I've never seen a decent person among those who say they're going to save the world while forsaking the people around them. Those types of men are always so intoxicated by thier own hollow dreams that they call every little thing in front of them trivial.
Duża, stara puszcza znajdująca się przy pasmie górskim sąsiadującym z Maple. Jest jedną z pierwszych rzeczy jakie człowiek może napotkać po przekroczeniu granicy i jeżeli nie będzie się trzymało określonych traktów, łatwo można się zgubić w tym nieprzepastnym skupisku zieleni. Rozłożystość i gęstość gałęzi jest w większości drzew tak duża, że tworzą swoisty "dach" nad głową, co powoduje, że w nocy prawie nic tu nie widać, co jest idealną okazją dla drapieżników by łatwiej polowały, a w tym miejscu zdecydowanie można było spotkać nieprzyjemne okazy Fauny.
Mężczyzna oglądał tabliczkę przed sobą, drapiąc się zamyślony po podbródku. Już kilka razy przeczytał jej zawartość, jednakże za każdym razem doczytywał się jednej i tej samej wiadomości, która nie chciała mu się przyjąć do jego ś"wiadomości". Rozejrzał się dookoła niepewnie, po czym po raz ostatni przeczytał zawartość tablicy. - Abri... mieliśmy iść na północ do Romerum. Więc dlaczego trafiliśmy do Bosco?! To nawet nie po drodze! Ba! Musieliśmy przejść przez cały kraj Seven, żeby tu dotrzeć! - Oznajmił kompletnie skonfundowany. Nie wiedział jak do tego doszło, ani dlaczego nie zdał sobie z tego sprawy wcześniej. Być może dlatego, że był zbyt bardzo rozproszony swoją radością z obecności Abri koło niego. Zwykle podróżował tak daleko samotnie, więc nie był przyzwyczajony do towarzystwa. Jakkolwiek miłe to było, musiał się naaaaaaprawdę mocno rozproszyć.
Odkąd tylko opuścili Mangolię, Abri postawiła sobie za punkt honoru zmieniać się tylko raz na dzień - chyba, żeby było to potrzebne. Była istotą bardziej przystosowaną do podróży, więc gdyby była sama - pewnie poleciałaby po prostu przed siebie. Ponieważ jednak raz na jakiś czas musiała po prostu rozprostować swoje skrzydła i ponownie poczuć wiatr w piórach, to właśnie w tej chwili była po prostu białym kosem... Dlatego też siedziała na tablicy, którą to czytał jej przyjaciel i wyglądało na to, że miał co do niej jakieś wątpliwości. I sama białowłosa spoglądała na napis do góry nogami. Nie rozumiała przyjaciela. Nie rozumiała jego rozterek. Przecież chyba nie było nic złego w tym, że trafili właśnie tutaj prawda? - Mieliśmy iść na północ, czyli w góry. A jesteśmy w górach... to źle? - zapyta przekręcając głowę na bok trzepocząc niewielkimi skrzydełkami tak, jakby chciała zwrócić na siebie uwagę. - Kyouma... tutaj też na pewno znajdziemy kogoś ciekawego. A może tutaj też mieszkają Gryfy? W końcu nie dowiemy się dopóki sami tego nie sprawdzimy, prawda Bubu? - w tym momencie spojrzy na marudną papugę, która siedziała uparcie na ramieniu Kyoumy, a która nawet nie zechciała jej odpowiedzieć na to pytanie. Ale Abri dobrze wiedziała, że tak właśnie będzie. Zdążyła się już przyzwyczaić do jego towarzystwa. W końcu trochę już przeszła z tym ptakiem na ramieniu, a ten rzadko kiedy odpowiadał na jej pytania. Chyba, że już na prawdę zamęczała go swoimi mądrościami... Ale podczas tej podróży nie działo się to już tak często, ponieważ miała Kyoumę, który zawsze odpowiadał na jej pytania - nawet jeśli były niemądre i nawet kiedy pełne były jej własnych sekretów... Nie trzeba chyba wspominać, że był lepszym towarzyszem do rozmów niż Bubu, prawda? Dlaczego wylądowali właśnie w Bosco, a nie w Romerum? Odpowiedź na to pytanie była prostsza niżby się mogło wydawać. Mimo tego, iż Abri zawsze mogła podróżować gdzie chciała i nic jej w tym nie przeszkadzało - dopiero teraz znalazła się za granicą kraju Fiore. Po raz pierwszy w życiu... Właśnie dlatego tak często zbaczała z obranej przez Kyoumę ścieżki. Chciała zobaczyć wszystko. Chciała porozmawiać ze wszystkimi, a przede wszystkim szukała informacji na własną rękę. Albo łapę... no, ewentualnie skrzydło... Ale wyglądało na to, że przeszli przez całe Fiore, całe Seven i znaleźli się w Bosco, a jednak nikt kogo pytała po drodze nie słyszał o żadnym magicznym źródle, o którym opowiadał jej Archie. Ani nawet o kryształach, ani o żadnych astrogusach, czy jak im tam było... Biały ptak spojrzy na przyjaciela uważnie zastanawiając się nad czymś. Tak na prawdę nie powiedziała mu o swoich własnych poszukiwaniach. Szukali Gryfa - dla niej. Ona zaś przy okazji szukała czegoś dla niego i Bubu. Możliwe, że to właśnie przez nie tak potwornie zboczyli z drogi, ale nie chciała mu o tym mówić. Miała wrażenie, że Kyouma nie będzie chciał poszukiwać jakiegoś tam magicznego źródła, które według Archiego przywracało pełną sprawność fizyczną. Odkąd tylko wyruszyli, białowłosa zauważyła jego dziwne zachowanie i fakt, że sam nie pozwalał sobie na te słabości. Nie rozumiała tego, ale nauczyła się już, że niektórzy ludzie nie lubią zmieniać niektórych rzeczy i uczą się z nimi żyć. Jednak Abri uważała, że to była jej wina. I chciała to naprawić, czy Kyouma tego chciał, czy też nie. Nawet jeśli z tego powodu będą musieli oddalić się od Gryfa jeszcze bardziej... Czując, że czas Kosa się kończył, Abri zeskoczyła z tabliczki i przybrała swoją ludzką postać. Tak jak zawsze najpierw rozprostowała swoją spódniczkę i odrzuciła do tyłu włosy pozwalając pozostałym po przejęciu piórkom odlecieć w swoją stronę. Kiedy w końcu się wyprostuje zrobi jeszcze jeden krok w jego stronę, aby znaleźć się bardzo blisko i spojrzy na niego wręcz promieniejąc uśmiechem. - To chyba nic złego, że jestesmy tutaj, prawda? - zapyta przechylając głowę lekko w bok.
