I've never seen a decent person among those who say they're going to save the world while forsaking the people around them. Those types of men are always so intoxicated by thier own hollow dreams that they call every little thing in front of them trivial.
Tereny leśne, które są nieco mniejsze, aniżeli zazwyczaj. Drzewa w tych stronach wyglądają na dość stare i podniszczone, a roślinność zwykle wygląda tak, jakby większość roku przeżywała jesień swojego istnienia. Czas zdaje się tu płynąć inaczej, acz może to być powodowane tym, że większość zwierząt już dawno opuściła te strony, pozostawiając po sobie głuchą ciszę. Gdzieś wewnątrz lasku, ponoć w samym jego centrum, znajduje się stare domostwo, które ponoć przed wiekami należało do jakiś czarownic, a od lat nie jest już użytkowane. Większość jednak unika ingerencji mimo, że całość znajduje się ledwie dwa kilometry na zachód od Ery.
Zadanie nie należało do najłatwiejszych. Rudo-rudy oddział został postawiony przed faktem dokonanym i wysłany w te strony. Miał odnaleźć potencjalne zagrożenie i unieszkodliwić je tak szybko, jak to tylko możliwe. Policjant wiedział jednak, że coś było nie tak. Mimo wszelkich wskazówek - te prowadziły jedynie do dość mrocznego na tle wieczornego nieba lasku, po którego przekroczeniu chłopak poczuł jak dziwna energia przepłynęła przez jego organizm. Czy to za sprawą wcześniejszych błędów, czy też dziwnej magii tego miejsca, mógł stwierdzić, że w jego ciele zaszły dziwne, acz niezbyt przyjemne dla schludnej osoby zmiany. Na dodatek kilkadziesiąt metrów od wejścia pojawiały się pierwsze schody, które to przyjęły postać rozwidlenia. Lewa, spokojniejsza i gładsza ścieżka oraz prawa, bardziej stroma i zarośnięta, jakby nikt tamtędy nie chadzał.
Kiirobara - Regeneracja many w wysokości 1MM na post, dynia zamiast głowy, żart słowny w każdym zdaniu, co post pierdzisz, pachnie jednak ulubionym zapachem osoby wąchającej, postać ocieka masłem, niezniszczalne bronie
Nigdy więcej kawy nieznanego pochodzenia… Aż sam sobie się dziwię, że kupiłem w pierwszej lepszej kawiarni, kawę o smaku dyniowym, bo cholera nie było innej. Tak to jest, jak jakiś debil daje zlecenie i każe wyruszać z samego rana, kiedy wszystko jeszcze pozamykane. Nie dość, że kawa była obrzydliwa, to jeszcze zaczął boleć mnie od niej brzuch. Więc poszedłem sobie kupić jakąś bagietkę w pierwszej lepszej piekarni, by czymś zagryźć obrzydliwy smak. I zaraz po wyjściu okazało się, że ta metrowa bagieta była twardsza niż skała, a piekarnia gdzieś zniknęła. Zaś kiedy spojrzałem w lustro, ujrzałem dynię zamiast własnej głowy. Co to w ogóle za dziwny dzień? Potem spadł maślany deszcz… Naprawdę, to nie są żarty! Zaczęło lać kostkami masła z nieba! Jak na ironię! I od razu cały się w nich ubrudziłem… Odrażające… Obrzydliwe… Ohydne… Wszystko to w drodze do tego dziwacznego domu… Już nic mnie dzisiaj bardziej nie zaskoczy… I raczej już bardziej nie zdenerwuje…
- RAWARAWR! – warczy w dziwny sposób Qilin, kiedy docieramy na miejsce. No jest chatka, są schody, są dwie ścieżki. Jedna wygląda na wygodniejszą od drugiej. Wszystko wydaje się być takie proste, łatwe i w ogóle. Lewa ścieżka wygląda zbyt ładnie, żeby nią iść. Najlepiej byłoby zapieprzać przez krzaczory. Lecz nie w rudo-rudym oddziale. Ten nie należy do takiego, który miałby sobie utrudniać sobie życie. Tak więc ruszamy lewą, wygodną ścieżką, dzierżąc w dłoni metrową bagietę. I czego ja właściwie tu szukam? A no tak… Zagrożenie… Ciekawe co to niby może być? Zresztą… - Chodź maleńki, załatwmy to, zanim złoży jaja… Jeżeli udałoby się bez problemu dostać na górę to zapukałoby się do drzwi, tak z czystej kultury, a jeśli nic by nie otwierało, to wbiłoby się do środka razem z nimi. Wpierw wpuszczam Qilina, żeby rozeznał sytuację, a potem wychyliłbym dynię, by się szybko rozglądnąć.
