I've never seen a decent person among those who say they're going to save the world while forsaking the people around them. Those types of men are always so intoxicated by thier own hollow dreams that they call every little thing in front of them trivial.
Twierdza wybudowana w jedynym przedsionku w Górach Północnych, który prowadzi na stronę Pergrande. Nie jest to jednak zamek, a prawdziwa żelazna ściana ciągnąca się od góry do góry na 12 metrów w górę. Stanowi fortecę nie do zdobycia. Stacjonuje tam oddział złożony z około 200 żołnierzy uzbrojonych po zęby, gdzie rolę generał dywizji pełni Akiya Aio. Budowla ciągnie się jeszcze kilkanaście metrów pod ziemią. Konstrukcja to metal wysokiej jakości przeplatany z kamieniem co powoduje, że ciężko jest ją uszkodzić. ~~
MG
Isenberg Kapral Fritzhofth stał oparty z kubkiem kakao o jedną z baszt twierdzy. Zimne powietrze siekło go w poliki i nawet ciepły szal niepomagał tej okropnie zimnej nocy. Kapral, jak w zasadzie każdy żołnierz stacjonujący w tej zapomnianej przez Boga lodowej dziurze, bardzo nienawidził nocnych zmian. To nie była kwestia tylko temperatury, w końcu niby mieli koksowniki z węglem. Problemem była ciemność. Tutaj nic nie było widać. Gdzie by nie sięgnąć wzrokiem - góry, las, śnieg. W pewnym momencie idzie naprawdę znienawidzić ten monotonny krajobraz. Rano czasami jakieś dostawy, to ludzie z okolicznej wioski gdzieś w oddali, jest na czym oko zawiesić a i spać się nie chce. A w nocy? Człowiekowi chce się spać a oko to zawiesi co najwyżej na zbłąkanym nietoperzu. Klnąc więc na cały świat, zły że w tę zimną noc musi tu stać, pił swoje cieplutkie kakao, jedyny miły akcent dzisiejszej nocy. W pewnym momencie tą nudną noc przerwało jednak nietypowe wydarzenie. Jasna pomarańczowa łuna na horyzoncie. Zdziwiony żołnierz zmarszczył brwi, klnąc szpetnie pod nosem i sprawdzając czy to co pije to na pewno kakao a nie spiryt. Było jasno, za jasno, a do świtu wciąż pozostawało 6h. Spojrzał na kolegów kilkanaście metrów dalej, ci także wpatrywali się już w jasny punkt na horyzoncie. Gestem pokazał im że on załatwi to z przełożonymi, po czym trzeci raz tej zimnej nocy, klnąc niczym szewc, ruszył po schodach w dół kierując się do kwater oficerskich.
Fiore Informacja o oblężeniu dotarła do Fiore po 3 dniach. Nie była to bowiem sprawa zbyt ważna. Wprawdzie duża armia okupowała twierdzę, jednak ta zdawała się nie do zdobycia i Fuhrer był niemal pewien że jakakolwiek pomoc jest kompletnie zbyteczna. Tak więc informacja dotarła do króla Fiore później, dostarczona w zasadzie przez szpiega, a nie samego władce Isenbergu, co zresztą nie dziwiło. Król Fiore też informacji tej zbyt poważnie nie potraktował. Wiedział jak ogromną siłą dysponuje Pergrande, ale mowa było o Hochburgu. Z tego co mówił mu E, nawet on nie dysponował odpowiednią siłą rażenia żeby zniszczyć tą twierdze. Skoro więc jeden z najsilniejszych magów tego kraju nie miał takiej mocy, to jak miało to zrobić Pergrande pozbawione magów z broniami oblężniczymi pokroju katapulty? Dlatego też temat został podjęty dopiero 8 dni później, na kolejnym zebraniu. I tak jak król się spodziewał, nikt to nadesłanych informacji wielkiej wagi nie przyjął. Tylko E coś postękiwał, ale co się dziwić, miał powody. Swędział go łokieć. A kiedy swędział go łokieć, to zawsze działo się coś kompletnie nie dobrego.
Isenberg Czternasty pieprzony dzień! Czternaście dni ich te pieprzone świnie z Pergrande oblegały. Fritzhofth, tak jak jego brat bliźniak czternaście dni temu, pełnił wartę na szczycie twierdzy. Ale teraz był dzień. W każdym razie, Kapral nie miał kompletnie nic przeciwko wojnom, bitwom, czy innym takim. Kurde przecież po to wstąpił do wojska! To co go tak frustrowało w tym oblężeniu to... abstynencja. Wyżej postawieni zawyrokowali, zero spirytu do końca utarczek. I tak wszyscy byli skazani na Kakao. Kapral nie miał nic do kakao, w zasadzie nawet je lubił. Ale kiedy pijesz kakao średnio 5 razy dziennie, przez pieprzone 14 dni, to w pewnym momencie rzygasz kakao. Dlatego część żołnierzy przerzuciła się na wodę z cukrem, wodę z cytryną, wodę z wodą a część nawet na herbatę. Pewna grupka żołnierzy opatentowała też nowy zwyczaj, zagryzania kakao śniegiem i lodem, chociaż kapral Fritzhofth nie był szczególnym zwolennikiem tego nietypowego sposobu spozywania kakao. Niektórzy mogli by pytać dlaczego nie piją kawy? Rzecz w tym, że pili. Ale się skończyla. Dawno temu. Bardzo dawno temu. Legendy mówią że miała być dostawa. W każdym razie, nie ważne. Ważne było to, że Kapral pił właśnie 68 kakao w tym miesiącu i wcale a wcale nie smakowało inaczej niż poprzednie 67. Pewnie delektowałby się tym wybitnie rzadkim napojem, gdyby nie nagły krzyk kolegi z lewej. Ten wskazywał jakiś punkt za murem, to też kapral porzucając rozmyślenia o spirytusie, skupił wzrok na owym punkcie i wtedy to dostrzegł. Pojedyńczego człowieka. Z białą flagą. No kurcze w końcu. Zobaczyli że twierdza nie do obalenia i skapitulowali, bardzo mądrze, od jutra bimber wchodzi znów do menu. Jeden z żołnierzy poleciał po dowództwo, a kolega z lewej kazał się posłańcowi zatrzymać. Ten słysząc okrzyki i widząc gesty ludzi na murze, zatrzymał się i spojrzał, jakby się nad czymś zastanawiając. W końcu wbił flagę w ziemię i wyciągnął rękę przed siebie. Kapral uznał że to dziwny gest ale może tak robili w Pergrande? Ta myśl a także nagły błysk światła, były ostatnimi rzeczami jakich doznał w swoim krótkim życiu. Niewiele osób na murze przeżyło to, co się zdarzyło, a ci którzy to widzieli i przeżyli zdezerterowali jeszcze tego samego dnia. Co jak co, ale morale można złamać a ich zostało dosłownie wdeptane w ziemię(złapano ich dzień później i rozstrzelano). Tylko kilka osób wiedziało co się stało. Wiedziało o tym że wraz z gestem tajemniczej osoby, w ścianę mury uderzyła wiązka energii dosłownie przebijając się przez niego jak ciepły mocz przez śnieg. Mało tego większość żołnierzy znajdujących się wtedy na murze straciła życia w wyniku zatrzymania akcji serca. Ale ludzie wątpili by był to zawał. Jedno było pewne. W murze ziała dziura. A w zasadzie wyrwa. Sam mur miał długość 250m, grubość 20m+2x5m grubości muru. W tej chwili jednak w murze ziała dziura o długości 50m. Na szczęscie 4 pierwsze metry zasypane były gruzami, co utrudniało potencjalne wdarcie się do twierdzy tą drogą przez uzbrojony oddział żołnierzy. Rzecz w tym że temperatura w samej twierdzy spadła drastycznie, a dostanie się do jednej z wież było niemal niemożliwe. Same wierze miały 15m promienia i znajdowały się na dwóch końcach twierdzy. Cała sprawa miała miejsce przy południowym krańcu muru. Samnych żołnierzy ubyło o około 1/4. Sytuacja zdawała się kryzysowa.
Fiore Gołąb pocztowy, a nawet dwa, tym razem dotarły do Fiore po około 20h od owych wydarzeń. Było już późno w nocy gdy obudzono E i wezwano przed oblicze Króla. E nie miał nic przeciwko byciu budzonym o ile sprawa była wazna a na niego czekała kawa. Tym razem kawy nie było. E był więc mocno niezadowolony i dokładnie zapamiętał nazwiska i wygląd odpowiedzialnych za przerwanie jego snu i już obmyślał w jaki sposób ich ukarać. Oczywiście to nie była do końca ich wina, więc kara zbyt wielka być nie mogła. W każdym razie gdy tylko dowiedział się jak wygląda sytuacja, podrapał się w łokieć. Nienawidził mieć racji. Drugi z gołębi trafił natomiast do Takano. Ta ruszyłaby niemal od razu, ale E wiedząc - niektórzy mówią że on wie wszaystko. Mają rację. - że Takano też takowego gołębia dostanie, czekał już na nią w miejscu, w które wiedział(Bo on wie wszystko) że dziewczyna się skieruje. Kazał jej zaczekać tydzień. I mimo oporów Takano się zgodziła, skoro kazał jej czekać. Miał powody. i E faktycznie powody miał. Bo na tę wojnę zabierał trójkę żółtodziobów, nieoszlifowanych diamentów z "Cudownego" pokolenia, jak to określał ludzi z pokolenia jego dwóch uczennic. Ale zwłoka nie była spowodowana tylko tym. Po pierwsze, E wiedział że Pergrande nie zaatakuje od razu. Po drugie chciał by jego szpiedzy zebrali jak najwięcej informacji. A po trzecie musiał zejść TAM by odzyskać TO, a to oznaczało że potrzebuje conajmniej trzech dni by wyleczyć rany. Tak więc cała wyprawa, została odroczona no i zgodnie z jego przewidywaniami, twierdza w ów tydzień nie upadła.
Kirino Ayame, Takara Kamishirosawa i Sonia po prostu Sonia, zostały poinformowane by stawić się punkt 03:00 na błoniach nie daleko Oak. Wszystkie dotarły na czas, tak jak im się w zasadzie podobało. Tam też czekał już na nie E oraz Takano, siedzieli przy ognisku, oboje tez popijali z metalowych kubków. Co piła Takano było owiane tajemnicą równie głęboką jak jej kubek, natomiast co pił E było równie tajemnicze jak zawartość przeciętnego kufla alkoholika, tak, E pił kawę. Miał na sobie ciemno zielony płaszcz z kapturem, skórzane spodnie i kaftan a na plecach kusze wraz z bełtami. Obok niego na ziemi leżały trzy zawiniątka. Na widok dziewczyn wyczarował im ławę z ziemi i gestem nakazał usiąść. Noc była dość chłodna więc ognisko wszystkim musiało dobrze zrobić. Po chwili podał dziewczynom po kubku i zapraponował kawy. Ciepła kawa była tym, co każdy powinien pić w dużych ilościach chyba że było jej mało, wtedy pić powinien tylko E. W każdym bądź razie, cisza została dość szybko przerwana.-Rad jestem że dotarłyście na czas i nawet w całości. Panno Ayame.-Skłonił lekko głowę Kirino.-Takaro, Sonio.-Dopiero później przywitał się z uczennicami.-Przed nami jeszcze jakieś pół godziny czekania, więc jeżeli chcecie zadać pytania to jest to najlepszy moment.-Powiedział pouszając patykiem węgle w ognisku i oczekując potencjalnych pytań. Nie lubił pytań, ale czasami wręcz wypadąło je zadać, tym bardziej że pamięć E już nie ta i nie wszystko musiał im przekazać. Grunt żeby zadawać pytania kiedy była taka potrzeba. Takara miała z tym niestety pewne problemy. -Jak zapewne wiecie, albo nie, idziemy na wojnę. A w zasadzie jedynie jedną z wielu bitew.-Pociągnał łyk cudownego czarnego naparu.-Nie obiecuję że to przeżyjecie chociaż dołożę wszelkich starań by tak właśnie było. To będzie zapewne najbardziej niebezpieczne i okropne zadanie z jakim do tej pory się zmierzyliście i zanim wyruszymy muszę wiedzieć jedną ważną rzecz. Niezależnie od waszej odpowiedzi, zabiorę was, ale inaczej będą wyglądać wasze zadania.-Westchnał i spojrzał każdej z dziewczyn w oczy. Po kolei. To pytanie musiało paść.-Jesteście gotowe, pozbawić drugiego człowieka życia?-Z jakiegoś powodu czuł, że Sonia zaprzeczy, a Takara nawet się nie namyślając stwierdzi że spoko. Ale może się mylił? No i co odpowie różowowłosa? Niezależnie od ich odpowiedzi przeszedł do dalszej części planów na dzisiejszy wieczór i sięgnał po jedną z paczek. Odwinął ją i wyjął z niej piękny metalowy wachlarz z czerwonymi runami. Podał go Takano.-Wachlarz Mei Ling. Na pewno wiesz do czego służy. Myślę że powinnaś go mieć w czasie tej bitwy.-Następnie sięgnał dłonią po drugi pakunek i natychmiast nieco sposępniał, patrząc na przedmiot krzywo z lekkim obrzydzeniem, jak by nie chcąc go w ogóle dotykać. Tego przedmiotu nie dał nikomu, za to przebiegł po wszystkich spojrzeniem i w końcu zatrzymał je na Takarze.-Ten przedmiot... ten łuk. Od kiedy został stworzony wystrzelił tylko dwie strzały. Obie odmieniły losy wielkich bitew, krajobraz tego kontynentu, oraz życia dwójki ludzi. Z początku miał z niego strzelać Grshna, jednak odmówił. To nie w jego stylu. Zresztą ta broń jest... ostatecznością.-Znowu się skrzywił. I odwinął zaiwniątko, ukazują łuk refleksyjny z czarnego drewna, jego cięciwa natomiast przypominała świeżo wyrwane ścięgno. Wciąż ociekające krwią, ze strzępkami ciała doń przyczepionymi.-Tyle zostało z poprzednich użytkowników.-Zauważył, dziwić mógł fakt, że mięso nie zgniło, a krew nie wyparowała. Jednak były tam dalej, jak nowe. Ukazując pełne okropieństwo tej broni.-Do rzeczy. Łuk ten jest w stanie zmienić waszą moc magiczną w strzałę. Z naszych badań wynika że już przeciętna ilość MM(100) była by w stanie zmieść Magnolie z powierzchni ziemi a w jej miejscu stworzyć jałową pustynię pozbwioną życia, roślin, z niewielkim kanionem w miejscu lotu strzały. Moc tego łuku jest tak dewastująca, że część energii zawsze ucieka do tyłu, rozrywając ręce i tors osoby która go używa. Jednakże...-Westchnął.-Używając dwóch zaklęć których cię nauczyłem, myślę że ty jesteś w stanie, wystrzelić raz z tego łuku i przeżyć. Ba, dzięki swojemu zaklęciu, wrócić potym do pełni zdrowia.-Spojrzał na Takarę, poczym zawinął łuk.-To jest jednak ostateczność. Ostatnia deska ratunku, gdy nie będzie już innych opcji i jest to też decyzja, którą musisz podjąć sama, w najbardziej krytycznym momencie. Nikt cię do niej nie zmusi i nikt cię nie obwini jeśli się na ten ruch nie zdecydujesz. Powinnaś jednak znać wszystkie możliwości jakie mamy. Wszyscy powinniście je znać.-Powiedział, znów patrząc po wszystkich i nic przed nimi nie ukrywając. Po chwili podniósł i odwinął ostatni pakunek, w nim znajdowały się trzy dziwne zielone kiełbasy.-A to, będzie nam potrzebne za chwilę.-Jedną kiełbasę rzucił Takano, ta zdawała się świetnie wiedzieć do czego służą, skrzywiła się jednak gdy ją złapała, a to przez okropny swąd jaki owa kiełbasa generowała. W każdym razie po chwili wszyscy usłyszeli dziwny dźwięk, potem zauważyli trzy punkty na niebie a po chwili na błoniach niedaleko z nich wylądowały trzy majestatczne gryfy. Z jednego z nich zeskoczył otyły murzyn z afro i czym prędzej podbiegł do Takano.-Aio!-Przytulił ją a ona jego.-To Rodrick.-Przedstawił go skrótowo E. Ten zaś kiedy już odszedł od Takano, przywitał się z dziewczynami i z E uściskiem dłoni.-To jak, wsiadacie?-Zapytał, potym jak E dał mu dziwną kiełbasę. Następnie E, Aio i Rodrick podeszli do gryfów i dali im owe kiełbasy by potem dosiąść majestatycznych stworzeń.-Wsiadajcie.-Rzucił E dając dziewczynom możliwość wyboru z kim polecą. Gryfy zaś schyliły się, ułatwiając dziewczynom wejście. Właśnie tak, drużyna miała udać się do Isenbergu.
