Liczba postów : 11
Dołączył/a : 06/05/2013
| Temat: Vincent Hawkins Pon Maj 06 2013, 17:16 | |
| Imię:Vincent. Pseudonim:Brak. Nazwisko:Hawkins. Płeć: Mężczyzna. Waga:70 kg. Wzrost:190 cm. Wiek:23 lata. Gildia: Brak. Miejsce umieszczenia znaku gildii: Brak. Klasa Maga: 0. Wygląd: Mężczyzna w ogóle nie wygląda na wojownika, który chował się w jednym ze znanych klanów. Jego postura pozostawia wiele do życzenia, jednak nie powinna ona nikogo zwieść. Jest on dość chudy, a jego wzrost jeszcze bardziej podkreśla ten fakt, co sprawia wrażenie, że Vincent nie potrafiłby udźwignąć nawet worka z ziemniakami, nie mówiąc już o wytrzymałości. Zresztą nawet inne elementy wyróżniają się znacznie, przez co młodzieniec zwykle przyciąga uwagę przechodniów, gdy tylko znajdzie się w jakimś miejscu. Długie, białe włosy, które układają się w dość dziwny sposób i za żadne skarby nie chcą pomóc mężczyźnie wtopić się w otoczenie, nie mówiąc już o czerwonych oczach i twarzy, która nie wygląda zbyt przyjaźnie. Dlatego nie mogąc już nic innego zrobić, Vincent ubiera się w taki sposób, by dorzucić jeszcze więcej charakterystycznych cech, dzięki którym wszyscy łatwo go zapamiętają. Tors jest okryty uciętym z prawej strony, niebieskim kimonem ze zdobieniami o różowym odcieniu. Pod nim, białowłosy nosi czarną, przylegającą do ciała i sięgającą do połowy torsu koszulkę z długim, prawym rękawem, na którym wyrastają wypustki ciągnące się od barku, aż po dłoń. Od pasa w dół, mężczyzna ma na sobie błękitne, dość szerokie szorty sięgające do kolan. Spod nich, wyłaniają się ciasne nogawki, które doskonale pasują do wcześniej wspomnianej koszulki. Otulają one łydki, a na długości piszczeli, również widnieją kolce. Cały strój kończy się zwykłymi sandałami. Charakter: Vincent jest mężczyzną skrywającym swoje wszystkie prawdziwe uczucia, ponieważ uważa, że w dużej mierze dzięki temu udało mu się przeżyć. Dlatego właśnie odseparował się od społeczeństwa ignorując wszystkich, którzy chcieli nawiązać z nim jakikolwiek kontakt. Prawdą jest jednak, że białowłosy nie przepada za konwersacjami, co jest kolejną cechą, która odpycha od niego wszystkie napotkane osoby. Nawet, jeśli zdarzy mu się odezwać, to zawsze jest nazbyt poważny, co odbija się na jego twarzy, z której nigdy nie tryska radość. Oczywiście, zdarzają się wyjątki od tej reguły, jednak tylko i wyłącznie chłopak wybiera osoby, które mają zaszczyt zobaczyć jego przyjemną naturę. Jego historia i pochodzenie mają również duży wpływ na właśnie takie zachowanie. Urodzony w tak szalonym klanie wojowników przesiąknął już swego rodzaju rządzą krwi, która od czasu do czasu pojawia się podczas walk i to właśnie w tych momentach, najczęściej można dostrzec zadowolenie na jego twarzy. Jego cel, który postawił sobie po opuszczeniu wioski motywuje jego skrupulatność, jeśli chodzi o zadania, które otrzymuje. Nie porzuci misji. Nawet, jeśli będzie ona ponad jego siły, to będzie dumnie walczył, aż do śmierci. Historia: Wszędzie gdzie tylko nie spojrzeć panował mrok. Nic dziwnego, skoro nie dało się dostrzec w okolicy żadnej wsi, bądź małego miasteczka, nie wspominając już o tych większych. Prócz odgłosów zwierząt i bzyczenia różnego rodzaju owadów, nie było słychać niczego innego, co jeszcze bardziej podnosiło atmosferę, która nie była zbyt przyjemna. Po zejściu z gościńca i skierowaniu swoich kroków między drzewa, można