I've never seen a decent person among those who say they're going to save the world while forsaking the people around them. Those types of men are always so intoxicated by thier own hollow dreams that they call every little thing in front of them trivial.
Twierdza wybudowana w jedynym przedsionku w Górach Północnych, który prowadzi na stronę Pergrande. Nie jest to jednak zamek, a prawdziwa żelazna ściana ciągnąca się od góry do góry na 12 metrów w górę. Stanowi fortecę nie do zdobycia. Stacjonuje tam oddział złożony z około 200 żołnierzy uzbrojonych po zęby, gdzie rolę generał dywizji pełni Akiya Aio. Budowla ciągnie się jeszcze kilkanaście metrów pod ziemią. Konstrukcja to metal wysokiej jakości przeplatany z kamieniem co powoduje, że ciężko jest ją uszkodzić. ~~
MG
Isenberg Kapral Fritzhofth stał oparty z kubkiem kakao o jedną z baszt twierdzy. Zimne powietrze siekło go w poliki i nawet ciepły szal niepomagał tej okropnie zimnej nocy. Kapral, jak w zasadzie każdy żołnierz stacjonujący w tej zapomnianej przez Boga lodowej dziurze, bardzo nienawidził nocnych zmian. To nie była kwestia tylko temperatury, w końcu niby mieli koksowniki z węglem. Problemem była ciemność. Tutaj nic nie było widać. Gdzie by nie sięgnąć wzrokiem - góry, las, śnieg. W pewnym momencie idzie naprawdę znienawidzić ten monotonny krajobraz. Rano czasami jakieś dostawy, to ludzie z okolicznej wioski gdzieś w oddali, jest na czym oko zawiesić a i spać się nie chce. A w nocy? Człowiekowi chce się spać a oko to zawiesi co najwyżej na zbłąkanym nietoperzu. Klnąc więc na cały świat, zły że w tę zimną noc musi tu stać, pił swoje cieplutkie kakao, jedyny miły akcent dzisiejszej nocy. W pewnym momencie tą nudną noc przerwało jednak nietypowe wydarzenie. Jasna pomarańczowa łuna na horyzoncie. Zdziwiony żołnierz zmarszczył brwi, klnąc szpetnie pod nosem i sprawdzając czy to co pije to na pewno kakao a nie spiryt. Było jasno, za jasno, a do świtu wciąż pozostawało 6h. Spojrzał na kolegów kilkanaście metrów dalej, ci także wpatrywali się już w jasny punkt na horyzoncie. Gestem pokazał im że on załatwi to z przełożonymi, po czym trzeci raz tej zimnej nocy, klnąc niczym szewc, ruszył po schodach w dół kierując się do kwater oficerskich.
Fiore Informacja o oblężeniu dotarła do Fiore po 3 dniach. Nie była to bowiem sprawa zbyt ważna. Wprawdzie duża armia okupowała twierdzę, jednak ta zdawała się nie do zdobycia i Fuhrer był niemal pewien że jakakolwiek pomoc jest kompletnie zbyteczna. Tak więc informacja dotarła do króla Fiore później, dostarczona w zasadzie przez szpiega, a nie samego władce Isenbergu, co zresztą nie dziwiło. Król Fiore też informacji tej zbyt poważnie nie potraktował. Wiedział jak ogromną siłą dysponuje Pergrande, ale mowa było o Hochburgu. Z tego co mówił mu E, nawet on nie dysponował odpowiednią siłą rażenia żeby zniszczyć tą twierdze. Skoro więc jeden z najsilniejszych magów tego kraju nie miał takiej mocy, to jak miało to zrobić Pergrande pozbawione magów z broniami oblężniczymi pokroju katapulty? Dlatego też temat został podjęty dopiero 8 dni później, na kolejnym zebraniu. I tak jak król się spodziewał, nikt to nadesłanych informacji wielkiej wagi nie przyjął. Tylko E coś postękiwał, ale co się dziwić, miał powody. Swędział go łokieć. A kiedy swędział go łokieć, to zawsze działo się coś kompletnie nie dobrego.
Isenberg Czternasty pieprzony dzień! Czternaście dni ich te pieprzone świnie z Pergrande oblegały. Fritzhofth, tak jak jego brat bliźniak czternaście dni temu, pełnił wartę na szczycie twierdzy. Ale teraz był dzień. W każdym razie, Kapral nie miał kompletnie nic przeciwko wojnom, bitwom, czy innym takim. Kurde przecież po to wstąpił do wojska! To co go tak frustrowało w tym oblężeniu to... abstynencja. Wyżej postawieni zawyrokowali, zero spirytu do końca utarczek. I tak wszyscy byli skazani na Kakao. Kapral nie miał nic do kakao, w zasadzie nawet je lubił. Ale kiedy pijesz kakao średnio 5 razy dziennie, przez pieprzone 14 dni, to w pewnym momencie rzygasz kakao. Dlatego część żołnierzy przerzuciła się na wodę z cukrem, wodę z cytryną, wodę z wodą a część nawet na herbatę. Pewna grupka żołnierzy opatentowała też nowy zwyczaj, zagryzania kakao śniegiem i lodem, chociaż kapral Fritzhofth nie był szczególnym zwolennikiem tego nietypowego sposobu spozywania kakao. Niektórzy mogli by pytać dlaczego nie piją kawy? Rzecz w tym, że pili. Ale się skończyla. Dawno temu. Bardzo dawno temu. Legendy mówią że miała być dostawa. W każdym razie, nie ważne. Ważne było to, że Kapral pił właśnie 68 kakao w tym miesiącu i wcale a wcale nie smakowało inaczej niż poprzednie 67. Pewnie delektowałby się tym wybitnie rzadkim napojem, gdyby nie nagły krzyk kolegi z lewej. Ten wskazywał jakiś punkt za murem, to też kapral porzucając rozmyślenia o spirytusie, skupił wzrok na owym punkcie i wtedy to dostrzegł. Pojedyńczego człowieka. Z białą flagą. No kurcze w końcu. Zobaczyli że twierdza nie do obalenia i skapitulowali, bardzo mądrze, od jutra bimber wchodzi znów do menu. Jeden z żołnierzy poleciał po dowództwo, a kolega z lewej kazał się posłańcowi zatrzymać. Ten słysząc okrzyki i widząc gesty ludzi na murze, zatrzymał się i spojrzał, jakby się nad czymś zastanawiając. W końcu wbił flagę w ziemię i wyciągnął rękę przed siebie. Kapral uznał że to dziwny gest ale może tak robili w Pergrande? Ta myśl a także nagły błysk światła, były ostatnimi rzeczami jakich doznał w swoim krótkim życiu. Niewiele osób na murze przeżyło to, co się zdarzyło, a ci którzy to widzieli i przeżyli zdezerterowali jeszcze tego samego dnia. Co jak co, ale morale można złamać a ich zostało dosłownie wdeptane w ziemię(złapano ich dzień później i rozstrzelano). Tylko kilka osób wiedziało co się stało. Wiedziało o tym że wraz z gestem tajemniczej osoby, w ścianę mury uderzyła wiązka energii dosłownie przebijając się przez niego jak ciepły mocz przez śnieg. Mało tego większość żołnierzy znajdujących się wtedy na murze straciła życia w wyniku zatrzymania akcji serca. Ale ludzie wątpili by był to zawał. Jedno było pewne. W murze ziała dziura. A w zasadzie wyrwa. Sam mur miał długość 250m, grubość 20m+2x5m grubości muru. W tej chwili jednak w murze ziała dziura o długości 50m. Na szczęscie 4 pierwsze metry zasypane były gruzami, co utrudniało potencjalne wdarcie się do twierdzy tą drogą przez uzbrojony oddział żołnierzy. Rzecz w tym że temperatura w samej twierdzy spadła drastycznie, a dostanie się do jednej z wież było niemal niemożliwe. Same wierze miały 15m promienia i znajdowały się na dwóch końcach twierdzy. Cała sprawa miała miejsce przy południowym krańcu muru. Samnych żołnierzy ubyło o około 1/4. Sytuacja zdawała się kryzysowa.
Fiore Gołąb pocztowy, a nawet dwa, tym razem dotarły do Fiore po około 20h od owych wydarzeń. Było już późno w nocy gdy obudzono E i wezwano przed oblicze Króla. E nie miał nic przeciwko byciu budzonym o ile sprawa była wazna a na niego czekała kawa. Tym razem kawy nie było. E był więc mocno niezadowolony i dokładnie zapamiętał nazwiska i wygląd odpowiedzialnych za przerwanie jego snu i już obmyślał w jaki sposób ich ukarać. Oczywiście to nie była do końca ich wina, więc kara zbyt wielka być nie mogła. W każdym razie gdy tylko dowiedział się jak wygląda sytuacja, podrapał się w łokieć. Nienawidził mieć racji. Drugi z gołębi trafił natomiast do Takano. Ta ruszyłaby niemal od razu, ale E wiedząc - niektórzy mówią że on wie wszaystko. Mają rację. - że Takano też takowego gołębia dostanie, czekał już na nią w miejscu, w które wiedział(Bo on wie wszystko) że dziewczyna się skieruje. Kazał jej zaczekać tydzień. I mimo oporów Takano się zgodziła, skoro kazał jej czekać. Miał powody. i E faktycznie powody miał. Bo na tę wojnę zabierał trójkę żółtodziobów, nieoszlifowanych diamentów z "Cudownego" pokolenia, jak to określał ludzi z pokolenia jego dwóch uczennic. Ale zwłoka nie była spowodowana tylko tym. Po pierwsze, E wiedział że Pergrande nie zaatakuje od razu. Po drugie chciał by jego szpiedzy zebrali jak najwięcej informacji. A po trzecie musiał zejść TAM by odzyskać TO, a to oznaczało że potrzebuje conajmniej trzech dni by wyleczyć rany. Tak więc cała wyprawa, została odroczona no i zgodnie z jego przewidywaniami, twierdza w ów tydzień nie upadła.
