Kolejny raz zapraszam do odsłuchania ścieżki dźwiękowej do fragmentów ukrytej w obrazkach! Bez tego nie ma pełnego efektu!Imię: Moraga (Megara)
Pseudonim: Gorgona
Nazwisko: Shygget
Płeć: Kobieta, tu nie ma żadnych wątpliwości.
Waga: 58 kg
Wzrost: 167 cm
Wiek: 24 lata (z małą przerwą)
Gildia: Samotnik
Miejsce umieszczenia znaku gildii: Tam, gdzie się nie spodziewasz (nigdzie).
Klasa Maga: Null.
Wygląd: (tym razem jest długa historia, więc nie chce mi się pisać długiego wyglądu, proszę o wybaczenie :<)
Gdy spojrzeć na twarz Moragi, wydaje się ona:
a) niezdrowo piękna,
b) niezdrowo blada.
Otóż, obie odpowiedzi są poprawne i pokazują nam całą prawdę na temat wyglądu zewnętrznego tej pani. Wszystko jest absolutnie na swoim miejscu, porusza się, jak trzeba, działa, jak powinno, ma bardzo miły dla oka kształt, ale poza tym jest tak blade, że wydaje się wręcz nieżywe. Zielonkawe oczy spoglądają dość ponuro lub wręcz znudzenie spod często ruszających się, ostro zakrzywionych przy końcach brwi. Ostre rysy twarzy nie sprawiają, że dziewczę jest brzydkie – wręcz przeciwnie – podkreślają wszystkie atuty jej urody. Delikatne, pełne usta, duże oczy, o których wspomniano już wcześniej, delikatnie wyglądający, ale ostro zakończony nos, trójkątny podbródek i wreszcie małe, przyległe do głowy uszy. Z głowy Moragi wyrastają mocne, ciemne włosy, sięgające nieco za łopatki. Trudno określić, czy są proste, falowane czy też kręcone. Coś po środku, choć najczęściej wyglądają na proste. Długa szyja spokojnie spływa do wąskich ramion. Te, choć nie wydają się silne, mają w sobie więcej mocy, niż mogłoby się wydawać. Delikatne dłonie zazwyczaj zdobią łopatkowate paznokcie, zmienia się to jednak w pewnym momencie, o którym zaraz. Średnich rozmiarów piersi Moragi nie dają po sobie poznać, że kiedykolwiek były używane przez jakieś dziecko do spożywania pokarmu – możliwe, że to przez renowację, a raczej odnowienie całkowite, jakie przeszło ciało Shygett za sprawą Thisiphone. Wcięcie w talii wygląda tak, jakby młoda kobieta nosiła gorset przez co najmniej kilka lat. Brzuch jest płaski, bardziej umięśniony, niż płaski, bo płaski. Delikatnie zaokrąglone biodra przechodzą w krągłe pośladki, te zaś rozpoczynają drogę takiej sobie grubości ud (na pewno się stykają, tym bardziej, że Moraga nie ma zbyt szerokich bioder). Łydki mają bardzo ładny kształt. Na ostatek w tym wydaniu zostają stopy – nie jakoś specjalnie duże, ni specjalnie małe – średnie, zwyczajne stopy do każdych, zwyczajnych butów.
Ubiór Moragi nie jest specjalnie skomplikowany – to jednoczęściowy, obcisły kombinezon, zapinany z przodu (zamek przykryty jest dodatkową warstwą na rzep) w kolorach zielonym i czarnym. W talii jej górę tułowia od dolnej części oddziela czarno-zielony pasek. Kombinezon kończy się butami doń wszytymi. Sama magia! Często, w ramach mniejszej rozpoznawalności, albo po prostu chęci nie świecenia wszędzie na zielono, Moraga wdziewa czarny kombinezon i nakłada nań ciemny płaszcz.
W postaci Gorgony jest już kompletnie innym stworzeniem – na głowie, zamiast włosów, pojawiają się węże, jej oczy zmieniają barwę na czarno-złotą, z palców wyrastają długie, czarne szpony, a z pleców wyrastają dwie pary czarnych, koślawych skrzydeł. Można powiedzieć, że wtedy Moraga przestaje być miss fioriańskich i romerańskich wybiegów.
