarczyłaby grupa zwykłych poszukiwaczy przygód, przyciągniętych tu "problemami w klasztorze" i obietnicą "wysokiej nagrody". Nikt poza pewną grupą osób nie wie, co tu się wyrabia. Mogłeś zrobić dokładnie to samo, co twój bardzo stary znajomy rezydujący obecnie w Os, a tymczasem... trwa farsa - Wpatrywała się dalej, niczym zwierzę gotowe do walki z drapieżnikiem, nawet jeśli wiedziało o swojej słabości. Był w tym spojrzeniu strach, ale i determinacja. - Fakt, jeśli chciałeś wiedzieć o tym, co się wydarzyło w twierdzy... Czy muszę ci mówić? Czy może nie pamiętasz, co wydarzyło się czterysta lat temu? Czy może, dla zabicia czasu, powinnam ci powiedzieć, kto zapoczątkował ten łańcuch nienawiści? - wysyczała, czując z każdym kolejnym zdaniem, jak miękną jej nogi. Adrenalina robiła swoje. Powoli się podniosła, wciąż obserwując Arena, po czym spokojnie zrobiła kilka kroków w tył, by stanąć pod ścianą. Myśli pędziły w szaleńczym tempie, gdy wspomnienia pojawiały się i znikały, pozostawiając ślad wiadomości. Wszystko, co pamiętała, co zasłyszała, co zobaczyła. Obraz ludzkiej rozpaczy. - Powiem ci wszystko, co wiem na temat tego, co wydarzyło się w Os Kelebrin - stwierdziła sucho, powstrzymując drżący ton głosu. - W zamian ty powiesz, co stało się z twoim bokiem. I może w swojej łaskawości wypuścisz jedną z nas całkowicie bezpiecznie z Klasztoru. Dobrze wiesz, co mam na myśli... - Nie spuszczała wzroku z mężczyzny. Jedno słowo mogło go rozwścieczyć. To samo przecież było z Rikkudo. - Jeśli chcesz, żeby zaczęły ze mną walczyć, powinieneś je bardziej przestraszyć... Albo zabić mnie. Wtedy pewnie zrobią wszystko, byle tylko nie podzielić mojego losu. Tylko wtedy, co to za zabawa? - Uśmiechnęła się gorzko i krzywo. - Choć, z drugiej strony, aż tak bardzo chcesz, żeby ten pokoik wypełnił się słonecznym światłem? - spytała. Czuła się zmęczona. Pomimo tego, że adrenalina krążyła w jej żyłach, samo wspomnienie Os wypełniało ją smutnymi myślami. Przed nią stał ten, który był wspaniałym człowiekiem... A teraz próbował zabić czas, poświęcając życia innych. - Rikkudo chce cię zabić. Bawiąc się w taki sam sposób, jak ty teraz - wymamrotała, po czym zamilkła. Obserwowała wampira. W każdym momencie gotowa, by użyć Sunlighta (tego na c~!). Nie chciała skrzywdzić nikogo, poza samym nieumarłym.
Jo
Liczba postów : 5542
Dołączył/a : 29/08/2012
Skąd : Poznań
Temat: Re: Klasztor Zori Sro Wrz 25 2013, 15:24
MG
-Być może, aczkolwiek macie wpływ na to, ile pożyjecie.-Odpowiedział wampir na pierwszą kwestię dziewczyny.-Po trzech dniach... niestety nie odpowiem na to pytanie. I właściwie poprawnie byłoby "Jutro". Zlecenie wywiesiłem dwa dni temu.-Uśmiechnął się krwiożerczo ciągle bawiąc się ze swoimi ofiarami, bo tak, dla niego była to zabawa. A widocznie pozostałe dziewczyny obleciał strach bo nie pisnęły nawet słówka.-Wspomnienia Finna i kilku innych osób które też go widziały. Spodziewałem się po tobie nieco więcej rozumu, a ty zadajesz mi tak głupie pytania...-Pokręcił z politowaniem głową, chyba Nanaśka zaczynała go nudzić.-Jeśli sądzisz że bolą mnie ciągle wspomnienia sprzed 400 lat to jesteś w błędzie, tak samo jeśli sądzisz ze szukam zemsty. Mam gdzieś co stało się z moją byłą żoną i kto odpowiada za mój stan. Zabiję wszystkie wampiry poza mną, bo stanowią one potencjalne zagrożenie. Przetrwa, najsilniejszy.-Stwierdził, słuchając dalszych słów dziewczyny. Co zaowocowało, wybuchem śmiechu.-Czy... czy ty mi grozisz?-Zapytał ciągle się śmiejąc i łapiąc za brzuch.-Znaj swoje miejsce robaku. Twoje słońce sprawiło by mi wiele bólu, ale miałabyś czas jedynie by użyć go raz. A potem cała wasza czwórka, byłaby martwa. Tak śpieszno ci do grobu?-Zapytał pojawiając się nagle przed Nanaśką.-No dalej, użyj swojego czaru.-Wysyczał Nanayi prosto w twarz, jednocześnie palec jego dłoni zatrzymał się na biuście dziewczyny.Mój metamorfizm nie jest na tyle dobry bym wniknął w ciebie przez pory skóry czy przez sutek...-Przesunął dłoń na twarz-Ale sprowokuj mnie, a skażę cię tym, czego tak bardzo się boisz.-Odsunął się od dziewczyny i wrócił na swoje miejsce.-Więc Rikkudo już o mnie wie... zabawne. Chce usłyszeć wszystko ze szczegółami, wtedy, powiem ci co to za rana. Już nie liczę na to, że sama to pojmiesz.-Rzucił, siadając z powrotem pod ścianą.
