I've never seen a decent person among those who say they're going to save the world while forsaking the people around them. Those types of men are always so intoxicated by thier own hollow dreams that they call every little thing in front of them trivial.
Obsydianowa Twierdza - ostatni bastion odgradzający ucywilizowane ziemie Fiore od niewielkiego terytorium dzikich magów. Położony na dalekiej północy, w miejscu, które okresowo, co trzy miesiące zasypywane jest śniegiem. Może spowodowane jest to zmiennymi temperaturami, bądź wiatrami, bo pory roku tego miejsca się nie imają. Brak tam lacrym komunikacyjnych, a wiadomości dochodzą stamtąd kilka tygodni, czyli tyle, ile trwa podróż. Ale i one wysyłane są najwyżej co trzy miesiące, gdyż właśnie przez tyle czasu miejsce to jest niedostępne by przejechać. Całość tworzy monumentalny kompleks czarnych, kamiennych budowli, zwieńczone gdzie niegdzie wieżycą obserwacyjną. Grube mury chronią strażników i mieszkańców twierdzy przed zimnem, choć po korytarzach hula zimny wiatr... Do zamku prowadzi szeroki na 4 metry trakt, wyłożony bazaltowymi i granitowymi kamieniami.
Zostaliście wysadzeni na kamienistym trakcie, który prowadził pod górę. Do twierdzy było jeszcze pół godziny drogi. Śliskie kamienie uniemożliwiały pojazdom wjazd pod sam zamek. Była mniej więcej 12:00 godzina. Słońce świeciło wysoko i umiarkowanie mocno, gdyż właśnie panowała bez śnieżna pora. Wysłanniczką Rady Magii, która notabene była waszą zwierzchniczką w czasie trwania tej misji, była Flora de la Rosa, córka jednego z ważniejszych baronów Fiore. Oprócz niej, towarzyszyło wam także dwóch oficerów Policji Magicznej. Cała trójka ubrana byłą w ciepłe, zimowe płaszcze. Oboje policjantów do pasa mieli przytroczone jednoręczne miecze. Szli przodem, Flora po środku, Salomon i Marco zamykali pochód.
Ojejku ojejku. Marco się denerwował, bo to taka oficjalna misja i no. Nie mógł zbrukać honoru Lamia Scale, dlatego jadąć powozem, cały czas musiał ocierac spocone dłonie w husteczkę, to samo z czołem. A ładna pani którą eskortowali wcale nie pomagała bo Marco czuł się okropnie niezręcznie w jej towarzystwie. Gdy tylko wysiedli z powozu Marco odetchnął z ulgą a potem dostrzegł że jeszcze czeka ich długi spacer i nie pozostało mu nic innego jak wydać z siebie pełne przejęcia.-Mamma mia...-Ale spokojnie Marco, dasz radę. Zamykając pochód z nowym towarzyszem, niechcąc przeszkadzać pani Florze, szepnął do chłopaka.-Marco Polo, najlepszy kucharz Fiore i jeden z magów Lamia Scale, miło poznać.-Posłał Salomonowi ciepły uśmiech, dreptając na swoich krótkich nóżkach za resztą orszaku. Na natkę pietruszki ale oni szybko zasuwali.
W trakcie przejażdżki powozem wszyscy milczeliśmy, co akurat nie było takie złe. Mogłem zastanowić się nad tym jak nagle uciekłem z gildii Fairy Tail bez dołączenia do niej oraz wyciszyć przed rozpoczęciem misji. Po wyjściu z karety i odetchnięciu świeżym powietrzem od razu poprawił mi się humor, a uśmiech zagościł na twarzy jak wcześniej. Byłem na swojej pierwszej misji i mogłem sprawdzić swoje zdolności bojowe w praktyce, nie tylko w teorii czy ćwiczeniach, które jak doskonale wiedziałem nie zawsze się sprawdzają. Wiedziałem, że jeśli ukończę tą misję będę o krok bliżej do odzyskania niepodległości Stelli i odbudowania swojego kraju.
