I've never seen a decent person among those who say they're going to save the world while forsaking the people around them. Those types of men are always so intoxicated by thier own hollow dreams that they call every little thing in front of them trivial.
Jo i Karuna niewiele pamiętali z tego co stało się w ostatnich minutach, możliwe że nawet w ostatnich godzinach, lecz wiedzieli jedno. Byli wciąż żywi. Jeszcze jakiś czas temu, nie za długi, wchodzili na pokład statku płynącego w bardziej znane im regiony, będąc nieco zagubionymi w sytuacji w której się znaleźli. Ostatnimi czasy i zapominalstwo znacząco się nasiliło, tym razem jednak powód braku pamięci na temat ostatnich kilku chwili był całkiem jasny. Nieopodal nich samych, leżących w tym momencie na wybrzeżu niewielkiej, na pierwszy rzut oka wyglądającej na tropikalną, wyspy, wbita w piasek tkwiła przednia część łajby którą się poruszali. Oderwana od reszty statku dobitnie sugerowała, że ten nie dotarł raczej szczęśliwie do miejsca przeznaczenia.
W tym momencie nasza dwójka leżała na piasku, a dolna część ich ciał oblewana była przez fale morskie, które nic nie robiły sobie z tragedii jaka niewątpliwie spotkać musiała żeglarzy. Faktycznie, na horyzoncie majaczyły w oddali burzowe chmury, nad samą wyspą zaś znajdowały się te delikatniejsze, bardziej szare. Tutaj burzy nie było, przynajmniej jeszcze. Bohaterowie zaś dochodzili spokojnie i powoli do siebie, a na swoje szczęście mimo wszystkiego co mogło się zdarzyć, a o czym nie pamiętali - nic im nie było. Ba, mieli nawet przy sobie przedmioty, których właścicielami niedawno się stali - bramę Gladheim i pierścień Hexavoxa. Szkoda, że niestety tylko to plus rzeczy, które mieli akurat przy sobie pozostały w ich posiadaniu, lekko tylko podniszczone tu i ówdzie.
I mieli chyba problem.
Autor
Wiadomość
Kirino
Liczba postów : 3064
Dołączył/a : 14/11/2012
Temat: Re: Wyspa Malaftsul Pon Gru 25 2017, 15:32
MG:
- Tu, tu, wszędzie, wszędzie, tu, tam, tu, nad, nad nie, pod, pod, tu, tam. - odpowiedziały węże, stosunkowo szybko reagując na pytanie kobiety.Najwyraźniej były dość rozmowne, mimo swojego pierwotnego poziomu agresji, który przecież wciąż był widoczny w trzecim... a przynajmniej byłby widoczny, gdyby trzeci był gdzieś w pobliżu. Choć może to złe sformułowanie, bo choć trzeci daleko nie był, to widać go wciąż nie było. Mimo tego jednak Karunie udało się spokojnie wstać na równe nogi. Dobra nasza. Tyle, że stanie długo nie trwało (that's what she said), bo zamiast tego ramiona Jo pochwyciły szybko swoją panią, odrywając ją od ziemi i pozwalając na chwilę przynajmniej poczuć się kobiecie jak gdyby lewitowała - lecz to tylko Jo trzymał ją teraz, nie pozwalając jej nawet stykać się końcówką buta z ziemią. Chwilę później ruszył, szybko, w kierunku plaży, zostawiając za sobą rozmowne węże i być może zostawiając za sobą tego trzeciego... ciężko było to wyczuć, bo gdy teraz Jo skupił się na swojej umiejętności szybko zauważył, że trujących rzeczy było tutaj całkiem sporo. Czy był to ten sam wąż, który wcześniej ich spotkał, ciężko było powiedzieć, czasem jednak Jo potrafił wyczuć nawet kilka źródeł trucizny, a nie tylko jedno pojedyncze.
Pamiętacie moi drodzy, kto oznaczał drzewa, by móc trafić z powrotem na plażę? Ja pamiętam! 10 punktów dla każdego kto pamięta. A pamiętacie moi drodzy, czy ta osoba kiedykolwiek powiedziała drugiej osobie o tym, że to robi? Kto pamięta? -10 punktów dla każdego kto pamięta! Bo to się akurat nie wydarzyło. A pamiętacie o czym myślała druga osoba zamiast skupić się na tym, co robiła Karuna z toporkiem? 10 punktów dla każdego kto pamięta!
Jo po chwili zauważył jedną rzecz. Plaży nie było tam, gdzie według niego powinna być. Wszędzie była dżungla. Dżungla. Dżungla.
