I've never seen a decent person among those who say they're going to save the world while forsaking the people around them. Those types of men are always so intoxicated by thier own hollow dreams that they call every little thing in front of them trivial.
Porywisty i zimny wiatr targał gołymi już i słabymi drzewkami na wszystkie strony. Nieliczne stojące jeszcze jebane tybetańskie drzewka iglaste, kołysały się w takt muzyki, którą grał wiatr razem z drewnianymi okiennicami klasztoru. W każdym oknie paliło się światło, była to bowiem pora modłów i przy samotnym blasku świecy, mnisi odbywali medytacji. W jednym z okien klasztoru, jednak świeczka się nie paliła. I tylko naprawdę bystry obserwator mógł dostrzec na tle ciemnej szyby, oświetlanej jedynie blaskiem księżyca, pomarszczoną twarz mężczyzny. Wpatrywał się on w księżyc, stojący teraz w pełni i widocznie nad czymś rozmyślał. Przejechał dłonią po swojej łysej głowie i spuścił wzrok na dól, patrząc na wewnętrzny dziedziniec klasztoru, wzdychając powoli. To jego potomkowie stworzyli to miejsce, przed trzema stuleciami. Było idealne, na szczycie wielkiego, trudno dostępnego płaskowyżu. Z prawej i lewej strony, a także na tyłach klasztoru, znajdowała się jedynie pustka, bowiem tu stroma skarpa kończyła się. Gdyby ktoś próbował zaś wejść tamtędy do klasztoru, musiałby pokonać 250m oblodzony odcinek, prawie całkowicie płaskiej ściany. Nieliczne kamienie mogły służyć za podpórkę dla ręki czy nogi, ale nigdzie nie było miejsca na to by usiąść. A lód pokrywający ścianę płaskowyżu, tylko utrudniał wspinaczkę, czyniąc klasztor niezdobytym z właściwie trzech stron świata. Jedynie zachód, przednia strona klasztoru, była dostępna dla ludzi. Mimo to i ta droga była rzadko używana. Niebezpieczna i zawiła wiodła przez las i stromą ścieżką wzdłuż bocznej ściany, sąsiedniej góry. Dróżka prowadziła do małej wioski u podnóża góry. Jedynego kontaktu między światem zewnętrznym a mnichami. Tak więc klasztor który tu zbudowano, był prawdziwą twierdzą. Na dodatek owa ścieżka była tak wąska, że mieściła ino dwóch mnichów naraz. Sam klasztor, otoczony był murem kamiennym wysokości 3m, brama zaś całkowicie drewniana, otwarta była tylko między 06:00 a 18:00. Kto znalazł się na terenie klasztoru po tej godzinie, do rana wyjść nie mógł i na odwrót. Jeśli mnichowie nie wrócili przed 18:00 to noc, spędzali na dworze. Główny budynek znajdował się na malutkim wzniesieniu, był to jedno piętrowy budynek, o planie kwadratu, zajmujący 3/4 powierzchni klasztoru, leżący w samym jego centrum. A w centrum głównego budynku, znajdowała się 17m wieża. Dookoła głównego budynku były poustawiane budynki takie jak kapliczka, stajnia, kuchnia, stołówka czy malutki szpitalik. Budynków było znacznie więcej i rozsiane były oczywiście po całym terenie klasztoru. Na to wszystko dumnie patrzyła postać z okna, w wieży. Dumnie a zarazem z dozą zmartwienia i nostalgii. Według proroctwa już dziś mają potoczyć się losy klasztoru. Starzec nie wiedział nic więcej, tylko tyle że zdarzy się coś wyjątkowego. Czy to będzie zbawienie? A może przekleństwo? Przeżegnał się i pomodlił do buddy o łaskawość, po czym udał na spoczynek, po raz ostatni obrzucając czujnym wzrokiem, dzieło swych przodków.
Na temat misji dostaliście nie wiele informacji. Ot udać się do wioski na dalekiej północy. Do karczmy pod płetwą Narwala. To też nie mając zresztą większego wyboru, uczyniliście. Karczma nie była zbyt gustowna, ba wydawała się nieco... niechlujna. Ale co się dziwić, na tak dalekiej północy goście inni niż mnichowie z pobliskiego klasztoru, byli dość dziwnym i niecodziennym widokiem, a karczma nie była przystosowana do takich rzeczy. Karczmarz modlił się tylko w duchu, byście nie zabawili tu długo. Bowiem skromne zaopatrzenie jego piwnicy, może bardzo szybko stopnieć z szóstką nowych wędrowców. Siedzieliście więc w karczmie, przysłuchując się miarowemu dźwiękowi, jaki wydawała z siebie polerowana przez karczmarza szklanka i czekaliście. Nie trwało to długo, po około godzinie od przybycia ostatniego z was, pojawiła się siódma osoba, dość mizernej postury starzec, odziany w czarnego koloru togę, jakby zimno panujące na zewnątrz, nic dla niego nie znaczyło. Posiadał tylko jedno oko, drugi oczodół ział pustką a staruszek wcale tego nie ukrywał, ba pokazywał to jak gdyby chełpiąc się odniesioną niegdyś raną. Obrzucił on waszą szóstkę, notabene jedynych ludzi w karczmie, nie licząc samego karczmarza, po czym zajął miejsce przy największym stoliku, opierając laskę obok krzesła. Nawet karczmarz na chwilę przestał polerować szklankę, przypatrując się jegomościowi, który wyjął zza pazuchy fajkę i zapalił, używając zapewne magii, gdyż nie zauważyliście by wyciągnął cokolwiek co by mu ów fajkę zapalić pozwoliło. Karczmarz widząc to przeżegnał się szybko i wrócił do polerowania szklanki, jak widać magia w tych stronach nie była widokiem codziennym. Staruszek zaś zaciągnął się dymem z fajki i powoli, bez pośpiechu wypuścił dym z ust. -Usiądźcie dzieci... nie mam wiele czasu więc streszczajmy się.- Powiedział spokojnie i oparł ramiona na stole, patrząc na was wszystkich uważnie-Każdy z was zapoznał się z tematem misji, inaczej by was tu nie było. Mam to gdzieś czy będziecie współpracować, konkurować czy co tam jeszcze wymyślicie. Ja chce informacji, wy pieniędzy. Prosty interes, lecz jeśli macie jakiekolwiek pytania, to tylko po to tutaj jestem. Jeśli będę mógł...- Tu na chwilę zawiesił, patrząc na każdego z was po kolei, przy czym na dłużej wzrok zawiesił na Makbecie-I oczywiście chciał, to wam odpowiedzi udzielę. Klasztor znajduje się na płaskowyżu leżącym 400m za górą Lup leżącą oczywiście obok wioski. Możecie pójść szlakiem, albo zrobić co tam chcecie, jak mówiłem nie obchodzi mnie to.- Powiedział co miał powiedzieć i skończył milknąc na chwilę, by znów zaciągnąć się dymem z fajki-Więc, macie jakieś pytania?- Spytał już spokojnie, patrząc teraz tylko na Nanayę.
Ostatnio zmieniony przez Don Vito Ferliczkoni dnia Wto Lis 20 2012, 17:29, w całości zmieniany 1 raz
Autor
Wiadomość
Jo
Liczba postów : 5542
Dołączył/a : 29/08/2012
Skąd : Poznań
Temat: Re: Klasztor Zori Sro Gru 12 2012, 21:03
MG
Wszyscy grzecznie poszli do swoich pokoi. I po takich czy innych czynnościach, postanowili nieco się przespać, wszak misja zapowiadała się na niezbyt krótką, a sen pomagał w jakiś sposób odzyskać energię. Tak samo zresztą jak jedzenie.
Makbet: ...ale to nie tak że w nocy nic się nie działo. Makbet nie spał, był zbyt przerażony by spać. Obudziły go demony przeszłości, które nijak nie dawały mu zasnąć. Zapowiadała się długa i zła noc... co gorsza, kiedy chłopak się obudził, usłyszał głosy. Szepty zza zamkniętych drzwi. -[...]ału. Sądzisz że będzie ich potrzebował? To może być niebezpieczne.- Powiedział pierwszy z głosów, drugi odkaszlnął i wyszeptał równie cicho, chodź w nocnej ciszy zatrważająco głośno -Naprawdę nie wiem i w sumie gówno mnie to obchodzi. I tak zrobimy to co zawsze, już nie mogę się doczekać.- Odgłos szurania oznaczał że dwaj mnisi ciągnęli coś po ziemi. Co i gdzie, nie wiadomo... Po tym zdarzeniu, Makbet nie słyszał już niepokojących dźwięków.
Sethor: Chłopak postanowił posłuchać sobie natury, zamiast położyć się spać, cóż nieprzespana noc mogła potem źle na niego wpłynąć, ale jego wola. Przez pierwsze dwie godziny mógł słyszeć jedynie wycie zimnego wiatru który... nie był zimny! Jak zauważył Seth stoją przy otwartym oknie, temperatura za nim jak i ta w pomieszczeniu była identyczna, mało tego, obraz za oknem zdawał się powtarzać, niczym w pętli, co zresztą było logiczne bowiem jak w środku budynku miały znajdować się prawdziwe okna... tak to była magia. Jednak po dwóch godzinach wpatrywania się w magiczny obraz za oknem, Seth usłyszał coś jeszcze... kroki dwóch osób, ciągnących coś po podłodze, tak się składa że przechodząc przy celach magów. Zatrzymali się na chwilę i zaczęli między sobą szeptać. -Sądzisz że już śpią?- Spytał szeptem jeden z głosów. Po chwili milczenia odpowiedział mu drugi, nieco cichszy, ale nadal dało się wyłapać treść wypowiedzi. -Zapewne, a co ma robić grupa wędrownych magów w nocy?[/color]-Zapytał towarzysza-[i]Zresztą pacz, Ej śpicie- Dodał już nieco głośniej. Nie doczekawszy się jednak odpowiedzi od zbyt rozleniwionego Setha, niezrażony mnich kontynuował. -Jak widzisz śpią, no i niech robią to póki mogą... zwłaszcza kobieta.- Ostatnie słowo w ustach mężczyzny zabrzmiało dość niepokojąco, co, nie dało się określić, ale zdanie to w ogóle nie pasowało do mnicha, więc czy za drzwiami na pewno byli mnisi? -Dobra, musimy to zaciągnąć na miejsce rytuału. Sądzisz że będzie ich potrzebował? To może być niebezpieczne.- Powiedział pierwszy z głosów, drugi odkaszlnął i wyszeptał równie cicho, chodź w nocnej ciszy zatrważająco głośno -Naprawdę nie wiem i w sumie gówno mnie to obchodzi. I tak zrobimy to co zawsze, już nie mogę się doczekać.- Po tych słowach, dwójka znów zaczęła ciągnąć to coś po ziemi, a przez resztę nocy nie wydarzyło się nic wartego uwagi.