było dostrzec radośnie skaczące płomienie, które rzucały światło na siedzącego przy nich mężczyznę. Już z daleka wyglądał na dość wysokiego, zaś jego dziwnie ułożone włosy, mogły dać błędne wrażenie, że osoba odpoczywająca przy ognisku nie jest człowiekiem. Ten nieznany nikomu młodzieniec, wyglądał na bardzo skoncentrowanego, chociaż jedyną rzeczą, którą teraz robił było wpatrywanie się w skaczące ogniki… Chapter I: Broń, to towarzysz wojownika. - Hej, obudź się! Obudź! – delikatny, chłopięcy głos zaczął docierać do uszu śpiącego sobie smacznie dzieciaka, który najwyraźniej nie miał zamiaru tak łatwo zmarnować czasu przeznaczonego na odpoczynek. Niestety słowa, które stawały się głośniejsze z każdą kolejną chwilą były nie do zniesienia, więc w pewnym momencie, oczy młodego wojownika otworzyły się, dostrzegając tego, który był tak podły, by go zbudzić. Był to starszy o trzy lata brat Vincenta, będący kandydatem na kolejną głowę ich rodziny. To jednak nie przeszkadzało białowłosemu w niczym, dlatego był naprawdę zżyty ze swoim jedynym rodzeństwem. – Czego chcesz? – zapytał bardzo powoli, starając się przy tym zebrać wszystkie myśli, które go otaczały. Gdy udało mu się to zrobić, ziewnął głośno i ze ślimaczą prędkością zwlókł się ze swojego łóżka, prostując następnie wszystkie zwoje kości. Jego brat nigdy nie budził go w tak gwałtowny sposób, więc jego sprawa musiała być naprawdę ważna, dlatego odwrócił się w jego stronę, spoglądając mu prosto w oczy zaś na jego twarzy pojawiła się powaga, której nie zmyłby żaden żart. Takao, który dostrzegł ten wyraz nie mógł zwlekać z odpowiedzią, dlatego postanowił niczego nie przedłużać. Na jego twarzy pojawił się nagle szeroki uśmiech, który zwiastował tylko jedno. Tak, dzisiaj nadszedł ten dzień, na który oni – młodzi wojownicy z klanu Kama-sun* czekali od dawna. Vincent dorósł już na tyle, by wybrać swoją broń, której będzie używał już do końca życia i to ona zostanie jego najwierniejszym towarzyszem podczas wszystkich potyczek. Bracia rozumieli się bez słów, więc nie minęła chwila, jak białowłosy był już ubrany i wybiegł ze swojego domu, pędząc do kowala, u którego czekał już ojciec młodzieńca. W tym momencie, chłopak musiał podjąć decyzję, która miała zaważyć na jego przyszłym stylu walki, oraz miejscu wśród rodziny. Był jednak zbyt młody, by zdać sobie sprawę z powagi tego wszystkiego, więc łatwo było wpłynąć na jego decyzję. - Glewia! Chcę walczyć glewią ojcze – powiedział spokojnie, jednak w jego głosie dało się wyczuć nutkę podniecenia… *** Mężczyzna otworzył gwałtownie swoje oczy, rozglądając się nerwowo po okolicy, jakby na siłę starał się wypatrzeć jakieś niebezpieczeństwo. Tak naprawdę nigdy nie zapuścił się aż tak daleko od swojego domu, bez swojej ukochanej broni, ani bez towarzyszy, którzy mogliby go wspomóc. Cholera… Czemu akurat teraz muszą mi się przypominać takie idiotyczne rzeczy? – rzucił nerwowo w myślach, starając się jakoś uspokoić. Ogień już przygasał, zaś słońce bardzo powoli zaczynało wystawać ponad horyzont. To była doskonała pora na wznowienie podróży, szczególnie, że ten las nie wydawał się na tyle bezpieczny, by spać w nim każdej nocy. Białowłosy zgasił całkowicie ognisko, a następnie zarzucił na swój bark małą torbę z prowiantem. Nie zostało tego zbyt dużo, dlatego chciał jak najszybciej dotrzeć do jakiegokolwiek miasta…Chapter II: Odmieniec i pomysł..