Charakter: Moraga jest wyjątkowo specyficzną personą, jeśli chodzi o charakter. To, jaka była kiedyś i to, jaka jest teraz, w ogóle nie klasyfikuje się do jednej kategorii. W końcu jedna jest Moragą, a druga Megarą, tak to już jest. Ta, z którą mamy do czynienia w tym momencie, to chyba jedna z najpodlejszych istot. Współczucie? Komu ma współczuć? Poklepać po pleckach i powiedzieć „będzie dobrze, nie płacz”? To całkowicie nie w jej stylu – to w ogóle nie jest w stylu kogoś, kto para się zabijaniem mężczyzn. Empatia leży, czego nie można powiedzieć o poczuciu humoru. Moraga niezwykle ceni sobie dowcip u płci każdej. Sama też nie stroni od ostrych uwag pod adresem kogokolwiek. Między innymi przez te dwie cechy trudno jej zawrzeć normalne przyjaźnie. W romanse pewnie wchodziłaby chętnie, gdyby nie fakt, że najczęściej ma do czynienia z obleśnymi samcami, którzy nie potrafią docenić kobiety, zaś do płci pięknej niezbyt ją ciągnie. To nie jest tak, że Moraga jest obrażona na cały świat – co to, to nie! Ona bardzo przepada za swoim drugim życiem, danym jej przez Erynię, korzysta więc z niego pełnymi garściami, mając świadomość, że nie jest tak do końca normalnym człowiekiem. U podstaw jej przekonania leży fakt, że „raz się nie żyje”, przydałoby się więc poszastać tym, co mamy w zanadrzu. Moraga nie boi się śmierci, doskonale wiedząc, gdzie trafi – być może tym razem nie będzie mogła liczyć na wskrzeszenie, ale towarzystwo Tisiphone oraz Ocypete sprawiało, że nie czuła się źle, myśląc o ponownej wycieczce na tamten świat, zresztą… nie dbała o to. Woli się zajmować tym, co tu i teraz, zamiast paplać o tym, co by było gdyby. Stara się być realistką, czasem staczając się ku pesymistycznemu nihilizmowi. Być może w innych czasach należałaby do bohemy artystycznej, bawiąc się jako pierwsza wśród dekadentek. Rzadko okazuje radość, jest to raczej kwaśny, przelotny uśmiech, czasem jedynie błysk w oku, trudno dostrzec cokolwiek, co by jednoznacznie świadczyło o wesołości, która aktualnie ma miejsce w duszy (właśnie, czy to, co jest w zombie można nazwać duszą?) młodej kobiety. Kobiety po przejściach.
Historia: Moment, w którym przestajesz być niczym, a zaczynasz być czymś, jest niezauważalny. To trochę jak teoria kosmosu – wszyscy mówią o tym, że jest czymś, a czy ktokolwiek go widział w całości? Skąd może wiedzieć, że kosmos tworzy całość? Tutaj o czyimś istnieniu możemy przekonać się tak naprawdę dopiero po tym, gdy przyjdzie na świat. Gdy po raz pierwszy obdarzy uszy pozostałych słuchaczy swoim krzykiem i zaciśnie drobne paluszki wokół palca matki. Nie inaczej swoje istnienie rozpoczęła Megara, płacząc tak, że słychać ją było w całej wsi.
Urodziła się w domu – niewielkiej chatce pokrytej słomą. Jej rodzice – Aelli i Ningvar – nie spodziewali się, że poród odbędzie się tak wcześnie. Sierpniowa burza szalała jeszcze nad ich głowami, gdy w chacie pojawiła się stara kobieta, zwana Orsyną. Wszyscy znali ją jako doskonałą zielarkę oraz uzdrowicielkę, niektórzy sądzili też, że jest czarownicą. Czarownice nigdy nie przynosiły dobrej wróżby dla domu. Stara odebrała poród. Radość małżeństwa z nowonarodzonego potomka zdawała się nie niespecjalnie poruszać jej serce.
-
Ningvarze Cieślo, gratuluję córki – rzekła w końcu, spoglądając to na dziecko, to na twarz młodego ojca. –
Będzie piękną kobietą, lecz, jak każdą piękność, czeka ją nieszczęście. Chrońcie wasze dziecko, bo będzie waszym najcenniejszym skarbem.Słowa Orsyny zasiały niepokój w sercu Ningvara, a kiedy ziarno zostanie zasiane, wkrótce nadejdzie czas na to, by zebrać plon.
