I've never seen a decent person among those who say they're going to save the world while forsaking the people around them. Those types of men are always so intoxicated by thier own hollow dreams that they call every little thing in front of them trivial.
Sielankowo wyglądające miasteczko, które zdaje się być mekką tych lepiej zarabiających członków społeczeństwa, którzy lubią odpoczywać na łonie natury, jednocześnie niespecjalnie chcąc brudzić sobie ręce i zajmować się kempingiem czy innym wymagającym wysiłku zajęciem. Miasteczko pełne jest dobrze wyglądających domów o minimum średnim standardzie, przy czym przeważają domy, które same z siebie wyglądają jak śliczne apartamenty. Na pierwszy rzut ok widać, że miasteczko to jest siedzibą bogatszego ludu.
_______________________________
MG:
Posiadłość Rotha Senitha zdecydowanie zaliczała się do tych bardziej bogatych i okazalszych. Choć bez ogromnego ogrodu, to wielkość samego budynku budziła podziw i zazdrość. Ściany budynku pokryte ciepłym żółtym kolorem stanowiły miły widok dla oczu, a przestronne okna znajdujące się w budynku pozwalały promieniom słonecznym na łagodne wpadanie wewnątrz budynku i zapewniały wysoki poziom oświetlenia pokojom. Przesłonięte bogatymi i zdobione drobiazgowymi wzorami zasłony zapewniały jednocześnie mieszkańcom prywatność. Budynek wyposażony był w całkiem spory balkon, który z łatwością pomieścić mógłby kilkanaście osób, jednocześnie balkon ten od razu sugerował, że domostwo poza parterem ma co najmniej jedno dodatkowe piętro i być może strych. Domostwo otoczone było kamiennym murem o wysokości jednego metra i grubości 0,5 metra, ale intuicja mogła podpowiadać, że nie jest to jedyne zabezpieczenie domu przed intruzami. Brama wejściowa, wbudowana w mur, wyposażona była w niewielki wypolerowany na błysk monitor z pojedynczym przyciskiem, z wyrysowaną słuchawką na tymże. Wyglądało na to, że był to domofon.
Przygotowania na misję nie trwały długo. Moradze generalnie niewiele trzeba było do szczęścia. Miała pracować pod przykrywką, co wiązało się ze zmianą ubrań; nie mogła przecież biegać w, co prawda, wygodnym kombinezonie, który nie pasował ewidentnie do wizerunku skromnej pomocy domowej. Zamiast tego zainwestowała w nieco za małą, czarną koszulę, którą zapięła prawie pod samą szyję (to jeszcze nie był czas na obnażanie się), czarną, zapinaną z przodu spódnicę, pończochy z czarną linią biegnącą wzdłuż całej nogi, odkryte buty na niewielkim obcasie i oczywiście mnóstwo wsuwek i frotek, które miały pomóc jej uformować na głowie perfekcyjnego koka. Tak perfekcyjnego, jak ona. Profesjonalizm zawodowy był tu na wagę złota. Musiała wkroczyć do świata, który nie oferował jej nic, poza pieniędzmi i przyjemnością mordowania. Nie mogła dokonać zemsty na mężczyźnie, którego nie potrafiła pochwycić. Na pewno go tu nie było. To, co miała teraz do zrobienia było przerywnikiem, ale też testem jej umiejętności. Cóż, miała nadzieję, że to przynajmniej pozwoli jej zbliżyć się do ohydnego mordercy jej dziecka. Zastanawiała się również, czy przypadkiem Erynie nie wezwą jej wcześniej do podziemi, sądząc, że już dosyć marnowania ich cennego czasu. Skoro nie mogła poradzić sobie z jednym facetem, to czy mogła w ogóle nazywać się mścicielką? Co prawda, dwóm odpłaciła już za krzywdy, jakich doznała, ale trzeci wciąż pozostawał daleko poza jej zasięgiem. Nie potrafiła go wytropić; w głowie słyszała wciąż jego obleśny śmiech. Brzydziła się nim, ale zdawała sobie sprawę, że to właśnie ten głos śmiał jej się teraz prosto w twarz. Jadąc pociągiem, wpatrywała się w okno, szukając za nim czegoś ciekawszego niż widoków pól. Nie lubiła podróżować legalnymi środkami transportu, ale nie miała wyboru. Musiała zachowywać pozory od samego początku i być może do samego końca. Zastanawiała się, czy przyjdzie jej użyć swojego ciała do pognębienia rzeczonego mężczyzny. Miała nadzieję, że nie będzie musiała wplątać do tego jego dzieci, choć to zależy, z jakimi bachorami będzie miała do czynienia. Piętnastolatek mógł mieć nieźle poprzewracane w głowie. Jeśli nie miał, to także może okazać się łatwym celem do demoralizacji. Moraga uśmiechnęła się do samej siebie i rzuciła krótkie spojrzenie na siedzącego naprzeciw niej mężczyznę po pięćdziesiątce. Ten od razu spuścił wzrok, pocąc się jak mysz. To było nawet zabawne... Dawno już nie korzystała ze swojego uroku osobistego, teraz wreszcie mogła dać sobie nieco czasu na rozrywkę. Myślała też dużo o tym, co zastanie na miejscu. Bardzo zajmowała ją sytuacja rodzinna jej przyszłej ofiary. Miała go pognębić, a czasem najlepiej jednostkę pognębia jej rodzina. Szczury utoną razem z kapitanem tego cholernego statku. Może żona ma kogoś na boku? Może prowadzi jakieś brudne interesy, o