Stan postaci: Rosalie: Prawa kostka boli Wild: Przeziębiona, nie masz co liczyć na węch. Nanaya: 94%MM
Czas na odpis: 28.09 godzina 15:00
Mor
Liczba postów : 2920
Dołączył/a : 20/08/2012
Temat: Re: Klasztor Zori Sro Wrz 25 2013, 17:24
Jutro. Och, jak miło i przyjemnie. Po prostu powinszować zaradności, odwagi i pomysłowości w pakowaniu się w kłopoty. A może po prostu je wypuści? Westchnęła w myślach, po prostu rozpaczając nad swoją naiwną głupotą. A do tego dziewczyny nie stanowiły żadnego wsparcia. Zasadniczo nawet się temu nie dziwiła. Właśnie stały się zabawką czegoś, czego nie można było pojąć. Może nawet byłyby bardziej odważne, gdyby nic nie wiedziały... a może to właśnie wiedza sprawiała, że udawało jej się jeszcze jakoś przeżyć? Choć z każdym kolejnym strzępkiem informacji strach paraliżował jeszcze bardziej. Zagryzła wargę. Głupie? Niepotrzebne? Zastanawiała się, kiedy Aren stracił możliwość myślenia na tyle, by nie wiedzieć, że wszystko ma swój cel, nawet jeśli z pozoru wydawało się to głupie. Tak bardzo patrzył na nią z góry... Czemu czegokolwiek się po niej spodziewał? - Nie ma powodu, byś czegokolwiek się po nie spodziewał. Wszak jestem tylko marnym, nędznym człowiekiem, który nie ma nawet na tyle siły, by zmierzyć się z tobą twarzą w twarz - uśmiechnęła się cierpko w jego stronę. O tak, jej duma cierpiała. Cierpiała tak bardzo, że najchętniej by coś zrobiła Arenowi. Ale z drugiej strony wciąż zyskiwała informacje, których choć była wcześniej świadoma, teraz znajdowały potwierdzenie. Przełknęła gorzką pigułkę. Równie zaskakujące było to, że zupełnie nie zrozumiał co miała na myśli. Nie pamiętał, że byli w Os Kelebrin? Poczuła się wytrącona z równowagi. Nie wiedziała, co odpowiedzieć. Nie pamiętał dlatego, że nigdy tam nie byli, czy dlatego, że zapomniał? A jeżeli nigdy ich tam nie było... Klucz był na swoim miejscu... Unosiła rękę do ust, jednak zamarła, słysząc ciąg dalszy wypowiedzi wampira. Grób? Jej życie, jej życiem, ale inni nie musieli płacić za jej błędy... Zwłaszcza teraz... Jak skamieniała wpatrywała się w Arena, który syczał przepełnione przepełnione niebezpieczeństwem słowa. Nie użyła zaklęcia. Przełknęła głośno ślinę, nie będąc w stanie odpowiedzieć na żadne wypowiedziane przez niego słowa. Bała się, oczywiście, że się bała. Nie tego, że mógłby ją zmienić. Bała się tego, co stałoby się później. Z nią, z innymi... A co z dziewczynami? Może byłyby w stanie wydostać się z Zori, ale czyim i jakim kosztem? Ponownie przełknęła ślinę, powoli osuwając się po ścianie, jak zepsuta lalka. Co miała powiedzieć? - Nie zrozumiałeś mnie... Nie pytałam o twoją pamięć względem Mary Ann czy zemstę. Już wcześniej mówiłeś, że nie chcesz się mścić... Nie bierz mnie za aż taką ignorantkę... Pytałeś, co się wydarzyło w Os Kelebrin, więc ci odpowiedziałam. Byłam w przeszłości, zanim stałeś się wampirzym lordem. Jednak... ciebie tam chyba nie było, prawda? - mówiła cicho, niemal szeptem, ze spuszczoną głową. Przy ostatnich słowach podniosła głowę i wbiła spojrzenie