Imię: Ireete albo zdrobnienie Reete. Nie lubi obu wersji. Ireete uważa za byt sztywne i formalne natomiast Reete za nijakie...no i właśnie tyle. Tak nijakie, że nawet nie potrafi określić go innym przymiotnikiem. Dlatego woli jak ludzie zwracają się do niej po swojemu.
Pseudonim: Ku jej rozpaczy, brak.
Nazwisko: Awashi
Płeć: Kobieta, a jakże!
Waga: 61
Wzrost: 172
Wiek: 17
Gildia: brak
Miejsce umieszczenia znaku gildii: brak
Klasa Maga: 0
Wygląd: Kobieta, a właściwie jeszcze dziewczyna jak każda inna. Ma dwie ręce, tyle samo nóg, a także głowę z niezbędnymi dodatkami takimi jak nos, usta,a także para oczu. Mimo że nie rozwodzi się zbytnio nad swoim wyglądem to czuje się dumna ze swoich intensywnie zielonych patrzałek i długich , ciemnofioletowych włosów. Nie nosi żadnej wymyślnej fryzury. Idealnie proste kosmyki opadają do pasa, a nieco przydługa grzywka zakrywa czoło zachodząc lekko na powieki. Po obu stronach twarzy grzywka jest dłuższa i kończy się przy kościach policzkowych dziewczyny podkreślając je. Trójkątny podbródek, drobny nos i wąskie usta dopełniają ten obrazek. Ciężko powiedzieć coś więcej o ciele dziewczyny, a wynika to z noszonego przez nią stroju: długi, czerwony płaszcz zapinany na pozłacane klamry i biały koszula z żabotem noszona pod spodem skutecznie zakrywają całą górną część ciała opinając średniej wielkości biust. Niżej, poły płaszcza rozsuwają się ukazując nogi dziewczyny, które do połowy ud okryte są czarnym materiałem spodenek. Dodatkowo nosi wysokie buty w kolorze mhrocznej czerni sięgające za kolano.
Charakter: Po prostu bardzo (choć chyba nieświadomie) lubi utrudniać sobie życie. Trochę dlatego, że szybko się nudzi, trochę dlatego, że chyba nie umie zrobić czegoś tak jak należy albo po prostu jest jakąś zawziętą masochistką. Chociaż dużo myśli, rzadko poświęca uwagę sobie czy swoim uczuciom, bo w końcu jak sama twierdzi na świecie jest masa ciekawszych rzeczy niż ona. Zresztą siebie ma na co dzień, a jako że w żadnym miejscu nie potrafi spędzić więcej niż miesiąc to naturalne, że większość swojej uwagi poświęca otoczeniu. Gdzie by się znalazła zaraz zainteresuje ją coś innego i za tym podąża. Być może właśnie dlatego nie potrafi zagrzać nigdzie miejsca. Interesuje się dziwnymi rzeczami, a właściwie wszystkim co zobaczy. To samo tyczy się ludzi. Ceni ich i szanuje, ale traktuje ich raczej jako obiekty dobre do obserwowania i nie umie się do nich zbliżyć. Mogłaby się wydawać zupełnie spokojna gdyby nie to, że, chętnie daje upust swojemu temperamentowi podczas burd barach albo zwykłych bójkach gdziekolwiek. Chociaż wiele podróżuje kompletnie nie orientuje się w terenie i tylko dzięki ogromnemu szczęściu jej zwłoki nie rozkładają się gdzieś w rowie. Trzeba jej za to oddać, że w mieście porusza się bardzo sprawnie. Podsumowując, jeżeli Ireete nie okłada się z kimś pięściami to zapewne albo popadła w swój melancholijny nastrój i siedzi gdzieś zaszyta gapiąc się na ludzi, albo znalazła sobie coś co całkowicie pochłonęło jej uwagę i zapomniała o całym świecie.
Historia: - Fioletowe dziwadło! - rosły mężczyzna uderzył pięścią w stół jednocześnie z impetem podnosząc się z miejsca.