Naprawdę nie wiedziała czy powinna była tu w ogóle być. O dziwo nie obawiała się misji ani wyjątkowo nie uważała się za nieodpowiednią osobę do jej wykonania, nawet jeśli w gruncie rzeczy taka właśnie mogła być prawda. Dopiero co niedawno przeżywała w znaczący sposób zamordowanie jednej jedynej osoby zanim okazało się, że tak naprawdę nie było to morderstwo sensu stricte, a teraz wyprawiała się na wojnę. Nie o tym jednak myślała Ayame gdy wcześnie rano (lub późno w nocy, zależnie od punktu widzenia) wybierała się w miejsce, w którym nakazana została im zbiórka. To zadanie służyło jako egzamin na maga rangi S z ramienia gildii Fairy Tail, a ona od pewnego czasu wcale nie czuła się jak mag Fairy Tail. Jasne, wciąż przynależała do gildii, ale ile naprawdę ją z nią łączyło wiedziała tylko ona. Z każdym dniem spędzanym samotnie uświadamiała sobie, że wcale tych cech wspólnych nie było tak wiele jak myślała. Właśnie też z tego powodu posiadała lekkie wewnętrzne opory przed przystąpieniem do misji z naszywką "mag Fairy Tail" na ramieniu. Dużo bardziej wolałaby być traktowana po prostu jako ona sama i z tego faktu rozliczana. Pamiętała jak kiedyś potrafiła wystąpić w obronie Pheama, członka jej gildi, kiedy ten potrzebował pomocy po tym co stało się na turnieju magicznym, wtedy nie miała tego rodzaju przemyśleń. Tak wiele się jednak od tamtego czasu zmieniło, tak wiele rzeczy nie miało miejsca choć powinno było. Straciwszy uczucia odzyskała je w dużej mierze dzięki Dziewiątemu, a teraz przez ten fakt być może zastanawiała się nad rzeczą, która zapewne dla losów tego zadania miała znaczenie marginalne. Nie pomagał fakt, że w kierunku miejsca, gdzie mieli się spotkać przemieszczała się kompletnie zaspana, z rozwianym włosem i ubraniem stosunkowo naprędce wybranym, z główną myślą o tym, by było jej ciepło. Bardzo ciepły szalik opatulał jej szyje i zakrywał usta. Na górze miała ciemną wełnianą koszulkę, stosunkowo puchaty czarny sweter i jeszcze dodatkowo niebieską kurtkę, która generowała pokłady ciepła. Na rękach spoczywały jej rękawiczki, już z dawien dawna posiadane. Czerwona spódniczka wydawała się może nie najlepszym wyborem, ale pod nią znajdowały się bardzo ciepłe i grube rajtuzy, na których dodatkowo jeszcze założone były ocieplacze na łydki. Na nogach miała zaś wygodne i dobre buty, mimo że wyglądały dość niepozornie, to wcale nie były wykonane z byle jakiego materiału. Przy doborze tego wszystkiego Ayame specjalnie nie dbała o tworzenie jakiejkolwiek spójnej kreacji - nie o tej porze dnia i nie przed takim zadaniem. Miała też przy sobie torbę z zapasowymi ciuchami. Na tego rodzaju wyprawie takie zapewne się jej przydadzą.
To właśnie wczesna pora dnia i zimno jej towarzyszące zmusiły dziewczynę do zaniechania myślenia o tego typu sprawach, a skupieniu się na przetrwaniu tego wszystkiego. Gdy dotarła na miejsce była tam pierwsza, co nieco ją zdziwiło, ale gdy reszta dziewczyn pojawiła się na miejscu Ayame usiadła na ławce użyczonej im przez E, wcześniej rzecz jasna witając się z wszystkimi osobami, które się pojawiły, nieco więcej czasu poświęcając Sonii, której uważnie się przyjrzała lustrując kompletnie nieznaną jej buzię i tą też zapamiętując, traktując ją też niesamowicie delikatnym uśmiechem, którego wykonanie wciąż sprawiało jej problemy. Nie wiedziała za bardzo co mówić, więc tylko przyglądała się mężczyźnie swoim pustym spojrzeniem, pozwalając mówić jemu. Wciąż musiała przyzwyczaić się do ponownego okazywania emocji wprost, a choć Dziewiąty ją "naprawił" to wcale nie było o to wszystko tak łatwo i wcale wszystko nie musiało zadziałać od początku. Zdziwiło ją to, że E w jej kierunku posłużył się słowem "panno", a w kierunku Sonii i Takary już nie. Może je znał? Była taka szansa, nawet jeśli E niespecjalnie wydawał się jej pasować do grona znajomych Takary. O Sonii za wiele nie wiedziała, więc nie mogła nawet sobie czegokolwiek wyobrazić. Mieli jeszcze trochę czekania wedle słów E, a dla Kirino było to dobrą wiadomością. Mogła jakoś doprowadzić się do ładu. Pewnie miała lekko podkrążone oczy, będące takimi z niewyspania. Tak czy siak kawa nieco ją orzeźwiła i ociepliła. Nie za bardzo, ale zawsze coś. Oczywiście podziękowała E skinieniem głowy za ten poczęstunek. Nie mogła jednak milczeć tak cały czas, a zwłaszcza, gdy E zadał swoje pytanie. - ...to zależy. - odpowiedziała na nie dziewczyna. Tego typu pytania zawsze były dziwne. Ktoś kto odpowiedział na nie mówiąc "tak" mógł się potem zawahać kiedy przyszło co do czego, a czasem działało to też w drugą stronę. Dla Ayame wszystko to było kwestią sytuacji w jakiej by się znajdowała. Gdyby pytanie brzmiało "jak czułabyś się po czymś takim" wtedy Kirino miałaby już jednoznaczną odpowiedź. Ayame nie patrzyła na Takarę i Sonię gdy te odpowiadały na to pytanie. To była ich sprawa i mogły postąpić jak uważały za stosowne. Nie miała prawa czegokolwiek w tej kwestii od nich wymagać. Nie patrzyła też w żadnym momencie tego spotkania na Takano. To był jej autorytet od tak dawna... pamiętała jeszcze dni, gdy przeżywała każdą chwilę w jej towarzystwie jak jakieś błogosławieństwo. Przez to w jaki sposób obecnie myślała o własnej gildii nie była w stanie spojrzeć swojej idolce w oczy. I akurat to ją trochę bolało. Ayame nie zrobiła przecież niczego złego, więc dlaczego nie mogła się zmusić do spojrzenia na nią?
Rozmowę o artefaktach przyjęła ze spokojem, choć wizja Takary posiadającej taką moc o jakiej mówił E napawała dziewczynę obawą. Nie była pewna czy Takara będzie wiedzieć kiedy użyć tej broni i czy w ogóle użyć. To zabawne jak w tym momencie ona i Kamishirosawa różniły się od siebie. Jedna miała moc pozwalającą odnowić jedno ludzkie życie, drugie miała szansę na pozbawienie życia masy ludzi, w tym być może swojego. Niesamowity kontrast. Ayame znowu jednak nie odezwała się ani słowem na te wszystkie słowa, a tylko kiwnęła głową na słowa E, by ten wiedział, że go wysłuchała i zrozumiała. Nawet mimo niewyspania. Tak samo, gdy pojawił się Rodrick, dziewczyna najpierw oczywiście się zdziwiła jego pojawieniem - nie mogła też powstrzymać wzroku od kierowania się na jego włosy - ale trochę później przywołała się do porządku. Gdy nadszedł moment wsiadania na gryfy Ayame zdecydowała się na tego, na którym zasiadać miał Rodrick. Z Takano nie była w stanie siedzieć, a z E... nic do niego nie miała, a jednak jakoś chciała trzymać go trochę na odległość, przynajmniej na początku. Rodrick wydawał się jej być sympatycznych gościem, więc do niego też poszła. Gdy już razem z nim wdrapała się na gryfa zapytała go natychmiast. - Ile może trwać taka podróż? - ta mogła być bardzo trudna. - Muszę coś wiedzieć przed startem? - i w zależności od tego co powiedział postarała się zastosować do jego wskazówek.
W istocie, zawartość kubka pozostała tajemnicą. Na szczęście jej odkrycie nijak się miało do stabilności świata, więc czarodziejka mogła pić spokojnie wiedząc, że żadne z dwójki nie będzie czuło potrzeby "small talk" o zawartości. Siedziała też po drugiej stronie ogniska. Tak... Wciąż nie mogła zapomnieć lordowi E zmuszenia jej do abdykacji z fotela Fairy Tail. Co znacznie gorsza, zmuszono ją do usunięcia sobie znaku gildii... Ale mniejsza. Choć żałowała, musiała współpracować z E. Zadra do grobowej deski to jedno. Ale zaślepiona głupota to drugie. Szczególnie, że tu chodziło o coś ważniejszego niż jej życie... Na przywitanie kiwnęła tylko dziewczynom głową. Z jednej strony cieszyła się, że je widzi, lecz z drugiej nie podobało jej się, jak bardzo zostaną narażone. No nic...
Wachlarz również przyjęła z milczeniem. Niby wiedziała co i jak ale i tak ukradkiem zerkała na niego, jakby miał z niego wyskoczyć sam diabeł i zastepować "Deszczową piosenkę". To w końcu przedmiot od E. Cholera wie... Natomiast łuk zagotował w niej krew. Niestety nawet tym razem nie mogła gniewu skierować w lorda. Też wiedziała, że być może ta broń będzie ostatecznością. Miała Nadzieję, że nikomu nie będzie dane z niego strzelić. Nadzieja matką głupich, ale każda matka kocha swoje dzieci... Reszta jak wspomniano: kiełbasy -> Rodrick -> gryfy. Dosiadła swojego i czekała, która z dziewczyn zdecyduje się jej towarzyszyć. Choć nie dała tego po sobie poznać, obawiała się o Kirino, jeszcze sama nie wiedząc czemu. Dziewczę się jej bało. Czemu?...
Takara nie spała. Przynajmniej nie w porze, kiedy nocą musiała udać się na miejsce spotkania. W zasadzie w innej porze też nie spała. Ani dnia poprzedniego. Ani jeszcze poprzedniego też nie... W zasadzie od powrotu z Pergrande zaczynała spać co raz to mniej i jak jeszcze przy wyjeździe do Minstrelu nie było tak źle, tak wraz z powrotem jej życie zaczęła polegać na ciągłym bujaniu się od filiżanki z kawą na kanapę licząc na spłynięcie na nią jakiejkolwiek łaski drzemki. Całe jednak szczęście, ktoś wymyślił ten taki ciemny napar i dało się to jakoś ostatecznie przeżyć, chociaż i tak zdarzało jej się nie kontaktować ze światem. Jednak powodem nie było zwyczajne "sen jest dla słabych" ani jakikolwiek stres czy nerwy. Powód zrodził się w samym sercu Pergrande i niestety tam na wieki nie pozostał tylko przywlekł się wraz z umysłem Tasi do domu. Można by pomyśleć, że syn khana jest martwy, zimny, bardzo nieoddychający i ogólnie no nie żywy, a jednak jego postać co raz to częściej prześladowała Takarę nie pozwalając zmrużyć oka. Zabiła dzieciaka. Niewinnego dzieciaka. I chociaż to nie ona zatopiła w jego piersi ostrze, to ogromne poczucie winy pozostawało. Jasne, taka była ich misja. Ale mogła odmówić. Miała opory z porwaniem go. Ostatecznie jednak doprowadziła w pełni świadomie do tragedii, pomijając brak wiedzy o pewnym drobnym szczególe. Mianowicie takim, że w sumie to ten syn to był faktycznie jego syn a nie jakiś klon. Nie "nie do końca żywy", sztucznie stworzony magią... Nie sądziła jednak, żeby coś takiego jakkolwiek ją usprawiedliwiło. Zabójstwo pozostawało zabójstwem i to wiedziała. I zupełnie inaczej miało się odebranie życia uzbrojonemu przeciwnikowi liczącego się z takim obrotem wydarzeń a zwykłemu obywatelowi, do tego dziecku... O jakim trzeba być podłym potworem...!
Tak też siedziała. Wiedziała tylko tyle, że ma egzamin i ma naparzać się z Pergrande, a z naparzaniem się z Pergrande, jakkolwiek, był taki jeden drobny problem. Mianowicie Pergrande Tasi szuka i wcale nie po to, by ją osadzić na tronie. Prawdopodobnie sądząc po tym, co zrobiła, chcieliby jej zrobić bardzo dużą krzywdę i ostatecznie zabić. Albo najpierw zabić a później zrobić dużą krzywdę co już brzmiało bardziej optymistycznie, bowiem martwa Tasia nie musiałaby się resztą wydarzeń przejmować. Ta jednak wolała opcję numer trzy, czyli nie dać się złapać w ogóle. A nawet jeśli ją złapią, to żeby nie poznali. Bo zawsze warto sobie oszczędzić nieprzyjemności. Tyle, że oka sobie nowego nie wyhoduje. Rysów twarzy nie zmieni, bo to kosztowne a sama sobie przestawiać szczęki nie będzie. Jedyne więc co mogła zrobić to przefarbować czerep na biało. A na biało z bardzo prostej przyczyny - podawała się za emigranta z Isenbergu, a w Isenbergu nie ma albinosów. Szach mat! A tak szczerze, to nie wierzyła, że tyle starczy. Mogła tylko liczyć na to, że w ewentualnym ferworze walki nikt uwagi zwracać na nią nie będzie.
Tak też siedziała. O trzeciej w nocy zbiórka pod Oak, do którego pozwoliła sobie przybyć dzień wcześniej. Już koło dwudziestej wszystko miała przygotowane a sama była ubrana do wyjścia. Ubrana w białą, zapinaną koszulę i narzuconym na nią niebieskim sweterkiem bez rękawów obserwowała wskazówki zegara leniwie przesuwające się po tarczy. Prócz tego założyła ciemne, ciepłe spodnie, zaś przez szlufki przełożyła biały, pleciony pasek z magiczną sprzączką. No i trapery. Jakoś zdawały jej się najlepszym obuwiem na każdą okazję. No dobra... Każdą okazję, która miała się toczyć gdzieś w terenie. Jakiekolwiek inne rzeczy, cieplejsze bądź nie, czapki szaliki... Miała w torbie. W zasadzie w jednej torbie na ramię była w stanie zmieścić cały swój dobytek. Mając niewiele nie potrzebowała jakiś śmiesznych walizek. Tymczasem godziny mijały. I mijały. I kiedy w końcu nastały dość późne godziny nocne, po prostu przywdziała zielony płaszcz, zwinęła torbę i opuściła lokum.
Nie liczyła na to, że będzie pierwsza. W zasadzie szła spacerkiem, powoli, jakby chcąc jak najbardziej odwlec w czasie spotkanie, które i tak przecie odbędzie się czy chce czy nie, a ona i tak będzie musiała się na nim stawić. Gdybym była na tyle silna, by zostać magiem S, to już bym nim dawno była... takowa myśl kołatała jej się w głowie przez większość czasu, chociaż już podczas dostania wiadomości o wyprawie dobrze wiedziała, że nie jedzie tam w ogóle po awans. Znaczy formalnie niby tak, egzamin... Ale ona nie dbała o to, że to egzamin. Miała dziwne wrażenie, że to z ich powodu Pergrande postanowiło zaatakować. I to jeszcze Isenberg! Przecież podawali się za uchodźców z Isenbergu a później zabili dzieciaka najważniejszej osoby w kraju! Przypadek...? Dlatego chciała tam pojechać tylko po to, by ich najnormalniej w świecie zatrzymać. Wiedziała, ze ofiary są nieuniknione, że prawdopodobnie będzie współwinna (o ile już nie jest) śmierci żołnierzy na froncie podczas bitwy, którą, wedle jej przekonania, sami sprowokowali. A przecież nie chcieli... Mogła jedynie zatrzymać Pergrande, by nie martwić się przynajmniej o bezpieczeństwo własnego kraju.
