I've never seen a decent person among those who say they're going to save the world while forsaking the people around them. Those types of men are always so intoxicated by thier own hollow dreams that they call every little thing in front of them trivial.
Temat: Tim (Ejji) vs Takara Sro Lip 22 2015, 23:00
MG:
Zamaskowany mężczyzna westchnął. Chyba zwyczajnie nie chciało mu się dzisiaj siedzieć na tym cholernym kamiennym murze, który wyznaczał kolistą arenę o średnicy 50 metrów. Na jej środku znajdowała się dwójka zawodników Igrzysk Magicznych, których tego dnia los ze sobą powiązał walką. Stali na ubitej ziemi, bez udziwnień. -Zasady raczej znacie, jak nie to trudno. Zaczynajcie. - rzekł od niechcenia machając ręką, tym samym obwieszczając światu rozpoczęcie pojedynku. Choć jeszcze przypadkiem bądź nie... ziewnął do mikrofonu równo z gongiem.
Info od MG:
Ejji: 100 MM | Takara: 63 MM | osłabione nogi
Termin: 25.07.2015 godz. 23.00, druga osoba 24h po pierwszej
Ejji
#911 Widmo
Liczba postów : 2212
Dołączył/a : 26/12/2014
Temat: Re: Tim (Ejji) vs Takara Czw Lip 23 2015, 02:06
Woah! Kto by pomyślał, że ktoś taki jak ja poradzi sobie tak dobrze w bieganiu po kwadracikach. Niezaprzeczalnie wczoraj się udało, ale co będzie dzisiaj? To co zawsze… Dzień jak co dzień. Słońce, niebo, ziemia… Nic się dzisiaj na świecie nie zmieni… A jednak serce bije znacznie szybciej niż zwykle. Ciało drży delikatnie, a umysł nie jest spokojny. To niby tylko zwykła walka, ale po wczorajszym dniu nagle pojawiła się nadzieja na jakieś wysokie miejsce w Igrzyskach. Nie podjąłem przecież żadnych większych starań, a co gdybym się postarał? Gdyby nagle choć trochę zaczęło mi zależeć na zwycięstwie? Heh… To dość dziwne i całkiem śmieszne… Niby jak miałoby się to udać? Nie jestem nikim silnym… Nie znam wielu zaklęć… Ledwo co skończyłem szesnaście lat! Nigdy nawet nie… a zresztą nieważne… Kim jestem, żeby starać się o zwycięstwo w igrzyskach? Ehh… może nie zajdę jakoś za wysoko, ale przynajmniej się postaram. Zrobię tyle ile mogę. Jak na tym wszystkim wyjdę… to już się zobaczy…
Jak ja to kocham… Pokazywać im każdą broń, żeby zrobili na niej swoje czary-mary. Poprzednim razem dłużej zabezpieczali mi bronie, niż trwała sama walka... Może teraz tak nie będzie… Może teraz te zabezpieczenia do czegokolwiek się przydadzą… Oby tak było… Nie chcę tego skończyć nawet bez draśnięcia jej jakimkolwiek z ostrzy. Patrzę na nie jeszcze przed wyjściem na arenę. Każde ostrze jest inną bronią. Każdego mogę użyć w inny sposób… Wydają się teraz takie piękne… Takie lśniące… -Dajcie z siebie wszystko… - mówię cicho wkładając je w odpowiednie miejsca. I nie obchodzi mnie co kto sobie teraz myśli. Spoglądam krótko za siebie, tak jakbym mógł jeszcze zawrócić. Nie boję się, że mogę przegrać. Najbardziej przeraża mnie fakt, że mogę nic nie zdziałać. To, że wyjdę na arenę i nic mi nie wyjdzie… Nawet nie wiem skąd ta myśl... To chyba zwykły stres. Zazwyczaj lepiej nad tym panuję, ale teraz tak jakoś…
Świat jakby przestał nagle istnieć. Teraz jest tylko pięćdziesiąt metrów areny, dziewczyna, z którą przyszło mi walczyć i jeszcze przez niedługi czas sędzia. Coś tam mówi, ale jego słowa ledwo co do mnie trafiają. Czuję całkowitą pustkę w głowie… Nie wiem jaki jest dzień… która jest godzina… skąd się tu wziąłem… Jakby cały wszechświat zatrzymał się w jednym momencie. I wszystko nagle dostaje rozpędu. Mózg nagle zaczyna wrzeszczeć, wraz z zasłyszanym słowem „zaczynajcie”. To już? Odrzucam wszelkie wątpliwości wraz z wypuszczonym przez usta powietrzem. Przecież to nic trudnego… Takie rzeczy już się wiele razy robiło. Oczywiście, że jest stres. Zawsze się pojawia w takich chwilach. Da się jednak nad nim zapanować. Zwykła kwestia przyzwyczajenia… Wystarczy tylko ostrzem sięgnąć jej gardła… Trafić prosto w serce… Pozbawić ją możliwości i chęci do walki… To wszystko… To jest takie… ekscytujące… Mimowolnie uśmiech pojawia się na mojej twarzy… Delikatnie kiwam głową dając znak, że jestem gotów…
Podrzucam Kagayaki i Furrashu, przygotowując je do walki. Łapie je w powietrzu, odpowiedni miecz w odpowiednią rękę. Odwróconym uchwytem. Kieruję ostrza w tył, aby poczuć ich końcówki na łokciach. Lekko uginam nogi i odbijam w bok, konkretniej w prawo. Czemu w prawo? Właśnie dlatego, żeby to pytanie pojawiło się w głowie każdego z tu obecnych. Wszystko po to by wzbudzić względną dezorientację, wywołaną teoretycznie głupimi, bezsensownymi zachowaniami. Całość też ma również nie co większy cel. Liczy się głównie to, by dziewczyna jak najszybciej znalazła się w zasięgu moich ostrzy, ale do tego momentu trzeba się odpowiednio skupić. Nie zawsze to jest takie proste, aby znaleźć się tuż przed tru… ofiarą. Wtedy najgorszą część miałbym już za sobą, ale różne czynniki mogą przeszkodzić w dotarciu do niej, zwłaszcza, że pewnie nie będzie miała zamiaru stać bezczynnie. Gdyby zaczęła biec, biegnę tuż obok niej. Jakiekolwiek zlekceważenie może się okazać okropnym błędem. Trzeba też wszędzie, cały czas, na wszystko uważać. Nawet drobne, głupie rzeczy mogą przyczynić się do wygranej, lub porażki. Przebiegam parę kroków, a potem odbijam w lewo, pod dużym kątem, wcześniej udając wyhamowanie. Nagle, zręcznie i szybko, jak na skrytobójcę przystało. Po kilku krokach znów odbijam w prawo. I tak skręcać za każdym razem, gdy dziewczyna wykona jakiś gwałtowniejszy ruch, albo wyczuję, że dzieje się coś, co nie powinno się dziać i wcale nie będzie spowodowane to moim zachowaniem. Cały czas również biec tak, żeby znajdować się z jej lewej strony. Wszystko po to, aby osaczyć dziewczynę i stale skracać między mną, a nią dystans. Takie bieganie z nagłymi skrętami, ma również zwiększyć potencjalną szansę na unik i sprawić, że nie będę znajdował się dość długo na jednym obszarze. Powinno to też pozbawić ją czujności, a wystarczy tylko znaleźć dobry moment, chwilę nieuwagi, drobną lukę w obronie, aby uderzyć i zakończyć wszystko jednym cięciem… albo dwoma… no góra trzema…
A jak wszystko załatwić tak łatwo i szybko? Wystarczy odpowiednie zaklęcie na odpowiednim ostrzu. Dlatego też aktywuję podczas tego całego biegania Kuchiku-kan mōdo [A] na Furrashu. Czemu akurat na tym mieczyku, biorąc pod uwagę fakt, że leworęczny jednak nie jestem? Z prostego powodu. Pierwszy atak zazwyczaj wyprowadzany jest prawą ręką i dużo łatwiej go uniknąć. Drugiego jest nieco ciężej, zwłaszcza gdy wyprowadzany jest z drugiej strony. Odruchowo próbuje się go blokować i właśnie w ten sposób zaklęte ostrze ma przebić się przez wszelką obronę, a potem szybko zakończyć tę walkę. Tak samo wszystko co znajdzie się na drodze między mną, a dziewczyną. Ma zostać przecięte…
Więc gdy odległość między nami będzie odpowiednio nieduża, wyskoczę tuż przed nią, biorąc pod uwagę to, że cały czas znajdowałem się po jej lewej stronie. Wyprowadzam szybkie, dość nieudolne cięcie od prawej do lewej, mieczykiem z prawej ręki, aby łatwo było od niego odskoczyć. Potem od razu doskakuję do dziewczyny, Uderzając drugim mieczem od góry do dołu, żeby do zablokowania cięcia wystarczyło tylko podnieść rękę nad głowę… lecz właśnie wtedy ta ręka powinna zostać odcięta, a miecz powinien przejść dalej przez głowę, szyję, żebra, aż po same biodra. Gdyby coś jednak poszło nie tak, zawsze zostaje kolejny doskok i chamskie wepchnięcie się prosto na ofiarę z mieczykami wyciągniętymi przed siebie. Jeśli nie udałoby się utrzymać się z jej lewej strony, wtedy atak frontalny też pozostaje jakąś opcją… a wszelkie cięcia wyprowadzane są w podobny sposób.
