I've never seen a decent person among those who say they're going to save the world while forsaking the people around them. Those types of men are always so intoxicated by thier own hollow dreams that they call every little thing in front of them trivial.
Porywisty i zimny wiatr targał gołymi już i słabymi drzewkami na wszystkie strony. Nieliczne stojące jeszcze jebane tybetańskie drzewka iglaste, kołysały się w takt muzyki, którą grał wiatr razem z drewnianymi okiennicami klasztoru. W każdym oknie paliło się światło, była to bowiem pora modłów i przy samotnym blasku świecy, mnisi odbywali medytacji. W jednym z okien klasztoru, jednak świeczka się nie paliła. I tylko naprawdę bystry obserwator mógł dostrzec na tle ciemnej szyby, oświetlanej jedynie blaskiem księżyca, pomarszczoną twarz mężczyzny. Wpatrywał się on w księżyc, stojący teraz w pełni i widocznie nad czymś rozmyślał. Przejechał dłonią po swojej łysej głowie i spuścił wzrok na dól, patrząc na wewnętrzny dziedziniec klasztoru, wzdychając powoli. To jego potomkowie stworzyli to miejsce, przed trzema stuleciami. Było idealne, na szczycie wielkiego, trudno dostępnego płaskowyżu. Z prawej i lewej strony, a także na tyłach klasztoru, znajdowała się jedynie pustka, bowiem tu stroma skarpa kończyła się. Gdyby ktoś próbował zaś wejść tamtędy do klasztoru, musiałby pokonać 250m oblodzony odcinek, prawie całkowicie płaskiej ściany. Nieliczne kamienie mogły służyć za podpórkę dla ręki czy nogi, ale nigdzie nie było miejsca na to by usiąść. A lód pokrywający ścianę płaskowyżu, tylko utrudniał wspinaczkę, czyniąc klasztor niezdobytym z właściwie trzech stron świata. Jedynie zachód, przednia strona klasztoru, była dostępna dla ludzi. Mimo to i ta droga była rzadko używana. Niebezpieczna i zawiła wiodła przez las i stromą ścieżką wzdłuż bocznej ściany, sąsiedniej góry. Dróżka prowadziła do małej wioski u podnóża góry. Jedynego kontaktu między światem zewnętrznym a mnichami. Tak więc klasztor który tu zbudowano, był prawdziwą twierdzą. Na dodatek owa ścieżka była tak wąska, że mieściła ino dwóch mnichów naraz. Sam klasztor, otoczony był murem kamiennym wysokości 3m, brama zaś całkowicie drewniana, otwarta była tylko między 06:00 a 18:00. Kto znalazł się na terenie klasztoru po tej godzinie, do rana wyjść nie mógł i na odwrót. Jeśli mnichowie nie wrócili przed 18:00 to noc, spędzali na dworze. Główny budynek znajdował się na malutkim wzniesieniu, był to jedno piętrowy budynek, o planie kwadratu, zajmujący 3/4 powierzchni klasztoru, leżący w samym jego centrum. A w centrum głównego budynku, znajdowała się 17m wieża. Dookoła głównego budynku były poustawiane budynki takie jak kapliczka, stajnia, kuchnia, stołówka czy malutki szpitalik. Budynków było znacznie więcej i rozsiane były oczywiście po całym terenie klasztoru. Na to wszystko dumnie patrzyła postać z okna, w wieży. Dumnie a zarazem z dozą zmartwienia i nostalgii. Według proroctwa już dziś mają potoczyć się losy klasztoru. Starzec nie wiedział nic więcej, tylko tyle że zdarzy się coś wyjątkowego. Czy to będzie zbawienie? A może przekleństwo? Przeżegnał się i pomodlił do buddy o łaskawość, po czym udał na spoczynek, po raz ostatni obrzucając czujnym wzrokiem, dzieło swych przodków.
Na temat misji dostaliście nie wiele informacji. Ot udać się do wioski na dalekiej północy. Do karczmy pod płetwą Narwala. To też nie mając zresztą większego wyboru, uczyniliście. Karczma nie była zbyt gustowna, ba wydawała się nieco... niechlujna. Ale co się dziwić, na tak dalekiej północy goście inni niż mnichowie z pobliskiego klasztoru, byli dość dziwnym i niecodziennym widokiem, a karczma nie była przystosowana do takich rzeczy. Karczmarz modlił się tylko w duchu, byście nie zabawili tu długo. Bowiem skromne zaopatrzenie jego piwnicy, może bardzo szybko stopnieć z szóstką nowych wędrowców. Siedzieliście więc w karczmie, przysłuchując się miarowemu dźwiękowi, jaki wydawała z siebie polerowana przez karczmarza szklanka i czekaliście. Nie trwało to długo, po około godzinie od przybycia ostatniego z was, pojawiła się siódma osoba, dość mizernej postury starzec, odziany w czarnego koloru togę, jakby zimno panujące na zewnątrz, nic dla niego nie znaczyło. Posiadał tylko jedno oko, drugi oczodół ział pustką a staruszek wcale tego nie ukrywał, ba pokazywał to jak gdyby chełpiąc się odniesioną niegdyś raną. Obrzucił on waszą szóstkę, notabene jedynych ludzi w karczmie, nie licząc samego karczmarza, po czym zajął miejsce przy największym stoliku, opierając laskę obok krzesła. Nawet karczmarz na chwilę przestał polerować szklankę, przypatrując się jegomościowi, który wyjął zza pazuchy fajkę i zapalił, używając zapewne magii, gdyż nie zauważyliście by wyciągnął cokolwiek co by mu ów fajkę zapalić pozwoliło. Karczmarz widząc to przeżegnał się szybko i wrócił do polerowania szklanki, jak widać magia w tych stronach nie była widokiem codziennym. Staruszek zaś zaciągnął się dymem z fajki i powoli, bez pośpiechu wypuścił dym z ust. -Usiądźcie dzieci... nie mam wiele czasu więc streszczajmy się.- Powiedział spokojnie i oparł ramiona na stole, patrząc na was wszystkich uważnie-Każdy z was zapoznał się z tematem misji, inaczej by was tu nie było. Mam to gdzieś czy będziecie współpracować, konkurować czy co tam jeszcze wymyślicie. Ja chce informacji, wy pieniędzy. Prosty interes, lecz jeśli macie jakiekolwiek pytania, to tylko po to tutaj jestem. Jeśli będę mógł...- Tu na chwilę zawiesił, patrząc na każdego z was po kolei, przy czym na dłużej wzrok zawiesił na Makbecie-I oczywiście chciał, to wam odpowiedzi udzielę. Klasztor znajduje się na płaskowyżu leżącym 400m za górą Lup leżącą oczywiście obok wioski. Możecie pójść szlakiem, albo zrobić co tam chcecie, jak mówiłem nie obchodzi mnie to.- Powiedział co miał powiedzieć i skończył milknąc na chwilę, by znów zaciągnąć się dymem z fajki-Więc, macie jakieś pytania?- Spytał już spokojnie, patrząc teraz tylko na Nanayę.