których mężuś nie ma pojęcia? Może on sam w tym uczestniczy, ale prócz niego i jego żony nikt nie zdaje sobie z tego sprawy? Może syn jest małym diabłem? Ach, jak już chciała poznać tę rodzinę i na własne oczy przekonać się, z kim ma do czynienia! Najbardziej pasjonujące chyba było to, że poznawać ich będzie powoli, przypatrując się uważnie ich słabościom, by je zapamiętać i użyć przeciwko nim. Będzie jak żmija wyhodowana na rodzinnym łonie. Gorzko pożałują jej zatrudnienia. Tak, tak chciała o tym myśleć. Wciąż czuła na sobie czyjś wzrok w przedziale. Wiedziała, że pan powyżej pięćdziesiątki raczej nie będzie miał już odwagi na to, by choć na sekundę zawiesić na niej wzrok. Od niechcenia odwróciła głowę od okna. Przy drzwiach siedział całkiem przystojny młodzieniec. Wysoki, dobrze zbudowany, z całkiem przystępną twarzą. Wydawał się ponadto żywo nią zainteresowany. Ile mógł mieć lat? 18? 19? Na pewno był młodszy od niej. Zdawało się też, że nie zaznał jeszcze zbyt wiele od życia. Hmm... Może dać sobie trochę szansy na zabawę? Posłała chłopakowi zalotny uśmieszek. Jego wyraz twarzy zmienił się diametralnie - źrenice wyraźnie się rozszerzyły, twarz nieco spięła. Widziała jego poruszającą się grdykę, gdy nerwowo przełknął ślinę. No co ty? Już? Stacja. Przedział prawie całkowicie się opróżnił. Zostali sami. Jeśli teraz nie wpadnie w jej ręce, to będzie wielka szkoda. Moraga wstała, żeby zamknąć przesuwane drzwi i przesunąć przedziałowe zasłonki. Wróciła na swoje miejsce, kręcąc zalotnie biodrami. Złowi go. Przez krótką chwilę będzie jej. Akurat tak się złożyło, że słońce świeciło wręcz oślepiająco, więc kobieta czuła się w stu procentach usprawiedliwiona, zasłaniając także okna. Musiała ponownie spojrzeć na chłopaka, żeby wiedzieć, na co może sobie pozwolić. - Wyjątkowo tu duszno - stwierdziła, nie ruszając się jednak z miejsca i nie robiąc generalnie nic. - Jak ma na imię mój współpodróżny? Taka tam pogawędka na rozluźnienie atmosfery. Wiedziała już, że nie będzie go miała w garści tylko w dwóch przypadkach - młody grał do innej bramki albo był w sidłach smutnej, męskiej dolegliwości. Przedstawił się nieco ochrypłym głosem. Chyba zaschło mu w gardle. No, no! - Ren? - posmakowała jego imię jak ciepłą szarlotkę. - Jestem Meg. Gdzie zmierzasz? Odpowiedź w stylu "spotkać się z kolegami z daleka" sprawiła, że kobieta jedynie mogła odpowiedzieć uśmiechem. - Och, koledzy... - powiedziała cicho, wbijając świdrujące spojrzenie w oblicze swojego towarzysza. Głową wskazała miejsce naprzeciwko. Młodzian przez moment się wahał, po czym powoli przesunął się na wskazane siedzenie. Rozmawiali jeszcze przez chwilę o pierdołach, z czego to ona głównie ciągnęła temat, bo chłopak nie miał wielkiej chęci na gadanie. Ach, ta dzisiejsza młodzież. Podniosła nogę i ułożyła stopę w kroczu swojego towarzysza, przechylając głowę i unosząc brew oraz kąciki ust. Dosyć tego cyrku. Przejdźmy do rzeczy. Po wyjściu z pociągu, Moraga musiała zająć się jeszcze swoim perfekcyjnym do niedawna kokiem, który teraz wyglądał mało profesjonalnie. Nie było źle. Można było odczuć, że miała do czynienia z nowicjuszem, ale przynajmniej mogła popatrzeć na ładną buzię. Miał przed sobą świetlaną przyszłość. Kiedy wisiał nad nią jak jakiś upiór, zastanawiała się, jak smakowałoby wino pite z jego czaszki. Może w tym wypadku jego mięso smakowałoby nieco lepiej? Ze stacji do miasteczka został jej jeszcze kawał drogi, ale mogła sobie pozwolić na wynajem dorożki. Prowadził ją miły staruszek z nieco czerwoną od długiego picia aparycją. Została jej tylko nadzieja na szybki i bezpieczny dojazd do miasteczka. Zapłaciła, gdy wyszła - trzeba było zachować pozory. Trochę czasu zajęło jej szukanie właściwego domu, ale gdy w końcu znalazła ten, w którym być może będzie miała (nie)przyjemność pracować, postanowiła mu się dokładnie przyjrzeć i znaleźć ewentualne słabe punkty. Właściciel nieźle się ubezpieczył. Mur wydawał się być solidny, zapewne gdzieś też czaiła się ochrona, gotowa złapać ewentualnego włamywacza w trymiga. Hmm... Widocznie trzeba będzie poszukać innych wyjść ewakuacyjnych. Od razu dostrzegła domofon i zadzwoniła. Ściskała w ręce kurczowo czarną torebkę, w której to trzymała fałszywe dokumenty i rekomendacje. Trzeba wejść w rolę i zachować pozory. Gdy ktoś odebrał, od razu stała się skromną Megarą Day, doskonałą pomocą domową. - Dzień dobry, nazywam się Megara Day. Słyszałam, że państwo Senith szukali pomocy domowej. Przyszłam na rozmowę kwalifikacyjną. Zawsze uprzejma, zawsze czysta i pachnąca, a ponadto niewinna, nieco skryta i przede wszystkim pozbawiona ciekawości dotyczącej domowników. Doskonale odkrywa się rolę, która jest prawie dokładnym przeciwieństwem własnych cech. Wystarczy po prostu nie być sobą.
