I've never seen a decent person among those who say they're going to save the world while forsaking the people around them. Those types of men are always so intoxicated by thier own hollow dreams that they call every little thing in front of them trivial.
Temat: Chata starego czarownika Gordona Wto Kwi 07 2015, 18:18
First topic message reminder :
MG
Czarownik Gordon pozostawił namiary na siebie i chyba nie musiał długo czekać. Wielu było zainteresowanych samą księgą i Kirino, gdy podchodziła do chaty czarownika, mogła się zorientować, że nie na miejscu nie była sama. W kolejce do chaty czekało jeszcze trzech innych magów (tak przynajmniej mogło się wydawać), bo gorąco rozprawiali o tym, czym jest owa księga i co zrobią, gdy już trafi w ich ręce lub oddadzą ją Gordonowi. Nagroda musiała być wysoka, inaczej nikt nie chciałby oddać staremu legendarnego woluminu. Drzwi do chaty otworzyły się i wyszła zeń buchająca zielonymi płomieniami czarodziejka, najpewniej zła na to, że to nie ona dostała misyjny przydział. Do chaty, nawet nie czekając na "NASTĘPNY!" wszedł wysoki, niebieskowłosy mag w bogato zdobionej kamizelce narzuconej na nagie ciało i purpurowych szarawarach. Był na boso. Życie mu miłe? Pozostali przyglądali się Kirino z uwagą. Jeden był niskim rudzielcem o radosnym spojrzeniu, ubranym w najdziwniejsze kolory, zaś drugi wysokim brunetem ze związanymi w niewielki kucyk włosami i krnąbrnym uśmiechem na ustach, nosił długi, biały płaszcz ze srebrnymi wyszyciami. - A ty? Też przyszłaś szukać księgi~? - zapytał radośnie rudzielec. Miał głos dziecka, na pewno przedmutacyjny. Drugi mag się nie odzywał, jedynie obserwował z nieschodzącym szelmowskim uśmiechem.
INFO: Jeśli zmieniasz ubiór na misję, to daj znać. Napisz też, co Kiri ma konkretnie przy sobie (możesz dodać coś do ekwipunku, jeśli chcesz). Termin: jak napiszesz (;
Jeśli oczy mężczyzny miały coś wyrażać, to było to głębokie skupienie. Obserwował i czekał, równocześnie kalkulując. Nie był wystraszony, gniew chyba też w całości już z niego uleciał (tak przynajmniej mogło się zdawać na pierwszy rzut oka), nie widać też było po nim żadnego zaskoczenia obecną sytuacją. Mimo to, słysząc pytanie, odparł: - Sam chciałbym wiedzieć. W końcu odwrócił głowę, by także przyjrzeć się swojej towarzyszce. Dziewczyna mogła odnieść wrażenie, że przeglądał ją jakby na wskroś, że wystarczyło jedno spojrzenie w jej oczy, by wszystko o niej wiedział. Wrażenie to jednak było niesamowicie krótkie i uleciało już chwilę później. Mężczyzna zresztą zawiesił wzrok tylko na jej oczach i wrócił jeszcze do obserwacji. - Chyba mamy chwilę spokoju - mruknął. - Lepiej będzie, jak przeczekamy tu jakiś czas. Jest szansa, że na razie nas nie znajdą. Szatyn oparł się plecami o ścianę i usiadł. Na szczęście nie było jeszcze zimno. Jeszcze.
Nie mogła być pewna tego jaką opinię na jej temat wyrobił sobie mężczyzna po tym jednym, dziwnym spojrzeniu, które jej posłał, bo sama nie była pewna tego kim obecnie była i kim stawała się z dnia na dzień. Była pewna jednak czegoś innego, a mianowicie tego jak czuła się obok mężczyzny. Widząc bowiem w jego oczach nie zdenerwowanie, a coś bliższego chłodnej kalkulacji odruchowo się rozluźniła, zupełnie jakby poczuła nić bratersko-siostrzeńską między własną a osobą mężczyzny. Podobnie jak ona, on skupiony był na dziejących się właśnie zdarzeniach, nie myśląc zbyt wiele o wszystkim innym co działo się wokół, a co nie było ważne. Nawet spojrzenie posłane jej nie zmieniło tej opinii i wciąż pozwoliło dziewczynie na kompletny spokój w swoich ruchach i myślach. Po chwili dziewczyna spuściła wzrok i wpatrzyła się w ziemię - nie dlatego, że była załamana czy zmęczona obecną sytuacją, a dlatego że lepiej się jej myślało, gdy przed oczyma miała statyczny obraz, który nie przechodził żadnych zmian. A myślała nad tym jakie kolejne pytanie zadać chłopakowi, tak by dowiedzieć się więcej na temat tego co zaszło.
- Co tam robiłeś? - zapytała w końcu podnosząc jednocześnie głowę, uznając że tak sformułowane pytanie będzie najlepiej możliwie postawionym ze wszystkich. Koniec końców w ten sposób dowie się czegoś na temat tego, czemu właściwie mężczyzna znalazł się w tamtym miejscu i jaki był jego pierwotny cel. O ile zechce odpowiedzieć, rzecz jasna. - Zróbmy jak mówisz. - odpowiedziała dość pasywnie na jego propozycję pozostania w tym miejscu przez krótki czas. Nie była specjalnie zmęczona, ale nie wyrywała się też jakoś ambitnie dalej "w pole". Równie dobrze mogli pozostać w tym miejscu i przygotować się mentalnie na starcie z większą liczbą przeciwników. - Twój wzrok jest dziwny. Czemu tak patrzysz? - zadała kolejne pytanie Ayame, uznając, że równie dobrze może wykorzystać ten czas na rozwianie wszelkich wątpliwości, które miała w myślach. Nie patrzyła jednak teraz mężczyźnie w oczy, a spoglądała na zewnątrz, przyglądając się światu z ich kryjówki. Na wszelki wypadek lepiej było mieć i tak oko na sprawy tam się dziejące.