Kirino Ayame, Takara Kamishirosawa i Sonia po prostu Sonia, zostały poinformowane by stawić się punkt 03:00 na błoniach nie daleko Oak. Wszystkie dotarły na czas, tak jak im się w zasadzie podobało. Tam też czekał już na nie E oraz Takano, siedzieli przy ognisku, oboje tez popijali z metalowych kubków. Co piła Takano było owiane tajemnicą równie głęboką jak jej kubek, natomiast co pił E było równie tajemnicze jak zawartość przeciętnego kufla alkoholika, tak, E pił kawę. Miał na sobie ciemno zielony płaszcz z kapturem, skórzane spodnie i kaftan a na plecach kusze wraz z bełtami. Obok niego na ziemi leżały trzy zawiniątka. Na widok dziewczyn wyczarował im ławę z ziemi i gestem nakazał usiąść. Noc była dość chłodna więc ognisko wszystkim musiało dobrze zrobić. Po chwili podał dziewczynom po kubku i zapraponował kawy. Ciepła kawa była tym, co każdy powinien pić w dużych ilościach chyba że było jej mało, wtedy pić powinien tylko E. W każdym bądź razie, cisza została dość szybko przerwana.-Rad jestem że dotarłyście na czas i nawet w całości. Panno Ayame.-Skłonił lekko głowę Kirino.-Takaro, Sonio.-Dopiero później przywitał się z uczennicami.-Przed nami jeszcze jakieś pół godziny czekania, więc jeżeli chcecie zadać pytania to jest to najlepszy moment.-Powiedział pouszając patykiem węgle w ognisku i oczekując potencjalnych pytań. Nie lubił pytań, ale czasami wręcz wypadąło je zadać, tym bardziej że pamięć E już nie ta i nie wszystko musiał im przekazać. Grunt żeby zadawać pytania kiedy była taka potrzeba. Takara miała z tym niestety pewne problemy. -Jak zapewne wiecie, albo nie, idziemy na wojnę. A w zasadzie jedynie jedną z wielu bitew.-Pociągnał łyk cudownego czarnego naparu.-Nie obiecuję że to przeżyjecie chociaż dołożę wszelkich starań by tak właśnie było. To będzie zapewne najbardziej niebezpieczne i okropne zadanie z jakim do tej pory się zmierzyliście i zanim wyruszymy muszę wiedzieć jedną ważną rzecz. Niezależnie od waszej odpowiedzi, zabiorę was, ale inaczej będą wyglądać wasze zadania.-Westchnał i spojrzał każdej z dziewczyn w oczy. Po kolei. To pytanie musiało paść.-Jesteście gotowe, pozbawić drugiego człowieka życia?-Z jakiegoś powodu czuł, że Sonia zaprzeczy, a Takara nawet się nie namyślając stwierdzi że spoko. Ale może się mylił? No i co odpowie różowowłosa? Niezależnie od ich odpowiedzi przeszedł do dalszej części planów na dzisiejszy wieczór i sięgnał po jedną z paczek. Odwinął ją i wyjął z niej piękny metalowy wachlarz z czerwonymi runami. Podał go Takano.-Wachlarz Mei Ling. Na pewno wiesz do czego służy. Myślę że powinnaś go mieć w czasie tej bitwy.-Następnie sięgnał dłonią po drugi pakunek i natychmiast nieco sposępniał, patrząc na przedmiot krzywo z lekkim obrzydzeniem, jak by nie chcąc go w ogóle dotykać. Tego przedmiotu nie dał nikomu, za to przebiegł po wszystkich spojrzeniem i w końcu zatrzymał je na Takarze.-Ten przedmiot... ten łuk. Od kiedy został stworzony wystrzelił tylko dwie strzały. Obie odmieniły losy wielkich bitew, krajobraz tego kontynentu, oraz życia dwójki ludzi. Z początku miał z niego strzelać Grshna, jednak odmówił. To nie w jego stylu. Zresztą ta broń jest... ostatecznością.-Znowu się skrzywił. I odwinął zaiwniątko, ukazują łuk refleksyjny z czarnego drewna, jego cięciwa natomiast przypominała świeżo wyrwane ścięgno. Wciąż ociekające krwią, ze strzępkami ciała doń przyczepionymi.-Tyle zostało z poprzednich użytkowników.-Zauważył, dziwić mógł fakt, że mięso nie zgniło, a krew nie wyparowała. Jednak były tam dalej, jak nowe. Ukazując pełne okropieństwo tej broni.-Do rzeczy. Łuk ten jest w stanie zmienić waszą moc magiczną w strzałę. Z naszych badań wynika że już przeciętna ilość MM(100) była by w stanie zmieść Magnolie z powierzchni ziemi a w jej miejscu stworzyć jałową pustynię pozbwioną życia, roślin, z niewielkim kanionem w miejscu lotu strzały. Moc tego łuku jest tak dewastująca, że część energii zawsze ucieka do tyłu, rozrywając ręce i tors osoby która go używa. Jednakże...-Westchnął.-Używając dwóch zaklęć których cię nauczyłem, myślę że ty jesteś w stanie, wystrzelić raz z tego łuku i przeżyć. Ba, dzięki swojemu zaklęciu, wrócić potym do pełni zdrowia.-Spojrzał na Takarę, poczym zawinął łuk.-To jest jednak ostateczność. Ostatnia deska ratunku, gdy nie będzie już innych opcji i jest to też decyzja, którą musisz podjąć sama, w najbardziej krytycznym momencie. Nikt cię do niej nie zmusi i nikt cię nie obwini jeśli się na ten ruch nie zdecydujesz. Powinnaś jednak znać wszystkie możliwości jakie mamy. Wszyscy powinniście je znać.-Powiedział, znów patrząc po wszystkich i nic przed nimi nie ukrywając. Po chwili podniósł i odwinął ostatni pakunek, w nim znajdowały się trzy dziwne zielone kiełbasy.-A to, będzie nam potrzebne za chwilę.-Jedną kiełbasę rzucił Takano, ta zdawała się świetnie wiedzieć do czego służą, skrzywiła się jednak gdy ją złapała, a to przez okropny swąd jaki owa kiełbasa generowała. W każdym razie po chwili wszyscy usłyszeli dziwny dźwięk, potem zauważyli trzy punkty na niebie a po chwili na błoniach niedaleko z nich wylądowały trzy majestatczne gryfy. Z jednego z nich zeskoczył otyły murzyn z afro i czym prędzej podbiegł do Takano.-Aio!-Przytulił ją a ona jego.-To Rodrick.-Przedstawił go skrótowo E. Ten zaś kiedy już odszedł od Takano, przywitał się z dziewczynami i z E uściskiem dłoni.-To jak, wsiadacie?-Zapytał, potym jak E dał mu dziwną kiełbasę. Następnie E, Aio i Rodrick podeszli do gryfów i dali im owe kiełbasy by potem dosiąść majestatycznych stworzeń.-Wsiadajcie.-Rzucił E dając dziewczynom możliwość wyboru z kim polecą. Gryfy zaś schyliły się, ułatwiając dziewczynom wejście. Właśnie tak, drużyna miała udać się do Isenbergu.
Czas na odpis: 07.11 godzina 20:00
Autor
Wiadomość
Frederica
Wytrwała Pierepałka
Liczba postów : 2947
Dołączył/a : 14/02/2014
Temat: Re: Północna Ściana Hochburg Nie Lut 07 2016, 18:51
No i Takara została pokonana przez dwa patyki zakończone kawałkiem żelastwa. Wielki, kurna, mag z Fiore. Próba wyciągnięcia skończyła się mocno nieprzyjemnie. Wrzasnęła, dając upust bólowi. Definitywnie nie tędy droga. Poczekała chwilę aż dreszcze chociaż trochę miną, co jakiś czas starając się pozbywać nadmiaru krwi napływającej do ust. Miała wrażenie, że jak tak dalej pójdzie to wykrwawi się i bez wyciągania strzał. Ale co mogła zrobić? Jakikolwiek ruch zdawał się być tylko gwoździem do trumny Takary. Szansą na to, ze strzałą się przesunie, zrani serce i położy Taśkę spać. Tak na dobre. Czy powinna wiedzieć, kiedy się wycofać? A może pomimo niedogodności, winna walczyć do końca? Spojrzała zrezygnowana na strzałę w piersi, z całej siły próbując ignorować ból. Ciągle kończyło się to tylko grymasem na twarzy Takary i syknięciem co jakiś czas. Nie była w stanie nic poradzić z obecną sytuacją. Z wcześniejszą z resztą też, jakby zupełnie niczego się nie nauczyła. A przecież wiedziała, ze na pewno jest dużo silniejsza niż kiedyś. Niemoc tylko ją dobijała. A przecież dalej żyła, dalej miała trochę sił...
To że jesteś twarda pokazałaś już nie raz, ciekawiła mnie raczej twoja cierpliwość i spokój, tych ci brakuje, mimo wszystko, popracuj nad tymi cechami bo są ważne dla magów Ziemi.
Słowa mistrza, chociaż wypowiedziane tak dawno, wyskoczyły z jednej z szuflad pamięci. Białowłosa westchnęła cicho pod nosem, dopatrując się w nich odpowiedzi na pytanie, co winna obecnie zrobić. Cierpliwość... Winna być cierpliwa. Wizja jednak przeczekania najgorszego pod kopułą kompletnie jej się nie widziała. Bycie bierną w takich sytuacjach przychodziło jej z niemałym trudem. Jakby żyła w dziwnych przeświadczeniu, ze przecież musi coś zrobić. Zwłaszcza wtedy, kiedy nie mogła zrobić wiele albo lepiej - nic nie była w stanie zrobić. Z drugiej jednak strony jeżeli wyjdzie stąd, albo chociaż się ruszy w obecnym stanie... Cóż, prawdopodobnie wtedy zostanie tu na dobre. Tak, musiała coś zrobić. Coś bardzo ważnego. Przeżyć...
Leżała. A w zasadzie ni leżała ni siedziała wsparta na łokciach, jakby miał być to dość istotny element. Krztusiła się własna krwią. Co prawda nie umierała, może odrobinkę, ale brak tlenu mógł faktycznie zabić. Walczyła o powietrze. O tlen, którego miała obecnie trochę ograniczoną ilość, ale którą w sumie w każdej chwili mogła niejako zwiększyć. To, co miała, zdawało jej się wystarczyć na jakiś czas, a dodatkowe wiercenie nie było obecnie wskazane. Mogła jedyne czekać mając nadzieję, ze w hangarze wszystko jest okej. W końcu był tam E. Nie mogło nie być okej. Miała nadzieję, że bariera niebawem zniknie. Magicznie bądź nie. Miała nadzieję, że Isenberg to wygra. Miała nadzieję, że ktoś prędzej czy później ją znajdzie. Miała nadzieję, ze przeżyje. Że przeżyje też reszta i wrócą do domu. Chciała wierzyć, ze wszystko mimo wszystko jest w porządku. Chociaż ona zawaliła, nie jest wcale tak źle. Wszyscy są cali i zdrowi. W tym mrocznym miejscu pośród świszczących strzał musiała myśleć pozytywnie. Pomagało. Chciała wierzyć, że pomaga. Wyjdziemy stąd... Tylko wylecz, co masz wyleczyć, dobra? Damy radę... Rzuciła w myślach jakby mówiła do własnego zaklęcia. Do tej energii ziemi przewijającej się przez jej ciało. Nie śpieszy nam się. Mamy czas... Wojna szybko się raczej nie skończy... dodała, jakby co najmniej chciała zmotywować energię ziemi w działaniu. Tak, jakby była jakąś istotą myślącą, rozumiejąca...
