Imię i Nazwisko
Mężczyzna spojrzał na dziewczynę, która siedziała na metalowym krześle. Ubrana była w typowy, więzienny strój, czyli krótko mówiąc: Stylowe, czarno-białe pasiaki. Westchnął ciężko. To było już trzecie przesłuchanie, a ta nadal nie chciała się choćby słowem odezwać. Wszedł do pokoju z kubkiem kawy, który położył na stole. Spojrzał na podejrzaną, a potem na niewypełnioną jeszcze kartotekę. Wziął głęboki wdech i zapytał:
- Jak się nazywasz?
Cisza.
- Jak się nazywasz?- Powtórzył pytanie.
Jak na razie anonimowa dziewczyna nie miała zamiaru nic mówić. Okej. Może jak ją przymuszą, to się przyzna. Podszedł do niej i chwycił mocno w rękę jej twarz. Musiało choć trochę ją zaboleć.
- Gadaj, albo stanie się coś tej dziewczynce… która z tobą była.
Dziewczyna spojrzała z przerażeniem na policjanta. Obiecali jej, że mała będzie bezpieczna! Wzięła głęboki wdech i przygryzła wargę.
- No więc?- Pośpieszył ją.
-
Tehari… Tehari Miwasaka.
Pseudonim
Mężczyzna uśmiechnął się triumfalnie. Wiedział, że ten mały szantaż zadziała. Wpisał w odpowiedniej rubryczce jej dane. Następny był pseudonim. Z tego co słyszał to jakiś posiadała. Teraz tylko się dowiedzieć jaki.
- Masz zapewne jakiś pseudonim- Dziewczyna przytaknęła głową.- Jaki?
Tehari spojrzała na policjanta. Była w rozterce. Z jednej strony jej kryptonim był ścisłą tajemnicą, a z drugiej małej groziło niebezpieczeństwo, jeżeli im tego nie zdradzi. Spojrzała na swoje skute kajdankami dłonie. Jakby nie to, że przez nie, nie mogła używać magii, to już dawno jego znajomi zbieraliby go w kawałkach z podłogi.
-
Rose- szepnęła.
- Mhm… grzeczna dziewczynka.- Uśmiechnął się, wypełniając kolejną rubryczkę.
Płeć
Mężczyzna spojrzał na siedzącą naprzeciwko niego przedstawicielkę płci pięknej. Tak, zdecydowanie była
kobietą. Bez zawahania zapisał to w kartotece.
Waga
- Wstawaj. Tam masz wagę. Nie próbuj żadnych sztuczek, bo inaczej pożałujesz.- Zagroził.
Tehari wykonywała jego polecenia. Robiła to dla małej. Przecież nie mogła jej narazić na niebezpieczeństwo prawda? Weszła na wagę, która pokazała, że dziewczyna waży
58 kilogramów. Zostało to oczywiście odnotowane.
Wzrost
- Doskonale. Teraz zmierzymy wzrost. Tam jest miarka, oprzyj się o ścianę, stój prosto…- wykonała każde jego polecenie- bardzo dobrze.- Pochwalił ją mężczyzna.-
165 centymetrów- powiedział do siebie.- Siadaj.
Wiek
- Wiem, że o wiek kobiet się nie pyta, ale niestety muszę, wybacz.- Zaśmiał się ze swojego „żartu”.- Podaj dokładną datę urodzenia.
- Mam 22 lata, urodziłam się 29-tego lutego X779 roku.
- Nie dałbym ci tyle lat, młodo wyglądasz- mruknął jedynie w jej stronę.
Nie odpowiedziała.
Gildia
- Jesteś w jakiejś nielegalnej gildii. W jakiej?- zapytał.
- Od X790 roku jestem pod opieką Fairy Tail.
- Łżesz!- krzyknął mężczyzna.
Tehari przygryzła wargę. Nie miała zamiaru mówić. To była tajemnica, nie mogła się przyznać do bycia w
Szczurach, prawda? Z drugiej strony… Mała. Co jak jej zrobią krzywdę? Nigdy by sobie tego nie wybaczyła! Nie. Obiecała Mu, że pod żadną groźbą nie zdradzi swojej przynależności.
- Jestem niezrzeszonym magiem, nie należę do żadnej gildii.- W sumie nie skłamała. Szczury to nie gildia.
Miejsce umieszczenia znaku gildii
- Nie wierzę ci- odrzekł mężczyzna.
Tehari spojrzała na niego i westchnęła ciężko. Miała nadzieję, że ominie ją pewna krępująca sytuacja, ale nie miała wyjścia. Westchnęła ciężko i powiedziała:
- Nie mam znaku. Możesz mnie nawet rozebrać, jak ci tak na tym zależy.- Prychnęła.
Cóż zrobił nasz pan policjant? A to co powiedziała dziewczyna, a raczej kobieta. Kazał jej wstać i zdjął z niej jej pasiak. Stała przed nim w samej bieliźnie. Zaczął dokładnie obserwować jej ciało z każdej strony. W sumie… mogła mieć znak w jakimś nietypowym miejscu. Na pośladku, albo… no. Nie. Nie będzie jej rozbierał jeszcze bardziej. Westchnął ciężko, pomógł jej się ubrać z powrotem. Napisał, że nie należy do żadnej gildii, a z tym wiązało się to, że
nie posiadała również znaku.
Klasa Maga
- Jakiej rangi magiem jesteś?- zapytał, pewnie to jakaś wielka tajemnica nie była.
-
Zero- odpowiedziała.
Rubryczka została oczywiście wypełniona.
Wygląd
Sporządzanie portretu pamięciowego sprawcy.- Dzień dobry, pani Mario. Proszę, niech pani usiądzie. Nazywam się Angelina. Pani zadaniem będzie pomóc mi sporządzić portret osoby, którą pani widziała dwa tygodnie temu.
- Dam z siebie wszystko- przytaknęła kobieta. Miała czarne włosy, w których było widać pojedyncze siwe pasma. Była niska.- Na samym początku powiem, że była to kobieta o średnim wzroście, ale wyższa ode mnie znacznie. Wydaje mi się, że miała nieco ponad sto sześćdziesiąt centymetrów, tak. Coś koło tego. Szczupła, może nawet miała niedowagę, ale pewna nie jestem, różnie z tymi ludźmi bywa. Jednakże jej sylwetka, jej ciało, było bardzo kobiece. Widziałam jej piersi, miseczka B na sto procent. Jestem brafitterką*, znam się na tym. Wąska talia i szerokie biodra. W oczy mi się rzuciła jej jasna karnacja. Większość dziewcząt o tej porze zazwyczaj jest opalona, a ta była blada niczym nieboszczyk, tak nawiasem mówiąc. Ta dziewczyna, czy też kobieta, miała długie, brązowe włosy spięte w wysokiego kucyka.- Po jej plecach przeszedł dreszcz.- Nie jestem pewna co do koloru oczu. Mam bardzo dobry wzrok, byłam stosunkowo blisko tego całego zamieszania, ale ręki uciąć sobie nie dam… wydaje mi się, że miały barwę czekoladową, ale nie mogę tego na sto procent potwierdzić.- Westchnęła ciężko.
- Proszę opisać jej twarz.