Obudziliście się wszyscy rano, wasze drzwi na chwilę uchylono i po podłodze przesunięto do was misję z wodą, kafarkę z kawą, bochen chleba i nieco koziego sera. TAK MIELI TU KAWĘ. Radujcie się, wielbiciele tego naparu, bowiem dadzą wam skorzystać z jego dobrodziejstw. Po tym mnisi zostawili was samym sobie. Mogliście robić to, na co wam wczoraj zezwolono...
Stan postaci: Sethor: Nieco mięśnie ci zesztywniały i jesteś zmęczony Makbet: Jesteś zmęczony i do tego bolą cię plecy od niewygodnie spędzonej nocy
Mapa Zakreskowane zielone to dziedziniec Brązowe kreski to dróżka o której wiecie Budynek w górnym prawym rogu to archiwum a w dolnym prawym stołówka mnichów. Czerwony krzyżyk to wy. Gdybyście czegoś nie łapali to GG
Finn
Liczba postów : 4279
Dołączył/a : 17/11/2012
Temat: Re: Klasztor Zori Czw Gru 13 2012, 15:57
Sen snem. Nawet taki niezamierzony. Co począć? Pewnie spałby tym płytkim snem tak długo, jak tylko się da, ale usłyszał przesunięcie czegoś po ziemi. Tym "cosiem" okazały się przedmioty do spożycia. Zapewne śniadaniowa uczta. Yummy~! Aż mu w brzuchu zaburczało. Zapach tylko ponowił poprzednią reakcje. Niemalże natychmiast po przebudzeniu się i zlokalizowaniu posiłku, rzucił się na niego. Woda wodą, jak i chleb i ser... Norma. Jednak zaciekawił go ciepły, parujący napój o dość intensywnym aromacie. Zapewne była to kawa, której jakoś nigdy przedtem nie miał okazji spróbować. Po upiciu niewielkiej ilości stwierdził, że jednak nie miał co żałować, ale nie ma co narzekać. Lepiej mieć ciepły, niesłodki napój wśród tych mroźnych odmętów. Może jakoś mu to nie smakowało... Ba! Wydawało się ohydne, ale kto wie... Może pomóc przynajmniej rozgrzać organizm. Po skończonym posiłku przepełnionym rozważaniami, dotyczącymi tego "Co powinni zrobić?", "Lepiej działać razem, czy osobno?!" i wielu innych, aczkolwiek podobnych myślach, Finny postanowił jakoś zebrać pozostałych ludków, jacy uczestniczyli w misji. Szałem może nie było zwykłe podejście do drzwi i zapukanie do nich, czy prośba o wyjście na chwilę i rozmowę, ale lepsze to niż nic. Poza tym szybciej wykonają zadanie współpracując ne~? Tak więc jeśli mu się udało jakąś grupkę zebrać (to już zależy od innych) to oczywiście nie czeka zbyt długo i rozpoczyna rozmowę lekko poddenerwowany. W końcu nie ma pewności czy wezmą go na poważnie, o ile już go nie zignorowali. - No więc... - zaczął dość głośno, po czym momentalnie się zaciął, uświadamiając sobie, że w pobliżu może być jakiś ktoś, kto by był niepożądanym odbiorcą rozmowy. - W pewnym sensie zostaliśmy wysłani tutaj w grupce, nie? Nie sądzicie, że powinniśmy jakoś współpracować? - dodał po chwili nieco ściszonym głosem. -To jest... No... Nie wydaje się wam to trochę podejrzane? Wysyłają pięć osób do zdobywania informacji... To tak jakby obawiali się, że nie w pojedynkę się tego nie wykona czy coś. - wrócił chwilowo do normalnego tonu, by po chwili oprzytomnieć. Można powiedzieć, że emocje w nim teraz szalały. Czuł się jak na jakiejś spowiedzi. W końcu przemawiał do ludzi na oko starszych od niego. - Poza tym ten Świątobliwy wydaje się jakiś dziwny... Zbyt dziwny... Ludzie chyba zazwyczaj nie są aż tak mili i nie wzbudzają przy pierwszym spotkaniu ufności... - dodał teraz już naprawdę cicho. Zapewne jakby ktoś spoza ich grupki to usłyszał, to za wesoło by nie było. Na myśl o tym, co mogłoby się stać, aż nerwowo zaśmiał się wewnątrz siebie, doprowadzając w ten sposób do dłuższej pauzy, którą inni mogli wykorzystać na wypowiedzenie się na ten temat. Odczekał potem aż inni skończą mówić, uspokajając swoje myśli i także bicie serca, które przyspieszyło podczas przemowy. - Nie wiem jak wy, ale powinniśmy się podzielić jakoś. - dodał po tym jak zakończyli temat. - Ja myślę o tym by przeszukać archiwum, ale nie ma chyba potrzeby iść tam w pięć osób. - zakończył, patrząc się po zebranych, a następnie jeśli nikt jakoś specjalnie nie oponował udał się w kierunku archiwum. Gdy minął pierwszy zakręt przystanął tylko na chwilę by odetchnąć z ulgą. Ostatecznie udało mu się przemówić do reszty i jeszcze żyje... To już jakiś sukces jest. Jeszcze większy będzie jeśli poprą jego ideologie.
Jeśli nikt nie będzie łaskaw wyjść... Czekał tak... I czekał... Nie wiedział czy został zignorowany, czy po prostu inni mieli już swoje plany, ale nie miał zamiaru tracić czasu. Zdenerwowany nieco na zupełny brak odpowiedzi ruszył przyśpieszonym krokiem przed siebie kierując się do archiwum. W końcu najlepiej zacząć od źródła informacji. Przeglądanie wszystkiego w pojedynkę będzie pewnie katorgą no, ale co z tym zrobić? No nic...
Efekt końcowy: Przemierzając powoli krętymi ścieżkami, w końcu natrafił na wyjście. Komu chciało się to tak projektować? To była dopiero zagadka! Ale od miejsca, w którym zostawił resztę wcale nie prowadziła tak ciężka droga. Po wyjściu z pokoju wraz ze swoimi wszystkimi rzeczami, skręcił w lewo, by przy najbliższym zakręcie ponownie wykonać tę czynność i iść do oporu, aż nie będzie sposobności by ruszyć dalej. Wtedy skręca w kierunku widocznego już wyjścia. Proste nie? Jak znalazł się przy wyjściu, ponownie odczuł te cholerne zimno, ale co miał poradzić. Złorzecząc na śnieg i inne otaczające go zjawiska naturalne skierował się w prawo (na mapce do góry) i później skręcił w lewo, idąc w stronę budynku, który miał być archiwum. Nie obyło by się to bez drobnych poślizgnięć i innych takich oraz śniegu wpadającego za ubrania. Koszmar! Nigdy więcej! - przebiegło przez myśli nastolatka. No! Ostatecznie znalazł się przed wejściem do budynku, po czym przekroczył progi, licząc na to, że chociaż tam będzie ciut cieplej. Oczywistym jest, że w drodze przestrzegał regulaminu i jak spotkał jakiegoś mnicha to się mu kłaniał.
Abel
Liczba postów : 1137
Dołączył/a : 09/09/2012
Skąd : Dunno.