Grobowa cisza wywołana głośnym krzykiem żeby nie powiedzieć rykiem mężczyzny po sekundzie została zakłócona przez dźwięk krzesła uderzającego o podłogę. Wszystkie oczy zwrócone były teraz na źródło zamieszania. Oprócz wyraźnie wzburzonego mężczyzny, wywróconego krzesła i sfatygowanego latami użytkowania stołu w oczy rzucała się młoda dziewczyna. Pierwszą rzeczą której nie dało się nie zauważyć były włosy, których kolor nie pozostawiał wątpliwości pod czyim adresem była skierowana obelga mężczyzny. Drugą rzeczą zdecydowanie wyróżniającą dziewczynę była jej postawa. Siedziała spokojnie z nogą założoną na nogę, jeden łokieć oparła o blat stołu tak, że siedziała bokiem do mężczyzny, twarzą zwróconą do reszty klienteli. Zdawała się jednak nie przejmować poświęcanej jej uwadze. Odchyliła lekko głowę przymykając oczy, kąciki jej ust mimowolnie uniosły się o kilka milimetrów w zagadkowym uśmiechu. Wzięła głęboki oddech.
Po chwili zdającej ciągnąć się w nieskończoność powieki otworzyły się powolnie ukazując lśniące zielenią tęczówki. Wstała. Powoli, nie spuszczając wzroku z mężczyzny. Uśmiechnęła się szeroko, drapieżnie.
- Dziwadło? - powtórzyła cicho gładkim niczym jedwab głosem. Uśmiechnęła się jeszcze szerzej o ile to było możliwe. Gdzieś głęboko w piersi jej serce tłukło się jak oszalałe, mięśnie drżały domagając się działania. Westchnęła głęboko. Uwielbiała to uczucie. Ten nagły skok adrenaliny. Uwielbiała ten moment, w którym zaczynała się zabawa.
Atmosferę w lokalu dało kroić się nożem. Wszyscy z napięciem wpatrywali się w dziewczynę czekając na rozwój wypadków. Palce Reete, bo tak nazywała się tajemnicza osobistość, zacisnęły się na oparciu krzesła i nim ktokolwiek zdążył zareagować drewniany mebel wylądował na twarzy mężczyzny. Uderzony nie zdążył jeszcze pozbierać się z podłogi, a gospodą już wstrząsnął zbiorowy ryk aprobaty. Wszyscy niemal jednocześnie podnieśli się z miejsca chwytając to co mieli pod ręką i w następnej chwili wszyscy okładali się wzajemnie. W końcu każdy wieczór w tawernie kończył się mniejszą lub większą bijatyką. Każdy powód był dobry. Powszechnie wiadomo, że nie ma lepszego sposobu na zakończenie owocnego dnia niż danie sobie po mordzie. Udana transakcja? Trzeba to uczcić! Nieudany biznes? Należy jak najszybciej zapomnieć! Monotonia wkrada się w życiu? Zawsze można je urozmaicić!
W wszechogarniającym zamieszaniu nikt nawet nie zwracał uwagi na kolorową zupełnie nie pasującą do tego miejsca dziewczynę. Stała się tylko kolejnym celem lub potencjalnym zagrożeniem takim jak inni.
Reete wydała z siebie pełen triumfu krzyk i zeszła z czyjegoś ciała. Ledwie to zrobiła, a na plecach mężczyzny rozbił się...no coś rozbiło się na pewno. Dziewczyna nie miała czasu rozwodzić się nad tym. Okręciła się wdzięcznie, dzięki czemu uniknęła kolejnego lecącego w jej stronę przedmiotu tylko po to, by po chwili poczuć na szyi czyjś silny uścisk. Wystarczająco mocny by ją unieszkodliwić, ale nie na tyle mocny aby udusić. Złapała obiema dłońmi przegub mężczyzny wbijając paznokcie tak głęboko jak mogła. Uświadamiając sobie jałowość tych wysiłków, napięła ciało szykując się do wyprowadzenia kopniaka między nogi oprawcy. Zanim zdążyła to zrobić ktoś z impetem uderzył w plecy mężczyzny sprawiając, że poleciał bezwładnie do przodu. Nie rozluźnił jednak uchwytu. Dziewczyna uderzyła w blat baru tracąc na chwilę oddech. Ciągle trzymana przez popchniętego, szorowała przez chwilę po blacie, aż w końcu spadła po jego drugiej stronie. Zadowolona z takiego obrotu spraw oparła się o drewnianą konstrukcję rozmasowując szyję i dysząc ciężko. Tak, zdecydowanie tego potrzebowała. Z zewsząd dochodziły wściekłe krzyki, zawodzenia i odgłosy uderzenia czegoś lub kogoś o coś bądź też kogoś. Zamknęła oczy, wsłuchując się w otaczającą ją kakofonię. Chaotyczne i nieskładne dźwięki kierujące się jednak jakąś logiką. Wszędzie takie same. Wywoływane tymi samymi emocjami. Pewne rzeczy niezależnie od miejsca pozostawały niezmienne. Dotyczyło to także uczucia towarzyszącego dziewczynie podczas braniu udziału w tworzeniu tych odgłosów. Nie potrafiła go wyjaśnić. To było jakieś pokrętne poczucie wspólnoty w oklepywaniu sobie twarzy i rzadziej innych części ciała. Takie proste, szczere i nieskrępowane. Dające upust wszelkim emocjom. Ponadto, przynajmniej jeśli chodzi o Reete, pomagało w rozjaśnieniu umysłu i łatwiejszym myśleniu. Jakby tego było mało utrzymywało ciało w wyśmienitej kondycji i nie pozwalało zapomnieć o tym jak się bić, co dla samotnie podróżującej kobiety było bezcenne. Uwielbiała to uczucie od zawsze.