Jeżeli do dziewczyny dałoby się jakoś szybciej dobiec, ponieważ na przykład stała w miejscu, przewróciłaby się nagle, zaczęłaby podziwiać nieboskłon… możliwość taka może się pojawić, wtedy to też nie tracąc zbytnio czasu na bieganie, po prostu aktywuję zaklęcie na mieczyku i od razu przystępuję do ataku. Wszelkie wyrastające między mną, a nią przeszkody, zwalczam mieczykiem. Byleby tylko nie wypaść źle i nie wyjść na głupiego…
Frederica
Wytrwała Pierepałka
Liczba postów : 2947
Dołączył/a : 14/02/2014
Temat: Re: Tim (Ejji) vs Takara Czw Lip 23 2015, 15:15
Po dniu pierwszym pojawiła się myśl, że nie było źle. Jednak mogło być lepiej i zrobiła za mało, żeby lepiej było. Po dniu drugim potknęła się o rzeczywistość i niestety dość ciekawa i niepewna walka skończyła się jej porażką. Mimo wszystko - bolesne. Po trzecim zaś dniu w sumie sama nie wiedziała. Stała na arenie gotowa do walki, a po głowie kołatała się tylko jedna myśl. - Jeszcze raz... Rzuciła cicho pod nosem, kiedy to lewa ręka znalazła się w środku dobrze jej znanej broni. Rękawica z ostrzami była na miejscu. Czuła się dziwnie. Chociaż powinna być zła i jeszcze bardziej niechętna do dalszej walki co by mogło być logiczne po jej zachowaniu po walce z Torą, to zła nie była. I nie wiedzieć czemu na pierwszy rzut oka można było stwierdzić jakąś dziwną obojętność do tego, co ma się zaraz wydarzyć. Cały pic polegał na tym, że jakby spojrzeć na nią po raz drugi, przedstawiał się cały obraz.. Była jak skała. Stała w miejscu niewzruszona czekając na to, co ma się dziać. Gotowa i skupiona ze wzrokiem zdającym się mówić Chodź, czekam. Idę to wygrać... Bo tylko to jej zostało. Wygrać. Tylko tyle, by dać sobie jakieś sensowne szanse na zwycięstwo w turnieju. Tyle by udowodnić, że te miesiące treningów nie poszły na marne. Tyle, by odzyskać coś, co od biedy można by nazwać honorem.
Brała pod uwagę porażkę. Nie była więc zupełnie pewna swojego zwycięstwa. Niczego nie była pewna. Przeklęła siarczyście pod nosem widząc, że ma do czynienia z szermierzem. Nie miała nic do ludzi posługujących się tym orężem. Nie miała też nic do hartowanej stali mogącej rozciąć człowieka na pół. Problem się zaczynał, jeżeli Takara była właśnie po przeciwnej stronie barykady. Bez oszukiwania się - zupełnie nie odnajdywała się w walce przeciw temu starego jak świat ostrzu z rękojeścią. Za to jak na ironię z włócznikami zaczęła sobie wreszcie dawać radę. Serio... dlaczego nie mógł być włócznikiem? Cała walka sprowadzi się do starcia w zwarciu. Biorąc te wszystkie okoliczności pod uwagę... tak, będzie albo bardzo żałośnie albo bardzo śmiesznie.
Nie bała się. Nie miała już czego. Bez strachu. Bez wątpliwości i niepewności. Bez tego wszystkiego pojawiła się na arenie. Walka dla walki. Sztuka dla sztuki. Zaczęła nawet sobie wmawiać, że nawet jeżeli formalnie odniesie porażkę, to w rzeczywistości będzie to też jakiś sukces. Bo grunt to wyciągnąć wnioski. Grunt to wstać i iść dalej. Takara wstała po dniu drugim i trzecim ku walce dnia czwartego.
Start. Na to właśnie czekała. Na rozpoczęcie walki. Ale to nie do niej miał należeć pierwszy ruch. Czuła, że to ten moment, kiedy faktycznie może się przydać to, co powinno cechować każdego maga ziemi - cierpliwość. Wyczekać odpowiedniego momentu i przystąpić do walki. Stanęła w lekkim rozkroku lewym bokiem do Ejjego. Przynajmniej tak się starała. Biorąc pod uwagę potencjalne slalomy, ciągłe obracanie się mogłoby być upierdliwe. Rękawicę trzymała przed sobą będąc gotowa do ewentualnego zasłonięcia się nią. Za choinkę nie orientowała się tylko, jakim rodzajem magii posługuje się chłopak przed nią. Wbrew pozorom był to dość znaczny problem. Póki jednak ten tylko się zbliżał, mogła prędko sklecić plan obrony.
Czekała na jego ruch.
A odpowiedź Takary miała być natychmiastowa, kiedy ten zrobi ruch. Była gotowa do wykonania dużego odskoku w tył, jednocześnie widząc ruch ostrza kierując się po skosie na lewej (bo skoro od jego prawej do lewej to od mojej lewej do prawej) aby szybciej wyjść spoza zasięgu. Tak, to jest cały skok po skosie. Kolejne zaś cięcie, tym razem z góry, ominęłaby prostym odskokiem/odejściem (lepiej odejściem, takim szybkim, ale jeżeli jest szansa że by nie zdążyła - decyduje się na jak najszybsze przemieszczenie się) w najbezpieczniejszą stronę. Oczywiście - w bok, wszak to wydawało się najbardziej oczywistym ruchem obronnym przeciw cięciu z góry. Jeżeli atak wyprowadza na jej prawe ramię, przemieszcza się w lewo. Jak na lewe, to w prawą. Byle uniknąć.
Ależ oczywiście! Mogłaby blokować nadchodzące z góry ostrze lewą ręką, gdyby nie... coś. Nie była nawet świadoma tego, jak bardzo powinna być wdzięczna Rin za tamtą kosę w ramię... Jednak można znaleźć i dobre strony swojego debilizmu.
Mimo całego przygotowania nie można stwierdzić, że jej uniki będą wystarczające, dlatego też ciągle jest gotowa na atak. Atak frontalny, wbicie się z ostrzem przed siebie, nie jest atakiem zbyt kreatywnym. Nie mniej - bywa skuteczny. Problem jednak polegał na tym, że był strasznie podobny jak dźgnięcie włócznią, a na coś takiego miała tylko jedną jedyną słuszną odpowiedź. Miała zamiar wykonać dosłownie ten sam ruch, co pod siedziba Posion Apple. Stojąc w niewielkim rozkroku (wszakże mniejsza szansa, że się wywali) oraz widząc nadchodzące ostrze wręcz automatycznie cały ciężar ciała przekłada na lewą nogą wykonując obrót o 90*. Tak, by przepuścić atak obok siebie, a samej stać lewym bokiem do Ejjego. Następnie zaś łapie go prawą ręką za nadgarstek ręki, którą atakował, by pociągnąć go lekko jeszcze w przód i jednocześnie utrudnic manewrowanie przez niego orężem. Ważniejszy jest jednak ruch lewą ręką. O ile ciągnąć go prawą jest możliwość, że ten straci równowagę i poleci, tak lewa ręka była tą uzbrojoną i właśnie ostrza tejże rękawicy ma zamiar wbić mu szyję. Skoro doskakuje, ma nadaną jaką prędkość i zapewne jest ni na ziemi ni dosłownie w powietrzu (albo dosłownie) więc zatrzymanie się (zwłaszcza biorąc pod uwagę to pociągnięcie go przez Tasię) powinno być wybitnie trudne, o ile byłoby możliwe. Wykorzystać to, co umie. Oczywiście jeżeli nie dałaby go radę złapać za ten nadgarstek to trudno. Lukę w ataku? Prawdopodobnie.
Gdyby coś nie stykło i oberwałaby tak bardzo przez jakiś durny błąd, że dalsze wykonanie jej planu byłoby zagrożone, decyduje się na odskoczenia od Ejjego jak od ognia. Jeżeli dalej by na nią szarżował - Shield pomiędzy nimi co by dać sobie moment na ogarnięcie sytuacji.
Torashiro
Liczba postów : 5599
Dołączył/a : 10/05/2013
Temat: Re: Tim (Ejji) vs Takara Pią Lip 24 2015, 12:40
MG:
Początek walki zapowiadał się ekscytująco. Najpierw szarża szermierza, a potem jego próby ataku. Czemu próby? Bowiem Takara, odskoczyła, choć nie tak daleko, jak jej się to zamarzyło. Potem jednak było jeszcze ciekawiej. Uniknęła bowiem następnego cięcia, choć było to już trudniejsze. Z kolei chwyt za nadgarstek był tutaj już... no dość panicznym chyba odruchem. Jakoś gdzieś tam przeciągnęła chłopaka zanim ten zdążył zaszarżować z trzecim atakiem i go odepchnąć, tak, że dzielił ich dystans jakichś... 5 metrów, ale no cóż... nic więcej nie mogła zrobić. Z powodu dystansu. Niestety, ataki z wyskoku mają jedną zasadniczą wadę... toru lotu się nie zmieni i nieświadomie Kamishirosawa wykorzystała to na niekorzyść Tima.
