I've never seen a decent person among those who say they're going to save the world while forsaking the people around them. Those types of men are always so intoxicated by thier own hollow dreams that they call every little thing in front of them trivial.
U Ahmeda to restauracja ciesząca się wielkim poważaniem w Magnolii. Setki turystów codziennie odwiedzają ten przybytek w którym serwuje się najznamienitsze kąski z całego Fiore i Romerum. Ogród otoczony jest żywopłotem, znajdują się w nim 3 stoli po lewej i 3 po prawej, przy każdym zmieszczą się cztery osoby. Po środku jest ładna drużka prowadząca wprost do lokalu, w którym znajduje się osiem stołów po lewej i osiem po prawej, a przed owymi niskimi stolikami ułożone są poduszki. oczywiście przed salą jest jeszcze toaleta i przedsionek gdzie zostawia się buty. Naprzeciw wejścia jest lada i przejście do kuchni. Ściany są w beżowym kolorze, pokryte dziwnym pismem i obrazkami wielbłądów. W karcie go nie ma ale serwują tu też specjał Ahmeda, tylko stali klienci wiedzą o tym niesamowicie mocnym alkoholu. Wódka 60% o kokosowym posmaku. Czasami Ahmed lubi dodać do dań "Coś od siebie" dlatego lepiej mieć znajomości, gdy je się w tym lokalu.
Ah u Ahmeda, jednak z najlepszych knajp w jakich Gumiś jadał, zajął miejsce przy jednym ze stolików w ogrodzie, po lewej stronie, odsuwając wpierw krzesło Laurze by i ta mogła usiąść. Belfa olał, może siedzieć na ziemi. Po chwili przyszedł kelner, podając menu i zbierając zamówienia. -Poproszę Stek z Wiwerny z warzywami gotowanymi na parze, to wszystko polane sosem z tęczowego sera, oraz pieczone kasztany. Do picia poproszę specjał Ahmeda.[/b]-Powiedział do kelnera, prosząc o napój którego nie było w karcie!-[b]Macie jakiegoś whiskasa czy inny syf dla kotów?-Spytał jeszcze spokojnie uśmiechając się wrednie w stronę Belfa, słysząc jednak że nie mają takowych "Delikatesów"-No niech stracę. Kot i ta Pani jedzą dziś na mój koszt, powiedz Ahmedowi że nie chcę żadnych "Niespodzianek" w posiłku.-Rzucił do kelnera razem z banknotem 500 klejnotów. Ten zaś skinął głową i zaczekał na zamówienie Laury i... kota.
Do pomieszczenia wparował Zenek. Wygląda na to, że obrał sobie w dniu dzisiejszym za cel zwiedzenie wszelkich przybytków w Magnolii, gdzie podają jakieś jedzenie i napitek. Nie wspominając o kobietach. Ale co mu się dziwić, ciągnęło go tam, gdzie ludzie są, bo jak są ludzie, to jest i zabawa, mylę się? Gra w karty, tudzież inny 'umilacz czasu', jest trudna na ulicy, gdzie nawet nie ma, jak dupska posadzić.. nie wspominając o wygodzie. A tak jest ciepło, jest wcześniej wspomniana wygoda, jest posiłek i przede wszystkim alkohol! Oczywiście to ostatnie z umiarem. Ale przejdźmy już do akcji: mężczyzna wskazał kelnerowi na pierwszym lepszy stolik, przy którym chciał zasiąść, po czym go zbył, po pretekstem zamówionego kieliszka wina. Zaś sam zaczął krążyć po sali. ..'Coś w jej wnętrzu mówiło jej, że ten dzień nie zakończy się dokładnie tak, jakby tego chciała' - dokładnie! A wszystko przez Zenko, który ją wyhaczył wzrokiem i postanowił poderwać. Znaczy, najpierw zagadać, a dopiero potem no, wiecie sami. Trza tylko znaleźć dobry temat. Złapał w drodze do swojego stolika kelnera, odbierając zamówione wcześniej wino. Następnie swe kroki skierował ku pewnej dziewoi, która samotnie sączyła jakiegoś drinka. Bez słowa przysiadł się, na przeciw niej, jednocześnie, prawie, że niewidocznym gestem ręki zaciągając więcej włosów na prawą część twarzy, by przysłonić porcelanową maskę (przecież nie będzie jej straszyć, nie?) - Jak dobrze, że Cię spotkałem, piękna! - zaczął od razu. - Od razu jak Cię zobaczyłem, wiedziałem, że to twoja osoba mnie wybawi. Mieszkanki Magnolii są do tego stworzone, by wybawiać takich jak ja. Bo jesteś stąd, prawda? - postanowił ponownie zaryzykować, w końcu do trzeci razy sztuka. A to dopiero będzie drugi. Więc nic się nie powinno stać. Czerwonowłosy