W pochodzie obok mnie szedł inny najemny mag, który przedstawił się jako Marco Polo. Jego wygląd i przysposobienie było naprawdę zabawne, zaśmiałem się przyjaźnie mimo próby zamaskowania tego, aby ie obrazić przypadkiem dumy starszego mężczyzny. Teraz jednak przez chwilę śmiałem się tak, że usłyszeli to zapewne nawet idący z przodu nasi zwierzchnicy, nie zatrzymałem się jednak, ale szedłem dalej naprzód. - Przepraszam, mam na imię Salomon i jestem ze Stelli, nie jestem w żadnej gildii na ten moment, ale myślałem o dołączeniu do Fairy Tail - przedstawiłem się również szeptem - Nie bierz mi tego śmiechu za złe, po prostu jesteś naprawdę pozytywnie nastawionym magiem, który doskonale potrafi poprawić komuś humor. Opanowałem śmiech i miałem nadzieję, że mój rozmówca nie weźmie mi go za złe na samym początku misji powodując pewne uprzedzenia. Musiałem przyznać, że nieumyślnie co prawda, ale zachowałem się bardzo nie miło i mogło to obrazić Marco Polo oraz naszych pracodawców.
Szedłem dalej drogą uważając na śliskie kamienie, aby nie spaść i nie sprawic sobie dodatkowych obrażeń już na początku misji. Ubrany byłem w ciepły płaszcz podobnie jak idący przed nami zleceniodawcy pod którym miałem sweter, lniana koszulę i spodnie. Wybrałem trekkingowe obuwie, aby łatwiej móc poruszać się po nierównościach terenu i nie spowodować sobie nawet w wypadku poślizgnięcia skręcenia kostki. Guan dao było zawieszone z tyłu na plecach. Kierowałem się za zleceniodawcami ubezpieczając ich tyły, ale zerkając również na ewentualne zagrożenia, które mogły nadejść z przodu.
// To moja pierwsza misja w jakimkolwiek pbfie więc proszę o wyrozumiałość i ewentualne wytknięcie błędów, abym w przyszłości ich nie popełnił.
Pace
Liczba postów : 685
Dołączył/a : 04/01/2013
Temat: Re: Obsydianowa Twierdza Nie Sty 03 2016, 22:41
MG
Flora de la Rosa uśmiechnęła się do obu nowo poznanych mężczyzn, lekko dygnęła i sama także się przedstawiła, ale jej imię i tak znaliście już wcześniej. Wydawała się bardzo miłą i ciepłą osobą, czego raczej nie spodziewa się po wysoko urodzonych dzieciach możnowładców. Ale z Florą było inaczej. Wydawała się krucha, delikatna i nader bezbronna. Policjanci także się przedstawili. Tim Huspberry i Johnny O'Maley.
Szliście przez jakiś czas, mijaliście po drodze kilka strażnic. Małych budyneczków, w których zwykle siedziało dwóch strażników. Mieli za zadanie strzec traktu i w razie jakiegokolwiek ataku, zapalać latarnie na szczycie budynku, by poinformować kolejne strażnice w górze. Jednak w żadnym z trzech mijanych kamiennych wieżyczek nie było nikogo... Policjantów to nieco zaniepokoiło, Flora nie miała pojęcia, czy jest to normalne czy wygląda na dziwną sytuację...
