I've never seen a decent person among those who say they're going to save the world while forsaking the people around them. Those types of men are always so intoxicated by thier own hollow dreams that they call every little thing in front of them trivial.
Imię:Ian Pseudonim:Lafin Nazwisko:Turner Płeć:Mężczyzna Waga:65kg Wzrost:170cm Wiek:19 Gildia: Violet Pegasus Miejsce umieszczenia znaku gildii: Wewnętrzna część dłoni Klasa Maga: 0
Wygląd:
Posłuchaj mnie uważnie...Charlotte. Tak, tak. Nazwę Cię Charlotte - wyszeptał Lafin w kierunku nowego przyjaciela. Niestety tamten nie wyglądał na przejętego, czy też po prostu zainteresowanego. Najzwyklej w świecie leżał na podłodze. Zimny. Bez życia. Na szczęście chłopak tego nie zauważył, więc kontynuował. - Nie wyglądasz na bystrego, Charlotte, więc opowiem Ci troszkę o tym jaki ze mnie przystojniak. - Zarumienił się jeszcze, gdy tamten nie zaprzeczył, po czym w końcu zaczął. - Te cholerne włosy wchodzą mi wszędzie. Do uszu, oczu, nawet buzi. Wyobrażasz sobie ? Niestety kiedy tylko kupię do nich gumkę, zaraz gdzieś się zapodzieje. No, ale olać to. Ważne, że są jasne. Koloru siana, stary. No i równie zniszczone... Nie oceniaj mnie Charlotte. Nie jestem kobietą żeby bawić się w zabiegi. No, ale wracając. Oczy. Oczy jak oczy. W moim wypadku nic szczególnego, ale niebieskie, które i tak większość czasu są pełne włosów... - Czując, że zaraz wybuchnie płaczem przez te cholerne kudły, przytulił się tylko do Charlotte. Na szczęście on go rozumiał. Bez zbędnych pytań czy kpin. Był naprawdę taktowny i opiekuńczy. Jak matka. Dlatego nadał mu imię żeńskie. Tak więc tuląc się do starego pijaka, westchnął tylko, po czym wrócił do tematu. - Nos nie jest szczególnie duży, a i usta nie zwracają niczyjej uwagi. Za to język, stary, jest po prostu boski. - Mrugnął do towarzysza znacząco. - Co do reszty, to ludzie mi powtarzają żebym więcej jadł. No ale na litość boską, Charlotte. Nie chcę być takim spaślakiem jak ty. No, bez urazy. Jednak i tak jestem wdzięczny tym, którzy w ogóle ze mną rozmawiają. Nie wiedzieć czemu, ludzie po prostu nie lubią gaworzyć z moimi bliznami, które pokrywają niemal całe ciało.
Charakter:
Nie przerywaj mi, Charlotte. - Sapnął zdenerwowany Lafin, kiedy opierając się o nieboszczyka, ten szurał po podłodze najeżdżając na odłamki szkła, hałasując nieznośnie w martwej ciszy, jaka panowała 'Pod Zaplutą Mewą'. - To naprawdę źle o tobie świadczy. No, na czym to ja ? A, charakter. Słuchaj uważnie. Jestem pochłoniętym sobą socjopatycznym przestępcą. Już w najmłodszych latach zauważono u mnie szczególne cechy takie jak brak sumienia, wstydu czy odpowiedzialności. Na domiar złego, jestem wiecznie zajęty spoglądaniem z góry na innych. Może i nie okazuję za wiele emocji, ale za to nie szczędzę sarkazmu. Lubię ograbiać innych nie tylko z kosztowności, ale również innych dóbr, takich jak szczęście czy poczucie bezpieczeństwa. Towarzyszący mi uśmiech niestety powoduje odwrotną reakcję wśród rówieśników niż powinien. Nie przyciąga ludzi, oj nie. Płoszy ich. Chociaż to podobno wina mojego humoru, który jest mocno wypaczony. A, właśnie, humor. Istotna kwestia. Kocham opowiadać kawały. Najczęściej sam sobie. - Przerwał by nabrać powietrza, przy czym rzucił ukradkowe spojrzenie na Charlotte. Nie wyglądał na zafascynowanego. Szturchnął więc cichego słuchacza nieco mocniej niż zamierzał, jednak tamten nic nie odpowiedział. Przynajmniej nie skarżył się na ból. Oto twardziel jakich mało, uśmiechnął się Lafin. - TO WŁAŚNIE W TOBIE LUBIĘ, CHARLOTTE. - Wydarł się na cały głos chłopak, po czym pocałował towarzysza w czoło. - Mimo iż zaczynasz cuchnąć, nadal nie opuszczasz mnie ani na krok. - I, trąc oczy zmęczone po tak wspaniałym dniu, położył się spać na zimnej podłodze pełnej martwych gości.