- Ach, no tak. Portret pamięciowy, już, już. Ładna dziewczyna, a tak mi się wydaje chociaż. Miała delikatne rysy twarzy, bardzo dziewczęce, jak u małej dziołszki. Taką niewinną buzię miała, że aż trudno uwierzyć, że zdolna do przestępstwa była! Szkoda, szkoda.- Westchnęła ciężko kobieta.- I była pomalowana. Usta na czerwono, taki krwisty czerwień to był, co mi się w oczy rzuciło. Tak. Fajne te usteczka miała, fajne. Takie duże… tak. Nos… nos też miała oczywiście. Taki mały, drobniutki.
Kobieta słuchała uważnie zeznań pani Marii i rysowała portret pamięciowy. Gdy skończyła, pokazała wynik swojej pracy.
- Hm… bardzo podobna… ale ona miała grzywkę. Na czoło jej opadła.- Kobieta poprawiła rysunek i znów go podała zeznającej.- O! Tak, toć to ona!
- Bardzo dziękuję pani za pomoc, do widzenia.
- Do wiedzenia pani!
* Kobieta zajmująca się zawodowo dobieraniem biustonosza.Charakter
//Jakby się komuś całego nie chciało czytać, to charakter zaznaczony jest na brązowo//Mężczyzna spojrzał na dziewczynę, a potem na portret rysunkowy, który został sporządzony przez świadka. Tak. To zdecydowanie była ona. Teraz pozostaje tylko kwestia charakteru. Nie miał zielonego pojęcia, jak ją opisać. Nie znał jej tak naprawdę, a nie udało się dotrzeć do kogoś, kto był w bliskich stosunkach z nią. Niby mieli tą małą, ale była tak przestraszona, że tylko płakać potrafiła... Mężczyzna westchnął ciężko.
- Kontynuując…- odchrząknął mężczyzna.- Opisz siebie, jaka jesteś?
Tehari uniosła jedną brew do góry. Jaja sobie ten facet robił czy co? Po cholerę było im wiedzieć, jaka jest z charakteru? Westchnęła ciężko i spojrzała w sufit. W sumie nie wiedziała, co powiedzieć. Nie znała siebie. Nie wiedziała jakich słów użyć, by oddać „swoją pełnię”, czy jak to tam inaczej nazwać.
- Nie mnie pytajcie…- wzruszyła jedynie ramionami.- Najlepiej opisze mnie mój przyjaciel. Daj kartkę, to ci nawet adres zapiszę.
Funkcjonariusz przytaknął jedynie głową i dał jej jakiś świstek i kawałek kartki. Przyda się ktoś, kto znał tą dziewczynę. Dla niego była istną zagadką…
- Okej… dziś to by było na tyle- powiedział.- Reszta jutro.
~*~
Mężczyzna zapukał do drzwi. Pod tym adresem miał mieszkać przyjaciel tej całej Tehari, która była podejrzana o pobicie ze skutkiem śmiertelnym. Westchnął ciężko. No cóż, zawsze mogła go okłamać, ale nic nie stało na przeszkodzie, by sprawdzić podaną przez kobietę informację.
Drzwi otworzyły się, a przed policjantem stanął wysoki chłopak w samych bokserkach. Na twarzy miał dwudniowy zarost. W prawej ręce trzymał puszkę z piwem. Funkcjonariusz odchrząknął i powiedział:
- Dzień dobry panu. Nazywam się X i przyszedłem do pana w sprawie Tehari Miwasaka. Jestem z policji.
- Boże… co ta dziewczyna znowu narobiła?- Westchnął ciężko chłopak.- Proszę wejść.
W mieszkaniu było czuć dym papierosowy pomieszany z zapachem etanolu. Mężczyzna się czuł, jakby wylądował w jakiejś melinie. Przejechał dłonią po twarzy i usiadł na kanapie, która się zapadała. Pewnie była stara jak świat…
Chłopak usiadł naprzeciwko niego. Zapalił papierosa i spojrzał na funkcjonariusza, mówiąc:
- No ten.. hym… co chce pan wiedzieć na temat Tehari? I jeżeli można wiedzieć, to czego od niej chce policja?
- Jest podejrzana o pobicie ze skutkiem śmiertelnym, czyli, krótko mówiąc, o morderstwo.- Znów odchrząknął.- Powiedziała, że będzie pan w stanie opisać ją… znaczy jej charakter. Potrzebny jest do raportu…
Chłopak nic nie powiedział, tylko przymrużył oczy. Dopiero po chwili się odezwał:
- Dobra… jaka jest?- Westchnął ciężko.-
Trudno powiedzieć. Z jednej strony opiekuńcza, bardzo życzliwa i sumienna, o co by się ją nie poprosiło to po prostu to zrobi. Można z nią porozmawiać dosłownie o wszystkim, jest bardzo inteligentną dziewczyną i łatwo wpaść w jej sidła, że tak to ujmę. Nieraz nabierałem się na coś, a ta czerpała wielką przyjemność z tego, że mnie wrobiła. Za przyjaciół jest w stanie życie oddać, są dla niej tak ważni. Zastępują jej rodzinę, więc się nie dziwie. Bardzo ceni osoby, które szanują swoich rodziców. Nie przepada za tymi, którzy lekceważą ich zdanie i po prostu mają ich gdzieś.- Westchnął ciężko.- Z drugiej strony… potrafi być przerażającą kobietą. Parę razy mi się oberwało za to, że skomentowałem jej wygląd, bo ona dopatrzyła się tam jakiegoś podtekstu czy czegoś, ach te baby.- Chłopak podrapał się bo głowie.- Czasem, gdy widziałem ją w akcji… to aż bałem się podchodzić. Jak się dziewczyna wczuje, to strach jej przerywać. Wystarczy dać jej odpowiedni powód, a jest w stanie bez zawahania… zrobić komuś krzywdę.- W sumie chciał powiedzieć „zabić”, ale pewnie pogorszyłby jej sytuację.- Tehari to dziewczyna, kobieta, uparta i zaciekła. Zawsze broniła i bronić będzie swoich racji, gdy wie że są one słuszne. Potrafi, wbrew pozorom, przyznać się do błędu, mimo że to uwłaczać może jej MĘSKIEJ dumie.
- Męskiej?- Zdziwił się policjant.
- Owszem, męskiej. Jeżeli chodzi o dumę, jest tak wielka jak u faceta, jak i nie większa. Tylko że ona, w przeciwieństwie do mnie, jest w stanie powiedzieć: „Słuchaj, stary, miałeś rację”. I ją za tą podziwiam. Jest osobą godną zaufania. Nie zdradzi czyichś sekretów, nawet jakby ją torturowano. Prędzej by umarła, niżeli miałaby powiedzieć coś, co komuś mogło zaszkodzić. Potrafi poświęcić własne szczęście na rzecz cudzego.- Uśmiechnął się delikatnie i spojrzał w sufit.- Ma wiele wad. Bywa hałaśliwa, denerwująca, nieraz człowieka potrafi z równowagi wyprowadzić. Czasami mam wielką ochotę jej przywalić za głupoty, które plecie, ale… jest kimś, kogo po prostu nie da się nie lubić. Trzeba ją po prostu poznać. Na początku znajomości bywa nieufna i raczej podchodzi do wszystkiego z dużym dystansem… ale z czasem się zmienia. Zmienia się w Tehari, którą wszyscy kochamy.
- Rozumiem- odparł funkcjonariusz.- Dziękuję za informacje.
Policjant oczywiście wszystko sobie na brudno zanotował. Jak wróci do domu, to napisze to na czysto.
- Cieszę się, że mogłem pomóc.- Uśmiechnął się chłopak.- Do widzenia.
