I've never seen a decent person among those who say they're going to save the world while forsaking the people around them. Those types of men are always so intoxicated by thier own hollow dreams that they call every little thing in front of them trivial.
Temat: Niewielkie miasteczko Erlachbachen Pon Gru 16 2013, 13:07
First topic message reminder :
Rodowód miasta sięga naprawdę odległych czasów. Jego urbanistyka oraz sama architektura jest typowo średniowieczna. Samo miasto otoczone jest wysokim na 15 metrów murem kamiennym. Wyjście z miasta możliwe jest przez cztery bramy: Północną, wschodnią, południową i zachodnią. Przy nich zlokalizowane są karczmy i noclegownie. Kawałek dalej znajdują się domy mieszkalne ludności miejskiej. Trochę bliżej znajduje się rynek oraz magazyny kupieckie oraz domy bogatszych mieszkańców miasta. Samo miasto ma ortogonalny układ ulic typowy dla tego typu budownictwa. Budynki im bliżej centrum tym bardziej okazałe, wszystkie wykonane z kamienia jako główny materiał budulcowy. Miasto utrzymuje się głównie z handlu i nie jest raczej bardziej znaczącym miastem w tej części regionu
----- MG
Flecista z Erlachbachen
Każdy z was przeczytał ogłoszenie o zapotrzebowaniu w mieście na grupę magów składającą się łącznie z 2-4 ludzi. Zebraliście się więc w trzyosobowe grupy gotowi do misji. Jakie było jednak wasze zaskoczenie, gdy na miejscu, w ratuszu, gdzie było umówione spotkanie ok. południa, spojrzeliście na drugą tak samo liczną drużynę, która przybyła w tym samym czasie i w tym samym celu. Widocznie komunikacja, która wykluczała takie sytuacje tym razem zawiodła. Burmistrz, który nie spodziewał się takiej sytuacji był nieco zdziwiony tym faktem, ale potrafił wybrnąć z tej sytuacji. - Cóż nie przewidywałem tylu grup... ale cóż problem jest poważny, a dwie grupy magów to zawsze lepiej niż jedna. Co prawda koszta będą pewnie wyższe, ale jakoś da się to rozwiązać. No więc po wykonaniu zadania zapłacę każdej grupie po 30.000 klejnotów [do podziału ofc]. Dodatkowe 30.000 klejnotów dam drużynie, która ostatecznie rozwiąże tą sprawę. Tak, myślę, że możemy to tak rozwiązać z budżetem tego miasta. No dobrze... zapewne znacie nasz problem... w sumie to co bym powiedział pokrywałoby się, z tym co pisaliśmy w ogłoszeniu. Nie za bardzo wiem co mogłoby wam pomóc w waszym zadaniu, w sumie sami wiele nie wiemy... Więc pytajcie śmiało odpowiem na tyle, na ile będę potrafił. Proszę tylko odnajdźcie nasze dzieci... a jeżeli nie żyją to pozbądźcie się przynajmniej flecisty. Po tych słowach czekał na wasze pytania, a wy mogliście wyczuć, że nie chce sam od siebie nic powiedzieć. Tak jakby chciał uniknąć opowiadania o czymś kryjąc się tekstem "przecież nie pytaliście". Jednak co to mogło być... Who knows.
Czas na odpis 19-11-2013 godz 13:00
Autor
Wiadomość
Matt
Liczba postów : 304
Dołączył/a : 03/06/2014
Temat: Re: Niewielkie miasteczko Erlachbachen Czw Lis 26 2015, 13:54
I znów Matty zaspał. Cholercia. Co gorsza! Dostał ręką z nienaturalnymi kontami! CHOLERA! To prawie tak, jakby został odrzucony kartą kredytową! Albo loginami na jakąś stronę bądź serwer! I TO NIENATURALNE! Czyżby Yamata mógł używać karty kredytowej tylko wtedy, gdy miał debet? A może logował się tylko wtedy, gdy podał błędne hasło!? Cóż za porąbana logika... i postać! ARGHH, trza jej udowodnić, że tak się nie robi. -Open! Gate of the Cepheus, Cepheus! - krzyknął, wyciągając klucz, z którym był chyba najbliżej. Owszem, Scorpio wiele dla niego znaczył, był z nim równie długo, ale i tak... Cepheus jakoś był mu bliski. -Zaatakuj go! - polecił Matty wskazując na Yamatę, po czym wstał, samemu dobywając swój miecz i wyciągając w pogotowiu kolejny klucz... klucz do Eridanusa. Potrzebował obecnie dwóch bardzo zwinnych duchów... a przynajmniej tak uważał. Trzymał więc mocno kolejny srebrny klucz, samemu biegnąc za Cepheusem, który to miał zaatakować Yamatę. Sprawa wyglądała dość prosto.
Matty biegł (Sprinter (1)) jak najszybciej w stronę Yamaty i Feelana. Chciał od boku zaatakować to coś, co łączyło jego kończynę z gardłem towarzysza. Ot ciąć z góry na dół, następnie zaś opadające cięcie przekierować w bok, by godziło także i w ich oponenta. gdzieś na wysokości brzucha/podbrzusza. Posiłkuje się oczywiście swoimi zdolnościami (Joker (1), Szermierz (1), Zmysł Walki (1)). W razie jakichś ataków ze strony Yamaty, Matty odskakuje w bok, bliżej w stronę Feelana, coby zwiększyć dystans, jednocześnie wykorzystując swój miecz, by zablokować przy okazji atak. Ot, wymach, coby zablokować/ciąć to coś, co atakuje.
A co robi Cepheus po takim poleceniu? Cóż, kiedy przeciwnik zajmuje się kimś innym, duch biegnie po łuku, chcąc zaatakować bo bardziej od strony pleców. Tak po prawdzie, chce zmusić ich przeciwnika do walki na 3 fronty. Będąc w zasięgu wykonuje więc skośne cięcie z prawej góry na lewy dół, jednakże nie pełne, gdyż, gdy ostrze długiego miecza będzie już w dole, wykona nim potężne pchnięcie z wykrokiem, wycelowane prosto w Yamatę (zależnie od tego, jak będzie obrócony to w plecy (w okolice serca), bądź w bok), jednocześnie lewą sięgając po jedno z bliźniaczych, krótszych ostrzy na plecach, coby dobyć tego miecza i nim wykonać kolejne ukośne cięcie z góry na dół, z lewa na prawo, a posiłkując się wymachem, planuje wykonać obrót zgodnie z ruchem wskazówek zegara, by dłuższym mieczem wykonać poziome cięcie na wysokości krtani przeciwnika. Oczywiście, pilnuje tak dystansu, by nie zranić Matta. I posiłkuje się swoimi umiejętnościami Skrytobójca i Szermierz.