Temat: Re: Klasztor Zori Czw Gru 13 2012, 22:34
Kiedy wzeszło słońce, mary ustały, sen był już daleko, a to, co Makbet słyszał za drzwiami nie tyle napawało go lękiem, co utwierdzało w przekonaniu, że chyba jeszcze zdrowo myśli. Z trudem podniósł się ze swojego miejsca teoretycznego spoczynku, podszedł do miednicy i obmył twarz. To będzie ciężki dzień. Wszystko to zapowiadało - koszmarna pogoda za oknem, która na pewno była koszmarna, nawet jeśli zza zabitego deską oknem nie było nic widać. Gdy tylko się do niego zbliżył, poczuł przeraźliwy chłód i natychmiast sięgnął po ubrania. Kiedy już się przyodział, obmył dokładnie ręce, mając nadzieję, że nie dzieje się z nimi nic strasznego i nikt nie zauważy tych spływających kropel krwi. Zazwyczaj nikt ich nie widział, co Makbet przyjmował z pewną dozą ulgi. Z drugiej strony to oznaczało, że jest świrem i to dość ciężkim, skoro ma już halucynacje. By oddalić te myśli, zajął się konsumpcją tego, co mu do celi przyniesiono, łącznie z ohydna kawą. Fe, nie cierpiał kawy, ale energia zawsze jest przydatna. Zawahał się chwilę przed wypiciem. Te głosy w nocy... Czy w tej kawie na pewno nie am nic podejrzanego? Powąchał płyn, ale zapewne niewiele mu to dało. Nie znał się w końcu na truciznach, wiedział jedynie jak wytwarzać rycynę, ot tyle. zerknął na swoją włócznię stojącą w kącie. Westchnął na myśl, że nie może jej ze sobą zabrać. Muszą być rozbrojeni. To klasztor. Siedział jeszcze chwilę, zastanawiając się nad sensem tego, co usłyszał tej nocy, aż nagle usłyszał pukanie do swojej celi. Podniósł głowę, wstał, a następnie wyjrzał na korytarz. To ten mały... Wylazł, zamykając celę i spojrzał spode łba na małego, olbrzyma i tego dziwnego, nieodzywającego się chłopca. Tylko obecność Nanayi poprawiła mu jakkolwiek humor. No właśnie, jak tak dalej pójdzie, to nie pośpi. Chyba że w archiwum... Było ta pewnie zimno, a wokół fruwał kurz, ale to chyba jedyne miejsce, gdzie ktoś będzie, a on poczuje się prawie bezpiecznie. Gadanie, gadanie, gadanie. Ten mały tylko paplał i to jeszcze bez ładu i składu, a przede wszystkim za głośno. Oj, za głośno. Makbet rozglądał się uważnie, bo ściany miały uszy, a z każdej strony mógł nagle zjawić się jakiś całkowicie niezauważalny mnich. Cóż za brak odpowiedzialności, a gadanie w ten sposób o świątobliwym mogło sprowadzić na nich tylko kłopoty. - Bo uświadczysz kary świątobliwego, skoro tak go podejrzewasz. To po prostu mnich. To, że jest spokojny i wzbudza spokój, nic złego o nim nie świadczy. Słyszałeś kiedyś o spokoju mnichów? To takie całkiem normalne, więc nie sądzę, byśmy musieli go podejrzewać. I tak miał własne zdanie na ten temat, ale na dzień dzisiejszy świątobliwy niczym mu nie zaszkodził, więc nie miał nawet prawa o nic go podejrzewać. Nie chciał przy okazji ponosić kary za rąbnięcie w wilczka. Przykre. Sam zastanawiał się, dlaczego zareagował aż tak impulsywnie. Co było tego przyczyną? Teraz sam się zastanawiał. Zwierzęta tylko podeszły, nie zaatakowały. Co więc nim kierowało? Strach? Co? Uśmiechnął się pod nosem. To mógł być strach, ale... Zresztą, chciał zapalić, ale nie sądził, że mnisi wybaczą mu korzystanie z używek w tym miejscu pełnym skupienia. I to jeszcze tak śmierdzących. No nic, będzie się chyba czuł w takim razie jeszcze gorzej niż normalnie. Znalazł w kieszeni jakąś kartkę i przytępiony ołówek. Kiedy większość się rozeszła, śledził wzrokiem Nanayę, by dopaść ja chwilę później z zapisaną karteczką. Wręczył jej świstek, a raczej finezyjnie wsunął go w jej dłoń, a następnie udał się na poszukiwania świątobliwego, by dowiedzieć się kilku rzeczy. Bez trudu trafił do jego wieży, skąd musieli udać się do swoich cel. I tak było ciemno, a on wspinał się po schodach, by dojść do celi Bahry. Minął kilku mnichów i ukłonił im się, jak nakazywał zwyczaj. Miał nadzieję, że zastał poszukiwanego tam, gdzie się go spodziewał. Jeśli nie, odejdzie i uda się do archiwum, bo rozmowy z kim innym mogły się skończyć na razie też przedwczesnym wyrzuceniem. Jeśli odnalazł świątobliwego, postanowił z nim chwile porozmawiać, zadać kilka pytań, a raczej w sumie tylko jedno. - Czy jest tu jakieś miejsce gdzie mógłbym poćwiczyć walkę z kimś lub sam? Są tu jacyś walczący mnisi? Sądząc po waszej doktrynie stawiacie na harmonię i spokój, ale może jednak? Walka czasem też prowadzi do równowagi, nie krwawa. Tak, oto chciał się zapytać. Czuł się całkowicie nie w formie, tym bardziej, że zmęczenie dawało o sobie znać, podobnie jak plecy (usera też bolą, więc łonczem siem z mojom postaciom w bulu). Czas pomyśleć trochę o kondycji,a przy okazji o jakimś partnerze do sparingu.
Mor
Liczba postów : 2920
Dołączył/a : 20/08/2012
Temat: Re: Klasztor Zori Pią Gru 14 2012, 00:53
Śniła snem sprawiedliwego i nic jej w nocy nie obudziło. Na szczęście. Wszyscy, którzy by to zrobili skończyli by jako jej materac do dalszego snu i z pewnością do rana zdążyłby ostygnąć. Jeśli rozumiecie, co mam na myśli. Obudziła się na chwilkę przed tym, jak uchylono jej drzwi i zaszurano śniadankiem i miską z wodą. Spojrzała na nowe elementy pokoiku z dość obojętną miną, po czym przeciągnęła się na sianie głęboko i westchnęła. Jak miło~ Przetarła oczy i dopiero wtedy podniosła się do siadu i uważnie przyjrzała pomieszczeniu, sprawdzając, czy wszystko jest na swoim miejscu. No i czy jej broń wciąż jest w środku. Następnie podniosła z ziemi jedzonko i powoli zagryzała chleb serem, przechadzając się po pomieszczeniu by rozruszać kości i mięśnie. Kurtka leżała sobie na posłaniu, a ona zakładała w każdy najdrobniejszy kąt, sprawdzając to niewielkie pomieszczenie. Wczoraj nie było jak tego sprawdzić. Okienko, drzwi, okolice siennika, świecę, którą nie wiedziała, czym zapalić no i wiadro. Względy bezpieczeństwa. Zjadła pół bochenka chleba i prawie cały ser, po czym napiła się wody, która została jej z wczorajszego, wieczornego posiłku. I wtedy usłyszała pukanie do drzwi. Zaciekawiona, kto to może być o tak wczesnej porze (zakładała, że ktoś z grupy, ale i tak...), otworzyła. A tam był Finny. Niedługo później zaczął trajkotać jak najęty, o tym, co myśli. Och, tak, z pewnością nikt tego nie wiedział! Uśmiechnęła się do niego przyjaźnie, po czym złapała go za ramię i silnym ruchem wciągnęła do pokoju *lub w inny sposób, by ostatecznie się tam znalazł). Nie obchodziło jej, czy przy okazji coś wywróciła lub sam chłopak znalazł się na podłodze, ani czy w pobliżu nie było mnichów. Z resztą, nie powinno ich obchodzić, co robi grupa barbarzyńców w tym świętym miejscu tak długo, jak nie uszkadzali budynków, michów i zbiorów. Później zamknęła drzwi i oparła się o nie, patrząc na Finna. - Czy ty w ogóle myślisz nad tym, co robisz? - zapytała bardzo, bardzo cichutko, przyglądając się blondaskowi spod półprzymkniętych powiek. - Czy ty w ogóle myślisz? - syknęła, nachylając się nad nim. - Współpraca to jedna rzecz, ale czy kiedykolwiek pomyślałeś o tym, że ściany mogą mieć uszy? Że ktoś może słuchać wszystkiego, co mówimy i obserwować to, co robimy? Czy wiesz, jak ładnie, grupowo, możemy mieć przez takie gadanie na korytarzu kłopoty? - Przybliżała się coraz bardziej do jego twarzy. A ostatecznie się uśmiechnęła. - Następnym razem nie krzycz tak z rana, dobrze? Pobudzisz wszystkich w tym tempie. Lepiej w ciszy i spokoju usiąść w czyimś pokoju, niż rozmawiać na korytarzu - dodała, klepiąc go przyjaźnie po ramieniu i mówiąc już normalnym, energicznym, ale stonowanym głosem. Nie będzie przecież mówić głośniej, niż potrzeba. Otworzyła mu drzwi. - Dołączę do ciebie później w archiwum - powiedziała na pożegnanie i zamknęła mu drzwi przed nosem. Westchnęła ciężko. Później zabrała się za ogarnianie pokoju i zbieranie przedmiotów z podłogi. Jeżeli wciąż miała jakąś kawę, to wypiła ją, a później (o ile była woda w misce) obmyła się, zaczynając od twarzy, a później szybko rozbierając się do połowy (tej górnej) obmyła tors i z powrotem się ubrała, wcześniej pobieżnie ocierając się bawełnianą koszulką. Którą, oczywiście założyła później na siebie. Całą tą czynność wykonywała nad miską na rożne mało przyjemne rzeczy, by nie zachlapać kamiennej podłogi. Z dołem... Tak, z dołem byłoby za dużo, więc tymczasowo dała sobie spokój. Nanaya ubrała płaszcz, sprawdziła czy wszystko w pokoju jest na miejscu. Dłonią wybadała, czy w sakiewce są kamyczki i proca, przerzuciła sajdak przez plecy i założyła czapkę i rękawiczki. No, to mogła iść. Włożyła jeszcze tylko resztkę sera i pół bochenka chleba do kieszeni i wyszła z pokoju. Kierowała się do wyjścia, kłaniając się każdemu napotkanemu mnichowi, ale nie omieszkała zobaczyć, jak wygląda droga na wieżę. Nie wchodziła na nią, ale chciała zobaczyć, jak wyglądają schody na szczyt. Po tym wyszła z budynku, ale ponownie, nie skierowała się w pierwszej kolejności do archiwum, tylko obeszła cały budynek klasztoru, kierując się w stronę kuchni. Dokładnie przyglądała się temu, jak i z czego jest zbudowany, jak rozmieszczone są okna, jak daleko jest na wieży i co znajduje się na jej szczycie. Ogólnie próbowała się dowiedzieć jak najwięcej o budynku z zewnątrz. Przyjrzała się również budynkowi kuchni, choć nie podchodziła do niego zbyt blisko. Może później postanowi zajść bliżej i uważniej przyjrzeć się małemu budyneczkowi. No i oczywiście kłaniała się nisko każdemu napotkanemu duchownemu, ale nie wdawała się w żadne rozmowy, w razie co grzecznie odmawiając. Następnie obejrzała tyły świątyni, może wypatrzy coś ciekawego ze swoimi umiejętnościami. I dopiero po tych oględzinach skierowała swoje kroki do archiwum. Oczywiście w pierwszej kolejności przyjrzała się budyneczkowi, a dopiero później do niego weszła. W środku pierwsze co robi, to oględziny. Już chyba masz dość czytania o tym, jak Nanaś się wszystkiemu przygląda, co nie, Don? Chciała się zorientować w rozmieszczeniu regałów i ewentualnych miejscach do czytania. Następnie podeszła do najbliższego z nich i zaczęła przeglądać zgromadzone tam zasoby. Interesowała ją religia klasztoru. Nie ogóły, a szczegóły, dotyczące kultu właśnie w tym miejscu. W końcu była to "jakaś" odmiana buddyzmu. A coś na to wpłynęło. Jeżeli nie znalazła niczego ciekawego, to przerzuca się na historię, ale ta mogła byś o wiele cięższa... Gdyby dostrzegła kogoś znajomego (czyli jej grupę), kiwa głowa na powitanie. A do mnichów posyła ukłon...