Dotarła na miejsce, gdzie już był E z Takano i Kirino. Tak jak różowowłosa tak i Takara wyglądała na zaspaną, jednak ona zdawała się być przy okazji zupełnie wykończona i bliska położeniu się na trawie tylko po to, by jeszcze trochę pospać. Wbrew jednak pozorom trzymała się wcale nie najgorzej. Może wyglądała trochę jak trup, jednak sama byłą co najwyżej nieco zaspana. Równie dobrze można by sądzić, że przed chwilą po prostu zmartwychwstała i przywlokła swoje kości na miejsce spotkania. I chociaż oczy jej się nieco zamykały a sama nie wyglądała na najbardziej żywotną, wypita przed wyjściem kawa utrzymywała ją w stanie wystarczającym do interakcji z jakimikolwiek innymi ludźmi, nie zaśnięcia przy tym i przy okazji przetwarzania informacji tak, jak zawsze. Pomijając jednak zmęczenie, którego po filiżance aż tak bardzo nie odczuwała, nie była w jakimś złych nastroju. Tak, szła na wojnę. Tak, prawdopodobnie znowu ubrudzi sobie dłonie krwią. Prawdopodobnie będzie bardzo ciężko. Jednak kiedy przypominała sobie Pergrande... Czy tam miała łatwo? Nie. Nie miała. A przynajmniej nie czuła jakkolwiek, by tak było. Ale teraz miały być osoby, które zna i lubi. Ma być Kirino. Ma być Takano. Kurczę, ma być E. A skoro jedzie tez jej mistrz, to czy coś może pójść nie tak? Po za tym zabawna rzecz - Pergrande powinno ją nienawidzić za to, co zrobiła. Tymczasem miała wrażenie, ze gardzi tym krajem bardziej, niż ten kraj nią. Nie było w nim nic, co by polubiła, a było bardzo wiele rzeczy, których całym sercem nienawidziła. Tylko ta jedna dziewczyna... Kto to w ogóle jest? Przyjrzała jej się dobrze. Niby egzamin Wróżek, a ona jej nie kojarzyła. Nie sądziła jednak, żeby kulturalnie byłoby kogokolwiek o nią pytać póki ta jest obok. A jej jakoś pytać nie chciała. Poprawiła przepaskę na oku. - Czy w jednym to bym mogła polemizować... - rzuciła pod nosem przypominając sobie o braku oczka. Niby przywykła, jego brak jej jakoś nie przeszkadzał ale zżyła się z tamtym i w zasadzie wolałaby je odzyskać. Tylko to już chyba wykraczało po za zakres jej mocy. Tak czy inaczej raczej nie umiała stwierdzić, że jest w jednym kawałku. Przynajmniej w odniesieniu do stanu pierwotnego sprzed... dwóch lat? Oh, tyle czasu minęło, tyle się zadziało... - W każdym bądź razie dobrze was znowu widzieć. - przywitała się, mówiąc zupełnie szczerze. Dopiero co wróciła z Minstrelu i w zasadzie całkiem się cieszyła widząc znowu ludzi, których zna i lubi. Czyli w zasadzie widząc znów przyjaciół. Tak czy inaczej samej Takarze też specjalnie nie umknęło to, jak się z nimi przywitał. Znaczy że do niej po imieniu to rozumiała. Ale ta Sonia... Zdawało jej się to jednak nieistotnym szczegółem. Usiadła na ławie po czym jej wzrok utkwił w kubku z kawą. - Dzięki... - odpowiedziała, biorąc kubek i upijając kilka łyków napoju, jednocześnie grzejąc się przy ogniu. A ciepełko to coś, co chyba lubią wszyscy. Po czym słuchała. Jakoś nie przejęła się groźbą śmierci. Nie przejęła się tym, jak okropna to może być misja. W zasadzie pamięta, że chodziła tylko na misje trudne i tylko na misje, gdzie nikt nie gwarantował jej przeżycia. Nie mogła jednak tak po prostu powiedzieć, że ta wojna to nic takiego. Że to misja jak każda inna. Że będzie łatwo. Nie, nie będzie i zdawała sobie z tego sprawę. Może być faktycznie najcięższa misją, na jaką pójdzie. Jednak nie wydawało jej się, żeby jej poziom a poziom zadań, które wykonywała, były aż tak ogromną przepaścią nie do przeskoczenia. Dała sobie radę w Pergrande - wystarczający dla Tasi powód by móc sądzić, ze da sobie radę i tak. Bez względu na to, jak będzie ciężko. Bez względu na to, jak będzie trudno. Bez względu na to, ile razy los wystawi ją tam na próbę. Z resztą co tam los. Ona nie wierzyła w los. Ani w przeznaczenie. Będzie ona i Pergrande. Żadne inne cuda. Tak przynajmniej sądziła. I pewnie nieco naiwnie.
Nie przerywała E, pozwoliła mu dokończyć, jednak pytanie, które zadał wbrew pozorom i dla niej nie było proste. Czy byłaby w stanie zabić drugiego człowieka? Tak, oczywiście, Przecież robiła to tyle razy. Tyle, że jakoś co raz mniej uważała to za powód do dumy. W jej przypadku pytanie nie powinno brzmieć "czy dałabyś radę" tylko "czy ludzkie życie jeszcze cokolwiek dla ciebie znaczy?"... Wlepiła wzrok w kawę, początkowo nic nie odpowiadając. Dałaby radę zabić. Ma na rękach krew wielu osób. I po prostu odbierała przeciwnikom życie twierdząc, że tak jest okej. Przecież wiedzieli, na co się piszą. Ona się tylko broniła... Ale jakoś teraz nie potrafiła patrzeć na to od tej strony. Zaczęła rozpatrywać jego pytanie w zupełnie innych kategoriach, niż miała. Po tym, jak po prostu dała zaszlachtować tego małego człowieczka, jakoś inaczej to wyglądało. Ona nie dała zabić dorosłej osoby, która liczy się z tym, co może się wydarzyć. A skoro zrobiła to raz, to skąd miałaby wiedzieć, czy nie dopuściłaby do czegoś takiego po raz drugi? Skoro dała zabić dziecko, dlaczego miałaby opory pozbawić życia kogoś innego? A przecież kto inny też ma życie przed sobą, może rodzinę, może przyjaciół. A jednak dobrze wiedziała, że przecież na dobrą sprawę w walce o tym nie pomyśli, nie zrobi jej to większego znaczenia. Po prostu zabije i tyle w temacie. Czyli tak jak zawsze. Tak bardzo nie chciała mieć doczepionej łatki mordercy. Przecież nie dlatego została magiem, by rujnować innym życie. Nie po to, by krzywdzić ludzi. Jak tak o tym pomyśleć, nie miała powodów, by być z siebie dumną. Może i była nie najgorszym magiem ale jak nad tym pomyśleć, czy była tez nie najgorszym człowiekiem? Minęła chwila, może dwie... Może i nawet dwie i pół nim udzieliła odpowiedzi. - Cóż... Tak. - odpowiedziała cicho, przerywając wpatrywanie się w filiżankę, a po prostu upijając łyk kawy. Co ona zrobiła... Co ona robiła... Jak teraz tak się nad tym zastanowiła, to przecież nie do tego dążyła. Ale wybrała drogę. Podejmowała decyzje. Nie wydawało jej się, żeby mogła się gdziekolwiek cofnąć z tym wszystkim, a i tak pewnie tego nie zrobiłaby, gdyby chciała. Czy gdyby wybrała inaczej, czy rzeczywistość nie wyglądałaby gorzej? Pewnie, mogła też wyglądać lepiej, ale skąd miałaby mieć pewność, że tak będzie? Może pozbawiając życia niektórych zapobiegła jakiemuś nieszczęściu. Może zapobiegła czemuś bardzo dobremu. Może kompletnie zmieniła losy świata. Skąd to miała wiedzieć? Została tylko z przeświadczeniem, że to jak postępuje, nie jest przecież w porządku ale gdy przyjdzie co do czego będzie jej to zupełnie obojętne i i tak zrobi co ma zrobić. Odruchowo bądź i nie. A przecież nie miała się za złego człowieka. No... przynajmniej nie chciała takim być. Z drugiej strony, czy nie uratowała też wielu innych istnień? Gdyby nie walczyła z Inkwizycją, ilu ludzi straciłoby życie? Może ilość osób, które mniej lub bardziej bezpośrednio ocaliła jest większa od tej, których istnienie ostatecznie i bezapelacyjnie zakończyła? Tylko nawet jeśli, to kto dał jej prawo do decydowaniu o czymś takim jak życie i śmierć? Zamyśliła się na dłuższą chwilę, jak gdyby robiąc rachunek sumienia, dość szybko, pod wpływem tego jednego pytania.
Temat jednak musiała wrzucić gdzieś za szafę i wrócić do słuchania E. Przyjrzała się wachlarzowi, który otrzymała Takano. W sumie... Do czego miałby służyć zwykły wachlarz? Nie wiedziała, ale pewnie Takano wie. A skoro Takano wie, to jej ta wiedza zdawała się nie być potrzebna. Zostały jeszcze dwa zawiniątka i w zasadzie widząc reakcje E jakoś nie zdawało jej się, żeby w tym jednym było coś dobrego. A już zupełnie przejął ją dość spory niepokój, kiedy to się do niej odezwał. Łuk? No kurczę, ale przecież Tasia nie umie strzelać z łuku. To na co jej on? Byłą to w sumie pierwsza myśl, którą jednak wrzuciła gdzieś w kąt dając szefowi kontynuować. I stopniowo jak mówił cały ten niepokój zaczął powoli przeradzać się w pewnego rodzaju przerażenie. Jeszcze ten łuk... Patrzyła się na cięciwę niczym jak zahipnotyzowana. Ona serio tam widziała ścięgno i krew? Tak jakby zwyczajna lniana nie starczyła... Łuk mogący odmienić losy bitwy? Tyle zostało z poprzednich posiadaczy? Świetnie... Co jeszcze? Chociaż może nie wygląd ją przerażał, ani to, że strzał z niego można przypłacić życiem. Przerażało ją to, jaką moc ten łuk posiada oraz to, że to ona ma decydować o tym, kiedy i czy go użyć. Siła zdolna zmieść Magnolię z powierzchni ziemi? Jałowa pustynia? A z jakiej racji miałaby z taką łatwością przesądzać o życiu tylu ludzi?! To było chore. Bardzo chore. Z drugiej strony w ogóle nie musiała z niego strzelać. W ogóle nie musiała go używać. To była tylko opcja i chyba warto było o tym pamiętać. - Mistrzu.. Myślę, że dawanie mi go to nie najlepszy pomysł. W ogóle używanie go nie jest najlepszym pomysłem. Ten sprzęt powinno się zamknąć w najgłębszym lochu na globie i zaprzęgnąć gwardię smoków do jego pilnowania. W każdym bądź razie nie będzie potrzebny. Raczej... Chyba. Tak. Na pewno. Damy radę. Wygramy to i w piątkę wrócimy. Tak będzie. - odpowiedziała, mówiąc co raz to pewniej wierząc w swe słowa. Dadzą radę. Muszą. Dlaczego miałoby im się nie udać? - Z resztą szefie, z czymkolwiek przyjdzie się nam mierzyć, jeżeli damy z siebie wszystko, to nam się uda. Nawet jeśli może nie są z nas pierwszorzędni magowie. Serio. - sama nie wiedziała, dlaczego to mówi jednak widząc co za sprzęt E ze sobą zniósł miała najnormalniejsze w życiu wrażenie, że bardzo ale to bardzo boi się o wynik starcia. Może w nich nie wierzył, może sądził, że armia Pergrande jest zbyt potężna... A Tasia wiedziała tyle, że przekopała się przez cały pałac i gwardia khana nawet jej nie zadrapała czy zbliżyła się na 5 metrów. Jasne, tam ich będą setki. To będzie bitwa o zupełnie innym wymiarze. Ale wiedziała, że im się uda. A przynajmniej wierzyła, że tak będzie. Bo chciała wierzyć. Jeżeli pójdzie tam z myślą, że przegrają, to na pewno nic z tego nie będzie. - Wiem, że idziemy na wojnę. Wiem, że to serio nie jest powód do jakiejś radości ale poważnie, uszy do góry. Póki co jest okej, nie walczymy więc nie ma co siedzieć jak na ścięciu... - rzuciła do reszty załogi delikatnie się uśmiechając do nich. Żeby ona to musiała mówić! A ją kto miał pocieszyć? Też się nie cieszyła, była pełna obaw i nie wiedziała, co ją tam czeka. Ale kiedy widziała taką Kirino siedzącą jak niemal bez życia czy przygnębioną Sonię to coś ją momentalnie trafiało. Znaczy przynajmniej w przypadku Kirino bo ta druga może już tak po prostu miała? Pewnie, hałas i gwar na dłuższą metę był uciążliwy, ale taka jakaś dziwna cisza z ich strony też nie wydawała jej się w porządku. I wiedziała, że może im być ciężko, bo jej też było. Ba, nawet widać było, że sama jest wystarczająco zmartwiona. Nie miała nic do walki, ale wojna to było coś, co automatycznie kojarzyło się ze śmiercią i cierpieniem. Może naiwnie wierzyła, że wszystko się ułoży. Że nie będzie aż tak źle. Że nie będzie tak trudno. I chyba nawet wolała, by zostało jej tak jak najdłużej. Jakoś tak jej było łatwiej. I w sumie nadrabiając za resztę, miała jedno pytanie. Może nie jakieś bardzo ważne z punktu widzenia misji, ale ciekawość robiła swoje. Patrząc na ten piekielny łuk po prostu nie mogła nie pytać. - Mistrzu... Kim była poprzednia dwójka, która z niego strzelała...? - zapytała spokojnie przypatrując się zawiniątku z bronią. Jeżeli to jej przypadnie z niego strzelać, to chciałaby wiedzieć. Chciała by wiedzieć, kto go dzierżył przed nią. Chciałaby wiedzieć, kto był aż tak zdesperowany, by poświęcić własne życie. Chciałaby wiedzieć, w jakim celu. Dlaczego? Dlaczego zrobili tak, a nie inaczej? Tak, jakby jej to miało jakkolwiek pomóc później z decyzją. Chciała wiedzieć, kto ciągnął wcześniej za tą cięciwę. Nie można zapominać o ludziach, którzy poświęcili swoje życie dla swojego celu. Jakiekolwiek użycie go, nawet jeśli teraz tego nie planowała, i nie zastanowienie się nad tym byłoby dla nich zniewagą. I w sumie tyle, nim przywitała się z nowo przybyłym. Gryfy? Spodziewała się pociągu. Znaczy takiego na szynach, nie latającego. Dlatego też nieco ją zaskoczyło ich przybycie. Jeny... Będzie lecieć na gryfie!? Są rzeczy silniejsze od woli człowieka. Taką siłą było ostrożne podejście do jednego z nich i ostrożne pogłaskanie takiego po dziobie. Pierwszy raz widzi gryfa! Nawet nie zauważyła, kiedy się tak po prostu uśmiechnęła widząc drapieżników. No i chyba nie zostało jej nic innego, jak wdrapać się na jednego gryfa wraz z Takano.
Sonia
Liczba postów : 208
Dołączył/a : 24/11/2013
Temat: Re: Północna Ściana Hochburg Sob Lis 07 2015, 03:26
Tuż po tym, jak rozstała się z E, Sonia nie miała innego wyjścia, jak podjąć odpowiednie przygotowania. Jak sam nauczyciel powiedział, mogła stać się punktem przeważającym i ułatwiającym wygranie, ale szale mogły się przesunąć i w drugą stronę tylko dlatego, że nie była na to gotowa. Nie wiedziała, czego mogłaby się spodziewać, więc przeczytała książki o Isenbergu i Pergrande, w miarę swoich możliwości, przygotowała jakieś cieplejsze ubranie i zastanawiała się, jak to będzie wyglądać... czego się obawiać... jakie są jej plusy, jakie słabości. Kim właściwie są Takara i Kirino? Czy na pewno będzie dobrze? Czy sobie poradzi? Nieustanne przemyślenia od pytania do pytania sprawiały, że przez kilka dni, tych najbliższych misji, nie była w stanie normalnie funkcjonować. Nie mogła spać, trzęsły jej się ręce, nie mogła się na niczym skupić. A w noc, w którą mieli wyruszać w ogóle nie zmrużyła oka. Siedziała na łóżku z podkulonymi nogami, wpatrując się w punkt na ścianie tylko odliczając minuty. Gdy nadeszła odpowiednia godzina po prostu opuściła wynajęty pokoik i ruszyła na umówione miejsce z jedną małą torbą na plecach. Była ostatnia, ale nie wyglądało na to, by się spóźniła. Przy okazji miała bardzo dobrą okazję ku temu, by przyjrzeć zgromadzonym przy ogniu osobom. E i Takano była w stanie rozpoznać od razu. Większy problem miała z kolei przy Takarze i Kirino, bo nigdy ich wcześniej nie spotkała, powitała je jednak lekkim skinieniem głowy, zajmując miejsce na ławeczce. Kawę przyjęła z wdzięcznością, a później pozostawało jej tylko słuchać. W międzyczasie też dowiedziała się, kto jest kim w tej całej układance. Pół godziny... czas wlókł jej się niemiłosiernie. Nie miała żadnych pytań, żadnych możliwych wątpliwości. Tylko siedziała jak dziecko okrzyczane przez rodzica, które nie do końca rozumie, dlaczego. Przy kolejnej próbie rozmowy ze strony E, Sonia lekko pokręciła głową, choć wewnątrz poczuła chłód. Nie. Po prostu nie. Miała jakieś dziwne przeczucie, że nigdy, nigdy przenigdy nie powinna tego robić. Podobne przeczucie miała również, gdy zobaczyła okropny łuk i dorobioną do niego historię. Nie. Nikt nie powinien z niego korzystać. Spojrzała z lekkim przerażeniem na Takarę, która była podobnego zdania. Tylko skąd ona brała ten optymizm? Nie wiedziała. Sonia nie potrafiła jakoś go wykrzesać. Uśmiechnęła się wątło w jej stronę, tak bez przekonania. A później nastąpiło coś niezwykłego. Z nieba zleciały niezwykłe stworzenia, których gdy nie widziała. Oraz równie niezwykły mężczyzna, który przyleciał z Gryfami. Lekko powiedzieć, że Sonia czuła się skonfundowana całym wydarzeniem, nie mówiąc już o tym, że nie wiedziała, kiedy jej dłoń znalazła się w dłoni czarnoskórego, ale nie ważne. Miała lecieć na grzbiecie tak pięknego stworzenia, że na chwilę zapomniała o przygnębieniu. Pozostała jej tylko przejażdżka z E.