Historia:
Witaj i żegnaj - który to już raz Lafin wypowiadał te słowa, patrząc jak życie gaśnie w oczach ofiary. Słowa, które w jego tradycji winne były żegnać zmarłych, jednak nie z honorem, co jest raczej ważne wśród szlachty. Zaprawdę, biada temu kto odprawi w ten sposób dobrze urodzoną osobę. No, z wyjątkiem Lafina. Jemu wszystko było wolno. Był bowiem synem najbardziej wpływowej osoby w całym państwie. Nie była to głowa, a posada nieograniczona jej obowiązkami, a młody był na najlepszej drodze by kiedyś przejąć pałeczkę po ojcu. No, może nie kiedyś, a lada chwila. Jak głosiła plotka, w stolicy panowała pewnego rodzaju śmiertelna zaraza, która pochłaniała coraz więcej osób. Uśmiercała jeszcze tego samego dnia w którym złapała ofiarę, a zaczynało się od niebieskiej plamy na policzku. Nie sprawiała wrażenia groźnej, co jeszcze bardziej denerwowało najlepszych lekarzy i naukowców. Była niezaprzeczalnym znakiem nadchodzącego wyroku, co oczywiście owocowało ponurym nastrojem w całym królestwie. Nikt nie miał ochoty o niej rozmawiać. No, chyba że był podchmielony, ale i wtedy szybko trzeźwiał. Poza kilkoma nazwiskami i tak nie mogli wymienić się niczym więcej. Choroba była zaraźliwa, to było jasne, ale tutaj kończy się trop. Chociaż niektórzy ludzie przysięgali, że w dniu śmierci nieszczęśnika, czy to z celi obok, czy kilka łóżek dalej w najdroższym szpitalu, wyraźnie słyszeli - poza jękiem agonii, kilka słów. Były one wypowiadane głosem spokojnym, lecz znudzonym i to właśnie przerażało mieszkańców stolicy. Słowa, które po pewnym czasie ubrały w nazwę samą chorobę oraz kilka bajek dla nieposłusznych dzieci, brzmiały - Ave Atque Vale - co po łacinie znaczyło, Witaj i żegnaj.
Niebieski lipiec.
Odgłos miarowego grzmocenia, bo już na pewno nie stukania, wybił Lafina ze snu. Nie bardzo wiedział kiedy właściwie zdał sobie z niego sprawę, lecz rytm przenikał do otępiałego umysłu, narastał, aż w końcu przebił się na stronę jawy. Cholera, ktoś puka do drzwi - zdał sobie sprawę młody panicz, po czym nieśpiesznym ruchem zdjął piżamę, założył luźną koszulę i przetarte skórzane spodnie. W końcu zaczął się rozglądać za grzebieniem. W szafce. Za szafką. Pod szafką. - NIE MA! - wrzasnął chłopak w kierunku lustra, po czym udał się do łazienki by odbyć poranny zabieg w towarzystwie nieustającego łomotu. Doskonale wiedział kto stoi za drzwiami. Arald. Mistrz szkoły rycerskiej i, jak to się często zdarza, dowódca oddziałów królewskich we własnej osobie czeka aż Lafin w końcu ruszy swój tyłek by nie trzymać go pod domem. Jak kocha, to poczeka - zanucił jeszcze panicz, po czym mocno trzasnął drzwiami z matowego szkła. Rozglądając się za gumką, przeczesywał palcami swoje włosy. Doszedł szybko do wniosku, że przyda im się zabieg regenerujący, tak więc odkręcił wodę i wybrał swój ulubiony szampon. Czekając aż woda się nagrzeje, usłyszał jeszcze stłumione, siarczyste przekleństwo. Prawdopodobnie Arald zauważył jakieś poruszenie za oknem, więc doskonale zdaje sobie sprawę, że młodziak nie śpi, a bawi się jego kosztem. Jednak dzisiaj wyjątkowo wszystko mu wybaczy, a są ku temu szczególne powody. Gdy skończył robić porządek z włosami, zębami, paznokciami i uszami, a także zjadł resztki wczorajszego obiadu, założył wysokie buty z miękkiej skóry sznurowane aż pod kolana by udać się na spotkanie z dobrą wiadomością.