Doszliście pod bramę Obsydianowej Twierdzy... Wszędzie było głucho i cicho... Nikt nie wyszedł by otworzyć bramę. Johnny stuknął w dzwon służący za "dzwonek do drzwi". Czekaliście całe 15 minut, aż ktoś wpuści was do środka... I co dziwne, nie powitał was radosny i miły Baron Berenil, jak się tego spodziewaliście, ale młody mężczyzna, który miał w sobie na tyle dużo arogancji i wyższości, że emanowało aż na zewnątrz... Za nim stał orszak sześciu zbrojnych, co było kolejnym niedociągnięciem. Delegacji Dyplomatycznych i umówionych wizyt nie powinno przyjmować się z większą eskortą niż przybysze. -Witam szanowną Florę- skłonił lekko czoło, co pokazywało jego brak szacunku do zajmowanego przez córkę Lorda stanowisko. -Jestem Rewan, Kapitan Straży i aktualny namiestnik zamku...- Uśmiechnął się niemiło, po czym krzyknął -Druis, bagaże! Weź bagaże naszych gości- Zza bramy wybiegł mały człowieczek, który zabrał walizki i wbiegł do zamku... -Macie może jakieś prośby zanim się rozejdziemy? Sprawę waszego przybycia omówimy podczas kolacji...- Mężczyzna stał, czekając na odpowiedź...
No, towarzysze byli mili, Salomon był miły, misja zapowiadała się miło i Marco zdecydowanie to odpowiadało, bo wolał miłe misje od niemiłych misji, chociaż musiał przyznać że troszeczkę brakowało mu Osvalda. Ale tylko troszeczkę.-Oczywiście, dobry humor to podstawa mój drogi Salomonie, tak samo jak dobra zupa. A skoro mówimy o dobrej zupie, to co powiesz na barszczyk dziś na kolację?-Bo to Marco zamierzał gotować, a nie jakiś podrzędny kucharzyna z zamku. Marco nie miał nic do innych kucharzy, ale gdzie kucharek sześć tam nie ma co jeść, a Marco był w swym fachu bez wątpienia najlepszy. Cały czar prysł, kiedy otworzył im ten cały Rawen, bo ten typek to miły zdecydowanie nie był. Marco jak prawdziwy Dżentelmen szybko wychylił się zza orszaku i pani dyplomatki.-Czy mamy spać tutaj na dworze? Bo właśnie ukradliście nam bagaże a tak bez kocyka to może być w nocy zimno.-Oznajmił Marco.-No i nie wiem jak pana panie Rewan ale mnie mamusia uczyła, że się gości w domu przyjmuje a nie trzyma przed drzwiami jak jakichś niechcianych domokrążców. Zwłaszcza kiedy jednym z gości jest ładna kobieta. Z takim podejściem to się pan na pewno nigdy nie ożeni. Ale spokojnie, trochę nauk u mamusi i pan załapie w czym rzecz. A no tak i dla nas to chyba ja będę gotował, chyba że poprosi to też dostanie.-Oznajmił. Przecież musiał już od początku dać do zrozumienia że to on tutaj będzie gotował. Zaraz potem szepnął do Salomona.-Myślisz że wstał lewą nogą?-Marco nie bardzo znał te wszystkie dworne bzdury ale ten Rawen to nie był ten lord, czy ktoś, więc chyba był na poziomie społecznym Marco i Marco zwracał się do niego jak do każdego innego. Z najwyższym szacunkiem.