Info od MG:
Ejji: 67 MM | | Kuchiku-kan mōdo 1/2 Takara: 63 MM | osłabione nogi Termin: 25.07.2015 godz. 12.30 Takara, Ejji 24h po Takarze
Frederica
Wytrwała Pierepałka
Liczba postów : 2947
Dołączył/a : 14/02/2014
Temat: Re: Tim (Ejji) vs Takara Pią Lip 24 2015, 19:57
Nie była pewna, czy zdążyła już stracić równowagę przy tych wszystkich unikach ale fizyka opowiedziała się po jej stronie, czy jednak dała radę wyrobić bez tego. Szybko jednak uświadomiła sobie, że grawitacja gnębi wszystkich tak samo więc zostaje tylko jedna opcja. Było blisko. Teraz zaś znalazła się chwila by odetchnąć. Niedługa, ale w sam raz by złapać nieco więcej powietrza w płuca. Krew krążyła, serce pracowało... Tak, chyba jeszcze żyła, chociaż niewiele brakowało, by doprawił jej uśmiech tam, gdzie nie trzeba. Na brzuchu, czy gdzieś. Tymczasem inna część Tasi była nieco niepocieszona. Czuła, że mogła to wygrać. Było blisko. Ale nie wyszło. - Uff... - odetchnęła, kiedy tylko zagrożenie pod postacią Ejjego na moment minęło. Nie na długo ale przynajmniej na moment szarża została przerwana. I teraz nadchodziła kolej na jej ruch. Tyle, ze nie wiedziała, co robić. Jedyna szansa na jakieś sensowne zakończenie tego czmychnęła jej koło nosa. Cały problem polegał na tym, że szermierz miał w porównaniu z nią i tak większy zasięg. Nim ona się do niego zbliży na tyle, by zadać cios - już będzie miała stal w trzewiach. Mogłaby ryzykować. Zużyć niemal całą manę. Ale niczego by z tej walki nie wyniosła. Nie sztuką jest spalić całą energię i wygrać. Sztuką jest osiągnąć ten sam efekt zużywając jej jak najmniej. I z tą myślą uczyła się magii. Tyle, że w praktyce całą tą piękną, złotą myśl szlag trafiał. Zaczęła krążyć po arenie. Powoli ruszyła w swoje prawo, chodząc wokół Ejjego. Nie jakoś daleka, ale i nie za blisko, 4 metry zdawały się być dla niej jak znalazł. Tasiek, myśl. Serio, myśl. JESTEŚ CZOŁGIEM! Nie terminatorem. Może nie wyrżniesz całej armii w pień, ale też za szybko raczej nie zginiesz. Chyba. Tylko kurczę... to on ma być ranny, nie ja. Uhh... Tyle, że myślenie nie było jej mocną stroną. Wiedziała zaś jedno - wyskoczenie na niego i zaatakowanie od frontu, jak zrobił to przed chwila on sam, nie będzie najlepszym pomysłem. Przekonała się o tym kiedyś na własnej skórze, a nawet i na własnym oku. I własnym żołądku. I wątrobie. W sumie czy ten typ nie rozciął mnie wtedy niemal wpół? chwila zastanowienia przez Tasię przerwało donośne SKUP SIĘ... wydobywające się z gardła jej samej tylko w wersji żerującej na jej świadomościo-podświadomości. Wyższa psychologia. Improwizuj... dodała po chwili, a to już wyzwoliło jakaś reakcję mniej więcej po przejściu 1/4 obwodu koła, które miała pierwotnie zakreślić otaczając go. Nie wyskoczyła, jednak ruszyła biegiem w stronę Ejjego. Krok za krokiem. Z lewicą przed sobą, jak gdyby miała się bronić jej częścią-karwaszem. Jeżeli atakować to wtedy, kiedy nie ma szans machnąć ostrzem. A jeżeli nie ma takowej, to należałoby stworzyć. Pierwsze cięcie, horyzontalne miało nadejść z odległości niecałego metra i być wymierzone w klatkę piersiową. Jednak to nie miał być ten właściwy atak. I to, co szykowało po tym też nim być nie miało. W zasadzie jako takiego ataku kończącego walkę nie przewidywała przez następne minuty. O ile ta walka tyle potrwa. Tak czy inaczej chciała wymóc na nim reakcję. I czekała na nią skupiona, by w razie czego móc od razu zareagować. Była gotowa rzucić Shielda w każdej chwili. W zależności jednak od tego, co zamierza zrobić, całość miła wyglądać... no, różnie. Mógł blokować cięcie... albo chcieć zabić Tasię nim ta zabije jego. Czemu nie? Sama nie miała w lewej ręce wystarczająco dużo sił, by cokolwiek komuś złamać czy człowieka uszkodzić na dobre (chociaż wiadomo, zależy, w co wyceluje) jednak opancerzenie ręki to co innego. Tylko co z tego, jeżeli uderzy w metal? Tak też widząc, że ten chciałby tak się rozprawić z nadchodzącym atakiem, kiedy tylko uniesie miecz, oczekując na ostrze miała zamiar centralnie spod nóg wystrzelić mu Shielda 50cm gr. x 1m wys. x 1m szer rujnując jego postawę obronną i jednocześnie przekierowując atak nieco wyżej, ostatecznie tnąc nie horyzontalnie, a po skosie z lewej do prawej w górę. Atak trochę na oślep, byleby dotkliwie zranić, może nie koniecznie zakończyć walkę. Inna sprawa, że może po prostu wziąć przykład z Takary i chcieć się przesunąć. Jeżeli się przesunie, Shield idzie tak samo, tylko cięcie zapewne wyszłoby bardziej niemrawo. Bardziej żwawy odskok skończyłby się zaś zwyczajnym podstawieniem nogi przed Tasię i wbicie ostrza rękawicy w Ejjego w momencie, kiedy starałby się odzyskać równowagę lub po porostu by leciał ku ziemi. Jeżeli straci równowagę, podbije go czy po prostu będzie zmuszona się wycofać potężnym odskokiem w tył bo chce z niej zrobić sito, stara się wysłać dwie salwy Stones Missiles. Pierwszą celując w kark/szyję (a raczej tor lotu chłopaka powinien być dość przewidywalny) a druga w brzuch. Dawno tego nie używała i nie była pewna, jakich szkód to może dokonać, ale nie sądziła że go tym zgnębi na tyle, by wygrać. Jeżeli by leżał i nadarzyła się jednak okazja do szybkiego przebicia go rękawicą nie narażając się przy tym, to to robi celując w kark. Bo dekapitacja dobra rzecz. Zwłaszcza, jak nie zabija na prawdę. Jak zrobi, co ma zrobić - zwiększa dystans o 5m. Tak samo, jak groziłoby by jej oberwanie czymś, co by ją mogło mocno poranić, pomijając ten potencjalny atak, na który miałaby przyszykowaną jako taką odpowiedź.
Ejji
#911 Widmo
Liczba postów : 2212
Dołączył/a : 26/12/2014
Temat: Re: Tim (Ejji) vs Takara Sob Lip 25 2015, 16:19
Nie ma to jak szybka, darmowa nauka latania na niewielkie dystanse… Może kiedyś wyjdzie z tego coś więcej… -Hehe… - śmieję się cicho, łapiąc równowagę. Sprytna dziewczynka się trafiła, nie ma co… I dobrze. Gdyby wszystko za szybko się skończyło, nie byłoby wcale ciekawie. Zabawa wciąż musi trwać w najlepsze. Przecież w końcu po to wymyślono igrzyska… Dla uciechy tłumów, bo nic nie podnieca bardziej niż lejąca się krew, no… może poza czekaniem, aż ta się poleje. Okazja do tego może się niedługo przytrafić. Mam tylko nadzieję, że nie moja krew wystrzeli pierwsza, a nawet jeśli, to niech przynajmniej nie poleje się ostatnia… Jednak nie można dać tłumowi długo czekać, bo się zeźli. Trzeba walczyć dalej… Fakt, że nie udało się jej trafić, jeszcze o niczym nie świadczy. To dopiero początek walki, mogę nawet stwierdzić, że dobry początek… Zawsze mogło być gorzej… Ranny nikt nie jest. Czy to źle? Lepiej żeby nie był nikt, niż żebym ja miał być. W takim stanie można walczyć, nawet dość długo. Nie mam jednak zamiaru spędzać tu wieczności, a przynajmniej dobrze byłoby to zakończyć przed interwencją sędziego. I dobrze byłoby również tego nie przegrywać w upokarzający sposób. Trzeba chwilę przeczekać, a potem uderzyć jeszcze raz, gdy nie będzie na to przygotowana. I to chyba nie jest jeszcze ta odpowiednia chwila…
Tym razem to ona przejmuje inicjatywę. Nie mam jednak zamiaru czekać, stać i bezczynnie się gapić na jej poczynania. Na zastanawianie się też nie ma czasu, ale tu nie ma co myśleć. Tu trzeba działać… Pozwalam sobie jeszcze raz się uśmiechnąć… Ehh, skoro raz się udało mi do Ciebie zbliżyć Skarbeńku, to nie myśl, że za drugim razem będę już zniechęcony, żeby znów stoczyć bezpośrednie starcie... Jak raz taki Tim się czegoś uczepi, to nie odpuści. Więc gdy dziewczyna zaczyna swój radosny bieg, ustawiam się w jej stronę lewym bokiem, nie spuszczając nawet na chwilę z niej oczu, a potem również zaczynam biec. W taki sposób, aby mieć ją cały czas po swojej lewej stronie, a i żeby za daleko też nie była. Stać w jednym miejscu to najgorsze co może być, a gdyby tak cały czas biegać wokół niej, bo tak właśnie mam zamiar biegać, to może kiedyś nawet zakręci jej się od tego w głowie. Mieczyki zaś cały czas trzymam na wysokości klatki piersiowej, skąd najłatwiej się bronić i wyprowadzać ciosy. Gdyby natomiast próbowała mnie zaatakować, wtedy z mojej pozycji najłatwiej byłoby zbić jej cios mieczykiem w lewej ręce, tak jakbym odganiał wkurzającą, latającą tuż przede mną muchę, niewymagającym dużo wysiłku myślowego ruchem od siebie, ale żeby był jak najbardziej obszerny, co by tak tą muchę jak najbardziej odpędzić… No i też, żeby się przy tym nie zatrzymywać, a cały czas biegać wokół niej. Ze zbiciem takiego ciosu nie powinno być problemu, zwłaszcza, że metr to jednak wystarczająco, żeby coś takiego zrobić… Ale… Czy udałoby mi się tak po prostu zbić jej cios? No cóż… Gdyby podczas swojego ataku przypadkiem straciłaby rękę, albo ją sobie tylko skaleczyła, ewentualnie straciłaby tylko broń, to może o winić tylko samą siebie! Ja jedynie się próbuję przed nią bronić! Taki już jest urok niektórych zaklęć, że po prostu łatwiej nimi coś przeciąć, niż zablokować.