Mijały lata, Megara rosła jak na drożdżach, zmieniając się w prześliczną, młodą kobietę. Długie, czarne jak krucze pióra włosy sprawiały, że mężczyźni spoglądali na nią częściej niż zazwyczaj, a panny z pewną dozą zazdrości stwierdzały, że nigdy nie dorównają pięknu reprezentowanemu przez córkę cieśli. Dziewczę zawsze było miłe dla wszystkich, każdego obdarzało uśmiechem, z każdym się witało, każdemu podawało pomocną dłoń. Tego nauczono ją w domu, tak też przykazano jej wychowywać własne dzieci, gdy już nadejdzie pora.
Megara nie mogła powiedzieć, że nie podobał jej się żaden mężczyzna z wioski. Pojawił się taki jeden… Syn łowczego, Ven, był jej równolatkiem, urodził się jeszcze zimą, gdy wszystkie domy w wiosce przykrywał stary śnieg. Należał do swojego jednoosobowego grona, które kompletnie nie oglądało się za śliczną Meg, cóż więc w tym dziwnego, że dziewczyna właśnie na nim skupiała całą swoją uwagę? Był wysoki, przystojny, miał grzywę blond włosów, krótko przystrzyżoną, jasną brodę, silne ramiona i zielone jak letnie liście oczy. Mówiło się, że w wiosce nie ma przystojniejszego młodego mężczyzny, Megara wyczuwała więc w głębi duszy, że tamci na górze nie mogli zrobić jej aż takiego dowcipu i nie dopasować ich do siebie. Wielokrotnie zabiegała o względy Vena, jednak bezskutecznie. Zdawało się, że chłopak rzeczywiście nie jest nią zainteresowany.
Tego dnia Megara założyła na siebie delikatną, białą sukienkę. Wyglądała rzeczywiście jak nimfa, do której nieraz ją porównywano. Aelli sama uszyła córce jej ulubioną część garderoby właśnie na ten czas – Noc Fyrry, noc podczas której dziewczęta i chłopcy poszukiwali swoich przyszłych mężów i żon. Meg ruszyła z uśmiechem, żegnając się z rodzicami pełna nadziei na odnalezienie tego jedynego. Oczywiście, nie obraziłaby się, gdyby tej nocy Ven wreszcie zwrócił na nią uwagę. To jego spojrzenia oczekiwała najbardziej… Gdy znalazła się na miejscu spotkania, wielkiej polanie oddalonej o jakieś trzy mile od wsi, wszyscy już tu byli. Czuła na sobie łapczywy wzrok młodzieńców i zazdrosne spojrzenia dziewcząt. Nie mogła powiedzieć, że nie była dumna z obu, brakowało jej tylko, by to właśnie przystojny syn łowczego zwrócił na nią uwagę. W końcu dziewczyna rzuciła się w wir tańców i zabaw, zapominając o tym, co było dla niej najważniejsze jeszcze kilka chwil temu.
Kto cię pocałuje, będzie cię miał za żonę – tak brzmiała tradycyjna zasada Nocy Fyrry. Tej nocy wielu uważało na to, kogo całuje, większość panów lgnęła jednak do Megary, która całować się nie dawała, ale chętnie tańczyła z każdym. W końcu okazało się być to pewnym błędem. Dziewczę w pewnym momencie nie panowało już nad tym, z kim właściwie tańczy, a to mogło skończyć się jedynie nieszczęściem. Jeden ze starszych młodzieńców pochwycił ją i starał się oczywiście ucałować. Dopiero wtedy Megara zrozumiała, co jej grozi, ale trudno było się wyswobodzić z objęć młodego byczka. Odmawiała, uchylała się, wiedziała jednak, że prędzej czy później pocałunek nastąpi, a wtedy zostanie przyrzeczona jemu – Defalowi, synowi kowala. W końcu nie wytrzymała i krzyknęła tak głośno, jak tylko potrafiła.
Czyjaś ręka nagle odepchnęła jej adoratora, zmuszając go do puszczenia dziewczęcego przegubu, po czym chwyciła Meg w pasie i lekko uniosła nad ziemię. Przez dłuższy moment brunetka nie wiedziała, co się wokół niej dzieje, ale gdy jej wybawiciel postawił ją na ziemi, zdała sobie sprawę z tego, kim on jest. Nie mogła w to uwierzyć.
-
Uważaj na to, kogo całujesz – Niski, męski głos rozbrzmiał w głowie Megary. Wciąż nie potrafiła zareagować, nawet wtedy, gdy jej twarz znalazła się pomiędzy dwiema dłońmi, a jej usta zetknęły się z ciepłymi i szorstkimi wargami. Czemu to był Ven? Czemu to zrobił, skoro w ogóle mu na niej nie zależało, albo przynajmniej… udawał, że mu na nie zależało? Gdy odsunęli się od siebie, Meg wciąż z niedowierzaniem spoglądała w ciepłe, zielone oczy młodzieńca, nie mogąc wykrztusić z siebie słowa. Blondyn wydawał się być niemniej zakłopotany. W jednej chwili odwrócił wzrok, spoglądając pod nogi, jakby ukrywając swój wstyd.