- Do widzenia.
Gdy mężczyzna wyszedł, chłopak zaśmiał się głośno. Ach ta Tehari. Była sprytna. Złapała ją policja, wpadła w niezłe tarapaty, ale jak zwykle potrafiła z nich wybrnąć. Mądra dziewczyna.- Nie ma to jak policjant, informujący Szczura o tym, że jego towarzyszka jest aresztowana.- Wstał z kanapy.- No cóż. Mogłem się tego po niej spodziewać… a teraz, pora na akcję ratunkową!
Historia
Policjant spojrzał na Tehari, która najwyraźniej była już tym wszystkim zmęczona. W sumie nie dziwił się jej, już drugi dzień uzupełniali kartotekę, a jak na razie zero konkretów. Miał ochotę przepytać ją o parę rzeczy, ale zrobi to juto, bo dziś mu się nie chciało. Kawa się skończyła, a bez niej ani rusz. Westchnął ciężko i kazał ją wyprowadzić.
~*~
Leżałam spokojnie na swojej pryczy. Była tak niewygodna, że nawet nie byłam w stanie zasnąć. Westchnęłam ciężko. Miałam nadzieję, że się pośpieszą. Jutro zapewne będą mnie wypytywać o tą całą akcję, dlatego też wolałam by się zjawili z samego rana. Byłam już zmęczona tym wszystkim. Chciałam wrócić do domu, położyć się w ciepłym łóżku i mieć wszystko i wszystkich gdzieś chociaż na jeden dzień. Ale musiałam jeszcze trochę wytrzymać. Zamknęłam oczy.
- Może jednak się zdrzemnę?- powiedziałam sama do siebie. Nawet nie zauważyłam, kiedy zasnęłam.
~*~
Ustawiliśmy się wszyscy w rządku. Ojczym, jak przed każdą wyprawą, przeliczał czy wszyscy są. Co się dziwić… ósemka dzieci na głowie to nie są żarty, wolał się upewnić, czy wszyscy są. Akira był byłym wojskowym, przez co trochę nas „tresował”, ale lubiłam go. Dzięki niemu nauczyłam się wielu przydatnych rzeczy. Między innymi jak przetrwać w lesie całkiem sama.
- Kolejno odlicz!- krzyknął ojczym.
Każdy z nas zaczął odliczać. Ja stałam na samym końcu, bo byłam najstarsza z całego rodzeństwa i moim zadaniem było pilnowanie dzieciarni, by się nie rozchodziły po bokach podczas marszu. Te bachory często miewały różne pomysły i wolałam mieć się na baczności. W razie czego w plecaku miałam linę. Jakby się nie słuchali to zwiążę każdego ze sobą, a koniec będę trzymać ja i będę prowadziła ich jak pieska na smyczy. Już parę razy tak z nimi zrobiłam i od tamtego czasu już nie próbują żadnych głupich wybryków, ale cholera ich wie, dlatego na wszelki wypadek wzięłam tą linę.
Ruszyliśmy. Szliśmy szybko, Akira nadawał bardzo żwawe tempo, przez co dzieciaki trochę narzekały, ale to była norma. Pierwsze pięć minut drogi to były same jęki i niezadowolenia, ponieważ one biedne nie nadążają. Potem dostosowują się do ojczyma i wszystko jest okej, ale jak na razie musieliśmy przebrnąć przez ich humorki.
Celem naszej dzisiejszej wyprawy były góry, oddalone od naszego rodzimego miasta o jakieś dziesięć kilometrów. Pogoda zapowiadała się wręcz idealna na biwakowanie. Słonko grzało, ale nie było upalnie. W górach pewnie będzie trochę zimniej, ale miałam ze sobą cieplejszą kurtkę, nieprzepuszczającą wiatru, więc spokojnie powinnam wytrzymać, nawet jakby zerwała się nagle ulewa. Nie wiedziałam co z dzieciarnią, bo Akira kazał mi nie pomagać im w pakowaniu się. Znając ich, to plecaki w połowie mieli słodyczami zapełnione, ale to nie był mój problem.
Po półtoragodzinnej wędrówce doszliśmy na miejsce. Po drodze zrobiliśmy dwa przystanki, bo dzieciaki narzekały, że chce im się pić, że muszą się załatwić i tym podobne rzeczy. Miejscem naszego biwakowania była polanka, którą z ojczymem znaleźliśmy podczas obeznania terenu.
Zdjęłam plecak z pleców i położyłam go na ziemie. Otworzyłam największą z kieszeni i wyciągnęłam z niej namiot oraz śpiwór. Dzieciaki spojrzały na mnie przerażone. Oho… nie wzięli najważniejszych rzeczy na biwak. Westchnęłam ciężko. Co oni by beze mnie zrobili? Jak zwykle miałam ze sobą zapasowe namioty, jednakże śpiworów już nie. Trudno, będą musieli sobie posłanie z trawy zrobić. Ich problem.
Zajęłam się rozkładaniem mojego namiotu. Potem poszłam pomóc robić Akirze tymczasowy płot, który miał nas chronić przed zwierzyną. Wzięliśmy z domu kilka metrów siatki, która wystarczyła do ogrodzenia naszego obozowiska. Po skończonej robocie mieliśmy rozpalać ognisko, ale moje kochane rodzeństwo nadal męczyło się z namiotami. Przeciągnęłam ręką po twarzy, załamana.
- Nie pomagaj im- powiedział Akira.- Muszą sobie sami poradzić. Chodź, zrobimy sobie coś do jedzenia.
Spojrzałam przelotnie na moje rodzeństwo, które nie wiedziało jak uporać się z wielce skomplikowanym mechanizmem. Prychnęłam cicho i poszłam z ojczymem. Muszą się życia nauczyć, ot co!
- Za miesiąc będą trzy lata…
- Wiem- powiedziałam.- Nawet nie wiem, kiedy to mi minęło.
- Czasem mam wrażenie, że twoja matka nadal jest tu z nami. Zawsze z nami biwakowała, mimo że okropnie bała się pająków, a o nie bardzo łatwo.- Zaśmiał się.- Czasem brakuje mi jej narzekań, że mięso niedopieczone, że niewygodnie się spało… ale i tak zawsze jej się podobało.
Patrzałam na Akirę, jedząc przy tym pieczony na ognisku karczek. Nie musiałam nawet mu odpowiadać. Uśmiechnęłam się i poklepałam go po ramieniu. Mimo że nie był moim ojcem (zostawił mnie i mamę kiedy miałam pięć lat) to szanowałam go i uważałam go za swojego tatę. Zawsze taktował mnie jak córkę i miałam z nim bardzo dobre relacje, a po śmierci mamy staliśmy się jeszcze bardziej sobie bliżsi.
- KOOOOOOOOOOOOONIEC!- Rozległ się nagle krzyk dzieciaków.- Skończyliśmy rozstawiać namioty! Tehari! Chodź, zobacz!
- A co mi po waszych namiotach? Chodźcie jeść, bo zaraz wam wystygnie!
Moje nieco przygłupie, a zarazem kochane, rodzeństwo zbiegło się i usiadło na pieńkach wokół ogniska. Każdy wziął swoją porcję i zaczął jeść. Byli naprawdę głodni, bo po pięciu minutach na papierowych talerzykach nie było śladu po pieczonym karczku. Zaśmiałam się.
- Pojedli?- zapytał Akira.
- Tak!
- Popili?
- Tak!