W powitaniu było bardzo wiele niedociągnięć, które mogły budzić podejrzenia w trakcie wykonywania misji. Brak obrońców na wieżach strażniczych, brak barona sprawiały siłą rzeczy wrażenie, że coś było nie tak. Chociaż należałem do raczej ufnych osób nawet ja miałem wrażenie, że coś dziwnego się tutaj dzieje. Pierwszą moją myślą było to, że być może spóźnili się, a w pałacu, gdzie miał czekać przyjaciel czeka śmiertelny wróg. Moje podejrzenia zostawiłem dla siebie, ale postanowiłem nie oddawać nikomu moich kluczy oraz Guan dao pozostawiając je sobie na wypadek konieczności obrony. Z pewnością wolę barszcz Marco Polo od waszej kuchni. Z chęcią zobaczę do czego jest zdolny najlepszy kucharz w Fiore. Do te pory próbowałem głównie Stellańskich smaków - oznajmiłem zgadzając się jednocześnie na propozycję kucharza. - Kiedy poznamy barona Berenil? - zapytałem - Jak zauważył kolega prosilibyśmy o jakieś namioty i kocyki, abyśmy mogli tutaj przenocować, albo nocleg w pałacu. O dziwo mogło okazać się, że wersja ze spaniem na dworze była znacznie bezpieczniejsza. Miałem dziwne przeczucia odnośnie wnętrza tego zamku, po prostu bez powodu, zbyt wiele rzeczy się nie zgadzało przez co traciło się komfort bezpieczeństwa. To tak jakbyś miał wejść do swojego pokoju i ktoś przemalował Ci bez pozwolenia ściany i je przemeblował. Niby dobrze znane miejsce, ale nie jest tak łatwo zasnąć. Pomimo moich podejrzeń pozostawałem jednak cały czas uśmiechnięty dzięki Marco Polo, który każdym swoim zdaniem poprawiał mi humor. Miałem więc naturalnie pozostawiony kamuflaż. - Tak podejrzewam Marco Polo - powiedziałem - Lepiej uważać na takich ludzi, wstawanie lewą nogą często kończy się bardzo źle dla osób spędzających z nimi czas. Kiedy wchodzę do środka obserwuję jednak uważnie wnętrze, a w szczególności moją pracodawczynię, w końcu to ją miałem osłaniać.
Flora z uśmiechem odwróciła się do Marco, kiedy przez przypadek usłyszała o barszczyku. -Jeśli znajdziesz dla mnie porcję, także chętnie spróbuję- Przez dalszą część trasy już milczała...
~*~
Twarz Rewana na słowa Marco wykrzywiła się w grymasie gniewu... -Ty bezczelny grubasie, zważ na to z kim rozmawiasz.- Już miał wydać rozkaz, by aresztowano Marco i wtrącono do lochu, kiedy Flora dyplomatycznie stanęła twarzą w twarz z Rewanem i lekko dygnęła -Przepraszam za moją świtę. Po prostu martwią się o mnie. Nie mieli nic złego na myśli- Rewan uspokoił się i spojrzał na Salomona, choć jego twarz nadal wykrzywiała się w gniewie i pogardzie... -Baron Berenil jest zajęty. Nie przyjmie was w tej chwili. Teraz ja jestem namiestnikiem zamku i to ze mną będziecie rozmawiać- Na kwestię gotowania, Rewan nawet nie spojrzał na Marco -Rób co chcesz, Druis się Tobą zajmie- Rewan odwrócił się, zamiatając czarnym płaszczem po posadzce zamkowego dziedzińca i ruszył do zamku, a za nim jego świta. Drius przybiegł w tym samym momencie. -Proszę za mną, wskażę komnaty- Malutki człowieczek wskazał wam kierunek i sam podreptał, otwierając przed wami drzwi twierdzy.
Oczywiście rzecz biorąc Marco obiecał nakarmić wszystkich gdy zapytała o to ich pracodawczyni. A potem to już był Rawen. A potem już go nie było i był Druis.-Grubas... to dość nieładne określenie. Znaczy wiadomo, lepiej mieć tłuszczyk tu i tam, niż go nie mieć, ale to brzydkie określenie. Ja go chudzielcem nie nazywam.-W sumie to było bardziej obraźliwe niż grubas, no bo kto by chciał być chudy? To Marco miał sylwetkę idealną! IDEALNĄ. W każdym razie kierując się do komnat razem z Druisem musiał poruszyć pewną bardzo ważną kwestię.-Jak znajdziesz chwilę Panie Druis to poprowadź pan do kuchni. Marco Polo zrobi wam taką ucztę że zgubicie buty Mamma mia.-Oznajmił kucharz podciągając rękawy bluzy. Był gotowy do pracy jak nigdy. Musiał ich wszystkich nakarmić, żeby mogli zrozumieć że grube to piękne. A poza tym ten buc Rawen zrobił na nim złe wrażenie i Marco musial się uspokoić. A nic tak nie uspokaja jak zapach smażonego schabu.