//Dałoby się uznać bagietkę, jako broń, którą kupiło się jakoś po drodze? W razie czego można by ją wycenić i wtedy sypnęłoby się odpowiednio klejnotem
Chatka - ta znajdywała się gdzieś w środku lasu, pozostając jeszcze poza zasięgiem rudzielca, jednak niedługo to się zmieniło. Policjant ruszył wygodniejszą ścieżką, a roślinność dookoła zdawała się zagęszczać. Gdzieniegdzie znajdywały się pomniki, które przypominały ludzkie rzeźby, których wzrost równał się z tym rudzielca. Najwyraźniej ktoś lubił taką sztukę, bo nawet na piedestałach widniały jakieś dziwne inskrypcje, które na oko przypominały joński. To jednak się nie liczyło, tak samo jak spojrzenie i pohukiwanie dwugłowej sowy o trojgu oczu, z których każde mrugało naprzemienni, pozwalając reszcie wpatrywać się w policjanta. Ta jednak w pewnym momencie odleciała, a rudo-rudy oddział natrafił na chatkę. Wyglądała tak, jakby nikt od dawna jej nie odwiedzał, jednak biła od niej nietypowa energia. Dziwna siła, która nawet Qilinkowi wywołała ciarki na plecach, a kiedy tylko chłopak podszedł do budynku, ziemia zatrzęsła się, a policjant spostrzegł, iż wewnątrz domku świecą się czerwone światła. Niestety, drzwi - o dziwo - chociaż stare i podniszczone, to nie puściły, jednak chłopak dosłyszał cztery głosy, które dobiegały z wewnątrz, a na drzwiach zobaczył dziwne, czerwone inskrypcje, które nieco przypominały mu o pewnej potyczce, która zakończyła się czerwoną plamą na jego nodze.
//Uznajmy, że oczko, acz po misji bagietka będzie dalej czerstwa, jednak tym razem na tyle, że uderzenie w cokolwiek przemieni ją w chlebowe wióry. Chociaż bagietka still most op broń, dlatego na pomidora do niej nie licz!
To znowu to odrażające czerwone coś. Od razu przypomina mi się całe to długie podróżowanie po całym świecie w poszukiwaniu chwastów… I to miałoby niby się znowu powtórzyć?! Nie! Nie, nie, nie, nie i nie, oraz nie po raz kolejny i jeszcze jedno nie, tak na wszelki wypadek. Pora na taktyczny odwrót za drzewo, towarzyszu Qilinie… Rudo-rudy oddział wpierw musi rozeznać odpowiednie rozeznanie, żeby znowu nie wpaść w jakieś dziwne, czerwone paskudztwo. Ważne jest, aby wszystko spokojnie obserwować i wkroczyć w odpowiednim momencie. Trzeba więc trochę zmienić plan… Wielkie wejście raczej nie wchodzi w grę. Zwłaszcza, że chyba posiadają przewagę liczebną. Należałoby wszystko wpierw sprawdzić, co wyprawiają i co to się tak świeci czerwonego. Dopiero później się wkroczy, kiedy będę na to w pełni gotów. Póki co… Rośnij [D], towarzyszu Qilinie. - Rawr! Tylko cicho… Nie mogą się ogarnąć, że jesteśmy w pobliżu. Dobrze byłoby obejść cały domek dookoła, pozaglądać w okienka i nie dać się przy tym zauważyć. Dyskrecja w tej chwili to podstawowa podstawa. Przede wszystkim staram się cały czas pozostawać za jakimś drzewem, aby robić za niezauważalnego. Również uważam na wszelkie inne stworzenia leśne. Jeszcze się trafi, że któreś trzeba będzie zdzielić bagietą po łbie, ponieważ podeszłoby za blisko. A przeróżne dziwne dziwactwa się tutaj kręcą...
