I've never seen a decent person among those who say they're going to save the world while forsaking the people around them. Those types of men are always so intoxicated by thier own hollow dreams that they call every little thing in front of them trivial.
Nathiar. Co prawda, rodzice chcieli mu nadać imię „Nathair” – wąż – ale jakiś wyjątkowo przygłuchy urzędnik, przestawił jedną literkę przy spisie danych dziecka.
Pseudonim:
Poprawniej – ksywka: Nath, Nat, Wężuś. Zabić za ostatnie.
Nazwisko:
Waldalgesheim. Prawdziwy łamacz języków. Dlatego, z reguły, przedstawia się tylko z imienia.
Płeć:
Mężczyzna.
Waga:
70 kg.
Wzrost:
183 cm.
Wiek:
21 wiosen.
Gildia:
Death’s Head Caucus
Miejsce umieszczenia znaku gildii:
Kark, znak w kolorze czarnym.
Klasa Maga:
0
Wygląd:
Ot, zwykły z niego chłopczyk. A może nie chłopczyk, a raczej młodzieniec. Wysoki, szczupły o twardych, wyćwiczonych mięśniach. Nie jest to oczywiście bardzo widoczne, ale uwierzcie, bez tych mięśni Nathiarek mógłby ubiegać się o miano patyczaka. Wygląda na młodszego, niż jest. Jego niegdyś oliwkowa skóra rozjaśniła się od ciągłego przebywania w mieście. Włosy pozostawił takie, jaki były. Długie, albowiem sięgające aż łopatek, o kasztanowym odcieniu. Od czasu, kiedy jego młodsza siostra zakradła się do jego pokoju z nożyczkami w środku nocy, chłopak został zmuszony do posiadania grzywki. Wbrew jego woli. Tak samo, nie miał wpływu na dość specyficzny tatuaż, który zdobi jego lewy policzek. Nie przedstawia nic, poza symbolem służby pewnego rodu.. Ale o tym innym razem. Za dość długimi, ciemnymi rzęsami, na świat spoglądają zielone oczy. Ale nie taka zwykła zieleń. Za każdym razem, kiedy Nathiar spogląda w lustro, przypominają mu one zielone łąki niedaleko swojego domu. Intensywna, soczysta zieleń. Z szarym słonecznikiem, który jakby zapowiadał smutek i żale duszy chłopaka.. W końcu, oczy są zwierciadłem duszy, czyż nie…? Warto dodać, że nosi dwa srebrne kolczyki w chrząstce prawego ucha.
Charakter:
Jaka jest dusza Nathiara? Najłatwiej, wytłumaczyć sobie kolorowe wstążeczki, powiewające na wietrze. Wesołe, wolne, poddane tylko swojemu przyjacielowi wiatrowi. Aż pewnego dnia, zaczęło padać, wstążki namokły i opadły.. Wiatr, niegdyś im przyjazny, zaczął nimi szarpać, strzępić je. I choć po tej nawałnicy znów zaświeciło słońce, a pogoda się uspokoiła, wstążeczki już nigdy nie będą takie same, jak przedtem. Mogą tylko udawać, że jest dobrze, powiewając ponownie na wietrze. Nikt nie zna prawdziwego Nathiara. Nikt z żyjących. Nawet on sam nie jest do końca świadomy, co się z nim dzieje. Od tylu lat w rozsypce, zagubiony przed samym sobą. Ale zacznijmy od jego zewnętrznej powłoki, znanej wszystkim, stopniowo go rozbierając, aż do najgłębszych jego pragnień.. Trzyma się na uboczu. Jest cichy, nie wiele się odzywa. Wiecznie zamyślony, może nawet nieobecny. Gdy go o coś zapytasz, a będzie miał w miarę dobry humor, mruknie coś nie wyraźnie, czy powściągliwie odpowie na pytanie. Gdy będzie w gorszym nastroju, warknie coś, wstanie i sobie pójdzie. Kijem go lepiej nie tykać, ot co. Chyba, że lubisz wkładać patyki w mrowisko. To już inna sprawa. Wiecznie podirytowany obcymi ludźmi, zachowuje się jak baba z ciągłym okresem. Co nie wyklucza faktu, że jest na ogół opanowany i powściągliwy. Nie łatwo dopuszcza do siebie ludzi, można rzec, że jest wręcz aspołeczny. Nie ufa nikomu. Nawet sobie.. Co nie znaczy, że nie może kogoś darzyć sympatią. Wtedy, z wiecznego, zamkniętego w sobie gbura zamienia się w dość małomównego, ale mimo to miłego towarzysza. Wierzcie lub nie, czasem nawet zdarzy mu się żartować. Bardziej dba o maniery, o których zdarza mu się zapominać przy „szarych ludzi”. Ale i tak zostaje na uboczu, nie angażując się. Prawdą jest, że Nathiar jest tchórzem. Boi się, że jak kogoś do siebie dopuści, to zostanie zraniony – lub co gorsze – sam kogoś zrani. Jest małym, zagubionym i niedojrzałym chłopcem, daleko mu do mężczyzny, którego udaje. Tworzy wokół siebie mur, którego nie pozwoli nikomu zburzyć. Woli zrezygnować z relacji z innymi ludźmi, niż dać się wykorzystać. Nie jest szczery, jest perfidnym kłamcą, który oszukuje samego siebie. Świat jest piękny, żyj z uśmiechem, a wszystko będzie dobrze. Cynik, hipokryta. Ale mimo wszystko chłopiec, który nie potrafi odnaleźć samego siebie.