I punktowe źródła trucizny, to tu, to tam. Unikać nie było sensu. Nic nie atakowało. Po prostu, na ten moment... było.
Karuna
Liczba postów : 134
Dołączył/a : 06/02/2017
Temat: Re: Wyspa Malaftsul Pon Gru 25 2017, 20:40
Wszystko zadziało się za szybko. Cała jej konwersacja, chociaż nieco straszna, nie napawała optymizmem. Wszędzie? Ludzie... są... wszędzie... Bała się tego, do jakich konkluzji doszedł jej umysł tylko wzmagając strach przed czającym się w trawach drapieżnikiem. Nawet fakt, że podniosła się z ziemi nie był zbyt długo obowiązujący. Zanim zdążyła zrozumieć, co się stało, odpowiedzieć "tubylcom" czy zrobić cokolwiek innego, grunt znowu uciekł jej spod nóg, chociaż tym razem nie dlatego, że upadła. Nie uderzyła o ziemię, a zamiast tego dość szybko zrozumiała, że się przemieszcza. Ale jak? Dlaczego? Odnotowała Jo. Całkiem blisko niej. Ba - za blisko! M-moment! Czy on ją w-właśnie niósł!? I to jak jeszcze była w takim stanie? Dalece jej było, by czuć się w pierwszych chwilach jakkolwiek komfortowo psychicznie, a kiedy spojrzała, jaki kierunek obrał Jo do ucieczki, wcale nie poweselała. Wręcz przeciwnie.
Wbiegł jeszcze bardziej w dżungle! W kompletnie innym kierunku, niż wyjście z niej, a kiedy tak biegł i biegł sama pogubiła się, jak trafić z powrotem na plażę. Cała jej praca z oznaczaniem drzew zdawała się być kompletnie bez sensu, ale przecież nie spodziewała się, że to nie ona będzie prowadziła! A teraz się zgubili. W dżungli.
Jej przerażony wzrok powoli przebiegł po okolicy, a myśl, że prawdopodobnie nie wrócą z powrotem nie napawała optymizmem. Co, jeżeli tutaj wszędzie są takie węże? ALBO COŚ GORSZEGO? A teraz nawet stracili orientację, w którą stronę jest droga powrotna! Jeszcze chwilę temu czuła się bardzo nieswojo w ramionach Jo, teraz jednak cała sytuacja była na tyle przytłaczająca, że było to prawdopodobnie jedyne miejsce w promieniu... bardzo wielu kilometrów, gdzie czuła się bezpiecznie. Mimowolnie wtuliła się nieco bardziej w swojego niewolnika, jakby miało to chociaż trochę naprawić obecną sytuację. Ale nie naprawiało... - Nie pamiętasz może p-przypadkiem drogi powrotnej...? - zapytała cicho z nadzieją, jednak nie liczyła na dużo. Chciała do domu. A skoro nie mogła być w domu, to chociaż nie w środku dżungli.
Tylko co teraz? Jeśli zaczną szukać drogi powrotnej prawdopodobnie pobłądzą jeszcze bardziej. Ale pobłądzą bardziej tak czy siak. A może Jo miał jakiś pomysł, jak stąd wyjść? Tak, to może być to! Gorzej, jeśli nie. Wtedy faktycznie będą musieli pomyśleć, co dalej. - Powinniśmy jakoś wrócić na plażę... A jeśli nie, to znaleźć tutaj jakąś jaskinię... czy cokolwiek. Schronienie... I chyba w tym wypadku nie będzie miało znaczenia, w którą stronę pójdziemy... Znaczy pójdziesz. - mówiąc ostatnie zacisnęła dłoń na ubraniu Jo próbując schować nieco poczerwieniałą twarz pod kosmykami włosów. Nie miała sił. Może nawet nie takich fizycznych, ale zdecydowanie miała już trochę dość wrażeń jak na jeden dzień. A co, jeśli znowu obskoczą ją węże!? Albo coś gorszego? A tak, to może... może jak zostanie tak jak jest... t-to może będzie chociaż trochę w lepszym położeniu, prawda? Jedna jej część chciała zakopać się gdzieś pod kołdrą z dala od wzroku ludzi, druga jednak chciała, by ten jej nie puszczał. Zdecydowanie nie czuje jakiegoś pociągu do pasjonujących przygód.