Od naciśnięcia przycisku do momentu, w którym szybka zabłysnęła delikatnie światłem upłynęły może niecałe cztery sekundy, a Moraga mogła dojrzeć na ekranie monitora starszą, męską, pociągłą twarz. Twarz wyposażoną w ostro zarysowane siwe brwi i niewielki wąsy, nie wystające w poziomie poza zasięg samych ust. Włosy mężczyzny opadały mu na uszy, a były one proste i odpowiednio zadbane. Moraga widziała tylko kawałek jego szyi i trochę korpusu, ale łatwo przyuważyć mogła, że mężczyzna był we fraku. - Witam. Nazywam się Roger Daley. Jestem kamerdynerem państwa Senith, a także jestem osobą odpowiedzialną za przyjmowanie nowych pracowników do służby. Rozmowę kwalifikacyjną odbędzie pani ze mną. Proszę przejść przez bramę, która otwarta zostanie teraz i kierować się w stronę wejścia do domu. Następnie proszę od razu skręcić w prawo i otworzyć pierwsze drzwi, które pani zobaczy. Proszę pamiętać, że przez cały czas jest pani tutaj jeszcze gościem i odpowiednio się zachowywać. - po tych słowach ekran zgasł, a Moraga mogła spokojnie udać się w kierunku wskazanym przez kamerdynera, co też zrobiła, przy okazji notując, że na terenie posiadłości znajdowały się dwie budy dla psów, które jednak "budami" nie były, a czymś zdecydowanie bardziej okazalszym. Psów jednak wewnątrz chyba nie było, a przynajmniej nic nie świadczyło o tym, by takowe się wewnątrz znajdowały. Ścieżka prowadząca od bramy do domu była stosunkowo krótka i Moraga przebyła ją nieśpiesznym krokiem zaledwie w pół minutki. Kobieta nie mogła jednak dojrzeć żadnych strażników czy ochroniarzy nigdzie w zasięgu swojego wzroku.
Gdy otwarła drzwi wejściowe do budynku powitał ją widok przestronnego holu, który wyłożony był drogim zapewne dywanem, szczelnie wypełniającym całą powierzchnię. W holu znajdowały się schody umiejscowione idealnie naprzeciw drzwi wejściowych, a od holu odchodziło sześć drzwi rozmieszczonych od siebie w mniej więcej podobnej odległości. Na ścianach widać było obrazy przedstawiające różne osoby, których Moraga znać nie mogła, a także kilka trofeów myśliwskich w postaci głów niedźwiedzich, wilczych i jelenich. Także pojedyncza dubeltówka wisiała między nimi na ścianie, przy której znajdowały się drzwi najważniejsze dla kobiety. Same schody były przestronne i mogły pomieścić naraz trzy osoby schodzące z nich jedna przy drugiej. Drzwi do których kierowała się Moraga obstawione były dwoma wysokimi wazami z dziwnymi roślinami o pojedynczej długiej łodydze, na końcu której znajdował się jeden kwiat przypominający dzwoneczek. Następnie Moraga otwarła drzwi, a jej oczom ukazał się gabinet, najbardziej typowy z gabinetów jaki można sobie wyobrazić. Duże biurko, za którym siedział szczupły mężczyzna, którego kobieta mogła zaobserwować wcześniej przed wejściem, regały z książkami, które wyglądały raczej jak segregatory wypełnione różnymi dokumentami, a także zegar z kukułką najbardziej rzuciły się dziewczynie w oczy.
- Witam ponownie, pani Megaro. Chciałbym najpierw zobaczyć pani dokumenty, podczas gdy pani łaskawie zechciałaby opowiedzieć o swojej motywacji względem chęci podjęcia tej pracy. Proszę w swej wypowiedzi uwzględnić pani wiedzę na temat rodziny Senith. - nieśpiesznie zachęcił do rozmowy kobietę jej przyszły, być może, przełożony.
Gdy zobaczyła staruszka, niespecjalnie się zdziwiła. Ewentualnie mogła zdać sobie sprawę z tego, że wszystko będzie w tym domu cholernie stereotypowe. Stereotypowy kamerdyner we fraku, z siwą głową i zachowujący się tak, jak przystało na dżentelmena starej daty. Zapewne pan domu okaże się być dobrym mężczyzną, który wszystkim zarządza z uśmiechem i udaje, że nie ma żadnych problemów, pani domu okaże się być przykładną damą, najlepszą matką dla swoich dzieci i takie tam. No i wszyscy młodzi, zdrowi, piękni... Żyć nie umierać. User rzekłby, że zupełnie jak we współczesnej niemieckiej reklamie. Wysłuchała uważnie tego, co wąsacz miał jej do przekazania, starając się zapamiętać wszystkie wytyczne. Dla ułatwienia rozrysowała sobie to wszystko w głowie. No i któż by śmiał przypominać jej o dobrym zachowaniu... Postanowiła przejść na miejsce dokładnie według instrukcji, którą podał jej chwilę temu staruszek. Nie widziała w tej willi nic nadzwyczajnego, poza sporymi budami dla psów, które rzeczywiście mogły ją zaciekawić. Albo psiaki ganiają wolno i są przyjazne dla domowników, albo kryje się za tym coś interesującego. Moraga była gotowa sprawdzić, co takiego. Nie dziwił jej specjalnie brak strażników, bardziej zastanawiała się, czy domu nie pokrywają jakieś magiczne bariery, które mogłyby okazać się dla niej problemem w dalszym rozrachunku. Doszła