- No to teraz wio spać!
- Coooo?!- krzyknęli niezadowoleni jednym chórem.
- Oj tato- powiedział Haru, mój młodszy brat.- Przecież jest jeszcze wcześniej! Poopowiadaj nam jakieś straszne historie!
- Tak, tak!- krzyknęła Rika.- Opowiedz nam coś!
- No dobrze… jak tak nalegacie- odchrząknął- wszystko się zaczęło dawno temu, kiedy byłem małym chłopcem, a na świecie nie było jeszcze waszej ukochanej siostry Tehari…
~*~
Wygrzebałam się z łóżka i spojrzałam za okno. Było południe. Cholera… trochę sobie pospałam, ale co się dziwić. Byłam tak zmęczona, że najchętniej to bym resztę dnia spędziła w ciepłym łóżeczku. Ale nie mogłam. Akira prosił mnie o pomoc w posprzątaniu domu. Dzieciaki wysłaliśmy do ciotki, by od nich trochę odpocząć, ale i tak… w domu panował jeden wielki chaos. Mama pewnie się w grobie przewracała. Była straszną pedantką, gdyby zobaczyła ten chlew to by się załamała.
- Okej, pora wziąć się do roboty- powiedziałam sama do siebie.
Wraz z ojczymem powoli zaczęliśmy sprzątać. Jakoś wolno nam to szło, ale co się dziwić… Ani mi, ani jemu nie chciało się nic robić. Oboje byliśmy padnięci po tygodniowym biwaku w górach i męczenia się z dzieciarnią. Gdy wróciliśmy do domu, moje kochane rodzeństwo było tak spragnione cywilizacji i normalnego jedzenia, że zrobiły imprezę, zaprosiły swoich kolegów i koleżanki i zostawili po sobie jeden wielki burdel, który musieliśmy sprzątać ja z Akirą. Gdybyśmy kazali im to zrobić, to dom zostałby zrównany z powierzchnią ziemi.
Gdy skończyliśmy uśmiechnęliśmy się z Akirą do siebie i przybiliśmy po piątce. Zawsze tak robiliśmy, kiedy wykonaliśmy porządną robotę.
- Teraz pora na nagrodę.- Uśmiechnął się mężczyzna.- Co powiesz na lody truskawkowe?
- To my mamy takie coś w domu? I dzieciarnia jeszcze tego nie pochłonęła!?
- Mam tajne skrytki.- Akira puścił do mnie oczko.
Zaczęliśmy się śmiać.
~*~
Obudziło mnie pukanie do drzwi. Spojrzałam za okno, było jeszcze ciemno. Ziewnęłam i zwlekłam się z łóżka, zastanawiając się kto to mógł być o tak późnej porze. Wstałam z łóżka i doczłapałam się do drzwi. Spojrzałam przez judasza, ale było zbyt ciemno, bym mogła cokolwiek zobaczyć. Nie powinnam otwierać nieznajomym drzwi, dlatego poszłam szybko do pokoju ojczyma i powiedziałam:
- Tato… ktoś puka do drzwi…
Akira otworzył oczy i przez chwilę nie chciał mi wierzyć, jednakże po kilku sekundach wziął się w garść i stał już na równych nogach. Założył kapcie, nigdy nie chodził boso po domu, i poszedł wraz ze mną, by otworzyć drzwi nieznajomym. Naszym oczom ukazali się dwaj mężczyźni, wyglądający dość podejrzanie. Ojczym jednak zachował zimną krew i powiedział jakby nigdy nic:
- Dobry wieczór. Co panów do nas sprowadza o tej porze?
- Akira Miwasaka?- zapytał jeden z nich.
- Tak, to ja. O co chodzi?
- Jest pan aresztowany.
Spojrzałam ze zdziwieniem na ojczyma, nie wiedząc co powiedzieć? Kim byli ci goście? Akira jednak wydawał się być spokojny i jakby nigdy nic uśmiechnął się szeroko. O co tu do cholery chodziło?! Chciałam wyjaśnień, jakichkolwiek, ale bałam się odezwać. Dlatego przysłuchiwałam się rozmowie, stojąc za plecami mojego opiekuna.
- Panowie, to musi być jakaś pomyłka. Za co chcecie mnie aresztować?
- Jest pan podejrzany o morderstwo- odpowiedział jakby nigdy nic jeden z „tajniaków”.
- Jakie morderstwo?! Tata nikogo nie zabił! On cały czas był ze mną i moim rodzeństwem!- krzyknęłam. Ojczym spędzał z naszą ósemką każdą wolną chwilę, kiedy nie pracował. Oczywiście nigdy nie zostawiał nas bez opieki, gdy go nie było, pani Irma zawsze do nas przychodziła i się nami opiekowała.- Nie możecie go aresztować!
- Owszem, możemy. Był widziany na miejscu przestępstwa- odrzekł sucho jeden z mężczyzn.
Akira spojrzał na „tajniaków”, a potem na mnie. Westchnął ciężko i odwrócił się w moją stronę. Kucnął, tak byśmy byli na jednym poziomie i uśmiechnął się szeroko, jak to miał w zwyczaju robić. Położył mi rękę na głowie i powiedział:
- Słuchaj, Tehari. Musisz być silna.
Spojrzałam na mężczyznę ze łzami w oczach. Co ja miałam zrobić? Miałam dopiero jedenaście lat, byłam dzieckiem! Może i dojrzałym jak na swój wiek, ale to nie zmieniało faktu, że nadal byłam dzieckiem. No i zabierali mi jedyną bliską mi osobę. Mama nie żyła, a teraz zabierali mi… ojca. Zacisnęłam piąstki i przytaknęłam głową. Musiałam być silna.
Akira nagle się nachylił i szepnął mi do ucha, żebym zwiewała. Domyślałam się, dlaczego to zrobił. Nie oddali by mnie pani Irmie, trafiłabym do jakiegoś zakładu dla nieletnich sierot czy coś w tym stylu. Kiedy ten był skuwany w kajdanki, ja szybko wybiegłam z domu, przeciskając się przez szczeliny. Byłam drobną dziewczynką, więc nie miałam z tym problemu.
Jeden z tajniaków zaczął mnie nawet gonić. Jak wiadomo, był ode mnie o dużo, dużo szybszy. Ja byłam dzieckiem, a był zdrowym i silnym mężczyzną. Jednakże musiałam wykorzystać swój spryt i niewielkie ciało, by się gdzieś skryć, gdzie nie byłby w stanie mnie złapać. Zanim jednak udało mi się cokolwiek w tym kierunku zrobić, to wbiegłam w jakiś ślepy zaułek, a tajniak mnie dogonił. Byłam w potrzasku. Zaczął podchodzić do mnie coraz to bliżej i bliżej… a ja nic z tym zrobić nie mogłam.
- Zostaw mnie, zostaw, ZOSTAW!- krzyczałam na cały głos z nadzieją, że ktoś mnie usłyszy.
Zamknęłam oczy. No to koniec. Złapie mnie, weźmie do sierocińca… a ja nie chciałam! Miałam siódemkę rodzeństwa na głowie, musiałam się nimi opiekować! Byłam za te bachory odpowiedzialna…
Nagle usłyszałam hałas.
Otworzyłam oczy i to, co zobaczyłam, całkowicie mną wstrząsnęło. Przede mną stał jakiś chłopak, niewiele starszy może ode mnie, a jego pięści były pokryte ogniem. Zdziwiłam się i otworzyłam szeroko oczy. Czym on był? „Tajniak” leżał nieprzytomny na ziemi… ale żył.