Jeżeli jej atak byłby tak nieudolny, że moja próba zbicia go ucięłaby jej rękę, albo jedynie po prostu popsułaby jej broń i nic dalej by się nie działo, wtedy zamiast kończyć swój bieg wokół niej, kontynuuję go dalej, nie zatrzymując się nawet na chwilę, chyba że znajdę sobie wygodne miejsce za jej plecami. Wtedy to jedynie zostanie przyłożyć ostrze lewego mieczyka do szyi, a prawego do karku, żeby tak najmniejszy mój ruch pozbawił ją głowy i powiedzieć grzecznie. -To chyba by było na tyle…
Może się zdarzyć tak, że uda się popsuć jej rączkę i broń, ale coś wystrzeli spod ziemi, a samo bieganie wokół dziewczyny nie wystarczyłoby, żeby tego uniknąć, no to mogą zrobić się pewne komplikacje… Najważniejsze jednak wciąż jest, żeby nie stać w miejscu i choćby niebiosa miały zaraz spaść wszystkim na głowy, to i tak, dalej biegam wokół niej, a potem trochę odskoczyć i przygotować się do ewentualnej obrony mieczykami. Gdybym nawet się o coś potknął, przewrócił, lub cokolwiek złego by się przydarzyło, iż znalazłbym się na plecach, wtedy najlepiej byłoby od razu wstać. Mogłoby jednak zabraknąć czasu, zanim sfuriowana dziewczyna przeprowadziłaby kolejny atak. Najlepiej byłoby wtedy wszystko odbijać, jeżeliby się udało to przecinać, mieczykami. Gdyby łatwo było określić, że cios jest nie do zablokowania, to po prostu odturlać się w prawo, a potem znowu i tak długo się turlać, aż w końcu jej furia minie i uda się zwyczajnie, spokojnie wstać.
A jeśliby się nie udało tak po prostu zbić jej broni, psując ją trochę, całość szlag by trafił i na dodatek coś nagle wystrzeliłoby pod nogi, ale byłby czas, żeby zareagować? Wtedy inaczej się to załatwi… Zamiast panikować, wykorzysta się po prostu siłę wybijającą z ziemi, oraz siłę własnych nóg, ewentualnie jeszcze głowę dziewczyny, żeby tak odbić się i wyskoczyć jak najwyżej w powietrze, robiąc salto w tył, zwiększyć dzielący nas dystans, a jednocześnie dobrze byłoby wylądować sobie na nogi. Delikatnie kucając, mieczyki trzymałbym skrzyżowane przed twarzą. I gdyby coś leciało w moją stronę to albo się przyjmie to na ostrza, albo po prostu odskoczy się w prawo.
Torashiro
Liczba postów : 5599
Dołączył/a : 10/05/2013
Temat: Re: Tim (Ejji) vs Takara Pon Lip 27 2015, 16:07
MG:
Cóż, teraz tą walkę można porównać do dość ciekawego kabaretu. Najpierw biegali dookoła siebie, zanim nie zdecydowali się zaatakować. Dokładniej to, zanim to Takara nie zdecydowała się wyprowadzić ofensywy. Użycie Shielda skutecznie uniemożliwiło Ejjiemu zastosowanie jej morderczego bloku. Los tak chciał (dziesięciogroszówka i pięciozłotówka), że równowaga Tima została przechylona tak... że upadł ten po stronie Shielda bliżej Takary, która kontynuowała natarcie. Chyba... ten post jakiś taki chaotyczny. Tak czy inaczej było sobie machnięcie rączką z ostrzami. Gdzieś lewe ramię jej oponenta trafiło, ale też nie aż tak, by ten zaraz musiał umierać. Ot... lewa ręka zraniona. Tim natomiast zaraz po upadku przyjął pozycję utrudniającą jakikolwiek ruch, a ponieważ Tasia to przewidziała to odskoczyła i zwiększyła szybko dystans do tych czterech metrów, bo na pięć nie starczyło jej teraz czasu. Więc 4 metry odległości, a Ejji leży na plecach.
Info od MG:
Ejji: 67 MM | lewe ramię rozcięte w trzech miejscach, boli, utrudnione poruszanie nim, ale nie ma jakiegoś dramatu | Kuchiku-kan mōdo 2/2 Takara: 43 MM | osłabione nogi Termin: 28.07.2015 godz. 16.00 Ejji, Ejji 24h po Takarze P.S.: Chciałem dać posta ścianę, ale byłoby to zwyczajnie... nieciekawe z mojej strony. Wiedzcie jednak, że mi smutno.
Ejji
#911 Widmo
Liczba postów : 2212
Dołączył/a : 26/12/2014
Temat: Re: Tim (Ejji) vs Takara Pon Lip 27 2015, 21:20
-Auć - Bolało. Mówi się trudno, trzeba walczyć dalej. Co prawda trochę szkoda, że to nie ja zadałem pierwszy celny cios, ale mniejsza z tym. Ważne jest, żeby zadać ten ostatni…
Zamiast ubolewać nad ranami, od razu wstaję, a przynajmniej najszybciej jak się da, wybijając się z pleców, by stanąć na nogi. Tym samym, natychmiast ruszyć przed siebie. Kolejną szarża na dziewczynę… Może tym razem wyjdzie nieco lepiej, niż za pierwszym razem. Jej zabawa ze mną zaczyna być bolesna, więc to chyba dobry moment, żeby zakończyć tę walkę. No to jazda! Jeszcze jeden raz!
Jeszcze raz aktywuję Kuchiku-kan mōdo [A], tym razem na Kagayaki (miecz w prawej ręce). Podbiegam najszybciej jak się da, ale krętym slalomem, żeby się znów w coś nie wpieprzyć. Miecze zaś dalej trzymam na wysokości klatki piersiowe, blisko siebie, chociaż ten w lewej ręce może trochę opadać z powodu rany.
Pierwsza próba ataku była nieudana, ale nie musiała być. Teraz wystarczy po prostu podejść do tego troszeczkę inaczej niż wcześniej. Mianowicie, po pokonaniu większej części dystansu, skręcam w prawo, żeby znaleźć się po jej lewej stronie. Wyprowadzam jednocześnie cięcie lewym mieczykiem, od siebie, na zewnątrz. Celując w rękę, a dokładnie w mięsień zginający. Co prawda wystawiam ranną rękę trochę na atak, ale głównie po to, żeby zmylić nieco dziewczynę. Lewą nogę zaś cofam za prawą, żeby później szybko i łatwo wykonać półobrót, a jednocześnie ciąć drugim mieczem w miejsce gdzie kręgosłup łączy się z biodrami. Jeżeli ją trafię, to chyba byłby koniec… Lecz jeśli nawet nie pójdzie wszystko po mojej myśli, to i tak oberwie wystarczająco mocno. Na wszelki wypadek, po wyprowadzeniu ciosu, zmieniam kierunek ostrza, ku górze by trafiło ją pod pachą, a przy okazji ucięłoby jej rękę tuż przy samym barku. Potem jeśli starczy jeszcze czasu, wtedy pochylam się i wciąż ten sam miecz kieruję z góry na dół, aby wbić go centralnie w kolano dziewczyny, w te które będzie łatwiej, a następnie szarpnąć miecz do siebie rozcinając ją od uda w górę.
Druga ręka i drugi miecz mają pilnować w tym czasie jej rąk, żeby te nie przeszkadzały za bardzo. Jeżeli zdecydowałaby się na jakiś obszerniejszy ruch nimi, wtedy dostanie zwykłego siekańca po nadgarstkach, ramionach, albo po głowie, jeśli dosięgnę… tak jak bije się małe dziecko próbujące podłączyć śrubokręt do prądu, dając wyraźny znak, żeby nie ruszać! Ewentualnie wystarczy coś, żeby zatrzymało tę rękawice z ostrzami, albo żeby nie złapała mnie tak jak za pierwszym razem.
Gdyby próbowała uciekać, lub odskakiwać, wtedy biegnę za nią, czy też dobiegam do niej, żeby cały czas była w zasięgu mieczy. Skakać tym razem nie ma co. Naukę latania już miałem, tym razem obejdzie się bez niej. Gdyby miały pojawiać się kolejne ściany, których nie dałoby się tak po prostu minąć, wtedy jakoś się je przetnie. Gdybym poczuł, że coś drga mi pod nogami, wtedy natychmiast skaczę w przód, chyba, że będę w zerowym dystansie w stosunku do dziewczyny. W takim wypadku to skaczę w tył, albo w bok. Byleby znowu jakieś cholerstwo mnie nie trafiło.
Frederica
Wytrwała Pierepałka
Liczba postów : 2947
Dołączył/a : 14/02/2014
Temat: Re: Tim (Ejji) vs Takara Wto Lip 28 2015, 09:42
W jednej chwili wszystkie chibi Tasie wychyliły swoje chibi główki z różnych zakątków umysłów, by obserwować tą pierwotną chibi Tasię robiącą za coś, co na siłę można nazwać głosem rozsądku. Te zaś, za jej przykładem przeniosły wzrok na wielki ekran ukazujący jej walkę. I wszystkie były zaskoczone. Więcej - w tym samym momencie słychać było wiele razy Wooow! czy też To może improwizuj dalej, dobrze ci idzie!. Tylko, że wszystkie zostały przekrzyczane przez główną chibi Tasie siedzącą ciągle po turecku i ze zdziwieniem wymieszanym z ekscytacją i pełnym skupieniem (swoją drogą był to dość ciekawy widok). Wszystkie głosy w jej głowie zupełnie bledły przy głośnym jak start pięćdziesięciu startujących samolotów na raz i donośnym TAŚKA, TERAZ!. A było to idealnie w momencie, kiedy już odskoczyła, a Tim zbierał się do powstania. Nie trzeba było Tasi tłumaczyć, co to "teraz" ma znaczyć ani co ma w takim wypadku robić. Ona wiedziała. Był to tylko impuls, by odpowiednio wykorzystać moc magiczną i jak najszybciej pod Ejjim i nieco przed nim tak do 3m zmiękczyć ziemię. Wywróciła go, leżał, a zaraz musiała nastąpić chwila, kiedy zwiększy nacisk na podłoże bo nie będzie miał innego wyjścia. I w tym momencie zapadnie się w błoto. Taki przynajmniej miał być plan. Dać pod nim pięknego Softeninga o metrze głębokości oraz 3m promienia. Wszelaki nacisk wywierany plecami czy, od biedy, nogą na podłoże powinno sprawić, że się zacznie co raz bardziej zapadać. W tym też momencie postanowiła się nieco pobawić. Z reguły nie bawiła się w kontrolowanie tego biednego błota z Softeningu bo nie było to konieczne, jednak teraz postanowiła pozalewać nim przede wszystkim ręce przy nadgarstkach i kark Ejjego jednocześnie jak najbardziej chcąc utrudnić mu wyjście. Jeżeli jednak jakoś by sobie radził - nie ma wyjścia. Nim za bardzo się wynurzy i zrzuci z siebie za dużo błota utwardza całe błoto w którym się znajduje i którym go pozalewała "wtapiając" go tym samym w ziemię. A jeżeli sobie nie radzi, dlaczego miałby jeszcze nie popływać?