W trakcie rozmowy pojawiły się pierwsze waśnie, które na całe szczęście Flora dyplomatycznie rozwiązała. Widać, że miała talent do tego fachu, jak Marco Polo do gotowania. Ciekawe w czym w takim razie mógł tkwić mój talent, chciałem go odkryć i być może będzie to miało miejsce na tej misji. Wracając jednak do bieżących wydarzeń po zabraniu bagażu i otwarciu drzwi jedna z osób zaoferowała się pokazanie nam naszych komnat. Poszedłem razem z innymi za nim, aby je obejrzeć przed ewentualnym spoczynkiem. Uśmiechnąłem się ponownie ruszając za służącym i obserwując uważnie otoczenie. Mimo, że starałem się zachować pozory nadal coś nie pasowało mi w tej sytuacji, miałem dziwne podejrzenia. Bardzo możliwe, że mag na zlecenie zbyt pochopnie podejmuje takie decyzje i była to tylko moja wyobraźnia jednak wolałem być pewny co do naszego bezpieczeństwa, w końcu od tego tutaj byłem. - Gdy przechodziliśmy nie zauważyliśmy strażników w wieżyczkach obronnych - rzuciłem dość trafne spostrzeżenie oczekując komentarza - Stało się coś z nimi? Ciekawiła mi odpowiedź. Jedna decyzję już jednak podjąłem. Skoro zamierzają nas rozdzielić to będę musiał zarwać nockę, gdyż nie zamierzałem pozostawać bez ochrony tej nocy. Miałem nadzieję, że Marco Polo zgodzi się na podział warty. Teraz jednak pozostała mi tylko obserwacja w celu zauważenia jakiś dziwnych elementów.
Druis prowadził was przez zawiłości korytarzy a w tym czasie oboje panów postanowiło zamienić z nim kilka słów. Usłyszawszy głos Marco, mały mężczyzna lekko podskoczył, jakby zapomniał, że prowadzi gości. -O-oczywiście- Wymamrotał sługa, po czym mniej wystraszony głosem Salomona, pokiwał głową i odpowiedział ściszonym tonem, najpierw upewniwszy się, że nie ma dookoła nikogo z zamkowej służby. -Lord Rewan odwołał prawie wszystkich żołnierzy pilnujących garnizonu.- Nic więcej nie dodał, najwyraźniej był człowiekiem, co albo nie wie, czy powinien mówić więcej, albo trzeba ciągnąć go za język. W końcu dotarliście do pokoi, uprzednio wchodząc schodami przez kilka minut. Druis najpierw wprowadził do komnaty Florę, po czym wskazał mniejsze komnaty reszcie obstawy. Pokazał też niewielki salonik, gdzie razem mogli usiąść i zajmować się sobą przez czas oczekiwania na zaproszenie Rewana. Wszystko mieściło się na jednym piętrze, a z okien mogliście zauważyć, że znajdujecie się w jednej z wież o dość szerokiej średnicy. Nie było innych schodów, po za tymi, którymi tu weszliście. Druis tymczasem skinął na Marco po czym zaczął schodzić po schodach. Szczęśliwie, wejście do kuchni mieściło się niedaleko podnóża stopni. Po wejściu do kuchni, Marco mógł ujrzeć żeńską wersję samego siebie. Nieco grubsza, niska kobietka w białym fartuchu, oczywiście bez wąsów. -Bella! To ty jesteś ten kucharzyk, co to prosił o kuchnię ino dla siebie?- Druis tymczasem wrócił na górę, służąc gościom wszelką pomocą.