westchnął, spoglądając na twarz Sheyli swymi równie czerwonymi, co czupryna, oczyskami. - Otóż zaginął mój przyjaciel. Szukałem go wszędzie, ale bezskutecznie, pewnie dlatego że jestem nietutejszy. Zaczynam się o niego poważnie martwić.. bo wiesz, piękna, chłopak ma nie po kolei w głowie. Mentalnie to on jest jeszcze dzieckiem, takim, co to ma swój świat i swoje kredki. A teraz błąka się, gdzieś sam.. jak palec. Dlatego pomyślałem, że zapytam kogoś stąd. I tak padło na Ciebie. - uśmiechnął się szarmancko, unosząc kieliszek na wysokość ust, po czym upijając łyk, dwa. - I uprzedzając Cię: na policji nie byłem, za specjalnie nie wierzę w ich kompetencje. To zgraja osłów, co to tylko na tyłkach umieją siedzieć i trzepać klejnoty za nic nie robienie. Ale Ty masz to 'coś'. - aż się rozmarzył, wpatrując w kobietę. Szkoda tylko że nie wiedział, że ma właśnie do czynienia ze służbami mundurowymi. Ale co tam. Do więzienie chyba go nie wsadzi.. chyba. Zadanie 'Powiedzieć jak najwięcej w jak najkrótszym czasie, co by przedstawicielka płci przeciwnej nie miała szans na odezwanie się; tudzież zabrakło jej języka w buzi' - wykonane.
Choć może dziwnie to zabrzmi, Sheyla nie spodziewała się towarzystwa w takim miejscu. A przynajmniej nie dzisiaj. Nie wiedziała w sumie czemu dzisiejszy dzień różni się od pozostałych. W każdym razie nie przepędziła mężczyzny. Może ciekawa rozmowa nada dniu odrobiny normalności. Nieszczególnie wierzyła w słowa Muta o zaginionym towarzyszu, była jednak ciekawa, dokąd ta rozmowa zaprowadzi. Teoretycznie mogłaby go sprawdzić. Praktycznie nie miała nawyku sprawdzania każdej jednej osoby.. Pytanie o pochodzenie przyjęła z rozbawieniem, chęć śmiechu subtelnie zamieniając w uroczy uśmiech, bielą zębów kontrastujący z dość ciemną jak na te okolice karnacją. Niestety tego rozmówca nie ujrzał przez "arabską" chustkę zasłaniającą dolną część jej twarzy, a fakt uśmiechu zdradzał tylko ruch policzków i "śmiejące się" wielkie, migdałowe oczy... - Niestety, nie jestem stąd. Jakkolwiek odrobinę znam miasto. Co do mieszkanek to chyba muszę przyznać panu rację, przystojny nieznajomy. Z reguły spotykam się z sympatią z ich strony oraz chęcią pomocy osobie nowej w mieście. Z resztą tak samo ze strony mieszkańców. Oczywiście to była dość w przód posunięta generalizacja. Na ludzi trafiała różnych. No i zawsze pozostawały miejsca takie jak Slumsy, gdzie oczy trzeba mieć naokoło głowy i na czubkach palców. Gdyby sobie z tego nie zdawała sprawy, nie dożyłaby nawet chwili propozycji zostania kapitanem policji. Najczęściej jednak spotyka się z pozytywnymi reakcjami ze strony społeczeństwa, więc skoro musi pogeneralizować, to woli na plus... Samo pojawienie się towarzysza przyjęła ze stoickim spokojem, jakby na niego czekała. Z uwagą osoby chętnej do pomocy wysłuchała historii o zaginionym przyjacielu... - Czy mógłby mi go pan opisać? Jak wygląda, ile ma lat i gdzie ostatni raz pan go widział? Oraz dlaczego szuka go pan w restauracji wypytując o niego jakby był pretekstem do podrywu? - Spytała całkiem naturalnie, z ostatnim pytaniem bacznie przyglądając się rozmówcy... Na tekst o policji nie była w stanie utrzymać uśmiechu. W sumie nie wiele zdradzał poza faktem, że w jakiś sposób te słowa zapadły Sheyli w serce. Czy na plus, czy na minus - kto wie. A uśmiech był szeroki, szczery i uroczy, do tego stopnia, że można było go śmiało odczytać z ruchu policzków i spojrzenia... - No tak. Policja w tych czasach to prawdziwe utrapienie. Więcej z nimi kłopotów niż pożytku. - pozornie niespiesznie, odchyliła chustkę na twarzy, by upić łyk jednocześnie zaciskając powieki z rozbawienia, co w tym momencie mogło być również odebrane za reakcję na np. kwaskowatość pitego napoju... Nie zamierzała dać się poderwać. Na pewno nie na służbie. Z doświadczenia jednak wiedziała, że nawet nieudana próba podrywu może zamienić się w zwykłą a ciekawą rozmowę. A ciekawa rozmowa - dobra "rzecz"...
