I've never seen a decent person among those who say they're going to save the world while forsaking the people around them. Those types of men are always so intoxicated by thier own hollow dreams that they call every little thing in front of them trivial.
Średnich rozmiarów posiadłość, o której na pierwszy rzut oka można powiedzieć, że swoje musiało kosztować i jej wybudowanie, i jej utrzymanie. W oczy rzucają się niebieskie okna, przywodzące na myśl brytyjskie budki policyjne, a także bliska obecność stawu opatrzonego niewielkim molo. Obok głównego budynku posiadłości znajduje się mniejszy, prawdopodobnie przeznaczony do celów gospodarczych. Aby wejść na teren posesji i znaleźć się przed drzwiami budynku trzeba najpierw przejść przez kamienną bramę - część muru wybudowanego z tego samego budulca, który otacza całą posiadłość. Staw znajduje się poza jego obszarem.
MG:
Pracodawca wyznaczył teren pierwszego spotkania na miejscu, w którym miała odbyć się sama misja, to jest tuż obok posiadłości, którą odzyskać mieli dla niego zakontraktowani magowie. Wróć - jeden mag, jeden niemag. Najwyraźniej nie miał on specjalnych problemów z tym faktem, tak długo jak obiecywano mu, że wszystko pójdzie zgodnie z planem. Na miejscu miała na nich czekać osoba, która wyjaśni im dokładnie cel misji, a także odpowie na wszelkie potrzebne pytania i gdy magowie zmierzali w kierunku posiadłości, jednocześnie podziwiając okoliczną przyrodę i zwracając uwagę na spokój jaki panował w tym miejscu, mogli dojrzeć ze na niewielkim kamiennym molo tuż przy stawie stała osoba płci męskiej o czarnych włosach i w okularach. Widząc nadchodzących facet uśmiechnął się do nich, wyraźnie w ten sposób dając im do zrozumienia, że się ich spodziewał.
Autor
Wiadomość
Marcel
Liczba postów : 257
Dołączył/a : 25/03/2016
Temat: Re: Wiejska posiadłość Pią Lip 21 2017, 18:44
Nie tego się spodziewał Marcelek po ścianie. Zwątpił nawet, jakoby to rzeczywiście miał do czynienia z prawdziwą ścianą. Problem był jednak taki, że ją czuł, a jej nie widział. Mogła to być istotnie jakaś forma ściany, lub też żywe stworzenie, egzystujące sobie pod ziemią domostwa Araty. Lub też mogło to być zupełnie coś innego. Marcelek nie wiedział jednak jak to sprawdzić. Wątpił jednak, aby ktokolwiek życzył sobie posiadania w piwnicy gąbczastej, powarkującej istoty. Arata także nic o takiej nie wspominał. W głowie Marcelego także pojawiła się teoria, jakby to cały dom był żywą istotą! Bo czemuż by nie? W świecie pełnym magii możliwe takie rzeczy. Co zaś do misji, to szczerze Marcel zaczął w nią już powątpiewać. Chociaż wszystko mogło być efektem tego artefaktu, który mieli zniszczyć. - Cholera, to dość skomplikowane - stwierdził Marcel i tym stwierdzeniem podzielił się sam ze sobą. Nawet przytaknął sobie głową, potwierdzając to stwierdzenie. Przy tym cały czas stał przed ścianą, której istoty zbytnio nie rozumiał. Ogółem był bardzo zagubiony. Na tyle, że po wymacaniu ściany nie wiedział czy się z niej cieszyć, czy się rozzłościć, czy może uciec spanikowanym. Nie potrafił oschle ocenić sytuacji, ponieważ w ogóle nie był w stanie jej ocenić. Mógł jedynie próbować kolejnych rzeczy, w celu poszukiwania jakichkolwiek odpowiedzi, choć rodziło się tylko coraz więcej pytań. Jednak nie wskazywało na to, żeby ściana chciała na nie odpowiadać. Warczenie z reguły nie oznaczało przyjaznego nastawienia. Dlatego Marcelek postanowił dyskretnie się odwrócić i poszukać przeciwległej ściany. Może ta byłaby do niego milej nastawiona. Może by nie warczała. Może nawet jakoś by mu pomogła. Miał też nadzieję, że pomrukująca ściana nie będzie szukała odwetu za to, że ją dotykał, ale na wszelki wypadek szedł szybkim krokiem. To nie tak, że uciekał! Po prostu nie wiedział czego się spodziewać po takiej ścianie! A skoro nie wiedział czego się spodziewać, to wolał nie wdawać się z nią w jakiekolwiek konflikty. Ciężko byłoby mu walczyć wśród ciemności, zwłaszcza ze ścianą. Poza tym, jakby zbytnio ją uszkodził, to mógł przy okazji naruszyć całą konstrukcję domu, wszakże znajdowali się pod nim. Wolał raczej bezkonfliktowo wycofać się od ściany i znaleźć inną. Bardziej przyjazną. Ogółem miło by było znaleźć jakieś wyjście, lub przynajmniej źródło światła. Zaiste, światło niewątpliwie by się przydało.