Kapłani polegli, bariera padła. Takano postanowiła jak najszybciej (najlepiej tą samą, powietrzną drogą) wrócić do swoich. Jeszcze nie wiedziała, czy wiedzą o ostatnich zmianach, czy jeszcze nie. Poza tym wolała jak najszybciej znaleźć się w pobliżu podopiecznych. Wyciągnęła też niejako lekcję z poprzedniego lotu i tym razem starała się uważać, czy nic nie leci w jej stronę. Jeśli leciało - Aio robi unik... Im bliżej była miejsca, z którego wystartowała, tym większy odczuwała niepokój. Nie widziała nigdzie aktywnej działalności Takary*. W końcu jednak ujrzała shield. Sprintem wzmocniła i tak już aktywy lot. Jeśli w otoczeniu takarowej bariery byli wrogowie, tych bliskich eliminuje swą wierną naginatą. Natomiast łucznikom konnym posyła Łańcuch Piorunów... - Takara, jesteś tam?! - woła, walcząc (lub nie walcząc, jeśli w pobliżu nie było wrogów). Stara się ukryć troskę w głosie. Idzie jej to średnio. Ale się stara... - Tu Takano Aio! Opuść Shield! Jeśli Takara opuści, Takano - jak tylko ujrzy jej stan, a już nie będzie chętnych do walki w pobliżu - padnie przy niej, by zastosować Leczenie...
- Och, oczywiście. - Ayame też potrafiła prychnąć i właśnie na to się w obecnym momencie zdobyła. - Musisz zrozumieć jedną rzecz mój drogi demonobogu. Prawdopodobnie posiadasz niesamowitą moc, o której w życiu mogłabym nie śnić, jestem w stanie to uwierzyć bo w ciągu swego niedługiego, było nie-było, życia, niejednego potężnego maga już spotkałam. Czy nawet niekoniecznie maga, ale ogólnie. Potężniejsi ode mnie istnieją, zgadzam się z tym faktem i pogodziłam się z tym spory czas temu. Szczerze to nie obchodzi mnie czy jesteś bogiem czy demonem. Nie mam nawet pojęcia w tym momencie gdzie tkwi pomiędzy nimi różnica i czy jakakolwiek istnieje. Nic na tym świecie nigdy nie pokazało mi tego, że demony są złe, a bogowie dobrzy i jest mi wszystko jedno. - wzruszyłaby ramionami dziewczyna, gdyby tylko nie była obecnie pozbawioną świadomości. W swoim obecnym stanie nie była w stanie nawet odczuć jakiegoś specjalnego wzburzenia na słowa swojego rozmówcy czy rozmówczyni, choć nie znaczyło to, że była całkowicie spokojna, bo emocje zalegające jeszcze z czasów gdy walczyła ze swoim przeciwnikiem wciąż się w niej tliły i nie dało się ich tak łatwo wygasić. Może dlatego mówiła tak płynnie, dlatego nie jąkała się na myśl o kontakcie z "nie-wiadomo-jak-silnym-czymś". Jeśli ten chciał ją obrazić to przestrzelił swoim pociskiem - dziewczyna doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że jest ograniczona i całe jej życie o tym świadczyło. Nie bez powodu szukała więc siły w dawniejszych czasach, jeszcze zanim czas i świat przestały mieć dla niej takie znaczenie. Obecnie natomiast... miała problem. Bo nie wiedziała jak czuć i nie chciała o tym myśleć. Tak łatwo było ponieść się irytacji i innym emocjom. Jak mogła wcześniej żyć bez nich? To dopiero było dziwne.
- Jak na osobę o ograniczonym umyśle chyba mogę być z siebie zadowoloną. Zranić przeciwnika o kilka klas lepszego ode mnie, następnie rozmawiać z osobnikiem, który sam siebie tytułuje bogiem, bez większego stresu, dodatkowo jeszcze osobnikiem, który odczuwa satysfakcję z tytułu obrażania mnie... Mogę być zdecydowanie dumna z swojej niewiele znaczącej osoby. - pokiwała głową dziewczyną, a jej słowa wciąż brzmiały mocno i stanowczo. Na tym jednak nie miała zamiaru poprzestać. - Czemu się mi pokazujesz? Czy może prościej, bo wierzę, że do tego to wszystko zmierza - co mam zrobić? - zapytała wprost bo zwyczajnie chciała wiedzieć.
Jo
Liczba postów : 5542
Dołączył/a : 29/08/2012
Skąd : Poznań
Temat: Re: Północna Ściana Hochburg Nie Lut 21 2016, 13:37
MG
No i tak się sprawy na froncie miały że było średnio ciekawie. Chociaz Pergrande po ponowym uruchomieniu czołgów musiało się delikatnie cofnąć, linia frontu wciąż znajdowała się bardzo blisko twierdzy, trup słał się gęsto, a liczba przeciwników zdawała się nie maleć. Ba, w zasadzie zdawała się rosnąć i był to bardzo niepocieszny fakt. W każdym razie dostrzegając Shielda Takano zanurkowała ku niemu, jednoczesnie posyłając w grupę okolicznych łuczników konnych, łańcuch piorunów. Nastepnie wylądowała pod Shieldem i zaczęła wrzeszczeć, na jej szczęście Takara zareagowała bo z prawej nadbiegał już jakiś random z mieczem i otworzyła Shielda, a przynajmniej jego fragment. Nim jednak Takano weszła, inna strzała posłana w jej plecy, wepchnęła ją do środka. Na szczęście jako taka zbroja ochroniła kobietę przed zapewne śmiertelną raną. Sama strzała wbiła się jedynie na głębokość jakichś 3cm, nieco nad lewym pośladkiem. Aktualnie więc Takano klęczy przed Takarą, sama mając strzalę w plecach. Na dodatek Shield za nią jest otwarty a z ostatnich danych wynika że conajmniej jedeen random z mieczem, biegł w tę stronę. I to nie był random z Isenbergu.
gdyby motyl w głowie Kirino miał ręce i jakąś taką potencjalnie fizyczną powłokę to zapewne w tym momencie podrapał by się po głowie. Albo czułku, nie ważne.-Mówiłem ci już - żebyś uciekła. Mogę dać ci część swej mocy, dzięki temu przez 2 minuty będziesz w stanie, powiedzmy że dorównać swojemu przeciwnikowi.-Powiedział motylek, czekając tylko na zgodę Kirino. Albo nie zgodę, chociaż wie co wtedy się stanie, tego w sumie nie powiedział.
W tym czasie Sonia leczyła. Śpiewała po cichu swoją pieśń, oglądając nieruchome ciała Kirino i E. Przeciwnik zaś podszedł powoli do jej nauczyciela i złapał go za gardło unosząc w górę, a następnie odwrócił się do Sonii uśmiechając upiornie. Drugą ręką złapał za lewą rękę E i wyrwał mu ją, następnie swoją mocą przypalając jego ranę.-Przestań śpiewać. Od teraz jeśli nie wykonasz mojego polecenia, będę powoli pozbawiał twoich przyjaciół kończyn. Rozumiesz?-Zapytał z uśmiechem, kopiąc leżącą na ziemi rękę E.
Stan postaci: Sonia: 120MM, ropoczęte Neptlude. Ból szyi i gardła Takara: Zostało 1 użycie sprzączki. Strzała wbita w lewą pierś pod skosem, delikatnie od boku, o centymetry minęła serce. Kolejna strzała w brzuchu, nieco po prawej też pod skoksem, widać że wystrzelona raczej z prawej strony. Krztusisz się krwią Lekkie zmęczenie. Daughter of Earth 3/5 postów, 34MM Kirino: ???
Czas na odpis: 26.02 godzina 14:00
Frederica
Wytrwała Pierepałka
Liczba postów : 2947
Dołączył/a : 14/02/2014
Temat: Re: Północna Ściana Hochburg Nie Lut 21 2016, 15:22
Sama nie była pewna, czy czekanie wyszło jej na dobre. Krew dalej zbierała się w płucach, strzały dalej tkwiły na miejscach zaś sama Takara czuła, że traci czas. Nie powinno jej tu być. Nie ważne, ilu przeciwników ściągnęła - Pergrandczyków było za dużo. Nawet jeżeli Takara robiła za jakieś 4 osoby na raz, przy obecnym rozkładzie sił nie miało to znaczenia. Jej udział w tej bitwie był kompletnie nieistotny. Potrzebowali planu. Kompletnie innej taktyki. Czegoś, co pozwoliłoby wyrównać siły. Ale teraz zdawało się być za późno. Teoretycznie umierała. Nie wiedziała, co z resztą. Próba dowiedzenia się o sytuacji w hangarze skończyła się tylko na pomruku niezadowolenia, kiedy to kwiatek kompletnie przestał nadawać się do komunikacji. Było zimno. Z każdą chwilą doskwierał co raz to większy chłód. Ręce drżały, chociaż miała całkowitą pewność, że to nie ze względu na odczuwaną temperaturę. I jeszcze te strzały... Jakiś płomyk nadziei radośnie rozbłysnął słysząc Takano. Nie zwlekała. Wpuściła ją do środka, chociaż radość ta trwała do momentu, kiedy strzała wepchnęła kobietę do środka. Takara tylko ciężko westchnęła. - Ostatnim razem ratowanie mnie szło ci dużo lepiej... Ale w porządku, doceniam. - rzuciła bez choćby cienia troski o stan Takano, a przecież dobrze widziała, ze została ranna. Różnica pomiędzy nią a Takarą była jednak taka, że Takano nie umierała, a Takara nie była od tego wcale aż tak daleko. Był tez jeszcze inny powód - jakakolwiek panika czy użalanie się nad swoim stanem nawzajem było kompletnie zbędne. Przynajmniej w wypadku, kiedy obie chciały przeżyć. No i Takara na przykład chciała się uratować. Nie wiedziała za to, co z Takano ale optymistycznie wolała założyć, że jej zamiary wcale nie odbiegają od tych Takary. Jasne, bała się. Była zła, smutna, wystraszona jednak starała się tego nie okazywać. Wolała to wszystko zdusić w sobie, chociażby na krótką chwilę tylko po to, by pomyśleć. W każdym razie musiała jakoś poinformować Takano, czego od niej oczekuje, nim klasycznie rzuci się na nią z healem. Dlatego tez zaczęła spokojnie, kryjąc drobne poddenerwowanie całą sytuacją - Potrzebuję kogoś, kto wyciągnie mi te dwie cholerne strzały i mnie przy tym nie zabije. Jeżeli jesteś w stanie - byłabym wdzięczna. Jeśli nie - wolałabym, żebyś zabrała mnie do jakiegoś medyka polowego. Jeśli nie dasz rady mnie unieść ze strzałą w plecach, to poczekam. - wszak była ranna. Nie wiedziała, na ile Takano będzie jej teraz przydatna ale musiała liczyć na to, że skoro jest w lepszym stanie to da radę jej pomóc. Ciągle pamiętała o tym, ze w momencie pojawienia się Takano nie jest już bezpieczna. Że kopuła została otwarta, a wokół jest czterdzieści tysięcy woja, które chce je zabić. Było to istotne, jeżeli chciało się przeżyć. Dlatego też przez lwią część tego czasu obserwuje wejście. Gdyby pokazał się jakiś przeciwnik, od razu daje o tym znać Takano, a sama przy pomocy Earth Telekinesis chwyta najbliższe kamienie (tyle ile da radę) i miota nimi w przeciwnika celując głównie w głowę i klatkę piersiową, starając się go początkowo odepchnąć i przewrócić. Następnie zaś nie czekając na nic stara się uderzyć wszystkimi odłamkami/kamieniami/etc w głowę przeciwnika starając się mu ją rozbić. W każdym razie jeżeli któryś z planów nie wypali, stara się typa/typów trzymać na dystans, dając Takano czas na ogarnięcie i siebie i Takary, a Pergrandczyków piorąc darami ziemi. Jeżeli będzie ich więcej, stara się owe kamienie rozdzielić na wszystkich przeciwników. Jeżeli zaś byłoby to za trudne, próbuje po prostu zająć nimi owych uderzając raz w jednego, raz w drugiego przeciwnika co jakiś czas atakując również ich nogi. Bardziej się skupia na odganianiu ich i nie pozwoleniu dojść na tyle blisko, by ich skrzywdzić niż faktycznym zabiciu ich, chociaż jeżeli trafi się do tego okazja, spróbuje ją wykorzystać. Resztę zaś, kwestię wyciągnięcia ich stąd i pozbycia się strzał musiała zostawić w rękach byłej mistrzyni Wróżek. Jeżeli plan z kamieniami nie zdawałby egzaminu, stara się przeciwników zamknąć w nowej kopule albo, jeżeli jest ich za dużo, zamknąć siebie i Takano w już stworzonym Shieldzie. No i zawsze jest możliwość, że Takano sieknie jakimś super uber op zaklęciem i załatwi sprawę za Takarę. Byłoby miło.