Minęło już 5 lat, odkąd Vincent wybrał swoją broń. Teraz był już dorosły, a trening, który przeszedł wzmocnił nie tylko jego ciało, ale też ducha. Nie było tego jednak widać, co wzbudzało niechęć innych wojowników z klanu. W porównaniu do nich, białowłosy był po prostu chudy i zupełnie nie pasował do tych osiłków, którzy wymachiwali wszystkim, co tylko się dało udźwignąć. Jedna rzecz pozwalała mu zostać wśród swoich, a były to jego umiejętności, które znacząco wyróżniały się spośród innych. Ostry dźwięk zderzającego się ze sobą metalu rozlegał się teraz po polu treningowym, na którym walczyło dwóch mężczyzn. Jednym z nich był właśnie Vincent, który wyróżniał się swoim wzrostem, jak i fryzurą, nie mówiąc już o broni, która była znacznie większa od niego. Jego postawa, błyszczące od potu czoło, oraz policzki, przyspieszony oddech świadczyły o tym, że był zmęczony. Mierzył się właśnie ze swoim bratem, po którym od razu było widać, że jest z rodu wojowników, lubujących się w walce ze wszystkim, co tylko stanie im na drodze. Jego kark oraz barki były znacznie szersze, a mięśnie bardzo wyraźnie widoczne. W dłoniach trzymał dwa topory, którymi najwyraźniej przysporzył swemu przeciwnikowi wiele problemów. Nie zmieniało to jednak faktu, że to właśnie Takao wyglądał znacznie gorzej, co wcale go nie zadowalało. W końcu miał być kolejną głową ich rodziny, a to mogło się nie udać, skoro Vincent był od niego bardziej uzdolniony. To właśnie białowłosy nagle wyskoczył do ataku szarżując na blondyna, z ostrzem wycelowanym prosto w pierś. To nie była zabawa, atak miał tylko jeden cel – zabić. Tak właśnie wyglądały wszystkie ich treningi, by przygotować ich ciała i umysły na najgorsze, co może się stać podczas walki… Kłęby kurzu wzniosły się w powietrze, gdy dwóch młodzieńców padło na ziemię, nie mogąc już wyciągnąć z siebie ani odrobiny siły. Obydwoje mieli na sobie powierzchowne rany, jednak wyglądali na zadowolonych. Krew, która w nich płynęła, nie pozwalała żałować, bądź bać się walki. Byli do tego stworzeni i gdy tylko mogli skrzyżować z kimś swoje ostrze, odczuwali niesamowitą radość. Ten dzień, który skończył się kolejnym remisem, był wstępem do najgorszych chwil, w życiu Vincenta. A głównym tego powodem był pomysł, który krążył w jego głowie od czasu, gdy na jednej ze swoich misji spotkał magów.