Zmarszczył brwi, słysząc, że jego wzrok jest dziwny. Serio? Tego chyba się nie do końca spodziewam. W końcu jednak postanowił dojść do jakiegoś wniosku w tej sprawie: - Cóż, kochaneczko, jestem łowcą - stwierdził. - Oceniam każdego towarzysza, wroga lub ofiarę. Inaczej nie przeżyłbym w tym świecie zbyt długo. Niebo stawało się coraz ciemniejsze. Zdawało się, że przyjdzie im zostać w tym miejscu na noc. Pałętanie się po tym lesie przy tak ciemnym niebie mogło okazać się zgubne, co także Kirino mogło przejść przez myśl. - Co tam robiłem? - zamyślił się na moment. - Zapewne w innej sytuacji bym ci tego nie mówił, bo to naprawdę nie twoja sprawa, kochaneczko, ale skoro widziałaś już tak wiele, to może nie mam wyboru. Z plecaka wyjął jakieś dziwne kwadratowe pudełko. Postawił je na ziemi i otworzył, a ze środka buchnęły płomienie, które w ułamku sekundy dały się jednak oswoić i stworzyły jedynie drobne ognisko. Kirino mogła dostrzec, że w dłoniach mężczyzna trzyma coś niewielkiego i podłużnego. Gdy się temu bliżej przyjrzała mogła stwierdzić, że był to... palec. Chyba wskazujący. A może środkowy? Którykolwiek by nie był, wciąż był palcem. - To palec niebieskowłosego jegomościa, który jakiś czas temu postanowił popsuć mi nieco szyki - powiedział chłodno. Znów uniósł swoje świdrujące spojrzenie na Ayame. - Jestem Jacob, należę do Łowców Palców. Zajmujemy się takimi, jak tamten człowieczek.
- Nadużywasz tego słowa. I używasz go w stosunku do złej osoby. Nie jestem kochaneczką. - brzmiały pozbawione większych emocji słowa Ayame, które pojawiły się zaraz po tym jak mężczyzna skończył mówić. Wydawały się wręcz, że Kirino stwierdza tylko fakt, a w jej słowach nie było wiele determinacji ku temu, by nie być tak nazywaną, a jednak same słowa były bardzo bezpośrednie i jasno przekazywały co dziewczyna myślała. Na tym jednak nie zakończył się potoczek słów wychodzących z ust dziewczyny, która miała do powiedzenia coś jeszcze, a może nawet jeszcze więcej niż tylko tyle. Najpierw padło jednak kolejne pytanie. - I jak wyglądała moja ocena? - większość ludzi na świecie interesowało to w jaki sposób inni na nich patrzyli czy może raczej kogo widzieli na ich miejscu. Tajemnicą nie był fakt, że to w jaki sposób ludzie postrzegali samych siebie często znacząco odbiegało od tego, w jaki sposób inni ich postrzegali. A skoro ten mężczyzna zdążył już ją ocenić, to chciała wiedzieć na jaki status się załapała. A nuż powiedziałby coś choćby umiarkowanie ciekawego albo coś czego nikt inny jeszcze nie powiedział. W gruncie rzeczy nie spodziewała się pochwał.
Mężczyzna rozpalił ognisko, a Ayame bezwiednie przysunęła się bliżej ognia, by pozostać ogrzaną i nie stracić za wiele z ciepła składowanego w jej niewielkim przecież ciele. Odruchowo objęła też dłońmi swoje kolana i przylgnęła do nich nieco bardzo resztą ciała, choć głowę trzymała ponad nogami, tak by widzieć swojego rozmówcę. Widok palca ją zaskoczył i przez chwilę odbiło się to nawet w jej zaskoczonym spojrzeniu, lecz to w następnym momencie uspokoiło się i stało bardziej statyczne, by za chwilę ponownie rozwiać się pozostając nieskupionym na czymkolwiek konkretnym. Tak. Na tym świecie bywali ludzie, którzy lubili się mścić za doznane sobie krzywdy. Nie powinno było jej dziwić to, że niektórzy odnajdywali mniej lub bardziej ponurą satysfakcję w kaleczeniu osoby, która im podpadła. Powinna była to po prostu zwyczajnie zaakceptować i żyć z tą myślą w głowie. Odwróciła jednak wzrok z palca po chwili i przeniosła go z powrotem na ogień, zdecydowanie bowiem ten widok był dla niej przyjemniejszym niż widok części ciała innego człowieka. Ogień koniec końców był jaki był, nie ukrywał swej natury i nie próbował okłamywać ludzi, a przy tym był choć neutralną, to niszczycielską siłą. Ayame westchnęła cicho. Może ona sama była takim ogniem. Tego jednak stwierdzić ze 100% pewnością nie potrafiła. - ...co zrobisz z tym palcem? Wasza organizacja nie ma zbyt dumnej nazwy, tak swoją drogą. - wypowiedziała stosunkowo cicho, przymykając nieco oczy i napawając się ciepłem ognia. To dziwne, ale dobrze się obecnie czuła, choć przecież nie była w perfekcyjnej sytuacji życiowej w tym momencie. - I czym właściwie ci tamten człowiek ci zawinił? - zapytała jeszcze, w międzyczasie przecierając dłońmi swoje oczy. Ach, no tak. Zapomniałaby o podaniu swojego imienia. Może dlatego, że w sumie nie miało ono przecież dla świata większego znaczenia. - Kirino. Tak się nazywam. - rzuciła w końcu na koniec, następnie milknąć i pozwalając sobie na posłuchanie trzaskającego przyjemnie ognia.