Dax
Liczba postów : 1344
Dołączył/a : 20/10/2012
Skąd : Krakus
Temat: Re: Niewielkie miasteczko Erlachbachen Czw Lis 26 2015, 14:57
Dax jedynie przetarł oczy i lekko uderzył się w głowę ręką. Chyba mu za bardzo alko do łba uderzyło po tym wszystkim. Jedynie stał za grupą, która chyba dorwać dziewczyny albo przynajmniej mu się tak wydawało w tym wypadku. Potem nagle cała grupa na niego spojrzała, a ten popatrzył się do tyłu czy czegoś tam przypadkiem nie ma, ale chyba nie było, więc Dax wrócił wzrokiem do nich. A jego mina to był typowy poker face, który pomału zamieniał się w zakłopotany uśmiech Klik. Zastanawiał się czy czasem oni nie będą do niego mieli żadnych złych zamiarów w tym momencie. Dax jedynie podniósł ręce do góry starając się pokazać, że nie ma broni i jest bezbronny i takie tam inne pierdołki. A jakby go zaatakowali to wtedy Dax postara się odgrodzić od nich jakąś ścianą (np. taką lodową z zaklęcia tworu (C)) czy czymś innym.
Jo
Liczba postów : 5542
Dołączył/a : 29/08/2012
Skąd : Poznań
Temat: Re: Niewielkie miasteczko Erlachbachen Sob Lis 28 2015, 18:35
MG
Keiko z przeciwnikami w zbędne dyskusje wdawać się nie zamierzała. Zaatakowała pierwszego zbliżającego się mężczyznę a ten łapiąć się za brzuch cofnął się do tyłu i zwymiotował. Męzczyźni nie rozumieli co mówi do nich dziewczynka ale sami rzucili kilkoma słowami w jej kierunku i Keiko mogła być pewna że nie znaczyły nic miłego. Gniewni mężczyźni na razie się nie zbliżali jakby rozmyślając nad najlepszym możliwym ruchem. W tym czasie wiedźma którą wcześniej Keiko widziała na niebie, wylądowała obok Teany, na dziewczynkę nawet nie patrząc. Dziewczyna, chociaż na pierwszy rzut oka przypominająca nieco chłopaka, miała na głowie kapelusz czarownicy, taki jak w bajkach. Szpiczasty i czarny. Zaczęła mówić do Teany, a ta nawet oderwała się od rzucanego zaklęcia i patrzyła na rozmówczynię. Kilka razy spojrzała też na wieśniaków tłumnie zebranych przed wulkanem. Wydawało się że nikt nie zwraca uwagi na Keiko, ale czarownice nie zwracały uwagi na trójkę mężczyzn a ci z nową werwą postanowili przywitać dwie dziewczyny maczetami i tak jeden z nich ruszył do przodu, gestem nakazując się Keiko usunąć.
Dax który kierował się niewybrednym instynktem przetrwania zrozumiał że Keiko poradzi sobie świetnie sama a on powinien zadbać o własną skórę i tak oto nie zrobił zupełnie nic, oprócz podniesienia rąk. Gest ten chyba był wystarczająco jasny, bo teraz Daxa pilnowało tylko trzech mężczyzn, reszta stala tyłem, patrząc na to co działo się pod wulkanem.
Walka Feelana i Matta była dużo prostsza. Bo w zasadzie oni po prostu walczyli z jakimś natrętnym magicznym kolesiem, czyli w sumie norma dla każdego maga. Feelan użył oczyszczenia a Matt przyzwał swojego ducha. Na jego szczęście, znajdował się wystarczająco daleko bo oczyszczenie nie odwolłało Cepheusa. Inaczej kwestia miała się z wężem uczepionym szyi Feelana, który... spalił się. Dosłownie na oczach chłopaka rozbłysnął czerwonym płomieniem, spopielił się i rozpadł. Trochę inaczej miało to wyglądać, więc zapewne to nie była tak tam sobie magia. Anyway, reszta ataków nie dokońca wyszła. Przede wszystkim Yamata widząc pojawienie się cepheusa, szybko oddalił się do tyłu wybiegając z lasu, tak więc jeśli walczący chcieli się z nim bić, musieli pokonać te kilka metrów które dzieliło ich od plaży. Ale czy przypadkiem jako trójka szermierzy, nie mieli przewagi na plaży gdzie drzewa nie ograniczały im możliwości wykonywania cięć? W Każdym razie Cepheus ruszył ku Yamacie, ale jak się miała sprawa z Mattem i Feelanem?
Temat: Re: Niewielkie miasteczko Erlachbachen Pon Lis 30 2015, 22:29
Keiko była niesamowita. Niesamowita była z wielu powodów, ale niesamowita była w tym momencie dlatego, że była całkowicie świadoma własnej mocy i wiedziała, że gdyby tylko zechciała - byłaby w stanie powstrzymać wieśniaków przed naruszeniem terenu w pobliżu wiedźm. Była niesamowita też dlatego, że nigdy bezwarunkowo nie poddawała się jakiejś czynności czy nawet obowiązkom. Zawsze wiedziała co jest najważniejsze, najrozsądniejsze i najlepsze. Czy powinna była bronić wiedźm przed rozjuszonym tłumem? Możliwe. Ale to nie było najważniejsze. Nie, zdecydowanie nie to było najważniejsze. Najważniejsze to było nauczenie ich wszystkich odpowiedniej nauczki, tak by każda osoba wiedziała, że za popełnione błędy się płaci. - Słuchajcie, macie 10 sekund by powiedzieć mi co się dzieje. - rzuciła Keiko nieomylnie w kierunku Teany i tej drugiej wiedźmaszki, następnie dając im tyle czasu ile powiedziała. Nie chodziło jednak o to, by w ciągu 10 sekund opowiedzieć całą historię, a by zacząć ją chociaż mówić, więc gdyby w ciągu tych 10 sekund wiedźmy zaczęły mówić, wtedy wciąż byłaby ukontentowana. Gdyby jednak mówić nie zaczęły, wtedy Keiko... odsunęłaby się na bok, tak by chłopi mogli spokojnie podejść do wiedźm. Dlaczego? Bo za popełnione błędy się płaci. Bo nikt przy zdrowych zmysłach nie powinien spodziewać się tego, że druga osoba zawsze będzie naprawiać własne błędy. Wiedźmy więc albo były przygotowane na odparcie ewentualnego wściekłego tłumu, albo były nieodpowiednio wyedukowane i teraz zapłacić miały za swoją głupotę.
