I've never seen a decent person among those who say they're going to save the world while forsaking the people around them. Those types of men are always so intoxicated by thier own hollow dreams that they call every little thing in front of them trivial.
Tawerna nazwana została na cześć miasta w którym leży, a także samej lokacji, gdyż wybudowano ją na jednym z licznym wzgórz okalających Oak z porastającymi wokół potężnymi dębami. Podobno z nazwą związana jest też jakaś szersza opowieść, acz w związku z jej bajkowością wydaję się być ledwie bujdą mającą ubarwić i zachęcić do odwiedzin szynku. Budyneczek, choć z zewnątrz wygląda na mały, skromny i przytulny w środku wita gości naprawdę przestronną salą, która mieści szereg stołów i ław ścielących drewnianą podłogę. Na ścianach umieszczono lampy gazowe dające migotliwe, przytłumione światło. Zapewne dlatego w centralnej części znajduje się sporych rozmiarów kominek w którym wesoło tańczą rozedrgane płomyki. Karczma jest gwarna i chętnie odwiedzana nie tylko przez okolicznych mieszkańców jako, iż ciężko jest znaleźć w Oak podobne do niej miejsce. Przybytek prowadzony jest przez rubasznego, wielkiego i brodatego karczmarza zwanego "Grubym Joe". Mężczyzna ten zawsze ma czas zagaić do swych klientów i podzielić się z nimi zasłyszanymi w tawernie nowinkami.
Starscream, choć niechętnie, wszedł do "Złamanego Dębu" sadowiąc się w najciemniejszym rogu głośnego przybytku. Nie chciał nadmiernie zwracać na siebie uwagi, zwłaszcza że karczmę odwiedzały w większości osoby starsze, w tym wielu okolicznych magów. Oparłszy głowę o łokieć na zgiętym kolanie podpierał głowę o dłoń. Chłopiec nasunął wyżej kołnierz golfu zakrywając połowę twarzy i niemal automatycznie złapał wolną ręką za zwisający luźno szalik. To zawsze działało na niego uspokajająco. Sceptycznym wzrokiem omiótł całą tawernę w poszukiwaniu znanych twarzy, gdy ich nie ujrzał zajrzał do kabury umieszczonej na lewej nodze, by czekanie zabić sprawdzeniem posiadanego arsenału. Po pewnym czasie podszedł do niego karczmarz pytając o zamówienie, jednak Ryuuzaki zbył go kilkoma słowami i powrócił do segregacji noszonego osprzętu. Wyjąwszy z pochwy na plecach krótkie tanto otarł jego ostrze kawałkiem tkaniny i przejrzał się w nim spoglądając w oczy własnego odbicia. Znudzone, na wpół przymknięte oczy raczej nie wyglądały zbyt zachęcająco dla innych młodzików aby zagaić doń, czy spróbować zawiązać z nim znajomość, ale czarodziej nie przejmował się tym. Wyjątkowo nieufny wobec obcych i nastawiony negatywnie wobec większości ludzi póki co dbał jedynie o więź jaką posiadał z przyszywaną mamą oraz "tym" irytującym gówniarzem. - Powinni już tu być... - stwierdził smętnie sam do siebie przenosząc wzrok na hipnotyzujące płomienie kominka. Schowawszy tanto rozłożył się wygodnie na ławie zastanawiając, czy bezpieczne byłoby uciąć sobie w tym miejscu drzemkę. Koniec końców stwierdził, że jeszcze chwilę poprzygląda się osobliwym gościom tawerny zastanawiając jaki cel powinni teraz obrać w swojej podróży. Przeszli już kawałek i Oak nareszcie było jakimś stałym punktem zaczepienia, choć zdawał sobie doskonale sprawę, że pewnie i w tym mieście nie zagrzeją za długo miejsca. Życie w podróży nie przeszkadzało mu dopóki towarzyszyła mu znajoma dwójka wspierająca się nawzajem w każdej sytuacji.