w końcu do drzwi i postąpiła według wcześniejszych instrukcji. Po wejściu do willi, od razu rozpoczęła analizę wszystkiego, co widziała wokół. Trofea i dubeltówka wskazywały raczej na fakt, że pan domu (lub któryś z jego poprzedników) był myśliwym. Nikt, poza tymi, którzy umiłowali sobie łowy na zwierzynę, nie trzymałby czegoś takiego, chyba że była to pamiątka po jakimś szanowanym przodku. Tak jej się przynajmniej zdawało. Zawsze przecież ktoś mógł zrobić przyjemność kamerdynerowi, który lubił sobie wieczorami popatrzeć na łby martwych zwierząt. Prędko znalazła się w gabinecie. Jeśli było gdzie usiąść, oczywiście usiadła, jeśli jednak nie miała tej możliwości, mogła to w głowie skomentować czymś w rodzaju: "Tacy bogaci, że nie mają krzeseł". Cóż, nie pozostało jej nic innego, jak tylko rozliczyć się z powinności, które musiała wykonać względem pana siedzącego przed nią. Położyła na stole dokumenty. Oj, ich zdobycie nie należało do najłatwiejszych... Musiała nieco się nachodzić i naszukać, aż w końcu trafiła do odpowiedniego człowieka, który pomógł jej za odpowiednią zapłatą za swoje usługi. Teraz była Megarą Day. Poprawiła jeszcze fryzurę, gładząc ją z lewej strony, bo kilka niesfornych kosmyków wydostało się poza obręb idealnie ułożonego koka. Jeszcze tylko dokładnie zestandaryzować zachowania. Uśmiechnęła się jak niewinna pensjonarka, ręce splotła na teczce, którą ledwie chwilę temu wyjęła, by w razie czego móc okazać jeszcze inne akta. Z prawej strony kilka włosów też odczepiło się od reszty, więc w ramach pokazywania się jako cnotka, postanowiła zawinąć je za ucho i przyjrzeć się jeszcze raz swojemu rozmówcy. Dobrze, czas, żeby przemówić. Wzięła głęboki oddech i zaczęła: - Pracowałam już w kilku domach jako praca domowa. Gotowałam posiłki, sprzątałam, czasem bawiłam się z dziećmi. Wcześniej mieszkałam w Magnolii i też do moich uszu dotarły słuchy, że pan Senith wspomógł rodziny mieszkające na północy. Moja ciotka tam mieszkała, w listach do mojej matki bardzo dziękowała panu Senithowi za to, że ich wspomógł. Kiedy zastanawiałam się, dla jakiego człowieka chciałabym pracować, wiedziałam, że to musi być ktoś taki, jak pan Senith, ktoś o wielkim sercu - stwierdziła, na koniec delikatnie się uśmiechając. Nie zastanawiała się, czy była przekonująca, czy też nie, na to przyjdzie czas później.
W pokoju tym faktycznie nie było krzeseł, nie wydawało się jednak by złośliwe myśli Moragi podziałały na otoczenie w jakikolwiek sposób, ta więc z zadowoleniem mogła snuć je dalej, nie przejmując się nawet przez chwilę tym, że ktokolwiek lub cokolwiek mogłoby je odczytać i wykorzystać przeciwko dziewczynie. Roger wysłuchał kobiety spokojnie, nie dając poznać po sobie w żaden sposób czy słowa dziewczyny wywołały na nim jakiekolwiek wrażenie. Spokojna twarz mężczyzny wydawała się być nie do poruszenia, niezależnie od tego jak niesamowite wieści zrzuciłaby na starszego mężczyznę kobieta. W istocie, wyglądał on jak posąg wysokiej próby, nad którym rzeźbiarz męczył się przez dni całych tysiące. Te tysiące dni tłumaczyły też wiek mężczyzny, choćby tylko jeśli na swój sposób. Mężczyzna nie zaproponował też kobiecie żadnego miejsca do położenia swojego tyłeczka, dlatego Moraga musiała dalej dzielnie znosić trudy utrzymywania się w pionie. Być może to też było testem? Może mężczyzna sprawdzał czy kobieta cokolwiek powie na ten temat? Może miała powiedzieć? A może miała być cicho? Świat był taki trudny, a zrozumienie praw rządzących w tym jednym domostwie mogło wymagać więcej niż tylko chwilki zadumy. A może wręcz było banalnie proste?
- Rozumiem. Jak nazywała się pani ciotka? I co wie pani o sposobach wsparcia udzielonego przez Pana Senitha? - tak, mężczyzna mówił wręcz w taki sposób, że duże "P" w słowie "Pan" wydawało się być całkowicie słyszalne. Niewiarygodne, a jednak prawdziwe. - Proszę wymienić jedną umiejętność niezwiązaną bezpośrednio z pracą domową, która jednak mogłaby się przydać w tejże? A także, czy posiada pani zdolności magiczne, a jeśli tak to jakie? - mężczyzna pytał jednak, a przecież nie była to Familiada, a na pewno nie runda finałowa, choć kolejne pytania zadawane były stosunkowo szybko. Mężczyzna pytał, a jednocześnie jego wzrok wędrował po dokumentach zyskanych od kobiety, ta mogła zauważyć, że jego oczy bardzo szybko świdrowały dokumenty, zupełnie jakby czytał je niczym robot, maszyna uzdolniona w zakresie szybkiego czytania. Po chwili jednak podniósł wzrok i spojrzał na Moragę z pełną powagą, a nawet czymś w rodzaju chłodu. - Czy byłaby w stanie umrzeć za swojego pracodawcę? - brzmiało ostatnie pytanie, które jej zadał.