Gdyby jednak kobiety zaczęły mówić i zaczęły tłumaczyć Keiko sytuację w jakiej się wszyscy znajdowali, wtedy dziewczynka momentalnie przystąpiłaby do obrony, jednocześnie wysłuchując ich słów. Momentalnie wyczarowałaby wtedy w swoich dłoniach Electric Ball (C) i rzuciła pod nogi nacierających mężczyzn. To powinno było wystarczyć, by ci zatrzymali swoje ruchy. A tylko tego Keiko potrzebowała - powstrzymania napływających napastników. Nie zamierzała ich zbyt dotkliwie ranić, a tego typu ruch był najbardziej sensowny. -Radzę się pośpieszyć. -
Matt
Liczba postów : 304
Dołączył/a : 03/06/2014
Temat: Re: Niewielkie miasteczko Erlachbachen Wto Gru 01 2015, 00:02
Matty był lekko zszokowany i nie podobała mu się ucieczka Yamaty w stronę piachu, gdzie praktycznie nic nie ograniczało zdolności szermierczych trójki jego oponentów. Możliwe, że on też posiadał zdolności, które potrzebowały jakiejś wolnej przestrzeni.
-Cep! Uważaj na siebie! - krzyknął do swojego ducha klasycznie... skrótem, jaki był także i używany przez astrologów do określania takowego gwiazdozbioru. Nie podobało mu się to. Szybko też zmienił klucz, po czym zakomenderował -Open! Gate of the Orion, Orion! - jednocześnie przywołując łucznika i polecając mu -Ori! Trzymaj się z tyłu, utrzymuj pozycje i celuj tak, by zabić tego gościa, a także i uważaj na nas. - polecił drugiemu ze swoich duchów, po czym sam ruszył do przodu, licząc, że Feelan w tym czasie także coś zrobił.
Jak więc wyglądała ofensywa? Zacznijmy od Cepheusa. Biegł on po łuku, chcąc zaatakować Yamatę od flanki. W praktyce, jego plan nie uległ zmianie od ostatniego czasu. Po prostu robi to, zgodnie z wcześniejszą rozpiską, przy czym, gdy do jego uszu dobiega głos Matta, po prostu uważa bardziej, by uniknąć jakichś pocisków ze strony Yamaty, a także odskoczyć od niego, gdyby planował zrobić coś, co mogłoby mieć efekt obszarowy. Ot używa Szermierza i Skrytobójcę.
Tymczasem Orion odskoczył do tyłu, a następnie odbił lekko w lewo, tak by pomiędzy osobami atakującymi od flanki i od frontu, znalazł sobie wolne miejsce, nałożył strzałę na cięciwę, wycelował i... wystrzelił, najlepiej jeszcze zanim ktokolwiek się zbliży na tyle, by ich oponent w jakikolwiek sposób wykorzystał jednego z sojuszników jako żywej tarczy przed strzałami. Celował w okolice klatki piersiowej, innymi priorytetowymi celami była szyja i udo. Ot, do ograniczenia ewentualnej mobilności, zadania bólu lub pozbycia się. I tak by to powtarzał, gdyby znalazł sobie chwilę czasu. Gdyby coś w niego leciało, odskoczyłby w lewo, unikając pocisku, chyba, że byłaby to niejako jakaś seria pocisków, wtedy odskoczyłby tam, gdzie niejako jest ich mniej, jednocześnie wykonując coś w stylu przewrotu w przód, by zmniejszyć obszar, który zajmował, utrudniając trafienie, kątem oka wciąż oglądając Yamatę i toczoną tam batalię. Ot, jest on Uzdolnionym łucznikiem, a na dodatek zwinnym. Wyjątek, co do początku pozycjonowania się byłby wtedy, gdyby dwie osoby zaatakowały od tej samej strony (2 od frontu lub 2 od jednego boku, ewentualnie jakimś cudem 1 od tyłu jeszcze), to wtedy odskoczyłby w stronę, która byłaby jak najbardziej czysta i bez sojuszników na drodze. Ot środki bezpieczeństwa. Poza tym, bardziej niejako cenił sobie Matta od nieznanego mu maga, toteż, gdyby Feelan biegł frontalnie, Ori ustawiłby się tak, by celować pomiędzy niego, a Cepheusa.
A Matty? Cóż, praktycznie ofensywa jest taka sama. Zależy, czy Feelan zaatakuje od frontu czy od boku. Najpewniej od drugiego boku, a nie tego, od którego atakuje Cepheus, ale to szczegół. Tak czy inaczej, pobiegłby na przeciwnika. Frontalnie, jeśli nikt tak nie zaatakował już przed nim (czyt. Feelan), albo od boku (jeśli Feelan pobiegł na wprost), ale innego niż Cep. Ot, by zewrzeć się w batalii mając pomiędzy Magiem GD, a jego przywołaną istotą Yamatę. Wierzył w swoje duchy i to, że raczej go nie zranią, a także, że będą tego unikać. Sam Matthew nie miał aż tylu możliwości. Ot, musiał walczyć. Chciał zacząć od poziomego cięcia mniej więcej na wysokości brzucha, by po jego wykonaniu, wykonać wypad do przodu z pchnięciem. Ciąłby pierwotnie z lewa na prawo, a następnie pchałby na wysokość mostka. Dodatkowo, wykorzystując fakt jednosieczności ostrza. Po wykonaniu pchnięcia, gdyby wciąż było ono przy ciele Yamaty, wykonałby nim cięcie prostopadłe do podłoża, wzmacniając jego siłę uderzeniem w tępą część ostrza lewą dłonią (miecz trzymał dotychczas prawą). By to umożliwić musi postawić kolejny krok w przód, a także starałby się uderzyć w broń trochę dalej od rękojeści. Gdyby coś mu groziło, wykonałby uderzenie pięścią na twarz, by uniemożliwić mu jakieś dziwne pogrywanie z magiem. Uderzyłby wierzchem dłoni, bezpośrednio znad ostrza. Gdyby zaś wykonanie takiego manewru zwiastowałoby jakieś dość mocne ryzyko, wtedy po prostu wycofuje ostrze po pchnięciu i w następnej kolejności wykonuje pchnięcie pionowe z góry na dół. Najchętniej, jakby go przepołowił. Oczywiście, podobnie jak Cepheus uważa na jakieś pociski czy eksplozje, starając się odskoczyć od nich jak najdalej, najlepiej w bok, by nie zwiększać zanadto dystansu do Yamaty. Gdyby zaś próbowałby go jakoś zaatakować mieczem, wężem czy czymkolwiek innym, wtedy Matty by to po prostu ciął w drodze, w formie bloku, który mógłby dość mocno zranić takową ofensywę.
