I've never seen a decent person among those who say they're going to save the world while forsaking the people around them. Those types of men are always so intoxicated by thier own hollow dreams that they call every little thing in front of them trivial.
Gospoda znajduje się w dzielnicy Clover zwanej Harpim Gniazdem. Niektórzy mówią, że to dzielnica wszystkich mafijnych rodzin tego miasta i mogą mieć rację o tyle, że to właśnie tu znajduje się główne miejsce spotkań tej nietykalnej ekipy. Znajduje się w samym sercu dzielnicy, co noc słychać z niej głośną muzykę, śmiechy gości, a nad ranem można spotkać nieciekawe, często ledwie trzeźwe persony rozłożone to tu, to tam w ulicznych zakamarkach. Przy barze stoi słynna Hermia Vulgemia, pani koło czterdziestki o bardzo obfitych kształtach, ciemnych włosach i charakterystycznym pieprzyku znajdującym się nad ustami. Przy okazji brakuje jej dwóch czy trzech zębów, ale kto by się przejmował. Najważniejsze jest wnętrze. Właścicielem gospody jest rodzina Rothenwaldów znana chyba w całym Fiore z prowadzenia brudnych interesów i wiecznie czystych rączek.
Wejście do gospody w porze wieczornej, na którą umówili się zleceniodawcy ze swoimi zleceniobiorcami obstawione było chwilowo przez dość nieprzyjemnych typów, gapiących się na przybyłych magów. Rzeczywiście, wydawali się być dość specyficzni, więc aż trudno było nie zatrzymać na nich spojrzeń. Po chwili takiego przyglądania się ustąpili miejsca do drzwi, dalej gapiąc się, nic przy tym nie mówiąc, a jedynie sącząc jakieś trunki ze szklanych butelek. Jeden z nich zapukał do drzwi i zasuwka, która miała na celu być swoistym rodzajem judasza, otworzyła się, ukazując magom parę ciemnych, zmęczonych oczu. - Kto wy i po co tu przyszli? - zachrypiał starczy głos. Kiedy nasi bohaterowie podali swoje miana (lub przynajmniej coś w ich rodzaju), a także podali powód swojego przybycia, mogli usłyszeć, jak otwiera się ciężka zasuwa, a drzwi przesuwają się ku nim ze zgrzytem. Ich oczom ukazała się spora sala z porozstawianymi gdzieniegdzie drewnianymi, okrągłymi stołami przy których siedzieli zazwyczaj dość specyficznie wyglądający mężczyźni, a czasem dołączały do nich kuso odziane kobiety, mizdrząc się raczej w dość konkretnym celu. Na przeciwko nasi bohaterowie mogli ujrzeć ladę za którą stała, nalewając właśnie komuś piwa do kufla, potężna kobieta. Wyglądała jak jakaś nie do końca udana wersja mizdrzących się panien i być może właśnie dlatego stała właśnie w tamtym miejscu. Po swojej lewej magowie słyszeli brzdękolenie wydobywające się z nienastrojonego pianina, na którym grał potężny łysy facet bez ucha. Możliwe, że przez jego brak nie słyszał fałszu wyłaniającego się za jego sprawą z instrumentu. Chrapliwym, przepitym głosem śpiewał jakąś piosenkę w nieznanym chyba nikomu tutaj języku. Słowa brzmiały niezwykle twardo i niezbyt przyjemnie dla ucha, zupełnie jak nienastrojone pianino i melodia, która zdawała się kompletnie nie pasować do całości. W odległym kącie, w czymś w rodzaju nawy bocznej, stał nieco większy stół, przy którym grupa nieco lepiej ubranych jegomościów grała w karty. Odcięci z pomocą ściany i lady od większości zgiełku panującego w gospodzie, tworzyli swój własny mikroświat w tym i tak już zróżnicowanym środowisku. Kiedy jeden z nich zauważył charakterystyczną dwójkę, wstał i pomachał do nich. Wszyscy siedzący przy tamtym stole odwrócili się, by także dowiedzieć się, o co może chodzić. Chyba należało tam podejść, przynajmniej na to wskazywała ożywiona reakcja tamtego człowieka. Młody mężczyzna (miał może z dwadzieścia kilka lat) wydawał się być rozpromieniony. To on kilka dni temu wysłał wiadomość do człowieka, o którym już co nieco słyszał, a zdawał sobie sprawę, że tamten raczej nie będzie współpracował z siłami prawa. - Witajcie - rzekł z uśmiechem na ustach. Magowie GH mogli czuć na sobie wzrok dość zaciekawionych nimi person. - To do was słałem wiadomość, cieszę się, że przyszliście. Wydawał się być bardzo pewien tego, z kim rozmawiał. - Przyłączycie się? - zaproponował, pokazując stolik. Silas spokojnie mógł rozpoznać tu karty do pokera i... spore ilości pieniędzy. Jeden z grubszych mężczyzn zaśmiał się rubasznie. - Tylko nie przegraj swojej panienki, sir.