...o nie! Wiedział, co się święci i stosunkowo szybko oddalił się od drzwi. Mało brakowało, a poślizgnąłby się na maśle, które spłynęło z niego podczas szarpaniny na posadzkę. Na szczęście znalazł się pod drzewem, dostrzegając, że czerwone światło osiągnęło chyba jakieś apogeum. Przez pewną chwilę nie szło patrzeć na leśną chatkę, która mieniła się szkarłatem. Ten jednak stopniowo malał, że podczas oględzin Kiirobary jedynie czerwień tliła się w budynku. Co zaś dostrzegł chłopak wewnątrz? Zobaczył salon, w którym znajdował się jakiś staruszek śpiący w bujanym fotelu. Zobaczył leżącego na stole w kuchni, rudego kota, który także sobie drzemał oraz korytarz, w którym na podłodze coś się znajdywało. W dodatku z żadnego krańca domku nie dało się dosłyszeć głosów! Coś jednak łączyło wszystkie osoby, a nawet i roślinki i zwierzęta w chatce! Przez ciało każdego z nich przechodziły czerwone żyłki, które aktualnie słabły, jakby traciły swoją barwę. Jedynym, co dostrzegł rudzielec zdawało się otwarte okno na piętrze oraz kominek, który u spodu nie był rozpalony, acz mógł być ciut za wąski dla niemaślanego Kiirobary. Co jednak zrobi ten ślizgający się na maśle? I dlaczego przelatujące nad nim gołębie muczały, a szara wiewiórka, która przysiadła się na dachu domu zaczęła warczeć na niego niczym wilk, po czym zawyła - szczerząc w jego kierunku kły?!
Dziwne… Bardzo dziwne… Niezaprzeczalnie ciężkie do zrozumienia. Gdyby to była zwykła chatka, w której mieszka sobie dziadek z kotkami, to raczej nie byłoby z nią żadnych problemów. Jednakże jest jeszcze czerwone światło i inne nietypowe rzeczy. Cholerne masło i dynia… Ależ to obrzydliwe! Jakby ich nie było, wszystko poszłoby dużo łatwiej i sprawniej. Jeżeli to nie zniknie, chyba znowu trzeba będzie iść do pani znachor do lasu, żeby dała jakieś lekarstwo… Mam nadzieję, że to nie jest nic poważnego i nie będę musiał robić kolejnej wyprawy po chwasty. Nie z taką głową! Nie z tym masłem na sobie! To zbyt okropne… Aż czuję jak łzy mieszają mi się ze spływającym masłem. Odrażające… Ohydne… Zanim jednak przyjdzie mi się tego wszystkiego pozbyć, wpierw muszę rozwiązać sprawę z tą chatką. W końcu służbowy obowiązek… Zresztą, nie chce mi się biegać w tę i z powrotem. Kto wie, czy jeśli to uleczę i tu wrócę, to nie złapię czegoś gorszego? Tak więc trzeba działać! Biorę głęboki wdech. Łapię Qilina w prawą dłoń, zmniejszając go do takiego rozmiaru, aby się zmieścił. Wszelkie stworki wydają się być niepokojące, a potrzebne mi informacje już zdobyłem. Wiem, że… eee… Należy działać… Leć Qilinie! - RAAWRR! – no i leci ruda kulka futra, konkretniej Qi-ball [D], prosto w okno! Prosto w szybę! Gdy znajdzie się w środku, jeszcze raz nakazuję mu Rosnąć [C]. Część Rudo-rudego oddziału odpowiadająca za działania, w końcu powinna jakieś podjąć. Temu też siadam pod drzewem, obserwując poczynania rudzielca, a Qilin niech sobie radzi. Poszuka czegoś, popatrzy na chatkę od wewnątrz. Powarczy na ludzi i zwierzęta, a jakby coś, lub kogoś ciekawego znalazł, to w pysku powinien przyciągnąć pod okno, aby cześć Rudo-rudego oddziału, odpowiadająca za myślenie, mogła zdecydować co dalej. Zaś dziwnym stworzeniom, które pokazują kły i zęby, odgrażając się, pokazuję swoją bagietę… W sensie, że twardą bułę! Cholera, to aż za bardzo dwuznaczne…