Klucząc pomiędzy wąskimi uliczkami miasta, młody mag co raz bardziej odczuwał skutki braku spożycia porządnego posiłku od jakiegoś czasu. Brzuch burczał mu co raz głośniej i głośniej, aż w końcu Ill skierował na siebie uwagę kilku przechodzących obok niego osób. Przygrubawa kobieta nawet chciała z czystej litości rzucić Raekwon'owi kilka groszy na jakąś suchą bułkę, jednak powstrzymała się, widząc twarz młodego maga. Szybko oddaliła się z miejsca zdarzenia, co kilka chwil spoglądając przez ramię. Ill tylko odprowadził kobietę wzrokiem, nim ta zniknęła za rogiem. Mag pokonał jeszcze kilka przecznic, po czym jego uwagę zwrócił skrzypiący szyld przybierający kształt wielkiego, potężnego drzewa. -Pod Złamanym Dębem...-rzekł pod nosem sam do siebie. W okolicy nie było chyba innych knajp, więc Raekwon nacisnął na klamkę i przekroczył próg tawerny. Od razu rzuciły mu się w oczy zgiełk, bełkot spowodowany mieszaniem się różnych rozmów oraz dźwięk tłuczonego o siebie szkła. W pierwszej chwili ta kumulacja różnych dźwięków sprawiła, że młody Ill chciał jak najszybciej opuścić to miejsce i już nigdy doń nie powrócić, jednak głód był tak silny, że tym razem chłopak postanowił się przemóc. Przechodząc pomiędzy stolikami, Raekwon znalazł dwuosobowy stolik, przy którym szybko usiadł. Do lady nie było zbyt daleko, więc Ill machnął dłonią. Jego gest szybko został dostrzeżony, a ku jego stolikowi zmierzała właśnie młoda dziewczyna, na oko z 16-17 lat. Od niechcenie rzuciła tylko "Co podać?". Raekown nie zastanawiał się zbyt długo, po czym również jakby od niechcenia oznajmił, co chce przekąsić. Kilka chwil później na blacie stołu już znajdował się zamówiony przez chłopaka obiad. Ten najpierw obadał danie wzrokiem, szybko wziął widelec do ręki i zaczął jeść. Podczas jedzenia czuł na sobie spojrzenia kilku osób, jednak to uczucie towarzyszyło mu już tak długo i tak często, że przestał zwracać na to większą uwagę. Mag odruchowo uniósł wzrok ku górze, obserwując jedne z wpatrujących się w niego go oczu. Dzieciak, maksymalnie czternastoletni, większość twarzy zasłonięta czarną opaską i maską. Chował właśnie jakiś krótki miecz, więc w głowie Ill'a w ułamku sekundy narodził się pogląd twierdzący, iż dzieciak jest najprawdopodobniej magiem. Wyglądający jak mały ninja dzieciak skierował swój wzrok w stronę kominka, co wreszcie pozwoliło Spinebreaker'owi dokończyć posiłek. Gdy talerz był niemal, że czysty, Raekwon poprosił jeszcze o szklankę jakiegoś napoju, lub wody, lub czego tam akurat mieli na stanie. Znów ta sama, lekko irytująca dziewczyna stała obok stolika Ill'a. Bez słowa podała mu szklankę czystej wody, po czym szybko odeszła obsługiwać innych klientów. Mag w mgnieniu oka pochłonął zawartość szklanki, po czym rozłożył się nieco wygodniej, czekając na minięcie uczucia przejedzenia.
Słysząc gwar zza drzwi Shimo zawahał się czy wejść do środka, zawsze unikał takich miejsc. Nie lubił lokalizacji, do których ściągała hołota - wolał coś bardziej ustronnego i mniej popularnego niż ów tawerna przed, którą stał. Niestety nie miał innego wyboru... - Cóż za kolejna chwytliwa nazwa - Pod Złamanym Dębem - pomyślał patrząc na szyld przed sobą, po czym ogarnął leniwym wzrokiem otoczenie i pchnął drzwi. Hałas i gwar toczących się tu rozmów oraz wybuch dodatkowych kilkudziesięciu głosów w głowie maga lekko go ogłuszyło, jednak w mgnieniu oka Shimo ocknął się i postawił kolejny krok do w kierunku lady. - Dlatego, nie lubie takich miejsc - mówiąc w myślach do samego siebie szedł nieśpiesznie wgłąb, próbując uciszyć drugi zgiełk rozgrywający się tylko w jego głowie. - I pomyśleć, że tylko szklanka zimnego soku skusiła mnie, by tu przyjść - zganił na siebie siadając już przy ladzie i zamawiając ten cholerny napój. Umaczając usta w słodkim soku jabłkowym, zerknął swoimi zmęczonymi oczyma na cały tłum znajdujący się w tawernie, próbując zauważyć coś ciekawego - jakiejś kłótni czy bójki, która umiliłaby czas magowi.