Ale mogła chybić i było to w zasadzie najgorsze, co mogłoby się stać. A przynajmniej jedna z najgorszych. Nie lubiła zbyt blisko przebywać ludzi, którzy parają się szermierka, o ile nie chcą jej poszatkować. A Timowi właśnie chyba o to chodziło, by przypominała po walce krwawą miazgę. Nie była tego pewna, ale tak założyła. Bo mogła. Bo za dużo razy walczyła z takimi jak on i nabrała niechęci do tejże grupy przeciwników. Bo wszystko jest w porządku, kiedy wiesz, jak z czymś walczyć. Takara zaś eksperymentowała. Nerwowo cofa się w tył na ten dodatkowy metr-dwa. Podjęła tą samą taktykę. W lekkim rozkroku (bo stabilność) i lewym bokiem do Ejjego. Skoro wtedy zadziałało, może zadziała i teraz chociaż bała się, że może tak łatwo nie pójść tym razem. Obserwowała go. Cierpliwie, bez zbędnych ruchów. Śledziła go wzrokiem, wszystkie zaś mięśnie były napięte jak struna i gotowe do ataku. A w zasadzie próby obrony przed tym atakiem. Nie bała się. Ani jego ani porażki. Za to zaczęła zdawać sobie sprawę, że najbardziej obawiała się, że popełni jakiś straszliwy błąd i to ją zgubi. Pierwsze cięcie postanowiła skontrować tak, jak za pierwszym razem. Cięcie horyzontalne. Jak ona nimi gardziła. Jedno rozcięło jej... w sumie wszystko. Kiedyś. Te czasy... Solidny odskok w tył z lewej nogi nieco po skosie (tym razem jednak bez ewentualnej misji z rzuceniem się na ostrze, a obierając sobie do odskoku tą bezpieczniejszą stronę, w którą ostrze zmierza (zakładam, ze to będzie w prawo, ale mój mózg jeszcze nie działa jak należy). Tak czy inaczej wycofuje się tak, by przy okazji się nie zabić. Z cięciem z obrotu (albo półobrotu, ja nie wiem) radzi sobie w sumie tak samo. Cięcie horyzontalne. Nie wiem, czy przybliży się by go wykonać - nie mniej dalej się od niego oddala w tył. Zrodził się jednak w tasinej głowie plan. Mianowicie, kiedy ten już będzie robił swój obrót a Tasia cofała się, w prawej ręce tworzy grudkę ziemi, z której wystrzeliwuje jeden pocisk ze Stone Missiles. Jeden. Jedyny, którym celuje w skroń. Stara się wystrzelić tak, by idealnie trafił go w skroń. Albo w oko. Ogólnie w głowę. Albo go ogłuszy, albo ten straci przytomność albo nie da jej to zupełnie nic. Ale można spróbować. Celuje, jednak stara się mieć ręce cały czas przy ciele. A ze jest zajęty bawieniem się w balerinę raczej nie sądziła, że coś jej w tym przeszkodzi. Co najwyżej priorytet własnego bezpieczeństwa.
Gdyby któryś z ataków miał ją dosięgnąć, nie czekając wykorzystuje rękawicę, którą trzyma ciągle w pogotowiu, s przodu, przy sobie, by uderzyć ostrzami o ostrze. W zasadzie nie miała pojęcia, czy one są magiczne czy nie. Nie mniej nawet, jeżeli jej rękawica zostanie uszkodzona, a ostrza brutalnie skrócone - uderzając nimi z całej siły o miecz przeciwnika powinna zadziałać dynamika. Jeżeli nie wytrąci mu siła tego miecza, to przynajmniej wyhamuje albo nawet odbije atak za cenę własnej broni. Nie bawi się w jakieś finezyjne blokady z użyciem jak najmniejszej siły. Nie jest szermierzem. Chociaż zna te tajniki, obecnie panowało zbyt duże napięcie, by sie czymś takim przejmować. Jeżeli zostałaby ranna albo byłoby takie zagrożenie mimo wszystko - cofa się jeszcze bardziej, a nawet sili się na zamknięcie Ejjego w Shieldzie.
Torashiro
Liczba postów : 5599
Dołączył/a : 10/05/2013
Temat: Re: Tim (Ejji) vs Takara Pią Lip 31 2015, 00:23
MG:
Ponieważ start wielu startujących samolotów jest głośny, ruszymy tą walkę. Tim ładnie wstał, jednak... coś było mokro. I chodziło tutaj o ziemię, żeby nie było. Tak czy inaczej ostrze było gotowe zrobić krzywdę... zarówno Ejjiego, jak i mistrza gry za niezaznaczenie używanych zaklęć. Dlatego najpierw zmiękczyła ziemię, bardzo utrudniając swojemu oponentowi poruszanie się, próbowała go także lekko przytopić, ale się nie udało, po czym... utwardziła całą ziemię. Oczywiście bardziej hardym hardeningiem, bo mniej hardy nie może być użyty zaraz po softeningu. Smutek czy też nie... nieważne. Grunt, że Ejji był... unieruchomiony tak od kolan w dół + trochę błota przylegało mu to na klatce piersiowej, to na ręce, to na udzie, trochę irytując, acz nie przeszkadzając. Był jakieś... 3 metry od Tasi.
Info od MG:
Ejji: 34 MM | lewe ramię rozcięte w trzech miejscach, boli, utrudnione poruszanie nim, ale nie ma jakiegoś dramatu, od kolan w dół nogi w utwardzonej ziemi | Kuchiku-kan mōdo 1/2 Takara: 13 MM | osłabione nogi | Softening 1/2, Hardening 1/2 Termin: 01.08.2015 godz. 00.00 Takara, Ejji 24h po Takarze
Frederica
Wytrwała Pierepałka
Liczba postów : 2947
Dołączył/a : 14/02/2014
Temat: Re: Tim (Ejji) vs Takara Pią Lip 31 2015, 08:18
Chibi Tasie przepraszają za utrudnienia w sprawie zaklęć. Tymczasem Takara spojrzała niezadowolona na swoje małe dzieło. Miało mu unieruchomić ręce, niedobrze... Bardzo niedobrze, bo dalej jest prawdopodobieństwo skończenia jak coś, co omyłkowo dostało się do krajalnicy. Jak ona nie lubiła szermierzy...
Chociaż wydawało jej się, że idzie jej całkiem ładnie. Jakby nie było - była cała. Żywa. Bez ran. Nie wiedziała, jakim cudowny fenomen miał miejsce w tej walce, że nic jej nie jest, ale nie miała zamiaru narzekać. Więcej. Chyba naprawi zaraz tą małą nieścisłość. Czy widział ktoś kiedyś walczącą Takarę bez ran?! Trzeba kontynuować tradycję. Przez chwilę miała ochotę zaproponować mu poddanie się. Nie miała pojęcia, dlaczego, jednak też nie miała zamiaru tego robić. Z jednej strony widziała tutaj dość... jednostronną walkę, a z drugiej nie mogła zaproponować, by zrobił coś, czego ona sama by nie zrobiła. Skarciła się w myślach za samo myślenie, że komuś mogłaby zaproponować coś takiego. Poddawanie się nie było złe. Nie mniej Tasie są uparte. Wrodzona upartość nie pozwala zrezygnować. Nigdy. Abdul się nie liczy.
- Może kończmy to już? Głodna jestem. - rzuciła w stronę Tima nieco zmęczona całą walką. Tak, to była ciężka walka. Więcej - wszamałaby schabowego. Najlepiej z ziemniaczkami. Nie była pewna, co do tego jeszcze by wzięła, ale z pewnością wyciągnięcie granatu odłamkowego nie było złym pomysłem. Co prawda nie miał być to element obiadu, ale cóż... Albo ona go zgnębi tak, że nie wstanie, albo on się weźmie w garść i to Tasia będzie gnębiona. Tak czy siak, ta walka trwała, a ona by wolała być teraz gdzie indziej. Trybuny też wydawały się w porządku miejscem. Póki co jednak jeden większy odskok w tył na jakieś 3m i podrzucenie odbezpieczonego granata w stronę Tima tak, by był po za zasięgiem rąk i mieczy przeciwnika, ale jednocześnie Tim był w zasięgu. Półtora metra? Dwa i pół? Chyba coś koło tego. Może lekko więcej. Nie mniej wolała, żeby wybuchł będąc w powietrzu (a przynajmniej gdzieś na wysokości tej jego głowy... no chyba, że tak miałby nie trafić w ogóle jak turlając się po ziemi. Wtedy turla go w stronę Tima na podobna odległość), niż żeby jakimś cudem eksplozja chybiła. Problem pojawia się taki, ze Takara zapewne też będzie w zasięgu. Głównie dlatego, że zwiększanie niepotrzebnie za bardzo dystansu pomiędzy nią a Timem mija się z celem, jeśli teraz chce to skończyć. Straci tylko czas. Nim wybuchnie, Tasia pada na ziemię rękoma zasłaniając głowę (zwłaszcza zasłania ją karwaszem na lewej ręce). Ogólnie cały pic miał polegać na tym, że ze spotkania z granatem wyjdzie w lepszym stanie osoba, która jest bardziej wytrzymała. A Tasia u siebie na to nie powinna narzekać.
