I've never seen a decent person among those who say they're going to save the world while forsaking the people around them. Those types of men are always so intoxicated by thier own hollow dreams that they call every little thing in front of them trivial.
Temat: Chatka na skraju lasu Nie Sty 08 2017, 13:57
Zdecydowanie zamieszkała przez jakąś nieco większą rodzinę. Chatka była w sumie jednak chatką tylko z nazwy, bowiem po przyjrzeniu się to faktycznie był całkiem niezły kawałek domu z cegły, pomalowany na biało i czerwoną dachówką. Z komina praktycznie zawsze unosił się dym, a w pobliżu domu często można było spotkać jakiegoś rozbrykanego dzieciaka czy starszą kobietę, będącą właścicielką przybytku.
MG
Droga, o dziwo nawet dla Rena, była całkiem prosta. Znaczy jeżeli pominiemy fakt, że kilka razy się potknął, raz wszedł w kałużę i trzy razy przewrócił o korzeń czy kamień. Nie mniej z nieco poobdzieranymi kolanami i dłońmi dał radę zajść AŻ TUTAJ. Niemal na sam skraj lasu, w którym znajdował się też jego domek. A tutaj niespodzianka, bo drugi domek i to chyba całkiem żywotny. Znaczy nie budynek, jasne, nie skakał i nie biegał, ale jakoś od tych białych ścian biło życiem, taka prawie że aura. Przed domem bawiło się dwóch chłopczyków chyba w podobnym wieku co Ren, zaś wraz z nimi była staruszka, całkiem mile wyglądająca. Sporo zmarszczek, siwe włosy upięte w kok. Niebieskie oczy spoglądały na Rena ciepło zza okularów i pewnie gdyby się nie garbiła, staruszka w kanarkowej sukience z pewnością byłaby wyższa od naszego bohatera. Teraz jednak byli niemal równego wzrostu. - O, podejdź bliżej! - zachęciła gestem ręki zapraszając chłopaka do środka. - Napijesz się czegoś? A może ciasta? Właśnie skończyłam piec sernik. - powiedziała, nie kryjąc dumy ze swojego wypieku. W sumie dziwna sprawa, bo się chyba nie do końca znali, a tutaj już takie zaproszenia od nieznajomych. No ale widocznie staruszka skądś Rena znała, tak przynajmniej mogło się wydawać młodzianowi.
Ren
Liczba postów : 182
Dołączył/a : 21/04/2016
Temat: Re: Chatka na skraju lasu Nie Sty 08 2017, 17:29
Był mokry. Nawet bardzo. Przemoczony do suchej nitki. Właśnie tak prezentował się ciemnowłosy nastolatek, który jakimś cudem dotarł na miejsce potencjalnej misji. Zziajany i zmęczony wysiłkiem, który musiał włożyć w wyjaśnienie tego wszystkiego. O jego porażkach można by napisać książkę, jednak nikt nie przewidział tego, że potykając się o kamień, chłopak wyląduje w kałuży mocząc tym samym list, aby wstając z niej i osuszając papier upaść na tyłek i nieco pobrudzić kartkę. Może taka zbieżność zdarzeń byłaby naturalna, gdyby nie fakt, że przytrafiła się mu aż dwa i pół raza. Dlaczego dwa i pół? Bo raz zabrakło w tym kałuży. Z trudnością łapiąc oddech, ciemnowłosy zbliżył się do drzwi. Przynajmniej taki zamiar miał z początku, bo nim ręka opadła z leniwym łoskotem, ten sam zdążył oprzeć się o drzwi, spoglądając na wzywającą go osobę. Zupełnie nie zwrócił uwagi na otoczenie w całym tym zamieszaniu, jednak doczłapał jakimś cudem do staruszki, wyciągając w jej kierunku uszkodzony dość mocno list, acz... najpewniej jej list. - T-to... to... - wydusił z siebie, stopniowo łapiąc oddech po jakże nieludzkim i niecodziennym wysiłku. Wszystko po to, aby w głębi duszyczki zemleć wszelkie gmeranie i spróbować jakoś podnieść zmęczony wzrok. - ...pomyłka. Nie nadaje się do pilnowania plagi... - wystękał nieco składniej, wyjaśniając wstępnie wszelkie wątpliwości oraz niejasności względem jego udziału i faktu, że on miałby jakkolwiek wykonywać jakiekolwiek zadanie. No chyba, że omyłkowo zawalić budynek. Komuś na głowę. Sobie. Tak.