Feelan
Liczba postów : 340
Dołączył/a : 05/09/2015
Temat: Re: Niewielkie miasteczko Erlachbachen Wto Gru 01 2015, 15:55
Nie było tak źle… Mogło w końcu być dużo gorzej. Bynajmniej udało się pozbyć węża, oraz Yamaty, ale nie tak jak powinno się to załatwić. Chyba czarnowłosy uświadomił sobie, że ma marne szanse, chociaż nie można go lekceważyć. Może to być część jakiegoś haniebnego planu! Powinienem temu jak najszybciej zapobiec. - Wszystko w porządku? – pytam Matta, rozmasowując sobie gardło. Biorę parę głębszych wdechów i wydechów. Ej! Mógłby chwilkę zaczekać! Do tej pory przysypiał, a nagle zerwał się do walki jak poparzony! Straciliśmy i tak już dość dużo czasu na tego osobnika… Może dałbym sobie z nim radę samemu, ale skoro Matty już się zerwał, to trudno. Pozostaje mi jedynie szybko machnąć ręką, by dać mu błogosławieństwo D, no i chyba wypadałoby jakoś mu dopomóc… A właściwie to im… Dość sporo nas tutaj się zrobiło. Czterech to dość dużo jak na jednego przeciwnika, ale w kupie raźniej i milej. Tak więc do roboty! Szybko zakręcam mieczem i ruszam początkowo za Mattem. Powoli, bez większego pośpiechu, będąc skupionym na otoczeniu. Skoro Yamata zrobił sobie z ręki węża, to może mógł mieć ich więcej. Możliwe, że sam był kilkudziesięcioma wężami i odbiegając, rozdzielił się na nie i powskakiwał na drzewa, zastawiając na nas pułapkę. Mógł też rozpaść się na węże, które ukryłby w piachu. Gdyby nie miał jakiegoś planu, to raczej nie uciekałby tam gdzie ma mniejsze szanse na dalszą ucieczkę, a raczej wycofywałby się tak, by nas zgubić. Idąc, patrzę pod nogi, gdyż węże na drzewach raczej łatwo byłoby usłyszeć, dzięki kocim uszom. Mają ten swój nieprzyjemny, dość słyszalny syk. Raczej wystarczająco głośny, aby zdążyć na niego zareagować. Gdyby taki gdzieś był, to pozostaje szybko ciachnąć takiego przez łeb, albo resztę ciała. Gdyby jednak postać Yamaty w pełnej swej okazałości przebywałaby na plaży, no to większą czujność można by było skupić na nim, chociaż nie wiadomo co może być pod piaskiem. Widząc jak Matt zaczyna frontalny atak, ruszam na bok, ten drugi, gdzie nie pobiegł jego przyzwany towarzysz. Tak, aby otoczyć Yamatę, odcinając mu wszelkie drogi ucieczki. Chwytam miecz oburącz, by mieć nad nim lepszą kontrolę. Nogi lekko zginam w kolanach, by w każdej chwili móc zareagować odskokiem, unikiem, bądź czymkolwiek innym, by nie trafiły we mnie wszelkie ataki czarnowłosego. Trzymając miecz po swojej prawej, staję tak, by znaleźć się lekko na skosie od Yamaty, żeby nie być na tej samej linii strzału łucznika Matta. Nie mam zamiaru samemu atakować. Rzucenie się całą trójką w jednej chwili, wydaje się być dość słabym rozwiązaniem, na wypadek gdyby Yamata jakimś cudem przemieściłby się w inne miejsce. Byłoby dobrze uniknąć zranień własnych towarzyszy. Właśnie dlatego, będę czekał na odpowiednią chwilę, by uderzyć. Na taką, gdzie Matt zepchnąłby Yamatę do defensywy i ten, sam nasunąłby mi się pod miecz. Nie wiem jak ogromnych zdolności by potrzebował, by uniknąć wszystkich trzech, w miarę dobrze zaplanowanych ataków z różnych stron. Jeżeli więc czarnowłosy zostałby zepchnięty w moją stronę, wtedy pochylam się nisko, prawie przyklękając, aby wyprowadzić dość szerokie cięcie, mające na celu jego nogi. Gdyby był na tyle zręczny, by skakać, zmieniłbym tor uderzenia, by skierować miecz w górę, aby właśnie z takiej strony przeciąć Yamatę. Mogłoby się również zdarzyć taka sytuacja, gdzie Yamata ruszyłby bezpośrednio na mnie, ignorując Matta i jego towarzyszy. W takiej sytuacji pozostaje bronić się przed jego atakami mieczem, tak nim operując, by poodcinać mu ręce zanim znów zamieniłyby się w węże owijające się wokół mojego ciała… Brr… Obrzydliwe! No i ostatecznie ścięło by się go po nogach horyzontalnym cięciem, uniemożliwiając mu tym samym dalszy odwrót. I wciąż zachowuję czujność na wypadek gdyby jakieś coś miałoby skądś wyskoczyć. Nie chcę popełnić jakiegoś błędu, żeby coś nas zaskoczyło. Staram się wyłapać wszelkie podejrzane dźwięki, aby w odpowiedni sposób móc na nie później zareagować.
Dax
Liczba postów : 1344
Dołączył/a : 20/10/2012
Skąd : Krakus
Temat: Re: Niewielkie miasteczko Erlachbachen Wto Gru 01 2015, 18:47
I kurwa co tu zrobić, w końcu tych gości była jakby nie patrzeć cała wioska, a on im we sumie nic nie zrobił. Gorzej by było jakby kogoś zaatakował i rzuciła się na niego pozostała część. Opuścił ręce w dół i złapał się jedynie za łeb. W tej sytuacji pozostało mu tylko ładnie wyglądać jakby nie spojrzeć. Mógłby niby ich najebać i pobawić się w styl pijanego mistrza, ale niestety nie ma przy sobie teraz żadnej trunku alkoholowego, który obudziłby w nim prawdziwego mistrza sztuk walki. Jedynie rozejrzał się dookoła czy czasem nie otacza go więcej ludzików, schował ręce za plecami zastanawiając się czy jakby teraz zaczął spierdalać to czy nie będą go ścigać.