Uśmiechnął się kpiąco, słysząc uwagę Ayame. - Tak sądzisz? - Nie do końca łatwo było odróżnić, czy mówił to ze zwykłej przekory, czy też wziął sobie do serca jej uwagę. Z drugiej strony trudno było spodziewać się po nim tej drugiej wersji. Tak przynajmniej można było sądzić. Pod maską żartownisia mógł kryć się zupełnie kto inny. Nie patrzył teraz w jej stronę. Zdawała się, że szuka czegoś na nocnym niebie, którego skrawek prześwitywał przez wysokie drzewa. Zza niektórych chmur wychylały się nieśmiało gwiazdy. Marcowe niebo wydawało się być wyjątkowo zimne. Pogoda zresztą taka była. Szczególnie noce zapowiadały przykry chłód, zimny, przejmujący wiatr lub nawet stojące, mroźne powietrze wciąż nasycone oddechami zimy. Ogień rzeczywiście sprawiał, że było im cieplej, ale wciąż sytuacja nie należała do idealnych. Perspektywa ewentualnego spania na ziemi nie mogła poprawiać nastroju siedzącym tu dwojgu ludzi. - Udaje silną i obojętną. W środku - bardzo krucha, jak porcelana - odparł obojętnym tonem, tak, jakby zupełnie go to nie obchodziło. - Czy to chciałaś usłyszeć? Gdy zapytał, spojrzał jeszcze raz na Ayame. Tym razem w jego oczach nie jarzyła się nawet chłodna kalkulacja, a jedynie chłodne znużenie.
Parsknął cicho, słysząc uwagę dziewczyny dotyczącą nazwy jego organizacji. - Nazwa nazwą, moja droga. Gdybyś widziała naszyjniki z palców, które każdy z nas uzbierał, sądzę, że twój zapał by przeminął. Odebranie palca dokonuje się dopiero po odebraniu żywota. To takie... małe dopełnienie - powiedział, wpatrując się w ogień. W jego oczach na chwilę zajaśniały iskry rozbawienia, które zniknęły jednak w momencie, w którym zaczął mówić o niebieskowłosym magu. - Ten chłystek zabrał mi coś bardzo cennego. Gorzej, że już nigdy tego nie odda. Słysząc imię dziewczyny, skinął głową na znak, że zrozumiał. Niebo ciemniało z każdą minutą, ale las wcale nie cichł. Budziły się sowy, szumiał wieczorny wiatr, zapowiadający zmianę pogody.
- Tak sądzę. - odparła natychmiast Ayame słysząc pytanie mężczyzny, które przecież równie dobrze można było uznać za retoryczne i oszczędzić sobie na nie odpowiadania. Skoro jednak pytajnik zawisł w powietrzu, to Kirino uznała za stosowne chwycić go i wykorzystać. Było zimno i robiło się zimniej, dlatego dziewczyna zmieniła swoją pozycję kolejny raz, tym razem siadając na kolanach, a następnie podciągając się ponownie bliżej ognia, ręce wystawiając w jego kierunku, tak by przynajmniej je nieco bardziej ogrzać. Atakujące ją powiewy wiatru były najbardziej bolesne w tej sytuacji, a kolejne westchnięcie opuściło usta dziewczyny symbolizując w ten sposób jej stosunek do całej sytuacji, który podsumować można byłoby stwierdzeniem "trudno, cóż zrobić". Nie miała zbyt wielu możliwości bronienia się przed zimnem na dłuższą metę. Przez chwilę zastanawiała się nad tym by otworzyć swój parasol i w ten sposób obronić się przed wiatrem, ale po chwili namysłu odpuściła. Może wróci do tego nieco później.
Opinii chłopaka na własny temat wysłuchała spokojnie, a gdy usłyszała ostatnie jego słowa na jej temat uśmiechnęła się dziwnie do ognia. Nie było jasne czy był to uśmiech bardziej smutny czy rozczarowany, a jeśli to drugie to co było powodem takiego uczucia. Nie wyglądało jednak na to by była zła czy zdziwiona tym co usłyszała z ust Jacoba. - Chciałam usłyszeć szczerą odpowiedź. Jeśli taka właśnie była twoja, to tak. - odpowiedziała mężczyźnie, z jakiegoś powodu strasznie żałując, że nie ma przy sobie jakiegokolwiek kija, którym mogłaby pogrzebać w ogniu. Dziwna ochota na to naszła ją właśnie teraz. - Czy się z nią zgadzam to inna kwestia. - dodała jeszcze, choć nieco ciszej, zupełnie jakby walczyła z sobą zanim w ogóle wypowiedziała kolejną kwestię. Spędziła tak dużo czasu na tym by się zmienić, a jedyne co osiągnęła w oczach przypadkowo spotkanego faceta to otoczenie się płaszczem kłamliwej obojętności? Nie mogła tego tak łatwo zaakceptować. I nie chciała tego zaakceptować. Nawet jeśli jej wcześniejszy uśmiech już nie sugerował obojętności.