Już od dziecka miała „trudny charakter”. Zupełnie nie zgadzała się z tym określeniem. Była i zresztą nadal jest całkiem przeciętną dziewczyną, która po prostu lubiła i nadal lubi sobie powalczyć. Pokochała to od chwili gdy jej niewielka piąstka zetknęła się z policzkiem przeciwnika. Szybko odkryła, że to świetny sposób spędzania wolnego czasu, a powód do okładania się po pyskach zawsze był ten sam. Mimo że jej rodzice ciągle podróżowali co wiązało się ze zmianą miejsca zamieszkania i stykaniem się z różnymi ludźmi o teoretycznie odmiennych gustach, to powód pozostawał niezmienny. Zazwyczaj jakiś chłystek z ulicy drwił z koloru jej włosów. Nie żeby mała Reete się tym przejmowała. Sama uwielbiała swoje włosy i nie obchodziło ją zdanie innych na ten temat. Jednak uwielbiała się bić i ten powód był idealny. Po wielu godzinach rozmów z ojcem wbiła sobie do głowy, że nie można atakować ludzi bez powodu. A nawet jeśli, to powód nie powinien być byle jaki. Pięści powinna używać wtedy kiedy broni siebie i tylko wtedy. Początkowo Ireete nie mogła się z tym pogodzić, ale wkrótce stwierdziła, że powinna bronić się przed zaczepkami. A czepianie się koloru jej włosów wpasowywało się w obrazę jej osoby. Rodzice z czasem też dali sobie spokój z próbą zmiany nastawienia córki. No bo może taki wiek, jak to dziecko...a lata mijały a nic się w tej materii nie zmieniło. No może poza tym, że Reete doszła do poziomu mistrzowskiego w klepaniu nieszczęśników, którym chciało się z niej zadrwić.
Podciągnęła nogi do piersi i objęła je rękoma. Znowu popadła w stan otępienia i dziwnej melancholii. Przecież nie miała za czym tęsknić. Nie posiadała stałego domu, więc siłą rzeczy nie miała prawa odczuwać poczucia więzi z jakimś miejscem i nigdy tego nie robiła. Nie czuła żalu z tego powodu. Nie potrafiła usiedzieć w miejscu, pragnęła poznawać nowe rzeczy, doznawać kolejnych emocji. Ciekawość zdawała się wypalać ją od środka. Jako dziecko była zła na rodziców i ich ciągłe podróże. Były męczące i nie pozwalały na utrzymanie nowych znajomości, ale czym były one w porównaniu do tego co mogła obserwować podróżując! Szybko przejęła od rodziców miłość do włóczenia się po świecie. Nawet kiedy staruszkowie mieli już dosyć i zapragnęli stabilizacji w niej ciągle płonął ten ogień. Widząc ludzi znających się od dzieciństwa, słuchając opowieści o miejscach w których spędzili całe lata czuła lekkie uczucie zazdrości lecz nie żałowała. Czasami pragnęła siąść na tyłku i ustatkować się, ale nie trwało to długo. Chociaż zdarzało się coraz częściej. Może gdyby znalazła miejsce, które ciągle zaskakiwałoby ją swoją różnorodnością...ale takie chyba nie istnieje.
