Imię: Eimoto, częściej jednak nazywany "Ei"
Nazwisko : Hanetsu
Płeć: mężczyzna
Wiek: 20 lat
Wzrost: 178 cm
Waga: 62 kg
Gildia: Samotnik
Mag: 0
Wygląd:Zielone oczy i brązowe włosy. Znów patrzyłeś w lustro, nie rozumiejąc, po cholerę, ponownie, cię przed nim usadzono. Przecież nic się nie zmieni. Zielone oczy zawsze będą mieć kolor łąk, brązowe włosy zawsze będą nieco przydługie, chaotycznie ułożone. Nawet, gdy Doria próbowała ułożyć twoją grzywkę, niewiele to dawało. Westchnąłeś ciężko.
-
Już wystarczy – mruknąłeś, delikatnym ruchem odganiając młodziutką dziewczynę. Nie zrobiła nic złego, powiedziano jej, że ma ci pomóc. Ale wręcz nienawidziłeś tej szopki. Potrafiłeś przecież sam się ubrać, sam uczesać, sam posprzątać… Kobieta opuściła pokoik. Zostałeś sam, przyglądając się swojemu obliczu w lustrze. Wyraźne rysy twarzy, piękna linia, wąskie wargi i kąciki ust, lekko uniesione, jakby w ciągłym uśmiechu. Westchnąłeś ponownie i wstałeś ze stołka, kierując się w stronę niewielkiej komody. W srebrnej tafli lustra odbiła się solidna męska sylwetka i jasna skóra. Niektórzy powiedzieliby nawet, że za jasna, ale nigdy nie zastanawiałeś się nad tym faktem. Kto by się przejmował kolorem czy tym, jaka jest w dotyku. Byłeś mężczyzną. Nie takie sprawy chodziły ci po głowie.
Wyciągnąłeś z szafy szereg materiałów. Znów kazali ci ubrać się jak domowe zwierzątko, więc to robiłeś. Jedna narzuta, druga, podszewka, w końcu właściwa część ubrania, a na nią jeszcze lekki płaszcz i szeroki pas. Jak zawsze było ciężkie. Zdecydowanie bardziej wolałeś kimono. Ale nie do ciebie zależał wybór. Poprawiłeś ciemne spodnie i założyłeś ciężkie, wysokie buty. Do pasa przywiązałeś dwa miecze – katanę i wakizashi. Nie rozstawałeś się z nimi, chyba, że musiałeś. Wynikało to może po trochu z przyzwyczajenia, może z wymogu, ale… oba ostrza były cenniejsze niż twoje życie, to się nigdy nie zmieniało. Poprawiłeś narzutę i rzuciłeś ostatnie spojrzenie na pokoik, mający może trzy na trzy metry, gołe, betonowe ściany i niewielkie okienko tuż nad biurkiem.
-
Do zobaczenia później mamo, tato. – Cichutko otworzyłeś drzwi i równie cicho je za sobą zamknąłeś, jakbyś nie chciał obudzić śpiących w środku osób.
Charakter: W żadnym razie nie wyglądało to dobrze. Patrzyłeś, jak mina kobiety natychmiast się zmienia – staje się obrzydliwa, wykrzywiona, koszmarna, a jej dłoń szybko sięga po kubek z herbatą. Gorący płyn wylądował na twojej twarzy i ubraniu, ale nawet nie drgnąłeś, wpatrując się lodowato w rozmówczynię, choć miałeś ochotę ją uderzyć. Czy ona uważała cię za idiotę?
-
Jesteś skończonym dupkiem! Jak mogłeś mnie tak wykorzystać?! – wykrzykiwała, ale nie robiło to na tobie wrażenia. Niemal zawsze reagowały tak samo, zmieniając się z kobiet w potwory. Jak mogłeś je tak wykorzystywać? To proste. Tak łatwo było je zmanipulować. Powiedzieć kilka czułych słów, szepnąć do ucha, wysłuchać, spełnić marzenia i pragnienia, o których publicznie nigdy by nie powiedziały. A wszystko po to, by później obnażyć przed nią całą obrzydliwość, na którą się składała, gdy ona wykorzystywała ciebie. Przez jedną z nich teraz borykałeś się z nienawiścią do każdej z tych pokracznych istot. Każda była taka sama. Najpierw mówiła, że wszystko będzie dobrze, później kochała, następnie, gdy była już pewna swojej wyższej pozycji, wykorzystywała. A ty wszystkie te niuanse notowałeś w pamięci, by w dniu swojej zemsty zniszczyć „damie” serce. Tak jak Ona złamała twoje.
Kobieta wyszła, a ty znowu zostałeś sam. Lubiłeś być sam, nie ulegało to wątpliwości. Kiedy byłeś sam na sam ze swoimi myślami, nic cię nie zaskakiwało, nic nie raniło, nic nie zakłócało twojego spokoju. Wtulony w pielesze mogłeś bez ograniczeń myśleć o tamtych wspaniałych chwilach i choć na chwilę zapomnieć, w jak okropnym miejscu się znalazłeś. Kiedyś taki nie byłeś, dokładnie o tym wiedziałeś. Ale po prostu nie potrafiłeś pohamować tego żalu, w którym wywoływała w tobie kobieca postać. Dlaczego? Wstałeś i opuściłeś kawiarnię. Kiedyś może nawet dałoby się ciebie lubić. Często się uśmiechałeś, byłeś niezwykle energicznym chłopcem, ciekawym świata. Uśmiechnąłeś się krzywo. Teraz byłeś niemal kompletnym przeciwieństwem. Uśmiech zawsze był wymuszony, ale ładny. Nikt nie powiedziałby, że udajesz. Wolałeś spędzać czas samemu, a ciekawość? Tej już się dawno pozbyłeś. Wiedziałeś aż za dużo. Nie potrzebowałeś zagadek czy tajemnic świata. Zresztą, pewnie i one okazałyby się wielkim rozczarowaniem. Westchnąłeś. Musiałeś jak najszybciej wrócić. Inaczej pewnie się rozchorujesz. Było coś pocieszającego w tej myśli. Twoja choroba oznaczała, że nie będziesz musiał spotykać się z nimi przez jakiś czas. Żadnej gry, żadnego udawania… Westchnąłeś ponownie. Przechodnie niedyskretnie szeptali między sobą na twój temat. Przywykłeś. Poza tym myślami byłeś gdzieś indziej, gdzieś, gdzie nie byłeś tym sarkastycznym mężczyzną, który musiał zajmować się tymi kobietami. Gdzieś, gdzie nie musiałeś słuchać, co Ona ma do powiedzenia… Nie, nie powinieneś o Niej myśleć. Powodowało to tylko ból. Tyle wspomnień… i wszystkie okazały się fałszywe, doprowadzając cię do osoby, jaką obecnie byłeś – chłodną, wyrachowana, nieprzyjemna, a nade wszystko dyskredytującą każdą przedstawicielkę płci… pięknej? Czemu w ogóle tak je określać? Kiedy na każdym kroku kłamały, by osiągnąć swój cel. Jakie to ironiczne, robiłeś przecież dokładnie to samo, by osiągnąć swoje cele. A przecież jak każdy… czułeś. Więc czemu to zrobiła? Tyle pytań, tak mało odpowiedzi. Zaczęło ci się kręcić w głowie.