Historia
To nie jest historia wielkiego bohatera, wspaniałego wojownika czy mężnego rycerza. To nie jest historia o miłości, zdradzie i namiętności. Także nie jest to historia o mordzie, krwi czy nienawiści. W takim razie, o czym będzie ta opowieść? O przyjaźni czy samotności, zaufaniu czy lęku? Czy ta historia jest wyjątkowa? Wszystko zaczęło się dawno temu, w odległej, zielonej krainie. Gdyby Fiore znajdowało się na Ziemi, owe miejsce można by było spokojnie nazwać Irlandią. Bezkres szmaragdowych pól, szumiące pieśni lasy, wesołe potoki i wiatr, który swym ciepłym oddechem delikatnie falował trawami łąk. Ludzie tu mieszkający słynęli z swej dobroci i gościnności, zaś tutejsze jedzenie uchodziło za jedno z najlepszych na świecie. Wielu podróżników nazywało krainę rajem i mimo ogólnego braku znajomości magii czy technologii, pragnęli zostać w tym miejscu na zawsze. I właśnie tutaj, w jednej z niewielkich chatek, na świat przyszedł mały, zielonooki chłopiec. Od dziecka spędzał czas na zabawie, radosnym bieganiu po zielonych polach. Gdy miał 5 lat, na świat przyszła jego młodsza siostra - Elieen. Szybko stała się jego oczkiem w głowie. Rodzeństwo rozumiało się bez słów, a każdą chwilę spędzało pod gołym niebem, w cieple promieni słonecznych czy blasku gwiazd. Nathiar, zamiast uganiać się za dziewczętami z wioski, wolał uszczęśliwiać swoją 10 letnią siostrzyczkę - wręczając je świeże kwiaty z łąki, czy jakieś upominki z targu, które młodzieniec kupował za ciężko zarobione pieniądze, które dostawał za pomoc niesioną ojcu - rybakowi. Właśnie wtedy nauczył się podstaw magii Czterech Stron Świata, aby pomagać swojemu rodzicowi jako nawigator. Elieen zaś szczególnie upodobała sobie kryształ górski, a jej brat na każde urodziny dziewczyny kupował jej mały kryształek, zawsze innego koloru. Żyło im się dobrze, w dostatku, byli wolni od wszelkich trosk i zmartwień. Nathiar wraz z siostrą cieszyli się każdą chwilą... Żyli tak, aby niczego nie żałować. Ale jak to w takich historiach bywa, wszystko miało się nagle skończyć... Był słoneczny dzień. Młodzieniec przemierzał targ, w poszukiwaniu nowej ozdoby dla siostry. Za parę dni miała skończyć 9 lat. Wesoło wspominał jej radosne, orzechowe oczy, lśniące kasztanowe włosy do łopatek i zaciętą minkę. Często podpierała się pod boczki drobnymi rączkami, z wyrzutem patrząc na swojego braciszka. Elieen była z natury uparta - mimo że miała dopiero 9 lat, już stawiała na swoim, a swojego zdania tak łatwo nie zmieniała. No i była wulkanem pełnym energii, wszędzie było jej pełno. Gdzie nie spojrzysz - tam Elieen! Szczególnie w myślach Nathiara... Chłopak zatrzymał się przy jednym z straganów, który obsługiwała stara kobieta w bladożółtej chuście. Może kiedyś była biała, ale wypłowiała jak i uroda staruszki. Tylko oczy babci pozostały młode, lśniące, pełne życia. Serdecznie spoglądały na Nathiara. - No, chłopcze, czyżbyś szukał jakiegoś upominku dla damy swego serca? - Zagaiła, jak to starsze panie miały w zwyczaju. Jednocześnie poprawiła parę droższych i ładniejszych naszyjników, aby te lepiej się prezentowały. - ..co? Ah, ja! Nie! - Zaperzył się chłopak. Przy każdym straganie to samo, czy on wyglądał na jakiegoś Casanovę? Był zaledwie młodym chłopakiem, nie w głowie mu dziewczyny. No, może poza jego siostrą, ale ona była wyjątkowa. Nerwowo podrapał się w tył głowy, chcąc ukryć zakłopotanie. Rany, co było z tymi babciami! Usilnie wyszukują wszędzie romansów. Zielone oczy chłopaka powędrowały po wystawionej biżuterii. - Ten poproszę. - Wskazał palcem naszyjnik w rogu. Już szykował się, aby wyjąć sakiewkę z odłożonymi klejnotami, gdy nagle staruszka powstrzymała jego rękę. Spojrzał na nią zaskoczony, mrugając. To chciała w końcu sprzedać towar, czy nie? - Nie ten, chłopcze, nie ten. - Kobieta pokręciła przecząco sędziwą głową, ciągle trzymając mocno za nadgarstek szatyna. Nie zrozumiał. - Ale ja chce ten. - Rzekł z uporem. Może ta nieustępliwość była jednak rodzinna? Może.. Nie