Pokręcił nosem raz w lewo, raz w prawo. Następnie zakręcił nadgarstkiem dłoni, która trzymała naczynie z winem. Kobieta przed nim była bystrzejsza niż mogło się zdawać. Nie to, żeby był rasistą, bo jest ciemniejsza, ale no, po prostu nie spodziewał się, że tak szybko go rozszyfruje. Mniejsza. Uśmiechnął się szerzej, jakby lekko onieśmielony. - Zaraz tam 'pretekstem'.. może faktycznie posłużyłem się jego 'osobą' do zagajenia, ale prawdą jest, że gdzieś się zgubił. A gdzie? Nooo.. więc ostatni raz widziałem go przy głównej bramie miasta. I to tyle. Ja poszedłem w swoja stronę, on w swoją. A co do jego wyglądu, to może być lekki problem, bo nie wyróżnia się specjalnie. Zwykły chłopak, trochę młodszy ode mnie, dałbym mu z góra 24 lata. Czarna czupryna i wyraz twarzy, jakby miał zaraz zemrzeć z nudów. - mówił to, jakby od niechcenia. Bo właściwie to już nie miał ochoty dalej mówić o swoim 'kumplu' - osiągnął to, co chciał. Nie trzeba dalej brnąć. W między czasie przyglądał się rozmówczyni, próbując odgadnąć jej myśli, przyjrzeć się jej twarzy, ale o ile to pierwsze było niemożliwe, to również i to drugie było poza zasięgiem Zenka. A czemu? A no przez tą chustę, co to miała na twarzy. Najchętniej zerwałby ją, by móc przypatrywać się golutkiemu licu dziewczyny. - Otóż to. - potwierdził, wskazując w jej stronę palcem wskazującym. - Ale zostawmy ten temat. Jak się zwiesz, piękna? Bo ja jestem Arai Daiichi. - skinął lekko głową, jakby się kłaniał. I ponownie użył kłamstwa, podając nieprawdziwe imię. Ale co zrobić, lepiej dmuchać na zimne, nigdy nie wiadomo, kiedy będzie mieć problem z prawem, a ta oto piękność może go wydać. Poza tym to było zabawne. - A tak powracając do twojej wcześniejszej wypowiedzi, skoro nie jesteś mieszkanką Magnolii, to skąd pochodzisz? Mieszkasz, gdzieś blisko? Czy po prostu prowadzisz tu jakieś interesy, hm? - nachylił się nad stolikiem, podpierając łokciami, jednocześnie sącząc swój trunek. Przez cały czas był wpatrzony w oczy Sheyli, jakby chciał ją zahipnotyzować, ale sam siebie.