- Nie bój się- powiedział jedynie chłopak i… wziął mnie na ręce i szybko pobiegł przed siebie.
Gdy byliśmy w bezpiecznym miejscu odstawił mnie na ziemię i spojrzał pytająco. Nie powiedziałam mu jednak nic, nie znałam go przecież. Obcym się nie ufa. Miałam w sumie gdzieś to, że uratował mnie. Nie miałam zamiaru mu niczego mówić.
- Ech…- Westchnął ciężko.- Jestem Haru, mag Fairy Tail. A ty jak się nazywasz?
- T-Tehari...- odpowiedziałam nieco przestraszona.- Jesteś magiem? Umiesz używać magii?
- Ta.- Uśmiechnął się szeroko.- Co Cię tutaj, Tehari-chan sprowadza?
- Um…
Miałam wątpliwości, czy powinnam cokolwiek mu mówić, ale co mi szkodziło? Wzięłam głęboki wdech i wygadałam się. No cóż, trudno. Jak wykorzysta to przeciwko mnie, to będę się przejmować tym później. Teraz to nie było ważne.
- Okej… chodź, zaprowadzę cię gdzieś!- Uśmiechnął się szeroko Haru.
~*~
Fairy Tail. Gildia magów. Fajne miejsce, tylko szkoda, że nie byłam czarodziejką. Nie potrafiłam wyciągnąć królika z kapelusza, czy sprawić by zniknął as kier. Byłam po prostu człowiekiem. Zwykłym w świecie dzieckiem, a i tak zostałam przyjęta w szeregi FT.
- Gdzie chciałabyś mieć znak gildii?- zapytał ówczesny Mistrz. Wtedy był nim jeszcze Gildarts Clive.
- Um…- zamyśliłam się- na dłoni.
Mężczyzna uśmiechnął się i kazał wyciągnąć mi rękę. Zrobiłam to. Mistrz odbił na mojej dłoni stempelkiem znak Fairy Tail. Był koloru bladoczerwonego.
- Dziękuję…
- Proszę. Tylko obiecaj mi jedną rzecz: będziesz szukała w sobie magii.
- Um… dobrze.- Przytaknęłam głową.
Prawdę mówiąc wydawało mi się to absurdalne. Jak szukać w sobie tak rzadkiego daru jakim jest magia? Wydawało mi się, że ją się ma albo nie i już od razu wie się o jej istnieniu. Mimo tego dużo myślałam nad tym, jak spełnić obietnicę, którą złożyłam Mistrzowi. Nie chciałam go zwieść, a niedotrzymanie danego słowa było zawodem w pewnym sensie, w moim mniemaniu, dlatego chciałam tego uniknąć. Robiłam dosłownie wszystko. Wypowiadałam jakieś niestworzone zaklęcia, podpatrywałam innych… na marne. Miałam w sobie tyle magii co widelec albo kawałek patyka, a może nawet i mniej. Jednakże nie poddawałam się. Obietnica to obietnica, prawda?
Podczas pierwszych miesięcy pobytu w Fairy Tail zastanawiało mnie, co się dzieje z Akirą. Nie dawał znaku życia. Do ciotki, u której było moje rodzeństwo, wysłałam list wyjaśniając całą sytuację. Ta chciała po mnie przyjechać, ale się nie zgodziłam. Wierzyłam jeszcze wtedy w niewinność mojego ojczyma…
~*~
Spoglądałam na swoją bluzkę, którą rozdarłam na ostatnim treningu. W sumie pękła tylko na szwie, więc zszycie jej nie będzie jakimś specjalnym problemem, gdybym miała nici. Igła była, nitki brak. A tak bardzo lubiłam tą koszulkę. Fajnie by było, gdyby nagle w czarodziejski się pojawiły, tylko szkoda, że jestem magicznym beztalenciem, co ma w sobie tyle magii co plastikowy widelec…
- Ech…- westchnęłam jedynie ciężko i przejechałam ręką po twarzy.
Wstałam z krzesła i podeszłam do szafki, z nadzieją że może uda mi się znaleźć jakąś nić. Pomodliłam się w duchu, żeby jakaś tam była, najlepiej czarna, ale inną też bym nie pogardziła, i otworzyłam szafkę. Otworzyłam szeroko oczy i uśmiechnęłam się szeroko. Czarniusieńka niczym noc nitka, która była idealna do zszycia mojej bluzki! Jakim cudem jej wcześniej nie zauważyłam to nie wiem, ale bardzo się cieszyłam, że się znalazła. Zadowolona chwyciłam za szpulkę i wróciłam na swoje miejsce i wzięłam się za zszywanie koszulki.
~*~
Spojrzałam na mistrza, który był zadowolony z faktu, że jednak nie okazałam się magicznym beztalenciem. Jak na razie moje umiejętności ograniczały się do tworzenia nitki i nieznacznej jej kontroli, ale to optymistycznie nastawiało mnie do treningu. Uśmiechnęłam się jedynie, przyjmując słowa pochwały. Miałam wtedy dwanaście lat.
Pewnego razu w gildii pojawiła się ONA, a tak dokładnie Alezja Gergovia. Była ode mnie o dobre cztery lata starsza i jak wiadomo bardziej doświadczona życiowo i tym podobne rzeczy. W sumie nie wiedziałam, jak zachować się w stosunku do niej. Była jedną z wielu, która pojawiła się w gildii w ostatnim czasie. Nie bardzo z tymi „nowymi” byłam w dobrych relacjach, to znaczy nie rozmawiałam z nimi zbyt dużo. W ogóle… mimo że należałam do Fairy Tail, starałam się jednak trzymać z dala od gildii. Wewnętrznie czułam, że tam po prostu nie pasowałam. W Alezji było jednak coś, co sprawiało, że miałam ochotę do niej zagadać, co nawet uczyniłam.
- Cześć- przywitałam się.- Jestem Tehari.
Dziewczyna odwróciła się, jakby chciała się upewnić, że na pewno do niej mówię. Po chwili uśmiechnęła się do mnie słabo, ale życzliwie.
- Witaj, Tehari. Jestem Alezja...
Mózg podpowiadał mi, że powinnam burknąć coś w stylu „miło cię poznać”, ale wydawało mi się to strasznie oklepane. Za to przyszedł mi do głowy całkowicie inny, nieco bardziej oryginalny pomysł.
- Witaj w Fairy Tail.- Uśmiechnęłam się życzliwie.- Mam nadzieję, że się szybko zaklimatyzujesz. - O ironio! Powiedziała to osoba, która nie czuła się potrzebna w gildii…
Na twarzy nowej znajomej pojawiło się zaskoczenie. Nie miałam zielonego pojęcia, czym było ono wywołane. Potem odetchnęła z ulgą i uśmiechnęła się nieco szerzej. Poszłam w ślady Alezji i zrobiłam to samo.
- Dziękuję... – dziewczyna ukłoniła się, po chwili jednak się wyprostowała. - Mam nadzieję. Mam straszny problem z aklimatyzacją... - Dziewczyna rozejrzała się po pomieszczeniu. Wyglądała jakby miała w sobie jakiś wielki podziw czy coś w ten deseń.- Mam nadzieję, że sprawdzę się w Waszym stadzie...