- Z tego co wiem to Gryfy można było spotkać w Romerum... ale faktycznie. Niewykluczone, że także w innych miejscach możemy znaleźć gryfy. Ech... skoro już tu jesteśmy to faktycznie możemy się rozglądnąć. Zróbmy sobie przerwę, a potem ruszymy dalej. - Powiedział akceptując już fakt, że znaleźli się tutaj. Może Abri miała rację? Może tutaj także znajdziemy gryfy, a jeśli nawet nie to wciąż mogą być tutaj inne ciekawe stworzenia. Ściągnął z uprzęży kotwicę, pozwalając by luźno upadła na ziemię, tym samym odrobinę się w nią wbijając. Następnie złapał delikatnie Bubu i postawił go ze swojego ramienia na czubek swojej "broni". Ptak zaczął marudzić skrzętnie gdy to robił, ale do tego już się przyzwyczaił. W sumie po części rozumiał to stworzenie. Także byłby bardzo marudnym i niezadowolonym Kyoumą gdyby ktoś odebrał mu np: nogi. Byłby wtedy zdany na łaskę innych, a za tym zdecydowanie nie przepadał. Chciał być wsparciem, pomocą dla innych, a nie dodatkowym ciężarem. W każdym razie po odłożeniu papugi ściągnął z siebie swój wierny i już nieco zużyty płaszcz oraz tobołek kładąc je obok po czym usiądzie opierając się na kotwicy i rozmasowując lewą rękę. Nadal nie czuł się zbyt dobrze w kwestii ciała. Często był bliski przewrócenia się, nogi często drętwiały mu i musiał się mocno skupić by zaczęły poprawnie pracować nie mówiąc już o problemach ze złapaniem oddechu. Oczywiście starał się z całych sił nie okazywać tego po sobie. Nie chciał by Abri się martwiła. Uśmiechnął się mimowolnie gdy wróciła do swojej ludzkiej postaci. Był to już odruch bezwarunkowy i nie kontrolował tego, ale zawsze gdy ją teraz widywał i nie ważne jak często: uśmiechał się. W końcu uśmiechał się do swojego nieba, którego nigdy nie mógł mieć w zasięgu. To już jednak czas przeszły... a może przyszły? Przeszło-przyszły. Jakoś tak to chyba działa. - To nic złego, tutaj pewnie też znajdziemy coś ciekawego. - Odpowiedział na jej ostatnie pytanie, kładąc dłoń na jej policzku i pozwalając sobie na pogłaskanie jej. Co jakiś czas wykonywał różnorakie gesty w jej stronę tego typu co mogło, lub też nie, wydawać się jej nieco dziwne. Jednakże z jego perspektywy ich obecna relacja pozwalała na tego typu drobne czułości i było to całkowicie normalne oraz zdrowe w jego mniemaniu. Gestem pokazał jej by usiadła, a kiedy to zrobi sięgnie po zakupioną specjalną szczotkę do włosów wykonaną z końskiego włosia(co chyba nie powinno być problemem?) gdyż słyszał, że takie są najlepsze. Przyjrzał się dokładnie jej włosom, zastanawiając się jak się do tego zabrać. Były w wielu miejscach poplątane, zakręcone, a nawet i zlepione. Trochę może ją to boleć w szczególności, że nie posiadał zbytniej wprawy w czesaniu włosów, ale jak będzie po wszystkim wtedy powinna poczuć się znacznie lepiej. - Spróbuje cię wyszczotkować. Może trochę zaboleć, za co z góry przepraszam. - Rzekł biorąc się do roboty.
Uśmiechała się cały czas. Tak samo jak zawsze, tylko tak jakby jeszcze weselej, kiedy to pogłaskał ją po policzku. Oczywiście nie zaprotestowała, kiedy zaproponował przerwę. Abri i tak była w nieco lepszej sytuacji ponieważ mogła odpoczywać w każdym dowolnym momencie. Ba, nawet w każdym dowolnym miejscu, nie musząc przejmować się wygodami, czy niejako bezpieczeństwem. Wystarczyło przybrać odpowiednią postać i mogła nawet całkiem dobrze odpocząć na drzewie... W końcu jednak rozejrzy się po okolicy zwracając uwagę na jej ukształtowanie i roślinność. Było to dosyć miłe miejsce. Takie... w sam raz... - Tutaj? W tym miejscu - zapyta przenosząc wzrok na kotwicę i Bubu jakby kierowała to pytanie również do swojego papugowatego towarzysza, który oczywiście nawet nie raczył skrzeknąć. Westchnęła zastanawiając się, czy ten ptak jeszcze odzyska radość życia, kiedy już znajdzie sposób, aby znowu mógł latać... Ostatecznie zbierze swoje włosy i ściągnie z pleców czarny łuk, który znalazła w gildii przed wyruszeniem w podróż. Dużo myślała o tym przedmiocie, zastanawiając się tym samym skąd się wziął, i dlaczego przeznaczony był akurat dla niej, ale jakoś jeszcze nie próbowała go używać. Nie wiedziała jeszcze jak działał. Nawet jeszcze nie była pewna, czy będzie chciała tego używać - nie widziała ku temu powodu. Owszem, widziała parę razy jak ktoś używał podobnych w walce. Nawet pomagała jednej z wróżek, która skupiała się na łuku. Nawet jej ostatnia przeciwniczka strzelała do niej z czegoś podobnego... Ale nie przejmowała się tym, że Wtorek póki co po prostu się marnuje na jej plecach. Wskazówka też długo po prostu przy niej była, zanim w ogóle przekonała się do niej i zaczęła nią trenować - Kyouma... powiesz mi jeszcze raz jak sie tego używa i do czego? - zapyta mając na myśli oczywiście swój czarny łuk - Chyba...chciałabym sie tego nauczyć, a w takich chwilach mogłabym z tym ćwiczyć... - doda spokojnie po chwili po czym usiądzie tak po prostu na trawie, kładąc Wtorek obok siebie oraz poprawiając Czarną Wskazówkę, by jej nie przeszkadzała. Następnie odrzuci do tyłu swoje włosy pozwalając Kyoumie zrobić to, co zamierzał mając przy tym nadzieję, że jednak za bardzo boleć jej nie będzie. Do tej pory nigdy nie szczotkowała swoich włosów, więc trochę się tego bała. Szczególnie kiedy usłyszała, że to może zaboleć. Było tylko jedno zasadnicze pytanie: - Po co? - spyta odwracając się lekko w jego stronę, tak aby spojrzeć na przyjaciela. No właśnie? Po co czesać włosy? Przecież same zrobią to, co uważają za słuszne żeby zrobić. Nie przeszkadzały jej takie, jakie były, ale możliwe że to tylko z jednego powodu - nigdy nie były inne. Nigdy ich nie czesała, nawet nie wiedziała, że powinna. Jedyne co robiła, głaskała swoje ogony, albo dbała o swoje futerko jako kot. Ale włosy? Ale jak będzie trudno to można... można by... Właściwie to co takiego? Potrząśnie szybko głową. Nie wiedziała jak się uratować z tej sytuacji. Może jednak ich ścięcie nie byłoby złym pomysłem? Tak wiec, żeby nie myśleć o tym jak bardzo może to ją zaboleć, mimo iż miała nadzieję, że jednak boleć nie będzie, to Abri podniesie wzrok w górę - na słońce. - To gdzie pójdziemy dalej? Będziemy wracać?