Mikoto
Liczba postów : 66
Dołączył/a : 12/11/2016
Temat: Re: Wiejska posiadłość Nie Lip 23 2017, 22:39
No to się wrąbała. Dziewczyna z całych sił napierała na drzwi zapierając się mocno nogami licząc, że nie wypuści tego czegoś ze środka. Nie wiedziała już co to, jak to wyglądało i nie chciała pamiętać. Żadna wizja jaką miała w całym jej życiu nie była tak przerażająca i miażdżąca co te monstrum w środku. Nie mogła pozwolić mu wyjść. Nie mogła! Niestety jej siły nie były wystarczająco silne by przełamać impas pomiędzy nią, a istotą. Dodatkowo z każdą sekundą stwór zdawał się otwierać drzwi odrobinę szerzej. Niech to szlag. Desperacko rozglądnęła by się za czymś co pomogłoby jej podtrzymaniu, zamknięciu drzwi jak na przykład jakaś szafka, komoda, krzesło tego typu rzeczy. Jeśli uda jej się znaleźć taki w zasięgu ręki to postara się szybko go chwycić lub przeciągnąć pod drzwi nadal starając się je podtrzymać. Jeśli jednak taka okazja się nie trafi pozostanie jej... - Pomocy! Niech ktoś pomoże mi to zatrzymać! - Wykrzyknie na cały głos łudząc się czy ktoś by może ją usłyszał. Ale co jej pozostało? Trzymać drzwi do końca, a jeśli zobaczyłaby jakąś część ciała wychodzącą zza progu drzwi, to dźgnęłaby go wtedy nożem. A tak póki co musiała trzymać. I starać się wytrzymać jak najdłużej chyba, że jakimś cudem domknie drzwi.
Kirino
Liczba postów : 3064
Dołączył/a : 14/11/2012
Temat: Re: Wiejska posiadłość Sob Lip 29 2017, 21:24
//Wybaczcie za tak późną odpowiedź - post nie wyświetlił mi się w ostatnio zapostowanych i nie miałem pojęcia, że jest już odpowiedź.//
MG:
Marcel:
Marcel faktycznie czuł się nieco niepewnie dotykając takiej oto właśnie ściany. Może i sensownym ruchem z jego strony było to, że postanowił odejść nieco do tyłu. Warczenie nieco ucichło, ale dalej było wyraźnie słyszalne, jednocześnie gdy tylko mężczyzna ruszył w przeciwnym kierunku poczuł jak coś musnęło jego nogę. Zupełnie jakby coś prześlizgnęło się zaraz obok i tylko delikatnie zahaczyło o jego kończynę. Cokolwiek to było nie było raczej za duże lub ewentualnie czołgało się na tyle nisko, by sięgnąć mężczyźnie ledwo do połowy łydki. Gorzej, że po chwili Marcel poczuł coś podobnego na drugiej nodze, jakkolwiek szybko wrażenie to przeminęło. Co tu się działo? Ostatecznie jednak nic nie blokowało mu drogi, więc mógł spokojnie zmierzać w kierunku przeciwległej ściany, czasem tylko odczuwając podobne jak do tej pory wrażenia. Gdy już dotknął przeciwległej ściany, która tym razem była całkiem stabilna i twarda mógł odetchnąć z ulgą, tylko jednak na chwilę, bo wtem usłyszał nieco zduszony krzyk, kobiecego raczej pochodzenia, choć Marcel nie mógł rozpoznać po samym głosie do kogo należał, a także co krzyczał. Gorzej, że wraz z krzykiem w pokoju zrobiło się... hałaśliwie. Cokolwiek wcześniej wyczuł Marcel, teraz zaczęło poruszać się zdecydowanie szybciej, być może zaalarmowane krzykiem, a warczenie zdecydowanie przybrało na silę. Chwilę później Marcel oberwał czymś obślizgłym w prawie ramię - zabolało, ale nie zrzuciło chłopaka z nóg. Marcel mógł wyczuć, że w pokoju panował teraz niezły harmider, nawet jeśli nie widział dokładnie tego co się działo z tytułu ciemności. Teraz pojawiało się pytanie - co teraz zrobić? Ostatecznie wciąż był w ciemnym pokoju, w którym teraz zrobiło się całkiem ruchliwie, a na zewnątrz ktoś krzyczał...
Mikoto:
Dziewczyna i tak miała całkiem spore szczęście, że póki co nie zaatakowała jej kolejna wizja, to bowiem mogłoby doprowadzić do katastrofalnych skutków. A przynajmniej w to głęboko wierzyła dziewczyna, gdy dalej napierała na drzwi, byle tylko powstrzymać cokolwiek było w środku od wtargnięcia w dalszą część posiadłości. Jeśli chodziło o jakiekolwiek pomoce, które mogłyby się jej przydać do przytrzymania drzwi, to po drugiej stronie korytarza, obok kolejnych drzwi, widziała wysoki wieszak na ubrania, ale sama odległość była już cholernie problematyczna. Krzyk o pomoc, jakkolwiek desperacki, wcale nie był najgorszym pomysłem, problem jednak w tym, że na razie nikt na takowy nie odpowiedział, więc Mikoto jakoś musiała radzić sobie sama. Coś faktycznie dojrzała w szczelinie między drzwiami a framugą, szybko więc wbiła swój nóż w widoczną część czegoś, a to wycofało się na sekundę, pozwalając Mikoto dotrzasnąć drzwi do końca - wcale jednak nie rozwiązywało to problemów - dodatkowo nóż znalazł się po drugiej stronie drzwi, na które wciąż napierała dawka energii. Mikoto zaś po wbiciu swojego ostrza w przeciwnika czuła się całkiem dziwnie. Nie do końca rozumiała uczucie, które właśnie odczuwała, bo było jednym z tych, które w naszym języku nie miało nazwy. Zdecydowanie jednak czuła coś kompletnie nowego i nie była pewna tego dlaczego. Gdy spojrzała na rękę, która wcześniej wbiła nóż w to "coś" zobaczyła, że znajduje się na niej trochę zastygłych plam niebieskiej cieczy. I plamy te zmniejszały się z każdą chwilą, jakby wsiąkając w dziewczynę. Napór na drzwi ustąpił, zamiast tego dziewczyna usłyszała pukanie. Puk, puk, puk, puk. Cztery razy. Do tych właśnie drzwi.