Ostatnio zmieniony przez Don Vito Ferliczkoni dnia Wto Lis 20 2012, 17:29, w całości zmieniany 1 raz
Autor
Wiadomość
Finn
Liczba postów : 4279
Dołączył/a : 17/11/2012
Temat: Re: Klasztor Zori Sro Sty 09 2013, 20:52
Zaiste... Interesujące... Bardzo ciekawe... Tylko dlaczego pytań zamiast ubywać ciągle dochodziło? Czemu to nie mogło być od tak?! Proste... Krótkie, niezawiłe... - Ale jak... - zaczął mówić, jednak urwał, gdy nawiedziła go nietypowa wizja. Wzgórze... Srebrnowłosy mężczyzna i ciemnowłosy chłopiec... Chwila! Skąd on się tu wziął?! Przecież był w klasztorze... Czyżby widział to co von Aren? Tylko jak? Zresztą... Teraz to nie ważne... Kim byli ci ludzie? Przyjaciele? Krewni? Co ten maluch pokazywał? Że co?! Że niby ma walczyć z całą armią?! I to jeszcze w 3 osoby! Krajobraz nagle uległ zmianie, a jedynym co Finny mógł ujrzeć było drzewo... Drzewo i... Śmiertelnie ranny srebrnowłosy?! Ale dlaczego..? Poświęcił się? Nie wyglądało na to by przeżył. Może jeśli by mu pomóc. Wyciągnąć pomocną dłoń... Opatrzyć! Ale nie! Znowu zmiana... Co się stało? Pustka. W sumie to raczej opustoszałe pomieszczenie i... I... Jak to?! Ten srebrnowłosy mężczyzna! Przeżył takie obrażenia? Jak?! Zmienił nieco wygląd, jednak nadal był tą samą osobą! Tylko... Czemu dzierży w dłoniach czyjąś głowę? Czemu to wywołało taką reakcje u mnie? Czemu ruszyłem na niego bez większego zastanowienia? Ja ruszyłem? A może... - pomyślał blondasek, nie było jednak za wiele czasu na rozmyślenia... Kolejna sceneria... Mrok... Ciemność... Las... Potworny ból! Czemu uciekam? Co się stało? Czemu tak boli? - myślał gorączkowo Finny, przemierzając ciemny las w nie swoim ciele. Nie wiedział czemu, ale chciał znaleźć się jak najdalej stąd. Nie chciał tu być! Nie mógł stanąć! Nie mógł zawrócić! Musiał przeć naprzód! Znowu... Miał już powoli dość tych zmian... Każda kolejna wizja pokazywała mu coraz bardziej szokujące obrazy! Nie chciał już ich widzieć! A może? Może pragnął dostrzec co jest ukryte za zasłoną wspomnień o von Arenie. W każdym bądź razie Finny, a raczej osoba, w której ciele się znajdował, stała na czele armii. Zamierzali zapewne walczyć z drugą, w której szeregach znajdował się... ON! Znowu! Kim on był? Chociaż... To nie był on... Miał tylko w swoich żyłach jego krew! W sumie nawet podobny... Fioletowo-szare włosy... O tak! Słyszał o nim... Słynny Janos. Kimkolwiek by nie był blondasek poznał słyszał imię oponenta. Nie wiedział czemu, ale właśnie Janos był jego celem. Ugh... Przeszywający ból... Jak on? Czy to w ogóle ważne? Ten cały Janos zdołał przebić zbroje! Tylko... Czemu to nie miało jakoś znaczenia? Zresztą... Głowa przeciwnika wkrótce potoczyła się po ziemi! Należało mu się! Jego truchło wkrótce też spłonęło, a marny duch unosił się w powietrzu! Czyżby w końcu spokój? To zdawało się Finnyemu okrutne... Te myśli, ta radość z czyjejś śmierci... Po raz kolejny wszystko uległo zmianie... Widział... Klasztor? Znów? Ale nie był jeszcze sobą! Zresztą! By był w środku nie? Gorączka... Ona była uciążliwa! Miał praktycznie śmiertelną ranę... Jak ma przeżyć? Musi! Nie może od tak zginąć! Przydałby się sen... Tak! Sen! Tego potrzebował! To go zregeneruje! Klasztor był jego ratunkiem! Wtedy właśnie usłyszał te słowa! PRZYJDŹ DO MNIE! Dokąd? Gdzie? Do kogo? Po co? Właśnie! Już znajdował się znów w swoim ciele. Momentalnie zerwał się na równe nogi. O co się pytali? Rytuał... Eh... W sumie jeszcze nie wiedzieli na czym to polega... Nie powinni tu siedzieć raczej... Powinni pójść do tych podziemi! Tam mogą coś znaleźć! Tam... Tam musi iść! Nie wie czemu, ale musi! Coś go tam wzywa, a on nie może tego od tak zostawić! Czuł potrzebę pójścia tam! Nie wiedział czemu! Nie wiedział po co! Ale... Po prostu... Te podziemia zdawały się czymś... czymś co nawołuje, wzywa, wzmaga pragnienie ich zbadania. Blondasek od tak w końcu się nie oprze czemuś takiemu... Całkiem stracił już zainteresowanie pytaniami. Im szybciej tym lepiej! Ale... Nie pójdzie tam sam... Jeszcze w nieznane... Ostatecznie Bahra kazał się go pytać... Niah... - Szanowny Bahro... Co właściwie jest w tych podziemiach, że nie możemy tam zejść? W sumie... - przerwał myśląc co dodać jeszcze. - Co wchodzi w ich skład? Skoro nie możemy ich zobacyć, to powiedz nam chociaż tyle, ile możesz Świątobliwy! - zakrzyknął, krążąc po pokoju. Musi się czegoś o nich dowiedzieć. Dopiero po paru chwilach doszło do niego jak mógł zabrzmieć. - Proszę... - zakończył pytanie, a może prośbę już raczej szeptem. - Chyba nadużywamy twojej gościnności mistrzu! Może powinniśmy udać się... - powiedział, urywając nagle. Co chciał powiedzieć? W sumie wypadałoby ostrzec innych. - Byśmy już poszli do siebie. Jeśli to nie problem Świątobliwy! - dodał, kończąc to co miał do powiedzenia i chodząc to w prawo to w lewo. Nie mógł tak jakoś usiedzieć teraz w miejscu, a w jego uszach ciągle pobrzmiewał ten głos. Do kogo on należał? Czemu akurat go wzywał?
Sethor Fiberos
Liczba postów : 289
Dołączył/a : 17/11/2012
Skąd : Poznań
Temat: Re: Klasztor Zori Sro Sty 09 2013, 21:16
Sen, błogi sen. EEEE. To był totalny, arcypotworny koszmar. Czyżby niedosyt snu wpłynął na psychikę Sethora? Mag odruchowo chwycił się za pośladki. Nie piekło go nic, był bardzo zadowolony. Czemu się jednak obudził? Ach tak, pukanie. *stuk stuk stuk* Mag Lamia Scale rozejrzał się po pokoju. Towarzysz- Yoshimaru też się obudził. Nie wyglądał jednak na tak przerażonego jak sam Seth. Nigdzie nie było śladu śniadania. To nie mógł być ranek, o nie. Zza drzwi dobiegł młodego Fiberosa dźwięk głosu Makbeta. -Chłopie, gdzieś Ty był wcześniej? Za długo się sam włóczyłeś, wszystko w porządku?- spytał, przebudziwszy się do końca. Chłopak powstał i skierował swe kroki ku drzwiom. Gdy jednak położył rękę na klamce, coś mu się przypomniało. Przed oczyma zamalowała mu się postać świątobliwego Bahry. "Nie otwierajcie drzwi po zmroku". -Nie ma śniadania, nie ma poranka- stwierdził lakonicznie Seth, puszczając klamkę. -Niestety, cokolwiek by się nie działo, musisz zaczekać z tym do ranka. Bahra kazał nie otwierać nikomu drzwi, przykro mi- powiedział ze smutkiem w głosie mag. Najważniejsze jednak, że Makbet wrócił bezpiecznie, gdziekolwiek był. Znowu byli w komplecie. No, prawie, jeden z magów zgubił się gdzieś po drodze. Śmieszna historia. -Skoro zapukał zamiast wejść, mam nadzieję, że teraz po prostu odejdzie do swojego pokoju- pomyślał Seth, chwytając ponownie za klamkę i trzymając drzwi. Pewnie dało się to zauważyć z drugiej strony drzwi, jednak chłopak nie dbał o to. Chciał wpuścić Makbeta do środka, w końcu był tu też Yoshimaru, ale cóż, on przyszedł dużo wcześniej. -A, uprzedzając Twe próby przekonania mnie że jest już rano, nie widzę żadnego posiłku wewnątrz swej celi. To oznacza, że ranek nie nastał. Idź się prześpij, jutro czeka nas ciężki dzień- przekazał swój tok myślenia Makbetowi i poradził mu. Przecież była noc, Seth dobrze wiedział, co robi z człowiekiem brak snu nawet przez jedną noc. Miał przeczucie, że Makbet będzie chciał za wszelką cenę przekazać swe informacje, jednak mimo dużego zainteresowania ze strony Sethora, będzie to musiało zaczekać do pory śniadaniowej. Finny i Nanaya również znali zasady wewnątrzklasztorne, więc na pewno nie zapukają już do tej celi. Teraz będzie mógł już spać w spokoju, bez zakłóceń aż do jedzonka. Yoshimaru wydawał się strasznie nieobecny. Nic nie mówił, zupełnie jakby się wyłączył z tego świata. Seth nie położył się jednak spać. Chciał poczekać na odpowiedź Makbeta. -To jak, zrozumieliśmy się?- spytał upewniając się, że chłopak wciąż stoi po drugiej stronie drzwi.
Jo
Liczba postów : 5542
Dołączył/a : 29/08/2012
Skąd : Poznań
Temat: Re: Klasztor Zori Czw Sty 10 2013, 01:31
MG
Nanaya i Finnian: Rozmowa z Bahrą przebiegała chyba dość pomyślnie, aczkolwiek czy na pewno przynosiła jakieś odpowiedzi? Nawet jeśli, to pytania się mnożyły. -Sposób jest moja droga Nanayo, jednak masz rację odpowiedzieć nie mogę. Na dodatek pozbycie się tego tak czy siak mnie zabije, chociaż... w tej sytuacji to wybawienie.- Ostatnią część powiedział raczej do siebie, z cierpkim uśmiechem na ustach.-Posiłkiem? Tak, tak... ale widzisz Nanayo, to już nie są mnichowie.-Powiedział patrząc na ciebie z litością.-Nawet mnie trudno nad sobą zapanować. Widzisz ciebie spotka los gorszy niż może spotkać resztę. W najlepszym razie wszyscy umrzecie. W najgorszym ich czeka niewola, a ciebie... cóż, oni naprawdę dawno, nie mieli kobiety.- Chciałoby się rzec, if you know what i mean.-Co do drzwi, nie mogę tego zdradzić co do błota... ech...- Tu widocznie zamyślił się próbując jakoś obejść zasady. I nagle spojrzał ci w oczy a ciebie oblało to samo nieprzyjemne uczucie, co przy spotkaniu z mnichem.-Wybacz, a teraz. Zastanawia cię kim jest On, boisz się że już po was, tak samo jak z Sethorem i Yoshimaru. No i wiesz o smoku. Ten cały kronikarz was przysłał? Ciekawy człowiek, chętnie bym go bliżej poznał... Co do rytuału, niestety, muszę milczeć.- Rozłożył bezradnie ręce, po drobnej prezentacji swoich możliwości.-Źle to zrozumiałaś Nanayo. Każde słowo ma moc, to coś czego musisz nauczyć się sama. Kiedy ktoś powie ci "Kocham cię" czując to całym sercem, to wiesz że zawsze jesteś przy tym kimś bezpieczna. Kiedyś był kuter rybacki. Stary i podniszczony. Kupił go pewien rybak i z góry pokochał. Nazwał go Lewiatanem. I niczym ten potężny morski stwór, kuter mimo swojej lichości, radził sobie z każdym sztormem. Tym jest magia słów Nanayo.- Zaraz odwrócił się do Finna-Nie mogę ci powiedzieć chłopcze, przykro mi. No i oczywiście nie jesteś tu więźniem, ale nalegam byście zostali, chociaż niech większość z mnichów uda się z powrotem do pokoi.- Powiedział spokojnie do Finna, pozostawiając mu jednak decyzje.