było czasu się teraz nad tym zastanawiać. - Nie ten, chłopcze. - Powtórzyła. - Takie naszyjniki nie są dla dzieci. - Nie rozumiem. - Odparł szczerze. Co jej przeszkadzało? Specjalny naszyjnik +18? Przyjrzał mu się jeszcze raz, ale niczego szczególnego nie zauważył. Zwykły ametyst, ot co. - To.. Przeklęty klejnot. Zły, bardzo zły. - Wyjaśniła po chwili staruszka. Na jej twarzy malował się przelotny strach, czoło pokryły jeszcze głębsze zmarszczki. - Przynosi nieszczęście. Szatyn przez jakiś czas wpatrywał się w kobietę w milczeniu. Chwile potem wyrwał rękę z jej uścisku i roześmiał się donośnie. - Proszę wybaczyć, ale nie nabierze mnie pani. - Wygrzebał odpowiednią ilość klejnotów z sakiewki i wcisnął w dłoń zaskoczonej handlarki. - Tylko ja mam wpływ na mój los! - Rzucił na odchodne, uprzednio porywając upatrzony sobie naszyjnik. Szedł do domu raźnym krokiem, co chwila zerkając na prezent, jakby upewniając się, czy aby na pewno klejnot nie znikł. Niezbyt przejął się słowami staruszki, kolokwialnie mówiąc: miał je w czterech literach. Dla Nathiara liczył się tylko uśmiech siostrzyczki, kiedy ta zobaczy, co od niego dostała. Zerknął przed siebie. Na horyzoncie, gdzie znajdowała się jego rodzinna wioska, unosił się ciemny dym. Czternastolatek zmarszczył brwi. Nie pamiętał, aby dziś był dzień palenia odpadów, a sama czarna chmura była zbyt wielka, jak na dym wydobywający się z komina jakiegoś domostwa. Poczuł lekki niepokój, ale po chwili uspokoił sam siebie - przecież mogli przesunąć dzień palenia, albo coś takiego. Podświadomie przyspieszył kroku, coraz bardziej zbliżając się do domu. Widok, który ujrzał, ugiął pod nim kolana. Oblał go zimny pot, w gardle pojawiła się gula, a powieki zaczęły go piec. Szeroko otwartymi oczyma wpatrywał się we wszechobecny ogień, trawiący zgliszcza jego ukochanej wioski. Miał ochotę wyć, krzyczeć. Ostatkami sił pobiegł dalej, kierując się do swojego domu. Cały zdyszany, bowiem od biegu i przerażenia, pragnął dowiedzieć się, co z jego rodzicami i Elieen. Musiała minąć wieczność, kiedy do chłopca podeszła jedna z sąsiadek, nieudolnie próbując go odsunąć od zgliszcz. Nic do niego nie docierało. Gdzie jest Elieen? Dlaczego nie ma mamy i taty? Nie trafiał do niego sens słów sąsiadki, opowiadających o najeździe, czy o tym, że się nim zaopiekuje. Chciał tylko zobaczyć jeszcze jeden raz uśmiech swojej siostry...
W palcach obracał lekko nadpalony papier. Od czasu do czasu otwierał go i składał, jakby ta monotoniczna czynność miałaby mu w czymś pomóc. Był to rysunek. Krzywo narysowane drzewo, zielone łąki w tle i dwójką ludzików: mniejszy, jakby w czerwonej sukience i wyższy, w ciemnozielonym ubraniu. Oba ludziki miały brązowe włosy. Trzymały się za ręce. Nathiar schował pieczołowicie kartkę do wewnętrznej kieszeni zużytego płaszcza. Była to jedyna pamiątka po jego siostrze, Elieen. Jej rysunek, który jakimś cudem nie uległ spaleniu. Przymknął oczy i oparł się wygodniej o fasadę starej kamienicy. Minęły dwa lata, odkąd jego rodzina zginęła w tajemniczym pożarze. Od tej pory, żył na ulicy, jedząc to, co sam ukradnie. Odmówił życia pod dachem sąsiadki, w jego.. rodzinnej.. wiosce. Za każdym razem, kiedy widział zgliszcza swojego domu napełniał go okropny smutek i żal, ból, którego nie mógł znieść. Dlatego postanowił uciec od tego jak najdalej, spróbować zapomnieć i zacząć nowe życie, z dala od przeszłości. Tak przynajmniej myślał mały, czternastoletni chłopiec. Teraz, dwa lata później, Nathiar dobrze wiedział, iż ten scenariusz wcale nie był aż tak kolorowy. Żył w nędzy, w głodzie, jako zwykły złodziej. Przeklęty naszyjnik wyrzucił dawno, nie chciał mieć już z nim nic do czynienia. Otworzył oczy. Znajdował się na ulicy targowej, gdzie po przeciwnej stronie od straganów znajdowała się stara kamienica, o której fasadę się teraz opierał. Wzrokiem zlustrował kupców, dłońmi poprawiając zaś koński ogon, upewniając się, że długie włosy nie będą mu przeszkadzać. W krótkim