w mężczyznę siedzącego pod ścianą. Oczy miała wilgotne od zbierających się w nich łez, jedna nie płakała. Uparcie nie chciała ich mu pokazać. Jeszcze miała na tyle godności, by tego nie zrobić. - Jeśli miałabym powiedzieć, co wydarzyło się w Os Kelebrin byłaby to zbyt długa historia... Ale jeśli chcesz długa historię... - I zaczęła opowiadać o wydarzeniach ze Srebrnej Twierdzy, zaczynając od spotkania z Kronikarzem, wieściach o Meliorze oraz podróży do zamku, nie pomijając oczywiście spotkania z Baltazarem oraz wizyty w grobowcu byłej małżonki Arena. Ze wszystkich sił próbowała się odgrodzić od wszystkich emocji, które mogły ją dopaść. Opowiadała historię. Opowiadała ją tak, jakby widziana była oczami kogoś zupełnie innego. Tylko fakty... Tylko to, czego nie dało się podważyć czy powiedział ktoś inny. Nie miała zamiaru dawać tu własnego pamiętnika, ani swoich myśli, emocji, uczuć. Przyszła pora na kolację u Rikkudo i tajemnicę kryjącą się w piwnicy. Plany wojenne, próba wykorzystania ich do swoich planów, wyprawa do przeszłości. Tu mówiła mniej, przechodząc od zdarzeń do zdarzeń, pomijając to, co czuła czy to, jak zachowywali się gospodarze. Tylko to, co robiła i widziała. Ogród, strych, atak, powrót. Skarbiec. Gdy kończyła głos miała zachrypnięty, bolało ją gardło, chciało jej się pić, ale nie przerwała, dopóki nie skończyła. I tak już zrobiła z siebie wystarczające pośmiewisko. Nie wiedziała, co to za rana? Może. Nie znaczyło to, że nie miała kilku pomysłów, które tylko wystarczyło potwierdzić. - Mimo wszystko jesteś o krok przed Rikkudo. Właśnie dlatego, że nie szukasz zemsty. On z kolei jest zaślepiony nienawiścią i złością. Najśmieszniej było, kiedy wymawialiśmy twoje imię. Nawet nie chciał go słuchać, prawie rzucając się nam do gardeł - mruknęła ostatecznie opierając głowę o mur pokoju i patrząc w sufit. Prawie już jej przeszło. - A, a tak przy okazji... A nie, chciałeś wiedzieć tylko, co się działo w Os Kelebrin, więc odpowiedziałam na twoje pytanie. - Przeniosła spojrzenie na wampira, siedzącego po drugiej stronie pokoju. - Twoja kolej, szanowny panie - powiedziała bez cienia emocji. Któraś z teorii się spełni? Będzie wiedziała tylko ona. Z drugiej strony dobrze by było, by reszta jej towarzyszek nieco się ożywiła. Inaczej nie wiadomo, jak skończą. Choć może z drugiej strony Aren wolał, jak się go potulnie bały?
Hermiona
Liczba postów : 265
Dołączył/a : 28/11/2012
Temat: Re: Klasztor Zori Sob Wrz 28 2013, 09:36
Wsłuchiwała się w rozmowę dwóch dominatorów tej rozmowy. Widać, że wcześniej się już spotkali. Na razie wolała się nie wychylać, ale tylko po ostatnim wydarzeniu wbijać wzrok w podłogę. Trzęsła się lekko, zagryzła wargę. Piąstki swoje trzymała i czekała, aż coś się stanie. Niepotrzebne kilka wyrazów mogłoby się dla niej źle skończyć. Uniosła głowę i wpatrywała się w Nanayę. Jedna osoba, która miała w sobie tyle odwagi by przemawiać z wampirem. Podziwiała ją Carocia. Czuła się jak jakaś marionetka, którą władza ktoś, kto może sprawić, że zaraz zniknie.