Jo
Liczba postów : 5542
Dołączył/a : 29/08/2012
Skąd : Poznań
Temat: Re: Wyspa Malaftsul Pią Gru 29 2017, 14:02
Jo wiedział jedno - nienawidził Dżungluff. Jednak takie miejsca w których niemal wszystko mogło zabić jego panią, były bardzo niemile widziane. Tym bardziej że jak jeszcze wierzył w zdolność dogadania się Karuny z jakimś wężem, pająkiem czy trującym agresywnym świstakiem, tak na pewno Karuna nie dogada się z szyszką czy innym drzewem. A przecież rośliny też bywały trujące! Jeden nierozważny ruch czy nieodpowiednia zebrana jagoda i żegnaj okrutny świecie, a przecież cholera, Jo o survivalu nie wiedział zupełnie nic. I zapewne nie odróżniłby jagody od jakiejś trującej maliny. Przecież on jeszcze nie tak dawno, pierwszy raz w życiu jadł truskawki! Był aktualnie - totalnie bezużyteczny. No dobra, prawie bezużyteczny.
Wciąż sprawdzał się, jako pojazd na przykład. Teraz niósł Karunę i o dziwo chyba nie śpieszyło jej się na ziemie. Na dodatek po biegu w kierunku plaży okazało się że nie ma tutaj plaży. Fenomenalnie. Zapytany o to czy zna drogę powrotną, początkowo odpowiedział Karunie jedynie milczeniem, zajęty analizowaniem własnych mocy, zdolności i umiejętności. No bo, czy potrafił zlokalizować plażę? To było okrutnie trudne pytanie. Niestety, odpowiedź brzmiała nie.-Możemy pójść przed siebie...-Zasugerował. I jeśli Karuna nie miała nic przeciw, to rozglądając się w poszukiwaniu schronienia, Jo faktycznie ruszył przed siebie. Kappa.
Kirino
Liczba postów : 3064
Dołączył/a : 14/11/2012
Temat: Re: Wyspa Malaftsul Sob Sty 06 2018, 03:05
MG:
Kappa indeed. Nasza zagubiona dwójka znalazła się w sytuacji, w której nie bardzo było wiadomo co zrobić poza może ewentualnym krzyczeniem "jungle, you're tearing me apart" co było dość dziwne, bo to najczęściej podróżnicy przez dżunglę mieli zwyczaj "tearowania" przez nią. Dobre dla Jo było to, że Karuna nie próbowała się wyrywać z jego uścisku i ten mógł kompletnie spokojnie ruszyć dalej na wprost, nie martwiąc się o to, że gdzieś mu się dziewczyna zgubi. No i dodatkowo mógł zażyć jej bliskości, a czasami każde pocieszenie było dobre.
Dżungla była jednocześnie przerażająca i nudna. Przerażająca dlatego, że funkcjonowała trochę jak ciemność - nie wiadomo było co krył się za kilka metrów i co stanie się po przejściu kilku kolejnych, jaki stwór, widmo czy innych potwór wyskoczy. Z drugiej strony - była to zieleń, zieleń, zieleń i właściwie to tyle. Czasem podróżującym przez nią podróżnikom wydawało się, że jeszcze gdzieniegdzie widać było ślepia jakichś innych istot, czasem coś dziwnego wystawało z ziemi i zasadniczo co kilka chwil można byłoby się zatrzymywać by kontemplować dziwnego kwiatka czy potencjalne zwierzątko, ale nic nie było na tyle "potężnego" by zmusić podróżujących do zatrzymania się. I w tym też tkwił problem. Szukali oni schronienia, ale czy to w ogóle istniało? Czy cokolwiek można było nazwać w ten sposób w tym miejscu?
Ostatecznie Karuna i Jo błądzili. Błądzili i to błądzili długo. Błądzili na tyle długo, by uświadomić sobie jedną rzecz.
Schronienia de facto nie było. Żadna opuszczona jaskinia na nich nie czekała, żaden opuszczony namiot czy nagła osada miłych tubylców. Na ten moment, jeśli chcieli znaleźć jakieś bezpieczne miejsce musieli znacząco zmienić sposób myślenia.
Zaczynało być ciemniej. Ciemniej w tym przypadku oznaczało też potencjalnie groźniej. I głodniej.