Stan postaci: Marcel - 90MM, boleśnie obity bark, rozcięty łuk brwiowy nad prawym okiem, lekkie problemy z łapaniem oddechu i ból brzucha, opuchnięta prawa dłoń - ciosy mogą być słabsze, mniej celne, boli tyłek od lądowania na nim Mikoto - lewy policzek lekko "pali", ucho lekko "pali", widzi mroczki przed oczyma po walnięciu "się" własną dłonią, zmysły lekko przytępione, brak noża
Marcel
Liczba postów : 257
Dołączył/a : 25/03/2016
Temat: Re: Wiejska posiadłość Wto Sie 01 2017, 03:45
Do tej pory Marcelek próbował być spokojny. Naprawdę. Nawet pomimo tego całego zamieszania, dziwactw, to wciąż starał się powstrzymywać od gwałtownych działań. Wściekła i niespodziewanie atakująca dziewczyna nie była w stanie wytrącić go z równowagi. Podobnie jak i też warcząca ściana. Coś co mu się plątało pod nogami początkowo wziął za szczury. Na te, też nie był zły na tyle, by podejmować agresywne działania. Jednakże wszystko to po kolei coraz bardziej irytowało Marcelka, aż w końcu miarka się przebrała, a on sam się zdenerwował, łagodnie rzecz ujmując. Choć dotarł do zwykłej ściany, to jakieś dziwne coś go zaatakowało i to właśnie to sprawiło, iż Marcelino stracił resztki cierpliwości, co do tego miejsca. Wściekły, zacisnął swe piąstki, aż coś gdzieś mogło trzasnąć od nadmiaru mocy, chociaż prawdę powiedziawszy, wcale nie musiało. Marcelek zacisnął też ząbki, wstrzymując w gardle nienajkulturalniejsze słowa, które cisnęły mu się na usta. Następnie, w odpowiedzi na całkiem niespodziewany i nieprzyjemny atak, odpowiedział wystrzeleniem Wibrującej Pięści Wichru C, z lewej ręki, w stronę z której ów atak nadszedł. Marcelino nie wiedział czy trafi, czy też nie i czy zaszkodzi. Zrobił to jak najbardziej odruchowo, nie panując w pełni nad emocjami. Ale skoro już dał się im ponieść, to pozwolił, aby te prowadziły go dalej. Ciemność nie była jego domeną. Nawet ze swą potężną magią nie był w stanie wiele wobec takiej zdziałać. Potrzebował światła. Z przeciwnikiem, którego nie widział, nie mógł się mierzyć. Ale gdyby tylko wiedział gdzie się taki znajduje, to mógłby być i nawet najgorszym potworem, a Marcelek nie zawahałby się obić takiemu pyska. Zwłaszcza, że w tej chwili targała nim taka kurwica, że mógłby nią wypełnić cały zamtuz. Musiał jakoś dać upust tej złości, a więc skumulował ją i wystrzelił... Samego siebie... W górę... Chciał się wydostać z tego mroku, a najlepiej oczywiście przez sufit. Ciężko jednak to zrobić, wcześniej takowego nie niszcząc. A żeby go zniszczyć, Marcelino uderzył Smoczą Pięścią A. Nie zważał już na to, jakich zniszczeń mógł dokonać w domu. Dziura w podłodze, w piętrze, w dachu... Jakież to miało niby znaczenie? Ano ponoć była jakaś misja, ale warunki do jej wykonania nie sprzyjały najlepiej. Zresztą, dom i tak nie zdawał się być od początku w najlepszym stanie. Najpierw zepsute drzwi, wybite okno, pękające schody... Kilka kolejnych dziur nie powinno zrobić większej różnicy. Przyjdzie jeszcze czas na to, żeby się zastanawiać czy psucie domu było dobrą, czy złą decyzją. Wpierw jednak należało to zrobić.
Kirino
Liczba postów : 3064
Dołączył/a : 14/11/2012
Temat: Re: Wiejska posiadłość Sro Sie 09 2017, 16:48
MG:
Marcel:
Nie należało denerwować Marcela, bo zły Marcel to niebezpieczny Marcel! Zdecydowanie! Choć faktycznie trudno mu było samemu ocenić czy jego pierwsze zaklęcia wywołało u przeciwnika jakiekolwiek obrażenia (czy w ogóle trafił w cokolwiek), to przyjemnie było przynajmniej upuścić nieco pary z czajnika i pozwolić sobie na ochłonięcie. Brak światła też mu zdecydowanie nie sprzyjał, dlatego chłopak dużo pozytywniej zapatrywał się na opuszczenie tego miejsca niż dłuższe w nim pozostanie. Jedno z jego zaklęć stworzone było wręcz do tego typu sytuacji, a choć Marcel już w trakcie używania tegoż czuł, że coś muska jego nogi, to na szczęście dla chłopaka nie został przez przeciwnika czy cokolwiek był na dole pochwycony. Przebił się, nieco boleśnie lecz jednak, przez sufit i wylądował w miarę bezpiecznie na parterze, znowu w korytarzu, w którym był nie tak dawno temu. Może i leciałby dalej, ale tuż przed sięgnięciem kolejnego sufitu, coś zahamowało jego zaklęcie i Marcelek opadł na ziemię, tłukąc się boleśnie, ale na szczęście nie robiąc sobie niczego złego. Wyglądało to trochę tak, jak gdyby ktoś osłabił jego zaklęcie, a przynajmniej tak odczuwał to sam chłopak. Ze swojej nowej pozycji, już po tym jak odgarnął z siebie strzępy drewna i kurzu, które pojawiły się na jego ciele po tym wybitnie superbohaterskim powrocie, widział schody prowadzące na piętro, teraz wzbogacone o całkiem malowniczą dziurę. Co najciekawsze, z jego perspektywy, drzwi na piętro były teraz lekko uchylone, a tuż przed nimi stał biały kotek, który na ogonie miał coś w rodzaju pierścienia. Kotek ten nieco frywolnie zamachał ogonem w kierunku mężczyzny, a następnie zniknął za drzwiami, pozostawiając je uchylone. Cokolwiek to mogło znaczyć ciężko było powiedzieć. Oprócz tego nikogo na piętrze nie było. Marcelowi, gdy jeszcze przypatrywał się kotu, wydawało się, że jedne z drzwi za nim przed chwilą zamknęły się cicho, ale nie mógł tego na sto procent potwierdzić, może to było przesłyszenie? Poza tym teraz światło pochodzące z okien oświetliło dziurę, która Marcel wytworzył w podłodze. Zerkając przez nią Marcel wyraźnie widział jak dwie macki, spore, rozmiarów co najmniej trzech takich ramion, jakimi sam Marcel dysponował, wiły się dość energicznie poniżej. Wyglądało to trochę tak jakby wiły się z bólu, nie zamierzały też wychodzić przez dziurę na zewnątrz za chłopakiem.