Makbet: Przeciwnik ruszył na ciebie a widząc twoją defensywę tylko się zaśmiał, zatrzymując przed tobą, machnął lekko nogą, a w twoje wykałaczki uderzyła żelazna kula, którą ten bez trudu uniósł. Kawałki włóczni znów wyleciały ci z rąk, rozpadając się już całkowicie a ty całym ciałem grzmotnąłeś o ścianę no i zsunąłeś na ziemię. Ale przeciwnik nie podchodził. -Ty zaś miałeś atakować wykałaczką a nie trucizną na niej, więc zasady, zostają wycofane.- A to ci niesprawiedliwość i zło co nie? Ale przynajmniej przeciwnik też był ranny. No i przestał się zbliżać, stojąc jakieś półtora metra od ciebie. Tylko co zrobić w takiej sytuacji?
Sethor i Yoshimaru: Seth po proroczym śnie postanowił drzwi nie otwierać. Tym bardziej że Bahra nie kazał a Bahra dobra rzecz, słuchać trzeba. -Poczekaj- Rzucił do ciebie głos za drzwiami i usłyszałeś jak się oddala. Po chwili spokoju znów odezwało się pukanie. -Chłopcze? Tu Bahra. Wpuść nas, jesteś w niebezpieczeństwie.- Powiedział głos należący do... Bahry~! Czyżby twoje argumenty obróciły się przeciw tobie? Tak czy siak widać komuś bardzo zależało na wejściu do pokoju.
Stan postaci: Makbet: Bolące jak diabli nadgarstki i przedramiona, lekki szok.
Mor
Liczba postów : 2920
Dołączył/a : 20/08/2012
Temat: Re: Klasztor Zori Czw Sty 10 2013, 21:02
Och, jak miło, cudownie, fantastycznie i w ogóle. Przyszłość rysowała się w jeszcze ciemniejszych i brutalnych formach, niż początkowo przypuszczała. Westchnęła bardzo ciężko, słuchając tego wszystkiego. I jeszcze Finn, który bardzo chciał zejść teraz, nocą do podziemi. Zachowywał się dziwnie i nie uszło to jej uwadze. W podziemiach było coś, czego nie chcieli spotkać... A mnisi, choć tak wyglądali, już nimi nie byli. Zaczęła nawet przypuszczać, ze w archiwum może być znacznie mniej mnichów, niż można by było sądzić, ale było tam "coś". Przekrzywiła głowę, zastanawiając się nad tym wszystkim, a na jej usta wypłynął gorzki uśmiech. Złączyła dłonie, tak na wszelki wypadek. - Jakoś wątpię, by ciągnęli losy, kto pierwszy - odpowiedziała Bahrze sarkastycznie, nawiązując do swojej bardzo urozmaiconej przyszłości. Nie ma co ukrywać, zadowolona nie była, a jej nastrój pogorszył się jeszcze bardziej, gdy ponownie poczuła błoto... A wiec o to chodziło. Wydarto z niej myśli i wspomnienia. Już drugi raz. Westchnęła ciężko ponownie. - W tej sytuacji nie ma co ukrywać już niczego - powiedziała spokojnie, zamykając oczy. Był sposób, żeby się dowiedzieć, co i jak, skoro Bahra nie mógł mówić... Zobaczymy niedługo. - Tak, wiemy o Smoku... lub też może bardzo byśmy chcieli o nim wiedzieć, ale jak na razie - nie wiemy nic. Poza tym, że słowo Klasztoru straciło swoją moc i coś złego się w nim zalęgło, zmieniając wszystko i wszystkich. Mam rację? - W tym momencie pokiwała lub pokręciła głową, próbując dać sygnał Bahrze, by ten odpowiedział w inny sposób, niż dotychczas. - Nie jesteście już ludźmi, prawda? - Przypatrywała się uważniej jego wszystkim gestom, ale Finn kręcący się w pomieszczeniu jak gówno w przerębli. - Czy ktoś z rodu Smoka jest w podziemiach? Czy to ten, przed którym miał chronić klasztor, się tam znajduje? Czy może ktoś inny? - zapytała serią pytań, które teraz ja nurtowały odnośnie tego, co jest w podziemiach. Po czym kontynuowała. - Czy światło dnia ma na was wpływ? Nie lubicie światła? Szkodzi ono wam? - Jeżeli tak, to mieli chociaż szansę się obronić w ciemności przed mnichami, którzy już nimi nie byli. Lub przynajmniej wrócić dzisiejszej nocy do pokoju... I zobaczyć, czy z towarzyszami wszystko w porządku. Ale musiała przyznać, że magia słów mogła im pomóc. Tylko, musiało ty iść z wnętrza. I możliwe, że była to jedna z tych lekcji, za które będzie wdzięczna Bahrze do końca swojego życia. Odetchnęła, próbując pozbyć się nieprzyjemnych uczuć. Bądź co bądź już od dawna wiedziała, że weszli do jaskini lwa i nie bezie łatwo... Musieli tylko przeżyć. Uśmiechnęła się lekko i skłoniła głowę przed Bahrą. - Zabiję cię - powiedziała pewnie, patrząc na starca, ale w sposób niezwykle delikatny i nie pasujący do słów. Nie było w nich obłąkania lub radości - było po prostu coś co ciężko zdefiniować. Musiała przyznać przed sama sobą, że ją urzekł. Słowami, gestami, czynami i tym, że choć mógł postąpić inaczej, próbował im pomóc. I choć nie wiedziała, jak to dalej się potoczy, chciała mu pomóc. - Gdy dowiem się, w jaki sposób to zrobić, przyjdę tu i cię zabiję. - Była w tych słowach niezłomna pewność, że to zrobi. Nie wiedziała jeszcze jak, ile zajmie jej dowiedzenie się tego i czy w ogóle przeżyje, ale wiedziała, że zrobi wszystko, by uwolnić starego mnicha od jego przekleństwa.
Finn
Liczba postów : 4279
Dołączył/a : 17/11/2012
Temat: Re: Klasztor Zori Czw Sty 10 2013, 22:03
Finny mimo swoich rozważań nie przestawał słuchać odpowiedzi Bahry. Mówił o tylu różnych rzeczach. Tyle... No tych... Po prostu! Tyle wszystkiego! Jeszcze coś groziło Sethowi i Yoshiemu?! Ale... Może nie powinni ich zostawiać. Może powinni trzymać się razem? Nie może chyba tracić czasu na wycieczki. Nawet jeśli chodzi o wspólników... Ale... Powinien im pomóc! Taki chyba obowiązek policjanta pomóc cywilom, nie?! - Jak to po Yoshimaru i Sethorze?! - zakrzyknął blondasek na szokującą wieść. Czemu akurat on musiał stanąć przed takim dylematem?! Pójść stąd i pomóc znajomym? A może udać się do podziemi? W sumie chyba powinien jeszcze zostać tutaj na trochę... Świątobliwy powiedział o Smoku?! Tym smoku? Właśnie! W tej chwili zrodziło się w umyśle nastolatka kilka innych pytań. Zresztą sam zielonooki by od tak chyba nie poszedł do tych ciemnych, mrocznych podziemi. Straszne miejsce pełne niebezpieczeństw, które czyha tylko na... Niego? Dlaczego?! Czemu tak bardzo pragnął się znaleźć tam, gdzie groziłaby mu nawet śmierć? Gdzie było coś, a może ktoś niebezpieczny? - Bahro... - zaczął cicho, przystając przy oknie i patrząc się przez nie, jakby szukając wejścia do podziemi. - Skoro sam nawet mówisz nam o Smoku... To dlaczego nie możesz nam powiedzieć, co się tam znajduje? Jak wyglądają?! - uniósł ton pod koniec wypowiedzi, by po chwili dodać ciut ciszej. - Proszę... Powiedz nam o tym! Musimy się tego dowiedzieć! Muszę...- zakończył, a ostatnie słowo raczej wypowiedział sam do siebie, niemalże bezgłośnie. - W tych podziemiach może ukrywa się ten cały hrabia? Ogółem... Skoro o nim mówisz już coś, to powiedz nam... Czy on znajduje się na terenie tego klasztoru?! Jest ranny? Uśpiony? - zadał kolejne pytanie, odwracając się w kierunku Bahry. Starał się zachować spokój, jednak wychodziło mu to raczej z sporym trudem, jeśli w ogóle wychodziło... - Właśnie! Skąd wiesz o kronikarzu?! Znasz go? - zadał kolejne pytanie, dziwiąc się, że Świątobliwy mógłby znać ich zleceniodawce. Jeśli się znają to mogłoby to znaczyć, że ta misja... W sumie byłaby chyba niepotrzebna. Jeśli się znają to mogliby sami porozmawiać prawda? - Co się stało von Arenowi, że stał się taki, jaki się stał? Dlaczego zabił Janosa?! - zadał te pytania, mimo że wiedział, iż raczej będzie to niepokojące, że posiadł taką wiedzę. W sumie to były fragmenty wspomnień samego hrabi. Bahra nawet nie musiał znać odpowiedzi. - W historii klasztoru pojawia się jakiś srebrnowłosy mężczyzna, bądź może w historii samego hrabi... Kim on jest? Może w okresie gdy ten klasztor został założony pełnił tu jakieś funkcje? - dokończył powątpiewając w uzyskanie odpowiedzi. Nie odpowiedział na wiele prostszych pytań, ale kto wie? - Proszę cię Świątobliwy... Odpowiedz nam na te pytania, a możliwe, że znajdziemy sposób by cię uratować! By cię wybawić! - zakrzyknął, siadając sobie na ziemi. Spodziewał się, że teraz albo usłyszy, jak to nie może poznać odpowiedzi na swoje pytania, albo usłyszeć dłuuuugą opowieść, w której skład wchodziły odpowiedzi na poruszone problemy. Nadal chciał udać się jak najprędzej udać do podziemi, a zarazem pomóc wspólnikom, ale co może zrobić... Nie pójdzie bez żadnej wiedzy w ciemno... Chyba nie pójdzie... A może? Musi tam pójść i pewnie nic go nie powstrzyma, zwłaszcza, że ciekawość tylko napędza jego chęć trafienia tam i z powrotem.