Kyouma
Liczba postów : 303
Dołączył/a : 03/04/2015
Skąd : Wałbrzych/Warszawa
Temat: Re: Puszcza Kołogórska Sob Kwi 29 2017, 22:47
Nie widząc u niej większego sprzeciwu zaczął ją czesać nad czym poświęcił całkowicie swoją koncentrację, tak jakby jego życie od tego zależało. Delikatnie rozplątywał wszystkie większe skupiska włosów, ręką przytrzymując je by nie było zbytnio odczuć szarpnięć. Szczotką przejeżdżał po ich całości, od głowy do koniuszków starając się przesuwać po jednym przejściu odrobinę w bok by ostatecznie przeczesać ich całość. Kiedy już udało mu się zooperować problem plątania się i doprowadzić je do ładu(co zajęło trochę) wyciągnął turkusową wstążkę z torby i związał nią jej włosy z tyłu w formie prowizorycznego kucyka(co i tak było szczytem jego możliwości). Na koniec oglądnął ją dookoła oceniając swoją pracę, a ponieważ się nad tym nie znał, to uznał, że poszło mu nieźle(co w sumie nie było dalekie od prawdy). Na koniec wpadł na mały pomysł. Rozglądnął się dookoła przeglądając kwiaty na polanie i wybrał ten o kolorze fioletowym z niewielkimi białymi paskami na płatkach(Bodziszek Łąkowy), a następnie włożył go pomiędzy włosy dziewczyny nieco nad uchem i uśmiechnął się do niej, nie mogąc powstrzymać niewielkiego rumieńca który wyskoczył mu przez swój drobny czyn. Następnie usiadł z powrotem obok niej i biorąc na palec okoliczną biedronkę, wpatrywał się jak sobie drepcze po jego dłoni, zastanawiając się co powiedzieć. Co jakiś czas musiał pomyśleć bardziej nad swymi słowami do niej, ponieważ niektóre rzeczy mogła odebrać zbyt bardzo na serio albo w złym kontekście. Dlatego też chciał by dobrze go zrozumiała i nie występowały tego typu niedogodności. Kiedy tylko poukładał sobie w głowie to wszystko, to przyłożył swoją dłoń do jej dłoni tak, by biedronka sobie przeszła z jego ręki na jej po czym skupił już wzrok na niej. - Uczesałem cię, ponieważ to bardzo wygodne i estetyczne kiedy włosy są uczesane. Poza tym z uczesanymi włosami wyglądasz jeszcze śliczniej niż zwykle. - Rzekł szczerząc się do niej po raz kolejny, oczywiście w pozytywnym sensie. Cóż, nie potrafił się do niej nie uśmiechać ostatnio tak jakby jego twarz uznawała to już za odruch bezwarunkowy. Ale to chyba nic złego, co nie? Przynajmniej okazywał jej jak bardzo się cieszył, że była tu. - Myślę, że możemy rozejrzeć się po okolicy, choć słyszałem pogłoski, że Bosco zmaga się z jakimiś problemami związanymi z tą całą wojną z innym państwem. Niestety nie wiem za bardzo o co chodzi i nie chce zbytnio wiedzieć. Wojna to nic dobrego i nie chce się w to mieszać. Dlatego jak nie znajdziemy nic to zawrócimy, ale tym razem idąc w poprawnym kierunku do Romerum...a przynajmniej mam taką nadzieję. - Ręką zaczął bawić się trawą obok, przeplatając ją sobie między palcami, myśląc o tym, co słyszał o wojnach w swojej przyszłości. Nic dobrego... Naprawdę nie chciałby się zmuszać by zabijać innych w obronie własnej. To... nieludzkie. Tak nie powinno być. Nie mógł pozwolić sobie zbytnio o tym myśleć. Nie z nią. To zbyt przygnębiające. Próbując wybić sobie z głowy "głupoty" spojrzał się na czarny łuk, który Abri dostała z skarbnicy gildii. Imponująca rzecz, to trzeba było przyznać. Dobry magiczny przedmiot. - Jeśli chodzi o Łuk, bo tym on jest, to jest to broń do strzelania. Zwykle potrzeba do niej strzał, którymi są specjalne zaostrzone kawałki drewna, ale ten "Wtorek" jak się zowie jest specjalny. Sam tworzy strzały za pomocą magii. Używa się jej mniej więcej tak. - Tłumacząc jej powstał biorąc drzewiec do ręki i naciągnął cięciwę, celując w najbliższe drzewo tak, by mogła zobaczyć cały proces dokładnie z boku. Po chwili cięciwa zalśniła lekkim blaskiem, z którego błyskawicznie utworzyła się strzała z skondensowanej energii, a następnie koncentrując się mocno wystrzelił puszczając cięciwe. Strzała jednak nie trafiła w drzewo, ale wylądowała w ziemi za krzakami znacznie dalej. Cóż, strzelcem to on nie był. - Tak to działa. I tak jak z każdą bronią, od ciebie zależy jak jej użyjesz, tak samo jak Wskazówki. - Dopowiedział z powrotem siadając obok niej, chwytając się ręką za brzuch na przeponie, czując przeszywający chwilowy ból. Tak od czasu do czasu się już działo. Można było się przyzwyczaić, choć łatwo nie było. Ból szybko ustał i mógł z powrotem skupić się tylko na niej. Uśmiechnął się ponownie.