Termin: 28 stycznia 2016, jakby ktoś potrzebował dłużej, proszę mi napisać.
I właśnie to było piękne. Niektórzy mogli tego nie rozumieć, ale Matty traktował różnicę zdań nie jako wadę, ale właśnie jako zaletę. Pozwalało rozpocząć dyskusję i zrozumieć punkty widzenia drugiego człowieka. A poprzez to samemu poznać więcej. I zrozumieć. A to ważna rzecz. Rzecz, dzięki której ludzie mogą stawać się lepszymi. A przynajmniej tak uważał Jones. Dlatego upił soczku i odpowiedział: -Masz rację. Ale jednocześnie przypomnij sobie, co działo się na obradach. Wielu chciało odnaleźć mistrza Sortravna. Może nie zdążył zrobić wiele, ale dla wielu był ważny. Gildia to nie żołnierze. To magowie z własnymi uczuciami i dążeniami. Zrobię wszystko, by odbudować pozycję Lamia Scale w Fiore, ale nie porzucę na pastwę losu Klautha. - powiedział dość stanowczo. Zresztą mówił szczerze, więc nie wahał się, mówiąc powyższe słowa. Również słysząc dalsze wypowiedzi Marcelka lekko się uśmiechnął i odparł -Tu też masz rację. Ale zorganizowanie tego wszystkiego to koszty. Koszty, które nie zawsze możemy ponieść. Obecnie wątpię, by chcieli od nas jakąkolwiek pomoc. Jak ostatnio tam byłem, rzucali w dziewczynkę z Lamii kamieniami. - ostatnie słowa jak mówił sprawiły, że zacisnął mocniej pięści. To barbarzyństwo wręcz było. Tak potraktować... no dziewczynkę. Podłe... Dlatego w głębi duszy się rozpromienił, gdy zadano mu pytanie odnośnie jego magii. Wtedy wyjął klucze Scorpio i Cepheusa i położył je na stole, zanim rozpoczął historię -Zawsze fascynowała mnie magia. Ale tam skąd pochodzę, nie było magów. Aż do czasu, gdy pewna czarodziejka gwiezdnych duchów tam nie przybyła. Miała jakieś proste zlecenie. Przywiązałem się do niej. Może nawet było to zadurzenie dzieciaka w dorosłej kobiecie. Nie wiem jak to opisać. Po prostu traktowałem ją niemalże jak matkę. Te dwa klucze były jej kluczami, które przekazała mi na łożu śmierci. Teraz po prostu, staram się nie przynieść jej wstydu. - opowiedział, i choć nie była to w pełni radosna historia, mimowolnie się uśmiechnął. To były dobre czasy. I dobre wspomnienia. A Maria zawsze będzie żyła w jego sercu -A jak było z tobą i twoją magią?