Jo
Liczba postów : 5542
Dołączył/a : 29/08/2012
Skąd : Poznań
Temat: Re: Północna Ściana Hochburg Sob Lis 07 2015, 13:25
MG
Widząc nieodpowiednie zachowanie Takary, E uniósł jedną brew, pozwalając jej jednak dokończyć wszystkie słowa które wypowiedziała w czasie posiedzenia. Zaraz potym w jego dłoni pojawił się kamienny kijek którym bardzo szybko dwukrotnie dźgnął Takarę w żebra. Wytrzymałość swoje robiła i w zasadzie ciosy bardziej łaskotały niż bolały, ale boleć mogła na pewno urażona duma.-Mistrzu. Dzień dobry mistrzu, tak mistrzu... zapomniałaś widzę lekcji z Dessertio. Jak wylądujemy - 200 przysiadów.-Zawyrokował E. Od Sonii nie wymagał aż tyle, aczkolwiek Sonia posiadała jakąś kulturę no i rzecz jasna, Sonia nie mówiła. Ciężko było okazać brak szacunku słowem pisanym, może w oficjalnym liście, ale bazgrząc w notatniczku to już tak nie specjalnie. Przynajmniej E kompletnie tego nie odczuwał w odróżnieniu od wciąż nie naprawionego, wychowania Takary. Aż zaczął się zastanawiać kto był jej rodzicami.
Pytanie Takary wymagało nieco zastanowienia, po chwili E jednak westchnął, stwierdzając że znajomość historii tego łuku, nie zaszkodzi. Fakt faktem że nie pomoże, ale dokształcanie młodzieży to w zasadzie całkiem ok sprawa.-To tylko legendy, nie wiadomo ile z tego jest prawdą a ile fikcją.-Zaznaczył na wstępie E.-Kiedy jeszcze po świecie błąkały się demony a magia nie była taka jaką znamy ją teraz, na świat przyszło dziecko. Dziecko wyjątkowe, kompletnie inne od małego uznawane za mieszankę człowieka i demona, a to przez fakt że już jako noworodek dysponował "mocą" a w tamtych czasach mocami dysponowały wiedźmy, demony i nieliczni ludzie którzy w jakiś sposób do mocy się dorwali. Chłopiec ten otrzymał imię Agalast, które może być wam teraz znane jako imię pierwszego maga na świecie. W każdym razie jedna z historii mówi o tym, jak Agalast zabił króla demonów, ten jednak umierając rzucił klątwę na łuk Agalasta. Chłopak wiedział o tym a mimo to w jakiejś z wielkich wojen tamtych czasów, pociągnął za cięciwę. Moc jaką dysponował była ogromna. Tak ogromna że olbrzymi kawałek kontynentu łączący obecne Fiore z Ca=Elum, przestał istnieć. Agalast umarł, a łuk zaginał, tak się przynajmniej wydawało.-Pociągnął łyk kawy.-O drugim strzale niewiele wiadomo. Łuk wpadł w ręce jakichś podrzędnych magów, w kłótni jeden z nich pociągnął za cięciwę, zginęło wtedy wiele osób. Zresztą było to kilkadziesiąt lat temu.-Postanopwił nie poruszać tematu tego jak Rada czy sam E teraz, weszli w posiadanie tego łuku, to nie było ważne. A chwilę później drużyna wsiadłwszy na gryfy udała się w podróż.
Rodrick spojrzał na Kirino przyjaznymi brązowymi oczami i uśmiechnął się figlarnie, wpadając na przegenialny pomysł kiedy obserwował tą różowowłosą dziewczynę.-Jak będziesz grzeczna to nie spadniesz, w teorii. W praktyce polecam śpiewać jakieś skoczne piosenki. One to lubią.-Poklepał gryfa na którym siedzieli w bok. Zaraz potem gryfy wystartowały.-Lot potrwa jakieś 3-4h, do świtu powinniśmy zdążyć-Oznajmił Rodrick gdy powoli wznosili się w powietrze.-Złap się mnie mocno i nie puszczaj.-Dodał jeszcze murzyn a potem z dużą szybkością pomknęli na wschód. Do uszu Kirino co rusz docierało nucenie Rodricka, a co jakiś czas nawet jakaś skoczna piosenka. Kłamał i po prostu lubił śpiewać? A może nie kłamał i Kirino też powinna śpiewać?
Kłamał. E nigdy by nic skocznego nie zaśpiewał. A gdyby zaśpiewał, to gryfy prawdopodobnie by ogłuchły. Sonia nie mogła ani pisać, ani mówić, bo w zasadzie musiała trzymać się E żeby nie spać z nietypowego środka lokomocji. W każdym bądź razie ten Gryf miał bardzo cichcych i spokojnych podróżnych. Jedno mówić nie mogło, a drugie nie chciało. Tworzyli więc doskonałą parę cichych i małomównych osób. Sonia za to mogła podziwiać widoki w dole a widziała całe nic, bo było zbyt ciemno. Jedynie gwiazdy bliżej niż kiedykolwiek, oraz chmurki na wysokości twarzy. Co ciekawe pęd powietrza zdawał się jej nie przeszkadzać, na dodatek u góry wcale nie było zimniej niż na dole. Zapewne działanie jakiegoś ochronnego zaklęcia.
A co u Tasi? A Tasia spadła z gryfa. Na szczęście Takano miało prawo jazdy na gryfy i szybko złapała Tasie nim ta uderzyła w ziemię. Nie ma to jak bycie gapowatym tankiem. W takich wypadkach spadanie ze środków lokomocji było całkiem naturalnym zjawiskiem, w końcu czy ktoś widział w naturze, czołg latający na gryfie? Nie, takie rzeczy się nie zdażały a mimo tego Takara podjęła się tej próby i jak widać lekko nie było. Przynajmniej wiedziała żeby się mocniej Takano trzymać. No ale Tasia miała nie małe przeżycia. Mogła się przestraszyć, roześmiać albo zignorować własne ciągoty do ziemi. Może to było takie niepisane prawo, że magi ziemi nie może latać? Ale w takim razie dlaczego E nie spadał? Może dlatego że był też magiem powietrza? Cwana bestia pewnie przewidziała taki obrót wydarzeń. Jakkolwiek było, po złapaniu Takary, gryf wydał z siebie dziwny dźwięk i coś Takarze mówiło, że się z niej śmiał. A co jak zrzucił ją specjalnie wiedząc że Takano ją złapie? Podłe stworzenia, te gryfy.
Ogólnie podróż minęła grupce bardzo przyjemnie i spokojnie, zwłaszcza Tasi. Kiedy znajdowali się w powietrzu mogli nawet podziwiać wschód słońca i pierwsze jego promienie odbijające się od śniegu pokrywającego szczyty gór Isenbergu. Gdyby magowie mieli nieco lepszy wzrok, a niestety nie mieli, na pewno zauważyliby walkę żuczków gnojarków pod jedną z pobliskich sosen. Na zaznaczenie zasługuje fakt, że ten bardziej ubrudzony kupą, wygrywał. W każdym bądź razie Isenberg z powietrza i to o świcie wyglądał naprawdę ślicznie. Wszędzie były góry, iglaste drzewka, zwierzątka których magowie nie widzieli a nawet od czasu do czasu pojawiał się jakiś ptak, te już widzieli, nawet trochę zbyt dobrze bo w pewnym momencie E dostał w twarz z rozpędzonego gołębia i o ilości przekleństw które rzucił przez resztę podróży, można by mówić wiele, a biedna Sonia musiała słuchac niemal trzydziestominutowej wiązanki przekleństw i słów których na pewno nie powinna powtarzać. Zresztą E też nie powinien ich mówić ale najwidoczniej każdy miał taki moment w którym tama pękała i wszyscy byli zalewani słowami co najmniej nie cenzuralnymi. W każdym bądź razie E skończyl klnąć kiedy w dole zauważył namioty, sporo namiotów, a nieco dalej twierdzę. Więc Hochburg poprosił o wsparcie? Bardzo dobrze. Podchodząc do lądowania na szczycie twierdzy, magowie świetnie slyszeli pobrzękiwania na wschodzie, a skoro słyszeli go aż tutaj, to ludzi po stronie Pergrande musiał być pogrom. W nocy pewnie mogliby to jakoś ocenic, poprzez ilość ognisk, ale było już zbyt jhasno i tylko niewyraźne plamy na horyzoncie świadczyły o obecności wojsk wroga.
Kapral Fritzhofth był w żałobie. Nic dziwnego, jeszcze nie tak dawno stracił brata bliźniaka. Czy czuł z tego powodu jaką wielką złość? Nie, nie specjalnie. Znaczy pewnie by czuł, gdyby nie fakt że czucie takowej zmuszałoby go do odczuwania chęci zemsty. A kapral był człowiekiem inteligentnym. Gdyby chciał się zemścić na tym co zabiło jego brata, sam by zmarł, a do umierania mu śpieszno nie było. Na dodatek był zbyt wielkim tchórzem by zdezerterować i tym oto sposobem znalazł się między młotem a kowadłem. Jednakże były rzeczy gorsze niż armia Pergrande oblegająca twierdzę. Rzeczy o wiele gorsze niż śmierć jego brata. Otóż skończył im się chleb. Została głównie peklowana wołowina, melonka konserwowa i suszone mięso. W zasadzie lubił suszone mięso, rzecz w tym że suszone mięso zapijane kako, wcale nie smakuje dobrze. W zasadzie smakuje całkiem ohydnie a stanowiło to dietę kaprala od conajmniej dwóch dni, chociaż jemu wydawało się że od ostatnigo kawałka chleba który trzymał w ustach, minęły już całe lata. I nie był jedyną osobą w twierdzy, mierzącą się z tymi okropnymi problemami. Można by wręcz rzec, że twierdza jak i pobliskie pola oblegane są przez żołnierzy, którzy za kilka dni będą gotowi sprzedać Isenberg za wódkę i chleb. Ale co się dziwić ludziom których jedyną radością w życiou ostatnimi czasy, były zawodowe walki żuczków gnojarków? Swoją drogą kapral na ostatniej walce przegrał ostatnie pół jabłka, które oszczędzał na czarną godzinę. To było smutne. Prawie tak smutne jak kiedy ich kucharz Bonifacy próbował ugotować zupę z pająków zanalezionych gdzieś pomiędzy peklowaną wołowiną a suszonym mięsem w magazynie. Niestety, zupa z pająków nie smakowała tak dobrze jak z zalożenia miała i eksperymenty kulinarne zostały odstawione na bok. Żołnierze dalej musieli się modlić o obiecany transport z żywnością. Problem w tym że ciężko zorganizować nagle żywność dla tylu chłopa. Cieżkie jest życie żołnierza na froncie.
Te sprawy nie były jednak teraz kluczowe. Ważny był fakt że miało dzisiaj przybyć wsparcie z Fiore. Kapral nie lubił Fioryjczyków, mam mówiła że śmierdzą im stopy i kradną. Aczkolwiek w tym momencie żołnierz nie miał nic przeciwko mieszkańcom Fiore. Chociaż zdecydowanie byli niesamowicie głupi, pchać się na śmierć w nie swoim państwie. Czekał więc na ich przybycie na szczycie twierdzy, pijąc leniwie kakao, kiedy to dostrzegł trzy gryfy próbujące wylądować nieopodal. Pierwszą myślą kaprala było, dla ilu żołnierzy można zrobić gulaszu z trzech gryfów? Dopiero potem dostrzegł jeźdźców i zrozumiał że chyba przybyło ich "wsparcie". Niestety zaraz potem gryfy i jeden z jeźdźców, odlecieli. Żegnaj gulaszu.
Rodrick pożgnał się ze wszystkimi poczym szybko zabrał gryfy i odleciał z powrotem do Fiore, widocznie nie chcąc brać udziału w tej całej wojnie. I co się zresztą dziwić zwykłemu przewoźnikowi?-Dobrze, to teraz...-Zaczął E jednak chwilę później wpadł w niego jakiś człowiek. Kapral Fritzhofth, bo to właśnie był on, wyglądał niesamowicie przeciętnie. Tak przeciętnie że nawet narrator nie miałby ochoty przytaczać jego wyglądu. W każdym bądź razie przeprosił łamanym fioryjskim.-Wy to ta delegacja z Fiore? Staruszek i cztery dziewczynki? Super. Nie no, naprawdę, jestem pod wrażeniem. Kto wpadł na ten genialny pomysł? Chciałbym mu osobiście podziękować.-Powiedział nieco załamany składem misji kapral, niedostrzegając jeszcze uśmiechu na twarzy E i nie zdając sobie sprawy że to najlepszy moment na wycofanie się.-No nie, dobra, niby mam was zaprowadzić do dowództwa, więc chodźcie czy coś. Wiecie wy w ogóle że to wojna? Przyznajcie się co zrobiliście że was tu wysłano? Zamach na króla? Kurde faktycznie w Fiore sami barbarzyńcy. Nawet jak na karę śmierci to całkiem wredny sposób jej egzekwowania. Jak chcecie to ja wam mogę po kulce wsadzić i będzie po problemie, bo ja bardzo litościwy jestem nie? Możecie też dogadać się z generałem, może puści was do domu i odbębnicie wyrok w lochu czy na szubienicy, to wciaż lepsze niż śmierć tutaj...-Mówił dalej, prowadząc grupkę schodami w dół, wgłąb twierdzy. Tasia w tym czasie mogła dojść do wniosku że jest na świecie ktoś równie głupi jak ona, reszta zas pewnie zauważyła że w twierdzy jest równie zimno jak na zewnątrz i wszędzie palą się prowizoryczne ogniska, ogólnie bieda z nędzą bo nawet lacrymy nie działaly i używano starych dobrych pochodni. W pewnym momencie kapral się zatrzymał, wskazując na drzwi przed grupką.-No to wiecie, ja spadam. Kakao wzywa. I pamiętajcie że jak coś to ja wam zawsze pomogę. Bo mi nie przeszkadza że kradniecie i śmierdzą wam stopy.-E uniósł tylko brew i z bardzo wrednym uśmiechem wszedł do pomieszczenia, dziewczyny mogły wejść za nim jednocześnie zauważając że jakimś dziwnym zbiegiem okoliczności, stopy kaprala wrosły w beton. Ten jednak zdał sobie z tego sprawę dopiero kiedy goście wszeli do pomieszczenia i drapiąc się po głowie zastanawiał dlaczego tak i co z tym fantem teraz właściwie zrobić. Nie wiedział nawet, że życie zawdzięczał tylko i wyłącznie pośpiechowi E.
E bardzo nie lubił wielu rzeczy. Gołębi na przykład o. Albo gryfów. Ale to pewnie dlatego że swoje lata już miał i 4h na gryfie sprawiły że jego plecy, biodra i nogi prosiły o litość i odpoczynek. teraz do długiej listy dołączył również kapral, który ku wielkiemu zdziwieniu E był tak głupi jak Takara. W każdym bądź razie gdy grupka weszła do kolejnego pomieszczenia, tam przy ogromnym stole siedziała dwójka osób. W jednej z nich, a mianowicie młodym czarnowłosym mężczyźnie, Takano rozpoznała swojego brata. Akiya szybko podszedł do Takano i uściskał ją.-Cieszę się że bezpiecznie dotarliście, nie było żadnych problemów po drodze?-Zapytał, na co E tylko odchrząknął.-Na zewnątrz stoi jakiś człowiek, przypadkiem wmurowało mu stopy w beton.-Zdziwiony Akiya spojrzał na Takano a potem na E.-Przypadkiem? Cóż... zajmiemy się tym...-Powiedział spokojnie, a potem uścisnął dłoń dziewczynom.-Akiya Aio, dowódca tego miejsca. Miło mi poznać kandydatki na magów rangi S. Które z was są podopiecznymi mojej siostry?-Zapytał Akiya, a po chwili wskazał jeszcze dłonią na różowowłosą dziewczynę, która stała nieco z tyłu.-Gerlah Asmif, Jedna z wyższych rangą oficerek.-Przedstawił kobietę, która jedynie skinęła głową.-W każdym razie pewnie chcecie odpocząć? Spotkanie dopiero za 5h.-Powiedział do E, na co ten skinał głową, poczym skierował się do drzwi na drugim końcu pomieszczenia, co wymagało okrążenie wielkiej mapy w jego centrum. Dziewczynom nakazał iść za sobą a Takano... Takano mogła robić co chciała. W każdym razie w kolejnym pomieszczeniu był kominek a w nim wesoło trzaskał ogień. Na dodatek na ziemi ułożono wiele skór, a w kącie stało łóżko.-Kładźcie sie gdzie chcecie i spróbujcie zdrzemnąć.-E położył się w kącie, zakrył twarz kapturem i zasnął. A dziewczyny mogły nie budzić E, spróbować zasnąć albo zrobić coś co E obudzi. Ostatnia opcja zdawała się mało bezpieczna.