Z zainteresowaniem i lekkim rozbawieniem słuchała Muta. Po wesołości oczu można było rozpoznać, że uśmiechnęła się szerzej. I słusznie, bo zakłopotanie wydało jej się słodkie... - Nie ładnie, nie ładnie. Pana kolega błąka się sam po obcym mieście a pan wykorzystuje jego tragedię do zawierania nowych znajomości. Ale miło z pana strony, że choć podał pan jego przybliżony opis. - powiedziała odrobinę uszczypliwie. - Jeśli spotkam kogoś podobnego, postaram się mu pomóc. No cóż, jeśli ten kolega istnieje, to drobna pomoc nie zaszkodzi. Jeśli nie istnieje, to nic się nie stanie. Jak by nie patrzeć, policja powinna pomagać obywatelom, prawda? Tak więc na wszelki wypadek zapamiętała wygląd zaginionego... - Arai Daichii... - powtórzyła po Muto, jakby smakując słowa. - Arai... Z jednej strony brzmi dostojnie i męsko. Z drugiej na myśl przywodzi pająka. - zamyśliła się. Z kolei mówiąc o pająku, nie brzmiało to negatywnie. Po prostu skojarzenie ze słowem "arachne". Wtem jakby się "wybudziła" i badawczo lecz pogodnie spojrzała w oczy rozmówcy. - Często zastawia pan sidła na kobiety, panie Arai? - zapytała, jakby nigdy nic. Padło też pytanie o jej imię. Choć mężczyzna się przedstawił, nie wierzyła, że to jego prawdziwe imię. - Znajomi zwą mnie Różą Pustyni. Kolega niewiele starszy od pana a ma ok. 24 lat. A więc pan ma... 25? 26? Może 28? Choć na to ostatnie pan nie wygląda, panie Arai. - dodała z pogodą w głosie, mogącą sugerować lekki uśmiech. Ona też skłamała. Wszak zwana jest "Kwiatem Południa" nie "Różą Pustyni". Jednak Róża Pustyni to popularne określenie kobiet o jej urodzie. Równie dobrze mogłaby być Anią Kowalską. A Kwiat Południa mógł zabrzmieć zbyt znajomo. Nie musiał, ale mógł. Imię i nazwisko tym bardziej były nie do końca na miejscu, szczególnie że rozmówca nie lubił tematu policji. A to, że nie lubi tematu policji nie oznacza, że jest w jej kwestiach ignorantem. Nie wyglądał na ignoranta, a ona nie chciała zbędnych kłopotów... - Jestem Fioranką ale moje korzenie pochodzą z wschodnich krain. Do Magnolii wpadłam w celach zawodowych na jakiś czas. Na szczęście już tu parę razy byłam, więc jako tako znam miasto. - i upiła kolejny łyk. - A pan, czym się zajmuje?... Po dłuższej chwili ni z tego ni z owego zapytała jakby nieco wstydliwie: - Czy mógłby mi pan podać swoje ręce? Chciałabym coś sprawdzić...
Jeśli Muto, czy raczej Arai podał, chwyciła je delikatnie w swoje dłonie, w dotyku przypominające jedwab i zaczęła najpierw uważnie i badawczo przyglądać się jego dłoniom, przez chwilę skupiając się dla niepoznaki na wewnętrznej stronie dłoni, niby na liniach papilarnych, a później przesuwała wzrok wyżej. Jeśli ta część rąk, na której zazwyczaj są gwiazdki, jest zasłonięta rękawem, Sheyla delikatnie stara się go podciągnąć, niby tak pochłonięta wróżbami, że nawet zapomniała zapytać, czy może. Wtem strapiona, spojrzała na Zenka, udając zawstydzenie... - Oh, proszę wybaczyć mi śmiałość. To takie nomadyczne zabobony. Na swoje usprawiedliwienie mogę dodać, że ma pan ciekawe ręce. Wiedzie pan życie ryzykanta. I to nie tylko w kwestiach flirtu... W sumie sama nie wiedziała, czy się cieszy czy jest rozczarowana, że na rękach nie było gwiazdek...