Słysząc jej słowa mimowolnie się zaśmiałam. Nie było to wyśmiewanie się z dziewczyny, nie myślcie sobie! Po prostu rozbawiła mnie tym „stadem”. Jednakże po chwili się ogarnęłam, spojrzałam na Alezję, która wydała się być nieco zmieszana moim zachowaniem. Wzięłam głęboki wdech i odchrząknęłam. Potem położyłam dłoń na ramieniu i powiedziałam:
- W NASZYM stadzie- poprawiłam ją.
- W naszym…- Dziewczyna uśmiechnęła się delikatnie w moją stronę.
- Jesteś wróżką tak samo jak ja, Erza czy ktokolwiek inny. Nosisz nasz znak, więc należysz do rodziny.- Nie dowierzałam własnym słowom. Ja ani trochę nie czułam się zżyta z gildią, a członków Fairy Tail nie uważałam za kogoś tak ważnego jak rodzina. Czułam się trochę jak hipokrytka, ale co tam…- Witaj w domu, Alezjo.
~*~
Nadeszły trudne czasy dla Fairy Tail. Śmierć mistrza zasmuciła wszystkich, nawet mnie. Stałam w milczeniu na jego pogrzebie, jednakże nie uroniłam ani jednej łzy w przeciwieństwie do innych. Nie miałam po co płakać. Życia Gildartsowi by nie zwróciły. Wtedy urodziła się we mnie myśl, żeby odejść z Fairy Tail. Tylko on mnie jeszcze w gildii trzymał, nikt więcej. Mimo że wszystkich lubiłam, to nie widziałam sensu w byciu wróżką.
Nowa mistrzyni nie przypadła mi do gustu. Była ode mnie zaledwie cztery lata starsza, podczas gdy Gildarts co najmniej dziesięć jak i nie więcej. Starałam się ją szanować, ale wychodziło mi to raczej średnio. Cały czas się z nią kłóciłam, wytykałam każdy błąd i ciągle powtarzałam, że nie nadaje się do bycia mistrzynią. Pewnie przesadzałam, ale byłam piętnastoletnią dziewczyną, która przeżywała okres buntu, a w środku ciągle rozpaczała po stracie ojca, który zniknął bez śladu, rodzeństwa oraz Gildartsa, jedynej bliskiej osoby w całym Fairy Tail.
Pewnego razu włóczyłam się po obrzeżach Magnolii, chcąc całkowicie odpocząć od świata. Siedziałam na mostku i myślałam o tym, jak bardzo chciałabym spotkać swoje rodzeństwo. W pewnym momencie przestałam pisać listy do ciotki i nie wiedziałam, co się teraz działo z moimi braćmi oraz siostrami, których nadal bardzo mocno kochałam.
Chwyciłam w rękę jakiś kamień i rzuciłam nim przed siebie. Usłyszałam jedynie ciche „plusk”, kiedy wpadał do wody. Westchnęłam ciężko i wyciągnęłam przed siebie dłoń, na której był znak Fairy Tail. Wszyscy w gildii byli dumni z tego, że byli wróżkami. Zawsze, gdy komuś się przedstawiali, to podawali swoje imię oraz tradycyjną formułkę „mag Fairy Tail”. Ja tak nie robiłam. Byłam po prostu Tehari, zwykłą dziewczyną, która jakimś cudem opanowała magię i znalazła się całkiem przypadkowo w gildii.
- Co tu robisz?- Usłyszałam nagle czyjś głos.
Odwróciłam się. Moim oczom ukazał się jakiś mężczyzna. Wyglądał na starszego ode mnie, nigdy wcześniej go na oczy nie widziałam. Spoglądał na mnie i delikatnie się uśmiechał, ale nie wyglądał na miłego. Może przez to, że wielka szrama przechodziła przez jego lewe oko.
- Egzystuję- powiedziałam w jego stronę.- A pan?
- Szukam utalentowanych ludzi.
- No to źle trafił pan.- Wzruszyłam ramionami.- Jestem beztalenciem.
Nieznajomy uniósł jedną brew, a potem znów się uśmiechnął, teraz jednak wydawał mi się być bardziej przyjazny, ale i tak mu jakoś specjalnie nie ufałam.
- Nie wydaję mi się. Jakbyś była beztalenciem, to byś nie była w gildii magów, prawda?
- Zbieg okoliczności i tyle. Nie powinnam tam być- powiedziałam automatycznie i zakryłam znak Fairy Tail.- Czego pan ode mnie chce?
- Mam dla ciebie propozycję, młoda damo.
Prychnęłam jedynie. Może to było niegrzeczne zachowanie z mojej strony, ale jakoś średnio się tym przejęłam. Nie miałam najmniejszej ochoty słuchać tego, co ten podejrzany facet miał mi do zaproponowania. Już miałam sobie pójść, kiedy poczułam żelazny uchwyt na moim nadgarstku. To nieznajomy mnie za niego chwycił. Westchnęłam ciężko. Zrozumiałam, że musiałam wysłuchać tego, co miał mi do powiedzenia, inaczej nie dałby mi spokoju.
- Niech będzie, mów.
- Nie wydajesz się być szczęśliwą osobą. Nie wydajesz się być kimś, kto zaklimatyzował się w swojej gildii. Dlaczego teraz nie spędzasz czasu z przyjaciółmi? Nie powinnaś być przypadkiem na jakiejś misji?- Uśmiechnął się.- Czyżbyś się czuła jak ktoś zupełnie zbędny? A może po prostu… nie chcesz ludziom wchodzić w drogę? Swoje przeżyłaś… ojciec, rodzeństwo… śmierć jedynej bliskiej osoby z gildii, w której już nic cię nie trzyma, nieprawdaż, Tehari?
Spojrzałam wielce zdziwiona na mężczyznę. Skąd on to wszystko wiedział? Czyżby skubany potrafił czytać w ludzkich umysłach?! Cholera go wie, ale nie spodobało mi się to, że wszedł mi do głowy i wszystko z niej wyciągnął. Jednakże nie wydawał się być osobą, która w jakiś sposób chce wykorzystać tą wiedzę przeciwko mnie. I co najważniejsze… w swoich słowach miał bardzo dużo racji. Nic mnie nie trzymało w Fairy Tail… ta gildia nic dla mnie nie znaczyła.
- Chciałabyś się poczuć doceniona, co?- Zaśmiał się pod nosem, a potem nachylił się do mojego ucha i wyszeptał.- Rzuć FT. Zostaw ich. Stań się kimś lepszym… masz pół roku. Pół roku na przeanalizowanie moich słów i zdecydowanie się. Za sześć miesięcy spotkamy się właśnie tutaj. W tym miejscu, gdy słońce będzie się chylić ku horyzontowi… a tymczasem, żegnaj.
Nagle mężczyzna rozpłynął się w powietrzu, jakby był tylko wytworem mojej wyobraźni.
~*~
Spojrzałam na mistrzynię poważnym wzrokiem. Jak zwykle między nami panowała dość napięta atmosfera. Wiedziałam jednak, że muszę porozmawiać z kobietą. Nie chciałam odchodzić bez słowa wyjaśnienia, byłoby to nie fair wobec całej gildii. Spędziłam w Fairy Tail parę lat, wypadałoby jednak powiedzieć, co skłoniło mnie do podjęcia decyzji o odejściu.