czasie znalazł potencjalną ofiarę: na oko bogatego kupca, bruneta, przeglądającego tkaniny wystawione na sprzedaż. Zielonooki wmieszał się w tłum, nie tracąc mężczyzny z oczu, powoli zbliżając się do niego, mając na oku pękatą sakiewkę, wiszącą u jego pasa. W odpowiednim momencie przeszedł koło niego, porywając klejnoty. Mężczyzna nawet się nie zorientował. Gdy chłopak tylko poczuł ciężar sakiewki, uśmiechnął się pod nosem. Po chwili mina mu zeszła, gdy usłyszał krzyk jednej z handlarek: - ZŁODZIEJ!!! Posłał jej nienawistne spojrzenie i puścił się biegiem. No cóż, czasem "operacje" chłopaka nie wychodziły i trzeba było brać nogi za pas. Biegł ile sił w nogach, skręcając w dobrze znane mu uliczki miasteczka. Po paru minutach ucieczki musiał jednak odpocząć - skrył się w jednym z zrujnowanych budynków, łapiąc nierówny oddech. Na jego nieszczęście, pościg zorientował się, gdzie młodzieniec się ukrył. Do opuszczonej kamienicy wszedł okradziony wcześniej mężczyzna oraz jakiś inny, wyższy, ubrany w czarny płaszcz, z dziwnym symbolem na twarzy. To właśnie on wbiegł tutaj pierwszy, odcinając jedyną drogę ucieczki zielonookiego. Zaczekał na kupca, wyraźnie oczekując na jego rozkazy. Okradziony mężczyzna uspokoił oddech i odszukał wzrokiem Nathiara, perfidnie się uśmiechając. - Połam mu ręce, to już niczego nie ukradnie. "Chyba, że stopą." - przeleciało przez myśl szatyna. To dziwne, że w tak krytycznym momencie trzymał go się czarny humor. Rozpaczliwie próbował wyłamać jedną z desek z zabitego drewnem okna, ale to było bezcelowe - zardzewiałe gwoździe trzymały się mocno. A nawet gdyby mu się udało, to i tak tajemniczy mężczyzna w czarnym ubiorze był tuż-tuż. "No to klops." Człowiek z tatuażem podwinął rękawy (niczym Snape~! Jeśli sprawdzająca wie, o który moment chodzi.. //dop. aut.), a chłopak zamknął swoje szmaragdowe oczy. To koniec. "Myśl, Nath, myśl, myśl, myśl...!" Wołał głosik w jego głowie, a szatyn jak na złość nie mógł się skupić. Jedyne, co potrafił, to nawigować. Nic, co by mogło pomóc. Nic, a nic! Wschód, zachód, północ, południe.. I wtem do jego głowy wpadł szalony pomysł. Otworzył oczy, a zobaczywszy wyciągającego szable przeciwnika, zaczął skupiać swoją moc magiczną, powtarzając w myślach: "Północ jest południem, południe jest północą, wschód jest zachodem, zachód jest wschodem. Północ jest..", czekając na odpowiednią chwilę. W momencie, kiedy napastnik zamachnął się, Nathiar uwolnił energię magiczną, licząc na cud. I udało się! Mężczyzna został obrócony o 180°, wpatrywał się teraz zdezorientowany w przestrzeń. Jednak radość młodzieńca szybko gdzieś uleciała, kiedy tylko jego napastnik obrócił się, z wściekłością patrząc na naszego bohatera. W sumie, mógł ponownie użyć tej samej sztuczki, ale ileż można kogoś wciąż obracać. A i w końcu siły go opuszczą, a wtedy będzie bezbronny... Z skupienia wyrwał go śmiech i klaskanie okradzionego wcześniej mężczyzny. Zarówno Nathiar jak i mężczyzna z tatuażem stali teraz w osłupieniu, nie mając bladego pojęcia, o co mu chodzi. Kupiec zaśmiewał się do rozpuku, a przeciwnicy spojrzeli na siebie przelotnie, wzrokiem mówiącym "wariat". Widocznie ciemnowłosy, tak samo jak zielonooki, nie rozumiał zachowania swojego pracodawcy. - No proszę, proszę...! Jesteś magiem! A taki niepozorny z ciebie chłopiec! - Kłamstwem by było stwierdzenie, że Nathiar nie obruszył się na te słowa. - Oj, nieoszlifowany klejnot, będzie z ciebie cenny nabytek.. REVE, ŁAP GO!!! - Zakończył swoją wypowiedź krzykiem, gdy ujrzał korzystającego z okazji do ucieczki chłopaka. Człowiek z tatuażem, na nieszczęście zielonookiego, chwycił go prędko za kołnierz. Chyba chłopiec nie miał innego wyboru, jak posłuchać kupca. - Nazywam się Andrew Richardson. - Przestawił się mężczyzna. W międzyczasie ciemnowłosy pochwycił skradzioną sakiewkę i rzucił ją mówiącemu mężczyźnie. - A to Reve, mój prywatny ochroniarz. Sługa wyszczerzył zęby w perfidnym uśmiechu. Oj, nie czekało go nic dobrego...