Wzruszył ramionami. - Dalekie to od tragedii, dorosły jest. - odpowiedział. - Ale zapomnijmy już o tym, proszę.. - ciągnięcie tego tematu naprawdę mu nie leżało. A przecież wspomniał o tym w poprzednim poście. Tyle. - Dziękuję. Ale pierwszy raz spotykam się ze skojarzeniem 'pająka', to.. zaskakujące. I warte zapamiętania. Jak będę przedstawiał się komuś innemu, to na pewno mu o tym wspomnę. - ta, zważywszy, że każdej nowej poznanej osobie podaje zupełnie inne imię i nazwisko. Więc szansa, że ta anegdota ujrzy światło dzienne jest niewielka. - Czy często? Ho, czyżby uważała pani, że jestem rasowym podrywaczem, który mówi tak pierwszej-lepszej? - zaśmiał się, zamyślając jednocześnie na krótką chwilę. Wtedy też usłyszał imię dziewczyny. A więc Róża Pustyni, ha? - powtórzył w duchu, niechaj tak będzie. On również wyczuł, że to nie jest jej prawdziwe imię (mistrz kłamstwa - PWM - potrafi wyczuć, gdy ktoś inny kłamie), ale nie miał zamiaru robić cokolwiek w tym kierunku. To zwykła rozmowa, nie ślub, więc co się będzie przejmował? Kwiatek jak kwiatek. - A więc Różo.. mogę tak Cię nazywać, hm? No więc odpowiadając na moje pytanie: nie jestem zwykłym casanovą. I nie zagaduje byle jakich kobiet, tylko te 'specjalne'. Te które maja to 'coś'.. jeszcze takiej nie spotkałem. Aż do dziś, oczywiście. Może tandetnie to brzmi, ale kobieta taka jak Ty powinna zrozumieć choć część tego romantyzmu, który właściwie wymiera. Zgodzisz się ze mną, prawda? Romantyk to wymierający gatunek. - ciężko stwierdzić, czy to co mówił to prawda, czy po prostu słodkie kłamstwa, których nie sposób nie schrupać. No bo gdzie spotkać faceta takiego jak on? No gdzie? A no właśnie. - 26. - potwierdził, puszczając przy tym oko rozmówczyni. Oczywiście zrobił to lewym, bo prawego nie widać.
W czasie trwania tych amorów, na zewnątrz robiło się niespokojnie. Rozmowy ludzi były głośniejsze; co i raz ktoś przebiegł z przerażeniem wymalowanym na licu. Wreszcie dało się słyszeć krzyki.. a nawet wzmożoną aktywność energii magicznej (Inkwisie to koksy, więc 'coś' da się wyczuć od nich chyba, nje?), ewe. pojedyncze wybuchy.
Oczywiście 'małe' zamieszanie na zewnątrz nie umknęło Zenkowi, który już obserwował kątem oka drzwi wejściowe. - Brzmi egzotycznie. - odpowiedział, jakby na odwal się, co by wyglądało, że słucha. - Czym się zajmuję? Uh.. - trochę go zagięła tym pytaniem, bo tak w sumie to sam nie wiedział czym. A tak się zabsorbował zamieszaniem, że nawet nie miał pomysłu na dobre kłamstwo. Właściwie to czym popadnie. Ale przecież jej nie powie, że zazwyczaj okrada słabszych. I zabija jeśli zajdzie potrzeba. Tak nie wypada! Przynajmniej nie na pierwszej randce. - No więc.. włóczę się tu i tam. Można powiedzieć, że jestem taka 'złotą rączką' od wszystkiego. - złożył do kupy odpowiedź, uśmiechając się sztucznie. Ciekawe, co teraz pomyśli sobie nasz Kwiotek, widząc wystające rękojeści jego szabelek z nad ramion. Że pewno jakiś najemnik do zabijania jak nic. A kolejną niewiadomą była reakcja czerwonowłosego na chęć przyjrzenia się jego dłonią, gdyż za nim Sheyla zdążyła to zrobić, Muto szybko je cofnął. Ale powodem nie był fakt, że mogłaby coś tam zobaczyć, tylko kolejne poruszenie na ulicy. Coś ewidentnie działo się w mieście. - Co? Ah, przepraszam.. mogłabyś powtórzyć? Zamyśliłem się. - odruchowo sięgnął po paczkę papierosów, ale za nim odpalił jednego z nich, złapał się na tym, że nie upewnił się, czy tu wolno. Westchnął. - Ktoś tam nieźle się bawi. - wyrwało mu się w końcu. Lewa ręką, która aktualnie spoczywała na kolanie aż drżała z podniecenia. Dziewoja tego nie widziała, bo stół jej zasłaniał, ale za pewne nie tylko to zdradzało, że jest dziwnie podekscytowany..