-
Więc… będziemy mężem i żoną – wyksztusił po długim czasie milczenia. Megara otworzyła szerzej oczy, zdając sobie dopiero sprawę z tego, co się właśnie zdarzyło. Tak, ten Ven, którego uwagi tak pragnęła, będzie teraz jej mężem. Przecież on nigdy na nią nie patrzył, nie podziwiał jej, jak to czynili inni… Co więc go do tego skłoniło? Zrobiło mu się jej żal? Jej wzrok wyrażał skołowanie całą tą sytuacją, ale też i swego rodzaju radość.
-
To nie tak, że cię unikałem, po prostu… byłem bardziej dyskretny, nie chciałem być taki, jak reszta. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko temu – Głos Vena był niepewny. –
Mam zawód, uczyłem się na stolarza, więc będę mógł cię utrzymać.Megara wciąż patrzyła nań wzrokiem, który błagał o jeszcze jakieś wyjaśnienie, młodzieniec nie mógł więc odmówić.
-
Jesteś piękna – powiedział to po raz pierwszy, odkąd się znali. Nigdy, przenigdy te proste słowa nie miały dla dziewczyny takiego wydźwięku, jak teraz. Na twarzy dziewczyny wystąpił uśmiech.
-
Więc już zawsze będziemy razem – odparła ciepło.
Stało się to latem, w Noc Fyrry, tuż przed dziewiętnastymi urodzinami Megary.
Czekała na swojego wybranka u stóp ołtarza, mając nadzieję, że ten przybędzie punktualnie. W świątyni wszystko wyglądało inaczej, niż to sobie wyobrażała. Z pewnością było bardziej… kameralnie. Mimo to, Meg czuła się jak księżniczka – jej rodzice oraz rodzice Vena zadbali o wszystko. W końcu nadszedł i pan młody, stając naprzeciwko swej małżonki, tak elegancki, jakim ta go jeszcze nigdy nie widziała. Ujął jej dłonie, patrząc głęboko w oczy, a potem… a potem sama Megara nie wiedziała już, co się wokół niej działo. Do rzeczywistości przywrócił ją pocałunek jej pierwszego męża, a potem spokój i cisza, w której wychodzili ze świątyni, ciesząc się tylko sobą.
Tańcom i śpiewom na weselu nie było końca, noc przeleciała niezwykle szybko, a w jej czasie niezwykle często śpiewano starą pieśń o smokach pogrążonych we śnie i tańczących przy nich kochankach. Meg uwielbiała tę pieśń, dlatego chętnie tańczyła do niej ze swoim nowo-poślubionym mężem. Ven wyglądał na szczęśliwego, panna młoda czuła zaś, że jej szczęście nie może być już większe. Pieśń śpiewano i grano wiele razy, miała dać szczęście – tak mówiły przepowiednie i wróżby. Wszystko ku temu zmierzało.
Meg kołysała w równym rytmie drewnianą kołyskę, śpiewając przy tym kołysankę, którą słyszała niegdyś od swojej mamy. Minął już prawie rok od narodzin małej Elinor – na głowie dziewczynki rosły już czarne, jak u mamy, kędziorki. Megara spełniała się przy wychowywaniu córki, nie potrzebowała niczego innego do szczęścia. No, może prócz zadowolonego Vena, który za każdym razem, gdy kończył pracę w warsztacie, przybiegał do domu i jął bawić się z ich wspólną pociechą. Słowa delikatnej kołysanki zlewały się ze skrzypieniem kołyski, a Elinor spała, słuchając tej melodii jedynie w podświadomości. Meg była pewna, że tę samą kołysankę jej córka zaśpiewa swojemu dziecku. Ostatnio obie brunetki mogły poprzebywać na dworze, przy ostatnich promieniach letniego słońca. Czas zdawał się płynąć tak powoli, jakby świat nie miał końca, a sielanka miała trwać całą wieczność…
Świat rozpadł się w jednym momencie. Jedynie tak można powiedzieć o tym dniu, w którym przy granicy wioski pojawili się dezerterzy. Ostatnia państwowa kampania nie poszła najlepiej i większość rozpierzchła się na wszystkie strony, tworząc niewielkie grupki. Watahy głodnych wilków przemierzających bezdroża. Gdy takie stado dotrze w okolice wsi, można być prawie pewnym jej losu. Był środek jesieni, początek listopada, kiedy z wioski oddalonej o dzień drogi od tej, w której mieszkała nasza rodzina, zauważono dym. Dużo dymu. To mogło zwiastować jedynie kłopoty.