Abri
Liczba postów : 838
Dołączył/a : 24/03/2014
Temat: Re: Puszcza Kołogórska Nie Kwi 30 2017, 00:14
Można by powiedzieć, że Abri siedziała grzecznie i cierpliwie czekała, aż Kyouma skończy swoje zabiegi pielęgnacyjne na jej włosach, ale byłoby to nieprawdą. I to straszną... Przez cały ten czas po prostu się wierciła. Albo próbowała się odwrócić tak, aby sprawdzić cóż on tam robił z jej włosami, albo to rozglądała się na boki w poszukiwaniu czegoś ciekawego, albo to stukała palcami w swoje uda, albo i nawet pochylała się do trawy, aby przyjrzeć się z bliska jakiemuś bliżej nieokreślonemu kwiatu... - Może po prostu lepiej je ściąć? Nie trzeba by ich wtedy tak rozplątywać... - zapytała w końcu. Trwało to zdecydowanie za długo. Nie zdawała sobie sprawy z tego, że byłoby inaczej, gdyby robiła to sama, nawet jeśli raz na jakiś czas. No bo po co? Przecież chyba nie było aż tak źle prawda? Włosy miała długie, teraz dopiero widziała ile czasu zajmowało same ich czesanie. Po co tracić go tak wiele, skoro w tym samym czasie można robić wiele innych ciekawszych rzeczy? I tak znowu się poplączą, kiedy wskoczy do wody, zmieni się, albo po prostu wiatr je potarga... W końcu jednak, kiedy skończył rozczesywać i mało tego - związał je, Abri czując cały ich ciężar skupiony w jednym miejscu skrzywiła się. Początkowo nie bardzo rozumiała po co to zrobił. Nie przyszło jej nawet do głowy, że dzięki temu włosy nie poplączą się tak szybko, jak rozpuszczone naturalnie. Nie. Nowa fryzura była trochę irytująca. Kiedy Kyouma sięgał po jeden z kwiatów, Abri ostrożnie lewą ręką przejechała po włosach jakby chcąc sprawdzić co się tam dzieje i czemu ich ciężar skupił się w jednym miejscu. Szybko odkryła wstążkę, której użył Kyouma, ale nie zdążyła bliżej jej zbadać, ponieważ po chwili za jej uchem pojawił się kwiat, który przyciągnął jej uwagę. Tą samą dłonią odszukała fioletową roślinkę i pogładziła ją delikatnie palcami, po czym spojrzała pytająco na Kyoumę. Nie rozumiała dlaczego to zrobił... - Nie pogniewasz się jeśli się zgubi? - zapytała mając na myśli wstążkę, której użył. Abri była pewna, że prędzej czy później ta zsunie się z jej włosów, a ona nawet nie będzie wiedziała kiedy... Później przypatrywała mu się uważnie, kiedy skupiony był na biedronce. Wydawało jej się, że nauczyła się już czytać z jego twarzy. Była wręcz pewna, że myślał teraz o tym, co powinien powiedzieć. Uśmiechnęła się mimowolnie, kiedy biedronka pojawiła się na jej dłoni, którą uniosła na wysokość oczu tak, aby przyjrzeć się stworzeniu nieco uważniej. Dopiero kiedy ten niewielki owad zdecydował się odlecieć w swoją stronę, Abri dostrzegła na sobie wzrok Kyoumy. - Estetyczne? Co to znaczy estetyczne? - zapyta kompletnie nie wiedząc co może znaczyć to słowo. Nawet o dziwo w jej głowie nie urodziły się żadne porównania, co uznała za dziwne... Następnie wysłuchała tego co mówił o kraju w którym się znaleźli. A to co mówił brzmiało źle. Nawet bardzo źle. - Nie... Nie idźmy tam. Wróćmy, idźmy do Romerum, ale nie idźmy dalej. Jaki gryf chciałby mieszkać w kraju, które walczy? Jeszcze coś się stanie i... i wtedy... - przerwie zaniepokojona własną wyobraźnią. Tak... lepiej nie mieszać się w niebezpieczne sprawy. A Abri była przekonana, że jeśli tylko za bardzo się zbliżą, to na pewno zostaną wplątani w te wszystkie niebezpieczne sprawy. A nawet jeśli nie Kyouma, to Abri z pewnością - zawsze pakowała się w kłopoty, nawet kiedy bardzo się starała, aby tak nie było... I myślała o problemach innego kraju, w które na pewno zostałaby wmieszana gdyby tylko za bardzo się zbliżyła, dopóki Kyouma nie wstał z jej czarnym łukiem. Patrzyła na niego uważnie - na to jak go trzymał, w jaki sposób stał i w ogóle na wszystko, sama jednak jeszcze siedząc spokojnie. Kiedy pocisk powędrował w krzaki, dziewczyna zaklaskała w dłonie zachwycona. Nie wiedziała gdzie celował, a według niej było to wręcz wzorowe użycie tej broni. Nawet nie dopuszczała do siebie myśli, że ten nie celował w krzaki. Przecież to był Kyouma! - Teraz ja, teraz ja! - wykrzyknęła podskakując pełna entuzjazmu, odrzuciła związane teraz w "prowizoryczny kucyk" włosy do tyłu, jak to zwykle robiła i od razu złapała łuk do jednej ręki, drugą od razu naciągnęła cięciwę i przymierzyła się do wystrzału. Wtedy jednak Kyouma wspomniał o Wskazówce, więc właśnie w tej pozycji, nie odsuwając od siebie broni odwróci się, aby na niego spojrzeć i poprosić, aby powtórzył co mówił, bo nie dosłyszała i wtedy to zobaczy... Ludzie mieli to do siebie, że na ich twarzach widać było wszystko, niezależnie od tego, jak bardzo chciało się coś ukryć. Abri już dawno straciła rachubę, który to już raz go bolało - możliwe że dlatego, że potrafiła liczyć tylko do dziesięciu... Odkąd wyruszyli w tę podróż dziewczyna starała się nie dać po sobie poznać, że dostrzega te momenty, które go męczyły. On nie pozwalał sobie na te słabości, jednak Abri widziała, ze działo się to zdecydowanie zbyt często. Możliwe że właśnie dlatego Wtorek wypadł jej z rąk, kiedy tak po prostu wypuściła go kompletnie zapominając o tym, że narzędzie samo tworzyło strzały i już w momencie naciągnięcia cięciwy było wręcz śmiercionośną bronią. Ale nie mogła pozwolić na to, żeby cały jej dotychczasowy wysiłek poszedł na marne. Kyouma nie musi wiedzieć, że się o niego martwi, dlatego kiedy łuk już opadnie na ziemię, dziewczyna wyciągnie po niego drżącą rękę. Upewniając się czy przypadkiem Kyoumie i Bubu nic się nie stało. W końcu nawet nie zauważyła co stało się z magiczną strzałą... - P-przepraszam... trudno mi go utrzymać tak długo.