Nawet teraz po prostu chciałeś ciepła drugiego człowieka… Dlaczego żadna tego nie rozumiała? Że nie byłeś chłopcem na posyłki, którym można dowolnie pomiatać i wyzywać od najgorszych? Nawet, gdy myślałeś, że jednak odnalazłeś jakiś milszy egzemplarz, twoje nadzieje były miażdżone. Więc nic dziwnego, że wybudowałeś wokół siebie mur niedostępności, skrywając to, co naprawdę czułeś. Tak było łatwiej. Nawet jeśli czasami bolało, nie pozwalało im wbić szpili tam, gdzie naprawdę mogły zranić. Byłeś bezpieczny tak długo, jak nie pokazałeś tego, kim naprawdę jesteś. Tylko ile tak mogłeś wytrzymać? Po tylu latach miałeś wrażenie, że w końcu oszalejesz albo całkowicie poddasz się Jej woli. Choć tak jak wszyscy, pragnąłeś jedynie szczęścia. Miłości. Rodziny. Zabrano ci wszystkie.
Historia: Leżałeś w tym malutkim, betonowym pokoiku, rozmyślałeś o tym, jak to by było urodzić się kimś zupełnie innym… lub też nie urodzić się wcale. Nie byłoby tego przeklętego pokoju, problemów, Jej… Może nawet rodzice by żyli, zajęci zupełnie innymi sprawami. Przymknąłeś oczy. Czas… ile już minęło, odkąd zamknęli cię tutaj pod tym wyświechtanym pretekstem? Ciężkie westchnięcie wydobyło się z twoich ust. Chciałeś tylko spać. Szczęśliwie dziś był dzień wolny.
Byłeś pierwszym i jedynym synem Ai i Inshi Hanetsu. Prowadzili oni mały rzemieślniczy interes w Scater, produkując i szyjąc magiczne przedmioty oraz ubrania. Ich niezwykłość opierała się na dwóch elementach – piórach, magii twojej matki, oraz niezwykłego rzemiosła kowalskiego twojego ojca. Nie było im równych w okolicy, głównie z powodu ich doświadczenia i pasji, jaką w sobie mieli. Twoja matka, Ai, rozwinęła swoją magię do niezwykłych wręcz granic, potrafiąc z pomocą piór czynić niemal cuda. Pamiętałeś, jak często widziałeś ją w piórach – białych i miękkich, cicho szeleszczących przy każdym jej ruchu, niczym jedwabne stroje. Z kolei twój ojciec, człowiek honoru, nie potrafił korzystać z magii, jednak był mistrzem miecza oraz wyśmienitym rzemieślnikiem. Choć rzadko wykuwał broń, wszelkie przedmioty, które stworzył, posiadały cząstkę magii twojej matki. Tak, twój ojciec potrafił wtopić magię w przedmiot. Można powiedzieć, że to aż za dużo błogosławieństw jak na jedną rodzinę, ale wraz z nimi były i przekleństwa.
-
Nie wyjdzie. Znowu nie wyjdzie. Szlag by to wszystko!!! – Ojciec po raz kolejny wrócił pijany do domu i niszczył swoja pracownię. Choć mama prosiła, byś położył się wcześniej, nie posłuchałeś, siedząc w ogrodzie i ćwicząc swoje umiejętności. Ojciec miał pokazać ci kolejne techniki, o ile tylko opanujesz tą. Więc gdy usłyszałeś rumor w pracowni, zdziwiłeś się. Była późna noc, nie powinno tam nikogo być. Złodzieje? Ostrożnie wszedłeś do środka i odłożyłeś miecz. Byłeś ciekaw, co się działo. Może lepiej było obudzić mamę… Ale wtedy mogłoby się jej coś stać. Byłeś mężczyzną, więc musiałeś ją chronić. Dziecięce myśli chodziły ci po głowie, gdy zbliżałeś się krok za kroczkiem do pracowni.
Rozpoznałeś głos ojca. Przystanąłeś. Co on robił? Twoja ciekawość urosła jeszcze bardziej. Spojrzałeś przez szczelinę w drzwiach. Pracownia była w nieładzie. Narzędzia leżały na podłodze, ukończone przedmioty i ubrania zepsute, podarte, zniszczone. Biurko stało pod ścianą, przewrócone, niczym kaleki posąg rozpaczy targającej postawnym mężczyzną stojącym pośrodku. Tatą. Przeraziłeś się. Tata płakał. Po raz pierwszy widziałeś, by płakał. Zawsze mu mówił, że mężczyzna nie może pokazywać swoich łez, nie ważne, co by się działo, bo to rysa na jego honorze, a teraz… przed twoimi oczami… Przełknąłeś głośno ślinę. Nie powinieneś tu być. Nie powinieneś tego widzieć. Chciałeś się cofnąć, ale ojciec był szybszy.
-
Kto tu jest?! – krzyknął. Ten głos cię przeraził. Nigdy nie słyszałeś, by tata mówił w taki sposób. Ale nie mogłeś się ruszyć nawet na krok, jakbyś wrósł w ziemię. Drzwi otworzyły się z hukiem. Tata… Tata nie był tatą. Był kimś straszniejszym, mroczniejszym, nieprzewidywalnym. Bałeś się tego człowieka. Jednak gdy tylko cię zobaczył, jego wściekłe oblicze natychmiast złagodniało. –
Eimoto? – Jego głos był zachrypnięty, nieprzyjemny. Nawet jeśli przestał wyglądać tak przerażająco, to i tak… Zacząłeś biec. Przed siebie, byle gdzie. –
Eimoto! – Głos ojca cię gonił, ale nie odwróciłeś się nawet na chwilę. Wciąż miałeś w pamięci jego szaloną postać w zniszczonej pracowni. Skryłeś się w szopie, tej samej, co zawsze, w najdalszym kącie, próbując pozbyć się strasznej wizji.
Nie była to jedyna straszna wizja, która cię prześladowała. Jak na złość, wszystkie postanowiły ukazać ci się w tym samym momencie. Ta chwila, gdy rodzice się kłócili. Oboje mieli wtedy straszne miny. Nie rozumiałeś, co się działo, ale mama płakała. Albo wtedy, gdy siedziałeś razem z jasnowłosa mamą w ogrodzie i nagle upadła, jakby spała. Nie ruszała się, nie odpowiadała… Ojciec przybiegł i zabrał matkę, nawet nie próbując ci wytłumaczyć, co się stało. A teraz to. Drżałeś. Nikt nie przyszedł po ciebie, aż do rana.
Kobieta i mężczyzna zbliżali się powoli do wczesnej trzydziestki. Ale mimo to w ciemnych włosach mężczyzny już pojawiły się siwe pasma, a kobieta wyglądała znacznie starzej, niż powinna. Siedzieli naprzeciwko siebie z kubeczkami herbaty w dłoniach. Żadne z nich nie miało jednak ochoty się napić. Herbata smakowała teraz niemal jak trucizna, każdy oddech pachniał śmiercią.
-
Czas się zbliża. Jeżeli nie damy im Housou i Kashi… - powiedziała kobieta cicho, odgarniając jasne pasmo włosów za ucho. Była smutna, słychać to było w jej głosie.