Wild
Liczba postów : 114
Dołączył/a : 10/12/2012
Skąd : Wschodnie Lasy, lokalizacja bliżej nieokreślona
Temat: Re: Klasztor Zori Sob Wrz 28 2013, 14:39
W milczeniu słuchała rozmowy. Nie było po co się wtrącać. Siedziała tępo wbijając wzrok w Arena. I tak na nic się nie przyda w tym momencie. Nawet nie odpowiedziała, że nie chce walczyć, bo było to oczywiste. Zastanawiała się tylko, czy nie udałoby im się uciec. Jakoś. Bo jeśli Kronikarza nie było, pieniędzy również. A misja była tylko pułapką, więc nic tu po nich. Z drugiej strony, jeśliby tylko czegoś spróbowały, ściągnęłyby na siebie gniew potężnego wampira. I raczej by cało nie uszły. Jednak warto było rozeznać się w sytuacji. Wild zaczęła ukradkowo się rozglądać. Chciała znać wszystkie szczegóły twierdzy. Każdą szczelinę, każdy zakamarek. I jeszcze kluczowe działania. Używa swojego radaru na zwierzęta (pwm), by sprawdzić, czy coś się tu jeszcze ostało. Może mogłoby pomóc jej to w eksplorowaniu Zori. Ale nie to było jej głównym celem. Chciała zobaczyć, czy w wampirach jest jakieś zwierze i ocenić jego siłę. Najpierw próbowała dosięgnąć umysłem sługusy Arena, bo nie była pewna, czy jeśli będzie sondować jego, nie zostanie wykryta. A tego by chciała uniknąć za wszelką cenę. Jednak jeśli nie miała w zasięgu swego radaru innych wampirów, postanowiła bardzo delikatnie i ostrożnie zajrzeć do wnętrza lorda.
Rosalie
Liczba postów : 395
Dołączył/a : 20/09/2012
Skąd : Twoje sny~?
Temat: Re: Klasztor Zori Sob Wrz 28 2013, 16:44
Propozycja Arena była nie tyle co chora, co skrajnie głupia. Czy naprawdę sądził, że jak zdziczałe, spanikowane zwierzęta rzuca się na jedyną - wg. propozycji nieśmiertelnego - drogę ucieczki? Prychnęła w myślach, jak mógł je traktować jak... Błyskawicznie, zerknęła na Caro i Wild, czy skuszone nie próbują zaatakować Nanayi. Odetchnęła z ulgą widząc ich spokój, a jeszcze bardziej, kiedy to sama miodowowłosa przystała na propozycję wampira. Słuchała ich rozmowy i tak samo jak pozostała dwójka nie przerywała rozmowy Arena z Nanayą. Jednak w trakcie ich dialogu, zaczął ją gnębić jeden problem. Nawet jeśli, dzięki Nanayi, zostanie wypuszczona jedna z nich, to co z pozostałą trójką? Z tego mężczyzna mówił, zależy mu jedynie na informacjach od dziewczyny, ale... Ale przecież musiało być coś, co mogła mu zaoferować ta trójka. Coś innego, czego nie mógł zrobić sam. Tylko co? Cóż, raczej nie było sensu nad tym gdybać i strzelać... a kto pyta, nie błądzi. Tak też zaczekała na odpowiedni moment w rozmowie dwojga, aby nie wpaść z pytaniem w połowie zdania jednego z nich. - Hmm. Naprawdę tylko Nanaya jest w stanie dostarczyć Ci tego, czego pragniesz, Arenie? - Zapytała spokojnie, w końcu zdobywając się na odwagę, aby na niego spojrzeć. - Czy żadna z nas nie jest w stanie zrobić coś dla Ciebie poza granicami wioski, w miastach pełnych magów? Cóż, pewnie mógłbyś zrobić to sam, gdyby nie ten bok... i całe gildie magów, które wspólnie będą nawet potężniejsze od siebie... mógłbyś wysłać tych zdziczałych sługusów, ale są zbyt głupi samodzielnie, aby wykonać zadanie... Tam, gdzie potrzebujesz kogoś sprawnego, utalentowanego maga... Czy jest taka usługa, którą moglibyśmy dla Ciebie wykonać, za naszą wolność? - Starała się rozważnie dobierać słowa, ważyć każde zdanie. Jak niewielka szansa była na to, że odpowie twierdząco... Nie, była wręcz pewna, że odzywa się bez sensu. Ale nie mogła po prostu nie spróbować i zdać się całkowicie na jego wolę. Starała się swoją postawą, mimiką, tonem głosu wyglądać na spokojną, opanowaną i pewną tego, co mówi. Tak bardzo nie chciała wyjść na zdesperowaną, na pewno nie w oczach długowiecznej istoty...