Wkrótce na wzgórzu pojawili się dezerterzy. Ilu ich było? Może dwudziestu… Dwudziestu uzbrojonych, głodnych i żądnych krwi mężczyzn runęło ze wzgórza wprost na wieś. Spanikowana Megara wzięła Elinor i posłuchawszy swojego męża, zbiegła do piwnicy, gdzie zamknęła się tak dokładnie, jak mogła. Dziewczynka płakała, mimo usilnych starań matki.
Meg słyszała, jak trzech mężczyzn wchodzi do ich domu – spokojnie rozpoznawała różne głosy. Słyszała też Vena, którego odnaleźli – wymiana zdań była krótka, wkrótce młoda kobieta mogła słyszeć jedynie stęknięcia ukochanego. Bili go. Zabiją go. Te myśli przebiegły przez jej umysł jak błyskawica. Elinor przestała płakać, ale w momencie, w którym głos jej ojca zniknął na dobre, wybuchła ponownie.
Znajdą nas.
Nie stało się inaczej. Dwóch mężczyzn wyłamało drzwi do piwnicy, a trzeci szybko zszedł na dół. Megara wcześniej ukryła się za beczką z winem, na niewiele jednak się to zdało. Ciche kwilenie dziecka łatwo było namierzyć, więc kilka mrugnięć powiekami później największy z dezerterów ciągnął ją po ziemi. Starała się wyrwać, na nic się to jednak zdawało przy sile mężczyzny. Drugi z nich wyrwał jej Elinor z rąk i wyszedł z nią z piwnicy. Zostało ich dwóch. Meg doskonale wiedziała, jak to się skończy.
Już tylko przez krótki czas słyszała płacz swojej małej dziewczynki. Udusił ją? Mocne uderzenie w jakąś belkę u góry utwierdziło ją w czym innym. Na nic zdały się krzyki młodej matki, na nic zdało się wycie w przeraźliwym geście rozpaczy. Jej Elinor… jej mała Elinor… Zabrali jej Vena, zabrali jej Elinor, zabrali jej wszystko. Nie mogła powstrzymać łez, które same pchały jej się do oczu.
-
Co za śliczna buzia… szkoda, żeby marnowała się na płacz – westchnął pierwszy z mężczyzn, chwytając dziewczynę za podbródek. Drugi przyjrzał się uważnie.
-
Tu nie o twarzyczkę chodzi, dawaj ją – warknął, łapiąc łydki Meg. Wiedziała, że tak to się skończy. Upokorzą ją. Będą mieli to, co chcą. Początkowo próbowała się wyrwać, bić, ale sama po dwóch czy trzech uderzeniach w twarz z trudem utrzymywała przytomność. Nie było sensu się bronić. Nie wiedziała już, czy boli ją głowa, ręce, nogi czy podbrzusze. Czuła wstręt do siebie, mając przy tym wrażenie, że tak właściwie już nie jest w tym ciele, tylko stoi gdzieś obok i obserwuje. Kiedyś ta piękna twarz zachwycała wszystkich w całej wsi – teraz, posiniaczona i zakrwawiona kompletnie nie przypominała oblicza dawnej Megary. Nagle, nie wiedzieć czemu, przed jej oczami pokazała się łąka pełna kwiatów, a na niej ona, Ven i Elinor. Razem leżeli wśród traw, wdychając zapach lata. Śpiewali pieśni, mimo zamkniętych ust. To trwało chwilę. Meg przechyliła głowę i spojrzała w oczy pierwszemu oprawcy, który właśnie zaczynał swoją kolej. Ten od razu odwrócił wzrok, robiąc to, co miał do zrobienia. Nie opierała się. Nie miała już sił. Po wszystkim, obaj dezerterzy poszli na górę. Megara nie wiedziała, ile czasu minęło, ale dom stał w płomieniach, a ona z trudem już oddychała. Nim straciła przytomność, widziała, ogień pełznie po schodach w jej kierunku.