Karuna
Liczba postów : 134
Dołączył/a : 06/02/2017
Temat: Re: Wyspa Malaftsul Czw Sty 11 2018, 19:11
Z wyjątkowym zacięciem broniła się przed myślą, że pogorszenie się ich już i tak złej sytuacji było winą Jo i jego niespodziewanej szarży przez las. A broniła się faktem, że najprawdopodobniej z dużą pewnością uratował ją przed jednym z węży... chociaż pozostała dwójka mogła przecież coś wiedzieć, byli w końcu rozmowni. Lubili disco po... nie, to akurat nie był kompletny plus całej sytuacji. Raczej pewna rysa na psychice, ale nie oczekiwała niczego innego od węży w środku dżungli na bezludnej wyspie. W każdym razie jej plan znalezienia jaskini czy czegoś podobnego nie zakładał dokładnie scenariusza, kiedy żadnej jaskini nie ma. Im dłużej błądzili, tym bardziej uświadamiała sobie ten fakt i z tym większą grozą obserwowała otoczenie siedząc, we względnie bezpiecznych, ramionach Jo. - To nam nic nie da... - stwierdziła z entuzjazmem osoby, która właśnie uświadomiła sobie, że siedzi po uszy w bagnie. Co z tego, że będą iść na przód, skoro tam nic nie ma? Jasne, zawsze to szansa, ze dojdą... gdzieś. Na drugi koniec wyspy chociaż. Ale to im obecnie da niewiele biorąc pod uwagę, że jedynym optymistycznym faktem byłby brak dzikich stworzeń chcących ich za... A nie. Tam też zawsze coś mogło być, ale przynajmniej byłoby lepiej widoczne. - Znajdź miejsce w stylu... jakiejś polanki? Takiego, gdzie dałoby się postawić szałas, może dwa... - jeżeli nie ma schronienia, to będą musieli je zrobić. W tej czy inny sposób i modlić się, by deszcz był tylko deszczem i nie przyszedł z kolegami pod postacią błyskawic. Byli wśród drzew. Wśród cholernych, wysokich drzew. Ale mieli też Jo i tomahawk, a to dawało nie tylko materiał na coś, gdzie mogliby się schować, ale również narzędzia. Ale to dalej drzewa. Może powinni w pierwszym odruchu zbudować jakąś kapliczkę*?
*na przykład taką, w której czciłoby się Kirie... Znaczy MG.
Jo
Liczba postów : 5542
Dołączył/a : 29/08/2012
Skąd : Poznań
Temat: Re: Wyspa Malaftsul Pią Sty 19 2018, 14:02
Może to ta pora w której powinien przestać słuchać Karuny i zadbać o jej bezpieczeństwo narażając się na jej gniew? Nie, nie. Jeszcze za wcześnie. Karuna świetnie sobie radziła, wiec Jo musiał jej słuchać. Zwłaszcza że jego pomysły nie bardzo się różniły od tych jej. No i przede wszystkim - to on ich w to wpakował. Dlatego też teraz, zgodnie z zachcianką Karuny, zaczął rozglądać się w poszukiwaniu jakiejś polanki. Albo innego względnie bezpiecznego miejsca. W zasadzie Jo uważał że starczy miejsce, w którym dałoby radę postawić szałas. Mistrzem budowania szałasów to on nie był, w zasadzie nie miał o tym zielonego pojęcia. Dlatego raczej byłoby to kilka większych gałęzi z liśćmi opartych o siebie. No i co najważniejsze, z gołą ziemią. W poszyciu mogło kryć się wiele niebezpieczeństw. Czy nie powinni rozpalić ogniska? Czy potrafią rozpalić ognisko?
Kirino
Liczba postów : 3064
Dołączył/a : 14/11/2012
Temat: Re: Wyspa Malaftsul Nie Sty 21 2018, 15:48
MG:
Dużo pytań. Dużo wątpliwości. Tych nasi bohaterowie mieli w nadmiarze. Czego zdecydowanie w nadmiarze nie mieli to szczęścia i pomysłów na przetrwanie. No bo co jeśli polanki by nie było? Koniec? Czas się poddać i pogrzebać własne ciała na ile to było możliwe albo oddać wężom? Kto wie, może takie podwójne samobójstwo było rozwiązaniem i to dość romantycznym przy tym wszystkim?
A może jednak ktoś z góry nie chciał by tak szybko umarli, bo Jo faktycznie polankę w pewnym momencie wypatrzył. Wooohooo! Tzn. w pierwszej chwili tylko zauważył, że drzewa jakby się przerzedzały w jednym z miejsc, a idąc tam dalej, w końcu dotarł do miejsca, gdzie drzewa aż tak gęsto nie rosły i od biedy za "polankę" można było to nazwać, choć bardziej było to po prostu miejsce gdzie akurat drzewa stwierdziły "chrzanić, nie rosnę". Mało tego, dziwna rzecz, ale znajdowała się tu też rzeczka. Dość dziwna sprawa, bo ogólnie był to duży kamień, większy od Jo i szerszy od naszej dwójki razem wzięty, z którego wypływała woda, całkiem czysta na pierwszy rzut oka. Wypływała i momentalnie upadała na ziemię, w dziurę znajdującą się pod kamieniem. Dziura to też było duże słowo, ot po prostu tam sobie ta woda wsiąkała. Magia!
