I've never seen a decent person among those who say they're going to save the world while forsaking the people around them. Those types of men are always so intoxicated by thier own hollow dreams that they call every little thing in front of them trivial.
Porywisty i zimny wiatr targał gołymi już i słabymi drzewkami na wszystkie strony. Nieliczne stojące jeszcze jebane tybetańskie drzewka iglaste, kołysały się w takt muzyki, którą grał wiatr razem z drewnianymi okiennicami klasztoru. W każdym oknie paliło się światło, była to bowiem pora modłów i przy samotnym blasku świecy, mnisi odbywali medytacji. W jednym z okien klasztoru, jednak świeczka się nie paliła. I tylko naprawdę bystry obserwator mógł dostrzec na tle ciemnej szyby, oświetlanej jedynie blaskiem księżyca, pomarszczoną twarz mężczyzny. Wpatrywał się on w księżyc, stojący teraz w pełni i widocznie nad czymś rozmyślał. Przejechał dłonią po swojej łysej głowie i spuścił wzrok na dól, patrząc na wewnętrzny dziedziniec klasztoru, wzdychając powoli. To jego potomkowie stworzyli to miejsce, przed trzema stuleciami. Było idealne, na szczycie wielkiego, trudno dostępnego płaskowyżu. Z prawej i lewej strony, a także na tyłach klasztoru, znajdowała się jedynie pustka, bowiem tu stroma skarpa kończyła się. Gdyby ktoś próbował zaś wejść tamtędy do klasztoru, musiałby pokonać 250m oblodzony odcinek, prawie całkowicie płaskiej ściany. Nieliczne kamienie mogły służyć za podpórkę dla ręki czy nogi, ale nigdzie nie było miejsca na to by usiąść. A lód pokrywający ścianę płaskowyżu, tylko utrudniał wspinaczkę, czyniąc klasztor niezdobytym z właściwie trzech stron świata. Jedynie zachód, przednia strona klasztoru, była dostępna dla ludzi. Mimo to i ta droga była rzadko używana. Niebezpieczna i zawiła wiodła przez las i stromą ścieżką wzdłuż bocznej ściany, sąsiedniej góry. Dróżka prowadziła do małej wioski u podnóża góry. Jedynego kontaktu między światem zewnętrznym a mnichami. Tak więc klasztor który tu zbudowano, był prawdziwą twierdzą. Na dodatek owa ścieżka była tak wąska, że mieściła ino dwóch mnichów naraz. Sam klasztor, otoczony był murem kamiennym wysokości 3m, brama zaś całkowicie drewniana, otwarta była tylko między 06:00 a 18:00. Kto znalazł się na terenie klasztoru po tej godzinie, do rana wyjść nie mógł i na odwrót. Jeśli mnichowie nie wrócili przed 18:00 to noc, spędzali na dworze. Główny budynek znajdował się na malutkim wzniesieniu, był to jedno piętrowy budynek, o planie kwadratu, zajmujący 3/4 powierzchni klasztoru, leżący w samym jego centrum. A w centrum głównego budynku, znajdowała się 17m wieża. Dookoła głównego budynku były poustawiane budynki takie jak kapliczka, stajnia, kuchnia, stołówka czy malutki szpitalik. Budynków było znacznie więcej i rozsiane były oczywiście po całym terenie klasztoru. Na to wszystko dumnie patrzyła postać z okna, w wieży. Dumnie a zarazem z dozą zmartwienia i nostalgii. Według proroctwa już dziś mają potoczyć się losy klasztoru. Starzec nie wiedział nic więcej, tylko tyle że zdarzy się coś wyjątkowego. Czy to będzie zbawienie? A może przekleństwo? Przeżegnał się i pomodlił do buddy o łaskawość, po czym udał na spoczynek, po raz ostatni obrzucając czujnym wzrokiem, dzieło swych przodków.
Na temat misji dostaliście nie wiele informacji. Ot udać się do wioski na dalekiej północy. Do karczmy pod płetwą Narwala. To też nie mając zresztą większego wyboru, uczyniliście. Karczma nie była zbyt gustowna, ba wydawała się nieco... niechlujna. Ale co się dziwić, na tak dalekiej północy goście inni niż mnichowie z pobliskiego klasztoru, byli dość dziwnym i niecodziennym widokiem, a karczma nie była przystosowana do takich rzeczy. Karczmarz modlił się tylko w duchu, byście nie zabawili tu długo. Bowiem skromne zaopatrzenie jego piwnicy, może bardzo szybko stopnieć z szóstką nowych wędrowców. Siedzieliście więc w karczmie, przysłuchując się miarowemu dźwiękowi, jaki wydawała z siebie polerowana przez karczmarza szklanka i czekaliście. Nie trwało to długo, po około godzinie od przybycia ostatniego z was, pojawiła się siódma osoba, dość mizernej postury starzec, odziany w czarnego koloru togę, jakby zimno panujące na zewnątrz, nic dla niego nie znaczyło. Posiadał tylko jedno oko, drugi oczodół ział pustką a staruszek wcale tego nie ukrywał, ba pokazywał to jak gdyby chełpiąc się odniesioną niegdyś raną. Obrzucił on waszą szóstkę, notabene jedynych ludzi w karczmie, nie licząc samego karczmarza, po czym zajął miejsce przy największym stoliku, opierając laskę obok krzesła. Nawet karczmarz na chwilę przestał polerować szklankę, przypatrując się jegomościowi, który wyjął zza pazuchy fajkę i zapalił, używając zapewne magii, gdyż nie zauważyliście by wyciągnął cokolwiek co by mu ów fajkę zapalić pozwoliło. Karczmarz widząc to przeżegnał się szybko i wrócił do polerowania szklanki, jak widać magia w tych stronach nie była widokiem codziennym. Staruszek zaś zaciągnął się dymem z fajki i powoli, bez pośpiechu wypuścił dym z ust. -Usiądźcie dzieci... nie mam wiele czasu więc streszczajmy się.- Powiedział spokojnie i oparł ramiona na stole, patrząc na was wszystkich uważnie-Każdy z was zapoznał się z tematem misji, inaczej by was tu nie było. Mam to gdzieś czy będziecie współpracować, konkurować czy co tam jeszcze wymyślicie. Ja chce informacji, wy pieniędzy. Prosty interes, lecz jeśli macie jakiekolwiek pytania, to tylko po to tutaj jestem. Jeśli będę mógł...- Tu na chwilę zawiesił, patrząc na każdego z was po kolei, przy czym na dłużej wzrok zawiesił na Makbecie-I oczywiście chciał, to wam odpowiedzi udzielę. Klasztor znajduje się na płaskowyżu leżącym 400m za górą Lup leżącą oczywiście obok wioski. Możecie pójść szlakiem, albo zrobić co tam chcecie, jak mówiłem nie obchodzi mnie to.- Powiedział co miał powiedzieć i skończył milknąc na chwilę, by znów zaciągnąć się dymem z fajki-Więc, macie jakieś pytania?- Spytał już spokojnie, patrząc teraz tylko na Nanayę.
Ostatnio zmieniony przez Don Vito Ferliczkoni dnia Wto Lis 20 2012, 17:29, w całości zmieniany 1 raz
Autor
Wiadomość
Abel
Liczba postów : 1137
Dołączył/a : 09/09/2012
Skąd : Dunno.
Temat: Re: Klasztor Zori Pon Gru 24 2012, 00:22
//Od razu ostrzegam, że post będzie krótki, bo czasu zbyt wiele nie mam, ale w sumie... nie spać, zwiedzać!