-
Obudź się, dziecino – Głos z ciemności nakazał młodej kobiecie otworzyć oczy. Leżała na ziemi, choć w ogóle nie czuła jej temperatury. Wokół było dziwnie… szaro? A może bardziej niebiesko? Nie do końca potrafiła powiedzieć, co jest w tym wszystkim nie tak. Wtedy odwróciła się z lewego boku na plecy, by dowiedzieć się, kto do niej mówił.
-
Witaj w zimowym królestwie! – Dziwna, skrzydlata dziewczynka kucała nad nią z szerokim uśmiechem na licu. –
Jestem Ocypete, czyli Pędziwiatr!-
Kto…? Zimowe…? – Dopiero co obudzona rozmówczyni chyba jeszcze za bardzo nie wiedziała, o co chodzi.
-
Kraina Wiecznej Zimy! Tu trafiają wszyscy, czy tego chcą, czy nie… albo nie. Nie wszyscy. Większość idzie do Krainy Wiecznego Lata, a ty dostałaś się tutaj! To miło z twojej strony, rzadko mamy gości – Ocypete wydawała się być w wyjątkowo dobrym humorze. Wstała i rozejrzała się wokół. –
To co, idziesz ze mną? Tu może nie będzie ci zimno, przynajmniej przez pewien czas, ale myślę, że jesteś głodna.Dokładnie w tym momencie obudzona poczuła głód. Przełknęła ślinę.
-
Pójdę z tobą.Wydawało jej się, że czas tu stanął. Szły, ale jakby wcale nie szły, dochodząc wreszcie do niewielkiego, kamiennego fortu. Gdy weszły do budynku, po plecach obudzonej przebiegł dreszcz niepokoju.
Ocypete podbiegła do okrągłego stołu i usiadła przy nim. Obudzona zwróciła oczy ku drugiej postaci, znajdującej się w pomieszczeniu. Ta znajdowała się w cieniu, niewielka świeca oświetlała jedynie jej trupio blade usta i szyję całą w bliznach.
-
Witaj, Morago, spodziewałam się ciebie – rzekła spokojnie, przysuwając się do świecy. Wtedy obudzona mogła zobaczyć jej oczy – białe, pozbawione jakiegokolwiek śladu życia, a jednak patrzące. Patrzące właśnie na nią.
-
Nie jestem Moragą. Mam na imię Megara – odpowiedziała zgodnie ze swoim przekonaniem. Ocypete pokiwała głową przecząco, zaś druga postać, kobieta, cmoknęła z dezaprobatą.
-
W tym miejscu każdy dostaje nowe imię. Jesteś Moragą, bo tylko jako Moraga mogłaś pojawić się w Krainie Wiecznej Zimy. Tylko jako Moraga będziesz mogła wypełnić swoją powinność – odparła tamta. Zaczęła obracać po stole złotą koroną. W końcu ją zatrzymała, a spojrzenie jej białych oczu ponownie utkwiło w obudzonej. –
Moje imię to Tisiphone, Mścicielka, Ta, która Wymierza Karę. Nie jesteś tu bez powodu, Morago.Jaki więc był powód? Meg nie zdążyła nawet zapytać, odpowiedź przyszła sama.
-
Dokonasz zemsty. Nienawidzę morderców, wszyscy powinni sczeznąć i trafić do Krainy Wiecznej Mgły, a tymczasem po tym świecie błąkają się ci, którzy zrobili krzywdę tobie, twojemu mężowi i twojemu dziecku. Odczuwasz gniew, wiem to – Tisiphone mówiła to w taki sposób, jakby rzeczywiście znała wszystkie emocje targające jej gościem w momencie, w którym do wsi przybyli żołnierze. Meg znów nie mogła odpowiedzieć.
-
Ja, Tisiphone, jestem Erynią. Żądam sprawiedliwości, żądam zemsty, o tak, zemsty przede wszystkim. Ocypete to harpia, doskonała posłanniczka. Ty tymczasem będziesz jedną z najpodlejszych istot, której boją się wszyscy mężczyźni. Kusicielka, która rozszarpuje swoją ofiarę na strzępy lub zamienia ją w kamień. Ty, moja droga Morago, będziesz Gorgoną.Spokojny, cichy las, nie przewidział, że może zdarzyć się w nim coś niezwykłego właśnie tej nocy. Owady przeskakujące żwawo po ostatnich, grudniowych liściach na ściółce jeszcze nie rozumiały, że zaraz stanie się tu coś niezwykłego. Wtedy właśnie spod tych liści wydobyły się opuszki palców, potem palce, a potem cała dłoń. Gdy obie ręce wyszły do połowy ramion, oparły się o ziemię i odepchnęły. Wkrótce wyszło już całe ciało. Tisiphone odrestaurowała to, co mogła, choć niewątpliwie Moraga nie wyglądała na całkowicie ludzką istotę – jej skóra była znacznie bledsza niż u normalnych ludzi. Prawie biała, jak u porcelanowej lalki. Sięgnęła jeszcze po torbę, w której znajdowały się ubrania zostawione jej przez Ocypete. Już po chwili była gotowa, by ruszyć i dokonać zemsty.