W życiu Sonii zdarzały się przełomowe momenty, które wywracały całe jej życie do góry nogami. Pierwszym z nich była śmierć chłopca w małej wiosce na zachodzie, przez którą ukamienowano jej matkę, a ona straciła głos. Nie pamiętała dokładnie tych wydarzeń, ale doskonale rozpoznawała krzyk zadręczonej kobiety, który czasami słyszała w snach. Często śniła o memie, chudej kobiecie, która rzadko się do niej odzywała, jednak mimo to pozwalała jej czasem się przytulić. Drugim było poznanie bandy Tyrego, choć sposób, w który do tego doszło, wciąż napawał ją lękiem. Wielu rzeczy wtedy nie rozumiała, jednak po raz pierwszy wiedziała, co znaczy dom i rodzina, do której chce się wracać. Czym jest ciepło drugiego człowieka, radość z każdego dnia i miłość. Trzecim był moment, w którym została całkiem sama na świecie. Tyry został osądzony, trafił do Twierdzy Goblinów, jak się później dowiedziała. Nie wiedziała, do kogo się udać, co zrobić... Więc próbowała z całych sił być dobrą dziewczynką, która mogła komuś pomóc. Tak trafiła na misję i tak też skończyła pod wpływami E... Jej Czwarty przełomowy moment. Dostała cel, do którego miała dojść własnymi siłami, kierowana surową, ale sprawiedliwą ręką pierwszego w życiu nauczyciela. Nie było to coś, co przyszło jej łatwo. Były momenty dla niej niezmiernie trudne, były momenty pełne jej rozbawienia, ale przede wszystkim po raz drugi w życiu czuła, że gdzieś jest jej miejsce i jest ktoś, do kogo może się udać z problemem. Nie byłoby przesadą stwierdzenie, że E był dla niej niczym ojciec, choć Sonia nigdy nie zaznała ojcowskiej miłości. Ten ojciec, pomimo pozostawienia jej wyboru, posłał ją na wojnę. Twierdził, że da sobie radę. W chwili obecnej dziewczyna poczuła się tak, jakby ktoś właśnie zniszczył świat, pozostawiając ją jako jedynego świadka tego zniszczenia. Pierwszy cios sprawił, że jej nauczyciel z głuchym dźwiękiem wylądował na ścianie i padł na ziemię. Zielonooka patrzyła na to w osłupieniu, a umysł przestał rejestrować inne bodźce. Piosenka, którą śpiewała, dalej trwała, jednak teraz był to odruch automatyczny, bo wszelkie inne uczucia - smutku, złości, bezsilności, chęci pomocy, zostały wyparte przez głęboki szok. Dlaczego to się działo? Dlaczego E musiał tak cierpieć? Dlaczego Kirino musiała walczyć? Dlaczego ona nie mogła nic zrobić? Pytania się nie mnożyły, po prostu przelatywały przez jej głowę, pustą niczym biała kartka w jej notesie. Rejestrowała każdy ruch potężnego przeciwnika. To, jak podnosi E za szyję, niczym szmacianą kukłę. Niedawno zrobił z nią dokładnie to samo, jednak wtedy nie bała się, tak jak teraz. Widziała mistrza, który nic nie mógł zrobić na swoją sytuację. Połamanego, całkowicie zdanego na łaskę wroga. Jej serce biło niczym w zwolnionym tempie, krew tężała, płynąc niemalże ślamazarnie przez tętnice i żyły w jej ciele. Mięśnie nie reagowały na nic, niczym wmurowane w betonową posadzkę. Wiedziała, że E jest potężnym magiem, a jego doświadczenie o bitwach, magach i życiu przerosłoby całe gildie. Był jej nauczycielem, był mistrzem Takary i pewnie wielu innych magów. Teraz widziała go kompletnie bezsilnego. Najgorsze przyszło jednak w ułamku sekundy. Uśmiech na twarzy potwornego mężczyzny przeszył Sonię niczym lodowate ostrze, a dreszcz nieopisanego strachu przebiegł po jej plecach. Było źle. Do tej pory cichy umysł dziewczyny zaczął krzyczeć, by uciekała jak najdalej, by zostawiła ich wszystkich, by ratowała siebie. Jednocześnie jednak wiedziała, że nie ma już ratunku. Wszystko legło w gruzach, gdy jej nauczyciel został złapany, a ona nie zrobiła nic, by temu zapobiec. Nawet teraz, jedyne co mogła zrobić, to próbować go uleczyć i... Gdyby dokładnie się wsłuchać w odgłosy hangaru, odgrodzić od hałasów bitwy toczącej się niemalże u wrót, usłyszałoby się chrzęst kości wyrywanej ze stawu oraz mokry dźwięk rozrywanej tkanki. Suchy trzask rozerwanego ubrania. Skwierczenie palonego ciała. Głuche plaśnięcie oderwanej kończyny o ziemię. Sonia jednak nie słuchała, a widziała. Uważnie obserwowała, jak wolna ręka mężczyzny sięga do ramienia E i siłą wytrąca jego rękę ze stawu, by później całkowicie wyrwać ją z ciała maga. Krew. Wszędzie było pełno krwi. Biała kość wystająca z odłączonej ręki zdawała się szyderczo uśmiechać. Niemalże jak twarz mężczyzny. Tkwiąc w szoku i terrorze, który zdawał się wypełniać każdy fragment jej świata, Sonia nie spostrzegła, że po policzkach skapują jej łzy. Nie było łkania i lamentów. Był tylko dwie srebrne stróżki. Coś właśnie umarło. Coś, co dawało jej siłę, by przetrwać to wszystko. Coś, co sprawiało, że mimo wszystkich tych okropności, mogła wierzyć w to, że gdy nadejdzie nowy dzień, pewne rzeczy się nie zmienią. Rozkaz. Jasny i czytelny. Wciąż nie mogła się ruszyć, bała się poruszyć, choć pragnęła znaleźć się teraz przy E i sprawdzić, czy... czy... właściwie co? Już sama nie wiedziała. Chciała wierzyć, że wszystko wróci do dawnego porządku. Ten porządek został zakłócony jeszcze nim wyruszyli do Isenbergu. A teraz... Nadzieja na to niknęła z każdą sekundą. Przestała śpiewać. Czy na pewno było to dobre wyjście? Nie wiedziała. Nie wiedziała nawet, czy ktokolwiek poza nią jeszcze żyje, ale nie dopuszczała do siebie tej myśli. Trzymała się tej myśli, niczym ostatniego światełka w mrocznym tunelu. Nie mogła pozwolić, by E i Kirino byli poddani czemuś tak okrutnemu z powodu własnego uporu. Ciekawe, co powiedziałby E? Nie mogła go zapytać... Już nie mogła. Powoli pokiwała głową. Nie będzie już śpiewać... Właśnie wypuściła z rąk jedyną rzecz, która sprawiała, że była komukolwiek w tej twierdzy przydatna. Nie potrafiła walczyć. Nie potrafiła się bronić. Nie posiadała wytrzymałości. Nie lubiła bólu. Nienawidziła nienawiści. Jedyne, co teraz mogła zrobić, to zasłonić najbliższą sobie osobę własnym ciałem, o ile to postanowiłoby się ruszyć. A to nie chciało słuchać jej umysłu. Wolało tkwić w odrętwieniu, jakby ktoś je wyłączył. Czy byłaby w stanie wstać i obronić kogokolwiek? Czy zdobyłaby się na tą odwagę po tym, co zobaczyła? Nie była tak doświadczona, jak E. Nie była tak odważna, jak Kirino. Nie była tak pewna siebie, jak Takara. Więc mogła tylko cicho ronić łzy i patrzyć, być biernym obserwatorem wydarzeń, skoro nic innego nie potrafiła zrobić.
Ayame zaśmiała się, a śmiech ten brzmiał dziwnie histerycznie. Po chwili spojrzała na motyla wzrokiem, w którym widać było buzujące emocje. Nie no, to było po prostu śmieszne.
Ś m i e s z n e .
Motyl chciał jej powiedzieć, że przez cały czas w jej środku bytowała sobie istota, która mogła przekazać jej moc tego rodzaju, tej skali, tego rodzaju potęgi? I do tej pory tak sobie tkwiła i nic nie robiła, a teraz gotowa była jej użyczyć swojej mocy?
Z a b a w n e .
- Dlaczego? - zapytała Kirino przekrzywiając niewinnie główkę w bok. Teraz przyglądała się motylowi z uśmiechem pełnym spokoju, choć w jej oczy było lepiej nie patrzeć. Zapewne na motylu nie robiło to żadnego wrażenia, ale zwykły człowiek mógłby się przestraszyć tych oczu. Ayame zdecydowanie żyła, żyła jak nigdy do tej pory, tyle sił witalnych ile było w jej oczach dawno nie było widać. To nie była jednak dobra energia, w tym tkwił szkopuł. - ...dlaczego nie dasz mi więcej energii? Tak bym mogła go pokonać, a potem zakończyć całą tę wojnę? Skoro część wystarczy by pokonać tego jednego, to druga część mogłaby zneutralizować sporą część regularnych wojsk. Kolejna cząstka i załatwimy całą sprawę bardzo szybko. Pomyśl nad tym. Możemy być całkowicie bezpieczni w ten sposób. Czemu się zastanawiamy? Czemu nie dasz mi więcej? - Ayame roześmiała się w ten całkiem uroczy sposób, taki o jakim sama zdołała już zapomnieć, że jest w stanie wyprodukować.