Jo
Liczba postów : 5542
Dołączył/a : 29/08/2012
Skąd : Poznań
Temat: Re: Niewielkie miasteczko Erlachbachen Sro Gru 02 2015, 12:39
MG
Słysząc słowa Keiko, Teana chyba uznała że powinna mówić w języku dla dziewczynki zrozumiałym, co by ta mogła zrozumieć co się ogólnie dzieje.-To na pewno nieporozumienie, jakoś to rozwiążę...-Powiedziała bez przekonania do drugiej kobiety, ta wzgardliwie prychnęła.-Ludzie zawsze tacy byli, boją się mocy, nie możesz żyć wśród nich.-Stanowczo nacisnęła kobieta. A potem obie zamilkły i z zaskoczeniem wpatrywały się w Keiko która właśnie powaliła trzech mężczyzn elektryczną kulą. I nie tylko one wpatrywały się w Keiko z zaskoczeniem, teraz cała wioska patrzyła na dziewczynkę oniemiała. Czy na reszcie do rozumów szarych ludzi dotarła pełnia epickości Keiko?-Co... co ty... Co ty właśnie zrobiłaś?-Z niedowierzaniem zapytała Teana, łapiąc Keiko za ramiona. Na twarzy drugiej wiedźmy gościł dziwny grymas, którego znaczenia Keiko nie była w stanie zrozumieć. W tym czasie Dax stał. Użyteczność lvl śniegowy człowiek
No i zaczęła się potyczka. Dwa gwiezdne duchy oraz dwóch ludzi przeciwko jednemu przeciwnikowi. Tak przynajmniej było na początku. Cepheus wybiegł z lasu a Orion posłał strzałę w Yamate, jednakże taka strzała mimo swojej szybkości nie była jeszcze zaskoczeniem i Yamata zdołał uniknąć ataku dzięki niesamowicie dobremu refleksowi(i percpecji rzecz jasna). Mało tego w tym samym momencie zaczął się dzielić. Jego działo rozdarło się w połowie, odłączyło a potem uzupełniło braki. Następnie oba ciała ponowiły proces i tak nim jeszcze Cepheus czy Matt dobiegli do przeciwnika, przeciwników było już czterech.-Wy, jesssteście niebezpieczni...-Wysyczał Yamata. Następnie wszystkie Yamaty ruszyły na spotkanie ze swoimi przeciwnikami. Yamata biegnący ku Orionowi miał największay dystans do przebycia no i musiał unikać ewentualnych strzał. Inaczej miała się sprawa z pozostałą trójką która bez problemu dostała się do swoich przeciwników. Feelan postanowił bronić się przed atakami Yamaty. Pierwsze dwa cięcia odciąły kończyny mężczyzny, te jednak natychmiast odrosły, natomiast na ziemi znajdowały się teraz dwa węże pełznące w kierunku Feelana. Ogólnie cięcia zdawały się nieszczególnie spoko pomysłem. A jak wyglądała walka Cepheusa? Ten miał zdecydowanie ciężęj niż Feelan. Pierwsze z cięć zostało z lekkością wyminięte przez Yamatę, który wykonał jedynie jeden nie wielki krok w tył, pozwalając ostrzy minąc go o milimetry, to tylko pokazywało jak niesamowicie dużą percepcją dysponował ich przeciwnik. Jednakże Cepheus na tym nie poprzestał i pchnął swojego przeciwnika. Z początku zaskoczony Yamata, poruszył się bardzo sszybko i wbił ostrze Cepheusa głębiej w ciało, dochodząc niemal do rękojeści i łapiąc prawą dłonią za przedramię Cepheusa, który poczuć mógł siłę przeciwnika. Siłę która niczym imadło miażdżyła mu przed ramię. Cepheus wyciągnął jednak kolejne z ostrzy i ciął. Yamata złapał miecz gdy ten pokonał połowę drogi. Pierwszy raz można było dostrzec krew Yamaty. Czarną i bulgoczącą niczym smoła. Wyciekała z drugiej zadanej przez Cepheusa rany, jednakże Yamata nie zdawał się tym jakoś szczególnie przejmować. Ostatnią walkę toczył Matt. Temu jednak nie dane było zaatakować. Yamata sprawnie trzymał przeciwnika na dystans zmuszając do ciągłych uników, poprzez plucie. Pluł bowiem czarną i bulgoczącą breją, która przy kontakcie z podłożem, jak zauważył Matt po pierwszym uniku, zaczęła dziwnie syczeć i parować. Ogólnie chłopak czuł że dostać tym nie chce i na razie udawało mu się breji unikać, ale Yamata nie poprzestawał i cały czas pluł w chłopaka, zmuszając go do usników. Aktualnie jeden Yamata był w połowe drogi do Oriona, dzieliło go więc około 15m. Matt ze swoim Yamatą walczyli 25m od Oriona. Feelan ze swoim Yamatą ~7m od Matta, nieco na skos po jego lewej. Natomiast Cepheus w podobnej odległości, tylko że na prawo.
Temat: Re: Niewielkie miasteczko Erlachbachen Sro Gru 02 2015, 18:33
- Tak, tak, wiem, jasne, wielkie zaskoczenie i tego typu sprawy. - pomachała ręką Keiko, kompletnie mając gdzieś zaskoczenie, które objawiło się na twarzach wszystkich zebranych. Wiedziała, że kiedy zadziała w ten właśnie sposób, to ludzie się zdziwią, a wszyscy zwrócą uwagę na to co się właśnie stało. Wiedziała też, że jej przykrywka pójdzie w cholerę, ale właściwie nigdy nie mówiła komukolwiek z tu zebranych, że nie jest magiem. To oni sami z góry założyli coś takiego, a teraz się dziwili, że ich oczekiwania odbiegały od rzeczywistości. Zwyczajowa śpiewka w przypadku zwykłych ludzi, którzy zawsze zderzali się z rzeczywistością w bardzo bolesny sposób, gdy coś takiego się zdarzało. Westchnęła cicho jednak, gdy zobaczyła, że nawet Teana nie mogła się pogodzić z tym co się stało. Nie potrafiła zrozumieć? Ech, drugie westchnięcie też szybko opuściło wargi blondynki. - Daję wam czas. W wielkim skrócie. Tak więc, dopóki ten czas ode mnie macie, to może go w jakiś istotny sposób wykorzystacie? Powiecie mi coś więcej na temat tego co się dzieje albo spróbujecie opanować sytuacje, tak czy siak, zacznijcie działać, przestańcie się dziwić, dziwieniem sytuacji nie poprawicie. - szybko i w miarę zwięźle pogoniła Teanę do konstruktywnego działania Hikari Keiko, wyzwalając się stanowczo z jej uścisku, choć bez przesadnej agresji w tym działaniu. Odwróciła się teraz bokiem zarówno do Teany i jej przyjaciółki, jak i zdziwionego ludu nieopodal. Musiała mieć teraz i tych, i tych na oku, bo zdziwieni ludzi bywali nieobliczalni.