Syknął z bólu i próbował gwałtownie odsunąć twarz, ale ręka Reve'a mocno trzymała go za podbródek. Zielone oczy zerknęły na niego z szczerą nienawiścią, ale ciemnowłosy wydawał się tym wcale nie przejmować. A gdy ten przybliżył ponownie do jego policzka maszynkę do robienia tatuaży, młodzieniec zaczął gorliwie protestować. - Weź się..! Wiesz, jak to boli-?! - Koniec jego wypowiedzi przyciął siarczysty policzek wymierzony przez Reve'a. Z ust Nathiara wydobyło się soczyste przekleństwo. Teraz piekły go dwa policzki. - Wyobraź sobie, dzieciaku, że WIEM. - Ciemnowłosy jakby specjalnie lekko obrócił się do niego lewym profilem, na którym znajdował się symbol taki sam, jaki teraz usiłował wytatuować szatynowi. - Przestań się mazać jak baba. - Reve wyraźnie z niego szydził, co tylko bardziej zdenerwowało Nathiara. - Jakiś problem? O framugę pokoju oparł się sir Richardson, jak się okazało - właściciel licznych ziem, zakładów produkujących lacrimy, a także posiadacz tytułu szlacheckiego. Magnat słynął także ze swej osobistej ochrony, która składała się z świetnie wyszkolonych wojowników, a nawet paru magów. Na ich czele stał właśnie Reve, najbardziej zaufany sługa sir Richardson'a. Nie był zbyt lubiany, bowiem informował o wszystkim swojego przełożonego i utrzymywał rygorystyczny porządek w salach dla ochrony. No i jego trening - przy opowieściach innych wojowników o szkoleniu ciemnowłosego Nathiar bladł. - Czy to konieczne? - Mruknął zielonooki do magnata, wskazując na zaczerwieniony policzek z niewielkim skrawkiem wytatuowanego symbolu. Reve poparzył na niego karcąco, z lekkim zażenowaniem. Za to ich pan tylko się roześmiał. - Oczywiście, że tak, chłopcze. - Nathiarowi zeszła mina. - To mój znak rozpoznawczy. Gdy któryś z was nawieje, ktoś w okolicy go złapie i mi odda. Zresztą, Reve wie, o czym mówię. - Umieścił swoje chłodne spojrzenie w ciemnowłosym. Zielonooki też przeniósł na niego swój wzrok. Dziwne - zawsze uważał Reve'a za najwierniejszego sługę sir Richardson'a, jego uległego psa. A tu, ochroniarz magnata wytrzymywał jego wzrok, samemu obdarzając go nienawistnym spojrzeniem. Mierzyli się wzrokiem, a szatyn co chwila spoglądał to na jednego, to na drugiego, czekając aż któryś z nich ulegnie. W końcu sir Richardson opuścił pomieszczenie, zostawiając swoich ochroniarzy samych. Młodzieniec skupił wzrok na twarzy ciemnowłosego, która już nie wyrażała żadnych uczuć. Przecież Reve nigdy nie obdarzał swojego pana takim spojrzeniem.. Albo Nathiar po prostu tego nie zauważył? Trening Reve'a rzeczywiście nie należał do lekkich. Szatyn był szkolony dzień w dzień, przez wiele godzin. Nie raz słyszał, że jest tępy, oporny, pyskaty i w ogóle nie wiadomo, po co Andrew Richardson chce w swojej gwardii takiego słabego dzieciaka. W sumie Nathiar też nie miał pojęcia, ale gdy dają wybór pomiędzy służbą a śmiercią, to oczywistym jest, że wybiera się to pierwsze. Mijały lata, a zielonooki doskonalił swoją magię, zdolności, czy umiejętności walki. Nie raz to Nathiar zostawał wybrany na ochroniarza magnata, gdy ten miał jakieś sprawunki w mieście. Gdy znajdowali się w bardziej niebezpiecznej dzielnicy, zawsze znajdował się z nimi Reve. Wtedy też, Nathiar mógł być świadkiem niezwykłych walk - ciemnowłosy był prawdziwym mistrzem w swoim fachu, więc zielonooki zamiast wspomagać go w starciu, stał i gapił się na niego jak ciele na malowane wrota. Za co oczywiście dostawał w domu chłostę. Nathiar zdecydowanie zmężniał. Pod wpływem Reve'a wyrósł ze swoich słabostek, zyskał opanowanie. Co prawda tylko pozorne, bowiem w środku często się w nim gotowało, ale nie dawał tego po sobie poznać. Nie odzywał się bez pozwolenia pana, zresztą nie miał z kim rozmawiać. Jednego dnia Reve został śmiertelnie ranny, a Nathiar zajął jego miejsce. Dopiero wtedy zrozumiał, jak czuł się jego poprzednik. Darzył