Imię: Craig
Pseudonim: Potępieniec, Złoczyńca, Tępy Mięśniak, Przeklęty.
Nazwisko: Hausser
Płeć: Mężczyzna
Waga: 96 kg
Wzrost: 201 cm
Wiek: 23 lata
Znak zodiaku: Skorpion
Gildia: DHC
Miejsce umieszczenia znaku gildii: Prawa łopatka
Klasa Maga: 0
Wygląd: Pierwsze co rzuca się w oczy, to przede wszystkim kolor jego krótkich, zmierzwionych włosów. Błękitna barwa przywodzić może na myśl blask laguny w pełni słońca. Oczy, w tym samym odcieniu, otoczone smugami w kolorze turkusu, w których na zmianę skaczą szczęśliwe, rozbawione iskierki lub płonące, gniewne ogniki. Na twarzy zawsze gości szpanerski, złośliwy uśmiech. Craig jest wysoki i umięśniony. Ubrany jest zazwyczaj w długi czarny płaszcz i czarne długie spodnie. Z reguły nie nosi koszulki, przez co pokazując swoje umięśnienie, stara się wykreować siebie na silnego i pewnego siebie... Sposób "noszenia się" Craiga, może stwarzać u innych ludzi wrażenie arogancji. Całe ciało chłopaka jest pokryte długimi, cienkimi, prawie niewidocznymi bliznami, co jest pamiątką z czasów, gdy przebudził swoją moc.
Charakter: Craig nie jest specjalnie skomplikowany... Mimo, iż wygląda na groźnego, nigdy nie odznaczał się specjalną brutalnością, złem i żądzą śmierci. Owszem, jest złośliwy, lubi dogryzać i droczyć się z ludźmi, ale w gruncie rzeczy jest neutralny... Egzystuje dla własnej przyjemności, zabawy, nie ma określonego celu w życiu. Jeśli w coś się angażuje, to tylko dlatego, że wydaje mu się to interesujące. Uwielbia dobrą zabawę, szczególnie gdy jest niebezpieczna i ekstremalna. Większość czasu najchętniej spędziłby w barze, czekając na to, aż coś wartego uwagi samo "przyjdzie" do niego... Bywa czasami rozpustny, nie lubi sobie odmawiać używek i przyjemności... Chodzi własnymi ścieżkami. Craig nie potrafi kontrolować swojej siły, a w czasie walki całkiem możliwe jest, że wpadnie w szał. Pewne jest wtedy, że dopóki ktoś go nie unieruchomi i nie postara uspokoić, sam z siebie tego nie zrobi. Mimo, iż stara się sam siebie pilnować, ku pamięci jego zmarłych rodziców, czasami bywa agresywny i arogancki.
Jego celem prawdopodobnie jest znalezienie kogoś, z kim będzie mógł się wyszaleć. Czy to będzie jedna osoba, czy kilka, ważne, by z nimi ruszyć na podbój skłóconych państw jako trzecia siła.
Historia: Prolog
"Życie nie zawsze jest tym, za co je bierzemy. Może wydawać się darem, ale bywa też potępieniem."
Historia Craiga zaczyna się w stołecznym mieście królestwa Kaldan, noszącym dumną nazwę
Falmouth. Kraj ten leżał u granicy Pergrande Kingdom, jednak w pewnych okolicznościach, utracił on swą niepodległość.
Życie w Falmouth nie było czymś niezwykłym. Tak jak w każdym dużym mieście, hierarchia społeczna dzieliła się na władcę, szlachtę, mieszczaństwo, rzemieślnictwo i biedotę mieszkającą w slumsach. Rzadko kiedy działo się coś niezwykłego, szczególnie w świecie, gdzie tak powszechna była Magia. A jeśli zaś o nią chodzi, była ona jedną z najbardziej chronionych przez państwo, przynajmniej w tym mieście, dziedzin. Frakcja magów za wszelką cenę chciała utrzymać Magię w ryzach, nie pozwalając, by ktokolwiek, a szczególnie ktoś niskiego pochodzenia, był w jej władaniu. A jeśli już tak się stało, osoba ta trafiała do zupełnie innego świata. Jako uczeń akademii zyskiwało się prestiż i zapewnioną przyszłość. Każde dziecko w slumsach pragnęło zostać magiem, by wyrwać się z otaczającej je rzeczywistości.
Rozdział I
Niespodziewana Miłość
Matka Craiga była córką jednego z największych kupców Kaldan. Majątek jej rodziny ze spokojem można by porównywać z majątkiem najbogatszych szlachciców w
Falmouth. By wkroczyć w wyższe sfery, Sophia miała wyjść za mąż za Lorda Tarrasa, ta jednak, chroniąc się przed małżeństwem z pięćdziesięcioletnim, obskurnym szlachcicem, uciekła z domu. Na obrzeżach miasta napadła ją grupa złodziejaszków. Jak na ironię, z opresji wyswobodził ją jeden z nich. Niejaki Edward Hausser. Nie można rzec, że była to miłość od pierwszego wejrzenia. Wręcz przeciwnie. Oboje wręcz pałali do siebie wrogością. Cóż, Edward, jak na przywódcę jednej z większych złodziejskich szajek chciał zwyczajnie wyłudzić za nią okup. A ona, jak to na jeńca przystało, nie miała za dużo do powiedzenia. To nie tak, że Sophia była źle traktowana. Wręcz przeciwnie. Edward nie był złym człowiekiem, był raczej jak niejaki Robin Hood. Rabować biednych i dawać bogatym... Nie, zaraz. Rabował bogatych, by dawać biednym. Przy okazji zatrzymując przy sobie jakąś część z łupu, lub co ciekawsze nabytki. Rzadko kiedy karawany napełnione były złotem, wszystko raczej kręciło się na spieniężaniu artefaktów i łupów na czarnym rynku. Wracając jednak do Sophie... Była traktowana wręcz jak księżniczka, jednak niewola to niewola. Nie, żeby nie podobało jej się to. W końcu nie musiała się o nic martwić. Ani o małżeństwo, ani o obowiązki, jakie musiała pełnić, będąc córką bogatego kupca. Edward spędził sporo czasu na dogryzkach i rozmowach z Sophie. Mimo to, nadal nie potrafili wytrzymać ze sobą dłużej niż pół godziny. Po kilku tygodniach dobito targu w sprawie okupu, a Sophie, z niejakim żalem, chociaż głęboko ukrytym, wróciła do domu.
Los chciał, że Edward i Sophia spotkali się jeszcze kilka jak nie więcej razy. A jako, że oboje mieli dość uparte charaktery, nie kończyło się na zwykłej rozmowie, a obrażanie siebie i dokuczanie, obojgu weszło w nawyk. Zyskując trochę niezależności i pewności siebie, Sophia zaczęła być częstą bywalczynią w slumsach. Wystarczyło, że tylko się tam pojawiała, a Edward natychmiast zjawiał się obok niej. Rozmawiali godzinami, w ich konwersacjach coraz mniej było głupich dogryzek. Powoli powstawała przyjaźń, która z czasem przerodziła się w miłość. Niestety ponownie powróciła sprawa zamążpójścia. Niewiele myśląc, Sophia spakowała się w małą torbę i ponownie uciekła. Uciekła do jedynego miejsca, w jakim jako tako czuła się bezpiecznie. Jak na ironię, było to miejsce, gdzie jeszcze kilka tygodni temu była więźniem. Kryjówka Edwarda. Sophia jakby zapadła się pod ziemię. Mimo ciągłych poszukiwań, dzięki Edwardowi, nie mogli jej znaleźć. Po kilku miesiącach zaprzestano poszukiwań, a kilka miesięcy później pojawił się on, malutki, błękitnowłosy dzieciak. Craig Hausser.
Nieszczęśliwie, nie poznał on swojej matki. Mimo krótkiego, nowego życia, Sophia była najszczęśliwszą kobietą w Kaldan. Zmarła z uśmiechem na ustach, tuląc nowo narodzonego syna.
Rozdział II
Błękitny Płomień
Craig nigdy nie chciał zostać magiem. A przynajmniej nigdy nie chciał trafić do
Akademii. Życie w biegu, zero samodzielności i do tego szkoła. To nie dla niego. Chłopak zawsze kochał wolność, kochał czuć wiatr we włosach, a ponad wszystko kochał chrupki ryżowe. Nie wiedział, czy w Akademii pozwolono by mu jeść chrupki ryżowe.
Był wdzięczny za to, co miał, nie wymagał więcej od życia. A wychowując się w złodziejskim półświatku, brał z życia garściami.
Craig miał wielu kolegów. Wszystkim imponowała siła i zdolności przywódcze. Bez wątpienia, odziedziczył te cechy po ojcu. Edward był dumny jednak z innego powodu. Z cech, które pozostawiła mu matka. Łagodność, zadziorność i opiekuńczość. A przede wszystkim samodzielna zaradność.