-
W tym tempie będziemy tylko marnować twoje pióra, bez rezultatu – warknął mężczyzna, uderzając dłonią o stół. Przetarł twarz. Znalazł się w patowej sytuacji. –
Dlaczego wtedy cię nie posłuchałem, Ai? Powiedz mi…Kobieta uśmiechnęła się nieznacznie i spojrzała na kubek w swoich dłoniach Był pełen. Ale ona tego nie widziała. I sama chciała wiedzieć, dlaczego jej wtedy nie posłuchał…
Tamte dni i tamte koszmary już dawno minęły. Kiedy przybyła, już o nich nie pamiętałeś. Dni mijały spokojnie, bo jak inaczej mógłbyś je spędzać, będąc jeszcze dzieckiem. Ćwiczyłeś swoją szermierkę pod okiem ojca, a pot okiem matki uczyłeś się magii. Bo los chciał, byś odziedziczył po niej pióra. Dokładnie pamiętałeś ten dzień. Świeciło słońce, a rodzicie przygotowywali cię na spotkanie z „ważną osobą”. Przygotowywania przerwały głosy na zewnątrz i pukanie do drzwi.
-
Och, już przyszli! Ei-chan, pamiętaj, by się dobrze zachowywać. To ważni goście – przypomniała ci po raz kolejny mama, miękkim tonem i pogładziła cię po włosach. Była ubrana w piękną, białą sukienkę. Pasowała do jej piór… Pomyślałeś przelotnie i wtedy ją zobaczyłeś. Ojciec witał się z trójką mężczyzn w eleganckich strojach, natomiast koło nich stała dziewczynka, niemal w twoim wieku, bujając się na stopach. I ona tez dostrzegła ciebie. Uśmiechnęła się szeroko. Odpowiedziałeś tym samym.
-
Ei-chan, to jest Yuna – przedstawiła was sobie mama. Yuna. Podobało ci się to imię. Uśmiechnąłeś się szerzej i wyciągnąłeś dłoń w stronę czarnowłosej dziewczynki. Jej błękitne oczy błyszczały radośnie.
-
Miło cię poznać… Yuna… chan – przywitałeś się. I tak właśnie trybiki losu zaczęły się obracać.
Od tamtego momentu Yuna przychodziła znacznie częściej. Bawiliście się razem, odkrywaliście zakątki Scater, ty pokazywałeś jej jak walczy się mieczem, ona uczyła cię robić wianki. Były to spokojne dni, ale czasami przyłapywałeś ja na dziwnych spojrzeniach rzucanych w twoją stronę. Czasami też zamyślała się, patrząc w dal i dopóki jej nie szturchnąłeś, nie odzywała się ni słowem. Jednak z drugiej strony wydawało ci się, że coś pękło. Rodzice zamykali się na długie dni w pracowni, a gdy wychodzili, oboje potrzebowali twojej pomocy. Nie chcieli ci powiedzieć, nad czym pracowali, choć zwykle ci mówili. Teraz zbywali cię byle słowem. Nie mogłeś też wejść do środka. Coś ukrywali, to było niemal pewne. Już, już chciałeś odkryć ich sekret, pewnej wrześniowej nocy, kiedy zmęczona mama poprosiła cię do pokoju.
-
Mamo? Coś się stało? – zapytałeś, podchodząc do łóżka i łapiąc jej chudą dłoń w swoje. Miałeś już dwanaście lat i wiedziałeś, że dzieje się coś złego. Mama nigdy nie wyglądała na tak chorą i zmęczona, jak ostatnimi czasy.
-
Nie, nic się nie stało, Ei – odpowiedziała miękko. Jej ton nie zmienił się ani odrobinkę, ulżyło ci z tego powodu. –
Chodź, przytul się do mnie. – Wyciągnęła ręce w twoją stronę, a ty, po chwili wahania, położyłeś się obok niej. Objęła cię delikatnie. –
Przepraszam, że poświęcamy ci tak mało czasu. Mamy z tatą duże i kłopotliwe zamówienie – powiedziała łagodnie, głaszcząc cię po włosach. Powolutku pokiwałeś głową. Czułeś, że to nie jest wszystko, ale nie byłeś w stanie zapytać o nic więcej. Otulał cię przyjemny zapach. –
W zamian za to, Yuna zgodziła się, byś przenocował u niej kilka dni. Co ty na to? – Oczy natychmiast ci się zaświeciły. Chciałeś zobaczyć, gdzie mieszka Yuna. Pokiwałeś już energiczniej, widząc przed sobą wesołe dni spędzone z dziewczyną. Kilka dni. Przepełniała cię radość i matka to widziała. Zaśmiała się cicho.
-
Tak myślałam, że się ucieszysz.-
Łał, naprawdę w tym mieszkasz? – zdziwiłeś się po raz kolejny, idąc szerokim, ciemnym korytarzem. Odkąd postawiłeś stopę w jej domu przytłaczał cię jego ogrom. Najpierw był wielki hol z kryształowym żyrandolem i masywnym obrazem przedstawiającym piękna kobietę. Uważałeś, że wygląda podobnie do Yuny, ale nie powiedziałeś tego na głos. Im dalej szliście w głąb domu, tym coraz dziwniejsze rzeczy się pojawiały – zbroje, dywany, rzeźby, no i oczywiście – służba. Nigdy nie widziałeś na czy żadnego służącego czy pokojówki, było to coś zupełnie nowego i nie wiedziałeś, jak się zachować. Z kolei Yuna czuła się tak pewnie… No i śmiała się z twojej niezdarności za każdym razem, gdy na coś wpadałeś.
Pierwsze dni minęły na spokojnej sielance, ganianiu po ogromnych ogrodach i odkrywaniu nowych zakątków. Aż w końcu odkryłeś bibliotekę. Nigdy nie wiedziałeś tylu książek zgromadzonych w jednym miejscu. Co się w nich kryło? Jakie historie? Od razu zacząłeś w nich buszować i minęło sporo czasu, nim Yuna cię znalazła.
-
Tu jesteś! Wiesz, ile cię szukałam? – burknęła, patrząc na ciebie z dołu. Ty z kolei siedziałeś na drabinie i przeszukiwałeś kolejna półkę. Coś niewyraźnie odpowiedziałeś. Sam nie wiedziałeś, co, było to coś pomiędzy potaknięciem a „nie wiem”. Głośne westchnięcie dobiegło z dołu.
-
Szukasz czegoś ciekawego? – Pokiwałeś głową. Nie dostrzegłeś szerokiego uśmiechu, który pojawił się na twarzy towarzyszki. –
Więc chodź, pokażę ci coś niezwykłego! – rzuciła i już zaczęła zmierzać w zupełnie innym kierunku. Wyrwałeś się z transu. Niezwykłego? Ostrożnie zszedłeś z drabiny i rozejrzałeś się za Yuną. Jeżeli mówiła, że coś było niezwykłe, to naprawdę musiało być to coś wartego uwagi.
-
Anioły? – zdziwiłeś się, przeglądając karty opasłego tomiszcza. Yuna zabrała cię w najciemniejszy zakątek biblioteki. Światło ledwie tu dochodziło, co nadawało dziwną atmosferę temu miejscu. Ledwie mogłeś przeczytać wyblakłe litery.