Yoshimaru
Liczba postów : 31
Dołączył/a : 24/10/2012
Skąd : Księżyc >D
Temat: Re: Klasztor Zori Sob Gru 15 2012, 15:31
Nie tylko dla niektórych, noc była ciężka i trudna do zniesienia. Zwłaszcza, gdy za oknem panowała taka sama temperatura jak w środku. Niby zimno, wszędzie tylko śnieg i lód, lecz powietrze i wiatr bez wzniesień i powiewu. Yoshi od czasu do czasu kręcił się na swoim sianku, z powodu braku dostatecznych klimatów do odpowiedniego snu. Siano było zbyt miękkie, co chwile odpadało gdzieś na boki, sam zaś był głodny, za dużo jedzenia nie miał a był bardzo głody. Spał w jakiejś celi jak więzień, czuł się nieswojo, myślał by tylko wyjść na zewnątrz i pójść spać na dachu. Zrobiłby to gdyby tylko nie zamarzł w taką pogodę. Jego noc też nie należała do łatwych, nie przespał jej całej, co chwilkę się budził, by pogadać do siebie. Na swoje nieszczęście, jego umysł nie przyciągał tak wielkiej uwagi do rozmów pobocznych mnichów. Oni tutaj mieszkają i może mają swoje nocne modlitwy, zwłaszcza, iż podsłuchiwać ich nie wypada. W bardzo już późnej porze usnął, wiedząc, że i tak zaraz będzie musiał wstawać.
Z samego rana obudził go brzęk misek i czego tam by nie było, w każdym razie związanego z jedzeniem, a dokładnie porannym posiłkiem. Zrobił to co inni, chociaż nie wiem czy tutaj ich widział. Zjadł ser, który był kozi, czyli praktycznie najlepszy. Kawy nie wypił, ponieważ takowej nigdy nie widział, wolał jej nie ufać. Bochenek chleba wtranżolił, a wodą się tylko lekko obmył, tak by przynajmniej na trzeźwo myśleć i widzieć. Powinno wystarczyć na jakieś piętnaście minut. Ciekawe czy podają także czwarte oraz siedemnaste śniadanie. Kto wytrzyma niby w tak skromnych warunkach. Przeciągnął się i lekko pogadał pod nosem. Ubrał z powrotem w swoje szaty, te oczywiście zewnętrzne, nie codziennie, które nosił tylko jak mu było zimno. I był już gotowy do wyjścia, czekając w swojej celi, aż do zbawienia, może ktoś po niego przyjdzie.
- Ciekawe czy inni już wstali. Lepiej będzie pójść się upewnić. – Czego by nie zrobił i którędy nie poszedł, usłyszał krzyk jednego towarzysza ze swojej grupy. Później natomiast ochrzan wydany przez kolejną towarzyszkę. Podszedł na te całe zebranie, by popatrzeć jak co po niektórzy dostają wciry za swoje niegrzeczne zachowanie. Ale to był niesamowity widok, zobaczyć jego minę, lekko smutną i zaraz przestraszoną i jej zdenerwowaną i jakby poważną, dającą wykład, by zachowywać się w takim miejscu ostrożnie. Teraz przynajmniej Yoshi będzie wiedział, żeby się nie odzywać, czyli robić to co do tej pory.
- Chyba powinienem teraz wybrać się w miejsce gdzie nikt mi nie będzie przeszkadzał. Czyli między innymi do tej ich bibliotek, a może archiwum, jak zwał tak zwał. Komu w drogę temu w godzinę. Czy jakoś tak – Mówiąc cicho pod nosem, by nikt nie usłyszał, postanowił opuścić ten budynek. Droga nie była łatwa, co chwilę napotykał korytarze, i mylił drogę. Lecz po jakimś czasie, nawet nie wiadomo jakim, bo zegarka nie nosił, udało mu się opuścić to potworne miejsce. Co chwilkę tylko widział mnichów, kiwając im się w pół, by zachować tą kulturę. O drogę zapytać nie raczył, wolał się nie odzywać, nie jest u siebie.
Będąc już na zewnątrz Yoshi udał się w stronę budynku znajdującego się po lewej stronie od wejścia do tego głównego. Było nim oczywiście archiwum z dużą ilością zwojów i różnych cacuszek. Wchodząc do środa, przez wielkie drzwi zabrał się za znajdywanie interesujących go rzeczy pod rzuconym hasłem historii powstania zakonu. Biorąc kilka zwojów do ręki przycupną przy jednym regale i zanurzając się w literki, zaczął je wszystkie analizować. Teraz co robiła reszta zbytnio go nie obchodziło, liczyły się tylko zdobyte informacje.
Sethor Fiberos
Liczba postów : 289
Dołączył/a : 17/11/2012
Skąd : Poznań
Temat: Re: Klasztor Zori Sob Gru 15 2012, 16:45
-Zaczynają mi cierpnąć nogi- pomyślał Sethor, siedzący w kuckach przy drzwiach, nasłuchując wszystkiego, co się dzieje na korytarzu. Wiedział, że na dłuższą metę niespanie nie wyjdzie mu na dobre. Musiał być zawsze wypoczęty, w pełni sił fizycznych i umysłowych. W pewnym momencie Seth zwrócił swe oczy ku oknu. -Piękna pogoda, niebo dość czyste, wiatr jest, choć wcale nie zimny. Wszystko się jakby zapętla... Chwila- nie mieszkamy przecież w pirwszym korytarzu, to nie sa prawdziwe okna. Ładnie to wykombinowali- rozmyślał nad jedynym ciekawym elementem umeblowania celi. Jednak niedługo mógł się nacieszyć ciszą, która zresztą wprowadzała do jgo umysłu stan zbliżony do hipnozy. Nie chciało mu się siedzieć, ani spać. Chciał wyjść i kołysać się z wiatrem. Usłyszał jednak dwójkę mężczyznm którzy coś taszczyli ze sobą. Szuranie brzmiało jakby mieli ze sobą i ciągnęli płocienny worek. -Niech się nacieszą snem, huh? Ciekawe co oni knują- pomyślał Sethor. Rytuał? Oby to było coś dla nich miłego, albo neutralnego. Każdy klasztor ma jakies swoje święte dni czy coś...- myślał, słuchając z trwogą słów przechodzących mężczyzn. Zrobią to co zawsze? Czyli co? Mag wiedział, że ich grupa jest w niebezpieczeństwie, ale czy Bahra wie o tym co tu się wyprawia? W nim była ostatnia nadzieja, choć nikła. Sethor nie mógł jż zasnąć tej nocy, rozmyślał, co winien począc następnego dnia. Gdy tylko oczy zaczęły mu się zamykać, usłyszał pukanie. W jego głowie nagle pojawiły się setki myśli. Czy wiedzieli, że ich podsłuchiwał? Może ktoś chce go ostrzec, by nie wychodził? Zresztą, i tak otwieranie drzwi było zabronione w nocy. To działo się w jego głowie przez ułamek sekundy, gdyż praktycznie od razu drzwi zostały otwarte i do jego pokoju zostały włożone chleb, ser, czarny płyn i woda do przemycia się. -Kurde, już ranek? Dzisiaj będę zombiakiem, albo czymś innym, równie niezdatnym do życia- pomyślał i zaczął jeść chleb z serem. Czarnym napojem okazała się kawa: pewnie najtańsza, gorzka. Seth jednak nie pogardził nią i gdy skończył swój posiłek, postanowił lekko się obmyć. Zanurzył najpierw twarz. Woda była odprężeniem dla niego, choć mogła by być zimniejsza.Następnie lekko się ochlapał na tors i ubrał swoje rzeczy. Przez ścianę słyszał kogoś, zapewne tego małego sprinteram który na całe gardło zdradza swoje plany. -Na pewno nikt tego nie słyszy i nie zrozumie, po co nas tu przysłano, o ile już o tym nie wiedzą- pomyślał z ironią Seth. W pół zdania jednak przerwała mu jedynie Nanaya i po chwili słychac było odgłos zatrzaskiwanych drzwi. Już od samego rana coś się dzieje, no no. Chwilę później mag lodu wyszedł z pokoju. Gdy tylko było to możliwe, poprosił Nanayę na słówko na osobności. Z całej tej zgrai, ona wydawała się najbardziej poukładana w działaniu i myśleniu, a zresztą, w wypowiedzi tajemniczych mężczyzn, możliwe ze mnichów, ale niekoniecznie, była część „ zwłaszcza kobieta”. Musieli naprawdę się pilnować i nie dać się złapać w pojedynkę. Jeśli Nanaya zgodziła się na rozmowę, Seth opowiada jej szeptem o tym co słyszał. Poświęcił się, by zdobyć trochę informacji, lecz opłacił to dużym zmęczeniem i bólem w mięśniach. Nie był w formie. Po rozmowie, udał się na poszukiwania archiwum, najpierw jednak zwiedzając okolice ich budynku mieszkalnego. Sprawdzał, gdzie są jakieś inne ważne miejsca, czy jest więcej wyjść z klasztoru, przynajmniej tych widzialnych z zewnątrz. Nie miał zamiaru wchodzić do innych pomieszczeń niż archiwum czy ich cele w pojedynkę. Gdy już zakończył obchód, Seth udał się do archiwum, aby znaleźć coś ciekawego, jednak na tyle bolało go ciało i oczy mu się kleiły, że postanowił się zdrzemnąć w jakimś przytulnym kąciku tego budynku. Oczywistą sprawą było, że gdy widział mnicha, to skłaniał głowę, jak mu przykazano.