Edward nauczył syna wszystkiego, co sam potrafił. Nawet tych zdolności, z których sam nie był dumny, jak choćby używanie wytrychów. A dodać można, że Craig był niezwykle pojętnym uczniem... Choć dość leniwym. Mijały lata, aż w końcu Niebieskowłosy osiągnął magiczną granicę wieku 11 lat. Wtedy Ojciec chłopaka zaczął wtajemniczać go w tajniki swojej pracy. Coraz częściej zabierał go na akcje i też coraz częściej młodzieniec odgrywał w nich coraz większą rolę.
Szykowała się poważna sprawa. Tajemnicą nie było, że magowie w Falmouth nie cieszyli się w slumsach zbyt dużym szacunkiem i przyjaźnią, a tu nadarzała się okazja, by utrzeć im nosa.
Do Akademii miał przybyć potężny artefakt, który pomógłby w szkoleniu nowego pokolenia silnych magów. Edward długo się nie zastanawiał, od razu podłapał chęć skradnięcia owej potężnej rzeczy.
Przygotowywał się od tygodnia, aż w końcu nastała noc, w której miał przybyć transport. Lata doświadczenia pozwoliły na szybką akcję bez większego zamieszania. Zanim magowie się zorientowali, a zamiast fioletowej, połyskującej lacrymy, w skrzyni zastali metalową kulę armatnią z dawien dawna złupionego rozbitego statku.
Alarm, jaki podniosła Akademia Magii, był chyba najszybciej i najlepiej zorganizowaną akcją poszukiwawczą, jaką tylko potrafili zorganizować rządzący miastem. Jednak żaden mag i żaden tropiciel, nie był w stanie wyśledzić chociażby najmniejszego tropu po złodziejach.
Szukano ich długo, a złość, jaka drążyła od środka wszystkich licencjonowanych magów w Akademii był odczuwalny na skórach wszystkich w Falmouth.
Jednak w głębokiej kryjówce Hausserów żaden z nich nie mógł dosięgnąć skradzionego artefaktu.
Po tym, jak Craig razem ze spółką okradli Magów, chłopak zyskał na pewności siebie. I być może tak zaczęła się historia jego zguby. Pewność siebie powoli przerodziła się w arogancję. Edward patrzył na syna z bólem w oczach. Widział, jak cechy, które odziedziczył po matce, powoli zostały wyparte przez pychę.
Zdarzały się momenty, gdzie chłopak stawał się nawet agresywny, kiedy nie pozwolono mu chodzić tam gdzie chce i robić to, na co miał ochotę. Ale miłość do Craiga była silniejsza, a stary Hausser bał się, że jeśli pouczy syna, więcej go nie zobaczy.
Rozdział III
Czarna pożoga
Od pewnego czasu Craiga niezwykle zainteresował artefakt skradziony magom. Edward nie sprzedał go, bojąc się, co może wywołać magiczny przedmiot w nieumiejętnych rękach. Wtedy jeszcze nie spodziewał się, że największe zagrożenie kryje się pod dachem jego domu.
Młody chłopak długo przygotowywał się, by w końcu dostać się do magazynu, gdzie ukryta była średniej wielkości, fioletowa, emanująca ciepłem kula.
Dzięki złodziejskim umiejętnościom, jakie nabył w dzieciństwie, a także zwinności, szybkości i zaradności, szybko pokonał wszystkie zabezpieczenia, za którymi krył się jego cel.
Kiedy Craig zbliżył się do magicznego przedmiotu, oczarowało go piękno i siła płynąca w jego stronę wprost ze źródła mocy, które znajdowało się w kuli. Opanowała go przemożna chęć dotknięcia jej, chociażby zbliżenia rąk. Czuł, że jeśli tego nie zrobi, po prostu zwariuje. Jakaś ciemna postać całkowicie zawładnęła jego wolą. Nie było nic ważniejszego od uwolnienia mocy, która kryła się w tym przedmiocie. Craig próbował z tym walczyć, ale jego ciało poruszało się samo. Kiedy tylko opuszki jego palców dotknęły artefaktu, jego ciało wykrzywiło się w niemiłosiernych męczarniach, a całą okolicę spowiła ciemność, którą później zaczął pożerać czarny ogień. Ogień, który wyjątkowo zdawał się nie rozświetlać otoczenia, a wręcz pochłaniać światło. W oczach Craiga pojawiły się łzy bólu, które powoli zaczynały czerwienieć od krwi, gdy jego ciało przestało wytrzymywać ładunek mocy, który przyjął. I wtedy wszystko się skończyło. Jednak nie dla Craiga, tylko dla pięciuset ludzi w jego okolicy. W tym dla jego ojca, przyjaciół i zapewne dla kilkudziesięciu osób, z którymi żył w dobrych stosunkach.
Kiedy chłopak otworzył oczy, widział niebo, skąpane w czerwonych promieniach zachodzącego słońca. Próbował się ruszyć, lecz ciało całkowicie odmawiało mu posłuszeństwa. Trudność sprawiało mu nawet mruganie oczami, z których nadal płynęły krwawe łzy, mocno kontrastując z niebieską czupryną na jego głowie. Craig nie miał pojęcia w jakim stanie było jego ciało, a prawdą było, że zapewne nawet nie chciał tego wiedzieć. Wszak cały poprzecinany był długimi ranami, które wyglądały jakby ktoś przed chwilą potraktował go co najmniej kilkunastoma cięciami mieczem.
Niebieskowłosy powoli tracił przytomność. Nim jednak zamknął oczy, zobaczył jeszcze nieznajomą twarz, która poruszała ustami, jakby chciała coś do niego powiedzieć. A być może chłopak już nawet nie słyszał słów skierowanych w jego stronę. Tak czy inaczej, poczuł jeszcze, jak jego ciało odrywa się od ziemi zamknięte w ramionach właściciela owej nieznajomej twarzy i pogrążył się w ramionach Morfeusza.
Rozdział IV
Ucieczka
Kiedy Craig ponownie otworzył oczy, nie widział już nieba. Drewniane deski skutecznie ograniczały jego widzenie. Kilka sekund później w niewielkiej szopce rozległ się długi, pełen bólu, krzyk Niebieskowłosego. Rany, które nabył zaledwie kilka godzin wcześniej, nadal emanowały bólem. Bólem, który zdawał się nie ustawać, a tylko powiększał swój zakres. Po chwili ponownie zobaczył nad sobą twarz nieznajomego, która kazała mu wypić jakiś środek. Chłopak zasnął, a nieznajomy mógł już na spokojnie zająć się jego ranami.
Szycie wszystkich rozcięć na ciele Craiga pochłonęło większość energii i czasu, jaki mogli poświęcić na to w owym miejscu. Niebieskowłosy nie wiedział jeszcze, że jest poszukiwany za jedną z największych zbrodni popełnionych w królestwie Kaldan, a jego wytropienie stało się najwyższym priorytetem wszelkich organizacji utrzymujących porządek. Póki co, nadal trudno było mu uwierzyć w to, że żyje. A być może, w obecnej chwili, nie pojmował nawet tego, śpiąc i błąkając się po krainie własnej wyobraźni.
Następną rzeczą, jaką pamiętał Niebieskowłosy, było niewygodne uczucie podskakującego wozu. Znowu się przenosili. Craig nawet nie zdawał sobie sprawy, jak blisko był złapania przez służby magiczne. Niewątpliwie zawdzięczał nieznajomemu życie. Ale cóż to za życie, kiedy na barkach ma się śmierć tylu ludzi.
Kiedy chłopak zdał sobie z tego sprawę, nie dokuczał mu już tylko ból fizyczny. Każdego kolejnego dnia winił się za to, co zrobił. Jednak póki co, odkupienie pozostawało po za jego zakresem możliwości.
Kiedy zatrzymali się w miejscu swojego przeznaczenia, nadal nie czuł się, by wyjść o własnych siłach. Kiedy człowiek o strapionej twarzy wniósł go do nowego domu, w końcu mieli okazję, by porozmawiać.
Craig dowiedział się, że mężczyzna, który go uratował, od dawna go obserwował. Podobno wiedział o wszystkim, co dotyczyło owego artefaktu, skradzionego magom i był pewien, że nie na długo sytuacja ta pozostanie w stagnacji. Próbował ostrzec Edwarda, jednak ten za każdym razem odprawiał go z kwitkiem, kilka razy nawet mocno go przy tym kazał poturbować. Mężczyzna ten nosił imię Reiss.
Craig z początku winił Reissa za wszystko, co się wydarzyło. Jednak z każdym dniem był coraz bardziej przekonany o tym, że jedyną osobą, która zawiniła był on sam...
Reiss zaczął go wychowywać. Powoli zacierała się pierwotna nieufność i niechęć. Z czasem tajemniczy mężczyzna stał się dla Craiga bardzo bliską osobą. Powiernikiem, nauczycielem, drugim ojcem. Pod jego okiem nauczył się radzić sobie z ciążącą nad nim klątwą. Sielanka ta trwała niedługo. Po kilku latach trafiono na ślad Niebieskowłosego.