Feelan
Liczba postów : 340
Dołączył/a : 05/09/2015
Temat: Re: Niewielkie miasteczko Erlachbachen Czw Gru 03 2015, 19:50
Coś tak czułem, że coś będzie nie tak… Czterech na czterech to dość uczciwy podział, acz nieco utrudnia to sprawę. Zwłaszcza, że cięcia zamiast ranić Yamatę, jeszcze tylko poprawiają jego sytuację. Jego zdolność jest dość odrażająca, lecz musi mieć jakieś słabe punkty. Na pewno nie należy do takich jego odporność na cięcia. Oznacza to, że trzeba zmienić taktykę na nieco inną, która mogłaby bardziej zaszkodzić. W sumie to nie jest jeszcze aż tak źle. Cofam się dwa kroki, wypuszczając powietrze z ust. Obserwuję poczynania węży i samego Yamaty. Ciężko będzie go zranić, ale i na to znajdzie się sposób. Kurczę… Przydałby się teraz jakieś wytrzymalsze rękawiczki, albo coś podobnego. No trudno, trzeba będzie sobie poradzić bez nich! Początkowo cofam się, wyczekując najlepszej chwili. Puszczam miecz lewą ręką i sięgam nią po strzałę. Przy okazji pochylam się, aby obszernym cięciem, od lewej do prawej, sięgnąć węży, które były wcześniej kończynami Yamaty. Mam nadzieję, że nie posiadają one tej samej zdolności dzielenia się i rozrastania, co Yamata. Trzeba na nie szczególnie uważać, podobnie jak na samego Yamatę. Zanim jednak wyprostuję swoją pozycję, wypadałoby jeszcze pchnąć trzymaną strzałą w kolano lewe Yamaty. W celu ograniczenia jego mobilności. Potem jak najszybciej odskakuję, aby uniknąć ewentualnej ofensywy z jego strony. Gdyby w międzyczasie próbował mnie złapać, no cóż… Staram się zachować cały czas dystans, ale czarnowłosy może ignorować moje wszelkie ataki, więc wszystko należałoby zrobić jak najszybciej, a jeśli nawet wyciągnie znowu ręce w moim kierunku, to najwyżej odcinając je dorzucę sobie jeszcze więcej węży do zabijania… Jednak co jest głównym celem całej akcji. Otóż jeżeli udałoby się wbić w niego strzałę i wpłynęłoby to choć trochę na ruchliwość Yamaty, wtedy pozostaje cofnąć się jeszcze o dwa kolejne kroki. Następnie chwyciłbym miecz za ostrze lewą ręką i dołożyłbym prawą. Przydałoby się to zrobić w taki sposób, by się nie skaleczyć, ani nie odciąć przy tym sobie palców. Ściskając mocno płaz między dłońmi. Kciukami stabilizuję ostrze, żeby miecz przypadkiem nie wypadł mi z rąk. Delikatnie ściskam ostrą krawędź, lecz nie za mocno. Następnie biorę szybki zamach, by uderzyć z całej siły jelcem w głowę Yamaty, od góry. W chwili tuż przed zderzeniem puszczam ostrze, żeby uniknąć większych obrażeń na dłoniach. Przy odrobinie szczęścia roztrzaska mu to łeb, a w najgorszej sytuacji miecz poleci gdzieś daleko w krzaki, poranię sobie dłonie, albo stanie się coś innego. Wierzę jednak w to, że mi się uda! Nie mogę zawieźć! Chyba, że nie udałoby się go unieruchomić… Wtedy plan się trochę zmienia. Oczywiście nie zaprzestaję cofania, w celach defensywnych, ale nie mogę tak cały czas. Gdybym usłyszał, że z jakiejś innej strony nadchodzą ataki innych Yamat, to czym prędzej odskoczyłbym w jakimś kierunku, aby ich uniknąć. Bądź też machnęłoby się tak mieczem, aby je odbić. Zaś jak walczyć z samym Yamatą? Gdyby poprzedni plan zawalił, natychmiast ustawiam się do niego prawym bokiem. Lewą rękę cofam za siebie, a w prawej trzymając miecz, wyprowadzałbym szybkie, ale nie za mocne pchnięcia w kierunku jego klatki piersiowej, czy też głowy. Ewentualnie zbijałbym jego ostrze słabszymi cięciami, aby przypadkiem całkowicie ich nie odciąć. Jednak od ataku ważniejsza jest obrona, więc każdy cios jest kontrą, wyprowadzoną po jego atakach. Ciężki z niego przeciwnik. Najważniejsze jest, aby zachować spokój, aż w końcu znajdzie się jakaś sposobność, by go pokonać!
Dax
Liczba postów : 1344
Dołączył/a : 20/10/2012
Skąd : Krakus
Temat: Re: Niewielkie miasteczko Erlachbachen Czw Gru 03 2015, 22:38
Dax w końcu miał już dość stania i jedynie westchnął ciężko patrząc się na pilnujących go chłopów. Jedynie podszedł do jednego po czym puknął go palcem w ramie jakbym chciał się o coś zapytać, po czym... załapał go za bary, by wyjebać mu prosto z baśki w łeb, no cóż, z jego siłą powinien to być nokaut. Gdyby jednak nie to Dax mu poprawi prawym sierpowym prosto w skroń. Miał już dość tego stania jak debil. Następnie spojrzał na dwójkę pozostałych, by jednego z nich kopnąć w piszczel z prawej nogi, po czym złapać za łeb i rozwalić mu nos o swoje kolanko łapiąc go za łeb. No chyba, że rzucił się maczetą, wtedy Dax też postanowi wyminąć cios ową i wyjebać mu w splot słoneczny i wtedy pozbawić go przytomności ciosem w szczękę. A tego trzeciego walnie lodowym baseballem (twór C), a jakby nie wyszło to poprawi mu paroma strzałami w łeb w nos z prostego lewego i prawego sierpowego w skroń. A potem? No cóż, jakby go tłum wieśniaków próbował zatrzymać to walnie dwie ściany między nich, by się odgrodzić (tak, też twór C), by następnie podbiec do Keiko, by się przekonać co siędzieje.
Matt
Liczba postów : 304
Dołączył/a : 03/06/2014
Temat: Re: Niewielkie miasteczko Erlachbachen Sob Gru 05 2015, 13:07
Cóż, walka nie była za ciekawa. Matty zmuszony był unikać ofensywy w postaci plucia czymś, co najpewniej było jakiegoś typu żrącym środkiem, a ten Yamata na dodatek chyba to lubił. Gnojek. Ale Matty miał plan. Unikał tych pocisków, ale starał się tak naprawdę zejść bardziej na prawo, by być bliżej Cepheusa, by, gdy zmniejszy ten dystans choć delikatnie, ruszyć sprintem (Sprinter (1)) na pomoc swojemu duchowi, uważając na kolejne splunięcia tym czymś przez jego Yamatę. Ot, uskakiwałby na bok. Celem jego ataku było wyeliminowanie choć jednego z przeciwników, a jakżeby inaczej, poprzez dorwanie go od tyłu, gdy ten mocował się z Cepheusem. Matty zwyczajnie planował wykonać ukośne cięcie z prawa na lewo, gdzieś od barku po połowę pleców oponenta Cepa. No i przy okazji by unikał ataków splunięciem innego Yamaty, obserwując go kątem oka. Pomagał sobie (Zmysłem Walki (1)). Gdyby już dotarł do Yamaty walczącego z jednym z jego pierwszych GD, wtedy po tym cięciu wykonałby drugie, poziome, na tej samej wysokości, co koniec poprzedniego z lewa na prawo, następnie wykonując szybkie pchnięcie na okolice krtani przeciwnika (Szermierz (1), Joker (1)).