Jo
Liczba postów : 5542
Dołączył/a : 29/08/2012
Skąd : Poznań
Temat: Re: Klasztor Zori Sob Wrz 28 2013, 22:25
MG
Aren patrzył na Nanayę obojętnym wzrokiem, jak całe jestestwo wampirów, pozbawionym emocji. Kiedy ta ogłosiła że była w przeszłości i spotkała jego ludzką wersję, ciut się ożywił, chodź był to raczej nieznaczny błysk w oku sugerujący że to było ciut ciekawe.-Jeżeli dostatecznie namieszaliście w przeszłości to tamta przeszłość oddzieliła się od mojej linii czasowej, co za tym idzie, przeszłość w której byłaś nie jest stu procentowym odwzorowaniem mojej przeszłości.-Wytłumaczył to Nanie, bo przecież była tylko głupim człowiekiem, jak mogła zrozumieć zawiłości podróż w czasie. Następnie zaś usłyszał o tym co zaszło w Os Kelebrin, a także nadeszła jego kolej na odpowiedź.-Rozumiem... celowo pozbawiłaś swoją wypowiedź wszelkich uczuć, by odebrać jej koloru, niezłe zagranie. Tym sposobem twoja opowieść była nawet nudniejsza od tej, którą mógłbym sam zdobyć, za to twoja reakcja, była całkiem zabawna. Czy ty próbujesz zrobić mi na złość?-Uniósł brwi, nie do końca rozumiejąc jaki był cel takiego zabiegu ze strony Nanayi.-Dobrze, więc powiem ci co z mym bokiem, w zamian jednak zapomnijcie o litości, żadnej z was nie wypuszczę. Widzisz, pijawka nie zdołała wyleczyć mnie w 100%. Moje ciało ciągle trawi choroba.-Rzekł spokojnie i wtedy nagłym ruchem zwrócił głowę w kierunku Wild. Oh tak, dziewczyna też to poczuła, dziwne szarpnięcie od strony mężczyzny, zupełnie jak by coś przez chwilę chciało wyrwać się na wolność.-Odwagi ci nie brakuje, inaczej jest z rozumem. To ostatni raz, kiedy toleruje waszą bezczelność.-Tu spojrzał na Rosalie.-Aren? Nie pamiętam, bym był na równi z robakami, by mówiły mi do mnie w ten sposób.-Był to wzrok mówiący - popraw się albo zginiesz. I nie znoszący sprzeciwu. O tak, Aren dbał o pozycję samca alfa jak nikt.-Więc chcesz dla mnie pracować? Chyba się pomyliłem, nie jesteś robakiem. Jesteś żmiją. Nie zabijesz Nanayi ale jesteś gotowa poświęcić życia setek mieszkańców jakiejś wioski albo miasta? A może sądzisz że uda ci się uciec albo mnie zdradzić? Doprawdy, wy ludzie jesteście zabawni.-Uśmiechnął się pod nosem. Drzwi od pomieszczenia otworzyły się, a do środka weszła jakaś wampirzyca. Blada, o brązowych tłustych włosach. Zdawała się strasznie wychudzona, miała na ciele pełno krwawiących zadrapań i ugryzień, ubrana była jedynie w przepaskę biodrową, a prawy sutek był odgryziony.-Taki los, was czeka. Chyba że wymyślicie coś interesującego. Zabierz je sprzed moich oczu.-Rzucił do służącej na koniec, czekając aż dziewczyny wstaną i posłusznie wyjdą za niewolnicą.
Stan postaci: Rosalie: Prawa kostka boli Wild: Przeziębiona, nie masz co liczyć na węch. Nanaya: 94%MM
Poniżej znajdują się buttony for, z którymi obecnie prowadzimy wymianę. W celu nawiązania współpracy zachęca się do odwiedzenia pierw tematu z regulaminem wedle którego wymiany prowadzimy, a następnie do zgłoszenia się w tym temacie. Nasze buttony oraz bannery znajdują się zaś w tym miejscu.
Layout autorstwa Frederici. Forum czerpie z mangi "Fairy Tail" autorstwa Hiro Mashimy oraz kreatywności użytkowników. Wszystkie materiały umieszczone na forum stają się automatycznie własnością jego jak i autorów. Dla poszanowania Naszej pracy uprasza się o nie kopiowanie treści postów oraz kodów bez uprzedniej zgody właścicieli.