//Najlepiej w jednym kawałku nie? //
Sethor Fiberos
Liczba postów : 289
Dołączył/a : 17/11/2012
Skąd : Poznań
Temat: Re: Klasztor Zori Pią Sty 11 2013, 19:42
Ha! Makbet odszedł. Tylko co on tam mówił? "Poczekaj"? Na co, na kogo? Chciał wejść do tego pokoju kiedy chciał, drzwi nie były zamknięte. Czego więc chciał Makbet? Nagle zza drzwi rozległ się inny głos. Ten sam, kojący głos, który powitał ich w klasztorze i zaznajomił z panującymi tu regułami i zwyczajami. -Bahra...- szepnął Seth, chwytając się za głowę. Zaczynało go to seryjnie wkurzać, lecz i przerażać. Co tu robiła ta dwójka? Czy to Makbet zawołął Bahrę? A może... Nie, to nie może być prawdą... Ale jest to możliwe... -Ktoś podszywa się pod Makbeta i Bahrę- pomyślał Seth. -NIE. Wynoście się stąd wszyscy. Zostawcie mnie w spokoju!- krzyknął mag, siadając pod ścianą. Dłońmi wydłużał swą twarz ku dołowi. -J-j-jest noc, prawda?- rzucił zdawkowo do Yoshimaru- J-ja nie otworzę tych drzwi i Ty też nawet nie próbuj. Inaczej będe musiał użyć innych środków niż perswazja- pogroził Yoshiemu ze strachem, wymalowanym na twarzy. Musiał wytrzymać do rana... A co, jeśli... -NIE- krzyknął w myślach Seth (choć jest to niemożliwe, rzecz jasna), chcąc odgonić od siebie kolejne teorie spiskowe. -A co jeśli... jeśli...- myśli dławiły się w głowie Setha, nie chciał o tym myśleć. -A co jeśli to Yoshimaru jest tym złym? A oni chcą mnie uratować?- wciąż myśląc gorączkowo, Seth zmierzył wzrokiem Yoshiego. Wyglądał jak opętany, nic nie mówił, nic nie robił. -Możliwym jest też... że ten tu chłopak jest w zmowie z tymi z zewnątrz... Oni wszyscy chcą mnie zabić... Poranku? Jutrzenko? Błagam Cię pokornie, nadejdź- oczy Sethora zaczerwieniały się, zbierało mu się na płacz... Płacz, który nie mógł u niego wystąpić. Uszczypnął się w rękę. Uderzył się z otwartej dłoni w twarz. Nic. Wciąż siedział w pokoju razem z Yoshimaru. -ODEJDŹCIE ZŁE MOCE- wrzeszczał Seth- PRECZ ODE MNIE-. W ręce maga zaczęła się gromadzić magiczna energia. -Tyy... Ty jesteś złem... Ty jesteś... Zerefem. Chcesz mnie zabić, błąd, NAS zabić... Dlaczego nic nie mówisz? Odjęło Ci mowę?- bredził w kierunku Yoshimaru. Zaczęła go ogarniać jakaś mania prześladowcza, niedobrze. Nagle jednak coś w nim pękło. -Yoshi... przepraszam...- szepnął, kryjąc twarz w dłoniach. Nie wiedział, co go napadło. Chłopak, choć ponury, był z nimi od początku misji. Był z Finnym w archiwum... Nie, nie, nie, nie! -Może powinienem wpuścić Bahrę? Może on chce wyjawić... brednie. On nie mógł tu przyjść, co by obchodziło przewielebnego przywódcę klasztoru na jakimś mroźnym zadupiu, życie jednego maga- myślał mag Lamia Scale. Inni z grupy Setha mogli po prostu wejść do środka i powiedzieć mu o co chodzi. Nie musieli pukać, i zapewne by nie zapukali. Kto więc stał za drzwiami? Dlaczego Makbet musiał pójść spod drzwi by przyszedł Bahra? Czyżby to była jedna osoba? -Chyba już o tym myślałem- zaśmiał się w głębi ducha Seth. Odetchnał głęboko. I znowu… i jeszcze raz… -Szanowny Bahro, wpuszczę Twą ekscelencję, gdy tylko jutrzenka nadejdzie i pokryje niebo, aż po horyzont jaśniejącym światłem Słońca- odpowiedział już spokojny, przynajmniej z zewnątrz. Oby pukanie ustąpiło, jeśli przyjdzie teraz kolejna osoba, drzwi mogą nie wytrzymać ataku magicznego Setha, który był już na skraju wyczerpania psychicznego.
Ostatnio zmieniony przez Sethor Fiberos dnia Pią Sty 11 2013, 23:46, w całości zmieniany 2 razy
Abel
Liczba postów : 1137
Dołączył/a : 09/09/2012
Skąd : Dunno.
Temat: Re: Klasztor Zori Pią Sty 11 2013, 20:40
Mógłby powiedzieć, że szczegóły, ale ściana nie uznawała takiego usprawiedliwienia i niewątpliwie dała mu szansę na zetknięcie się z rzeczywistością. Przy takich facetach nie mówi się nic o szczegółach i nie uwzględnia się ich błędów, przynajmniej nie w takiej sytuacji. Irytacja nic tu nie pomoże. Uderzenie o ścianę zaparło mu na chwilę dech w piersiach, z trudem podniósł się z ziemi, trzymając kurczowo to, co mu jeszcze z jego włóczni zostało. Starając się uspokoić i zewnętrznie i wewnętrznie, postanowił spytać: - Jaka jest druga zasada? Spodziewał się wielu scenariuszy, bo sam wojownik mógł mu odpowiedzieć naprawdę różnorako. Pierwsza się nie liczyła, więc... jaka była druga? Jeśli mnich zaatakuje, Makbet będzie starał się unikać ciosów, o ile będzie to możliwe.
Jo
Liczba postów : 5542
Dołączył/a : 29/08/2012
Skąd : Poznań
Temat: Re: Klasztor Zori Pią Sty 11 2013, 21:03
MG
Makbet: Sytuacja zajebiście bez zmian, bo jeszcze po prostu zaczekam na twój post. Ale żeby nie było tu tak pusto, no i żeby było bardziej epicko to może ci coś zaśpiewać? "Wlazł kotek, na płotek i mruga...", kurcze dalej nie pamiętam. No ale zobacz jak się dla ciebie twórczo wysilam, dostanę za to ciasteczko? Dobra miauem to więc nie chce mi się kasować, lecim z postem.
Przeciwnik widocznie olał już biadolenie, szekspirowskiej postaci i po prostu uderzył. Makbet jednak błyskawicznie uskoczył w swój lewy bok, zaś pięść przeciwnika trafiła w ścianę, krusząc kamienie. Nie chciałeś z tego dostać oj nie, a przeciwnik znów się odwracał w twoim kierunku.
Sethor i Yoshimaru: Sytuacja Setha nieco się skomplikowała. Kto by się bowiem spodziewał że Makbet sprowadzi samego Bahrę~! MAŁO TEGO! Obaj dobijali się do drzwi. Podejrzenia wszędzie, paranoja, uuaaa. Seth zaczął świrować zresztą co się dziwić, wszystko tu było ostro nie tak, ale co jeżeli... -Posłuchaj chłopcze, ten który tam z tobą siedzi, ten cały Yoshimaru, jest tu by was wszystkich zabić. To wysłannik Zerefa.-Powiedział głos za drzwiami, nie dając ci spokoju.