sir Richardsona czystą nienawiścią, za odebranie jego wolności, ale nie mógł z tym nic zrobić - bycie wiernym pozwalało mu żyć w lepszych warunkach. Teraz miał dostęp do komnat magnata, gdzie czuwał, aby nikt nie dostał się do bogacza, podczas gdy ten będzie spał. Tego dnia też znajdował się w sypialni mężczyzny, opierając się o drewnianą, rzeźbioną komodę. Wsłuchiwał się w miarowe chrapanie sir Richardsona, nie ruszając się, pozwalając łunie księżyca oświetlać jego prawy policzek. Początkowo należycie ignorował leżące na stole dokumenty, pozostawione w nieładzie i chaosie. No tak, sam magnat nie tknął by się sprzątania, zaś pokojówka zachorowała i pozostało to tak jak jest. Mówią, że ciekawość jest pierwszym stopniem do piekła, ale Nathiar nie mógł powstrzymywać się od ciągłego zerkania na papiery. W końcu zerkanie krzywdy nikomu jeszcze nie zrobiło, prawda? Nie do końca. Za którymś razem bowiem szatyn zauważył na dokumencie nazwę swojej wioski. "Pewnie jakieś moje akta." - przeleciało mu przez myśl - "Ale.. Zaraz.. Skąd Richardson wie, gdzie się urodziłem?". Ciekawość wzięła górę nad rozsądkiem, a młodzieniec (uprzednio upewniając się, że jego pan śpi) przesunął interesujący go dokument na wierzch.
„W miejscowości Waldalgesheim znajduje się groźny dla mnie przeciwnik, pod względem najmu ziem. Może chcieć konkurować o pola na południu, co nie jest mi na rękę. Na wszelki wypadek spalcie całą wioskę, nie pozostawcie nikogo żywego. Śmierć paru wieśniaków nie zrobi nikomu wielkiej różnicy.” Podpisano: Sir Andrew Edward Richardson.”
Zacisnął dłonie w pięść, aż mu knykcie pobielały. Więc to tak? Dlatego?! Dla paru, nędznych klejnotów był w stanie wybić całą wioskę? Jego rodziców?! Siostrę?! Zerknął przez ramie na śpiącego mężczyznę. Nie miałby szans się obronić.. Nie panował nad sobą. Nie myślał o niczym, kiedy szedł korytarzem, a kompani patrzyli na niego zaskoczeni. Nie docierały do niego pytania o krew na dłoniach, czy co się stało, albo gdzie idzie. Gdy ktoś próbował go zatrzymać, odepchnął tą osobę na ścianę, nawet nie zauważając, że to jeden z jego bliższych przyjaciół. Chciał jak najszybciej opuścić to miejsce, gdzie mieszkał, spał i jadł za pieniądze zdobyte na trupach. Nie chciał mieć z tym już nic wspólnego, zwyczajnie uciekł. Sprawa morderstwa sir Richardson’a prędko ucichła, gdy nie było żadnego podejrzanego. Cała jego służba, współpracownicy ukrywali wcześniejszą obecność Nathiara, sami mieli alibi. Jeden krył drugiego, więc Policja Magiczna umorzyła śledztwo, wiedząc, że i tak sprawcy nie znajdą. Nikt nie zaprzeczał, że śmierć sir Richardson’a była im na rękę.
Epilog
Płomień świecy niebezpiecznie zamigotał, jakby sygnalizując, że zaraz zgaśnie. W szybę okna bił deszcz, wywołując miarowy odgłos, a błyskawica od czasu do czasu dodatkowo rozświetlała pomieszczenie. Był to mały, skromnie umeblowany pokoik: skrzypiące podczas snu łóżko z twardym materacem, mała komoda, pojedyncze okno, drewniane drzwi. I biurko wraz z twardym krzesłem, na którym teraz siedział brązowowłosy mężczyzna. Od paru minut wpatrywał się bez celu w kartkę, trzymając pióro pięć centymetrów nad kałamarzem z czarnym atramentem. Powszechnie znana, dobra rada – aby wyżalić się i spisać wszystko, co leży człowiekowi na sumieniu – nic nie dała. Tylko przeżył swoją historię na nowo, czując to usilne ukłucie w sercu na myśl o Elieen. Zmiął papier, wraz z wszystkim, co napisał i rzucił w kąt. Po co mu to było..? Naiwny, myśląc, że rozdrapując stare rany uspokoi swe sumienie. Zamiast ukojenia czuł rozgoryczenie. Zdecydowanie łatwiej było mu uciekać. Tak znalazł się tu, w Fiore. Dlatego podejmował się zleceń najemniczych, aby zabić sobie czas. Z czasem, trafił do DHC, w sumie nie wiedział po co.. …nic już nie rozumiał.. Wziął leżący na łóżku płaszcz, założył i wyszedł w poszukiwaniu nowego zlecenia.