Nie sądziła jednak, że ten atak zakończy wszystko, bo to by było za łatwe. Niedocenienie przeciwnika boli. Po prostu boli. Jak cholera. Albo dżuma. Takara nie chciała znowu popełnić tego błędu. Nie mniej nic po za zaszarżowaniem na niego nie wchodziło jej do głowy. Prócz jednej rzeczy. Bingo! stwierdziła Chibi Tasia leżąc sobie na leżaczku i popijając soczek pomarańczowy. Obserwowała całość zza swoich ciemnych okularów. I chyba pomysł, na jaki wpadł zespół masowego zniszczenia TAKARA przypadł jej do gustu. W zasadzie był to też i jej pomysł. Natychmiast postanowiła powstać z ziemi i okrążyć Tima. Jest uwiązany, więc bronienie się jakkolwiek przed ataki zza pleców powinien być upierdliwy, a unikanie ostrzy łatwiejsze. Fakt, że zostało mu trochę błota na nim samym nie umknęło jej uwadze. Jeśli tylko da radę, używa swego zacnego, niedocenianego zaklęcia D - Stone Missile (zaznaczam //przyp. chibi Tasi) wykorzystując właśnie to błoto. Głównie skupia się, żeby szpice wbiły mu się w ręce, bo stanowiły w zasadzie jedyną przeszkodę w pokonaniu go. Nie wiedziała, czy jest to teraz konieczne czy nie, ale wolała nie ryzykować. Szkoda by było, jakby właśnie tego zaklęcia jej zabrakło. A ona chciała wygrać. Zwłaszcza, że to zwycięstwo miała chyba niemal na wyciągnięcie ręki. Dba o to, by jeden ze szpicy został wystrzelony z ziemi przed nim, by ten zaatakował mu głowę. To zaklęcie nie ma zabijać. Ma irytować. A dla Taśki każda zadana rana, każde bolące miejsce u przeciwnika to krok w stronę wygranej. Za dobrze wiedziała, jak one potrafią irytować.
Tymczasem, kiedy tylko znajdzie się za nim , za priorytet ma wbicie ostrzy rękawicy w kark Tima. Jak się schyli/nachyli/ zrobi inne dziwne rzeczy - koryguje uderzenie, sprzedaje mu kopa kolanem w kręgosłup i ponawia. Chyba, że trafi pierwsze uderzenie. W kark czy głowę... nie ważne. Jeżeli pierwsze uderzenie zakończy walkę, to... no, to będzie koniec. Nic więcej nie będzie konieczne. A ostrza w karku raczej walkę zakończą.
Tyle, że wygrana Tasia to żywa Tasia. I mimo wszystko dalej miała z tyłu głowy fakt, że Tim ma większy zasięg broni i nic nie mogła na to poradzić. Jeżeli zacznie wymachiwać bronią za sobą bez obrócenia się to sprawa nie jest jakoś wielce skomplikowana. Ruchy te raczej nie będą nie do obejście i po prostu jeżeli w jej stronę powędruje miecz czy dwa to się odsuwa w tył, wykonuje kopniecie z dołu czubem buta w jego nadgarstek i ponawia atak. Oczywiście w przypadku cięć horyzontalnych. Jeżeli cięcie pójdzie z góry, to tyle co się odsuwa bez przerywania czynności jaką jest kończenie walki. Jeżeli to będzie jednak tak upierdliwe, że nie będzie można przez to wymachiwanie skończyć walki, przyjmuje uderzenie miecza (w razie potrzeby przesuwa się tak, by to jego ostrze czasem nie zakończyło walki szybciej niż Tasia. Lepiej stracić rękę czy nogę niż całe tułowie) jednocześnie wbijając ostrza mu w kark. Albo głowę, bo jak nie trafi to cóż poradzi? Grunt to zabić. Jeżeli się odwróci, Takara robi piasek PWM'ką Wyrzutnia kamyczków i ciska mu go w oczy licząc na to, ze kupi sobie moment na to, by wbić mu ostrza w kark. Jeżeli nie zaniecha ataku, to odskakuje w tył i ponawia cios jeżeli horyzontalny, a odsuwa się nieco w bok nie przerywając ataku.
W OBU PRZYPADKACH ODSUNIĘCIE = TAKIE PRZESUNIĘCIE CIAŁA BY OSTRZE CHYBIŁO I TRAFIŁO W POWIETRZE.
I W OBU PRZYPADKACH jeżeli Tim będzie się za bardzo stawiał. Takara odpala Sacred Relict tylko po to, by wpakować w niego Stone Missile strzelając zza niego i celując w tył głowy. Wszystkie cztery. Żeby stracił przytomność. Jak zmieni położenie głowy to oczywiście koryguje kolejny strzał. Sama jak oberwie tym to pół biedy, najpewniej to zignoruje.
I tu i tu stara się zaatakować od dogodniejszej strony mając na uwadze potrzebę przesunięcia się. Jak zaatakuje z lewej, to warto zaatakować samej z prawej i na odwrót. Tak czy inaczej chce to zakończyć, choćby miała przy okazji stracić rękę czy nogę. Jeżeli będzie to cena za utrącenie mu makówki to jest skłonna ją zapłacić chociaż chibi Tasie liczą, że po tym zmasowanym ataku będzie tak zmordowany, że wykonanie tego, czego chce Tasia, nie będzie jakoś zbytnio upierdliwe. Jednak jeżeli będzie widzieć, że nawet jak da sie trafić szanse na zabicie go nie będzie wynosić 100%, wycofuje się. Nie warto. Podejmuje się tego czynu tylko, jeżeli na pewno jej się wtedy uda go skrócić o głowę.
Ejji
#911 Widmo
Liczba postów : 2212
Dołączył/a : 26/12/2014
Temat: Re: Tim (Ejji) vs Takara Pią Lip 31 2015, 18:07
Po kostki w gównie… To zdecydowanie zbyt płytkie określenie, na obecną sytuację…. Taa… jest się z czego cieszyć… I jeszcze pobrudziło mi ubranko… Mógłbym jeszcze jakoś przeżyć unieruchomienie, ale czy coś takiego łatwo doprać? Zaś sama pozycja dość wygodna do filozoficznego zastanowienia się nad sensem życia, ale do walki to niezbyt. Świat z pespektywy karła jest straszny… Ehh… przynajmniej dobrze, że nie ma tu żadnego mrowiska. Co prawda w filozoficznej postawie niewiele zdziałam, ale co ona może zdziałać przeciwko mnie? Może oboje moglibyśmy zastanowić się nad sensem życia? Może doszlibyśmy do jakichś mądrych wniosków… Nie? Też tak myślę… W takim razie coś jeszcze trzeba z siebie wykrzesać!
-Głodna? – pytam zeskrobując lewym mieczykiem błoto z rąk. Ona chce już kończyć? Nie widać, że dopiero się rozkręcam? – Może to najwyższy czas, żeby pomyśleć o diecie? Chwila… czy ja naprawdę to powiedziałem? Od razu gryzę się w język… To nie było miłe z mojej strony. Ale to chyba nie czas na wyjaśnienia... W każdym razie, przepraszam. Może nie słownie, ale przepraszam… To wcale nie tak, że uważam, iż jest gruba… EHH!!! Najlepiej będzie się już nie odzywać…
Jednak, to nie czas na takie rzeczy. Podczas tego wspaniałego i mądrego dialogu, prawym mieczykiem, na którym powinno być załadowane zaklęcie, skrobię ziemię, trochę za kolanami, używając go trochę jak łopatki, żeby zrobić nogom nieco więcej miejsca, a jeśli się uda, to może nawet da radę wyjść z tego gówna! Jednak ostrożnie, żeby ich przy tym sobie nie uciąć! Lecz nie szarpię się z tym za długo, nie ma na to za dużo czasu. Zwłaszcza, że dziewczynka sięgnęła po coś, co raczej nie jest fajką pokoju! A jak tym rzuci, no to również rzucę. Mieczykiem konkretnie, pewnie prawym, chociaż jak granat będzie leciał z lewej to lewym, żeby zderzył się z granatem w powietrzu i odbił go w stronę dziewczyny. Może nie jestem mistrzem w rzucaniu, ale odległość nie jest też wielka, a to trochę jak ze zwykłym cięciem, tyle że na nieco większą odległość... A jeżeli jeden nie trafi, to dorzucę drugim… Byleby tylko granat znalazł się bliżej niej, niż mnie… Potem zaś odchylając się, z filozoficznej pozycji przechodzę do leżącej na plecach, żeby jak wybuchnie to zrobi nie za wielkich szkód, zasłaniając również twarz rękoma i odwracając się do miejsca wybuchu plecami, aby moja śliczna buźka nie ucierpiała za bardzo…
Po wybuchu wypuszczam powietrze i prostuję do połowy postawę, podpierając się z tyłu ręką. Czuję się trochę jak taka dźwignia… Nie jest to miłe uczucie, no i jeszcze raz można spróbować wydostać się z tego gówna, ale też bez większej szarpaniny, bo nie chce na tym koncentrować całej swojej uwagi. Jedynie uśmiecham się do dziewczyny, dając znak, że nie jest ze mną jeszcze aż tak źle. No i sięgam po ostrze ukryte w rękawie, jeżeli straciłem lewy mieczyk na odbiciu granatu, jeżeli prawy, to sięgam po wakizashi, a jeżeli straciłem obydwa mieczyki, to wyciągam i jedno i drugie… Następnie cały czas śledzę wzrokiem dziewczynę, gdyby kombinowała coś jeszcze. Nie mogę przecież pozwolić, żeby to się tak skończyło… Byłoby to z mojej strony co najmniej żałosne… Widząc, że próbuje stanąć za mną, zamiast się odwracać, po raz kolejny opadam na plecy, a tym samym ruchem kieruję ostrze, by wbić je od razu w kolano dziewczynie, aby potem drugim mieczykiem przebić jej łydkę, tej samej nogi. Następnie szarpię ostrza do siebie. Może się przewróci… Może straci nogę… i się przewróci przy okazji…
Jeżeli tak, to pewnie nie będzie na tyle blisko, żeby wbić jej miecz pod klatkę piersiową, centralnie w serducho… ale jeżeli będzie, to warto skorzystać z okazji. Jednak gdyby była za daleko, wtedy można spokojnie skupić się na oswobodzeniu nóg.