Nanaya i Finnian Bahrze przyjemnie niewątpliwie, rozmawiało się z Nanayą, może to dlatego że była kobietą? A może on był ponad to... nadal...? Kto wie, tak czy siak zapytany o zło w klasztorze, powoli skinął głową, dając jej do zrozumienia że owszem, tak jest. Na wzmiankę o tym że nie są już ludźmi też dał radę twierdząco skinąć głową. Jednak następne pytania sprawiły że znów się odezwał.-Niestety na to pytanie Nanayo w żaden sposób ci nie odpowiem... ale to samo w sobie może jest dla ciebie odpowiedzą?- Spytał poprawiając się nieco, mimo że jako mnich przywykł do siedzenia w niewygodnych pozycjach, ta rozmowa musiała być dla niego znacznie cięższa niż dla was. -Niestety co do naszych słabości też nie mogę ci odpowiedzieć, na dodatek jest to nieco bardziej skomplikowane... nie opieraj się proszę na mojej odmowie odpowiedzi, ale nie sądź też do końca że się mylisz.- Słysząc twoje gorliwe zapewnienia na sam koniec, uśmiechnął się z wdzięcznością. -Dziękuję drogie dziecko, żałuje że nie mogliśmy spotkać się w innych okolicznościach i w innym czasie.- Dodał i skłonił się wam, jak równy równemu. W sposób jaki nie przystoi głowie klasztoru. Bahra musiał jednak odpowiedzieć jeszcze na nieco chaotyczne pytania Finniego. Chodź wiedza jaką chłopak posiadał nieco go zdziwiła, bo w pewnym momencie słuchając go, zmarszczył w zamyśleniu brwi. Ale widocznie postanowił nie drążyć tematu. -Co do waszych towarzyszy, przekazuje jedynie obawy twojej przyjaciółki. Aczkolwiek zapewne te obawy nie są bezpodstawne, o ile jednak chłopcy mają dość oleju w głowie, nic im nie będzie.- Uspokoił Finna, a jego kojący głos, mógł wpłynąć na niego pozytywnie.-Nie mogę odpowiedzieć na twoje pytania chłopcze. Poza tym że nie znam Kronikarza, chyba kiedyś przelotnie się widzieliśmy, al;e pewności nie dam, po prostu ciekawość tego człowieka jest zaraźliwa, chciałbym wiedzieć co dokładnie on chce wiedzieć. A co do srebrnowłosego... W historii klasztoru jak to powiedziałaś faktycznie się takowy przetacza, mogę wam powiedzieć jedynie że to on jest głównym złem tej opowieści. Od niego się zaczęło i jakkolwiek w tę historię się zagłębicie, na nim musi się zakończyć.- Powiedział spokojnie do Finna, ale patrząc też i Nanayę. Wasza rozmowa trwała w najlepsze a wy krok po kroczku, zbieraliście nowe puzzle. Poszerzając tym samym widzianą układankę.
Stan postaci: Makbet: Bolące jak diabli nadgarstki i przedramiona
//Czas na odpis 13.01 godzina 22:00 -> nie dotyczy osób nieobecnych na forum//
Abel
Liczba postów : 1137
Dołączył/a : 09/09/2012
Skąd : Dunno.
Temat: Re: Klasztor Zori Pią Sty 11 2013, 23:34
Skoro bolą jak diabli, to bolą, ale trzeba przyznać, że wciąż wola życia była ważna. Bez gadania? No dobrze, to chwilowo gadać nie będą. Nie można powiedzieć, że nie był w żaden sposób zainteresowany tym, dlaczego mnich się tu znalazł, ale chwilowo znalazło się to w ogromnym strumieniu myśli, który płynął mu przez głowę, nie mógł więc wyłowić z niego czegoś, co przeszkodziłoby mu w tej chwili w sferze skupienia na walce. Udało mu się w miarę unormować oddech. Wciąż kurczowo trzymał kawałek włóczni z ostrzem, jak ostatnią deskę ratunku. Tonący w basenie brzytwy się... cholera, bez takich myśli! Starał się ze wszech miar unikać ciosów, uskakiwać, by znów zaatakować w jakimś najmniej spodziewanym momencie, jeśli jeszcze starczy mu sił i samozaparcia. Starczy. Nie pokona go nikt, kto zrodzony z kobiety. - Miałeś matkę?! - krzyknął jeszcze tak, by mnich go usłyszał. Kto go tam wie...
Mor
Liczba postów : 2920
Dołączył/a : 20/08/2012
Temat: Re: Klasztor Zori Sob Sty 12 2013, 00:27
Tak, to niewątpliwie dawało do myślenia. Nie mógł odpowiedzieć. W takim razie, czy było to potwierdzenie chociaż jednego z jej pytań? Uśmiechneła się leciutko pod nosem, rozważajac to wszystko. Proszę, proszę, robi się coraz ciekawiej... Choć zaczynała też sie coraz bardziej denerwować. Może miałą rację, może nie miała, ale nie była to też całkowita odpowiedź. Było w tym coś wiecej lub mniej, ale liczyła na to, że jednak słońce coś daje... Bo jeżeli nie, nie będzie w stanie wrócić dzisiejszej nocy i sprawdzić, czy nic im nie jest... Choć uśmiech Bahry nieco ją pocieszył. Tak jak malutkie i cieplutkie światełko, którego dotąd brakowało w tym klasztorze, od bardzo dawna. - Też żałuję, że tak się nie stało, drogi mistrzu - odpowiedziała, wstając i podchodząc do okna, by spojrzeć w dół, na dziedziniec. Pewnie nocą niewiele bedzie widać, ale mozę uda jej się przez to niedo uspokoić pedzące my... Finny. Przerzuciła spojrzenie na blondwłosego chłopaka, który zaczął pytać o rzeczy, o których nie powinien wiedzieć. Nie powinien... lub też wiedział, ale nie podzielił sie tym z nikim. Naraz poczuła złość. Dowiedzieli się tylu rzeczy, powstało jeszcze wiecej pytań, a on wiedział o czymś, czym sie z nimik nie podzielił! Czy w archiwum było coś wiecej, o czym nie wspomniał?! Teraz już ryzykowali nie wydaleniem z klasztoru, a własnym zyciem. Mieli sie dowiedzieć jak najwięcej, w jak najkrótszym czasie, a Finny, niepozorny, nagle posiadł wiedzę, której poszukiwali! Wręcz doskoczyła do niego i złapała go za poły ubrania, mierząc go wzrokiem dalekim od przyjaznego. - Kim jest Janos? Kim jest srebrnowłosy mężczyzna? I skąd to wiesz? - warknęła na niego, domagając sie satysfakcjonującej odpowiedzi. Nie była w stanie pojąć takiego zachowania. Nie rozumiała... czy on nie rozumiał, że każda informacja jest na wagę złota?! Nie obchodził ją teraz Bahra czy pytania. Blondasek przekroczył garnice niekompetencji w jej oczach. I choć nie zamierzałą mu nic zrobić, to gardziła nim bardziej, niż bestroskimi członkami Fairy Tail. Nie, nie członkami... Głupcami. Prychnęła wściekle i odepchnęła go od siebie. - Z resztą, nie ważne. Oby ta twoja wiedza na coś sie przydała - rzuciła na porzegnanie, odwracając się od niego plecami i kłaniając sie Bahrze. Zamierzała wrócić do pokoju Sethora, zbytnio się o nich martwiła, a do tego jeszcze Finn, który teraz w jej oczacy urósł do rangi prawieże zdrajcy. - Dobrej nocy... wam życzę... - powiedziała przez zaciśnięte ze złości gardło. Jeszcze zanim opuściła pokój Bahry utworzyła wokół siebie cztery świetliste kule. Raz kozie śmeirć. Coś za często mówiła to ostatnio. Otworzyła drzwi i wyszła. Wybiegła, nie zamykajac nawet za sobą drzwi. Kule otczały ją z przodu i z tyłu, dwie po prawiej, dwie po lewej, a ona biegła, próbując nie myśeć o tym, co muże spotkać tu, w wieży lub na korytarzach. Gdy tylko znalazła się pośród ciemności i kamiennych ścian, znów poczuła błoto, choć wiedziła, że to irracjonalne. Nie było tu przecież... Przełknęła głośno ślinę, próbując walczyć z nudnościami, które pojawił się ze strachu o siebie. Nie myśl o tym, nie myśl... Ale nie potrafiła i tylko obawa o innych oraz wściekłość na Finny'ego sprawiała, że biegła dalej, a nie obezwładnił jej paniczny wręcz lęk o to, co ją spotka za rogiem. Miała nadzieję, że nie wpadnie na nikogo. Że nie spotka nikogo. Że przeżyje. Że nic... nikt... Chciała sobie rwać włosy z głowy i krzyczeć, ale dławiła w sobie te wszystkie uczucia, bo musiała być silna. Żeby przeżyć to wszystko. Biegła w stronę pokoju Sethora, widząc w grupie szansę na spokojny sen... lub spokój. Nie wiedziała, co tam spotka, ale miała nadzieję, że nie otwierał drzwi... I że nikt nie chciał ich otworzyć. Miała nadzieję, że naprawdę nikogo nie spotka, że cała ta noc będzie tylko złym snem. Gdyby jednak... Gdyby jednak wpadła na kogoś wiedziała, że nie mogłaby zaradzić bardziej, niż bronić się rękami i nogami, byle tylko biec dalej, byle tylko trafić do znajomego pokoju towarzysza. Gdyby jednak nie była w stanie się wyrwać szarpaniną, używa Sunlight, by odrzucić przeciwników i biec dalej. Dotrzeć bezpiecznie do celu i zaryglować za sobą drzwi.