- Mistrzyni- zaczęłam. Było to coś nowego z mojej strony, zawsze do blondynki zwracałam się po imieniu.- Jestem w FT parę ładnych lat. Pamiętam czasy, kiedy to Gildarts zarządzał gildią. Pamiętam czasy Erzy, Natsu i reszty ferajny. Jednakże… - wzięłam głęboki wdech- nic mnie tu nie trzyma. To nie jest kwestia tego, że za tobą nie przepadam, mimo że tak jest. Po prostu, po śmierci Gildartsa przestałam mieć powody, by tu zostać. Dlatego chciałabym odejść.
- Ja cię zatrzymywać nie będę, jednakże wiedz, że Fairy Tail w każdej chwili przyjmie cię z powrotem, Tehari.
- Wiem, dziękuję za to.
Spojrzałam na swoją dłoń, na której to znajdował się znak gildii. Uśmiechnęłam się smutno i przytaknęłam głową, dając znak mistrzyni, że byłam gotowa. Takano pstryknęła palcami, a znak zniknął, nie zostawiając po sobie ani śladu.
~*~
Czekałam na tego tajemniczego mężczyznę, którego spotkałam pół roku temu. Byłam gotowa. Sama nie wiedziałam jeszcze na coś, ale byłam pewna jednego, że dobrze robię, że podjęłam odpowiednią decyzję i nic nie może mnie już zatrzymać. Wiedziałam dobrze, że już nie wróci to, co było. Że już nigdy nie stanę w progu Fairy Tail jako członkini tej gildii. Miałam rozpocząć nowe życie, zamykając za sobą to wszystko, co się wcześniej wydarzyło. Musiałam zapomnieć o ojczymie, o rodzeństwie. O znajomych z gildii. Wszystko, to co się wydarzyło dotychczas nie miało już dla mnie znaczenia. Dużo myślałam nad tym wszystkim i stwierdziłam, że tak będzie po prostu najlepiej dla mnie samej. Musiałam zadbać o to, żeby być szczęśliwą.
- Proszę, proszę!- Usłyszałam znajomy głos.- Jednak się zdecydowałaś odejść od Fairy Tail… mądra dziewczynka.- Mężczyzna uśmiechnął się przyjaźnie (chyba) do mnie.- Gotowa, by pójść ze mną?
- Owszem. Ale wcześniej chciałabym wiedzieć, dokąd mnie zaprowadzisz.
- Zatem usiądź. Jest to dość długa historia.
~*~
To miała być prosta akcja. Mój chrzest bojowy, by pokazać, że nadaję się do bycia Szczurem. Byłam pewna swoich umiejętności. Może nawet aż za bardzo.
Czekałam spokojnie na znak, który miał mnie poinformować o rozpoczęciu akcji. Najdziwniejsze było to, że już dawno minęła wyznaczona godzina, to ja nadal nie widziałam TEGO CZEGOŚ. Westchnęłam ciężko i klapnęłam na ziemi. Nogi mnie bolały od kucania za beczkami. Szef powiedział, że muszę być dobrze ukryta, więc starałam się wtopić w otoczenie, czy jak to tam nazwać.
Po chwili zobaczyłam TO, a mianowicie znak. Jakiś mężczyzna na płaszczu miał… pazur.
Po cichu wyszłam za beczek i zaczęłam iść wraz z tłumem ludzi. Obserwowałam obiekt, czekając na dalsze wskazówki. W organizacji była jakaś osoba, która posługiwała się telepatią, więc w ten sposób informacje miałaby być mi przekazywane.
Idź za nim. Nie możesz stracić go z oczu!Wzięłam głęboki wdech i szłam za nieznanym mi mężczyzną. Nie miałam zielonego pojęcia, gdzie szłam, ale wiedziałam jedno… nie mogłam zawalić sprawy. Po raz pierwszy od dawien dawna mi na czymś zależało.
Siedź mu na ogonie!- usłyszałam głos w swojej głowie. Wzięłam głęboki wdech. Okej, musiałam być pewnie gotowa na wszystko. Fajnie jednak byłoby się dowiedzieć, o co chodzi w moim zadaniu. Jak na razie wszystkiego się dowiadywałam na bieżąco, a to mi się średnio podobało. Wolałabym mieć chociaż zarys zadania, a tak musiałam zaufać „górze” i robić to, co kazali, bo co innego mi pozostało…?
Nagle usłyszałam krzyk.
Odwróciłam się w tamtym kierunku… zobaczyłam jakąś dziewczynkę, która została napadnięta przez dwójkę niewiele starszych od niej chłopców. Spojrzałam na mężczyznę, którego miałam śledzić, a potem po raz kolejny na małą nieznajomą. Obudziło się we mnie coś, co czułam ostatni raz podczas wspólnego wypadu pod namioty z ojczymem i moim rodzeństwem. Chciałam chronić tą kruszynkę…
Zerwałam się na równe nogi, ignorując fakt, że właśnie się zdradziłam i pobiegłam na ratunek małej. Gdy chłopcy zauważyli, że ktoś biegnie w ich kierunku, puścili dziewczynkę, którą szarpali wcześniej i po prostu uciekli.
- Nic ci nie jest?- zapytałam .
- Um.. wszystko gra, chyba…- Dziewczyna spojrzała na mnie. Miała duże, czekoladowe oczy. Niemalże identyczne jak moja najmłodsza siostra. Dzisiaj miałaby może z trzynaście lat, jeżeli mnie pamięć nie myli, może troszkę więcej.
Mała nieznajoma spoglądała na mnie i milczała. Przymrużyła te śliczne ślepia, widocznie się nad czymś zastanawiała.
- T-tehari?- Usłyszałam nagle swoje imię.
- S-skąd znasz moje imię?- zapytałam zdziwiona. Nie znałam tej dziewczynki.
- To ja, Arui.
~*~
Spoglądałam na swoją młodszą siostrą ze zdziwieniem. Nie miałam zielonego pojęcia, co ona tutaj robiła. Już jakiś czas temu wybyłam z Magnolii. Przestałam nawet listy do ciotki pisać. Słuchałam jednak uważnie tego, co Arui miała mi do powiedzenia.
- Szukałam cię. Kiedyś pisałaś cioci, że jesteś w Fairy Tail. Byłam nawet tam, ale pani Takano powiedziała mi, że odeszłaś… dlaczego?
- Długa historia, mała.- Uśmiechnęłam się smutno w jej stronę. Nie chciałam jej mówić, że wkroczyłam na „ciemną” ścieżkę.- Wiesz, że będziesz musiała wrócić do domu? Nie możesz zostać ze mną.
- Po co do domu?- zapytała zdziwiona.- Przecież w nim nie ma ani ciebie, ani Akiry…
- Arui, nie udawaj głupiej.- Westchnęłam ciężko.
- Przepraszam…- Na chwilkę zapanowała cisza, którą jednak dziewczyna przerwała.- Tehari…?
- Słucham?
- Co się stało z tatą?
Spojrzałam na swoją siostrę. To samo chciałabym wiedzieć… nie miałam zielonego pojęcia, czemu tamci mężczyźni go wtedy zabrali i co najważniejsze… dlaczego to zrobili. Jednakże byłam pewna jednego: już nigdy ojczyma nie spotkam i się z tym pogodziłam. Tak samo jak ze skazaniem na samotność…. życie.
- Nie wiem. Nie dostałam od niego żadnej wiadomości.- Pogłaskałam siostrę po głowie.- A teraz pora iść spać.
- O-okej.