...rudo-rudy oddział musiał podjąć odpowiednie kroki. Generał Qilin przyjął formę kuli armatniej, po czym poszybował w kierunku otwartego okna. Pech chciał, że bardziej jak w szybę, trafił w otwartą okiennicę, co poskutkowało tym, że te głośno zaskrzypiało, po czym jeden zawias pękła, a szyba niebezpiecznie zwisała nad kulką futra. Był jednak w środku! Poddasze zdawało się być zakurzone i niemal zupełnie opustoszałe. Znajdowało się tu jedynie stare łóżko, na którym leżał... ludzki szkielet ubrany w suknie. Odchodziły od niego może z dwie żyłki, które wiodły do schodów. Po zejściu na dół - jeśli aż tak się rozeznał - mógł stwierdzić, że drugi szkielet, który ubrany był w męski garnitur - siedział oparty o drzwi, na których nalepiona została jakaś czerwona kartka z dziwnymi literkami. Do tego wszystkiego - wszelkie nitki, czy też żyłki prowadziły w stronę schodów, a dokładniej... pod nie? Tylko czy cokolwiek znajdywało się pod nimi?! Poza tym Qilin spostrzegł, że na dole też znajdywało się sporo kurzu, który pokrył różne meble i fotografie, które przedstawiały trójkę ludzi. Rodziców wraz z ich synkiem oraz różnorodne obrazki, które zdawały się już pożółknąć. Jakby tego było mało - odgłosy dla futerkowca nasiliły się, jednak nigdzie nie było widać źródła, które znajdywało się w... podłodze?
Tymczasem policjant miał własny problem, bo warcząca wiewiórka najwyraźniej nie chciała odpuścić i przeskoczyła za nim na drzewo, a znajdując się tak nad nim, miała chyba własne problemy. I to te natury fizjologicznej, bo... czy ona nie podnosiła nogi tak jak pies? I czy wiewiórki to też chłopcy?
Kiirobara - Regeneracja many w wysokości 1MM na post, dynia zamiast głowy, żart słowny w każdym zdaniu, co post pierdzisz, pachnie jednak ulubionym zapachem osoby wąchającej, postać ocieka masłem, niezniszczalne bronie, 79MM Qilin - [ C ] 2/4
No bez przesady, ale jak wiewiórko-podbne coś skacze nad głową, to raczej nie będę stał i przyglądał się jak sika. Od razu odsuwam się od tego czegoś. Co za parszywe, paskudne stworzenia… Mam nadzieję, że mnogo mi to wszystko wynagrodzą… Na szczęście Qilinowi udało się dostać do środka. Co prawda nawet stąd słychać jak sobie radzi, ale wszystko wskazuje na to, że nie jest źle. - Rawr! – głośniejsze warknięcie świadczy o tym, iż można raczej wchodzić. Podchodzę bliżej parterowego okna. Rudo-rudy oddział przyszedł w odwiedziny! Gdyby okienko nie było otwarte, walnie się w nie bagietą, żeby sobie zrobić wejście. I to nie raz, żeby wystającym szkłem się nie pokaleczyć. Następnie wkroczyłbym przez okno do domku. Rozejrzałbym się dookoła, kiwając dynią. Ale tutaj brudno... Lokatorzy chyba się nie obrażą, jeżeli zdemolujemy im trochę chatki. Nie wyglądają na takich co mieliby się gniewać… Na wszelki wypadek szturchnęłoby się jednego szkieleta bułą w czachę. Nakaz przeszukania był raczej wydany, a jeśli nie, to trzeba będzie taki załatwić. W każdym razie przydałoby się sprawdzić co jest pod podłogą. Rośnij [ B ] Qilinie. Zajmij się tym po swojemu… W czasie gdzie Qilin swoimi pazurami i kłami roztrzaskiwałby meble, zdzierał deski z podłogi i jakoś próbowałby na swój sposób dostać się do źródła dźwięku, sam na spokojnie przeszukam pozostałe pomieszczenia, szukając jakiegoś zejścia na dół. Piwnicy, czy czegoś tam innego. A gdyby jakieś stworzenie, czy też szkielet protestowało, to nie mam dzisiaj humoru na zabawę w dom strachu. Z miejsca dostałoby bagietą przez łeb. Potem jakby nigdy nic, wróciłoby się do przeszukiwania chatki. Ciekawe czy mają tu jakąś lodówkę? Albo gdzie trzymają jakieś cenne, błyszczące przedmioty? Oczywiście nic nie mam zamiaru zabierać, a jedynie popatrzeć… Chociaż komu to będzie tutaj potrzebne?