Jo
Liczba postów : 5542
Dołączył/a : 29/08/2012
Skąd : Poznań
Temat: Re: Klasztor Zori Sob Gru 15 2012, 19:30
MG
Finnian i Yoshimaru: Zacznijmy może od młodego chłopaka który postanowił wygłosić przemowę godną Komorowskiego, mówił, mówił a nikt go za bardzo nie słuchał. Zamiary miał dobre a wykonanie do dupy, bywa, widać chłopak musiał się podszkolić. Wygłoszenie tej inspirującej przemowy nie wyszło mu na dobre, wykład jaki walnęła mu Nanaya wciągając chłopaka do pomieszczenia mógł znacząco zmniejszyć jego morale. Yoshimaru oczywiście NIC słyszeć nie mógł, wszak drzwi zamknięto mu przed twarzą, a Nanaya nie Fin, mówić cicho umie. Po tym niefajnym rozpoczęciu dnia, ta dwójeczka postanowiła odwiedzić archiwum co było oczywiście najlogiczniejszą rzeczą jaką mogli w tej chwili zrobić. Ruszyli dość spiesznie, po drodze jednak spotkali jednego mnicha, któremu grzecznie się ukłonili. Gdy dotarli do Archiwum i weszli do środka, dostrzegli rzędy półek. Na parterze, całość była zawalona rzędami z księgami, na drugie piętro i trzecie, prowadziły schody tuż obok wejścia, bowiem drugie i trzecie piętro nie miały sufitu, były to księgozbiory ustawione dookoła ścian budynku, do których prowadziły balkoniki, tak że środek budynku był pusty, sprawiając że sufit był wysoko, wysoko w górze, dla ludzi stojących w centrum archiwum. Na pierwszym piętrze znajdowały się regały odznaczone literami od A do Z, co było wyżej nie wiedzieliście. Kiedy Yoshimaru doszedł do regału z literą "H" jak historia, nie znalazł niczego na temat historii tego zakonu... ciekawe prawda? Widać nie tędy droga...
Makbet: Czytanie książek i szukanie informacji widocznie nie leżało w twoich zainteresowaniach. Nie, dużo lepsze byłoby powalczyć z mnichami i nieco swój skill walki podnieść. A przy tym mięśnie rozruszać. Chciałeś jednak wpierw przekazać Nanayi karteczkę co ci się... nie udało! Nie miałeś bowiem ani papieru ani nawet długopisu. Gdy wszedłeś po schodach i zastukałeś do drzwi, te po chwili otworzyły się a ty znów ujrzałeś świętobliwego, który wpuścił cię do... pustego pokoju wieży. Był tam tylko zielony perski dywan i masa różnokolorowych świeczek. Mnich usiadł na nim i poklepał miejsce obok siebie. Gdy się dosiadłeś, zaczął siedzieć w milczeniu spokojnie z 10 minut, jednak Bahra wysłuchał twoich słów i spojrzał on na ciebie przenikliwie jakby bijąc się z myślami. Po tych dziesięciu minutach odpowiedział. -Wolałbym... byś tego jednak nie robił. Nie mogę ci też jednak tego zabronić... Jeśli jesteś pewien tego co żądasz, udaj się na lewo od bramy do klasztoru, znajdziesz tam schody prowadzące w dół, za nimi zaś, znajdzie się ktoś, kto pokaże ci co to znaczy walka. Ale wiedz... że to nie jest walka, którą powinieneś zaczynać. Jeśli bowiem ją zaczniesz, podlegasz jego zasadom, nie moim.- To powiedziawszy zaprowadził cię do wyjścia, mówiąc że musi pomedytować, tym samym kończąc waszą rozmowę.
Nanaya i Sethor: Po wyproszeniu Finniana, Nanaya postanowiła się umyć, a Sethor nie mogąc pogadać w tym momencie z Nanayą, ruszył na obchód. Zacznijmy od przyjemniejszej części. Zaraz po striptizie Nanaya wzięła wodę i zaczęła obmywać swoje wielkie, jędrne piersi, po czym zaczęła podnosić swoje rzeczy. Na ścianie obok swojego posłania znalazła jedynak poszlakę, ktoś bowiem wyrył na ścianie napis "Nie zgadzać się". Cokolwiek to znaczyło i do czegokolwiek odnosiło, widać że wyżłobiono to w kamieniu w dużym pośpiechu. Zaś Seth, zmierzał do wyjścia by zrobić obchód dookoła budynku mieszkalnego. Wychodząc z niego i okrążając budynek stwierdził że nie ma z niego innych wyjść, ale dostrzegł coś innego, ledwo dostrzegalną rdzawą plamę na jednej ze ścian, zapewne zaschniętą krew. Na dodatek w okolicy prawie żadnych mnichów. Spotkał jednego, drugi ledwo mu minął, śpiesząc do pokoju. Po okrążeniu budynku natknął się na Nanayę, która akurat wychodziła, po ówczesnych oględzinach schodów na wierzę. Tam też zdołał przekazać jej treść rozmowy jaką podsłuchał wieczorem. Razem ruszyli jeszcze przyjrzeć się stołówce, to co jednak dostrzegli wydało się im dziwne, bowiem budynek był bardzo niewielki, ot podłużny, może 2m wielkości budynek, który nie posiadał nawet komina i zdecydowanie za małe okienka. Na pewno nie był w stanie pomieścić wszystkich mnichów na wspólnej kolacji. Ona były strasznie zakurzone, tak że nie byliście z tej odległości w stanie stwierdzić co jest w środku.
//Tutaj stop, Nanaya i Sethor, za dużo akcji jak na jeden post. Nanaś wybacz za zmianę kolejności akcji mysia/poszukiwań. Mam nadzieję że ci to nie przeszkadza x.x'//
Stan postaci: Sethor: Nieco mięśnie ci zesztywniały i jesteś zmęczony Makbet: Jesteś zmęczony i do tego bolą cię plecy od niewygodnie spędzonej nocy
Finn
Liczba postów : 4279
Dołączył/a : 17/11/2012
Temat: Re: Klasztor Zori Pon Gru 17 2012, 16:01
Po dotarciu do jakże prześlicznego, przestronnego miejsca zgrozo pełnego ksiąg, zauważył, że nie dotarł tu jako jedyny. Rzędy półek... Po prostu świetnie... - pomyślał sobie lekko podminowany, a zarazem trochę zdołowany blondyn. W końcu chciał wtedy dobrze... Nie jego wina, że wyszło jak wyszło no! Choć to prawda... Mógł postąpić inaczej... Miał lekkiego mentalnego dołka, jednak czy miał zamiar rozpaczać..? Raczej nie... W końcu najlepiej odkupić swoje błędy czymś pozytywnym! Znajdzie informacje i podzieli się nimi z resztą! A jak! Chociaż... Tego jest za dużo... - załkał w swoim umyśle na widok ogromu pracy jaka go czeka. Albo... Może cała robota nie będzie należała tylko do niego. Chociaż jakieś pocieszenie dla ludka z podburzoną pewnością siebie, który nie miał pomysłu, za co właściwie się zabrać... Jedyne co zauważył, to fakt, że od razu po wejściu znajdowały się przeróżne regały z księgami od A-Z. - O Pan Zeref~ - podszedł do regału z literką H, przy którym właśnie znajdował się Yoshi. Może nie powinien wypominać tego jakże nietrafionego żartu spowodowanego raczej głupią pomyłką. No ale no... Ciężko było się powstrzymać. Przynajmniej nie zaśmiał się, a to już coś. Poprawić sobie odrobinę humor też musiał. - Może podzielimy się pracą? - zaproponował, licząc, że nie uraził jakoś wyższego współpracownika. - Co ty na to, że zacząłbym przeszukiwać księgi od litery Z, a ty byś spróbował ogarnąć te od litery A. Spotkalibyśmy się jakoś po środku, ewentualnie gdy ktoś coś znajdzie... - powiedział, patrząc się na ciemnowłosego. Na pewno o wiele szybciej im pójdzie, jak jeden drugiego nie będzie non stop kontrolować, a zarazem jak nie będą patrzeć na to, co już ktoś przejrzał. Pozostawało w takiej sytuacji mieć nadzieje, że druga osoba będzie szczera, a zarazem wykona swoją pracę dokładnie. - To jak? - spytał się, uśmiechając się. Woli oczywiście usłyszeć zaakceptowanie jego warunków, dlatego patrzy się z nadzieją na ciemnowłosego. W końcu po co mu kolejny dołek? Najwyżej... czeka go więcej pracy... Więc nawet jeśli Yoshi się nie zgodzi, to nikt nie zabroni zacząć mu od ostatniej literki alfabetu, ale po co starszy miałby przeglądać to, co on... Tak więc jeśli podzielą się pracą lub jak Yoshimaru nie będzie chętny współpracować, to udaje się w miarę szybko w kierunku półek z jakże dźwięczną literką Z i zabiera się do pracy. Po drodze stara się spamiętać układ regałów, a przynajmniej jeśli spostrzeże coś nie pasującego do reszty. Jeśli takie coś się znajdzie to pierw przygląda się takiemu dziwnemu cosiowi. Czym on mógłby być? Każda nietypowa rzecz, począwszy od jakiejś większej pustki w regałach, a kończąc na porozrzucanych w jakiś sposób księgach, czy raczej mało prawdopodobne... przesuniętych, zakrytych lub dziwnie wyglądających regałach... Jeśli nic nie przerwie mu podróży w kierunku półeczek z literką Z, to po dotarciu zaczyna przyglądać się tytułom, szukając czegoś, co mogło by pasować jakoś pod historie klasztoru, informacje o założycielach, a może nawet o samym rodzie smoków lub smokach... Nawet może coś o świętych w tym rejonie wilkach... Nawet czegokolwiek o Północnych Terenach... Ogółem wszystko co może wydawać się związane z tym miejscem, jego położeniem, historią i obyczajami. Kto wie gdzie znajdzie odpowiedź? Praktycznie szuka czegokolwiek związanego z nazwami jakie usłyszał do tej pory. W końcu nie wiedząc czego dokładniej się szuka, lepiej zacząć od zebrania informacji. Póki co nie marnuje czasu na czytanie opasłych tomisk, czy zwykłych chudych historyjek. Zbiera je i robi to, aż wpadnie na Yoshiego, jeśli ten poszedł na podział pracy, a jeżeli nie to aż do literki A. Tytuły stara się analizować w miarę dokładnie, by niczego nie przegapić. W końcu po co powtarzać robotę dwa razy. Następnie, po zebraniu ksiąg, zabiera się za ich przejrzenie i jeśli stanie się tak, że będzie coś istotnego, to przepisuje sobie te informacje do notesika, ewentualnie zabiera ze sobą księgi jeśli nie zdąży przejrzeć wszystkich. (O ile znajdzie jakiekolwiek...) Tak więc w sytuacji, gdy zdąży przejrzeć księgi lub nie znajdzie żadnego istotnego źródła informacji, udaje się na wyższe piętra by zobaczyć co się tam znajduje. Nawet jeśli by się okazało, że dzień już się kończy, przed opuszczeniem przechadza się po wyższych piętrach w celach rozeznania w terenie.
