Czy to oznacza, że nie wyszedłem na całkowitego maniaka, szaleńca, tudzież Rudego? Uśmiecham się, słysząc słowa akceptacji ze strony Asterii. Nie żeby mi jakoś szczególnie zależało, żeby się bić na wieżowcu, ale skoro jest ku temu okazja, to czemu by nie?
- Niech więc będzie średnia – zatwierdzam. Jakoś nie stanowi to dla mnie większej różnicy, jak duża będzie to przestrzeń. Niby mniej biegania, a co za tym idzie, nie będzie aż tak męcząco. I wydaje mi się, że wszystkie kwestie są już załatwione i wystarczy już tylko iść na szlachetne pole chwały. Kładę odpowiednią ilość pieniądza przed panią recepcjonistką, aby wszelkim formalnościom stało się zadość.
- Rawr! – warczy radośnie, kiedy Asteria dotyka jego nosa. Obawiam się, że może za bardzo przekonuje go do siebie i kiedy przyjdzie co do czego, rudy najzwyczajniej mnie zdradzi na jej korzyść... Czuję, że moje szanse z każda chwilą maleją i nic z tym nie mogę już zrobić. Odnoszę też smutne wrażenie, że gdyby nie ta ruda kulka futra, to nie znalazłoby się we mnie nic wartościowego i nikogo bym nie obchodził…
- To idziemy? – pytam, przerywając im dyskretnie te spiskowania przeciwko mojej osobie.
Jeżeli to już wszystko, to rozglądam się za wejściem na arenę, poprawiam krawat i powoli ruszam na spotkanie z przeznaczeniem…
z/t?