Alezja
Liczba postów : 1210
Dołączył/a : 12/08/2012
Skąd : świat Pomiędzy
Temat: Re: Restauracja "U Ahmeda" Sob Lip 20 2013, 03:15
NPC - Sheyla
Bacznie przypatrywała się reakcjom "Araiego", mrużąc oczy w momentach głębszego zastanowienia... - Można by odnieść wrażenie, że pański przyjaciel nie istnieje. - aksamitnym lecz bezemocjonalnym głosem powiedziała "Róża". Jakby stwierdzała fakt. Do tego to wspomnienie o "pająku" w następnej rozmowie: doprawdy?... - I jednocześnie: TAK i NIE. TAK, bo uważam pana za rasowego podrywacza. NIE, bo rasowy podrywacz nie podrywa "pierwszej-lepszej". Na pytanie, czy może nazywać ją Różą uśmiechnęła się i spojrzała tym roześmianym a jednocześnie dyplomatycznym spojrzeniem, które śmiało mówiło: "O ty spryciarzu... Ty wiesz, że kłamię. Ja wiem, że kłamiesz. I niech tak zostanie, skoro podoba się nam obojgu"... Gdy wspomniał o wymierającym romantyzmie, zaśmiała się cicho i uroczo... - Domyślam się, że na swoje "ofiary" wybiera pan tylko szczególne niewiasty. Nie mam pewności, dlaczego padło na mnie. Mogę się tylko domyślać, że to przez wzgląd na typ mojej urody, nieczęsto spotykany wśród magnolianek, czy w ogóle wśród Fioranek. Jest pan "kolekcjonerem" kobiet, które mają "to coś"? - spytała w końcu bez ogródek. Wróciła po chwili do sprawy, która spowodowała jej śmiech. - To prawda. Prawdziwy romantyzm zdaje się być na wymarciu. Pan jest romantykiem z natury czy tylko mistrzowsko go pan wykorzystuje? - spytała z nieskrywaną ciekawością, dokładnie obserwując mimikę rozmówcy swymi sarnimi oczami...
Zauważyła też, że "złota rączka od sprzątania i dyplomacji" zwrócił uwagę na to, co dzieje się na zewnątrz. I ona poczuła, że coś jest nie tak. Miała sobie za złe, że nie ona pierwsza to dostrzegła no ale cóż. Bywa... Gdy cofnął rękę, spojrzała groźnie i podeszła do drugiej próby, niemal nurkując za ręką z drugiej strony. Siłą podniosła mankiety i bacznie spojrzała na rękę jedną i zaraz drugą. Spojrzała mu znów w oczy, tym razem pogodniej, choć można było wyczuć, że czegoś się przestraszyła... - Ma pan szczęście, panie Arai. Teraz niestety musimy się pożegnać. Nalegam, by opuścił pan miasto dla własnego bezpieczeństwa. Prawdopodobnie nastąpił atak Inkwizycji. Nie chciałabym by coś się stało tak rasowemu podrywaczowi... - powiedziała dobrotliwie lecz stanowczo, jednocześnie "puszczając oczko" rozmówcy, po czym zaczęła w pośpiechu ubierać płaszcz i szykować się do wyjścia...
Gdy wyszła na zewnątrz wyczuła, że rzeczywiście coś jest nie tak. Jednak Inkwizycja jeszcze nie wystraszyła mieszkańców na tyle, by powstała panika. To zapewne miało dopiero nadejść, bo wisiało w powietrzu jak miecz kata nad skazańcem. Spojrzała w stronę Kardii. Przeszła jej przez głowę myśl, by się tam udać. Jednak skoro są tam Ben i Erre może lepiej skupić się na czymś innym? W Erze Inkwizycja zaatakowała w kilku miejscach. W związku z tym nasza "egzotyczna kobieta mająca To Coś" zdecydowała się na patrol po mieście. Od czego zacząć? W Erze był szpital. To tu co? Może szkoła?... ->
Jeśli Zenko mimo wszystko postanowił do niej dołączyć, nie okazała specjalnego zdziwienia. Wszak to co mężczyzna ma na plecach to nie klucz francuski i miotła. Nie była pewna, czy to podstępny typ czy raczej uczynny obywatel ale skoro nie był w Inkwizycji, to dla Inkwizycji automatycznie był przeciwko niej, a to znaczy, że mógł się przydać. Po prostu będzie musiała uważniej go pilnować... - Ma pan dzieci, panie Arai? - spytała, patrząc przed siebie i po chwili ->
-> Czy sama czy w towarzystwie Rycerza-w-nie-do-końca-lśniącej-zbroi, ruszyła w stronę szkoły publicznej...