Śnieżnobiały chłopak póki co na próżno czekał na swoich towarzyszy, tak więc korzystając z wolnej chwili wyjął on z torby przewieszonej przez ramię dwa kawałki jasnej tkaniny układając przed sobą na nieco upierdolonym stole. - Yappari... Mogliby tu czasem nieco posprzątać.- zamarudził łapserdak ganiąc sanitarne braki było nie było przybytku gastronomicznego. Strzepnął on syf z lady za pomocą łokcia i wolną dłonią począł kreślić na pierwszym z kawałków materiału jakiś dziwny symbol. Koniuszki jego palców zajaśniały niezdrową czernią sugerując użycie magii, niekoniecznie tej czystej, dobrej i praworządnej, a wskazując bardziej na tą zapomnianą, zakazaną i mroczną. W każdym bądź razie na tkaninie wykwitła pieczęć wsiąkając i zostając już tam permanentnie. To samo spotkało drugie płótno, zaś potem przyłożył do pieczęci dwa shurikeny, które to po prostu zostały zassane przez pradawne arkana czarów. Starscream następnie przewiązał tkaniny na nadgarstkach w taki sposób, aby mógł w miarę potrzeby błyskawicznie dotknąć za pomocą dłoni przeciwległej pieczęci na ręce obok. Ot, pewien triczek służący do podkręcenia bojowego potencjału młodego skrytobójcy. W między czasie karczmę zaszczycił obecnością dziwnie wyglądający chłopak o poszarzałej skórze i niemrawym spojrzeniu. Nie wiedzieć dlaczego gapił się na niego przed moment i nie patrzyło mu zbyt dobrze z oczu. - Wszędzie jacyś dziwacy... - rzucił pod nosem Ryuuzaki poruszając nadgarstkami, aby sprawdzić, czy przepasane wstążki nie krępują mu ruchów. Wtedy też do przybytku zawitał kolejny ananas w kimonie przypominającym te samurajskie, wyraz twarzy zdawał się mówić, iż szuka on zaczepki. Nie wyglądał na maga, ciężko też było określić tym mianem wcześniejszego gościa, ot zbiegowisko dziwnie wyglądających ewenementów. - Może odbędzie się tu spotkanie trupy cyrkowej? - przeszło przez myśl rezolutnemu chłopaczkowi.
Siedząc niejako bez konkretnego celu, Raekwon uniósł rękę w górę, manifestując chęć złożenia kolejnego zamówienia. Po kilku chwilach zza filaru wynurzyła się rudowłosa dziewczyna, następna z pracujących tu osób. Najwidoczniej Joe lubił sobie popatrzeć na podskakujące piersi i zamiatające na prawo i lewo tyłki młodych dziewcząt. Gdy kelnerka pojawiła się przy stoliku Ill’a, ten również szybko obadał ją wzrokiem. Z twarzy wydawała się milsza od tamtej. I rzeczywiście, była milsza. Raekwon zamówił kolejną szklankę wody, po czym patrzył na lekki ukłon skierowany w jego stronę i znikające w tłumie gości ponętne ciało dziewczęcia. Czekając na wodę, Ill z nudów postanowił poprzyglądać się ludziom będącym w karczmie. Zainteresowanie młodego maga ponownie wzbudził białowłosy dzieciak w czarnej masce. -Więc jednak mag…- rzekł sam do siebie. Nie próbował ściszać swojego głosu, gdyż zgiełk panujący w Tawernie skutecznie wszystko zagłuszał. Próbując dostrzec wyrysowane na kawałkach materiału symbole, jednocześnie Ill starał się rozpoznać te dziwne rysunki. Podczas swoich podróży po Fiore widział już wiele unikalnych magii, jednak tą dane mu było ujrzeć po raz pierwszy. Spotkała go prawdziwa okazja. Przypadkowo udało mu się trafić na ciekawy i darmowy pokaz. Trik nie był jakiś super porywający, jednak potrafił przykuć uwagę postronnego widza. Wtem do stolika ponownie zawitała rudowłosa trzymająca na tacy zamówienie Ill’a. Ten odebrał szklankę i z lekkim uśmiechem podziękował kelnerce za dostarczenie nierozlanej wody. Gdy kelnerka zniknęła w tłumie, Raekwon podniósł szklanicę i podszedł do stolika białowłosego: -Masz ciekawą magię…- jak zwykle zachrypnięty głos wydostał się z gardła Spinebreaker’a. Chłopak powoli zajął miejsce naprzeciwko dzieciaka. Upił nieco ze szklanki i nabierając nieco powietrza, dokończył: -... nie widziałem jeszcze podobnej. Co to za magia?- oczy Raekwon’a utkwiły na krótką chwilę na palcach zamaskowanego maga, po czym powędrowały w stronę szklanki, by poprowadzić rękę ku ustom Ill’a. Po dwóch większych łykach młody mag ostawił wodę na bok, oczekując na odpowiedź białowłosego.