Kyouma
Liczba postów : 303
Dołączył/a : 03/04/2015
Skąd : Wałbrzych/Warszawa
Temat: Re: Puszcza Kołogórska Pon Maj 01 2017, 21:39
- Uważam, że w długich włosach wyglądasz znacznie lepiej, ale jeśli chcesz to możemy. Wstążka za to ma pomóc by twoje włosy się nie plątały. Ale jakby co mam ich jeszcze trochę, więc jak się zgubi to nic złego się nie stanie. Estetycznie zaś oznacza, że wyglądają schludnie i czysto. Tak jak teraz. A jak się już tu rozejrzymy to zawrócimy i skierujemy się do Seven skąd pójdziemy do Romerum. Obyśmy trafili... - Wytłumaczył na spokojnie Olbrzym, odpowiadając na jej pytania nie pierwsze i z pewnością nie ostatnie. Musiała jeszcze wiele dowiedzieć się o świecie, o ludziach oraz cywilizacji. On zaś za największą przyjemnością przedstawi jej to wszystko, wytłumaczy jak należy i spełni rolę życiowego przewodnika. Bo taka była jego rola. Musiał dbać o swoje... heh... niebo. Ból brzucha nie trwał zbyt długo, nie było to coś wielkiego. Rozchodzi to, a przynajmniej tak sądził. Tylko jak długo to zajmie, skoro nic nie zmieniło się od co najmniej tygodnia? Kto wie... Ucieszyło go w duchu jej zaangażowanie łukiem. To była dobra broń i pasowałoby by mu gdyby nauczyła się w czasie konfliktu trzymać z tyłu. Nie musiałby się wtedy o nią tak dużo martwić, a wciąż mógłby liczyć na nią pod względem siły dystansowej. Tak, to byłby bardzo dobry układ. Podniósł głowę, zmywając z twarzy lekki grymas bólu uśmiechem w jej kierunku. Dwie energetyczne strzały leciały w jego kierunku idealnie na poziomie jego oczu, znajdując się zaledwie metr od niego. Gdyby miał na to czas jego mina zmieniła się w przerażenie. Gdyby tylko zobaczył je wcześniej miałby może jakąś szansę się zablokować rękoma albo cudem uniknąć. Gdyby mógł się teleportować i uniknąć strzał używając magii Pasu, który leżał za nim na kotwicy. Gdyby tylko miał szansę przeżyć tak morderczy strzał. Praca jego mózgu osiągnęła w tym momencie osiągi tak wielkie, jak jeszcze nigdy w życiu. Nie był przyszykowany, nie był gotowy, nie spodziewał się żadnego zagrożenia. Ten atak go zabije. Te wszystkie myśli przeszyły jego głowę, niczym dodatkowe gwoździe przybite do trumny w której miał się za niedługo znaleźć.
Cóż za żałosna śmierć...
Strzały były już praktycznie 1cm od jego lewego przyczyniając się do nieuchronnego, kiedy kotwica za nim stała się w jednym momencie cała czarna, wgniatając ziemię wokół siebie z głuchym dźwiękiem. Czarne stało się także ciało Kyoumy i w odstępie czasu niezrozumiałego dla ludzkiej istoty zniknął w miejscu w którym siedział, by pojawić 3 metry za dziewczyną, gdzie odwrócony do niej plecami trzymał w dłoniach po jednej strzale, które dodatkowo pękły w jego dłoniach. Czerń która pokryła jego i kotwicę trwała jeszcze sekundę by następnie zniknąć tak szybko jak się pojawiła. Potrzebował chwilę by zrozumieć co właśnie zaszło, nadal niezmiennie stojąc w tej samej pozycji. I kiedy tylko to zrozumiał, rozluźnił chwyt w dłoniach pozwalając kawałkom, już nic nie przydatnej energii, rozsypać się na ziemie. To wszystko stało się tak szybko, że można było uznać iż owa akcja nigdy nie miała miejsca. Jedynym dowodem tego zdarzenia była teraz kotwica, która była wbita teraz nienaturalnie w podłoże. Spojrzał się na swoją dłoń i odwrócił się do Abri. Spojrzał na nią z dość neutralną miną. - Uważaj gdzie strzelasz, dobrze? - Rzekł mimo wszystko sympatycznie, kierując wzrok z powrotem na dłoń po czym zakaszlał dwa razy czując mocny ścisk w klatce piersiowej i wolnym krokiem ruszył w stronę kotwicy oraz ich rzeczy. Boli
Abri
Liczba postów : 838
Dołączył/a : 24/03/2014
Temat: Re: Puszcza Kołogórska Pon Maj 01 2017, 22:18
Kiedy jej czarny łuk upadł na ziemię, Abri wpatrywała się w pustą przestrzeń przed sobą. Jej ludzkie oczy nawet nie nadążyły za szybkim zniknięciem Kyoumy, ponieważ teraz wpatrywała się tylko w kotwicę. O ile nie zrozumiała tego, co właśnie się stało, o ile nie nadążyła wzrokiem za teleportującym się przyjacielem, o tyle dostrzegła zmianę jego ulubionego narzędzia. Widziała to bardzo dobrze, choć trwało to zaledwie chwilę. Kotwica stała się czarna... Czarna, jak jej Wskazówka. Czarna jak jej Wtorek. Ale nie dane jej było się upewnić co do tego, co właśnie się stało, ponieważ równie dobrze mogło jej się to wydawać - przecież to trwało tak krótko. Przecież to wszystko stało się tak szybko... Teraz jedynym dowodem na to, że z kotwicą coś się stało, była ziemia wokół niej wyglądająca tak, jakby jakaś potężna siła wbiła w nią ten ciężki przedmiot jeszcze bardziej... Dało się tak w ogóle? Instynkt podpowiadał jej również, że doskonale wie gdzie Kyouma się przeniósł - za nią. Bo to było najbezpieczniejsze miejsce... Ale mimo iż wiedziała o tym nie odwróciła się. Jeszcze kolejną chwilę wpatrywała się w kotwicę jakby chciała wmówić sobie, że to nie był tylko błysk światła. Że to nie był cień rzucany na nią przez chmury, ale sama nie była tego pewna. Mimo tego wszystkiego odwróciła się do Kyoumy dopiero kiedy ten się odezwał, upewniając się tym samym, że łuk nie wyrządził