Kiedy przyszli, nie było już czasu, by ponownie uciekać. Reiss był jednak gotów się poświęcić, gdyż więź, jaką stworzył z Craigiem, nie była tylko jednostronna. On także traktował go jak syna i pragnął dać mu drugie życie. Bez strachu, bez ucieczek.
Jednak jedyne, co teraz mógł zrobić, to zatrzymać napastników tak długo jak tylko zdołał.
I drugi raz uratował Craigowi życie. Chłopak zdołał wymknąć się z domu i uciec w kierunku Ekialdei.
Nigdy więcej nie udało mu się spotkać Reissa, ale czuł, że tak jak jego ojciec i matka, spoczywać będzie zawsze w jego sercu.
Rozdział V
Spokojny przyczółek
Craig znalazł w końcu spokój, choć jego życie nie było łatwe. Kiedy trafił do tego miasteczka, był zdezorientowany, mając w głowie minione wydarzenia, kiedy to znowu pozbawiono go ojca. Kiedy to znowu na jego barkach spoczywała jego śmierć, gdyż niewątpliwe było to, że zginął z jego powodu.
W końcu, czepiając się każdej pracy, jaką tylko mógł znaleźć, zdołał się w mniejszym stopniu ustatkować. Wynajmował malutki pokoik na przedmieściach, choć nie był to pokój o najwyższych standardach. Zaczął pracować jako najemnik, często w dość szemranych interesach. Dzięki temu jednak mógł przeżyć i żyć w miarę godnie. W Ekialdei zdołał poznać już każdy zakątek i żadna nora nie była mu obca. Czuł, że mógłby zostać tu już do końca życia. Jednak życie to było pozbawione jakiegokolwiek celu, przez co dla chłopaka było niepełne. Ale nie umiał odnaleźć swojego powołania. Nie było też nikogo, kto ten cel mógłby mu wskazać.
Rozdział VI
Piękność w opałach
Craig wracał właśnie z zakupów. Że też akurat teraz skończył się zapas chrupek ryżowych. Chrupki to sens życia, chrupki to miłość, chrupki to wszystko.
Był piękny wieczór. Księżyc w pełni oświetlał całe miasteczko. Ludzie jeszcze nie wracali do domów, wielu z nich spędzało czas w karczmie, na rozmowach i spacerach. Co za spokojne społeczeństwo. Zupełnie jak swego czasu Falmouth. Jedyną różnicą była atmosfera tego miejsca. W stołecznym mieście Kaldan wszyscy żyli w pewnym strachu przed Magami. Tutaj to uczucie nie istniało.
Craig mijał właśnie uliczkę z której dobiegały odgłosy cichej rozmowy. Chwilę później jednak, z owej uliczki wyleciał nóż, który trafił prosto w trzymaną przez chłopaka nowo kupioną paczkę chrupek ryżowych. Cała zawartość opakowania rozsypała się po ulicy. Gniew jaki ogarnął Craiga, nie rozgorzał w nim już od bardzo dawna. Ostrożnie odstawiając reklamówkę pełną ryżowych chrupek, ruszył prosto w ciemną alejkę, z której nadleciał nóż. Morderca chrupek pożałuje, że się urodził.
Chwilę później Craig zrozumiał, co właściwie miało tutaj miejsce. Pięciu typów napastowało biedną dziewczynę, która wyglądała na dość kruchą. Być może było to spowodowane tym, że przy chłopaku każda szczupła kobieta wyglądała krucho, ale w tej chwili nie miało to znaczenia. Zaciskając dłoń w pięść, chłopak wycelował i uderzył w twarz pierwszego zbira z brzegu.
-To za chrupki śmieciu-Craig miał wrażenie, że głowa bandyty obróciła się o 360 stopni, zanim poleciał kilka metrów dalej, uderzając o ścianę budynku. O tak, złość napędzała Craiga bardziej niż wszystko inne. Drugi przestępca nie zdążył zareagować, a poleciał prosto w stronę swojego nieprzytomnego kolegi.
-A to za napastowanie kobiet po ciemnych uliczkach, kanalio-Wybawca rozprostował rękę. Chyba trochę przesadził, bo z knykci powoli sączyła się krew.
Nie było potrzeby, by zajmować się pozostało trójką. Dziewczyna, której starał się pomóc, przy okazji mszcząc się za chrupki, poradziła sobie z dwoma, przy czym ostatni nie był już taki odważny. Z krzykiem pobiegł, zapewne szukając kiecki mamusi, w którą mógłby się wypłakać.
Craig, widząc, że nie ma już z kim walczyć, powoli ochłonął. A widząc uśmiechającą się kobietę, podążającą w jego stronę, głupkowaty, zakłopotany uśmiech sam pojawił się na twarzy.
Biorąc odwet za swoje chrupki, ratując także kobietę z opresji, nie wziął pod uwagę tego, że przyjdzie mu się mierzyć z jeszcze większym przeciwnikiem. Swobodna rozmowa z płcią piękną nie była już tak łatwa, jak walka z opryszkami. Craig westchnął krótko i zaufał sobie. Nie ważne co powie, był w końcu wybawicielem, chociaż chłopak był pewien, że i piątka nie stanowiła dla dziewczyny problemu.
-Dziękuję- powiedziała dziewczyna, wciąż się uśmiechając i wyciągnęła w kierunku Craiga rękę
-Jestem Zorana-.
Chłopak, długo się nie zastanawiając, uścisnął rękę nowo poznanej dziewczyny. Skóra Zorany wydawała się Craigowi bardzo delikatna, aż dziw, że tak dobrze radziła sobie z mieczem.
-Nie ma o czym mówić- Niebieskowłosy wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu
-Craig Hausser- Chłopak potrząsnął ręką dziewczyny, po czym chciał ją puścić, Zorana jednak na to nie pozwoliła.
-Och- rzekła, po czym przyjrzała się bliżej.
-Widzę, że trochę cię poniosło- uśmiechnęła się patrząc Craigowi w oczy.
-Wybacz, nie zawsze umiem się powstrzymać. Szczególnie kiedy chodzi o ch... chan...- Chłopak już chciał powiedzieć chrupki, powstrzymał się jednak w porę, a słowo zastąpił... zmyślonym ciągiem liter
-Co po staropergrandzku oznacza kobietę w opałach- Craig westchnął w duchu. Dopiero byłby w opałach, gdyby się przyznał, że tak naprawdę chodziło o ryżowe przysmaki. Dziewczyna jednak wydawała si przejrzeć Niebieskowłosego. Zaśmiała się cicho, po czym spojrzała na niego pobłażliwym spojrzeniem. Craig uśmiechnął się zakłopotany i podrapał po głowie. Wypadałoby rzucić teraz jakimś komplementem.
-Chociaż chyba poradziłabyś sobie beze mnie-. Czarnowłosa piękność pokiwała głową nieprzestając się uśmiechać. Craig nie wątpił. Z pewnością dała by radę. A to nasunęło kilka myśli. Chłopak zamilkł na dobre, gdy zobaczył, kim tak naprawdę jest Zorana. Poczekał, aż dziewczyna skończy.
-Tylko tyle mogę na to niestety poradzić- powiedziała Zorana, po czym puściła rękę niebieskowłosego.
-Jesteś magiem- odpowiedział zdziwiony Craig. Dziewczyna skrzywiła się nieznacznie. To pierwszy raz od pięciu lat, gdy na jakiegoś trafił. Wcześniej nie były to miłe spotkania. Z każdym z nich musiał walczyć. Walczyć o wolność. Walczyć o życie.
Każdy ze spotkanych magów miał za zadanie go unicestwić. Od dnia, kiedy wchłonął energię lacrymy, stał się wrogiem numer jeden Akademii Magii w Falmouth. Wysłali już wielu, żeby go zgładzić...
-Nie tak się dziękuje- powiedziała Zorana, poprawiając fryzurę. Wyglądała na trochę zbulwersowaną zachowaniem Craiga.
Mężczyzna szybko cofnął się od dziewczyny, która była szczerze zaskoczona tą sytuacją. Zamrugała kilka razy a na jej twarz wypłynął wyraz całkowitego niezrozumienia.
-Ty też przybyłaś tutaj tylko po to, żeby mnie unicestwić i zabrać Magię z powrotem do Akademii?-Chłopak zwiesił głowę. Nie chciał robić krzywdy osobie, którą dopiero co uratował. A przynajmniej pomógł jej w walce. Męczyło go już to życie. Chciał w końcu przestać uciekać, chciał przestać się ukrywać. Nie ważne ile razy to robił, zawsze go znajdywali.
Gdy Zorana westchnęła, Craig podniósł wzrok na dziewczynę. Ta posłała mu uspokajający uśmiech. Nie wydawało się, by miała zamiar atakować Niebieskowłosego. Miał szczerą nadzieję, że to nie pułapka.