Finn
Liczba postów : 4279
Dołączył/a : 17/11/2012
Temat: Re: Klasztor Zori Sob Sty 12 2013, 15:21
Wszystko pięknie, ładnie i w ogóle... Może nie idealnie, ale na pewno dobrze! Powolnymi kroczkami zbliżali się do jakiś... wniosków? To chyba za dużo powiedziane, jednak kto wie... A nóż by do czegoś doszli! Główne zło... Co musiało się stać, że ten został tak określony? - pomyślał sobie blondasek, jednak nie miał na to za wiele czasu, gdyż właśnie ten moment los wybrał sobie na punkt, w którym wszystko legnie w gruzach. Nyah... Że też życie potrafi być takie niesprawiedliwe, a samo fatum płatać takie psikusy. Najwyraźniej fortuna w końcu potoczyła się tak na tym swoim kole, że teraz akurat odwróciła się od zielonookiego. Co się stało? Otóż Finny doznał jakby to ująć... Niemałego szoku. Nanaya doskoczyła do niego podciągając za ubranie do góry i... I... Jej wzrok... Taka nagła reakcja... Słowa... - Ja... Ten... No... - próbował wydusić coś z siebie Finnek, jednak żadne bardziej rozbudowane zdanie nie chciało wydobyć się z jego ust. Szokowała... Nie! Przerażała go nagła zmiana zachowania kobiety. Już do niego nawet nie mówiła. Ona wnet warczała! A... A w jej oczach można było dostrzec pogardę! To... To wszystko... Jeszcze tak nagle! - Ale... Ja... No to się ten... Wizja... Jakieś obrazy... - bełkotał trzy po trzy, co prawda już nieco bardziej składne formułki, jednak ciągle niezbyt zrozumiałe. Ponadto z przerażenia taką sytuacją zaczęły mu się aż szklić oczy. To go przerastało! W sumie... Jeśliby się teraz jakoś zebrał, to może odpowiedziałby dziewczynie, ale... Jakby tego było mało... Ta wyszła! To jest najpierw odwróciła się do niego plecami, a potem rzuciła tylko krótkie pożegnanie na do widzenia. Co w międzyczasie zrobił nastolatek? Został przygnieciony przez wszystkie wydarzenia, a mianowicie... - Po... czekaj... - wychrypiał już właściwie, praktycznie bezgłośnie, opadając powoli na kolana. Był kompletnie bezradny! Nie mógł właściwie nic już zrobić! Nie miał sił by z tym walczyć, a teraz... Teraz jego współpracownicy mogą zginąć od tak przez niego! Ale... On przecież nie mógł od tak powiedzieć tego... To nie jego wina! To nie była wina Finna, że nie przekazał informacji o dopiero co niedawno ujrzanych wizjach! On ni był niczego winny... Prawda?! A może... Może rzeczywiście był tylko jakąś nędzną pchłą... Zwykłym śmieciem myślącym tylko o sobie... Parszywym zdrajcą... Te myśli przytłaczały go coraz bardziej, a po jego twarzy spłynęły pierwsze krople zwane łzami. Czuł się podle, ale... Czy miał jakiś wybór? On... Chciał tylko poznać prawdę! Dowiedzieć się czegoś więcej! Skąd mógł wiedzieć czy dziewczyna na przykład też nie doznała tej wizji?! Jedyne, czego pragnął, to chęć zdobycia informacji o podziemiach klasztoru, o von Arenie i... I o tym największym źle, jak to ujął Świątobliwy! Tak! To się liczyło teraz najbardziej! Zwłaszcza... Zwłaszcza, że został całkiem sam... Był samotny... Wszyscy dookoła niego go opuścili... A może... Może to on opuścił ich? Nie! Sam by się przecież od tak nie skazał na takie męczarnie! Przecież to właśnie samotność nazywają przedsionkiem piekieł! Czy blondasek chciałby tam trafić sam z własnej woli? Chyba nie... Chyba... W tej sytuacji to potężne słowo. Zielonooki już właściwie nie miał pojęcia, czego tak właściwie chce. Czego pragnie?! Im dłużej zastanawiał się nad tym, tym bardziej zdawał sprawę, że to wszystko jego wina... Bezradny... Bezsilny... Nie miał nawet na tyle odwagi, by przerwać rozmowę z Bahrą i opowiedzieć Nanayi, co ujrzał w swojej głowie! Może to prawda, iż samotność sprawia, że stajemy się bardziej surowi dla siebie samych a łagodniejsi dla innych... Ale nawet co z tego?! A może ta samotność to tylko jego wyobraźnia? Może wszystko wyolbrzymia sobie! Może ta samotność... Może jest ona złudzeniem? Nikłą ułudą, która ma na celu doprowadzić go do obłędu... W sumie teraz... Łzy spływały mu po twarzy niemalże swobodnie, odzwierciedlając jego nastrój. Jego wewnętrzny konflikt. Jego zdołowanie faktem, iż okazał się nędznym hipokrytą, który nawet nie jest w stanie wesprzeć innych. Jednak... Nie ważne teraz było to, jak się czuł! Nie liczyło się, że nie miał już właściwie w nikim pewnego wsparcia! Nie! Musiał się jakoś pozbierać! Jakoś powstać... Skoro ryzykuje życiem innych, chcąc osiągnąć swój cel, to niech chociaż brnie w tym do końca! Nie! Będzie szedł na przód! A potem... Jeśli takowe potem będzie... Potem wszystko się wyjaśni! Biegnąc za Nanayą w tym momencie mógłby popełnić wielki błąd... Co prawda liczył się z jej zdaniem, a nawet... Chyba ją nawet polubił! Ale... Nie mógł zmarnować szansy na wyciągnięcie informacji z Bahry! Powoli wstał z ziemi, starając się usilnie stłumić wewnątrz siebie rozterki, jakie go nawiedziły po wyjściu dziewczyny. Nie była teraz na nie pora! Nie może się tak po prostu rozkleić z takiego powodu. Może i był bezsilny! Może bał się jak cholera! Ale... To nie znaczy, że nie może się przysłużyć reszcie! Nawet jeśli go uznają za zdrajce... zwykłego śmiecia... Przetarł sobie powieki, próbując w miarę się unormować, a następnie podszedł do otwartych przez Nanaye drzwi... Po dziewczynie nie było już najwyraźniej śladu, więc co zostało. No cóż... Niebezpiecznie by było zostawić je od tak otworzone. Zwłaszcza skoro mnisi uaktywniają się ponoć w nocy... Stłumił w sobie jakimiś marnymi resztkami sił, a może raczej chęcią dowiedzenia się czegoś więcej, chęć pobiegnięcia za dziewczyną... wyjaśnienia jej wszystkiego... NIE! Miał ważniejsze sprawy! Musi udać się do podziemi! Musi je zbadać! Musi się o nich dowiedzieć wszystkiego! Musi! Odwrócił się w kierunku Bahry... - Świątobliwy... - wychrypiał nieco przygnębionym tonem. W sumie, w jego głowie panowała teraz pustka. Jedynie pobrzmiewało to przeklęte zdanie... Przyjdź do mnie... A wtórowała temu wewnętrzna ciekawość blondaska. Co miał powiedzieć? O co miał spytać? - Bahro... - powiedział po chwili ciszy, przełykając głośno ślinę. - Kim był ten srebrnowłosy?! Czemu to on jest złem..? Co mu zrobiono?! Co on zrobił von Arenowi?! Von Aren jeszcze żyje?! Powiedz mi! - zakrzyknął desperacko. - Proszę... Błagam... - dodał, a z jego słów biła najprawdopodobniej rozpacz przemieszana z determinacją. Najwyraźniej scena jaka miała miejsce niebawem, udzieliła się mu. - Ciebie spotkało to samo? A może... Może ratunek dla ciebie tkwi w śmierci Janosa?! Jesteś taki jak on? Jeśli nie możesz odpowiedzieć... Daj chociaż jakiś znak... - kontynuował nie dając Bahrze dojść do słowa, chociaż ten zapewne znów zaczeka, aż zada mu wszystkie pytania. - Dlaczego nie możesz powiedzieć nic o podziemiach? Dlatego że on tam jest?! Ktoś się tam ukrywa?! Powód waszego potępienia jest tam ukryty?! - kontynuował, robiąc po jednej serii pytań tylko wdech, by zaraz potem wyruszyć z kolejną. - Czy... Czy von Aren miał jakieś powiązania z Zerefem?! Jak tak to jakie?! Z kim oni by walczyli?! - zadał następne pytania, licząc w głębi siebie na odpowiedź. Skąd pomysł na te pytania... Założenie klasztoru w miarę pokrywało się z wiekiem Zerefa i jeszcze ten mały ciemnowłosy chłopiec. Na dodatek jeszcze słowa kronikarza z samego początku... Tego wszystkiego było za dużo... - Proszę! Błagam! Odpowiedz mi na wszystkie pytania! Zrobię wszystko... - można by powiedzieć że te słowa były aż przesączone desperacją w głosie nastolatka i jakby na potwierdzenie tego, po twarzy Finna spłynęła jedna samotna jak on, zbłąkana łezka. Ponadto jakby wypompowany już ze swoich sił, osunął się po dopiero co zamkniętych drzwiach. Jego spojrzenie mogło się teraz wydawać puste, jednak im bardziej się w nie wpatrzyło, tym bardziej szło odczytać z nich inne emocje od smutku i rozpaczy po sam pewnego rodzaju wewnętrzny zapał do działania. Jednak... Musiał się dowiedzieć wszystkiego za wszelką cenę. Musiał... Nie miał wyjścia! Tylko czy był gotowy na wszystko? To niemalże jak pakt w ciemno z diabłem...