Upijając coraz to kolejne łyki słodkawego nektaru, Shimo nie był wciąż pewny czy gra była warta swej ceny, ponieważ dalej nie potrafił stłumić hałasu w swoim umyśle lub wyodrębnić pojedynczych myśli - wszystko zlewało się w ogromny harmider do, któremu ciągle towarzyszył hałas "z zewnątrz". Wypijając ostatnie krople napoju znajdujące się w szklance doszedł do wniosku, że w sumie można to wszystko wykorzystać, już dawno nie znajdował się pomiędzy tyloma ludźmi naraz. Zamiast uciekać, by mieć spokój - postanowił zostać i zacząć w końcu próbować zapanować nad tym całym bajzlem w swojej głowie, w końcu ostatnio większość czasu spędzał głównie w samotności, a takie warunki nie sprzyjały do owego treningu - nie to co teraz. - Tak, więc ustalone - pomyślał, przy zamawianiu kolejnej szklanki słodkiego soku. Pierwszym celem, było wyciszyć cały umysł, chciał by bezwzględna cisza zagościła w jego czaszce. I tak, sekunda po sekundzie, krok po kroku wszystko zaczynało powoli wyciszać się - jednakże chwila nieuwagi, małe rozkojarzenie i wszystko wracało do "normy". Czas powoli uciekał, a mag dalej w ciszy próbował zapanować nad tym chaosem. Po każdej kolejnej porażce przychodziło mu to coraz łatwiej, aż w końcu udało mu się osiągnąć cel - teraz słyszał już tylko zewnętrzny gwar prowadzonych rozmów. - No nareszcie... - rzucił pod nosem z zadowoleniem, po czym chwycił szklankę soku i opróżnił ją do połowy. - Teraz trzeba znaleźć jakieś ciekawe ofiary - powiedział w myślach i z lekkim uśmiechem na twarzy, a jego oczy powędrowały po hołocie, szukając wyróżniających się postaci z owego tłumu. Jego oczy zatrzymały się na zamaskowanym dzieciaku, który jeszcze przed chwilą był sam, a teraz towarzyszył mu jakiś inny młodziak.
Chłopak siedzący opodal co rusz zamawiał kolejne szklani wody. Wyglądało to tak, jakby jak najmniejszym nakładem środków pieniężnych chciał on skłonić usługujące tu kobiety do wykonywania rundki i odwiedzania jego stolika. Białowłosy nie skomentował tego zachowania, gdyż nie widział w tym logiki, czy ukrytego sensu. Każdy wykazywał swoje dziwactwa jak świat daleki i szeroki. Po raz ostatni poruszył on nadgarstkami, aby upewnić się, że zamocowane kawałki materiału zostały należycie uwiązane. Podczas ewentualnej walki wszystko musiało bowiem współgrać i być dopięte na ostatni guzik. Skrytobójca mylił się bowiem przeważnie tylko raz, a jego pierwszy ruch bywał niekiedy ostatnim zarazem. Gdy blady nastolatek wychylił kolejną szklanicę i ruszył w jego stronę Starscream naprężył niemal każdy mięsień swego ciała - niczym kot szykujący się do skoku. Był to dla niego odruch bezwarunkowy będący efektem lat praktyki pod okiem surowego dziadka i późniejszego doskonalenia sztuk shinobi. Okazało się jednak, że nieznajomy był jedynie ciekaw jego magii. - Mówisz o tym, dattebayo? - odparł młodzik dotknąwszy dłońmi plakietek na nadgarstkach. Czujnym i badającym wzrokiem zlustrował on przybysza, nim dodał: - To Magia Pieczętująca... Wymarły rodzaj czarów, którego dzisiaj próżno szukać... - oznajmił będąc niemal pewnym, że jest jedynym żyjącym jej użytkownikiem, choć kto ich tam wie. Sam do końca nie wiedział dlaczego mu to mówi, rzadko jednak mylił się co do osób, a ten chłopak nie wydawał się być złą osobą. - A ty? Nie wyglądasz mi za bardzo na maga... Posiadasz jakieś specjalne umiejętności? - zagadał wyciągając zza pazuchy dwa kolejne shurikeny, które to zaczął obwiązywać metalową linką. Kątem oka dostrzegł jak gość w kimonie dopija sok przy ladzie.