*** - Przepraszam! – męski głos wyrwał białowłosego ze wspomnień, przez co przez chwilę wydawał się jeszcze nieobecny. Szybko jednak potrząsnął głową i spojrzał w stronę mężczyzny, który właśnie prowadził wóz ze zbożem. Nie wiedział, dlaczego ten nieznajomy go zaczepił, a nie wyglądał na takiego, który zgubiłby drogę. Ten człowiek lekko się przeląkł widząc wzrok Vincenta, który do najprzyjemniejszych nie należał. Przełknął głośno ślinę i uśmiechnął się ze zdenerwowania spoglądając na swój pojazd. - Może pana gdzieś podwieźć? Dowożę do Magnolii zboże i już trzeci raz mijam pana na tej drodze… Tak długa wędrówka zapewne była męcząca, więc mogę pomóc… - rzucił niepewnie, drapiąc się przy tym po głowie. Młodzieniec wsłuchiwał się w każde słowo bardzo uważnie, aż w pewnym momencie, bez słowa wskoczył zwinnie na wóz, kładąc się na załadunek. Nie było zbyt twardo, a ten nieznajomy miał całkowitą rację… Vincent wędrował już od ponad tygodnia, a droga nie była usłana różami. Tak czy inaczej, nie zamierzał dziękować, nawiązywać rozmowy, czy czegokolwiek, co było powodem niezręcznej ciszy, jednak w końcu konie ruszyły, a drgania wozu tylko przyspieszyły proces zasypiania.
Chapter III: Duma wojownika.
Kolejne lata białowłosy spędził na doskonaleniu swoich umiejętności walki, co szło mu zachwycająco dobrze, jednak nie zmieniało to faktu, że był niechętnie przyjmowany do wszystkich grupowych zadań. Wszyscy się go wstydzili i było to spowodowane tylko tym, że był nadmiernie chudy. Dlatego młody wojownik postanowił, że zrealizuje swój pomysł, który pojawił się w jego głowie dawno temu. W tajemnicy przed rodziną, oraz całym klanem zaczął studiować magię. By uniknąć jakichkolwiek w podejrzeń, uczył się raz w tygodniu, mówiąc wszystkim, że wyrusza na jakieś drobne misje. Od czasu do czasu, starał się zniknąć na dłużej, ponieważ wyczuwał, że właśnie w tej sferze życia czuje się dobrze, nie mówiąc już o tym, że miał swój własny plan, na wykorzystanie mocy, do zwiększenia swoich własnych możliwości. To mogło przecież pomóc każdemu wojownikowi, który potrafiłby opanować tę sztukę. Niestety, mógł o tym powiedzieć dopiero wtedy, gdy skończy swój trening, ponieważ w miejscu, w którym się urodził, panowała bardzo ważna zasada. Dumny wojownik nie miał prawa używać magii. Dla nich, to były tanie sztuczki, które używane są przez tchórzy, którzy nie potrafią zaufać swojej własnej sile i broni. Dlatego Vincent tak ciężko trenował ciało i umysł, by ostatecznie pokazać wszystkim, że są w błędzie, że dzięki możliwościom, jakie dawały różne zaklęcia, mogli znacznie wzmocnić swoją pozycję. Uczył się tak przez kilka lat, aż do momentu, w którym został nakryty przez swojego brata… Oczywiście, gdyby nie to, że białowłosy był w stanie zagarnąć mu sprzed nosa tytuł, to pewnie nie pisnąłby ani słowa, jednak sytuacja byłą zupełnie inna. Takao nie mógł się powstrzymać, by nie skorzystać z takiej szansy, więc powiedział ojcu o tym, co robi Vincent. Nie trudno było się domyślić, co się stało, gdy chłopak wrócił. Wszyscy mężczyźni stali teraz przed wejściem do wioski, nie pozwalając wejść do niej młodzieńcowi. Nie mówiąc już o tym, że bez słowa rzucili mu worek z jedzeniem. - Od tej chwili przestajesz być moim synem. Nie masz prawa mówić, że należałeś kiedykolwiek do tego klanu! – wrzasnął mężczyzna, stojący na przedzie. Był to ojciec