Rozmowa ze świątobliwym za bardzo poszła po jego myśli. No cóż, mógł się tego spodziewać, choć niewątpliwie cała sprawa go zaintrygowała. Nabrał niezwykłej ochoty na tę walkę, tym bardziej, że świątobliwy się na nią nie zgodził. To było podejrzane. Czy oni robili to specjalnie? Pociągnął nosem, pożegnał się grzecznie i wyszedł. Hmm... chyba chciał sobie przemyśleć całą sprawę, powstrzymać się przed pójściem do tajemniczego gościa, z którym mógł w końcu porozmawiać stalą. Marzenie. Marzenie! Ale nie teraz. Nie, gdy był w takim stanie - niewyspany i obolały. Teraz na pewno nie. Szanował swoje życie, szanował w ogóle samego siebie. Ukłonił się dwóm mnichom, ale nawet nie zauważył, gdy osunął się na podłogę i zasnął. Sam. Nie było tu zupełnie nikogo.
- Mamo? Mógłbym zjeść to ciastko? - Nie, ono jest przeznaczone dla Duncana. Wybierz jakieś inne. Ciastko leżało na stoliku i kusiło. Makbet pociągnął nosem. - Ale ja chcę to. Matka chwyciła go za rękę i pociągnęła za sobą. - Idziemy - rzekła lodowatym tonem. - Zaraz go zarżniesz. Poczekaj jeszcze trochę. O dziwo, przyjął tę myśl z radością. Duncan patrzył siedział na krześle i kiwał się, wyraźnie rozbawiony. - Nazwałeś mnie świnią! - zaśmiał się gromko. - Nie nazwałem - zaprzeczył Żmija. Matka odwróciła głowę do swojego syna. Z jej twarzy wyzierały puste oczodoły. - Synku, powiedz to jeszcze czas - ponagliła go. - Świ-Świ... - POWIEDZ! - krzyknął Duncan i tupnął nogą. - Synku, dlaczego masz takie brudne ręce?
Obudził się, powstrzymując krzyk. Jasna, jasna... jasna... odetchnął głęboko. To sen. To tylko sen... Spojrzał na ręce. Widział ściekającą po nich krew, więc szybkim ruchem wytarł je o ścianę, podłogę i ubranie. Wstał szybko, odwrócił się i pobiegł w kierunku archiwum. Tak, pamiętał jak tam dojść. Pamiętał. Biegł, ale gdy tylko zauważał jakiegoś mnicha, przystawał, oddając należny mu szacunek, a następnie pędził dalej. Im szybciej znajdzie Nanayę i resztę, tym lepiej. Im szybciej ich znajdzie. Im szybciej... Wpadł do archiwum zdyszany. Księgi. Księgi. To nie był jego świat, a jednak się tu znalazł. Mo-Może tu mu się uda choć na chwilę odetchnąć. Na razie nie widział znajomej twarzy. Ukryli się gdzieś? Poszli spać? cholera ich wie...
Yoshimaru
Liczba postów : 31
Dołączył/a : 24/10/2012
Skąd : Księżyc >D
Temat: Re: Klasztor Zori Wto Gru 25 2012, 21:53
Jak zawsze to bywa w życiu, los nie przysparza nam szczęścia, jedynie daje porządnego kopa w dupę, jak i w tym przypadku. Yoshi wraz ze swoim wiernym kompanem Komorowskim nic a nic nie znaleźli przeszukując dokładnie wszystkie półki, zagłębiając się w każde słowo przeczytanej, przeważnie wygłaszającej naukę książki. Skoro tutaj nie znaleźli, swoje poszlaki trzeba będzie zacząć w innym miejscu. Parter został całkowicie przeczesany, a jego towarzysz strzelił sobie szybko schodkami w górę, od czasu do czasu podskakując. Bardzo dziwny człowiek.
- Dobra, skoro tak to ja pójdę tylko na pierwsze piętro – Czegokolwiek by tam nie było, może uda się coś znaleźć. Dziwne rzeczy ? Przecież na pewno nie książki. Może pudła albo skrzynie, a jakby tam było coś słodkiego lub do zjedzenie. Co tam jakiś zakon, ważniejsze jest jedzenie. Dobra, alternatywne myślenie daje górą nad prawdziwym myśleniem. Chłopak, mianowicie czarnowłosy, poklepał swoją twarz, w celu otrzeźwienia. Był lekko zmęczony i podirytowany, iż nie udało się znaleźć chodźmy najmniejszej poszlaki słownej. Już nie wspominając o magicznych przejściach i zaczarowanych komnatach. Swoimi krokami udał się więc na pierwsze piętro. Rozejrzał dookoła i jeżeli coś by przykuło jego maleńkie oczka, na pewno się tam udał. Penetrując każdy zakamarek i kąt pomieszczenia, w jakim możliwe się teraz znajdował. W przypadku gdyby nie znalazł nic szczególnego, tak jak to było na parterze, Yoshi powinien udać się dalej – czyli na drugie piętro, do swojego kolegi. I razem z nim przeczesać ówczesne pomieszczenie.
- Żenada, takie zabawy nic nam nie dadzą. Przeważnie podpowiedź rodzi ból, a ból rodzi dopiero prawdziwa i godna walka – Pomyślał, lekko sprzątając, odgarniając znalezione rzeczy na pierwszym piętrze. Po pewnym czasie szukania, chodź by nawet nic tam nie było, chłopak wykrzyknął radośnie.
- A ha ! Mam ! - Prawą ręką złapał swoją lewą - wsadzając obydwie do buzi. Powolnym ruchem buzi, zaczął je ssać i patrzyć w podłogę. Trwało to może z minutę, gdy ponownie je wyjął, usiadł na podłodze i okrył rękoma - Boże co ja robię, jestem w cywilizacji, muszę się uspokoić to nie samotność. Trzeba kontynuować.
Spojrzał ukradkiem czy nikt na niego nie patrzył no i jak to już opisywałem, by nie przedłużać, szuka i szuka. Na początku na pierwszym piętrze - jeżeli bez rezultatów, przechodzi na drugie piętro. Jeżeli tam nic nie znajdzie z Finnym, Yoshi opuszcza budynek.
Jo
Liczba postów : 5542
Dołączył/a : 29/08/2012
Skąd : Poznań
Temat: Re: Klasztor Zori Wto Gru 25 2012, 22:50
MG
Sethor i Nanaya: Dwójka magów wpadła po uszy w gówno. Zostali przyłapani na szperaniu a na dodatek Sethor postanowił postawić się mnichowi. Zaś sama Nanaya przyznała się do szpiegowania i postanowiła wziąć Sethora i spierdzielić. O dziwo... na obie te akcje mnich nijak nie zareagował. Pozwolił Nanayi pociągnąć Sethora do budynku. Śledził tylko oboje wzrokiem i w milczeniu patrzył jak znikają za drzwiami głównego budynku... Tymczasem wasza dwójka, bo konsultacji udała się do pokoju Setha, który Nanaya dokładnie przeszukała. Niestety nic nie udało się jej nic znaleźć, zmęczeni więc, położyli się spać. Nie razem, każdy w swoim pokoju.