Długa podróż dawała się Goronowi we znaki. Całkowicie nienawidził i gardził każdym środkiem transportu, który nie miał czegoś wspólnego z wodami. Czy to morzami, czy jeziorami. Chociaż, do tego pierwszego miał dość duży uraz, który nie pozwalał wsiąść na żadną łajbę, udającą się na pełne wody. Ach, jak on tęsknił za tą swobodą.. Swoją załogą. Poprzysiągł sobie nigdy nie brać takiej odpowiedzialności na swe ramiona, ale był piratem. Im nigdy nie można wierzyć, nawet sam sobie do końca nie ufał. Ta zdradliwa natura, której nie da się oszukać. Można by powiedzieć, że to przeznaczenie. Nasz bohater wreszcie dotarł do rejonu, szczytnie mianującego się Oak. Ta nazwa.. Coś mu przypominała, ale po dłuższej chwili namysłu stwierdził, że nie było najmniejszego sensu dalej się nad tym rozwodzić i zaprzątać sobie umysł. Zdecydowanie, ten trzeba było trochę otumanić, a nie ma do tego lepszego miejsca, niż pobliska karczma. Właśnie tak! Żaden, szanujący się, były, wilk morski, nie warzyłby się postawić swej stopy w innym miejscu. Jak postanowił, tak zrobił. Posługując się swoim, pirackim, zmysłem nawigacji, przemierzał kolejne uliczki. A jakże! Każdy marynarz wyposażony jest w system odnajdywania najbliższego miejsca całkowitego skurwienia wszystkich zmysłów. Poruszał się prawie bezszelestnie, no.. Gdyby nie liczyć tej peleryny, którą nosił na ramionach, ale to tam, taki szczegół. Prawie niezauważalna! Zwłaszcza, że czerwona.. Stanął wreszcie przed karczmą o dumnej nazwie „Pod Złamanym Dębem”. Nagle go olśniło. – Oak! Właśnie tak.. Jakże ambitna nazwa.. Hoho.. Nadchodzę..~ – powiedział sam do siebie, lekko melodyjnym tonem. Otworzył drzwi, a tu już od progu hałasy, rozmowy, zgiełk i pijańska atmosfera. – Zdecydowanie tawerny to mój dom na lądzie.. – to rzuciwszy, przeszedł między stolikami, torując sobie drogę poprzez cały ten szczurzy plebs. Uwagę zwróciła trójka jegomościów, którzy po prostu wyróżniali się z tego motłochu. Znalazł sobie stolik niedaleko nich, zamawiając kufel piwa jednym gestem, który był między tawernowym znakiem. Gdy podeszła do niego urodziwa, ruda kelnereczka, zgrabnie przejechał jej dłonią po udzie oraz tyłeczku. Nie żeby był zboczeńcem, bo był, ale szukał jakiejś sakiewki z kryształami. Ta tylko trzasnęła dłoń i odeszła. Musiała być do tego przyzwyczajona. - Cholera, jak mogą nie nosić przy sobie kryształków.. Przecież nie będę płacić na alkohol, jeszcze się szanuję.. – rzucił sobie pod nosem, upijając duże łyki piwa. Jego wiśniowe oczy świdrowały otoczenie, aż w końcu wykryły coś na pięterku. Z uśmiechem powędrował w tamtą stronę, aż do stolika z trojgiem mężczyzn oraz talią na stole. Hazard.. To się ma we krwi! – Co powiecie panowie na parę rundek w tym zacnym sporcie, hmm? Kto przegra, stawia każdemu kolejnemu, hmm..? – odłożył kufel, ujął karty w dłoń i z gromkim śmiechem przetasował je między dłońmi, a te zaczęły znikać w gromadzie świetlistych motyli. Jego ofiary zdawały się być zachwycone. – Plebs.. Czy może być coś łatwiejszego..? – pomyślał sobie. Wszystko to, miało oczywiście na celu odwrócenie ich uwagi od tych paru wyższych kart, które wylądowały w jego kieszeniach, gdy karty na nowo zmaterializowały się w jego dłoniach. Zasiadł przy stoliku, począł rozdawać, a tym czasem przyglądał się trójce osobników, których wypatrzył wcześniej. Białowłosemu chłopcu, jego partnerowi w czapce, którzy zdawali się pokazywać sobie nawzajem jakieś sztuczki magiczne, oraz pseudo samuraiowi przy ladzie.
Gwar w Tawernie nie ustawał. Przeciwnie. Do środka zaczęły zwalać się kolejne osoby. -Banda wieśniaków...-pomyślał Ill, wiedząc, że nie będzie w stanie wytrzymać tutaj zbyt długo. Wszędzie, gdzie spojrzał, widział tylko zaplute gęby uchlanych w trzy dupy brodatych brudasów, śmigające pomiędzy stołami opryskliwe kelnerki, z gdzieniegdzie wystającymi rudymi perełkami, magowie, przechwalający się na temat zabitych przez nich smoków, najsilniejszych magów z najpotężniejszych gildii. Wszystko to składało się w jeden wielki bełkot miażdżący uszy takich indywiduów, jak Ill, który ledwo usłyszał pierwszą część odpowiedzi białowłosego. Starał się wyłapać każde słowo pośród tego bełkotu. Do uszu maga dotarła informacja o wymarłym już rodzaju magii. Sądząc po tytule, dzieciak znał się nieco na pieczętowaniu różnych rzeczy. Ciekawe... Rzeczywiście nigdy nie słyszał o takim pożytkowaniu magicznej energii, jednak drobny blef jeszcze nigdy nikogo nie zabił: -Niezupełnie...-rzekł zachrypniętym głosem, po czym nabrał nieco więcej powietrza. -...Jadę z Hargeonu. Widziałem tam kogoś, kto popisywał się taką magią. Za sporą garść diamentów chował niewielkie przedmioty w co tylko chciałeś.-skończył, upijając kilka małych łyków ze szklanki, kończąc wypuszczeniem nabranego powietrza z ust. -Jestem Ill.-rzekł w stronę młodego białowłosego.