5h minęło dość szybko a gościom dostarczono suszonego mięsa i kakao. E spojrzał na napar z obrzydzeniem i odstawił gdzieś na bok, ze swojego bagażu wyjmując polowy czajniczek, lacrymę nagrzewającą kubek i kawę.-Kawy komuś?-Zapytał poczym zaparzył sobie i każdemu kto dał mu kubek na ten szlachetny napój. I tak uzbrojony w suszone mięso i kawę, nakazał wszystkim ruszyć na zebranie, na które sam pośpieszył. Pomieszczenie nie specjalnie zmieniło się w 5h. Mapa po środku pomieszczenia, kilkanaście krzeseł, tylko osób było o trzy więcej. Rosły mężczyzna bez oka, poznaczony bliznami o siwych włosach.-Generał Marcoff-Przedstawił się męzczyzna.-Pułkownik Guller-Przedstawił się wychudzony czarnowłosy okularnik.-Major Sena Kalfmaun.-Przedstawiła się na końcu kobieta z brązowym kokiem, wyglądająca bardziej jak surowa dyrektorka prywatnej szkoły niż wojskowa.-Świetnie, są już wszyscy i możemy zaczynać.-Powiedział Akiya, kiedy już reszta się przedstawiła.-Zacznę więc od wprowadzenia gości. Jak wicie jakiś czas temu po stronie Pergrande pojawił się ktoś kto zabił wielu naszych i zrobił wyrwę w fortyfikacji. Zgodnie z przewidywaniami ruch ten nie został ponowiony co znaczy że potrzebują dużo czasu by ponownie go użyć. Niestety w wyniku tego atak,u przestały działać Lacrymy. Nie mamy więc wystarczająco dużo ciepła czy oświetlenia. Na dodatek pokończyły się te krótkoterminowe zapasy. Pozostały nam warzywa, mięso oraz kakao. Bardzo dużo kakao.-Powiedział ze zniesmaczeniem. Nawet jemu zbrzydło kakao. Dlaczego armia miała go tak dużo? Tego nawet on nie wiedział.-W twierdzy stacjonuje obecnie 130 żołnierzy, dodatkowo po 20 na każdą wieżę. W obozie za twierdzą mamy okmoło 20 magów i 7.000 ludzi. Dodatkowo 10.000 dotrze tutaj za 2 dni. Większość armii uzbrojona jest w miecze i tarcze, strzelby, pistolety skałkowe i karabiny maszynowe. Część w piki i część w muszkiety z bagnetem ci mają też konie. Posiadamy niewielką ilość łuczników, wszyscy znajdują się już na wieżach. Co do armii Pergrande.-Westchnał.-Potężny mag który zrobił wyrwę w naszym murze, wiem też że dysponują oddziałem kapłanów, machinami bojowymi i ponad 50.000 żołnierzy, nie wiemy ilu jest ich dokładnie. Część stacjonuje niedaleko za małym masywem górskim, reszta kilka kilometrów dalej za lasem.-Pokazał na Mapę. Tutaj też E pokiwał głową i spojrzał na swoje uczennice.-No to teraz, wasza trójka zada pytania. Poza tym powiedzcie mi czym powinniśmy się zająć przed bitwą, kiedy waszym zdaniem uderzą, jak i jaką strategię obronną powinniśmy podjąć.-Powiedział dziewczynom, na co z oburzeniem zareagowała pani Major.-To wojna panie E! Nie mamy czasu na takie zabawy!-Powiedziała z oburzeniem.-Owszem to wojna, ale mamy czas. Ich wyp;owiedź nie zajmie go wiele.-Oznajmił stanowczo.-Majorze, niech im da pani szansę. To potężne wsparcie, Lord E na pewno wie co robi.-Powiedział uspokajająco.-Staruszek i trzy dziewczynki?-Wysyczała. E chciał już zapewne coś powiedzieć ale Akiya nie dał mu szansy.-Ten staruszek brał udział w większej ilości wojen niż pani i to kiedy jeszcze nie było nas na świecie. A te młode dziewczyny są kandydatkami na magów rangi S. O ile mi wiadomo taki mag jest wart więcej niż kilka naszych czołgów. Tak, damy im szanse.-Powiedział stanowczo ucinając dyskusje. E uśmiechnął się pod nosem dochodząc do wniosku że nawet Akiye polubi. Wydawał się dobrym i mądrym człowiekiem. Różnił się znacząco od swojej młodszej siostry.
W międzyczasie na zewnątrz kapral Fritzhofth przeżywał mały dramat. Nogi które zamurowało mu w betonie zaczęły go boleć. Na szczęście kapral odkrył że mimo zamurowanych stóp jest w stanie siedzieć. Trochę się przestraszył kiedy odkrył że nikt nie śpieszy mu z pomoca, na szczęście po jakichś czterech godzinach przysłano kogoś z młotem i dłutem. Wbrew pozorom nie uradowało to mężczyzny który teraz z lękiem obserwował operację uwalniania go z betonu. W myślach wciąż zastanawiał się w jaki sposób mogło do tego dojść, kompletnie nie zdając sobie sprawy z tego że kogokolwiek obraził a już na pewno z tego że ten staruszek był w rzeczywistości całkiem silnym magiem. Popijając kakao rozmyslał dalej, dochodząc do wniosku że muszą być to jakieś pozostałości po tamtym potężnym ataku a zwłowroga karma sprawiła że to akurat on, niewinny kapral wpadł w tą okrutną pułapkę i był teraz zmuszony znosić te wszystkie okropności losu.
Czas na odpis: 10.11 godzina 13:00
Stan postaci: Kirino: 154MM Sonia: 183MM Takara: 180MM
//Objaśnienia do mapki -> To po lewej to góry i sama twierdza. Czarny punkt w twierdzy to dziura a te kółka na jej krańcach to wieże. Nieco bardziej na prawo i wyżej znowu mamy góry, a za nimi mniejszy oddział Pergrandczyków oraz ich machiny wojenne. To zielone niżej to las, a za nim dużo większy oddział Pegrandczyków. To szare na mapce to połacie lodu i śniegu, gdzie chodzenie nie jest szczególnie bezpieczne. Odległości na mapce nie są zbyt oczko więc nie ma się co nimi sugerować. Odległość od tych pierwszych gór to jakieś 3km, a od większego oddziału, jakieś 10km.//
Frederica
Wytrwała Pierepałka
Liczba postów : 2947
Dołączył/a : 14/02/2014
Temat: Re: Północna Ściana Hochburg Sob Lis 07 2015, 15:56
Problem z dumą Takary poległ na tym, że zgubiła jakąś jego część wraz z większością swojego ekwipunku gdzieś w Barat Umbal. Musiała. Prawdopodobnie bez tego niektórych rzeczy by po prostu nie zrobiła, rzuciła misję i wyjechała do Fiore. Ale czy ktokolwiek doceniał jej poświęcenie? A gdzie tam... A jak wróciła to pierwsze co to zażalenie, bo całe Pergrande postawili na nogi. Fakt, nie była jakoś specjalnie zadowolona z dźgania jej w żebra, ale nie była też zła. W zasadzie z perspektywy Takary sytuacja była nawet zabawna. Nic więc dziwnego, że się po prostu do E uśmiechnęła. - Wybacz, mistrzu. - odpowiedziała nieco rozbawiona. W zasadzie nawet trochę jej przez ten cały czas tego brakowało. Tych mozolnych prób E w wychowaniu jej na kulturalnego człowieka. Na swój pokrętny sposób było to nawet miłe, chociaż oczywiście dźganie jej kijem w żebra średnio się pod coś takiego zaliczało. Nie mniej miała wrażenie, że nie jest mu jakoś obojętna. No by czy jeśli by była, to by się cokolwiek wysilał w tej materii? - Ale mistrzu... tylko 200? Już dobijmy do tych 350. Przy 200 to się nawet nie zmęczę. - dodała zupełnie poważnie, acz drobny banan jej dalej nie złaził z twarzy. Jakoś już dawno przestała traktować wszelakie kółka wokół Kardii czy przysiady jako karę. No bo czy dodatkowy ruch mógłby być karą? Ruch to zdrowie. A zachowanie kondycji to coś dość istotnego. Bardziej by była niepocieszona, gdyby miała tak z 50 razy wchodzić i schodzić po schodach przy Płaskowyżu w Pergrande. Nie chodziło o to, że byłoby to mozolne i długo by z tym zeszło. Chodziło o to, że tam można się bardzo łatwo i bez wysiłku zabić. A Tasia jednak wolała być bezpieczna.
Tymczasem przy historii łuku zaczęła uważnie słuchać. Chciała jak najwięcej zapamiętać. O nic więcej nie pytała. Założyła, że wszystko co o łuku wiedział, to powiedział. Trochę tylko szkoda, że ten drugi po prostu pociągnął za cięciwę "bo tak". Trochę głupi sposób na wyzionięcie ducha. Nieźle. Ma do dyspozycji łuk należący do pierwszego maga, a który może sprzątnąć kontynent. To już chyba podchodzi bardzo mocno pod jakiś mityczny artefakt, jednak jeżeli to by od niej zależało, po prostu by go zniszczyła. Jest taka moc, która nie powinna wpaść w ręce ludzi. Nigdy.
Tymczasem w górze prawie dostała zawału, kiedy normalnie spokojnie lecąc na gryfie nagle ziemia zaczęła się zbyt gwałtownie do niej przybliżać, zostawiając Takano i gryfa w górze. Albo to może ona zaczęła się przybliżać do ziemi? W każdym bądź razie niemal pewna dość lichego końca zwego życia zaczęła szukać sprzączki jakby mało oczywistym był fakt, że sprzączka to przy pasku. I nim uderzyła w ziemię została magicznie, cudowanie ocalona przez Takano. Chwała jej! Tak, zdecydowanie latanie zaspana na gryfie nie było dobrym pomysłem. - Dzięki... - odpowiedziała próbując uspokoić tętno. Serducho waliło jakby chciało zaraz jej się wyrwać ciągnąc za sobą kilka żeber. Ostatecznie jednak podróż przebiegła dobrze. W podróżowaniu było to dobrego, że mogła pooglądać krajobrazy. A krajobraz Isenbergu w zasadzie ją urzekł. Co prawda nie lubiła zimna, ale góry i lasy pokryte białym puchem, jeszcze o wschodzie słońca. z tej perspektywy wyglądały cudnie i w zasadzie mogłaby go obserwować przez długie godziny. Tylko, że nie mieli aż tyle czasu. Zupełnie zaś zignorowała wcześniejsze zachowanie gryfa. Musiał mieć specyficzne poczucie humoru tak zrzucając Tasię
Jednak kiedy w którymś momencie E dostał z gołębia z trudem powstrzymała się od parsknięcia śmiechem. Może to nie było miłe z jej strony, ale po prostu ta niecodzienna kolizja zdawała się jej być zemstą świata za dźganie Tasi w żebra. Może i zupełnie tego nie odczula, jednak ciągle obrywając gdzie by się nie pojawiła po prostu wolała, żeby nikt na nią ręki nie podnosił. Nikt chyba nie chciał. Tak jakby mało obrywała od innych. I nawet jeżeli nie była zła i zupełnie nic jej wtedy nie zrobił, kompletnie nic, nie uważała, że było to w porządku. - Biedny gołąb... Pewnie będzie mieć teraz traumę do końca życia. - skomentowała dość głośno, obserwując oddalające się ptaszysko. Przeżył w zasadzie cudem, jednak miała dziwne wrażenie, że jej egzystencja może za to zostać mocno zagrożona. Ale cóż... Są rzeczy, od których nie można się powstrzymać, a też nie mówiła tego, by kogokolwiek urazić. Na dobrą sprawę nawet byłaby za tym, by nieco rozluźnić atmosferę. Wcześniej Tasia myślała, że faktycznie momentami zdarza jej się odezwać zupełnie niezgodnie z przyjętymi zasadami kultury używając bardzo dużo słów, które dla osób kulturalnych nie znajdują się w słowniku. Ale tak słuchając E doszła do wniosku, że ona to tam bardzo grzeczne i kulturalne dziecko pod tym względem. A ten ma jeszcze jakieś zastrzeżenia... No cóż.
Dolecieli. W miarę (chyba) spokojnie bez większych (chyba) zgrzytów. Przywitał ich kapral i chociaż próbowała traktować go poważnie, no bo w końcu wojskowy, to chyba coś nie wyszło. - Z nim na pewno wszystko w porządku...? - rzuciła do towarzyszy patrząc po wszystkich. Tak, mówiła o kapralu, który chyba gadał od rzeczy. I zupełnie nie przeszkadzało jej mówienie o nim, przy nim, z innymi. To chyba podchodzi pod obgadywane. Zwłaszcza obserwowała E. Nazwanie go staruszkiem nie wydawało jej się szczytem inteligencji. Zaś nazwanie jej dziewczynką zignorowała. Ni ją to ziębiło, ni parzyło. Tylko, że dziewczynką to można nazwać dziesięciolatkę. Ale mniejsza... Ruszyła do twierdzy nieco dygocąc z zimna. Mogła wyciągnąć w sumie szalik czy coś ale trudno. Była na tyle ciepło ubrana że nieco odczuwała niską temperaturę ale szło to jakoś zdzierżyć. Z resztą kiedyś spała na północy a była lżej ubrana niż teraz. Ostatecznie doszli do jakiegoś pomieszczenia i ponownie katem oka zerknęła na E. Nie mniej oczekiwała prędzej, że będzie trzeba go składać jakimś specjalistycznym sprzętem, a tu nope. - Tylko tyle...? - rzuciła pod nosem lekko zawiedziona zwykłym doczepieniem go do podłogi. Definitywnie Tasia była za strzeleniem mu w twarz czymś ciężkim.
Weszli do pomieszczenia, zaś Tasia nie bardzo wiedząc, czego się spodziewać, po prostu trzymała się z tyłu. Było tu za dużo ważnych osób. A Tasia akurat miała świadomość tego, że potrafiła zrobić przypadkiem coś nieodpowiedniego w nieodpowiednim czasie przy nieodpowiednich osobach. Dlatego też z zaciekawieniem po prostu obserwowała, co się działo próbując zapamiętać kto jest kim. Jedyne co powiedziała, to dość krótkie - Dzień dobry. - nie wiedząc, co w zasadzie ma odpowiedzieć. No bo w sumie Takano mistrzem gildii już nie była, więc nie była pewna, czy chodzi o to, które z nich są z Fairy Tail. Dlatego tez postanowiła nie powiedzieć nic i zdać się na taką Takano, dalej chowając się za własnym mistrzem i Ósmą. Tak było lepiej. Ot, nie rzucać się w oczy, nie wychylać. Nie chodziło o to, ze się bała czy nagle stała się nieśmiała. Po prostu im mniej będą od niej czegoś chcieli, tym mniejsza szansa, że popełni jakąś gafę. A przy E wydawało się dość istotne pilnować tego, by jakiejś nie popełnić.
Pięć godzin. Dość sporo czasu, zaś słysząc, że ma iść za E, po prostu za nim poszła do innego pomieszczenia. Sen. Tak, coś co by się jej przydało, a raczej nie liczyła, by dane jej się było wyspać. Kiedy E się położył spać, sama zrobiła to samo naiwnie wierząc, że spokojnie obudzi się za pięć godzin. Wypoczęta mniej lub bardziej, ale na dobra sprawę wyspana. No i w zasadzie po kilku minutach zasnęła. I spała. I prawdopodobnie spałaby dalej, gdyby gdzieś po dwóch godzinach nie obudziły ją, jak z resztą niemal co noc, ten sam krzyk syna khana słyszalny tylko przez Tasię w jej własnej głowie. Niemal automatycznie wydała z siebie jakiś przytłumiony acz krótki krzyk, podniosła się do siadu trzęsąc się jak galaretka zaś twarz chowając w dłoniach. Jakie to było irytujące! Postanowiła odczekać chwilę, aż pompka w klatce przestanie galopować jakby zaraz miała dostać palpitacji, po czym ponownie położyła się na boku usilnie starając się zasnąć. Nic się nie działo. Zupełnie nic. Kompletna norma odkąd wróciła z Pergrande. Nic, czym ktokolwiek powinien się martwić. W końcu minie. Musi minąć. Budzenie się jednak średnio co godzinę, tym razem bez większego show, miało jednak mało wspólnego ze spaniem i ostatecznie po pięciu godzinach nie była pewna, czy jest mniej czy bardziej zmęczona niż wcześniej.