- ...więcej. - wyciągnęła paluszek w kierunku motyla. - Po prostu daj mi więcej. - mówiła starając się złapać motylka w swoją dłoń, delikatnie, lecz stanowczo. - Nie odmawiaj mi. Działaj w moim interesie. Naszym. No? Nie każ mi długo czekać. Skończmy to szybko. Jesteś bogodemonem czy inną istotą, tak? Wierzę ci. I proszę o więcej. Nie każ mi tak bardzo prosić. - oczy Ayame wycelowane były w motyla, a dziewczyna niemal kompletnie nie mrugała. To wizja większej mocy pochłonęła ją chyba tak bardzo, że nie była w stanie nawet na chwilę spuścić wzroku z ewentualnego... patrona? Koniec końców mogło być całkiem...
Sytuacja w Shieldzie jaka była taka była, nie było co specjalnie wnikać. W każdym razie Takano patrzyła na Takarę z lekkim przerażeniem w oczach, widocznie nie specjalnie przejmując się własną raną, potem szybko oprzttomniała, odwróciła się by po chwili gdy w zasięgu wzroku pojawił się przeciwnik, podziurawić go Naginatą. A to wszystko z uśmiechem na ustach. Takim wyrażającym bardziej strach niż radość, co zrobić, niektórzy w beznajdziejnych sytuacjach się uśmiechają, oszukując siebie, bliskich... może to miało powiedzieć Takarze "Ej spoko, to zadrapanie, nic ci nie będzie"? Zupełnie jak działania Takary. Może jedna uczyła się od drugiej? Nie ważne. W każdym razie Takano nie wydawała się przekonana co do tego że Kamishirosawa przeżyje podróż, wiec strzał było trzeba pozbyć się teraz. No i Takano strzałę złapała i delikatnie wyciągnęła, jednak rączka jej nieco zadrżała i plask! Krew bryzgnęła razem z wyjętą strzałą, Tasię wygięło, oczy zaszły jej mgłą ale jeszcze żyła! Wykrwawiała się, ale żyła! Tylko czy przeżyje? Z tego wszystkiego Takano zapomniała o strzale w Brzuchu. Ale nie o własnym Healu i szybko zaczęła go używać.
Sytuacja w Hangarze zdawała się conajmniej nie ciekawa. Kirino była nieprzytomna, E bawił się w Puzzle, a Sonia powoli popadała w coś co w zasadzie można nazwać depresją. Przeciwnik bardzo się ucieszył że Sonia go posłuchała, dzięki temu miał więcej rozrywki.-Rozbierz się.-Polecił napawając się swoją władzą nad dziewczynę. I to władzą zdobytą w tak rozkoszny sposób. Chyba to lubił najbardziej w byciu Bogiem. Tą zabawę życiami innych. Oglądanie rozpaczy na ich twarzach, gdy musieli robić to, co im kazał. Co potem? Każe jej zgwałcić drugą nieprzytomną dziewczynę jej własnym parasolem? To byłoby całkiem zabawne i zdecydowanie zniszczyłoby tą śpiewaczkę. Tak też Bóg po cichu obserwował jak Sonia powoli zdejmuje z siebie bluzkę, pokazując piersi wciąż schowane pod biustonoszem. Z radością obserwował udrękę na jej twarzy aż w pewnym momencie krew napryskała mu w oczy i przestał odczuwać ciężąr w lewej ręce. W zasadzie to w ogóle przestał czuć lewą rękę. Kiedy zaskoczony przeniósł spojrzenie właśnie w ten punkt, ręki nie było, ale ciało miało wystarczająco szybkie reakcje by odskoczył, przed kolejnym, śmiertelnym ciosem. Z punktu widzenia Sonii wyglądało to równie niespodziewanie. Bezwładnie wiszący E bynajmniej nie sprawiał wrażenia osoby groźnej, tak więc nagły ruch jego jedynej ręki, który pozbawił przeciwnika lewego przedramienia, było czymś czego Sonia się niespodziewała, zaraz potem E gdy złapał równowagę spróbował kolejnego cięcia, przeciwnik jednak zdążył odskoczyć, a osłabiony mag przewrócił się bezwładnie padając na ziemię. W zasadzie chyba podpisał na siebie wyrok tym brawurowym wyczynem i może by zmarł, może nie, ale życie zaskakuje i teraz zaskoczyło osoby w hangarze, raz jeszcze.
Motylka wmurowało. Znaczy często spotykało się takie przypadkie, ale i tak się tego nie spodziewał. Szybko jednak milczenie zostało zastapione chichotem, który ustał chwilę potym jak palce Kirino przeleciały przez nie do końca materialne ciało motyla.-Dlaczego, zaiste.-Motylek zamachał skrzydełkami.-Ograniczenia zawsze mają swoje powody. Ale zgoda. Dam ci jej nieco więcej...-Powiedział jeszcze motyl a potem zniknął i powoli do oczu Kirino zaczęło docierać światło.
Nagłe wybuchy zawsze są zaskakujące, tym bardziej jak coś wybucha obok ciebie, o czym przekonała się Sonia. I mimo że cały Hangar zalał się różową mocą, to ta nic w zasadzie Sonii nie zrobiła. Za to zrobiła podłożu i dziewczyna chcąc nie chcąc przewróciła się. Kiedy tylko różowe światło zniknęło, Sonia dostrzegła że niemal całe podłoże Hangaru zostało zniszczone, ściany spękały i trzymały się tylko dzięki żelazu, to samo chyba z sufitem, chociaż ten, mógł spaść lada moment. Na dodatek obok niej stała Kirino. W zasadzie wyglądała jak wcześniej, tylko nie miała ran. Na dodatek emanowała jakąś taką siłą a wokół niej tańczyło coś co postronny widz mógł określić mianem różowych płomieni. Jej oczy miały różowe tęczówki a w nich czerwone symbole motyla. Taki sam symbol, a w zasadzie jego połowę, Kirino miała na prawej połowie twarzy. Szybki rzut spojrzenia na Sonie i ta Kirino się uśmiechnęłą.-fajne cycki-A potem tuż przed "Kirino" pojawił się dotychczasowy przecinik E z zamiarem uderzenia, ale choć zdawało się że "Kirino" nie dorównuje mu prędkością, to uchylając się przed atakiem, zdązyła uderzyć lewą pięścią w bok "Boga" posyłając go poza Hangar i zabijając nim przy okazji kilku isenberczyków. W każdym razie przeciwnik znajdował się teraz jakieś 20m za hangarem, więc można było bezpiecznie zmienić miejsce walki. Sonia mogła za to zaobserwować jeszcze jak motyl z twarzy Kirino znika, a płomienie maleją. Mniej więcej w tym momencie Kirino odzyskała władzę w ciele, a ostatnią rzeczą jaką pamiętała, było uderzenie jednorękiego "Boga".
Stan postaci: Sonia: 120MM Ból szyi i gardła Takara: Zostało 1 użycie sprzączki. Dziura przy sercu, uszkodzenia wewnętrzne, być może uszkodzone samo serce, bardzo szybko się wykrwawiasz. Strzała w brzuchu, nieco po prawej też pod skoksem, widać że wystrzelona raczej z prawej strony. Krztusisz się krwią, szybko postępujące zmęczenie. Daughter of Earth 4/5 postów, 34MM Kirino: ???
Ograniczenia? Jakie ograniczenia? Co mogło się jej stać? Czy mogła stracić swoje
c i a ł o ,
ż y c i e ,
d u s z ę ?
Jeśli tak to równie dobrze te ograniczenia mogły w ogóle dla niej nie istnieć. Czym była utrata ciała wobec perspektywy pozbawienia ciał wielu innych istnień? Czym była wizja utraty życia, jeśli w zamian na swą własność pobierało się opłatę w wysokości tylu ludzkich żywotów? Dusza była tematem zbyt śmiesznym, by Ayame w ogóle brała ją pod uwagę. Nie była pewna tego, czy ta w ogóle istnieje i czy miała jakiekolwiek znaczenia dla kogokolwiek na tym świecie. Ograniczenia, ograniczenia, głupie ograniczenia, które odbierały jej przyjemność i zabawę poczucia się bogiem, spojrzenia na wszystkich wokół tym samym wzrokiem, którym na ogół oni patrzyli na nią. Trudno, trudno, trudno, trudno, trudno, trudno, trudno, hahahaha!
No nie, no nie, dlaczego odebrano jej z a b a w ę ? Nieeeee, to ona chciała poczuć na swojej pięści ciężar uderzenia, które wylądowało na tamtym czymś, to ona chciała posłać go tak w dal, tak daleko, tak by zmierzał hen w przestrzeń gdzieś nie wiadomo gdzie, niczym pszczółka Maja. A tak to co? Nie poczuwała się do tego zdarzenia, to nie ona zrobiła, to nie ona miała z tego tytułu fun, znowu została użyta. Ale Sonia faktycznie miała ładne piersi, z tym Kirino musiała się zgodzić. Rozejrzała się wokół siebie jeszcze, tak na wszelki wypadek łykając w rozum wszystko czego potrzebowała, wszelkie informacje, które mogły się jej przydać... a następnie zachichotała wesoło. Miała nadzieję, że to nie koniec, że to dopiero początek tej zabawy, że jej moc wciąż jest silniejsza, nawet jeśli nie aż tak jak przed chwilą. - Świetny pokaz! - krzyknęła głośno spoglądając w górę. - Ja też tak chcę, słyszysz? Słyszysz? Skoro już tak z przytupem weszliśmy, to nie poprzestańmy tylko na tym, proszę cię, proszę, proszę... - dziewczyna uniosła rękę w górę jakby po coś sięgała, a następnie pozwoliła jej spokojnie opaść na własną twarz, tak by dłoń zakryła jej oczy. Kolejny chichot wyrwał się jej z ust, dziwnie sugestywny, o wyraźnym zabarwieniu podniety. Zerknięcie jednym okiem spod dłoni zakrywających twarz na Sonię, a następne zerknięcie na ciało E musiało wystarczyć drugiej dziewczynie na to, by rozszyfrowała czego oczekiwała od niej różowowłosa - ale nakazać jej niczego nie zamierzała. Niech też się bawi, ile tylko może! Ma okazję! Niech ma okazję! Niech ma! I niech się stąd wynosi, bo sufit zaraz spadnie! Ayame natomiast bez kolejnego słowa pognała tam, gdzie wcześniej posłała "Boga". Żyje? Żyje? Niech żyje, proszę, niech żyje, żyje, żyje, żyje...
Widząc uśmiech Takano nie była pewna, jak ma zareagować. Zwłaszcza, że uśmiech ten nie był typowy. Takano sie bała i widziała to, a przecież to nie ona miała strzałę w płucach. Nie Takano krztusiła się własną krwią. Nie ona była tą, ktòrej jedyne co się ponownie udało to doprowadzić się do stanu agonalnego. Czyli całkowita norma. I chociaż w normalnych warunkach pewnie odwzajemniłaby uśmiech byłej mistrzyni, tak teraz patrzyła na nią z twarzą nie wyrażających jakiś większych emocji. Wszystkie bowiem jakie jej towarzyszyły starała się ukryć za maską skupienia i obojętności. Odkaszlnęła próbując pozbyć się co rusz zbierającej się krwi z płuc. - To ja tu jestem od pocieszania ludzi, kiedy umieram. Nie na odwrót. Nie zabieraj mi roboty... - odpowiedziała Takano z udawanym wyrzutem. Na tyle udawanym, że ostatecznie cień uśmiechu pojawił się i na twarzy Takary. Jak na osobę, która umiera, zdawała się być dość spokojna. Miała wprawę.