W przybytku pijaństwa, bójek i gwarnych rozmów zbierało się co raz to więcej ciekawych i oryginalnych indywiduów. Starscream nie omieszkał zauważyć kolejną interesującą i wyróżniającą się z tłumu personę w postaci pirackiego mężczyzny grającego opodal w karty. Dalsza uwaga chłopaka skupiła się już jednak wyłącznie na swoim rozmówcy. Po wysłuchaniu jego słów krew zagotowała się w Ryuuzakim, który to zerwał się jak oparzony z ławki i błyskawicznie złapał prawicą za bluzkę pod kołnierzem bladego typka.
- Ty!... Ty kłamco! - zakrzyknął zupełnie zapominając się, iż nie są tu sami.
Teraz nie było to dlań ważne, emocje zawrzały natychmiast i młodzieńcza werwa zrobiła swoje.
- Odwołaj to! - ryknął zupełnie tracąc nad sobą kontrolę ku zdziwieniu siedzących niedaleko ludzi.
Było mnóstwo spraw i rzeczy na których wzmiankę białowłosy nie kiwnąłby nawet palcem, jednak żartowanie z magii, za którą zginęli jego rodzice? Tego po prostu nie mógł zignorować. Gdyby bowiem przyznał Illowi rację zadałby kłam wszystkiemu w co wierzył, za czym podążał i co było jedynym impulsem pchającym go na przód. Zanegowanie tego byłoby dla Ryuuzakiego zanegowaniem samego siebie... Jego druga dłoń zacisnęła się w pięść gotowa do wyprowadzenia ciosu, a na twarzy wymalowała się nie do końca zrozumiała dla postronnych złość. W oczach wyraźnie dało się wyczuć, iż nie puści tego płazem. Sytuacja zdawała się być co raz to bardziej napięta z każdą sekundą. Jak zakończy się ta konfrontacja?
Zdawało się, że nikt nie przejrzał jego triku, gdyż trójka jego, tymczasowych, kompanów dostawała od niego sromotne Bęcki w trzech ostatnich partiach. Przysporzyło mu to niechętne spojrzenia, ale panie! Piwo skończył już dawno, a teraz popijał drugą butelkę rumu! Wypieki na twarzy zdawały się mówić same za siebie. Szczęśliwy pirat, to upity pirat. Jednakże on dopiero zaczynał, to nie mogło się tak szybko skończyć. Jego uwagę przykuła dwójka chłopców, którzy najwyraźniej mieli zaraz wdać się w bójkę. Goron, nie ekscytował się jednak, bo nie spodziewał się, że wybuchnie z tego coś większego. Po cichu, jednak.. Trochę na to liczył. Nie ma to jak bitka po pijaku. A jakże! Czas najwyższy, by trochę przystopować i zobaczyć, jak rozwinie się ta cała sytuacja. Z wolna począł przegrywać, łagodząc stosunki przy swoim stole. Uwagę skupił na całej trójce, wyróżniających się, osobników – Ten przy ladzie też wygląda, jakby coś kombinował.. Haha.. Może nie trafiłem do kolejnego nudnego miasta. Dobrze, dobrze.. – uśmiechnął się zza swoich kart, dobierając kolejnego króla z rękawa. Przecie to pirat, nie będzie grał czysto, jak i płacił za swoje drinki. Powoli zbliżał się ten czas, gdy trzeba było zadbać o towarzystwo jakiejś kelnerki. Rozejrzał się po górnym piętrze, najbardziej urodziwa zdawała się ta ruda panienka, która podała mu pierwsze piwo. Przywołał ją do siebie, dyskretnie wrzucając jej kilka kryształków do kieszeni u spódnicy, po czym puścił jej oczko i zaciągnął do siebie na kolana. Nie protestowała specjalnie, ale dała mu jeszcze większe pole manewru przy kartach, gdyż uwaga innych graczy skupiona była na niej. Ach, jakże świetnym manipulantem był ten nasz pirat. Przynajmniej w swoim mniemaniu.. Najważniejszym było, że miał pod dostatkiem alkoholu i dziewek, reszta schodziła na dalszy plan. Zapomniał już o tamtych jegomościach, skupiając całą swoją uwagę na kelnerce. Przecież jakaś bójka dwojga młokosów i pseudo samuraj nie może być ważniejsza od krągłych piersi, tyłeczka i aksamitnej skóry. Jeszcze te rude włosy.. O ile czegoś znów nie spieprzy, to może mu się dziś poszczęścić..~