Choć Marcelek miał stanowcze, swoje własne zdanie, to jednak nie narzucał go na siłę. No chyba, że miał zdecydowaną rację, miał całkowitą pewność i miał do czynienia z jakimś irytującym plebsem... Jednakże Matta, jako towarzysza z gildii, oraz właściwie jako osobę szanował, więc rozmawiał z nim spokojnie i miło, jak na Marcelego przystało. - Na obradach było całkiem sporo zamieszania. Deklaracja poszukiwania Klautha mogła być wyłącznie nagłym wybuchem emocji. Oczywiście, gdyby teraz z gildii zaginęłaby tak bez słowa Annie, lub ktokolwiek inny, bez wahania ruszyłbym na poszukiwania, ale czy Klauth nie odszedł dobrowolnie? Może ma jakieś sprawy, które tylko on mógłby załatwić? - nie żeby Marcelek był całkowicie poszukiwaniom, ale te naprawdę mogłyby być przez długi czas bezowocne. Nie mieli przecież jakiegokolwiek, choćby i najmniejszego śladu. A on był mistrzem, a z tej racji nie wypadało tak odchodzić zupełnie bez słowa. - Nawet jak coś mu groziło, to powinien to wiedzieć i się z tym podzielić z nami. Jako członkowie jednej gildii powinniśmy sobie ufać - dodał jeszcze parę przemyśleń Marcelek. - no trudno... A w sumie... Przeszukiwał ktoś jego pokój, po tym jak odszedł? - tak tylko zapytał z ciekawości, a jednak było to całkiem istotne. Jeśliby zniknęły jego rzeczy, to mogłoby oznaczać, że odszedł dobrowolnie, a jeśli nie... To jednak coś mogło się stać. Ale oprócz Klautha było też jeszcze parę innych problemów. Słysząc o dziewczynce obrzucanej kamieniami, aż mu okular się zsunęły z nosa i musiał je ostrożnie poprawić. Byłoby blisko, a roztrzaskałby swój półpełny kufel z piwem.- To ohydne co mówisz... Że aż tak jest tam źle to nie wiedziałem... Jednak nie możemy tylko liczyć na czas. Nie wiadomo ile to może potrwać. A jeśli nie w samym Shirotsume mamy naprawiać reputację, to w jakimś innym mieście, żeby pozyskać rozgłos i dobrą sławę - zaproponował Marcelek, ponieważ coś trzeba było jednak w związku z tym zrobić, aby gildia nie była tylko i wyłącznie znaczkiem, a czymś o wiele bardziej znaczącym. Lecz rozmowa zeszła na luźniejszy temat, a i Marcelek nawet się rozluźnił. Uśmiechnął się po wysłuchaniu historii Matta i po zerknięciu na jego klucze. Teraz przyszła kolej na niego... - U mnie magia pięści to tradycja rodzinna, wręcz nawet całej wioski. Mój prapradziadek był wybitnym pięściarzem. Wiedzę te przekazał swoim dzieciom, a one swoim i tak szło dalej, aż doszło do mnie, moich braci i sióstr. Niezależnie od płci, statusu, bogactwa, każdy coś tam bije. Sława na skalę wioski jednak nie zawsze każdemu wystarcza, więc dlatego przybyłem do Fiore. Oprócz rozwoju Lamii, chciałbym też do niej wprowadzić nieco ojczystej kultury. Oczywiście nic wielkiego i pod żadnym przymusem! Ale trochę dyscypliny i treningu to by się jednak przydało - tak powiedział i zamyślił się na chwilę rozmarzony, jak to dobrze byłoby komuś tak obić twarzyczkę... Tak rekreacyjnie... Dla spokoju duszy i ciała...
Matty spokojnie pił swój soczek, acz chyba już się mu on kończył. Smuteczek lekki. Ale soczek był niczym w porównaniu do rozmowy. Wszak to ona się tu bardziej liczyła i grała tzw. pierwsze skrzypce. Spokojnie się uśmiechał i odpowiedział: -Wszystko zależy od gildii. To ona musi zdecydować co zrobić. - krótko podsumował poszukiwania Klautha. Nie chciał nikogo zmuszać do tego. Ale też nikogo nie zamierzał na siłę trzymać w gildii. W sumie sam do końca nie wiedział co się stało, ale faktem jest, że zniknął bez słowa. Bez jakiejkolwiek informacji. A to było już niepokojące. I niefajne ogólnie. Dlatego Matty się martwił, ale jak sam Marcelek zauważył, mieli wiele spraw do ogarnięcia jako gildia. Słysząc słowa swojego towarzysza z gildii, a być może nawet i przyjaciela potwierdził smutno -W Shirotsume nie ma na razie czego szukać. Musimy sprawić, by reszta społeczeństwa nam zaufała. I liczyć, że dobre słowa o nas, złagodzą napięcie w Shirotsume. - skomentował pijąc swój soczek. No i historia Marcelka. Trudno było się nie uśmiechnąć słysząc o tej tradycji. -Piękna sprawa. - zauważył, chowając swoje klucze. -Gildia to nie wojsko. Trzeba trzymać ją twardą ręką, ale nie prowadzić tyranii. Pozwalać na swobodę, ale nie na brak poszanowania. To trzeba wprowadzić. - skomentował, po czym zadał kolejne pytanie swojemu rozmówcy -Jakieś plany na przyszłość? Co chciałbyś osiągnąć, co poprawić?