- Jak to nie żyje? - Próbując udawać zaskoczonego, Lafin całą siłą woli starał się powstrzymać ten cholerny uśmiech, który po prostu musiał się ujawnić. Szybko doszedł do wniosku, że musi powiedzieć coś jeszcze, bo inaczej parsknie śmiechem. Tak więc siląc się na odpowiedni ton, postanowił zadać jeszcze jedno pytanie. - I nie złapaliście jeszcze spraw...- urwał nagle. Popełnił poważny błąd. Przecież nikt nie powiedział, że został zamordowany, więc skąd on mógł o tym wiedzieć? Zamknął więc oczy by przynajmniej nie zdradzić się spojrzeniem, ale szybko jednak doszedł do wniosku, że i to nie było zbyt mądre. Także przystępując z nogi na nogę, czekał na to co tamten powie. - Niestety, nie złapaliśmy jeszcze winowajcy. Ciało znaleziono dopiero nad ranem, a do zabójstwa doszło w nocy. Sprawca miał dość czasu by pozamiatać i spokojnie opuścić miasto. Jednak nie przestaniemy szukać. W końcu nie była to pierwsza lepsza ofiara... - zamilkł na chwilę, lecz po chili namysłu dodał - Naprawdę mi przykro - po czym rzucił ostatnie spojrzenie chłopakowi. Z całą pewnością podejrzliwie. W tej chwili Lafin był pewien, że Arald wiedział. Doskonale wiedział, że to właśnie syn ofiary dopuścił się zbrodni. Jednak nie miał na to dowodów, a bez nich wyszedłby co najmniej śmiesznie. Odprowadził jeszcze mistrza szkoły rycerskiej wzrokiem, po czym w końcu podjął decyzję. Następnego dnia, gdy Arald się obudził, miał na swoim policzku niebieską plamę.
Głębiej.
Gratulacje - wydobyło się z gardzieli zgromadzonych - W końcu Ci się udało. Udało, a jak. Po tylu latach nareszcie dopadł się do stołka na który tyle czekał. Posady jego ojca. Z tej okazji zaprosił najbliższych znajomych, krewnych, a także swoją dziewczynę, Alyss. Oh, Alyss. Jedyna osoba na świecie której nigdy by nie skrzywdził. Przez ostatni tydzień strasznie mu jej brakowało, a teraz ustawiła się naprzeciw niego wlepiając w niego te swoje wielkie, zielone oczy śląc mu przepiękny uśmiech, gdy jej jasne, proste włosy sięgające ramion, spływały wzdłuż policzków i okalały twarz. Prosty fason sukni którą założyła specjalnie na tę okazję, podkreślał jej szczupłą sylwetkę. Zapominając momentalnie o reszcie towarzystwa, podszedł do niej by ująć jej dłonie, a następnie pocałować w usta. - Miałem nadzieję, że przyjdziesz - wyszeptał czule chłonąc zapach jej perfum i przytulając mocno do siebie. Po dłuższej chwili odsunęli się od siebie uśmiechnięci, po czym zapytał - Na co masz ochotę ? - Napiłabym się czegoś - podpowiedziała dziewczyna spoglądając na chłopaka szczególnym spojrzeniem. Zarumieniony blondynek czym prędzej poszedł po dwa kielichy, by zaraz je napełnić szkarłatnym płynem, który miał im niedługo uderzyć do głowy. Kto wie? Może to jego wielki dzień. Wróć. Wielki dzień ich związku. Poczerwieniał jeszcze bardziej na tę myśl, po czym szybko wyrzucił ją z głowy - przynajmniej na chwilę. To nie tak, że o tym wcześniej na myślał. Ba, odnosił niejasne wrażenie, że wspólnie spędzona noc z Alyss w jednym łóżku, wcale nie wprowadzała dziewczynę w strach, niezdecydowanie czy nawet zakłopotanie. I tę myśl próbował od siebie odgonić, gdy usłyszał jak się do niego zwraca. - Co Cię tak zastanawia? - modląc się w duchu by nie zauważyła jego czerwonych policzków, skłamał szybko. - Zastanawiam się jak to teraz będzie wyglądało. To znaczy bez ojca, który do tej pory zajmował się wszystkim. Teraz to wszystko spadnie na mnie. - Czy nie o to właśnie Ci chodziło ? - Nie żałuję tego co zrobiłem. Bardzo mi zależy na tej posadzie, a z tobą u boku wszystko będzie możliwe. - uśmiechnął się szerzej do dziewczyny - Obawiam się tylko, że ludzie zaczną coś podejrzewać. Tak długo jak będę zmuszony pełnić rolę mojego ojca, będę miał znacznie mniej czasu na swoje nocne eskapady. Po pewnym czasie ludzie tacy jak Arald mogą to powiązać ze sobą. - Zobaczysz, wszystko się ułoży. - Pocieszyła go dziewczyna z niewątpliwie zastanawiającym błyskiem w oku, od którego (nie wiedzieć czemu) Lafina naszły obawy. Lecz kiedy tylko obdarzyła chłopaka najpiękniejszym ze swoich uśmiechów, wnet zapomniał o wszystkich problemach. Pociągnął jeszcze z kielicha, nim zaczął się bawić.