Reakcja Ryuuzakiego była nader zaskakująca dla młodego maga. Nie powiedział przecież nic złego. Kiedy białowłosy rzucił się na Raekwon'a, krzycząc i wyzywając go od kłamców, ten z początku nie zrobił nic. Dopiero, kiedy dzieciak wrzasnął Ill'owi prosto w twarz, by odwołał swoje słowa, napiął nieco strunę, jednak jeszcze jej nie przerwał. -Panuj nad słowami, młody.-zachrypnięty głos wydostał się z gardła.-Wiem, co widziałem. -Jest szybki, ale niezbyt silny... Spinebreaker złapał dłoń Ryuuzakiego trzymającą jego pomarańczową koszulę, po czym z co raz większą siłą zaczął napierać na ramię białowłosego, aż ta zelży uścisk i puści ubranie trupio-bladego maga. Zachowanie dzieciaka zaintrygowało Ill'a. Dlaczego tak zareagował? -Ogarnij się, bo zaraz cały bar się na nas rzuci.-rzekł niczym do starego przyjaciela, który wypił trochę za dużo i teraz wkurwia się o byle pierdołę. Ill rozejrzał się po wielkiej sali. Udało im się zwrócić uwagę kilku typowych oprychów, którzy z czystej chęci pobicia się nawzajem dołączą do każdej bójki. Jeden mały dzieciak, to znacznie lepsza sytuacja, niż połowa baru, rzucając się wprost na Ciebie, przy czym druga zaczyna rzucać butelkami, szklankami, popielniczkami z większej odległości lub zaczyna atakować tych pierwszych. Taki obrót sytuacji był Ill'owi bardzo nie na rękę. Nie przyszedł tu, by wybić kilka zębów, samemu również obrywając. Gdy ręka Ryuuzakiego została odsunięta na bezpieczną odległość, Raekwon poprawił lekko pomiętą koszulkę, po czym rzekł: -Nerwowy jakiś jesteś. I dalej się nie przedstawiłeś.- Raekwon skończył, upijając niewielki łyk ze szklanki, by zwilżyć zaschnięte gardło.
Starscream wydawał się uspokoić, gdyż puścił ubranie Raekwona robiąc krok w tył. Jego oddech był przyspieszony, tak samo puls i bicie serca. Poddenerwowany, acz jakby zachowujący trzeźwość umysłów spojrzał na ludzi wokół. Nic dla niego nie znaczyli. Ot, banda obcych. Dla Ryuuzakiego wiek był drugorzędną sprawą, liczyły się przede wszystkim umiejętności. Nie raz już zdarzało mu się rozkładać na łopatki dorosłych pseudo-magów nazywających swoje nieudolne próby czarowania zaklęciami. Honor utraconej rodziny i jedynej rzeczy jaką po niej odziedziczył - Magii Pieczętującej wydawał się być dla niego wszystkim. Ill chciał załagodzić sytuację, działał racjonalnie i najwidoczniej nie był typem osoby szukającej zwady. Starsream miał już odpuścić, ale wtedy usłyszał jak Raekwon nadal uparcie utrzymuje przy swoim. Śnieżnowłosy wystawił przed siebie dłoń, zaś wtedy pod stopami Spinebreak'era winien zajaśnieć kruczoczarny okrąg (Użyte zaklęcie -> Tsuyorokku - Strenght Lock). Rzucanie błyskawicznych zaklęć było konikiem młodego skrytobójcy, gdyż w jego fachu szybkość decydowała o powodzeniu zadania. Smoliste runy powinny opleść od stóp do głów kłamliwego chłopaka krępując jego ruchy i uniemożliwiając mu poruszanie kończynami. - Odwołaj to... - niemalże szepnął pod nosem do rozmówcy głosem niepokojącym, posiadającym w sobie złowrogą nutkę. Najwidoczniej Ryuuzaki nie miał zamiaru puścić tego płazem. Wokół podnosiły się okrzyki, głosy poddenerwowania i podekscytowania zaistniałą sytuacją. Niektórzy już nawet poczęli zakładać się o wynik starcia, a inni, ci bardziej tchórzliwi chować pod ławami. Kelnerki pospiesznie zgarniały ze stołów szklanki i talerze, w mgnieniu oka cała karczma zaczęła żyć wydarzeniem na swój sposób komicznym, acz intrygującym. Dwójka chłopaków, jak widać magów, zapoczątkowała tego wieczoru wydarzenia mogące przerodzić się w regularną bitwę pośród obecnych w tawernie ludzi. Gdy gdzieś pojawiały się czary, można było spodziewać się dosłownie wszystkiego.[/b]
Po pewnym czasie, nasz pirat całkowicie zaabsorbował się dziewką na kolanach. Karty zeszły na dalszy plan, a jego wzrok całkowicie skupił się na jej krągłościach. Dopił drugę butelkę rumu, co dodało mu, z grubsza, dużych rumieńców. Wypada wręcz powiedzieć, że troszkę się już skurwił. Złapał ją za tyłeczek, a drugą dłoń położył na tyle jej głowy, przysuwając do siebie, a usta zamykając w namiętnym pocałunku. Z początku protestowała, lecz nie trwało to długo, poddała mu się całkowicie, a on napierał dalej. Gra w kart nie miała już większego znaczenia. Osiągnął swój cel. Napił się, a teraz stara się, by mu się poszczęściło. Wtem, te bachory musiały coś spieprzyć. Oboje wdali się