No i miał ją. Przynajmniej po części. Moraga doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że chyba właśnie wkopała się po uszy, ale postanowiła wykorzystać swoją wiedzę. Miała wrażenie, że powinna zapisać w głowie podejrzliwość, jaką cechował się mężczyzna siedzący przed nią. Przede wszystkim nie mogła dać mu się kompletnie rozpracować. - Marina Fuven. Pisała jedynie o dostarczanym podczas wielkiego głodu jedzeniu, bardzo, ale to bardzo ją to cieszyło. Zresztą, nic dziwnego - odparła, jak gdyby nigdy nic. Żadnej Mariny Fuven nie było w spisie, musiała więc jeszcze dodać kilka istotnych spraw. - Od dłuższego czasu moja rodzina nie miała jednak z nią kontaktu. Była tam sama. Miała już swoje lata, więc możliwe, że wyzionęła ducha. Takie rzeczy się, niestety, zdarzają. Wysłuchała uważnie kolejnej części pytania i postanowiła na nie odpowiedzieć: - Nie posiadam żadnej magii, ale mam silne ręce. Swego czasu boksowałam, więc umiem się jeszcze bić - odparła, lekko się uśmiechając. - Co zaś do jeszcze innych umiejętności, cóż, opiekowałam się dziećmi i przez bardzo krótki czas byłam nocnym stróżem. Hmm, swego czasu również sporo tańczyłam dla publiczności, ale nie wiem, czy jest to istotne. Przypomniała sobie dzień, w którym zabiła pierwszego z morderców jej dziecka. Wtedy zatańczyła tak, jak jej zagrano, a potem uczyniła to, co chciała zrobić już dawno temu. Pokąsana przez węże ofiara musiała wyglądać naprawdę niczego sobie. Ostatnio pytanie zbiło ją z pantałyku. Co? Umrzeć? Więc przechodzimy do takich spraw? Zmrużyła oczy, analizując sytuację. - U-Umrzeć...? - zadała sobie sama do pytanie. Co musiałaby odpowiedzieć? To brzmiało dość dziwnie. Kto w ogóle pytał pracę domową o takie rzeczy? Skierowała wzrok ku papierom. - A-Ale w związku z moją pracą... Na chwilę ucięła. Musiała ułożyć sobie w głowie odpowiedź. Speszenie swojej nowej postaci było jasne. Zwyczajnie musiała udawać, że nie do końca rozumie, o co chodzi. Umrzeć za pracodawcę, hmm? Postara się jakoś z tego wybrnąć. - Pan Senith to dobry człowiek. Sądzę, że... dla... dla takich ludzi można umierać... - mruknęła, umyślnie spuszczając wzrok. Co teraz? Jak zareaguje staruszek?
Roger wydawał się delikatnie przytakiwać głową za każdy kolejnym zdaniem dziewczyny, zupełnie jakby w ten sposób zapamiętywał każdą kolejną jej wypowiedź. Zwracać uwagę mógł fakt, że przytaknięcia te były bardzo miarowe, a każde z nich trwało dokładnie tyle samo, co wcześniejsze. Jego wyraz twarzy przy tym nie zmieniał się w ogóle, przez co mógł przypominać nieco jakiś automat, który nie posiada wbudowanych pewnych funkcji odpowiedzialnych za mimikę twarzy. Bez dodatkowych komentarzy przyjął jednak słowa kobiety o Marinie i jej możliwym już opuszczeniu tego padołu łez.
Roger zainteresował się jednak jedną rzeczą, o której dziewczyna mówiła w trakcie opisywania swojego różnorakiego doświadczenia zawodowego, a widać to było po tym, że w momencie gdy mówiła akurat o tej kwestii, jego miarowe przytakiwanie na chwilę zmieniło swoje tempo. Powstrzymał się jednak z pytaniami, do momentu, gdy dziewczyna skończyła już kompletnie mówić. - Dlaczego była pani nocnym stróżem przez bardzo krótki czas? - zapytał, od razu adresując miejsce, które wywołało w nim zaciekawienie. No tak, "bardzo krótki czas" mógł być spowodowany wieloma czynnikami, a on był ciekawy dlaczego kobieta nie wytrzymała tam dłużej. Takie przynajmniej sprawiał wrażenie. A może po prostu szukał czegoś, co było nie okej w jej opisie? Zaraz po zadaniu pytania otworzył jednak drzwiczki do większej szuflady we własnym biurku, a po chwili wyciągnął stamtąd zapakowany jeszcze w folię komplet ubrań - typowych ubrań dla pomocy domowej. - Utrzymanie czystości uniformu należy oczywiście do pani obowiązków. Jest pani w stanie rozpocząć pracę natychmiastowo, jak mniemam? - zapytał, a jego ton sugerował, że byłby naprawdę rozczarowany, gdyby było inaczej. Następnie podniósł się na równe nogi i odszedł od biurka, jednocześnie podchodząc do dziewczyny i wyciągając w jej kierunku własną dłoń. - Jeśli tak to witam panią na pokładzie. Ma pani jakieś pytania? Jeśli nie, to pójdziemy teraz się udać przedstawić panią reszcie załogi i pracodawcom. Zostawię panią na 3 minuty, proszę w tym czasie się przebrać. - zaraz po uściśnięciu dłoni przez dziewczynę mężczyzna wyszedł z pokoju, zostawiając Moragę samą.