Sethor Fiberos
Liczba postów : 289
Dołączył/a : 17/11/2012
Skąd : Poznań
Temat: Re: Klasztor Zori Sob Sty 12 2013, 18:10
-Hihi... Hehehe... HahahaHAHAHAHAHA- zaczął się śmieć w niebogłosy Seth. Spojrzał na chłopaka, siedzącego w jego pokoju. -Ale... przecież ja tu jestem sam, nie ma tu nikogo. Yoshimaru nie żyje. Ja.. zabiłem go- skłamał głosem pełnym rozpaczy i pokory zarazem. -Jego krew... smakowała znakomicie... jego ciało... wzmocniło mnie. Taak, to dobre słowo. Wzmocniło mnie wewnętrznie... A teraz odejdźcie, zostawcie mnie w spokoju. Ten wysłannik Zerefa... nikomu już nie zagraża, możecie iść spać- powiedział do Bahry i Makbeta. Jego głowę wypełniały skłębione myśli. Nie tylko przemyślenia o tożsamości ludzi z zewnątrz. To przecież nie musieli być Makbet i Bahra... Jednak nie to mąciło umysł Sethora najbardziej. Jego kompas moralny stracił właśnie swą igłę. Jeśli mówił o takich rzeczach jak kanibalizm, było z nim naprawdę źle. -Nie dam się tak łatwo. Zabiję i Makbeta, i Bahre, nawet Finny'ego i Nanayę. A później... hehe...he... nagroda za misję. Wiem już tyle, że kronikarzowi wystarczy w zupełności- pomyślał, zacierając ręce. - Odejdźcie, albo zginiecie marnie, robaki. Burzycie świętośc tego miejsca ciągłym napastowaniem ludzi...- stwierdził wyniośle, zmieniając wyraz swej twarzy na bardziej opanowany. Wewnątrz wciąż był spanikowany. Jeśli postanowią za wszelką cenę wejść do pokoju Setha, ten użyje magii. Nie pozwoli im wejść do środka, Seth pokaże, czym jest obrona Jasnej Góry. -Jeśli ten chłopak zrobi coś dziwnego, zabiję go- pomyślał mag, spoglądając z odrazą na Yoshimaru. W jego głowie wciąż malowały się obrazki z kanibalistycznej "uczty" o której sam wspominał. W razie zajazdu na posiadłość Sethora, ten aktywuje swój czar Lodowa Podłoga, coby zdezorientowało wchodzących. Chłopak miał jednak nadzieję, że noc ma się ku końcowi i Bahra z Makbetem oddalą się do swych pomieszczeń, lub zostaną. W zależności od ich prawdziwej tożsamości.
Jo
Liczba postów : 5542
Dołączył/a : 29/08/2012
Skąd : Poznań
Temat: Re: Klasztor Zori Sob Sty 12 2013, 23:19
MG
Makbet: Wielki mnich westchnął z rezygnacją, patrząc na postawę Makbeta która chyba wcale go nie zachwycała, widać chciał równej walki a nie ciuciu babki. -Zaatakuj mnie wreszcie, bo zetrę cię na pył.- Wysyczał widocznie poirytowany jednostronnością tej walki. Widać chciał czegoś więcej, czegoś bardziej... dynamicznego? A nie tylko gonienia jakiegoś ciecia po pomieszczeniu i prób jego trafienia, bo co to za walka?
Nanaya i Finny: Finny podpadł swojej towarzyszce, oj bardzo, na tyle bardzo że ta wstała i doskoczyła do chłopaka robiąc mu z morale przecier. Zdenerwowana na całego postanowiła opuścić pokój ale przed drzwiami stał Już Bahra, blokując dziewczynie drogę. -Moja droga, powiedziałem że nie jesteście moimi więźniami, jednakże udać się tam w gniewie, samemu i bez namiastki planu działania to samobójstwo. Równie dobrze mogę zabić cię tu i teraz, przynajmniej, nie będziesz cierpiała.- Powiedział, wcale nie zły, a raczej spokojny, próbując przemówić do zdrowego rozsądku Nanayi.-Chłopak popełnił błąd, ale jest młody i głupi. Lepiej by popełniał błędy teraz, ucząc się od starszych i mądrzejszych, niż gdyby popełniał je na starość, gdy młodych i głupich ma uczyć. Więc usiądź proszę i niech nam młody chłopak wszystko opowie.- Chwycił Nanayę za ramię i skierował z powrotem na dywan, starając się być delikatnym acz stanowczym. Jak nauczyciel karcący głupiego ucznia.-Co do ciebie chłopcze to co zrobiłeś było głupie i nieodpowiedzialne, mogłeś skazać na śmierć nie tylko siebie ale i towarzyszy. Czy zdajesz sobie z tego sprawę? Możesz powiedzieć dlaczego postąpiłeś tak lekkomyślnie? Obecnie zburzyłeś cienką nić zaufania jaka znajdowała się między tobą a Nanayą, ale to naprawdę nie pora na to by się kłócić, by rozpaczać, by się okłamywać. Grozi wam śmierć, proszę więc uspokójcie się i zacznijcie myśleć.- Zakończył spokojnie mnich, odpowiadając zarazem na resztę pytań chłopaka[zakładam że i tak je rzuciłeś] -Nie mogę ci odpowiedzieć chłopcze, naprawdę mi przykro, lepiej zaś opowiedz, ile dokładnie wiesz.- Zwrócił się do Finna, mówiąc do niego miał głos jednak surowy, bo chłopak zachował się jak głupi smarkacz, narażając życia towarzyszy, był jednak dzieckiem, co mimo wszystko w jakiś sposób, go usprawiedliwiało, ale czy w oczach Nanayi też tak było i będzie próbowała się dogadać?
Sethor: Seth zaś popadał w obłęd, z zombie w pokoju i dziwnymi głosami poza nim, czuł się całkowicie przytłoczony i miażdżony psychicznie. Powoli odbijało mu, a mogło to się źle odbić na dalszej części misji. Na jego szczęście lub nie, nikt więcej go już niepokoił. Nie pukał, nie słyszał głosów... był sam, no może z Yoshim ale on się chyba nie liczy.
Stan postaci: Makbet: Bolące jak diabli nadgarstki i przedramiona
//Czas na odpis 14.01 23:30
Mor
Liczba postów : 2920
Dołączył/a : 20/08/2012
Temat: Re: Klasztor Zori Nie Sty 13 2013, 13:35
Bahra stanął na jej drodze. Była gotowa nawet go odtrącić, byle tylko wybiec z pomieszczenia, ale jego słowa spłynęły na nią jak kubeł lodowatej wody. Zabić. To jedno słowo zadziałało lepiej, niż jakiekolwiek inne. Cała złość momentalnie z niej uleciała. Zrobiła jeden niepewny krok w tył, później następny, wydawało się, że porzuciła myśl o wyjściu z pokoju. Nawet nie słuchała, co Bahra do niej mówi, wiedziała, że ma rację... Zachowała się tak, jakby straciła rozum, zgłupiała do reszty i chciała się zabić, bo... Bo co? Złapała się za głowę, dając się zaciągnąć z powrotem na dywan. Usiadła, obejmując kolana i chowając twarz, próbując zrozumieć, co właśnie chciała zrobić. Finny coś przed nimi ukrył... A była to rzecz na tyle ważna, że mówiła o przeszłości klasztoru... Dlaczego? Nie rozumiała. Gdyby powiedział, wszystko wyglądałoby inaczej! Dlatego się zdenerwowała... Może nawet nie to. Może po prostu musiała jakoś wyładować cały strach, troskę, obawy na kimś słabszym. Poczuła nienawiść do samej siebie. Może miał powód... A ona zachowała się jak skończona idiotka, że na niego naskoczyła, ba! chciała wyjść z pokoju, który był jednym z bezpieczniejszych miejsc tej nocy... Jak mogła być taka głupia! Naprawdę chciała zginąć, choć tak bardzo chciała pomóc? Jaki będzie pożytek z martwego?! Skuliła się jeszcze bardziej. Chcieli ich wszystkich zjeść, zabić, zgwałcić, a oni mieli się tylko dowiedzieć czegoś o historii tego miejsca... Jakim cudem to się tak skończyło?! Makbet zaginął, Murthag nawet z nimi nie poszedł, Sethor i Yoshimaru mogli mieć problemy... Wszyscy oni znaleźli się w pułapce i nie była pewna, czy starczy im sił, by skończyć to, co zaczęli. A przecież to dopiero początek... Głośno pociągnęła nosem. Czuła się tak, że z przyjemnością by coś rozwaliła lub też zaczęła płakać. Łzy same jej poleciały. Wyglądała teraz bardziej jak dziewczynka, niż dorosła osoba. To po prostu za dużo. Chciała tylko odnaleźć brata, a tymczasem wylądowała na dalekiej i nieprzyjaznej północy, gdzie zwykłe zbieranie informacji przerodziło się w koszmar. Ale skoro ona była już w takim stanie... to co z Finnym? On też to wszystko słyszał... Fala nienawiści do samej siebie ponownie się wzburzyła. Mówiła, że zabije Bahrę, a tymczasem prędzej zabije samą siebie, niż komukolwiek pomoże, tym samym pociągnie wszystkich za sobą. Pociągnęła nosem jeszcze bardziej, po czym zaczęła wycierać twarz z łez. Koniec tego dobrego... Musi się jakoś wziąć w garść... Spróbować chociaż... - Przepraszam... - powiedziała cichutko. - Przepraszam za wszystko. Nie powinnam była się unosić... bez powodu. Przecież jedziemy na tym samym wózku... A na pewno musiałeś mieć jakiś powód... - Mówiła do Finna, ale nawet na niego nie patrząc, wpatrując się tylko w punkt na dywanie. - Musiałam... odreagować. Za dużo się dowiedziałam, za bardzo się o was martwię, a w gruncie rzeczy chcę, żebyśmy wszyscy wrócili... razem... Dlatego... przepraszam. - Z każdą chwilą w jej głosie było coraz więcej skruchy, aż w końcu spojrzała na chłopaka. - Przepraszam... - Z jej czerwonymi od płaczu oczami i śladami po łzach na policzkach z pewnością nie prezentowała się tak groźnie, jak było to przed chwilką. Sama dobrze wiedziała, że dzisiejsza noc przesądziła o wszystkim - pozostawało tylko się załamać lub iść dalej. Musiała odpocząć... Wtedy powinno być lepiej. Wtedy powinno być dobrze... Odetchnęła głęboko, próbując pozbyć się tych wszystkich kotłujących się w niej myśli i emocji, jednak niewiele to pomogło. Wciąż czuła, jakby w środku coś pękało. I naprawi się dopiero po wyjściu z klasztoru. Jakież to ironiczne... Należę do Grimoire Heart, a na dobrą sprawę zachowuję się jak mała dziewczynka, nie rozumiejąca, co ma zrobić... Popadającą w histerię z byle powodu i próbującą bawić się w bohatera... I gdzie tu ta odwaga lub chociaż bycie szczerym z samym sobą? Westchnęła ciężko. Może pora zacząć zachowywać się, jak na członka złej gildii przystało... Choć, przed chwilką to zrobiła. Na jej ustach pojawił się ironiczny uśmiech... Jaka ja jestem głupia... - Postaram się już nie być... taka... no, sam rozumiesz... - powiedziała już z mniejszym trudem do blondwłosego chłopaka. - Dlatego proszę, powiedz mi wszystko... co wiesz...