- Zapał? Do czego? - zapytała, szczerze zdziwiona jego stwierdzeniem. Nigdzie nie stwierdzała niczego na temat zapału czy ochoty ku czemukolwiek. Po prostu pytała i po prostu oczekiwała odpowiedzi. - A ty masz swój naszyjnik na sobie? Ile... elementów posiada? - zapytała dalej patrząc jak płomienie tańczą ze sobą, gdy ona odwracała ręce w jedną i drugą stronę zanim przytknęła je do własnych policzków by i im przekazać nieco ciepła. Nie mogła się jednak powstrzymać od zadania kolejnego pytania choć nie powinna była tego robić. Powinna była mieć to gdzieś i po prostu przesiedzieć jakoś tę noc. Nie powinno było mieć to dla niej żadnego znaczenia, a jednak musiała zapytać. - Czym było to cenne coś? - w jej pytaniu nie było słychać obawy o to, że wścibia nos w nieswoje sprawy. Nawet jeśli tak było to Jacob mógł po prostu odmówić jej odpowiedzi. Nie potrzebowała się o to martwić. Nie potrzebowała się martwić o cokolwiek przecież. A jednak pytanie zadała.
Jacob prychnął, słysząc odpowiedź dziewczyny w sprawie ewentualnej uwagi, która miała jej dotyczyć. Było to jednak prychnięcie przepełnione swego rodzaju rozbawieniem. Mężczyzna powstrzymał się od komentarza, który wydawał mu się w tej sytuacji kompletnie zbędny. Siedział i gapił się w ogień trzaskający przyjemnie w pudełku. Gdyby nie było tak zimno, można by odnieść wrażenie, że oboje znajdują się po prostu w starej chatce, gdzie płomienie radośnie tańczą na palenisku, a w kociołku zaraz zagotuje się woda na jakiś przyjemny napar. Tak jednak nie było. Zimno zaczęło być w pewnym momencie przejmujące. Łowcy jeszcze na razie nie robiło to wielkiej różnicy prócz ewentualnych chwilowych dreszczy lub gęsiej skórki, ale Ayame czuła, jak zaczynają szczękać jej zęby. Prócz przychodzących i odchodzących co chwila dreszczy, łapała się na tym, że zaczyna nią telepać. Ogień poprawiał sytuację tylko na krótszą metę. W tym czasie jej towarzysz postanowił odpowiedzieć na jej pytania: - Może pomyliłem słowo, chciałem raczej powiedzieć, byś nie oceniała książki po okładce. A nazwa ma swoje uzasadnienie - rzekł na początku, a potem postanowił rozprawić się z kolejnym pytaniem dziewczęcia. Sięgnął do torby, wyciągając długi rzemień, z którego kolejno zwisało osiem kciuków. - Dziś dodam dziewiąty. Nie wyglądało to zbyt smacznie, jeszcze gorzej pachniało, a nawet Kirino mogła poczuć, że przebiega ją po plecach dreszcz. Jacob sięgnął po dzisiejszego kciuka i chwycił nóż. Naciął palec w poprzek, wsunął do niego rzemień i sięgnął po przybory do szycia. Ani nić, ani igła nie wydawały się Ayame normalne. Na pewno nie kupiłaby takich w pierwszym lepszym sklepie. Igła była prawie biała, ale również cienka i ostra. Nić wręcz lśniła bielą. Łowczy szybko uporał się z zadaniem, zawiązał niewielki lecz mocny supeł przy nowym kciuku. Nim schował wszystko do torby, wyjął z niej jeszcze kwadratowy pled. Na pierwszy rzut oka Kirino mogła stwierdzić, że ten jest bardzo stary. Rudy koc z potężną ilością włosia różnych zwierząt nie wyglądał zbyt zachęcająco, ale wydawał się ciepły. Mężczyzna schował wtedy pozostałe rzeczy do torby, po czym rozwinął pled. Przykrył się nim prawie cały, wystawała jedynie głowa i lewa stopa (w tym miejscu pled wydawał się nadgryziony i nieco poszarpany). Płomienie wciąż tańczyły w pudełku, dając wciąż tyle samo ciepła. Gorzej, że robiło się coraz zimniej... Gdy Jacob już się okrył, postanowił zainteresować się losem swojej towarzyszki. - A ty co? Nieprzygotowana...? - westchnął. Podniósł część koca, tym samym zapraszając dziewczynę, by pod niego zawędrowała. Jeśli się zbliżyła, mogła poczuć, że pled śmierdzi piżmem i jeszcze jakimś zwierzem. To wcale nie musiało być przyjemne doznanie... - Chodź, będzie cieplej - stwierdził w końcu, jakby to, co powiedział, miało być argumentem ostatecznym.
Kirino bez żadnych komentarzy przyglądała się działaniom Jacoba, nie poświęcając ani słowa temu, że już kilka osób straciło z jego powodu życie, ani temu że cała "ceremonia", której dokonał była, delikatnie rzecz ujmując, odrażająca. Była świadoma tego, że jej własne odczucie względem całej tej sytuacji nie miały żadnego zastosowania w tej chwili, bo mężczyzna prowadził zapewne kompletnie inne życie niż ona sama - jej komentarze na temat tego co robił poczytane mogły zostać za objaw impertynencji, a tego dziewczyna nie zamierzała znosić i nie czułaby się z tym dobrze. Różni ludzie w różny sposób prowadzili swoje życie. Pamiętała przecież też pewnego mężczyznę, który był dla niej swego czasu bardzo bliski. On też nie był aniołkiem, a jednak nie przeszkadzało jej to w traktowaniu go jako kogoś ważnego. Przynajmniej do pewnego czasu. Ludzie byli wychowywani w różny sposób i różne zdarzenia w ciągu ich życia skłaniały ich do takiego, a nie innego zachowania, a Ayame nie powinna była wtryniać nosa w nieswoje sprawy, jeśli chciała dążyć do ideału obranego przez siebie jakiś czas temu. Nawet jeśli jej wrodzona ciekawość nie pozwalała jej na to, by zachować całkowitą neutralność to przynajmniej wiedziała kiedy odpuścić. I obecny moment wydał się jej do tego idealny. - ...nie odpowiedziałeś na moje pytanie. - zauważyła jednak dziewczyna, choć tym razem nie dopytywała się już o nic, a po prostu stwierdzała fakt. Nie mogła zapytać ponownie o to, nawet gdyby bardzo chciała. Musiała zachować spokój i neutralność. Musiała, jeśli chciała aspirować do roli, którą kiedyś sobie obrała.