Owszem podczas swojego niedługiego życia na walizkach polubiła kilka miejsc, ale nie zainteresowały jej na tyle by mogła w nich pozostać. To samo dotyczyło ludzi, miała wielu znajomych, ale to byli tylko znajomi. Znajome twarze, powierzchowna osobowość i nic więcej. W końcu ciężko zbliżyć się do kogoś żyjąc co chwila w innym miejscu. Nie miała problemów z nawiązywaniem nowych znajomości, ale ich utrzymanie... to już inna bajka. Mimo wszystko lubiła swoje życie. Ciągle w ruchu, wszak nie potrafiła usiedzieć długo w jednym miejscu. I o ile miała coś co absorbowało jej uwagę czuła się wspaniale. Nie potrafiła przestać się uśmiechać i zmusić nóg do nie niesienia jej w coraz to nowsze miejsca. Szybko się jednak nudziła, a kiedy to się działo popadała w apatię i potrzebowała kolejnej porcji wrażeń. Dlatego nawet nie myślała o osiedleniu się gdzieś na stałe. Przecież nie wytrzymałaby w jednym miejscu! Sam powód "Kupię dom, by raz na kilka miesięcy postawić w nim stopę i poczuć, że mam gdzie wracać" wydawał się jej bez sensu. Na cholerę wracać do pustego i nieciekawego mieszkania?
Sama nie wiem czego chcę. Z jednej strony pragnę stałości, ale z drugiej nie mogę jej znieść. Uśmiechnęła się. No cóż, życie byłoby nudne bez wewnętrznych rozterek. Bezmyślnie wodziła palcem po brudnej podłodze kreśląc rozmaite zawijasy.
Chyba najwyższy czas wyruszać gdzieś indziej. A nuż znajdę swoje miejsce na ziemi. Prawie roześmiała się na głos na tę naiwną myśl. Westchnęła i wróciła do kreślenia wzorów. Mimo wszystko czuła się szczęśliwa.
No i miała magię. Wątpiła czy udałoby się ją rozbudzić gdyby nie jej nieco awanturniczy styl bycia. Pamiętała moment, w którym pierwszy raz cudowna moc przepłynęła przez jej ciało. Efekty jej użycia nie były już jednak takie wspaniałe. Nie lubiła do tego wracać, ale też nie mogła i nie chciała do końca zapomnieć. Dzięki temu wydarzeniu przestała działać pochopnie i bezmyślnie, choć w opinii innych nadal się tak zachowywała. Przysięgła też sobie, że nigdy, przenigdy, nie użyje magii na zwykłym człowieku. Choćby nie wiem co. Jej magia jak ona sama okazała się bardzo destrukcyjna, nawet użyta w tak niewielkiej ilości jak wtedy.
Wtedy...bała się. Jak nigdy przedtem. To był prawdziwy, paraliżujący strach. Jakby tysiąc zatrutych igieł wbiło się w jej ciało unieruchamiając je. Mimo wszystko ruszyła się. Głupia bójka w ciemnym, podejrzanym zaułku prawie nie uczyniła z niej zabójczyni. Delikatne łaskotanie na wierzchu dłoni, moment, w którym pięść zatopiła się w brzuchu przeciwnika...dosłownie się zatopiła, a potem krew. Dużo krwi. Na szczęście przeżył. Był zwykłym kieszonkowcem, niewiele starszym od niej. Może kradł, bo lubił, bo był rozpieszczonym bachorem z bogatej rodziny, a może rzeczywiście potrzebował pieniędzy, bo bliscy przymierali głodem. Nigdy się tego nie dowiedziała. Wiedziała natomiast, że byłby gotów zabić ją za cokolwiek co miało jakąś wartość.
Podskoczyła w miejscu nagle wyrwana z zamyślenia. Niewysoki mężczyzna właśnie wylądował obok. Odwzajemniła zdziwione spojrzenie przybysza. Dopiero dźwięk rozbijanej butelki nad ich głowami przywołał ich do porządku. Z dzikim wrzaskiem mężczyzna podniósł się w niemal błyskawicznym tempie. Reete stała już na nogach. Pochyliła się trwając w gotowości i rozglądała się gorączkowo za jakąś bronią. W dłoni mężczyzny znikąd pojawiła się butelka. Uśmiechnęła się czarująco. Cudowny ogień zwykle zagrzewający ją do boju właśnie się wypalił. Zrobiła krok do tyłu, oparła dłonie na kontuarze. Mięśnie w jej ciele napięły się posłusznie. Przeskoczyła zgrabnie nad barem i zaczęła torować sobie drogę do wyjścia. Zadecydowane. Jutro wyrusza dalej.