w pojedynki magiczne, przynajmniej tak mu się w pierwszej chwili zdawało. Jego towarzyszka szybko zerwała się z miejsca, zabierając wiele naczyń, a tym czasem trącając jego rękaw, z którego wysypała się prawie ćwiartka kart. Wszystkie wysoko postawione w hierarchi. Spojrzenia.. Nie były życzliwe. Goron przybrał tylko głupią minę, po czym szybko zebrał resztę kryształków do swojej sakwy, złapał za kolejną butelkę i wyskoczył z balkonu. Podróż nie trwała długo, a pirat, chociaż zwinny, to pijany, wylądował plecami na stole, który załamał się pod jego ciężarem. Ten, sapnął z bólu, powoli gramoląc się do pozycji siędzącej. Spojrzał na butelkę... Cała. Na jego twarzy zagościł uśmiech błogości i dopiero wtedy ogarnął sytuację. Był pomiędzy dwoma walczącymi. Nie miał zbyt wiele czasu na żadne ukłony, gdyż ludzie z pięterka rzucili w jego stronę parę noży. - Uważajcie! – zakrzyknął do chłopaków, przyciągając ich do siebie, jednocześnie przełamując zaklęcie. Schował ich pod swoją pelerynę, a broń zamieniła się w świetliste motylki, chwilę później materializując się z powrotem, na innym stoliku. Strasznie śmierdziało od niego alkoholem, ale potencjalnie uratował im, ich małe życia. - Dobrze dzieci, proponuję spieprzać stąd, bo nas zaraz zjedzą. Chodźcie! – zerwał się na równe nogi, chwiejąc się to w lewo, to w prawo, po czym szybko umknął w stronę wyjścia, wypijając po drodze wszystko, co było w butelce. Otworzył drzwi, przytrzymując je, kiedy ludzie już gotowali sę do bitki. – No ruszcie te cholerne tyłki, młokosy!
Zaklęcie, jakie skierował w stronę Raekwon'a młody mag zaskoczyło go równie mocno, jak stanowisko, przy którym młodzian uparcie przystawał. Kto by się spodziewał u takiego dzieciaka takie zaklęcie. Kiedy czarne runy uformowały się pod stopami Ill'a ten starał się jak najszybciej opuścić krąg. Traf jednak chciał, iż zaklęcie białowłosego zakończyło się powodzeniem. -Dobry jest. Moglibyśmy stworzyć dobry duet...-rzekł do siebie w myślach, obserwując zawziętość w oczach przeciwnika. Jednak wydarzenia zaszły już nieco za daleko, by Raekwon mógł odpuścić. Powoli, aczkolwiek skutecznie, centymetr po centymetrze zaczął wychodzić z kręgu. Na jego ustach począł kreować się lekki uśmieszek. Ot kolejny mały bonus, jaki wpadł w ręce młodego maga. Możliwość ujrzenia innego rodzaju magii, niż te, które miał okazję ujrzeć do tej pory. Ciekawiło go również, czy młody zna inne zaklęcia, na przykład takie, które obezwładniają nie tylko ruchy, ale są w stanie zapieczętować magiczne istoty. Sukcesywnie Raekwon starał się opuścić przeklęty krąg, gdy z góry, wprost na ich stolik zleciał ciemnowłosy mężczyzna, przypominający wyglądem kapitana statku pirackiego. Zapach, jaki dało się wyczuć od nowo przybyłego nie był zbyt przyjemny, ale kilka lecących wprost na całą trójkę noży sprawiło, że Ill nie opierał się i po chwili wraz z dzieciakiem oraz pijanym kapitanem znaleźli się kilka stolików dalej. -Trzeba wiać...-mruknął, po czym szybko ztoczył się z blatu i zaczął kierować się ku wyjściu. Tych kilka sekund musiało trwać co najmniej kilkanaście, gdyż tajemniczy kapitan już czekał na obydwu magów przy otwartych drzwiach do Tawerny. -Dobra, może ta magia była tylko podobna, a teraz spadamy, bo na całą knajpę ten twój czar nie obejmie. Chodu...- rzekł w stronę białowłosego, przekraczając próg.
Poniżej znajdują się buttony for, z którymi obecnie prowadzimy wymianę. W celu nawiązania współpracy zachęca się do odwiedzenia pierw tematu z regulaminem wedle którego wymiany prowadzimy, a następnie do zgłoszenia się w tym temacie. Nasze buttony oraz bannery znajdują się zaś w tym miejscu.
Layout autorstwa Frederici. Forum czerpie z mangi "Fairy Tail" autorstwa Hiro Mashimy oraz kreatywności użytkowników. Wszystkie materiały umieszczone na forum stają się automatycznie własnością jego jak i autorów. Dla poszanowania Naszej pracy uprasza się o nie kopiowanie treści postów oraz kodów bez uprzedniej zgody właścicieli.