Marcelek rzadko co popijał z kufla i niewielkimi łykami, żeby przypadkiem go nie rozbić. Nawet nie wypił połowy z tego co miał. Pomasował się po karku, ponieważ go tak trochę zabolał i słuchał dalej tego co Matty miał do powiedzenia. - Tak, tak. Nie trzeba z nich robić od razu żołnierzy do podbijania świata... Chociażby jak o tym pomyśleć. Zorganizowałoby się taką małą świetnie wyszkoloną armię, którą zaprowadziłoby się porządek we Fiore! Rozumiesz... Ćwiczeni od małego... Nie znają nic, prócz walki... - rzekł Marcelino, trochę prześmiewczo. Najwyraźniej piwo zaczęło mu już działać na myślenie. - To tylko taki żart. Ale jednak w dość niebezpiecznych czasach żyjemy. W razie czego powinniśmy wiedzieć jak się bronić. Żeby też nie dochodziło do sytuacji, gdzie rzucają w nas bezkarnie kamieniami. Oczywiście nie mam na myśli, żeby teraz chodzić i każdego karać, ale nie chcę, żeby jakikolwiek członek Lamii znalazł się kiedykolwiek, gdziekolwiek w podobnej sytuacji - tak orzekł Marcelek, wyjaśniając swój zamysł. W końcu byłoby to dla niego czymś wspaniałym, gdyby mógł zostać gildyjnym trenerem i co jakiś czas mógłby urządzić towarzyszom taką wykończeniówkę, po której mogliby przenosić góry... Ale nic pod przymusem... Co kto chciał, co kto lubił. Siła nie była zawsze jedynym rozwiązaniem, lecz zazwyczaj działa. Przynajmniej tak to się Marcelowi wydawało. - Najpierw chciałbym się zatroszczyć o dobro Lamii i doprowadzić ją do chwały -odpowiedział na pytania Matta. - Zaś co do dalszej przyszłości, to wszystko zależy od tego co przyniesie jutro. Oczywiście dążyłbym ciągle do bycia coraz to silniejszym i lepszym w tym co robię. Od czasu do czasu, potrzeba by było z czymś zawalczyć, pokonać jakieś zło, czy też zrobić coś innego dla dobra świata i kraju. Lecz takim ostatecznym marzeniem, to byłoby założenie własnego dojo, w którym to mógłbym uczyć technik walki pięścią. Chociaż wpierw sam powinienem je dokładniej opanować i doszkolić. Wiele technik jest mi jeszcze nie znanych - kiedy to mówił, oglądał swoje ręce, które wręcz emanowały aurą zniszczenia. Aurą tak potężną, iż nawet Marcelek ich się obawiał. Potem jednak spojrzał na Matta i strach gdzieś zniknął. - A co z tobą? Co jak już poradzimy sobie z kłopotami Lamii? -zapytał grzecznie, uprzejmie i spokojnie.
Matty cicho się zaśmiał słysząc wywody Marcelka. Nawet nie brał takiej opcji za rzeczywistą i godną rozważenia. Mimo wszystko spojrzał na towarzysza i kończąc swój soczek powiedział: -Nauczymy się. Spokojnie. - zapewnił pięściarza, następnie zaś nie mógł się uśmiechnąć, słysząc jego dalsze słowa. Był oddany. Naprawdę. I to było piękne, że Lamia miała takiego maga. Wysłuchał jego słów i szczerze z dumą mógł powiedzieć, że były to pragnienia godne Lamijczyka. -Pochwalam to. I będę cię w tym wspierał, jak tylko będę mógł. - zaoferował, a następnie... przyszła jego kolej. Spojrzał na swoje klucze i położył pięć z nich: Cepheusa, Oriona, Eridanusa, Herculesa i Perseusa. -Te pięć kluczy, to klucze piątki gwardzistów. Chciałbym kiedyś, by mogli walczyć ramię w ramię ze mną. - rzekł z lekkim uśmiechem. To wydawało się może nie być zbyt imponujące. Ale mag GD, przywołujący jednocześnie 5 duchów na raz, to jednak było coś. W ten sposób chyba mógłby śmiało powiedzieć, że dobrze czynił, odziedziczając Duchy po Marii. Zadośćuczyniłby jej pamięci. -To może jakaś pizza? - zaproponował po chwili ciszy, chowając swoje klucze.