...nie było za czysto. Mimo wszystko spływający z rudzielca tłuszcz tylko pogarszał sprawę. To nie było jednak najgorsze. Kiedy tylko policjant przekroczył progi chatki, głowa dziadka na bujanym krześle drgnęła nieznacznie w jego kierunku. Puste, niemalże martwe spojrzenie granatowych oczu przeszyło rudzielca, po czym staruszek zaczął bujać się w swoim krześle. Z początku całość wydawała się dość chaotyczna, a podłoga jedynie skrzypiała, jednak na dłuższą metę - dało się wyłapać w tym jakiś rytm. Po jednym skrzypnięciu nastąpiło stuknięcie i kolejny skrzyp, a następnie seria trzech stuknięć oraz jednego skrzypnięcia powtórzona dwa razy i podsumowana dwoma stuknięciami. I tak w koło. Zupełnie, jakby osobnik próbował przekazać jakąś wiadomość, albo po prostu się nudził. Całość wyglądała jednak dość upiornie, a z drogocennych przedmiotów chłopak znalazł co najwyżej przeciętnej jakości obrączki, czy jakąś ładniejszą zastawę - pewnie świąteczną. Ot przeciętne wyposażenie osób, które wiążą koniec z końcem i to z ledwością. Dziać się zaczęło jednak po interwencji rudego smoka! Ten zaczął zdzierać panele w korytarzu, co poskutkowało znalezieniem kamiennej posadzki i przewróceniem szkieletu, którego czaszka odtoczyła się kilkadziesiąt centymetrów w kierunku salonu. Żyłki zaś po prostu zmieniły swoje położenie i nie zostały przerwane w żaden sposób, a wszystkie prowadziły w jedno miejsce! Pod schody! Te dość szybko uległy zniszczeniu, odsłaniając zejście do czegoś, co wyglądało na piwnicę, która z ledwością zmieści tam smoczego Qilinka, jednak... może jakoś się ścieśnią w dwójkę. Problemem mogło być jednak światło!
Kiirobara - Regeneracja many w wysokości 1MM na post, dynia zamiast głowy, żart słowny w każdym zdaniu, co post pierdzisz, pachnie jednak ulubionym zapachem osoby wąchającej, postać ocieka masłem, niezniszczalne bronie, 65MM Qilin - [ B ] 3/6
To było łatwe… Czyli wszelkie źródło zła znajduje się pod podłogą, gdzieś w piwnicy. W porządku. Szybko to się załatwi. Towarzysz Qilin powinien zająć się ubezpieczaniem tyłów, zrobić coś z tym bujającym się krzesłem, którego dźwięk jest trochę irytujący, a w tym czasie poszuka się jakiejś lampy, albo czegoś. Skoro ktoś tutaj kiedyś mieszkał, to raczej skądś brał światło… Jeżeli mają świąteczną zastawę, to czemu nie mieliby mieć jakichś lampek? Mając dom gdzieś w lesie, gdzie właściwie cały czas powinno by ciemno. Prędzej, czy później powinno się znaleźć coś takiego, aczkolwiek nie mam całego dnia na szukanie. Oprócz tego, pozwalam Qilinowi dalej demolować chatkę. - Rawr! – warczy radośnie, rzucając się na przypadkowy mebel. Samemu zaś schodzę do podziemi, dzierżąc w dłoni swoją bagietę… Bułę… Aghr! Zastanawia mnie tylko, co za idioci się zapuszczali w takie miejsce, żeby z niego nie wracać? Właśnie przez takich bęcwałów Rudo-rudy oddział musi działać w imię prawa. Co za paranoja… Czy ludzie nie mogliby być trochę mądrzejsi? Póki co, to trzeba się rozejrzeć w prawo, w lewo i iść do czasu, aż nie pojawi się coś ciekawego. Gdyby wyskoczyło po drodze jakieś zombie, to prędko dostałoby bagietą przez łeb. I pewnie będą nietoperze… Nietoperze zawsze są w takich miejscach i wylatują z piskiem… Temu też od razu lekko się pochylam, zanim miałyby nadlecieć. Jakby były jakieś niebezpieczeństwa u Qilina, to ten raczej sobie z nimi poradzi. Gdyby dziadki, szkielety, czy też paranormalne zwierzęta zaczęły go atakować, to machnięciem łapą i pazurami, rozszarpywałby je. I powinien pilnować zejścia do piwnicy, aby nic niepowołanego tam nie zeszło.