Różne gospody odwiedzane były przez różnych ludzi, ale taką, jak ta, mogli odwiedzać jedynie mężczyźni pragnący rozrywki u boku łatwiejszych dam. Żwawe rytmy pobudzały niektórych do ruchu, większość jednak siedziała, rozmawiając i klepiąc panienki tam, gdzie teoretycznie mogliby to robić jedynie ich mężowie.
Wtem, na sali zgasło światło, zapaliły się ostre lampy przy parkiecie, a na nim stała już ona. Strój tancerki był mocno… wybrakowany, w każdym razie większość mężczyzn spoglądała na nią łapczywie, mając nadzieję, że panienka podejdzie potem do któregoś ze stołów. Chórek zaintonował pieśń o śpiącym smoku i kochankach, jednak aranżacja była zupełnie inna – wydobyła z tancerki cały jej potencjał. Pod koniec panowie ryczeli, gwizdali i rzucali pieniędzmi pod nogi pannicy. Ta wybrała w międzyczasie stolik, do którego podeszła, chwyciła wybranego jegomościa za kołnierz, a ten ochoczo ruszył z nią na górę.
Drzwi do pokoju mężczyzny otworzyły się i najpierw weszła tancerka, od razu wybierając miejsce, w którym usiadła. Czuła na sobie wzrok jegomościa, szczególnie wtedy, gdy ten zamknął drzwi. Cóż za zwierzęcy instynkt! Tancerka poruszyła biodrami raz i drugi, zaś mężczyzna automatycznie się do niej przybliżył. Stojąc przodem do klienta gospody, dziewczyna odepchnęła go od siebie palcami i poczęła wokół niego krążyć, kusząc go każdym ruchem. W końcu sprowokowała go do położenia się na sieni i usiadła na nim okrakiem. Już, już miał ją chwycić w pasie, gdy dziewczę z szerokim uśmiechem na twarzy zacisnęło palce na gardle jegomościa, blokując mu jakąkolwiek możliwość krzyku. Uścisk był mocny, co wyjątkowo mężczyznę wystraszyło, ale zwyczajnie nie mógł się ruszyć.
-
Witaj, mój drogi. Nie spotykamy się tutaj przypadkiem… zabiłeś mojego męża, uczestniczyłeś w zabiciu córki, a także zhańbiłeś i zabiłeś mnie. Życzę udanego pobytu w Krainie Wiecznej Mgły, padalcu – To rzekłszy, zatopiła spojrzenie w oczach ofiary. Jej włosy zmieniły się w węże, a na placach wyrosły szpony. Dwa kęsy jej jadowitych przyjaciół i było po wszystkim. Teraz należało stąd jedynie szybko zniknąć.
Polowanie rozpoczęło się na dobre, gdy Moraga zauważyła przemykającą przez liście ofiarę. Ruszyła za nią tak szybko, jak tylko mogła. Mężczyzna nie do końca wiedział, przed czym, a może kim, uciekał. Musiał się spieszyć. Czuł na plecach oddech myśliwego, a jako zwierzyna nie mógł sobie pozwolić na chwilę zwłoki. Pędził na złamanie karku, a za nim jego tropicielka. W końcu udało mu się na chwilę ukryć, a Moraga wolała rozeznać się w sytuacji i zaatakować z zaskoczenia. Chwila dłuższego zastanowienia, wyczucie ewentualnych intencji i przypomnienie sobie tego miejsca… nie bez powodu zagoniła go właśnie tutaj. Przez kilka ostatnich tygodni poznała ten las jak własną kieszeń. Zresztą, tropiła tego człowieka już znacznie wcześniej. Tym razem wolała się zabawić w myśliwego, to wydało jej się znacznie zabawniejsze. Nie oszuka jej, nie teraz, gdy ona znała tu każdy kamień. Moraga zakradła się za drzewo, za którym siedział skulony mężczyzna. To dziwne, wcześniej byli bardzo dzielnymi żołnierzami, a teraz? Teraz kulili się na myśl o tym, że mogą zostać złapani. Pół-mężczyźni… Co prawda, śledziła go już od jakiegoś czasu, być może także wpędzając go w paranoję, ale nie czuła się niczemu winna. Zresztą, co to za różnica? Wyskoczyła zza drzewa, chwytając ofiarę za gardło.