Kiedy Marco zobaczył tutejszego "Kucharza" szczęka nieomal nie upadła mu na podłogę. Toż to był anioł a nie kobieta, Mamma mia~! Marco szybko jednak się pozbierał, podciągnął spodnie, poprawił czapkę i nonszalanckim krokiem podszedł do kobiety.-Mamma Mia, Pani raczy wybaczyć mi to okropne zachowanie-Powiedział zdejmując z głowy czapkę.-Marco Polo najlepszy kucharz w Fiore-Powiedział kłaniając się kobiecie.-Ale skoro taka piękna kobieta tutaj gotuje to nie śmiałbym odmówić jej towarzystwa ani odbierać jej pracy... więc może ja zrobię zupę, a piękna pani drugie danie?-Stwierdził ugodowo Marco, próbując doprowadzić do pewnego konsensusu między nimi. W końcu Marco nie mógł od razu zrazić do siebie tej piękności! Co to, to nie.
Zgodnie z moimi podejrzeniami coś w Pałacu było nie tak, a za wieloma nieścisłościami stał właśnie Lord Rewan. Miałem nadzieję, że wkrótce spotkamy barona, który być może wytłumaczy nam co właściwie się tutaj dzieje. Czułem, że coś dziwnego, coś co nie pozwoli spać nam dzisiejszej nocy, nie mogłem jednak jeszcze zlokalizować co to takiego było. Nie mogłem jednak o szczegóły zapytać Druisa, gdyż domyślałem się, że może przynieść mu to kłopoty w pracy, a nie chciałem bez większych podstaw szkodzić uczynnemu człowiekowi. Sam musiałem znaleźć wskazówki dotyczące mojego przeczucia, a miałem wrażenie, że wkrótce wiele niewiadomych zostanie rozwiązanych. Wspólna kolacja z baronem podczas, której miałem wrażenie, że jednak go nie spotkamy oraz noc. W nocy zawsze dzieje się coś złego w trakcie takich misji. Przynajmniej tak było na filmach i w komiksach, które do tej pory widziałem.
- Czy spotkała panienka wcześniej barona - zapytałem uprzejmym głosem z uśmiechem na twarzy Florę - Jaki on jest? Warto było się czegoś dowiedzieć o osobie, która została naszym gospodarzem. Każda informacja mogła być tutaj istotna, a ta z pewnością mogła rozwiać wiele niewiadomych. W trakcie przerwy staram nie rozdzielać się od Flory czyli celu mojej ochrony. Wolałbym nie zostawiać jej czekając na nasz posiłek, który zaczął przygotowywać Polo w pałacowej kuchni. Nie ukrywam, że byłem ciekaw jaką potrawę przygotuje ten zabawny człowiek, chociaż nie wątpiłem, że z pewnością będzie pyszna. Głód powoli zaczął mi doskwierać, co znacznie poprawiało moje kubki smakowe.
Pace
Liczba postów : 685
Dołączył/a : 04/01/2013
Temat: Re: Obsydianowa Twierdza Nie Sty 24 2016, 12:31
MG
Marco:
Kucharz wtoczył się do kuchni a blondwłosy, żeński odpowiednik Marco zmierzył go spojrzeniem... Na słowa okrąglutkiego mężczyzny, kobietka żachnęła się, ale wyraz na jej twarzy oznaczał, że jest usatysfakcjonowana przeprosinami. -Magda... Magda Gessler...- Na propozycję odwróciła się do niego pełną krasą, zarzucając dookoła burzą lokowanych blond włosów i podnosząc jedną brew do góry. -Chcesz mi zaimponować garncem zupy? Nie tędy droga, masz się wysilić a nie przyprawiać wodę- To mówiąc Magda wyciągnęła jedną ręką 50 kilowy dziczy udziec spod lady i capnęła nim o stół. -Tu leży prawdziwa sztuka, bella!-
Salomon:
Salomon siedział sobie z Florą i jej strażnikami, nie wiedząc czy powinien pytać o cokolwiek kogokolwiek czy nie. Zdecydował się jednak pogawędzić z samą dyplomatką. Flora uśmiechnęła się do niego jednym z wystudiowanych uśmiechów budzących nieopanowane pokłady słodkości, ale pozwalającym zachować przytomność i odpowiedziała -Jeśli pytasz o Barona Berenila to owszem, kilka razy go widziałam. Jest przyjacielem mojego ojca, czasami bywałam w tych stronach. To złoty człowiek. Pełen dobroci i uśmiechu... Bez niego ten zamek to zimna skorupa...- Uśmiech zniknął z twarzy Flory... Stwierdzenie zabrzmiało tak, jakby Berenil umarł i zniknął... A przecież nadal nie wiadomo, co się z nim działo... -Jeśli zaś chodzi o Rewana, widzę go pierwszy raz...- Kiedy na sali padło imię Lorda, Druis niespokojnie zaszurał stopami...