Pora dnia powoli przechodziła w późne popołudnie. Było jeszcze jasno, ale już w ten jasno-pomarańczowy sposób, a nie w stricte biały. Jeśli Marcel nie lubił mroków musiał zacząć działać.
Mikoto:
Ciemność. Nie wiedziała jak, nie wiedziała czemu, i nie wiedziała gdzie się znalazła, ale wszędzie było ciemno. Okropnie ciemno. Przed chwilą walczyła z drzwiami, ale teraz pamiętała o nich zupełnie jakby przez mgłę. Drzwi? A tak, było coś takiego. I coś za nimi było? Coś ponoć bardzo złego? Złego? Ale czy na pewno? Ale czy miało to znaczenie? Kto wie. Ciemność. Była tu teraz tylko ciemność. Dziewczyna panowała całkiem nad swoimi ruchami, nie potrafiła jednak w tej potężnej ciemności dojrzeć nawet samej siebie. Może to była kolejna z jej wizji?
Stan postaci: Marcel - 60MM, boleśnie obity bark, rozcięty łuk brwiowy nad prawym okiem, lekkie problemy z łapaniem oddechu i ból brzucha, opuchnięta prawa dłoń - ciosy mogą być słabsze, mniej celne, boli tyłek od lądowania na nim Mikoto - lewy policzek lekko "pali", ucho lekko "pali", widzi mroczki przed oczyma po walnięciu "się" własną dłonią, zmysły lekko przytępione, brak noża
Marcel
Liczba postów : 257
Dołączył/a : 25/03/2016
Temat: Re: Wiejska posiadłość Pon Sie 14 2017, 01:56
Choć bolało, coś się po drodze popsuło, to jednak Marcelek był przekonany, że podjął słuszną decyzję. Utwierdził się w tej myśli, kiedy zerknął na to, cóż takiego się na niego czaiło. No nie wyglądało to ani ciekawie, ani przyjemnie. Bynajmniej nie dla Marcelego, ale różni ludzie, różne gusta. Rzekomo są tacy, co ich podobne rzeczy podniecają. W każdym razie, chłopaczyna cieszył się, że wyszedł z tego tylko z lekko obolałym tyłkiem i to wcale nie z tego powodu, aby coś miało w niego wejść. Ale dzięki temu doświadczeniu Marcelino zdał sobie sprawę, że to wcale nie jemu miało odbijać, tylko to ten dom robił z niego idiotę. Wierzył, że sam z siebie, nawet w najgorszym stanie psychicznym nie wymyśliłby sobie czarnego pomieszczenia pełnych czarnych macek. No i kotka... Z pierścieniem... Niezaprzeczalnie kotek był czymś dziwnym. Przynajmniej na tyle, iż Marcelino nie zamierzał za nim podążać. Chociaż mogło być i tak, iż pierścień u tamtego mógł być artefaktem, który należało zniszczyć. I wtedy wszystko wróciłoby do normy. Tylko problem jak się do takiego dostać... Schody trochę Marcelego już zawiodły, a on sam był nieco zmęczony. Na tyle, iż wolał nie ryzykować kolejnego wzbicia się w powietrze, zwłaszcza jeśli coś miałoby go znowu zahamować i zrzucić w mroczne otchłanie. Dlatego też Marcelino otrzepał się z kurzu i bez pośpiechu ruszył w kierunku drzwi, które to zdawało mu się, iż zostały zamknięte. Powoli spróbował je otworzyć i to w bardziej przystępny sposób, poprzez naciśnięcie klamki, popchnięcie, może pociągnięcie, bo jak nie idzie w jedną, to trzeba spróbować w drugą. Z wyważaniem póki co się wstrzymywał. Możliwe, że w domu było jednak coś, co mogłoby mu jakoś pomóc i nie zamierzało go zabić, lub wykorzystać w jakichkolwiek złych celach. I nawet skoro zaczęło się ściemniać, to Marcelek nie miał zamiaru z tego powodu się bardziej śpieszyć i tracić na ostrożności. W razie czego, posiadał jeszcze dość mocy, aby zrobić jeszcze jedną. Biedaczyna, nie wiedział jednak czy najgorsze było już za nim, czy może dopiero przed nim. To go trochę martwiło...
Kirino
Liczba postów : 3064
Dołączył/a : 14/11/2012
Temat: Re: Wiejska posiadłość Czw Sie 17 2017, 01:42
MG:
W momencie, w którym Marcel poczuł niechęć do udania się za kotem, momentalnie usłyszał jego zirytowane miauknięcie. Czy koty mogą miauczeć w tak konkretnie sprecyzowany sposób? Ciężko było to powiedzieć tak na sucho, ale Marcel mógł przysiąc, że kot tak właśnie zamiauczał - jak podirytowany człowiek, który nie dostał tego co chciał, a sporo się już naczekał. Marcel jednak niewzruszenie ruszył w kierunku drzwi, co do których miał podejrzenia, że przed chwilą były używane. Zwykłe naciśnięcie na klamkę wystarczyło, by drzwi się otwarły przed nim otworem, a on sam mógł spotkać się z czymś nowym. Oto bowiem przed nim, dosłownie przed nim w przestrzeni pokojowej znajdowała się czarna dziura. Zwyczajna dziura, wielkości mniej więcej pięści chłopaka, która tkwiła sobie po środku pokoju na wysokości mniej więcej klatki piersiowej chłopaka. Dziura ta kompletnie niczego nie robiła, tkwiła tylko w powietrzu i choć nie miała oczu, Marcel mógłby przysiąc, że wpatrywała się w niego w sposób nader oczekujący. Choć dziura nie miała ust, Marcel wyraźnie słyszał w głowie szept. Szept ten jednak pozostawał kompletnie dla niego niezrozumiały - Marcel słyszał słowa, jednak nie rozumiał ich znaczenia. Inny język? Narzecze? Może po prostu miałka papka sylab zbitych w jedną garść? Ciężko było to dosłownie określić.