Starała się nie patrzeć jednak za bardzo na niego, gdy zajmował się swoją robótką ręczną, jakkolwiek to brzmiało. Nawet jeśli nie mogła "odwidzieć" już tego co zobaczyła, to mogła przynajmniej ograniczyć zasób pozyskanych wrażeń wizualnych do totalnego minimum, dlatego jej głowa naturalnie odchyliła się w kierunku wyjścia na świeże powietrze, a dopiero kolejne odezwanie się mężczyzny przywołało jej uwagę z powrotem na miejsce, w którym się znajdował. - Nie powinniśmy wyznaczyć wart? Możesz iść spać pierwszy. Obudzę Cię za 2 godziny. Czy coś w ten deseń. - Nie miała zegarka więc trudno byłoby jej to określić. Nie miała nic przeciwko dzieleniu z nim łóżka, ale nie chciała odkryć rano, że została zjedzona przez kolejnego ogromnego pająka. Warty wydawały się sensownym rozwiązaniem. Po tym jak to powiedziała odwróciła się tak, by wejście do ich kryjówki mieć tu przed oczyma, a jednocześnie nie oddalać się od cudownego ognia. I miała zamiar pilnować.
Mężczyzna utkwił wzrok w oczach dziewczyny, gdy usłyszał uwagę skierowaną do siebie. Mogła dojrzeć w nich coś w rodzaju złości, a może raczej... bólu? Trudno było jej to w tej chwili ocenić. Z ust Jacoba wydobyły się słowa: - Skoro nie odpowiedziałem, widocznie nie chciałem odpowiadać - odparł. Ton głosu zdawał się być wyjątkowo spokojny jak na to, co Kirino mogła przed momentem dojrzeć w ślepiach łowczego. Spojrzał na nią pytająco, gdy zaproponowała warty. - Myślisz, że jestem taki głupi, że nie zostawiłbym nikogo na warcie? - Jego ton wyraźnie wskazywał na to, że zadziało się właśnie coś absurdalnego. - Mam własne czujki w odpowiednich miejscach. Będę wiedział, że dzieje się coś złego jeszcze na sporo przed tym, jak to coś dojdzie tutaj i nas zaatakuje. Jestem łowcą, mam sen płytszy niż ci się zdaje. Po tych słowach wskazał głową miejsce obok siebie. - Jest cholernie zimno, wreszcie mam okazję, żeby się porządnie dogrzać, a grzałka, która sama wydaje się mi być chwilowo soplem lodu, postanawia zgrywać wstydnisię i bohaterkę w jednym. Kom nu! - Ostatnie słowa chyba wypowiedział w innym języku, niż tym, który znała Kirino. Mogła z kontekstu wychwycić, że chodziło chyba o to, by zwyczajnie do niego dołączyła (:>). Mogła też wychwycić, że z czasem jego akcent stawał się coraz gorszy - mniej zrozumiały, niektóre słowa się zlewały, znikało również "r" z większości jego wypowiedzi. Możliwe, że to był jakiś objaw zmęczenia.
Kurcze, ale było zimno. Było naprawdę cholernie zimno. To był ten rodzaj zimna, który powodował, że ludziom po plecach nie tyle przechodziły ciarki, co przejeżdżały wyposażone w ciężką artylerię, obsadzone w czołgach skutych lodowymi gąsienicami. Ayame miała wrażenie, że jej włosy powoli zamieniają się w delikatnie, cieniutkie sopelki lodu tylko z powodu tego, że wcześniej podczas biegu część potu mogła się na nich osadzić, a teraz zamarzała pod wpływem niesamowitego wręcz zimna, które atakowało ją ze wszystkich stron. Nawet ognisko zdawało się zamarzać - dziewczynie wydawało się, że płomyki ognia, te które powinny wesoło tańczyć i iskrzyć, w tym własnie momencie powoli pokrywały się szronem i same z siebie generowały chłód. Gdy rozejrzała się wokół siebie niemal w sposób kompletnie dostrzegalny dla gołego oka widziała, jak powietrze przesycone jest aurą mrozu, który niemal paraliżował wszelkie członki i nie tylko. Sam umysł dziewczyny zdawał się być tknięty uczuciem wszechpotężnego chłodu, temperatury niemal sięgającej zera absolutnego. Zimno było na tyle dotkliwe, że Kirino niemal zaczynała z jego powodu mieć halucynacje. Praktycznie widziała zimowego bałwana, który machał do niej wesoło, a jego twarz dziwnie podobna było do Daxowej mordki, którą Ayame swego czasu tak dobrze znała. Świadomość jednak mówiła jej, że to nie może tak być, dziewczyna nie mogła jednak potrząsnąć nawet głową, bo obawiała się, że jej soplowate włosy momentalnie połamią się na setki kawałków. Mogły być odporne na magię, ale niekoniecznie już na zimno. Szczękanie jej