//// Przepraszam was bardzo za obsuwę, ale od kiedy pracuję, nie widziałem internetów. Przykro mi, że musieliście czekać, postaram się, żeby się to więcej nie powtórzyło.
Wszystko wydawało się coraz bardziej dziwne. Jak było możliwe, że dyplomatka taka jak Flora nie wiedziała nic o Rewanie, który z pewnością pełnił tutaj bardzo wpływową funkcję. Faktem było, że ta część kraju nie była zbyt chętnie odwiedzana, ale byłem pewny, że pamięć Flory i jej nauki w pałacu nie pozwoliłyby jej na zapomnienie o Lordzie. Kim on był? Ja nie miałem pojęcia, a jedyną osobą, która zdawała się cokolwiek wiedzieć w tym pomieszczeniu był Druis, który widać było, że coś ukrywał. Nie wiedziałem jednak czy po prostu czeka na to, aby ktoś go o coś zapytał czy też nie może powiedzieć z jakiś względów. Nie chciałem przysparzać temu człowiekowi problemów, ale teraz moje zadanie opierało się na ochronie księżniczki, a nie mogłem tego wykonać bez jego pomocy. - Przepraszam jeśli proszę o zbyt wiele Drois i przysporzy Ci to problemów - z góry przeprosiłem służącego - Czy jest coś co wiesz i chciałbyś się z nami podzielić? Mam wrażenie, że coś tutaj nie gra i pragnąłbym się tego dowiedzieć. Oczywiście jeśli się czegoś boisz to obiecamy Ci ochronę.
Dopiero po chwili zdałem sobie sprawę z tego jak bardzo było podłe to co powiedziałem i oskarżycielskie. Gospodarz zapraszał nas do pałacu, dawał na własny użytek całą kondygnację, a ja podejrzewałem go o takie rzeczy, całkowicie pomijając należną mu wdzięczność. Widocznie byłem zbyt zmęczony. Jeśli po upływie czasu, który potrzebny mi był na dojście do tych wniosków czyli około 15s Drois nie odezwie się, albo zaprzeczy moim przypuszczeniom natychmiast go przeproszę. - Przepraszam za te przypuszczenia - powiedziałem uśmiechając się - Widocznie jestem nieco zbyt przemęczony podróżą, wybacz mi jeszcze raz. Jeśli jednak powie coś ciekawego... No nie przeproszę, bo jednak miałem rację. Ale z pewnością nie jest tak jak twierdziłem, a w mojej głowie pojawiły się po prostu urojenia związane z ciężkim życiu i odpowiedzialności, która na mnie spoczywała.
Poniżej znajdują się buttony for, z którymi obecnie prowadzimy wymianę. W celu nawiązania współpracy zachęca się do odwiedzenia pierw tematu z regulaminem wedle którego wymiany prowadzimy, a następnie do zgłoszenia się w tym temacie. Nasze buttony oraz bannery znajdują się zaś w tym miejscu.
Layout autorstwa Frederici. Forum czerpie z mangi "Fairy Tail" autorstwa Hiro Mashimy oraz kreatywności użytkowników. Wszystkie materiały umieszczone na forum stają się automatycznie własnością jego jak i autorów. Dla poszanowania Naszej pracy uprasza się o nie kopiowanie treści postów oraz kodów bez uprzedniej zgody właścicieli.