białowłosego, który nie wyglądał na takiego, który chciał w tym momencie żartować. – Oddaj też swoją broń – dodał jeszcze na koniec i powolnym krokiem podszedł do zaskoczonego chłopaka, który nie wiedział, co powiedzieć. Wielka gula stanęła mu w gardle, nie pozwalając nawet pisnąć. Ten moment przypieczętował całkowicie los młodego wojownika, który teraz musiał zająć się samym sobą, wyruszyć w podróż i znaleźć nowe cele, które będą zachęcać go do dalszego życia. - Jeśli tu wrócisz, to zostaniesz zabity, rozumiesz? A teraz wynocha! – rzucił gniewnie ojciec, a brat, z którym zawsze trenował, tylko wrednie i zwycięsko się uśmiechał. *** Vincent zerwał się gwałtownie, rozglądając się wokół. Widział jak mija kolejne budynki i dopiero w tym momencie uświadomił sobie, gdzie tak się znajduje i jakim cudem tu trafił. Magnolia, miasto, do którego przez cały czas zmierzał. W końcu udało mu się tu dotrzeć i to tylko dzięki pomocy tego człowieka, który najwyraźniej nie zwrócił uwagi na to, że białowłosy właśnie się obudził. To dobrze, bowiem chłopak mógł bez problemu zeskoczyć niepostrzeżenie z wozu i spokojnie ruszyć w swoją stronę, chcąc rozejrzeć się po okolicy. Tak właśnie zaczęło się nowe życie i nowa historia. I tylko sami bogowie wiedzieli, w jakim kierunku to wszystko zmierzało. _____ * Kama-sun: Nazwa własna klanu z którego pochodził Vincent. Umiejętności: - Mnich (1) - Kontrola (1) - Kontrola przepływu magii (1) Ekwipunek: - Jeden bochen chleba.
Rodzaj Magii: Kessoku (jedność, solidarność, złączenie) Vincent pracując nad swoim własnym stylem walki, opracował pewną metodę, która mogła znacznie podnieść możliwości wojowników, którzy urodzili się w tym samym klanie. Oczywiście, nie każdy mógłby czegoś takiego użyć, jednak znacząco poprawiłoby to zdolności wielu towarzyszom. Wiadomym jest, że zaklęcie powstaje na skutek ukształtowania magicznej mocy. Jednak, co by było, gdyby jej pozostawić ją w czystej formie i umiejętnie wykorzystać do podwyższenia zdolności potrzebnych każdemu wojownikowi? Właśnie z takim przekonaniem młody chłopak, który chciał zabłysnąć, zaczął potajemnie zgłębiać sztukę magiczną. Zdołał on zjednoczyć się ze swoimi zasobami energii, które mógł użyć do zwiększenia swojej mobilności. Tak powstało Kessoku, magia pozwalająca na wspieranie swojego własnego ciała, jak i broni, którą walczył. Oczywiście, jest ona bardzo wyczerpująca, co sprawia, że każde zaklęcie kosztuje więcej, niż w przypadku tych normalnych. Jest to spowodowane tym, że czystą magiczną moc znacznie ciężej kontrolować, niż inne zaklęcia. Przez ten fakt, magię tę można nazwać obusieczną. Wystarczy chwila nieuwagi w walce, a kontrolowany zapas magicznej mocy zniknie, a użytkownik zostanie bardzo szybko pokonany. (Zaklęcia każdej rangi kosztują więcej mnożnik wynosi 1.5)
Pasywne Właściwości Magii: Pierwsza z pasywny zdolności tak naprawdę nie ma specjalnej nazwy, którą można wykrzyczeć. Jako, że magia ta dzieli się na wzmacniającą ciało, oraz tą wzmacniającą broń, trzeba było znaleźć rozwiązanie, które pozwoliłoby połączyć obie części pozwalając tym samym na bardziej efektywne wykorzystanie zaklęć w walce. Zdolność ta działa biernie, co sprawia, że nawet, jeśli nie trzeba użyć swojej energii do rzucenia tego zaklęcia, to każdorazowe połączenie wzmocnienia ducha i wzmocnienia broni będzie kosztować 2% na turę.