Trzeba jednak było ruszyć z powrotem do pomieszczenia, musząc siedzieć na jakimś posiedzeniu na którym pewnie i tak nic nie będzie robić, nic nie zrozumie i skończy się na zwykłym słuchaniu innych. Zaczęła przyglądać się mapie jednocześnie słuchając brata Takano. O rety. Tyle liczb! W sumie nie sądziła, żeby wszystko to spamiętała. Jedno jednak jej się nie zgadzało. Trochę jakby znalazła coś, co zupełnie nie pasowało do tego, co wie sama. Jakby znalazła jedyny żółty element układanki, kiedy wszystkie inne są niebieskie. Pewnie, słyszała o kapłanach w Pergrande ale magowie? Pierwsze słyszy... - Od kiedy Pergrande ma magów...? - zapytała, jakby poddając wątpliwości, kim dana osoba była. No i proszę... Mag władający taką mocą, by zniszczyć taką cześć fortecy i zabić ludzi przy tym? Powaliło...? I znowu ktoś ich nazwał dziewczynkami. I w sumie raz to machnąć ręką, ale miała co raz większe wrażenie, że nie biorą ich kompletnie na poważnie. - Z całym szacunkiem ale dziewczynkami można nazwać dzieci w podstawówce. A tak mi się wydaje, że mamy trochę więcej jak dwanaście lat i wiemy mimo wszystko, co robimy. - odpowiedziała cicho i spokojnie na słowa pani major. Nie mniej raczej nie spodziewała się, że E będzie tym zachwycony. Ale przecież nie może robić wszystkiego patrząc tylko na to, czy E się nie zeźli. Z resztą i tak powiedziała to bardziej do siebie nie dbając o to, czy pani major to usłyszy. Brat Takano i tak wystarczająco w tej kwestii powiedział a Takara odezwała się w zasadzie tylko dlatego, bo musiała. Normalnie ją baba wnerwiała. Inny problem był taki, że miały się wypowiedzieć co to tego, co dalej poczynić. Kurczę, to podchodzi pod jakaś taktykę. Takara nigdy nie działa zgodnie z planem. W ogóle co to plan?! Czy nawet co to taktyka!? Podrapała się po głowie porządnie się zastanawiając nad tym, co powiedzieć. - Nie znam się na większych bitwach ale wydaje mi się, że zaatakują zaraz po tym, kiedy ten "mag" będzie w stanie dokonać ponownie takich samych zniszczeń jak poprzednio. Więc w zasadzie ciężko stwierdzić. Przydałoby się naprawić fortyfikacje. I przywrócić ocieplenie. I załatwić zapasy żywności nim żołnierze stwierdzą, że chcą do domu... Mamy jakąś jednostkę zwiadowczą w ogóle? - informacje. Potrzebowała informacji. Tak jej się przynajmniej wydawało. Dlaczego Pergrande podzieliło się na dwa obozy? No i przede wszystkim nie wiedzieli, jakie są plany Pergrande. Co szykują? I co to za tajemniczy mag? Jedyna sensowna rzecz jaka jej przyszła teraz do głowy to jakoś poprawić morale żołnierzy. Fajnie by było, żeby miał kto walczyć po ich stronie, a jak taki stan się utrzyma, to kto normalny będzie chciał walczyć jadąc na kakao przy takim mrozie? - I po co im kapłani? - dodała po chwili nie bardzo wiedząc, co tam robią duchowni. Znaczy wiedziała, że posługują się jakimiś mantrami. Ale z tego co się orientowała, nawet rada magii nie wiedziała za bardzo, co one robią. A skoro Isenberg graniczy w Pergrande i toczą z nimi wojnę, to może coś w temacie wiedzą?
//1844, spokojnie Doniu xD
Kirino
Liczba postów : 3064
Dołączył/a : 14/11/2012
Temat: Re: Północna Ściana Hochburg Sob Lis 07 2015, 18:56
Podróż gryfem minęła jej przyjemnie, aczkolwiek dziewczyna nie dołączyła w śpiewaniu do swojego przewoźnika. Pozwoliła sobie za to na delikatne mruczenie w ślad za melodią wytyczaną przez czarnoskórego mężczyznę, choć i to nie było specjalnie za głośne. Zbyt zajęta była obserwowaniem mijanej okolicy i przyglądaniem się z wysokości temu jak niewielka wydawała się być ziemia, gdy tylko obrało się odpowiedni punkt widzenia. Teraz faktycznie nie wydawała się być zbyt duża, a poszczególni ludzie naprawdę maluczcy. Podróż nie była jednak na tyle komfortowa by znudzić dziewczynę i doprowadzić ją do zaśnięcia. A przecież wcale nie była w stanie totalnego orzeźwienia czy innej rześkości. Przy okazji Rodrick jej nie irytował ani nie męczył swoim śpiewaniem, a gdy wylądowali dziewczyna stanowczo uścisnęła mu dłoń na pożegnanie. Może go jeszcze kiedyś zobaczy i znowu uda się w taką powietrzną podróż - z pierwszej miała całkiem dobre wspomnienia.
Kapral zrobił za to zgoła inne wrażenie na dziewczynie, a jego słowa skomentowała tylko potężnym westchnięciem, nie chcąc nawet wysilać się na żaden komentarz. Schowała tylko usta bardziej w szaliku, oddychając w niego głębiej, by pojawiło się to przyjemne ciepło, które tak fajnie rozgrzewała. Ogólnie jednak Ayame lubiła zimno, choć oczywiście do pewnego stopnia, więc nie przeżywała chłodu tak bardzo jak mogłaby. A kapral przy odrobinie szczęścia zadławi się swoim napojem i na jakiś czas to będzie dla niego nauczką. Ayame nie musiała w tej kwestii niczego od siebie dodawać. Na pytanie Takary tylko wzruszyła ramionami. Zapewne spotkają jeszcze kilka innych osób, które nie będą rozumieć takiego wyboru składu, który miał pomóc na wojnie. Szczerze mówiąc Kirino też nie rozumiała do końca tej sytuacji.
Akiya Aio? Rodzeństwo? Ayame była lekko zdziwiona, gdy dowiedziała się imienia i nazwiska dowódcy tego miejsca. Gdy zapytał o podopieczne siostry, rozwiewając wątpliwości Kirino, różowowłosa podniosła tylko rękę, dając w ten sposób znać o swoim istnieniu. Sam siebie jednak nie nazwałaby w ten sposób. Nie w tym momencie, to na pewno. Choć może powinna była? Może lepiej dla niej byłoby, gdyby tytułowała się podopieczną Takano niż członkinią gildii Fairy Tail? To nawet nie brzmiało tak źle i po trochu lepiej oddawało jej status. Przynajmniej ten mentalny. Ayame skinęła też głową dziewczynie o kolorze włosów podobnych do jej samych. Ciekawe. Różowy kolor nie był chyba aż tak popularnym wyborem. Kirino odruchowo poczuła lekkie zainteresowanie kobietą, lecz w dalszym ciągu się nie odzywała. Czas poświęcony na odpoczynek spędziła podchodząc do Sonii i zadając jej jedno pytanie. - Nie jest ci zimno? - gdyby usłyszała odpowiedź twierdzącą to przed położeniem się spać w wolnym kącie zarzuciłaby na szyję Sonii swój szalik. Tak czy siak potem położył się na chwilę. Na te pięć godzin.
Szczerze mówiąc po obudzeniu wolałaby wypić kakao, ale kawa mogła lepiej podziałać na jej zaspany umysł i dlatego swój kubek podstawiła E do napełnienia kawą, którą także spokojnie posiliła się przed wyruszeniem na spotkanie. Ayame już teraz wiedziała, że nie zapamięta wszystkich nazwisk, które zostały jej rzucone w tak krótkim odstępie czasu. Trudno, będzie na ludzi wołać "ej ty" dodając czasami jakiś element charakterystyczny. Ważniejsze i tak było skupienie się na opisie sytuacji, którą mieli przed sobą, choć była pewna, że licz także nie zapamięta. Jedyne co musiała wiedzieć, to to, że nie grały one na ich korzyść. A potem E zaskoczył ich pytaniem o to co należy zrobić... a Ayame w swoim starym, dobrym stylu pierwsze o czym pomyślała to "czy ja wyglądam ci na stratega stary durniu?". Nie powiedziała tego jednak na głos, a gdy usłyszała kolejne uwagi na ich temat westchnęła głośno po raz drugi ze zmęczenia. Zamknij dziób kobieto. Wiemy, że to wojna. Trudno nie zauważyć. Tego typu uwagi też jednak zachowała dla siebie. - ...jeśli chcemy zająć się odbudową ściany to musimy wziąć pod uwagę mnóstwo rzeczy. Ilu ludzi przeznaczymy do pracy nad nią? Kiedy będziemy pracować? Ile to zajmie? Jak daleko ustalimy posterunki przed miejscem napraw? Bo te musimy ustalić, jeśli chcemy w ogóle czymkolwiek w tym stylu się zająć, bo jeden jedyny atak na nasze pozycje w trakcie prac pozbawi nas mnóstwa ludzi, a to i tak tylko w najlepszym przypadku. W najgorszym przegramy wszystko właśnie w tym momencie. - zamilkła na chwilę zastanawiając się nad dalszą odpowiedzą, a zaczęła mówić dopiero po chwili. - Moim zdaniem najlepszym wyborem byłoby wysłanie niewielkiej grupy potrafiącej zinwigilować tereny wroga, namierzenie pozycji tego maga, a następnie pochwycenie go i obezwładnienie. - celowo nie użyła słowa zabicie czy wyeliminowanie. Nie cieszyło ją operowanie takimi pojęciami. Po własnych słowach odchrząknęła tylko i przeniosła wzrok na mapę, nie wykazując się jakimiś większymi emocjami w tym co mówiła. Była inną osobą niż przed spotkaniem z Dziewiątym, ale w tym momencie nie miała żadnych emocji do ukazania, więc nie musiała się nawet starać. - Nie mam bladego pojęcia kiedy uderzą. Najlepiej jest przyjąć, że mogą to zrobić w każdej chwili i po prosty być gotowymi. Nie widzę jednak żadnego w tym problemu. Wszyscy tutaj jesteście żołnierzami, więc to dla was nie nowość, prawda? - zapytała i w końcu w jej głosie słychać było zalążek jadu. Swoje puste i pozbawione emocji zwróciła też w kierunku kobiety, która wcześniej miała o nich pretensje przyglądając się jej twarzy.
Sonia zupełnie nie pojmowała dziwnej relacji, która łączyła Takarę z E. Obserwując, jak w ręce nauczyciela pojawia się kijek w zasadzie nie wiedziała, jak zareagować, spodziewając się nawet najgorszego, w dodatku nie znając E od tej strony, a tymczasem Takara po prostu się uśmiechała. Tak. Ich relacja była zdecydowanie nienormalna, jednak cóż pozostawało jej zrobić, jak tylko dziwnie się uśmiechnąć, widząc tak niejednoznaczną dla niej sytuację? Musieli być blisko, jako mistrz i uczennica, skoro tak się do siebie odnosili. Tylko czy oboje nie przesadzali w tych ćwiczeniach? Takara zaczynała urastać w oczach Sonii do jakiegoś superczłowieka zakrawając już niema o potwora. Skoro mogła wytrzymać strzał z takiego łuku... Tak, zdecydowanie do normalnych nie należała i przez jasną główkę Soni zaczęły przepływać kolejne myśli. Czy na pewno była w dobrym miejscu? E był potężnym magiem, o Takano słyszała jedynie opowieści, jednak teraz była i Takara, której siła wykraczała poza pojmowanie dziewczyny. Czy Kirino też była tak potężna? pewnie tak. W końcu wybrano ją na tą misję. Brązowowłosa nieco się skuliła, przytulając bardziej do kubeczka z kawą. Czy na pewno była w odpowiednim miejscu? Ona? Nie potrafiąca nic zrobić, poza śpiewem? W towarzystwie tak niezwykłych osób zdawała się być zupełnie nieprzydatną osobą. Może lepiej byłoby gdyby została w domu... Ale siedziała tutaj, na kamiennej ławeczce, wyczekując wyruszenia do Isenbergu. Historia Agalasta zupełnie nie poprawiała jej humoru, choć była niewątpliwie ciekawa. Może gdyby słyszała ją w innym kontekście przejęłaby się bardziej. Nie było jednak czasu na dalsze rozmyślania, bo nadszedł czas i czekał ich lot. Długi, długi lot. Niewiele się działo u E i Soni, co było z pewnością najlepsze dla dziewczyny, która mocno przywarła do mężczyzny, nie chcąc spaść z grzbietu gryfa. Nie trzeba dodawać, że przez pierwszą godzinę bała się otworzyć oczy, przez kolejną nieśmiało wyglądała i patrzyła na rozjaśniające się niebo, przy trzeciej już otwarcie podziwiała widoki, natomiast przy czwartej przyszło jej wysłuchiwać wyklinania E z powodu gołębia, który na niego wpadł. Wielu z tych słów nie rozumiała, jednak coś w jego tonie sprawiało, że raczej nie chciała później o nie zapytać. Choć z pewnością słowa utkwiły jej w głowie.
Wylądowali w Isenbergu, w twierdzy, dla której mieli być wsparciem. Trzeba było powiedzieć, że wyglądało to strasznie. Nawet Sonia, która nie koniecznie znała się na wojnie domyślała się, że z taką dziurą w murze ciężko było wymyślić coś sensownego. I jeszcze ci smutni ludzie. No, prawie. Bo zaraz ktoś wpadł na E i zaczął pleść coś trzy po trzy sprawiając, że nawet ona zaczęła się obawiać o jego życie w obecności E. Na wzmiankę o "genialnym pomyśle" nawet uniosła głowę by spojrzeć na swojego nauczyciela, z niemałym przestrachem widząc, że COŚ SIĘ ŚWIECI. Mimo to mężczyzna kontynuował, mówiąc coraz bardziej przerażające rzeczy. Gdyby Sonia potrafiła mówić, to z pewnością zabrakłoby jej słów z powodu jego głupoty. Teraz jedynie jej mina mogła wyrażać straszne zmieszanie jego słowami, które były bardziej obelgami, jak rzeczowym komentarzem. Tylko tego potrzebowała w tym miejscu, od nieznajomego mężczyzny. Naprawdę. Dlatego z ponurą miną szła za E, marząc już chyba tylko o kąciku do skulenia się i przespaniu całego wydarzenia. Gdyby tylko sytuacja była inna z pewnością byłaby bardziej dociekliwa i zafascynowana Isenbergiem. Jak na razie tylko ją odpychał.
Z kolei dowódca sprawiał zupełnie inne wrażenie, niż nieszczęsny mężczyzna za drzwiami, którego "ktoś" wmurował w podłogę. Nieco zdziwiona swoim zadowoleniem z tego powodu, Sonia stwierdziła w myślach, że mu się należało. Krótko uścisnęła dłoń Aio, po czym dowiedziawszy się, ze mają jeszcze 5h na odpoczynek, postanowiła odpocząć, tak jak inni. E szybko stwierdził, że idzie spać, niemalże jak wszyscy inni. Jedynie Kirino jeszcze do niej podeszła i zapytała, czy nie jest jej zimno. Sonia spojrzała na nią ze zdziwieniem. Zimno...? Właściwie była tak zajęta wszystkim, co słyszała, ze nie zwróciła uwagi na swój własny stan. Było jej nieco zimno. Uśmiechnęła się bardzo ostrożnie w stronę różowowłosej i lekko pokiwała głową, otrzymując szaliczek. Rzadko cokolwiek dostawała, wiec po wielkim zdziwieniu wymalowanym na jaj twarzy, pojawił się ciepły uśmiech. Opatuliła się szaliczkiem jeszcze szczelniej, niemalże zakopując się w materiale, po czym podeszła bliżej kominka i przykryła się jedną ze skór, a na drugiej się położyła. To będzie długie 5 godzin. Nie potrafiła spokojnie spać w obcym miejscu. I chyba nie była jedyna, bo po jakimś czasie niespokojnego, płytkiego snu wybudził ją krzyk. Nieco nieprzytomnie rozejrzała się i napotkała wzrokiem Takarę, siedząca na swoim posłaniu. Przez chwilę wahała się, co w ogóle zrobić, po czym podniosła się z futrem narzuconym na siebie i usiadła obok białowłosej, zupełnie ignorując to, co ona by o tym myślała. Wyciągnęła dłoń i delikatnie, acz niepewnie, pogłaskała Kamishirosawę po głowie, próbując ją jakoś pocieszyć. Musiało śnić się jej coś strasznego, dlatego nie mogła zostawić jej samej. Zaczęła cichutko śpiewać Kołysankę, by nieco uspokoić dziewczynie i pomóc jej w śnie. Położyłaby się obok i zasnęła przy Takarze. I za każdym razem, gdyby się obudziła, śpiewałaby jej kołysankę.