-A czy ja wyglądam na groźną?- zapytała unosząc jedną brew.
-Ja rozumiem, że masz traumatyczne przeżycia z magami, ale może nie bądź taki przewrażliwiony. Nie wszyscy magowie są twoimi wrogami- odpowiedziała i powolnym krokiem zmniejszyła dystans.
-Po pierwsze, nigdy nie byłam w żadnej akademii, jestem samoukiem. Po drugie, raczej nie powiedziałabym o sobie "mag". Owszem, mam talent magiczny, ale się z niego nie utrzymuję. Jest tylko... Dodatkiem. Z zawodu jestem minstrelem. A po trzecie, gdybym chciała cię unicestwić, to bym raczej w tym momencie z tobą nie rozmawiała.-Zorana oparła rękę na biodrze, obserwując reakcje chłopaka.
Craig lekko się skrzywił.
-Nie wiesz przez co musiałem przejść... Nie było już ataku od tak dawna. Dotychczas każdy... "mag" próbował mnie zabić- Niebieskowłosy pokręcił głową
-To wszystko jest takie skomplikowane. Nie wybrałem sobie takiego życia- powiedział Niebieskowłosy. Dziewczyna pokiwała głową, nie spuszczając wzroku z chłopaka. Zdawała się rozumieć całą sytuację.
Craig podniósł rękę do góry, tak, by Zorana widziała całe jego przedramię i podciągnął rękaw. Po chwili wokół ręki zaczęła zbierać się ciemna energia, która w chwili zniknęła, pozostawiając po sobie pewien ślad. Mianowicie rękę chłopaka pokrywała nie skóra, a czarna, ostra łuska. Paznokcie zmieniły się w długie, ostre pazury, zaś całość spowijał prawie niewidzialny ciemnofioletowy płomień. Wyglądało to jednak bardziej jak ciemnofioletowa aura. Po minucie, jak za pstryknięciem palca, wszystko to zniknęło. Craig opuścił dłoń, był ciekawy reakcji dziewczyny...
-To jakaś klątwa?- odpaliła Czarnowłosa, zanim zdołała się powstrzymać.
-Niezupełnie- Craig lekko się zmieszał
-To długa historia- uśmiechnął się lekko. Miał nadzieję, że Zorana nie ucieknie... Ludzie, którzy to widzieli, albo brali nogi zapas, albo łapali za widły i kamienie. Nie było mu łatwo osiąść gdziekolwiek, zwłaszcza, kiedy był nieustannie ścigany.
-Nie wiem co masz zamiar robić, ale tkwienie tutaj nie jest dobrym pomysłem...- mruknął Craig.
-Z pewnością będzie krótsza przy kuflu lub dwóch- dziewczyna z pewnością nie miała zamiaru uciekać. Wręcz przeciwnie, uśmiechnęła się beztrosko i pociągnęła chłopaka za przedramię. Po chwili wzięła go pod rękę, a Craig wyszczerzył się od ucha do ucha. Czyżby w końcu znalazł się ktoś, w dodatku z magicznym talentem, komu mógłby się zwierzyć?
Szli ciemnymi uliczkami, czasami się śmiejąc, czasami rozmawiając, a czasami po prostu milcząc. Nie było między nimi jakiegoś skrępowania, a nawet jeśli by jakieś się pojawiło, za chwile zniknęłoby, a zasługą byłby podchmielony stan obojga.
Zorana skierowała Craiga do małej karczmy, pod jakże urodziwą nazwą
"Wisielec na jabłoni". W środku było przytulnie, ciepło i przede wszystkim głośno. Miła atmosfera panująca w tym miejscu pozwalała czuć się nad wyraz swobodnie. Gdy weszli do środka, nikt nie spojrzał na nich spod łba, obdarzając ich krzywym wzrokiem. Nie, wszyscy zdawali się bawić nad wyraz dobrze.
-Najlepszej nalewki dla bohaterów!- krzyknęła Czarnowłosa w kierunku karczmarza, który zdawał się ją znać, gdyż pozdrowił ją serdecznym uśmiechem. Craig kiwnął głową na znak powitania i usiadł na barowym stołku zaraz obok Zorany.
-To jak będzie?- dziewczyna wyszczerzyła się do Niebieskowłosego, wyraźnie czekając na opowieść. Mężczyzna wziął głęboki oddech i skupił się na dawnych wspomnieniach...
-To, co Ci pokazałem w uliczce, to nie klątwa... To Demon Soul Take Over... Z Neverbeen'owskiego znaczyłoby to tyle Co Demoniczne Przejęcie. Gdyby nie pewne wydarzenie, zapewne nigdy nie udałoby mi się uwolnić tej magii... Było to mniej więcej dziesięć lat temu. Byłem jeszcze bardzo młody, byłem ogromnie ciekawski świata, wszystko chciałem dotknąć, zobaczyć... Od roku pomagałem tacie w... "pracy"... Pewnego razu miał "transportować" pewien przedmiot do Akademii Magicznej Falmouth- transportować nie było zbyt trafnym określeniem. Ale chłopak nie mógł powiedzieć, że jego tacie po prostu przyszła ochota, by ukraść jakiś drogi magiczny artefakt wprost sprzed nosa magów. Zorana przygryzła wargę, okazując swoje zainteresowanie. Chłopak uśmiechnął się lekko. Cieszyło go to, że może z kimś podzielić się wspomnieniami. Wyraz jednak szybko zniknął z twarzy...
-W pewnych okolicznościach stało się tak, że ten przedmiot trafił w moje ręce... A nieumiejętnie użyty, jest katastrofalny w skutkach. To była lacryma potęgująca magię użytkownika. Mój talent magiczny był praktycznie nieistniejący. Być może moja prapraprapraprababka jej używała. Magia w mojej krwi była całkowicie rozrzedzona. Przez przypadek dotknąłem lacrymy i wchłonąłem całą jej energię. Normalnie, ten artefakt starczyłby na wzmocnienie co najmniej piętnastu ludzi. Następne co pamiętam, to płonące zgliszcza całej okolicy- Craig zmarszczył się na wspomnienia tamtej sytuacji
-Słyszałaś o Wielkim Pożarze Falmouth w x790 roku?- Zorana pokiwała głową
-To moja wina. Zginęło wtedy 467 ludzi, a krater po wybuchu sięgał 300 metrów w każdą stronę... A po środku ja. Gdyby nie pewien człowiek, zapewne zginąłbym na miejscu, bo po chwili przybyła Jednostka Eksterminacyjna i Jednostka Neutralizacji Katastrof Magicznych. Gdyby mnie znaleźli... Nie byłoby mnie tutaj...- Craig zacisnął pięść i szybko wypił swój trunek, po czym poprosił kolejną porcję i ją także opróżnił. Czarnowłosa dotrzymywała mu kroku.
-Mój ojciec zapewne zginął w wybuchu. Kiedy ja bawiłem się lacrymą, on był w pokoju obok... Od tamtej pory uciekam przed magami, którzy nieustannie mnie ścigają, by ponownie zamknąć moc w lacrymach...- Chłopak uśmiechnął się lekko na znak, że skończył.
-Przykro mi- odpowiedziała dziewczyna, dotykając ręki Niebieskowłosego, patrząc mu w oczy.
-Niepotrzebnie. Co było, minęło. Teraz żyję chwilą, nie mam zamiaru codziennie patrzeć w przeszłość i oglądać się za siebie- odpowiedział Craig, wręcz emanując pewnością siebie.
-A u Ciebie jak to jest? Podróżujesz? Masz kogoś? Gdzie twoja rodzina?-Dziewczyna westchnęła. Niebieskowłosy nie wiedział, czy była to oznaka niechęci czy powrotu do dawnych lat...
-Urodziłam się w małej wiosce, w Alryne. Zapomnianej przez wszystkich- zaczęła opowieść, uśmiechając się do siebie.
-Czasem tylko ktoś tamtędy przejeżdżał. A to kupcy, a to uzdrowiciele. Mój ojciec, były wojskowy, od dziecka uczył mnie walki mieczem. Matki nie znałam, odeszła przy porodzie.-Przerwała, by poprosić o dolewkę i wychylić ją jednym ruchem. Chłopak zrobił to samo.