Mor
Liczba postów : 2920
Dołączył/a : 20/08/2012
Temat: Re: Klasztor Zori Pią Gru 21 2012, 19:24
"Nie zgadzać się"... Co takiego się nie zgadzało w tym klasztorze? Jak na razie nie mogła stwierdzić, ale zanotowała w pamięci tą szybką uwagę. Zwłaszcza "szybką". Co takiego się tu działo, by pisać po ścianach w pośpiechu? Nie rozumiała tego, ale niepokoiło ją to. Pozostawało tylko spróbować skonsultować się z innymi w tej sprawie. A może w ich pokojach też się coś znajdzie? Coś bardziej konkretnego? Pozostaje mieć nadzieję, że tak, wiec później zrobi obchód po pokojach. Schody, jak schody, nie były jakoś specjalne, więc Nanaya wyszła z budynku. Tam natknęła się na Sethora. Cóż, fakt, nie mieli dobrych kontaktów, ale w gruncie rzeczy musieli razem współpracować. Westchnęła lekko. miał coś do powiedzenia? Więc wysłucha. Jakoś wątpiła, by w takich warunkach ktokolwiek miał ochotę do żartów. Choć, trzeba było przyznać, że z początku mu nie uwierzyła. - Żartujesz sobie, prawda? - zapytała wzdychając ciężko, oparłszy się o ścianę budynku. Coraz mniej jej się to podobało. Ściągnęła brwi. - Nie, wierzę ci. Po prostu nie podoba mi się to wszystko. Gdybyś nie miał nic przeciwko, jak dzisiaj przejrzymy archiwum, wpadłabym do ciebie do pokoju... Chcę coś sprawdzić - poprosiła z uroczym uśmiechem i półszeptem opowiedziała mu o dziwnym napisie w swoim pokoju. Nie chciała kłopotów, ale mimo wszystko mniejsze prawdopodobieństwo było, że ktoś ich usłyszy na świeżym powietrzu niż w korytarzach czy nawet pokojach. Poza tym, przecież nie krzyczeli. I mogli bardziej wyglądać jak para, niż dwójka konspirantów. Uśmiech to bardzo potężna broń, wiecie~? Ruszyli w stronę archiwum, ale nie dotarli tam. Dlaczego? Stołówka była zbyt podejrzana, by ja tak zostawić bez sprawdzenia. Była stanowczo za mała, nawet jak na pomieszczenie, w którym się gotuje a nie je wspólnie kolację. Dodatkowo, gdyby się przyjrzeć uważniej, okna były zakurzona, wiec pewnie od dawna nie było użytkowane. No i wciąż zastanawiająca była ta niewielka liczba mnichów, których widziała do tej pory. Trzech? Tak, trzech. A nie miało ich być przypadkiem osiemdziesięciu? To na pewno się nie zgadzało... - Chodźmy tam - zaproponowała, ale nie czekała na reakcję Setha, tylko ruszyła w stronę domniemanej kuchni. Mieli nie wchodzić? W porządku. Ona chciała się tylko uważnie przyjrzeć wnętrzu. Najpierw zajrzała do środka przez zakurzone okienko, a później poświeciła sobie światełkiem utworzonego z PWM. A później posłała światełko do środka pomieszczenia. Miała nadzieję, że coś zobaczy. W końcu mieli nie wchodzić do środka prawda? Patrzenie, co jest w środku to nie zbrodnia.
// Aż mi się Higurashi przypomina i świątynia Oyashiro... Aż mam złe przeczucia...
Sethor Fiberos
Liczba postów : 289
Dołączył/a : 17/11/2012
Skąd : Poznań
Temat: Re: Klasztor Zori Pią Gru 21 2012, 21:00
-Jak przejrzymy archiwum, huh? Ja chciałbym już teraz- pomyslał Seth, uśmiechając się i potakując. Był dośc zmęczony i bolało go ciało, lecz perspektywa dalszej części dnia była zbyt kusząca, by poszedł teraz spać. Zresztą, tu się pracuje, spać będzie mógł jak skończą zdobywanie informacji. Gdy skończył mówić o poprzedniej nocy, zadziwił się. Nie przypuszczał nawet, że od razu Nanaya uwierzy w jego słowa. Jednak stało się to dla niego jasne, gdy usłyszał od dziewczyny, co przeczytała na ścianie w swej celi. Mimo, że zebrało się dwójce magów na jakieś tajemnicze wyznania, Seth nie wspomniał Nanayi o dziwnej rdzawoczerwonej plamie na ścianie budynku. Tu jednak naprawdę działo się coś podejrzanego, a ich zadaniem było to odkryć. No, może nie wprost, ale odkrycie natury tego klasztoru byłoby wielkim krokiem naprzód w ich zadaniu. -Ciekawe, czy ten cały Ród Smoka nie był tylko przykrywką dla prawdziwego celu misji- szepnął Sethor, oglądając sie dookoła, czy aby nikt nie idzie. Chwilę później podążył za rozkazem. Nie dlatego, że tak powiedziała. Po prostu był ciekawy tegoż budynku. Kolejna niewiadoma, dlaczego niby nie mogli jeść w jednym budynku z mnichami? Przecież nie mieli zamiaru podkradać im jedzenia, czy napojów (Trzy Cytryny). -Ładne masz... światełko- powiedział cicho mag, podchodząc do zabrudzonego okienka i osłaniając lekko oczy przed wytworem magicznym towarzyszki. -Tu ma się zmieścić osiemdziesięciu chłopa?- zadrwił z projektanta klasztoru Seth. Możliwe jednak było, że refektarz znajdował się pod ziemią, a to było jakby jedynie wejście. -Bzdury- pomyślał mag Lamia Scale o własnym pomyśle. Przecież źle się je w piwnicy, lochu czy jak tam zwał. Raz po raz, chłopak odwracał się, by wiedzieć, czy nikt nie próbuje ich zajść od tyłu, czy boku. Po kilkusekundowej refleksji, Seth zorientował się, że jeszcze nie pokazywał swoich umiejętności magicznych. Jego moc pozostawała wciąż rebusem, którego rozwiązanie było na wyciągnięcie ręki. -Nie podoba mi się ten budynek- szepnął, spoglądając do środka "kuchni". Na szczęście, lub nieszczęście, do tego czasu Seth nie był zmuszony kiwać głową zbyt często. Choć to dziwne, czyżby mnisi nie lubili przyjezdnych i na czas ich pobytu zaszywali się w swych ciasnych norkach? -Co ja opowiadam, przecież słyszałem w nocy, co oni knują. A jeśli to nie byli mnisi? Może to... No właśnie, kto?- myślał intensywnie Sethor. Nie chciałby z nikim walczyć na tej misji, nie dlatego, że w jakikolwiek sposób osoby duchowne mają u niego niesamowite względy, lecz po prostu "i Herkules dupa, kiedy ludu kupa". W każdym razie, jeśli budynek, nazywany kuchnią okaże się być kanciapą, lub innym bezużytecznym dla przyszłości misji obiektem, Seth skieruje swe kroki ku archiwum, co zresztą miał w planach od rana, zresztą, Nanaya również wspomniała o tym miejscu, więc Seth nie będzie szedł samotnie w razie czego.
Yoshimaru
Liczba postów : 31
Dołączył/a : 24/10/2012
Skąd : Księżyc >D
Temat: Re: Klasztor Zori Sob Gru 22 2012, 12:50
Szczęście się od niego odwróciło i chcąc nie chcąc, Yoshimaru nie trafił na temat historii powstania zakonu, z pod literki „H”. Lekko zakłopotany, odwrócił się i już chciał przejść do losowej literki, szukając czegokolwiek co mogło by mu dać poszlakę zwycięstwa. Zrobił krok w tył i jakby zszedł ze stopnia z regałami, zaczynając im się przyglądać. Zastanawiać się zaczął, czy na pewno dobrze byłoby zacząć poszlaki od niczego, może warto by było rzucić literę związanego z sami wiecie czym.
- Trzeba sprawdzić w takim razie wszystkie regały i książki – Pomyślał, burcząc coś pod nosem, dalej przypatrując się stercie książek. Wnet jego oczom, ukazał się ten sam mówca Komorowski, co przedtem drzeć się zaczął w celi. Wszedł on spokojnym krokiem, jak nigdy dotąd, jak zawsze pogodny i uwalony na wszystko. Rzucił on znikąd propozycję współpracy w celu osiągnięcia lepszych korzyści, czy jakoś tak – Ta.. jestem pewien, że chce mnie wykiwać za wszelką cenę. Nie mogę mu ufać, to przecież dziwny człowiek, dziwnym ludkom się nie ufa.