Czas na odpoczynek się skończył. Zaspana chwyciła kubek z kakao i kawą od E i tak popijała z jednego i drugiego na przemian. Nie było ta takie złe i pozwoliło jej nieco pozbyć się senności wywołanej kiepskim snem. Następnie chwyciła swoją rację żywnościową i wyszła na spotkanie, powolutku jedząc śniadanie. Jedząc i słuchając, próbowała zrozumieć, co właściwie się wydarzyło, jak wyglądała sytuacja Isenbergu i ich własna oraz o co właściwie w tym wszystkim chodzi. Gdy już otrzymali streszczenie, E poprosił je o coś naprawdę przekraczającego jej kompetencję. Pytania nie były trudne. Trudne było to, co powinni dalej zrobić. Wyciągnęła notesik i zaczęła w nim skrobać, a Takara z Kirino dorzucały swoje uwagi do rozmowy. Raz na jakiś czas przestawała pisać, jakby się zastanawiając, po czym powracała do czynności. Gdy skończyła pokazała notes Akiyi, skoro to on tu dowodził. Próby odbudowania twierdzy mogą być zbyt niebezpieczne. By odbudować taką twierdzę potrzeba by było tygodni i sprzętu. Oznaczałoby to też odsłonięcie wejścia... Jeżeli jednak zdecydujecie się na odbudowę, musi nastąpić to błyskawiczne, z jak najmniejszym narażeniem wszystkich w twierdzy. Mogłabym spróbować się tego podjąć, jednak to wciąż ryzykowne. Jacy magowie stoją po waszej stronie? Co do samego ataku ze strony maga... Nie przypuszczam, by potrzebował aż takiej siły, jakiej użył by zniszczyć część twierdzy, by przedostać się przez zwalisko. Bezpieczniej przyjąć, że może nastąpić to w każdej chwili, więc najlepiej przenieść wojsko w cień pozostałości twierdzy. Pytania... Jakie są szanse, że Pergrande nie wie o wsparciu, które niedługo ma przybyć? Czy w ogóle wiedzą o stanie twierdzy? Dlaczego atak wyłączył wszystkie lacrymy? Gdzie znajduje się mag, który dokonał tego spustoszenia? Gdy już przeczytał, wzięłaby notesik i naskrobała kilka słów dla E. Możliwe, że zaatakują niedługo. Przed przybyciem wsparcia. To byłoby logiczne, jeżeli o nim wiedzą. A nawet jeżeli nie, powinniśmy zabrać wszystkich spoza strefy rażenia zaklęcia, skoro nie wiemy, czym jest i jak działa.
Jak to w życiu bywa były sprawy ważne i ważniejsze, a nawet takie nie ważne. Dlatego główny bohater tej historii Kapral H... nie chwila, to nie ta historia. Takara zapomniała kawy. Zdarzenie to zdziwiło mocno Lorda, ale w sumie widział a raczej słyszał bo darła się jakby jej rodzine zabijali, że Takara nie spała najlepiej. A dzięki niej, on też nie spał do końca dobrze, ale są takie sytuacje w których wybacza się pewne rodzaje nietaktu i mimo swoich kiepskich zdolności interpersonalnych, E przeczuwał że to jeden z tych momentów. A przynajmniej że w ramach wyjątku i prezentu na święta może takowy prezent Tasi sprawić. Jednakże dwie rzeczy E odnotował. Po pierwsze zwyczaje żywieniowe Sonii. Brak języka był przypadłością bardzo patologiczną bo to co w tej chwili dziewczyna robiła z kawą sprawiało że E chciało się płakać. No bo kurcze, skoro nie czuje smaku kawy i miesza ją z kakao, to mogła pić same kakao a kawe zostawić jemu. A tutaj zachodziły takie... takie... okrutne i barbarzyńskie praktyki. Kolejną rzeczą którą E zobaczył dopiero teraz po wyspaniu się, to kolor włosów Takary. Zapewne rzucił by jakąś kąśliwą uwagą ale fakt że byli w trakcie narady wojennej odbierał z jego życia tą jedną z niewielu przyjemności. No cóż, w każdym razie dziewczyny mniej lub bardziej, lepiej lub gorzej, ale wypełniły jego polecenia i nie mógł się nie uśmiechnąć. Kiedy Sonia podała swoją kartkę Aio i Jemu, oboje przeczytali co dziewczyna naskrobała tak, by każdy w sali mógł usłyszeć. A Akiya miał na tyle taktu że nie pytał o to dlaczego Sonia nie mówi. W zasadzie nikt nie zdawał się tym szczególnie zainteresowany. Albo przez wrodzoną dobroć, albo przez sprawy ważniejsze niż jakaś tam dziewczyna z Fiore. W każdym razie, cała trójka powiedziała to co chciała i teraz przyszła pora by wypowiedziała się reszta, a co ważniejsze, widocznie Tasi nie miało się oberwać za kąśliwą uwagę w stronę niemiłej kobiety! Widocznie obrona własnego dobrego imienia nie wchodziło w "Brak kultury". No, czasami. -W kwestii zwiadu każdy jest z żołnierzy jest do tego przygotowywany. Posłaliśmy niewielki oddział na zwiad, jednak bardzo dobrze pilnują swoich terenów i nie wiele zdołaliśmy zdziałać.-Powiedział Akiya przeglądając raporty które właśnie położył przed sobą na mapie. Na ostatnie z zadanych przez Takarę pytań odpowiedział jednak E.-Po co im kapłani... a po co nam magowie?-Domyślał się co kryło się za pytaniem Takary, ale powinna lepiej je sformułować. Dużo lepiej.-Nie wiemy zbyt wiele o mantrach. Według naszego wywiadu służą głównie do leczenia. Zakładamy że to ich zespół medyczny.-Powiedział mężczyzna bez oka. E stukał palcem w stół analizując wszystko to, co usłyszał.-Jak ten... "mag" ich zabił?-Zapytał E. odpowiedział mu Guller-Atak serca.-Prosta odpowiedź pozbawiona emocji czy jakiejkolwiek chęci podtrzymania rozmowy, w sumie to E lubił takich ludzi.-Więc podsumujmy. Ogromna siła rażenia, zniszczona stalowa ściana. Wyłączeniu uległy Lacrymy a serca ludzi stanęły...-Westchnął i przerzucił wzrok na trzy podopieczne.-Coś dzwoni?-Zapytał, samemu już domyślając się odpowiedzi.-Ale tak, skąd po stronie Pergrande mag? I do tego tak silny? Nawet wśród 10 najsilniejszych magów kontynentu, nie wydaje mi się by istniała osoba zdolna zrobić... coś takiego.-Powiedział z zamyślonym wyrazem twarzy E. To był bardzo ważny element układanki, który E musiał sobie przemyśleć.-Czy wiedzą o wsparciu... jeśli jest tam ktoś kto myśli, a że podbili prawie pół kontynentu to wierzę że jest, to tak, wiedzą.-odpowiedział E na pytanie Takary.-Nie będą też czekać na naładowanie się ich "maga" nie muszą już niszczyć fortu, jak powiedziały Kirino i Sonia, mogą zaatakować w każdym momencie.-Powiedział E a Aio mu przytaknał.-Myślę że wpierw będzie jeden, może więcej niewielkich ataków, by podręczyć naszych.-Zauważył brat Takano a E pokiwał w zamyśleniu głową.-Owszem, to bardzo realne zagrożenie. Można tez uznać że widzieli jak przylatujemy, tak więc wydarzenia mogą teraz bardzo przyspieszyć-Zauważył E i napił się coraz zimniejszej kawy.-Kwestia Twierdzy. Jak szybko i w jaki sposób możesz ją odbudować?-Zapytał Sonię jej mistrz, a potem spojrzał na wszystkich, zawieszając wzrok na Akiyi.-I pytanie brzmi, czy chcemy ją odbudować?-Zauważył, ale gdy tylko mężczyzna bez oka chciał odpowiedzieć, uniósł dłoń i spojrzał na swoje trzy uczennice. Był ciekaw ich opinii w tym temacie i wpierw ich chciał wysłuchać.-Słońce zachodzi za jakieś 3h. Ciemno zrobi się za niecałe 5h....-Powiedział E stukając palcem w blat stołu.-Soniu raz z Takarą zajmiecie się przeglądnięciem raportów, poszukacjei czegoś ciekawego, co mogliśmy przeoczyć. Dodatkowo przejrzyjcie stan twierdzy, uzbrojenie żołnierzy, zapasy. Poznajcie twierdzę. Wszelkie drogi ucieczki, ścieżki, okna, drzwi. Zapamiętajcie każdy element który może wam sie przydać podczas walki. Następnie ty Soniu zajmiesz się pomocy żołnierzom. Spróbujesz podnieść jakoś ich morale, rozwiązać problemy, natomiast ty Takaro masz w nocy wartę.-Oznajmił spokojnie i przerzucił wzrok na Kirino dla której miał zgoła odmienne zadanie.-Ja, Panna Ayame i trzech żołnierzy po zmroku ruszymy za twierdzę. Trzeba złożyć naszym przyjaciołom ze wschodu niezapowiedzianą wizytę...-Znów upił łyk kawy.-Tak więc do zmroku panienka Kirino może jeszcze się przespać jeśli uważa że się jej ten sen przyda. Macie jakieś pytania?-Zapytał swoje podopieczne. Reszcie poleceń wydawać nie musiał, oni wiedzieli co mają robić.-Znajdę kogoś kto je oprowadzi.-Powiedział Akiya, a wtedy na ustach E pojawił się bardzo wredny uśmiech.-Ten Karal wrośnięty w beton, jak mu było?-Zapytał E-Fritzhofth-Odpowiedział Akiya.-Niech on je odprowadzi.-Dwie pieczenie na jednym ogniu. Nie dość że ukarze Kaprala obecnością Takary, to Takarę obecnością kaprala. Trochę szkoda było Sonii ale takie uroki wojny, czy też raczej przebywania blisko Takary.-Osobiście ruszę z tobą Lordzie, wraz z dwójką najlepszych ludzi.-Powiedział mężczyzna bez oka.-Nie-Zaprzeczył Akiya.-Bardziej przydasz się tutaj Generale. Jeśli sprawy potoczą się źle, nie możemy pozwolić sobie na stratę tylu cennych ludzi.-Oznajmił Akiya a E z uznanniem pokiwał głową, zgadzając się z tym w 100%. Starczyła mu trójka doświadczonych wojaków, znających teren i tylko tyle.
Ayame przytaknęła głową na konkluzję dowodzącego tutaj E. Sama zaproponowała pomysł z wyjściem na "spacer", nie mogła więc teraz nagle powiedzieć, że nie podejmie się zadania, nawet jeśli nie uważała, że jest najlepszą do tego osobą. Nie oznaczało to jednak, że nie zamierzała poinformować go o swoich ubytkach w zakresie sztuki szpiegostwa czy cichego poruszania się, więc gdy tylko nadarzyła się do tego okazja dziewczyna podeszła bliżej mężczyzny. - Chciałabym jednak zaznaczyć, że moja magia niekoniecznie musi być odpowiednia podczas takiej misji. Tak czy siak jednak postaram się... być przydatną. - dawno już nie mówiła tego typu słów, odzwyczaiła się wręcz trochę, a teraz gdy wreszcie mogła je wypowiedzieć nie brzmiała specjalnie wesoło z tego powodu. Nie tęskniła za nimi i trochę zaczynały ją one irytować, lecz było to zaledwie niewielkie uczucie, z którego mogło narodzić się coś więcej dopiero w przyszłości. Emocje wciąż odrastały w dziewczynie i pewnie zajmie jej trochę czasu nim wróci do pełni sił. - W takim razie pójdę jeszcze się trochę przespać, przepraszam. - rzuciła, a następnie skłoniła się lekko E i reszcie kompanii. Zadania zostały przydzielone, a ona faktycznie powinna była udać się na dodatkowy odpoczynek, by czuć się w pełni sił przed zadaniem. Dlatego podążyła samotnie w kierunku pokoju, w którym wcześniej przebywały i gdzie znajdowało się łóżko, na którym to zamierzała od razu się położyć i przespać choć trochę. Nawet jeśli było to tylko kilka godzin, to i tak zamierzała to wykorzystać. Poza tym w trakcie snu nie nadwyrężałaby sobie nerwów, tak bardzo jak gdyby czekała po prostu na godzinę zero. Niedługo miała znaleźć się całkiem blisko terenu przeciwnika. To nie była miła świadomość. Jedną z zalet jej stanu było jednak to, że nie drżała nawet z powodu odczuwanego stresu. Nad tym też nauczyła się panować w niedawnych czasach.
Kim była Sonia? Tasia nie wiedziała. Póki co była bardzo miłą, tajemniczą dziewczynką. Dziewczynką, która zamiast ją ochrzanić, że nie daje ludziom spać, po prostu zaczęła jej śpiewać kołysankę. A Tasia lubiła kołysanki. Co prawda te zazwyczaj śpiewa się dzieciom, ale w sumie była dzieckiem (ale tylko w wolnym czasie, bo tak jak była w pobliżu pani major to nie miała czasu na takie rzeczy). A nie wydawało jej się żeby było coś złego w posłuchaniu czegoś przed snem. Zwłaszcza, ze Sonia śpiewała bardzo ładnie i miło się tego słuchało. Więcej - była bardzo miłą dziewczynką, która pomogła jej nieco lepiej przeżyć te 5 godzin pseud-snu. Była dziewczynką, która mieszała kawę z kakao. I faktycznie na ten widok mogło się serce krajać, jednak obecnie Takara nie miała sił jakkolwiek reagować ani uświadamiać Sonii, że dużo lepiej jest pić kawę z miodem jak kawę z kakao. Kawa z miodem była oczko. Albo w ogóle kawę. Kawę, o której sama zapomniała i nie miała pojęcia, dlaczego. Za to jak sobie uświadomiła, że kawy nie będzie, to miała momentalnie wrażenie, ze się tam na miejscu zapłacze. Ale na wrażeniu się skończyło i co najwyżej już po fakcie spojrzała smętnie na kubek z kawą E. Szlag by to. Powinna się wysypiać. Ha, łatwo mówić. Normalnie jej życie ostatnio toczyło się od kawy do kawy. A teraz nawet o niej zapomniała. Tak jakby miała nie wystarczająco trudno. Nie zostało chyba nic innego jak siedzieć na posiedzeniu starając się kryć zmęczenie i jednocześnie słuchając innych. Wbrew pozorom słuchanie obecnie wydawało się dość istotne.
Nikt jej się nie czepił w związku z może nie koniecznie zbyt miłym odezwaniem się do... to jest pani major? Mniejsza. Grunt, że wszystko było w porządku. Na słowa E jedynie westchnęła cicho. Ależ przecież wiedziała, po co na froncie magowie. Ale kapłani to nie magowie. Inaczej nazywaliby ich magami. Tymczasem i tak otrzymała informacje, które chciała. Co prawda liczyła na więcej, ale cóż, trudno. Gwardia medyków. No spoko. Dalej była kwestia taka, że trzeba było wykminić tajemnicze moce tego pseudo maga, który właśnie zniszczył im trochę twierdzy. Rozwalona instalacja grzewcza. Zawał... Początkowo po prostu obstawiałaby energię, ale chyba tylko elektryczność jest w stanie doprowadzić do zawału. I wyłączyć lacrymy. Coś jak zwarcie. Tak jej się przynajmniej wydawało, ale jedna rzecz jej jednak nie grała. - Wygląda na jakies wyładowanie elektryczne mistrzu, tyle że normalne błyskawice i pioruny nie niszczą fortyfikacji... - inaczej nie byłyby fortyfikacjami. Ale jakoś nic innego jej do głowy nie przychodziło. I nawet jeżeli to było nieco bez sensu patrząc na silę rażenia, to miało go więcej niż na przykład jakiś fajerbol z niebios.