zębów między poszczególnymi wypowiedziami zdawało się być słyszalne nawet dla mamutów, które przecież wyginęły wieki temu, ale ten chłód przenikał przez sferę czasoprzestrzenną i docierał nawet do tych lat, kiedy pierwsi ludzie nie znali jeszcze ognia, bo było za zimno by przypadkowo go wymyślić. Chłód potężny był na tyle, że przez chwilę Ayame obawiała się, że jej gardło całkowicie zostało zmrożone i już nigdy nie będzie w stanie wydać z siebie żadnego dźwięku. Tak, jedyny odgłos jaki mógł się z niego wydać byłby odgłosem chłodnego smutku potęgującego jeszcze atmosferę panującą w tym miejscu. I nieważne jak bardzo Ayame bliska była ognia, wciąż odczuwała igiełki mrozu wbijające się w jej skórę, zupełnie jakby setka pielęgniarek próbowała wbić jej zastrzyki, jakieś szczepionki w żyłę, nie potrafiąc jednocześnie jej odnaleźć, więc wbijały ponownie i ponownie. Zaziębiona dziewczyna spojrzała na Jacoba schowanego pod lodowym dywanem, zimno bowiem musiało być na tyle, by i sam "ocieplacz" stał się de facto już chłodny. Nie mogła jednak płakać nad swoim losem, bo ryzykowała zamarznięcie jej własnych powiek, a to byłoby straszne. Była jednak na tyle mądra i umiała chłodno kalkulować w tej sytuacji, dlatego łzy się nie pola-- posypały. Nowych kostek lodu nie zamierzała generować. Głos mężczyzny też brzmiał nad wyraz chłodno, a dziewczyna zauważyła jego dziwnie zmieniający się akcent. Zdenerwował się jej zachowaniem? Niepotrzebnie. Już wystarczająco dużo problemów mieli z zimnem, by jeszcze przejmować się wzajemnymi odruchami behawiorystycznymi. Choć może to i lepiej? Może w tej mroźnej pustyni ich życia te energiczne uczucia potrafiły jakoś, choć troszkę rozgrzać mężczyznę? Na swój sposób chłodna dziewczyna wyrządzała mu w ten sposób przysługę, choć zupełnie niechcący i bez takiej intencji. Jakie intencje można było mieć zresztą w tej chwili, poza chęcią fizycznego sprania chłodu na ciepłe jabłko? Gdyby mogła ubiłaby go na lody gałkowane, a następnie spałaszowała. Mówiąc o lodach, wszystkim dobrze znane uczucie zjedzenia czegoś bardzo zimnego, które następnie objawiało się w bólu mózgu również nie było obce dziewczynie w tym momencie. Ale i z tym próbowała walczyć - doskonale wiedziała, że nie mogła sobie pozwolić na porażkę w starciu z otoczeniem. Choć był to przeciwnik surowy i bezwzględny, to ona starła się już z trudniejszymi niż on. Chłód mordował, lecz nie ją. Nie tym razem.
Dziewczyna kiwnęła zmarzniętą głową na słowa Jacoba, nieomal nie tracąc jej w ten sposób, gdyż jej szyja była praktycznie skuta lodem. Na szczęście jednak udało się jej zachować zdrowie i głowę. Nie zamierzała odpowiedzieć w żaden sposób na irytację mężczyzny. W ogóle fakt, że ten tak szorstko jej odpowiedział dziwił nieco dziewczynę, ale ta nie zaryzykowała nawet wzruszenia ramionami, gdyż tak bardzo było jej teraz chłodno, że nie chciała pozwolić ciepłu znajdującemu się pomiędzy jej ciałem, a rękoma na ulecenie w siną dal. Nie powstrzymała się jednak od komentarza. - Myślę, że lepiej być przezornym niż potem czegokolwiek żałować. Nie znam cię. Nie wiem co masz w zwyczaju, a co nie. Uspokój się zamiast zachowywać jak dziecko, które naburmuszone próbuje przekonać rodzica do tego, jakie to ono jest mądre. Spokojnie. - jej głos nie był jednak tak chłodny jak powietrze wokół niej, raczej nosił jednak znamiona tonu Ayame sprzed pewnego czasu, co zaskoczyło nawet ją samą, choć nie tak bardzo jak mróz, który otaczał ją ze wszystkich stron, to było najbardziej zaskakujące z tego wszystkiego. Mimo wszystko była jednak zadowolona z odpowiedzi chłopaka, choć nie do końca mu ufała w tej kwestii. Czemu miała? Nie miała ku temu powodów. - Nie jestem też grzałką. - dodała jeszcze, tym razem jednak podchodząc już do pledu i wsuwając się weń, pozostawiając jednak odstęp między sobą, a mężczyzną. Nie zamierzała się do niego przytulać. - Jesteś zbyt chłodny w tej sytuacji. - rzuciła, choć nie obróciła się do niego plecami. Nie zamierzała ryzykować.