- Już się zmęczyłeś ? - śmiała się z niego Alyss. - Kobieto, to już dwudziesta piosenka. Nie mam sił dłużej tańczyć. Daj mi odetchnąć - odpowiedział, po czym przyciągnął ją do siebie. Od dłuższego czasu chciał ją o coś zapytać, ale wcześniej nie mógł się na to zdobyć. Dzisiaj nadarzyła się okazja. No bo jak tu nie wykorzystać wielkiej zabawy z okazji wspaniałego awansu młodego panicza ? No, i kilku pustych butelek po alkoholu. Tak więc odchrząknął głośno, przysunął Alyss jeszcze bliżej siebie, po czym powiedział... - Wiesz, tak się zastanawiałem czy może nie miałabyś ochoty ze mną zamieszkać ? - Kilka tych słów było dla blondyna upiornym maratonem. Nie mógł się doczekać, aż w końcu skończy to strasznie zawstydzające pytanie, by poznać odpowiedź. Zdając sobie sprawę, że w trakcie wypowiadania tych słów spuścił wzrok, ponownie go podniósł żeby nie wyjść na większego mięczaka w oczach dziewczyny którą tak bardzo kochał. Ta jednak po prostu się uśmiechała. I po raz kolejny Lafin miał wrażenie, że coś tu jest nie tak. Mianowicie, jej uśmiech. Nie wyglądał na taki, który oznaczałby szczęście po usłyszeniu podobnego pytania. Był bardziej śmiały. Coś na wznak chorej satysfakcji, a i jej oczy jakby na chwilę przygasły. W końcu nie wytrzymał. Ponaglił ją ruchem ręki żeby dała mu odpowiedź, a gdy ta otworzyła usta, jego serce się zatrzymało. - To nie będzie konieczne. - I wtedy wszystko zdarzyło się tak szybko. Oddział rycerzy wparował na przyjęcie, roztrącając wszystkich tańczących i kierując się w stronę panicza. Bez żadnego wyjaśnienia podnieśli chłopaka i pociągnęli za sobą. Żadnemu ze zgromadzonych nawet do głowy nie przyszło, żeby w jakikolwiek sposób zatrzymać, czy też porozmawiać z nieproszonymi gośćmi. Kiedy tylko zniknęli im z oczu, zabrali (nie)swoje rzeczy i wrócili do domów. Tylko Alyss dalej siedziała na trawie uśmiechając się sama do siebie.