Umiejętności:
Sprinter [lvl. 1]
Skrytobójca [lvl. 1]
Bezszelestny [lvl. 1]
Medyk [lvl. 1]
Ekwipunek:
Zwykły scyzoryk, o typowych dla siebie właściwościach
Notes i ołówek
5 igieł o długości 9 cm, przymocowanych za pomocą materiału do przedramienia. Nie krępuje ruchów, a wyciąganie ich jest dość łatwe.
Stary rysunek siostry, gdzieś złożony i wciśnięty do kieszeni.
Latarka, mapa Fiore.
Śladowa ilość gazy, bandażu i malutka buteleczka wody utlenionej oraz maść kojąca ból.
Klucze do mieszkania.
Rodzaj Magii:
Magia Czterech Stron Świata - nie jest to jakaś silna, popularna czy choćby powszechnie znana magia. Pochodzi z czasów, kiedy ludziom nie znana była technologia, a wędrowcy potrzebowali nawigacji. Magia Czterech Stron Świata łączy więc w sobie geografię, kartografię oraz magnetyzację - ponoć to właśnie użytkownik tej magii stworzył pierwszy kompas, zaklęciem namagnesowując znajdującą się w nim igłę. Oczywiście, z początkowego, nawigacyjnego użytkowania zyskała charakter bojowy, w miarę rozwijania jej. Magowie pragnęli zmieniać kierunki, panować na ruchem Ziemi, zamienić Wschód z Zachodem..
Pasywne Właściwości Magii:
Chcąc, czy nie, wszelkie kompasy przy nim wariują.
Nie potrzebny mu kompas, aby wiedzieć gdzie jest północ, czy zachód. Sam to dobrze wie, po prostu czuje.
Posiada doskonałą wiedzę geograficzną (zakres przyrodniczy – zakres polityczny to nie jego działka). Oczywiście, jeśli coś nie jest ogólnie znane to i on tego nie wie..
Ma bardzo dobrą orientację w terenie – „rysuje” w swojej głowie mapę otoczenia.
Jest świetnym kartografem – potrafi tworzyć nawet mapy labiryntów.
Potrafi tworzyć bądź niwelować niewielkie pola magnetyczne, o niewielkiej sile małych obiektów, np. z drewna zrobi magnes na lodówkę.
Zaklęcia
D:
„..północ jest południem, wschód jest zachodem..” Obrócenie wokół własnej (pionowej) osi dowolnej rzeczy czy organizmu żywego (do rozmiaru jednego człowieka), reszta pozostaje bez zmian (np. prędkość obiektu). Obrócenie obiektu nie musi zawsze być o 180 stopni, bowiem kąt obrotu jest dowolny – od 1 do aż 359. I oczywiście, Nathiar potrafi tylko obrócić - zaraz po tym dane ciało może, przykładowo, z własnej woli z powrotem zwrócić się w pierwotnym kierunku.
„..wskaż północ igło ma, metalu trzymaj się..” Powtórka z PWM, tyle, że tu namagnesowanie jest mocniejsze. Mówiąc prosto, bez wzorów – potrafi sprawić, że dorosły człowiek zostanie mocno „przytrzepiony” np. do znajdującej się do 2m metalowej płyty, czy lodówki. Im obiekt lżejszy, tym dalej można go przyciągnąć (proporcjonalnie, ostateczna decyzja należy do MG). Czas trwania: 3 posty.
C:
„..Coriolisie, przyjacielu mój…” Wielokrotne zwiększenie siły Coriolisa na danym obiekcie (do jednego dorosłego człowieka) – efektem jest wymuszone pochylenie się 45stopni w lewo (na półkuli północnej) bądź w prawo (na południowej). Samo zaklęcie nie wpływa na ruch ziemi, czy ogólną siłę Coriolisa. Czas trwania: 3 posty.
„..większy, czy mniejszy..?” Inaczej: skala. I cóż tu dużo tłumaczyć, Nathiar potrafi zwiększyć w skali 2:1 bądź zmniejszyć w skali 1:2 dowolny obiekt martwy. Oczywiście, obiekt zwiększa/zmniejsza się proporcjonalnie, wraz z swoją masą. Przedmioty przed zwiększeniem nie mogą być od niego większe.
Ostatnio zmieniony przez Nathiar dnia Pią Mar 22 2013, 18:15, w całości zmieniany 4 razy
Finn
Liczba postów : 4279
Dołączył/a : 17/11/2012
Temat: Re: Nathiar Czw Mar 21 2013, 15:29
EQ - 666 , a maść... Co najwyżej uśmierzająca ból, nie lecząca.