mu krzywdy. Patrzyła na niego z przerażeniem, a w jej oczach niemal od razu pojawiły się łzy, które obficie zaczęły płynąć po jej policzkach. I nic nie mogła na to poradzić... Bała się tego, co właśnie mogło się tutaj stać. Nawet jeśli do tego nie doszło, to gdyby coś się stało, to byłaby to jej wina. To ona nie utrzymała łuku i wypuściła go, kiedy ten stworzył już swoje śmiercionośne pociski. To ona skrzywdziłaby Kyoumę. Aż strach pomyśleć co by się mogło stać... Białowłosa pokornie wbiła wzrok w ziemię tuż przed sobą. Mimo iż Kyouma odezwał się do niej tak samo jak zawsze, to Abri poczuła się zganiona - i nic dziwnego. W końcu o mało co nie doszło tutaj do tragedii z jej powodu. Znowu z jej powodu. Dlaczego zawsze musi pakować się w jakieś kłopoty? - Przepraszam, ja nie chciałam... strzelić, trudno go utrzymać i w ogóle po raz pierwszy teraz go używałam, wcześniej tylko widziałam jak inni to robią, ale myślałam, że sobie poradzę i że będę mogła komuś na coś się przydać i nie przeszkadzać, p-przepraszam... - mówiła przez łzy, których nawet nie próbowała powstrzymywać - nie byłaby sobą, gdyby potrafiła nad nimi zapanować. A jednak mimo wszystko miała wrażenie, że Kyouma się gniewał. A jeśli miała rację i tak było - kwestia czarnej kotwicy, lub jej przywidzenia w tej kwestii musiała zostać odsunięta na bok. Nie chciała, aby był na nią zły. Nawet jeśli tego nie okazywał. Opadnie na ziemię niemal bez sił, czując się tak jakby biegła co sił przez cały dzień. - Przepraszam, nie będę go używać... - doda na koniec nabierając jeszcze większego szacunku do broni która do niej trafiła. Nie... Nie będzie się jej uczyć przy innych. To nie jest Wskazówka, do której potrzebne były wskazówki i partner. Tego musi nauczyć się sama. I tak właśnie postanowiła - trenować z Wtorkiem z dala od innych, a w szczególności z dala od Kyoumy. Nie chciała zrobić mu przypadkiem krzywdy... I oprócz tego nie powie ani nie zrobi nic więcej bojąc się jeszcze bardziej konsekwencji.
Kyouma
Liczba postów : 303
Dołączył/a : 03/04/2015
Skąd : Wałbrzych/Warszawa
Temat: Re: Puszcza Kołogórska Wto Maj 02 2017, 23:09
Zatrzymał się i ponownie spojrzał w jej kierunku kiedy zaczęła mówić, a kiedy tylko zobaczył jak z jej oczu zaczynają spływać łzy natychmiast wrócił do rzeczywistości. Podszedł do niej prędko, klękając przy niej i obejmując ją mocno. Nie winił jej, to był kompletny przypadek, jednakże ten incydent pozwolił mu zdać sobie sprawę z czegoś znacznie poważniejszego. Black Kyouma tu był. Jego stara magia albo jej pozostałości nadal spoczywały gdzieś głęboko w nim. Albo w kotwicy. To bez znaczenia, magia pochodzi od Nautiliusa i mimo przypuszczeń, że ją utracił nadal tu była. Jakkolwiek ułomna, osłabiona i uśpiona, istniała. Pocałował ją w czoło wzdychając ciężko. Musiała się poważnie przerazić. Pewnie nawet nie zdała sobie sprawy co mogło się stać, ale z pewnością zorientowała się, że w niego strzeliła i tym samym mogła go zabić. A to musiało być... traumatyczne. - Nic się nie stało, wypadki się zdarzają. I nie zrażaj się przez to do łuku. Uważam, że jak poćwiczysz to będzie dla ciebie świetna broń. Nie stała mi się też, żadna krzywda więc nie ma co płakać, dobrze? - Pocieszył ją nadal obejmując ją blisko do siebie, po czym wstał podnosząc także na nogi swoją towarzyszkę. Dłonią wytarł łzy z jej polików uśmiechając się do niej czule. Nie lubił doprowadzać ją do płaczu, nie ważne jak i przez co. Prawdziwy mężczyzna powinien nigdy nie pozwolić by jego... jego... jego wybranka płakała. Spojrzał się na swoją kotwicę, krzywiąc się widząc jej stan. Gdy tylko do niej podszedł chwycił ją porządnie i sapiąc wyrwał ją z ziemi, kładąc ją z powrotem "normalnie". Obejrzał ją z każdej strony, popukał parę razy w różnych miejscach, potrząsnął trochę w między czasie zakładając na siebie pas, w razie czego. Westchnął ponownie. - W przyszłości miałem inną magię, niż tą która daje mi Pas Mercurego. W moich czasach cała moja moc pochodziła z tej oto kotwicy, a jej źródłem był Pół-Bóg, Pół-Tytan Nautilius. Był on dobrym i uczynnym bogiem, ale przez wiele setek lat po upadku niektórych bóstw, zaczął on nienawidzić tego co spotkało jego oraz jego braci. Te uczucie rosło w nim i rosło, odbierając mu przez to dużą część jego samego. Myślałem, że ta magia kompletnie zniknęła kiedy się tu pojawiłem, ale teraz widzę, że jej resztki nadal spoczywają we mnie lub w kotwicy. Mówię Ci to dlatego, że jego zawiść miała czasami na mnie mnie potężny wpływ. Kiedy to się działo moja kotwica oraz ja sam stawaliśmy się czarni. Nazwałem to Black Kyoumą. I jeśli kiedykolwiek zobaczysz mnie w takim stanie, proszę byś uważała. Nie zawsze mogę się przed tym kontrolować. Dobrze? - Powiedział mocno rozgadując się na ten temat, nie sądząc, że kiedykolwiek będzie musiał o tym mówić, jednakże musiał jej poinformować o zagrożeniu, jakie może od niego wyjść w kryzysowej sytuacji. Obserwował Abri czekając na jej odpowiedź oraz reakcję, wcześniej już pakując swoje rzeczy do tobołka, będąc w razie czego gotowym do podróży.