Otworzył powoli oczy. Było ciemno jak nigdy dotąd. A co jeśli stracił wzrok!? Jakby miało mu to w czymś pomóc, spróbował do nich sięgnąć, lecz gdy tylko uniósł ręce, coś szarpnęło go za nadgarstki. Była to metalowa obręcz przytwierdzona do łańcucha. Był przykuty do muru. Nagle poczuł skurcz, jakby dopadł go niemiłosierny głód. Automatycznie złapał się za brzuch. Nie miał koszulki. Tknięty przeczuciem oraz nieprzyjemnym przeciągiem, wymacał, że nie ma także spodni. Teraz już doskonale wiedział, że jest całkowicie goły. Goły i obolały. Stęknął cicho. Miał tylko nadzieję, że nadal jest prawiczkiem. Po kilkunastu minutach, błysnęło oślepiające światło i rozległ się głos. - Ian Turner. Syn Gale'a i Elisabeth Turner. Zamożnej parki która była niemałym wsparciem dla naszej stolicy. Teraz już niestety nie żyją, a to oznacza, że wiele rzeczy się zmieni. Mając problem z koncentracją, młody panicz po prostu czekał, aż gnojek skończy paplać i w końcu go uwolni, gdy dowie się kogo porwał...Zaraz, zaraz. Czy on właśnie nie posłużył się jego prawdziwym imieniem i nazwiskiem ? Czekaj, przecież ten facet doskonale wiedział kogo więzi.Lodowaty dreszcz przeszedł chłopakowi po plecach, gdy zdał sobie sprawę, że zna ten głos. Był to królewski szambelan, z którym nieraz rozmawiał będąc z ojcem w pałacu. Zawsze zwracał się do urzędnika uprzejmie oraz z szacunkiem, jak uczyli go rodzice. No, można powiedzieć, że nawet nieco polubił tego siwiejącego, drobnego mężczyznę. A teraz ? Stał przed nim kiedy ten był całkowicie goły i spokojnym głosem mówił o... no właśnie. O co mu chodziło ? - Już odpowiadam na twoje pytanie. - wyczytał z twarzy chłopaka królewski urzędnik. - Zostałeś pojmany pod zarzutem morderstwa nie tylko swojego ojca, ale i także wszystkich ofiar choroby powszechnie znanej jako 'Ave Atque Vale'. - To śmieszne. - Przerwał mu blondyn. - Jakim cudem ktoś w ogóle wpadł na tak głupi pomysł? Ja, mordujący swojego ojca? No a niby po jaką cholerę miałbym to robić? Zapewniał mi dach nad głową, pełną lodówkę i niemałą sławę, a ja miałbym się tego pozbyć? I w dodatku wymordować pół miasta? Kpiny. - Tydzień temu zgłosiła się do nas ofiara twojej 'choroby'. - Oznajmił kwaśno szambelan kładąc nacisk na słowo, 'twojej'. - Wspomniał nam o reakcji na wieść, że twój świętej pamięci ojciec nie żyje. Ponadto, następnego dnia, kiedy to 'objawy' wymienionej choroby zdobiły jego policzek, poprosił jednego ze znajomych by obserwował twój dom w godzinach policyjnych. Jak już sam się domyślasz, zostałeś przyłapany na gorącym uczynku. - I brednie tych dwóch osób wystarczą żeby zamknąć MNIE? Coś tu jest chyba kurwa nie tak! - wykrzyczał zdenerwowany i mocno przerażony młodziak. - Nie, nie, nie. - przerwał mu szybko szambelan. - Nie dwóch. Trzech. Trzecią osobą jest panna Alyss. Nastała cisza. Nie tylko w sali, ale i głowie Lafina. Wszystko nagle ucichło, tylko po to, by zaraz wrócić ze zdwojoną siłą. - Alyss? Nie bardzo rozumiem czemu mieszamy w to moją dziewczynę. - Twoją? - ktoś parsknął śmiechem. Dopiero teraz chłopak zauważył, gdzie się znajduje. Była to sala sądowa, a w niej dziesiątki osób usadzonych na balkonach dookoła. - Z tego co mi wiadomo, nie jest tylko twoją dziewczyną. - I tym razem wszyscy zaczęli ryczeć ze śmiechu. Przez chwilę, ale tylko przez chwilę Lafin miał szczerą nadzieję, że nie rozmawiają o jego Alyss. Jednak owa nadzieje pękła równie szybko jak się narodziła, bowiem do sali weszła długonoga piękność którą miał odwagę nazywać swoją