W każdym razie, przytaknął mu ozięble i przeszedł we wskazane miejsce – początek regałów, półki oznaczone wielką literką „A”. Jego zadanie było proste, przeszukiwać książki w celu zdobycia informacji na temat może jakiejś historii lub pewnych tajemnic.
Zabrał się, więc za pierwszą księgę, a czytając słowo za słowem, jego ciało stawało się coraz bardziej znużone i zmęczone. Oczy nie pracowały tak jak na początku, lekko się lepiły i były ociężałe. Ziewał rytmicznie co jakąś minutę, ocierając usta swym rękawem. Miał powoli dosyć i nawet nie wiedział, dlaczego zabrał się do rzeczy, których nienawidzi. Czytanie, to po prostu powolne umieranie, dowiadując się podczas tego, rzeczy tak bardzo zbędnych i często nie prawdziwych. Autor mógł napisać sobie wszystko, dlaczego, więc i teraz tego nie zrobił. A może z drugiej strony, książki też układają się w chronologiczną całość. Trzeba to będzie jakoś logicznie sprawdzić i przetestować.
Po niecałej godzinie przeczytał daną ilość książek, lecz ponownie się do nich cofając. Znowu stanął przed pierwszą. Wcześniej wyciągnął ją po prostu, przeczytał i odłożył na miejsce. Teraz spokojnym ruchem próbował ją wcisnąć do tyłu, lekko tak by nie zaburzyć konsystencji układu półki. Jeżeli zaś to się nie udało, starał się ją wcisnąć jakby do góry, a potem do dołu. Robił tak, ze wszystkimi książkami, które po kolei czytał.
- Nie mam bladego pojęcia po co to robię, tak często jest w tych Głupich kryminalnych książkach, ukryte przejścia i w ogóle – Szepnął sobie cicho pod nosem, jeszcze rozglądając się czy pod regałami nie widać, żadnych wycinków w podłodze. To znaczy, może ukrytej klapy czy także przejścia do drugiej, ukrytej biblioteki. To raczej logiczne, że w archiwum na ogół dostępnego dla ludzi nic nie znajdziemy. Trzeba raczej zanurzyć się w miejsce, gdzie tylko mistrz ma swoje dostępy. Być może, znajduje się to właśnie pod teraźniejszym archiwum, w którym się znajdowali.
W przypadku znalezienia czegoś podejrzanego lub wyjawienia się magicznego przejścia, Yoshi reaguje tak samo. Macha ręką w stronę towarzysza by tu przyszedł i pokazuje mu swoje znalezisko, dumnie wypinając swoje cztery litery. Istnieje na to może prawdopodobieństwo dziesięciu procent. Gdyby nie znalazł niczego, to prawdopodobnie spotka się z nim pośrodku drogi i razem wyruszyć będą musieli dalej, szukać czegoś zupełnie innego. Yoshi także starał się, zapamiętywać, każdą pierwszą literę, pierwszej książki z każdej pierwszej półki każdej litery. Może to jakoś ułoży się w chronologiczne zdanie. Oj Boże, daj cokolwiek !
Jo
Liczba postów : 5542
Dołączył/a : 29/08/2012
Skąd : Poznań
Temat: Re: Klasztor Zori Sob Gru 22 2012, 22:50
MG
Makbet: Po wyjściu od wielmożnego Bahry, stanąłeś u dołu schodów, opierając się o ścianę i myśląc o niebieskich migdałach. W tym czasie minęło cię może ze dwóch mnichów, którym oczywiście głęboko się skłoniłeś. Poza tym było w miarę cicho i spokojnie, tak cicho i spokojnie że w pewnym momencie po prostu... usnąłeś...
Finn i Yoshimaru: Dwójka magów z wielką radością i werwą zaczęło przeglądać książki a także regały, szukając jakiejkolwiek książki godnej uwagi, czy po szlaki wskazującej na tajne przejścia, dziwne braki, etc. Niestety wielkość ich rozczarowania musiała być ogromna. Nie znaleźli... dosłownie nic. Fakt, były tu książki o północy czy wilkach, ale były to książki z zakresu biologii i geografii. Cóż, chodź to przykre nie znaleźli tu żadnej książki na temat historii czy obyczajów tego miejsca. Książek religijnych też nie dostrzegli. jednym słowem spędzili masę czasu nie znajdując dosłownie nic. Widocznie nie tędy droga.
Nanaya i Sethor: Tej dwójce poszło znacznie lepiej, z góry wykazali spore zainteresowanie dziwnym budynkiem jakim bez wątpienia była stołówka, zupełnie nie przystosowana do swojego... zadania. Kierując się więc logiką, Nanaya i Sethor, postanowili przyjrzeć się dziwnemu budynkowi z bliska. Zaglądając przez szybkę, nie byli w stanie nic dostrzec, może poza tym, że w pomieszczeniu nie było niczego, co by przypominało stoły lub krzesła, a na pewno nie, kuchnię. Gdy Nanaya zbliżyła światełko do szyby, magom udało się dostrzec jednak coś więcej, różne kształty z bliższa przypominające walce, rozstawione nie równomiernie w pomieszczeniu, niektóre z nich były nawet przewrócone. Jednakże zła widoczność uniemożliwiała dokładnie zidentyfikowanie przedmiotów. Z tego też powodu w ostatecznym akcie desperacji posłała światełko za szybę oświetlając pomieszczenie. Wtedy jednak ręka opadająca na jej bark i silnym szarpnięciem odwracająca w drugą stronę, sprawiła że przestraszona dziewczyna, zgasiła swoją lampkę. Stając twarzą w twarz z mnichem. Dokładniej rzecz biorąc Lang-mley, którego spotkali wczoraj. Z powodu tego incydentu dziewczyna nie dostrzegła co jest w pomieszczeniu, co natomiast udało się Sethorowi. Tym czasem dziewczyna stanęła naprzeciw zwalistego mnicha, który świdrował ją spojrzeniem. Natarczywym, ale wcale nie zeźlonym. W jego spojrzeniu dało się wychwycić coś innego, jednak tak dziwnego że Nanaya nie potrafiła tego nazwać. Sprawiało jednak że zimny dreszcz przebiegł jej po plecach i zebrało jej się na wymioty, zupełnie jak by ktoś zanurzył całe jej jestestwo w bardzo głębokim i cuchnącym szambie. -Czego tu... szukacie?- Spytał spokojnie Nanaye, nawet nie patrząc na Setha, ale dając jasno do zrozumienia że mówi też o chłopaku, który bezczelnie dalej gapił się w okno. Może to i lepiej bo mnich nie dostrzegł szoku na jego twarzy. A kto by nie był zszokowany, widząc w stołówce mnichów, worków wypełnionych nierównymi przedmiotami, a obok jednego z tych worków, ludzkiej czaszki? Może to było swoiste cmentarzysko mnichów? Kto wie...
Sethor Fiberos
Liczba postów : 289
Dołączył/a : 17/11/2012
Skąd : Poznań
Temat: Re: Klasztor Zori Sob Gru 22 2012, 23:50
Niedosyć, że budynek zwany kuchnią był stanowczo zbyt małych rozmiarów, to jeszcze nie był urządzony jak kuchnia. Światełko, przyzwane przez Nanayę roztoczyło miłą dla oka jasność. Pomimo tego, Sethor widział jedynie kształty. Mógł się domyślać, że to jakieś worki, ale czym były wypełnione? Zagadka. Ich nieregularny kształt jedynie dodawał im aury tajemniczości i mroczności. -Chwila moment, co tu się może dziać?- myślał Sethor. Gdy był sam w pokoju i nasłuchiwał dźwięków z korytarza, słyszał jakichś ludzi, taszczących worek. Wspominali o jakimś rytuale, możliwym jest, że odbywa się co jakiś czas w tym budyneczku. Nagle znikąd, za ich plecami, pojawił się mnich i chwycił Nanayę za ramię. Poskutkowało to zgaśnięciem światła, które było już we wnętrzu budyneczku. Mag odwrócił się w stronę mnicha, podszedł do niego, skłonił głowę, a następnie mocno chwycił go za rękę, chcąc przerwać jego kontakt z Nanayą. Był to bodajże ten sam mnich, który przywitał ich przy wejściu do klasztoru. Ten, który uspokoił rozlatanego, drżącego mnicha, "ojca wilków". Jego wzrok nie wydawał się być w jakikolwiek sposób agresywny, lecz sądząc po sposobie podejścia do nich, miał coś do ukrycia. Możliwe, że właśnie teraz byli bliscy odkrycia chociażby ziarna prawdy o tym klasztorze. A zresztą, dlaczego akurat ten mnich ich zaczepił? Przecież miało ich tu być bardzo wielu, dlaczego spotykają tego samego co wcześniej? Czyżby był jakąś wielką szychą, potężnym magiem? Czy może po prostu klasztornym osiłkiem, którego przeznaczeniem było zadawanie durnych pytań, dokładnie wiedząc, co robią adresaci tychże pytań. -Przepraszamy za naszą wścibskość, po prostu zainteresował nas ten budynek, który jest nazywany jadalnią, kuchnią, refektarzem- powiedział z pokorą w głosie Sethor, wciąż skłaniając głowę. Coś mu strasznie śmierdziało w tej sprawie. Ten budynek NIE MÓGŁ być niczym powiązanym z gastronomią. Jak już jakąś rupieciarnią, albo... miejscem odprawiania strasznych rytuałów. Czaszka, którą kątem oka spostrzegł mag z Lamia Scale nie dawała mu chwili spokoju. Jeśli była na zewnątrz tych worków, kilka mogło byc również wewnątrz nich. A także innych kości, na przykład udowych, piszczelowych, strzałkowych, stępu... -Nie chcę skończyć jako ofiara dla demonów- pomyślał zrozpaczony w głebi ducha Sethor, wciąż jednak zachowując stoicki spokój. Bożkowie, demony, to wszystko przerażało prosty umysł maga. On chciał jedynie zarobić trochę grosza na chleb, a nie zginąć, porozcinany na malutkie kawałeczki i złożony w jakimś worku. To wszystko jest chore. -Jednak te wszystkie wiary i klasztory to jedna wielka sekta- wyraził swoje zgorszenie w myślach, wciąż zastanawiając się, co teraz począć. Czy pójść z tego arcyciekawego miejsca, czy wdać się w dłuższą rozmowę? Oto jest pytanie...