Abri
Liczba postów : 838
Dołączył/a : 24/03/2014
Temat: Re: Puszcza Kołogórska Wto Maj 02 2017, 23:56
Nie podniosła wzroku, nawet kiedy pocałował ją w czoło - cały czas wpatrywała się w trawę tuż przed sobą, a łzy dalej po prostu spływały po jej policzkach. Choć Kyouma zapewnił, że nic się nie stało i że nie była to jej wina, to jednak Abri wciąż nie potrafiła sobie z tym poradzić. Ostatnimi czasy zbyt często zdarzało jej się pakować w kłopoty. Albo właściwie samej tymi kłopotami być... Ale pozwoliła się postawić na nogi, a kiedy przetarł jej łzy w końcu odważyła się podnieść wzrok. - Przepraszam... - powtórzyła po raz kolejny jakby się bała, że każdego poprzedniego razu nie słyszał i obserwowała go, kiedy podszedł do kotwicy. Spojrzenie którym oglądał swoje narzędzie podpowiadało jej, że nie tylko jej się wydawało, że coś się stało, ale to zadziało się naprawdę. Choć tylko przez moment, to jednak coś się zadziało. I po raz kolejny nie zdążyła nawet zapytać, ponieważ Kyouma zaczął jej wyjaśniać o co w tym wszystkim chodzi. Białowłosa pociągnęła nosem i przetarła pozostałe łzy rękawem prawej ręki nie spuszczając wzroku z towarzysza. Znowu mówił o jego "przeszłości" opowiadając o swojej magii, starając się tym samym wyjaśnić jej o co w tym wszystkim chodzi i co właściwie miało miejsce zaledwie chwilkę temu. Słuchała więc uważnie, a jedyne co zrozumiała zapadło jej w pamięć. Raz jeszcze przetrze twarz rękawem i znowu wróci do niego spojrzeniem jednak tym razem jakby z... uporem? Pokręci głową w odpowiedzi. - Powstrzymam cie - powie takim tonem, jakby to była jedyna słuszna rzecz jaka się w tej chwili liczyła. Zupełnie tak, jakby była całkowicie pewna tego, że będzie w ogóle w stanie to zrobić. Nie myślała nawet w jaki sposób by tego dokonała, skoro póki co to bała się wszystkiego, co nie działo się na porządku dziennym. Strach niemalże ją paraliżował, ale Abri znała samą siebie i dobrze wiedziała, że nie pozwoli mu na to. I tyle... Odczeka chwilę aby pozwolić mu zareagować na to oświadczenie po czym pociągnie dalej. - Nie pozwolę, żeby gniew tego Notilisa cie przejął - powie mając spory problem z powtórzeniem imienia, którego użył Kyouma. Było dla niej zbyt skomplikowane. - A nawet jeśli do tego dojdzie, wtedy to przerwę. Nie będę się bać...- doda po chwili cały czas wpatrując się w niego z wręcz zabójczą powagą i oczami pełnymi łez, które jeszcze się nie ogarnęły po poprzednim wybuchu emocji. W końcu kiedy Kyouma zacznie zbierać swoje rzeczy, Abri podniesie swój łuk patrząc na niego uważnie z nadzieją, że pomimo wszystkiego nie uszkodził się podczas tego wypadku i upewniwszy się, że wszystko z nim w porządku, założyła go na swoje plecy, tak jak wcześniej i poprawiła włosy. Jeśli jednak Kyouma ruszy już w którąś stronę, lub o coś spyta, Abri nijak nie zareaguje. Pogrążona będzie we własnych myślach i własnych lękach. - Kyouma... - zacznie po cichu, zupełnie tak, jakby nie wiedziała jak zacząć. Błądziła wzrokiem po najbliższej okolicy, jakby nie chciała o tym mówić, ale czyż będzie lepsza ku temu okazja? - Czy... - przerwie po raz kolejny kupując sobie nieco więcej czasu na poukładanie słów - powstrzymasz mnie też, kiedy nie będę sobą? - zapyta niemalże szeptem. Nie lubiła poruszać spraw dotyczących instynktów i jej podporządkowaniu się nim, ale czasem po prostu nie potrafiła z nimi walczyć. Bała się, że mogłaby kogoś bardzo skrzywdzić w takiej sytuacji. Szczególnie po tym, co stało się przed chwilą - mogła bardzo skrzywdzić Kyoumę. Bez instynktów...
Kyouma
Liczba postów : 303
Dołączył/a : 03/04/2015
Skąd : Wałbrzych/Warszawa
Temat: Re: Puszcza Kołogórska Nie Maj 07 2017, 20:32
- Trzymam cię za słowo Abri. Jeśli ktoś miałby mnie wtedy powstrzymać to myślę, że tylko ty. I to jest Nautilius, nie Notilis. - Odpowiedział jej, po czym chwycił w dłoń kotwicę, wyjął ją z ziemi i zawiesił na uprzęży. Spojrzał się w niebo, próbując ustalić porę dnia, po czym dał znać Abri, że idziemy i ruszył przed siebie z powrotem w stronę gór. Obawiał się tej mocy. Zawsze miał przed nią przestrach. To nie było ludzkie zdzierżyć coś tak niepojętego. Jednakże... Nautilius wciąż tu był, wraz z nim. Cofnął się z nim. Czy to oznacza, że w tych czasach znajdzie drugą taką samą kotwicę, także z zamkniętym środku Bogiem-Tytanem? To absurd. Coś takiego nie powinno się stać. Ale skoro on przebył tutaj wraz z nim, to jego stara misja będzie trwać. Zamierza odwdzięczyć się mu za uratowanie życia, za moc którą mu dał. Za wszystko. Dlatego jak tylko załatwi to co konieczne, znajdzie sposób na uwolnienie go i przywrócenie jego dawnej potęgi. Szedł przed siebie pogrążony w myślach, zapominając przez chwilę zupełnie o Abri. Odwrócił się za siebie z ulgą stwierdzając, że idzie za nim. Wtedy też ponownie odezwała się i mimo mówienia szeptem, chłopak mocno skupił się na jej słowach by dobrze ją usłyszeć. Kiedy dotarło do niego jej pytanie, zatrzymał się i obrócił się, tak by stanąć z nią twarzą w twarz. Zmarszczył brwi i ze zmartwioną miną patrzył się na towarzyszkę. Instynkt. Od razu wróciły do niego wspomnienia z tamtego dnia. Dnia Gildobójstwa. Jego dłoń podświadomie dotknęła jego lędźwi, gdzie spoczywała blizna po szponach gryfa. Powstrzymanie jej było niezwykle trudne, być może jedną z najtrudniejszych rzeczy w jego życiu, bo nie chciał jej w żaden sposób skrzywdzić. Nie sądził, że ona mogła skrzywdzić jego. Gdyby nie spacyfikował jej mógłby nawet... Potrząsnął niespodziewanie głową, starając się wypchnąć te myśli ze swojej głowy i z powrotem skupić się nad tym co miał przed sobą. A miał ją. - Oczywiście Abri. Bez względu na wszystko. Zawsze możesz na mnie liczyć, tak samo jak ja mogę liczyć na ciebie, prawda? - Odpowiedział ponownie kładąc dłoń na jej policzku by ją pogłaskać. Uśmiechnął się do niej czule. Słowa nie potrafiły opisać tego jak bardzo była dla niego ważna. Nie ważne jak bardzo niebezpieczne będą jej instynkty, on zawsze będzie obok i nie pozwoli jej stracić nad sobą kontroli. A teraz kiedy ona powiedziała mu to samo, z tak dużą powagą z jej strony... jak można by było zwątpić w te słowa? Po chwili złapał ją za rękę i uśmiechnął się szerzej spoglądając w dużą przestrzeń między drzewami, z której widać było czyste niebo. Prawdopodobnie wiedziała już o co mu chodziło. - Rozejrzyj się za jakimiś ścieżkami lub przesmykami w górach, dobrze? - Poprosił ją, a następnie zaparł się mocno nogami i z całej siły wyrzucił Abruszkę do góry, ponad drzewa. Po tym jak upewnił się, że przemieniła się w jakiegoś latacza ruszy przed siebie żwawymi krokami. Ciekawe gdzie tym razem ich nogi(i skrzydła) zaniosą?