Kolejnego trupa zignorowała. Rzuciła tylko szybko okiem na ostrze naginaty. Na krew skapującą z ostrza. Na zwłoki przy wejściu. Takie same jak każde inne wokòł twierdzy.
Śmierć to tragedia! Był to niewątpliwy fakt. Ale nie umiała im współczuć. Walczli i ginęli. Znali ten scenariusz od dawna. Nie miala pojęcia czy to umierająca empatia czy po prostu człowiek nie umie z natury współczuć komuś, kogo nie zna. Sądziła, że w obliczu takiej tragedii powinna odczuwać jakiś smutek. Tymczasem zaś czuła tylko żelazny grot przy sercu.
A później go nie było. Zniknął, pozostawiając dziurę tryskającą krwią. Zniknął, dostarczając Takarze kolejne dawki bólu. Ból z reguły nie był niczzym złym. Oznaczał bowiem, że organizm pracuje. Czuje. Ale ten był inny. Jakby ktoś jej grzebał żyletką w trzewiach. Jakby własnie chciał ją poinformować, że umiera. Wygięło ją. Nie wiedziała co się dzieje. Krzyk bólu wydostał się z gardła dołączając do innych odgłosów wojny. Dlaczego musiała to wszystko znosić? Za każdym razem było tylko gorzej - wszystko, co robiła, prowadziło ją w zawsze w to samo miejsce. Na skraj życia i śmierci, skąd wydostanie się było okupione co raz większym bólem i cierpieniem. Tylko dlaczego...?
Nie było sensu się nad tym zastanawiać. Takano skopała. Nie wyciągnęła strzały, jak należy. Czy w przeciwnym razie robiłaby za fontanne krwi? Czy w przeciwnym razie tak bardzo by cierpiała? Nie miała jednak za złe Takano swojego obecnego stanu. Spróbowała. Nie wyszło. Takie życie. Każda jedna osoba nie robi certyfikatu z wyciągania strzał z ciała. Tylko bez względu na to, czy ma do Takano uraz za porażkę czy nie - jeżeli zaraz czegoś nie zrobi to nawet odpowiednie ustawienie planet jej nie pomoże. Wiedziała, że jej obrażenia są zbyt rozległe. Czuła, że może nie zdążyć jej wyleczyć na czas. Krew wypływała z rany strumieniami znacząc ziemię szkarłatem, a ona czuła się co raz słabsza. Nie stać ją było na utratę krwi i sił. Bez nich może robić najwyżej za dywan. W tych okolicznościach uratować ją mógł tylko cud. Zwłaszcza, jeżeli zaklęcie Takano sobie nie poradzi. Takara umiała w cuda...
Opcji miała kilka. Mogła zdać się na Takano i zginąć. Albo zostać warzywem, to też była opcja. Mogła teź zaryzykować. Mogła zignorować ostrzeżenie Bery i spróbować. Ufała Takano, ale nie wierzyła w jej zaklęcie na tyle, by postawić na nie wszystkie karty. Mogła umrzeć lub umrzeć. Umrzeć od wykrwawienia lub od przeciążenia organizmu z jakimś procentem przy obu na jakieś przeżycie. Nie miała jednak opcji "no, słuchaj, na pewno przeżyjesz jak zrobisz to i to. Trust me...".Nie miała w zasadzie nic do stracenia. Fajnie, mogła zostawić koralik na bardziej czarną godzinę. Układ planet jednak jasno mówił, że do tego momentu będzie już bardzo zimna. I martwa.
Nie zastanawiała się. Wóz albo przewóz, nie było czasu na myślenie. Działała na instynkt. Spanikowała. Chciała żyć, a umierała. Nawet, jeżeli użycie koralika zdawało się jej słuszne, użycie go było podyktowane prostym pragnieniem przeżycia niź czystą logiką. Drżąca ze strachu ręka sama powędrowała do szyji chwytając za zielony koralik, aktywując go w myślach magiczną komendą. Jeśli zginie, to najwyżej z ręki Bery albo swojej. Nie ważne. Ważne, że nie z ręki Pergrandczyków. Jeżeli to miał być jej koniec, to to było jej małe życzenie... Chcę być zdrowa! Bez tej strzały, bez krwotokòw, bez dziur w klatce i bez trzewi wyglądających, jakby przeszły przez maszynkę do mięsa... A najlepiej jeszcze bez braków krwi i ogólnie w stanie, w którym dam radę dalej funkcjonować i walczyć... Zrób ile możesz, bylebym tu nie zdechła, proszę... Mogła prosić o wiele rzeczy. Mogła ich przenieść do twierdzy, do lekarza, ale jeżeli nie ufała zaklęciu Takano to dziwne by było, jakby zaufała tradycyjnej medycynie. Zwłaszcza, że jednak woli tą magiczną. Była bardziej poręczniejsza.
Żyła nadzieją. Nadzieją, że to wszystko dobrze się skończy. Że to nie koniec. Że to nie koniec gry, a partia dalej trwa. Że będzie jeszcze w stanie jakoś pomóc. Ale do tego musiała być żywa. I o to życie miała zamiar walczyć. Wszystko miało rozstrzygnąć się własnie teraz.
Zgoda była niemalże jak podpisanie na siebie wyroku, jednak mając do wyboru taki los zdecydowanie wolała ten wyrok podpisać, niż pozwolić, by E lub Kirino mieli przez to cierpieć. Tak też przynajmniej myślała, zupełnie nieświadoma potwornych myśli, jakie krążyły po głowie przeciwnika. Wydawało jej się, że może jednak ma choć odrobinę siły do tego, by móc kogokolwiek obronić... Prawda była jednak dużo gorsza, lecz jeszcze do niej nie docierała, bo wizja pomocy, nawet tak znikomej, przyćmiła wszystko inne. Polecenie wywołało w niej niepokój, jeszcze większy, niż widziana przed chwilą scena. Widać było to idealnie na jej buzi - w drżących ze strachu ustach, szeroko otwartych, wilgotnych od łez oczach. Drżącymi placami zaczęła się rozbierać. Dopiero teraz zaczęło do niej docierać, że na dworze jest strasznie zimno. Chłód Isenbergu dotknął jej nagiej skóry wywołując dreszcze. Zimno. Prawdopodobnie kontynuowałaby haniebny czyn, gdyby nie zupełnie niespodziewana zmiana sytuacji. E... Sytuacja w jej głowie wykonała obrót o kolejne 180 stopni i biedne dziewczę już zupełnie nie wiedziało, co robić. Zdecydowanie za szybko. Już prawie otrząsnęła się z pierwszego szoku wywołanego nagłym ruchem mistrza, gdy pojawił się drugi szok w postaci nagle obudzonej Kirino, która... wyglądała zupełnie inaczej, niż przed chwilą. Różowa energia posłała ją na ziemię w wyniku całkowitego zniszczenia betonowej podłogi pod stopami Soni. Nie to jednak brązowowłosą najbardziej osłupiło. Chodziło o Wróżkę, która nagle wydawała się zupełnie inną osobą. Silniejszą. Pewniejszą. Jak ze snu. Nie było jednak czasu na podziwianie, bo akcja zmieniała się z sekundy na sekundę i to, co było początkiem wszelkiego zniszczenia dla hangaru przeobraziło się w starcie, z którym ona już nie mogła sobie poradzić. Nie mogła pomóc Kirino. Ale mogła pomóc komuś innemu. Podniosła się z ziemi z pewnymi trudnościami. Jej nogi ciągle drżały i pierwsze kroki postawiła bardzo niepewnie, ale nawet ona wiedziała, że nie ma czasu i musi coś zrobić, coś zupełnie innego, niż dotychczas. Idź. Rzadko mówiła do siebie w myślach. Tak samo jak nie mówiła do innych, nie mówiła do siebie. Teraz jednak musiała. Chciała mieć motywację do tego, by w końcu coś zrobić. Choć jeszcze przed chwilą tej szansy nie widziała, teraz odległość miedzy nią a E wydawała się być wybrukowana światłem. Mogła coś zrobić. Nie zważała na potknięcia, każda chwila była cenna, z każdym krokiem przyspieszała by w końcu dopaść do E zalana łzami. Od dawna nie była tak przerażona, jak teraz w hangarze. Nawet rozbryźnięte po hangarze szczątki nie zrobiły na niej takiego wrażenia, jak to, co przed chwilą działo się z jej mistrzem. Nie była bezpieczna, on nie był bezpieczny, ale sam fakt, że jeszcze żył, jej w zupełności wystarczał. Nie wiedziała, komu dziękować za ten cud, ale ulga, którą czuła była nie do opisania. Nie było jednak czasu by sprawdzić, by wszystko jest na swoim miejscu. Nie było nawet chwili na to, by zapytać swoim własnym sposobem, czy E jest w stanie iść. Chwyciła jedyną rękę mężczyzny obiema rękami i przerzuciła ją sobie przez ramię, by ciężar spoczął na jej plecach. Zamierzała iść do wyjścia z hangaru, w stronę Isenbergu, prawdopodobnie wykonując najcięższą pracę swojego życia, ale była zdeterminowana by przenieść E w bezpieczne miejsce. A przynajmniej bezpieczniejsze, niż bitwa między Pergrande a Isenbergiem oraz walka Kirino a potworem. W miarę swoich możliwości chciała również zacząć cicho śpiewać Neptlude z całą swoją mocą. Chciała uratować E. Dano jej szansę, której nie chciała zmarnować.
Przeciwnik Kirino faktycznie żył. To zdecydowanie było za mało, żeby go tak po prostu zabić. Aczkolwiek niewątpliwie odczuł siłę uderzenia dziewczyny. Splunął krwią wstając z ziemi, a wszyscy żołnierze żyjący jeszcze w pobliżu uciekali jak najdalej. W końcu koleś uderzył w nich jak meteor, zabił kilku ludzi a sam dalej żył. Walkę potworów, zostawia się potworom. Ludzie walczą z ludźmi. W każdym razie "Bóg" prócz braku ręki i kilku mniejszych ran zdawał się być w niezłym stanie. W sumie atak Kirino był obuchowy, ciężko spodziewać się po takim wielu widocznych ran.-Kiedy ostatnio cię spotkałem, wiedziałem że coś w tobie siedzi...-Rzucił do Kirino calkiem wyluzowany. W zasadzie wszelkie emocje z niego zniknęły. Zamiast tego podniósł z ziemi włócznię, naładował ją elektrycznością i ogromną prędkością cisnął w Kirino.