Finn
Liczba postów : 4279
Dołączył/a : 17/11/2012
Temat: Re: Klasztor Zori Nie Gru 23 2012, 11:30
- To nie ma sensu... - odparł zrezygnowany po kolejnej książce przyrodniczej. Za dużo tego... Książki... Kartki... Papierki... Zwoje... I po co to komu?! Po co komu wiedzieć o fizjologii wilków? O powstawaniu lodowców? Tyle czasu spędzonego wśród kartek na nic?! Nie... Wiele się dowiedział o rejonie... Szkoda, że nie tego co by chciał. Ale! Na pewno coś tu jest nie tak... Klasztor nie miałby żadnej kroniki? Żadnego pamiętnika? Żadnego spisu osób w nim przebywających? Może to po prostu nie tutaj..? - pomyślał sobie zielonooki lekko zdołowany, jak i zmęczony bądź co bądź z perspektywy czasu bezsensownym wertowaniem kartek i chodzeniem pomiędzy półkami... - Znalazłeś coś? Bo ja nic... - powiedział lekko podłamany i zrezygnowany. Cały ten czas zmarnowany... Chociaż... - Nie wiem jak ty, ale ja idę sprawdzić czy coś znajduje się tam na górze... - to powiedziawszy blondyn skierował się na schody prowadzące na wyższe piętra archiwum. Oczywiście będąc przy nich, czemu miałby nie wejść wyżej...? Jakem przewspaniały, jakże skuteczny policjant nie podda się i będzie tu szukał dalej! Coś w końcu uda mu się znaleźć lub nie będzie tutaj już naprawdę niczego wartego zaufania... Tak więc podbudowany własnymi myślami oraz faktem, że nie może być tak bezużyteczny na swej pierwszej misji w nowym zawodzie, ruszył przed siebie by poznać świat! A tak dokładniej to wyższe piętra budynku... Weeeeeeee~ Nie ma to jak motywowanie się przez chęć nie przyniesienia jakiś korzyści innym... Ponadto kto wie! Nagrodą od tamtego gościa może być... Właściwie wszystko jak mówił coś o przedmiocie! Jak Finny znajdzie się na drugim piętrze, przechodzi przyglądając się wszystkiemu tylko z grubsza. Nie zagłębia się w poznawanie kolejnych tytułów książek... Patrzy ogólnie o czym one są, po czym gdy znajdzie się przy schodach prowadzących na najwyższe piętro, to wchodzi po nich po to by zabrać się za poszukiwań ciąg dalszy. Tia... Ale będąc na samej górze, szkoda byłoby nie przyjrzeć się temu jak wygląda parter z innej perspektywy. Może znajdzie tak coś podejrzanego? Nietypowego? Kto wie? (Poza Doniem) W końcu na wszystko można spojrzeć z kilku stron... To co było niewidoczne między regałami, może będzie widoczne znad nich? W każdym bądź razie, jeśli nie zobaczy nic nietypowego to pewnie zabierze się za dokładnie to samo co na parterze, tyle że poczynając od samej góry... Woo~ Hoo~ Czyli w sumie tak samo... Znowu od końca. Nie ma to jak nurkowanie w stercie książek biologicznych, przyrodniczych czy geograficzne... Oby teraz tak znów nie było... Już i tak czuł się zanudzony tamtą stertą książek, ale skoro zaczął od tego, wypada to dokończyć ne? Przeglądając tak księgi i inne archiwalne duperele, przemieszcza się z 3 piętra na 2 jeśli nic nie znalazł. Jak już całkiem nic nie znajdzie... Ale tak całkiem całkiem! To pewnie skieruje się do wyjścia... Co ma robić, jeśli przejrzał całe archiwum, a tu nic... Nie będzie przecież siedział tutaj całą wieczność. Jeśli jednak coś zauważy z góry na parterze, to... Zapewne spróbuje spamiętać to co ujrzał i jeśli to na prawdę nie okaże się czymś fenomenalnym, mającym wpływ na ich misję. Jeśli miałoby mieć to jakiś większy wpływ to pewnie daruje sobie przeszukiwanie i od razu postanowi zejść na dół i to sprawdzić. Jeśli to będzie zwykłe coś, to zapamiętuje i po przeszukaniu tych dwóch wyższych pięter, kieruje się tam. A jeśli nie będzie tam nic to po prostu udaje się do wyjścia po kolejnej sesji wertowania kartek... Po wyjściu pewnie skierowałby się drogą, którą jeszcze nie przeszedł, by pogłębić wiedzę o rozmieszczeniu budynków na terenie klasztoru. Przygląda się przy okazji uważnie otoczeniu i stara się pamiętać o zasadach, o których mówił Bahra. W końcu gdzie jest ta... 80 mnichów? Widział może póki co 5... Jeśli nawet 5... Gdzieś muszą być pozostali!
Mor
Liczba postów : 2920
Dołączył/a : 20/08/2012
Temat: Re: Klasztor Zori Nie Gru 23 2012, 23:47
Nie podobało jej się to. Od samego początku aż do końca, od znalezienia dziwnej wiadomości, aż do teraz. Trzeba było przyznać, że była bardzo ciekawa, co jest w środku i prawie nic by jej nie powstrzymało przed wejściem do wnętrza do małego pomieszczenia. Była pewna, że nie jest to stołówka, a tym bardziej kuchnia. Oznaczało to, ze musza mieć w innym miejscu spiżarnię... lub też potrafią wyżyć o samej duchowej energii. Jednak, co to za walce? Chciałaby się im przyjrzeć bliżej, zęby dokładnie wiedzieć, co to jest. Ale nie. Los chciał, że w chili, kiedy światełko znalazło się w środku ktoś ją odwrócił. Odruchowo, wiedząc, że robi coś niewłaściwego, zgasiła światełko, na wszelki wypadek. Lang-mley... To on pilnował bramy. Przełknęła lekko ślinę, zupełnie nie wiedząc co powiedzieć. Do tego to przerażające uczucie. Czuła na plecach zimno, a dreszcze, które ją przeszły nie wróżyły niczego dobrego. Nie potrafiła się skupić, ale starała się patrzeć cały czas w oczy mnicha. Skąd to... uczucie? Naprawdę nie rozumiała tego, ale chciała stąd jak najszybciej pójść. Żeby tylko nie musieć dalej czuć się jak w szambie. Zbyt wielu było tu mnichów, którzy potrafili wpływać na człowieka... - Przepraszamy... - powiedziała słabym głosem. - Byliśmy po prostu zbyt ciekawi, to wszystko. Sposób, w jaki zbudowano kuchnię jest dość ciekawy, wiec uznaliśmy, że przyjrzymy się bliżej... Już nas tu nie ma... - dodała, chwytając Setha za rękę i wymijając mnicha, ciągnąc chłopaka za sobą. Chciała tylko stąd uciec, nic więcej się nie liczyło. W sumie niewiele brakowało do tego, by wsparła się na nim, ale uznała, że nie może pokazać takiej słabości. I przy mnichu, i przy towarzyszu. Choć z pewnością bladość na jej twarzy była niepokojąca (autorka tego posta ma szczerą nadzieję, że będą mogli sobie pójść...) Mnich nie był zły, to udało jej się odczytać. Ale skąd takie emocje? Zupełnie inne od tych, jakie powinien przejawiać mnich. Nie była pewna, czy coś, co może spowodować taki efekt jest dla nich wszystkich bezpieczne... Powoli zaczynała rozumieć, że to, co początkowo wzięła za zwykłe sprawdzenie i dowiedzenie się, o co chodzi, jest czymś znacznie głębszym. Mnichów było mało, odprawiano dziwny rytuał... Nie mają wstępu do miejsc, które teraz stały się najbardziej podejrzane. No i skąd on się w ogóle za nimi wziął? Nie słyszała go. Wiec mnisi potrafili się też teleportować, tak? Pomyślała ironicznie, walcząc z nudnościami. Wkroczyli do jaskini lwa jeszcze zanim cokolwiek odkryli... Jeśli tylko udało im się wyminąć mnicha, Nanaya kieruje się w stronę głównego budynku. Dość już widziała na dzisiaj. Wolała porozmawiać z Sethorem, odnaleźć Makbeta, odpocząć (co i chłopakowi się przyda), a przecież Finny zniknął w archiwum, więc może on coś znajdzie. Jeżeli jednak nie udało im się opuścić tego miejsca, Byakushitsune łączy obie łapki ze sobą. Zbyt bliska odległość, by strzelać, do tego mieli ścianę za plecami. Lepiej było spróbować poratować się w razie czego zaklęciem, choć stanowczo nie chciała się wdawać w bójkę z michem. Wszystko zależy, co zrobi, ale wolała być w pogotowiu.
Poniżej znajdują się buttony for, z którymi obecnie prowadzimy wymianę. W celu nawiązania współpracy zachęca się do odwiedzenia pierw tematu z regulaminem wedle którego wymiany prowadzimy, a następnie do zgłoszenia się w tym temacie. Nasze buttony oraz bannery znajdują się zaś w tym miejscu.
Layout autorstwa Frederici. Forum czerpie z mangi "Fairy Tail" autorstwa Hiro Mashimy oraz kreatywności użytkowników. Wszystkie materiały umieszczone na forum stają się automatycznie własnością jego jak i autorów. Dla poszanowania Naszej pracy uprasza się o nie kopiowanie treści postów oraz kodów bez uprzedniej zgody właścicieli.