Marcel
Liczba postów : 257
Dołączył/a : 25/03/2016
Temat: Re: Gospoda Rothenwaldów Nie Gru 11 2016, 17:12
Kiedy Marcelek usłyszał to co Matt miał dopowiedzenia, pokiwał głową ze zdumieniem. Wyglądałoby na to, że chłopak miałby swoją własną małą armię. Z pewnością byłoby to całkiem przydatne. Marcel miał już jednak okazji doświadczyć siły duchów Matta, ale osobno. Razem mogłyby stanowić ogromną siłę. - Skoro tego pragniesz, to na pewno kiedyś ci się uda -rzekł Marcelino, wierząc w pełni w możliwości Matta. - Może wtedy i mnie przyszłoby walczyć u waszego boku -dopowiedział z uśmiechem. Po czym łyknął sobie. Propozycja pizzy wielce go uradowała. Na tyle, iż nawet krótko i szczerze się zaśmiał. Nie to, że Marcelek był głodny, po prostu był takim człowiekiem, który cały czas mógłby jeść, gdyby tylko miał do tego okazję. Jedzenie poniekąd go uszczęśliwiało, pośród tysięcy irytujących go zewsząd rzeczy. - Bardzo chętnie. Najlepiej jakąś z ostrą papryką... I oliwkami... I mięsem... Dużą ilością mięsa... -rzekł rozmarzony i wręcz odpływał już myślą za jedzonkiem.
Matty szczerze się uśmiechnął, gdy Marcelek powiedział, że mu się to uda. To było pocieszające. I radujące. Dlatego słysząc jego słowa tylko skinął głową i z szerokim zacieszem na ryju rzekł: -Będę czekał na ten dzień. - a jak. Nie ma nic lepszego niż walka u boku przyjaciół. A im więcej przyjaciół, tym lepiej. Dlatego to było tak fajne. I dlatego Matthew nie mógł się tego doczekać. Szczerze. A widząc, że pięściarz również ma ochotę na pizzę rzucił tylko -To dokończ piwo i chodźmy na nią. Jeszcze grzyby na niej i byłoby niebo na ziemi! - rzucił swoją propozycją lekkiej modyfikacji pizzy wyśnionej przez swojego towarzysza. Jak może sam nie byłby fanem oliwek, tak w sumie mógł to poświęcić celem jednej modyfikacji na swoją korzyść. Czyż nie? Czyż nie byłoby to uczciwe? A przynajmniej fair w stosunku do duetu magów? Każdy by miał wówczas to co lubi. A to zawsze spoko.
Początkowo Marcelino źle zinterpretował grzyby na pizzy i spojrzał na Matta z lekkim zniesmaczeniem. Jednakże rychło zorientował się, że o inne grzyby raczej chodziło. Chyba... Stąd też zaśmiał się sam z siebie i pokręcił głową, by dziwne myśli uleciały mu z głowy. - Tak. Masz rację. Grzyby będą dobre do niej -dopowiedział prześmiewczo, dopił resztkę tego co miał w kuflu i odstawił go, bez zbędnego psucia czegokolwiek. Westchnął dumnie, po czym wstał od stołu. - No to chodźmy - powiedział tylko, ruszając w kierunku drzwi i niestety tym razem, zupełnym przypadkiem położył dłoń na klamce i zdążył tylko przybrać bardzo zaskoczony i zakłopotany wyraz twarzy, zanim drzwi, wraz z zawiasami znalazły się w jego ręku. - Cholercia... Ekhm... Najmocniej przepraszam, ale to już tak było. Może da się jakoś skleić... W sumie... Mogą być - Marcelek wyszedł, ustawił drzwi za sobą, by wyglądały na sprawne i czym prędzej oddalił się stamtąd wraz z Mattem, zanim ktokolwiek oskarżyłby ich o jakiekolwiek zniszczenia.
Poniżej znajdują się buttony for, z którymi obecnie prowadzimy wymianę. W celu nawiązania współpracy zachęca się do odwiedzenia pierw tematu z regulaminem wedle którego wymiany prowadzimy, a następnie do zgłoszenia się w tym temacie. Nasze buttony oraz bannery znajdują się zaś w tym miejscu.
Layout autorstwa Frederici. Forum czerpie z mangi "Fairy Tail" autorstwa Hiro Mashimy oraz kreatywności użytkowników. Wszystkie materiały umieszczone na forum stają się automatycznie własnością jego jak i autorów. Dla poszanowania Naszej pracy uprasza się o nie kopiowanie treści postów oraz kodów bez uprzedniej zgody właścicieli.