- Przerwanie: Pozwala natychmiast przerwać rzucone wzmocnienie, pozwalając skorzystać z innych zaklęć. Po aktywowaniu tej umiejętności, wybrana zdolność zostaje wyłączona w tej samej turze.
Zaklęcia:
Hokyou Karada[Wzmocnienie ciała]:
-Hokyou ude [Wzmocnienie ramion](D): Vincent nie jest jeszcze na tyle doskonały w swoim stylu, by móc w pełni kontrolować magiczną moc. Dlatego ostrożnie kieruje energię do swoich ramion, nieznacznie zwiększając możliwości swoich mięśni, co daje mu możliwość wykonania nieco silniejszych ataków, chwytów, rzutów i wszystkiego, co wiąże się z górnymi kończynami. (Trwa maksymalnie 3 tury)
- Hokyou ashi[Wzmocnienie nóg](D): To zaklęcie działa na bardzo podobnej zasadzie jak wcześniejsze podkręcenie siły w ramionach. Jednak w tym wypadku, wzmocnione zostają mięśnie nóg, co pozwala na delikatne zwiększenie szybkości, siły kopnięć, bądź po prostu długości, lub wysokości skoku. (Trwa maksymalnie 3 tury)
- Ishi no hada [Kamienna skóra](C): Zaklęcie najbardziej przydające się w nagłych sytuacjach, kiedy szansę na unik są naprawdę niewielkie i trzeba postawić wszystko na jedną kartę, by zablokować nadchodzące niebezpieczeństwo. Niestety, ma ono bardzo wiele minusów, na które trzeba uważać. Wzmocnienie skóry może zostać użyte na całe ciało, bądź na poszczególne jego elementy. Wiąże się to z kosztami mocy, jaką czar pobiera w każdej turze. Nie licząc energii potrzebnej na użycie zaklęcia, pobiera ono: -9% MM na turę w przypadku użycia na całym ciele. -3% MM na turę w przypadku użycia na torsie. -2% MM na turę w przypadku użycia na rękach. -3% MM na turę w przypadku użycia na nogach. -1% MM na turę w przypadku użycia na głowie/szyi. (Wartości pobierane są nawet wtedy, gdy użytkownik zakończy działanie w tej samej turze!)
Hokyou buki [Wzmocnienie broni]:
-Niban yaiba [Drugie ostrze](C): Gdy Vincent walczy bronią jednosieczną, jest w stanie za pomocą magicznej mocy zrobić z niej oręż dwusieczny. W tym celu wysyła swoją energię bezpośrednio do ostrza, wytwarzając drugą krawędź. Jest to przydatne, szczególnie, gdy przeciwnik czuje się zbyt bezpieczne i nie spodziewa się tego typu rzeczy.(Trwa maksymalnie 2 tury)
-Hokyou yaiba [Wzmocnienie ostrza](D): Wytwarza na całej głowni otoczkę energii, która przylega ciasno do metalu, zwiększając jego możliwości tnące, oraz zasięg. Są to bardzo nieznaczne zmiany, a powłoka odstaje od końca ostrza o około 10centymetrów. (Trwa maksymalnie 3 tury)
- Kyo no bakuhatsu [Wielki wybuch](B): Jest to pewnego rodzaju zaklęcie używane w ostateczności. Jeśli przeciwnik jest zbyt twardy, bądź sytuacja wymaga szybkiego wykończenia wroga, a kończy nam się magiczna moc, to jest bardzo duże prawdopodobieństwo, że Vincent użyje tej umiejętności, która polega na dostarczeniu do ostrza jak największej ilości energii, by następnie uwolnić ją w jednej chwili, przy wykonywanym cięciu, które wykonywane jest najczęściej z góry, by w przypadku chybienia, fala uwolnionej mocy zraniła, bądź zbiła z nóg oponenta.
Ostatnio zmieniony przez Vincent Hawkins dnia Wto Maj 07 2013, 21:27, w całości zmieniany 1 raz |
|