~*~
To miało być zadanie jak każde inne. Miałam zlikwidować pewną… uciążliwą osobę. Znałam wygląd tego kogoś i wiedziała, gdzie ma się pojawić. Byłam pewna sukcesu. Może aż za bardzo.
Chciałam iść bez mojej siostry, która jednak się uparła, żeby ze mną pójść. Ostatnio spędzałyśmy ze sobą dużo czasu. Arui opowiadała mi, co się działo w ciągu tych kilku lat. Tyle się zmieniło… moja siostrzyczka, mimo że już wyrosła z dziecięcego wieku, w moich oczach nadal była małą dziewczynką. Bałam się o nią, nie chciałam, by cokolwiek się jej stało. Ariu jednak nalegała, chciała ze mną iść… uległam jej namowom.
Szłam spokojnym krokiem, starając się nie rzucać w oczy. Słońce świeciło mocno, było mi gorąco. Moja siostra szła obok mnie i obserwowała otoczenie. Ja nie musiałam. Wiedziałam, że mój cel się zraz pojawi za trzy, dwa… jeden…
Zobaczyłam go. Wysoki mężczyzna około trzydziestki, który miał na sobie czarny płaszcz. Przymrużyłam oczy i wzięłam głęboki wdech. Musiałam się pozbyć go jak najszybciej, jednakże nie należało to do zadań łatwych. Był dzień, ludzie od czasu do czasu przechodzili koło mnie.
Gdy byliśmy w trójkę, ja, Arui i mój cel, wyciągnęłam przed siebie rękę w celu użycia zaklęcia, które oczywiście się powiodło. Mężczyzna został opleciony przez nici. Na lewą rękę założyłam szybko kastet, a prawą przyciągnęłam swój cel do siebie. Zrobiłam zamach i uderzyłam mężczyznę w tył głowy, idealnie w potylicę…
Nagle usłyszałam krzyk siostry.
- Tehari!
Odwróciłam się gwałtownie. Jakaś kobieta, o dość męskiej posturze, trzymała Arui w żelaznym uścisku. Zacisnęłam zęby.
- Puść ją!- krzyknęłam.
Ku mojemu zdziwieniu kobieta mnie posłuchała… cisnęła moją siostrą o ziemię, która wywaliła się. Spojrzałam na nią przerażona. Arui podniosła się jednak i zerknęła na mnie ze strachem w oczach. Nie zastanawiałam się ani chwili.
Uderzyłam ją, a chociaż mi się tak wydawało… rozpłynęła się w powietrzu.
- C-co to było?- zapytałam sama siebie.- Arui, jesteś cała?
- T-tak…- powiedziała dziewczyna.
- Chodźmy stąd…
~*~
Usłyszałam pukanie do drzwi. Zwlekłam się z łóżka i poszłam otworzyć.
Nagle poczułam paraliżujący ból, który powalił mnie na kolana. Nie byłam w stanie się ruszyć. Patrzyłam na trzech mężczyzn, ubranych w mundury, którzy wkroczyli do mojego mieszkania.
- A-ARUI- krzyknęłam na cały głos.
W mojej głowie pojawiało się wiele pytań. Kim byli ci ludzie, co robili w moim domu… i czego chcieli? Po chwili jednak wszystko zaczęło się układać w jedną, logiczną całość. Przecież ta kobieta, którą wczoraj spotkałam… była świadkiem całego zdarzenia, prawda? Mogła zeznać, że mnie widziała, dokładnie opisać. Ale to nadal nie wyjaśniało tego, skąd znali mój adres. Musiał mnie ktoś śledzić…
- Zostawcie Arui… poddam się, ale małą zostawcie!- krzyknęłam po raz kolejny, ale na nic. Widziałam jak wielki, barczysty mężczyzna, wynosi moją siostrę na rękach. Była niczym szmaciana laleczka…- Co… jej zrobiliście?!
- Spokojnie. Po prostu zadbaliśmy o to, żeby nie musiała tego wszystkiego oglądać. Obudzi się za jakieś dwanaście godzin.
Poczułam jak ktoś mną szarpie, próbując postawić mnie na nogi, które były jednak jak z waty.
- Idziemy.- Usłyszałam krótki rozkaz. Nie byłam jednak w stanie nawet zrobić kroku. Dlatego dwójka mężczyzn chwyciła mnie za ręce i zaczęła ciągnąć. Nie miałam siły by stawiać opór.
~*~
Mężczyźni rzucili mną o ziemię i zamknęli drzwi celi. Nadal nie potrafiłam ruszać rękoma i nogami, dlatego leżałam bezwładna na zimnych kamieniach. Dopiero po kilku godzinach zaczęłam odzyskiwać czucie w kończynach, które i tak było… jednakże byłam w stanie doczołgać się do pryczy i na nią wejść. Była niewygodna, ale zawsze lepsza od kocich łbów, od których bolało mnie całe ciało.
Długo jednak nie dane było mi leżeć, gdy ktoś wparował do mojej celi i wytargał mnie z niej siłą. Wyszłabym sama, nie musiał być taki brutalny. Moje ręce zostały zapięte w kajdanki, które uniemożliwiały mi użycie magii. Cudownie. Byłam bezbronna niczym dziecko…
… Niczym Arui.
Moja młodsza siostra pojawiała się w mojej głowie co chwile. Zastanawiałam się co z nią, czy ci ludzie zrobili jej krzywdę.
Zostałam wprowadzona do jakiegoś pokoju, który nie wyglądał zbyt przytulnie. Na środku był jeden, drewniany stół, a na każdym jego krańcu stało masywne krzesło.
- Siadaj.
Zrobiłam posłusznie to, o co mnie proszono, a raczej to, co mi rozkazano. Po chwili do środka wszedł jakiś mężczyzna, który wyglądał jak ofiar a losu. Wysoki, chudy jak patyk, w okularach i ze złamanym nosem. Dodatkowo był rudy. Nie polubiłam gościa.
- Dzień dobry pani-powiedział uprzejmie. Prychnęłam.- Nazywam się X i prowadzę śledztwo w sprawie morderstwa. Czy wie pani o tym, że jest pani podejrzana?
- Ta… proszę mi powiedzieć, czy z moją siostrą wszystko dobrze?- Spojrzałam na mężczyznę. Nie miałam zamiaru nic mu mówić, ale chciałam mieć pewność, że z Arui wszystko dobrze.
- Z tą dziewczynką… ach tak, jest bezpieczna i będzie, masz moje słowo.
- Tyle dobrze- powiedziałam.
- Dobrze… jak się nazywasz?
Nie miałam zamiaru odpowiadać na te pytania. Wiedziałam dobrze, jak to się skończy. Byłam pewna, że zapytają o gildię, przecież jestem magiem, dlatego wiedziałam jedno… ani słowa na temat siebie, swoje historii. Po prostu musiałam milczeć niczym grób.
- Jak się nazywasz?- powtórzył pytanie. Znów nie usłyszał odpowiedzi.
Cisza. Siedzieliśmy w zupełnej ciszy przez bite trzy godziny. Tyłek mnie bolał, takie niewygodne były te krzesła, ale się nie wygadałam, mimo tego, że parę razy dostałam od policjanta po twarzy. Nie chciałam, by cokolwiek wyszło na jaw.
- Nie mam już siły… pogadamy jutro. Mam nadzieję, że będziesz bardziej rozmowna.
Moją jedyną reakcją było splunięcie na podłogę. Do pokoju wszedł ochroniarz, czy kim on tam był, i zaprowadził mnie z powrotem do mojej celi…