Poza dziurą w pokoju znajdowała się jeszcze księga. Gdy wzrok Marcela ją napotkał, szum w jego głowie stał się nieco głośniejszy, jakby podekscytowany. Dziura dalej tkwiła sobie w przestrzeni, a za plecami Marcela, nieco zduszone, słychać było kolejnie miauknięcie kota, który chyba domagał się uwagi. Nic na szczęście nie atakowało w tym momencie chłopaka. Chociaż tyle dobrego?
Stan postaci: Marcel - 60MM, boleśnie obity bark, rozcięty łuk brwiowy nad prawym okiem, lekkie problemy z łapaniem oddechu i ból brzucha, opuchnięta prawa dłoń - ciosy mogą być słabsze, mniej celne, boli tyłek od lądowania na nim
Mikoto - NA TEN MOMENT: pogrążona w ciemności niejasnego (hehe) pochodzenia, możesz odpisać kiedy ci się zachce, ale jeśli Marcel zdąży skończyć misję przed twoim odpisem i wyjaśnieniem sytuacji, to różnie może się to dla Ciebie skończyć, lewy policzek lekko "pali", ucho lekko "pali", widzi mroczki przed oczyma po walnięciu "się" własną dłonią, zmysły lekko przytępione, brak noża
Marcel
Liczba postów : 257
Dołączył/a : 25/03/2016
Temat: Re: Wiejska posiadłość Nie Sie 20 2017, 23:47
To, że nic nie atakowało w tej chwili Marcelka, była bardzo dobrą rzeczą. Nawet pomimo tego, iż Marcelino bardzo lubił walczyć, to akurat w tej sytuacji wolałby sobie wszelką walkę darować, przynajmniej aż do momentu, kiedy to nie odpocznie i nie uleczy swoich ran. A gdyby nawet musiał, to wolałby mieć pewność, iż obiekt go atakujący jest istotnie złym obiektem i słusznością byłoby obić mu pyska. Słuszność jest zaś wtedy, kiedy to skutki takiej walki są bardziej korzystne, aniżeli stratne. Dlatego właśnie Marcelino nie miał ochoty walczyć Mikoto, walka w ciemnościach z mackami mogłaby okazać się bezsensowna, a teraz dochodził jeszcze miauczący z irytacją kot. Marcelek nie przepadał za kotami. Nie ufał im. Koty zawsze towarzyszyły wiedźmom, a z jakichś przyczyn Marcelino wiedźm nie lubił. Bo to z reguły złe kobiety bywają. Jakoś sobie Marcelino nigdy nie przypominał o dobrych wiedźmach. Ale czy koty wszystkie koty musiały być złe? Ten co najmniej wydawał się być podejrzany. I to wcale nie tak, że szepty, księga i czarna dziura się takie nie wydawały, ponieważ większego zaufania w Marcelim niż kot nie wzbudzały. Coś jednak należało począć wobec tych wszystkich dziwactw. Zatem Marcelino postanowił szerokim łukiem ominąć czarną dziurę, aby to podejść do książki i położyć na niej dłoń. Nawet dwie, ale drugą wsunąłby od spodu, aby to księgi nie otworzyć, ale trzymać ją zamkniętą. Z całych sił. Wolał, żeby szepcząca książka pozostawała zamknięta. Tak by ją podniósł i spojrzałby na kota i czarną dziurę, zastanawiając się jak owe obiekty zareagują. Co zrobi kot? Co zrobi dziura? Czy może zrozumie lepiej szepty w swej głowie? Możliwe, że wszystko tam było mu wrogie i wszystko powinien zniszczyć. Poczynając od książki, po kota włącznie. Ale miał jeszcze zbyt mało informacji, by zadecydować o tym, co z tego wszystkiego byłoby najsłuszniejsze. Co przyniosłoby więcej korzyści, niż strat.
Kirino
Liczba postów : 3064
Dołączył/a : 14/11/2012
Temat: Re: Wiejska posiadłość Wto Sie 22 2017, 20:52
MG:
Ostrożny Marcel obszedł dziurę w sposób taki, by nie dać jej nawet najmniejszych szans na zetknięcie się z nim i to nawet biorąc pod uwagę możliwe potencjalne potknięcie się chłopaka. Dziura też nie wydawała się specjalnie zainteresowana samym mężczyzną - ot, tkwiła sobie dalej w przestrzeni i w dalszym ciągu nie wykonywała żadnych podejrzanych ruchów, była dziurą. Marcel zamiast dalszego studiowania jej podszedł zamiast tego do księgi, którą znowu ostrożnie postanowił ująć we własne dłonie, nie otwierając jej przy tym. Już gdy jej dotknął poczuł, że szum w jego głowie robi się jeszcze większy niż wcześniej, teraz będąc niemożliwym do zignorowania. Przypominał nieco jazgot i gwar towarzyszący wszystkim ruchliwym i wypełnionym peronom, pełnym ludzi czekających na przyjazd pociągu. Było głośno - nie boleśnie głośno, ale irytująco głośno, niemniej ponad to, nic więcej się nie działo, była więc to nieprzyjemność, lecz nie jakiekolwiek zagrożenie.