Finny i Yoshimaru: Przeszukiwania archiwum ciąg dalszy. Chłopaki wzięli się ostro do roboty kierując się na wyższe piętra, wtedy też, Finn patrząc na wszystko z góry, dostrzegł coś, czego wcześniej nie widział. Otóż półki na samej górze miały wygrawerowane różne litery. Patrząc na to w kolejności alfabetycznej półek, wyszło ci "Własność Hrabiego Von Arena, zwanego Smokiem". Czy to Finna zainteresowało czy nie, zaczął przeszukiwać resztę pięter. Tam jednak oboje z Yoskiem nie znaleźli nic nowego. Trzecie piętro to były przepisy kulinarne a na drugim znajdowały się... erotyki. Po przeczytaniu i przejrzeniu wszystkiego, dzielna dwójka wyszła z archiwum. Zaś szybki oblot po terenach dała im mały wgląd. Prócz Archiwum, stołówki i głównego budynku, był też dziwny stalowy budynek, znajdujący się za głównym budynkiem, w południowo-wschodnim krańcu była kapliczka. Mały, zamknięty na cztery spusty budyneczek, przypominający bardziej kloake niż kapliczkę, acz lepiej strzeżoną. Oraz Stajnie w południowo zachodnim krańcu świątyni. Jeśli było tu coś jeszcze to tego nie widzieliście.
Makbet: Powoli uniosłeś powieki, no i od razu wiedziałeś że jesteś gdzieś indziej. Znajdowałeś się w sporej sali z kamienia, na ścianach paliły się pochodnie, ty leżałeś pod jedną z nich. 2m od ciebie, grunt się obniżał, tworząc coś na wzór bardzo płytkiego bo 30cm basenu. zajmującego większą część pomieszczenia o boku na oko 20m. Do pomieszczenia, co najciekawsze nie było żadnego przejścia. Nad tobą, nie było wyjścia., jak tu wejść i jak stąd wyjść, pozostawało zagadką. Obok ciebie leżała twoja włócznia, zaś na środku owego baseniku, siedział rozebrany do pasa mnich. Jego ciało pełne było dobrze wyrzeźbionych mięśni. Głowa była wygolona niemal na łyso, nie licząc czarnego warkocza do łopatek, jaki miał z tyłu głowy. Prócz tego pomarańczowe spodnie, zero butów, łańcuchy z wielkimi żelaznymi kulami, przyczepione do stóp. Wyglądał bardziej jak więzień niż mnich. Słysząc że się przebudziłeś, powstał, oraz spojrzał an ciebie błękitnymi jak lód oczami. -Słyszałem... że chcesz ze mną walczyć...- Powiedział powoli i jakby z trudem. Zupełnie jak by nie przywykł do mowy. Chyba spełniło się twoje pragnienie...
Finn
Liczba postów : 4279
Dołączył/a : 17/11/2012
Temat: Re: Klasztor Zori Sro Gru 26 2012, 15:20
No! To do pracy rodacy, czy jak to tam było... Nie wiele myśląc, a chcąc zdziałać jak najwięcej, Finny znalazł się na najwyższym piętrze budynku, pomijając of kors sam dach. Będąc tutaj, zmęczony po jakże uciążliwej wspinaczce po stopniach, postanowił przyjrzeć się całości z góry. I jak tak popatrzeć... Jak tak wszystkiemu się przyjrzeć... Nieco wysilić szare komórki... To dało się nawet odczytać coś jak: "Własność Hrabiego Von Arena, zwanego Smokiem". Niby nic takiego dziwnego... Chociaż chwila! CO?! - przebiegło przez myśli nastolatka. - Smokiem?! Smok... Ród Smoka! - o tak! jakże wyjątkowo skomplikowany proces myślowy, który miał na celu uświadomienie blondynowi faktu, że coś odkrył! Normalnie żarówka nad głową i fil lajk a bos. A jak! W końcu może się na coś przyda, a nie bezsensowne gadanie, którego nikt by pewnie nie słuchał! Spojrzał się już raczej rozkojarzony na półki, po czym stwierdził, że jednak wypada dokończyć co się zaczęło, jednak uprzednio zapisał sobie dokładnie napis jaki ujrzał w notesiku. Wiadomo, nie zapomnieć i takie tam... No... To teraz obczaić tylko te stosy kartek, jak się okazało wypełnionych wiedzą kulinarną. Muszą tu mieć nieźle rozwiniętą kuchnie... - pomyślał, przerzucając kolejną kartkę z kolejnym przepisem. - Coś znalazłeś? Tam u góry tylko książki kulinarne... - powiedział do Yoshiego, schodząc już powoli na dół. - Powinniśmy porozmawiać już jak będziemy w celach... - dodał, będąc już blisko wyjścia, aby zasugerować Yoshiemu, że coś odkrył. Miał na uwadze słowa Nanayi... Lepiej nie rozmawiać jednak o celach ich misji i odkryciach od tak... Kto wie co by mogło się stać?! Z jakże wspaniałym odkryciem, nakazującym się po prostu rozchmurzyć blondynowi i zachować nastrój przeciwny do pogody, szarej, a raczej bardzo białej... śnieżnej pogody. Pewnie gdyby nie radość wywołana zdobyciem możliwe, że przełomowej informacji dla ich misji, to narzekałby znowu na ten przeklęty ziąb i najpewniej pognałby jak najszybciej, jak najkrótszą drogą do swojej klasztornej celi, by nie musieć wyściubiać nosa na ten "chłodek". Ale teraz... Teraz stwierdził, że przynajmniej rozezna się pierw w terenie! Kto wie co robiła reszta i czy mu powiedzą co odkryli? Wracając tak dojrzał jakieś stalowe cosio coś i później też jakiś inny budynek, chroniony przez mnichów, którym oczywiście skłonił się, przechodząc obok. Będąc już prawie na miejscu zauważył też stajnie. Chyba stajnie... Przynajmniej tak wyglądała... No w każdym bądź razie mógł udać się spokojnie do swojej celi, jednak co by mu to dało? Może i już dzień chylił się ku końcu, ale postanowił, że skieruje swoje kroki tam, gdzie został zmuszony do odsłuchania tyrady na temat jego nierozwagi. Teraz w sumie jak tak pomyśleć to słusznej, ale po co przyznawać się od tak do błędu. No jeny! Każdemu mogło się zdarzyć! - pomyślał, zatrzymując się już przed drzwiami Nanaś, a następnie biorąc głęboki wdech i pukając do drzwi. W końcu lepiej nie wchodzić od tak bez pytania...
Jeśli Nana się obudzi i otworzy drzwi~ - Prze... Przepraszam, że przeszkadzam... - wydukał, a jego całą pewność siebie diabli wzięli. Co jak co, ale stawia teraz czoła osobie, która zdisowała jego jakże wspaniałą przemowę. Nerwy pojawiły się ponownie... A jak! - Chciałem z tobą porozmawiać... A właściwie... To chciałem powiedzieć ci o czymś, ale wiesz... - przerwał, sugestywnie rozglądając się po korytarzu, aby dać jakby znać, że zrozumiał głupstwo jakie popełnił rano i sugerując, że miło by było jeśli by weszli do środka. Tak więc, jeśli się znajdą wewnątrz celi Nanasi, Finny w skrócie to ujmując, opowiada o swoich odkryciach... - Byłem z tamtym ciemnowłosym w archiwum... I tak w sumie... - powiedział, spoglądając na jedyną kobietę z ich ekipy, za razem walcząc z tym, by nie zamienić się w żywy kłębek nerwów. A nie... nim już tak trochę był.... - W sumie to nie mieli tam nic innego, poza zwykłymi księgami przyrodniczymi, kulinarnymi i takimi tam innymi... - zakończył pierwszą część swojej wypowiedzi, po czym nie czekając zbyt długo zaczął mówić dalej. - Ale na półkach było coś napisane... Mniej więcej o tak... - przerywa, podchodząc bliżej do kobiety i pokazując jej wcześniej spisane zdanie. - Taki jakby pierwszy trop, ne? - powiedział niepewnie, patrząc na nią z czymś w rodzaju dumy, a zarazem nadziei, na... pochwałę? powiedzenie, że na coś się przydał? Możliwe... Sam nie był pewien... W każdym bądź razie dał dziewczynie przyjrzeć się jego dzisiejszym spostrzeżeniom zawartym w dzienniczku. Po chwili ciszy dodał cichym szeptem: - Co o tym sądzisz? Właśnie! Może ty masz jakieś ciekawe informacje?! - tia... wypadałoby się wymienić nimi, ale nie będzie przecież naciskał. Tutaj daje Nanasi się wypowiedzieć, jeśli ta chce oczywiście. - Nadal sądzę, że powinniśmy jakoś trzymać się razem... - zakańcza tym akcentem swoją wypowiedź z postanowieniem pomocy Nanayi. Czyt. Towarzyszenia jej w wyprawie do kuchni? Wieży? Gdzieś gdzie chce iść... A jeśli postanowi nie wyruszać nigdzie, to proponuje ją by siedzieli razem w jednym pomieszczeniu i czuwali na zmianę... Tak będą mieli szanse się wyspać i zadbać o bezpieczeństwo... Ostatecznie jeśli wyruszą, zielonooki może osłaniać tyły! Oł yeah... Jaka fucha! Of kors jeśli nikt mu tej roboty nie odbierze. Podążałby na końcu grupki starając się uważać na wszystko, co mogłoby im przeszkodzić w ich eskapadzie, a zarazem próbując nie zostać za bardzo w tyle, by nie musieć ich nadganiać. W końcu w jedności siła i takie tam, a on hipokrytą nie był... Raczej nie...