Generał futerko mógł się wykazać swoją destruktywną siłą i to też robił. Demolka stała się czymś powszechnie znanym domownikom i nikt nie zwrócił na to zbytnio uwagi. Szkielety odziane resztkami ludzkiej skóry i mięśni dalej leżały, a dziadzio dalej bujał się w krzesełku tym samym, monotonnym rytmem. W podobną monotonie popadł Kiirobara, który z ledwo tlącą się lacrymą świetlną ruszył do podziemi. Mógł tam zauważyć, że żyłki zagęszczały się wraz z jego zejściem na dół, a wszystko to prowadziło coraz głębiej. Chciałoby się rzec, że do wnętrza ziemi, jednak to się tutaj nie znajdywało. Na końcu jego wędrówki były drzwi. Zwykłe, drewniane, uchylone, jednak nim do nich podszedł, zauważył także popiersia, od których odchodziły czerwone żyłki. Popiersia jednak odwróciły się w jego kierunku, a ten nagle usłyszał głosy, które brzmiały bardziej w jego głowie, aniżeli wypowiedziane na głos. - O, kolejny gość! - Ciekawe, po co tu przylazł? - I jeszcze ma dynie, a nie głowę... - Cały się lepi! - Do tego, czy on pachnie stokrotką? - Co ty?! To cytrusy... - Mówię wam - lawenda! - Ci, ci... Chyba nas słyszy! - Neh, lepiej się patrzyło na kobiecy tyłeczek... - I tak zginą, jak każdy - padły tylko kolejne przepowiednie, czy też obelgi i wypowiedzenia, które milkły w chwili, w której wzrok rudzielca przesuwał się po popiersiach. Ba! Chyba to, które mówiło o tyłeczku nawet się zarumieniło, ale kto znał jego upodobania. Mógł też stwierdzić, że mnóstwo żyłek schodziło tutaj z strony sufitu, a głębokość była spora. Rzeźby zaś przypominały nieco znane postaci historyczne, ale kto je tam wie...
Kiirobara - Regeneracja many w wysokości 1MM na post, dynia zamiast głowy, żart słowny w każdym zdaniu, co post pierdzisz, pachnie jednak ulubionym zapachem osoby wąchającej, postać ocieka masłem, niezniszczalne bronie, 66MM Qilin - [ B ] 4/6
Tak sobie myślę, co jeśliby tak roznieść tak całą tę chałupę w pył, aż po same fundamenty? Nie ma domu, nie byłoby problemu. Qilin raczej dałby sobie radę, więc po co ja tutaj schodzę? Żeby posłuchać gadających popiersi? Serio? Mam naprawę zły dzień tego dnia… Jeszcze tylko brakowało jakichś wygadujących głupoty dziwadeł. No i jak daleko można schodzić? Męczące jest to wszystko… Staram się zignorować idiotyczne popiersia, patrząc jedynie przed siebie, z wyraźnie zażenowanym wyrazem dyni. Co któreś uderzam bagietą w łeb, zastanawiając się czy twardsze jest to przedziwne pieczywo, czy raczej te popiersia. Nie zbyt mnie obchodzą ich pogawędki, obiekcje, czy też uwagi. Chciałbym mieć to jak najszybciej za sobą, aby czym prędzej wrócić do cieplutkiego łóżka… Zresztą, ten dom i tak niebawem legnie w gruzach… - Rawr! – daje się słyszeć donośne warczenie Qilinka, który sobie radośnie demoluje dom, czy zabrał się już za ściany? Nie wiem… Jednakże warto byłoby się pośpieszyć. Bardzo nie fajnie byłoby zginąć pod szczątkami tego domostwa…
Chaos. Entropia. Ciągle rosnące nieuporządkowanie zagościło na górze w chatce, której ściany zdawały się być niezniszczalne dla Qilina. Co zderzył się z nimi, to masa czerwonych żyłek lśniła nieco bardziej, odbijając go od nich. W tym czasie drugi rudzielec cofnął się do góry, a ledwo tląca się lacryma zgasła. Najwyraźniej żaróweczka się wyczerpała. Chłopak mógł podziwiać jak większość mebli została zniszczona, kości szkieletu połamane, a mężczyzna na bujanym fotelu leżał aktualnie pod jego zgliszczami. Większość okien została wybita, a potem nastąpiło to... Całym budynkiem wstrząsnęło w fasadach, a z tunelu, którym niedawno wyszedł dało się usłyszeć niesiony echem huk. Łomot, który zdecydowanie wykraczał poza zwykłe przewrócenie popiersia. Wtedy też jedno z uderzeń przebiło boczną ścianę, a cały domek zaczął niebezpiecznie się trząść... czyżby - coś się wydarzyło, gdy rudzielec nie patrzył? Na dodatek czerwone żyłki zaczęły jakby zanikać...