-Mimo to była dla mnie bardzo ważna. Lubiłam o niej myśleć, a kiedy ojciec o niej opowiadał, to było dla mnie jak święto. Kiedy znalazłam jej wiersze, sama zaczęłam pisać. A potem nauczyłam się czytać nuty i śpiewać. Sześć... Tak, sześć lat temu uciekłam z trupą teatralną. W Alryne zostawiłam wszystkich, których miałam. Ojca i przyjaciółkę. W tamtym dniu dostałam od ojca pieśni i lutnię mojej matki, na której do dzisiaj gram... Z nimi spędziłam trzy lata. Bardzo się zżyliśmy. Miałam przyjaciela, który pomagał mi w opanowaniu talentu magicznego, który odziedziczyłam po matce. I miałam też bliską przyjaciółkę- Czarnowłosej zaszkliły się oczy i w zamyśleniu potarła wisior zwisający z jej szyi. Craig dotknął ręki dziewczyny tak samo, jak wcześniej ona dotknęła jego
-Trzy lata temu też ich opuściłam. Żeby studiować na Uniwersytecie Ekialdejskim. Głównie czytam, poprawiam swój warsztat pisarski. Nic ciekawego... Więc tak, można powiedzieć, że wciąż podróżuję. A tutaj niestety nie mam nikogo bliskiego. Wszyscy podążają własnymi ścieżkami.- Zorana wzruszyła ramionami, zakończywszy opowieść. Razem wypili jeszcze po kieliszku. Craig nie czuł niczego, po za lekko rozwiązanym językiem, ale widać było, że dziewczynę wzięło bardziej. Zapewne dlatego, że była o połowę mniejsza od swojego towarzysza. Chłopak nie miał nic do dodania, a nawet jeśli by miał, zapewne by nie zdążył, bo do karczmy właśnie weszli mundurowi z bandytą, który uciekł im z uliczki.
-Tak, tak! To na pewno oni!- oboje usłyszeli głos uciekiniera. Jeśli chłopak dobrze pamiętał, to on chciał zgwałcić biedną dziewczynę, a teraz wołał policję...
Co za podrzędna, nie posiadająca grama honoru szuja - pomyślał Craig, patrząc na Zoranę. Czarnowłosa widocznie zbladła. Efekt jeszcze bardziej nasilały jej, wcześniej wspomniane, kruczoczarne włosy. Dodatkowo zaczęła ruszać bezgłośnie ustami, najwyraźniej chcąc się wytłumaczyć. Rzuciła przerażony wzrok na Craiga. Chłopak posłał jej uspokajające spojrzenie. Nie przez takie rzeczy już przechodził. Z doświadczenia wiedział, że policja nie lubi zbyt długo trzymać magów. Posiedzą trochę, zapłacą i odejdą jakby nigdy nic... Zanim policjanci podeszli, Niebieskooki wziął swoją sakiewkę, wyjął kilka klejnotów i zapłacił za wszystko. Chwycił swoje chrupki, które zdążył zabrać z uliczki, zanim Zorana go porwała i dał się spokojnie zakuć. Chłopak wiedział, czym jest ból od uderzenia magicznymi pałkami. Trochę gilgocze, ale za to strasznie później piecze...
Rozdział VII
Więźniowie
Zoranę i Craiga zabrali do zimnej Ekialdejskiej celi i zakuli w kajdany. Nie było tam zbyt przyjemnie, ale warunki też nie były najgorsze. Dziewczyna westchnęła i rzuciła zmęczone spojrzenie na Craiga. Wyglądała na senną. Niebieskowłosy nie bardzo wiedział, co miał teraz zrobić, by Zorana poczuła się lepiej. W tej chwili jedynym wyjściem było zaczekać. Przecież nie wsadzą ich do więzienia przez to, że pobili się w alejce...
-Zawsze mogło być gorzej- mruknął cicho Craig, widząc, że Zorana z obrzydzeniem odwraca wzrok od innego więźnia, przewracając przy tym oczami.
Chłopak widział, że Czarnowłosa pragnie się jak najszybciej wydostać z tego miejsca. Zrobiło mu się nawet przykro, gdyż miał wrażenie, że to właśnie przez niego się tutaj znaleźli... Gdyby udało mu się powstrzymać całą piątkę, albo chociaż zatrzymać łysego, który się im wymknął... Mógłby wziąć całą winę na siebie.
I tak właśnie postanowił zrobić, mimo, iż to co powie podczas przesłuchania, trochę mijać się ma z prawdą...
-Nie martw się, zaraz Cię wypuszczą...-Zmarszczył brwi. Jeśli powiem, że to ja napadłem całą piątkę, a dziewczyna była tylko przypadkowym świadkiem, powinni ją wypuścić, zanim zdoła dojść do głosu... - pomyślał Craig, po czym przygotował w głowie własną historię...
-Wolałabym, żeby zaraz NAS wypuścili...- burknęła Zorana w odpowiedzi.
I w samą porę, bo po chwili w korytarzu rozległ się stukot policyjnych butów i... chrupanie...
Craig westchnął... Wiedział co to za odgłos. Ktoś właśnie podżerał jego chrupki! Mimo, iż gniew zaczął narastać, chłopak postanowił się opanować... Jeśli teraz zrobiłby coś nieprzewidzianego, wtedy Zorana z pewnością jeszcze tu posiedzi.
Chwilę później przy drzwiach celi pojawił się krępy i przysadzisty, ale nieźle zbudowany, nieogolony klawisz głośno żujący ryżowe chrupki. Chłopak znowu westchnął... Tylko spokojnie - powtarzał sobie w myślach.
Zorana wstała i przypatrywała się skrytej w cieniu twarzy strażnika. Po chwili przygryzła wargę i rzuciła zaniepokojone spojrzenie Craigowi.
Oboje dobiegło ich brzęknięcie kluczy i szczęk zamka. Chwilę później krata celi stałą otworem, przez który klawisz wsunął się do środka. Oczy błyszczały mu niezdrowo, a na twarzy miał niemiły uśmieszek.
-Dobra, zwyrodniałe szumowiny. Ruszać dupska, będziecie mieli szansę powiedzieć co nieco na swoją obronę- rzekł i splunął.
-Najpierw ty, cwelu.- rzucił do Craiga, który ponownie odetchnął głęboko i wstał. Strażnik chwycił Craiga za ramię i szarpnął w kierunku drzwi. Atmosfera gęstniała, a Craig coraz to bardziej musiał pracować nad tym, by się opanować. Zorana widocznie modliła się o to, by nic głupiego nie przyszło chłopakowi do głowy.
Kolejne słowa jednak przeważyły szalę.
-A te kłaki to masz takie niebieskie, bo twój ojciec był jakimś cholernym smerfem?- zarechotał ochroniarz, pakując sobie do ust kolejnego chrupka.
Niebieskowłosy nie mógł się już powstrzymywać. Zbierając w sobie siłę, zwyczajnie napiął mięśnie, jednocześnie starając się roztrzaskać kajdany. Metalowe okowy nie wytrzymały nawet chwili. Zorana pisnęła, a mina strażnika, który usłyszał brzęknięcie łańcucha o podłogę była bezcenna. Zdziwienie mieszało się ze strachem, gdyż ciemna aura w pokoju stawała się wręcz widoczna. Kumulując w sobie demoniczne cząsteczki, Craig zwiększając swoją siłę w prawej pięści, zwyczajnie wycelował nią w brzuch klawisza. Żeby tego było mało, lewą ręką poprawił, uderzając od dołu prosto w podbródek parszywego policjanta. Nie było co zbierać... Poza paczką chrupek oczywiście. Chłopak podniósł paczkę, zjadł kilka ostatnich przekąsek w jednej chwili i podszedł do Zorany, która uniosła brew w pytającym geście.
-Musimy uciekać, teraz z pewnością nas już nie wypuszczą-- No co ty nie powiesz - odpowiedziała Czarnowłosa wyciągając do niego skute nadgarstki.
Craig chwycił za kajdany dziewczyny i momentalnie je zerwał. Przerdzewiały metal nie sprawiał oporów.
Oboje szybko opuścili celę. Nieszczęśliwie, za zakrętem czekał już oddział z pałkami. Zwabił ich dźwięk szamotaniny...
-O rany...- jęknęła Zorana zwalniając krok. Zatrzymała się kilka metrów za Craigiem i nałożyłam na niego kilka aur.
-Zajmij ich przez chwilę, a ja pójdę po nasze rzeczy- krzyknęła do niego i skręciła w boczny korytarz, szukając pomieszczenia, w którym odebrali im ich zguby. Craig miał nadzieję, że reklamówka z chrupkami nadal gdzieś tam była.
Chłopak przygotował się do walki. Było ich pięciu. Głęboko odetchnął i ponownie skupił się na swoich demonicznych mocach.
Z pomocą magii szybko się ich pozbył, walka wręcz była tym, czym posługiwał się od dawien dawna, a dzięki Przejęciu, uderzenia pałek były praktycznie nieodczuwalne. Zanim wróciła dziewczyna, w korytarzu było już czysto, a pozbawieni przytomności klawisze, już od chwili chrapali sobie w tej samej celi, w której kilka minut wcześniej siedzieli Craig i Zorana. Niestety, chrupek nie było. Wyraz twarzy chłopaka przypominał minę zbitego i smutnego psiaka. Gdzie on teraz dostanie swoje chrupki? Nie było jednak na to czasu. Musieli iść przed siebie. A w zasadzie musieli biec. Bo czasu było niewiele. Szybko wziął swoje rzeczy od dziewczyny i ruszył.