MG podliczał jeszcze, ile razy słowo chłód i jego pochodne zostały użyte w całej wypowiedzi, za to Jacob słuchał z coraz większym zaciekawieniem tej dziewczyny, którą przecież poznał zaledwie kilka godzin temu. Oczywiście, to była pora zaskakiwania siebie nawzajem, wszak ich znajomość nie trwała długo. Mimo wszystko zdawało się, że łowczy w pewnym sensie całkiem nieźle się bawił. Szczególnie ostatni komentarz dziewczęcia, którą obdarzył po jego wypowiedzeniu szerokim uśmiechem. Gdy wreszcie władowała się pod pled, poczuła dodatkowy piżmowy zapach. Oprócz pledu śmierdział również jej towarzysz. Mogła jedynie zgadywać, że nie miał środków sanitarnych do tego, by zapobiec śmierdzeniu sobie w lesie. Poczuła jednak przyjazne ciepło i choć początkowo drażniąca woń piżma nacierała wręcz na jej nozdrza, tak po dłuższej chwili w ogóle tego zapachu nie czuła. Mogła w spokoju zasnąć, czując, że sople z jej włosów dają za wygraną, podobnie jak lód na jej szyi. Śnił jej się dawny kompan, bałwanek Dax, którego lepiła każdej zimy na swoim podwórku z mamą Alezją i tatą, który był jakimś murzynem. Bałwanek Dax zaczynał potem mówić, śmiesznie sepleniąc, że tak naprawdę, to on by chciał już lato i plażę. W międzyczasie pojawiła się gdzieś siostra Kirino, Yugata, która chciała zabrać jej wszystkie zabawki i Daxa przy okazji też. Już, już miała wyrywać Daxowi jego lodowe serce, żeby je pożreć, gdy... ...obudziła się. Ktoś potrząsał jej ramieniem i był to nie kto inny, jak Jacob. - Wstawaj. Zbliżają się. Musimy wiać. Mogła zauważyć, że wszystko było już spakowane prócz pledu. Mężczyzna był gotowy do drogi, w ręce trzymał tylko dwa pasy suszonego mięsa. Jeden z nich wcisnął Ayame do ręki. - Zjedz szybko i lecimy, nie ma czasu.
Ranek nie był dla niej najlepszą porą na sensowne życie, ale jednocześnie poranne wstawanie w ostatnim czasie sprawiało jej zdecydowanie mniej problemów niż kiedyś. Łatwiej było się budzić, gdy głowa nie była pełna wyrzutów sumienia i przemyśleń, które mogły pozostać z poprzedniej nocy. Teraz Ayame miała głowę o tyle lżejszą, że wszelkie problemy zepchnięte były na skraj świadomości, wyczuwalne przez dziewczynę, ale nie powodujące konkretnych zmian w jej zachowaniu. Gdy Jacob ją obudził w pierwszej chwili rzecz jasna nie była pewna tego co wokół się dzieje, a gdy podniosła głowę z poduszki w pierwszej chwili wpatrzyła się w mężczyznę bardzo nieprzytomnym i niezrozumiałym wzrokiem, lecz gdy ten wcisnął jej w dłoń jedzenie, wiedziona kobiecym instynktem przetrwania, świadoma była tego, że należy je włożyć do buzi i spokojnie przerzuć, w międzyczasie odzyskując energię i koncentrację potrzebną na dalsze życie. Była kobietą, lecz kobietą, która nie przykładała aż takiej wagi do swojego wyglądu by przejmować się ubraniami czy tym, że chodziła w nich już drugi dzień. Potrzeby fizjologiczne wydawały się też być w miarę spełnione póki co, być może był to skutek jej przemiany w motyla, że póki co wszystko było okej. Gdy po chwili dotarła do niej pełna treść wypowiedzi mężczyzny, wciąż przeżuwając jedzenie dziewczyna podniosła się ze swojego tymczasowego "łoża" na równe nogi, następnie przyglądając się w ciszy mężczyźnie. Poprawiła szybko swoje ubranie, odgarnęła włosy z twarzy i przetarła oczy wolną pięścią. Sprawdziła też czy ma przy sobie wszystką swą własność, głównie parasolobroń, a następnie gotowa była właściwie do drogi. Ostatnie kęsy jedzenia poszły w zapomnienie. - Jestem gotowa. Chyba. - odpowiedziała szczerze, nie wiedząc tak naprawdę czy wszystko jest okej. Tak długo jednak jak miała przy sobie swój parasol, resztę ekwipunku i magiczne zdolności wydawało się, że wszystko będzie okej. - Dokąd teraz? - zapytała jeszcze, ale gdy mężczyzna zaczął się poruszać szła za nim. Wciąż próbowała się otrząsnąć z pozostałości letargu i snu, który zalegał na kącikach jej powiek, dlatego skupiała się mocniej na ruchach mężczyzny i podążała krok w krok za nim, tak by nie popełnić jakiejś głupiej pomyłki. Musiała się szybko ogarnąć.
Ogarnęli się dość szybko. W międzyczasie Jacob rzucił Kirino jeszcze bukłak z wodą. Woda jest zawsze potrzebna. Była nieco zimna, ale z pewnością pomogłaby się obudzić. Łowca szanował to, że dziewczyna stosowała się do jego uwag tym razem. Musieli działać szybko. Przesuwali się w kierunku wschodnim, tak przynajmniej mogło się Ayame zdawać, bo słońce wystawało daleko zza gałęzi, a niebo miało kolor taki, jakby wielka gwiazda dopiero przed chwilą pojawiła się na horyzoncie. Do tego na zewnątrz wciąż było chłodnawo - różowowłosa widziała parę unoszącą się z jej ust przy każdym oddechu. Jedyne, co mogło zwrócić jej uwagę dodatkowo był... brak ptaków. Żaden nie śpiewał. W lesie byłoby zupełnie cicho, gdyby nie wiatr kołyszący gałęziami. - Bądź przygotowana - rzucił Jacob. - W każdej chwili możemy trafić na którąś z tych kreatur. Łowca szedł ostrożnie. Kuszę trzymał nisko, ale w każdej chwili gotów był nałożyć nań bełt, wycelować i wystrzelić. Szli tak przez jakieś pół godziny, gdy nagle usłyszeli pisk. Sokół zanurkował ku nim i przeleciał tuż nad głową Jacoba. Ten cofnął się, chwycił Ayame za przegub i pociągnął za sobą. - Są za nami! UWAŻAJ! - wrzasnął, widząc, jak tuż za nimi biegnie kolejny olbrzymi pająk. Nie, to nie był jeden pająk. Były chyba z trzy... Co najmniej trzy... Bez trudu omijały drzewa, a odległość między nimi, a naszymi bohaterami zmniejszała się z każdą sekundą. W tej chwili wynosiła około 250 m. Jacob na chwilę puścił rękę dziewczyny, żeby strzelić. Wyciągnął bełt z zielonkawym grotem, ułożył go na kuszy, prędko naciągnął i wystrzelił w stronę jednego pająka. Dostał w korpus. Bełt wybuchnął zielonkawą substancją i pancerz stwora zaczął się topić. Kreatura pisnęła przeraźliwie i padła na ściółkę, ale tuż za nią pojawiła się kolejna. - Szlag - warknął Jacob i cofnął się gwałtownie. - Wiejemy! Ruszył pędem przed siebie, zajmując się przy okazji kuszą. Odległość pomiędzy nimi a pająkami wciąż się zmniejszała...