dziewczyną. Kiedy na niego spojrzała, nie ukrywała obrzydzenia. To nie była jego Alyss. Na pewno nie. Jednak gdy tylko zabrała głos, serce mu pękło na jeszcze drobniejsze kawałki, ponieważ dziewczyna przemówiła jej głosem. - Zrobiłam swoje. Gdzie moja nagroda? - rzuciła ostro w stronę królewskiego urzędnika. - A, właśnie. Nagroda. Dobrze się spisałaś, dziewczynko. Oto ona. - uśmiechnął się grzecznie szambelan, po czym wręczył dziewczynie sporą sakiewkę. - 200,000? - Niemniej. Jestem jedynie zdumiony, że tylko tyle chcesz za swój stracony czas, klientów oraz nerwy z tym gówniarzem. No, ale to już nie moja sprawa. Opowiedziałaś nam wszystko. Jednak zanim wyjdziesz, czy masz może ochotę na szybki zarobek? - zapytał urzędnik z błyskiem w oku, śląc przy tym oskarżonemu paskudny uśmiech. - Tak długo, jak zamierzasz zapłacić, zrobię WSZYSTKO. Do Lafina w tej chwili już nic nie docierało. Klęczał tam i obserwował swoją dziewczynę oddającą się każdemu rycerzowi w sali za kilkaset klejnotów, a było ich wielu. Nie mógł powstrzymać łez które po prostu wylewały się z niego strumieniami. To był tylko popieprzony sen. Tak sobie wmawiał. Zaraz obudzi się w łóżku, z pustą butelką po winie, Alyss u boku i upierdliwym kacem. Wymknie się po cichutku z pokoju, po czym zacznie w końcu robić swoje na nowej posadzie. Kiedy wróci do domu, jego ukochana będzie na niego czekała, z gotowym obiadem i przepięknym uśmiechem. . . - KURWA - . Po raz setny krzyknął Lafin. To się nie mogło dziać. Nie chciał tego oglądać, ale nie mógł się też zmusić by zamknąć oczy. Jego dziewczyna... Jego NIEWINNA dziewczyna robiła to na jego oczach z nieznajomymi, śląc mu co jakiś czas wredny uśmieszek. A kiedy w końcu skończyła, tylko przeliczyła klejnoty i najzwyklej w świecie wyszła. Głos ponownie zabrał szambelan. - To co zrobiłeś jest chore. Tak więc i kara będzie adekwatna do twojej zbrodni. Oddajemy Cię mieszkańcom by sami się tobą zajęli. - Po czym dwaj strażnicy podnieśli go i pociągnęli w stronę wyjścia. Lafin nawet nie miał ochoty próbować się usprawiedliwiać. Poniżony? Haha. To jest zbyt łagodne określenie na to, co mieszkańcy z nim zrobili. Nie mówiąc już o rodzicach ofiar które to młody panicz zabijał z zimną krwią. Zaczęli od spalenia jego domu. Tortury były w następnej kolejności, a lista była naprawdę długa, gdzie rzeczy znajdujące się na niej były nienormalne. Tak nienormalne, że aż głupio będzie je tutaj wypisywać. Ważnym jest, że po trzech, solidnych dniach wiejskich pieszczot Lafin już nie był sobą.
Pod Zaplutą Mewą.
Drzwi do oberży otworzyły się z trzaskiem. Siedzący przy stołach chłopi zwrócili tam swoje spojrzenia, by sprawdzić któż to zawitał do tej sypiącej się gospody. Ujrzeli szczupłą postać przeciętnego wzrostu owiniętą ciemnobrązowym płaszczem. Twarz przybysza ocieniał kaptur. Zsunął go teraz , tak więc mogli się przekonać, że jest to twarz zadziwiająco młoda. Lecz ich uwadze nie uszedł ciężki nóż, tkwiący u pasa w skórzanej pochwie, a także imponujących rozmiarów łuk, który dzierżył w prawej dłoni. Znad ramienia młodego gościa, sterczały pierzaste lotki tuzina strzał, tkwiących w przewieszonym przez plecy kołczanie. Nieznajomy może i wyglądał jak dzieciak, lecz uzbrojony był, jak prawdziwy mężczyzna. A nie obnosił się z bronią, lecz po prostu ją nosił - istotne rozróżnienie wskazujące na fakt, iż od dawna do tego przywykł. Omiótł jeszcze spojrzeniem gospodę, po czym skierował się w stronę lady. - Szklankę mleka. - mruknął dzieciuch. Wprawne