Stan E zdecydowanie nie należał do najlepszych. Zamglony wzrok, poparzony kikut po utraconej ręce i ogromne sińce na plecach i klatce piersiowej. Zapewne miał złamaną jakąś kość, może więcej niż jedną. Mógł mieć też krwotok wewnętrzny. Ogólnie było z nim, łagodnie mówiąc, źle. Ale nikt nie jest nie pokonany. Sonia nie musiała ciągnąć E, który wsparty jej ramieniem, usiłował iść mimo bólu który przyćmiewał wszystko inne. Sonia zaczęła już śpiewać piosenkę, tak więc E miał niedługo stracić przytomność. I tak w tym całym rozgardiaszu nikt nie zauważył, że bomba podłożona wcześniej przez Boga, zaczęła niebezpiecznie falować.
Takara mogła działać. Mogła też czekać. Wybrała działanie i kiedy tylko wypowiedziała swoje życzenie pojawiła się Bera i bezzbędnego pieprzenia wyrwała Tasi strzałę z brzucha. W zdecydowanie mniej miły sposób niż zrobiła to wcześniej Takano. Tasia znów rażona falą bólu, zwinęła się w kłębek, wywołujac jeszcze więcej bólu i kolejny spazmatyczny ruch ciała a potem... potem wszystko ustało. Nie było już bólu. Umarła? Nie do końca, czuła się raczej jak naćpana. Może była naćpana, naćpana mocą. Rany zaczęły się zasklepiać, po chwili wrócił też ból, tym razem w kościach. Mocny, ale znośny. A potem poczuła naplyw sił, wiedziała, że jej ciało nagle bardzo szybko się regeneruje. Aż w końcu Takara była zdrowa. Prawie. Doszło nowe uczucie. Nie było nieprzyjemne, ale... dziwne. Uczucie to najprościej było przyrównać do lekkie swędzenia wnętrzności. Nie takiego które chce się podrapać, ale takiego o którym się wie. Uczucie do którego mózg bardzo szybko się przyzwyczaja więc po chwili i o nowym objawie, Takara zapomniała. Wciąż jednak czuła, że nie wszystko poszło jak chciała. A koralik, pękł na pół.
Stan postaci: Sonia: 87MM, Rozpoczęte Nep coś tam. Ból szyi i gardła Takara: Zostało 1 użycie sprzączki. Kirino: ???
Czas na odpis: 28.02 godzina 15:00
//Dodatkowy stan Takary: Ralplesia: Nieuleczalna[Choć można wyzdrowieć] choroba magiczna spowodowana przeciążeniem zdolności regeneracyjnych ciała. Choroba ta powoduje gnicie i obumieranie dróg rozprowadzania magii po ciele, a nastepnie ich autoregenerację. Stan ten powoduje utratę 3MM na turę, zablokowanie drugiego źródła oraz utratę 33MM[na stałe, z maksymalnej ilości] na miesiąc fabularny. Regeneracja poziom 2 niweluje ostatni objaw, poziom 3 środkowy, a poziom 4 pierwszy objaw//
W zasadzie nie wiedziała, czego się spodziewała. Uzdrowienia, to jasne. Nie miała jednak pomysłu, jak ono miałoby wyglądać i zapewne bardziej niż na bezceremonialne wyrwanie strzały z brzucha liczyła na jakieś umoralniające monologi. Zmieniła się. Z pewnością ciężko jej było powiedzieć, że jest tą samą osobą, co w Etearnie. Zrobiła dużo złego w imię czegoś, co wydaje jej się słuszne. Narażała własne życie. Zwłaszcza teraz, pomimo przestróg "drugiej polówki" kapłanki.
Kolejna fala bólu. I kolejna. Zdawało się, że miał się już nigdy nie kończyć. Że miał jej towarzyszyć do samego końca, który zdawał się być co raz bliżej niż dalej. Łzy napływały do oczu staczając się po policzkach. Ciało samo reagowało na bodźce, a ona mogła tylko czekać z nadzieją, że przestanie. I faktycznie przestawało. Ból malał i malał, aż w końcu nie była pewna, czy koralik zadziałał. Kiedy jednak poczuła przypływ sił, wszystko zdawało się być już jasne. Tylko coś jej nie grało. Nie wiedziała tylko, co.
Żyła. Ten fenomen jednak trafił dopiero do niej później, jako coś, co teoretycznie nie miało się przytrafić. Myliła się. Bera, demon z północy, popełniła błąd. Takara żyła. Usiadła, wzrok kierując na Takano i uśmiechając się do niej pogodnie. - Taki tam, as w rękawie. Na wojnie warto coś takiego mieć. - rzuciła do byłej Wróżki w ramach wyjaśnienia, chociaż na dobrą sprawę nie wyjaśniła niczego. Chyba prócz tego, że sama wywołała taki efekt. - ... po za tym jeszcze trochę, a poziom dramatyzmu sięgnąłby jakiś niebezpieczny poziom. - dodała półszeptem. Coś jej dalej nie grało.
Dłoń. Dłoń zaciśnięta na koraliku. Z niebywałą łatwością oderwała ją od szyi, chociaż łańcuszek, na którym był zawieszony, powinien stawić jakikolwiek opór. Nie było go. Poczuła ukłucie niepokoju. Patrzyła przez moment na zaciśniętą pięść, po czym niepewnie rozprostowała palce. Pękł. Koralik z duszą Bery po prostu pękł na dwie połowy.
Nie wiedziała, ze tak będzie. Nie sądziła, że może go zniszczyć. Była zła, że tego nie przewidziała. Smutna, bo zniszczyła coś, co jej powierzono. Zniszczyła kawałek człowieka. Ten żyjący, zdający się być nieśmiertelny. A ona go zniszczyła. Obróciła w pył. Ze wzrokiem pełnym żalu obserwowała zielone resztki koralika, po czym bez słowa schowała je do kieszeni płaszcza. Nawet, jeżeli był teraz tylko kawałkami zielonego szkła, nie była w stanie się go pozbyć. Nawet, jeżeli zdawał się być bezużyteczny. Ale dalej coś było nie tak.
Pomimo tego, że dalej coś jej się wydawało nieco nie okej, była cała i zdrowa. Czuła, że może dalej coś zrobić. Nie umierała. Miała siły, by dalej przeciwstawiać się Pergrande. Chciała cały ten smutek, ból, żal i strach przekształcić w energię. Jakąś niezwykłą, magiczną siłę, pozwalająca jej pójść dalej. Nie mogła się poddawać. Z pewnością nie teraz. Miała kraj do ratowania. A nawet kontynent.
- Czas na drugą rundę... I być może ostatnią. Skończył mi się zapas cudów. - rzuciła do Takano poważnym tonem. Cokolwiek teraz powinny zrobić, powinno być przemyślane. - Masz zapewne lepszy wgląd w sytuację, niż ja. Wiesz lepiej, co się dzieje. Masz też więcej doświadczenia. Jeżeli gdzieś się pomylę - popraw mnie. - zaczęła, szybko zbierając to co wie w jakąś jedną, sensowną całość. - Pergrande ma dalej przewagę liczebną. My zaś nic tutaj więcej nie zrobimy. Ja nie nadaję się do walki z całą armia. Dzieje się za dużo. Ty co prawda masz więcej zaklęć zasięgowych niż ja, jednak nie sądzę, żebyś długo utrzymała się na polu bitwy przeciw całej tej hordzie. Jeżeli się mylę - popraw mnie. W każdym razie od dłuższego czasu nie mam od Sonii informacji z hangaru. Nie wiem, co się dzieje. Nie dała nawet znać, że wszystko jest w porządku. I już nie da, kwiatek nie nadaje się do komunikacji. Z drugiej strony Pergrandczyków nie maleje. A ty masz dalej strzałę w plecach. - podsumowała, czekając na wszelakie wtrącenia ze strony Takano. - Dalej jednak mamy łuk. Jest wiec kilka opcji: pierwsza jest taka, że szukamy odpowiedniego miejsca do wystrzału, anihilujemy armię Pergrande i zwijamy się do domu. Ewentualnie zniszczyć teren na tyle, by armia Pergrande nie dała rady przetransportować na pole bitwy więcej wojsk, a jakąś ich część przy tym pokonać. Trzecia opcja - idziemy sprawdzić, co się dzieje w hangarze. I jeżeli mam być szczera, jestem bardziej skłonna przystać na ostatnią opcję. Ale to ty masz tutaj stopień w armii, wiec wolałabym pierw poznać twoje zdanie. I daruj sobie enigmatyczne odpowiedzi, muszę mieć konkrety. Tutaj co najwyżej mogę zginąć. I ty też. Po za tym zrób coś z tą raną. - skończyła. Cały czas starała się mieć w zasięgu wzroku wejście do kopuły. Były na wojnie, a na wojnie z reguły dużo osób chce człowieka zabić. Była wiec gotowa by ostrzec Takano w wypadku zjawienia się niespodziewanego gościa, samej mając w pogotowiu Earth Telekinesis co by gagatka strzelić kamieniami po klacie i głowie, dając w razie potrzeby Takano czas na odwet. No i odpowiedź. Bez odpowiedzi Takano nie była pewna, co powinna zrobić. Zawsze tez mogła rzucić swoim pomysłem, nikt nie bronił. Chociaż oczywiście jeżeli przystanie na propozycję z hangarem, to nie będzie sensu tu siedzieć, tylko udać się w tamtą stronę razem z Takano. Choćby drogą powietrzną. Bera musiała zaczekać. Tak samo jak musiało zaczekać opłakiwanie jej czy stawianie zniczy. Pierw musiała zająć się żywymi nim zacznie rozpamiętywać zmarłych.
Wytarła łzy z twarzy. Szybko rzuciła okiem na stan swoich ubrań. Uśmiechnęła się. Słabo, ale tyle musiało wystarczyć. Pozytywną energią ponoć można zarażać jak grypą. Własnie to próbowała robić. Od początku do końca. Bez względu na to, jak fatalnie się obecnie czuła.
Ayame już w trakcie wykonywanego uniku przed włócznią zaśmiała się zalotnie, mając ogromną nadzieję, że włócznia minie jej ciało o przynajmniej milimetry - co za różnica z jaką odległością minie, gdy faktem pozostaje, że minie? Nie chciał zarysować swojego ciała żadną raną, to tak bardzo zepsułoby fantastyczne entre, jakiego dokonała wcześniej. Dziewczyna nie chciała spuszczać z tonu, a wręcz przeciwnie, chciała przybierać na prędkości, zyskiwać na sile, a przede wszystkim wmurować wszystkich swoją mocą. Tak dla odmiany. Tak raz w tym życiu. Tak żeby przynajmniej w jednym miejscu ludzie wspominali ją jako kogoś naprawdę potężnego. Nawet jeśli chwila potęgi miała trwać tylko chwilę. Ludzie zebrani wokół natomiast nie mogli wiedzieć czegokolwiek, prawda? Przecież w nich tych ten chłopaczek wpadł. Nie wiedzieli, że to ona to zrobiła!