-
Tak, anioły! Wiedziałeś, że opiekują się tobą każdego dnia? Ciężko je zobaczyć, a jeszcze trudniej zdobyć ich pióra! A szkoda! Podobno spełniają marzenia – mówiła podekscytowanym tonem. Pierwszy raz widziałeś ją taką. Uśmiechnąłeś się cieplej. Anioły, tak? Może spełniłyby i twoje marzenie…
Minął rok, a ty już wiedziałeś, że świat zmierza w bardzo złym kierunku. Twoi rodzice wciąż nie ukończyli tego, nad czym pracowali. Wręcz widziałeś, jak z dnia na dzień są coraz słabsi, ale nie mogłeś im przemówić do rozsądku. Dalej kontynuowali. Mówili, że muszą. Nie rozumiałeś jednak nic z tych pokracznych tłumaczeń. Trenowałeś więc samotnie, coraz więcej czasu spędzając w ogrodzie Yuny zamiast w domu. Tak było dla wszystkich lepiej… Wraz z czasem spędzanym w rezydencji Fouryu, coraz cieplej myślałeś o Yunie. Przed nikim byś się do tego nie przyznał, ale chyba… Ale nie na pewno! Kochałeś ją. Każdy jej uśmiech był promykiem słońca, każdy dotyk przynosił szczęście. Jej oczy, usta… to, jak chodziła; to, jak mówiła; wszystko składało się na jej wspaniałą osobę. Jedyne, co czasami ci przeszkadzało, to jej obsesja na punkcie aniołów, ale nawet to byłeś w stanie znieść, byle być blisko niej. Coraz częściej prosiła cię o pomoc, coraz częściej miałeś wrażenie, że jednak czuje podobnie. Więc gdy zimą powiedziała te słowa, czułeś się najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Szczęście to szybko przerwała choroba matki. Zbyt szybko wyniszczała jej organizm, by ktokolwiek mógł pomóc. Ojciec był bezradny, tak samo, jak ty. Siedzieliście przy jej łóżku ze spuszczonymi głowami, trzymając jej blade dłonie. Słyszałeś ciche słowa wypowiadane przez tatę, ale ich sens zdawał ci się umykać. To nie mogło się dziać naprawdę. Nie mogło. Odmawiałeś przyjęcia takiej rzeczywistości. I wtedy pojawiła się myśl, którą szybko przeistoczyłeś w plan. Nawet jeżeli było to szalone… Pognałeś do Yuny ile sił. Waliłeś w drzwi tak długo, aż ktoś nie otworzył.
-
Yuna! Pozwólcie mi się widzieć z Yuną! – krzyczałeś, licząc niemalże na cud. A ona stała na schodach holu, wybudzona ze snu hałasem. Wpatrywała się w ciebie tymi samymi błękitnymi oczętami, co wtedy, gdy widzieliście się pierwszy raz. Tym razem jednak nie było w nich ciepła. Widziałeś bezlitosną radość. Stałeś więc, nie wiedząc, co zrobić, aż w końcu się przełamałeś. Życie mamy wisiało na włosku.
-
Anioły… Czy mogą uratować moją mamę? – wybełkotałeś. Wciąż jeszcze nie odzyskałeś oddechu po tym szaleńczym biegu. Dziewczyna zastanawiała się chwilę, po czym powoli pokiwała głową. Była nadzieja. Poczułeś się nieco lżejszy. –
Pomożesz mi? – wypaliłeś z nadzieją w głosie. Yuna ponownie pokiwała głową, uśmiechając się. Zeszła schodami do ciebie i łagodnie cię przytuliła.
-
Oczywiście, że ci pomogę, Ei-chan – powiedziała miękko. Pachniała miło. Uspokoiło cię to lekko. –
Ale w zamian będziesz musiał tu zostać, dobrze? – poprosiła, odsuwając się nieco. Spojrzałeś w błękit. Pokiwałeś głową. Przecież to nie znaczyło, że nie będziesz mógł jej już zobaczyć, prawda?
Na ustach Yuny pojawił się uśmiech, który nie jednego przyprawiłby o dreszcze. Zaśmiała się cichutko. Pojawiło się przeczucie, że jednak coś poszło nie tak.
-
Ei, tak bardzo cię kocham. Jesteś taki uroczy – powiedziała rozbawionym tonem. Zgłupiałeś. Nie rozumiałeś nic. Chwyciła cię za dłoń i zaprowadziła do jadalni, po czym usadziła na jednym z wielu krzeseł. Usiadła obok, wciąż rozbawiona.
-
Coś się sta… - zacząłeś, ale uciszyła cię gestem dłoni, przykładając palec do twoich ust. Może gdybyś się tak nie martwił, ten gest byłby całkiem miły, ale obecnie czułeś się zbyt zdenerwowany, by o tym myśleć.
-
Cii, już nic nie mów. Obiecuję, że będzie dobrze – zapewniła, a do pokoju wszedł służący z dwoma filiżankami herbaty. Jedną postawił przed Yuną, drugą przed tobą. –
Odpocznij, pewnie biegłeś na złamanie karku. Taku wszystkim się zajmie. Napij się herbaty i zdrzemnij w pokoju gościnnym – powiedziała troskliwie, odgarniając trochę włosów z twojego czoła. Po raz kolejny pokiwałeś głowa, zupełnie nie wiedząc, co ze sobą zrobić, jak zareagować. To, co mówiła, było najlogiczniejsze. Powoli wypiłeś ciepły napar. Smakował nieco inaczej, niż zwykle, ale wciąż był pyszny. –
Zaprowadzę cię. – Yuna ponownie chwyciła twoją dłoń, ciągnąc znajomymi korytarzami do pokoju gościnnego. Ułożyłeś się wygodnie na sofie, a ona przykryła cię kocem. –
Dobranoc. – Nie spodziewałeś się, że następnie cię pocałuje. Tak zaskakujący moment… Uśmiechnąłeś się pod nosem.
-
Dobranoc – wymamrotałeś. Nie pamiętałeś nawet momentu, w którym zasnąłeś.
Przywiązany do krzesła siedział brązowowłosy chłopiec. Mętnie patrzył w punkt przed siebie, jakby spał z otwartymi oczami. Czasami wydawało się, że chce coś powiedzieć, jednak żadne słowo nie wydobywało się z jego ust. Naprzeciw chłopca siedziała para – mężczyzna i kobieta, nieco po trzydziestce, ale z wyglądu znacznie starszych. Oboje byli wychudzeni i zmęczeni, a w ich oczach czaił się niewypowiedziany smutek, żal i rozgoryczenie.
-
Tak jak mówiłam, jeśli nie uda wam się stworzyć ostrza mogącego zabić bogów, wezmę w posiadanie Ai. Jej pióra są zbyt cenne, by marnowały się na takie bzdety jak magiczne przedmioty. – Kobiecy głos przebijał się przez ciszę pomieszczenia niczym ostrze i zdawał się wbijać w parę, która skrzywiła się na sam jego dźwięk. –
Jednak znajcie moją hojność. Możecie sobie żyć dalej i robić cokolwiek chcecie. Choroba już nigdy nie powróci, a z czasem nawet odzyskasz wzrok! Droga Ai, powinnaś się cieszyć! Cena wcale nie jest taka wielka. Kobieta spojrzała w dół, jakby wstydząca się słów, które wypowiadała kobieta. A może próbowała pohamować wściekłość? Tymczasem wysoka sylwetka, ubrana w skromna, czarną suknię, usiadła na oparciu krzesła, do którego przywiązany był chłopiec. Chłodne, błękitne oczy lustrowały dwójkę siedzącą przed nią. Miała może z dwadzieścia lat, ale oboje wiedzieli, że jest znacznie starsza. A mimo to udało jej się zachować ten niezwykły wygląd.