/Miało być ścianowato, ale nie jest~
Finn
Liczba postów : 4279
Dołączył/a : 17/11/2012
Temat: Re: Klasztor Zori Nie Sty 13 2013, 21:46
Całe szczęście, a może nieszczęście, Bahra zatrzymał Nanayę. Tylko czy to aby na pewno dobrze? Biorąc pod uwagę fakt, że mogła zginąć to chyba wspaniale, iż Świątobliwy nie dał jej nigdzie pójść, ale... Co z pozostałymi? Zostało jedynie liczyć w głębi duszy, że nic im się nie stanie. I... I... Normalnie niewiarygodne! Nie otrzymał żadnych odpowiedzi. Aż mu się wydobyło ciche prychnięcie. Taka mimowolna reakcja. Chyba jednak nie zdołają wyciągnąć już z niego nic... A może... Może jak powie co widział? Poza tym zwrócił uwagę na dziewczynę, która bądź co bądź, przeprosiła blondaska. To odrobinę pokrzepiało, jednak nadal się bał. Ta reakcja przedstawicielki płci pięknej była po prostu dla niego zbyt szokująca. Jej nagły atak złości po prostu... Wywołał u niego nie małe zdziwienie. A teraz... Teraz miał im opowiedzieć te wizje... Musiał się ogarnąć co nieco! Mentalny bitch slap raz... dwa... Przetarcie powiek po raz kolejny. Wdech... Wydech... Nie dam rady... - pomyślał sobie, nie wiedząc od czego zacząć. Musiał dać sobie radę! W końcu jest policjantem, a nie jakimś mazgajem! Nie po to tu przyszedł, by użalać się nad sobą! No to jeszcze raz! Wdech... Wydech... I...! - Więc nie powiedziałem o tym, bo sam wiem od bardzo niedawna... - powiedział wszystko jednym ciągiem dość szybko, nieco niepewnym głosem, po czym wypuścił z płuc sporą ilość nabranego powietrza, by zaczerpnąć kolejny, już w miarę unormowany wdech i pociągnąć nosem. Chusteczka jakaś pewnie by się teraz przydała, ale to potem. - Przepraszam... - dodał po chwili szeptem. Mógł powiedzieć o tym szybciej... Mógł... Może to by nie zmieniło za bardzo rozmowy, ale... Nie czuł by się teraz winy... - Więc... Można powiedzieć, że to była jakby pewnego rodzaju wizja... A właściwie szereg wizji... Podczas tej rozmowy... Nie wiem skąd, ani dlaczego! - tłumaczył się roztrzęsiony zielonooki, robiąc przerwy co jakiś czas, jednak ostatnie zdanie starał się dodać tak, by nikt mu nie przerwał, nawet jeśliby chcieli. - Te obrazy... One były dziwne. Takie... Ciężko opowiedzieć coś takiego... Można by powiedzieć, że jakby byłem von Arenem... Chyba nim... I najpierw, w pierwszej scenie... - i zielonooki zaczął z zapałem, a dokładniej to trochę z chęcią tego, by to było już za nim, by nie musiał się powtarzać kilka razy. Miał nadzieje, że nie będzie trzeba nic dopowiadać, dlatego starał się zawrzeć każdy szczegół jaki tylko ujrzał. Opowiadał tak szybko, a zarazem na tyle wolno, by wszyscy w pomieszczeniu dobrze zrozumieli. Zwalniał nieco bardziej w takich bardziej krwawych scenach... Nie wiedząc jak je zbytnio przedstawić. Jak o nich opowiedzieć. Przez krwawe mam na myśli raczej elementy typu ucięta głowa, czy... - Wtedy... Wtedy... Ten Janos... Przebił moją... To jest zbroje von Arena! I... I... Wtedy... Ja... Znaczy się no wiecie... Głowa Janosa została odcięta! - powiedział ciut przygnębiony wspominaniem tych okrutnych krwawych scen. Jeszcze to wszystko zdawało się, jakby to on to wszystko zrobił. Nawet spojrzał się na swoje ręce, które trzęsły się, tak jakby chciał się upewnić, że nie są splamione krwią. Gdy już się w miarę wydobył z pewnego otrzęsienia kontynuował. - Wtedy... Przebiłem mu kręgosłup... Znaczy się von Aren to zrobił! To nie byłem ja...! - tamte obrazy były dla niego wtedy takie realne, że blondasek musiał aż przerwać na chwilę roztargniony. Przypominanie sobie tego wszystkiego... To było dla niego za dużo! Ale musi opowiedzieć! Musi przekazać wszystko co zobaczył! - Jeszcze jakby tego było mało... Ciało Janosa spalono, a z wnętrza coś wypełzło... To... To było zbyt okrutne... Bestialskie... - przerwał starając się unormować, by dokończyć opowieść. - Potem wszystko się zmieniło, a von Aren zmierzał w kierunku klasztoru... Dlatego też pytałem, czy nie ukrywa się tutaj... Był rozpalony... Miał śmiertelną ranę i... I chyba potrzebował snu... - zakończył niepewnie, rozważając czy powinien powiedzieć im też o wezwaniu. - I to by było wszystko co widziałem... - dodał cichym szeptem. Przydałoby się napić po takiej nawijce. Czemu zataił wieść o nawoływaniu? To mogłoby tylko pogorszyć ich sytuacje, a poza tym Bahra ZAKAZAŁ im iść do podziemi. To by było jak przyznanie się, że chce tam iść mimo wszystko. Po prostu niektóre rzeczy lepiej przemilczeć. Jego twarz mogła zdawać się nieco zmartwiona tym faktem, ale co tam... - Tak więc Bahro... Może teraz powiesz nam wszystko, ale dosłownie wszystko... Przynajmniej co możesz! - dodał, gdy już trochę nawdychał się zbawczego tlenu. Takie przemowy, nawet jeśli to zwykła relacja, to męczarnia. Właśnie... Zaproszenie... Wezwanie... Jak zwał tak zwał! - Świątobliwy... Nawet teraz nie możesz nic powiedzieć o podziemiach klasztoru? - w jego głosie była teraz słyszalna determinacja, co musiało nawet zabawnie wyglądać z śladami po łzach na twarzy. - Jeśli nie możesz o nich opowiedzieć to nam je pokaz! Z tobą będziemy bezpieczni prawda! - dodał kończąc swoją wypowiedź i spoglądając Bahrze prosto w oczy. Musi się udać... Specjalnie to wszystko opowiedział! Namęczył się by opowiedzieć to wszystko... Te brutalne sceny, pełne zawiłości...
Poniżej znajdują się buttony for, z którymi obecnie prowadzimy wymianę. W celu nawiązania współpracy zachęca się do odwiedzenia pierw tematu z regulaminem wedle którego wymiany prowadzimy, a następnie do zgłoszenia się w tym temacie. Nasze buttony oraz bannery znajdują się zaś w tym miejscu.
Layout autorstwa Frederici. Forum czerpie z mangi "Fairy Tail" autorstwa Hiro Mashimy oraz kreatywności użytkowników. Wszystkie materiały umieszczone na forum stają się automatycznie własnością jego jak i autorów. Dla poszanowania Naszej pracy uprasza się o nie kopiowanie treści postów oraz kodów bez uprzedniej zgody właścicieli.