Następnego południa obudziła się cała obolała. W końcu aktywnie spędzony wieczór a także noc spędzona na kilku deskach i szorstkim materiale imitującymi kolejno łóżko i prześcieradło musiała odcisnąć na niej jakieś piętno. Uroki jednego z najtańszych "hoteli". Jakby nie było wolała takie przybytki od luksusowych miejsc zasługujących na miano hotelu. Twierdziła, że są bardziej... ludzkie.
Zapomniała o rwącym bólu gdy tylko wyszła na zalane słońcem gwarne ulice miasta. Zabawne. Mimo pozornego zabiegania miasto zdawało się zatrzymać w czasie. Było takie jak je zapamiętała. Tłum wiecznie śpieszących się ludzi, miejscowych, przyjezdnych, typów spod ciemnej gwiazdy...
W tej paradzie osobistości jej uwagę przyciągnęła dziewczynka. Niewielka, na oko dziesięcioletnia blondyneczka.
Ciekawe, pomyślała,
czy ma rodziców, czy wróci do nich z zasłyszani plotkami. Chociaż możliwe, że nie ma rodziców, może pobiegnie do starszego brata zdenerwowanego jej nagłym zniknięciem albo...wzdrygnęła się lekko gdy dziecko spojrzało na nią błękitnymi, czystymi oczami.
Jakby nie było, jest szczęśliwa przeszło jej przez myśl, gdy dziewczynka pomachała jej śmiejąc się. Przeciwieństwo wiecznie zamkniętej w sobie mnie. Odwzajemniła uśmiech.
Ciekawe, czy mnie zapamięta, może za kilka lat miniemy się w jakimś mieście i nawet nie będziemy świadome kolejnego spotkania...albo...Potrząsnęła głową. Wpadała w swój filozoficzny nastrój, z którego ciężko było jej wyjść. Czas ruszać dalej. Zmrużyła oczy usiłując przypomnieć sobie kolejny przystanek jej podróży. Ach tak! Magnolia. Wiele słyszała o tym miejscu, chociaż rzadko je odwiedzała. Nie powinna się tam nudzić. Z tą budującą myślą ruszyła naprzód.
Umiejętności: Walka wręcz
Bariera umysłowa
W czepku urodzony
Ekwipunek: Trochę drobniaków i kilka zeschniętych bułek.
Rodzaj Magii: Magia powietrznych wirów - jak można się domyślić, jest to magia bazująca przede wszystkim na powietrzu, a konkretnie manipulowaniu nim w takim sposób, aby uzyskać...tak, tak wiry! Mag zazwyczaj określa centrum i jednocześnie miejsce tworzenia się tego zjawiska gdzieś blisko siebie, a następnie formuje wir. Magia ta jest niesamowicie niszczycielska lecz trudna do kontrolowania.
Pasywne Właściwości Magii Tworzenie wiru - centrum wiru jest palec wskazujący lub cała dłoń maga. Właściwie ciężko to nawet nazwać porządnym wirem. Powietrze po prostu wiruje wokół centrum na tyle szybko aby rozwiać jakąś substancję (z reguły gaz) blisko maga albo posłużyć jako wiatrak w upalnie dni. Niewiele ma wspólnego z mocą tego co jest nazywane wirem w zaklęciach. Ponadto ręka wokół, której tworzy się wir musi być wolna, a i powietrze nie ma siły tnącej. Tylko ew. rozwiewanie i to nie np. lin, bo ktoś związał, etc.
Kontrola trąb powietrznych - wszak to też wir powietrza. W miarę rozsądku oczywiście, nie może kontrolować czegoś co normalnie wykraczałoby poza możliwości jej tworzenia. Nie może więc panować nad dwudziestometrowym gigantem podczas, gdy sama tworzy maksymalnie coś cztery razy mniejszego. Dotyczy to oczywiście własnych wirów, a także tych niemagicznych i to też w nieznacznym stopniu.