- To ja, to ja, to ja! - krzyknęła ponownie, być może jeszcze wciąż tkwiąc w trakcie wykonywania uniku. Nie mogła marnować czasu na to, by sobie przystanąć i cokolwiek mówić, ona musiała być w biegu, korzystać, zabierać, brać, brać, brać, dla siebie i tylko dla siebie. - Wcześniej? - rzuciła chwilę po uniku, niezależnie od tego czy oberwała włócznią czy nie, a następnie przyłożyła paluszek do ust. - Nie przypominam sobie ciebie. Kim jesteś? - zapytała, choć w jej głowie mężczyzna figurował już jako "zawartość czarnego worka". Zaraz po tym radośnie niewinnym pytaniu, dziewczyna skupiła swoją energię magiczną, by użyć Flower Petals Manipulation, rzecz jasna w razie potrzeby tworząc w obu rękach przy pomocy PWM odpowiednią ilość kwiatów. Tym razem jednak planowała przesycić zaklęcie większą ilością mocy niż zazwyczaj. Nie wiedziała czy "to" działa w ten sposób, ale czemu nie? W jej głowie rysował się szalony plan, którego niewykonanie skończyłoby się najwyżej niczym takim strasznym... nic na tym świecie nie było zresztą straszne, tak naprawdę! Płatki miały bowiem przylec do jej skóry, pobierając z niej niewielkie ilości krwi, w ten sposób wzmacniając same siebie. Następnie, wzmocnione w ten sposób nieduże ostrza miały ruszyć w kierunku przeciwnika, a Ayame dzięki pomocy swojej krwi, jak i wzmocnionej dawki energii magicznej próbowała posiąść nad nimi większą kontrolę i osiągnąć większą ich szybkość, a także same je wyostrzyć. Dzieląc płatki na dwie fale uderzeniowe, obie umiejscowione po bokach głowy, dziewczyna ruszyła w kierunku wroga, zamierzając zaatakować go z użyciem miecza (o ile miała, a jeśli nie to przy pomocy gołych pięści). Atakowała prawy bark po skosie z góry na dół, następnie chciała wbić ostrze (bądź przygrzmocić pięścią) w brzuch mężczyzny. W tym samym momencie skupiska płatków, gdy tylko dziewczyna znalazła się blisko wroga, miały wylecieć z dużą energią w głowę wroga, tak by zmiażdżyć ją z dwóch stron. Ayame nie zamierzała brać w tej chwili jeńców.
- ...a na śniegu czerwone plany, jak czerwone kwiaty, jak czerwony wzór... - nuciła pod nosem dziewczyna, a w jej głosie wyraźnie można było słyszeć wewnętrzną radość z tego co się działo. Wyglądało na to, że dziewczyną nie przejmowała się w tym momencie czyjąkolwiek możliwą
Działo się. Takano ledwo przytomna kazała Takarze udać się za nią. Lecząc własną ranę użyła lotu by przetranbsportować Takarę, leciały na południe. W tymczasie Sonia wyniosła E z twierdzy i zostawiła medykom po stronie Isenbergu, tam także przykryto ją ciepłymi kocami. Następnie rzeczy działy się bardzo szybko.
Takara znalazła się na południu, tam gdzie kończyły się walki. Miała idealną linię strzału. Takano położyła jej rękę na ramieniu, a dziewczyna przełykając ślinę odpaliła swoje dwa zaklęcia rangi A, następnie przelała manę do łuku i wystrzeliła. W tym czasie gdy do jej ciała dotarły ogromne ilości bólu zobaczyła jeszcze dwa wybuchu. Jeden złoty i jeden różowy. Za te też odpowiadała ona?
Kirino użyła płatków, ale nie spodziewała się tego co powstanie. Z początku było wszystko w porządku. Pojawiły się płatki i tyle. Ale po chwili je także zaczęła otaczać różowa energia i Kirino straciła kontrolę. Płatki zaczęły rosnąć, mnożyć się, wyginać, zniekształcać, aż pochwili następiła eksplozja. Jednocześnie z jedną za jej plecami i jedną przed Kirino. Wyglądało to jak koniec świata. Sama Kirino jednak dalej stała i obserwowała. Obserwowała jak trafiony energią jej kwiatów mężczyzna doznaje ogromnych ran. Jak kilka metrów za walczącymi ziemia dosłownie przestaje istnieć a w niebo wzbija się agonia tysięcy. Zarówno ona jak i Sonia widziały też jak twierdza za nimi wygina się, zniekształca, topi, wali. Jak umierają ludzie w niej. Wszystko zostało zniszczone i jak Sonia straciła przytomność, tak Kirino wciąż stała, a prócz niej też kilku żołnierzy.
Twierdza przypominała w tej chwili dziwną rzeźbę z metalu, kamienia i ludzkich członków. Przetopiona bryła pełna śmierci. Wszędzie była krew, a jakieś 10m od Kirino zaczynał się kanion. Głęboki na jakieś 100m, szeroki na około 30 i z północy na południe długi na około 300. Uwięzione po drugiej stronie siły Pergrande nie bardzo wiedziały co teraz zrobić. Sama eksplozja zabiła około 2-3 tysięcy żołnierzy. Zdawało się to niewielką stratą, ale aktualnie musieliby okrążać kanion by dostać się do w zasadzie zniszczonej twierdzy. Na razie, nie wiedzieli co zrobić.
-W lesie. Już wtedy domyśliłem się co w tobie siedzi. Nie zawiodłem się, warto było was wtedy oszczędzić.-Nagły głos, sprawił że Kirino spojrzała w stronę z którego dobiegał. Jej przeciwnik ciągle stał. Z licznych ran parowała zielona moc, mieszająca się z krwią ściekającą na ziemię. Kirino chciała szybko zaatakować, zgnieść tego "Boga", ale nie była w stanie się poruszyć, czuła też jak szybko zaczynają opuszczać ją siły.-Zniszczyłaś to ciała, dzięki. Mam wolne na kilka chwil, nim znów spróbują mnie przywołać.-Spojrzał na niebo.-Uwolniłaś mnie na kilka chwil, więc pozwól że się wam odwdzięczę.-To powidziawszy podszedł i pocałował Kirino. Mimo że ta mogła tego nie chcieć i się opierać nie miała jak oponować.-Więc E, Takano, Sonia i Takara? Ciekawie...-Uśmiechnął się a w jego dłoni pojawił się dziwny pistolet, przypominał ten skałkowy.-Tobie nie mogę podarować tego, co dam pozostałej czwórce. Dlatego przyjmij ten podarek.-I włożył jej do dłoni pistolet.-Pozwólcie też że was ostrzegę. Pergrande jest silne. Jak silne widzieliście teraz i to na pewno nie koniec wojny, to zaledwie początek. Macie szansę wygrać, nie będzie to łatwe, lecz możecie to zrobić.-Zaczął powoli zanikać.-Ale zapamiętajcie jedno. Pod żadnym pozorem, nie zapędzajcie Pergrande w kozi róg. Nie zmuszajcie ich do ostateczności, bo to się źle skończy. Dla każdego.-A następnie zniknął. Kirino jeszcze jakiś czas tak stała. Żołnierze powoli do niej podchodzili i pytali co z nią. Po drugiej stronie, Pergrande zaczęło się cofać, a potem, Kirino straciła przytomność.
W czasie kiedy ludzie z Fiore byli nieprztomni, zebrano ich razem. Z Kirino zaś wystrzliły cztery strzała. Złota, Niebieska, Biała oraz Czarna. Wpadły one kolejno w E, Takano, Sonię i Takarę, co bardzo wystraszyło lekarzy, jednak bardzo szybko okazało się że nie miały one specjalnego wpływu na ich stan zdrowia, który wciąż był dość niestabilny, w przypadku Takary i Kirino. Pierwsza obudziła się Sonia, bardzo szybko dostrzegając że coś jest mocno nie w porządku. Jej dłoń sięgnęła do języka - nie było go, nadal. Ale czuła go, zupełnie jak gdyby istniał. Kiedy spróbowała odruchowo się odezwać - nic z tego. Ale wciąż to dziwne uczucie pozostawało i bardzo dziewczynę irytowało. Następna obudziła sie Takano, potem E. Jednak cała trójka przez cały dzień była mocno osłabiona, a następnego dnia, obudziły się Kirino z Takarą.
Do Fiore wrócić miały pociągiem, dnia następnego. Armia Pergrande na razie ustąpiła, ale nie wiadomo na jak długo. Ściągano posiłki z całego Isenbergu. Szykowano się do drugiej potyczki, ale skoro nie było już Boga, ni kapłanów, Isenberg miał szansę.
//Tak, musicie napisać posta z z/t. Nie, Takara nie robi z/t ale musi napisać posta//
W sumie koniec misji. Nagrody:
Kirino: 110PD + Działko Gaon; Nieposiadasz drugiego źródła Działko Gaon - W zasadzie pistolet skałkowy a nie działko. Pistolet ten posiada trzy tryby strzału: - Normalny, w którzym strzela kulkami elektryczności. Jeden strzał kosztuje 1MM, ma 5m zasięgu i w kontakcie z kończyną wywołuje lekkie odrętwienie. - Wzmocniony, można wystrzelić 1 pocisk na post, kosztem 30MM. Pocisk ten paraliżuje trafioną kończynę na 1 post oraz zadaje poparzenia rangi B - Działo, Po pełnym poście ładowania, wystrzeliwuje wiązkę elektromagnetyczną. Zasięg 20m, obrażenia rangi A, przepala się nawet przez stalowe ściany. Koszt strzału 50MM Gaon posiada więcej sposobów strzału, te jednak Kirino pozna wraz z rozwojem postaci.
Sonia: 90PD + Język Boga + Um. Fabularna Język Boga - Sonia jest aktualnie w 1/6 Bogiem, ale o tym nie wie. Podwpływem silnych emocji jest w stanie raz na fabularny dzień, wypowiedzieć 3 słowa które z mniejszym lub większym skutkiem wpłyną na rzeczywistość(skutek zależny od MG). Licencja na czołgi - Sonia potrafi obsługiwać czołgi.
Takara: 105PD + Możliwość wykupienia magii Bożego zabójcy elektryczności bez treningu + Choroba
Co do E i Takarno; Pierwszy posiada elektryczną rękę(jeszcze nie, ale niedługo), a drugiej Tasia może zrobić PWM w postaci elektrycznego żywiołaka. Jest wielkości dłoni, ale jest silny i może mieć specjalne, elektryczne skille(nie silniejsze niż spell C).
Co do przery od misji: Kirino - Tydzień przerwy od misji + Tydzień w szpitalu. Takara - Tydzień przerwy od misji Sonia - 5 dni przerwy od misji
Poniżej znajdują się buttony for, z którymi obecnie prowadzimy wymianę. W celu nawiązania współpracy zachęca się do odwiedzenia pierw tematu z regulaminem wedle którego wymiany prowadzimy, a następnie do zgłoszenia się w tym temacie. Nasze buttony oraz bannery znajdują się zaś w tym miejscu.
Layout autorstwa Frederici. Forum czerpie z mangi "Fairy Tail" autorstwa Hiro Mashimy oraz kreatywności użytkowników. Wszystkie materiały umieszczone na forum stają się automatycznie własnością jego jak i autorów. Dla poszanowania Naszej pracy uprasza się o nie kopiowanie treści postów oraz kodów bez uprzedniej zgody właścicieli.