Yu'an
Liczba postów : 41
Dołączył/a : 21/07/2014
Temat: Re: Miasteczko Kehler Sob Lis 21 2015, 03:01
Czy ktoś podstawił tu jakiś lacrymowy twór? Tym właśnie wydawał się być dla Moragi Roger. Nie potrafiła go przejrzeć, zdawała sobie sprawę, że nie dałby się przekupić. Jak jakiś automat. Gdyby nie to, że ciągle jej się zdawało, że na nią patrzy, przyjrzałaby mu się bardziej, żeby odkryć, czy na pewno ma do czynienia z normalnym człowiekiem. Zresztą, postanowiła się na tym nie skupiać w pewnym momencie, zdając sobie sprawę, że nie po to tu przyszła. Czekało ja zgoła inne zadanie. Musiała jeszcze uporać się z jednym pytaniem. - Szukałam pracy i to była jedyna, którą mogłam dostać od zaraz, więc się jej podjęłam - odparła, mając nadzieję, że taka odpowiedź zadowoli mężczyznę. Nie chciała się już babrać w kolejnych, ciężkich kłamstwach. Przynajmniej nie teraz. Sama przecież była jednym wielkim kłamstwem, po co tworzyć sobie dodatkowe przeszkody. Przyjrzała się uważnie uniformowi. Nie był jakoś szczególnie w jej stylu, ale co w ogóle w jej stylu było? Nie musiała na szczęście pokazywać zbyt dużo swoich wdzięków. W pewnym sensie mogło to działać na jej niekorzyść, ale komfortowo jednak czuła się w czymś bardziej... w stylu, w jakim było to, co otrzymała. Przytaknęła, słysząc o obowiązkach. No dobrze, będzie musiała zaraz sprawdzić, czy nie jest nigdzie poplamiony. Co jak co, ale prać umiała. Wiedziała nawet, jak sprać plamy z oleju czy ropy, więc nie powinno być większego problemu. - Tak, natychmiastowo... - odparła, czekając na dalsze instrukcje. Pytania? Nie, nie w tej chwili. Chyba przyjdzie jeszcze na nie czas, prawda? Poczekała, aż Roger wyszedł i przebrała się prędko w uniform, rozpuszczając przy tym włosy. Lepiej wyglądały w takiej postaci. Na wszelki wypadek ukryła gdzieś za pazuchą spinki, by spiąć wszystek, jeśli zajdzie taka potrzeba. Nie, teraz nie będzie grzebać w biurku, to było zbyt ryzykowne, jeśli facet miał zaraz wrócić. Przy okazji, rzeczywiście sporo czasu zajęło jej przebieranie. Musiała najpierw poznać zwyczaje tu panujące i dowiedzieć się jak najwięcej z obserwacji. Potem będzie szperać. Tak, taki był plan.
Kirino
Liczba postów : 3064
Dołączył/a : 14/11/2012
Temat: Re: Miasteczko Kehler Sob Gru 05 2015, 23:10
MG:
3 minuty upłynęły, a do pokoju rozległo się pukanie. Roger wpierw zapytał kurtuazyjnie czy kobieta skończyła już swe przygotowania, a następnie pozwolił sobie na wejście, gdy usłyszał, że ta jest już ubrana. Właściwie jednak nie tyle wchodził do środka, co gestem dłoni zaprosił ją do wyjścia z pokoju i wkroczenia do korytarza, w którym wcześniej już kobieta była. W korytarzu tam znajdowała się czwórka innych osób. - To nie wszyscy ludzie, którzy pracują w ramach służby tego domostwa, ale to ludzie, których absolutnie musisz znać. Pozwól, że przedstawię ich po kolei. - powiedział Roger, następnie przechodząc od jednego do kolejnego człowieka, każdemu poświęcając niezbędne minimum opisu.
Pierwszą osobą był kucharz, nazywał się Marey, był mniej więcej wzrostu Moragi ubrany w bardzo stereotypowe ciuchy w stylu kucharskim - biała czapka i białe ubrania, jakich można było się spodziewać po Robercie Makłowiczu czy innym Pascalu były jego znakiem rozpoznawczym. Wydawał się mieć pogodne usposobienie, ale Moraga odruchowo zauważyła, że przyglądał się jej dość... nieśmiało. W rozumieniu, jego wzrok czasem zwiedzał różne miejsca na jej ciele, ale szybko wracał do siebie.
Kolejną osobą była Asami, osoba odpowiedzialna za zarządzanie pokojówkami. Była starszą kobietą, która wydawała się z samej twarzy być surową osobą. Spoglądała na Moragę, dokładnie jak surowy nauczyciel przygląda się swojemu uczniowi. Wydawała się być trudną w nawiązywaniu kontaktów personą.
Zaraz dalej był mężczyzna w wieku na oko 30 kilku lat, główny ogrodnik i opiekun roślin w domostwie. Bine. Miał czarne krótkie włosy, kruczoczarną brodę i uśmiech jak z żurnala. Nie przyglądał się za bardzo dziewczynie i nie wydawał się być tak bardzo zainteresowany sytuacją.
Następnie Moraga poznała Leona, wiekowego już mężczyznę, który najwyraźniej był kimś w rodzaju najstarszego członka służby, którego otaczało się szacunkiem. Jako jedyny siedział przy całym tym witaniu. Miał siwe włosy i oczy, które wyglądały jakby posiadały za dużo skóry, tak że ledwo gałki oczne były widoczne. Obok niego znajdowała się też laska, zapewne do podtrzymywania równowagi.
- Teraz dostaniesz trochę czasu na poznanie się z nimi. Wymieńcie uprzejmości. Wrócę za kilkanaście minut. - oświadczył Roger i zostawił Moragę z dopiero co poznanymi przez nią osobami.
Yu'an
Liczba postów : 41
Dołączył/a : 21/07/2014
Temat: Re: Miasteczko Kehler Nie Gru 06 2015, 22:54
Zgodnie z zaproszeniem Rogera, postanowiła wyjść z pokoju i znalazła się z powrotem na korytarzu, który już widziała. Jeszcze raz, odruchowo, rozejrzała się po nim, tak dla pewności, że nic nie spadnie jej na głowę. Następnie jej uwagę przyciągnęło czworo stojących ludzi, których miała zapewne zaraz poznać. Przybliżyła się nieco do Rogera, żeby na pewno usłyszeć wszystko, co miał do powiedzenia. Kiedy jej dotychczasowy przewodnik postanowił się ulotnić, Moraga postanowiła zadziałać tak, jak wcześniej zamierzała, czyli zwyczajnie przedstawić się: - Nazywam się Megara Day. Miło mi państwa poznać. - Skłoniła się, trzymając złożone dłonie na fartuchu. Starała się delikatnie uśmiechać, żeby zrobić dobre wrażenie. Na pewno nie będzie udawać wystraszonej, w końcu przyszła tu pracować, nie była jakąś tam szarą myszką. Zdawała sobie również sprawę, że będzie musiała podporządkowywać się poleceniu każdej z tych osób. Jej uwagę zwrócił kucharz, ale nie chciała zatrzymywać na nim wzroku dłużej, niż było to konieczne. Wystarczyło, że on na nią patrzył. Kobieta i starszy pan wydawali jej się najtrudniejszymi przeciwnikami, ale musiała jeszcze poczekać z osądami do momentu, w którym nie pozna tych dwojga osobiście, znaczy się, nie zobaczy ich przy pracy. Zastanawiała się nad ogrodnikiem, choć miała wrażenie, że będzie miała z nim szczątkowy kontakt... Z drugiej strony zaś mogła się mylić. Jedynie kucharz zdawał jej się w tej chwili mało groźnym obiektem. Z nim powinno pójść najłatwiej. Jeśli podczas przedstawiania się trzeba będzie do kogoś podejść, zrobi to - zgadywała, że z chodzącym Leonem może być mały problem, więc jeśli zapragnie uścisnąć jej dłoń, oczywiście podejdzie. Podobnie z innymi. To wciąż ona była tu obca, a oni gospodarzyli.