Szałas był bardziej problematyczny. Jo miał toporek i pewnie dobrą wolę, ale robienie szałasu, jakiegokolwiek, było dość problematycznym zadaniem. Gałęzie jeszcze zdobył, ale jak je ustawić tak by tworzyły jakieś faktyczne zabezpieczenie? Musiał pogłowić się nad tym z Karuną. Plus trochę gałęzi by się jeszcze przydało, a te w najbliższej okolicy, które były w zasięgu jego ramion zostały już zebrane. Musiałby wyruszyć troszkę bardziej wgłąb lasu by jeszcze kilka przynieść, A TO groziło tym, że spuści on z wzroku swoja panią. Oczywiście mogła też iść za nim. No i nikt jeszcze nie ogarnął kwestii ognia. A było coraz ciemniej. Widoczność znacząco opadła. Robiło się faktycznie niebezpieczne, a odgłosy dżungli zdawały się być bardziej nieprzyjazne niż wcześniej.
Gdyby tylko ktoś zbudował kapliczkę dla MG, może to faktycznie by zadziałało?!
Karuna
Liczba postów : 134
Dołączył/a : 06/02/2017
Temat: Re: Wyspa Malaftsul Pon Sty 29 2018, 19:26
Potrzebowali szałasu. Potrzebowali ognia. Potrzebowali jedzenia. Właściwie to potrzebowali cywilizacji, ale te trzy pierwsze rzeczy zdawały się być łatwiejsze do osiągnięcia. Przynajmniej woda była, ale nie wiedziała, czy winni ufać tak po prostu wodzie wypływającej jak gdyby nigdy nic z kamienia. Co to, kran był? No i nie wiadomo, czy była pitna i to raczej coś, co będzie musiał sprawdzić Jo.
Ogień. Żeby rozpalić ogień potrzebne jest iskra i coś, co może się palić. Nie mieli wystarczająco materiału na szałas, a co dopiero na ognisko! W obliczu tego faktu mogła tylko poczekać, aż Jo nazbiera gałązek samej w ty czasie przyglądając się bardziej Bramie. Znalazła. Dostała. Dalej nie wiadomo, co ta książka potrafi. Może umie zbudować szałas i rozpalić ogień...?
Jej wzrok po pewnym czasie znowu powędrował do Jo. Niby to, co było na wyciągnięcie zostało pozbierane, ale dalej mało. Oddalać się stąd znowu było niebezpieczne. Co, jeśli znowu się zgubią? Zgubili już plażę, a to wydawało się być w miarę w porządku miejscem do spędzenia nocy. Wstała ostrożnie otrzepując sukienkę z ziemi, po czym nieco niepewnie podeszła do Jo. Teoretycznie ten problem można było naprawić. Tylko jakaś jej część jednak chciała, by ten miał lepszy pomysł. - ...jeśli mnie podniesiesz, mogę sięgnąć gałęzi wyżej. - no, i je ściąć. Tak jak kiedyś taką metodą dostała z pomocą Jo tackę, tak teraz mogą dostać się do budulca. Tyle, że dalej pamiętała, że czuła się mocno nieswojo tamtym razem. Ale potrzebowali schronienia. Może warto, żeby później nie marznąć w nocy? I mieć schronienie. No i dalej nie wiadomo co z tym ogniem, bo gałęzi za mało.
Jo
Liczba postów : 5542
Dołączył/a : 29/08/2012
Skąd : Poznań
Temat: Re: Wyspa Malaftsul Wto Sty 30 2018, 18:32
Eh. No i jak tu przeżyć w Dżungli? Dlaczego nie mogli się rozbić w kurorcie, albo gdzieś?-To może być niebezpieczne panienko, wpierw spróbuję sięgnąć ich sam.-Liczył bowiem że może przy okazji Karuna zajmie się tworzeniem szałasu albo rozpalaniem ognia. Samemu zaś zanim, podejmie się podnoszenia Karuny, miał jeszcze dwie rzeczy których chciał spróbować. Przede wszystkim, gdyby któreś z okolicznych drzewek nie było wielkie, mógłby spróbować ściąć je Tomahawkiem i po prostu porąbać, ta by otrzymać nieco opału, a i odcięte w ten sposób gałęzie z wyższych partii mogłyby pomóc. Inną opcją było ocenienie czy sam da radę wejść na drzewo. Był całkiem zwinny więc może podoła? Jeśli tak do Toporek za pas i wspinaczka, w celu ścięcia gałęzi z wyższych partii. Dopiero następną alternatywą było podsadzanie Karuny. Zwyczajnie posadziłby ją sobie na barkach, czy tam, pozwolił na nie wejść. Byle żeby nie spadła i sobie krzywdy nie zrobiła. Jak nadal będzie mało drewna, zapuści się nieco między drzewa. Ale na tyle by dalej widzieć Karunę.