-
Witaj, moja dzisiejsza zwierzyno. Nie polowałam na ciebie przypadkiem. Zabiłeś mojego męża, uczestniczyłeś w zabiciu mojej córki, a do tego zhańbiłeś i zabiłeś mnie. Życzę udanego pobytu w Krainie Wiecznej Mgły, króliczku – To powiedziawszy, zacisnęła dłoń na krtani ofiary, wbijając tym samym swoje szpony w jego tchawicę i tętnicę. Szybko poszło. Trzeba zostawić to ciało do zeżarcia psom.
Moradze nie udało się schwytać mordercy jej córki. Nawet, jeśli pamiętała jego twarz, nie mogła go wytropić, lub, gdy nawet to jej się udawało, ten znikał bez śladu, jakby wiedział, co może się zaraz stać. Wszystko jeszcze przed nią, choć zmęczenie dawało się we znaki. Przy okazji pojawiali się inni mężczyźni męczący kobiety – Moraga nigdy nie żałowała swoich usług przeciwko takim, jak oni. Morderca córki wciąż był jej priorytetem, powoli jednak kobieta poczęła wpadać w coraz głębszą frustrację. Był jedynym, którego nie mogła znaleźć… Oznaczało to więc, że może potrzebować czyjejś pomocy. W związku z tym ruszyła do Fiore, by odnaleźć kogoś, kto dopomógłby w jej misji.
Umiejętności: x Walka Wręcz [lvl 1]
x Zapasy magiczne [lvl 1]
x Drapieżca [lvl 1]
Ekwipunek: bransoleta w kształcie węża świadcząca o przynależności do grupy prowadzonej przez Tisiphone, torba z dwoma kompletami kombinezonów.
Rodzaj Magii: Magia Gorgon – Widziałeś kiedyś te przerażające stwory? Trzy siostry zamienione w paskudne potwory o wężach zamiast włosów, koślawych skrzydłach i szponach wyrastających z palców. Tym właśnie były przemienione przez zazdrosną boginię. Magia Moragi opiera się na upodobnieniu się do Gorgon i przyjęciu ich zdolności.
Pasywne Właściwości Magii
x Strach – Gorgony są dość paskudnymi stworzeniami, co wywołuje u większości strach (u niektórych nawet panikę - zależne od postaci i MG).
x Gorgona – jedynie pod postacią Gorgony Moraga może korzystać ze swojej magii, musi więc się w nią przemieniać. Z tyłu wyrastają jej dwie pary pokrytych czarnymi piórami skrzydeł (nieloty), końcówki czarnych włosów zmieniają się w węże (12 węży), a z palców wyrastają szpony (ok. 7 cm, faktura paznokcia).
x Węże znają swoją panią – Węże na głowie Moragi nigdy nie ukąszą swojej pani i działają według jej zaleceń (nie dotyczy zaklęć typu zmiana woli).
x Serce z kamienia – Nie można jej niczego obrzydzić, niczym jest też dla niej widok krwi.
x Lustro odpowiedź zna – Lustrzane odbicie Moragi zawsze ukazuje ją taką, jak po przemianie.
Zaklęcia:
x Meduza (B) – Jej imię oznacza Chytra. Spójrz mi w oczy, kochany, a zaczniesz zmieniać się w kamień. Po uruchomieniu zaklęcia ktokolwiek, kto w ciągu dwóch tur spojrzy w oczy Moragi, z pewnością będzie miał do czynienia z paraliżem całego ciała na czas jednego posta.
x Euriale (B) – Jej imię oznacza Dalekosiężna. Węże na głowie Moragi też czasem potrafią się wydłużyć, każdy do max. 5 m, a kąsają boleśnie i czasem jadowicie. Węży na głowie Gorgony jest 12, ale za jednym razem zaatakować mogą jedynie trzy. Efektem jadowitego ukąszenia jest najpierw promieniujący ból w miejscu ugryzienia oraz zawroty głowy na czas jednego posta.
x Steno (B) – Jej imię oznacza Potężna, Silna. Szpony Moragi (jest ich po pięć na jednej ręce, wytrzymałość stali, bez problemu rozetną ludzkie ciało) wzmacniają się, a jej ataki stają się silniejsze na 3 tury.