ucho barmana doskonale poradziło sobie z hałasem i już szykował się by zrealizować zamówienie. Reszta zainteresowanych, słysząc co młodziak sobie zażyczył, sapnęła tylko z rozczarowania i wróciła do swoich zajęć. Kiedy barman stawił przed Lafinem brudną szklankę z białym płynem w środku, który miał być najpewniej mlekiem, nie bardzo wiedział co ma z nią zrobić. Po chwili namysłu wzruszył tylko ramionami i wypił zawartość. - Wyglądasz na zmęczonego, a przy tym mocno znudzonego. - zagaił barman. - Może jednak podam Ci coś mocniejszego na zdrówko, odprężenie i zapomnienie, aye ? - Uwierz mi dziadku, że czego byś mi nie podał, nie ma mowy bym o wszystkim zapomniał. - opowiedział cierpliwie nowy, po czym spojrzał rozmówcy prosto w oczy i szeroko się uśmiechnął. Lodowaty dreszcz jaki przebiegł oberżyście po plecach, gdy zauważył jak tamten się uśmiecha, zmobilizował tylko ciekawskiego by powrócił do polerowania szklanek brudną ścierką żeby tylko zapomnieć o tym obrazie. Teraz, kiedy Lafin nie skupiał na sobie niczyjej uwagi, zaczął się przysłuchiwać rozmowom. - STARY, MÓWIĘ CI. WRACAM Z PRACY A TAM TAKA NIESPODZIANKA. MYŚLAŁEM, ŻE SZLAG MNIE TRAFI. MOJA ŻONA PRZYGOTOWAŁA MI JAKĄŚ SAŁATKĘ, MÓWIĄC COŚ O JAKIEJŚ DIECIE. PRZECIEŻ JA POTRZEBUJĘ MIĘSA. CZY TA DZIWKA NIE ROZUMIE ? Chłopak zerwał się z miejsca tak gwałtownie, że stołek na którym siedział upadł z hukiem. Hałaśliwy pijak tylko spojrzał na młodego przybysza, po czym zorientował się, że ten właśnie na niego patrzy. Nie zdążył zareagować, gdy dzieciak szybkim krokiem przemierzył salę, przysunął sobie stołek i siadł naprzeciwko niego. - A więc powiadasz, że twoja żona to najzwyklejsza dziwka, tak ? - wysyczał Lafin w kierunku zdumionego brodacza. - Może dasz mi do niej numer ? Bo widzisz, ostatnio brakuje mi kobiety. - Widział jak w oczach tego śmierdzącego pijaczyny rodzi się gniew, wiec płynnym ruchem wyjął swój nóż z pochwy i wbił go głęboko w stół między nimi. Teraz już cała gospoda ucichła, obserwując nowego i jego poczynania, w każdej chwili gotowa wywalić go na zbity pysk. - Przypomniał mi się pewien dowcip. - Powiedział na tyle głośno, by wszyscy go słyszeli. - Był o tępych mieszkańcach tego miasta którzy próbowali utopić swoje żale i brudne pyski w kuflach piwa. . . ale zaraz, zaraz. Oj, nie może być. Chyba właśnie spaliłem dowcip. Zanim ktokolwiek zdążył się ruszyć, brodacz skoczył na intruza, ale chłopak zniknął. Zdumiony pijaczyna potknął się i rozejrzał, wytrzeszczając oczy. Goście zgodnie westchnęli. Dzieciak stał na barze, na szeroko rozstawionych nogach. Wyglądał jakby miał właśnie skoczyć, ale on tylko wykonał ręką gest znany z podwórkowej zabawy w ' Złap mnie '. Gościom w zupełności to wystarczyło. Kilku wskoczyło na na bar. Chłopak okręcił się tak szybko, że jego odbicie w lustrze wyglądało na rozmyte. Wymierzył kopniaka i jeden ze śmiałków runął na podłogę, pośród brzęku tłuczonego szkła. Młodzian się roześmiał, a był to śmiech piskliwy i nieprzyjemny. Ktoś próbował ściągnąć go z kontuaru, ale on on rzucił się w tłum z taką lekkością, która świadczyła, że robi to z własnej woli.Potem wszystko utonęło w plątaninie wymachujących nóg i rąk, jednak nadal słychać było jego chory śmiech. Następnie błysnęła stal.
Rano, gdy Lafin opuszczał lokal z rozciętą wargą i podbitym okiem, rzucił ostatnie spojrzenie na gospodę, po czym się uśmiechnął. Stojąc tak chwilę lub dwie, nie mógł się powstrzymać by wypowiedzieć następujące słowa. - Witam i żegnam, drodzy panowie.