Dziura nie zareagowała kompletnie na czyny Marcela. W dalszym ciągu pozostawała dziurą, która tkwiła w przestrzeni. Co do reakcji kota to ciężko było to Marcelowi powiedzieć, przynajmniej jeśli chodzi o jego minę czy reakcję cielesną, jako że kota w pobliżu nie było. Kolejne miauknięcia słychać było w oddali i wychodziło na to, że kot dalej tkwił sobie na schodach i czekał aż Marcel grzecznie zdecyduje się pójść za kotem. Nie wyglądało na to, by to kot miał się udać do chłopaka, w tym przypadku sytuacja musiała wyglądać odwrotnie, o ile w ogóle. Tak czy siak, pomijając księgę w rękach chłopaka sytuacja za wiele się nie zmieniła, ot było głośniej.
Stan postaci: Marcel - 60MM, boleśnie obity bark, rozcięty łuk brwiowy nad prawym okiem, opuchnięta prawa dłoń - ciosy mogą być słabsze, mniej celne
Mikoto - NA TEN MOMENT: pogrążona w ciemności niejasnego (hehe) pochodzenia, możesz odpisać kiedy ci się zachce, ale jeśli Marcel zdąży skończyć misję przed twoim odpisem i wyjaśnieniem sytuacji, to różnie może się to dla Ciebie skończyć, lewy policzek lekko "pali", ucho lekko "pali", widzi mroczki przed oczyma po walnięciu "się" własną dłonią, zmysły lekko przytępione, brak noża
Marcel
Liczba postów : 257
Dołączył/a : 25/03/2016
Temat: Re: Wiejska posiadłość Pon Sie 28 2017, 22:28
Nie ma co zaprzeczać, Marcelino nie lubił zbyt dużego hałasu, ale zbytnia cisza też mu jakoś szczególnie nie odpowiadała. Jak mu ktoś gadał jakieś głupoty nad uchem, to go po prostu irytowało. Podobnież jak i kiedy nikt się nie odzywał. I weź takiemu dogódź... A nawet jeśli istniał jakiś złoty środek, który to wprawiłby Marcelka w zadowolenie, to na pewno nie znajdował się on w tym domku. Na pewno nie na tę chwilę, kiedy książka mu w rękach szumiała, kocur miauczał i dziura... Dziura może i nic nie robiła, ale była tak jakoś podejrzanie irytująca. Nawet jeśli stanowiła tylko jakąś ozdobę, to wolał jej nie dotykać. Co zaś do książki, to przez chwilę przeszło mu przez głowę, aby ją otworzyć, ale szybko tę myśl odpędził. Książka na pewno nie była normalna, a skoro taka nie była, to może należałoby ją zniszczyć? Możliwe, że to ona jakoś odpowiadała za całe zamieszanie? A nawet jeśli nie, to kto by żałował takiej szumiącej księgi? Najwyżej uzna się to za wypadek przy pracy... Tylko jak taką zniszczyć? Do tego przydałby się jakiś ogień, a do tej pory Marcelek nie odblokował jeszcze ognistych właściwości swojej magii... Pozostawały mu tylko czarna dziura, kotek oraz dziwne macki pod podłogą... Jeśli jednak one zabrałyby książkę, to jej zniszczenie byłoby nieco utrudnione... Z tej racji Marcelino musiałby wymyślić coś innego... I chyba jednak nie mogłoby się obejść bez otwierania książki, ale jeśli miałby to uczynić, to nie otwierałby jej do siebie, tylko w kierunku czarnej dziury. Bo to był chyba najlepszy pomysł. Nawet jeśli miałoby coś z księgi wyjść, to nie wyszłoby prosto na Marcelka i mając księgę odwróconą, nie przeczyta żadnych dziwacznych słów. Zatem trzymając księgę w jednej ze swych rączek, otworzyłby ją zwróconą w kierunku czarnej dziury, a drugą zacząłby wyrywać z niej strony, jedna za drugą, aż w końcu przedarłby książkę na pół i jej resztki wyrzuciłby za siebie, wyczekując jakie to przyniesie mu efekty. I jeśli go to nie zabije, to będzie dobrze... A jeśli jednak... No to może być już trochę gorzej...
Kirino
Liczba postów : 3064
Dołączył/a : 14/11/2012
Temat: Re: Wiejska posiadłość Pią Wrz 01 2017, 23:33
MG:
Jakby w odpowiedzi na przemyślenia Marcela względem ciszy, chłopak usłyszał znowu miauczenie kota. Ten, prawdopodobnie wciąż znajdował się na schodach, dlatego jego miauknięcie nie było jakoś wybitnie słyszalne - nie było za głośne, takie ot w sam raz by przerwać panującą ciszę i uświadomić chłopaka, że jednak są tu też inne istoty, nawet jeśli tak mało znaczące jak po prostu kot. To zawsze było coś. Tak samo jak czymś było podjęcie decyzji względem książki. Faktycznie, lepiej było nie za bardzo spoufalać się z takimi szepczącymi księgami, bo cholera wie co za diabelstwa były w nich spisane? Jeszcze spaczyłyby umysł Marcela i zmieniły mu charakter, a może nawet przejęły kontrolę nad jego duszą? Lepiej wiec było się księgi pozbyć, chłopak podszedł więc z nią do dziury. A następnie ją otworzył, trzymając tak, by okładka była do niego przodem, a nie treść. To na okładce też Marcel zobaczył spłowiały złoty napis "Sherl" u dołu okładki. Nie wyglądał on na tytuł, znajdował się bowiem w trochę dziwnym położeniu, jeśli jednak nie tytuł to co? Marcel się jednak tym nie przejmował, zaczął bowiem już procedurę niszczenie księgi, a z każdą kolejną wyrwaną stroną czuł w sobie coś dziwnego - było to jednocześnie dziwne zdenerwowanie, ale także ulga, jakby pozbywał się jakiegoś balastu. Gdzieś w połowie wyrywanych kartek zauważył, że jego własne ręce świecą się dziwnie pomarańczową łuną. Po chwili analizy zrozumiał, że to nie tylko ręce, ale cała jego sylwetka promieniuje dziwnym pomarańczem, nie miał jednak bladego pojęcia co to oznaczało.