Staruszka spojrzała nieco zmartwiona na stan Rena i troszeczkę się przestraszyła. Biedne dziecko! Nie miała pojęcia, co go zaatakowało, ale zdecydowanie nie pozwoliła mu wyjaśniać wszystkiego przed domem tylko wciągnęła z niebywałą siłą jak na staruszkę do środka. - Oj biedny ty... Ale spokojnie, zaraz doprowadzimy cię do ładu! - obwieściła radośnie, zaś w domku Ren mógł zauważyć jeszcze inne dzieciaki. Obecnie była to dwójka jeszcze innych chłopców i trzy dziewczynki. - Ah, co mówisz? Nie jadłeś pelagii? Ja w sumie też nie, nie mam nawet pojęcia, co to, ha! - zaśmiała się, chociaż w sumie czy to właściwie to, co powiedział Ren? Chyba nie... Może staruszka ma coś ze słuchem? O kurczę, to chyba nieco utrudniało. - Romeo, przynieś panu Renowi czystą koszulę, bieliznę i spodnie. A ty... - tu spojrzała ciepło na Rena - Czuj się jak u siebie. Jeżeli masz takie życzenie możesz wziąć kąpiel, zaraz przyniosę czyste ręczniki! O, a jak skończysz, to w kuchni na stole przygotuję dla ciebie sernik. Na pewno jesteś głodny po tak długiej drodze... - w sumie czy długa, to w sumie nie, nie była. Ale wyglądał, jakby przebył co najmniej cały las i po drodze z czymś walczył. Tak czy inaczej Ren został popchnięty w stronę kuchni, a w ręce chłopak mniej więcej jego wzrostu i postury wepchnął mu w ręce ubrania przyglądając mu się przez chwilę ciekawskim wzrokiem, a następnie wrócił do reszty dzieciaków, które obecnie w coś grały w kącie. Babcia zaś ruszyła po ręczniki, a następnie w stronę kuchni, co by ukroić wszystkim swojego wypieku. O kurczę, i jak tu się stąd wyrwać?
Ciemnowłosy miał niemały mętlik w głowie. Niektórzy ośmieliliby się powiedzieć, że miał ciężki lub twardy orzech do zgryzienia. Nie ogarniał tego, co wydarzyło się w ostatnich chwilach, jednak wydawało się to nad wyraz typowe dla jego osoby. Nie chodziło tu wcale o siłę staruszki, bo w przypadku nader chuderlawego bruneta, ciężko było o brak siły w szarpnięciu go. Jeszcze jakby miał jakieś mięśnie, a tak to zwyczajny worek na kości. W dodatku taki, który nawet w tej całej szarpaninie zdołał uderzyć jakoś kolanem o bliżej nieokreślony kant. Nawet nie miał pojęcia, czy próg drzwi, ścianę, a może jakąś komodę, co zaowocowało stłumionym syknięciem, przeplatającym się ze zbolałym jęknięciem. - Co? Jaki pelagian? To jakaś sekta? Na pewno tak... pewnie kolejni, kościelni fanatycy, jak Arata... - zaczął jedynie mamrotać pod nosem wszelkie swoje myśli, aby to ostatecznie upuścić ubrania, które ktoś mu wcisnął. Zupełnie tak, jakby owinięto w nich bombę, która lada moment miała wybuchnąć. Odsunął się nawet na pół kroku, co poskutkowało zderzeniem ze ścianą. Nie było to jednak nic aż tak groźnego. Mimo wszystko, spoglądał z dozą nieufności i niezrozumienia na staruszkę, która aktualnie zaczęła kroić ciasto. Domowej roboty jedzenie. Jak dawno tego nie jadł. Ale nie... Nie mógł. Najpewniej było zatrute, albo jeszcze inny czort wie, co z nim się działo. Mimowolnie przełknął ślinę, aby to ponownie przenieść wzrok na potencjalną szefową. - N-Nie trzeba... To może ja pójdę już sobie z moją bezużytecznością i nie będziemy przeszkadzać w tym jakimś obrządku, czy rytuale. Miłego dnia lub coś, co tam się mówi... - wybąkał jedynie ciut nieskładnie i nie do końca płynnie, aby pod koniec jego taktyczny odwrót zakończył się potknięciem, upadkiem na podłogę i głośnym odgłosem burczenia.