Abri
Liczba postów : 838
Dołączył/a : 24/03/2014
Temat: Re: Puszcza Kołogórska Nie Maj 07 2017, 23:00
- Notilis... - powtórzy raz jeszcze nie dając sobie rady z prawidłową wymową tego imienia przekonana, że robi to dobrze... Wpatrywała się w niego wielkimi oczami kiedy znowu położył jej dłoń na policzku. Nie bardzo rozumiała dlaczego to robił, ale pozwalała mu na to. To było takie... miłe. Nikt inny tak nie robił, tylko Kyouma, więc nie przeszkadzało jej to. W końcu uśmiechnie się do niego tak radośnie jak tylko potrafiła. - Tak. Damy z siebie wszystko - odpowie kiwając energicznie głową. Bo tak właśnie być powinno. Ona nie pozwoli mu zrobić czegoś, czego nie będzie chciał, kiedy ten cały Notilis znowu sie pojawi, a on powstrzyma jej zwierzęce instynkty, kiedy sama nie będzie potrafiła sobie z nimi poradzić. Zawsze się bała... Odkąd tylko zaczęła żyć wśród ludzi bała się tego, że nieświadomie kogoś skrzywdzi, że nie poradzi sobie z instynktami zwierzęcia, w które się zmieni. A nie wcale nie było to łatwe. Do tej pory nauczyła się tylko w pewien sposób je nakierować. Tak, aby pomagały jej chronić stada. Ale nie wiedziała kiedy i w jakiej sytuacji straci nad tym kontrolę. Nie chciała tego... potwornie się tego bała... Patrzyła na Kyoumę, z którego twarzy uśmiech nie znikał, dlatego nie dostrzegła chwili, w której jego ręka nieświadomie powędrowała do blizny na jego plecach, którą widziała w szpitalu, a o którą jeszcze nie spytała. Uśmiechał się tak wesoło i pewnie, że Abri wiedziała, iż teraz nie jest już sama. Miała Kyoumę, który obiecał, że ją powstrzyma jeśli dojdzie do podobnej sytuacji. Jednakże nie znaczyło to, że mogła tak po prostu przestać nad sobą pracować. Mimo wszystko nie chciała, aby w ogóle doszło do takiej sytuacji. Dobrze wiedziała na co było stać zwierzęta... Tak. Abri doskonale wiedziała co chodziło mu po głowie, kiedy złapał ją za rękę i spojrzał w niebo. Znała już ten uśmiech. - Dobrze. Uważajcie na głowy - odpowie mu wesoło i pozwoli tak po prostu wyrzucić się wysoko w górę, gubiąc przy tym kwiatka, który wcześniej został jej włożony za ucho. Kiedy znalazła się w najwyższym punkcie, zmieni się w białą sokolicę i uderzając powoli skrzydłami zawiśnie na chwilę w powietrzu, aby rozejrzeć się wokół. - Ścieżki, przesmyki. Ścieżki, przesmyki... - powtarzała sobie w myślach skupiając wzrok na paśmie gór. W końcu wydała z siebie charakterystyczny krzyk, kiedy wydawało jej się, że coś dostrzegła i poleciała w tę stronę.
W końcu po jakimś czasie wróciła do Kyoumy i najdelikatniej jak tylko potrafiła wylądowała na ramieniu, nie zajętym przez marudnego ptaka. Owszem, coś znalazła jakąś ścieżkę przez góry, ale sama nie była pewna czy ta dobrze ich poprowadzi. Naturalnie powie mu w którą stronę powinien się udać... Kiedy przyjaciel ruszył w tamtą stronę, Abri zeskakując z jego ramienia zmieni się z powrotem w człowieka i przepełniona entuzjazmem zacznie opowiadać mu co tam w górze widziała, kogo poznała i z kim latała, wymachując przy tym energicznie rękoma i wręcz biegając wokół niego, kiedy to prezentowała mu na ziemi swoje powietrzne figle i powtarzała opowieści tutejszych mieszkańców. - Ale gryfa to nikt tutaj nie widział... - powie na koniec nieco zawiedziona. Bardzo chciałaby już znaleźć gryfa. Chciałaby pokazać Kyoumie to, co zwykle sama mogła oglądać, a im dalej wędrowali i im dłużej nie zdobywali żadnych wieści o gryfach, tym bardziej Abri zaczęła zastanawiać się nad tym, czy to koniecznie musi być gryf. No bo w końcu była już skrzydlatym koniem i niosła na swoim grzbiecie dwie dziewczyny. Czy Kyoumy nie mogłaby tak ponieść?
Poniżej znajdują się buttony for, z którymi obecnie prowadzimy wymianę. W celu nawiązania współpracy zachęca się do odwiedzenia pierw tematu z regulaminem wedle którego wymiany prowadzimy, a następnie do zgłoszenia się w tym temacie. Nasze buttony oraz bannery znajdują się zaś w tym miejscu.
Layout autorstwa Frederici. Forum czerpie z mangi "Fairy Tail" autorstwa Hiro Mashimy oraz kreatywności użytkowników. Wszystkie materiały umieszczone na forum stają się automatycznie własnością jego jak i autorów. Dla poszanowania Naszej pracy uprasza się o nie kopiowanie treści postów oraz kodów bez uprzedniej zgody właścicieli.