-
Z kolei ty, Inshi, powinieneś znać granice swojej sztuki. Na nic są takie przechwałki. Zobacz, jak wyglądasz ty i twoja żona. Wyglądacie bardziej na żebraków niż rzemieślników – prychnęła. Łagodnym gestem pogładziła policzek chłopca. -
Nie udało ci się, więc musisz zapłacić cenę. Wasz ukochany syn dołączy do mojej kolekcji. A ostrza Housou i Kashi trafią do niego. Aż się zastanawiam, czy z ich powodu nie dojdzie do jakieś katastrofy~Szok, jaki pojawił się na twarzach rodziców chłopca był nie do opisania. Doskonale wiedzieli, ze ostrza są niedokończone. Mogły być nieprzewidywalne. Do tego ich syn… Czy ona chciała go zabić? Do tego… Matka skuliła się nieco, próbując powstrzymać łzy, ojciec objął ją silnym ramieniem. Jakim cudem to wszystko się tak potoczyło? Yuna już straciła zainteresowanie tamta dwójką, skupiając się na chłopcu. Odgarnęła włosy z jego twarzy.
-
Teraz już na zawsze będziesz mój – wyszeptała miękkim głosem, który krył w sobie jakieś niebezpieczeństwo.
Choć nie mogłeś się poruszyć, słyszałeś wszystko. Nawet jeśli nie widziałeś dokładnie, bo świat się kręcił i falował, czułeś. Nie rozumiałeś wszystkiego, ale poznawałeś głos Yuny, nawet jeśli brzmiał nieco doroślej. Poznawałeś imiona rodziców. Co się działo? Tego najbardziej nie mogłeś pojąć. Tak samo jak i tego, dlaczego nie mogłeś się ruszać. Ciało cię nie słuchało. Mama… nie widziała? Przeraziłeś się, gdy to usłyszałeś. Chciałeś się rzucić w jej objęcia, przytulić, ale nie mogłeś. Tata pewnie czuł się zhańbiony. Byłeś tego niemal pewien. Zwłaszcza po tym, jak nazwała go żebrakiem. Dlaczego Yuna taka była? Przecież zwykle była miła, uśmiechała się i nigdy nie mówiła złych rzeczy… więc kim ona była? Strach ciężkim cieniem kładł się w twoim sercu. Przecież Yuna nie mogła się tak zachowywać. Po prostu… Jej dotyk powodował dreszcze. Bałeś się, jak jeszcze nigdy w życiu. Co chciała… Czego od ciebie chciała?
Obudziłeś się na łóżku w nieznanym pokoiku. Było ciemno, ale i tak podniosłeś się, przestraszony miejscem, w którym się znalazłeś. Choć łóżko było duże i wygodne, gołe, betonowe ściany i niewielkie okienko u góry przypominały bardziej więzienie niż sypialnię. Bolała cię głowa a całe ciało zdawało się być niczym zrobione z drewna. Nie czułeś się najlepiej. Nie wiedziałeś, gdzie się znalazłeś. Nie wiedziałeś, czy to wszystko było prawdą. Chciałeś do domu. Po prostu wrócić do domu. Skuliłeś się na łóżku, niemal pragnąc, by to wszystko okazało się tylko okropnym koszmarem.
Nie wiedziałeś, ile przeleżałeś w tym dziwnym stanie, miedzy snem, a jawa, co jakiś czas zapadając w niespokojne drzemki. Nic się nie zmieniało. A pytania pozostawały, przytłaczały, dobijały. Wtem drzwi się otworzyły. Podskoczyłeś, zaskoczony. Jasne światło wpadło do pokoiku, aż musiałeś zamknąć oczy, nie przyzwyczajony do blasku. Ciche kroki rozbrzmiały w pokoju, a drzwi się zamknęły, ponownie pogrążając pomieszczenie w mroku. Zamrugałeś kila razy. Na krześle, obok łóżka siedziała wysoka postać. Nie widziałeś dokładnie, ale byłeś pewny, że przypominała kobietę z obrazu. Yunę.
-
Ei-chan, dobrze się czujesz? – zapytała łagodnie, choć w jej głosie nie usłyszałeś troski. Byłeś pewny, że to Yuna. Ta sama, którą słyszałeś wtedy, gdy nie mogłeś się ruszyć. Co się wtedy stało? Miałeś mnóstwo pytań, ale jakoś żadne nie mogło ci przejść przez gardło. Zbytnio się bałeś odpowiedzi. Pokiwałeś głową, a później pokręciłeś. Na ustach Yuny pojawił się uśmiech. –
Pewnie masz wiele pytań. Ale zanim na nie odpowiem, musisz wydobrzeć. Nie możesz wiecznie być takim osowiałym chłopcem, dobrze? – Podeszła i nachyliła się nad tobą, delikatnie głaszcząc twój policzek i czoło. Zrobiła to już po raz kolejny, pamiętałeś o tym. Ucałowała twoje czoło. –
Jesteś dla mnie naprawdę ważny, więc postaraj się, dobrze? – Nie rozumiałeś. Coraz mniej rozumiałeś. Działo się coś dziwnego.
-
Gdzie… gdzie jestem? – zapytałeś. Twój głos wydał ci się obcy. Strach ponownie chwycił cię za gardło. Yuma przyłożyła palec do twoich ust.
-
Cii, odpowiem na twoje pytania później, pamiętasz? A teraz napij się i odpocznij. – Ponownie pogładziła cię po głowie, po czym podała ci kubek z parującym płynem. Był gorący, ale smaczny. Poczułeś się senny. –
Lepiej? – spytała. Pokiwałeś, a ona uśmiechnęła się ciepło. Położyłeś się, czując przemożną chęć zaśnięcia.
-
Śpij dobrze, mój skarbie.Jeszcze przez kilka dni czułeś się jak drewniany kloc. Do tego budziłeś się o dziwnych porach dnia i nocy, ale zawsze, po kilku chwilach, była przy tobie Yuna, gotowa do tego, by cię pocieszyć, wesprzeć, zapewnić, że będzie dobrze. Czułeś, jak wracają ci siły. Kobieta mówiła ci tez o tym, jaka była pogoda, co ciekawego się u niej działo, czy jaką książkę przeczytała. Rozpoznawałeś w tej kobiecie Yunę, którą znałeś, choć wyglądała inaczej. Pytania się kumulowały, aż w końcu uznała, że może odpowiedzieć na kilka twoich pytań.
-
Więc, Ei-chan, co chciałbyś wiedzieć? Odpowiem na dwa twoje pytania. – Dwa? Byłeś nieco rozczarowany. Które wybrać? Zagryzłeś wargę. Było ich za dużo.
-
Więc… gdzie jestem? I gdzie są rodzice? Chciałbym się z nimi zobaczyć – powiedziałeś z wahaniem. Nie byłeś pewny, czy to dobre pytania. Było ich przecież znacznie więcej. Kim była Yuna? Co się z tobą działo? Dlaczego to pomieszczenie wygląda jak więzienie? Co będzie dalej? Czarnowłosa uśmiechnęła się ciepło i przygarnęła do siebie, przytulając. Znajomy, przyjemny zapach otulił cię jak kołderka.