Frederica
Wytrwała Pierepałka
Liczba postów : 2947
Dołączył/a : 14/02/2014
Temat: Re: Chatka na skraju lasu Sob Sty 14 2017, 15:30
MG
Staruszka chyba nie słyszała ostatniego, zaś cały taktyczny odwrót po raz kolejny spełzł na niczym! A może coś bardzo nie chciało, żeby Ren opuścił teraz ten domek? Dwie bawiące się dziewczynki widząc, ze ten się przewrócił, szybko podbiegły do Rena. Bliźniaczki w wieku około 5 lat. Obie w żółtych sukienkach. Różnica byłą taka, że jedna miała krótko ścięte włosy, tak do ramion, a druga długiego warkocza. Patrzyły na Rena zmartwione, po czym obie pomogły mu wstać, a następnie spojrzały na niego takim typowym wzrokiem jak u kota ze Shreka - Pobawisz się z nami? - zapytały jednocześnie i grzecznie, delikatnie się do chłopaka uśmiechając. Wyglądały na nieszkodliwe. Bardzo nieszkodliwe. I w sumie chyba były miłe. Jedna z nich nawet pozbierała rzeczy Rena i grzecznie mu je podała. Bo kto wie, może jednak skorzysta z łazienki? No i ciasto, cieplutkie i pyszne, już pewnie czekało na stole. Na pewno. Ren mógł czuć zapach serniczka z kuchni.
Ren
Liczba postów : 182
Dołączył/a : 21/04/2016
Temat: Re: Chatka na skraju lasu Sob Sty 14 2017, 21:14
Ciemnowłosy mógł się poszczycić sporymi pokładami wytrwałości, jednak nadal brakło mu bardzo wiele, aby dorównać szaremu zjadaczowi chleba. Tego wszystkiego było za wiele. Jego serce stopniowo zaczynało przyspieszać, a niektóre osoby zastanawiałyby się, czy to już tempo tłoków w silniku samochodu wyścigowego. Pierwsze krople potu pojawiły się na jego czole, zaś ten spróbował jakoś odsunąć się od tego demonicznie zwodniczego zapachu, czy przesadnego uroku. Wyjąkał jedynie bliżej nieokreślonych kilka zwrotek, aby tak się cofając uderzyć głową o krzesło i... nabić sobie niemałego guza, podskakując przy tym i uderzając czarnym czerepem o kolejny mebel. Jęknął jedynie z bólu, ponownie rozległo się burczenie, a on sam chwilę później... zemdlał? Lepsze to na pewno, aniżeli zawał.
Frederica
Wytrwała Pierepałka
Liczba postów : 2947
Dołączył/a : 14/02/2014
Temat: Re: Chatka na skraju lasu Nie Sty 15 2017, 14:55
MG
No i zemdlał. Za dużo wrażeń, za dożo dobra, za dużo ciepła i za dużo nieszczęść. W końcu był Renem, Nieszczęście do jego drugie imię. Kiedy zaś się obudził leżał w ciepłym łóżeczku, a jednak mógł przysiądź, że gdzieś nim stracił przytomność słyszał głos babci o brakującej herbacie i rumie dobiegający z kuchni. Teraz jednak był w pokoju, na zewnątrz zrobiło się nieco ciemniej, zaś w samym pomieszczeniu panował półmrok. Mógł też odkryć, że był wykąpany, przebrany w czyste rzeczy, opatrzony i tylko głód doskwierał. W pokoju prócz niego było jeszcze dziesięć osób co najmniej, siedzących cicho. Tak cicho, że gdyby nie otworzył oczu, to by nawet o dzieciakach nie wiedział i wszystkie patrzyły na niego. A to zmartwione, a to zaciekawione. Jedna z bliźniaczek widząc, że ten się obudził podała mu talerzyk z sernikiem i łyżeczkę, zaś druga postawiła obok herbatę. Taką ciepłą, a nie gorącą. I trzymała, żeby Ren przez przypadek nie wylał, bo chyba już zauważyła, że taka niezdara trochę z niego. Babci zaś już nigdzie nie było, tylko obok był jakiś list obok herbaty, znowu zaadresowany do Rena.
Ktoś, kto zignorowałby przyjemną fakturę łóżka, musiałby zostać nazwany heretykiem. W opinii ciemnowłosego nastolatka ciężko było o coś wspanialszego, aniżeli wypoczynek w cieplutkim i milutkim łóżeczku. Coś jednak mu nie pasowało. Coś wydawało się zupełnie obce. Poruszył niepewnie nosem, jakby był jakimś zwierzątkiem, które węszy coś podejrzanego, aby następnie spojrzeć po zgromadzonych osobach. Głód mu doskwierał, herbatki może by się napił, jednak... to z pewnością było zatrute. Nawet łóżko nie było jego, a do tego wszyscy ci ludzie. Czyżby chcieli zrobić z niego jakąś ofiarę w starożytnym obrządku? Stęknął jedynie dość ciężko, sięgając ręką po część wierzchniej pościeli, aby chwilę później... przykryć się nią szczelnie, obracając na bok, jakby miał zamiar to zignorować. Skoro ma umrzeć, to niech dadzą mu chociaż ostatnie chwile spokoju. Mimo wszystko, serce po raz kolejny zdawało się przyspieszyć z nerwów, a powietrze tak jakby pod tym wszystkim się kończyło, toteż coraz trudniej się oddychało, a parę razy nawet z tej duchoty odkaszlnął. Nie trzeba mówić, że cały się zrobił czerwony na twarzy, ale co mógł poradzić... w gronie zupełnie obcych, pazernych piranii, które tylko czekały by wykorzystać i zakończyć jego nieszczęsne jestestwo.