Jeśli się by nie obudziła... To najpewniej udaje się do swojego pokoju, gdzie analizuje zdobyte informacje i zastanawia się co z nimi zrobić, po czym pewnie powtórzyłby czynności z dnia poprzedniego.
Mor
Liczba postów : 2920
Dołączył/a : 20/08/2012
Temat: Re: Klasztor Zori Sro Gru 26 2012, 19:56
Nic nie znalazła. Czyli przydałoby się jeszcze przejrzeć inne pokoje, może w nich będzie jakaś wskazówka, ale trzeba przyznać, że jej zapał zmalał. No cóż.. Życzyła Sethorowi dobranoc, a sama też uznała, że się zdrzemnie. Nie zamierzała potulnie spać w nocy, wiedząc, że coś jest nie tak oraz mając własne plany na temat zwiedzania klasztoru. A do tego potrzebowała snu. Powinna mieć szczęście, że zasnęła. Obudziło ją pukanie do drzwi. Potrzebowała chwili, żeby zrozumieć, co się dzieje. Hmm... mnisi nie pukali, mnisi po prostu otwierali drzwi. Musiała to zapamiętać, ale to później. Na razie zwlokła się z prowizorycznego łóżka i otworzyła drzwi do pokoju. Finnian. Przez chwilę musiała się zastanowić, co on tu robi, jednak słysząc tłumaczenia pokiwała głową i wpuściła go do środka pokoiku i zamknęła drzwi, ponownie się o nie opierając. Lustrowała Finna wzrokiem, ale jakby nieobecnym. Nie była zła, a raczej rozespana, więc informacje do niej docierały nieco wolniej, niż powinny. Prosiła, żeby powtórzył, wydawała jakieś zamyślone pomruki aprobaty, kiwała głową, ale po pewnym czasie doszło do niej wszystko, co chłopak chciał przekazać. Smok... Zastanawiała się, czy tak właśnie być powinno - archiwum należało kiedyś do Smoka, więc czy i cały klasztor kiedyś do niego nie należał? Przekrzywiła głowę, zastanawiając się nad tym. - Jeden krok do przodu - powiedziała aprobatą, choć jej mina nie należała do tych pogodnych. Zbytnio jej to wszystko nie pasowało. - Przynajmniej wiemy coś więcej, nam niestety nie udało się dowiedzieć niczego ciekawego - dopowiedziała na jego pytanie, nachylając się nad jego uchem. - Nie uważasz, że jest podejrzanie niewielu mnichów? - zapytała cichutko, wprost do jego ucha. - Stołówka nigdy nie pomieściłaby ich tylu, do tego znajdują się w niej dziwne rzeczy... Chcą coś ukryć. Słyszałeś coś w nocy? A poza tym chodź, pokażę ci coś. - Z pewnością biedny chłopak nie był w komfortowej sytuacji, ale ona nie posiadała czegoś takiego jak notes. Ponadto było mniejsze prawdopodobieństwo, że jakiś mnich przysłuchując się przez szklankę cokolwiek uszyły. Pociągnęła delikatnie Finna do miejsca, w którym znalazła napis. - I racja, lepiej będzie, jak będziemy się trzymać razem. Co ty na to, by zapytać świątobliwego o pewne rzeczy? - zapytała, uśmiechając się z błyskiem w oku. Z pewnością nie było to nic bezpiecznego. W jej umyśle zrodził się chory plan i trzeba było przyznać, że nie na darmo jest w Grimoire Heart. Choć nikt o tym nie wie. I niech tak pozostanie. - Widziałeś Yoshimaru i Makbeta? - zapytała, przeciągając się mocno w górę. - A poza tym chodźmy do Sethora, pomyślimy, co zrobimy dalej. Tak więc Nanaś wyciągnęła z kieszeni płaszcza swoje jedzonko z rana i zjadła późny obiad, czekając na kolację, po czym ponownie napiła się wody i wyruszyła razem z Finnem do pokoju kolegi. I zapukała nieco mniej grzecznie niż Finny, gdy próbował ja obudzić, po czym czekała na odpowiedź.
Sethor Fiberos
Liczba postów : 289
Dołączył/a : 17/11/2012
Skąd : Poznań
Temat: Re: Klasztor Zori Sro Gru 26 2012, 20:34
-Spać, spać, spać- w głowie Sethora krążyła aż jedna i wcale nieskomplikowana myśl. Nanaya weszła na chwilę do jego klitki, obejrzała, nic nie znalazła i wyszła. -Oyasumi- powiedział do dziewczyny, gdy ta opuszczała celę. Nie minęła nanosekunda, a już Seth leżał na posłaniu. Chciał wypocząć, poprzedniej nocy nic nie spał, w dzień natomiast nie miał ani chwili wypoczynku. Magowi zaczynała się mieszać rzeczywistość z wyobraźnią, już nic nie wiedział. Chwilę mu zajęło zaśnięcie. Leżąc na wznak, chłopak myślał, co powinni zrobić następnego dnia. Z tego co pamiętał, mieli ograniczony czas na znalezienie informacji. -Miejmy nadzieję, że tamci coś znaleźli, bo chyba byli w archiwum, czyż nie?- wyraził po cichu myśl. Po chwili jednak zaśmiał się pod nosem. Rozbiegany policjant i przygnębiony życiem samotnik? Świetny duet, na pewno wspólnymi siłami odkryli tajemnice zakonu. I został jeszcze Makbet, on wydawał się ogarniać, co i jak powinien zrobić, jednak od poprzedniego dnia Seth go nie widział. -W drogę więc, do krainy Morfeusza- wyraził ostatnią tej nocy myśl mag Lamia Scale i po prostu zasnął.