Imiona zebranych tu ludzi Moraga poznała już wcześniej, teraz zaś sama podarowała im swoje imię, nawet jeśli to było zmyślone. Asami skinęła głową i wyglądało na to, że to ona w tym momencie przejmie prym w tej rozmowie. A przynajmniej ją rozpocznie. - Musisz pamiętać o jednej rzeczy. Na terenie tego domu nie ma żadnych konfliktów. Jeśli zobaczę cię gdziekolwiek awanturującą się z kimś momentalnie stąd wylecisz. Inne pokojówki też wiedzą o tej zasadzie. Jeśli pojawi się między wami jakiś zatarg macie przyjść do mnie. Ja go rozwiążę. - obcesowo zaczęła kobieta, najwyraźniej uznając, że najlepiej będzie właśnie od ustalenia zasad rozpocząć tę znajomość. - Spokojnie, spokojnie... Nie pamiętam kiedy ostatni raz wydarzyła się tutaj jakakolwiek kłótnia. - wtrącił się kucharz, który najwyraźniej nie był specjalnym zwolennikiem wprowadzania tak surowego nastroju od samego początku. Następnie odwrócił się bezpośrednio do dziewczyny, może dlatego też, że Asami spojrzała na niego bardzo morderczym wzrokiem. - ...ekhem. W kuchni znajdują się dwie lodówki, jedna, mniejsza, z dużą literą S na środku drzwiczek to lodówka do wspólnego użytkowania przez służbę. Wszystko co w niej jest, jest własnością wspólną. Codzienne posiłki dla służby przygotowywane są przez nas z zasobów domowych, za to tam można znaleźć różne różności. Ale nie wolno tylko brać, trzeba też coś czasami od siebie dać. - dodał kucharz jeszcze uśmiechając się wesoło, na co ogrodnik westchnął ciężko, zupełnie jakby odnalazł w jego słowach coś przykrego. Poza tym nie odezwał się jeszcze ani słowem.
- Kim jesteś? -
Takie pytanie natomiast zadał jej Leon, a wszyscy umilkli na jego głos. Nawet ogrodnik wpatrzył się teraz w Moragę, zupełnie jakby to pytanie było czymś więcej niż mogłoby się wydawać. Co się działo?
Trzeba było jak najszybciej i najlepiej wejść w rolę, żeby nikt niczego nie zauważył. Zresztą, miała w tym wprawę. Niejednokrotnie zdarzało jej się oszukiwać, aby pozyskać informacje lub zwabić kogoś, z kim miała się rozprawić. Aktualną sytuację zaliczała do pierwszej grupy - informującej. Musiała wejść w żywioł pokojówki. Niespecjalnie miała kiedykolwiek zatargi z kobietami, chyba że ze względu na jej ładną buzię, ale te szybko mijały. Teraz musiała zmierzyć się z nową sytuacją. Asami wydawała się być rzeczowa, Moradze kompletnie to nie przeszkadzało. Jeśli zależało jej na wykonywaniu roboty - nie ma żadnego problemu. Dopóty, dopóki nie będzie wtrącała swojego nosa w sprawy magiany, wszystko będzie w porządku. Kucharz już wydał jej się straszną kluchą, ale to dobrze, nie będzie musiała się długo męczyć, jeśli zajdzie potrzeba jego urobienia. Zostali ci najbardziej enigmatyczni - staruszek i ogrodnik. - Rozumiem - odpowiedziała usłużnie Shygett do Asami, wysłuchawszy do końca tego, co ta miała do powiedzenia. Wszystko miało. Sens. Zobaczymy, czy jakiekolwiek konflikty się pojawią... Nie chciała utrudniać sobie pracy. Potem jednak nadszedł moment, którego się nie spodziewała. Nawet w niej, zimnokrwistej osobie, pojawił się moment zwątpienia. Spoglądała pytająco na Leona. Cóż, na szczęście w normalnej sytuacji też pewnie poczułaby się zaskoczona takim pytaniem, więc miała czas na pomyślenie. - Zakładam, że z pewnością jestem człowiekiem - odparła, wpatrując się uważnie w staruszka. Co miał na myśli? Na wszelki wypadek starała się wyczyścić swój umysł z ewentualnych informacji, które mogły dostać się w niepowołane ręce.