PWM: 1. kompasy... ok... 2. ołk... 3. niech będzie, ale jak zwykle... jak coś jest nieznane wszystkim, to i on tego nie wie, bo nie miał skąd się dowiedzieć. 4. ma pamiętać teren, em... wiecznie? 5. yhu... ale tak na papierze, da? 6. silnego przyciągania to nie wytworzy, tak samo nie zredukuje, ale nieznacznie zmniejszyć/zwiększyć się uda. Zaklęcia: 1. To zmiana kierunku czy zwrotu? Bo chyba jak zwrotu, to ciało zmienia tor lotu o 180 stopni... 2. Ołk... Im lżejszy tym skuteczniejsze, ale maks to 3 posty. I polega to na namagnesowaniu osobnika, nie? Nie tworzysz żadnej płyty, da? 3. niech będzie... 3 posty... ale tylko ciało danej osoby, da? 4. zwiększyć... ale że tak całkiem całkiem zwiększyć, czy tylko rozmiar?
Nathiar
Liczba postów : 172
Dołączył/a : 24/02/2013
Temat: Re: Nathiar Czw Mar 21 2013, 16:41
EQ - 666, ok.
PWM: 3. Ofc. 4. No oczywiście, że nie xD. Pamięta przez jakiś czas, potem "obraz" zanika.. Pamieć ma normalną, to naturalne, że z czasem (po tygodniu czy więcej) nie będzie tak dobrze tego pamiętał. Po prostu lepiej to przyswaja, o.. W ogóle, skąd pytanie o pamięć @@. 5. Yup. 6. Ok~.
Zaklęcia: 1. Nyah. To magia geograficzna, nie fizyczna, dlatego pojęcie "kierunek" ma inne znaczenie. Jak dla mnie. Nawet nie wiedziałam, że zwrot można zmienić tylko o 180 stopni.. W takim razie *myśli, jak wytłumaczyć*.. Zmiana kierunku wraz z zwrotem (czyli obrót ciała wokół własnej osi) o dowolny stopień..? 2. Namagnesowanie osobnika. Płyta to tylko taki przykład, do czego może się przyczepić ^ ^'. 3. Da. 4. Całość, z masą. Dwa razy większe/mniejsze.
POPRAWIONE WSIO.
Colette
Liczba postów : 1788
Dołączył/a : 13/08/2012
Temat: Re: Nathiar Pią Mar 22 2013, 19:00
Cytat :
Intensywna, soczysta zieleń. Z szarym słonecznikiem
Wut? Skoro to soczysta zieleń ze słonecznikiem to co tu robi ta kropka? Brzydko...
Cytat :
nie wiele się odzywa
Razem - niewiele.
Cytat :
nie wyraźnie
Razem - niewyraźnie.
Cytat :
samego siebie. Świat jest piękny, żyj z uśmiechem, a wszystko będzie dobrze. Cynik, hipokryta. Ale mimo wszystko chłopiec, który nie potrafi odnaleźć samego siebie.
Powtórzenie.
Cytat :
Wszystko zaczęło się dawno temu, w odległej, zielonej krainie.
Nie wiem co tu robi ten przecinek...
Cytat :
słynęli z swej dobroci
ZE.
Cytat :
Młodzieniec przemierzał targ, w poszukiwaniu
Co tu robi ten przecinek?
Cytat :
jednym z straganów,
ZE.
Cytat :
Znajdował się na ulicy targowej, gdzie po przeciwnej stronie od straganów znajdowała
Powtórzenie.
Cytat :
(niczym Snape~! Jeśli sprawdzająca wie, o który moment chodzi.. //dop. aut.)
<3
Cytat :
Jedyne, co potrafił, to nawigować
Na co te przecinki w tak krótkim zdaniu? Może drugi jeszcze spx, ale ten pierwszy zbędny.
Cytat :
Z skupienia
ZE.
Cytat :
Nazywam się Andrew Richardson. - Przestawił się
Zjadło się literke :3 PrzeDstawił.
Cytat :
Reve wie, o czym mówię
Niepotrzebny przecinek.
Cytat :
i w ogóle nie wiadomo, po co Andrew Richardson
Nie potrzebny przecinek.
Dużo przecinków, a i tak wszystkich nie wypisywałam - nieważne~ Ważne, że historia mi się podobała *w* To jedna z tych historii, które na początku mówię 'długa', a jak zaczynam czytać to nagle się kończy! @_@ Się człowiek wczuwa, chce poczytać, a tu nie wiadomo kiedy koniec przyszedł! Co to znaczy? A to, że kp mi się podobała <3 Sio na fabułę! AKCEPT części opisowej~
Poniżej znajdują się buttony for, z którymi obecnie prowadzimy wymianę. W celu nawiązania współpracy zachęca się do odwiedzenia pierw tematu z regulaminem wedle którego wymiany prowadzimy, a następnie do zgłoszenia się w tym temacie. Nasze buttony oraz bannery znajdują się zaś w tym miejscu.
Layout autorstwa Frederici. Forum czerpie z mangi "Fairy Tail" autorstwa Hiro Mashimy oraz kreatywności użytkowników. Wszystkie materiały umieszczone na forum stają się automatycznie własnością jego jak i autorów. Dla poszanowania Naszej pracy uprasza się o nie kopiowanie treści postów oraz kodów bez uprzedniej zgody właścicieli.