Była cały czas przygotowana. Może poza pierwszymi minutami zaraz po pobudce, ale te już przecież minęły jakiś czas temu. Od momentu, w którym poczuła się bardziej żywo była przygotowana na to, że w każdej chwili może zostać zaatakowaną przez przerośnięte stwory, które z jakiegoś powodu pojawiły się w tym miejscu i urządziły sobie polowanie na ludzi. Zaburzone stosunki wzrostu między przedstawicielami obu gatunków mogły być powodem występowania koszmarów u ludzi. Jak tak się nad tym pomyśli, to gdyby części zwierząt, które normalnie były maleńkie i niegroźne dla ludzi, powiększyć rozmiary, to niewykluczone, że gatunek ludzki miałby spore problemy z przetrwaniem w swoim niezaburzonym stanie. Albo w jakimkolwiek stanie. Reasumując jednak - była gotowa. Gotowa do biegu, gotowa do walki, gotowa do zmuszenia swoich mięśni i zbiornika magicznego do najwyższego stopnia wysiłku, który mógłby skutkować nawet wystąpieniem skurczy. Tak bardzo była gotowa. Nie pokazywała jednak tego po sobie, nie odzywała się też za bardzo. Kiwnęła tylko głową na słowa mężczyzny. Dopiero gdy ten wydarł się jej wprost w ucho, dosłownie na chwilę odwróciła wzrok w jego kierunku i tak samo przez chwilę w jej oczach widać było po raz pierwszy coś w rodzaju irytacji. - Nie drzyj się. - odpowiedziała lodowato, nie sprzeciwiała się jednak jego nakazom i robiła jak mówił. Gdy krzyczał by wiali, ona posłusznie ruszyła za nim. Dopiero gdy biegła odezwała się ponownie. - Jestem magiem. Mogę pomóc. Jak mam się przydać? I nie mów, że mam siedzieć cicho i nic nie robić. Wykorzystaj mnie. - powiedziała szybko, najszybciej jak mogła jednocześnie zachowując w miarę spokój, by poszczególne słowa były zrozumiałe.
Abel
Liczba postów : 1137
Dołączył/a : 09/09/2012
Skąd : Dunno.
Temat: Re: Chata starego czarownika Gordona Nie Wrz 27 2015, 18:06
MG
Początkowo Kirino mogła odnieść wrażenie, jakoby jej towarzysz nie zwracał w ogóle uwagi na jej słowa. Było to jednak tylko początkowe wrażenie, bo gdy przeszła do meritum sprawy, mogła zauważyć, że Jacob zaczął już snuć plany dotyczące jej wkładu w niszczenie bestii. - Atakuj je tym, co masz, byle bez żadnych chmur, które zasłonią mi cele. Zazwyczaj celuję w głowę - poinformował jeszcze, gdy zatrzymali się za jednym z głazów stojących wśród drzew. Dla Jacoba był to czas na przeładowanie broni i przyjrzenie się sytuacji, która, krótko mówiąc, nie było zbyt różowa. Trzy pajęczaki nadciągały w ich kierunku. Co najmniej trzy. Zdawało się, że pierwszy był już jakieś sto metrów od nich. Jacob wychylił się zza kamienia, żeby móc w spokoju wycelować. Cel się ruszał, ale jeden strzał pozwolił przynajmniej na chwilowe zatrzymanie. Tym razem bełt wydawał się zwyczajny, ale trzeba było znowu uciekać. Przynajmniej takie znaczące spojrzenie posłał Ayame Jacob. - Leć, ile sił w nogach - nakazał, wracając do nakładania kolejnego bełta na kuszę. Jeden pajęczak na razie przeżywał w miejscu do, że oberwał w pierś (choć spokojnie zapewne mógł się jeszcze ruszać), a dwa pozostałe szły trochę naokoło. Zupełnie, jakby chciały ich teraz otoczyć.
Poniżej znajdują się buttony for, z którymi obecnie prowadzimy wymianę. W celu nawiązania współpracy zachęca się do odwiedzenia pierw tematu z regulaminem wedle którego wymiany prowadzimy, a następnie do zgłoszenia się w tym temacie. Nasze buttony oraz bannery znajdują się zaś w tym miejscu.
Layout autorstwa Frederici. Forum czerpie z mangi "Fairy Tail" autorstwa Hiro Mashimy oraz kreatywności użytkowników. Wszystkie materiały umieszczone na forum stają się automatycznie własnością jego jak i autorów. Dla poszanowania Naszej pracy uprasza się o nie kopiowanie treści postów oraz kodów bez uprzedniej zgody właścicieli.