-
Twoi rodzice są w domu, pewnie śpią. W końcu jest środek nocy – odpowiedziała, gładząc twoje włosy. –
Niestety nie możesz ich zobaczyć. Przynajmniej nie teraz. Wciąż jesteś zbyt słaby, by wyjść z zamku. – Na twojej twarzy wymalowało się zdziwienie. Zamek? Nie pamiętałeś, byś kiedykolwiek był w zamku… ani jak tu się dostałeś. Dziwny dreszcz przebiegł ci po plechach. Pojawiły się kolejne pytania. –
Jesteś w zamku, wysoko w górach. To moja zimowa rezydencja. Niedługo będzie naprawdę zimno. Obiecuję, że nic złego ci się nie stanie – mruknęła, delikatnie unosząc twoją głowę i złożyła łagodny pocałunek na twoich ustach. Zaczerwieniłeś się, sam nie wiedząc, czemu. Ale wraz ze zmieszaniem pojawiło się dziwne wrażenie, że coś jest nie tak. Uciekłeś wzrokiem. –
Coś się stało?-
Nie, nic… - mruknąłeś. Ale uczucie nie ustawało. Yuna uśmiechnęła się leciutko.
-
Należysz do mnie. Wiem, co ci chodzi po głowie – odparła. Ciebie z kolei mroziło. Należałeś? Nie do końca pojmowałeś to słowo, ale z pewnością nie byłeś jej. Kto tak zadecydował? Na pewno nie ty. Spiąłeś mięśnie pod jej dotykiem. Przestał być przyjemny. –
Nie jestem tą, którą kochasz, prawda? – Skąd wiedziała? Nikomu o tym nie mówiłeś. Chciałeś się wyrwać z jej uścisku, ale przytrzymała cię mocniej. Czy zawsze miała tyle siły? –
Ale nie martw się. Niedługo zapomnisz o młodziutkiej mnie. Mamy przed sobą wiele czasu. Dlatego zachowuj się dobrze – powiedziała, ponownie unosząc twoją głowę tak, byś dobrze widział jej twarz. Choć słowa mówiła ciepło, w jej oczach tkwił lód. Nagle zrozumiałeś, że zupełnie nie znasz tej osoby. To nie była Yuna. Przed tobą był potwór w ludzkiej skórze. Przełknąłeś ślinę. Nie byłeś w stanie zaprzeczyć jej słowom. Bałeś się tego, co mogła z tobą zrobić, choć nigdy cię nie uderzyła ani uraziła. A mimo to bezwzględność, którą widziałeś w jej oczach napawała cię lękiem.
-
Bardzo dobrze, mój skarbie – powiedziała z zadowoleniem, choć nie wypowiedziałeś ani jednego słowa. Jakby potrafiła czytać w twoim umyśle. Tkwiłeś w jej objęciach, bojąc się ruszyć. Miałeś wrażenie, że coś poszło bardzo źle. Że już nigdy nie zobaczysz rodziców. Że już nigdy nie wyjdziesz z tego pokoiku. Poczułeś, że łzy zbierają ci się pod powiekami. Nie mogłeś płakać, nie mogłeś! Wtuliłeś się w Yunę, która Yuną nie była.
Nie wyszedłeś z betonowego pokoju, dopóki nie skończyłeś piętnastu lat. Półtora roku spędziłeś w zamknięciu. Schudłeś i nieco zmarniałeś, ale z pewnością nie byłeś zaniedbany. Yuna dbała o to, byś miał wszystko, czego zapragniesz, choć nie prosiłeś o wiele. Nigdy jednak nie pozwoliła ci wyjść z czterech, betonowych ścian, choć prosiłeś i błagałeś ją za każdym razem, gdy przychodziła. Raz nawet cię uderzyła i wyszła, zostawiając ogłuszonego na ziemi. Nie rozumiałeś nic. Nigdy też nie podała ci powodu, dla którego tu jesteś. Wymówka o słabym zdrowiu już dawno nie była odpowiedzią, bo przez to, że siedziałeś w zamknięciu ono podupadło. Wysyłała książki i nauczycieli. Przez ten czas poznałeś więcej rzeczy, niż przez resztę swojego życia. A mimo to nie chciałeś tu być. Znów chciałeś być na zewnątrz. Prośby Yuny i twoja natura walczyły ze sobą nieustannie.
Ale w końcu powiedziała ci, co się stało. W dzień twoich piętnastych urodzin. Przysłała służącą, by pomogła ci się ubrać w ciężki strój, a później zaprowadziła cię do Niej. Pierwszy raz widziałeś jak wygląda zamek. Surowe korytarze, ozdobione tylko ciężkimi kotarami i arrasami, słabo oświetlone, były istnym labiryntem. Doszliście do wielkiej sali, mocno oświetlonej i wypełnionej po brzegi ludźmi, których nie znałeś. Ale nie myślałeś o nich. Przed tobą, na samym końcu sali siedziała Yuna. Wszyscy ucichli. Niczym zahipnotyzowany zrobiłeś krok w jej stronę, później następny. Czułeś, ze wszyscy się w ciebie wpatrują, ale nie było to ważne. Tajemnicza siła przyciągała cię w stronę kobiety, która wstała i wyciągnęła ręce ku tobie.
-
Witaj, mój aniele – wyszeptała w twoją stronę. Aniele? Zdziwiło cię to, ale nie miałeś ochoty protestować. Odwróciłeś się w stronę tłumu. Każdy był zamaskowany. Rozległy się oklaski. –
Moi drodzy, przed wami stoi potomek wielkich aniołów. Z jego magią będziemy mogli osiągnąć więcej, niż kiedykolwiek! Każde jego pióro zawiera w sobie moc czynienia cudów. Ei, mój drogi, pokaż swoje skrzydła. – Mówiła niezrozumiałe rzeczy. Anioły? Skrzydła? Dlaczego chciała, byś cokolwiek im pokazywał? Dlaczego cię tu przyprowadziła? Myślałeś, że może w końcu uda ci się wyjść z zamku, tymczasem stałeś się obiektem podziwu rzeczy nieznajomych i zamaskowanych. Bałeś się. Ale twoje ciało poruszało się samo. Powoli ściągałeś, wbrew własnej woli, kolejne warstwy ubrania, aż stanąłeś półnagi przed tłumem. Nieznana siła zmusiła cię do zaklęcia. Bolało. Jak zawsze bolało. Ale tym razem poczułeś się niezwykle upokorzony. Pióra nie byłby białe. Nigdy nie były. Zawsze były w kolorze ciemnego brązu, z niewielkimi, jasnymi piórkami. Rozległy się okrzyki zdumienia, tymczasem Yuna objęła cię mocno.
-
Widzisz? Są o ciebie zazdrośni – wyszeptała ci wprost do ucha. –
Też by cię chcieli, ale ty należysz tylko do mnie. – Nie cieszyło cię to ani odrobinę. Dlaczego to zrobiła? Powinna wiedzieć, jak to boli. Chciałeś płakać, ale nie mogłeś. Twoje ciało cię nie słuchało.
Następnego dnia Yuna przyszła do ciebie wraz z mnóstwem listów. Ty z kolei leżałeś w łóżku, cierpiąc z powodu bólu pleców. Pierwszy raz użyłeś tego zaklęcia, oto skutki uboczne.
-
Biedny, nie sądziłam, że będzie cię tak boleć – mruknęła niepocieszona, siadając naprzeciwko ciebie. Kupka listów wylądowała na biurku.