Kirino
Liczba postów : 3064
Dołączył/a : 14/11/2012
Temat: Re: Wyspa Malaftsul Sro Sty 31 2018, 02:11
MG:
I faktycznie, nie trzeba było nawet podsadzać Karuny by dostać się do budulca, to Tarzan Jo wdrapał się na drzewo w celu zdobycia potrzebnego jakże bardzo elementu ogniska. A gdy już na drzewie był, wtedy...
Przynajmniej na oko ich tyle było, niemniej niewątpliwie wystarczyło tych gałęzi do tego, by rozpalić ognisko, oczywiście zakładając, że w ogóle je rozpalić się uda. Bo choć drewno już było to dalej nie było jednej dodatkowej rzeczy, a mianowicie ognia. I to już był całkiem spory problem, bo ognia z drzewa nie dało się tak po prostu zakosić. Patrzenie w księgę też nie bardzo pomagało, jednak Karuna szybko zauważyła, dość przytomnie, o ironio, że jak tylko patrzy w księgę, to momentalnie zaczyna dławić ją senność. Ba, gdy tylko oderwała wzrok od książki senność zaniknęła, ale dziewczyna miała świadomość, że dłuższy kontakt wzrokowy z książką prawdopodobnie zakończy się dla niej... snem. Czyżby Karuna miała w swoich rękach lekarstwo na bezsenność? Cóż... na pewno nie miała ognia.
Pytanie jednak brzmiało - czy wcześniej patrzenie na księgę wywoływało u dziewczyny tego rodzaju odczucie?
Karuna
Liczba postów : 134
Dołączył/a : 06/02/2017
Temat: Re: Wyspa Malaftsul Pią Lut 02 2018, 19:14
Księgę odłożyła. Bardzo szybko, kiedy tylko zauważyła, ze dzieje się z nią coś niedobrego. Z Karuną, nie księgą. Było to dziwne - nigdy wcześniej się tak nie czuła! Było to o tyle nietypowe, że przejęło ją to grozą. Odetchnęła jednak, wzrok kierując w bardziej bezpieczne miejsce. Wyglądało na to, że Jo dawał sobie radę z dalszym zdobywaniem gałęzi, a to oznaczało, że chyba im starczy gałęzi. Zaczęła szukać na ziemi dwóch kamieni - tak uczyli. Dwa kamienie mogą dać ogień, ale chyba głównie chodziło o krzemienie - ona jednak geologiem nie była. Mogła więc tylko liczyć na to, że chwycone kamienie będą odpowiednie. Część gałęzi, te najsuchsze, zgarnęłaby nieco na bok układając je w stos, który postarałaby się otoczyć innymi kamyczkami byle tylko stworzyć jakieś zabezpieczenie, co by się ogień, jeżeli już powstanie, za bardzo nie rozprzestrzenił. A wtedy już nic innego, jak ślęczenie nad tym stosikiem i uderzanie kamienia o kamień próbując sobie tym specjalnie palców nie poranić - a uderzając z góry kamieniem o kamień kto wie, w co ostatecznie trafi? No i stara się mieć rączki blisko gałązek, żeby jak już iskra jakaś mała powstanie, to żeby chociaż trafiła na gałązki.
Jo
Liczba postów : 5542
Dołączył/a : 29/08/2012
Skąd : Poznań
Temat: Re: Wyspa Malaftsul Pią Lut 02 2018, 19:34
Skoro Karuna wzięła się rozpalanie ognia - co Jo nie wątpił jej się uda - to on postanowił pozrywać jeszcze gałęzi. Żeby na szałas było. No i przy okazji, skoro i tak łaził po drzewach, rozglądał się za jakimiś owocami, co by je ewentualnie również zerwać i użyć do zjedzenia. Co prawda nie wiedział czy nie będą zatrute, ale czy mieli jakiś wybór? Co prawda mogli spróbować zapolować, ale w nocy nie było to specjalnie bezpieczne. Pozostawała więc nadzieja na jakieś znane Karunie owoce. A jak nie, to Jo sam przetestuje czy są zjadliwe. Zresztą to samo zrobi z wodą, niezależnie od tego czy znajdzie owoce czy nie. Dopiero potem, jeśli starcz liści z gałęziami, spróbuje zrobić jakiś szałas. Jak nie, to zwykłe posłanie dla Karuny, sprawdzając uważnie przy obu pracach, czy w liściach nie czai się coś zagrażającego jego pani.