Kiirobara - Regeneracja many w wysokości 1MM na post, dynia zamiast głowy, żart słowny w każdym zdaniu, co post pierdzisz, pachnie jednak ulubionym zapachem osoby wąchającej, postać ocieka masłem, niezniszczalne bronie, 67MM Qilin - [ B ] 5/6
To co się tutaj dzieje niezbyt mi się podoba. Szybko obracam dynię, by zobaczyć jak wielkich zniszczeń dokonał Qilin. Wszystko wydaje się u niego być w porządku, tylko te dźwięki nie należą do najprzyjemniejszych i najbezpieczniejszych. Do tego dochodzą jeszcze trzęsienia. Czyżby wszystko miało zaraz wybuchnąć? W sumie to niezbyt mnie obchodzi co się tu zaraz stanie, ale nie mam zamiaru dłużej zostawać w tej chatce! Wyrzucam gdzieś wygasłe światełko i kieruję się jak najszybciej w stronę jakiegoś wyjścia, dzierżąc w dłoni swoją bagietę... Bułkę... Nieważne... Jak się chata zawali, to niech się zawala, ale mnie już tutaj, w niej nie będzie! Nie, nie, nie! Wychodzę, pa pa! Chodź towarzyszu Qilinie, nic tu po nas! Dokończymy niszczenie chatki na zewnątrz… - Rawr? - warczy lekko zdziwiony atakując kolejną ścianę, widząc jak wychodzę przez jakieś wyrwę, byleby gdzieś daleko stąd. Po odejściu kilku metrów, powinien dołączyć do mnie Qilin, najlepiej rozwalając przy tym kolejną ścianę. Zatrzymuję się kilkanaście metrów od chatki, Jak wybuchnie, to może nie sięgnie, a jak nie wybuchnie to zawsze dobrze byłoby popatrzeć jak się rozpada. Na wszelki wypadek nakazuję rudzielcowi jeszcze raz Rosnąć [A], ale to jak już stanie obok mnie, żeby przypadkiem nie miał problemów z wydostaniem się na zewnątrz. Poza tym, kto wie czy nie wyskoczy zaraz stamtąd jakieś parszywe bydle, albo w samym lesie nie grasuje żadne inne głupie zwierzę. A samej chatki raczej nikomu nie będzie szkoda. W raporcie napisze się, że już taka była, jak przyszliśmy.
Poniżej znajdują się buttony for, z którymi obecnie prowadzimy wymianę. W celu nawiązania współpracy zachęca się do odwiedzenia pierw tematu z regulaminem wedle którego wymiany prowadzimy, a następnie do zgłoszenia się w tym temacie. Nasze buttony oraz bannery znajdują się zaś w tym miejscu.
Layout autorstwa Frederici. Forum czerpie z mangi "Fairy Tail" autorstwa Hiro Mashimy oraz kreatywności użytkowników. Wszystkie materiały umieszczone na forum stają się automatycznie własnością jego jak i autorów. Dla poszanowania Naszej pracy uprasza się o nie kopiowanie treści postów oraz kodów bez uprzedniej zgody właścicieli.