-
Zostaw mnie w spokoju… - burknąłeś, zakopując się głębiej w pielesze. W pokoiku zapadła cisza, przerywana jedynie ćwierkaniem ptaków na zewnątrz. Po chwili Yuna usiadła obok ciebie i odkopała twoją twarz spod kołdry. Dotknęła twojego policzka. Choć nie chciałeś jej widzieć, odruchowo na nią spojrzałeś. Uśmiechała się. Jej oczy jednak się nie śmiały.
-
Wciąż nie rozumiesz pewnej rzeczy, Eimoto – zwróciła się co siebie łagodnie. W oczach czaił się zły błysk. –
Należysz do mnie. I ode mnie zależy, co zrobisz, jak się będziesz zachowywał. Gdzie pójdziesz, co zjesz, kiedy będziesz spał. Rozumiesz? Jesteś mój, cały, od najmniejszego włoska na twoim ciele, aż po duszę. – Jej głos mroził. Zmroził też coś, co mógłbyś nazwać sercem. Może… Może to tylko taka gra? Zabawa… Poczułeś złość. Przez te wszystkie dni, tygodnie, miesiące siedziałeś w tym pokoju, nie wiedząc nic. I czasami nawet myślałeś, że wszystko, co robi, jest kłamstwem, ale nigdy nie mówiła o tobie… tak.
-
Zostaw mnie! – warknąłeś, odtrącając jej dłoń. Wywołało to ból pleców, ale teraz nie był on ważny. –
Czym dla ciebie jestem, w takim razie? Czy to wszystko, co mówiłaś o byciu „skarbem”, „miłości” i tym podobnym to kłamstwo? Po co tu w ogóle jestem?! – Złość z tych wszystkich dni w końcu musiała znaleźć ujście, prędzej czy później. Yuna patrzyła na ciebie beznamiętnie, a gdy skończyłeś się rzucać, uderzyła w twarz i złapała za włosy, mocno ciągnąc ku górze.
-
Oczywiście, że jesteś tu tylko dla mnie. Dla mojej rozrywki. Dla mojego dobra. Jesteś jedyny w swoim rodzaju, dlatego cię tu chowam, by nikt nie mógł cię dotknąć, lub skrzywdzić. Jesteś moją zabawką, moją lalą, ubraną w piękne stroje ku mojej uciesze. No, zrób coś, pokaz, że jednak nie jesteś mój! Mój kochany, głupi Eimoto, nie potrafisz. Od zawsze robiłeś to, co ci rozkazałam, o co cię prosiłam. Tak łatwo było zawładnąć twoim sercem… Tak bardzo cię kocham. Dlatego nie mów, że kłamię. Nie chcesz mnie chyba zranić, prawda?Za dużo. Tego było stanowczo za dużo. Jej słowa były jak jad, powoli sączony w twoje serce. Coś pękło. Zacząłeś płakać na jej oczach, nie mogąc zrobić nic innego. Czułeś się bezsilny. Czy naprawdę ją kochałeś? Może. Ale teraz, ze wszystkich innych ludzi na świecie, nienawidziłeś kobietę, która całkowicie zawładnęła nad twoim życiem.
Zaczęły się wizyty. Prawie każdego dnia ktoś chciał się z tobą widzieć. A ty musiałeś zapewnić mu odpowiednią rozrywkę. Byłeś panem do towarzystwa, jak sam zacząłeś się nazywać. Ładnie wyglądać, ładnie mówić, uwodzić na każdym kroku. Ona kazała ci to robić, bo w ten sposób znacznie łatwiej było jej powiększać własne wpływy i majątek. Ile cennych umów czy przedmiotów zdobyła dzięki tobie? Nie byłeś pewien. Poznawałeś, jak się zachowywać przy konkretnych ludziach, jak uwodzić tak, by czerpać z tego korzyści, jak zyskiwać małym kosztem. Byłeś jej narzędziem do osiągania celów. A mimo to zdarzały się noce, gdy przychodziła do ciebie i przytulała mocno, jak gdyby wciąż łączyła was jakaś więź. Chciałbyś, by tak było. Ale z każdym dniem czułeś, że tak nie jest.
-
Oto Housou i Kashi. Dwa miecze, które mały mieć moc zabicia bogów – powiedziała Yuna, prezentując tobie twa ostrza. –
Twój ojciec przeliczył się jednak co do swoich umiejętności, dlatego nigdy nie zostały skończone. Nie wywiązał się ze swojej umowy, więc znalazłeś się w moim posiadaniu, w zamian, za twoją matkę. Ty jesteś znacznie słodszy od niej – mówiła, delikatnie zanurzając dłoń w twoich włosach. Wziąłeś katanę w dłonie. Kiedy ostatni raz miałeś miecz w dłoniach? Przelotny uśmiech ozdobił twoją twarz. Następnie wziąłeś wakizashi, bardziej poręczne. Czy to nie twoja matka korzystała z podobnego ostrza. Westchnąłeś lekko. Nie chciałeś przywiązywać uwagi do jej słów, ale mimo wszystko poczułeś kolejną szpilę w sercu. Chciała twoją matkę… -
Podoba się prezent? – zapytała z niewinnym uśmiechem na ustach i przysunęła się bliżej. Wiedziałeś, czego chciała. Uśmiechnąłeś się nieznacznie. Odłożyłeś miecze na blat stolika i przysunąłeś Yunę bliżej siebie. Miałeś przecież umowę. Znajdź kobietę, która będzie miała wspaniałe serce. Nie pragnące, nie pożądające niczego w zamian. Taką, która pokocha ciebie takim, jakim jesteś. Wtedy będziesz wolny. Do tego czasu byłeś wiernym pieskiem swojej pani.
-
Budzi niemiłe wspomnienia – mruknąłeś, gładząc ją po plecach. Wyglądała na zadowoloną. –
Ale z miłą chęcią go zatrzymam. – Jak przyjemnym uczuciem byłoby zabicie jej z ich pomocą? Aż chciałeś sprawdzić to teraz. Ale nie miałoby to żadnego efektu.
-
Cóż za nieciekawe myśli chodzą ci teraz po głowie, Eimoto – rzuciła cichutko, bawiąc się twoimi włosami. Uśmiechnąłeś się jedynie w odpowiedzi i nachyliłeś się, by ucałować jej szyję. Spotkałeś już wiele innych kobiet. Ostatecznie wszystkie okazywały się takie same. Gdy już miałeś choć iskierkę nadziei, ta była brutalnie przez nie gaszona. Więc nie miałeś oporów, by traktować je tak, jak one ciebie. Myślałeś, że są inne… ale prawda zawsze była inna.
-
Dobrze wiesz, co o tobie myślę – mruknąłeś cichutko do jej ucha, odgarniając czarne pasma włosów.
-
Uwielbiam to, że nawet tego nie kryjesz, Ei – odpowiedziała podobnym pomrukiem. Jakim spaczonym bytem była ta kobieta.