- Niszczenie tej księgi nie jest najlepszym pomysłem. - usłyszał nagle Marcel stłumiony głos. Dochodził on spoza tego pokoju i dziwnie przypominał miauczenie. Jakby gdzieś w pogłosie słychać było nieco zwierzęcy element. - Inna sprawa, że pozostawienie jej ot tak, też wcale nie jest specjalnie rozsądne... - dodał po chwili głos, jakby mówił sam do siebie i nie spodziewał się, że ktokolwiek go zrozumie. Marcel i tak ledwo go słyszał, a w rękach wciąż miał połowę księgi. - Poza tym, mam już dość, mógłby tu wreszcie przyjść. Czy tak trudno zrozumieć jest co trzeba zrobić? Nie wiem kogo on przyjął do pracy... - dało się słyszeć wyraźne westchnięcie.
Stan postaci: Marcel - 60MM, boleśnie obity bark, rozcięty łuk brwiowy nad prawym okiem, opuchnięta prawa dłoń - ciosy mogą być słabsze, mniej celne, pomarańczowa łuna wokół ciała, poczucie posiadania czegoś nowego
Mikoto - NA TEN MOMENT: pogrążona w ciemności niejasnego (hehe) pochodzenia, możesz odpisać kiedy ci się zachce, ale jeśli Marcel zdąży skończyć misję przed twoim odpisem i wyjaśnieniem sytuacji, to różnie może się to dla Ciebie skończyć, lewy policzek lekko "pali", ucho lekko "pali", widzi mroczki przed oczyma po walnięciu "się" własną dłonią, zmysły lekko przytępione, brak noża
Marcel
Liczba postów : 257
Dołączył/a : 25/03/2016
Temat: Re: Wiejska posiadłość Sob Wrz 02 2017, 22:47
Czy zniszczenie książki było słuszne, czy nie, tego Marcelek nie wiedział. Poczuł jednak w sobie zmianę i to niejedną. Tego, że jego ciało zaczęło świecić, nie rozumiał, ale za to nagle zaczął rozumieć jakieś słowa. Albo też słyszeć je, bo do całkowitego zrozumienia w istocie mogło być mu jeszcze trochę daleko. Bo wbrew temu co tam sobie gadał kocur pod nosem, to jednak ciężko było zrozumieć co należało zrobić. Niby powiedziane było, że wystarczy zniszczyć jakiś artefakt, ale gdy przydzielona towarzyszka staje się agresywna, schody pod nogami się zapadają i wpada się do piwnicy pełnej mrocznych tentacli, wtedy sprawy się trochę komplikują. Tak czy inaczej, Marcelino postanowił na moment zaprzestać niszczenia książki, by ją zamknąć i udać się na korytarz, z którego to dochodziły do niego miauczące słowa. Tam to też by sobie stanął i spojrzał na kotka, póki co nic nie mówiąc, tylko trzymając w rękach zamkniętą książkę. Choć przydałyby mu się jakieś wyjaśnienia, to póki co nie widział sensu, by się o nie upominać. W ogóle tak jakoś, ciężko mu ostatnio było znaleźć sens w czymkolwiek. A może rzeczywiście coś z nim było nie tak?
Kirino
Liczba postów : 3064
Dołączył/a : 14/11/2012
Temat: Re: Wiejska posiadłość Sro Wrz 06 2017, 00:42
MG:
Ciężko było jednoznacznie określić czy to z Marcelem było coś nie tak, czy świat który roztaczał się wokół niego stracił trochę na sensie. Faktycznie, to co spotkało w jednym tylko lokum chłopaka było zadziwiająco nietypowe i mogło sugerować dość dziwne upodobania lub też usposobienie właściciela tego przybytku, ostatecznie jednak Marcel nie przybył tutaj by kontemplować zwierzynę, którą tenże trzymał w piwnicy, czy literaturę w jakiej się lubował. To, że w domu znajdowały się dziury... może po prostu nie było pieniędzy na remont? Ach, można by tak rozmyślać przez długi czas.
Marcel zaprzestał niszczenia księgi, ta zaś pozostała zamknięta, on sam natomiast skierował się do wyjścia z pokoju dziurą. Nieniepokojony w żaden sposób wrócił do holu głównego, a po zerknięciu na schody szybko zorientowała się, że biały kot w dalszym ciągu znajdował się na szczycie schodów, tuż przed drzwiami prowadzącymi na strych lub przynajmniej drugą kondygnację budynku. Kot, wpatrywał się w niego tak samo, jak Marcel wpatrywał się w kota, jednak gdy kot otworzył swoją mordkę by zamiauczeć, chłopak zamiast miauczenia usłyszał po prostu słowa. - I teraz jeszcze się we mnie wgapia, jakby pierwszy raz kota widział. To nie najlepszy moment na adorację, więc może wejdź po tych schodach i po prostu chodź za mną? Za chwilę zapadnie noc i będzie po wszystkim. -
Faktycznie, przez okno Marcel mógł zauważyć, że robiło się coraz ciemniej na zewnątrz. Jeszcze nie była to noc, ale powoli trzeba było się zacząć liczyć z potrzebą silniejszego wytężania oczu. Jednocześnie starzy "znajomi" chłopaka z podziemi, jakby stali się nieco bardziej ruchliwi. Wydawało się, że macki uderzają o ściany częściej niż wcześniej, z jakby większą zajadłością.