A gdybym jej nie trafił? No to źle ze mną… W obecnej pozycji ciężko się jakkolwiek bronić… Co najwyżej mogę odpędzać się mieczykami od ciosów i unikać kamiennych pocisków, odchylając się raz w prawo, raz w lewo, czasem przyjąć cios na mieczyk. A jeżeli w coś ją uderzać, to tylko po nogach. Może by tak przybić jej stopę do ziemi? Gdyby spróbowała kopnąć mnie w nadgarstek, zmieniam kierunek ostrza, by znalazło się tuż nad jej stopą, a następnie w dół i w ziemię! Co raczej w moim przypadku nie powinno stanowić problemu, chociaż nie wiem…
Może wcześniejsze próby wydostania się, oraz podkopanie mieczykiem coś dadzą i w końcu za którymś razem się uda. A gdy już jakoś stamtąd wyjdę, to natychmiast z rozpędu przed siebie, z nisko pochyloną głową, żeby nie zostać niczym trafionym, a potem odwracam się w celu kontynuowania walki. Byleby tylko nie przegrać… jeszcze nie teraz… wytrzymać jeszcze trochę, a potem już pójść na całość…
Torashiro
Liczba postów : 5599
Dołączył/a : 10/05/2013
Temat: Re: Tim (Ejji) vs Takara Nie Sie 02 2015, 15:33
MG:
Problem był jeden. No dobra dwa. Po pierwsze wybuczanie przez żeńską część widowni zachowania Ejjiego, sugerującego, jakoby Tasia posiadała masę zbliżoną do Mount Everestu (co oczywiście jest nieprawdą [choć nie podała jednostek wagi]), a drugie to taka, że mieczyk łopatką nie był. Owszem, zeskrobał ziemię z rąk chłopaka i jego ubrania, nawet ładnie wbił się w ziemię, choć z lekkimi oporami, ale... nie pozwolił mu ładnie się wydostać. A potem poleciał granat, jak już Tasia odskoczyła. A w granat lewy mieczyk. W iście romantyczny sposób leciały ku sobie, niczym para rozłączonych kochanków, by potem zderzyć się z rzeczywistością i wyminąć w locie. Może jednak nie byli sobie pisani. Do tego, rzut lewym mieczem trochę nadwyrężył rękę, ale też nie było z tym praktycznie żadnego problemu. Problem za to leżał, a dokładniej leciał teraz bardzo blisko Ejjiego. Wszak 3metrowy w średnicy wybuch rangi C tuż przy głowie to nie byle co. Bądźmy szczerzy, granat wylądował na lewo od chłopaka, który zdążył wyrzucić drugi miecz. Który zbił lekko granat, acz nie na tyle, by ten nie oberwał z wybuchu. Cóż... smutno trochę. Może gdyby celował w Takarę, która gabarytowo była mimo wszystko większa od granatu, by ją jakoś zranił a tak? A tak nastąpiła ciekawa próba gimnastyki Ejjiego, gdyż by położył się plecami na ziemi i jednocześnie plecami do wybuchu stworzyłby ewenement na skalę wstęgi Mobiusa, nazywaną wygięciem Tima. Uznajmy więc, że położył się na prawo, bokiem do wybuchu. Ten więc objął głównie jego uda, mocniej lewe swoim wybuchem, delikatnie przypalając też mu brzuch. Następne ataki Takary były już boleśniejsze, szybko bowiem wstała (miała łatwiej od Ejjiego) i wycelowała w niego zaklęciem. Może i nie miał już na sobie błota, ale za to był na ziemi... jej ziemi... tej ziemi. Z racji jego ułożenia, większość obrażeń poszła w prawe ramię i przedramię. Obrażenia może wielkie nie były, ale zdecydowanie mogą irytować. Nie przeszkodziło to jednak chłopakowi w powstaniu i obserwowaniu otaczającej go Takary. Gdy ta postanowiła go zaatkować, ten szybko opadł, wyprowadzając atak, zmuszając Takarę do odsunięcia się, choć została zraniona w prawą nogę. Bolało, acz dało się ruszać. Tak... problematyczne będzie teraz dobicie tego czegoś leżącego i próbującego ją trafić. Zwłaszcza, że Hardening zaczął puszczać i gdyby Ejji poświęcił chwilkę czasu na wydostanie się, mógłby to zrobić. Ale wróżka nie była miła. Użyła kocyka bestia jedna! Klękajcie narody, gdyż oto, w chwilę po tym jak rzuciła mu piachem w oczy wycelowała mu w głowę, acz znów musiała korzystać z ziemi tu obecnej. Celowała więc raczej bardziej w uszy. Ejji jednak w naturalnym odruchu jedną ręką zasłonił oczy i zaczął je przecierać, a drugą wymachiwał wakizashi, by Kamishirosawa do niego nie podlazła. Ostatecznie skończyło się to na rozciętym prawym uchu i ranie przecinającej część czoła i skroń. Krwawiło. Do tego, trafiło też delikatnie lewe przedramię. Jakby tego było mało, w lewą rękę wbiły się dość mocno dwa kolejne pociski, dokładniej rzecz mówiąc w ramię, bardzo mocno już osłabiając, ranną już wcześniej rękę. Ostatni pocisk trafił w prawy bark i był zdecydowanie najmniej groźny. I na tym koniec tej oto rundy.
Info od MG:
Ejji: 34 MM | lewe ramię rozcięte w trzech miejscach, boli, utrudnione poruszanie nim, ale nie ma jakiegoś dramatu, od kolan w dół nogi w ziemi, lewa noga, oparzone lewe udo, utrudnione nieco korzystanie z niego, lekkie oparzenia lewego boku brzucha, 4 rany kłute na prawej ręce, dwie na ramieniu, 2 na przedramieniu, bolą, irytują i krwawią, ale aż tak nie przeszkadzają, choć nadwyrężenie tej ręki będzie problematyczne, rozcięte prawe ucho, rana na czole i skroni, krwawi i irytuje, mocno bolące lewe ramię od dwóch pocisków w nie wbitych, problem z wykorzystaniem tej ręki będzie, lewe przedramię, okolice nadgarstka, niegroźna rana po Stone Missile, prawy bark ranny od Stone Missile, lekko boli, acz nie przeszkadza | Kuchiku-kan mōdo 2/2 Takara: 1 MM | osłabione nogi, lekka rana cięta na prawej nodze, na wysokości piszczela, irytuje | Hardening 2/2, -1 granat ręczny bojowy, Kocyk Bery 1/1 Termin: 03.08.2015 godz. 15.00 Ejji, Takara 24h po Ejjim
Ejji
#911 Widmo
Liczba postów : 2212
Dołączył/a : 26/12/2014
Temat: Re: Tim (Ejji) vs Takara Nie Sie 02 2015, 20:07
Cholercia… Już po wszystkim? Żyję? Mam jeszcze własną świadomość? Czy może to już to wspaniała kraina snów? Nie… Nie wygląda na to… Tam nie bolałoby tak bardzo... I chyba jeszcze nikt nie przerwał tej walki, więc pozostaje… walczyć dalej… Mam dziwne wrażenie, że ją zdenerwowałem… Ale naprawdę nie chciałem! To tak samo z siebie! Ehh… Poza tym, mogła nie wspominać o jedzeniu w takiej chwili... To wszystko wyłącznie jej wina. Sama mnie do tego sprowokowała… Mniejsza z tym… Trzeba to zakończyć, zanim znowu oberwę, albo strzelę kolejną głupotę…
Hop z dziury! Szarpnąć raz, a porządnie! Albo raczej zwyczajnie wyciągnąć z niej nogi, bo jedna trochę boli, a jeszcze większej krzywdy nie chcę sobie robić. Jednak pomimo tych ran, wciąż daję radę stać… Heh… Dopóki trzymam się na nogach, mogę walczyć, nie? Nie sądziłem, że przetrwam z zagrzebanymi łydkami. Myślałem, że to będzie już koniec… Ale jakimś cudem dało radę… Co prawda, prawie wszystko mnie boli i jutro pewnie będę w beznadziejnym stanie do walki, ale przynajmniej coś zrobiłem… Trafiłem ją w piszczel… Tyle zdziałać… Niezły muszę być… Przynajmniej nie zejdę stąd, bez zadania żadnej rany… Chociaż może mam jeszcze jakąś szansę...