*JEB JEB JEB*
Seth sturlał się na podłogę obok posłanka z szeroko otwartymi oczyma. Już rano? I kto śmie tak trzaskać do drzwi? Pewnie jakiś łysol, a może nawet ten z wczoraj. Udawał, że nic się nie stało a teraz przychodzi go zabić albo jeszcze gorzej... zjeść... -Chwilaaa- krzyknął przeciągając się i skacząc na nogi. Szybkim krokiem udał się w kierunku drzwi. Czy można jednak było to nazwać szybkim krokiem? Prędzej wykrokiem, bo już na początku podróży stał dosłownie krok od drzwi. Ziewnął ostentacyjnie i otworzył drzwi. -Czego? A... Witajcie towarzysze. Jak Wam minęła noc?- zaczął dość niemiłym tonem, lecz po chwili zmienił swój głos na łagodniejszy. Stała tam Nanaya i ten dzieciak, bodajże Finny. W głowie Sethora wyglądali prawie jak mama i synek, ale to byli jego towarzysze pracy. Jakże trudnej, skomplikowanej pracy. Zlecenia, którego wykonanie mogło wiązać się ze stratą w ludziach. Wracając jednak do sedna sprawy, skoro przyszli pod jego drzwi, to pewnie obczaili jakiś plan i teraz chcą go w to wciągnąć. -Kurde, wciąż mi się chce spać, ale jak już mnie obudzili, to pewnie spać nie dadzą- pomyślał, uśmiechając sie od ucha do ucha. Sądząc po minacyh towarzyszy, informacji nie przybyło. Mieli jeszcze kilka dni, powinni dać radę coś znaleźć o tym Rodzie Smoka. -To jak, co dzisiaj robimy? Macie jakiś plan?- powiedział cicho, zacierając ręce. Po chwili jednak naszła go refleksja. A co jeśli spotkają kogoś, kto bedzie chciał ich zaatakować? Ostatnim razem Nana szybkim krokiem odmaszerowała od potencjalnego zagrożenia, a o glinie lepiej nie wspominać. Widząc wilki, uciekł, zostawiając jakiegoś ludzika, co przybrał kształt Makbeta. Seth wolał nie walczyć, lecz wiedział, że na pewno stanie w obronie towarzyszy, jeśli cokolwiek się wydarzy. Miał jednak nadzieję, że staną ramię w ramię, a nie gęsiego. -A tak wogóle, widzieliście gdzieś Yoshimaru albo Makbeta? Nasz grupowy orator chyba powiedział coś w stylu - Seth zmienił głos tak, by pasował do postaci Finny'ego- "Trzymajmy się razem" czy coś w tym guście? Niefajnie by było, jakby łapali nas jednego po drugim. A do *khekhe*- tu ściszył jeszcze bardziej głos, prawie do niesłyszalnego szeptu- rytuału zapewne coraz mniej czasu. Jeśli my czegoś nie zrobimy, ONI moga przejąć inicjatywę- zakończył swój wywód, kiwając głową w górę i w dół, w górę i w dół. Mieli teraz kilka opcji do wybrania, albo wbić się siłą do jadalni, albo iść do tego zapyziałego archiwum, albo iśc do wieży Bahry. Tu jednak Seth postanowił nie decydować, choć preferowałby po prostu wejśc do tej jadalni. -Hm, to mogłoby się jednak nie udać. Jest dzień, a ciężko byłoby sie bezgłośnie tam włamać... Eee, może jednak wieża przywódcy klasztoru?- zaczął mówić sam do siebie, stukając się pięścią w prawą część mózgoczaszki. Chwilowo wyłączył się z konwersacji, jednak wiedział, że jakiekolwiek słowa, skierowane ku niemu, wyrwałyby go z tego transu. -Ci cisi mnisi... coś ukrywają... i to na pewno coś złego... tu potrzeba działania- wciąż wyrażał cicho swe myśli.
Abel
Liczba postów : 1137
Dołączył/a : 09/09/2012
Skąd : Dunno.
Temat: Re: Klasztor Zori Czw Gru 27 2012, 19:32
No cóż, sny wciąż śnią się te same. Reakcja po obudzeniu zazwyczaj jest dość podobna, tym razem rzecz miała się podobnie. Obudził się zlany potem, powstrzymując krzyk, bo w końcu to nie jest odpowiednie miejsce do uzewnętrzniania swoich emocji, w szczególności strachu. Tym razem jednak strach był całkiem uzasadniony. Makbet znalazł się w miejscu, w którym nie zasypiał. Ręką udało mu się odnaleźć włócznię, choć nie leżała na odpowiednim miejscu i skoczył na równe nogi. Oddychał szybko, starając się mimo wszystko powstrzymać wciąż pełzające gdzieś w nim uczucie strachu. Uspokojenie oddechu gwarantowało sukces, więc w końcu mu się udało. Papierosa. O tak, to było dobre pragnienie na ten czas. Szybki rzut okiem na pomieszczenie dał mu dobry obraz sytuacji. Beznadziejna. Nie ma drogi wyjścia. Żadnych okien, drzwi... zastanawiał się, prawdę mówiąc, jakim cudem w ogóle się tu znalazł, ale to chyba nie miało znaczenia. Z zamyślenia wyrwał go męski głos. Męski. Tak, był tego raczej mężczyzna, biorąc pod uwagę budowę jego ciała. Muskularny mnich. No proszę, to może być całkiem in... interesujące? No tak, sam tego chciał. Przełknął ślinę. Miał się na to mentalnie przygotować, tym bardziej, że nie wiedział, czy jego kondycja w tej chwili na pewno pozwala na tak śmiałe kroki jak walka z tym... kimś. Najpierw zasady. Tak. Zasady. Tu miały wejść zasady tego walczącego. Makbet ukłonił się, by okazać należyty szacunek. Nie był tu sam, co dodawało mu w pewien sposób otuchy. Dopiero teraz zwrócił uwagę na basenik. Pewnie jest jakiś korek, dzięki któremu uda mu się wydostać z tego piekiełka, ale to nie teraz. Najpierw trzeba się wszystkiego dowiedzieć. - Dobrze słyszałeś. Chciałbym poznać zasady przebywania tu, wiem, że są całkiem inne o tego, co przedstawiał nam nasz drogi Bahra i spodziewam się, jakie... - zmrużył oczy i ustawił włócznię tak, by w każdej chwili być gotowym do obrony. To jedyne rozwiązanie na teraz. Najpierw wiedza, bez niej nic nie zrobi. Przeciwnik albo był magiem, czego Makbet by nie zdzierżył, albo po prostu dobrze walczącym wręcz mnichem, czyli takim, jakiego Żmija się spodziewał. Kule przytroczone do nóg... To świadectwo tego, że mnisi bali się tego człowieka. Włócznik miał dopiero dowiedzieć się dlaczego, choć już się domyślał. Myślami na chwilę odbiegł do swoich towarzyszy. Z nich wszystkich tak naprawdę poznał tylko Nan, reszta... była dla niego lekkim wybrykiem natury. Radzą sobie? Miał nadzieję, że przynajmniej żyją. No nic, on miał tu swoją sprawę i to nią należałoby się zająć.
Yoshimaru
Liczba postów : 31
Dołączył/a : 24/10/2012
Skąd : Księżyc >D
Temat: Re: Klasztor Zori Sob Gru 29 2012, 15:50
Yoshi jak i jego wierny kompan Finny dalej przeszukiwali drewniane półki starego archiwum. Naszukali się dzielnie, męcząc każdą kończynę, która udzielała się w tym szczytnym celu. Nic nie znaleźli. Dzika prawda ! Znowu, przynajmniej sam ciemno włosy. Nic nie znalazł, oprócz jakiś przepisów kulinarnych, na potrawy z polarnych niedźwiedzi. Cokolwiek by tam nudnego nie znalazł i tak przewertował wszystkie literki. Może się czegoś nauczy na temat życia i stanie się samodzielny przynajmniej do końca. W takim momencie nie pozostało nic innego jak tylko opuścić budynek. Swój pierwszy krok, chciał postawić na schodach, by móc wejść na górę do Finniego, lecz ten zaczął już schodzić.