Stan postaci: Marcel - 60MM, boleśnie obity bark, rozcięty łuk brwiowy nad prawym okiem, opuchnięta prawa dłoń - ciosy mogą być słabsze, mniej celne, pomarańczowa łuna wokół ciała, poczucie posiadania czegoś nowego
Mikoto - NA TEN MOMENT: pogrążona w ciemności niejasnego (hehe) pochodzenia, możesz odpisać kiedy ci się zachce, ale jeśli Marcel zdąży skończyć misję przed twoim odpisem i wyjaśnieniem sytuacji, to różnie może się to dla Ciebie skończyć, lewy policzek lekko "pali", ucho lekko "pali", widzi mroczki przed oczyma po walnięciu "się" własną dłonią, zmysły lekko przytępione, brak noża
Marcel
Liczba postów : 257
Dołączył/a : 25/03/2016
Temat: Re: Wiejska posiadłość Sro Wrz 06 2017, 05:49
Żeby wiedzieć o zawyżonej samoocenie większości kotów wcale nie trzeba było rozumieć tego, co tam miauczą. Zdolność do pojmowania kocich słów, jak i one same w sobie, jakoś niezbyt przekonywały Marcelego do tego, aby ryzykować kolejny upadek, w gwałtownie ruszające się macki. Jednak ich zwiększona żywotność w danej chwili, była nieco niepokojąca. Bo jakby porozwalały ściany, to domek mógłby się zawalić. Tego Marcelino by nie chciał, ale cóż miał na to poradzić? Cóż mógł też zrobić z gadającym kocurem? Na chwilę obecną, Marcelino miał w głowie takie zaćmienie, że nawet zbliżające ciemności wydawały się niezbyt istotne. Skoro więc nie mógł nic zrobić, to pozostało już tylko mówić. - Oj kocie, kocie - powiedział zmęczonym głosem i pokręcił głową z dezaprobatą. Nie miał zamiaru uczyć kocura ani szacunku, czy też jakoś go do siebie przekonywać. Chciał tylko się czegoś konkretnego w końcu dowiedzieć. Rzecz w tym, że nie wiedział konkretnie czego. - Jakby to było takie łatwe. Nie ufam tym schodom. Nie wiem też czemu miałbym niby zaufać tobie - tak mu powiedział i przełożył pół zniszczoną książkę z jednej ręki, do drugiej. Z nią też nie wiedział co mógłby zrobić. Niby zostawienie jej nie byłoby w pełni rozsądne, ale zniszczenie także mogło nie być najlepszym pomysłem.
Kirino
Liczba postów : 3064
Dołączył/a : 14/11/2012
Temat: Re: Wiejska posiadłość Sob Wrz 09 2017, 23:25
MG:
Na pocieszenia dla Marcela można było powiedzieć, że książka nic złego w tym momencie mu nie robiła. Ot, gdy tak tkwiła sobie w jego rękach, wydawała się być najzwyklejszą księgą, jedynie trochę potarganą w środku, ale to z zewnątrz aż tak bardzo w oczy się nie rzucało. Kot natomiast przez chwilę po tym jak usłyszał słowa chłopaka wydawał się wpatrywać w niego z mieszanką lekkiego zaskoczenia i... ostrożności? Mierzył go wzrokiem, trochę jak niebezpiecznego osobnika, który potencjalnie mógł stać się przeciwnikiem, lecz jeszcze nim nie był. Po chwili jednak kot zamachał swoim ogonem. - Nietypowe. Nie spodziewałam się tego. W tej formie tylko on mnie słyszy. Pomyśleć, że ty też... ach, może to przez to. Może to przez to. - powiedział kot, wpatrując się w wciąż świecącą sylwetkę chłopaka. - Nie musisz mi ufać. Jak dla mnie to możesz cały ten budynek zrównać z ziemią, możesz nawet spróbować mnie samą odesłać do piachu. Jeśli jednak chcesz wykonać swoje zadanie, zrobić swoje i w końcu się stąd wyrwać, a do tego zrobić to wszystko zanim piwniczni goście wydostaną się na partner - to lepiej rusz się w końcu po tych schodach i uważaj na stawiane kroki. - powiedział kot, wyraźnie prychając na koniec swoich słów i znikając za drzwiami, pozostawiając Marcela samego z własnymi myślami.
I książką, która właśnie wyszeptała do niego kolejne słowa. "Zejdź ze mną do nich, a cię nimi obdarzę". Cokolwiek mogło to znaczyć. Tymczasem ruchy pod podłogą dalej nabierały na sile.
Stan postaci: Marcel - 60MM, boleśnie obity bark, rozcięty łuk brwiowy nad prawym okiem, opuchnięta prawa dłoń - ciosy mogą być słabsze, mniej celne, pomarańczowa łuna wokół ciała, poczucie posiadania czegoś nowego
Mikoto - NA TEN MOMENT: pogrążona w ciemności niejasnego (hehe) pochodzenia, możesz odpisać kiedy ci się zachce, ale jeśli Marcel zdąży skończyć misję przed twoim odpisem i wyjaśnieniem sytuacji, to różnie może się to dla Ciebie skończyć, lewy policzek lekko "pali", ucho lekko "pali", widzi mroczki przed oczyma po walnięciu "się" własną dłonią, zmysły lekko przytępione, brak noża
Poniżej znajdują się buttony for, z którymi obecnie prowadzimy wymianę. W celu nawiązania współpracy zachęca się do odwiedzenia pierw tematu z regulaminem wedle którego wymiany prowadzimy, a następnie do zgłoszenia się w tym temacie. Nasze buttony oraz bannery znajdują się zaś w tym miejscu.
Layout autorstwa Frederici. Forum czerpie z mangi "Fairy Tail" autorstwa Hiro Mashimy oraz kreatywności użytkowników. Wszystkie materiały umieszczone na forum stają się automatycznie własnością jego jak i autorów. Dla poszanowania Naszej pracy uprasza się o nie kopiowanie treści postów oraz kodów bez uprzedniej zgody właścicieli.