Minęli kilka zakrętów i długich korytarzy. Craig zapamiętał drogę do wyjścia, kiedy prowadzili ich do celi. Nie było daleko. Jedynym problemem była dyżurka, chociaż ją też sprawnie ominęli. Sprawa jednak o wiele bardziej skomplikowała się pod drzwiami. Nikt nie spodziewał się Oddziału Antymagicznego. Zorana zbladła, zaś Craig głośno zaklął. Ktoś zdążył ich powiadomić o ucieczce dwojga więźniów. O Oddziale Antymagicznym krążyły w Pergrande straszne opowieści. Choć w Kaldan magia była powszechna, tak w reszcie Imperium zupełnie nie. Więc wszystkich ogarniało przerażenie na sam dźwięk nazwy tego korpusu policji. Zareagowali bardzo szybko. Może to dlatego, że byli na wschodzie, na obszarze dawnego Królestwa Kaldan, gdzie magia wciąż jest znacznie bardziej powszechna niż w pozostałych częściach Pergradne, więc również stacjonuje tu więcej Oddziałów Antymagicznych, by utrzymywać porządek.
Dziewczyna spojrzała porozumiewawczo na Craiga. Nie chciała się wycofywać, a chłopak tym bardziej nie miał zamiaru tego robić.
-Poddajcie się. Rzućcie broń, unieście ręce nad głowę i klęknijcie. Powoli. W przeciwnym wypadku będziemy zmuszeni użyć siły- usłyszeli policjanta stojącego na czele. Jego głos był zdeformowany i wzmocniony lacrymą. Zorana uśmiechnęła się gorzko.
Momentalnie Craig poczuł, że coś wzmacnia jego zmysły. Lepiej widział, a i jego ruchy stały się szybsze. Rzucił spojrzenie dziewczynie i uśmiechnął się lekko, dziękując jej za wsparcie. Chwilę później chłopak usłyszał syk wyciąganych mieczy. Czarnowłosa dała znak chłopakowi, na co on skumulował demoniczne cząsteczki płynące w jego ciele i uwolnił drzemiącą w nim siłę. Całe jego ciało pokryły czarne i ostre jak igły łuski, włosy zmieniły kolor na czarny i znacząco się wydłużyły, a tęczówki zmieniły barwę na czerwoną.
Wszystko to jednak było na nic, bo gdy skoczyli na policjantów, ogarnął ich mrok...
Rozdział VIII
Więźniowie II
Pierwsza obudziła się Zorana. Gdy przyzwyczaiła się do panujących warunków, ujrzała skulonego w kącie Craiga. Przysunęła się bliżej niego i szturchnęła go łokciem w żebra. Chłopak podskoczył jak oparzony, gdy przerwano mu popołudniową drzemkę. Gdy jednak rozejrzał się dookoła i przypomniał sobie poprzednie wydarzenia, dotarło do niego, że wcale nie przerwano jego popołudniowego zajęcia, a raczej wylądował w antymagicznej celi. Chłopakowi kręciło się w głowie i miał wrażenie, że całe pomieszczenie podskakuje i się przemieszcza.
-Wszystko okej?- spytała Zorana
-Nie wiem... chyba tak... Ale wszystko tak trzęsie i podskakuje, a w głowa strasznie łupie. A u Ciebie?-To wszystko co zdołał wymamrotać. Czuł się bezsilny, jakby odebrano mu całą energię. Po raz pierwszy od kiedy pamięta, nie wyczuwał u siebie demonicznych cząsteczek. Owszem, wiedział, że nadal są w nim, ale w nijaki sposób nie mógł ich wykorzystać.
-Bywało lepiej- Zorana uśmiechnęła się gorzko.
Craig chciał rozmasować sobie barki i szyję, lecz uświadomił sobie, że jego ręce są unieruchomione. Wszystko docierało do niego z opóźnieniem. Minęła dłuższa chwila, gdy doszedł jako tako do siebie. I wtedy właśnie zrozumiał, że miejsce, gdzie się znajdują, to wcale nie cela, ale powóz.
Transportują nas - przemknęło mu w myślach. Po chwili jednak oboje usłyszeli strzępki rozmowy, jaka zaczęła toczyć się za ścianką... Mimo szumu w głowie, oboje jednak wyłapywali co głośniejsze strzępy rozmowy.
-...dawnośmy nie złapali takich zabijaków...--...w ogóle dawno... w akcji...--...nic dziwnego... czterech do szpitala posłali...--...dobrze, że się ich przenosi... szkoda, że w kraju tylko jedno więzienie dla magów...--...ale o zaostrzonym rygorze...-Zorana wyraźnie zbladła. Widać, że ta wiadomość nieźle ją przestraszyła...
-O nie...- jęknęła. Niebieskowłosy skrzywił się, a na jego czole pojawiło się kilka zmarszczek.
-Przepraszam... To wszystko moja wina... Gdyby nie ja, nigdy byś tutaj nie trafiła...- Craig czuł się winien tego, że dziewczyna przez niego spaprała sobie życie. Zawsze tam gdzie się pojawiał, sprawiał innym problemy. Od dziecka ciążyło na nim fatum nieszczęścia.
Czarnowłosa zaczęła podciągać nosem... Chyba była bliska płaczu. Chłopak wiedział, że to przez niego.
Nie widział żadnych perspektyw dla ich dalszego losu.
Dziewczyna mimowolnie parsknęła śmiechem przez łzy.
-Gdybyś nie przyszedł, byliby w gorszym stanie niż tylko poobijani- wykrztusiła, próbując choć trochę się opanować i powstrzymać płacz.
-I tak by mnie przymknęli.- Chłopak pokiwał głową. Minęła chwilka w milczeniu, po czym odezwała się Zorana.
-Może przynajmniej będziemy dzielić razem celę...?- - znów zaśmiała się przez łzy. Craig zdziwił się...
-Jeśli tylko chciałabyś dalej spędzać ze mną czas, byłoby miło.- Jeśli tak oczywiście można rzec o życiu w pierdlu...
Gdyby tak mieli okazję się wydostać, uciekłby tam, gdzie nikt go nie znajdzie. I jeśli tylko będzie chciała, Zoranę także zamierzał przed tym chronić. W końcu to jego wina, że trafiła na przestępczą listę Królestwa Kaldan.
Rozdział IX
Nieoczekiwany obrót wydarzeń
Ta myśl męczyła Craiga kilka godzin. Przez cały czas jechali jednostajnym, niespiesznym tempem, co rusz przerywanym przez podskok spowodowanym dziurą w drodze.
Wtedy właśnie stało się to, na co chłopak tak bardzo liczył. Najpierw usłyszał poruszenie na zewnątrz, gdy chwilę później całym wozem zatrzęsło, po czym przewrócił się na bok, a siedzący w środku Craig i Zorana wylądowali na ścianie, przy okazji też... na sobie.
-Uch- stęknęła dziewczyna. Wyraźnie nie spodziewała się, że zamiast w ścianę, uderzy w Craiga.
Mimo nieciekawej sytuacji, Niebieskowłosy odwrócił wzrok, a jego policzki pokrył lekki rumieniec. Niestety nie bardzo miał jak pomóc leżącej na nim Zoranie, gdyż ręce nadal krępowały łańcuchy. Dziewczyna podniosła głowę, zaskoczona i dostrzegła zarumienioną twarz Craiga, myśląc przy tym
Dobrze, że to nie ja jestem na dole. I faktycznie... Gdyby znaleźli się w innym ułożeniu, z drobniutkiej kobietki zostałaby mokra plama.
-Och... Wybacz...- wymamrotała zażenowana całą sytuacją.
-Nic się nie stało, wszystko jest w jak najlepszym porządku.- powiedział chłopak zanim zdołał ugryźć się w język.
Odgłosy walki trwały dość krótko. Po jakimś czasie oboje usłyszeli skrzypnięcie zamka w drzwiach wozu, Craig odwrócił głowę w drugą stronę, a Zorana zmrużyła oczy, gdyż oślepiło ich światło dobywające się z otworu.
-Mamy ich! Tak jak się spodziewaliśmy, przewozili ich razem!- krzyknął mężczyzna, który stał w wejściu...
-Ale chyba są akurat zajęci- dodał już trochę ciszej...
Craig wyszczerzył się do wybawiciela, a Zorana gapiła się na niego jak zbaraniała. Strażnik jednak wszedł do środka, wydobył z kieszeni klucz, który wcześniej zabrał z jednego z martwych ciał i pomógł im wyjść na zewnątrz.
Widzieli umundurowanych młodych mężczyzn; niektórzy opatrywali niewielkie rany, inni sprawdzali, czy wszyscy przeciwnicy nie żyją. Jeden najwyraźniej jeszcze dychał, bo szybko został zakuty w łańcuchy i otoczony przez kilku żołnierzy. Maskujące mundury, wygodne, skórzane buty, uzbrojeni po zęby i... bardzo dobrze zorganizowani.