Gdyby jednak jego obecny przeciwnik nie miał ochoty na pozwolenie Mattowi oddalić się od niego, i jakoś doskoczyłby do niego lub próbował unieruchomić wężami czy też coś takiego, wtedy Jones musiałby się bronić. Węże zwyczajnie by ciął. A jakżeby inaczej. Zaś gdyby ich oponent rzucił się na niego, wtedy zmuszony byłby wykonać blok przy pomocy miecza przed nadchodzącym atakiem. Chyba, że by splunął najpierw, to chłopak odskoczyłby w prawo, by potem, na miękkich nogach móc dalej się wybić. Gdyby dystans umożliwił mu szybkie skrócenie dystansu, a i Yamata nie zabierałby się za ponowne splunięcie, wtedy chłopak wyskoczyłby do przodu z poziomym cięciem na wysokości klatki piersiowej przeciwnika, by zaraz po nim, wykonać pchnięcie w okolice serca, a następnie zaś próbowałby się oddalić, by nie być w polu rażenia jego rąk. Wolał trzymać go na bezpieczny dystans krótkiego miecza.
Przejdźmy do Cepheusa. Potrzebował szybkiego działania, tak więc, gdy próbował na szybko ruszyć ostrzem w lewej dłoni, pewnie poczułby opór w trzymanym orężu, więc po prostu... puściłby go, tym samym dobywając na szybko sztyletu, który planował wbić w rękę, która miażdżyła mu prawą. Zaraz po tym (czy się udało, czy nie), jego lewa ręka ruszyłaby do góry po kolejne z bliźniaczych ostrzy, by wraz z dobyciem wykonać kolejne cięcie z prawa na lewo. Musiał działać szybko... jak najszybciej. Gdyby mógł przy okazji zachwiać równowagę oponenta przy pomocy podcięcia nogą lub kopnięciem... to czemu miałby nie spróbować? Kopałby gdzieś na wysokość uda. A podcinałby gdzieś w okolicach kostki. Używał do tego celu Szermierza. Gdyby miał go jakoś Yamata zaatakować, wtedy musiałby użyć Skrytobójcy, by zminimalizować obrażenia poprzez unik.
Co zaś z Orionem? Cóż, ten musiał ostrzelać swojego przeciwnika. Jednakże musiał też jakoś przyśpieszyć ofensywę. Z kołczanu dobył więc na raz dwie strzały. Jedną trzymał w dłoni, w okolicy lotek, drugą zaś nałożył na cięciwę, wycelował i... strzelił Gdzieś na wysokość klatki piersiowej Yamaty, by w chwilę po tym, jak strzała opuściła łuk, nałożyć kolejną i móc ją wystrzelić w przeciwnika, który próbowałby uniknąć poprzedniego pocisku, a wycelowana byłaby mniej więcej tak samo. Dobrze, że strzała leci w miarę szybko, a i dystans nie był zbyt wielki, więc szanse rosły. Do tego, gdyby to się nie udało, Ori spróbowałby wykonać dokładnie to samo, tyle, że z trzema strzałami. I tak w kółko. Gdyby zaś pierwsza trafiła no to dajem robim z niego poduszkę na strzały. Gdyby jednak coś poszło nie tak, a dystans niebezpiecznie się zmniejszył, wtedy, na odległości około 7 metrów, Ori oddałby ostatnią, strzałą, a następnie ruszył biegiem w prawą stronę, nakładając na cięciwę kolejną strzałę. Po co ona? Cóż, gdyby przeciwnik się zbliżał, mógłby szybko ją wypuścić prosto w niego, a w razie czego, gdyby mu strzał zabrakło zwyczajnie Uzupełniłby Kołczan (C), a gdyby przeciwnik się dość mocno zbliżył, Orionowi nie zostałoby nic więcej do zrobienia, jak wykonanie dość niskiego przysiadu, z obrotem i wymachem łukiem na wysokości łydek/kostek przeciwnika, tak, by łuk uderzył w nie w miarę od tyłu. Ot, planował przewrócić Yamatę, gdyby ten znalazł się niebezpiecznie blisko, a zaraz po tym, by odskoczył od oponenta, nałożył kolejną strzałę i wystrzelił w kierunku leżącego wroga. Nawet, jakby nie do końca wyszło mu to zgodnie z planem zrobiłby, albo starałby się zrobić tak samo. Również dodatkowo unikałby jakichś splunięć z jego strony. A warto dodać, że był zarówno Uzdolnionym Łucznikiem, jak i Zwinnym duchem.
Jo
Liczba postów : 5542
Dołączył/a : 29/08/2012
Skąd : Poznań
Temat: Re: Niewielkie miasteczko Erlachbachen Nie Gru 06 2015, 02:02
MG
Keiko wygłosiła kolejną ze swoich zniewalających mów, jednakże nie odniosła należytego sukcesu. Zamiast tego druga wiedźma zaczęła mówić. Z każdym jej słowem Teana smutniała, a coraz głośniejsi ludzie ruszyli w ich stronę. W tym momencie wszystko co otaczało Keiko, zaczęło blaknąć i pękać. Wspomnienie się kończyło.-Dlaczego? Dlaczego sięgneliście po tą moc?-Zapytała Teana, by po chwili pokręcić z rozczarowaniem głową i odwrócić się w stronę drógiej wiedźmy i uściskać ją.-Chodźmy siostro-Powiedziala. Dax w końu postanowił działać. Dwóch pierwszych panów powalił bez najmniejszego problemu. Gorzej poszło z następnym, ten bowiem ciachnął go w plecy maczetą. Rzecz w tym że plecy Daxa zamieniły się w śnieg, tym samym chroniąc go przed obrażeniami. W tym momencie część tłumu ruszyła na Daxa, ale ten większą uwagę aktualnie zwracał na otaczającą go rzeczywistość. Ta traciła kolory i powoli się rozpadała. Za sobą miał faceta z maczetą, przed sobą około ośmiu kolejnych z maczetami, ale do nich miał jeszcze z 5 metrów.