- Znalazłeś coś ciekawego ? – Rzucił spokojnymi słowami, widząc, że jego mina stała się lekko skrępowana. Potem zaś on także odpowiedział niepewnymi słowami, dając lekko do zrozumienia, że jest coś co musi nam przekazać. Nie może zrobić tego tutaj, ponieważ jak to się mówi ściany mają uszy. Pozostało, więc jak najszybciej udać się do swoich celi na niemałą naradę. – Gdybym także udał się na drugie piętro, w sumie pewno bym już to wiedział. Lecz dobra, wstrzymam swoją chciwość.
Wraz z Finnym, zszedł na dół udając się do szerokiego wyjścia. Przy końcu trasy, ponownie ujrzał białe otoczenie. Wszędzie śnieg, lód i lecące płatki zamrożonej wody. Jak srogi klimat by nie był, nie mógł się zgubić. Postanowił podążać cały czas za chłopakiem z magicznej policji, krok w krok. Może bynajmniej nie zamarznie i gdyby coś mu się stało, ktoś go odnajdzie. Minęli kilka budynków, jeden pod co metalowy, drugi zaś chroniony przez kilku mnichów – oczywiście się ukłonił w pół, słysząc lekko pstryknięcie w kręgosłupie. Czemu by się dziwić, srogie klimaty nie na takiego miłego chłopaczka, co się wychował w umiarkowanym świecie. Dotkliwa zima, zamraża kości, odmraża skórę i bardzo szkodzi na zdrowie. Do tego się nie wyspał, cóż za pechowy dzień się zapowiadał do jego końca.
Tak więc okrążył sam Yoshi kilka razy główny budynek, jeszcze na ostatek przechodząc obok czegoś co tak bardzo przypominało stajnię. Po udanym spacerku na zimnie, mógł wrócić do swojego niby pokoju, czyli po prostu bardzo taniej celi. Ogrzać się to był priorytet, gdyby teraz musiał walczyć prawdopodobnie nie dałby rady. Wchodząc do głównego budynku rozejrzał się kilka razy, po czym dał dyla w przód i biegiem do celi. Chciał być tam jak najszybciej, przez jego głowę przechodziły tylko myśli, iż nikt by go nie zaczepił. Idąc, od czasu do czasu kłaniając się kilku mnichom. Po kilku minutach uważnej drogi, dotarł do celi gdzie spokojnie mógłby odpocząć. Położył się na chwilę, wyprostował nogi i zamknął oczy. Nie miał zamiaru udzielać sobie drzemki, jeszcze zostało kilka rzeczy po drodze. Musiał tylko trochę odsapnąć. Trwało to może z dwadzieścia minut, po czym w głowie zaczął układać sobie mapę otoczenia. Chciał jak najlepiej przeprowadzić ewentualną drogę ucieczki, no gdyby coś się stało. Układać informacji, których zdobył nawet się nie dało. Dlaczego ? Przecież nie zdobył żadnych.
- Ah tak, Finny… on coś w końcu ma… trzeba go znaleźć –Burknął lekko pod nosem, wstając i jeszcze raz wyprostowywując swoje delikatne ciało. Założył czarne buty, które ówcześnie zdjął, kładąc się na sianie. I takim oto sposobem ruszył poszukać swojego przyjaciela. Jeżeli już mógłby go tak nazwać.
Nie było go w jego pokoju, więc zaczął szukać po innych. Akurat dobrze zapamiętał, w którym znajdowała się Nanaya. Według jego intencji, to ona stawała się głową ich grupki. Tak więc na czysty rozum, najprawdopodobniej tam udał się Finny ze swoją informacją. Nie minęło sporo czasu, od kiedy się rozdzielili, więc może i on załapie się na nie małą pogawędkę. Tak też uczynił. Ruszył pewnym krokiem, po czym znalazł się przed drzwiami do jej celi. Zapukał, ponieważ nie wiedział czy przeszkadza. W razie gdyby, zapytała się kto stoi za drzwiami, po prostu duknął swoje imię. Jeżeli zaś nie otworzyła by mu drzwi, po prostu z powrotem udał się do swojej celi.
Jo
Liczba postów : 5542
Dołączył/a : 29/08/2012
Skąd : Poznań
Temat: Re: Klasztor Zori Nie Gru 30 2012, 23:32
MG
Makbet: Stojąc na przeciwko mnicha z kulami u nóg, nie lękałeś się nadto. Myśląc o towarzyszach no i własnym problemie, przygotowałeś się do potencjalnej walki, zadając mnichowi pytanie. Ten jednak z początku cię olał i spojrzał jedynie w sufit, oddychając głęboko przez nozdrza. Gdy opuścił głowę na powrót, przypatrywał ci się uważnie, lustrując od stóp do głów. -Moje zasady...? Nie są trudne, ani nadto skomplikowane. Przegrany, staje się własnością wygranego, w każdym znaczeniu tego słowa. No i oczywiście nie obrażaj mnie. To znaczy... nie traktuj mnie jak słabeusza, nie odmawiaj mi walki... bądź mi godnym przeciwnikiem.- Powiedział mnich przejeżdżając językiem po wargach.-Sposób na zwycięstwo jest prosty, kto pierwszy utoczy przeciwnikowi krwi, wygrywa, przy czym ty walczysz tą swoją wykałaczką a ja tym co przy mnie widzisz. Złamanie zasad, od razu dyskwalifikuje i załącza ukryty w tym pomieszczeniu mechanizm zapobiegawczy... A teraz w gwoli ścisłości, jesteś tu, bo tego chciałeś prawda?- Spytał spokojnie, poruszając powoli dłońmi, i pokazując ci gest byś ruszał. Chyba chciał, żebyś to ty zaczął.
Reszta: Finn oraz Nanaya po wspólnych ustaleniach wparowali do Sethowego pokoju, tam po krótkiej rozmowie, przerwało im pukanie Yoshiego, który to wrócił ze swojego poleżenia, a nie znajdując nikogo u Nanayi, zapukał jeszcze do Setha. Tam został oczywiście wpuszczony i wciągnięty w potencjalne DALSZE rozmowy. Nim jednak takowe się zaczęły, przerwano wam raz jeszcze, kiedy to mnich, który notabene wiedział już ze wszyscy jesteście u Setha, przyniósł wam tacę z butelką wina ryżowego, pięć kieliszków, suszone mięso i pięć bochenków chleba. Jacie imprezę czas zacząć~!