Kirino
Liczba postów : 3064
Dołączył/a : 14/11/2012
Temat: Re: Wyspa Malaftsul Pon Lut 05 2018, 02:48
MG:
Ha! Jak przystało na elegancką panią, Karunie nie w smak było czytanie książek, dużo zabawniej brzmiała zabawa z kamieniami! Szlachetnie i na poziomie, to jest to! Faktycznie, krzemień był chyba zdecydowanie lepszym pomysłem niż po prostu kamień, ale na korzyść Karuny przemawiało to, że MG był debilem w kwestiach survivalu i nie wiedział do końca jak to wszystko dokładnie powinno było zadziałać, natomiast ciosanie kamieniem o kamień wyglądało dość ciekawie i w sumie jakieś iskierki tam generowało. Problemem było jednak to, że gałęzie choć jak najbardziej, spalić by się dało, to niezbyt łatwo tym ogniem się chciały "zająć". Ot, iskierka spadała na gałązkę i pół sekundy tam harcowała, po czym gasła. Niespecjalnie to działało i Karuna zdała sobie z tego szybko sprawę. Brakowało tu pewnego elementu układanki.
Jo, pewny powodzenia swojej Pani, ruszył by zdobyć gałęzie i liście, a nawet zobaczyć czy jakieś owoce uda mu się zdobyć. Na ten moment zarówno on, jak i Karuna czuli się całkiem nieźle - nie odczuwali jeszcze głodu, powolutku natomiast robiło się zimniej - nie chłodno, nie była to jakaś mroźna północ, ot po prostu było jasne, że jest już późno, ale wszystko jedno, pytam siebie czym jest drewno, piękna kora, najsu żywica i jeszcze pachnie tak jak dąb. Choć raczej dębem to nie było. Tak czy siak, Jo udało się i owoce znaleźć, a nie tylko dodatkowe gałęzie i liście. Owoce te wyglądały dość ciekawie, jeden był w kształcie gwiazdy, tyle że przeciętej w połowie, od czubka wprost w dół, jak przyłożył jeden owoc taki do drugiego, to robiła się z nich taka faktyczna pełna gwiazda, aczkolwiek to były wrażenia estetyczne tylko. Tego typu owoców znalazł najwięcej, aczkolwiek znalazł jeszcze coś co wyglądało jak przerośnięta jabłka, tyle, że były niebieskie. No i większe. I cholera wie czy faktycznie nie było to wszystko zatrute. Obarczony tym wszystkim powrócił do "obozu". Co do testowania owoców - owszem, oba ugryzł i nie padł rażony piorunem. Czy taka pewność wystarczy?
Liści i gałęzi starczyło, tylko pytanie jak zrobić szałas? Jak poukładać te patyki, jeden na drugim by się trzymały? Jo raz spróbował, tak na chybił trafił stawiając gałęzie i wszystko zawaliło się po chwilce. To było... dość niebezpieczne. Karuna oczywiście była już świadkiem tych jego zabiegów, choć jej samej lepiej z rozpaleniem ognia nie szło. Oboje musieli coś wykombinować, bo naprawdę robiło się już ciemno.
Interesujący fakt - dopiero teraz Jo spostrzegł, że na jego prawej dłoni, na palcu serdecznym znajduje się pewien złoty pierścień z zielonym oczkiem. Co jednak dziwniejsze to to, że oczko owe się rozglądało. Na lewo, prawo. Tak jakby czegoś szukało.
Karuna
Liczba postów : 134
Dołączył/a : 06/02/2017
Temat: Re: Wyspa Malaftsul Pią Lut 16 2018, 19:45
- Jak właściwie do tego wszystkiego doszło...? - zapytała nagle patrząc, jak kolejne iskierki opadają na drewienko i gasną, tak po prostu, gasząc jednocześnie wszelakie marzenia o cieple i ognisku. Jak się tu znaleźli? Co tu robili? Gdzie popełnili błąd? Westchnęła ciężko patrząc znudzona na drewienka. Co jak co, ale jakoś musiała to podpalić. Nie ma, że nie. Chciała trochę światła i ciepła w tej dziczy, a co najważniejsze - cokolwiek, czym mogłaby odstraszać węże. I inne niebezpieczeństwa. Miała co prawda Jo, ale posiadanie ognia zdawało się by rozsądne.