-Cieszę się, że mogłem z tobą walczyć – mówię tylko, delikatnie się uśmiechając, chociaż może to nie wyglądać najlepiej z tymi wszystkimi obrażeniami. Nie mam teraz czasu żeby za tamto ją teraz przepraszać, ale przyznać, że dobrze walczy chyba mogę… Nie ma już teraz znaczenia, że mogę wygrać, przegrać, lub zremisować… Była dobrym przeciwnikiem. To po prostu ja jestem skończonym durniem…
Idę powoli w jej stronę, próbując podnieść lewą rękę na wysokość klatki piersiowej. Prawą trzymam, obok biodra, aby ostrze szło wzdłuż nogi. Mój stan nie jest najlepszy… Zapewne wszystko skończy się właśnie teraz… Później mogę już nie dać rady… Będzie albo lepiej, albo gorzej... Nie mam jednak zamiaru się poddawać, a dać z siebie wszystko… Uczynię ten koniec pięknym, nie istotne, czy mój, czy jej… Pewnie ma coś jeszcze w zanadrzu, ale to już nie ma znaczenia… Może i nadwyrężę teraz cały swój organizm… Stracę ręce, nogi, albo też nawet głowę… Ale mimo to… Eviva l'arte! Człowiek zginąć musi!
Ruszam w jej stronę, by znalazła się w zasięgu. W międzyczasie rzucam w nią ostrzem z lewej ręki… Będzie tylko przeszkadzało… Nie musi być to silny, ani celny rzut, byleby w jej stronę, aby odwrócił uwagę, albo w przypadku zignorowania, po prostu zranił… I aktywuję też Kuchiku-kan mōdo [A] na wakizash, ale to dopiero jak będę już wystarczająco blisko niej, że na pewno ją dogonię, a nie na tyle blisko, żeby nie zdążyć z aktywacją. Może jeszcze coś z tego wyjdzie… Kiedy już będzie wystarczająco blisko, skupiam się tylko na jednym ostrzu… Jeżeli to w czymś ma pomóc, łapię je oburącz.
Pierwsze cięcie pójdzie od dołu. Uginam lekko kolana, prawą nogę wysuwam do przodu i uderzam, celując w rękę. Tę z tymi ostrzami… Ta rękawica była naprawdę wkurzająca! Z pewnością znajdzie sobie nową… Lepszą… Kolejne ma trafić w lewą nogę, na wysokość uda. Powinno ją ładnie odciąć… I na koniec cięcie na wysokości bioder, oddzielające jej górną część od dolnej. I potem odskok w tył, jeżeli miałoby to być już wszystko. Gdyby z braku nogi nagle się przewróciła, nie bawiąc się w ucinanie rąk, tylko od razu wbijam ostrze w klatkę piersiową… Jakby jeszcze było jej mało, albo jakimś cudem uniknęłaby tego wszystkiego, wtedy następne cięcia mają po prostu trafić ją w ręce... Od łokcia w dół, w jedną albo drugą, albo w głowę, gdyby trafiła się okazja...
Jeżeli będzie odskakiwać, to podbiegam do niej, uważając, by znów gdzieś nie polecieć… Jeżeli spróbuje uciekać, biegnę za nią… Jeżeli sama ruszy na mnie, wtedy to nawet daruję sobie gadkę, a skupię się od razu na walce z nią… Gdyby w moją stronę zaczęły lecieć kolejne pociski, granaty, krzesła, hamburgery, albo cokolwiek innego, wtedy mieczyk ma głównie ochraniać głowę i prawą rękę, od barku, aż po dłoń. A w nogi… Jak pobiegnę, lekko po okręgu to raczej nie powinna trafić…
Jeżeli od razu ruszyłaby na mnie, a nie zdążyłbym jeszcze się uwolnić to dalej uderzam po nogach, czy też po łapce z ostrzami. Gdyby znów miała sypać piachem po oczach, wtedy zasłaniam je lewą ręką. I cały czas próbuję wyjść, aby potem zakończyć tę zabawę, w powyżej wymieniony sposób… Albo żeby po prostu przegrać, we wspaniałym stylu…
Frederica
Wytrwała Pierepałka
Liczba postów : 2947
Dołączył/a : 14/02/2014
Temat: Re: Tim (Ejji) vs Takara Nie Sie 02 2015, 21:11
- Dieta? Nie, dziękuję. Gdybym chciała wyglądać jak wieszak siedziałabym w szafie. - odpowiedziała spokojnie, bez zdenerwowania i zupełnie ignorując buczenie tłumu. Denerwować się? Denerwowała się jak ją wyzywali od kretynów i idiotów. Denerwowanie się z powodu obelg było nudne. Tymczasem walka po tejże drobnej wymianie zdań przybrała ciekawy obrót. Teoretycznie po ten średnio udanej szarży na Ejjego może i nieco przeniosła szalę zwycięstwa na jego korzyść. Praktycznie, Takara miała dalej siły do walki, chociaż zmarnowanie całej many było lekko odczuwalne. Nie mnie ona była fighterem, nie casterem. Prawdziwa walka dopiero się zaczynała. Rana nieco irytowała, jednak nie było to nic, czego nie mogłaby znieść. Szatkowali ją jak owoce na sałatkę, łamali kości, zrywali ścięgna - to było durne nacięcie. Nie miała jednak zamiaru go całkowicie ignorować. Uważanie na tą nogę wydawało się być dość dobrym rozwiązaniem. Tego też z lewej nogi wybija się w tył. Cztery - pięć metrów. Po nieudanym ataku to pierwsze i najważniejsze, co robi. Na słowa Ejjego najnormalniej w świecie odpowiedziała szczerym uśmiechem. - Tak, to dobra walka. W zasadzie dopiero się zaczyna. - nie walczył źle. Walczył dość dobrze. Dane jej mierzyć się było w przeciwnikami potężnymi od których dostawała baty. Nie była pewna, czy lami dalej, czy wynik walki jest wynikiem tego, że faktycznie się coś w tej materii poprawiło. Nie mniej musiała przyznać, że przeciwnik trafił jej się trudny. Za dużo kombinowania, jak go uszkodzić. Stanowczo za dużo.
Nie miała już asów w rękawie. Kompletnie nic jej nie zostało. Teraz liczyła się tylko czysta walka wręcz, bez jakichkolwiek ułatwień pod postacią magii. Miała właśnie poobijanego, krwawiącego przeciwnika. Ruch oznacza szybsze krążenie krwi, więc i szybciej eis wykrwawi. Chyba. Pewnie walka nie dojdzie do tego momentu. Trudno. Kiedy Ejji do niej idzie, ta się cofa tyłem (he he he). W tym samym tempie, w którym się do niej zbliża. Jeżeli będzie dochodzić do krańcu areny - wykręca w najbardziej dogodnym kierunku czyli tam, gdzie będzie mieć więcej miejsca. Rzut mieczem nie jest czymś, co można zignorować. Za to jest to coś, co należy uniknąć. Tego stara się przenieść ciężar ciała na lewą nogę, obrócić się na niej o te 90* i puścić miecz . Czyli to samo co zrobiła, kiedy ten pierwotnie na nią skoczył chcąc pchnąć ją mieczem. Jeżeli będzie leciał tak, ze jednak może ją dalej trafić bo na przykład leci jakoś dziwnie bokiem, to prócz tego jeszcze bardziej się odsuwa po czym ponownie obraca się przodem do Ejjego. Cały czas stara się być w lekkim rozkroku. Jak zawsze. Bo stabilność.
Kiedy będzie blisko i przymierzy się do ataku, wykonuje klasyczny unik. Usuwa się w swoje prawo (bo w końcu atakuje jej lewo) by puścić atak wykonany od doły (dodatkowo jeżeli będzie to konieczne, cofa swoją lewą rękę bardziej za siebie. Atak po nogach może być już bardziej upierdliwy. Jeżeli wykonuje cięcie od prawej to skacze na lewo w tył. Jak od lewej do na prawo w tył. Tyle ze nogi mogą zostać trochę dłużej w polu rażenia, dlatego też ma przygotowane ostrza które w każdej chwili są przygotowane do uderzenia z całą siłą w miecz Ejjego. Jeżeli ostrza się połamią to trudno, siła powinna odepchnąć jednak miecz tak, by być sama w bezpiecznej odległości. To samo robi z każdym innym cięciem horyzontalnym. Bo nie da rady inaczej się bronić przed cięciami horyzontalnymi. Jeżeli straci ostrza próbuje odepchnąć ich resztkami albo karwaszem (za co ręka ją zapewne znienawidzi). I tak samo broni się przed cięciami po rękach. Chyba, że któreś z nich byłoby zadane jako pchnięcie wtedy przenosi ciężar ciała na nogę lewą, jeśli atakuje prawą a prawą, jeśli atakuje lewą rękę, obraca sie o 90*, przepuszcza ostrze i wraca do pozycji startowej. Albo broni się dalej, jeśli na to nie ma czasu, W międzyczasie pomiędzy uderzeniami kiedy tylko będzie okazja, tworzy Wyrzutnią Kamyczków piach i za każdym razem kiedy będzie okazja rzuca mu piachem w twarz. Jeżeli możliwe jest, by robić to przy każdym jego ataku bez strat własnych to to robi. Celuje w oczy/rany. Niech cierpi. Dlaczego nie ma magii soli...? Jeśli zaatakuje z góry/dołu odsuwa się w prawo jeżeli atakuje jej lewą stronę, a w prawo jeżeli atakuje lewą.
Jeżeli ostrze miałoby ja złapać, odbija ostrzami/resztkami po ostrzach/ karwaszem. Czasami lepiej być bez ręki jak bez głowy czy kręgosłupa.
Poniżej znajdują się buttony for, z którymi obecnie prowadzimy wymianę. W celu nawiązania współpracy zachęca się do odwiedzenia pierw tematu z regulaminem wedle którego wymiany prowadzimy, a następnie do zgłoszenia się w tym temacie. Nasze buttony oraz bannery znajdują się zaś w tym miejscu.
Layout autorstwa Frederici. Forum czerpie z mangi "Fairy Tail" autorstwa Hiro Mashimy oraz kreatywności użytkowników. Wszystkie materiały umieszczone na forum stają się automatycznie własnością jego jak i autorów. Dla poszanowania Naszej pracy uprasza się o nie kopiowanie treści postów oraz kodów bez uprzedniej zgody właścicieli.