Reszta ludzi zachowywała milczenie, gdy oczekiwano od Moragi odpowiedzi na pytanie zadane przez Leona, zupełnie jakby to niosło w sobie niesamowitą wagę i znaczenie dla jej przyszłych losów. Gdy padła odpowiedź, pierwszą reakcją na nią byłą cisza, potem ogrodnik zaśmiał się krótko, lecz na tyle krótko by pozostawić wrażenie śmiechu wręcz nienaturalnym. Leon pokręcił głową, wyraźnie nie będąc zadowolonym z odpowiedzi. - Kim jest człowiek, którym jesteś? - zadał kolejne pytanie, zupełnie jakby nie chciał w tej chwili dać za wygraną. Asami podeszła bliżej Moragi, a następnie ściszyła swój głos tak, by tylko dziewczyna mogła ją usłyszeć. - Tak długo jak nie dasz mu jakiejś satysfakcjonującej odpowiedzi to nie ruszymy dalej, a czas ucieka. Jednocześnie nie próbuj go... lekceważyć. Leon jest... specyficzny. I właśnie dlatego jest bardzo szanowany przez pana domu. -
Przynajmniej uzyskała kilka nowych informacji, ale zachowanie poszczególnych ludzi wciąż trudno było zwalić tylko na fakt przypodobania sobie Leona przez cel zadania Moragi. Reakcje ludzi w tym miejscu były zbyt... napięte. A może po prostu bali się skupić na sobie jego uwagę? Cholera wie.
Jasna cholera. Trafił jej się dziad patrzący przez umysł albo po prostu udający, że potrafi to robić. Miała się zestresować, czy jak? Chciał ją sprawdzić, to pewne. I bardzo chciałaby go zlekceważyć, ale z drugiej strony znała siłę starszych ludzi. Potrafili używać mocy swojego autorytetu. Zauważyła to dokładnie w tym momencie, w którym nawet ogrodnik zaczął na nią patrzeć. W środku aż się skrzywiła. Cholerny cap. Nie będzie mogła ruszyć dalej dopóki nie opowie zapewne czegoś, co było choć trochę zgodne z prawdą. Czuła, że nie pojedzie tym razem na kłamstwie. Tym razem. Ewentualnie może spróbować z półprawdą. Choć z drugiej strony... mogła odkryć jedną z kart. Tylko jedną. Może wtedy dadzą jej spokój. - Wdową - odpowiedziała. Coś w jej wnętrzu się ruszyło i poczuła, jak samoistnie odwraca głowę, żeby... no właśnie, żeby co? Z trudem wróciła do poprzedniego stanu, patrząc niepewnie na Leona. Czy to mu wystarczy? Nie chciała się babrać dalej w tym gównie, wolała ruszyć dalej. Wiedziała już, że będzie musiała naprawdę uważać na to, co mówi i co robi przy tym człowieku. Pewnie nawet na to, co myśli. Jeśli trafiła na cholernego maga, to będzie musiała wymyślić inną rzecz. Ale na to miała jeszcze czas. Zapewne. Im szybciej zacznie pracę, tym lepiej.
Czy Leon był magiem tego Moraga wiedzieć w tym momencie nie mogła. Ciekawe jednak jak mogłaby się o tym przekonać? Wypytać innych? Jeśli tak to kogo? Miała zebrane przed sobą najważniejsze osoby w domostwie, lecz wiadomym było, że nie mogła zapytać ich o niego przed nim samym. Staruszek przyglądał się dziewczynie jeszcze przez chwilę po tym jak odpowiedziała na jego pytanie, a potem podniósł się ze swojego miejsca i ruszył w sobie tylko znanym kierunku. Ot, bez słowa, bez jednego gestu wykonane w kierunku nowej pracowniczki. Być może jej odpowiedź była dobrą odpowiedzią, wystarczającą mu w tym momencie i zwyczajnie zdecydował się dać jej spokój. Kto wie? Tak czy siak, gdy tylko Leon zniknął im z oczu kucharz głęboko odetchnął, a nawet Asami wydawała się lekko rozluźnić. Czemu ten stary facet wywoływał w nich wszystkich takie napięcie? I czemu to właśnie ogrodnik zdawał się najmniej przejmować sytuacją (co nie znaczy, że w ogóle)? Kolejne pytania, nad którymi Moraga mogła gdybać.
Roger pojawił się zupełnie jakby wyczekiwał odejścia Leona, a przynajmniej popisał się niesamowitym wyczuciem czasu. Gdy zastał resztę z nich w korytarzu skinął tylko głową w kierunku trójki pracowników, a ci rozeszli się do swoich zajęć, jedynie kucharz zdobył się na posłanie nowej koleżance uśmiechu. - Teraz poznasz pana tego domostwa. Dzieci i pani w tym momencie nie ma, lecz uważaj na to, by w razie ewentualnego z nimi spotkania w żaden sposób im nie ubliżyć. Musisz rozumieć, że mogłoby to mieć bardzo przykre konsekwencje. Proszę za mną. - Poważny ton Rogera czynił z niego bardzo stereotypowego wręcz kamerdynera, trzeba było jednak przyznać, że ciężko było mu cokolwiek zarzucić. Wydawał się wręcz idealny do swojej pracy - jego maniery, słowa, nawet sposób chodzenia były najwyższej klasy. Powiódł on Moragę korytarzami domostwa do kolejnego pokoju, następnie trzy razy zapukał po czym pozostawił dziewczynę samą przed drzwiami.
- Nowa pracowniczka, tak? Jak masz na imię? - doszły Moragi słowa zza drzwi. Wciąż zamkniętych drzwi. Głos był wyraźnie męski, leciutko może zasapany z jakiegoś powodu.
Poniżej znajdują się buttony for, z którymi obecnie prowadzimy wymianę. W celu nawiązania współpracy zachęca się do odwiedzenia pierw tematu z regulaminem wedle którego wymiany prowadzimy, a następnie do zgłoszenia się w tym temacie. Nasze buttony oraz bannery znajdują się zaś w tym miejscu.
Layout autorstwa Frederici. Forum czerpie z mangi "Fairy Tail" autorstwa Hiro Mashimy oraz kreatywności użytkowników. Wszystkie materiały umieszczone na forum stają się automatycznie własnością jego jak i autorów. Dla poszanowania Naszej pracy uprasza się o nie kopiowanie treści postów oraz kodów bez uprzedniej zgody właścicieli.