Ekwipunek: Katana, Housou, odziedziczona po ojcu, miała być ostrzem, które potrafi zabić bogów, jednak nigdy nie udało się osiągnąć tego efektu. Jest „zwykłym” mieczem, stworzonym przez rzemieślnika. Sama katana wykonana jest tradycyjnie, z tamahagane, ostrze ma długość siedemdziesięciu centymetrów, jednak klinga nie jest ozdobiona w żaden sposób. Tuż przed tsubą, na ostrze założona jest miedziana habaki. Tsuba jest owalna, z motywem karpi. Rękojeść wykonana jest z drewna magnoliowego, owinięta skórą oraz czarnym jedwabiem. Pod oplotem znajduje się menuki, a miedziana kashira zamyka wszystko. Cała katana jest dobrze wyważona i solidnie wykonana. Saya katany wykonana jest z mahoniu, lakierowana bezbarwnym lakierem, ze złotym pasem do mocowania katany.
Wakizashi, Kashi, jest drugim ostrzem odziedziczonym po ojcu i również miało ono być zdolne zabić bogów. Również nie osiągnęło takich właściwości, będąc za to ładnym i dobrze wykonanym egzemplarzem miecza. Wykonane z tego samego metalu, co Housou, ostrze ma długość czterdziestu pięciu centymetrów, nie jest ozdobione w żaden sposób. Tsuba owalna, przedstawia motyw chryzantem. Tsuka wykonana jest z tych samych materiałów i w ten sam sposób, co rękojeść katany. Saya, odpowiednio dopasowana, wykonana jest z tych samych materiałów, jednakże pas ma kolor szkarłatny.
Oba ostrza mocowane są do jego pasa.
Umiejętności: Szermierz, Kontrola przepływu magii, Kontrola
Magia: Magia piór – jak sama nazwa wskazuje, polega ona na tworzeniu, kontrolowaniu oraz nadawaniu piórom specyficznych właściwości. Pozwala ona na również na tworzeniu pierzastych elementów, takich jak skrzydła lub pióra. Wszystkie pióra, które tworzy Eimoto, oryginalnie są koloru ciemnobrązowego.
PWM:Piórko – Eimoto może stworzyć dziesięć piórek, dosłownie znikąd, niezależnie od ich rodzaju (puchowe, sterówki, lotki, pokrywowe), wielkości swojej dłoni. Nie posiadają żadnych specjalnych właściwości. Za to idealnie nadają się do łaskotania.
Barwa – Eimoto może dowolnie zmieniać barwę piór przez niego wyczarowanych, czy to przez PWM czy zaklęciami, oraz wszystkich piórek używanych jako ozdoby i akcesoria. Nie przemaluje upierzenia żywego ptaka.
Izolacja – pióra są idealne do ochrony przed zimnem, dlatego gdy pokryty jest piórami jest mu znacznie cieplej. Tak samo, jak tym, których obejmuje. Dodatkowo zyskuje ochronę przed zmoknięciem. Pióra są niezwykle skuteczne przeciwko wodzie, tej naturalnej, oczywiście.
Gęsie pióro – ruchem dłoni Eimoto może przywołać magiczne gęsie pióro, idealne do pisania. Potrafi samoistnie notować to, co się mu dyktuje lub pisać bez użycia atramentu w tradycyjny sposób. Znika po oddaleniu się od mężczyzny na pięć metrów.
Towarzysz – w jakiś dziwny sposób ptaki mniej się go boją. Czasami przysiądą bliżej, zaćwierkają wesoło, nie uciekną, gdy będzie za blisko.
Pierze – wszyscy alergicy powinni trzymać się z dala od Hanetsu, zwłaszcza na długich misjach. Dzięki temu PWM chłopak może okryć jedną osobę nieregularna kołderką z puchowych piórek. Nie jest ich wiele, a i nie pokrywają osoby całkowicie. Ot, na tyle, by nie zmarzła w ciągu nocy, choć wiatr może je rozwiać. Działanie wyłącznie fabularne.
Kontrola – nie polega ona na kontrolowaniu nie wiadomo jak wielkiej ilości piór, a kilku, wystarczająco, by połaskotać kogoś na odległość. 10 piórek maks, wymaga sporej koncentracji.
Lot – gdyby każdy potrafił latać byłoby cudownie. Tak jednak nie jest i latać potrafi niewiele osób. Eimoto jest jednym z nich. Ponieważ lata już od jakiegoś czasu nie ma większych problemów z lotem, sterowaniem czy podstawowymi manewrami. No, i przez przypadek go nie zwieje.
Zaklęcia:Poziom B„… wśród lotu wichru, skrzydeł szumu…” (Skrzydła) – Najprościej ujmując są to skrzydła, wyrastające wprost z pleców Eimoto, co wiąże się co najwyżej z rozerwaniem ubrania wierzchniego. Skrzydła mają całkowitą rozpiętość sześciu metrów, pióra na nich z kolei są ciemnobrązowe z niewielkimi, jaśniejszymi plamami. Dzięki nim jest w stanie latać przez okres 5 tur, jeśli jest sam, lub przez 2 tury z kimś cięższym od niego maksymalnie o 10 kilogramów. Uszkodzenia skrzydeł są problemem i utrudniają lub uniemożliwiają latanie, jednak Eimoto nie odczuwa bólu w związku z tym.
Poziom C„…w lekkim powiewie doskonalą kształt swoich piór…” (Puch) – Ei w dowolnym miejscu ciała wytwarza jednocześnie pióra puchowe oraz pokrywowe, które stanowią barierę przed atakami fizycznymi, głównie siecznymi, a przeciwko obuchowym nieznacznie je amortyzują. Pióra mają wytrzymałość kolczugi oraz skórzanego kaftana, jednak pozbawione są ich wspólnej ciężkości. Normalnie utrzymują się dwie tury, chyba, że w ciało chronione piórami uderzy zaklęcie tej samej lub wyższej rangi – wtedy znikają po uderzeniu, amortyzując część siły zaklęcia.
„…wieczny anioł, wyrywa pióra ze swych skrzydeł…” (Lotki) – Hanetsu przelewa moc magiczną do broni, którą walczy, nadając efekt „piór” na wszelkie rany cięte nią zadawane. Oznacza to, że po upływie dwóch tur od zadania rany bronią na ciele przeciwnika w miejscu rany wyrastają pióra (lotki, dokładniej), które wywołują dokuczliwe swędzenie w danym miejscu, a w momencie wyrwania ich z ciała dodatkowo pogłębiają ranę. Efekt „zaczarowanej” broni utrzymuje się dwie tury. Wielkość piór:
obraz, trzeci-czwarty rząd od dołu. Ilość piór zależna od MG.
„…rozsypane pióra anioła pozbieram…” (Pióra) – Przed Eimoto, gdzieś dwadzieścia centymetrów nad jego głową (miejsce, gdzie się zaczyna) pojawia się zasłona z piórek (wysoka jak on) o grubości pięciu centymetrów, która powoli opada na miejsce, w którym została wyczarowana. Składa się głównie z drobnych piórek puchowych i pokrywowych oraz mniejszych lotek. Obszar, na którym może zostać wyczarowana znajduje się maksymalnie pięć metrów przed mężczyzną, a jedyna kontrola, jaką posiada nad piórkami jest taka, by te się nie rozwiały. Opadanie piórek trwa maksymalnie dwie tury i po tym czasie pióra pozostają na ziemi, całkowicie zależne od warunków pogodowych.
Poziom D„…gdy już z piór zostaje szkielet…” (Kontrola) – Pozwala mężczyźnie na kontrolę wyczarowanych lub naturalnych piór o całkowitej objętości trzech litrów na obszarze o promieniu pięciu metrów. Kontrola utrzymuje się trzy tury.