Może to wina drewna? Może nie było do końca suche? Może gdzieś przedzierał się wiatr i dusił zalążki ognia? Nic więcej nie przychodziło jej do głowy. Nie oszukujmy się - Karuna znała się na survivalu jak Lamia na nie byciu życiowymi przegrywami. Zdjęła z włosów wstążkę. Jeśli okazałaby się sucha, położyłaby ją również na drewnie licząc na to, że szybciej zapłonie. Jednocześnie ustawiłaby się tak, by swoją osobą zasłaniać ognisko przed wszelakimi podmuchami wiatru, które mogły się przedzierać przez drzewa. Nachyliłaby się też bardziej nad całym tym ogniskiem maksymalnie skracając drogę iskierki do drwa. Beznadzieja. Zaczęła się zastanawiać, czy czasem przez przypadek nie wzięła zapałek i nie ma ich gdzieś w kieszeni. Tak by sprawdziła na zaś. Może Los się do niej uśmiechnie?
Jo
Liczba postów : 5542
Dołączył/a : 29/08/2012
Skąd : Poznań
Temat: Re: Wyspa Malaftsul Nie Lut 18 2018, 14:27
Jo nie słyszał pytania Karuny, zajęty własnymi sprawami. Znaczy w zasadzie ich sprawami, ale on je robił, wiadomo. Przede wszystkim, nie, taka pewność mu nie starczała. Musiało minąć trochę czasu między spożyciem posiłku a ewentualnym wchłonięciem się trucizny. Tak też postanowił poczekać, nim poczęstuje Karunę zdobyczami. Tak też no. Szałas. O budowaniu szałasów, Jo nie wiedział nic. Dlatego też zrobiłby tyle ile podpowiadał mu jego mały niewolniczy rozumek. Znalazłby największe gałęzie. wykopałby dołki w ziemi i te dwie gałęzie tam wbił, następnie dziury zasypując. Jedną, jakieś dwa metry od drugiej, naprzeciw siebie. Następnie, po dwie kolejne gałęzie również umieściłby w dziurach w ziemi, tym razem jednak pod skosem. Dwie gałęzie na lewo od tych już wbitych i dwie na prawo, tworząc dwa trójkąty z "wysokością" biegnącą przez ich środek. Kolejna gałąź, musiałaby zostać położona na czubkach tych trójkątów, tworząc "Dach". Wtedy też Jo spróbowałby te cztery gałęzie związać. Czy to za pomocą kory, liści czy własnej koszulki. Wpierw krańce wierzchołku jednego trójkąta + jeden koniec dachu, a następnie ten sam proces z drugiej strony. W ten sposób powstał by stelaż całej konstrukcji. Potem pozostałoby jedynie opierać gałęzie o "dach", zakopując również jeden kraniec w ziemi a drugi przywiązując do dachu, jeśli znalazł się dobry materiał na to. Jeśli gałęzie udało się jakoś ładnie ułożyć, tworząc żebra, kolejne spróbowałby ułożyć wzdłuż żeber i również poprzywiązywać. Jeśli jednak nie znalazł niczego do wiązania to by zrezygnował i od razu przeszedł do przykrywania wszystkiego liśćmi. Tak samo, liśćmi wyłożyłby wnętrze tego "Szałasu". No i miał nadzieję że to się uda. A co do pierścienia, to obserwował go co jakiś czas. Był zainteresowany, ale niepewny, więc go po cichu obserwował.
Poniżej znajdują się buttony for, z którymi obecnie prowadzimy wymianę. W celu nawiązania współpracy zachęca się do odwiedzenia pierw tematu z regulaminem wedle którego wymiany prowadzimy, a następnie do zgłoszenia się w tym temacie. Nasze buttony oraz bannery znajdują się zaś w tym miejscu.
Layout autorstwa Frederici. Forum czerpie z mangi "Fairy Tail" autorstwa Hiro Mashimy oraz kreatywności użytkowników. Wszystkie materiały umieszczone na forum stają się automatycznie własnością jego jak i autorów. Dla poszanowania Naszej pracy uprasza się o nie kopiowanie treści postów oraz kodów bez uprzedniej zgody właścicieli.