Początek
- Jest tam kto ? - Wydarł się chłopak po raz kolejny, jednak i tym razem nie dostał odpowiedzi. Co jest cholera z tą gildią ? Może już nie przyjmują nowych. No, ale z tego co wiedział, wynikało, że członków było niewiele. W takim razie gdzie leży problem ? - ZAMKNIESZ SIĘ W KOŃCU ? JEST TRZECIA GODZINA. LUDZIE PRÓBUJĄ SOBIE SMACZNIE DRZEMAĆ! - wydarł się jakiś wieśniak z końca ulicy. - Rolnicy nie drzemią - burknął Lafin na tyle cicho, że tamten go nie usłyszał - drzemka jest przywilejem szlachetnie urodzonych. - Jednak spojrzał na zegarek, po czym westchnął. Może jednak ten dziadek miał rację ? Może to godzina była nieodpowiednia. No, w takim razie przyjdzie później. W końcu nigdzie mu się nie spieszy. To czy dzisiaj zostanie członkiem gildii Violet Pegasus czy jutro, naprawdę nie ma znaczenia.
* Strzelec [2] * Sprinter [1] * Anty-magia [1]
Ekwipunek:
Notes, ołówek i kilka zębów Charlotte.
Ostatnio zmieniony przez Lafin dnia Sob Maj 18 2013, 22:04, w całości zmieniany 6 razy
Colette
Liczba postów : 1788
Dołączył/a : 13/08/2012
Temat: Re: Lafin Czw Maj 16 2013, 08:48
Cytat :
Oczy. Oczy jak to oczy. W moim wypadku to nic szczególnego. I tak większość czasu są pełne włosów...
W każdej kp się tego czepia, więc nie mogę zrobić wyjątku - napisz kolor oczu.
Cytat :
na świecie której
Przecinek zawsze przed 'który'. Czytając dalej zauważyłam, że nie dajesz tego przecinka, więc to nie jest jednorazowy błąd.
Nie wypisywałam więcej błędów acz były - choć nie takie straszne. Historia ciekawa i dobrze mi się czytało...zwłaszcza, że miałam mieszane uczucia bo morderca, ale 'kara' była naprawdę straszna...Dałabym akcept bardzo chętnie, ale wpierw jednak może dopisz ten kolor oczu?
Pheam
Liczba postów : 2200
Dołączył/a : 15/08/2012
Temat: Re: Lafin Czw Maj 16 2013, 11:40
Eh, nie jesteś magiem, więc nie mam co tutaj sprawdzać, ale pozostaje kwestia, że jesteś nie-magiem,a próbujesz zapisać się do gildii MAGÓW.... Ale, akcept części technicznej [wykorzystałeś 60 PD na 2 lvl strzelca, więc jest ok], nic na to nie poradzę [ a propo gildii].
Lafin
Liczba postów : 15
Dołączył/a : 12/05/2013
Temat: Re: Lafin Czw Maj 16 2013, 23:34
Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że nie jestemmagiem, a najzwyklejszym mugolem próbującym dołączyć do gildii magów. No i muszę przyznać, że samo Fairy Tail oglądałem dość dawno, a brak lecytynki zrobił swoje. Jednak dobrze pamiętam jedną kwestię. Gildie, bardziej niż paczkami magów, były po prostu rodzinami, a sama magia, czy jej brak była najmniejszym problemem. XD. Dodatkowo wierzę, że w całej bajeczce pojawiło się kilka osób, które najzwyklej w świecie nabyły magię, co jest o wiele prostsze na forum, ponieważ mamy tutaj szeroki wachlarz działań oraz możliwości. Jednak jest to wasze forum z waszymi zasadami, a moja robota polega na dostosowaniu się do nich. Także dziękuję Wam za sprawdzenie mojej karty. Poprawki zostały wprowadzone.
Poniżej znajdują się buttony for, z którymi obecnie prowadzimy wymianę. W celu nawiązania współpracy zachęca się do odwiedzenia pierw tematu z regulaminem wedle którego wymiany prowadzimy, a następnie do zgłoszenia się w tym temacie. Nasze buttony oraz bannery znajdują się zaś w tym miejscu.
Layout autorstwa Frederici. Forum czerpie z mangi "Fairy Tail" autorstwa Hiro Mashimy oraz kreatywności użytkowników. Wszystkie materiały umieszczone na forum stają się automatycznie własnością jego jak i autorów. Dla poszanowania Naszej pracy uprasza się o nie kopiowanie treści postów oraz kodów bez uprzedniej zgody właścicieli.