No i co dzieciaki miały zrobić z Renem? Widząc, że ten chce jeszcze pospać, po prostu opuściły pokój. Wszystkie. Nie chciały przeszkadzać, a najwidoczniej ich opiekunka (właściwie to kto kim się tutaj opiekował w końcu...?) potrzebowała odpoczynku. Nie widzieli w tym problemu! Tak też Ren został sam w ciepłym łóżeczku, z ciepłą herbatką obok i serniczkiem na talerzu. No i spokojem, bowiem nikt mu nie przeszkadzał. Nikt też nie chciał go składać w ofierze, co mogło być również plusem całej jego sytuacji.
Bywały w życiu takie chwile, kiedy świat sprzysięgał się przeciwko tobie. Życie ciemnowłosego nastolatka zdawało się usłane takimi sytuacjami, jednak przychylność losu-dziwki w końcu postanowiła się do niego uśmiechnąć. Po kilku latach szczęśliwej posuchy - zostawiono go w spokoju. W ciepłym, nieprzeciekającym pokoju z niepewnym jedzeniem. Na tej harmonijnej scenerii jego dobra passa miała się zakończyć. Ten spróbował się podźwignąć i rozejrzeć za swoimi przedmiotami. Pech chciał, że głód skutecznie utrudniał swobodne poruszanie, czy zakłócał myśli mrocznego maga. Nawet mu się lekko w głowie zakręciło, jednak jego wzrok wbił się w kubek. - ...na pewno nie ruszę tej trucizny na talerzyku, ani tym bardziej tej śmierci w płynie. Rycyna? Arszenik? Cyjanek? Czego jeszcze... - mamrotał sobie pod nosem, chociaż jego ciało zdawało się odmawiać mu posłuszeństwa i sięgać po kubeczek ciepłego napoju. Ten jednak opamiętał się w porę i rozlał zawartość na stoliczku, zalewając nią sernik, czy jakieś okoliczne kartki. Masz babo placek? Być może. Na tym jednak nie kończył się plan. Odczekał odpowiednio długą chwilę, aby usłyszeć kolejny donośny odgłos burczącego brzucha. Wtedy też postanowił. Musiał stąd uciekać, ale pierw musiał zahaczyć o ich spiżarnie lub magazyn. Musiał jakoś to zrobić, a najlepiej to niezauważonym, dlatego też podszedł do drzwi i nawet jeśli były świeżo naoliwione, to z jego szczęściem i kompletnym brakiem zdolności, ciemnowłosy dał radę zaskrzypieć nimi i wychylić głowę przez utworzoną szparkę, aby sprawdzić, czy droga czysta.
Ren miał doświadczenie. Dużo doświadczenia od nauczyciela zwanego życiem. Nie, nie był jakimś amatorem, żółtodziobem, który łapie się w najprostsze z możliwych pułapek, o nie. Ren był weteranem. Posiadał mądrość, jaką nie dysponował nikt inny i od razu zwęszył, że na pewno herbata i ciasto są zatrute. Bo jeżeli coś się pierdzieli, to całe, a nie w kawałkach. Nie może być tak, że nagle ma jakieś szczęście, czy los się do niego ładnie uśmiechnął i poczęstował serniczkiem, o nie. NA PEWNO coś by mu się stało, taki żywot Rena. Herbata rozlana, ciasto nie ruszone, zaś Ren skrzypnął drzwiami i wychylił się zza nich. Korytarz był jednak pusty. Nawet skrzypienie nikogo nie zwołało, nie było słychać, żeby ktoś się zbliżał. Czysto.