Finn
Liczba postów : 4279
Dołączył/a : 17/11/2012
Temat: Re: Klasztor Zori Pią Sty 04 2013, 15:52
Rozmowa w pokoju Nanayi była nawet przyjemna, a w każdym bądź razie nieco pokrzepiająca ego policjanta o blond włosach. W sumie... Dziewczyna zadała ciekawe pytanie... Ilość mnichów... - W sumie... Jak tak pomyśleć, to też nie widziałem ich wielu... - powiedział cicho, jakby zastanawiając się nad tym wszystkim. To na prawdę było dziwne. Gdzie te całe 80 mnichów?! - przebiegło przez myśli nastolatka. Aż nie wiedział właściwie co powiedzieć i chwila po chwili kończył z bezmyślnie otwartymi ustami, jakby już miał coś powiedzieć, ale jednak nie. Nie było mu dane ćwiczenia mimiki twarzy w ten sposób. Blondynka przyciągnęła go w miejsce, w którym jego oczom ukazał się napis: "Nie zgadzać się". - Co?! - zakrzyknął opamiętując się jednak po chwili. - Przepraszam... Na co się nie zgadzać? - powiedział nieco ściszonym tonem. W sumie... Dziewczyna miała prawo nie wiedzieć. W końcu ona tego nie napisała, ne? - Niestety, nic nie słyszałem... Zasnęło mi się. - dodał trochę zdziwiony pytaniem. Chwila! Czyżby się coś działo w nocy?! - pomyślał, ale nie wiedział, czy wypada się o to pytać... - W sumie możemy pogadać ze Świątobliwym. Tylko czy on nam coś powie..? - odpowiedział na pytanie, odpływając w swoje myśli. Jak na to nie spojrzeć, Bahra kazał im się zwracać do niego z pytaniami. Jednak co będzie jeśli uzna ich ciekawość raczej za wścibskość? Co jak ten po prostu stwierdzi, że takie rzeczy nie powinny ich interesować lub jak zwyczajnie ich okłamie? Może i wydawał się mówić prawdę, jednak skąd mogą mieć tę pewność... - Ach tak... - rzekł, wyrwany z zamyślenia. - Makbet to ten większy? Nie widziałem go, a Yoshimaru był ze mną w archiwum... - dodał w sumie myśląc gdzie poszedł jego wspólnik w przeszukiwaniach. Jak tak spojrzeć na to, to może nie powinni się rozdzielać... Stało się... Nie rozpamiętujmy. Na pewno chłopakowi nic nie jest no! Zresztą... Teraz udali się do Sethora... No... Go też wypadałoby poinformować o hrabi smoku. Ostatecznie dostali się do pomieszczenia bruneta, a ten najwyraźniej drzemał sobie przed chwilą. - Noc? - powiedział nieco zdezorientowany blondasek przekraczając progi pomieszczenia. Zresztą... Nieważne. W sumie pomieszczenie wyglądało jak wszystkie... Usiadł sobie w kąciku, bo tak najwygodniej i oparł się o ścianę. - W sumie dobre pytanie... Chcieliśmy pogadać z Świątobliwym... - odpowiedział, zastanawiając się co Seth sądzi o ich pomyśle. W sumie, czy mieli teraz jakieś inne wyjście..? - Nie moja wina, że każdy poszedł jak poszedł... - burknął pod nosem, nieco urażony. Co miał niby zrobić? Chwycić linę, przewiązać wszystkich i chodzić w grupce? A może zrobić im jakieś obróżki i smycze, by za daleko nie odchodzili? Nie jego wina, że miał raczej niewielką siłę przebicia... Najwyraźniej nie nadawał się na przywódcę i tyle. Poza tym przecież był tylko szarym pionkiem w policji. Nikim takim w sumie. Ugh... I znów ten podły nastrój... Wyrzuty sumienia i inne takie... Momentalnie aż spuścił wzrok czując się nieco tak jak... W sumie wyszedł na hipokrytę... Eh... Co on powiedział?! Rytuału?! - przemknęło przez myśli zielonookiego. - Jaki..?! - zaczął ciut głośniej z powodu szokującej informacji, by po chwili dodać szeptem. - Jaki rytuał..? To coś związane ze stołówką? - w sumie... Nanaya mówiła, że nic nie znaleźli. A raczej, że nic takiego nie znaleźli... W sumie... Brakło tego wielkiego z włócznią wśród nich. Ciekawe gdzie poszedł... Czyżby działał całkiem na własną rękę? Tia... Mniej więcej w tym momencie został wsunięty prowiant dla nich... W sumie... Na pewno wiedzą, że się tutaj zebrali. To raczej niezbyt dobrze... Nawet dość dziwne, że dali im... Coś więcej? Chwycił chlebek i wrócił na swoje miejsce. Nie miał jakoś ochoty teraz ani na mięso, ani tym bardziej na alkohol. Nawet jeśli to tylko wino ryżowe. - Trochę to... Niespodziewane? W sensie taka zmiana.. - powiedziawszy to, skinął głową na ich prowiant. - To co robimy ostatecznie? Idziemy do tej wieży, czy do Świątobliwego? - no niby to co powiedział było bez sensu, ale się jednak różniło. W sumie jeśli zdecydują się iść do wieży to nie muszą nawet chyba się skupiać na Bahrze nie? Drobna, aczkolwiek istotna różnica. No nie? Zresztą... Za szybko chyba nie wyjdą... - Właśnie... - przypomniało mu się, że jeszcze nie przekazał nowo nabytych informacji, dokładniej jednej reszcie. Lepiej będzie jak sami sobie przeczytają, więc... Po prostu puścił w obieg notatki. Po co miał sobie łamać język na nazwisku pana hrabi.
Mor
Liczba postów : 2920
Dołączył/a : 20/08/2012
Temat: Re: Klasztor Zori Pią Sty 04 2013, 23:08
Konferencję czas rozpocząć! Bo jak inaczej nazwać ich czwórkę w jednym, malutkim pokoiku? Mieli plany omówić co i jak dalej zrobić, wiec musieli się spotkać a pokój wydawał się jednym z bezpieczniejszych miejsc. Choć, może archiwum byłoby lepsze? Jednak zbliżał się wieczór i mimo wszystko lepiej byłoby pozostać w budynku mieszkalnym. - Noc? Jest dopiero wieczór - odpowiedziała Nanaya na dziwne stwierdzenie Setha. W końcu minął ich pierwszy dzień w klasztorze, a zaczynała się powoli druga noc. Odetchnęła głęboko. musieli porozmawiać zdecydowanie bardziej konstruktywnie niż tylko na szybko wymienić informacje i chyba zdawali sobie z tego sprawę. Usiadła sobie na kamiennej podłodze. - No więc zacznijmy może od tego, gdzie są brakujący... - zaczęła, a właśnie w tym momencie do pokoju wszedł Yoshi. I prawidłowo. To pozostawiało tylko Makbeta. Z tego, co zdążyła już poskładać, to nikt go nie widział cały dzień. Dziwne... Ściągnęła brwi. Posiłek podano a ona nadal siedziała i zastanawiała się, co z tym zrobić. W końcu, po dłuższej chwili, sięgnęła po bochenek chleba i kawałek mięsa i zaczęła spokojnie jeść. - Nie wiemy, gdzie jest Makbet... Możemy go już nie zobaczyć do końca całego naszego pobytu, a nie uśmiecha mi się to w żaden sposób - powiedziała cicho, spokojne, ale zaskakująco chłodno, jakby wszystko wiedziała. - Czyli zostaliśmy w czwórkę, dopóki nie otrzymamy jakiegoś sensownego znaku życia z jego strony. Zasadniczo to nawet nie wiemy, co zrobić. Mamy mnóstwo pytań, a zero odpowiedzi. Nie, jesteśmy nawet na minusie, bo nie wiemy, co zrobić... - Westchnęła ponownie, siedząc po turecku i powoli jedząc kawałek mięsa. - Pojawiają się tylko jakieś znaki, że coś złego się tu dzieje, jak stwierdził Sethor. U mnie w pokoju napisano o to... - Pożyczyła od Finna notesik i długopis/coś do pisania i szybko napisała wiadomość ze swojego pokoju, po czym puściła ją w obieg, - a Sethor słyszał w nocy niezwykle ciekawe rzeczy. Byłoby dobrze, gdyby wszyscy podzielili się informacjami, które znaleźli dzisiaj. Odnośnie wszystkiego. Po tym ustalimy, co robimy, chyba, ze ktoś ma już jakiś pomysł... Nanaya skończyła swoją wypowiedź, zajadając kolację i słuchając, co do powiedzenia ma reszta. Miała nadzieję, że wyniknie z tego jakaś lepsza dyskusja, a nie stypa. Sięgnęła po dzbanek z winem ryżowym i powąchała zawartość. Chyba nie było takie złe, więc upiła niedużo, tak, żeby tylko zwilżyć wargi.