Sama nie wiedziała, co tam robi. Udaje, że pomaga. No ok. Tyle że przez ten czas w sumie ciężko było powiedzieć, żeby dała jakiś ambitny plan czy faktycznie robiła za inspirację do innego, równie błyskotliwego pomysłu. Narady wojenne nie były dla niej. Każdy znał się lepiej na fachu, nawet Sonia z Kirino zdawały się być lepiej obeznane. Tylko dlaczego Sonia pisała na kartce, zamiast mówić? W końcu jeszcze niedawno jej śpiewała do snu więc raczej niemową nie była. Proste i logiczne. Ale teraz nie był czas ani miejsce by o to pytać. Po prostu starała się słuchać i liczyć na to, że magicznie podskoczy jej skill taktyczny. Sama nie wiedziała, czego się po niej spodziewa E, skoro w ogóle miała na tej naradzie jakiekolwiek prawo głosu. Nagłego oświecenia? Ona tu była od bicia "tych drugich", nie od myślenia. Znaczy nie miała siebie za idiotkę. Bardziej za kretyna. Idiotą był taki Fritzhofth. Czyli bezmózg po całości, jak sądziła. A Taśka była kretynem, który działa szybciej, jak myśli. Różnica polegała na tym, że ona po czasie niektóre rzeczy ogarniała i rozumiała błędy, a tamten wyglądał na takiego, który żyje ciągle we własnym świecie opartym na własnych prawach. Pewnie, widziała go tylko kilka minut, ale w sumie jakoś szybko wyrobiła sobie o nim opinię. Może słuszną, może nie. Obecnie nie miało to znaczenia. Tak samo jak definiowanie przez nią niektórych pojęć, które dla innych mają w sumie takie samo znaczenie. A przynajmniej identyczną funkcję. Tymczasem znowu wrócił temat fortecy. I jej odbudowy. Zupełnie nie rozumiała, dlaczego E pytał się o ewentualny czas odbudowy Sonii. Chociaż kto wie, może była jakimś super op budowniczym, tylko na takiego nie wygląda? Mniejsza z tym. Znowu kwestia, gdzie w zasadzie wypadałoby się wypowiedzieć. Zwłaszcza, że w sumie sama jakoś rzucała pomysłem. - Pergrande ma ogromną przewagę liczebną. Nie widzę powodu, by nie zadbać o umocnienie czy naprawę fortu. Jeżeli dokonają takich zniszczeń po raz drugi, możemy nie mieć już czego bronić. A osobiście nie zakładam, żeby potrwała ta naprawa dłużej jak trzy, może cztery dni. Mamy bronić granicy. Ogólnie sprawny fort byłby mile widziany. Ale co ja tam wiem... - odpowiedziała nieco zrezygnowanym tonem wiedząc, ze i tak nawet się za odbudowę nie wezmą. Dalej będzie ziała dziura i uznają, że tak jest okej. A ona będzie to miała gdzieś, bo skoro uznają, że tak jest w porządku, to może i tak będzie. Na moment podczas wypowiedzi spojrzała na typa z opaską. Fajnie, nie jest sama. Albo nie, nie fajnie, Wolała mieć oko. Kurczę, oko fajna sprawa. A tymczasem mogła co najwyżej poprawić opaskę, co też zrobiła. Oparła głowę o dłonie, łokcie o blat stołu i słuchała. Przegląd raportów wydawał jej się w porządku. Mogła się za to wziąć. Nocna warta już mniej jej się podobała, ale przytaknęła głową. I tak nie zaśnie, a tak przynajmniej będzie MOŻE miała, co robić. Tylko kurczę, będzie zimno. Trudno. Przegląd twierdzy? To też nie było nic, co zdawało się być ponad jej siły. Tymczasem wieść o tym, że E idzie z Kirino na zwiad czy ogólnie na teren wroga już jej się średnio podobał. Zupełnie nie dlatego, że jej akurat przypadła warta bo to ja akurat najmniej obchodziło. W zasadzie w ogóle chodzenie na teren wroga kogokolwiek jej się nie podobało pod warunkiem że była w pobliżu ale tylko dlatego, że miała wtedy jakąś taką pewność, że wszyscy wrócą cali i zdrowi. Niby przecież Kirino szła z E. A jak jest E, to nie może się w końcu nic złego wydarzyć. Z drugiej strony w takich chwilach zupełnie nie ufała czemuś takiemu jak "ale przecież to jest taka i taka osoba, dadzą radę". Bo cholera wie, co tam się może wydarzyć. - Uważajcie tam na siebie. - odpowiedziała do mistrza i Kirino faktycznie martwiąc się o nich, aniżeli dlatego, bo wypada.
I tutaj znowu wracamy do Kaprala Fritzhoftha! Kiedy tylko E zaproponował, żeby to on je oprowadził na twierdzy, spojrzała na niego z miną zbitego niesłusznie psa. Dlaczego on je na niego skazywał!? I to jeszcze z premedytacją, oh, przecie to widziała! A przecież niczego takiego nie zrobiła, żeby użerać się z tym durniem. - Mistrzu... - rzuciła do E w sumie tylko tyle. Szukała słów, którymi mogłaby wyrazić swoją dezaprobatę, wpatrując się w niego przez chwilę jednocześnie zła i smutna, przypominając trochę dziecko któremu zabrano zabawkę. Tylko, że nikt jej niczego nie zabrał. Ba, dostały kaprala... Masz ci los... - .. a żeby ci się jak najszybciej zapas kawy skończył. - prawdopodobnie w żadnym wypadku rzucanie wszelakich klątw tudzież złożyczenie E nie jest najlepszym pomysłem. Ale najlepszym pomysłem nie było też bycie aż tak nie fair w stosunku do Tasi. Bo ona by rozumiała, gdyby zrobiła coś serio nie okej. A nie zrobiła. Przynajmniej tak czuła. I może jej słowa rzucone cicho do E nie wydawały się ani trochę groźne czy wypowiedziane "na poważnie", może wyglądało to nawet trochę śmiesznie. Ale ona była poważna. Problem w tym, że pewnie nikt inny tego nie zauważył. Z pełną premedytacją chce je wysłać z człowiekiem, któremu sama by najprędzej wybiła uzębienie. Wbiła wzrok w blat stołu splatając przed sobą ręce i z fochem czekała na koniec narady. Nie lubiła Kaprala. Znaczy mało jest osób, których nie lubi, ale on ją w sumie po prostu wkurzał. Niemal jak Gonzo, ale Gonzo to też w ogóle inna liga. Albo jak Snow. Chociaż Snow ją mniej wkurzał. A ogólnie nie lubiła przebywać z osobami, które działają jej na nerwy. A Kapral podczas prowadzenia ich na miejsce właśnie do takich osób zdążył się zakwalifikować. Nie zostało więc chyba nic jak dosiedzieć do końca przybita i od biedy ruszyć z Sonią. Czy to zwiedzać twierdzę, czy to najpierw do raportów.
Bardzo ale to bardzo nie chciała robić za kolejną osobę o wisielczym humorze. A biorąc pod uwagę wszystko to, co ja gryzło, co się jej ostatnio trafiło i sam fakt, że właśnie przybyła na wojnę nie było to ani trochę proste. Ale jakoś się starała. Bo naiwnie liczyła na to, ze jeżeli ona będzie w miarę dobrym nastroju, może trochę serio szczerym ciesząc się z drobnostek, może trochę udawanym, może trochę wymuszonym, na siłę starając się szukać dobrych stron tego wszystkiego, to inni też zaczną jakoś inaczej patrzeć na to wszystko, może się rozweselą, rozchmurzą... Może wszyscy będą mieć trochę więcej zapału do tego wszystkiego, szybciej skończą walki tutaj i wrócą do domu. Może sama jakoś poczuje się wtedy lepiej, może przestaną ją dręczyć chociaż na moment wspomnienia. Ale obecnie E ani trochę jej w tym nie pomagał. Wizja spędzania czasu w obecności Kaprala w każdym bądź razie nie działała jakkolwiek rozweselająco.
Sonia nie wiedziała, co się działo w sercu E. Może to i lepiej. Dobrze też, że się nie rozpłakał, bo dopiero zrobiłaby się drama. Szczęśliwie E nie dał po sobie poznać, a Sonia w spokoju ładowała swoje akumulatory. Rozmowa w sali obrad przebiegała całkiem gładko, bez jej większego udziału. Mogła więc tylko słuchać i próbować zanotować pewne rzeczy, ale większość wymiany zdań między E a Aio były dla niej tylko strzępkami informacji. Rozumieli się niemal bez słów z powod doświadczenia, co było całkiem ciekawym widokiem, ale ciekawość Sonii obecnie sięgała dna. Teraz mogła co najwyżej wykonywać zadane jej czynności najlepiej jak potrafiła. Na pytanie o maga wzruszyła jedynie ramionami. Nie miała pojęcia. Sam fakt, że ktoś zrobił coś takiego był absurdalny, jednak nie mogła zaprzeczyć efektom takiego działania. Drgnęła jednak, gdy pojawiło się pytanie o zaklęcie, dlatego też naskrobała na kartce zamysł zaklęcia, które wymyśliła już jakiś czas temu (Shelanoir no Mori). Mogło zdać się w tych warunkach, choć na pewno potrzebowałaby wsparcia odpowiedniego maga. Co oznaczało też, że próby mogły nie wyjść tak szybko, jakby chciała, jednak zawsze istniała jakaś szansa. W każdym razie zadania zostały przydzielone a ona nie miała jkiś większych pytań. Te z pewnością pojawią się, gdy już pozna raporty i twierdzę. Miała Takarę za towarzysza, więc powinno pójść sprawnie. Tej dziewczynie natychmiastowo się ufało, choć niewątpliwie odbiegała zachowaniem od innych ludzi, których znała. Na pożegnanie jeszcze mocno przytuliła Kirino, bo wydawało jej się, że tego dziewczę potrzebuje, po czym ruszyła za Takarą, która też nie była zadowolona. Czy ją też powinna przytulić? Chciałą najpierw zająć się zwiedzeniem twierdzy, póki jeszcze nie było zbyt ciemno na poznanie wszelkich zakamarków, a później mogłyby przejść do raportów, jakoś się nimi dzieląc. To powinno nieco ułatwić sprawę.
// przepraszam za łamany polski ale komputer na uni
Takara trafiła w sedno, a w zasadzie pomyślała o tym samym co E. Bo E myślał podobnie, tym co zniszczyło twierdzę była najpewniej elektryczność.-Normalne nie, ale magiczne...?-Zapytał retorycznie. Więc potencjalnie ich przeciwnikiem był "Mag elektryczności", w praktyce mogło być różnie, ale mieli pewien punkt oparcia, który być może będą mogli jakoś w przyszłości wykorzystać.-Z zaklęciem Sonii i naszymi magiami, faktycznie możemy wyrobić się w 3-4 dni. Ale Pergrande może zaatakować w każdej chwili. Mogą znowu zniszczyć mur jak przedtem, a my nie będziemy mieć mocy. Poza tym stracimy wielu żołnierzy, jeśli tym znów stanie serce. Nas może czekać podobny los.-Zauważył E.-Akiya pewnie ma jakiś plan, ale to omówimy rano, jak wrócimy zza linii wroga, na razie działaj jak działałeś.-Brat Takano skinał E głową, a sam E wstał razem z Kirino udając się na drzemkę, która była im potrzebna przed tak ciężkim i niebezpiecznym zadaniem, do którego jeszcze różowołosa wyraziła wątpliwości.-Najmniej rzucasz się w oczy. Dodatkowo Sonia jest zbyt miękka, a Takara zbyt nadpobudliwa. Ciebie jeszcze nie znam, ale coś mi mówi że dasz sobie radę. Magia to nie wszystko, w zasadzie mam nadzieję w ogóle nie korzystać z magii...-Mruknał E i zwinął się tam gdzie spał wcześniej, ucinając sobie krótką drzemkę. Klątwe kawy E zignorował.
Dwie dziewczyny i kapral zwiedzili twierdze. Nie było to szczególnie fajne i przyjemne zdarzenie biorąc pod uwagę nawijanie kaprala, ale szczególnie dużo jak na niego to on też nie gadał.-W ogóle to słyszałem że wy jakieś czarownice czy coś, więc no ten, przepraszam za to co mówiłem i w ogóle...-Kapralowi wcale przykro nie było, po prostu bał się że zostanie zamieniony w żabę. W każdym razie zaprowadził ich do dziury, pokazał wieże, czołgi a nawet magazyny żywności. Potem zabrał do obozu po Isenberskiej stronie Twierdzy i zapoznał z kolegami. Na koniec dziewczyny wniosły z tego całkiem sporo informacji. Mury były lekko stopione, co oznaczało działanie wysokiej temperatury. W raportach nie znalazły nic szczególnego i tak zbliżył się moment rozdzielenia...
Takara: Dziewczyna wraz z jednym łucznikiem o imieniu Nikolai siedzieli przy koksowniku na szczycie wieży po zniszczonej stronie twierdzy, trzęsąc się przy okazji z zimna. Nikolai popijał kakao a Takara mogła popijac coś innego, jednocześnie zza baszt obserwując całe nic. Chociaż gdzieś tam w dole mogli poruszać sie E wraz z Kirino, ale to by się Tasia musiała skupić. W zasadzie to była warta więc w ogóle Tasia musiała by się skupić. W każdym razie było ciemno, zimno i względnie nudno bo Nikolai nie był do końca rozmowny, albo po prostu się wstydził. W każdym razie było cicho, zimno i ciemno. I nie było na czym siedzieć, prócz ziemi.
Sonia: W zasadzie druga uczennica Lorda E dostała coś na wzór wolnej ręki. Jej zadanie nie było jasne sprecyzowane ani wyjaśnione przez kogokolwiek. Miała zająć się podnoszeniem morale i ogólnie problemami żołnierzy. A poroblemów było co nie miara. Kiepskie wyżywienie, samo kakao, brak prądu, kiepskie ogrzewanie, nuda, wizja śmierci, brak kobiecego ciała. Ogólnie mnóstwo problemów i mnóstwo sposobów zaradzenia im, czy to poprzez kołysanki, seks czy może pomoc na oddziale medycznym, Sonia miała w czym przbierać, szukając sposobu na podniesienie morale oddziału.
Kirino: Kirino o ile spała, obudziła się przed podróżą, kiedy to do ich pokoju weszło trzech ludzi, wszyscy odziani w szare stroje i kominiarki, jedyną ich bronią były noże przytoczone do pasa. E siedział już na ziemi, chowając do cholewy buta nóż, dwa sztylety miał u pasa i kolejny nóż do rzucania w rękawie. Twarz i włosy wysmarowane miał sadzą.-Ubrudź twarz i włosy.-Powiedział do Kirino grzebiąc w tobołku poczym wyjmując z niego dwa płaszcze, z biało-szarymi plamami, jeden z nich rzucił Kirino.-W tym będziesz się mniej rzucać w oczy. Na czas misji jestem dla ciebie tylko E, ty jesteś tylko K, a to są agenci A, B i C-Wskazał mężczyzn. A był najwyższy, B najchudszy a C najbardziej przeciętny.-Na zewnątrz poruszaj się jak najciszej, w zasadzie najlepiej w ogóle nie odzywaj, do lasu powinniśmy dostać sie niepostrzeżenie, problemy mogą nadejść później. Jak masz pytania to najlepszy moment żeby je zadać.-Zauważył i podał jeszcze Kirino nóż, na wypadek gdyby nie miała własnego.
Ayame miała na końcu języka, by wspomnieć o tym, że różowe włosy nie są najbardziej kamuflującym elementem jej osoby, ale postanowiła zachować tę uwagę dla siebie. Jeśli E uważał, że jest ona odpowiednią do tego zachowania to niech i tak będzie, nawet jeśli ona sama nie była tak do końca w tej kwestii przekonana. Według niej samej najmniej w oczy rzucała się Sonia, dodatkowo była najcichsza, natomiast w kwestii Takary dziewczyna zgadzała się z E. Niemniej jeśli kwestia magii nie miała odgrywać największej roli podczas tego zadania to i tak dziewczyna została uspokojona. Tylko w kwestii zaklęć dziewczyna nie była za bardzo nic w stanie w sobie zmienić, swoje zachowanie mogła natomiast dostosować w zależności od potrzeby, więc nie powinno być problemu. No i może dostanie jakiś specjalny element stroju (czyt. czapkę), który pozwoli jej zamaskować swoje włosy.
Gdy obudziła się zastała kilku gości w swoim otoczeniu, no i samego E. Chwilę zajęło jej wybudzenie się do stanu pełnej używalności, ale po chwili już była w gotowości i mogła działać. Zgodnie z wolą E dokładnie zajęła się wysmarowaniem swoich włosów i widocznych elementów skóry sadzą (zakładając, ze ten jej ją użyczył), a następnie przyjęła od niego podarowany jej nóż. Zadbała z dużą pieczołowitością o to, by jej naturalne kolory zostały zatarte, jednocześnie zauważając, że jednak nie przeliczyła się w swoich nadziejach w gestii maskowania się. Miała przy sobie jeszcze swój miecz, z którym niespecjalnie chciała się rozstawać, dlatego wskazała na niego dłonią. - Mogę go ze sobą wziąć czy tylko nóż, E? - brzmiało pytanie przez nią zadane. Wiedziała, że doczyszczenie jej włosów po tym wszystkim będzie prawdziwą męką, ale mówiło się trudno, pewne poświęcenia trzeba było na siebie przyjąć. Odwróciła się tez w kierunku pozostałej trójki i przyjrzała im dokładniej, starać się mniej więcej zapamiętać ich, choćby po sylwetkach. Do każdego z nich skinęła głową na przywitanie. - Powodzenia. - rzuciła także w ich kierunku, będąc już gotową do akcji. Zostawiła też wszystkie niepotrzebne jej w tym momencie przedmioty na boku, nie ściągając jednak z siebie specjalnych rękawiczek ani bransolety, którą otrzymała spory już czas temu. Nie miała żadnych konkretnych pytań. Miała zamiar po prostu działać tak, jak nakazane jej to zostanie przez E. Ona naprawdę nie znała się na tego typu akcjach, więc musiała zaufać swojemu przełożonemu w tej sytuacji.
Poniżej znajdują się buttony for, z którymi obecnie prowadzimy wymianę. W celu nawiązania współpracy zachęca się do odwiedzenia pierw tematu z regulaminem wedle którego wymiany prowadzimy, a następnie do zgłoszenia się w tym temacie. Nasze buttony oraz bannery znajdują się zaś w tym miejscu.
Layout autorstwa Frederici. Forum czerpie z mangi "Fairy Tail" autorstwa Hiro Mashimy oraz kreatywności użytkowników. Wszystkie materiały umieszczone na forum stają się automatycznie własnością jego jak i autorów. Dla poszanowania Naszej pracy uprasza się o nie kopiowanie treści postów oraz kodów bez uprzedniej zgody właścicieli.