Sukces. W końcu życie uśmiechnęło się do ciemnowłosego. Stopniowo zaczął wychylać się z pomieszczenia, aby to niczym wprawny ninja przeskakiwać od ściany do ściany. Chciał przedostać się do głównego węzła zaopatrzeniowego. Przeważnie ten znajdował się blisko kuchni na sterowcu lub w kokpicie w miniaturowej lodówce. Dlatego też poprawił bluzkę, poprawił włosy, aby te przypadkiem nie zaszeleściły, a następnie ruszył. Pierw prawa ściana, a potem lewa i dwa razy prawa. Krok za krokiem, uważając na pułapki, aby w końcowym rozrachunku zderzyć się z jakąś komodą przewracając parę rzeczy na niej. Ba! Być może nawet jakieś szklane obiekty. Sprytni ludzie zostawili na niego pułapki. Mimo wszystko, chciał choć raz bohatersko uratować swoje życie. Dlatego też zawrócił. I poszedł w drugą stronę. Nawet do góry. Najwyżej przejdzie oknem piętro w dół, czy coś. Jak na tych filmach. Tylko najpierw zgarnie prześcieradło, albo obrus skądś po drodze. Albo firankę...
Frederica
Wytrwała Pierepałka
Liczba postów : 2947
Dołączył/a : 14/02/2014
Temat: Re: Chatka na skraju lasu Sob Sty 21 2017, 12:56
MG
Ren zdecydowanie był odważny. Nie czekał jak ten łoś, aż go złożą w ofierze Cthulhu, o nie. Niczym prawdziwy mężczyzna wziął sprawy we własne ręce. Niczym kowal swego losu, miał zamiar go zmienić. Miał zamiar uciec... W jego przypadku to było prawdziwe męstwo! Sprzeciwiał się złym ludziom, chcących nakarmić go serniczkiem. I tak oto niczym rasowy pomarańczowy dres z Konoszy przemieszczał się od ściany do ściany, by ostatecznie wpaść w bestialską pułapkę jaką było umeblowane pomieszczenie. No kto normalny stawia w domu komodę!? Huk porcelanowych słoników był chyba słyszalny w całym domu. Ren więc wykonał taktyczny odwrót, jednak kiedy tylko się odwrócił, za nim był mały chłopiec w wieku czterech lat. Spojrzał na porcelanę, później na Rena. Wpakował dużego, żółtego lizaka po czym zaciamkał głośno. I cały plan z oknem szlag trafił...
Ren
Liczba postów : 182
Dołączył/a : 21/04/2016
Temat: Re: Chatka na skraju lasu Nie Sty 22 2017, 11:37
Musiał walczyć do końca. Dlatego też nie mógł się teraz poddać. Nie mógł czekać też na moment, w którym to dziwne, ciamkające dziecko się odezwie. Niemalże natychmiast aktywował swoje zaklęcie, które miało nadpisać osoby, biorące udział w tym zdarzeniu. Dlatego dodałby tutaj do wspomnień człowieka, który korytarzem uciekał z koszykiem lizaków w przeciwnym do ciemnowłosego kierunku. Wszystko miało tylko taki cel, że właśnie dziecko zainteresuje się bardziej łakociami, a nastolatek przemknie niezauważony do pokoju, aby zrealizować swój plan burczącej w brzuchu ucieczki. Nie przewidywało to jednak faktu, że sam Ren niekoniecznie kontrolował swoją magię, ale to już szczegóły. Tak. Właśnie.
Czy pomysł był dobry? Może. A może nie? Albo zaklęcie nie zadziałało, albo zadziałało za bardzo, albo dzieciak miał na tyle ogłady, że tylko spojrzał w tamtym kierunku, zaciamkał trzy razy, spojrzał na swojego lizaka po czym zaczął ciamkać dalej. Wrócił wzrok na Rena, wyciągnął lizaka z buzi po czym podał go naszej ofierze losu uśmiechając się miło. - Kcesz? - zapytał chyba sądząc, że skoro gdzieś tam uciekł ktoś z koszem łakoci, to chyba może się podzielić swoim. W końcu i tak zaraz może sobie w każdej chwili wziąć nowego, prawda? Ha, takie sprytne i mądre dziecko. I cwane. Biedne rodzeństwo, nawet nie wiedzą, co im się pod dachem chowa...
Poniżej znajdują się buttony for, z którymi obecnie prowadzimy wymianę. W celu nawiązania współpracy zachęca się do odwiedzenia pierw tematu z regulaminem wedle którego wymiany prowadzimy, a następnie do zgłoszenia się w tym temacie. Nasze buttony oraz bannery znajdują się zaś w tym miejscu.
Layout autorstwa Frederici. Forum czerpie z mangi "Fairy Tail" autorstwa Hiro Mashimy oraz kreatywności użytkowników. Wszystkie materiały umieszczone na forum stają się automatycznie własnością jego jak i autorów. Dla poszanowania Naszej pracy uprasza się o nie kopiowanie treści postów oraz kodów bez uprzedniej zgody właścicieli.