-z/t-
Muto Zenko
Liczba postów : 358
Dołączył/a : 03/07/2013
Temat: Re: Restauracja "U Ahmeda" Sob Lip 20 2013, 12:52
Stwierdzenie, że Rashheren nie istnieje nie było dalekie od prawdy, gdyż, albowiem, ponieważ.. miał niezaakceptowaną kartę postaci. Ale to szczegóły. W historii widnieje jako jego kompan, wystarczy tylko poczekać na akcepta. Nie mniej, Zenek postanowił nie odpowiadać na zarzut, dopił tylko resztkę wina, po czym odpalił wreszcie papierosa, wsłuchując się w dalszą część wypowiedzi npc'ka. Puścił dymka marszcząc jednocześnie czoło. - Musimy drążyć ten temat? Rozmowa chyba jest w miarę przyjemna, więc po co rozgrzebywać jej genezę? A co do mojej natury.. nie mnie oceniać. - wzruszył ramionami, zgrabnie uwalniając się od niewygodnego pytania. Na koniec obdarzył Sheylę nikłym uśmiechem.
Tym razem nie zdążył zareagować, nawet jakby chciał, 'próba numer dwa' powiodła się, a kobieta dokładnie obejrzała jego dłonie. Oczywiście jej pogodny wyraz twarzy nie sprawił, że i Muto stał się spokojny. Choć z drugiej strony nie można powiedzieć, że jej czyn jakoś przestraszył naszego bohatera.. po prostu patrzył na nią zdziwiony. Co u licha? - pomyślał. - Inkwizycja? Atak? Rasowy podrywacz..? Hej, zaraz.. ja nie jestem.. - ale za nim zdążył dokończyć, dziewczyna już maszerowała w stronę wyjścia. Nie było wyboru, podążył za nią, rzucając kilka miedziaków na stół jako zapłatę za lampkę winiacza. Kiedy już ją podgonił, raczył znów poruszyć rzucone wcześniej pytania. - Jeśli chodzi o tą cała Inkwizycję.. to chodzi Ci to takich czubków, co palą innych w imię zombie powieszonego na krzyżu, nie? Ale nie bardzo łapię, po co mieliby atakować Magnolię. To nie ich historia. Zaleźliście im jakoś za skórę? A, i oczywiście nie mam zamiaru uciekać, jakby to wyglądało: ja daje nogę, a taka piękność zostaje w zaatakowanym przez wrogów mieście, czy kogo tam.. to jak, powiesz mi o co tu chodzi? - oczywiście, że był zdziwiony, że taka niegroźna niewiasta karze uciekać facetowi, gdy sama postanawia ruszyć w stronę niebezpieczeństwa. Coś tu się nie kleiło. Zenko to wiedział, ale postanowił na razie nie pytać. I tak postawił już zbyt wiele pytajników, może zrobi to później. Poza tym pewno niedługo się dowie, co siedzi w tej sarence.
O ile jak do tej pory każda kolejna informacja, który wyszła z ust pani kapitan jeszcze bardziej nakręcała Muto (choć nie było po nim widać), tak ostatnie pytanie dosłownie wbiło go w podłoże. Jakby ktoś spuścił na niego pianino o wadze kilku ton z dziesiątego piętra. Po prostu zaniemówił.
Dzieci?! Czy ona... zaraz! To jest podchwytliwe pytanie, tak! Na pewno! Chce się dowiedzieć jaki mam stosunek do dziecka, czy jestem na tyle odpowiedzialny, by je mieć.. czyli.. to znaczy.. wie, że ten atak skończy się naszą śmiercią i chce.. albo nie, chociaż! A co jeśli chce ze mną współżyć?! (*^*) - w myślach dostał krwotoku z nosa niczym fontanna w Łazienkach. Na żywo musiałoby to wyglądać pięknie. Ale wróćmy do rzeczywistości i niech wreszcie odpowie na to pytanie: - No więc.. nie. - pognał za panią czarnulką w stronę zachodzącego słońca.
Poniżej znajdują się buttony for, z którymi obecnie prowadzimy wymianę. W celu nawiązania współpracy zachęca się do odwiedzenia pierw tematu z regulaminem wedle którego wymiany prowadzimy, a następnie do zgłoszenia się w tym temacie. Nasze buttony oraz bannery znajdują się zaś w tym miejscu.
Layout autorstwa Frederici. Forum czerpie z mangi "Fairy Tail" autorstwa Hiro Mashimy oraz kreatywności użytkowników. Wszystkie materiały umieszczone na forum stają się automatycznie własnością jego jak i autorów. Dla poszanowania Naszej pracy uprasza się o nie kopiowanie treści postów oraz kodów bez uprzedniej zgody właścicieli.