Nagle stanął przed nimi rosły, ciemnoskóry mężczyzna, który, sądząc po naszywkach na jego ramionach, był wyższy rangą od zwyczajnych szeregowych, zasalutował i gromkim głosem oznajmił:
-Pułkownik Tvrtko Jankovic, dowódca I pułku Konspiracyjnych Sił Zbrojnych Królestwa Kaldan.-Uśmiechnął się i kontynuował, porzuciwszy poważny ton na rzecz mniej formalnego
-Drużyna "Wilk" pod moim dowództwem została wyznaczona do odbicia was z rąk Pergrandczyków i eskortowania was do obozu. Zostaniecie niezwłocznie zaprowadzeni do generała Miliovoja. Proszę za mną- to powiedziawszy odwrócił się na pięcie i szybkim marszem ruszył w kierunku pagórka. Natychmiast za nim ruszyli pozostali żołnierze; kilku z nich eskortowało jeńca z wozu, którym przewożono dwójkę "przestępców".
Zorana podreptała nieśmiało za nim, Craig ruszył za nią pewniejszym krokiem, jednak po kilkunastu metrach coś tknęło dziewczynę.
-Generała Miliovoja? Masz na myśli Miliovoja Srebrnivik...?- zapytała nieśmiało
-Tak jest- odparł natychmiast, patrząc dziewczynie w oczy.
-To on stoi na czele KSZKK i wraz z resztą sztabu planuje wszystkie akcje partyzanckie i dywersje oraz dowodzi większymi jednostkami.- Zoranę zatkało. Na jej twarzy malowało się nieopisane wręcz zaskoczenie. Craig nie miał pojęcia dlaczego.
Po jakimś czasie dotarli do położonego w głębi lasu obozu. Minąwszy kilkanaście namiotów dotarli do serca obozowiska. Zobaczyli mężczyznę przy dużym namiocie, nachylającego się nad sosnowym, naprędce zbitym stołem.
Zoranie łzy cisnęły się do oczu, Craig zaś czuł się jak ostatni baran nie bardzo wiedząc co zrobić. Szedł lekko z tyłu, kiedy dziewczyna krzyknęła
-TATO!- Czarnowłosa ruszyła w kierunku mężczyzny przy stole. Chłopak zatrzymał się z wyrazem ogłupienia na twarzy, ale po chwili ruszył zwykłym chodem w ślady dziewczyny, która zdążyła wpaść w objęcia swojego Ojca. Głaskał ją po plecach, widać było, że są sobie bliscy.
Niebieskowłosy czuł się nie na miejscu. On nie widział swojego od bardzo długiego czasu i już nigdy nie będzie miał okazji zobaczyć. Wyraz twarzy wyrażał smutek, mimo iż starał się go skrzętnie ukryć. Dotarł do nich chwilę później, zatrzymując się w pewnej odległości, akurat kiedy Ojciec Zorany wypowiadał swoje pierwsze słowa do niej.
-Masz duże kłopoty, młoda damo.-Zmarszczył brwi, dziewczyna myślała, że mężczyzna naprawdę zamierza dać jej nauczkę, ale jego oczy wyrażały szczęście z odzyskanej córki.
-Nigdy nie sądziłem, że z całą armią będę musiał wyrywać cię ze szponów Oddziału Antymagicznego.-Gestem dłoni przywołał do siebie pułkownika Tvrtko i Craiga.
-Pułkowniku, proszę zabrać ich rzeczy osobiste do pierwszego namiotu.-Tvrtko zasalutował i odszedł szparkim krokiem.
-Witam. Miliovoj Srebrnivik- rzekł, podając swą szeroką dłoń Craigowi
-Dziękuję za pomoc mojej córce.-Chłopak podrapał się lewą dłonią po głowie w zakłopotaniu, a prawą uścisnął wyciągniętą rękę Miliovoja.
-Nie ma za co, nie byłbym w stanie zostawić dziewczyny w opałach.-Ojciec Zorany ruszył wzdłuż obozu, gestem dłoni nakazując dwójce, by za nim podążyli.
-Jak widzicie, Królestwo Kaldan ma się dobrze i zamierza wyrwać się z niewoli- Miliovoj uśmiechał się radośnie.
-Przychwytywaliśmy wiadomości z Ekialdei i dowiedziałem się, że pojmała was policja. Ponieważ miał transportować was tylko niewielki oddział, a my byliśmy w okolicy, zdecydowałem się wysłać drużynę do odbicia was. Może opowiecie mi, jak to się stało, że aż Pergrande wysłało po was Oddział Antymagiczny?-Zorana streściła mu pokrótce wydarzenia, a Craig uzupełniał opowieść komentarzami. Dziewczyna była zażenowana całą sytuacją i rumieniła się przez cały czas swoich wyjaśnień, ale jej ojciec nie wydawał się być zaskoczony. Nie zamierzał nawet tego komentować. Po prostu pokiwał głową i wrócił do swojego monologu.
-Tak czy inaczej, mamy teraz ważniejsze sytuacje na głowie. Prowadzimy kampanię i niedługo ruszymy w kierunku Ekialdei i Bellardi. Część Królestwa udało się już wyzwolić, ale musimy objąć panowanie nad resztą, by później skupić się na bronieniu granic i ustanowienia nowego państwa. W okolicy zaczęły się już gromadzić siły główne. Możemy przerzucić was dalej na zachód albo na południe, gdzie będziecie z dala od walk...--Nie ma mowy!- przerwała mu natychmiast Czarnowłosa.
-Ja zostaję- rzekła twardo.
-Z resztą i tak moja kariera muzyka legła w gruzach...-Craig nie wiedział co powiedzieć. Nigdy nie spodziewał się, że stanie w obliczu takiej sytuacji. Walczyć za Królestwo? Zawsze walczył tylko i wyłącznie za siebie i dla siebie.
Ojciec dziewczyny westchnął, ale kiwnął głową. Prawdopodobnie się tego spodziewał. Rzuciła pytające spojrzenie Craigowi.
Niebieskowłosy spojrzał w oczy Zorany... Teraz nie był w stanie jej opuścić. Jeśli chciałaby, by przy niej został, był w stanie to zrobić...
Czarnowłosa rzuciła pytające spojrzenie.
-Czy mogę na chwilę na słówko?-. Zorana kiwnęła głową, a chłopak spojrzał na Miliovoja
-Proszę o wybaczenie-Craig chwycił dziewczynę za rękę i odszedł kawałek na bok... Odwrócił wzrok, trudno było mu patrzeć w oczy Zorany, kiedy miał zamiar powiedzieć to co właśnie miał zamiar, lecz ona usilnie próbowała wyłapać jego spojrzenie. Przełamał się jednak a w jego oczach widać było pewność siebie i zdecydowanie.
-Jeśli tylko chcesz, zostanę z Tobą.- ścisnął mocniej jej dłoń, ale nie tak mocno, żeby ją bolało
-Ale jeśli chcesz bym odszedł, to chcę wiedzieć od razu. Nie potrzebuję powodu, wystarczy jedno Twoje słowo-Szczerze mówiąc, to nie była wojna Craiga. Nie czuł się związany z żadnym państwem. I aż do dnia dzisiejszego, było mu z tym dobrze... Ale teraz był gotowy walczyć dla kraju i dla Zorany.
Dziewczynę zatkało, nie wiedziała co powiedzieć. Przez kilka sekund gapiła się na niego z rozchylonymi ustami. W końcu jej wargi wygięły się w miękkim uśmiechu. Jednym krokiem zmniejszyła dzielącą ich odległość i objęła Niebieskowłosego, przytulając głowę do jego piersi. Po krótkiej chwili Zorana odsunęła się lekko. Nieprawdą by było stwierdzenie, że chłopak był z faktu tegoż odsunięcia zadowolony.
-Przecież wiesz, że nie mogę prosić cię, żebyś został. I tego nie zrobię. Ale...- przygryzła wargę, a na jej usta wystąpił słodki uśmiech
-...To, że pytasz o moje zdanie, chyba oznacza, że podjąłeś decyzję...-. Dziewczyna również ścisnęła Craiga mocniej za rękę. Gdyby nie chciał być tutaj, ze nią, walczyć, nie prosiłby o jej decyzję. Po prostu chciał, żeby potwierdziła jego wybór. Chciał zostać. W innym wypadku po prostu by odszedł. Na twarz Niebieskowłosego wypłynął szeroki uśmiech.
-To prawda, podjąłem decyzję... Chciałbym...- Chłopak chciał powiedzieć, że ma zamiar wynagrodzić jej to, że z jego winy stała się ścigana w całym Królestwie Kaldam, że z jego winy trafiła do więzienia i że z jego winy pstatnie kilka dni były dla niej katorgą.
Craig jednak nie zdążył powiedzieć co chciałby, ponieważ ten jakże intensywny emocjonalnie moment przerwany został nagle przez ciężkie, drewniane skrzynki, które w nich uderzyły.