Zaklęcia: (D) Kanate - mag sprawia, że powietrze wokół jego rąk, od czubków palców do łokci, wiruje tworząc pewnego rodzaju osłonę, a przede wszystkim zwiększa jego siłę ataku. Dzięki masie wirującego powietrza jest w stanie łatwiej rozerwać skórę przeciwnika czy też przebić się przez jego osłonę. Wirujące powietrze wytwarza także niewielki powiew wiatru, który może przeszkadzać zdezorientowanemu przeciwnikowi. O ile samo zaklęcie nie jest zbyt silne (nie robi wielkich szkód i nie zapewnia nie wiadomo jakiej obrony) to wiele zależy od użytkownika i właśnie sposób użycia tej umiejętności może okazać się zabójczy. Głównie wzmacnia ataki, ale to też tylko tyle, iż przeciwnik dodatkowo zostaje zadrapany przez powietrze. Utrzymuje się jedną turę.
(D) Suroin - umiejętność całkowicie defensywna. Centrum wiru stanowi mag, a właściwie okrąg o średnicy dwóch metrów wokół niego. Powietrze wiruje coraz bardziej zwiększając swoją prędkość. Wirując szybko tworzy podmuch wiatru, który odpycha wszystko od siebie. Wirujące powietrze całkowicie zasłania maga tworząc niemal idealną tarczę. Zdecydowanym minusem tego czaru jest całkowicie odcięcie maga od towarzyszy i pola bitwy. Kiedy zaklęcie przestaje działać może czuć się on nieco zagubiony. Samo tornado pojawia się i trwa parę sekund, aczkolwiek... Jak ktoś był wewnątrz.. To był wewnątrz, więc nie dostanie... Poza tym odbije głównie ataki fizyczne i właściwie tylko je, nieznacznie raniąc osoby, które będą w obrębie pojawienia się owego wiru - w sensie na obwodzie.
(B) Su buredo - mag najnormalniej w świecie wydmuchuje powietrze. Dzięki magii użytej przy tej czynności wydmuchiwanego powietrza jest o wiele, wiele więcej. Na tyle więcej, by stworzyć pokaźnej wielkości wir. Dajmy mu na to z pół metra szerokości. Jednak nie o wielkość w nim chodzi lecz o szybkość i zdolność do rozdzielania się do maksymalnie pięciu mniejszych wirów, które zwiększają swoją szybkość i działają jak ostrza zdolne przeszyć przedmioty nieustępujące innym materiałom. Nieokryte ciało ludzkie praktycznie nie ma szans. Niestety mag nie jest w stanie idealnie pokierować mniejszymi wirami i sam do końca nie wie gdzie dokładnie one uderzą. Celując w serce równie dobrze może trafić w kolano bądź też ramię. Jednocześnie zakres błędu nie jest nie wiadomo jak wielki, więc zazwyczaj mag trafia w cel, ale nie ma wpływu na dokładne miejsce trafienia. Dokładnie wymiary to: szerokość (średnica) 50 cm. Duży wir (wydmuchiwany) ok. 5 m (w długości), mniejsze (kiedy już się rozdziela) ok 10 m (również w długości), czyli w całości coś ok. 15m (dalej długość). Wracając do średnicy, dla mały wirów wynosi ona 10 cm.
Profesjonalny rysunek poglądowy.Kontakt z dużym wirem obrażenia jak w przypadku C, z mniejszymi jak D.
(B) Furiru - mag rozpościera ramiona. Około metr od jego dłoni zaczynają tworzyć się wiry tworząc dwie typowe trąby powietrzne. Sięgają one maks pięć metrów wysokości i trzy szerokości, lecz rzadko zdarza się im osiągnąć takie rozmiary. Wynika to z ich dość wolnego tworzenia się. Mag kontroluje je obiema rękami (po jednej na jedną taką trąbkę). Im większe rozmiary wirów tym więcej wysiłku wymaga ich kontrola. Są one bardzo niszczycielskie, pochłaniają wszystko na swojej drodze. Warto wspomnieć, że im więcej pochłaniają tym bardziej rosną. Niesie to jednak pewne ryzyko. Mag może nie być w stanie kontrolować żywiołu przez co może wymknąć się on spod kontroli. Dlatego najlepiej anulować czar nim trąby pochłoną zbyt wiele rzeczy. Trąby istnieją maksymalnie jeden post, ale może je podtrzymać wydając kolejne mm, co zarazem wiąże się z koniecznością skupienia na nich i zmęczeniem. Maksymalnie wytrzyma dwie tury, a pojedyncze tornado zadaje przeciętnie obrażenia adekwatne do rangi C, maksymalnie zadając nieznacznie silniejsze wraz ze wzrostem. Oczywiście jak mg uzna, iż postać zdekoncentrowała się to wypadną spod kontroli.