//Dobra Panowie! Piszemy bez kolejki i krótkie posty (a przynajmniej staramy się, by nie tworzyć ścian, jak to zrobił Finny). Naszym celem jest przedyskutowanie wszystkiego jak najszybciej, byśmy mogli się jakoś specjalnie ruszyć, a jak Yoshi nie odpisze, to nic - po prostu przyjmujemy, że się nie odzywa. Makbet będzie dostawać odpisy MG, a my dopiero w momencie, gdy ustalimy co dokładnie robimy i jak zaczniemy to robić. No i dzielimy się nie tylko informacjami, ale i przemyśleniami, co tu sie na dobrą sprawę dzieje... Sprężmy się XD (Motywator Nanasi mode=on)
Sethor Fiberos
Liczba postów : 289
Dołączył/a : 17/11/2012
Skąd : Poznań
Temat: Re: Klasztor Zori Sob Sty 05 2013, 21:56
-Nie było jeszcze nocy? To dlatego czuję się jakbym przez 3 tygodnie leżał przygnieciony ciężkimi głazami- powiedział Sethor, oceniając własne samopoczucie i siły do jakichkolwiek działań. Był po prostu wypruty z sił. Ale co zrobić, śpiąc nie zarobi ani centa. Na początku glos zabrał Finny, pan Władza, który przekazał reszcie zgromadzonych magów swoje notatki o odkryciu w archiwum. Hrabia zwany Smokiem? Ród Smoka? Możliwe, że było to w jakiś sposób ze sobą powiązane. Chwilę później, gdy wszyscy zapoznali się z tym, co miał do przekazania Finny, Nanaya puściła w obieg karteczkę z napisem "Nie zgadzać się". Wiedział już wcześniej o tym napisie, rozmawiali przed stołówką o poprzedniej nocy. -Cóż, jeśli chodzi o to, co było ostatniej nocy, to- tu ściszył głos do ledwie słyszalnego szeptu- jeśli nie będziemy się pilnować, wymordują nas jednego po drugim, zaczynając od- tu wskazał na Nanayę- Przynajmniej z tego co usłyszałem i zrozumiałem- powiedział wzruszając ramionami. -O przynieśli coś do jedzenia, trochę to dziwne, nie sądzicie? Posiłki miały być jedynie rano- stwierdził podejrzliwie Seth, nie tykając niczego. Nawet wino ryżowe, takie luksusy, lecz mag musiał odmówić spożycia. Nie chciało mu się wierzyć w to, że mnisi postanowili umilić im konwersację. Przecież odkryli ich, jak z Nanayą oglądali zawartość stołówki. -Itadakimasu wszystkim jedzącym, ja spasuję- odrzekł, kłądąc głowę na dłoniach. Mimo, że burczało mu w żołądku, postanowił tego wieczora nie jeść. Zje rano. Choć jeśli będą chcieli otruć magów-wędrowców, i tak to zrobią następnego ranka. -Czekam na odkrycia mola książkowego- Pana Zerefa- stwierdził uśmiechając się do Yoshimaru, pamiętając jego przedstawienie się w gospodzie.
Abel
Liczba postów : 1137
Dołączył/a : 09/09/2012
Skąd : Dunno.
Temat: Re: Klasztor Zori Nie Sty 06 2013, 00:46
Oho, mnich chyba jednak już się rozgadał, przynajmniej tyle dobrego z całej zabawy. Stał chwilowo w tej samej pozycji, słuchając dokładnie słów mnicha. Hmm, zasady? Niech i tak będzie. Zostanie niewolnikiem tego mnicha, jeśli przegra, a jeśli wygra... dostanie to, czego chce, tak interpretował zapowiedź swojego przeciwnika. Być może dowie się w takim razie czegoś ciekawego. To była szansa, jego jedyne szansa. Odetchnął głęboko. - Nie mam innego wyboru, jak tylko przystać na warunki. Czy chciałem? Chciałem, choć spodziewałem się trafić tutaj w odpowiedniej porze, jednakże stoję tu teraz. Mówi się trudno, trzeba korzystać z szansy - odpowiedział i zmrużył oczy. Wciąż trzymając włócznię w formie obronnej prawą ręką, lewą skierował ku swojej kieszeni. Klejnoty. Tak, to była jego jedyna nadzieja. Przemycił pięć z klejnotów. To może być jego ostatnia walka w życiu jak wszystkie inne, ale musiał stwierdzić, że ta walka może być wyjątkowo nierówna. Przegryzł dolną wargę i wychylił się, by rzucić lewą ręką owe klejnoty w liczbie sztuk 5, który wyciągnął z kieszeni. Rzucił je z całej siły w kierunku mnicha, mając nadzieję, że go trafi, po czym stanął od razu w pozycji defensywnej. Szarża nie miała w tej chwili sensu. Nie teraz.
Jo
Liczba postów : 5542
Dołączył/a : 29/08/2012
Skąd : Poznań
Temat: Re: Klasztor Zori Nie Sty 06 2013, 14:43
MG
Makbet: Walkę pora zacząć, można by rzec, walkę wieczoru. Jednak siepacz z włócznią martwił się swoimi szansami na zwycięstwo, bo były one po prostu w jego mniemaniu niskie. Dlatego też postanowił zaczitować i wyjął z woreczka 5 klejnotowy banknot, bo tak, to były banknoty, no i rzucił owym banknotem w mnicha. Jego reakcja jednak była spokojna, po prostu uniósł lewą brew w geście zdziwienia, cokolwiek zamierzałeś tym atakiem osiągnąć, chyba nie wyszło, za to mnich ruszył do ciebie, mimo kul, poruszał się prawie bez problemu, no i dość szybko skracał dzielący was dystans.
Reszta.... egzystujcie sobie dalej.
Finn
Liczba postów : 4279
Dołączył/a : 17/11/2012
Temat: Re: Klasztor Zori Nie Sty 06 2013, 14:54
Siedział sobie dalej w rogu i przysłuchiwał się dalszej konwersacji. Czy mógł coś dodać? Dopowiedzieć chyba nie miał co, tak samo nie miał pewności, czy wypada się o coś pytać... Co więc zostało? Skoro nie pytania... To sugestie! - Może powinniśmy pójść do tej stołówki póki jeszcze trwa noc? - zaproponował patrząc kolejno po wszystkich. - Wiecie... Osłona mroku i takie tam... - powiedział cicho. Tylko czy był sens prowadzenia całej ferajny w te miejsce? - Poza tym chyba powinniśmy się rozdzielić... - dodał szeptem z dozą niechęci. - Nie jakoś wielce, ale tak na dwie grupy... Dwie osoby poszły by do stołówki, pozostałe dwie zostały tutaj... Kolega chyba potrzebuje snu... - dokończył wszystko w miarę cicho, jedynie ostatnie zdanie mówiąc nieco wyższym tonem. Teraz czekać na reakcje reszty.
Poniżej znajdują się buttony for, z którymi obecnie prowadzimy wymianę. W celu nawiązania współpracy zachęca się do odwiedzenia pierw tematu z regulaminem wedle którego wymiany prowadzimy, a następnie do zgłoszenia się w tym temacie. Nasze buttony oraz bannery znajdują się zaś w tym miejscu.
Layout autorstwa Frederici. Forum czerpie z mangi "Fairy Tail" autorstwa Hiro Mashimy oraz kreatywności użytkowników. Wszystkie materiały umieszczone na forum stają się automatycznie własnością jego jak i autorów. Dla poszanowania Naszej pracy uprasza się o nie kopiowanie treści postów oraz kodów bez uprzedniej zgody właścicieli.