-Ała...- jęknęła Zorana i mimowolnie odsunęła się od Craiga pozwalając, aby skrzynie, wraz z osobą je niosącą, przeleciały między nimi i wylądowały na ziemi. Chłopak też zwiększył odległość między nimi, by ewentualny szkodnik mógł swobodnie upaść na ziemię. Nagle jednak leżąca na ziemi dziewczyna już nie była leżącą na ziemi, a kłaniającą się im i intensywnie przepraszającą.
-PRZEPRASZAM! NIE CHCIAŁAM! STRASZNA ZE MNIE NIEZDARA!- wykrzyknęła Ciemnowłosa, po czym szybko uklękła i zaczęła sprzątać wszystkie rzeczy próbując je ustawić, uciekając wzrokiem. Zorana natychmiast rzuciła się do pomocy. CRaig dopiero po chwili doszedł do wniosku, że też powinien pomóc, więc tak jak obie dziewczyny, on też uklęknął i zabrał się za zbieranie rozrzuconych rzeczy.
Po chwili wszystko było już pozbierane, a cała trójka ponownie stała na nogach. Zorana wyszczerzyła się do nowej dziewczyny, a ona poświęciła chwilę, by lepiej przypatrzeć się Czarnowłosej. Nie minęło kilka sekund, gdy stały już obie, a Ciemnowłosa wtuliła się w Zoranę, jakby miała jej uciec. Uśmiechnęła się do niej delikatnie i również ją objęła. Craig patrzył na wszystko głupkowatym spojrzeniem. Widocznie Zorana znała tutaj sporo osób. Gdzie się nie ruszymy, ktoś nowy. Aż trudno odgadnąć, że oboje byli tu dopiero od 20 minut. No, przynajmniej trudno było to odgadnąć po Zoranie, ponieważ Craig wyglądał teraz jak dziecko krążące po omacku. Kompletnie zgłupiały. Nie chciał jednak przerywać tej jakże wzruszającej chwili.
-Wróciłaś! Martwiłam się o ciebie! Gdzie byłaś? T-t-t...- dziewczyna zaczęła się lekko jąkać, z trudem powstrzymując łzy, by w końcu wyrzucić z siebie
-TĘSKNIŁAM!- i znów przylgnęła do Czarnowłosej, pozwalając, by łzy spływały jej po policzkach.
-Też się cieszę, że cię widzę- odparła, a oczy zaszły jej łzami. Nie zamierzała jednak płakać. Zdławiła szloch i uśmiechnęła się, krzywo bo krzywo, ale jednak. Ciemnowłosa też się opanowała i odsunęła się ode Zorany. Nowa znajoma zwróciła uwagę na Craiga. Po chwili pobladła i schowała się za plecami Czarnowłosej, która wydała krótki dźwięki przypominający chichot. Chłopak nadal miał na twarzy ogłupiały wyraz.
-K-kto to jest? S-s-s-straszny- usłyszeli zza pleców. Niebieskowłosy podniósł do góry jedną brew. Wyglądało na to, że niezdara była nieśmiała. A Craig budził w niej jeszcze większe przejęcie.
-Craig, to Nakano Chie. Moja przyjaciółka z dzieciństwa- rzekła Zorana i odsunęła się lekko, by odsłonić Ciemnowłosą
-Nakano, to jest... Hmm...- Zawahała się. Kim właściwie byli dla siebie? Znali się bardzo niedługo.
-...Mój partner w zbrodni!- Wykrztusiła w końcu ze śmiechem Czarnowłosa.
Craig wyszczerzył się w uśmiechu, by nieco zmienić swój jakże "straszny" wygląd i przez chwilę chciał podać jej rękę, ale stwierdził, że tylko bardziej zakłopota Nakano. Zamiast tego, pomachał wesoło w kierunku dziewczyny.
Po chwili jednak z cienia wyłoniła się kolejna postać, dość wysoka, ale nie tak jak Niebieskowłosy. Miał krótkie i czarne jak noc włosy i bardzo jasne oczy. Z pewnością nie budził jednak sympatii.
-Panienko Chie- rzucił, zbliżając się do grupki.
-Proszę uważać.- Westchnął i odwrócił wzrok. Oczy całej grupy skierowane były w jego stronę.
-Widzę że misja się powiodła, cześć, narazie i takie tam.- Craig ponownie podniósł jedną brew do góry w geście konsternacji i zdziwienia. Nie bardzo pojmował, co tak naprawdę mówi przybysz... Już miał odchodzić, kiedy najwidoczniej coś sobie przypomniał. Cóż za indywiduum. Czarnowłosy zmusił się do spojrzenia w oczy Craigowi, a potem Zoranie, chociaż przy drugiej osobie szybko wzrok spuścił.
-Nie wiem czy twój Ojciec...- Słowa te kierował do Zorany chociaż spojrzenie błądziło gdzieś za jej uchem.
-W swojej pewnie ogromnej radości wspominał...- Znowu przerwał
-...że zbliża się spora bitwa. A skoro ustaliliście już że zostajecie to chyba trzeba was wprowadzić.-Craig uśmiechnął się od ucha do ucha... Aha, coś takiego może mu się spodobać.
Przybysz jednak westchnął i zwrócił się znowu do Zorany
-A no tak, zapomniałbym Mikazuki Kamishirosawa, prawa ręka twojego ojca i taktyk tej armii, tak myślę.-I tyle go było widać. Stał tak, nie bardzo wiedząc co dalej powiedzieć. Craig jednak mruknął
-Może więcej szczegółów? Co to za bitwa? Gdzie wyruszamy? W jakim charakterze... będziemy pracować?- W ostatnich chwilach Craig tak często podnosił brew do góry w geście zdziwienia, że chyba zostanie mu już tak na zawsze... Nagle został wrzucony w zupełnie nieznane środowisko, i wciągnięty do armii. Być może na polu bitwy poczuje się jak ryba w wodzie.
Rozdział X
Czarny koniec
Przez kilka tygodni grupa przyjaciół razem odbywała ćwiczenia, uczyli się, brali udział w manewrach.
Każdego dnia Craig i Zorana coraz bardziej się do siebie zbliżali. Można by rzec, że między nimi zaczął tlić się płomień zauroczenia. Niewinne gesty, ukradkowe spojrzenia, wieczorne spotkania.
Przebywali ze sobą coraz więcej czasu, niekiedy nawet wymykali się poza obóz, by razem podziwiać gwiazdy. Zorana kochała gwiazdy. Potrafiła godzinami wpatrywać się w niebo, w końcu zasypiając w ramionach Craiga i śniąc tylko o tajemnicach ukrytych w czarnych objęciach nocy. Oboje chcieli, by te chwile trwały wiecznie. Stali się dla siebie kimś więcej niż tylko przyjaciółmi. A wizja wspólnego maszerowania do boju, zawsze obok siebie napawała ich niezwykłym optymizmem.
Jakże oboje się mylili.
Już w pierwszej większej bitwie wszystko przybrało najczarniejszy z możliwych scenariuszy.
Rozbito ich w drobny mak. Wojska wyzwoleńcze po prostu zostały zmiecione. Wszędzie dookoła walały się ciała poległych. Na placu boju zostało tylko kilkunastu żołnierzy opłakujących swoich przyjaciół. Kiedy wojska przeciwników zobaczyły, że nie ma już z kim walczyć, zostawili tych, którzy nie stawiali już oporu.
Craig długo przemierzał pogorzelisko w poszukiwaniu swoich przyjaciół, a szczególnie Zorany, z którą został rozdzielony. Nigdzie jednak nie znalazł jej ani żywej, ani martwej... Po kilku dniach tułania się po polu bitwy zdał sobie sprawę, że jej tutaj nie ma... Ani nikogo, kogo mógłby rozpoznać...
Z bólem serca opuścił to miejsce, by nocami, wpatrując się w gwiazdy, myśleć tylko o niej. O jego pierwszej miłości. O Zoranie.
Epilog
"To nie jest koniec, to nawet nie jest początek końca, to dopiero koniec początku"
Ruch wyzwoleńczy przestał istnieć. Poszukiwania Zorany przestały mieć sens, gdyż nigdzie nie słyszano, ani nie widziano kobiety o jej wyglądzie.
Craig nie był w stanie dłużej egzystować w tym miejscu. Stracił zbyt wiele, by móc z czystym umysłem chodzić ulicami i nie przypominać sobie całego bólu jakiego tu doświadczył.
Postanowił odejść, jak najdalej pozwalała mu na to świadomość tego, że nic więcej nie będzie mu przypominało tego, co się tutaj zdarzyło.
Miejsce w którym osiadł, było miejscem dobrze wszystkim znanym. Fiore stało się miejscem, w którym mógł zacząć od nowa. Pytanie tylko, czy jeszcze kiedyś będzie w stanie poświęcić się walce za swoje ideały?