W momencie w którym Feelan się schylił, by rozciąć dwa węże na ziemi, wpadł w niego Yamata który właśnie ten moment wybrał do przeprowadzenia błyskawicznej kontrofensywy. Na dodatek z jego ud i ramion wyrastały węże, które boleśnie oplotły się wokół rąk i nóg Feelana, całkowicie go unieruchamiając. Mimo to Feelan zdołał wbić strzałę w udo przeciwnika, ten jednak zdawał się niewiele sobie z tego robić. Yamata ugryzł Feelana w szyję i chłopca aż wygięło z bólu, w oczach mu nagle pociemniało, albo to świat pociemniał. Na dodatek wyglądało że zaczyna się rozpadać. Matt kierował się Cepheusowi, a ten atakował. Wpierw puszczenie ostrza, dobycie kolejnego i wbicie w rękę - zero reakcji. Kolejne cięcie i znów blok jak poprzednio i tym razem polało się więcej cieczy a lewa ręka Yamaty po nadgarstek zdawała się rozcięta. Jakiś sukces to był, jednak gdy tylko Matt znalazł się blisko, Yamata jedną tylko ręką wziął i "rzucił" Cepheusem w Matta, zwalając go na ziemię. W tej chwili jeden Yamata był przed nimi a drugi za nimi. Mattowi po ciosie własnym duchem zaparło dech w piersi, na dodatek świat stracił kolory i zdawał się rozpadać. Co zaś u Oriona? Posłał dwie strzały. Jedna z nich uniknięta, druga trafiła w klatkę. Zdawało się że odniosła większy sukces niż miecze, bo na twarzy Yamaty pojawił się grymas bólu. Chwilę później trafiła go druga strzała a po jeszcze nie wielkiej chwili trzecia. Orion zaczął uciekać w międzyczasie strzelając piątą strzałą, której jednak wężowy człowiek uniknął.
Temat: Re: Niewielkie miasteczko Erlachbachen Nie Gru 06 2015, 16:41
Keiko skupiła się w tym momencie na tym by jak najwięcej pamiętać. Słowa, które mówiła druga wiedźma, słowa które wypowiadała Teana, to wszystko musiało znaleźć się w pamięci dziewczynki. Nie miała bladego pojęcia co słowa te oznaczały, ale podobnie jak zapamiętuje się się kształty czy kolory, tak samo zapamiętać można było konstrukcje zdaniowe. Dlatego Hikari Keiko skupiła się na pamiętaniu słów, tak by potem mogła przekazać je komuś znającemu ten język albo przetłumaczyć je na własną rękę, gdy tylko dopadnie do odpowiedniego słownika. Wspomnienie faktycznie wydawało się rozpadać, tutaj był kres tego, do czego mogli dotrzeć i Hikari uzmysłowiła to sobie bardzo szybko dzięki wrodzonej inteligencji.
Szkoda, że Hikari nie była pewna do kogo tak naprawdę mówi Teana - do niej samej czy do drugiej wiedźmy? Odpowiedź dziewczynki musiała więc być odpowiedzią uniwersalną, a takie zawsze są najtrudniejsze do sformułowania. Cóż z tego jednak, skoro to była właśnie ta jedyna i niepowtarzalna policjantka? Po chwili słowa pojawiły się same. - Moc to tylko narzędzie. Liczy się to w jakim celu się jej używa. Nie każda osoba trzymająca nóż jest mordercą, są też kucharze. Pamiętaj o tym. - powiedziała dziewczynka podnosząc nawet ton, by upewnić się, że będzie słyszalna, jednocześnie nie mając pojęcia ile właściwie ma czasu. Wspomnienie mogło runąć w następnych kilku sekundach. Póki co jeśli wiedźmy zamierzały gdzieś odejść "na piechotę" to Keiko postanowiła towarzyszyć im ile tylko się dało. Natomiast jeśli miały zamiar odlecieć czy zniknąć, to wtedy Hikari po prostu odskoczyłaby od tłumu i pognała z dala od nich, starając się utrzymać w zasięgu wzroku wiedźmy. Przyjrzała się także w międzyczasie temu co było wewnątrz wulkanu, ale ostrożnie, tak by nie wpaść do środka. To nie byłoby mile widziane.
Dax
Liczba postów : 1344
Dołączył/a : 20/10/2012
Skąd : Krakus
Temat: Re: Niewielkie miasteczko Erlachbachen Nie Gru 06 2015, 20:56
Wszystko nagle zaczęło stawać się wyblakłe... czyżby to pomału zbliżał się koniec tego dziwnego świata? Dax jedynie biegł, gonił go typek z maczetą, więc jedyne co Dax zrobił to użył Frozen Domaina (A), by przerwać następny krok, by się odwrócić i zajebać High Kicka prosto w łeb swojego oponenta, by go położyć "spać. Kopnięcie następni przy użyciu prawej nogi, by go uderzyć mniej więcej w skroń. Powinen to raczej być knockout biorąc pod uwagę siłę uderzeń Daxeła. Jeśli się udało to odwróci się w stronę pozostałej części tłumu i strzeli karkiem. A jeśli to nie uśpiło oponenta, który go gonił to podejdzie i walnie mu jeszcze buta na papę. Zaraz po tym Dax zrobi dość sporą lodową kopułę, by stworzyć do niej wejście takie, by musieli tam wchodzić pojedynczo używając tworu (C) bądź też kilka razy tego zaklęcia jeśli będzie trzeba. Ma tam być na tyle miejsca, by mag lodu mógł się spokojnie bić, a oni mieli problem z wejściem. Tak, by musieli trzymać ręce blisko siebie albo nie mogli machać maczetami, wtedy gdy tylko któryś będzie wchodził Dax go wciągnie do środka i wywali kilka razy w twarz, a gdyby próbował się zamachnąć to walnie go bezpośrednio w żebra trzymając go za rękę, którą uniósł (tak, by nie mógł jej wypuścić), a następnie puści i zdzieli prawym podbródkowym. Dax wie, że musi powalić ich tylu ilu da radę. W większość taką taktykę przyjmie na start. Będzie czekał czy wieśniaki spróbują dorobić sobie kolejne wejście czy też będą tak się stać czy gabić. A jakby się próbowali dostać od jednego strony to Dax rozwali twór od tyłu, by następnie próbować szybko przebiec i ich ominąć uciekając od nich do Keiko. Oczywiście twór staje w domainie.
Poniżej znajdują się buttony for, z którymi obecnie prowadzimy wymianę. W celu nawiązania współpracy zachęca się do odwiedzenia pierw tematu z regulaminem wedle którego wymiany prowadzimy, a następnie do zgłoszenia się w tym temacie. Nasze buttony oraz bannery znajdują się zaś w tym miejscu.
Layout autorstwa Frederici. Forum czerpie z mangi "Fairy Tail" autorstwa Hiro Mashimy oraz kreatywności użytkowników. Wszystkie materiały umieszczone na forum stają się automatycznie własnością jego jak i autorów. Dla poszanowania Naszej pracy uprasza się o nie kopiowanie treści postów oraz kodów bez uprzedniej zgody właścicieli.